,,Skoro życie jedno
Jedno jedyne nam dane
Czemuż jego sedno
Ciągle jest dla nas nieznane”.
Autorka
Życzę Ci jutra
Ja nie będę życzyć sto lat
Wieczność w wieku mam zamykać
Ja Ci życzę jutra zawsze
Żeby móc na niego czekać
Właśnie w jutrze jest spełnienie
W tajemnicy skrętnie skryte
W nim tęsknoty w nim marzenia
Odpowiedzi i moc pytań
Ja nadziei życzę Tobie
Co z mądrością chadza w parze
Życzę Ci by była z Tobą
Tak po prostu dana w darze
Życzę Ci byś była w gronie
Tych wybrańców szczęścia godnych
Oby jutro było jutrem
Sytym ale nigdy głodnym.
Rola matki
Piękną role ja dostałam
Ty dostałaś taką samą
Obie więc jesteśmy dumne
No bo duma jest być mamą
Chociaż trosk no i kłopotów
Dnia każdego nie brakuje
Słodkie brzmienie słowa mamo
Tak cudownie nam smakuje
Tyle wzruszeń że nie sposób
Wszystkich ich pomieścić w głowie
Przeżyć pięknych przeżyć nowych
Może kiedyś Ci opowiem
Torujemy naszym dzieciom
Drogę wąską i szeroką
Z całej siły się staramy
Dla nich wszystkich być opoką.
We wspomnieniach
Ja tak naprawdę nie odchodzę
Zostaję przecież we wspomnieniach
Nie dręcz więc duszy obolałej
Będę w Twych myślach i marzeniach
Porannej kawy smak przypomni
Jak dzień rozkwitał ze świtaniem
Ja nie chcę żebyś była smutna
I żyła tylko tym rozstaniem
Wsłuchaj się w słodki śpiew słowika
W szum liści na przydrożnym drzewie
Teraz to będzie ma muzyka
Tak będę śpiewał ja dla Ciebie
Śpiewał Ci będę i zaczekam
Na kwietnej łące tuż za górką
Przecież spotkamy się czas płynie
Przypłyniesz do mnie małą chmurką.
Szklana zjawa
Mróz pocieszał brzozę płaczkę
Głaskał od samego rana
Tak przytulał nieboraczkę
Para była z nich udana
Znieruchomiał w swoim dziele
Kiedy ujrzał co się stało
Takich zjawisk czy niewiele
Drzewo szatę przyodziało
Każda witka i gałązka
Konar pień wszystkie odnuża
Przyoblekły szklane wdzianko
Jakby w lukrze je wynurzać
Chociaż nadal się kołysze
Jeszcze wczoraj taka słaba
Wdziękiem wita dziś przybysza
Piękna niczym szklana zjawa
Za dnia ślicznie nam błyszczała
Przy świetle latarni nocą
Jeszcze piękniej wyglądała
Przykuwała wzrok swą mocą
W tym wydaniu jest magiczna
Już nie szara nie płacząca
Jakby bardziej romantyczna
Szkoda że się boi słońca.
Bez zbędnych pytań
Doświadczenie choć bolesne
Na własnej skórze zdobyte
Niesie bardzo dobrą szkołę
Nie zadaje zbędnych pytań.
Mądre rządy
Mądre rządy to te
Które pożytek
Nie tylko rządzącym
Ale i poddanym niosę.
Jutro
Jeżeli chcemy żyć
Nie bójmy się jutra
Nawet jeśli bardziej nas przeraża
Aniżeli napawa nadzieją.
Od rozstania do spotkania
Zdałoby się przywyknąć już pora
To kolejne jest nasze rozstanie
Znów nam przyjdzie czekać od nowa
Na rodzinne nam bliskie spotkanie
Starsi mówią nałożyć się trzeba
Głowy nadto nie trudzić myślami
Przyjdzie czas i dla nas łaskawy
Zasiądziemy do stołu nie sami
Jednak nutka tęsknoty wymknęła
Trąca serce wrażliwe z uporem
Może trącać ale troszeczkę
Przecież nie jest dla nas upiorem
Już od dzisiaj liczyć będziemy
Te tygodnie co szybko mijają
Czekać przecież tak dobrze umiemy
I rodzice i dzieci czekają.
Boimy się jutra
Czy wszyscy boimy się jutra
Nie wszystkim dola jednaka
Stary udaje głuchego
Młody zgrywa chojraka.
Nie potrafisz
Jeżeli nie potrafisz
Cieszyć się dniem dzisiejszym
To jutrzejszy
Równie smutny będzie.
Jak obity dzbanek
Pędził życie Janek
Jakich wiele było
Jak obity dzbanek
O nim się mówiło
Rodzina nie chciała
Żona zostawiła
Konkubina chytra
W skarpetkach puściła
Smutki swoje Janek
W alkoholu topił
Nieraz już bywało
Jak wielbłąd się opił
Zbierz swe siły Janku
Pomaluj swój dzbanek
Nim ludzie powiedzą
Tutaj leży Janek.
Kombinował leń
Kombinował leń co rano
Aż mu trzęsły się galoty
Znów mu ultimatum dano
Ma się zbierać do roboty
Myślał co dzień co wymyślić
Byle tylko dać drapaka
Każda praca jemu dana
Wydawała się nijaka
Mądry w gatce
Choć od zaraz
Pić i palić
Mógłby naraz
Zjeść i owszem
Też nie zmała
Komu z takim leniem chwała.
Drogowskazy
Życie pełne drogowskazów
Są w nim jednak i skrzywione
Jak odczytać je właściwie
Żeby ruszyć w dobrą stronę.
Dialog
Zabrakło dialogu
Zdziwieni są teraz
Że dziecko im błądzi
I gubi się nieraz.
Czas
Zawsze nam towarzyszy
Nigdy się nie myli
Tylko do przodu zmierza
Składając chwilę do chwili.
Ucho w dzbanie
Urwało się ucho Ci w dzbanie
Już wody nosił nie będzie
I próżne Ci teraz czekanie
I przyczyn Ci szukać by wszędzie.
Prosto z mostu
Czy tak można
Któż chce wiedzieć
Prosto z mostu
Wziąć powiedzieć
To co w sercu
I na duszy
Nie brać w głowę
Kogo ruszy
Cóż wyniknie
Z tej rozmowy
Komu będzie
Ból gotowy
Komu włos
Komu posada
Mówić milczeć
Jak wypada.
W tłumie
Łatwiej twarz jest zapamiętać
I wyłowić nawet w tłumie
Trudniej serce dobre znaleźć
Jeszcze trudniej je zrozumieć.
Wierni przyjaciele
Rodziny nie wybierasz
A wierni przyjaciele
Sam sobie ich dobierasz
Nie musisz mieć ich wiele
A z nimi choćby góry
Przenosić wnet od zaraz
I siła i nadzieja
I wszystko jakby naraz
A kiedy smutek bieda
Przygniecie Cię do ziemi
Podniosą Cię przygarną
Byś ciągle bywał z nimi.
Ze smutkiem
Ze smutkiem czasem wypij kawę
On jest wpisany w ludzkie życie
To dzięki niemu codzienny obraz
Jest wielobarwny w naszym bycie.
Noc się innym prawem rządzi
Załomotał ptak skrzydłami
A Ty myślisz przerażona
Że to może czyjaś dusza
Rozpościera swe ramiona
Gdzieś w podwórzu pies zaszczekał
Dźwięk żałosny przeciął ciszę
A Ty myślisz wilcy wiją
Stara grusza się kołysze
Zaskrzypiało wielkie drzewo
Wiatr z uporem je wygina
Ono stare i uparte
Myśli ciągle że wytrzyma
A za oknem księżyc w pełni
Co zegara nie używa
A z nim ciągle nowe cienie
Tyś już prawie ledwie żywa
Noc się innym prawem rządzi
Sen gdzieś zniknął i nie wraca
Umysł ze snu wybudzony
Świat do góry Ci przewraca.
Czy się odrodzi
Czy się odrodzi
Jak Feniks z popiołów
Człowiek co przepadł
W zawiści odmętach
Czy usiądziemy
Raz jeszcze do stołu
Szukając wskazówek
W życiowych zakrętach
Zaczniemy od nowa
Nie drażniąc pamięci
Sił nam nie brakuje
Nie brak też i chęci
I kroczek po kroczku
Stawiając do przodu
Zbudzimy nadzieję
Nie niszcząc nam grodu.
Człowiecze poczynania
Człowiecze poczynania
Intrygi nićmi szyte
Nigdy nie wiesz do końca
Co gdzie jest w nich ukryte.
Na pastwę
Wczoraj jeszcze otworem
Dziś zatrzaśnięte przed nosem
Chwytasz dłonią za klamkę
Patrzą na Cię z ukosa
Ktoś podstawia Ci nogę
Znów obite kolano
Skąd Ci ludzie się wzięli
Gdzie ich nam wychowano
Wokół zmowa milczenia
Uśmiech grymasem skrzywiony
Patrzysz i nic nie rozumiesz
Kto tu dzisiaj szalony
Płakać śmiać się
Już nie wiem
Co mi ulgę przyniesie
Ludzie są niczym wilcy
W dzikim złowieszczym lesie
Na pastwę jeden drugiego
Wystawiają w pośpiechu
Ani przy tym skrupułów
Ani poczucia grzechu.
Ogień olimpijski w Pekinie
Przyniesiony z daleka
Migocze i płonie
Zatknięty w płatku śniegu
Niczym w gwiazd koronie
Uniesiony ku górze
By wszyscy widzieli
Jak wielkie w nim przesłanie
Żeby zrozumieli
Że siła tkwi w młodości
Której pokój świata
To ogromna wyzwanie
Na całe dnie i lata.
Nikt mnie nie zapytał
Nikt mnie nie zapytał
Nie było wyboru
Ni ludzi
Ni miejsca
Każdy by do dworu
A chata z klepiskiem
A w niej niedostatek
I z kolejnym rokiem
Coraz więcej dziatek
Nikt mnie nie zapytał
Nie było wyboru
Uśpiona ma dusza
I serce uśpione
Nie mogły zrozumieć
Tego co minione
Już się przebudziłam
Już teraz rozumiem
Że wszyscy tak samo
Giniemy dziś w tłumie.
Szkoły tej nie ma
Nie ma szkoły umierania
Gdzie nauczyć się tej sztuki
Kiedy przyjdzie czas rozstania
To nie pora na nauki.
Słodka obietnica
A ja czasu nie poganiam
A on pędzi jak szalony
Środa to czy już niedziela
Dokąd on nieszczęsny goni
Ku starości ku końcowi
Krótka chwila żywot wieńczy
Jak przytrzymać by przystanął
Może w końcu sam się zmęczy
Dobre chwile
Umykają
Złe choć wolniej
Też mijają
Nie masz wpływu
Mój człowiecze
Cóż ten czas z nami wyprawia
Leci
Pędzi
Może wlecze
Może jemu to zabawa
Może gratka gra szarada
Czy tak można
Czy wypada
Komu słodka obietnica
I kolejna wiosna dana
Kto się będzie nią zachwycał
Co dzień od białego rana.
Mój specjał
To lekarstwo mam przy sobie
Gdyż apteka w środku miasta
Ziunią zwie się ten mój specjał
Znany już od czasów Piasta
Cujki niczym stetoskopy
Wiedzą kiedy jestem chora
W mik działanie podejmują
Szybciej nawet od doktora
Miejsce chore w lot znajduje
Tak otuli swoim futrem
Pot na czoło już wstępuje
Zdrowie idzie razem z jutrem
Różnie myślą różni ludzie
Są na świecie różne rzeczy
A ja pewna jestem tego
Że mój kotek dobrze leczy.
Ziarenko zwątpienia