Z dedykacją dla żony Kamili, która pozwoliła mi zrozumieć istotę miłości.
Słowa duszy
Gdzieś tam za oknem szara smuga ziewnie,
Gdzieś spomiędzy lasu wiatr zawieje śpiewnie,
Płomień świec zatańczy, cień zostawi mgielny,
Urzeczony snami, nie zostanie bierny.
Pustkę w sercu mając widzi różne znaki,
W duszy własnej, chcąc wypełnić braki,
Widzi ją codziennie, nigdy nie zapomni,
Czyta słowa duszy, jej pamięci pomnik.
Słowa nie przeminą, póki serce słucha,
Znaki odczytuje, trwając w tamtym świecie,
Słyszy ciche szepty nadstawiając ucha.
Życie przeminęło, nie ma już niczego,
Ona stąd odeszła i nie wróci przecież,
On sam został pewien uczucia swojego.
Pragnę miłości
Pragnę miłości pięknej, wspaniałej
Tańczącej wiatrem
Pragnę czułości niezapomnianej
W starej komodzie kurzem pokrytej
Wielką miłością chcę być pijany
Cieszyć się, tańczyć snem niezapomnianym
Marzyć na jawie, śmiać się radośnie
Biegnąc otwarcie ku idącej wiośnie
Co dzień parzyć kawę, czując zapach rosy
Na łące wśród kwiatów przechadzając bosy
Pragnę miłości, Twojej uwagi
Zapiszę w sercu te wszystkie znaki
Od Ciebie płynące, najmniejsze sygnały
To że jak ja widzisz, że świat ten jest mały
A w nim my dwoje, miłością splątani
Znaleźliśmy się razem, kochankami zwani
Razem już bądźmy, chcę tej miłości
Z Tobą dzielić smutki i wszystkie radości
Wielkiej miłości odwzajemnionej
Ze wszystkich tajemnic najpilniej strzeżonej
Tej chcę miłości
Tej chcę czułości
Tak od dziś żyć chcę
W sercu czując pragnienia Twe
Pustka
Słów mych nie pomnę, wierszy nie zliczę,
choćbym Adama przerywał ciszę.
Miliony uczuć nieopisanych wyrwać nie mogę,
z pośród odmętów mego umysłu,
czując trwogę.
Nie mogę…
Uwolnić ducha tego,
który moich myśli wiernie słucha,
zmieniając emocję w najprawdziwsze słowa.
On mnie prowadzi.
Piękna jego mowa.
Słowa składa w wersy.
Tuszem zapisana kartka — pusta, zapomniana…
Pióro nie drgnie,
choć serce krzyczy.
Do Ciebie
Ile czasu mam szukać największego skarbu,
Ukrytego gdzieś z dala poza ludzkim zasięgiem.
Powiem Ci, co serca mego jest dźwiękiem —
Przed Twym obliczem na kolanach przyklęknę,
I złożę Ci swą najświętszą przysięgę.
Rzeknę Ci słówko, to jedno najwspanialsze:
„Kocham”, i kochać Cię będę już zawsze.
Milczysz ciągle moja miła, me słoneczko, cudzie boski,
Chcesz powiedzieć to co czujesz, chcesz wyrzucić swoje troski.
Nie rozumiem Ciebie wcale, nie wiem o co Tobie chodzi,
Co zamierzasz, rzeknij szczerze, zachowaniem swym mnie zwodzisz.
Nie podzielasz moich uczuć, lecz też zranić nie chcesz mnie
Patrzysz na mnie swymi oczy, w końcu mówisz krótko — „nie”
Delikatnie, z żalem wielkim, chcesz być przyjaciółką mą,
Nic nie mówię, Ty odchodzisz, zabierając miłość tą.
Na cóż, życie mi potrzebne… Nie chcę, znosić takiej męki,
Żal ten, smutek bezgraniczny, te największe w życiu lęki,
Ból wciąż spala moja duszę, Piekło ziemskie mnie otacza,
Ścieżką życia swoją szedłem, teraz ona w otchłań zbacza,
Kroczyć dalej nią już nie chcę, to za trudna dla mnie droga,
Dziś wyrzekłem się wszystkiego, nie ma dla mnie nawet Boga.
Oni — Prolog
Bądź błogosławiony Panie mój i Boże
Wszystkie moje czyny, które dla Cię tworzę
Są darem od ciebie, ze mnie wyrzeźbionym
W prostych modlitwach ku tobie wyproszonych
Tyś mi zesłał łaskę, bym ja opowiedział
O wielkim uczuciu, któreś ty podsycał
Ogniem swoim świętym, boskim zapatrzeniem
W prostym dla człowieka, każdego stwierdzeniem
„Kocham Cię” miłością od Boga sławioną
Przez wszystkich poetów, mistrzów potwierdzoną
Bądź dla mnie natchnieniem Boże miłosierny
Bym był zawsze gotów, bym był zawsze wierny
Twoim świętym słowom, Twym boskim nakazom
Które mnie prowadzą, które mnie nie zdradzą
Bądź mą inspiracją, nigdy nie bądź zgubą
Bądź moim nakazem, bądź też moją chlubą
Pod Twym mądrym słowem stanę ze sztandarem
Dla niewiernych będąc, na zawsze koszmarem
By ich puste dusze napełnić Twym słowem
I ich serca chronić przed piekielnym tworem
Dawniej jak dziś, takie rzeczy się zdarzają
Że się dwoje ludzi w świecie spotykają
Niby nic, a z jednej iskry rozpalonej
Roznieca ogień, w duszy osamotnionej
Sprawia, że na nowo życie sens nabiera
I owoce miłości na nowo zbiera
To głos jest cichszy niżby najcichsze szepty
Z oddali słyszany jakby z jakiejś krypty
Mimo, że nie słyszysz głosu zbyt wyraźnie
Czujesz co Ci mówi, czujesz jego jaźnię
I za nią podążasz, wiedząc, że twym celem
Jest to, czego szukasz, pod boskim kuratelem.
Krokiem coraz szybszym zbliżasz się do celu
Potknięć po drodze nie zliczysz tak wielu
Jednak ciągle wstajesz i na nowo ruszasz
Do wysiłku znowu ciało swoje zmuszasz
Tam gdzie cię kieruje twoje własne serce
Tam gdzie twoja miłość, tam gdzie twoje miejsce
Tam gdzie jest twój cel, tam gdzie przeznaczenie
Pod tym świętym słowem znajdziesz odrodzenie
O tym właśnie teraz chciałbym opowiedzieć
By każdy czytelnik, mógł już zawsze wiedzieć
Jaką wielką łaską będzie napełniony
Gdy się w końcu dowie komu jest stworzony
By mógł chwalić Ciebie, za Twe piękne dary
Doceniać uczucia nawet będąc starym
By mógł przy swej śmierci oddać siebie Tobie
By mógł spocząć gotów w przeznaczonym grobie
Myśli
Cóż się ze mną dzisiaj stało
Co w mym życiu zamieszało
Różne myśli w mojej głowie
Lecz ja wciąż myślę o Tobie
Nie dopuścić, nie uwolnić
Tej fontanny nie chcę zwolnić
Imię twe chcę ukryć w sobie
Lecz ja wciąż myślę o Tobie
Noc — dopiero to katusza
Czując dotyk Morfeusza
W moim śnie są aniołowie
Lecz ja wciąż myślę o Tobie
Trzeźwo patrzę na swe życie
Wsze urazy chowam skrycie
Przeszłość widzę w twej osobie
Lecz ja wciąż myślę o Tobie
Idę w tamto miejsce święte
Gdzie się stało niepojęte
Byłem dziś na naszym grobie
I ja wciąż myślę o Tobie
Miłość wielka, niepojęta
Niczym zmyta, nie przejęta
Tego nie zabije w sobie
Bo ja wciąż myślę o Tobie
Do niej
Miliony myśli mieszczę w głowie swojej
Miliony myśli, te uczynki Twoje
Miliony myśli nie poukładane
Miliony myśli cierpieniem oblane
Tysiące wspomnień kryje ciągle w sobie
Tysiące wspomnień — wszystkie są o Tobie
Tysiące wspomnień, trzymają mnie jak lina
Tysiące wspomnień, wciąż miło je wspominam
Setki spotkań naszych czyniło mnie szczęśliwszym
Setki spotkań naszych było czymś najmilszym
Setki spotkań naszych, podziwiałem Twą urodę
Setki spotkań naszych, brak ich przyniósł szkodę
Wiele nocy nieprzespanych, tych ze łzami, tych z rozkoszą
Wiele nocy nieprzespanych miano najwspanialszych noszą
Wiele nocy nieprzespanych przed oczami wciąż cię mając
Wiele nocy nieprzespanych wciąć o Tobie rozmyślając
Kilka ledwie uczuć zapamiętać mogę dziś
Kilka ledwie uczuć martwych jak opadły liść
Kilka ledwie uczuć — teraz to już mało
Kilka ledwie uczuć w sercu mym zostało
Prawdziwa miłość
Dwoje kochanków miłością złączonych,
Dla tej miłości tylko stworzonych.
Świata nie widzą, oślepieni uczuciem,
Kierując się w życiu instynktu przeczuciem.
Prawdziwa miłość tak właśnie wygląda,
Ona za niczym się nie ogląda.
Oni dla siebie tylko zrodzeni,
Gdy się znaleźli świat im się odmienił.
Dwa wielkie serca, dwie czyste dusze,
Łącząc się przestały odczuwać katusze.
Bóg niesprawiedliwie świat ten podzielił,
Rozdzielając to co winno być jednością.
Dwie cząstki, rozdarte, na zawsze tym odmienił.
Złączenie ich ponowne nazywa się miłością.
Kochankowie tacy są boskim oczkiem w głowie.
To dla nich świat ten został stworzony.
Gdy mówisz szczerze „Kocham” drugiej osobie,
I wiesz, że to dla niej zostałeś zrodzony
Wtedy niebiosa się otwierają
I parę kochanków do siebie zabierają
Po ziemi kroczą, lecz w niebie żyją
Ich pełne uczuć dusze u siebie już kryją.
Gdyby
Gdyby woda zamiast lawy
Gdyby most zamiast przeprawy
Gdyby z nieba miast z uprawy
Czy by był nasz świat ciekawy?
Gdyby wino zamiast kawy
Gdyby dżem zamiast przyprawy
Gdyby miłość zamiast zdrady
Czy by miał swój smak słodkawy?
Gdyby kij zamiast odprawy
Gdyby głód zamiast strawy
Gdyby bat zamiast zabawy
Czy nie byłby on koślawy?
Gdyby sens zamiast żenady
Gdyby wolność zamiast kraty
Gdyby jedwab zamiast szmaty
Czy nie byłby zbyt bogaty?
Gdybym kochać mógł Cię zawsze
Byś patrzała jak ja patrzę
I tuliła jak ja tulę
I mówiła do mnie czule
Gdybyś czuła co ja czuję
Znała myśli, które snuję
I mówiła miłe słowa
Że na zawsze chcesz mnie kochać
Gdybyś szczerze mnie kochała
Przy mnie zawsze pozostała
Wiele lat ze mną przeżywszy
Czy ja mógłbym być szczęśliwszy?
Oni — pieśń I