.
Słowa od zawsze w życiu człowieka odgrywają wielką rolę. Służą komunikacji, dostarczają wiedzę, jak i potrafią wywołać w nas każde uczucie. Zatrzymam się jednak na słowie poezja. Czym ona właściwie jest? Być może to kropla życia zamknięta w czasie… Biegnące dni w chwilach radości i smutku doświadczają nas wszystkich. Przecież nikt nie jest w tym jedyny. Poezja nie tylko potrafi to dostrzec, ale i wejrzeć do środka. Unieść obraz emocji, aby wewnątrz mogła wypłynąć nad pęd codzienności. Stać się dla ludzi oczami serca i duszy.
***
milczeniem jest księga, gdy patrzy
a potem słowem, kiedy stronę otwierasz
i z chwili zamilkłej płyną obrazy
myślisz, że mówisz, że czytasz
a to słowa czytają ciebie
bo za nimi stoisz ty — księga
— green green —
sama nad rzeką
czemu moja wierzbo płaczesz
i ramiona w niebo wznosisz
przecież będzie jeszcze wiosna
zieleń życiem znowu wstanie
a ptak gniazdem radość wróci
czemu blade usta twoje
liczą krople rzeki
ich minuty czas nie wróci
przeto szeptem opowiadaj
by niebyły obce wodzie dzieci
spójrz na niebie wachlarz słońca
jak jesienią dłonie serca
kiedy zapisane w liściach słowo
ukazuje przemijania piękno
dalej milczysz, łzą zamarzasz
bieląc wkoło trawy
ach już widzę…
tyś tu sama nad tą rzeką…
szept duszy
noc sny w szepty nawleka
ciche jak skrzydła anioła
a na niebie księżyc
budzi srebrne motyle
które marzenia
zdmuchują w mleczach
i nic to, że znikną
zbudzone o świecie
bo puchem świata
nie los, nie życie
lecz pięknem są tylko chwile
w duszy człowieka…
czasem tak trudno…
na oknie dusza cicho jak motyl
rozkłada wilgotne skrzydła
szukając ciepłego obrazu
lecz z ramy zdarzeń brzemienny zegar
wydaje na świata kolejnego wilka
a potem ćma zjada motyle
i twarz na szybie jak pelargonia
biało-pajęcza w zaklęciu lustra
zmienia powoli serce w pająka
by złowić szept, chociaż mały
choćby jedyny
tyci, najmniejszy…
czasem tak trudno znaleźć drogę
nawet gdy sen spada księżycem
i mąką znaczy nocną gęstwinę
bo kiedy próbujesz dłonią
zebrać z niej ślady
nakarmić usta, chociaż tęsknotą
to chleb jak kamień spieczony świtem
opada drzwiami, zamykając jaskinię…
wyszło na chwilę
ktoś powiedział wyszło na chwilę
a potem zgasło niczym słońce…
na oknie dłoń kreśliła słowa
lecz tylko księżyc
czasem ćmą lunatykiem
wrzucał monetę
a ona na dnie jak w studni śniła…
ktoś powiedział, wyszło tylko na chwilę…
liczyłem fale…
liczyłem fale dotykające brzegu
i choć znikały
to kolejne płynęły i płynęły
gładząc odciśnięte ślady
białe skrzydła morza
tęskne jak za chmurą niebo
kiedy obraz wiatr ubiera
szeptem kropli zaglądały w oczy
mewy krzykiem na języku wody
rozcinały ciche słowa
topiąc zamki z piasku
ulepione niczym śniące twarze
a ja znowu
próbowałem liczyć fale…
twe łzy
mówisz, że jesteś deszczem
i pytasz, czy słyszę w nim słowa
a ja nie wiem, czy one to ty
czy deszcz otwiera się we mnie
a kiedy mówisz
by słowom nie wierzyć
wierzyć im muszę
albowiem
co z wątpliwości się rodzi
tylko prawdę odkryć może
że deszczem były
twe łzy…
słońce tak nisko
słońce tak nisko
jak usta w wodzie
a noc gdzieś błądzi
w ziarnach klepsydry
i czerwień płynie
pocałunkiem tęsknoty
rzucając w myśli
kawałek chleba
— lecz ptak daleko
być może do snu
ułożył już skrzydła
słońce tak nisko
jak kamień
co mąci wodę
a listowie szeptem
w pajęczych zasłonach
wiatr delikatnie
marzeniem porusza
.
»
drżą ciche słowa
i mgła niczym woal
oddech przez krople
sznurami korali
w trawy nawleka
a każda kropla
pocałunkiem
— wiosny zakwita…
słońce tak nisko
płatkami maków
z nocą się droczy…
cień patrzy sową
jakby poplątał nici
i spija echo
przez słomkę duszy
a słońce tak nisko
jak serce
z rozlanego wina…
spacer w deszczu
noc w kroplach deszczu
rozmazuje lampy
poruszając cienie
na wieży zegar
chrapliwie oddycha
przez rdzawy uśmiech
starego dachu
— cisza próbuje zaszyć miasto…
kałuże płyną
jak czarne oczy
malując rzęsy
snem mokrej ziemi
a w parasolach liści
wiatr szepty zbiera
noc taka cicha
jest w ciepłym deszczu
— w sam raz na spacer…