Wstęp
Oddaję w Twe ręce drogi Czytelniku drugi zbiór opowieści z pogranicza śląsko — łużyckiego, czyli de facto dwóch obecnych powiatów: żarskiego i żagańskiego.
W tym zbiorze tematykę opowieści kreuje geologia. Krajobraz, który dziś widzimy, to pozostałość po zlodowaceniu środkowopolskim, które rozpoczęło się ok. 300 tys. lat temu. Ustępując przed 120 tysiącami lat pozostawiło urozmaicony teren w którym lodowiec ukrył bogactwa mineralnie, a topiący się lód rzeźbił teren pozostawiając rzeczne pradoliny, głębokie jary polodowcowej moreny czołowej i wzgórza.
Bogactwa mineralne regonu starali się od wieków wykorzystywać mieszkańcy, stąd liczne pokopalnianie wyrobiska, zarówno po po kopalniach odkrywkowych jak i głębinowych.
Ten zbiór opowieści skupia się na wzgórzach, ale też zbiornikach wodnych, które wykorzystywano gospodarczo oraz jako kąpieliska. Intrygujące są zwłaszcza dwa lasy miejskie: żarski i żagański, które ze sobą graniczyły.
Nie braknie także opowieści z dreszczykiem, bo omawiam tu miejsca straceń w regionie — szubieniczne wzgórza.
Łagodny klimat i ukształtowanie terenu sprzyjało przed wiekami uprawie winorośli w regionie. Dziś sukcesy odnosi winnica Saganum w podżagańskim Bożnowie, a żarskie Towarzystwo Upiększania Miasta od 2007 r. organizuje Jarmark Miodu i Wina, bo też tradycje pszczelarskie region ma olbrzymie.
Tak więc zapraszam do lektury drugiego zbioru opowieści z pogranicza śląsko - łużyckiego w którym dominuje zieleń lasów, chłód wód, czerwień wina i złoty blask miodu z pogranicza Śląska i Łużyc.
Wieża Żelaznego Kanclerza na Szubienicznym Wzgórzu
W Żaganiu, na szczycie wzgórza, gdzie w 1575 r. dokonała się kaźń seryjnego mordercy — Pusch Petera, stanęła wieża poświęcona Ottonowi von Bismarckowi (1815 — 1898) — „Żelaznemu Kanclerzowi”. Czwarta w regionie, po wilkanowskiej otwartej w 1902 r. wschowskiej z 1905 r. i świebodzińskiej z 1908 r. Ale za to znacznie okazalsza.
Jakie mamy skojarzenia z Bismarckiem? Jako Polacy nienajlepsze. Wiadomo co pisał do swej siostry w 1861 r.: „Bijcie Polaków, ażeby aż o życiu zwątpili. Mam wielką litość dla ich położenia, ale jeśli chcemy istnieć, to nie pozostaje nam nic innego, jak ich wytępić. Wszak wilk nie jest temu winien, że go Bóg stworzył takim, jakim jest, i zabija go też za to każdy, kto tylko może”. No cóż, może to i na pierwszy rzut oka wygląda to na zjadliwie antypolski atak, ale z drugiej strony widać, że „Żelazny Kanclerz” obawiał się nas, Polaków. Niemiecki nacjonalizm wykształcił się późno, ale z powodu swej neofickiej gorliwości był bardzo agresywny. No i bardzo pruski. A pruski był zawsze Ordnung, czyli porządek i siła armii. Krwią i żelazem Otton von Bismarck doprowadził do powstania II Rzeszy Niemieckiej, państwa, które zaczęło się niezwykle dynamicznie rozwijać w ostatniej ćwierci XIX i początku XX w. Wdzięczni obywatele i niemiecka diaspora wybudowali w latach 1869 — 1934 ku chwale i czci „Żelaznego Kanclerza” aż 238 wież. W określone dni ku czci twórcy zjednoczonych Niemiec miał płonąć na wieżach widoczny z daleka ogień. Nigdy nie ustalono terminu dla całych Niemiec i lokalne społeczności same decydowały o zapaleniu ognia: jedni w rocznicę urodzin, drudzy w rocznicę śmierci, trzeci w kolejną w rocznicę zwycięstwa armii pruskiej w bitwie pod Sedanem w wojnie z Francją w 1870 r., a inni w czasie letniego przesilenia słonecznego itd. Zupełnie niepruski porządek…
W kwietniu 1899 r. w wyniku konkursu wśród niemieckich studentów, większość wież miała powstawać według zwycięskiego projektu Wilhelma Kreisa pt. Zmierzch Bogów. Miały to być kamienne budowle wznoszone na planie kwadratu na wielostopniowej podstawie z surowym cokołem i zwieńczone nadbudową dla odsłoniętej misy ogniowej. W tej formie zbudowano jednak tylko 47 wież. Projekt Kreisa przypomina za to żagańska Wieża Bismarcka.
Jej budowę zainicjował starosta żagański Johannes von Neefe und Obischau w sierpniu 1902 r. Po kilkunastu miesiącach prac nad projektem, wiosną 1904 r. zawiązał się tymczasowy komitet budowy, któremu udało się zebrać 651 marek darowizn. Podczas oficjalnego zebrania 16 kwietnia 1904 r. przewodniczący komitetu, żagański burmistrz Simon, przedstawił koncepcje budowy pomnika Bismarcka. Poddano pod głosowanie, czy w Żaganiu powinien stanąć pomnik Bismarcka w formie posągu, czy raczej kolumny ogniowej. Jednogłośnie opowiedziano się za Wieżą Bismarcka. Jako miejsce budowy wybrano Wzgórze Szubieniczne. W tamtych czasach niewielu pamiętało już dzieje żagańskiego miejsca kaźni, za to w romantycznym duchu nazywano je Wzgórzem Zamkowym. Na posiedzeniu wybrano nie tylko komitet honorowy, ale także wykonawczy. Na przewodniczącego wybrano emerytowanego generała dywizji von Steinmetza. Z takim nazwiskiem, które nosili znani pruscy dowódcy, nie miał żadnej konkurencji.
Pierwsze posiedzenie komitetu wykonawczego odbyło się 4 czerwca 1904 r. w niewielkiej, acz uroczej restauracji „Belaria”, która mieściła się przy dzisiejszej ulicy Kożuchowskiej. Blisko miejsca, gdzie planowano wystawić wieczny pomnik zmarłemu 6 lat wcześniej Bismarckowi. Na koniec zebrania wystosowano apel do wszystkich organizacji i mieszkańców okolicznych wsi o wsparcie. Kombatanci dali 150 marek, a mieszkańcy podażagańskich wsi zbierali na budowę kamienie. Właściciele hut szkła: Franz Barth z Wymiarek i Schwarz z Witoszyna Dolnego obiecali podarować dwa bogato zdobione okna o wartości 1 200 marek. Do tego dorzucali kunsztownie wykonane herby: Bismarcka i Żagania. Mimo tych deklaracji zbiórka funduszy przebiegała opornie, dlatego zaczęto prosić o dobrowolne dostarczanie materiału budowlanego. By bardziej zmobilizować społeczeństwo, 25 czerwca 1905 r. zorganizowano święto śpiewacze, z którego dochód przeznaczono na budowę wieży.
Komitet zdecydował nabyć 2,5 morgi (niecały hektar) ziemi pomiędzy Belarią — książęcym terenem rekreacyjno — łowieckim, a Wzgórzem Szubienicznym za tysiąc marek. Po wybudowaniu, właścicielem wieży miało stać się miasto, na które spadłby również obowiązek dbania o nią. Niemniej zbiórka środków na budowę nadal szła opornie, więc ostatecznie to miasto pokryło całość kosztów zakupu gruntu.
W połowie 1906 r. dysponowano w końcu funduszem na budowę wieży w wysokości 4 200 marek. Od właściciela cegielni Wendta (do dziś pobliskie wyrobisko gliny jest widoczne na zachodnim zboczu) i rolnika Lierscha kupiono działkę o nieco mniejszej, niż zakładano powierzchni (6000 m2). za co zapłacono niemal 1 200 marek. Pół roku później zaczęto zwozić kamień.
Niegdyś powszechnie praktykowanym zwyczajem było, że bogate i wpływowe osoby przechodząc na emeryturę, albo robiły zapis testamentowy na rzecz jakieś lokalnej organizacji, lub przekazywały pokaźną sumę na szczytny cel. I tak emerytowany starosta dr Heimann przekazał 6 000 marek na budowę wieży.
Oprócz zwożenia materiałów budowlanych i dalszego zbierania pieniędzy rok 1907 poświęcono na analizowanie przesłanych projektów budowlanych. Zwyciężył Carl Stahlberg z Jeleniej Góry.
Uroczystość wmurowania kamienia węgielnego, zaplanowano na 1 kwietnia 1908 r., czyli w urodziny Żelaznego Kanclerza. Jednak uroczystość musiała zostać przesunięta. Dlaczego? No cóż, mimo „Ordnug muss sein!”, po prostu biurokratyczna machina Policji Budowlanej nie przemieliła jeszcze projektu. A zatem na Prima Aprilis nie było jeszcze pozwolenia na budowę, które uzyskano 21 maja 1908 r. Dawny starosta — dr Heimann musiał sięgnąć jeszcze raz po portfel, tym razem po 3 000 marek. Dzięki temu uroczystość wmurowania kamienia węgielnego odbyła się 30 lipca 1908 r., czyli 10. rocznicę śmierci Bismarcka.
Na budowę wydano łącznie ok. 35 000 marek, które pochodziły od miasta Żagania, rady powiatu, przedsiębiorców z Żagania, Czernej, Gozdnicy no i wspomnianych przedsiębiorców z Wymiarek i Witoszyna. Dorzucili się także sąsiedzi — rodzina finansistów Kade z Żar.
Do budowy użyto głazów narzutowych z okolic Żagania oraz granitu z kamieniołomów Hermanna Thaslera z Gniewkowa koło Bolkowa. Do budowy fundamentu zużyto 180 m3 kamienia, natomiast do wzniesienia trzonu wieży użyto 500 m3 granitowej nadbudówki i 70 m3 kamienia.
Uroczyste otwarcie wieży odbyło się 27 czerwca 1909 r. Po zakończonym pochodzie do wieży nastąpił akt przejęcia budowli przez miasto. Tego zaszczytu dostąpił burmistrz Heinrich Achilles. W ten dzień wieża była dostępna dla wszystkich gości. Wieczorem na szczycie mierzącej 22 m wieży rozpalono ogień. Płonął on w misie z kutego żelaza, która miała średnicę 2,80 m i ważyła 850 kg. Wykonał ją mistrz ślusarski Heppner z Żagania według projektu Carla Stahlberga.
W 1911 r. dyrektor muzyczny Lubrich, który już wcześniej udzielał się w komitecie budowy, organizując koncert na rzecz wieży, zaproponował kolejną zbiórkę. Z tych pieniędzy zamierzano upiększyć otoczenie wokół wieży. Na początek zebrano 55 marek.
Wieża trafiła na szereg pocztówek w tamtym okresie, lecz z czasem popadła w zapomnienie, tym bardziej, że w latach 30. nie mogło być już żadnej konkurencji do hołubienia, tylko Führer. Niemniej wciąż był to popularny teren rekreacyjny.
Mimo, że z czasem pomnik Bismarcka przerobiono na wieżę ciśnień, a na początku XXI w. woda z niekonserwowanego zbiornika ciekła po ścianach, to budowla ostała się w niezgorszym stanie. Zwłaszcza, jeśli popatrzmy na żarską Wieżę Bismarcka, ale to jest temat na następną opowieść.
Co prawda w roku 2002 wieża została wyremontowana, to dziś nie przynosi niestety chluby miastu, tak jak i jej otoczenie. Niemniej do dziś na jej fasadzie widoczny jest wykuty w kamieniu napis „BISMARCK”, mimo że starano się go po wojnie skuć. Ot solidna, niemiecka robota.
Niedokończona wieża
Skoro w poprzednim rozdziale było o żagańskiej wieży poświęconej „żelaznemu kanclerzowi”, czas zatem na żarską wieżę Bismarcka. Jej powstanie okupione było dużymi trudnościami, kłótniami i pretensjami.
Zbudowano ją na jednym z trzech najwyższych wzniesień Żarskiego Lasu. Miejsce to niegdyś nazywano Rückenberg (221,9 m n.p.m.), dziś jest Grzbietem Borsuczej Góry. Niedaleko znajduje się najwyższe wzniesienie woj. lubuskiego, a niegdyś Brandenburgii — wyższa o niecałe 5 m — Góra Żarska (226,8 m n.p.m.).
Inicjatywa budowy wieży wyszła od miłośników Żarskiego Lasu (zwanego dziś popularnie „Zielonym Lasem” od kompleksu wypoczynkowego, który znajdował się przy drodze do wsi Łaz). Największe zasługi przypisuje się przede wszystkim sekcji żarskiego Towarzystwa Karkonoskiego, powstałej w 1884 r. Członkowie tej organizacji byli blisko związani z Towarzystwem Upiększania Miasta Żary, które powstało w 1861 r. i przyczyniło się do rozkwitu ruchu turystycznego w Żarach i okolicy. To oni w 1864 r. wybudowali w pobliżu murowaną wieżę — Blokhaus, która zastąpiła wcześniejszą drewnianą konstrukcję. Pod koniec XIX wieku przewodniczącym Sekcji Żarskiego Towarzystwa Karkonoskiego był senator Rudolf Büttner i to on był spiritus movens budowy nowej wieży. W początkowej fazie budowy w akcję angażował się fabrykant Theodor Frenzel (1833 — 1910), a po jego śmierci finansowe wsparcie budowy żarskiej wieży zapewnił Georg Frenzel (1871 — 1951). Większość osób zaangażowanych w budowę należała do miejscowej loży masońskiej „Pod Trzema Różami w Lesie”. Projekt wieży był dziełem żarskiego mistrza murarskiego Fritza Schuberta, który także wykonywał prace murarskie podczas budowy.
We środę 18 listopada 1908 r. odbyło się w Żarach zebranie grupy inicjatywnej. W trakcie tego spotkania omawiano plany budowlane. Powołano wówczas tymczasowy komitet budowy wieży. Już dwa dni później zorganizowano oficjalne publiczne zgromadzenie, które (z powodu pośpiechu) nie było zbyt liczne. Niemniej powołano oficjalny komitet, w którym zasiadali przedstawiciele miasta, okolicznych miejscowości i powiatu. Objęcie tej budowy patronatem zaproponowano prezydentowi rejencji frankfurckiej. Nie był to jednak dobry moment. Stanowisko to opuszczał Rudolf von Valentini mianowany szefem pruskiego Sekretnego Gabinetu Cywilnego, a funkcję obejmował Friedrich Wilhelm Ludwig von Schwerin.
Warto w tym miejscu zauważyć, że w tym czasie trwały zaawansowane prace nad budową wieży Bismarcka w Żaganiu, gdzie kamień węgielny wmurowano 30 lipca 1908 r. a budowlę otwarto po niecałym roku — 27 czerwca 1909 r.
W Żarach tymczasem po opublikowaniu w Sorauer Tageblatt sprawozdania z zebrania z 20 listopada 1908 r. wybuchła afera — jednych pominięto, zasługi drugich ponad innych uwypuklano. Na znak protestu wobec opublikowanej treści, kilka osób oficjalnie zrezygnowało z zasiadania w komitecie budowy wieży. Wielu uważało, że w końcu w Żarach Bismarck już został godnie uczczony — miał swój plac z popiersiem (dziś pl. Łużycki), a na Podwalu (obok I LO im. B. Prusa) znajdowała się kolumna zwycięstwa sławiąca nie tylko zwycięstwo nad Francją w 1870 r., ale też zjednoczenie Niemiec, które było dziełem Bismarcka. Miasto w tym czasie pochłonięte było kwestią zagospodarowania kupionej w 1909 r. ogromnej domeny dworskiej, która znacznie powiększyła obszar miasta (okazyjnej transakcji dokonano dzięki wspominanemu Schwerinowi).
Choć wydawało się, że inicjatywa upadła, do projektu wrócono niecałe pięć lat po rzeczonym skandalu. Na posiedzeniu rady powiatu 17 marca 1913 r. zdecydowano, że wieża zostanie wzniesiona z funduszy po zmarłym fabrykacie Theodorze Frenzlu Jego syn, wspomniany wcześniej Georg, przekazał na ten cel 30 tys. marek ze spadku. Budowlę zobowiązał się utrzymywać w przyszłości powiat. Przewodniczącym specjalnie powołanego stowarzyszenia został zasłużony dla Żarskiego Lasu nadleśniczy Eberhardt Ebert (jego pomnik stoi do dziś w dolinie poniżej wieży). Brakujące pieniądze, czyli 20 tys. marek społecznicy starali się zebrać za sprawą zbiórek organizowanych przy pomocy żarskiego dziennika. A zatem koszt budowy żarskiej wieży miał wynieść 1,5 raza, tyle co pobliskiej żagańskiej.
Ostatecznie budowę rozpoczęto 1 kwietnia 1914 r., a zatem w 99. rocznicę urodzin jej patrona. Podstawowym budulcem była cegła oraz bloki kamienne. Bloki granitowe miały stanowić jej lico. Do wnętrza prowadziła para zewnętrznych kamiennych schodów. Wewnątrz znajdowały się schody, dzięki którym można było dojść na wyżej położoną platformę widokową. Zatem twórcom wieży zależało na tym, by powstał kolejny punkt widokowy, z którego można byłoby podziwiać panoramę Żar, co nie było możliwe ze starszej wieży.
Zainteresowanie Zarskim Lasem rosło, a Wieża Bismarcka miała być kolejną atrakcją dla turystów.
Budowę przerwała przeciągająca się I wojna światowa (1914 — 1918). Nie wykonano kamiennych schodów wewnętrznych (214 stopni), które miały prowadzić na sam szczyt wieży, który również nie został ukończony. W części dolnej (parter) znajdowało się największe pomieszczenie zwieńczone krzyżowym sklepieniem. Miała być w nim urządzona sala pamięci, która posiadała oddzielne wejście. Powyżej było pomieszczenie, z którego prowadziły wykonane nieco później drewniane schody na jej szczyt, pokój strażnika, oraz wyjście na taras widokowy. Do pomieszczeń tych prowadziły dwa biegi zewnętrznych kamiennych schodów, których tylko fragmenty ocalały do dziś. Bryła wieży zwężała się ku górze. W założeniu wieża miała mieć 42 metry wysokości, z czego 39 metrów miała stanowić kamienna konstrukcja zakończona tarasem widokowym. No to teraz już wiadomo, dlaczego żarska wieża miała kosztować więcej niż żagańska — miała być po prostu niemal dwa razy wyższa… Ukoronowaniem wieży miało być palenisko z misą ogniową o wysokości ok. 3 metrów. Z planów tych udało się zrealizować jedynie ceglano-kamienną bryłę o łącznej wysokości ok. 25 m.
W okresie międzywojennym, gdy kult Bismarcka przygasał, a Europa odczuwała boleśnie gospodarcze i społeczne skutki wojny, prace nad zakończeniem budowy nie osiągnęły wcześniejszego rozmachu. Z kolei po objęciu władzy przez Adolfa Hitlera Niemcy mieli czcić tylko jednego rodaka, a właściwie Austriaka.
Ograniczono się zatem jedynie do wykonania drewnianych schodów prowadzących na szczyt wieży. Były to czterobiegowe schody oparte na ścianach oraz na czterech wewnętrznych, również drewnianych, słupach. Wieża zatem nie została ukończona.
Po zakończeniu II wojny światowej, postanowiono wykorzystać niedokończoną wieżę jako stały punkt obserwacji przeciwpożarowej. W tym celu w połowie lat 70. dobudowano na szczycie wieży drewnianą dostrzegalnię, do której dostać można było się po drabinie. Wieża służyła jako punkt obserwacyjny do 1980 r. Później, gdy w połowie lat 80. wybudowano w pobliżu (na wspomnianej Górze Żarskiej) nową 32 — metrową metalową wieżę przeciwpożarową, rozpoczął się schyłek świetności tego obiektu.
Ze względów bezpieczeństwa w maju 2002 r decyzją Zarządu Lasów Państwowych rozebrano nadwerężoną przez czas drewnianą konstrukcję.
Wieża pozostawiona sama sobie bez odpowiednich zabezpieczeń stała się celem działania wandali oraz złodziei. Zewnętrzne schody granitowe zostały rozebrane, Ten sam los spotkał taras widokowy oraz większą część fasady. Duży wpływ na jej niszczenie miały również siły natury w postaci mrozu, wiatru, deszczu i słońca, przyczyniły się znacznie do zniszczenia drewnianego obserwatorium oraz kamiennej elewacji obiektu.
Dziś staraniem Nadleśnictwa Lipinki chętnie odwiedzana wieża została zabezpieczona przed dalszą dewastacją. Należy żywić nadzieję, że kiedyś niedokończona wieża w końcu zostanie ukończona. Nie ku chwale „żelaznego kanclerza”, ale dla turystów i licznych miłośników przepięknego Żarskiego Lasu.
Blokhauz
Skoro było o wieżach, to czas na opowieść o najstarszej wieży widokowej. Jej niemiecka nazwa to „Blockhaus”, co tłumaczyć można jako wieża z drewnianych bali (po niemiecku „Block” to kłoda), ale z pewnych względów kamienna wieża widokowa przyjęła formę wojskowego blokhauzu.
Wieża na Gołębim Wzgórzu powstała dzięki żarskiemu Towarzystwu Upiększania Miasta (niem. Verschönerungs Verein — VSV). Położona jest niedaleko Szczytu Brandenburgii (niem. Gipfel der Mark Brandenburg) zwanego dziś Górą Żarską liczącą 226,8 m n. p.m. Niegdyś był to najwyższy punkt Brandenburgii, a dziś jest to najwyższy szczyt woj. lubuskiego
W kręgu zainteresowania członków VSV było nie tylko samo miasto, gdzie np. udało się towarzystwu założyć park na żarskich plantach — dziś ul. Podwale ale też Żarski Las (niem. Sorauer Wald). Już w połowie XIX w. był to teren rekreacyjny, gdzie istniała drewniana, dość prymitywna wieża widokowa. Jednak z inicjatywy działaczy VSV w 1864 r. wybudowano tu kamienną wieżę widokową, by stąd obserwować zachwycającą panoramę lasu, a przy dobrej widoczności również Sudety.
Powstanie tej budowli związane jest z aktywnością żarskiego VSV i przewodniczącego von François, wywodzącego się z rodziny hugenotów, którzy po cofnięciu edyktu nantejskiego przez francuskiego króla Ludwika XIV (1685 r.) znaleźli schronienie w krajach Rzeszy Niemieckiej. Rodzina von François była właścicielem dóbr w okolicach Budziechowa (niem. Baudach), Boruszyna (niem. Eckartswalde) i Jasienia (niem. Gassen). Mężczyźni tej rodziny w zdecydowanej większości wybierali karierę wojskową. Z tego rodu wywodził się m.in. urodzeni w Boruszynie: generał-major Gustav von François (1815 — 1877), ale też starosta Demmina w Mekleburgii — Przedpomorzu — Alexander (1813 — 1861), synowie pruskiego oficera Augusta Leopolda Friedricha Wilhelma von François (1772–1833).
Prawdopodobnie ze względu na silne związki rodziny von François z armią, wieża widokowa przybrała formę blokhauzu (niem. Blockhaus), który był ufortyfikowaną budowlą ze strzelnicami, służącymi do samodzielnej obrony z kilku stron. Blokhazy stosowano zazwyczaj do ochrony ważnych punktów strategicznych.
O militarnej stylistyce świadczy także wystrój tarasu widokowego wzorowanego na forteczny z balustradą przypominającą krenelaż (niem. Zinnen) wysunięty poza lico wieży, co dodatkowo daje złudzenie jakby na szczycie znajdowały się średniowieczne machikuły (niem. Maschikuli).
Budowla ma 15 metrów wysokości i została wzniesiona na planie kwadratu 4,7 x 4,7 m. Została zbudowana z różnych polodowcowych głazów, pochodzących z niedalekiej okolicy, wszak wzgórza, na których rozpościera się Zielony Las mają pochodzenie polodowcowe.
Narożniki zostały obramowane czerwoną cegłą pochodzącą z nieodległej cegielni. Wejście do wieży ulokowano od południa, ze względu na popularność znajdującej się w sąsiedztwie doliny Euterpe. Ponadto wieś Łaz (niem. Lohs) była miejscowością letniskową z bogatą ofertą aktywnego spędzania czasu wolnego (boiska, kort tenisowy, zajazdy, tancbuda) i to stamtąd głównie wyruszali turyści na zwiedzanie Zielonego Lasu od końca XIX w. do wybuchu II wojny światowej.
Na szczyt budowli prowadziły granitowe schody, ale po drodze na taras widokowy można było obserwować krajobraz z trzech par okienek (wszak blokhauz musiał posiadać otwory strzelnicze), które znajdowały się na każdej ze ścian.
Należy zwrócić uwagę na odłamki rudy darniowej w zaprawie między kamieniami. Owa skała osadowa zawierająca żelazo, była od wieków źródłem metalu dla miejscowych dymarek, ale również materiałem budowlanym. Wykorzystano ja m.in. do wzniesienia narożników żarskiego kościoła pw. św. Piotra i Pawła oraz baszty Bramy Dolnej. W wieży widokowej Zielonego Lasu pełniły owe odłamki rolę piorunochronu ze względu na to, iż chłonęły wodę, a zawartość żelaza sprawiała, że grom uderzający w szczyt budynku był bezpiecznie odprowadzany do gruntu.
Nad wejściem do blokhauzu umieszczono tablicę o treści w języku niemieckim: Erbauet aus freiwilligen Gaben von Naturfreunden Soraus und der Umgegend durch den Verschönerungs-Verein 1864, w tłumaczeniu: „Zbudowana z dobrowolnych datków miłośników przyrody Żar i okolic przez Towarzystwo Upiększania 1864”.
Z czasem rozkwit turystki w Sudetach sprawił, że również w Żarach powstał w 1884 r. oddział Towarzystwa Karkonoskiego (niem. RGV — Riesengebirgsverein — Sektion zum Sorau), który ściśle współpracował ze Towarzystwem Upiększania Miasta. Żarski oddział RGV zainicjował też budowę w 1914 r. nieodległej Wieży Bismarcka, która miała być obiektem znacznie większym, lecz ze względu na wybuch wojny nie została ukończona.
Po pół wieku ożywionej działalności VSV przekazał swe zadania nowopowstałej Deputacji Parkowej, która przed I wojną światową podjęła się zadania odtworzenia podupadłego parku pałacowego. Tuż przed wybuchem Wielkiej Wojny, w latach 1911 — 1913, utworzono tam geometryczny Park Miejski, który wraz z Wzgórzem Winnym wchodzącym w skład romantycznego ogrodu angielskiego, stanowił przemyślany kompleks rekreacyjny. W parku zbudowano fontannę, a w 1929 r. właściciel apteki dr Otto Lang ufundował pawilon muzyczny, gdzie koncertowały różne zespoły muzyczne — pawilon stał do 11 kwietnia 1944 r., kiedy to został poważnie uszkodzony podczas bombardowania. W parku — pod Wzgórzem Winnym wciąż aktywny żarski oddział RGV prowadził winiarnię.
Wieża w przeciwieństwie do większości innych przedsięwzięć VSV i RGV przetrwała wojenną zawieruchę, choć nie uniknęła powojennej dewastacji i zapomnienia. Runęły kamienne schody i taras widokowy. Jednak dzięki inicjatywie Nadleśnictwa Lipinki w 2015 r. rozpoczęto gruntowny remont, w wyniku którego wewnątrz wieży pojawiły się nowe, stalowe schody oraz taras widokowy. Pozostałości dawnych schodów zostały wkomponowane w mozaikę placyku przed wieżą. Przy okazji wycięto kilka drzew w sąsiedztwie, które przysłaniały widok tak na wieżę, a przede wszystkim utrudniały podziwianie widoku z jej szczytu. Wspaniale odrestaurowaną budowlę odsłonięto uroczyście 31 marca 2016 r.
Diabelski węgiel
Serbołużyczanie mówią: „Bóg stworzył Łużyce, a diabeł schował pod nimi węgiel”. Brunatny surowiec energetyczny po niemieckiej stronie przyczynił się do zniknięcia wielu łużyckich wsi, a w raz z nim słowiańskiej kultury tej krainy. Po naszej stronie Nysy działalność górnicza nie była tak niszczycielska, niemiej po dziś dzień widoczne są jej ślady.
Wzgórza w regionie ukształtowały ostatnie zlodowacenia, które ustępując pozostawiły piaszczystą morenę czołową oraz żłobiły grunt ukrywając w nim skarb. A był nim ów węgiel brunatny.
Początki wydobycia, w sposób zgodny z pruskimi prawem górniczym, węgla brunatnego w Mirostowicach Górnych to druga połowa XIX w. W 1875 r. mirostowickie, ale też położone w okolicach Olbrachtowa i Łazu szyby eksploatowała kopalnia Augusta. Na dużą skalę wydobycie zaczęło się w 1911 r. gdy zbudowano kolejkę linową transportującą urobek do podżarskich Szyborsic — Seifersdorfu. Do zakończenia II wojny światowej czynne były szyby w okolicach Olbrachtowa: „Albrecht” (później szyb X), „Minna” oraz „Scharf VI” (szyb IX) o głębokości 30 — 120 m. Średnie wydobycie dzienne na dwie zmiany wynosiło około 80 ton.
Liczba mieszkańców Mirostowic Górnych utrzymywała się w pierwszej połowie XX w., na podobnym poziomie ok. 600 osób, mieszkających w 168 domach (1925 r.)
W okolicy Mirostowic Dolnych znajdowały się od 1933 r. szyby kopalni Teresa (VI i VII) o głębokości ok. 30 m o dziennym wydobyciu ok. 100 ton. W latach 1932 — 1944 r. uruchomiono szyby I, II, III, IV, V, VIII, IX i X, oraz szyb Quos w Kunicach. Wydobycie z szybów VI i VIII wstrzymano jeszcze przed zakończeniem wojny, a w pozostałych eksploatację prowadzono także po zakończeniu konfliktu. Wydobywany tu węgiel zasilał elektrownię Łoza na granicy wsi Łaz i Kunice, przy której funkcjonowała brykietownia z dwiema prasami.
Pod polską administracją starano się jak najszybciej uruchomić wydobycie w upadowych I, II, III, IV, V, VII i IX i szybach X, XI, XIII, XIV, XV oraz szybie „Konrad” w Witoszynie. Prace utrudniała znaczna odległość między szybami, nieregularne zaleganie pokładu węgla, ciśnienie górotworu oraz wylewy kurzawek. Cóż, już dawni mieszkańcy tych okolic zdawali sobie sprawę z podmokłego i wodonośnego terenu.
W okresie tużpowojennym wybuchały liczne pożary i tak w 1945 roku spłonął szyb VII dawnej kopalni Teresa. Lasy wokół szybów płonęły jeszcze wielokrotnie, zwłaszcza w 1947 r.
Aby zoptymalizować wydobycie w takich warunkach, przystąpiono do zamykania nieefektywnych szybów (zwłaszcza tych najbardziej oddalonych), ale też zaczęto tworzyć całkowicie nowe. Pierwszym założonym po wojnie był szyb XI. Po przeniesieniu Zjednoczenia Przemysłu Węgla Brunatnego z Żar do Wrocławia połączono mirostowicką kopalnię Henryk z podzielonogórską Marią, tworząc samodzielną Kopalnię Henryk-Maria z siedzibą w Mirostowicach Górnych. Przeżywała ona, po wysiedleniu Niemców poważne problemy kadrowe i to nie tylko, jeśli chodzi o górników, ale też kadrę zarządzającą. W ciągu zaledwie dwóch lat trzykrotnie zmieniali się dyrektorzy. Wobec piętrzących się problemów w okresie realizacji planu sześcioletniego kopalnia często nie była w stanie wykonać planów produkcyjnych, co powodowało… wstrzymywanie wypłat dla i tak nędznie opłacanych pracowników. Zaplanowano nawet na 1954 r. zamknięcie kopalni Henryk. W 1952 r. połączono jednak Kopalnię Henryk-Maria z łęknicką „Babiną” tworząc Kopalnię Węgla Brunatnego „Przyjaźń Narodów” z siedzibą w Żarach.
Wydobywano tu węgiel o dobrej kaloryczności od 9,211 do 10,467 MJ, podczas gdy standardowo spalany współcześnie w elektrowniach węgiel brunatny ma kaloryczność na poziomie 8,65 MJ. Węgiel ten miał jednak wilgotność od 51 do 57%. Z jednej upadowej uzyskiwano ok. 100 tys. ton, po które schodzono na głębokość (licząc od poziomu gruntu) 50 — 80 metrów w dół. Choć próbowano, niżej raczej nie schodzono ze względu na znaczne pogorszenie się warunków hydrologicznych na tej głębokości.
Od teraz już niesamodzielny Szyb Henryk otwierał nowe upadowe, z których część szybko została wyeksploatowana. I tak upadowa XVI funkcjonowała w okresie maj 1952 — czerwiec 1954, XVII październik 1952 — maj 1956, XVIII kwiecień 1953 — czerwiec 1955, XIX lipiec 1953 — marzec 1956, XXI wrzesień 1955 — wrzesień 1958. W kolejnych latach rozpoczęto eksploatację upadowych: XXII (wrzesień 1956), XXIII (sierpień 1957), XXIV (listopad 1957), XXV (październik 1958), XXVI (listopad 1958), XX C (sierpień 1959), XXVII (luty 1960).
Koszt własny wydobycia węgla był porównywalny z kosztem wydobycia tony węgla kamiennego, który w 1955 r. wynosił 120,39 zł z tym, że ten bardziej kaloryczny surowiec sprzedawano za ok. 92, 98 zł.
W 1956 r. kopalnia zatrudniała około 300 osób. Na kopalni odbywały się zajęcia praktyczne uczniów Zasadniczej Szkoły Górniczej w Żarach. Szyb Henryk zaopatrywał w węgiel zakłady włókiennicze w Żarach, hutę szkła w Kunicach, a nadwyżki wysyłane były do elektrowni Zielona Góra wagonami PKP. Głównym odbiorcą była jednak niemodernizowana elektrownia „Łoza”, której likwidację zaplanowano na 1 kwartał 1956 r. (działała jednak dłużej, bo aż do 1964 r., czyli do skrajnego wyeksploatowania).
W nowym planie pięcioletnim zasadniczo nie planowano nowych inwestycji, natomiast znakomicie radzono sobie z powtórnym wykorzystywaniem urządzeń i maszyn, które bez problemu przenoszono ze zlikwidowanej do nowej upadowej.
No cóż, choć załoga i dyrekcja robiły co mogły, to Wojewódzka Rada Narodowa skupiona była na rozwoju Zielonej Góry. Ta z prowoncjonalnego dolnośląskiego Grünbergu in Schlesien przekształcić się miała w stolicę województwa pełnego klasy robotniczej i fabrycznych kominów z których miał lecieć dym ze spalania węgla kamiennego. A ten wydobywali górnicy z doinwestowanych ówcześnie górno- i dolnośląskich zagłębi węglowych.
Nie ma już Barbórki
Nie są już organizowane „Barbórki” w naszym regionie. Sporo czasu minęło od zamknięcia ostatnich kopalni.
Jeszcze dziś niektórzy z mieszkańców Nowych Czapli w gminie Trzebiel w powiecie żarskim kopią węgiel w przydomowym ogródku bądź w innych wyrobiskach, o których wiedzą tylko miejscowi. Gdy istniała kopalnia, ta wieś wyglądała jak miasteczko. W czasie Barbórki górnicy w paradnych mundurach wychodzili na ulice i maszerowali wraz z górniczą orkiestrą. Dziś jest to zagubiona pośród lasów wieś z główną ulicą jakby żywcem z górniczego Śląska przeniesioną.
Eksploatacja złóż surowców w rejonie Łęknicy rozpoczęła się około 1825 r., ale polegała na pozyskiwaniu iłów i mułków ałunowych używanych w garbarstwie i farbiarstwie. Pierwsza kopalnia węgla brunatnego „Julius” została otwarta w 1843 r. przez właściciela dóbr ziemskich w okolicy Wolfshain (dziś w tej okolicy jest stacja paliw przy DK94 prowadzącej z Krzywej do Bolesławca). W połowie XIX w. w rejonie Nowych Czapli i Łęknicy oznaczono duże złoże węgla brunatnego „Babina” o zasobach geologicznych określanych na 230 mln ton. W 1854 r. w rejonie Trzebiela powstała kopalnia „Zur Hoffnung”, a 10 lat później w okolicy Tuplic kopalnia „Wilhelmie” i „Amelie”. Rocznie wydobywano w nich do 42,5 tys. ton węgla. W 1855 r. powstała w podtuplickiej Chełmicy „Johanna”. Po 1874 r. w okolicy Nowych Czapli utworzono niewielkie kopalnie „Pauline”, „Wilhelmine” „Friede” „August” i „Friedenschluss” które wkrótce połączono w jedną jako „Consolidierte Tschöpelener Braunkohlenwerke”. Działała do 1944 r. dając 335 tys. ton węgla rocznie. Po wojnie wznowiono wydobycie, a nazwę zmieniono na „Pustkowie”, aby w końcu włączyć ją do dużej kopalni „Babina”.
Załoga kopalni „Babina” (wcześniej „Grube Babina”) liczyła w 1945 r. około 60 osób (20 Polaków i 40 Niemców), w 1946 r. liczba ta wzrosła do około 430 osób. Ten znaczny wzrost zatrudnienia był możliwy dzięki napływowi reemigrantów, głównie z Francji, ale także z innych krajów. Pracowała też niewielka grupa Polaków, którzy pracowali tu w czasie wojny jako pracownicy przymusowi. Po zakończeniu wojny zostało ich dwunastu w Łęknicy i w większości kontynuowali pracę na kopalni „Babina”. Repatrianci w większości byli górnikami, którzy pracowali w kopalniach węgla kamiennego we Francji i Belgii. Pracowali dość krótko, ze względu na odmienną specyfikę pracy w kopalniach węgla brunatnego, choć Powiatowa Rada Narodowa deklarowała specjalną opiekę nad produkcją węgla brunatnego, starając się zapewnić wystarczającą liczbę mieszkań dla górników.
Kopalnia „Babina” eksploatowała węgiel brunatny systemem podziemnym i odkrywkowym. Na terenie zakładu znajdowała się brykietownia (w Łęknicy). Zaopatrzenie w energię elektryczną szybu „Babina” w Łęknicy poprawiło się po podpisaniu w trzecim kwartale 1945 r. porozumienia między władzami Bad Muskau, a polskimi w Niwicy i WOP. Na mocy tego porozumienia zbudowano linię wysokiego napięcia, dostarczającą do Łęknicy energię z elektrowni wodnej po stronie niemieckiej. Umożliwiło to odbudowę szybu, najpierw odbudowano odkrywkę „Czaple”, a następnie uruchomiono kolejkę łańcuchowa i w marcu 1947 r. rozpoczęto produkcję, którą jednak musiano zwałować ze względu na brak transportu kolejowego. W tym okresie pociąg dochodził z Żar tylko do Tuplic. Po odwodnieniu upadowej (wyrobisko korytarzowe o nachyleniu do 45°) I i II w końcu 1947 r. dano pierwsza produkcję węgla z dołu do brykietowni. Pierwsza produkcja wyniosła 72 tony. W następnych latach wydobywany węgiel brunatny zużywany był przez elektrownię w Nowych Czaplach, zakłady włókiennicze, ceramiczne, hutę szkła i okoliczną ludność. Dość niskie zarobki, niebezpieczna praca i trudności z zaopatrzeniem powodowały dużą zmienność wśród załogi.
Władze powiatu żarskiego nie zaniedbywały propagowania nowego porządku wśród załogi. W czerwcu 1948 r. starosta żarski na zebraniu koła partyjnego PPS kopalni „Babina” w Nowych Czaplach tak przedstawił sprawę likwidacji analfabetyzmu: „mamy w Polsce dwojakiego rodzaju analfabetów, pierwsi nieumiejący czytać i pisać, drudzy nieuświadomieni politycznie którym kierunek zaopatrywania może nażucić każdy, swój czy reakcjonista (…)”. Analfabetyzm wśród górników miały likwidować kursy, w których w 1947 r. uczestniczyło 43 pracowników kopalni w Nowych Czaplach. W powiatowej organizacji ZWM znaleźli się byli członkowie Związku Młodzieży Polskiej „Grunwald”; z Francji. W kołach ZWM przy kopalni „Henryk”; w Mirostowicach Dolnych oraz kopalni „Babina”; w Łęknicy stanowili oni długo trzon organizacji. Koło kopalni „Babina”; w 1947 r. liczyło ono około siedemdziesięciu członków, a jego przewodniczącym byli kolejno: Witold Nowak i Mieczysław Pomykała. Członkowie koła sami zaprojektowali i wybudowali pomnik ku czci poległych podczas forsowania Nysy żołnierzy. Aby uchronić miejscową kopalnię przed sabotażem ze strony pozostających jeszcze Niemców, zetwuemowcy spędzili niejedną noc na samorzutnie organizowanych dyżurach. Jako ormowcy, uczestniczyli też w patrolach granicznych wzdłuż granicy na Nysie Łużyckiej. Koło ZWM kopalni „Babina” w Łęknicy posiadało najlepszą z górniczych świetlic okręgu dolnośląskiego. Związek Zawodowy Górników widząc entuzjazm i dorobek zetwuemowców z Łęknicy, pomógł im w zakupie sprzętu świetlicowego i biblioteki. W dobrze urządzonej świetlicy, posiadającej bibliotekę i radio, kierowanej przez małżeństwo Radeckich, odbywały swe próby zespół taneczny i teatralny. Zespół występował często na akademiach powiatowych w Żarach oraz okolicznych wsiach i osadach, na przykład w Przewozie, Niwicy i Żarkach Wielkich.
Kopalnia w Nowych Czaplach, była podobnie jak kopalnia Henryk w Mirostowicach kopalnią głębinową węgla brunatnego. Ze względu na zagrożenie metanowe górników zaopatrywano w lampy karbidówki, by można było obserwować po płomieniu, czy gdzieś się gaz się nie gromadzi. Gdy płomień przygasał, trzeba było uciekać.
Artykuł w „Słowie Żarskim” z 31 lipca 1965 r. pała wielkim optymizmem, natomiast za rok rozpocznie się likwidacja szybu Henryk, a osiem lat później (31 grudnia 1973 r.) Kopalnia „Przyjaźń Narodów” w ogóle zostanie zamknięta… A oto co napisano w tekście: „Wczoraj. dziś i jutro Kopalni Węgla Brunatnego »Przyjaźń Narodów«”:
Zanim kopalnia swą obecną nazwą dostąpiła zaszczytu goszczenia w dniu 8 maja br. Egzekutywy Komitetu Powiatowego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w Żarach na specjalnym wyjazdowym posiedzeniu, przeżywała różne koleje losu. Najpierw, a było to 20 lat temu, przejęto po okupancie tylko z nazw przypominające kopalnie „Henryk”, „Maria” i „Babina”; wszystko — urządzenia kopalni i brykietowni oraz budynki zakładów w ponad 50 proc. zdewastowane.
Następnie wszystkie obiekty kopalniane przejmuje już z dniem 1. 9. 1945 r. powstałe w Żarach Zjednoczenie Przemysłu Węgla Brunatnego, które w 1950 r. zmienia siedzibę na Wrocław, aby wrócić ponownie do żar i od 1. 1. 1953 roku patronować kopalniom pod obecną nazwą „Przyjaźń Narodów”
Z biegiem lat na skutek niekorzystnych warunków hydrogeologicznych i „kurczenia” się zasobów węgla, w 1960 roku uległa likwidacji kopalnia „Maria”. Obecnie kopalnia „Przyjaźń Narodów” szczyci się unowocześnieniem i poważną rozbudową, oddaniem do eksploatacji nowej odkrywki i punktu wydobycia węgla, a zasięgiem swego patronatu obejmuje: kopalnię „Henryk” — tylko eksploatacja podziemna, kopalnię „Babina” — odkrywka o eksploatacji do 50 m.. W kopalni „Babina” prowadzi się również wydobycie podziemne. Ponadto pracuje tu brykietownia, która aczkolwiek wybudowana ok. 1915 r. i wyposażona w urządzenia, które były już eksploatowane w innych brykietowniach, to jednak jest w ciągłym ruchu. Owszem planuje się wymianę urządzeń przeróbczych, co w konsekwencji zwiększy dzienną produkcję brykietów do 340 ton. Oczywiście, kopalni śpieszno do tej chwili, ponieważ na brykiety z węgla ze złóż „Łuku Mużakowskiego” istnieje duże zapotrzebowanie. Węgiel ten jest bowiem zaliczany do najlepszych brykietowych w Polsce: wyroby (brykiety) posiadają korzystne parametry: wytrzymałość na ściskanie do 100 kg/cm², wilgotność — 18 do 20 proc. H2O, a kaloryczność aż 4500 kcal. Większość produkcji rocznej zużywają pobliskie huty szkła, w zastępstwie węgla kamiennego — lub drogich brykietów z importu.
Jak już wspomniałem kopalnie znajdują w stałej rozbudowie, stad gros funduszy w latach przeszłych pochłaniały inwestycje nowych odkrywek i upadowych. Wynosiły one w latach 1950—55 — 33,3 mln zł., a w latach 1956 — 60 już 88,9 mln zł. W latach następnych natomiast wydano na te cele 159,9 mln zł, co pozwoliło na zwiększenie dziennej produkcji z 100 ton do 1800 ton węgla. W nowej 5-latce zaplanowano no na inwestycje kwotę 128,3 mln zł, co przyczyni się do jeszcze większego wydobycia złoża. W ramach tych inwestycji planuje się ponadto budowę osiedla mieszkaniowego i przedszkola w Łęknicach oraz ośrodka kolonijnego dla dzieci w górach. Sukcesy produkcyjne kopalni (a nie sposób wszystkie wymienić) byłyby nieprawdopodobnie mniejsze bez postępu technicznego.
Węgiel wydobywany w rejonie Łęknicy, Nowych Czapli, Trzebiela i Tuplic, należał do tzw. II pokładu łużyckiego i jego pokłady miały od 8 do 13 m grubości. Był bardzo dobrej jakości — dzięki niskiej popielności i zawartości siarki, powstawał z niego przede wszystkim brykiet. Oprócz węgla pozyskiwano tutaj iły ceramiczne, gliny garncarskie i kwarcowe piaski szklarskie. Ponad miejscami wyeksploatowanych wyrobisk powstały podłużne zapadliska wypełnione wodą. Obok nich w jeziora zamieniły się dawne wyrobiska powierzchniowe i tzw. rowy wietrzeniowe.
Stad też pojezierze antropogeniczne, czyli największa atrakcja geologicznego parku krajobrazowego Łuk Mużakowa, gdzie ukształtowanie terenu związane z działalnością człowieka miesza się z naturalnymi formami polodowcowymi.
Kopalnie i pływalnie
Licznie występujące na ziemi żarskiej wyrobiska pokopalniane tworzyły świetną okazję do stworzenia w nich kąpielisk.
Pokopalniany rodowód ma również kąpielisko znajdujące się w żarskich Kunicach. Tworzyło ono prawdziwy kompleks rekreacyjny wraz z boiskiem futbolowym. Powstał on jeszcze w przedwojennym Kunzendorfie dzięki spiętrzeniu wód strumienia biorącego swój początek na wzgórzach przy dzisiejszej ulicy Osadniczej. To on zapełnił dawne wyrobisko.
W czasie, gdy wysiłki na rzecz utworzenia Ośrodka Wczasów Świątecznych, czyli późniejszego basenu przy Leśnej w Żarach, spaliły na panewce, był on głównym basenem kąpielowym miasta.
W Słowie Żarskim w 1965 r. napisano: Nieliczne, upalne w tym roku dni lata, mieszkańcy naszego miasta chcieli wykorzystać jak najbardziej racjonalnie. Dlatego też dużym powodzeniem cieszyły się wszystkie „zbiorniki” wody, gdzie można było ochłodzić swe przegrzane ciało. Wiele osób korzystało z kąpieli w Kunicach. Tamtejsze kąpielisko, przynajmniej prowizorycznie przygotowano do tego celu. Wytyczono miejsca, w obrębie których można się kąpać oraz zaangażowano ratownika. Spełnia on pożyteczną rolę, czuwając nad życiem kąpiących się dzieci i dorosłych. Szkoda tylko, że ładny staw w Kunicach nie jest w pełni zagospodarowany i należycie wykorzystywany jako kąpielisko i ośrodek sportów wodnych. Teren przyległy do kąpieliska z trudem mieści motocykle i samochody, którymi w przeciągu kilku minut można przebyć drogę z Żar do Kunic i skorzystać z kąpieli. W podpisie zdjęcia napisano: Ratownik z uwagą obserwuje kąpiących się, którzy często sprawiają mu wiele kłopotu. Niszczą pływające boje oraz kąpią się w miejscach niedozwolonych.
Słowa krytyki zostały przyjęte, kąpielisko wzbogaciło się o plażę, pomost i wieżę. Planowano budowę pawilonu w stylu motelowym, ale nic z tego nie wyszło. Basen jednak rozkwitał w nieco innej roli. Stało się to za sprawą patrona, a była nim Huta Szkła Okiennego Kunice i pomocy wojska. Dzięki hucie kąpielisko zostało wyposażone w prysznice, kajaki i rowery wodne. Stało się ważnym obiektem kulturalnym dla Kunic, choć odwiedzanym także przez mieszkańców Żar, których z czasem Kunice stały się częścią (w 1973 r.).
Kąpielisko latem przejmowało zadania domu kultury. Były tu organizowane biwaki, powstały korty tenisowe, organizowane były codziennie dyskoteki, działała też kawiarnia. W latach 70. dziennie sprzedawano po ok. 500 biletów. Kunicka drużyna WOPR byłą trzy razy laureatem akcji „Kąpiemy się bezpiecznie” w ramach akcji niezwykle popularnej audycji „Lato z Radiem”. Pierwszym kierownikiem WOPR na kunickim basenie był Jan Zieńko, a po nim przez wiele lat Bogdan Klockowski.
Kryzys polityczny i gospodarczy przyczynił się do stopniowej degradacji kąpieliska. W drugiej połowie lat 80. XX w. nie było już strzeżone, a jego wielką zaletą było dziurawe ogrodzenie, dzięki czemu kąpać się można było bezpłatnie. Można tu też było przyjechać, by zażywać kąpieli z czworonogiem. W każdym razie woda nie była tu pierwszej jakości, więc wielu wybierało inne pokopalniane wyrobiska. Część z nich była dzikimi kąpieliskami, inne starały się zagospodarowywać załogi pobliskich zakładów przemysłowych jak np. Mirostowickie Zakłady Ceramiczne. W każdym razie pokopalniane „Morskie Oko”, „Sine”, czy „Głębokie” cieszyły się dużą popularnością wśród mieszkańców Kunic i Żar.
Inne chętnie odwiedzane kąpielisko na ziemi żarskiej znajdowało się w Grabówku w gminie Tuplice. Jego atutami był łatwy dojazd koleją i rozbudowane zaplecze. Powstało w trakcie budowy autostrady Berlin-Wrocław pod koniec lat 30. Była tu kopalnia kruszywa. Stąd koleją transportowano piasek i żwir na budowę owej RAB 9.