Anakreontyk alkoholika
Ech życie hulaszcze co kręcisz mnie strasznie,
co czasem od rana ciałem moim wzdryga
trzymaj mnie takim jakim jestem zawsze
choć zdarza się często, że sobą wręcz rzygam.
Napełniaj szklanice codziennie mi zatem
bym nigdy w suchoty straszliwe nie popadł
zimnym browarem, kiedy skwar i lato,
gorącym grogiem kiedy już listopad.
Piwnice zaopatrz szeregiem antałów
niechaj winorośl dostarcza mi wina
W tobie nadzieja, w tobie przyczyna
Kocham cię życie, choć ni ma szału!
Drgawek porannych oszczędź mi od rana
niech lek na delirium zawsze będzie obok
i choć moja głowa często jest pijana
to tak mi jest dobrze, daję na to słowo.
Nie dręcz mnie tworem co w nocy przychodzi,
monstrum co o ciemku napędza mi stracha
jednym mi tylko poradzisz dogodzić,
niech przy moim łożu zawsze będzie flacha.
A jak już nie flacha to chociaż kieliszek
nie bacz na mordę mą nie ogoloną
wódka mym szczęściem, wódka mą żoną
nie szczędź m gojejęby,,, a tym bardziej kiszek!
Życie ech życie, jam jest twoją dziwką
szastaj mną zatem bo knajpach i barach
niech wino się leje i leje się piwko
i tylko o to się dla mnie postaraj
Bądź mi ostoją i zewem natury
nie bacz żem stracił dawno już ogładę
Wódki mi potrzeba a nie tam kultury,
a na wszystko inne i tak laskę kładę!
Anakreontyk
Tyś, kóra urodą swą niebanalną
zmysły me wprawiasz w zachwyty
nie bądź nieosiągalna,
pozwól mi doznać zaszczytu.
Dajcie mi łuk kupidyna!
Mnie, który cierpi w rozterce,
cięciwę miłości napinam,
celując wprost w twoje serce.
Niech strzała powietrze tnie grotem błyszczącym
w pragnieniu mym zanurzonym, w krwi mojej…
Miłością rozpali jak piekło gorące
i diabły zawstydzi na dole!
Nie drocz się ze mną dziewczyno,
na próby mnie nie wystawiaj żadne
nie bądź mej śmierci przyczyną
bo zginę bez ciebie, przepadnę!
Otwórz drzwi do alkowy, do szczęścia
u nóg twoich padnę jak kłoda
nie będzie na tobie dziś miejsca,
którego mi będzie szkoda…
Do stóp bladych się schylę
w mych ustach zatopię paluszki
daj mi to poczuć choć chwilę
niech rozkosz nadzieje poduszki…
Pieszczot moich prześliczna
rękoma dziś nie odpychaj,
ze mną będziesz bezpieczna,
na żądzę mą ócz nie zamykaj.
Pozwól zatonąć w twym łonie,
w wilgotnej otchłani płytkiej…
Nie! To jeszcze nie koniec,
nie chcę troszeczkę, chcę wszystek!
Chcę patrzeć w twe oczy zielone
jak mgłą obłąkania zachodzą,
gdy penetruję twe łono
a dłonie po ciele twym wodzą!
Drgawek twych poczuć i patrzeć pożądam
i przerażenia rozkoszy w twych oczach…
Tak właśnie miłość wygląda,
Tak właśnie pragnę cię kochać!
Bałwan
Stał ktoś przed domem w pobliżu dworca
kapelusz miał albo cylinder dość srogi
myśl pierwsza jaka mi przyszła — dozorca
bo z miotłą to chyba tu zamiata drogi
Przez szyby ledwo mrozem malowane
w jodełek kryształy i z nich także świerki
widać, że dozorca może być bałwanem
bo czarne guziki jak małe węgielki
A nos jak Pinokio choć pewnie nie kłamał
szpiczasty i prosty, jakby marchewkowy
dokładnie taki jak nos jest bałwana
w dodatku na środku dużej, białej głowy
W niewiedzy zupełnej z szyb w mrozy usłane
pomyślałem, że wyjdę, zapytam się, odezwę
i zapytałem czy „Pan jest bałwanem”?
Po czym mnie zabrali na izbę wytrzeźwień.
Blazej Szuman
Co za czasy…
Kiedy patrzę na to wszystko
z czym się obok przyszło starzeć
w głowie mentlik jakby helikopter krążył
choć się miało na tą przyszłość
szereg planowanych marzeń
za techniką człek niestety nie nadążył.
Gdzie ten urok z Rajchu paczek,
gumy donald, resoraki
gdzie te puszki z pokrojonym ananasem
kiedyś żyło się inaczej
chociaż kraj był byle jaki
to powróciłbyś do tego chętnie czasem.
Bimber dziś wyparło whisky
listy piszesz na smartfonie
i juz nie ma tak jak kiedyś wolnych niedziel
Dziś Europa jest dla wszystkich,
dzieci nie chcą na kolonie
zamiast biegać wolą w domu z kompem siedzieć.
Dzisiaj banan bez kolejek
mięso kupisz już bez kartek
saturator gdzieś zardzewiał a z nim woda
Gdzie te skupy są butelek,
możliwości gdzieś zatarte
by mógł dzieciak za butelki mieć na loda.
Czas pogodzić się z przemianą
co to nie jest już radziecka
z kolejkami, które znikły dzisiaj wreszcie
Że juz nigdy przez kolano
nie przełożysz swego dziecka
bo za klapsa dzisiaj siedzi się w areszcie
I choć telewizor płaski
firmy Samsung też opiekacz
no iw kuchni takiej samej firmy pralka
Nie licz za to na oklaski
bo już tylko przyszło czekać
gdy ci żonę ze sex-shopu wyprze lalka!
Diagnoza nóg
Jest zwykły ranek, dzień handlowy
zbiera się kac-kultura
zbiórka pod sklepem osiedlowym
by kupić denaturat.
Tu dziwny żuli prężny chód
z upojnych dni przyczyny
trzęsąco-drżący idzie ród
co w nogach ma sprężyny.
Tym dziwnym krokiem w przód i w tył,
ciut w lewo i ciut w prawo
podchodzi do mnie jeden z nich
z najwyższą ranka sprawą.
— Posłuchaj panie o co proszę,
wybitny derektorze
brakuje raptem nam trzy grosze,
więc dołóż jeśli możesz.
Wyjmuję portfel z kabzy swetra
gdzie trzymam swą gotówkę
i daje mu co nieco extra
okrągłą wręcz złotówkę.
Dziękując mi z kulturą swą
na nogach drżących klęknął
Za szczodrość i za bądź co bądź
zalążek na następną…
Potem podaję rękę ręce
i kręci mu się łezka
i mówi do mnie -Ja cię kręcę!
Bez ciebie mógłbym nie wstać.
Więc pytam jego z czyjej winy
i znak daje empatia
że w jego nogach nie sprężyny,
lecz polineuropatia.
Don Kichot satyrycznie
Pewien Don, a niech go licho
Bez wyglądu na satrapę
Miano sobie przyjął „Kichot”
I podobną miał też szkapę.
Szkapa chuda i koścista
Ni do marszu, ni na rzeź
Na sam wygląd oczywista
Ani siodłać, ani zjeść.
Tak rzekł znawca samozwańczy
— Między prawdą no i Bogiem
Nie dojedziesz do La Manchy
Bo to jest do dupy ogier.
Kichot we łbie też miał siano
Nie chcąc jednak sporu wszczynać
Jął wymyślać jakieś miano
Po czym nazwał go Rosynant.
Głupiec to był nad glupcami
Każdy z niego wciąż się śmieje
Walczył bowiem z wiatrakami
Z czymś co wcale nie istnieje.
Gdy do Polski dotarł, w Tatrach
Tam go spotkał jeden góral
Notabene też psychiatra,
Twierdząc, że ten buja w chmurach.
Porozmawiał z nim, wypytał
Przy tym wielkie miał skupienie
Zanotował coś w zeszytach
Diagnozując schizofrenię.
Don zaprzeczył, czyli Kichot
Twierdząc, że to niemożliwe
Do psychiatry rzekł znów cicho
— Te wiatraki są prawdziwe!
Na to góral. -Z szkapy spadłeś?
Przestań się przed ludem błaźnić!
Mało wstydu się najadłeś?
Przestań ufać wyobraźni!
Po co tobie być rycerzem?
Lepiej pomyśl na tym wyrku,
O stosownej dość karierze
Wprost dla ciebie, czyli w cyrku
Tam cię cały lud polubi
I zarobisz na kolację
Szkapa w kółku się nie zgubi
No i zbierze też owacje.
Dylematoholizm
Kiedy do domu wracam spóźniony
bom się przykleił do stołka
odważny jestem lecz dla mej żony
będę udawał aniołka.
Wieje wiatr drogą i mną kołysze
od lewej do strony prawej
a w uszach moich wciąż jeszcze słyszę
knajpiany rumor i wrzawę.
Wpuści, nie wpuści? To jest zagadka
poważna dla skóry mej całkiem
pod drzwiami łoże, domem dziś klatka
albo mnie wpuści lecz z wałkiem.
Ech co za dola, niezrozumienie
nietolerancja na gender
to nie jest żadne uzależnienie
żeby traktować jak mendę!
Ja protest zaraz ten uskutecznię,
sprzeciw pierdyknę ogromny…
Na wycieraczce więcej juz nie śpię
bo teraz jestem bezdomny!
Pić czy tez nie pić? Oto pytanie,
czy wolność wybrać czy lęk?
Lepsze dla ucha jej ujadanie,
czy też knajpiany ten zgiełk?
Dytyramb
Jasność twej bieli mnie oświeca,
Gdy jestem w tobie się podniecam
W dotyku jesteś taka śliska,
Iż skryć się może każda miska
A ja tak wilgoć twoją pieszczę
I prawie cały się tam mieszczę.
Gdy ujrzę ciebie z korytarza
To w mgnieniu oka się obnażam,
Moją euforię szybko piętrzę
I wchodzę w twe cieplutkie wnętrze.
Kochał cię będę tak niezmiennie
I wchodzę w ciebie już codziennie
A gdy już w tobie płyny spuszczę
Przeglądam się szczęśliwy w lustrze.
Nazwałem ciebie moją panną
Jedyna w moim życiu wanno!
A po wszystkim, sam cię podmywam
Bym mógł cię jutro znowu używać…
„Lokomotywa” Tuwim gdyby żył
Stoi na dworcu autobus z Sanoka,
wysoki -więc ludzie patrzą z wysoka,
dwoje kierowców pojedzie na zmianę
do ziemi lepszej (bo obiecanej).
A na siedzeniach wszystkich się mieści
zawodów polskich chyba z czterdzieści…
Sapią i dyszą, ktoś wzdycha i dmucha
że braki w tlenie poznać po ruchach…
— Uff! jak upalnie,
— Puff! jak upalnie,
— Buch! jak gorące,
— Uch! skwarne słońce!…
Już pot się leje wszystkim po plecach
bo klima nie działa a gorąc jak z pieca…
Kierunek zachód do lepszej pracy
poszkodowani jadą Polacy
i oszukani przez durny system
jadą gdzie życie jest zajebiste.
Jadą nie mając lepszego wyboru
zarobić pieniądze innego koloru.
Jadą gdzie mieszka Ali i Bambo
a praca żadna nie jest tam hańbą…
Pierwsze profesje jadą na cleaning
każda opuszki na funty ślini
zajmują przy tym przednie siedzenie
z wyższym od średniej tu wykształceniem
zaraz za nimi murarze na „cyku”
ci pokończyli skromne technikum
potem ślusarze oraz spawacze
wygryzą Niemców ci wyjadacze
Anglików także zepchną ze sceny
biorąc zlecenia za ćwiartkę ceny…
Potem seksowne pielęgniareczki
też do roboty, nie dla wycieczki…
po zastrzyk dużo lepszej waluty
bo złoty w kraju nieco zepsuty
jadą i szewcy i kaletnicy,
uliczne grajki -niby muzycy,
nawet lekarze z mianem doktora
bawić się będą za funty w znachora
Później kierowcy co będą vanem
na punkty karne mieć wyrąbane
Bo polskie prawko mają w kieszeni
i im niespieszno by je wymienić.
Jedzie też cała rzesza Polaków
zbijać fortunę gdzieś na zmywaku
a mówi w kraju choć to nie szczere
że został w Anglii superwajzerem.
Ledwie się mieszczą w tym autobusie
śpiewając piosnkę „Zegnaj mój Zusie”
Witaj Revenue! -urząd nasz nowy
żegnamy na wieki Urząd Skarbowy
Niech żyje praca nowa z Job Center!
Tu zdrowie do pracy, choć w kraju masz rentę
Na szybach okien skrapla się procent
bo wyziewają z ust swoich moce
prawdopodobnie nasi kibole
bo nie sportowcy a mają bejsbole.
A kto to, a po co, a co to tak chla?
to nasi kibole co piją do dna
Piwo i wódka, z redbullem mieszanka
z gwinta bo przecież po co tu szklanka
a do zagryzki kiszone ogórki
co ukisiły im własne maniurki
Przed nimi ktoś na głos mówi „nie wierzę
to babcia do wnuka jedzie w moherze
Palcami kiboli co chwila wytyka
bo kibicuje drużynie Rydzyka
No a na końcu juz autobusu
alimenciarze jakby z przymusu,
ucieczka z kraju jak te ofermy
by na zachodzie otworzyć bank spermy…
Czerwone gęby i jacyś dzicy
też z flaszką w ręku -alkoholicy
Gorąco w środku, że ja p… ole!
dach może odciąć- będzie kabriolet!
Bo sytuacja niemal wisielcza
trza było lepiej autobus z Jelcza!…
Nagle świst!
Koła w pisk!
Wsparty dech!
Chyba pech!…
…Wtem przeciska się od przodu
mundurowy immunitet…
zwraca się do dzieciorobów:
— Ausweis kontrolle bitte!
No a po roku harówki i mękach
opada wszystkim anglikom szczęka
Bo choć pracuje się za zmywakiem
do pracy jeździ niezłym porszakiem
murarze mają odciski na rękach
ale przed flatem stoi beemka
A Anglik pojąć tak nie jest wstanie
przecząco kiwając angielską głową
zadając sobie bez przerwy pytanie
jak to możliwe z najniższą krajową…
Historia każdego osiedla
Jest na osiedlu spożywczy sklepik,
nazwą nie rzucę niestety…
Ktoś z konkurencji się jeszcze przyczepi
Ale nie ważne… -Konkrety!
Żul zatrudniony tu incognito
Stasiek -miejscowy bezdomny
zarabia miotłą na skromne koryto
no i na trunek -też skromny…
Miotła w wibracje wpada codziennie
po dniu „wczorajszym” w efekcie
choć ledwo żyje to sprząta wiernie
śmiecie na całym obiekcie…
A potem nagroda — spokój poranka
no i na „polowanie”
z gwinta bo przecież na co tu szklanka
— tak lepiej uderza do bani…
Lecz jak to w kryzysie ktoś się przyczepi
że niby kumpel z niedzieli
bo żuli więcej jest na tym świecie
co marzą, byś się podzielił.
I nie dlatego, że niby sknera
nikomu nie odda swej racji…
lecz nie chce rankiem przecież umierać
a zgon byłby przykry z wibracji!
Więc Stasiek zawsze do bólu szczery
co to mu obce jest kłamstwo…
trunkiem poranka sie z nikim nie dzieli
bo to jest jego lekarstwo:
— „Proszę wybaczyć z dżungli obycie
co to choć ludzkie, też dzikie
nie oddam co mnie ratuje życie
bo jestem „alkoholikem”
Imię dnia
Minęło kilka lat związkowych
Jakby bez żadnych obowiązków
Średnio co cztery lata w nowym
Małżeńskim lub partnerskim związku.
Nie powód to dumy żadnej
Bo nie kobiety męża czynią
Lecz teraz chyba już nie zgadnę
Ile ja w życiu miałem imion.
Czy w uniesieniach czy kryzysie
Kobiety moje ukochane
Raz nazywały misiem pysiem
Raz byłem tylko patafianem.
To znowu Szczurek, to pieseczek,
Myszor, kaczuszka albo cham
Kogucik czy też cukiereczek
Zależnie od humoru dam.
Raz byłem kotek przy dziewczynie
Żmijka, zaskroniec czy padalec
Już chyba cały był zwierzyniec
I gady wszystkie chyba — wcale.
Tych imion ile ich zachcianek
Co chwilę inne to odkrywam
Ale gdy znów nadejdzie ranek
Ja nie wiem jak ja się nazywam?!
A może lepiej dwie…