E-book
29.4
drukowana A5
58.63
Skandal na wybiegu

Bezpłatny fragment - Skandal na wybiegu

Część II

Objętość:
188 str.
ISBN:
978-83-8273-503-1
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 58.63

Rozdział 1

W ślicznym, różowym, milutkim, futerkowym szlafroku, z dwoma słodkimi uszami przypominającymi króliczka na kapturze, z turbanem na głowie wybiegłam z łazienki, kiedy tylko usłyszałam brzęczącą komórkę. Ktoś właśnie kompletnie nie w porę, w jeden z wieczorów dobijał się do mnie, kiedy to zatracałam się w orzechowym olejku do ciała, wsmarowując w siebie ten aromatyczny kosmetyk, kupiony po promocji w jednej z drogerii, kilka miesięcy temu. Kiedy skończyłam się dopiero co myć, wyszłam z wanny, otuliłam się ręcznikiem — usłyszałam piosenkę Tylor Ross. — Tak, to mój telefon. Muszę go natychmiast odebrać — Powiedziałam na głos sama do siebie pod wpływem napływającego stresu. Tak. Oczekiwałam na telefon od pewnej firmy dziennikarskiej, do której złożyłam ponad pół tygodnia temu swoje cv. Ledwo co zdążyłam założyć grubą, futerkową podomkę, a wcześniej szybko osuszyć się z pomocą granatowego, olbrzymiego ręcznika. Muzyka wydobywająca się z telefonu cały czas grała. Ustawiłam sobie taki dzwonek, bo była to jedna z moich ulubionych piosenek. W między czasie, zakładając szlafrok, nuciłam tekst piosenki. Naprawdę ją uwielbiałam. W końcu wybiegłam ze swojej łazienki, odmykając sprawnym ruchem drzwi. Jak na złość, kompletnie zapomniałam o tym, gdzie zostawiłam swój telefon. Dźwięk dobijał się skądś, jednak za nic w świecie nie mogłam znaleźć lokalizacji komórki. Wparowałam najpierw do salonu, skąd zresztą wydobywał się dźwięk telefonu. Kiedy połączenie się przerwało, ugryzłam się w język. — Cholera, no nie. Gdzie jesteś telefoniku? No nie, tylko nie teraz. Teraz nie możesz się tak po prostu zgubić. To nie w twoim stylu — Samsungu005? Na całe szczęście osoba, która oczekiwała odebrania telefonu, postanowiła spróbować się jeszcze raz ze mną połączyć. Jak się okazało, telefon zaplątany był w koc, jeszcze w kołdrę i jakimś cudem znalazł się pod moją ogromną poduszką. — No tak, na śmierć zapomniałam pościelić mój skromny, granatowy tapczan. Po wczorajszej imprezie tylko buchnęłam się na łóżko i tak jak wróciłam, tak zasnęłam, zdejmując jedynie płaszcz oraz czarne, drogie, luksusowe szpilki — Myślałam sobie w swojej głowie, na lekkim kacu. Trzymałam w końcu zdobycz z wypiekami na twarzy i dumą w jednej ręce. Nieznany numer po krótkiej chwili zatelefonował do mnie jeszcze jeden raz.

— Halo? — Nie miałam tak naprawdę pojęcia kompletnie pojęcia, kto dzwoni. W ekraniku telefonu pojawił się całkowicie obcy numer. Miałam nadzieję, że dzwoni szef firmy, do której złożyłam swoje cv.

— Witam, z tej strony Waldemar Kupisz. Dzwonię w sprawie… A może przejdźmy do konkretów — Zawiesiła się na chwilę osoba w słuchawce, a konkretniej starszy już mężczyzna z chrypką. Tak, wyraźnie było słychać starszego już dziadka. To musiała być osoba minimum przed 60-tką — Pomyślałam sobie, kiedy prawdopodobnie siwy starszy mężczyzna dalej kontynuował — Właściwie to powiem prosto z mostu. Zapraszam panią na rozmowę, by omówić szczegóły naszej pracy. Przeszła pani pomyślnie naszą rekrutację. Witamy w drużynie, pani Garden.

Nagle zaniemówiłam. Serce na chwilę przestało mi bić. Wpadłam w pewnym sensie w euforię. Znalazłam kolejną pracę. Tym razem w prawdziwej telewizji. Na początek będę stażystką i będę dostawać nieco mniejszą pensję, ale przez te 3 miesiące na pewno zdążę się wszystkiego nauczyć i jeszcze szef przekona się, że należy mnie zatrudnić na cały, pełen etat razem z wysokim, miesięcznym wynagrodzeniem. Wystarczy tylko, że będę posłuszna, nie będę robiła w pracy konfliktów, na wszystko będę się zgadzać, ładnie uśmiechać, przede wszystkim rzetelnie i sumiennie pracować, dotrzymywać terminów, zostawać może nawet po godzinach, bez zapłaty, tylko dlatego, by szef spojrzał na mnie i powiedział — Panno Aleksandro — zatrudnię Panią na stałe. Tak, to było moim największym marzeniem. Chciałam ulokować gdzieś się, mieć pracę, w której nie okaże się, że szef oraz jego najlepszy pracownik jest w cokolwiek zamieszany, niepokorny wokalista rockowego zespołu nie okaże się ćpunem i narkomanem, nie trafi za kratki, a zwykły bar z alkoholem nie przekształci się w dom publiczny z obnażonymi tancerkami, w samej bieliźnie ponętnie wijącej się na srebrzystej rurze na środku sceny, w towarzystwie mężczyzn po 40-tce. Miałam szczerze mówiąc jednego wielkiego pecha co do tego, gdzie pracowałam. Mimo wszystko, lubiłam, jak coś dookoła mnie się dzieje. Jak moje życia tętni spotkaniami, wywiadami, eventami, imprezami firmowymi, albo po prostu zwykłą pracą, w której również stale coś się dzieje. Miałam jednym słowem, jednego wielkiego pecha i przyciągałam jak magnez zagadki kryminalne. Co przyciągnę tym razem? Czy zła passa, która cały czas jakoś za mną chodzi, w końcu kiedykolwiek się skończy?

— Dziękuję bardzo za wiadomość, kiedy mam się stawić pierwszy dzień do firmy? — Ukrywałam swoje emocje, które sięgnęły chyba zenitu w te chwili. Tak, czułam taką radość, że obiecałam sobie, że jak tylko skończę rozmowę z szefem firmy, zacznę tańczyć, bawić się i skakać po łóżku jak małe dziecko. Uśmiech na pewno nie schodził mi z ust. Byłam tak bardzo szczęśliwa, od bardzo dawna. Chyba tylko wtedy, jak zrobiłam sobie wreszcie wolne i wyjechałam nad Morze Bałtyckie na kilka tygodni, albo kiedy poznałam mojego chłopaka — Tomka. Ale do rzeczy.

— Możesz, jeśli chcesz przyjść już jutro, na 8:00. Sekretarka oprowadzi cię po naszej firmie. Budynek jest niewielki. Znajduje się dokładnie na ulicy Puławskiego 16. Mam nadzieję, że trafisz. Pisze na nim wielkimi literami „Top Telewizja”. Jeśli będą jakiekolwiek komplikacje…

— Spokojnie, znajdę ją. Mam dobrego GPSA w swoim telefonie. Poza tym jestem mistrzynią w orientowaniu się gdzie co jest. Potrafię odnaleźć swoje auto, zaparkowane na bardzo tłocznym parkingu już w zaledwie kilka minut.

— W takim razie, widzimy się jutro — Kiedy szef Top telewizji się rozłączył, trzymając w ręce dalej telefon, od razu usiadłam z wrażenia na swoim nieprzyścielonym łóżku i przez ładnych kilka minut siedziałam tak nieruchomo, ciągle niedowierzając, że dostałam się do tej firmy. Top telewizja była niezależną telewizją. Znalezienie tam pracy było spełnieniem najskrytszych marzeń dla każdego dziennikarza po studiach ukończonych na dobrej uczelni i posiadaniu minimalnego doświadczenia w tej branży. Ja to wszystko miałam. Do tego ładna uroda, nienaganna figura, całkiem elegancki styl jeśli chodzi o ubiór, wysoka kultura osobista, podstawowa znajomość angielskiego, umiejętność odpowiedniego zachowania się przed kamerą, łatwość w komunikowaniu się i nawiązywaniu kontaktu z obcymi ludźmi. Do tego umiejętność słuchania i zadawania odpowiednich pytań. Na pewno w Top telewizji bardzo mocno rozwinę swoje skrzydełka. Po miałam nadzieję, że kilku latach pracy w tej firmie nie będę miała sobie równych. Potrafię naprawdę szybko się uczyć i rozwijać. Szczególnie w branży dziennikarskiej. Stres i trema idą w zapomnienie podczas nagrywania wywiadów. Miałam okazję nauczyć się tego, kiedy przeprowadzaliśmy internetowe pogadanki o zabójstwie modelki. Z każdym kolejnym gościem w studiu Tomka było mi o odrobinę łatwiej, swobodniej, mniej stresująco, naturalniej, normalniej. Przed kamerą może nie czuję się jak rybka w wodzie, ale wszystko przecież przede mną. Jestem „jeszcze” młoda. Mimo, że za chwilę skończę 40 lat, to ważniejsze jest przecież samopoczucie, oraz to, na ile lat się czujemy w środku. A ja czułam się na sexy 20-tolatkę, która może jeszcze nosić krótkie, obcisłe bluzeczki przed pępek i króciutkie sukienki, ledwo zakrywające tyłek. Mimo, że tak się czułam, oczywiście nie nosiłam się jak nastolatka, ale gdzieś w głębi byłam bardzo młoda. Nie wiem, ale to chyba dobry znak.

Rozdział 2

Ze stresu, ale też jednocześnie z ogromnego podekscytowania nie mogłam jak na złość spać w nocy. Rano, kiedy trochę się przejaśniło po nocy, na dworze, na niebie zrobił się przepiękny wschód słońca. Zajrzałam przez okno swojego mieszkania, w jednym z loków w centrum stolicy. Niebo pomalowane było na wszystkie ciepłe kolory, jakie mogą tylko być z bogatej palety barw. Fiolety, czerwienie, pomarańcze, w końcu wszystkie odcienie niebieskiego i biel sprawiały, że chociaż na chwilę zapomniałam o całym tym stresie, o pierwszym dniu w pracy, o tym, czy będę dobrą pracownicą, i czy szef po kilku pierwszych dniach mnie nie zwolni, mimo, że zatrudniłam się tam na 3 miesiące na staż, a po tym okresie miałam cicha nadzieję, że się w firmie sprawdzę, a dyrektor telewizyjny zatrudni mnie na stałe, widząc, że absolutnie nadaję się do tej pracy i jestem dla niej wręcz stworzona. Od nerwów skutecznie oderwał mnie, a raczej odwrócił widok przepięknego nieba. Zapatrzyłam się chwilę i jak na złość zachciało mi się spać. Dlaczego akurat teraz? Kiedy dokładnie za godzinę będę musiała zacząć się zbierać do pracy, zaczynającą się o 8:00? Mimo, że cholernie chciało mi się spać, byłam chodzącym kłębkiem nerwów. Ale właściwie dlaczego czułam takie mocne emocje? Nie miałam pojęcia. W sumie pierwsze dni w pracy zawsze bywają stresujące. Przy najmniej ja tak mam. Nie wie się, z kim się będzie pracowało, jaka będzie panowała atmosfera, czy jakoś dogadam się z całą załogą i tak dalej. Mimo wszystko czułam jakoś i moja intuicja podpowiadała mi, żebym niczym się nie przejmowała, i że będzie na pewno dobrze. Pierwsze koty za płoty, jak to się mówi. Postanowiłam, że otworzę okno, mimo chłodnych, wrześniowych poranków, razem z przymrozkiem, częstą mgłą i przepięknym słońcem, którego we wrześniu nie brak, mimo, że pomału zaczyna go już w tym miesiącu brakować. Postanowiłam także, że wezmę pięć głębokich wdechów i wydechów do otwartego okna, przez które pomału dostawało się świeże, rześkie powietrze, idealne, by się dotlenić przed wyjściem z domu. Postanowiłam, że zaparzę sobie herbatkę melisę, na dobry początek dnia. Może to pomoże mi się nieco zrelaksować? Włączyłam radio, a dokładniej wieże jednym ruchem pilota. Dobiegała 6:00, a ja z kubkiem gorących ziółek siedziałam w pół śpiąca na moim kochanym tapczanie i pomału zamykały mi się oczy. Obudził mnie dopiero telefon, który nie przestawał dzwonić. Kiedy ocknęłam się, wybudziłam z głębokiego snu, właśnie dotarło do mnie, że dzisiaj zaczynam swój dzień w pracy. Aaaa! Jak na złość musiałam zaspać. Spojrzałam bardzo nerwowo na zegarek, a dokładniej budzik, który leżał zaraz obok na jednym z regałów — półce z książkami. Serce zaczęło mi szybciej bić, zaczęłam się denerwować. Była równa 8:00. Dokładnie teraz powinnam była być w mojej nowej pracy, poznać panią.. sekretarkę, która nawet nie wiem jak ma na imię, przywitać się z szefem, zapoznać z innymi pracownikami, których będę codziennie widywać i uśmiechać się do nich na dzień dobry, czy gawędzić o pogodzie przy porannej kawce, podczas pierwszej, półgodzinnej przerwy o 12:00, albo nieco wcześniej. Nim się na dobre ocknęłam, komórka dalej wibrowała. Jednym zwinnym ruchem odebrałam.

— Halo? Dzień dobry pani Olu? Miała się pani wstawić punkt 8:00. Czy pani będzie? Czy coś się stało? Proszę informować nas o wszystkim na drugi raz. — Szef, bo poznałam go po chrypliwym głosie, był wyraźnie zaniepokojony moim spóźnieniem. Widocznie wszyscy chodzą tam jak w zegarkach — Pomyślałam sobie, jednocześnie wymyślając powód, przez który spóźnię się jakieś 20, może 30 minut. Do nowej pracy miałam jakieś 10 minut drogi autem. Pomyślałam, że zamiast tułać się autobusami, zamówię taksówkę.

— Dzień dobry. Niestety są potworne korki na mieście. Postaram się być za mniej więcej 20 minut — Moje policzki zrobiły się całe czerwone, kiedy spojrzałam na siebie przez ekran telefonu, kiedy zakończyłam rozmowę z panem Waldemarem Kupiszem. Szef mojej nowej firmy dodał tylko, że ma nadzieję, że dojadę i bym na drugi raz zwyczajnie wcześniej wyjechała z domu, a konkretniej ze swojego bloku. Nie miałam czasu na nic. Na śniadanie, które planowałam sobie zrobić, na wyprasowanie ubrań, na makijaż, na uczesanie włosów, na wybór, którą bluzkę założę, na przyszykowanie sobie ubrania i spakowania torebki, na umycie twarzy i zębów, w końcu wykonania porannej toalety. Mimo stresu i pośpiechu starałam się myśleć trzeźwo. Pierwsze co, zadzwoniłam po taksówkę. Umyłam szybko zęby i twarz, zaczesałam włosy. Ubrałam sukienkę, którą wyciągnęłam prosto z szafy, z wieszaka, wiedząc, że nie jest zmięta. Nie zdążyłam założyć rajstop. Ubrałam buty, pomyślałam, że kawę i coś do jedzenia kupię w automacie, mając oczywiście nadzieję, że takowy sprzęt tam będzie. Porwałam jednym ruchem kosmetyczkę z malowidłami. Pomyślałam, że pomaluję się podczas podróży autem do Top telewizji. Założyłam na siebie czarną skórzaną kurtkę, zabrałam do kieszeni kolczyki, które miałam w planach założyć. Szybkim, sprawnym ruchem włożyłam do beżowej torebki telefon, portfel, a na koniec, po zamknięciu drzwi wejściowych i klucze. Prawie biegłam ze schodów na dół. Taksówka już stała pod moim blokiem i na mnie czekała. Na całe szczęście pan kierowca powiedział, że zna objazd i dotrzemy na wybrane miejsce w zaledwie 5 minut. Ucieszyłam się z tego powodu. Spojrzałam jeszcze raz na zegarek tym razem w telefonie. Dobiegała 8:20. Tak myślałam, że spóźnię się nie więcej jak 20—30 minut. Pomyślałam, że najwyższy czas, by się pomalować. Do lusterka w telefonie, który trzymałam jedną ręką, nawet nie wiem jak nałożyłam podkład na twarz, dalej korektor, puder, tusz do rzęs i delikatne cienie do powiek. Kiedy taksówkach stanął na chodniku, zaraz pod firmą, właśnie kończyłam malować się.

— Jesteśmy na miejscu — Powiedział pan taksówkarz, po krótkiej chwili, gdy zauważył, że nie wysiadam. Ja po prostu szukałam portfela, który zawieruszył się gdzieś i schował na dnie torebki, chowając przy tym kosmetyki do kosmetyczki.

— Jest — Ucieszyłam się na widok mojej portmonetki, szybkim ruchem wyjęłam 50 zł i powiedziałam, że reszty nie trzeba. Tak naprawdę tak bardzo spieszyłam się. Postanowiłam nie czekać, aż siwy staruszek wyda mi pieniądze. Wysiadłam z auta i pomaszerowałam w czarnych, tupiących szpilkach po schodach do tej luksusowej firmy. Wzięłam głęboki wdech i wydech przed przejściem przez ciemne, szklane drzwi odsuwane. Zapytałam się portiera, który siedział na swoim stanowisku po prawej stronie o to, gdzie znajdę szefa albo chociaż sekretarkę, z którą byłam dzisiaj umówiona. Ochroniarz prześledził mnie wzrokiem z góry na dół. Powiedział, żebym jechała na 2 piętro windą. Wskazał mi maszynę, do której pospiesznie się zapakowałam. Włączyłam numer 2, przyciskając jeden z guzików, żeby drzwi szybciej się zamknęły. Nagle wpadł biegiem do windy, która pomału się zamykała młodziutki chłopak, no może wyglądał góra na 25 lat. Był trochę wychudzony, trochę umięśniony, jakby od kilku miesięcy był stałym bywalcem tego typu placówek. Miał brązowe włosy i był cholernie przystojny. Spojrzał na mnie i zrobił minę, jakby zobaczył ducha. Widać było po nim także, że nie spodziewał się mnie spotkać w windzie. Kiedy raz na niego spojrzałam, odwróciłam wzrok, wpatrując się w swoje odbicie w dużym lustrze, które znajdowało się w maszynie, poprawiając swoje włosy. Nie miałam pojęcia kim jest ten chłopak. Wiedziałam jedynie tylko to, że prawdopodobnie jedzie na to samo piętro co ja. Wpatrywał się we mnie i chował wzrok w dół. Kiedy po kilku sekundach winda się zatrzymała i otworzyła, wyszłam z niej. Pani sekretarka podeszła do mnie i zapytała czy nazywam się Ola Garden. Kobiecina przed 40-tką, w ciemno-brązowym koku bez grzywki, w bluzce w zielone kwiaty i ołówkowej spódnicy, w wysokich szpilkach powitała mnie całusem w policzek, wcześniej podając mi rękę.

— Magdalena Słoń — Hmm.. co za śmieszne nazwisko — Pomyślałam sobie w swojej głowie. Kompletnie do niej nei pasowało. Magda była bardzo szczupłą osobą i bardzo ładną do tego. Po prostu będę mówić do niej po imieniu. Przy najmniej tak mi się wydawało. Kiedy podałam jej rękę na przywitanie, zapytałam.

— A szef…

— Szef jest na ważnym spotkaniu, nie mógł tyle na ciebie czekać — Kobiecina spojrzała na dopiero teraz zauważyłam, że złoty zegarek i dodała — W końcu jest kilka minut po 8:30. Nie wiem czy wiesz, ale chodzimy tutaj jak w zegarku. Nie wolno nam się spóźniać. Inaczej firma sama rozumiesz, rozsypałaby się. — Ostatnie zdanie powiedziała nieco ciszej, prawie szeptem — Ale to dopiero twój pierwszy dzień w pracy, poza tym jesteś u nas tylko na stażu. Rzadko kiedy ktoś dostaje tą fuchę od tak. Żeby tutaj pracować na pełnym etacie trzeba być naprawdę dobrym. Sama rozumiesz — Albo mi się wydawało, albo niejaka Magda, powtarzała słowo „sama rozumiesz”. No nic. Pewnie nie będę tutaj pracować na stałe, na dłużej. Trudno. Pocieszę się tym, że zostałam wyłoniona spośród setki kandydatów i mogę pracować tutaj aż 3 miesiące na stażu. Po drodze do domu kupię sobie butelkę wina i obleję to, że za równe trzy miesiące będę zmuszona wysłać swoje cv do kolejnej firmy. Tak jak powiedziała Magda, nie mam co szukać i liczyć, że będę pracowała dłużej niż wyznaczony czas na odbycie stażu. Co jak co, ale pochwalę się tym stażem w swoim cv. Może dzięki temu uda mi się znaleźć coś lepszego? EEee.. chyba się za bardzo zagalopowałam. Mimo tego, że spędzę tutaj tylko 3 miesiące, będę starała się być jak najlepszą pracownicą. Będę sumiennie wykonywać swoje obowiązki, w razie czego zarywać noce i pić hektolitry kawy, by czasem przez przypadek nie zasnąć. A na zdrowszy tryb życia z wysypianiem się i właściwym odżywianiem na czele przyjdzie jeszcze czas. Na razie obiecałam sobie, że dam z siebie wszystko. To postanowione. Udowodnię szefowi, że jestem właściwym pracownikiem na odpowiednim miejscu i że powinnam tutaj zostać.

Rozdział 3

Magda oprowadziła mnie po całej firmie. Jak się dowiedziałam cały budynek należał do Top telewizji i liczył dokładnie 5 pięter. Na parterze znajdował się pan ochroniarz oraz pomieszczenia gospodarcze, na przykład kantorek dla sprzątaczek, ale też kuchnia, z możliwością podgrzania sobie obiadu w mikrofali, czy też zrobieniu kawy prosto z ekspresu, herbaty z czajnika elektrycznego, czy włożeniu jedzenia i przechowania go w dużej lodówce. W pomieszczeniu socjalnym znajdował się również niewielki stolik razem z pięcioma, wysokimi krzesłami obrotowymi bez oparcia, obitych czarnym skajem. Wszystko było tutaj luksusowe, wszystko ociekało drogimi pieniędzmi i wyszukanym, wyjątkowym smakiem, pięknie urządzonymi wnętrzami, w końcu bardzo nowatorsko wybudowanym budynkiem. Zapytałam się Magdy nieskromnie, ile ta firma ma już lat, bo nigdzie nie mogłam o tym przeczytać w internecie, a głupio jest takich podstawowych informacji nie wiedzieć. Powiedziała, że firma dawniej funkcjonowała w innym budynku, a dzisiaj, od ponad 2 lat przeniesiona została na ulicę Puławskiego. Poczułam, że może zawiązać się między mną a Magdą jakaś przyjacielska więź. Mimo wszystko znałam dopiero co Magdę i pana dozorcę, jak się okazało pana Stasia, który był trochę za 60-tką. Kiedy wjechałyśmy windą na pierwsze piętro, mogłam zobaczyć profesjonalne studio, w którym nagrywało się wywiady z zaproszonymi gośćmi, często gwiazdami, światowymi sławami, artystami i celebrytami, albo ludźmi, którzy mają coś do powiedzenia. Przy najmniej tak mówiła mi Magda. Na tym samym piętrze również znajdowała się garderoba dla gwiazd, miejsce dla fryzjerów, makijażystów, którzy mogli uczesać i umalować gwiazdy, które występowały w tej niezależnej telewizji. Na drugim piętrze, czyli tam, gdzie pierwszy raz pojechałam znajdowało się biuro szefa, miejsce dla jego osobistej asystentki, sekretarki, czyli dla Magdy i po kolei, oszklone, oddzielone szybami sektory. Było ich dokładnie 10. Jeden sektor zajmował się wymyślaniem tematów rozmów, wywiadów, czy programów, puszczanych w telewizji. Inny sektor odpowiadał za montowanie filmów, jeszcze inny za przeprowadzanie wywiadów, kolejny za finanse, inny za ubieranie gwiazd. Magda wskazała i mi swoje miejsce. Znajdowało się przy sektorze, odpowiedzialnym za przeprowadzanie wywiadów. — To mnie pan Waldemar wrzucił na głęboką wodę — Pomyślałam sobie i zamiast się uśmiechnąć do mojego nowego kolegi, z którym będziemy nagrywali różne programy, w tym wywiady, i którego poznałam w windzie, na mojej twarzy pojawił się grymas, czy w ogóle poradzę sobie.

— Ola — Chłopak wstał, kiedy podałam mu rękę

— Sebastian — Uśmiechnął się do mnie, patrząc mi prosto w oczy. — A więc będziemy pracować razem z koleżanką z windy. — Ja też jestem tutaj od niedawna, i lubię się spóźniać, za co Magda razem z szefem mnie nie znoszą. Na szczęście firma mojej mamy jest po części sponsorem Top telewizji. Mam układy, poza tym jestem tylko na stażu tutaj. Ty pewnie nie.

— Co nie? — Ocknęłam się kiedy usiadłam za swoim biurkiem, przed swoim komputerem, który będzie do mnie należeć przez te trzy miesiące

— Nie słuchasz mnie. Ja też najpewniej stąd wylecę.

— Jasne. Jak masz mamę w…

— Nie ważne gdzie. Nie gadajmy już o tym

— Można wiedzieć, ile masz lat?

— A na ile mnie oceniasz?

— Hmm… 25?

— Brawo, trafiłaś

— Serio?

— Si.

— Jesteś pewnie świeżo po studiach dziennikarskich

— Dokładnie tak

— Ja jestem od ciebie nieco starsza. Pracowałam w wielu firmach. Zawsze moja praca kończyła się jedną wielką katastrofą..

— Zobaczysz, u nas na pewno nic ci się złego nie stanie — Uśmiechnął się wariacko Sebastian. Ja też się uśmiechnęłam i wzięłam się do roboty. Sebastian okazał się, mimo na początku nieco aroganckiego tonu prawdziwym kumplem i przyjacielem. Pokazywał mi co mam robić, uczył, w razie pytań z mojej strony zawsze udzielał wyczerpujących odpowiedzi, pomagał. Poczułam się tutaj jak w prawdziwym domu. Każdy sobie pomagał, nikt nie chodził sobie po piętach, nikt nie zachowywał się arogancko i wszyscy byli naprawdę zgraną ekipą.

Rozdział 4

Top telewizja zajmowała się głównie ploteczkami i wywiadami prosto ze świata show biznesu. To my mieliśmy najświeższe dane o tym, że któraś celebrytka zaszła w ciążę albo wyszła za mąż, rozwiodła się, urodziła śliczne i zdrowe dzieci, zaczęła grać w kolejnym serialu, nagrała nową płytę, albo napisała książkę. Albo który celebryta wybrał się z kochanką na wakacje do Grecji, na Majorkę albo Kostarykę. Kochałam bardzo swoją nową pracę. Czułam, że może być już wszystko dobrze i że nie będę miała pecha jak do tej pory, nie będę zmuszona zwolnić się i szukać czegoś nowego. Dość pakowania się w kryminalne zagadki. Dość brania udziału w odkrywaniu winnych przestępstw. Dlaczego zawsze pakuję się tak poza tym w kłopoty? Dlaczego przyciągam wszystko co złe? Dzisiejszego dnia starałam się o tym nie myśleć. Dzisiejszego dnia chciałam skupić się na pracy. To był mój pierwszy dzień tutaj, oprócz wczorajszego, podczas którego Magda zdążyła mnie wszędzie oprowadzić, gdzie wszędzie zaglądnęłam, poznałam się z ludźmi, którzy tutaj pracują, można powiedzieć, że zaprzyjaźniłam się z Sebastianem, który jak to jeszcze dziecko jest trochę takim kolorowym ptakiem, osobą bardzo porywczą, ale również bardzo sympatyczną, z którą będę mogła sobie żartować. Szczerze mówiąc bałam się bardzo nowej pracy. Bałam się tego, jaka będzie panowała atmosfera. Ne ukrywam, że praca dla Top telewizji, a dokładniej możliwość odbycia tutaj stażu to wiele. Dla każdego dziennikarza możliwość napisania o tym w swoim cv jest spełnieniem najskrytszych marzeń. Tak jak dla tancerzy tańczenie na scenie z największymi, światowymi gwiazdami, dla piosenkarzy, którzy dopiero co wchodzą na ten rynek możliwość supportowania przed najbardziej popularnymi, największymi sławami muzyki pop, a dla każdej biurowej firmy — awansowanie na wyższe stanowisko. Mimo wszystko zawsze w siebie wierzyłam i tym razem nie nastawiałam się na to, że tak szybko, po zaledwie 3 miesiącach stąd wylecę. Chciałam udowodnić panu Waldemarowi, że nadaję się na to, by tutaj zostać. Jak na razie nie musiałam siedzieć jak na szpilkach. Panowała tutaj bardzo sympatyczna i luźna atmosfera. Mieliśmy dwie przerwy. Pracowałam w Top telewizji od punkt 8, do 16:00. Czas na zjedzenie czegoś, w porównaniu do pracy dla gazety „Świat gwiazd”, gdzie luźno mogliśmy chodzić na kawkę i ciastko kiedy tylko i jak długo chcieliśmy, tutaj był nam ostro wyznaczony. Nie wolno było go przekraczać. Pół godziny po 10:00 i pół godziny po 13:00, szef uważał, że na zjedzenie czegokolwiek, razem z zaparzeniem kawki w drogim, luksusowym ekspresie albo podgrzanie obiadu w mikrofali na pewno wystarczy. Mimo tego, że często nie było szefa, bo gdzieś wyjeżdżał to na delegacje to na różne inne spotkania, Magda zawsze dbała o to, by w firmie była można powiedzieć, że dyscyplina, by każdy przychodził punktualnie o 8:00 i wychodził także punktualnie o 16:00. By zjeżdżać widną na parter, tylko w trakcie przerwy od 10:00 do 10:30 i od 13:00 do 13:30. Ani jednej minuty dłużej. Mimo wszystko podobało mi się, że w firmie trzeba było chodzić jak w zegarku. Przy najmniej nie było tak, że każdy się rozleniwiał, przesiadywał w pokoju socjalnym ile mu się podobało, zaczynał pracę kiedy chciał, wychodził z niej kiedy mu tylko pasowało. Nie, tutaj było zupełnie na odwrót niż za czasów mojej pracy w magazynie. Dzisiejszego dnia udało mi się nie zaspać. Całą noc przespałam, nie budząc się ani jednego razu. Miałam też czas na to, by zrobić porządne, pełnowartościowe śniadanie i zdążyć je w całości zjeść. Zanim wyruszyłam w drogę, tym razem ponownie taksówką, bo kompletnie nie chciało mi się włóczyć po autobusach, przygotowałam sobie drugie śniadanie w postaci kanapek z serkiem i obiad w postaci podsmażonych, mrożonych warzyw na patelnie razem z kawałkami, a dokładniej dłuższymi plastrami kurczaka, do tego z brązowym ryżem. Spakowałam obiad do plastikowego pojemniczka, a kanapki zapakowałam w srebrną, aluminiową folię. Spakowałam swój obiad do torby, tym razem innej niż wczoraj, trochę większej. Długo, bo ponad 15 minut wybierałam drugiego dnia mojej nowej pracy ubranie, które zamierzałam założyć do biura Top Telewizji. Chciałam wyglądać przede wszystkim ładnie, nienagannie, schludnie, elegancko, modnie i gustownie zarazem. Dlatego też wymyślanie, w co się dzisiaj ubrać do pracy zajęło mi sporo czasu. Kiedy wreszcie wybrałam już coś ze swojej sporych rozmiarów garderoby, potrafiłam kolejne kilka minut kompletować do tego na przykład górę, albo dół. Na przykład zdecydowałam się na musztardową spódniczkę, do której nie mogłam za nic w świecie dobrać odpowiedniej bluzki. Znalezienie odpowiedniego ubrania naprawdę było sporym wyczynem. W końcu od zawsze staram się ładnie wyglądać. Chcę być odbierana przez innych jako zadbana, ruda, z kręconymi włosami osoba, trochę szczupła, ale nie za bardzo, w każdym razie panująca nad paczką ptasiego mleczka zwłaszcza wieczorem, kiedy mogłabym zjeść całą paczkę, jak robią to moi znajomi. Ja tymczasem zjadam góra pięć czekoladek i to mi absolutnie wystarcza. Nie jestem napaloną fanką diet 1000 kcal. Nie jem sałaty na śniadanie, obiad i kolację. Nie wymiotuję, nie odchudzam się na siłę, ani nie obżeram. Nie mam też powodów do tego, by chodzić do psychologa ani do psychiatry na razie. Mój alkoholowy nałóg już dawno został ma nadzieję, że wyleczony i już nigdy nie będę piła alkoholu w nadmiarze. Z wyjątkiem lampki czerwonego, wytrawnego wina z moim chłopakiem, którego na razie jeszcze nie mam, ale planuję mieć, albo urodzinowej wódki, kiedy wszyscy piją i namawiają cię do poczęstowania się mocnym, spirytusowym trunkiem, po którym jest się zamotanym i po którym chce się wymiotować. W każdym razie pobyt w ciągu alkoholowym mam dawno za sobą. To był tylko jeden moment, jedna chwila, kilka miesięcy, jeden okres czasu, który z pewnością przejdzie w moim życiu do tych bardziej nieudanych. W końcu nikomu jeszcze nie udało się mieć całego życia usłanego różami. Każdy, przy najmniej z tych osób, które znam miał w swoim życiu chociaż jeden problem, kłopot, trudną zagadkę, której nie wie się jak rozwiązać przy najmniej nie od razu. Jedni mają mniejsze problemy, inne większe. Po prostu takie jest życie. Doskonale wiem, że wszystkie trudności najlepiej pokonywać razem z kimś. Z przyjacielem, kolegą, znajomym albo członkiem rodziny. Ale przejdźmy do moich ciuchów. W końcu po długim zastanowieniu się w co mam się ubrać, wybrałam śliczną sukienkę w kwiaty sięgającą do kostki, trochę a’la hiszpankę. Na to założyłam elegancką pudrowo-różową marynarkę i skórzane klapki na obcasie. Wrzesień był miesiącem, w którym tak naprawdę nie wiadomo jak się ubrać. Raz jest ciepło raz gorąco. Rankiem potrafią być przymrozki, z kolei po południu prawdziwe upały, jak co najmniej w połowie sierpnia. Rano mógł padać deszcz, mogła by być plucha, zimno, tak, że bez rajstop ani rusz, za to w południe mogło mocno świecić słońce i wystarczyła sama koszulka, bez swetra. Dzisiaj rano było wyjątkowo ciepło. Świeciło słońce już od samej mojej pobudki. Ubrana w sukienkę i marynarkę nie zostało mi nic innego jak założenie butów i czekanie na taksówkę. Kiedy ja do cholery jasnej zrobię sobie w końcu prawo jazdy? Nie musiałabym tracić milionów na taksówki. Tak bardzo jest mi głupio, kiedy jeżdżę autobusami. Zatrzymują się na przystanku zaraz po firmą. Każdy widzi z okna to, że Aleksandrze Garden nie ma pieniędzy, włóczy a w zasadzie tuła się każdego dnia autobusami, pracując równocześnie w prestiżowej firmie w Top telewizji. Nie stać jej na zrobienie sobie prawka. Sama myśl o zrobieniu prawa jazdy napawa mnie lękiem, szybkim biciem, a w zasadzie to kołataniem serca i gęsią skórką. Oczywiście żartuję. Mimo wszystko to postanowione, wręcz oczywiste. Za kółko nie wsiądę tak czy siak. Choćby zapłacili mi niezłą sumkę pieniędzy za przejechanie się kilka kilometrów po drodze gdzieś daleko, na wsi, w dzień i tak nie porwałabym się jakoś specjalnie na ten czyn. Próbowałam, kiedy miałam 15 lat u wujka na wsi przejechać kilka metrów. Wszystko skończyło się niestety tym, że mało co, nie wjechałabym w pobliskie drzewo i do tej pory trauma ze mną została. Po prostu jedni mają do tego talent, inni nie, a ja należę z pewnością do tej drugiej grupy osób. Od kiedy zaczęłam pracę w Top telewizji, postanowiłam, że zainwestuję w osobistego szofera, pana taksówkarza. Tak naprawdę tak bardzo się wstydziłam tego, że będę jeździć do tak prestiżowej firmy autobusami. Nie, kategorycznie nie. To będzie obciachowe. 4 tysiące, które tutaj zarobię wydam w dużej mierze na taksówkę. No cóż, co zrobić. Niech inni wiedzą, że stać mnie na to, by zaoszczędzić trochę i krocie wydać na taksówkę.

Rozdział 5

Siedziałam za biurkiem biura Top telewizji i pomału przysypiałam. To znaczy oczy same mi się zamykały.

— Jeśli chce ci się spać, poproszę Magdę, żeby pozwoliła ci wyjść na przerwę. Później to odrobisz — Zaczął od kilku minut obserwujący, to znaczy gapiący się na mnie Sebastian

— Nie dzięki, jakoś dam radę. Sam rozumiesz. Pierwszy dzień w pracy, nowe przyzywczajenia

— Jasne, ale jak mi tutaj zaśniesz za chwilę dziewczyno, to z twojego awansu zostaną nici. Magda często zdaje relacje dyrektorowi z poczynań swoich pracowników. Bywa często i bardzo bezwzględna i opowiada mu tak dokładnie jak jest. Nikogo nie kryje. Wystarczy raz jej podpaść. — Prawie wyszeptał mój młodszy kolega o prawie 10 lat. Potrafiłam wyczytać tych kilka zdań z jego ruchu ust. Powiedział to naprawdę cicho.

— No dobrze, mam w torebce słodkie, czekoladowe, a w zasadzie to ciągnące się cukierki. Chcesz jednego? — Rzuciłam Sebastianowi stojąc oddalona od niego o prawie 3 metry, tuż przy wieszaku z moją różową marynarką, jednego cukierka. Nim zdążył się zorientować, że mu rzucam, cukierek spadł na ziemię.

— Oh, Olu, co za nietrafiony rzut

— Przestań, to ty masz dwie lewe ręce, bo nie złapałeś moich łakoci — Sebastian wstał z krzesła i wykonując pozycję psa (kilka razy chodziłam na zajęcia jogi to wiem) posłusznie podniósł cukierek, który znalazł się zaraz obok krzesła Sebastiana, na podłodze

— Dzięki — Chłopak rozwinął papierek, szeleszcząc.

— Mam ich więcej. Chcesz jeszcze? — Kiedy Magda miała właśnie sięgnąć po kolejną porcję cukierków, do pokoju wparowała sekretarka Magda. Podskoczyłam z krzesła, kiedy zupełnie bez pukania otwarła drzwi do naszego gabinetu.

— Mam dla ciebie pierwsze zadanie — Zwróciła się w moim kierunku — Wiem, że jesteś dopiero tutaj pierwszy dzień, ale chyba nic się nie stanie, jeśli pozwolę ci wejść na głęboką wodę. — Milczałam wbita w podłogę i słuchałam uważnie, jakie sekretarka ma dla mnie zadanie.

— Pojutrze odbywa się ważny pokaz mody projektantki Mii Carry. Dobrze zapamiętaj to nazwisko. Przygotujesz szereg pytań. Dodam, że wywiad na twoje szczęście albo nieszczęście będzie po Polsku. Pojutrze, punkt 9:00 masz stawić się na ulicy Wiślanej 43. Rozumiemy się? I żadnego spóźnienia. Jeśli nie będzie cię tam, o wszystkim dowie się szef. Jesteś na stażu, więc tak szybko cię nie wyrzucimy, ale postaraj się. To twoje być albo nie być w tej firmie, oczywiście za cztery miesiące, kiedy skończy ci się szkolenie. Proszę — Magda podeszła do mojego biurka i wręczyła mi plik dokumentów o tej projektantce. — Powodzenia — Dodała, po czym tupiąc wysokimi, czarnymi, błyszczącymi szpilkami wyszła z naszego gabinetu.

— Często dostaje się takie zlecenia? — Zapytałam się Sebastiana — W pierwszym dniu w pracy?

— Cóż, jak to powiedziała osa Magda, wrzuciła cię na głęboką wodę. Myślę, że to mimo wszystko dobry znak. Po pierwsze ufa ci i wydaje mi się, że widzi w tobie potencjał. Inaczej nie dawałaby ci takiego zadania. Po drugie chce cię sprawdzić, czy nadawałabyś się na prawdziwą dziennikarkę. A po trzecie z kolei, jeśli wywiad się uda, zapunktujesz u nich, szczególnie szefa, któremu Magda zda całą relację. Powtórzę się może, ale to dobry znak. Nie wszystkim nowym pracownikom wydaje takie polecenia. Jesteś jedną z nielicznych takich osób, dodam.

— Spokojnie poradzę sobie. Jestem pewna, że wywiad się uda. W swojej przeszłości nie takie się rzeczy robiło — Powiedziałam szczęśliwa, że będę mogła się popisać swoimi umiejętnościami dziennikarskimi i będę miała wspaniałą okazję udowodnić wszystkim, że tutaj zostanę.

— Czy ty aby nie jesteś podobna do tej modelki.. tej.. no.. kompletnie zapomniałem jak się nazywa.. — Drapał się po głowie mój przyjaciel Sebastian

— Lucy Jey?

— Tak, dokładnie tak. Całkowicie wyszło mi z głowy jej nazwisko

— Wiele osób mi to mówi

— Jesteście jak dwie krople wody, jak siostry bliźniaczki. Naprawdę. No no. Czy być jej sobowtórem to czasem nie powód do dumy? Macie podobny wzrost, podobną figurę.

— Każdy ma jakiegoś sobowtóra, tylko o tym nie wie

— Ale Lucy Jey to jedna z topowych modelek

— Wiem, ale jakoś nie przywiązuje do tego wagi. Po prostu jesteśmy do siebie podobne i tyle

— No dobrze, kończę ten temat. Widzę, że denerwujesz się, kiedy zacząłem mówić o tej całej Lucy…

— Jey

— Tak, dokładnie Lucy Jey. Kiedy wpadasz do mnie na ciastko, żeby trochę się odstresować?

— Dzięki, ale..

— Ale spotkam się z chętnie z tobą, drogi Sebastianie byle gdzie, byle było dobre jedzonko

— Właściwie to.. dokładnie tak. Poczucie humoru widzę, że cię nie opuszcza

— Cały ja. Jak pierwszy raz spojrzałem na ciebie wtedy, wczoraj, w windzie pomyślałem od razu, że przyjdzie nam razem pracować

— Tak?

— Tak. Ta sama energia, ten sam temperament. Podobne poczucie humoru no i w końcu podobne spojrzenie na świat

— Przestań — Walnęłam go w ramię — Znamy się dopiero niecałe kilka, na może kilkanaście godzin

— Wiem, dwa dni to za mało żeby się zaprzyjaźnić. Ale nie czujesz tej chemii między nami unoszącej się nad budynkiem Top telewizji

— Spadaj.. — Jeszcze raz dotknęłam jego ręki

— A więc 18:00 dzisiaj hmm.. pod budynkiem Top telewizji?

— Jutro muszę być trzeźwa. Umawiam się z tobą tylko na kawce albo herbatce i jakimś pysznym ciastku. Nic mocniejszego. Sam rozumiesz. Na kacu nie będę w stanie tam być… Zwykle po alkoholu boli mnie głowa — Nagle na myśl przyszedł mi mój incydent z chwilowym uzależnieniem od alkoholu, o którym wolałabym zapomnieć.

— Spokojnie, ciotka, pójdziemy do normalnej kawiarni, tak pogadać, poznać się bliżej

— Jasne

— W takim razie jesteśmy umówieni

Przeszliśmy do swojej pracy. Tak naprawdę, nie chcieliśmy, by ktokolwiek nagadał na nas, że zamiast pracować plotkujemy. Tak, Sebastian mógłby mieć taką ciotkę jak ja. Serio jestem już taka stara, że młodzież zwraca się do mnie w taki a nie inny sposób? No nic, jestem stara i trudno. Widać to po moich pierwszych zmarszczkach, pierwszej siwiźnie i rozstępach na udach.

Rozdział 6

Była godzina kilka minut po 18-tej. Spiesząc się trochę, bo byłam już nieco spóźniona, wysiadłam pospiesznie z taksówki, ofiarując miłemu młodziakowi — panu jak się zdążyłam podczas bardzo przyjemnej przejażdżki dowiedzieć — Mirkowi trochę więcej niż 20 zł. Sebastian już na mnie czekał. Spotkaliśmy się przy budynku Top telewizji, tak jak się wcześniej umawialiśmy. Z tego miejsca jest naprawdę blisko do wszystkich fajnych knajpek w naszym mieście. Poza tym, jeśli mielibyśmy spotkać i umówić się gdzie indziej, było duże prawdopodobieństwo, że moglibyśmy się nie odnaleźć. Stolica jest naprawdę duża. Przystanek pod Top telewizją okazał się być najlepszą miejscówką.

— Cześć — 25-letni chłopak przywitał mnie pocałunkiem w policzek — Myślałem, że już nie przyjedziesz — Dodał, prześwietlając mnie wzrokiem. Zauważyłam na pewno, że spojrzał na mój trochę elegancki, oliwkowy kombinezon i buty na obcasach. Sebastian był bardzo bezpośrednią osobą. Naprawdę wtedy, w windzie ja także miałam przeczucie, że będziemy mieć ze sobą do czynienia. Mimo, że jest ode mnie 10 lat młodszy, jak do tej pory, jak na pierwszy dzień w pracy wspaniale się dogadywaliśmy. A co będzie, kiedy popracujemy ze sobą równy miesiąc? Albo trzy miesiące? Czy co dziennie będziemy się umawiać gdzieś? W jakichś ciekawych knajpkach, na kręglach, w kinie, albo wykorzystując kartę, która nam wszystkim w pracy przysługuje na siłownię? Mimo wszystko bardzo się cieszyłam, że mogę spotkać się z Sebastianem. To naprawdę ciekawa postać. Chłopak lubi rzucać żartami, a ja lubię ludzi, którzy mają poczucie humoru. Poza tym jest tak zabawną osobą, z takim ciekawym podejściem do życia. Tak, to mnie w nim najbardziej intryguje. Poza tym jest jeszcze młody i cały świat przed nim. Z tego co zdążyłam się dowiedzieć jest świeżo po studiach. Ma chłopak szczęście, że od razu trafił na firmę pana Waldemara i że zatrudnił go przy najmniej na kilka lat, no może na stałe. Oczywiście kiedy Top telewizja się utrzyma. W obecnych czasach często bywa tak, że firmy zwyczajnie się rozsypują. Mimo, że Top telewizja była bardzo prestiżową firmą, to nigdy nic nie wiadomo. Czasem, o podjęciu działań zamknięcia przedsiębiorstwa pracownicy dowiadują się z dnia na dzień, a szefostwo zwykle do ostatniego dnia usiłuje zrobić wszystko, by tak się nie stało. Ale co tam. Moje czarnowidztwo jest na razie kompletnie bez sensu. Wszystko się w końcu układa, pan Waldemar nie zamierza zamknąć firmy, a nawet na odwrót — możliwe, że nawet zatrudni jeszcze jednego pracownika, tym razem nie na staż, a normalnie na umowę o pracę — mnie, Aleksandrę Garden. Wszystko jak na razie się układa i jest w najlepszym porządku. Sebastian porwał mnie do jednej z włoskich knajpek, gdzie serwowano głównie dania z makaronem w roli głównej. Od pizzy przez lasagne, spaghetti i inne makaronowe dania, czytając w menu robiły naprawdę wielkie wrażenie. Nigdy nie byłam w prawdziwej włoskiej restauracji. Kelner zaciągał włoskim akcentem. Kiedy zamówiliśmy pizzę razem z kuflem piwa, rozsiadłam się wygodnie na czerwonej, pstrokatej kanapie. Obejrzałam się za siebie. Kucharz wykonywał ciasto na pizzę na naszych oczach. W środku było bardzo klimatycznie, leciała głośno muzyka, a mi było trochę ciężko się przez nią przekrzykiwać, próbując rozmawiać z Sebastianem. W końcu daliśmy sobie z tym spokój, zwłaszcza, gdy kelner przyniósł nam pachnące, gorące jedzenie, które spałaszowaliśmy w niecałe 15 minut. Kiedy stamtąd wyszliśmy, przespacerowaliśmy się w kierunku parku, gdzie lała się jeszcze woda z fontanny. Mogliśmy w końcu sobie pogadać.

— A więc mówisz, że złapałaś przestępców grubego zabójstwa?

— Wiem, że może to się wydawać nieprawdopodobne, ale tak

— Nie chciałaś zostać policjantką? — Sebastian jak zwykle lubił sobie żartować

— Zawsze marzyłam o pracy dziennikarki

— No dobra, ale jak to się w ogóle stało, że szef wydawnictwa no i do tego pracownik firmy był w to wplątany?

— To naprawdę długa historia. Kiedyś na pewno ci o tym opowiem

— Dla mnie to jak jakaś historia rodem z filmu kryminalnego. Powinien powstać o tym film, serio

— Tylko nie mów o tym wszystkim, co ci powiedziałam dzisiaj. Chodzi mi o to, że złapałam przestępców. Nie wszystkim o tym mówię. Tobie wiem, że mogę zaufać, że nie wygadasz. Szef Waldemar patrzyłby na mnie spod oka. Nie wiem, czy nawet rozpatrzyłby moją aplikację na wyższe stanowisko

— Obiecuję, będę milczał jak grób — Uśmiechnął się do mnie — Poza tym, ciotka każdy ma coś do ukrycia. Nie znam osoby, która nie miałaby w życiu jakiejś słodkiej tajemnicy

— Cieszę się, że to rozumiesz

— Ciotka, takie jest życie

— Tak w ogóle, to kompletnie cię nie znam. Powiedz coś o sobie — Zaczęłam, po chwili milczenia

— Ja? A co o mnie można opowiadać?

— Coś takiego charakterystycznego. Nie interesuje mnie to, jak skończyłeś studia ani ile dziewczyn zaliczyłeś. Powiedz o czymś, co mnie totalnie zaskoczy.

— Hmm… ze swojej przeszłości?

— Niekoniecznie. Po prostu coś, co mnie zaskoczy

— No dobra. Urodziłem się we Francji. Wystarczy?

— Ale jesteś Polakiem? Z krwi i kości?

— Si. A właściwie to oui

— No dobra. Co we Francji robili twoi rodzice?

— Ciężko pracowali, żeby zarobić. Tata ściągnął mamę do Francji, kiedy była w ciąży. Po tym, jak mnie tam urodziła, wyjechali z powrotem do Polski

— To naprawdę robi wrażenie. Masz pewnie dzisiaj sentyment do tego kraju

— Odpowiem ci tak, uczyłem się tego języka w podstawówce i potem w liceum. Nawet kilka razy tam byłem ze swoimi starymi raz, potem na wycieczce ze szkoły, a potem po studiach zrobiliśmy sobie taki mały wypad do Paryża

— To robi wrażenie

— A ty? Masz jeszcze jakieś sekrety?

— Ja?

— Ukhm — Chłopak spojrzał na mnie z poważną miną, a potem znów obserwował chlapiącą wodę, do której co chwila przylatywały latające kaczki

— Ja miałam zawsze pecha w pracy

— To znaczy? — Sebastian uśmiechał się od ucha do ucha nagle, siedząc po mojej prawej stronie na ławce wśród drzew, odchylił się trochę do tyłu głową, by łapać promienie słońca, z zamkniętymi oczami

— Byłam menadżerką zespołu, w którym główny wokalista trafił do więzienia po aferze narkotykowej. Albo bar, w którym pracowałam został nagle przerobiony na…

— Niech zgadnę, na dom publiczny

— Może nie aż…

— Wiem, gołe tancerki tańczące na rurze i te klimaty

— Nie chciałaś tam zostać? W końcu w klubach nocnych zarabia się 400% więcej

— Spadaj — Uderzyłam w ramię Sebastiana

— Naprawdę, mówię serio

— To nie są żarty

— Chyba robi się już późno.. — Chłopak spojrzał na zegarek. Jest już 20-ta

— Nawet nie wiem jak szybko ten czas uciekł

— To co, spotykamy się jutro o tej samej godzinie? Dam ci kilka rad jak dobrze przeprowadzić ten wywiad. Mówiłaś, że nie masz w tym za dużego doświadczenia?

— Tak, właściwie to tak

— No to po pracy jutro widzimy się pod To telewizją

— Jasne, poza tym w pracy też się będziemy widzieć

— Koniecznie przygotuj arsenał krówek. Uwielbiam je tak naprawdę

— Serio? A jednak trafiłam z tymi krówkami — Pocałowaliśmy się w policzek na pożegnanie. To chyba jego częsty zwyczaj. Tym razem wracałam do domu autobusem. Chciałam się przejechać komunikacją miejską. Zatęskniłam za takim środkiem transportu. Wracałam do domu, gapiłam się w ogromną szybę, kiedy na zewnątrz robiło się pomału ciemno. Podczas tej 10-minutowej jazdy myślałam to o Sebastianie, to o tym wywiadzie, który miałam przeprowadzić, to znów o naszym dzisiejszym spotkaniu. Sebastian był naprawdę beztroskim chłopakiem. Pomyślałam sobie o nim jak o kimś, kto ma w życiu lekko, z górki. Od razu po studiach znalazł tą prestiżową pracę, nie to co ja. Mimo wszystko cieszyłam się i byłam bardzo ciekawa jak to będzie dalej.

Rozdział 7

Tej nocy nie mogłam zasnąć. W końcu dokładnie o 9:00 miałam stawić się na pokazie mody, niejakiej projektantki Mii Carry, z którą to miałam przeprowadzić obszerny wywiad, złapać ją po pokazie, na after party razem z kamerzystą i zadać kilka istotnych pytań. Cały materiał z tego pokazu miał być puszczony w Top telewizji. Na samą myśl o tym ściskało mnie gardło i bolał brzuch z nerwów. Czy aby na pewno jestem odpowiednią osobą na to stanowisko? Czy sobie poradzę? Mimo, że byłam po studiach dziennikarskich nie czułam się specjalnie jak rybka w wodzie przy robieniu wywiadów. Postanowiłam, że włączę lampkę. Zaświeciłam światło, wzięłam do ręki materiały o projektantce oraz drugą, oddzielną kartkę z moimi notatkami, propozycjami pytań. Przeczytałam to kilka razy. Potem próbowałam odtworzyć pytania w swojej głowie. Byłam niby wspaniale i świetnie przygotowana. Sebastian w pracy przepytywał mnie z pytań i odegrał rolę pani projektantki Mii Carry. Do tej pory chce mi się z tego śmiać.

— Czy zechciałaby Pani udzielić nam kilku pytań, dla Top telewizji?

— Dla Top telewizji zawsze. Uwielbiam tą stację — Zaśmiał się Sebastian odgrywający jej rolę

— W takim razie, mam kilka pytań. Czy poszło wszystko po pani myśli?

— Oczywiście, modelki nie wystąpiły nago, na szczęście miałam je w co ubrać

— Spadaj — Śmialiśmy się razem z Sebastianem, aż łzy popłynęły mi z oczu

— Czy długo pani Mio, przygotowywała się do tego pokazu

— Właściwie to do pokazu przygotowywałam się kilka tygodni, no może miesięcy. Nasze krawcowe naprawdę bardzo ciężko pracowały, by wszystko uszyć na czas

— A co wyróżnia tę kolekcję spośród innych pani kolekcji? — Nieco się uspokoiliśmy z moim młodszym kolegą i ćwiczyliśmy wywiad tym razem na poważnie

— Moja kolekcja nawiązuje do mitycznych bogiń i bogów. Od lat chciałam zrobić tę kolekcję, kiedy w końcu nadeszła odpowiednia okazja… — W tym samym momencie weszła do naszego gabinetu Magda, jak zwykle bez pukania.

— Jesteś gotowa, Olu? — Magda jak zwykle była bezpośrednia i robiła tylko to, co należało do jej obowiązków. Była trochę ostra, ale też rzetelna i dokładna.

— Prawdopodobnie tak

— Prawdopodobnie?

— To znaczy, tak jestem gotowa

— To mi się podoba. Pamiętaj — punkt 9, ulica Wiślana 43. Trafisz tam?

— Na pewno dam radę. Zamówię taksówkę

— Proszę, nie schrzań tego — Odpowiedziała nieco cichszych głosem, odwracając się zza otwarte drzwi. Zapowiedzieliśmy już ten wywiad w telewizji.

— Poradzę sobie — Uśmiechnęłam się do Magdy, kiedy w końcu wyszła z naszego pokoju. W środku nie byłam taka pewna siebie. Mimo wszystko starałam się zachować takie pozory. Rozgryzł mnie tylko Sebastian.

— Ej, stresujesz się? Widzę, że ręce zaczynają ci się trząść i jesteś potwornie blada. Jeśli chcesz mogę cię zastąpić.

— Nie, to moje być albo nie być w tej firmie. Dam radę

— Na pewno, ciotka?

— Tak

Rozdział 8

W domu, w głowie przewijało mi się mnóstwo, tysiące myśli. Nie mogłam tak bezczynnie leżeć. W końcu postanowiłam, że wstanę i zaparzę sobie zioła na uspokojenie. Jak się okazało, to była jedna z lepszych decyzji. Nerwy mi chociaż na chwilę puściły. Z kubkiem herbatki melisy, przed komputerem przesiedziałam kilka ładnych godzin. Oglądałam inne wywiady z Mią Carry. Oglądałam jej pokazy i czytałam, co piszą o niej tabloidy. W końcu udało mi się na chwilę zasnąć. Obudziłam się punkt 7:30. Wybrałam dzień wcześniej idealną sukienkę na tą wyjątkową okazję. Była różowa, cekinowa i prezentowałam się w niej naprawdę dobrze. Tak naprawdę chciałam mieć to już za sobą. Strasznie się stresowałam. Próbowałam przypomnieć sobie słowa Sebastiana, które sprawiały, że chociaż na chwilę nie czułam tego nadchodzącego, paraliżującego strachu, który coraz bardziej i mocniej zaczynałam zwyczajnie czuć. Myślałam tylko o tym, by się nieco uspokoić. Ręce na samą myśl o tym, że wejdę na pokaz, oglądnę go a potem przeprowadzę najważniejszy dla mojej kariery dziennikarskiej wywiad, z powrotem, na nowo mi się trzęsły. I jak ja będę trzymać mikrofon? Myślałam sobie. Wszystko na domiar złego zarejestruje kamera. Nie, Ola. Powtarzałam do siebie. Nie schrzanisz tego. Wejdziesz tam pewna siebie i będziesz się czuła jak ryba w wodzie, zwłaszcza w tej kiecce. Otworzyłam na chwilę okno w kuchni. Stojąc z kubkiem rozgrzewającego, uspokajającego zioła wdychałam powietrze nosem, wydychałam ustami i tak kilka, a może nawet kilkanaście razy. Nieco moje myśli się uspokoiły. Co jak co, ale sama w swojej głowie tworzę takie wizje, że coś wyjdzie nie tak. To tylko moje niespokojne myśli. Jak kiedyś czytałam w pewnej książce psychologicznej, to tylko mała pewność siebie, swoich wartości, tego, że czemuś podołam, a w tym wypadku było to przeprowadzenie wywiadu z niejaką sławną i słynną polską projektantką Mią Carry. Nie miałam tak naprawdę za dużo czasu. Musiałam się jeszcze pomalować i podkręcić włosy lokówką. Najpierw postanowiłam, że zrobię sobie piękną i wystrzałową fryzurę. Zabrałam się za szukanie mojej lokówki, którą byłam pewna, że ostatnim razem widziałam w łazience w jednej z szafek. Niestety… nie było tam jej. Przeszukałam cały dom. Niech to. Jeszcze tego brakuje. Przeklęłam głośno. Po kilkunastu minutach poszukiwań, znalazłam w końcu lokówkę, która śmiała się do mnie z szafki, na której była postawiona w korytarzu. A niech to. Przecież wczoraj sama wyjęłam ją specjalnie na tą okazję, by pokręcić włosy. Coś było ze mną nie tak. Dlaczego ja się tak do jasnej cholery denerwuję? No dobrze. Włączyłam urządzenie do prądu. Kiedy sprzęt się nagrzał, usiadłam na krześle i do ogromnego lustra kręciłam sobie kosmyk za kosmykiem. Końcowy efekt był naprawdę wystrzałowy. Wyglądałam po prostu obłędnie. Dlaczego częściej nie kręcę sobie włosów? Chyba muszę pomyśleć o tym, by do pracy robić sobie taką fryzurę. Warto wygospodarować sobie rankiem trochę czasu, na to by użyć lokówki. Ale mniejsza o to. Po spryskaniu lakierem włosów, przeszłam do robienia makijażu. Podkreśliłam bardzo delikatnie oczy i postawiłam na mocne, czerwone usta. Do tego założyłam piękne kolczyki, po mojej babci, które podarowała mi pięć dni przed śmiercią, kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem. Mam je do dzisiaj, są wyjątkowe, eleganckie i przede wszystkim zabytkowe. Zabieram je na wszystkie ważniejsze imprezy i przynoszą mi szczęście. Czy tym razem będę miała szczęście, a cały wywiad się uda? Na pewno tak. Z kolczykami mojej kochanej babci świętej pamięci na pewno wszystko pójdzie po mojej myśli. Kiedy skończyłam tuszować rzęsy, a moje usta mieniły się w kolorach intensywnej czerwieni, spojrzałam nieco nerwowo na zegarek. Dochodziła 8:00. Dobrze byłoby, gdybym była na pokazie nieco wcześniej — pomyślałam sobie. Sekretarka Magda zamówiła dla mnie, wiedząc, że nie mam prawka specjalne autko razem z szoferem. Punkt 8:30 miało stawić się prosto pod moim blokiem. Kiedy dochodziła ta właśnie godzina, w pełni gotowa, ubrana, umalowana i uczesana wystrzałowo oczekiwałam przyjazdu specjalnego szofera, który miał mnie zabrać pod sam pokaz mody. Jest, nadjechał. Komórka w tym samym momencie zabrzęczała mi.

— Halo, czy to pani Aleksandra?

— Tak, to ja — Uśmiechnęłam się do słuchawki

— Właśnie podjechałem pod pani blok. Jeśli jest pani gotowa proszę szukać żółtego auta. Jest bardzo charakterystyczne, ma wysuwany dach i.. — Rozgadał się staruszek

— Znajdę — Uśmiechnęłam się jeszcze raz. Jakoś stres i wszystko z nim związane na chwilę, a może i na dłużej minęło. Myślałam tylko o tym, by po pokazie mody dorwać Mię Carry razem z kamerą i zapytać się jej o te kilka spraw. Potem puszczą mój wywiad w Top telewizji. Moja kariera dziennikarska możliwe, że po tym wywiadzie nabierze tempa. Możliwe, że ludzie będą mnie rozpoznawać na ulicy. Możliwe też, że kiedy wywiad się uda, zapunktuję w oczach pana szefa — Waldemara i sekretarki Magdy. Możliwe też, że zostanę pracować u boku Sebastiana dłużej. Oby tak się stało.

Rozdział 9

Kiedy dojechaliśmy pod sam pokaz mody, zauważyłam mnóstwo przepięknie ubranych ludzi, zarówno modelki w świetnych stylizacjach, ale też mnóstwo dziennikarzy, którzy robili zdjęcia wszystkim zaproszonym gościom, którzy to z kolei wchodzili do przepięknego, ogromnego budynku. Poczułam jak ściska mnie brzuch z nerwów. Zamknęłam na chwilę oczy, dosłownie na trzy sekundy. Poczułam w tym samym momencie ten klimat. Paparazzi, gwiazdy światowej mody, do tego urocze, szczupłe, wysokie modelki oraz popularna w tym świecie mody niejaka Mia Carry. W środku, było niesamowicie, przepięknie, zjawiskowo i klimatycznie. Zerknęłam jednym okiem na kulisy pokazu mody. Fryzjerki pomału się rozkładały ze swoim sprzętem. Makijażystki tak samo. Modelki pomału wstawiały się za kulisy pokazu mody. Rozbierały się do naga, zawijały w błyszczące, srebrne, luźne szlafroki z związanym paskiem w talii. To było normalne. Weszłam wolnym krokiem do miejsca, w którym miał się odbyć się ten pokaz mody. Fotografowie oraz kamerzyści pomału ustawiali się, tuż przy końcu wybiegu, sprawdzając sprzęt oraz to, czy wszystko gra, czy jest odpowiednie światło, ustawienie, ostrość oraz właściwy kadr. Powoli goście pokazu mody zajmowali wybrane krzesła. Jedno z nich przeznaczone było dla mnie. Wśród filmowców, ustawiających się powoli na końcu wybiegu, dostrzegłam Mirka z ogromną kamerą, z którą miałam później złapać sławną projektantkę Mię Carry i przeprowadzić z nią wywiad. W środku atmosfera była błoga. Coraz więcej gwiazd z branży modowej zajmowało miejsca. Wybieg mierzył może nie więcej jak 15 metrów. W środku było nieco skromnie, ale też wyjątkowo. Poczułam się właściwie na swoim miejscu. Kiedy weszłam kilka minut temu do środka budynku, cały stres nagle zniknął. To przecież tylko jakiś wywiad z Mią Carry, który nie potrwa więcej jak 10 minut — tłumaczyłam jakoś to wszystko sobie i ogarnął mnie nagle wspaniały humor. Znowu spotykam się z wybiegiem, na którym dzisiaj nikt nie upadnie, nikt nie umrze, nikt nie zostanie otruty. Najwyższy czas się trochę rozerwać i zapomnieć o tym, co było kiedyś. Wzięłam od przystojnego, ubranego w czarny mundurek, chłopaka kieliszek szampana. Od razu wypiłam cały, odkładając puste naczynie z powrotem na szeroką, okrągłą tacę tego samego kelnera. Popatrzyłam nerwowo na zegarek. Dokładnie za 15 minut miał się odbyć, to znaczy rozpocząć pokaz mody. Zajrzałam jeszcze raz za kulisy pokazu. Jeden z organizatorów konkursu nerwowo biegał i zauważyłam, że coś się niepokojącego stało. Nisko, siwy mężczyzna nerwowo chodził, zaglądał, sprawdzał. W końcu, kiedy dostrzegł moją postać, zaczął:

— Lucy! Nareszcie przyszłaś, długo cię szukaliśmy, powiedz, mieliście problem z podróżą? — Spojrzałam jeszcze raz czy niejaki pan dbający prawdopodobnie o porządek na wybiegu, mówi do mnie, może do kogoś kto stoi za mną, obok, po lewej, po drugiej stronie? Obejrzałam się za siebie

— Tak, Lucy, do ciebie mówię, chodź — Zwariowany mężczyzna po 40-tce wyglądający, jakby był gejem z prawdziwego zdarzenia, zabrał mnie za rękę — Siadaj, tak cieszę się, że zdążyłaś do nas dotrzeć. W końcu będziesz gwiazdą dzisiejszego pokazu, ubierzemy cię w najpiękniejszą suknię pani Mii Carry. Wystąpisz jako ostatnia. — Mężczyzna, który zdążyłam zauważyć na plakietce miał napisane, że nazywa się Rome Marry, wydawało mi się, że nie jest do końca poważny. Pomylił mnie z Lucy Jey. Tak, a z tą Lucy, którą mylą mnie również moi znajomi oraz nieznajomi, ludzie z ulicy i bliscy przyjaciele. Może nie mylą, ale mówią, że wyglądamy jak bliźniaczki, jak dwie krople wody. Miałam na początku wyjaśnić, że nie nazywam się wcale Lucy Jey, że zostałam pomylona, ale niejaki Rome nie dał mi wejść w słowo. Posadził mnie od razu przed lustrem. Momentalnie zajęła się mną makijażystka, rozpoczynając malowanie moich oczu na kolor różowo-czerwony. Byłam bardzo ciekawa, co się stanie, kiedy za kulisy pokazu mody stawi się prawdziwa Lucy. Czy będę miała cholerne kłopoty? Czy wyda się, że oszukałam wszystkich i z premedytacją, dobrowolnie zgodziłam się na uczestniczenie w wybiegu? W tej zamianie? Nerwowo spoglądałam na korytarz. Miałam szczęście. Lucy Jey nie było. Możliwe, że nie dotarła na tak ważny wybieg, coś się stało, gdzieś się podziała. W takim razie projektantka Mia Carry miała sporo szczęścia, że trafiła na mnie — na sobowtóra modelki. Kiedy fryzjerka wystylizowała moje włosy, nadając im kształt bardzo drobnych, a makijażystka zrobiła na mojej twarzy bardzo artystyczny makijaż, w którym na pewno nie pokazałabym się na ulicy, a tym bardziej w Top telewizji, niejaki Rome, wskazał mi w co mam się ubrać. Nie miałam zbyt wiele czasu na założenie tej ogromnej, różowej sukienki, która nie ukrywam, że była bardzo ładna i spodobała mi się. Nerwowo oczekiwałam nadejścia niejakiej Lucy Jey i wyjaśnienia tej zamiany, a dokładniej pomyłki. Dziewczyny jak nie było tak nie było. Uspokoiłam się trochę. Widać, że przyszłam na pokaz nie bez powodu. Los sprowadził mnie. Prawdopodobnie Lucy Jey nie będzie. A ja doskonale ja zastąpię. W końcu wyglądamy jak dwie krople wody. Nikt się nie połapie, że coś jest nie tak. Mamy tę samą figurę, ten sam kolor oczu, ten sam kolor włosów, ta sama wysokość. Nie miałam pojęcia jak chodzą profesjonalne modelki, ale ja akurat często chodzę w szpilkach, więc zadanie miałam tyle, że trochę ułatwione. Wystarczyło tylko bym przeszła się po wybiegu spokojnie, tak jak inne modelki, które zaczęły właśnie pokaz. Nie ukrywam, że trochę się zaczęłam stresować. Pokaz odbył się na szczęście spokojnie. Kiedy Rome Marry wskazał, że zbliża się moja kolej wielkiego wyjścia, jeszcze raz obejrzałam się za siebie. Lucy Jey jak nie było, tak nie ma. W końcu, kiedy jedna z przedostatnich modelek, zbliżyła się do kamer, Rome wskazał, bym teraz ja wyszła na wielki wybieg, przed wielkie światła, z ciekawą, orientalną grająca muzyką w tle. Obejrzałam się jakby dookoła. Było kilkuset zgormadzonych gości. Największe osobistości świata mody. Wszyscy patrzyli się tylko na mnie. Niektórzy z zaproszonych ludzi robiło mi zdjęcia swoim aparatem, swoją komórką. Kiedy przyszłam na sam koniec wybiegu, zauważyłam Mirka. Bałam się, że mężczyzna odkryje, że tak naprawdę jestem pomylona. Że tak naprawdę to jego bliska koleżanka, Ola Garden. Ale w jego spojrzeniu zobaczyłam tylko tyle — to na pewno Lucy Jey. Nawet on mnie nie poznał z tak bliska. Z kilkudziesięciu centymetrów odległości. Wszyscy byli pewnie, że jest to Lucy Jey. W końcu pod artystycznym, wyrazistym makijażem i kołtunem pokręconych rudych włosów, niczym afro, sterczące tuż nad moim czołem oraz w tej ogromnej, olbrzymiej sukience, kompletnie nikt nie poznał, że mogę być jej sobowtórką. Kompletnie nikt nie zauważył tej pomyłki. Kiedy wyszłam z wybiegu, spojrzałam jednym okiem na Mię Carry, która właśnie szykowała się do wyjścia, zanim jednak to się stało, wszystkie dziewczyny, w takiej kolejności, jakie szły na pokazie mody, wyszły na wybieg. Ja szłam ostatnia. Jeszcze raz spojrzałam do kamery na Mirka. Goście klaskali, większość ze zgromadzonych osobistości nagrywał nas wszystkie swoim telefonem. Kiedy przeszłyśmy przez wybieg wszystkie, na sam koniec wyszła projektantka, z którą za chwilę miałam przeprowadzić wywiad. 50-latka dostała owacje na stojąco, dwa, ogromne bukiety kwiatów, zrobiła ciekawy gest, machając do publiczności, skłoniła się dwa razy i weszła za nasze kulisy. Pan Rome podobnie klaskał. Na koniec powiedział, że pokaz się udał, że jest z nas wszystkich dumny, że żadna z nas się nie pomyliła, że szłyśmy w idealnym stylu. Nie miałam za dużo czasu. Żeby złapać panią Mię trzeba było się nieźle nachodzić. Kobieta co chwila wychodziła na fajkę na zaplecze, to przeprowadzała z kimś wywiad, to rozmawiała z przybyłymi gośćmi. To popijała szampana, to jadła koreczki na szwedzkim stole z krewetkami. To poruszała się w rytm puszczonej głośno muzyki. To odbierała kwiaty, które wręczała potem kelnerom, by coś z nimi zrobili, przechowali je na jakiś czas gdzieś. Doszły mnie słuchy, że wszyscy podziwiali przepiękne kreacje projektu pani Mii, byli pozytywnie zaskoczeni całym tym pokazem. Kiedy zdjęłam nie ukrywam, że przepiękną sukienkę, zdjęłam bardzo wysokie, niewygodne szpilki, zmyłam kilkunastoma płatkami kosmetycznymi makijaż, tak, by móc później przeprowadzić wywiad z niejaką Mią i by nie rozpoznała we mnie Lucy Jey, w zastępstwie której maszerowałam po pokazie mody ubrań jej autorstwa. Chciałam coś zrobić z włosami. Bałam się, że ktokolwiek może rozpoznać, że zaszła tuż przed pokazem pomyłka. Na ogromny kołtun planowałam ubrać chustkę, którą znalazłam w jednym z kartonowych pudełek za kulisami pokazu mody. Kiedy przebrałam się w swoje ubranie, w którym tutaj przyszłam, zajrzałam jeszcze do łazienki. Okazało się, że ktoś się w niej zatrzasnął, a dokładniej.. sama Lucy Jey!

— Halo, jest tam ktoś? — Nastolatka próbowała nawiązać kontakt z prawdopodobnie pierwszą osobą, która zaraz po pokazie weszła do łazienki — Zatrzasnęłam się w toalecie, proszę, niech ktoś pomoże mi z niej wyjść — Dziewczyna wpadła w bezradność. Podejrzewałam, że możliwe, że jest to właśnie Lucy Jey. Bez problemu otwarłam drzwi i wcale się nie zdziwiłam. Była to zapłakana nastoletnia modelka, moja druga kropla wody, siostra bliźniaczka. Tak, ta sama dziewczyna, która miała wyjść na pokazie mody niejakiej Mii Carry ostatnia, w przepięknej różowej sukience. Kiedy zobaczyłam jej minę nagle posmutniałam. Zamienienie się w nią może i było zabawne, ale jej z pewnością nie było do śmiechu.

— Cholera, musiałam zatrzasnąć się w tej przeklętej toalecie

— Nie sądzę, popatrz, ja mogę spokojnie ją zamykać i odmykać

— Myślisz, że ktoś zrobił to z premedytacją?

— Nie wiem, ale ktoś właśnie cię tak zamknął

— Kto wymyślił te cholerne toalety? W których można kogoś zamknąć?

— Nie wiem, ale mogła to zrobić jakaś zazdrosna koleżanka, któryś z gości, modelka, która koniecznie chciała ci zrobić na złość?

— Był już pokaz? Nie żartuj sobie

— Właściwie, to wystąpiłam na nim ja….

— Ale jak to? — Obie stanęłyśmy do lustra — A no tak, jesteśmy podobne jak dwie krople wody, nic w tym dziwnego — Spuściła głowę prawdziwa modelka, Lucy Jey — Kto do jasnej cholery mnie zamknął?

— Nie przypominasz sobie, kto mógł wejść do niej? Nikogo nie widziałaś?

— Nie, nie mam pojęcia, kto mógł to zrobić

— No nic. Zostałam wzięta za ciebie. To znaczy pomylona. To znaczy nikt nie rozpoznał we mnie dziennikarki Oli Garden, tylko ciebie, Lucy. Jeszcze pod tym makijażem, burzą afro i ogromną sukienkę nikt nie rozpoznał, że możesz to nie być ty. Przyszłam w sumie w samą porę. Ktoś chciał ci zrobić na złość. Następnym razem uważałabym na zazdrosne koleżanki.

— Wiem, to musiała być Emma. Ona mnie tylko najbardziej nienawidzi za to, że jestem ulubienicą projektantów, jestem popularna i każdy, kto słyszy moje imię i nazwisko wie dokładnie do kogo należy. Jak ci się w takim razie udało mnie zastąpić?

— Po prostu Rome wziął mnie od razu za ciebie. Potem, w całym tym makijażu i włosach wyglądałam dosłownie jak ty. Mamy wszystko posobne, włosy, sylwetkę, wzrost, oczy

— Wiem

— Ruszam już do swoich obowiązków. Muszę przeprowadzić wywiad z Mią Carry. Właściwie to po to tutaj się zjawiłam. Na szczęście perfidna koleżanka dostała za swoje. Nie udało jej się tak do końca sprawić, byś nie wystąpiła na pokazie. Bo wystąpiłaś, ale jakby w mojej osobie.

— Wiesz? Chrzanię to. Zawsze chciałam zostać dziennikarką. Nie chciałabyś się tak jakby… ze mną.. zamienić?

— Ale o co ci chodzi?

— Ja zostanę dziennikarką, a ty modelką. Jak widać mam zazdrosne modelki, którym utrę tylko nosa. Ciekawe, jakby to było, gdybyśmy się obie zamieniły? Nie marzyłaś o tym, by zostać mną? Modelką?

— Jakoś nigdy o tym nie myślałam. Ale uwielbiam nowe wyzwania. A co jeśli nam się nie uda? Jeśli ktoś nas obie dobrze odróżnia? Co jeśli wyda się, że się zamieniłyśmy rolami?

— Wyluzuj, jakoś to będzie.

— No dobra. Ale tylko na miesiąc

— Jasne, może być nawet miesiąc

— To co mam robić, modelko Lucy Jey?

— To, co każdy dziennikarz, panno dziennikarko Olu Garden

— No dobra, zostawiam ci mój telefon, a dokładniej mój numer komórki. Zadzwonimy do siebie i uzgodnimy kto jest kim, gdzie mam od jutra pracować, jak się zachowywać, o czym dokładnie wiedzieć. Dobrze?

— O bardziej zwariowanym pomyśle jeszcze nie słyszałam, ale wchodzę w to. Jeśli mam pomóc komuś spełniać marzenia?

— Wyluzuj, nie chciałaś nigdy być modelką? Come on, to zawód marzeń. Wszystkie dziewczynki chciałyby być na moim, teraz już na twoim miejscu.

— To bardzo mało stresujący zawód. Będąc dziennikarką, zawsze przed każdym wywiadem szczególnie dla publicznej telewizji potrafiłam gryźć paznokcie z nerwów.

— A ja zawsze, kiedy udzielałam wywiadów, pragnęłam być po tej drugiej stronie kamery

— W takim razie zamieniamy się. Muszę koniecznie ci o czymś powiedzieć

— Tak, słucham?

— Pokażę ci, gdzie jest kamerzysta Mirek, tylko musimy go do jasnej cholery znaleźć — Kiedy obie wyszłyśmy z toalety, rozejrzałam się dookoła. Mirek razem z kamerą siedział na jednym z krzeseł zaraz pod sceną, pod wybiegiem i oczekiwał oraz wypatrywał mnie. Dałam znać Lucy, że powinna z nim pogadać i w końcu przeprowadzić ten cholerny wywiad, na który czeka tak uparcie Top telewizja.

Rozdział 10

— Ja chciałam, to znaczy — Odchrząknęła Lucy — Chciałabym przeprowadzić wywiad z panią, pani Mio Carry, czy znajdzie pani czas dla nas i dla naszej telewizji? — Stałam w bezpiecznej odległości, z której nie było mnie za bardzo widać i trzymałam kciuki za pierwsze dziennikarskie poczynania modelki Lucy Jey

— Tak, oczywiście. Muszę przyznać, że jesteś bardzo podobna do mojej modelki, Lucy Jey, która szła na pokazie mody. Widziałaś ją? Jesteście naprawdę identyczne. Nikt nie poznałby, gdybyście się zamieniły rolami

— Naprawdę wiele osób nam to mówi, ale przejdźmy do wywiadu — Mirek włączył kamerę, wręczył dziewczynie mikrofon, a ona zaczęła się całkowicie bez stresu pytać się o takie rzeczy Mii, o których doskonale wiedziała Lucy. Chciała tylko podkręcić atmosferę i sprawić, by Top telewizja była częściej włączana przez potencjalnych odbiorców, zrobić sensację. — Mam pierwsze pytanie. Jak to się stało, że stała się pani projektantką mody, czy był to przypadek, czy może od dziecka chciała pani nią być?

— To znaczy, miałam mamę, która była szwaczką. Często, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, przychodziłam przed szkołą i po szkole do pracowni, gdzie szyło się ubrania dla pierwszych projektantów mody. Tak zaraziła mnie ona do pasji, jaką jest projektowanie. Już wtedy myślałam, że to zawód idealny dla mnie. W wieku 15 lat poszłam do szkoły projektowania mody i tak mogłam i mogę do dzisiaj spełniać swoje marzenia.

— No dobrze. Rozmawiała pani dzisiaj z pewnością z wieloma gośćmi. Co sądzą o pani pokazie mody? Czy podobały im się ubrania, które z dumą prezentowały modelki na wybiegu?

— Tak, wielu osobom ubrania bardzo się spodobały i okrzyknęli ten pokaz najlepszym moim pokazem od wielu, wielu lat. Kilka celebrytów nawet zamówiło sobie u mnie kilka kreacji.

— Które to były ubrania? Co się najbardziej podobało zaproszonym gościom?

— Na pewno ostatnia kreacja była bardzo zjawiskowa, w której wystąpiła moja najlepsza modelka, Lucy Jey. Została nawet okrzyknięta gwiazdą tego pokazu mody

— Doprawdy? — Dziewczyna trochę się zarumieniła

— Poza tym pierwsza kreacja także zrobiła spore wrażenie na gościach. Czarna, falbaniasta sukienka razem z ciekawymi, koronkowymi kieszeniami została okrzyknięta przez wiele osób, w tym znawców mody hitem tej jesieni. Poza tym jestem bardzo nie tyle co zaskoczona, co podekscytowana tym, że kolekcja ta została tak dobrze odebrana przez innych, przez gości.

— A co sądzisz, sama Mio o tej kolekcji? Długo przygotowywaliście kreacje? Czym inspirowałaś się podczas ich tworzenia?

— Z pewnością chodziło mi o to, by każda kobieta czuła się w moich ubraniach bardzo wyjątkowo. Projektowałam tą kolekcję z myślą o tym, że ciuchy te będą bardziej przeznaczone dla kobiet odważnych, ale też lubiących i ceniących wszystko co jest fikuśne, inne, oryginalne. Chciałam zrobić coś, co będzie trochę inne od moich poprzednich projektów, ale jednocześnie będzie je łączyła kobiecość. Chcę, aby moje ubrania powodowały, że kobieta będzie się czuła jak księżniczka. Że dodadzą one im pewności siebie i istnej klasy.

— Długo robi się takie kolekcje?

— Nie długo. Wystarczy zgrany team i wszystko przychodzi łatwiej. Ważna też jest niezwykle atmosfera podczas tworzenia tych wszystkich kreacji. Dzięki odpowiednim ludziom, projektowanie, wybieranie materiałów, a później szycie sukienek, bo tym się głównie zajmuje przychodzi jak z płatka, od tak po prostu.

— Jak pani, pani Mio będzie oceniała dzisiejszy pokaz? Modelki spisały się na medal? Wszystko poszło tak jak miało pójść?

— Oczywiście. Nawet byłam zaskoczona, że dziewczyny tak dobrze się spisały. Poszły tak, jak było to zaplanowane. Nikt nie zgubił przysłowiowych butów. Wszystko odbyło się w wyjątkowym porządku. Nie było jak zwykle to bywa pośpiechu. Każda z nich poszła idealnie. Jestem z nich naprawdę dumna.

— Dziękuję za wywiad. Dużo mogliśmy się o pani i pani kolekcji dowiedzieć. Z tego miejsca dla Top telewizji, relacjonowała pokaz mody — Aleksandra Garden.

Kiedy kamerzysta wyłączył kamerę, stałam i wszystko to obserwowałam, popijając jeszcze jednego szampana i gapiąc się w komórkę. Kiedy zauważyłam, że Lucy Jey razem z Mirkiem skończyli nagrywać wywiad, zawołałam ją jednym gestem do toalety. Kiedy upewniłyśmy się, że nikogo w niej nie ma, zaczęłyśmy rozmowę.

— Nawet nie wiesz, jaka to była dla mnie wspaniała przygoda móc nagrywać ten wywiad. Naprawdę podoba mi się ten zawód. A ciebie nikt nie zaczepiał?

— Kilku papparazzich zrobiło mi parę zdjęć. Tyle. — Wzruszyłam ramionami, odklejając doklejane rzęsy, które przykleiła mi jedna z makijażystek tuż zaraz przed pokazem mody, podczas którego zastąpiłam Lucy Jey swoją, bliźniaczo podobną postacią do samej modelki

— Całe szczęście. W końcu nie znasz mojej osoby na tyle, by udzielać wywiadów.

— Dokładnie tak, mimo, że jestem dziennikarką i trochę znam przeszłość gwiazd, o tobie Lucy wiem naprawdę niewiele

— Mimo wszystko, bawimy się dalej w to zamienianie, czy jednak wracamy do starych ról? Nie ukrywam, że bardzo chciałabym się jeszcze pobawić w panią dziennikarkę

— W takim razie, zadzwoń do mnie dzisiaj o 21. Opowiem ci o wszystkim, co będzie istotne w mojej pracy dla Top telewizji

— A ja poinformuję cię o kolejnych pokazach mody, spotkaniach, castingach, wywiadach i wszystkim, co wchodzi w pracę modelki

— Jasne. Jednak trochę się boję

— Czego się boisz? — Perfumowała się Lucy Jey

— Jeśli nie będę wiedziała czegoś o tobie, a zostanę o to spytana…?

— To co, najwyżej powiesz, że po prostu nie chcesz o tym gadać i tyle, po strachu

— Jesteś naprawdę genialna

— Wiem. Mam zamówić pokój w hotelu? Gdzie znajduje się ta Top telewizja?

— Najlepiej jak będziesz przyjeżdżać taksówką. Tak jak ja to robię. Wieczorem o wszystkim ci powiem. Ale powiem ci już teraz, ulica Miodowa 8. Punkt 8:00, piętro 2 pokój 21. Pracuję z kolegą Sebastianem od kilku dni. Jest naprawdę wspaniałym człowiekiem. Jest w twoim wieku i sypie cały czas żartami. Jeszcze się w sobie zakochacie.

— Może tak może nie. Po ostatnim toksycznym związków z Pablo mam jakiś uraz do chłopaków.

— On jest naprawdę inny, zobaczysz…

Rozdział 11

Była godzina 21. Rozmasowałam obolałe nogi od tej całej imprezy, a dokładniej od pokazu mody i staniu kilka godzin w wysokich szpilkach. W toalecie, kiedy uwolniłam Lucy i kiedy ktoś ją wcześniej zamknął, zamieniłyśmy się też ubraniami, w razie czego, by nikt nas nie rozpoznał. Mirek w końcu zobaczył mnie w różowej cekinowej sukience, zanim stałam się Lucy Jey. I podobnie, zanim Lucy Jey przyszła na pokaz została złapana przez wielu dziennikarzy i papparazzich. Wszystko by wyszło, jeśli nie przebrałybyśmy się. W domu, w dokładniej w swoim mieszkaniu, zdjęłam obcisłą sukienkę Lucy, w której nie mogłam złapać tchu. Była tak bardzo obcisła. Położyłam ją na fotelu w salonie. Przebrałam się w wygodne ubranie — szare dresy i czarny, zwykły, przylegający top. Umyłam włosy, które przypominały jeden wielki kołtun. Zmyłam też dokładnie makijaż. Kiedy zasiadłam przez laptop, by poczytać trochę o modelce, Lucy Jey, poczułam przypływ endorfin i emocji. Zawód modelki był jednym z tych zawodów, które chciałam wykonywać, jak byłam małym dzieckiem. Uwielbiałam się przebierać i organizowałam często swojej rodzinie mały pokaz mody. Jako nastolatka wybrałam studia dziennikarskie, bo tak mi było zwyczajnie po drodze. Poza tym była to moja pasja, mimo tego, że dużo się stresowałam i przeprowadzenie jakiegoś wywiadu było dla mnie nie małą gehenną. Mimo tego, poszłam na takie a nie inne studia i dostałam się do takiej a nie innej prestiżowej pracy. Moim życiowym osiągnięciem była nie tylko praca dla zespołu muzycznego, ale też pisanie artykułów do Świata gwiazd, mimo, że magazyn zakończył się takim a nie innym wydarzeniem i trzeba się było przenosić gdzie indziej. Poza tym praca dla Top telewizji wydawała się dla mnie idealnym miejscem. A teraz jeszcze ten modeling. Zobaczymy jak to wszystko się potoczy i czy ktokolwiek pozna, że się zwyczajnie zamieniłyśmy rolami, miejscami, zadaniami. Nie ukrywam, że oczekiwałam na telefon od modelki Lucy. I tak jak mówiła na pokazie, zadzwoniła.

— Hej, napisz mi w smsie maila do siebie. Wyślę ci jutrzejszy grafik, to znaczy wszystkie zaplanowane spotkania, pokazy mody, wywiady, sesje zdjęciowe, spotkania, eventy, imprezy. Mam nadzieję, że poradzisz sobie. A ty przyślij mi koniecznie jeszcze raz gdzie znajduje się ten budynek z tą telewizją i co ja mam tam dokładnie robić, o czym mówić? Wiem, że pracujesz od dwóch dni, więc tym lepiej. Wszystkiego się mam nadzieje nauczę. Musimy się tylko wymienić jeszcze dowodami osobistymi, chyba, że uznasz, że to nie będzie nam potrzebne. Na razie mamy swoje stare numery telefonów. Możemy wymienić je na nowe. To znaczy, że podam w twojej firmie, w Top telewizji, że zmieniłam swój numer, podobnie jak ty. — Kiedy Lucy opowiedziała mi o tym wszystkim, ja poczułam nagle zastrzyk adrenaliny i cos w rodzaju ukłucia w gardle. Czy na pewno to dobry pomysł, tak się zamieniać? Czy nikt nas na tym czasem nie przyłapie? Czy nie wejdziemy w konflikt z prawem? Mimo wszystko, chciałam, by moje życie było bardziej zwariowane i takie też miało być. Odpowiedziałam Lucy, że na wszystko się zgadzam i zaraz prześlę jej mój email. Kiedy się rozłączyłyśmy, po kilku minutach dostałam powiadomienie na telefon, że przyszła mi wiadomość. Otwarłam ją, zamykając oczy. Bałam się tak naprawdę tego, co w niej przeczytam. Bałam się zobaczyć, ile czeka mnie spotkań, wywiadów, sesji zdjęciowych, czy w końcu pokazów mody. Tak naprawdę zaczęłam się poważnie zastanawiać nad tym, czy aby nie z tego zrezygnować. Zanim podejmę jeszcze jakąkolwiek decyzję, przeczytam „grafik” niejakiej modelki Lucy Jey, z którą to miałam w planach, a właściwie to było postanowione się zamienić.

Rozdział 12

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 29.4
drukowana A5
za 58.63