E-book
23.63
drukowana A5
36.96
Sformatowani

Bezpłatny fragment - Sformatowani

Czarownica


Objętość:
122 str.
ISBN:
978-83-8384-819-8
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 36.96

Książkę dedykuję wszystkim silnym kobietom.

Rozdział I

Jesienna chandra

Zimny, jesienny poranek, za oknem promienie słońca próbują się przedrzeć przez korony drzew ogołoconych z liści. Piękna złota jesień za chwilę zamieni się w do niczego niepodobną szarość. Przytłoczona obowiązkami i myślami, co mam jeszcze zaplanować czy przygotować, nim skończy się dzień, biorę łyk kawy i robię szybki przegląd Facebooka.

— To samo robi większość kobiet w tym momencie — powiedziałam sama do siebie.

Mam wrażenie, że wszyscy działamy podobnie, niczym program w komputerze. Pobudka, poranna toaleta, kawa, osiem godzin pracy, obiad, sprzątanie i sen. Zaprogramowani, odpowiednio sformatowani już w szkole, aby odtwórczo wykonywać swoje zadania. Dziewczynki mają lalki, aby później poprowadziły dom, a chłopcy klocki, żeby stać się inżynierami i budowniczymi. Jakie to banalne i przewidywalne. Ciekawe, kim ja dziś będę? Mamą? Nauczycielką? Kurą domową? Który program będzie dziś aktywowany? Na pewno nie ten, który bym chciała. Codziennie zakładam inną maskę dopasowaną do sytuacji, tak jak nas uczą. Mówią, co jest modne, jak powinnam się zachować, czego nie powinnam mówić, jak wyglądać i jak żyć. Idąc tym tropem, kobieta ma być silna, zadbana, mieć czysty dom, realizować się zawodowo i wychowywać dzieci. Jak to wszystko zrobić? Nikt nie powiedział, oprócz mądrych programów telewizyjnych, gdzie ci doradzą, jak posprzątać dom, że styl skandynawski i loftowy jest czymś, czego potrzebujesz. Podpowiedzą, jak znaleźć idealną nianię i gotować niczym Okrasa. Cudownie, tylko jak zrobić to wszystko naraz? A co z moimi marzeniami i pragnieniami? Czy w ogóle pamiętam, o czy marzyłam i czego pragnęłam?

Ulegamy ogólnie przyjętym normom, bo tak trzeba dla dobra innych, nieważne, że rezygnujemy ze swoich pragnień, przecież w ten sposób zachowasz odpowiednią normę. Nietrudno zauważyć, ze we współczesnym świecie wygrywa ten, kto jest elastyczny i potrafi szybko dostosować się do zachodzących zmian. Co z intelektualistami? Nie radzą sobie z życiem i światem zmieniającym się tak szybko, przepadają wśród książek, pogłębiając sprawy, którą są spłaszczane i ograniczane do minimum (przecież nie ma na to czasu, jest już coś nowego). Skrywają się w swoich dziuplach, bez możliwości przebicia się wśród głośno krzyczącej hołoty, która wszystko wie najlepiej i jest przede wszystkim „elastyczna”. Ludzie nastawieni na sukces, pieniądze, pozbawieni empatii, wyrachowani do granic. Ludzkie uczucia przecież są passé, nie wolno się uzewnętrzniać, „to takie słabe”. Masz być twardy, twoja zbroja ma być „elastyczna”, jak kameleon ma się dostosować do ludzi, ale pamiętaj, że dobroć to oznaka słabości. Nie wolno być miłym, pomocnym i otwartym, to nie wzbudza szacunku. Bądź asertywna… Co to znaczy?

I z takimi rozterkami idę do pracy, odpowiednio „sformatowana” na ten czas. Uniform, czarna spódnica do kolan, biała koszula wciśnięta pod pasek, przez który z trudem mogę oddychać, ale czego się nie robi dla pięknej talii. Do tego marynarka i czarne pantofle. Uzbrojona, w ciasno upiętym koku, idę toczyć nierówną walkę z rutyną i codziennymi obowiązkami. Staję przed gmachem budynku, gdzie mieści się Biuro Przedsiębiorczości i Rozwoju Biznesu, znowu będę szukała kolejnych chętnych do pozyskania środków unijnych. Wchodzę i wykonuję pierwszy telefon.

— Witam, Joanna Miąsik, Biuro Przedsiębiorczości i Biznesu, może szuka pan dodatkowego finansowania ze środków unijnych lub ma pan problem z rozliczeniem projektu? Służymy pomocą.

Pozyskiwanie klienta, realizacja projektów, śledzenie funduszy unijnych, ogłoszenia nowych naborów i rozliczanie środków — to jest moja praca. Z jednej strony twórcza, bo każde działanie jest inne, na kartkach tworzymy marzenia, które często sami chcielibyśmy zrealizować. Jednak im dłużej tu pracuję, tym częściej przygnębia mnie myśl, że inni potrafią zawalczyć o swoje marzenia, a ja boję się podjąć jakiekolwiek ryzyko. Dziś zajęłam się nowym klientem, przez telefon odniosłam wrażenie, że to mało wykształcony, ale bardzo sympatyczny pan. Jednak moje doświadczenie podpowiada mi, że to nie jest szansa na dodatkowe profity do pensji. Usłyszałam w słuchawce:

— Pani Asiu, jestem rolnikiem i chcę przekwalifikować moje gospodarstwo rolne. Czy są jakieś środki dla osób mieszkających na wsi?

— Oczywiście, takie środki są dostępne, najlepiej je pozyskać przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, ta instytucja prowadzi nabory wniosków o dofinansowanie dla rolników na rozpoczęcie pozarolniczej działalności gospodarczej na wsi. Można to zrobić samodzielnie lub przy naszej pomocy.

— Ja niekoniecznie potrafię pisać takie rzeczy. Jeżeli już pani zadzwoniła, chętnie skorzystam z pomocy. Jednak nie sądzę, że coś otrzymam. Na wszystko w życiu musiałem ciężko pracować i nie sądzę, żeby pani mogła coś zmienić.

— Finansowanie odbywa się z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich jako wsparcie dla osób ubezpieczonych w KRUS. Rozumiem, że jest pan płatnikiem KRUS? — zagadnęłam automatycznie.

— Tak, jestem — odpowiedział zrezygnowany głos w słuchawce. Zdałam sobie sprawę, że przez lata pracy w korporacji straciłam wrażliwość i zaczęłam traktować ludzi przedmiotowo, bezuczuciowo. To może ta asertywność? Głos w słuchawce oczekiwał wróżki, która magicznym ruchem zmieni jego życie w bajkę, a w odpowiedzi dostał urzędowe formułki. „Sformatowana”, jak na urzędnika przystało, kontynuowałam:

— Może pan otrzymać do dwustu pięćdziesięciu tysięcy złotych dotacji na rozpoczęcie działalności pozarolniczej. Działanie obejmuje sześć branż: budowlaną, beauty/SPA, turystykę, produkcyjną, usługową oraz pozostałe działania związanie z handlem, transportem, taxi.

Wyrecytowałam z pamięci, jednak głos w słuchawce milczał. Po dłuższej chwili usłyszałam:

— To chyba jednak nie dla mnie. To, co pani mówi, to jakieś nieosiągalne szczyty. Jestem starszym, niewykształconym człowiekiem, nie sądzę, abym mógł pozyskać takie pieniądze. — Głos, na początku przepełniony entuzjazmem, nagle stał się przygaszony i niepewny.

— Wszystkimi formalnościami zajmuje się nasza firma, oczywiście pobierając prowizję od otrzymanych środków. Proszę o telefon, jak pan się zdecyduje skorzystać z naszych usług.

Bąknęłam, aby się pozbyć mało wygodnego klienta, prawdopodobnie bez kasy.

— Dziękuję i do usłyszenia, pani Asiu.

Uprzejmość i zwrot „pani Asiu” (rzadko ktoś pamięta moje imię na koniec rozmowy) wzbudziły we mnie dziwne uczucia, chyba bardziej ludzkie. Tak jakby w moje oprogramowanie wdarł się jakiś wirus, bo zrobiło mi się żal, że potraktowałam go tak obcesowo. Zawsze byłam wrażliwa, artystyczna dusza, estetka, lubiłam otaczać się pięknem i ludźmi. Jednak po wielu przykrych doświadczeniach mój organizm wykształcił system obronny polegający na trzymaniu wszystkich w bezpiecznej odległości. Zamknęłam się we własnym świecie. I tak jako czterdziestopięcioletnia kobieta siedzę przy biurku, mam stałą pensję, dzieci i męża. Mieszczę się w ramach współczesności, zachowuję „normę”. Dostosowałam się, ale czy czuję się spełniona?

Do biura wchodzi prezes, za chwilę będzie analizował wyniki naszej pracy. Ciekawe, czy wygrają głębsze dekolty, czy dłuższe nogi. Kiedyś mnie to bawiło, sama byłam atrakcyjną kobietą, podobałam się mężczyznom. Często czułam ich wzrok, słyszałam różne komentarze pod moim adresem, również ze strony prezesa. Nie ukrywam, że moje premie nie zawsze były wynikiem mojej pracy, czasem — sympatii pana Andrzeja. No cóż, nikt nie mówił, że życie jest sprawiedliwe. Jednak kiedy pracuje się w jednym miejscu przez piętnaście lat, to przestaje się być atrakcyjnym, opatrzysz się jak stara lampa w salonie. Co byś nie robiła, nikt cię nie zauważa. Ta sama Joanna, niczym stara wersja oprogramowania, a tu każdy chce mieć nową — i tak się wymienia stare na nowe. Czuję na plecach oddech młodości, piękne, energiczne i wolne dziewczyny bez bagażu rodziny na barkach, zadowolone z życia i pełne sex appealu, w przeciwieństwie do mnie.

— Witam moją załogę. Czy na naszym okręcie zaszły jakieś zmiany? Ilu klientów dziś pozyskaliśmy?

To samo od piętnastu lat. Mógłby być bardziej oryginalny, to już nie jest zabawne. Jednak patrząc po uśmiechniętych buziach stażystek, dalej jest na topie.

— Póki co ubyło trochę kawy. Jeżeli chodzi o klientów, pracujemy nad tym — odpowiedziała Edzia, blisko trzydziestoletnia brunetka z burzą loków na głowie. Pracuje u nas od pięciu lat, jest świetnym fachowcem w zakresie pozyskiwania środków zewnętrznych oraz audytów.

— Działajcie, kobietki, a ja obiecuję nagrodę niespodziankę. Jak wiecie, w tym roku obchodzimy dwudziestolecie naszej firmy. W związku z czym zaplanowałem przyjęcie jubileuszowe w ostatni weekend listopada. Oczywiście jesteście wszystkie zaproszone i możecie zabrać ze sobą osobę towarzyszącą. — powiedział i wyszedł, a okrzyki entuzjazmu i podniecenia najmłodszych członków kadry rozbrzmiały w całym biurze. Wykonałam jeszcze kilka telefonów, bez większych efektów, więc zajęłam się stałymi kontrahentami. Podsumowałam wydatki, określiłam kolejne cele do zrealizowania i stworzyłam piękny raport dla prezesa.

— To jak, dziewczyny, kogo zabieracie na imprezę? — wypaliła Laura, najmłodsza z naszej „załogi”. Uwielbia imprezy, zawsze jest w centrum zainteresowania, tak jak ja kiedyś. Nic dziwnego: słodki uśmiech, białe zęby i nogi aż do nieba. Nie znam faceta, który by się za nią nie obejrzał.

— Ja pewnie solo, mój mąż nie lubi takich imprez — odpowiedziała Edzia. Faktycznie, jej mąż nie był królem parkietu. Zamknięty w sobie dupek, który nie widział nic oprócz czubka własnego nosa. Gasił tę wspaniałą dziewczynę, która potrafiła przenosić góry, a on niejednokrotnie przy nas chciał zrobić z niej prostaczkę. Była niesamowita, bystra, piękna i lubiana dosłownie przez wszystkich, a on nie umiał tego przeżyć i próbował ściągnąć tę dziewczynę do swojego poziomu. Zawsze się zastanawiałam, co z nim nie tak… Jednak szybko można się domyślić, co nas może łączyć z człowiekiem, który nikogo nie szanuje: dzieci i kredyt.

— Ja wolę zostać w domu, potrzebuję ciszy i spokoju. Już mnie nie bawią takie imprezy. Teraz to moje dzieci wychodzą, ja tylko odhaczam czas powrotu — odpowiedziałam bez entuzjazmu.

— Nie żartuj, Aśka, z kim ja będę tańczyła? Przecież bez nas ten parkiet będzie świecił pustkami — rzuciła Edzia wyraźnie zawiedziona.

Faktycznie, na imprezach byłyśmy nierozłączne. Mój mąż też nie lubił firmowych przyjęć, a mnie to odpowiadało. Po dwudziestu latach małżeństwa jakoś nie ekscytowało mnie jego towarzystwo. Tak naprawdę nic mnie nie ekscytowało. Mój system chyba był już przestarzały, działał trochę za wolno, przydałyby się jakieś aktualizacje.

— Do imprezy jeszcze dwa miesiące, pomyślę o tym — odpowiedziałam krótko, aby zamknąć temat. Jednak Laura nie odpuszczała:

— Jej, dwa miesiące to bardzo mało czasu, muszę kupić sukienkę, buty, zamówić kosmetyczkę i fryzjera. Obym zdążyła. Muszę wyglądać jak z okładki „Vogue’a”.

Próżne dziewczę, ale trzeba jej przyznać, że nadaję sie na okładkę magazynu modowego.

— Dziewczyny, jest piętnasta pięćdziesiąt pięć, zbierajmy się do domu, bo nie zdążę odebrać dzieci z przedszkola — powiedziała Edzia, piękna, mądra, pełna energii… kura domowa. Wszystkie zgodnie podniosłyśmy się z krzesełek i zaczęłyśmy zbierać swoje rzeczy. Prezes zwinął się już wcześniej, więc nie musiałyśmy się nikomu tłumaczyć.

— Cześć, dziewczyny — rzuciła Laura, zakładając dużą, brązową, skórzaną torbę. W komplecie z długim, jasnym płaszczem komponowała się rewelacyjnie. Trzeba przyznać, że wyczucie stylu tej dziewczyny było niesamowite.

— Asia, mogę się z tobą zabrać? Moje auto jest w serwisie — zapytała Edzia, pospiesznie zapinając płaszcz.

— Jasne, przecież przejeżdżam obok ciebie.

Często zabierałam ją z pracy. Czasami nawet jeśli od razu nie wracałam do domu, i tak ją podwoziłam. Wiem, że bez auta nie jest w stanie zdążyć odebrać dzieci z przedszkola, a jej mąż ma to w nosie.

— Aśka, idziesz? — ponaglała mnie Edzia, która jak zwykle wszystko robi w biegu i właśnie stanęła obok w pełnym rynsztunku, gotowa do wyjścia.

— Już, już. Wezmę telefon i możemy wychodzić.

Minęłyśmy bramki w dolnej części gmachu i wyszłyśmy na zewnątrz ogromnego wieżowca. Edzia zasiadła na miejscu pasażera i pomknęłyśmy przez zakorkowane ulice Warszawy.

— Czemu choć raz twój mąż nie może odebrać dzieci, przecież pracuje z domu. Mógłby ci trochę pomóc — powiedziałam, zdenerwowana, nie odrywając wzroku od drogi.

— Znasz go. Przecież wiesz, że jego praca jest „najważniejsza”. Gdyby mógł, zrzuciłby na mnie jeszcze swoje zawodowe obowiązki. Na szczęście nie ma takiej możliwości. Nic go nie interesuje, co dzień to samo.

Edzia najwyraźniej już miała dość tej relacji. We wszystkim, co robiła, była bardzo zdyscyplinowana, za cokolwiek się wzięła, było wykonane na czas. Musiało ją to kosztować wiele energii. Starałam się ją pocieszać i być dla niej wsparciem, jednak to bardzo trudne. Edzia należała do tych osób, które nie mają w zwyczaju się uzewnętrzniać. Swoje troski skrywała głęboko. Czasami, gdy zbyt wiele problemów się nawarstwiło, wyrzucała wszystko na zewnątrz, a ja słucham rewelacji, których głównym bohaterem był najczęściej jej mąż.

— Jak tak dalej pójdzie, wylądujesz albo w szpitalu, albo w psychiatryku. Nie możesz tak żyć. Musisz ustalić jakieś zasady, przecież on cię wykończy. Jesteś jeszcze młoda, zdolna, dobrze zarabiasz. Zostaw go, przecież i tak wszystko robisz sama.

Edzia spuściła głowę. Panicznie bała się o dzieci. Jej mąż był zdolny do wszystkiego, a ona chciała tylko i wyłącznie ich dobra.

— Asiu, przecież wiesz, że mamy kredyt na mieszkanie, a dla dzieci dorastanie bez ojca to nic dobrego.

— Niby tak, ale czerpiąc takie wzorce, chyba też nic dobrego się nie nauczą… — odpowiedziałam. Już tyle razy słyszałam jej wymówkę, że nie mogłam tego słuchać. Jak to możliwe, że ta czarna piękność każdego dnia rozwiązuje tyle problemów, a nie potrafi uporządkować swojego własnego życia.

— Asiu, on jest zdolny do wszystkiego. Boję się, że zabierze mi dzieci, ma dużo znajomości. Wiem, że życie z człowiekiem, który traktuje cię jak służącą i nianię, jest bez sensu, ale robię to dla dzieci. Nawet nie chcę myśleć, co by mogło się wydarzyć, gdyby mnie przy nich nie było.

— Jesteśmy na miejscu — odpowiedziałam, parkując przy przedszkolu, które znajdowało się nieopodal mieszkania Edzi.

— Dziękuję ci bardzo, kochana. Bez ciebie w życiu bym nie zdążyła. Wiesz, moje auto wcale nie jest w serwisie. Ten dupek zabrał kluczyki od auta, twierdząc, że poradzę sobie bez niego, a lepiej nie ryzykować stłuczki. Nie chciałam tego mówić przy dziewczynach w pracy. Czy jutro też będę mogła z tobą wrócić? — zapytała Edzia, patrząc w podłogę.

— To cham. Pewnie, że możesz, nie musisz pytać. Leć już, bo przedszkolanka wygląda na ciebie przez okno. Trzymaj się, mała!

Nie wiedziałam, jak mogę jej pomóc. Ona sama nie chciała nic zmieniać, a jedyne, co mogłam zrobić, to podwieźć ją do przedszkola. Przyglądałam się oddalającej się drobnej kobiecie i w myślach przeklinałam jej beznadziejnego męża. On ją dręczył — nie dość, że jej nie pomagał, to jeszcze na każdym kroku przeszkadzał. Mogłoby się wydawać, że sprawia mu to przyjemność. Takie testowanie jej wytrzymałości. Nie potrafiłam zrozumieć takiego zachowania — jak w dwudziestym pierwszym wieku kobieta może być niewolnicą? Patrząc na ich relację, zaczynam doceniać swoje życie.

— Czas na mnie — powiedziałam pod nosem i ruszyłam dalej. Wróciłam do domu obładowana zakupami, postawiłam siatki na podłodze, ściągnęłam szpilki i moją zbroję. Mogę już zacząć oddychać. Czas zmienić program na domowy, ten jest dopracowany do perfekcji. Podeszłam do kuchni.

— Cześć, dzieciaki, wróciłam. Jak tam w szkole?

Każdy skryty w swojej dziupli, z ogromnym trudem odpowiadają:

— Dobrze, kupiłaś coś dobrego?

Co dzień to samo, a chciałoby się usłyszeć: „Miło cię widzieć, mamo”, „Pięknie wyglądasz, kochanie, jak ci minął dzień?”. Zbyt wiele oczekuję po dwudziestu latach wspólnego życia. Trzeba ich nakarmić, a potem skryć się w swojej dziupli. Plan na dziś: zapiekanka ryżowa z kurczakiem i brokułami w sosie śmietanowo-serowym.

— Tak, kupiłam, ale najpierw obiad. Jak matma? Widziałam sprawdzian w terminarzu.

— Chyba dobrze, zobaczymy, jak matematyca sprawdzi prace — odpowiedział Aleks, mózg informatyczny. Kocha komputery i zagadki. Trudno go wyciągnąć z pokoju, jest zajęty nauką. Klasa maturalna to nie żarty. Spędzamy bardzo mało czasu razem, ja pracuję, a dzieciaki mają swoje sprawy. Traktują mnie bardziej jak bankomat, ciężko od nich cokolwiek wyciągnąć. Krzątałam się po kuchni i po półgodzinie wszystko było już gotowe. Aleks w mgnieniu oka pojawił się przy stole, zawsze miał największy apetyt.

— Anika, a ty będziesz jadła obiad?

— Zakochała się, to pewnie nie — odpowiedział Aleks z przekąsem.

— Już idę, a ty zajmij się swoimi sprawami. Uważaj, żeby cię ta twoja Basia czarownica nie zauroczyła.

Anika to młoda, piękna kobieta. Jest na pierwszym roku studiów na kierunku art and design. Zupełnie do mnie niepodobna — brunetka o brązowych oczach, całkiem jak tata. Dusza artystyczna, kocha projektować wnętrza, śpiewać i tańczyć. Każda przestrzeń jest dla niej wyzwaniem. Od dziecka tworzyła modele domków dla lalek, które wyglądały jak z wystaw sklepowych. Podziwiałam jej cierpliwość i dokładność we wszystkim, co robiła.

— Siadajcie do stołu, bo wystygnie, tata wróci później.

— Znowu pracuje w Sztolni?

— Tak, robią metalową zabudowę w tym nowym lokalu na rogu Alei Bzów. A o co chodzi z tą Basią? — zapytałam, zaciekawiona. Mój syn nigdy nie interesował się żadną dziewczyną, to jakaś nowość.

— Chyba wirtualną, znowu tworzy jakąś grę, przecież on nie potrafi rozmawiać z dziewczynami.

— Zajmij się swoim nowym fagasem, a nie wtykasz nos w nie swoje sprawy — uciął skonsternowany Aleks.

— Dobrze, kochani, jedzmy, bo jak tak dalej pójdzie, moja zapiekanka wyląduje w koszu.

Zgodnie z planem po posiłku udałam się do swojej dziupli. Ciasna, ale własna, mieszczą się tu tylko fotel i biurko, ale to wystarczy. Moja oaza spokoju. Kubek herbaty i wygodny dres to wszystko, czego potrzebuję, aby wyłączyć się po całym dniu pracy. Program się zawiesił. Powoli zaczynał mielić wydarzenia dzisiejszego dnia. Utkwił mi w pamięci głos starszego pana: „Dziękuję, pani Asiu”. Chyba bywam suką, która — zaprogramowana na kasę — stała się nieczuła i bezwzględna. Dziwne, zazwyczaj nie pamiętam swoich rozmów z klientami, tym bardziej tych mało efektywnych, które nie niosą za sobą dodatkowej premii do pensji. W domu jest inaczej, wszystko jest dla dzieci, łącznie z uczuciami. Sprzęty o najwyższym standardzie i wyposażenie pokoi. Z Maćkiem zawsze staraliśmy się im zapewnić jak najlepsze warunki, aby ułatwić im start w przyszłości. Mnie wystarczy dziupla bez łóżka, o mój start zadbali moi rodzice, wystarczy. Już dziewiętnasta, trzeba się wygrzebać i odgrzać jedzenie Maćkowi.

— Mamo, gdzie leży Reszel? — rozległo się z pokoju obok.

— W warmińsko-mazurskim. Jak dobrze kojarzę, to niedaleko Kętrzyna, sprawdź jeszcze w internecie. A czemu pytasz?

— Potrzebne mi to do mojego projektu.

— Zajmij się nauką do matury, a nie ciągle te twoje gry i programy.

Nim skończyłam mówić, drzwi do mieszkania się otworzyły. W progu stanął wysoki, szczupły brunet z brązowymi oczami.

— Cześć, już jestem. Mamy coś dobrego? Jestem głodny jak wilk — rzucił Maciek, mój „dwudziestoletni” mąż. Ten, któremu znudziłam się jak stara lampa w salonie, który od dawna już nie patrzy na mnie z błyskiem w oku. Mam wrażenie, że wpasowałam się w tło jak puzzel w układankę, wszystko idealnie pasuje. Cały obrazek jest poprawnie ułożony, zgodnie z programem i zasadami, a po tylu latach nasze uczucia przerodziły się w szacunek.

— Tak, zapiekanka ryżowa z kurczakiem i brokułami — odpowiedziałam i jednym ruchem ręki włożyłam zapiekankę do piekarnika.

— Super, moja ulubiona — odpowiedział i usiadł w swoim fotelu w salonie z pilotem w ręku.

— Jak tam w pracy? Udało się skończyć projekt w Sztolni? — zapytałam, jakby mnie to interesowało. Tak naprawdę to forma, którą należy zachować. Maciek zajmował się projektowaniem i wytwarzaniem metalowych konstrukcji i mebli, głównie do warsztatów. Jednak współczesna moda (loft) sprawiła, że rynek się rozszerzył i realizuje coraz więcej projektów w nowoczesnych lokalach i mieszkaniach. To praca Maćka zainspirowała Anikę do projektowania i designu.

— Tak, zrobiliśmy piękną zabudowę baru. Szykuje się dobra wypłata.

Jak zwykle rozmowa kręci się wokół kasy, bo przecież bankomat musi być pełny. Potrzeb coraz więcej i ile byśmy nie pracowali, zawsze będzie mało.

— Super. Anika potrzebuje nowego komputera, bo ten jest za słaby do tego programu graficznego, na którym pracuje. Może mógłbyś się tym zająć? — zasugerowałam, pamiętając prośbę córki.

— Nie potrzebuje nowego komputera, tylko lepszej karty graficznej — rozległ się głos z dziupli numer dwa. Aleks, mózg informatyczny, już zdążył zajrzeć w każdy zakamarek komputera siostry.

— Świetnie, synu, zamów tę kartę, proszę, ja to sfinansuję.

Maciek odetchnął z ulgą, że mógł zrzucić odpowiedzialność na kogo innego.

— Tato, to będzie kosztowało dwa tysiące złotych — odpowiedział Aleks, stając w drzwiach jadalni. Maciek westchnął i pokiwał głową.

— Siadaj do stołu, bo wystygnie.

Postawiłam danie na stole i usiadłam naprzeciw z herbatą.

— W ostatni weekend listopada jest u nas impreza z okazji dwudziestolecia naszej firmy. Nie bardzo mam ochotę iść, ale jestem najstarszym pracownikiem i chyba powinnam tam być. Masz ochotę się wybrać? — zapytałam, chociaż znałam odpowiedź.

— Przecież wiesz, że nie lubię takich wyjść. Idź sama. Nie lubię tych twoich znajomych, a w szczególności tego całego prezesika — odpowiedział wyraźnie znudzony.

— Tak myślałam, ale wolałam zapytać.

Maciej wyglądał na zmęczonego, nie chciałam zajmować mu czasu. Niewiele myśląc, zamknęłam się w swojej dziupli z kubkiem gorącej herbaty. Wykonałam obowiązki kury domowej, mogłam zająć się sobą. Przejrzałam informacje dnia, szukając jakichś pozytywnych wiadomości, chciałam oderwać myśli od Edzi, o którą bardzo się martwiłam. Niestety, nie znalazłam nic pocieszającego, jak zwykle faszerowanie ludzi negatywnymi emocjami i manipulacja.

— Mamo, jakie mamy plany na ferie?

Aleks wparował do mojego gabinetu. Jednak nie mam szans na relaks.

— Może wybierzemy się na Mazury?

— Nie sądzę. W zimę wolałabym pojeździć na nartach, a nie siedzieć na zadupiu zawalonym śniegiem — odpowiedziałam, nieco zaskoczona tym pomysłem.

— Tak myślałem. Właśnie znalazłem fajny stok narciarski Dąbrówka w Suwałkach.

— Z tego, co wiem, to Suwałki są na Podlasiu, a nie na Mazurach — odpowiedziałam, nie odwracając wzroku od komputera.

— Tak, tak, wiem, ale wy byście pojeździli na nartach, a ja bym mógł zebrać materiały do mojego projektu — odpowiedział Aleks, wyraźnie podekscytowany swoim pomysłem.

— Nie wiem, muszę omówić to z tatą. Do ferii jeszcze daleko. Teraz mam inne rzeczy na głowie, a ty zajmij się maturą.

Chłopak wyszedł nieco zawiedziony, wyraźnie zależało mu na tym wyjeździe. Ja jednak nie miałam ochoty zajmować się planowaniem ferii zimowych. Zawsze to ja wszystko organizuję, a reszta narzeka. W sumie fajnie by było pojechać „na gotowe”. Pomyślę o tym później, może to całkiem fajny pomysł, na podlaskim stoku może nie być tłoku.

— Asiu, mogę cię na chwile prosić?

Z salonu dobiegł głos Maćka. Oczywiście beze mnie ani rusz. Czy ja kiedykolwiek znajdę czas dla siebie?

— Jestem trochę zajęta, coś się stało? — Próbowałam zbyć męża.

— Potrzebuję twojej rady. Możesz przyjść?

Niestety, nie udało mi się pobyć w samotności. Niechętnie udałam się do salonu, gdzie na fotelu zalegał mój mąż z laptopem na kolanach. Przeglądał posty na stronie swojej firmy i najwyraźniej znalazł coś ważnego.

— Znasz Andrzeja Nowakowskiego? — zapytał, nie podnosząc wzroku znad komputera.

— Nie wiem. Musiałabym zobaczyć zdjęcie, a coś się stało?

Maciej był wyraźnie zdenerwowany i ewidentnie wiązało się to z tym człowiekiem. Podeszłam bliżej i ku mojemu zdziwieniu na zdjęciu ujrzałam męża Edzi.

— To przecież mąż mojej koleżanki z pracy. Dlaczego przeglądasz jego profil? — zapytałam, zdziwiona.

— Ten gnojek pisze negatywne opinie pod każdym moim projektem, który umieszczam w mediach społecznościowych. Mało tego, ostatnio nawet zaczął pisać wiadomości do moich klientów, oczerniając moją firmę. Zastanawiam się nad złożeniem doniesienia na policję.

Przysiadłam nieco bliżej i zaczęłam przeglądać wpisy. Rzeczywiście, wszędzie widniały negatywne opinie tego człowieka.

— Dlaczego to robi? — zapytałam, bo nie mogłam uwierzyć w to, co widzę.

— Wygląda, jakby się chciał odegrać. Tylko nie wiem dlaczego. Przejrzałem jego profil. Pracuje jako tłumacz w Strabagu. Nie stanowię dla niego konkurencji, a w życiu nie widziałem go na oczy.

Ten człowiek był chory. Nie dość, że prześladował swoją żonę, to również wszystkich, którzy jej pomagali. Doskonale wiedziałam, dlaczego to robi, na pewno widział, jak podwożę Edytę. Sądząc po jego zachowaniu, mógł ją również podsłuchiwać.

— Zobacz ten wpis: „Gość z żonką zamiast zająć się dopracowaniem swoich nędznych projektów woli wtrącać się w prywatne sprawy innych ludzi. Nie polecam”.

Maciej był wściekły. Cały entuzjazm po zakończonym projekcie w Sztolni prysł. Nawet wpisy innych internautów krytykujących negatywny wpis męża Edzi nie pomogły. Znałam to spojrzenie, wiedziałam, że tego tak nie zostawi.

— Asiu, ja wiem, że to twoja najlepsza koleżanka, ale jutro złożę doniesienie na policji. Nie pozwolę, aby jakiś prostak popsuł mi markę.

Wiedziałam, że to zrobi, a ja nie miałam nic przeciwko. Wręcz przeciwnie, ktoś powinien usadzić tego samolubnego dupka. Tego było już za wiele, ten człowiek jest jak gangrena, niszczy wszystkich na swojej drodze. Biedna Edzia, nawet nie chcę myśleć, co ta dziewczyna przeżywa na co dzień.

— Masz rację. Nie można tak bezkarnie oczerniać ludzi. Tym bardziej że wszystkie twoje projekty zawsze są dopracowane i wykonane z najlepszych materiałów. Przykro mi, kochanie.

Położyłam dłoń na ramieniu Maćka w geście poparcia.

— Aleks, czy mógłbyś przyjść?

Maciej zawołał syna, licząc na jakiś pomysł zdolnego informatyka.

— Słucham, tato. Czy to coś ważnego, bo uczę się na sprawdzian z polskiego.

— Mógłbyś podpowiedzieć, co mogę z tym zrobić?

Aleks podszedł do laptopa, przeczytał posty i, zaskoczony, umilkł.

— Co za… Myślę, że najpierw powinieneś zgłosić to do administratora i złożyć doniesienie o zniesławieniu. Zrób zrzut ekranu tych wpisów, bo po zawiadomieniu ten gość może je usunąć i nie będziesz miał dowodów. Jako właściciel firmy możesz zająć swoje oficjalne stanowisko w komentarzu, ale pamiętaj, żeby nie pisać niczego, co by mogło podjudzać konflikt. Po zgłoszeniu administrator sprawdzi wszystkie wpisy na twoim profilu.

Patrzyłam na syna z podziwem. Wiedziałam, że ma zdolności informatyczno-matematyczne, ale nie sądziłam, że tyle wie o wirtualnym świecie. To, co mówił, miało sens i mogło realnie wpłynąć na Andrzeja Nowakowskiego. Miałam nadzieję, że się uda, jednak obawiałam się jego reakcji. Wiem, że to zawzięty i nieprzewidywalny człowiek.

— Dziękuję, synu, bardzo mi pomogłeś, jutro się tym zajmę. Swoją drogą to dziwny człowiek, współczuję jego rodzinie. Czas z tym skończyć, muszę odpocząć — skomentował Maciej i wyłączył laptopa. Ułożył się wygodnie w fotelu i sięgnął po pilota.

— Wrócę do siebie, daj znać, jeśli będziesz mnie potrzebował.

Skierowałam się do swojego pokoiku i zatopiłam w czytaniu wpisów męża Edzi. Wiedziałam, że na każdym kroku ją kontroluje, ale nie pomyślałam, że to samo może robić z jej przyjaciółmi. To było straszne, ten człowiek niszczył ludzi i sam siebie. Najwyraźniej czerpał z tego przyjemność.

Nagle usłyszałam sygnał SMS w telefonie. To była Edzia. Przepraszała za męża, najwyraźniej musiała dowiedzieć się o tym, co zrobił. Biedna dziewczyna, bała się, że znowu zostanie sama. Toczyła nieustanną walkę, w której zawsze była skazana na porażkę. Długo nie mogłam zasnąć, myślałam, jak pomóc przyjaciółce. Każde działanie mogło skończyć się tragedią. Kolejnego dnia w pracy atmosfera stała się napięta. Edzia unikała kontaktu, była zawstydzona. W czasie przerwy śniadaniowej podeszłam do niej.

— Edyta, nie unikaj mnie. To nie twoja wina, ja nie mam żalu. My sobie poradzimy z twoim mężem. Jak znam Maćka, już jest na policji.

Edyta zamarła, miała łzy w oczach.

— O matko, on mnie zabije. Nie chciałam, aby was skrzywdził. On założył podsłuch w moim telefonie i słyszał wszystkie nasze rozmowy.

— Spokojnie, nie denerwuj się, nic się nie wydarzy, zgłoszenie będzie dotyczyło tylko tych komentarzy, które wypisywał. Nie pozwolę, aby ten gnojek swoim perfidnym zachowaniem zniszczył naszą przyjaźń. Dobrze wiem, że o to mu chodzi.

Edzia przytuliła mnie mocno i nie chciała puścić. Czułam, że potrzebuje wsparcia i tylko ja mogę jej pomóc. Reszta dnia minęła spokojnie, a co najlepsze, mąż Edzi dał jej samochód — cóż za łaskawca… Najwyraźniej nie chciał, aby wracała ze mną. Maciej zgłosił wpisy do administratora i wniósł sprawę o zniesławienie. Okazało się, że Robert Nowakowski wobec wymiaru sprawiedliwości już nie był taki odważny. Musiał usunąć negatywne komentarze i zapłacić zadośćuczynienie w kwocie dwóch tysięcy złotych. Pieniądze oddałam Edzi, mobilizując ją do tego, aby zostawiła tego dupka. Jednak ona ciągle wykręcała się dziećmi i kredytem. Widocznie to jeszcze nie był ten moment. Najważniejsze, że jej mąż dostał nauczkę i zostawił nas w spokoju.

Rozdział II

Jubileusz

— Czarne czy czerwone szpilki? — pytam Anikę stojąc przed lustrem i próbując wycisnąć z mojego ciała wszystko, co najlepsze. Trochę pudru, dobry fryzjer i wyglądam jak odnowiona lampa w salonie. Tak pomyślałam, uśmiechając się sama do siebie.

— Zdecydowanie czerwone i ta czarna, ołówkowa sukienka — odpowiedziała bez namysłu.

— Nie sądzisz, że wyglądam zbyt wyzywająco?

Zawahałam się. Nie jestem przecież podlotkiem jak Laura. Okładka „Vouge’a” — to nie dla mnie. Chyba powinnam bardziej wtopić się w tło.

— Proszę cię, mamo, nie jesteś emerytką, masz doskonałą figurę i powinnaś ją podkreślać — odpowiedziała pewna siebie Anika.

— Dobrze, zbieram się, bo nie zdążę na przemowę prezesa. Dzięki za pomoc, mała.

Zarzuciłam jasny płaszcz i zebrałam się do wyjścia.

— Udanej zabawy! — Krzyknął głos z fotela z pilotem w ręku, nawet na mnie nie spoglądając. „Odnowiona lampa” też nie przyciąga uwagi. Przywykłam. Pobiegłam do taksówki i po kilku minutach byłam na miejscu. Impreza została organizowana w nowo otwartym lokalu „Sztolnia”, gdzie na pierwszym planie widniała zabudowa barowa w stylu loftowym stworzona przez Maćka. Prezes pysznił się i zaczepiał wszystkich przybyłych inwestorów i klientów. Przywdział maskę z szarmanckim uśmiechem. Uzbrojony po zęby, toczył strategiczne rozgrywki decydujące o pozycji firmy. Laura zadbała o każdy szczegół swojego wyglądu i stanowiła doskonałe tło dla prezesa, który potrzebował jej tylko po to, aby bawiła gości. Udałam się bliżej baru, wzrokiem szukałam Edzi. Kelner poczęstował mnie lampką szampana i zaprosił do środka, rzeczywiście lokal robił wrażenie. Zachowane wszystkie normy współczesnego looku. Anice by się spodobało, pomyślałam. Zanim usiadłam przy barze, poczułam dotyk na moim prawym ramieniu.

— Cześć, ślicznotko. — Usłyszałam głos Edzi, która wyglądała jak milion dolarów. Kruczoczarne włosy opadały na jej ramiona, a oczy błyszczały jak diamenty. Opięta sukienka podkreślała jej doskonałą figurę i zgrabne nogi. Uniżona służebnica swojego męża tyrana w końcu była tym, kim powinna być zawsze: silną, piękna i niezależną kobietą. Chociaż przez chwilę.

— Cześć. Kochana, przeszłaś samą siebie, wyglądasz rewelacyjnie — odpowiedziałam z zachwytem.

— Dziękuję. Jednak patrząc na ciebie, widzę niezłą konkurencję. Mamuśki rządzą — odpowiedziała z szerokim uśmiechem, który ukazał zęby białe niczym z reklamy pasty.

— Chodźmy zająć dobrą miejscówkę, zaraz boss zacznie swoją szopkę. Nie może nas to ominąć — powiedziała Edzia i udała się w kierunku stolików przeznaczonych dla uczestników jubileuszu.

— Witam wszystkich zgromadzonych. Dziękuję, że zechcieliście być z nami w tym ważnym dla nas dniu — zaczął prezes. Ustawił „program” pełen entuzjazmu, ekspresji i uprzejmości. Dobrze, że nie witał załogi okrętu jak co dzień w pracy, to jakaś odmiana. Były dyplomy, statuetki i wyróżnienia dla najbardziej opłacalnych projektów. Oczywiście, wszędzie kasa. Wartości ludzkie zawsze na drugim planie.

— Teraz zapraszam moją załogę. — Zabrzmiało z mównicy. Niestety, nie udało się przetrwać tego przedstawienia bez dodatkowych atrakcji. Z niechęcią udałam się na piedestał, słuchając powtarzających się od lat formułek.

— To dzięki tym osobom jesteśmy dziś w tym miejscu. To zaszczyt pracować w takim zespole, oddanym i pięknym — powiedział pan Andrzej, odkręcając się w naszą stronę. Jego wzrok powędrował do najmłodszych stażystek w nieprzyzwoicie krótkich spódnicach. Wyglądał przy nich jak alfons, ale przecież facetom wszystko wypada. Kobiecie nie przystoi romans z młodszym facetem, zbyt duża ilość alkoholu czy papierosy. Za to panowie mogą wszystko. Patrząc na reakcję podlotków, zakładam, że w najbliższym czasie mogą się spodziewać awansu. Po przemówieniach udaliśmy się na raut. Oczywiście z Edzią rządziłyśmy na parkiecie, zabawa była wyśmienita. Nie potrzeba nam towarzystwa panów, aby spędzić miło czas, po tylu latach związku nic w mężczyznach nas nie zaskakuje. Chyba mamy przesyt testosteronu, a raczej usługiwania płci przeciwnej, która później przypisuje sobie wszystkie zasługi. To nie znaczy, że nie wzbudzałyśmy zainteresowania, wręcz przeciwnie. Zmęczona adoracją inwestorów i maską uległej i miłej kobiety wzięłam lampkę szampana i udałam się na górne partie lokalu.

— Ciszej, tu będzie idealnie.

Dobiegł mnie głos z zakamarka obok loggi na pierwszym piętrze lokalu. Zza zasłonki widać było długie blond włosy i białą koszulę. Rzuciła mi się w oczy czerwona bielizna, pełne piersi i idealna talia chyba Anetki, młodej stażystki. Męskie dłonie dokładnie badały każdy centymetr jej ciała, odkrywając nowe części garderoby. Czuć było woń wymieszanych perfum. Po chwili para zatopiła się w miłosnym uniesieniu, co chwilę uciszając się w miłosnej ekstazie. Ja po cichu uciekłam z miejsca akcji i zeszłam schodami na dół.

— Gdzie byłaś? — zapytała Edzia. — Szukałam cię po całym lokalu.

Edzia patrzyła na mnie wyczekująco, a ja w napięciu obserwowałam schody z piętra. Zżerała mnie ciekawość, z kim zabawiała się nasza stażystka.

— Jana! — krzyknęła z irytacją Edzia. Tak skracała moje imię.

— Cicho, zaraz ci wszystko powiem, chodź bliżej baru.

Koleżanka niechętnie udała się za mną. Nie miała ochoty na żadne podchody. Po chwili z piętra zeszłą Anetka — nasza najmłodsza stażystka. Jednak miałam rację, to była ona. Poprawiła włosy, pasek i udała się do łazienki.

— Dobra, mów wreszcie, gdzie byłaś i co to za dziwne zachowanie. Nie mam czasu na głupoty. Zaraz muszę iść do domu — powiedziała Edzia, która najwyraźniej otrzymała już kilka ostrych SMS-ów od dobrze wstawionego męża. Zawsze tak się kończyło, kiedy byłyśmy na imprezach.

— Zobacz, prezes schodzi z piętra.

— I co z tego? Niech sobie schodzi — odpowiedziała wyraźnie poirytowana Edzia.

— Nakryłam go z Anetką w dwuznacznej sytuacji, a raczej w akcji na pięterku.

Wypiłam łyk drinka, nie wierząc w to, co zobaczyłam. Przecież mógłby być jej ojcem, ma rodzinę, żonę. Zniesmaczona sytuacją, uświadomiłam sobie, że dziewczyna jest raptem dwa lata starsza od mojej córki. Spojrzałam na prezesa wzrokiem pełnym obrzydzenia.

— Żadna nowość, nie ona pierwsza, nie ostatnia — odpowiedziała Edzia, której najwyraźniej już nic nie jest w stanie zaskoczyć.

— Ja zbieram się do domu, bo mój pan i władca mnie zlinczuje. Mam większe problemy niż kochanki prezesa. Cześć.

— Zaczekaj, idę z tobą — odpowiedziałam i udałam się do wyjścia.

Po powrocie długo nie mogłam zasnąć, myśląc, jak niewiele dziś znaczą miłość, wierność i uczciwość. Współczesny „program” nakierunkowany jest na zaspokajanie potrzeb, nieważne, jakim kosztem. W takich momentach doceniam mojego męża, który jest jednak wersją starszego „oprogramowania”, dla którego rodzina jest najważniejsza. Co prawda nie potrafi okazywać uczuć, ale liczy się z wartościami, które współcześnie są wypierane. Może to moje nudne, poukładane życie jest jednak OK. Mam mądre, zdrowe dzieci, wiernego męża oraz brak marzeń i pasji. Z takimi rozterkami zasnęłam.

— Dzień dobry, Asiu, czas wstawać.

Obudził mnie głos Maćka. Jednym ruchem naciągnęłam kołdrę na głowę, sygnalizując, że to jeszcze nie pora na mnie, choć słońce za oknem sygnalizowało późną godzinę.

— Czy w ogóle zamierzasz dziś wstać? Liczyliśmy na jakiś obiad.

Maciek nie dawał za wygraną. Powoli otworzyłam oczy, przyglądając się smukłej sylwetce mojego męża, który stał w drzwiach naszej sypialni.

— Która godzina? — zapytałam, wychylając się spod kołdry.

— Jedenasta trzydzieści. Widzę, że impreza była udana. Wyglądasz, jakby cię przejechał walec — odpowiedział mój dowcipny mąż, który zauważa mnie tylko wtedy, gdy jest głodny.

— Dzięki, na ciebie zawsze można liczyć. Przyniesiesz mi szklankę wody? — zapytałam i powoli zsunęłam się na brzeg łóżka.

— Pewnie. Widzę, że drinki ci służyły — odpowiedział drwiącym głosem Maciej i wyszedł z sypialni. Rozejrzałam się, szukając telefonu, który dostrzegłam na parapecie.

— Rozładowany — powiedziałam pod nosem. Nie potrafiłam się odnaleźć, chyba rzeczywiście za dużo wypiłam.

— Woda dla pani.

Maciek z szyderczym uśmiechem postawił szklankę na szafce nocnej.

— Dziękuję. Zaraz się ogarnę, ale na obiad raczej nie liczcie. Może zamówmy dziś pizzę? — odpowiedziałam i wzięłam łyk wody.

— Tak myślałem. Zrobić ci kawę? — zapytał, wyraźnie mając frajdę z tego, w jakim jestem stanie.

— Chętnie, dziękuję.

Rzadko mi się zdarza doprowadzić się do takiego stanu, więc wszystkich domowników to bawiło. Wzięłam szybki prysznic i odzyskałam trochę sił witalnych, a po kawie już było całkiem nieźle.

— Jak tam impreza, widziałaś moją zabudowę baru? — zapytał Maciej, popijając kawę ze swojego ulubionego kubka.

— Tak. Powiem ci, że to chyba twój najlepszy projekt. Robi niesamowite wrażenie. Ogólnie cały lokal jest zachowany w rewelacyjnym klimacie.

Naprawdę tak myślałam. Uważam, że to jedno z najlepszych miejsc w naszej dzielnicy. Nowoczesny look i duża ilość ciepłego światła sprawiały, że to miejsce stało się bardzo przytulne.

— Jak impreza? Nic nie mówisz, tak jakbyś była niezadowolona.

Maciej najwyraźniej był ciekawy, skąd u mnie taki kac.

— Impreza jak impreza. Zaczęło się od nudnych przemówień i fałszywych uśmiechów prezesa, a skończyło na kilku drinkach. Jak widać.

Uśmiechnęłam się z trudem, gdyż strasznie bolała mnie głowa.

— Tylko tyle? Czyżby obyło się bez afery ze strony mężusia twojej przyjaciółki?

Maciej nadal rozpamiętywał sprawę męża Edzi, mimo tego że utarł mu nosa i wygrał sprawę sądową.

— W sumie to nie wiem. Wyszłam z imprezy z Edytą, bo chyba rzeczywiście ten dupek coś do niej wypisywał, ale nie pytałam.

Zamyśliłam się na chwilę i pobiegłam po swój telefon do sypialni. Szybko go uruchomiłam, a po chwili zaczęły przychodzić wiadomości od Edzi. Nie mogła dostać się do mieszkania, bo nie miała kluczy, a jej mąż nie chciał jej otworzyć drzwi albo zasnął pijany. Wiadomości przychodziły jedna po drugiej. Była spanikowana, bo na sygnał domofonu i dzwonek telefonu nie reagowały również dzieci. Dalej pisała, że dzwoni na policję, a ja, czytając to mało nie zemdlałam. Jak mogłam nie zauważyć, że mam rozładowany telefon, powinnam tam z nią być. Serce kołatało mi w piersi, nie wiedziałam, co mam robić. Jechać do niej, dzwonić?

— Maciej, przyjdź, proszę. Miałeś rację, tam wydarzyło się coś złego. Zobacz.

Czytał wiadomości, po czym zamilkł.

— Asiu, chyba powinniśmy tam pojechać. Kurczę, ciekawe, czy mają wymieniony piecyk gazowy… Z tego co wiem, w ich bloku jeszcze nie była modernizowana sieć ciepłownicza. To nie wygląda najlepiej, tym bardziej że jej dzieci też nie reagowały.

Komentarz Macieja nie pomógł. Wpadłam w panikę, zaczęłam nerwowo szukać jakichś ubrań, gdy nagle rozległ się dzwonek telefonu. Edzia.

— Cześć, kochana. Co się stało? Miałam rozładowany telefon, przepraszam cię najmocniej. Jesteście cali? — zaczęłam nerwowo tłumaczyć się przez telefon.

— Spokojnie, nie denerwuj się. Nic się nie stało, a my wszyscy jesteśmy zdrowi.

Zdębiałam. Jak to OK? Przecież stała trzy godziny na klatce, bo nikt nie otwierał drzwi od jej mieszkania.

— Jak to? A te wszystkie wiadomości? — odpowiedziałam nieco zaskoczona.

— Przepraszam, Jana. Spanikowałam, nikt nie otwierał, a ja nie wiedziałam, co robić. Mój mąż się upił, zasnął przy włączonym telewizorze i nie słyszał ani telefonu, ani domofonu. Bałam się o dzieci i zadzwoniłam na policję. Na szczęście Andrzej otworzył i zdążyłam wycofać zgłoszenie. Gdy przyszła informacja, że masz włączony telefon, od razu zadzwoniłam, żebyś się nie martwiła.

Słuchałam Edzi i nie potrafiłam sobie wyobrazić, co ona może teraz czuć. Jej życie było jedną wielką porażką, a ona nie zamierzała nic z tym robić.

Rozdział III

Zima

Święta za pasem, czuć zapach świerku, a tłok w galeriach handlowych zniechęca do robienia zakupów. Lubię święta. Szczególnie odkąd urodziły się dzieci, to wyjątkowy czas, który mogliśmy spędzać wspólnie, a słowo „rodzina” zyskało na wartości. Anika i Aleks nie mają dziadków, niestety rodzice moi i mojego męża odeszli w młodym wieku, co sprawia, że jeszcze bardziej doceniamy swoją obecność. Lubię kupować prezenty — w przeciwieństwie do Maćka, który każdego roku każe mi się określić i niczym robot realizuje moje zamówienie. Nie mam o to pretensji, to nawet wygodne i zawsze jestem zadowolona z prezentu. Anika otrzymała swoją wyczekaną kartę graficzną, a Aleks — lustrzankę z funkcją video.

— Wszystkiego najlepszego, kochani, dużo miłości i cierpliwości — powiedziałam przy stole wigilijnym. Atmosfera świąt jest magiczna. Wszyscy dostosowani do okazji, pełni nadziei na przyszłość. Podzieliliśmy się opłatkiem i złożyliśmy życzenia. Po wieczerzy zabraliśmy się za rozpakowywanie prezentów.

— Mam dla was jeszcze coś — oznajmił Aleks i wręczył nam tygodniowy karnet narciarski do Ośrodka Narciarskiego Dąbrówka w Suwałkach.

— Dziękujemy, kochanie, naprawdę nie musiałeś — powiedziałam z udawaną radością. Myślałam, że zapomniał o tej wyprawie, jednak mój syn jest bardziej przebiegły, niż myślałam.

— Super, tylko karnet obejmuje sam stok narciarski, a gdzie będziemy nocowali? — zauważyła słusznie Anika.

— Tu zostawiłem pole do popisu mamie. — Z uśmiechem i wymownym spojrzeniem powiedział Aleks.

— Synu, ale to za miesiąc! — powiedziałam podniesionym tonem. Atmosfera świąt uleciała. Przez cały wieczór myślałam, gdzie ja teraz znajdę noclegi dla czteroosobowej rodziny. To całe Podlasie do dziura, nawet nie ma porządnych dróg. Latem można jeszcze popływać żaglami, ale zimą? Po kolacji każdy uciekł do swojej dziupli, a Maciek znowu utknął w swoim fotelu z pilotem w ręku. Jak zwykle mało go obchodził wyjazd na narty. Pojedzie albo nie pojedzie, jak mu się zachce.

— Poszukajmy jakichś kwater. W końcu to takie zadupie, może nikt tam nie jeździ zimą i znajdziemy coś sensownego — powiedziałam sama do siebie, zamykając się w swojej dziupli. Niestety, wszystkie portale noclegowe nie chciały ze mną współpracować. Chyba większość osób stwierdziła, że Podlasie o tej porze roku nie będzie oblegane i zarezerwowała tam noclegi. Pokonana prezentem Aleksa, zostawiłam to na później…

Święta szybko minęły i trzeba było wrócić do codziennej rutyny.


— Witam moją załogę. Czy na naszym okręcie zaszły jakieś zmiany? Jak minęły święta?

Prezes wparował do biura pełen energii do pracy. Od imprezy jubileuszowej nie mogę na niego patrzeć. Oczywiście zaangażowanie stażystki przełożyło się na jej awans i długoterminowa umowę. Ciekawe, ilu klientów pozyska i jak rozliczy projekty? Obawiam się, że tyłek za nią tego nie zrobi.

— Wspaniale, już nie mogę doczekać się imprezy sylwestrowej — odpowiedziała pełna entuzjazmu Laura. Ta chociaż znała swoją wartość i nie pakowała się wszystkim do łóżka. Oprócz urody miała jeszcze trochę wiedzy i doświadczenia. Nic dziwnego, że była wizytówką szefa. Zabierał ją na wszystkie ważniejsze spotkania, co niekoniecznie podobało się Anetce.

— Musimy dostarczyć pełną dokumentację tych pięciu projektów do końca roku, inaczej zostaną nałożone kary finansowe. Bardzo proszę, abyście się tym zajęły.

Prezes położył dokumenty na biurku.

— Szykuje się pracowity tydzień — mruknęła Edzia, nie odwracając wzroku od komputera.

Spojrzałam na nią kątem oka. Nie wyglądała najlepiej, chyba znowu miała jakiś problem. Podkrążone oczy, szara cera i przygaszony wzrok. Nie chciałam jej ciągnąć za język, jak będzie miała potrzebę, sama powie.

— Co dostałyście na święta? — wyświergotała Laura, która akurat się zaręczyła i dzieliła się tą wiadomością z całym światem. Nie ma co się dziwić, miał chłopak gest. Paryż, wieża Eiffla, niczym w romantycznym filmie. Niech się cieszy, po dwudziestu latach już takich ekscytacji nie będzie.

— Ja otrzymałam karnet narciarski do wykorzystania w Ośrodku Narciarskim Dąbrówka w Suwałkach — odpowiedziałam, zrezygnowana.

— To tam jest stok narciarski? — odpowiedziała Edzia, wyraźnie zaskoczona.

— Niestety jest, co gorsza mój karnet nie obejmuje noclegów i teraz muszę na ostatnią chwilę znaleźć jakąś kwaterę dla czterech dorosłych osób.

Edzia spojrzała na mnie z politowaniem i stwierdziła sarkastycznie:

— Prezent trafiony w dziesiątkę.

Pracowałyśmy dłużej niż zwykle. Koniec roku to zawsze trudny okres rozliczeniowy. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, pieniądze –rozliczone, a projekty — zatwierdzone. Szarobura pogoda nie mobilizuje do pracy.

— Przydałby się śnieg. Świat stałby się piękniejszy — powiedziała Edzia, wychodząc z budynku. Wyraźnie zżerały ją depresja i problemy domowe.

— To prawda. Ciekawe, czy ten karnet narciarski w ogóle ma sens — odpowiedziałam, dalej myśląc o tym, że mam coraz mniej czasu na znalezienie noclegu. Wracając do domu, mijałam alejki sklepowe, butiki odzieżowe, drogerie, aż natknęłam się na biuro podróży.

— Może tu znajdę jakieś kwatery noclegowe w Suwałkach? — powiedziałam pod nosem i nacisnęłam klamkę biura. W środku panował przyjemny klimat: wszędzie kolorowe zdjęcia, uśmiechnięte twarze wprawiające w wakacyjny nastrój. Niestety, wróciła myśl „nocleg w Suwałkach”.

— Witam. Potrzebuję kwatery dla czterech osób w Suwałkach w ostatnim tygodniu stycznia. Czy macie państwo w sprzedaży miejsca noclegowe? — wydukałam w drzwiach, zakładając, że na pewno nic się nie znajdzie.

— Witam serdecznie w Biurze Turystycznym „Podróżnik”. Miło nam panią gościć. Proszę usiąść, postaram się pani pomóc. Ogólnie zajmujemy się sprzedażą wycieczek krajowych i zagranicznych, a nie miejsc noclegowych. Ale postaram się coś znaleźć. Zapraszam bliżej — odpowiedziała pani w zbroi biurowej, z przyklejonym uśmiechem i równo upiętym kokiem. Trzeba przyznać, że swoim profesjonalizmem zdobyła moje zaufanie.

— Dziękuję, myślałam, że już nie ma dla mnie ratunku — odpowiedziałam pełna wdzięczności.

— Rzeczywiście, okres jest krótki i większość kwater jest zajęta, ale pochodzę z Podlasia i mogę dać kilka kontaktów do prywatnych przedsiębiorców. Musi się pani liczyć z tym, że w tak krótkim czasie będą dostępne tylko prywatne kwatery. Będą to bardziej standardy gospodarstwa agroturystycznego, nie czterogwiazdkowego hotelu.

Mówiła jak robot, jednocześnie badając moją reakcję na wypowiedziane słowa. Kolejna osoba „zaprogramowana na efektywną obsługę klienta”. Czuć tu kunszt i doświadczenie. Zdecydowanie była „elastyczna” i asertywna jak na współczesne czasy przystało.

— Zdaję sobie z tego sprawę. Będę wdzięczna za jakąkolwiek pomoc — odpowiedziałam i cierpliwie czekałam na notatki od pani za biurkiem.

— To kwatery, które udało mi się znaleźć, proszę dzwonić, może coś się uda znaleźć.

Podała mi kartkę z nazwami i numerami telefonów.

— Dziękuję. Ile płacę? — zapytałam.

— Nic, mam nadzieję, że pomogłam. Zapraszam w przyszłości, jeżeli zechce pani wyjechać na wycieczkę zorganizowaną przez nasze biuro — odpowiedziała z miłym uśmiechem.

— Dziękuję za pomoc, na pewno skorzystamy z usług biura, planując wyjazd wakacyjny. Do widzenia.

Wyszłam z biura pośpiesznym krokiem. Już chciałam mieć z głowy problem noclegów, tym bardziej że Aleks coraz bardziej naciskał. Jego projekt nie mógł czekać. Wracając do domu, wykonałam kilka telefonów, niestety bez skutku, ale właściciel „Bobrowej Chatki” obiecał pomóc i podesłać kontakt do znajomych z Gołdapi, którzy co prawda przyjmują turystów tylko w okresie letnim, ale może pomogą. Moja cierpliwość od dawna nie była tak długo testowana. Weszłam do mieszkania i usiadłam na kanapie, zrezygnowana. Straciłam nadzieję.

— Mamo, twój telefon dzwoni — powiedziała Anika, wychylając głowę ze swojej dziupli.

— Już idę.

— Halo? — Biegnąc z salonu, ledwo zdążyłam odebrać.

— Witam, nazywam się Henryk Ruciński, dostałem numer od właściciela „Bobrowej Chatki”. Słyszałem, że potrzebuje pani kwatery w ostatnim tygodniu stycznia? — powiedział dziwnie znajomy głos w słuchawce. Byłam pewna, że już go słyszałam, tylko nie wiedziałam gdzie.

— Tak. Dziękuję za telefon. Planujemy tygodniowy pobyt połączony ze zjazdami narciarskimi w Ośrodku Narciarskim Dąbrówka w Suwałkach.

— Nie wiem, czy zdaje sobie pani sprawę z tego, że nasza „Chata na końcu świata” znajduje się pięćdziesiąt kilometrów od Suwałk? — odpowiedział głos z najwyraźniej opadającym entuzjazmem. Skądś to znałam. Jakby déjà vu. Miałam już dość poszukiwań, było mi wszystko jedno, ważne, że będzie gdzie przenocować. Bez namysłu odpowiedziałam:

— Nie szkodzi. Bardzo proszę o zarezerwowanie miejsc dla czterech dorosłych osób. Proszę zapisać mój e–mail: miasik.joanna@info.pl, bardzo proszę o przesłanie wyceny pobytu i podanie kwoty zaliczki.

— Dobrze, w najbliższym czasie postaram przesłać wszystkie informacje. Życzę miłego wieczoru, pani Asiu — pożegnał się głos w słuchawce i zamilkł, a ja oniemiałam. Czyżby to ten sam facet, z którym rozmawiałam w pracy? Niemożliwe, przecież takie rzeczy się nie zdarzają.

— Właśnie zarezerwowałam dla nas kwaterę na wyjazd zimowy — obwieściłam wszystkim, bardzo z siebie zadowolona, i ze spokojem udałam się do swojej dziupli, ciesząc się „świętym spokojem”. Jednak nie trwało to długo, obowiązki gosposi nie poczekają. Powrót Maćka zmusił mnie do wyjścia z mojej ostoi spokoju. Zaczęło do mnie docierać, że raczej nie zadowoli go fakt, że będzie musiał nas wozić pięćdziesiąt kilometrów każdego dnia na stok narciarski. Postawiłam parujące leczo na stole i w milczeniu usiadłam naprzeciw Maćka.

— Mów. Przecież widzę, że chcesz mi coś powiedzieć.

To zadziwiające, jak mój mąż mnie doskonale znał

— Znalazłam kwaterę na nasz zimowy wyjazd — odpowiedziałam, dozując emocje.

— Świetnie. Już myślałem, że znowu coś się stało, usiadłaś z taką grobową miną.

Uśmiechnęłam się delikatnie i kontynuowałam.

— Widzisz, bo rzeczywiście jest problem.

Maciej podniósł głowę i patrzył na mnie wyczekująco.

— Jaki problem? Znowu ten mąż twojej przyjaciółki?

W ostatnim czasie całe nasze życie kręciło się wokół problemów Edzi. Nic dziwnego, że od razu pomyślał o niej.

— Nie, u niej chyba wszystko OK. Widzisz, ta kwatera, którą znalazłam, zresztą jedyna, jaka była wolna, znajduje się aż pięćdziesiąt kilometrów od Suwałk.

Maciek zastanowił się przez chwilę, chyba nie do końca rozumiał, o co mi chodzi.

— Nie rozumiem, w czym tkwi problem?

— Ten karnet narciarski, który dostaliśmy od Aleksa na święta, jest na stok w Suwałkach.

Musiałam poczekać dłuższą chwilę, zanim mój mąż zarejestrował wszystkie informacje. Na co dzień ciężko pracował. Prowadzenie własnej działalności gospodarczej nie jest łatwe, wymaga doskonałej organizacji pracy oraz dyscypliny, co jest wyczerpujące.

— OK. Czyli podczas mojego wyczekanego urlopu będę musiał was codziennie wozić na stok?

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 23.63
drukowana A5
za 36.96