E-book
22.05
drukowana A5
35.42
Setnik rymów duchownych

Bezpłatny fragment - Setnik rymów duchownych

wiersze judeochrześcijańskie


Objętość:
111 str.
ISBN:
978-83-8245-911-1
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 35.42

I

Nieszczęsna duszo, pełna nieprawości,

Występków pełna, pełna wszelkich złości,

Zacz pierwej płakać, co chcesz oblać łzami,

Gdyż i krwią trudno zrównać z występkami?

Ich zbytnia liczba pamięć pogwałciła,

Ich wielkość zmysły z gruntu wywróciła:

Serce struchlało, a łzy zamrożone,

Ich wilgotności w kamień obrócone.

Żadnej żałości chęć, przyjąć nie umie,

Tak wynędzniała, że nic nie rozumie:

Żyły już wyschły, krew jakby nie była,

Z wszelakiej władzej ciało obnażyła.

Gdzieście, łzy moje? Snaście w brzegi morskie

Rzekami zeszły; a krynice gorzkie

W sercu zawarte? Źródła żałobliwe

Rozpuśćcie, proszę, i głosy rzewliwe.

W proch się rozsypę, jeśli nie przyjdziecie,

A mych występków z sobą nie weźmiecie.

Wszytkę moc swoje w me oczy zatoczcie

Serce utrapcie, piersi płaczem zmoczcie.


W proch się rozsypę, jeśli nie przyjdziecie,

A mych występków z sobą nie weźmiecie.

Wszytkę moc swoje w me oczy zatoczcie

Serce utrapcie, piersi płaczem zmoczcie.

Do nade wszytkie jam gorzej uczynił,

Nad wszytkie insze jam więcej przewinił;

Przeszedł występek grzech wszytkich złośliwych,

Więtszy jest, niż kaźń w otchłaniach straszliwych.

Względem grzechów mych jam sam jest złośliwy,

A każdy inszy w świecie sprawiedliwy:

Niemasz grzesznego tylko ja na ziemi,

Bom wszytkie przeszedł występki swojemi.

Żałości, które w dniach swoich odnoszę,

By je Bóg skrócił, o to ja nie proszę:

I owszem wolę, aby ich przyczynił,

Byle odpuścił, com złośnie przewinił.

II

Mniejsze jest potępienie, niż występki moje;

Więcym zgrzeszył, mniej cierpię, to są łaski twoje:

Mała kaźń — wielkie złości; ani to frasuje,

Co cierpię, ani trwoży, co przyść się gotuje.

Strzeż tylko, niechaj piekło nie żre duszy mojej,

Strzeż Panie, niech nie bierze do przepaści swojej:

Niż ogarną ciemności, niż na wieczne męki

Pójdę, zmiłuj się Panie a podaj swej ręki.

Bo, jeśli sprawiedliwy ledwo zbawion będzie,

W którymże, Boże, przyjdzie stawić się mnie rzędzie?

Co uczynię, gdy mnie strach dnia przyścia twojego

Ogarnie, wzdrygając się dekretu srogiego?

Gniewu twego się boję za występki swoje,

Przed sprawiedliwością twą drży sumnienie moje:

Przeklęty dzień, w którym się grzech we mnie pojawił,

Bodaj się był pod słońcem na wieki nie stawił.

O nieszczęsna godzino, coś mnie w świat wydała,

Czemuś nie radniej z matki do grobu podała?

Czemuś mi drzwi żywota na świat otworzyła,

Gdyżeś sprosnym występkiem Panu obrzydziła?

Lepiej było zaczętym nie być w twym żywocie,

Matko, któraś nosiła w bolu i kłopocie,

Albo więc tamże zaraz w niwecz się obrócić,

Niż za złości przemierzłe w wieczny płacz się wrócić.

Żałuj mnie z ziemią, niebo, lejcie łzy obłoki,

Płacz mnie wszelkie stworzenie, które świat szeroki

W sobie ma: poruszcie się do pożałowania

Żywioły i różnego rzeczy powołania.

Módlcie się za mną wszyscy w sprawach świętobliwi,

roście za upadłego ludzie sprawiedliwi,

Puśćcie za mną przyczyny do Pana wiecznego,

Za odpuści występki, a przyjmie za swego.

Gniew swój, dla moich złości, Pan ku mnie poruszył,

A iż Bóg świętobliwy, grzechem się obruszył;

Niemasz w świecie żałości, którym nie skosztował,

Ta trwoży, by występków piekłem Pan nie psował.

III

Wynędzona dusza ma w nieszczęsnym żywocie

Woła ku tobie, Panie, w trosce i kłopocie, dodane:

Nie gardź prośbami memi, bo zaż to być miało,

Aby to w niwecz poszło, co się przez cię stało?

Łacno mnie zetrzesz, Boże, i snadnie zwojujesz,

Jeśli swa pracą psować ty roskoszą czujesz;

Ręce twe mnie działały, — zaż mnie te zaś skażą

Na wzgardę i śmiech złosnym? Izaż mnie porażą?

Jeśliż mnie więc chcesz karać dla grzechu mojego,

Ktobyć mnie z ręku wydarł, świat nie ma takiego!

Mnie samego z to nie masz, być się nagrodziło

To, czem się majestatu twemu ubliżyło.

Proszę, chciej pomnieć na to, żeś mnie jako błoto

Ulepił: zaź proch zasię chcesz ze mnie mieć o to?

Jak mleko zsiadłem się ja, jako ser tworzony,

A mdłem ciałem i słabą skórą obleczony.

Żywot i miłosierdzie twe niech będą ze mną,

A jeśli mnie chcesz karać, miej swą straż nademną,

Znając moję mdłą krewkość, by nie ustąpiła,

Gdyby żałość z twej kaźni na jej złe spieszyła.

IV

Mądry w sprawach swoich, w sile barzo mocny,

Wieczny sprawca wieków, święty i wszechmocny;

Kto mu w czym przygani prze swą głupią mowę?

A potym bezpiecznie przed nim skryje głowę?

Słońce wstrzyma, gdy chcesz aby nie świeciło,

I gwiazdy, by światło w ciemnościach nie było;

Niebem świat obtacza: jego noga chodzi,

Gdzie morze głębokość z bystrością wywodzi.

Ten mnie, jak procli wichrem, po ziemi rozraził,

Ten zraniwszy duszę, zmysły na wszem skaził,

Nasycił gorzkością, ścieśnił ducha mego,

Nie chcąc, by mi służył, jak czasu przeszłego.

Mocna siła jego! a gdy na sąd siędzie,

Izaż się kto najdzie, co winnym nie będzie?

Skąd wezmę rzecznika, by sprawy mej bronił?

Zaż jest, kto przed jego gniewemby zasłonił?

Zniszczałem już, przeto, dusze nie znam swojej,

Daj śmierć, możeli być, Panie, w łasce twojej,

Albo kaźni ulży i powściagni ręki,

A jać wszędy wieczne, Boże, oddam dzięki.

V

Przecześ duszo struchlała? A sna radzisz na to,

Abym, iż się źle dzieje, Bogu łajał za to?

Lecz sobie, jako jedna z głupich postępujesz,

Przeto cię słuchać nie chcę, próżno usiłujesz.

By zawźdy dobrze było, pocóżby do nieba?

Izaźby o co prosić albo wzdychać trzeba?

Dawa Pan wszytkiego dość, kiedy się zda jemu,

Aby nie brał, gdy raczy, zaź kto radzi temu?

Nagim wyszedł z matki swej, tenże w krótkim czasie

Z świata do grobu wnidę, nie wziąwszy nic na się

Pan co da, nam dobrze smakuje,

Zaż skromnie nie znosimy, gdy zaś odejmuje?

Kiedy kto swą myśl w zgodzie z Pańską wolą sadzi,

Znaczne pociechy miewa, bo Pan o nim radzi,

A choć podczas przyciśnie, lecz wnet potym dawa

Wszego dość, a nie rychło ręka mu ustawa.

Przeto i ty bądź skromna i nie tęskni sobie:

Bo, jeśli cię Pan karze, znać iż wie o tobie,

Przeto go chwal za dobre, przykre przyjmuj wdzięcznie,

Kogo Pan cierpliwym zna, rad cieszy tysięcznie.

VI

To, czem mnie nawiedzasz, Panie, znoszę skromnie,

A sna też i więcej, jeśli chcesz mieć po mnie.

Tylko proszę o to, sadź pokorę moje,

Żałość moję uznaj a wzrusz lutość swoję.

VII

Mój wiek czasem krótkim, jak sznurem, zmierzony,

A jako granicą pewną obtoczony,

Więc jak jest nietrwały, ty wiesz, a pijana

Wodna słusznie się zda z nim być porównana.

Wyrwi z grzechów, proszę, a w nich upadłego

Nie dawaj na wzgardę człowieka lekkiego.

Ulży ręki swojej, bo mnie zwojowała

A sna na pośmiech wzdąć już się zgotowała.

Nieszczęsny jest żywot człowieka grzesznego,

Pajęczynie równe wszytkie sprawy jego;

A jako mól szatę, tak one żal kazi,

Które więc zła wołaj od Pana odrazi.

Wrysłuchaj me prośby a na łkanie moje

Niechaj otworzone będą uszy twoje;

Abym k sobie przyszedł, chciej sfolgować mało,

Niż ci duszę wrócę a ziemi dam ciało.

VIII

Nasyconym smutku, nie znając dobrego.

I by rozmierzyć chciał Pan kres wieku mego,

Widząc dni, co przeszły, a czas, co przede mną,

Sna by rychlej łaskę uczynił nade mną.

Dni swoje w żałości, nocy tracę łzami,

A gdyby się frymark ten stał między nami,

źle do tego czasu miałbym żyć w radości,

Snaby jej mniej było, niż przeszło ciężkości.

Zmiłuj się, coś wszytko i mnie przy tym stworzył,

Oddal już kłopoty, którymiś mnie zborzył,

Osusz oczy moje, ulży ręki mało,

Daj, by urąganie, które znam, ustało.

Racz Panie żałości, które znoszę, skrócić,

Co się z tego cieszą, tam racz łzy obrócić

Niech to wszyscy znają, że swe masz na pieczy,

A zły się niech lęka, widząc takie rzeczy.

Proszę, Ojcze, użycz oka łaskawego,

A jeśli uczynić nie raczysz i tego,

Daj cierpliwość w serce,

albo mnie weź z świata,

Bo mi żywot hydzą,

me nieszczęsne lata.

IX

Pomni, że jako wiatr dni żywota mego;

Oko się nie wróci widzieć co dobrego,

Jak obłok upływa, potem z oka ginie,

Tak się z człekiem dzieje, acz w swym wieku słynie

Nazad się nie wraca, co w ciemny grób wpadnie

Mieśe, na którem żył, nie pozna go snadnie

Przeto widzącwiek swój krótko zamierzony

Rad bym twoje łaskę poznał z której strony.

Panie, co jest człowiek? Co za godność jego?

A byś go nawiedzał, zaż dostojen tego?

Byś go doznawając przy nim był czas każdy,

Różnie go próbując, z nim mieszkać miał zawżdy?

Ciężka mi twa ręka, która masz nade mną,

Odpuść grzec by, proszę, a czyń łaskę zemną,

Póki nie obrócisz w proch ciała mojego,

A z świata nie zrzucisz nasyciwszy złego.

X

Dan. XIII

Zuzanna widząc

Dwu mężów, co się byli

Na to spół usadzili,

By ją chytrością,

bądź gwałtem zelżyli,

Smutna była, jednak

W trwogach na pieczy miała,

By czystość zachowała.;

I tak w swem sercu sobie rozważała:

Co mam czynić,

Gdyż z ich rąk trudno wyniść?

Jeśli dogodzę ich pożądliwości,

Muszę umrzeć od żałości.

Mamli się im też bronić?

Ach mnie trudno się śmierci schronić,

Jednak wolę wzdąć żywot w niewinności.

Niż Boga gniewać w nieczystości,

I niż sprawą grzechu mego,

Wpaść w gniew srogi jego.

Zuzanna śmiele

Złosnym starcom znać dała,

Iż śmierć nad grzech wolała;

Biegli, chcąc by stąd śmierć i lekkość miała.

Ta westchnąwszy rzekła:

Boże mój, o wszech Panie,

Żal, płacz, niewinne łkanie

Przyjmi, uważ, bo w tobie me ufanie.

A gdy będzie, że śmierć członki osiędzie,

Niepokalana dusza, ciało w grobie,

Niechaj będą świadki tobie.

Ty wiesz mą myśl i sprawę,

Boże, tobie ja zlecam moję sławę;

Bądź stróżem jej, a niech to wszyscy znają,

że dobrze słyną, coć szczyrze ufają,

I to k temu, że fałsz każdy

Zwykłeś karać zawżdy.

Zuzannę święty Bóg słyszał,

moc swą zjawił.

Dziecię śród ludzi stawił,

Chcąc, by niewinność z potwarzy wybawił.

Wtem Daniel krzyknie:

Tej śmierci przez fałsz sprosny

Widzieć nie chcę.

Ludu złosny,

Ty z niej Bogu dasz rachunek żałosny!

Lud strwożony Daniela z każdej obstąpił strony,

I wszyścy sędzim tej sprawy mieć chcieli:

Z którego skoro zdradę, fałsz ujrzeli,

Starce pobiwszy śpiewali w radości:

Boże, co bronisz wszelkiej niewinności,

Bądź pochwalon, bądź cześć i sława tobie

I tych, co twą wola wielce ważą sobie.

A co mają w złym kochanie,

Wzdaj na hańbę, Panie!

XI

Pan — światło me, którego będę naśladował;

Bóg — mój żywot, tego ja będę czcił, miłował;

Pan — moja moc, ten czyni sam mocne me siły,

Przeto me zmysły będą imię jego czciły.

Ty, Panie, bądź mym stróżem, a pofolguj mało!

Wysłuchaj głos, bo moje gardło już ustało,

Nie kryj oka przede mną, by cierpliwość moja,

Nie wpadła na tę drogę, skąd niełaska twoja.

Bądź Panie przy mnie, proszę nie opuszczaj wiecznie,

Daj, bym za twą pomocą, chwalił cię bezpiecznie,

Bo mnie ociec i matka mają za obcego,

Gdzież mam iść, jeśli i ty wzgardzisz wygnanego?

Uznaj pokorę moję, który wszytko sądzisz

A serca uniżone swoją łaską rządzisz;

Naucz mnie woli twojej a pomóż w niej chodzić,

Bo bez tego wolałbym w świat się był nie rodzić.

XII

Biedne leśne ptaszęta gniazda swoje mają,

Zwierzęta w pewnych jamach, w puszczach się chowają,

A syn człowieczy nie ma, gdzieby głowę swoje

Skłonił: takąś nań wylał srogość, Panie, twoje.

Wiadomość, gdzie się rodził, dawszy, toś zasłonił,

By nie wiedział, ja k długo żal go będzie gonił,

Długoli żyć na świecie, gdzie głowę położyć,

Kłopoty ustanąli, co go zwykły trwożyć.

Tyś Pan, ty wszytkim władniesz, a według pogody

Rozdawasz wiek spokojny i różne przygody;

Przeto proszę, żebyś też na mię wspomnieć raczył,

Iżnie chcesz, abym zginał, daj, bym i ja baczył,

Gdyż z syny śmiertelnymi dałeś wiek nie wieczny.

Ukaż mieśce, na którem tu będąc bezpieczny

Chwalióbym cię, Panie, mógł, póki chybia szyje

Ona, co jedną kosą chude z pany bije.

Jako wąż, co człowieka prze jad nie z leczony

Zaraził, aza to jest odziemie wzgardzony,

Takem ja też opuszczona prze smutne trwogi

Często, Panie, uchodzę z nieśmiertelnej drogi;

Bo praca bez pożytku, z żalem próżnowanie,

Szkoda zewsząd, teskliwe przy niej uraganie;

Jedno się skromnie znosi, lecz drugie nie zawżdy.

Zmiłuj się! że chcesz, bym żył, niech to człek z na każdy.

XIII

Gdy dary chcę liczyć, które da wasz, Panie,

Prędko język zmilknie, wnet pamięć ustanie,

Kiedy wspomnię, Ojcze, dobrodziejstwo twoje,

Wstydem umorzone czuję siły swoje.

Bo jeśli za jedno wymowy nie stawa

Dziękować, — za tyle tysięcy, co dawa

Twa łaska, zaż trafię, jak dziękować tobie,

Czując mdłość krewkość

i z wielkim głupstwem w sobie?

Ciemności me jako schwalą jasność twoję?

Tyś prawda a przed cię ja odmienność swoję przed się.

Jak stawię? Śmiertelność ma jak przed cię stanie,

Któryś bez początku i bez końca, Panie?

Więc nieczystość moja, jak bez zmazy ciebie

Dojdzie z chwałą swoją i dosięźe w niebie?

Zaź cię grzechów pełen chwalić mogę, Boże,

Gdyż dobry świętego tylko wielbić może?

Lecz jeśliże grzeszni sławić cię nie będą,

Jeśli z płaczem głosy ciebie nie dosięga,

Któż cię chwalić będzie, gdyś tylko sam taki,

Coby był bez zmazy i winy wszelakiej?

Przyjmi, jakie mamy, modlitwy strapieni!

Grzech nas karze, Panie, przetośmy wzgardzeni.

Wyżeń go precz od nas, abyś w swojej chwale

Był z nami na ziemi a lud swój miał w cale.

XIIII

Gdy rozmyślam, com jest, a uznawani ciebie,

Widzę cię Bogiem być a człowiekiem siebie,

Wiem cię być studnicą i źródłem mądrości,

A siebie pochopem do wszelkiej sprosności.

Sameś nieba osiadł a chciałeś, by ziemię

W pocie swym sprawując ludzkie miało plemię,

I kazałeś, aby oczy swe do nieba

Wznosili, chcąc nam dać, gdyby czego trzeba.

Żywota bez zmazy nie uproszę sobie,

Doskonałość tylko gdyż została tobie,

Lecz znając nas grzeszne, tego żebrzę,

Panie, Niech wszędy na ratunk mnie

twa łaska stanie. jeśli ratunek.

Byś n as na świat stworzył, nie ciężkać to była,

Zniszczone potopem twa moc rozmnożyła,

Przez złości stracone miłosierdzie twoje

Od kupie kazało krwią, a mieć za swoje.

Jako we łaski twe zaż wysłowiem, Panie?

A od służyć jako możność w nas powstanie?

Jeśli sam nie targniesz a wwiedziesz do siebie,

Oko żadnego z nas nie ogląda ciebie.

Ty niegodność naszą uznawszy u siebie

I prace swe dla nas, siedząc na swem niebie,

Kaź głupstwu naszem umieśce mieć przed sobą,

Prawa odżywna nas, a daj mieszkać z tobą.

XV

Panie, co burzliwe morze słowem skromisz

Au spokojone okamgnieniem gromisz,

Który fundamenty, mocą założone,

Ziemskie wzruszasz, z strachem 1 wzajem tłukąc

Ty, mówię, wszechmocny, ty bez wieku Panie

Przed którym drżą nieba, trzęsą się otchłanie,

Zaż się mą żałością do wieku dłuższego

Chcesz cieszyć, wzgardziwszy łzy serca mojego?

Porzuć gniew swój, Ojcze, a utrapionego

Żałością chciej przyjąć za swego własnego,

Chciej od zaginienia ręką swą ratować

A łaskawe mokiem postępki sprawować.

Jeśli moje złości, Panie, twój gniew srogi,

Jeśli że występki mnożą we mnie trwogi, strachem.

Jeśli grzech tem karzesz, racz mię k sobie wrócić,

W drogach swoich dzierżeó a swój gniew ukrócić.

Samego ciebie znam, coś mnie słowem stworzył,

Samego ciebie wiem, coś mnie temże zborzył,

Jeśli we mnie baczysz co przykrego sobie,

Proszę, odmień, Panie — poddanym jest tobie.

XVI

Niech mi twoje imię za ochłodę będzie,

Ciebie w sercu mając niech się cieszę wszędzie,

Podaj mi za własność słowo twych ust, Panie,

Za obfite włości niech wola twa stanie

Niech, co tobie miło, me kochanie będzie,

Niech, czego ty nie chcesz, mnie się przykrzy wszędzie,

A kiedy swoję myśl k skutku skłonię Panie,

Niech, proszę, z twą wolą wszędy w zgodzie stanie.

Niech się nie weselę, gdzie ciehie nie będzie,

Niech się smęcę, radniej, Boże, z tobą wszędzie,

Niech się nie weselę, gdyś Ty w gniewie, Panie,

Owszem z twoja łaską: niech ma radość wstanie.

Niech, Ojcze łaskawy, Panie święty, wszędzie

Gdzie swą łaską rządzisz, mój też żywot będzie,

A gdy złości wielkość przed twem okiem stanie

Proszę, bądź miłości w, odpuść głupstwo, Panie!

XVII

Szczęście z myślą niezgodne żałość we mnie mnoży,

Insze czyniąc niżbym chciał, wszytek żywot trwoży,

I znać mi dawa, że nie tam stawa gdzie pragnie,

Co wszytko stworzył; ten mnie nim zborzył,

bym snadnie zrozumiał: iż to tylko w moc podał człowieku,

Myślić co chce, lecz wszytek skutek jego wieku

W ręku Wszechmocnego: ten rozdawa

Jako chęć ku sobie w kim uznawa.

Przetom ja żałości pełen jest za złości,

Sen mnie cieszy mało, a gdy słońce wstało,

Z frasunku śmierć sobie nad żywot obieram,

A kłopotow pełen, każdy dzień umieram.

Wszakoż, iż to wiem, Panie, kogo ty miłujesz

Rozlicznie nawiedzając, jak w ogniu próbujesz,

Więc cierpliwego liczysz za swego i dawasz,

By myślił o tym że z nim na potem, przestawasz.,

Swym zowiesz i znać dawasz, że to, co smuciło,

Do rozmnożenia znacznej łaski) twojej było;

Gdyż pełen czas tego, iż twe trwogi

Rady ku pociecham czyszczą drogi.

Mam i ja ufanie, że płacz mój ustanie,

A twa łaska wszędzie przy mnie, Ojcze, będzie:

A ja ciebie chwalić, Boże, nie przestanę

Tu w ciele i ondzie, kędy z duchy stanę.

XVIII. Sonet

Gdy z psem albo lwem, znaki niebieskimi,

Słońce się zetrze, w gniew się poruszają,

Płomień tak srogi potem rozpuszczają,

Ze wszytko niszczą, co tu jest na ziemi.

Rzeki strwożone z brzegami swojemi

Dzieląc się, w źródła nazad się w racają:

Ziemia tła, a gdzie mieśca oddychają,

Zda się, że Etna dmie ogniami swemi.

Szukają ludzie zewsząd ogarnieni zioła,

owoce, posilenia, chłodu,

By w letnich ogniach byli ratowani;

Ja drżę — gorącem inszy zmordowani —

A z strachów równan mogę być do lodu

Przed ogniem, w którym trwają potępieni.

XIX. Interregum II

Gdzie są prośby nasze, gdzie wołania one, które k tobie były?

kędy łzy puszczone, które sucha ziemia z oczu naszych żarła,

Gdy się k tobie, Panie, nadzieja z nas darła?

W on czas, mówię, gdyśmyó polecali siebie,

Znając twą niełaskę, wieczny Boże w niebie,

W tym, żeś króla wziąwszy, długo miał [?]

bez sercem zapalonym proszono inszego.

Kazałeś nam wierzyć, gdy w imię twojego

Syna prosić będziem, że skutek wszytkiego

Szczęśliwy nam być ma; czemuż ludu swego

Jeszcze cieszyć nie chcesz znacznie strapionego?

Dałeś nam łaskę znać w królu ukazanym,

Dałeś wielki gniew znać, stad zaś oderwanym,

A jeśliś swych sierot wszędy zwykł ratować,

Prosimy, racz teraz od nas gniew hamować.

XX

Gdy bronisz, by moja praca i staranie

Mnie się nie zdarzało, w dziwne myśli, Panie,

Wdaw asz serce moje: zwłaszcza, iż u ciebie

Biorę ich początki, Boże wieczny w niebie.

Jeśli za grzech karzesz, którymeś obrażon,

Ja, żem dawno smutkiem z pociech jest obnażon

Bym też nie żałował, snabyś miał dość na tem,

Ześ się mnie nakarał; proszę ciesz też zatem.

Wszakeś rzekł, że z smutku pociecha róść miała,

A gdzie się weselą, tam żałość iść chciała,

Ja wesołej dusze nie czuję z młodości,

Proszę, czyń początek weselu k starości.

A ja, bym też łaski twej znać nie chciał, Panie,

Jednak z twej dobroci samej sława wstanie,

Lecz jeślim tak długo był skromny w żałości,

Zażbyś nie rychlej znał za łaskę wdzięczności?

Co przystoi Ojcu, czyń proszę, a moje

Rządź zmysły, by wdzięcznie i dobrodziejstw a twoje

Przyjmując mnie synem godnym okazały,

A tu miłym czyniąc z tobą żyć podałyby godnie.

XXI

Chceszli karać kogo, nie przez mię karz, Panie,

A kiedy występek czyj przed okiem stanie,

Wspomniawszy, że człowiek, wspomni i krewkości,

A w tem głupstwo odpuść i przepomni złości.

Pot ludzi robotnych nie może mi z ręki;

Za co ja przeklęctwo rychlej aniż dzięki

Odnoszę, i pewne do ciebie wołanie,

Abyś na swej łasce mnie pokarał, Panie.

Masz to w reku, Ojcze, byś mi pomógł z tego,

Skrzywdzonym nagrodził z podparcia twojego

Z tem, by cudza niechęć mnie nie przeszkadzała,

Gdyby k tobie w trosce dusza ma wołała.

Już to nie krótki czas (lecz ja kresu tobie

Nie składam) to tylko powiadam o sobie,

Iż mnie krzywda ludzka

dawno boli, Boże,

Niech, proszę, twa łaska,

od niej mi pomoże.

Niechaj mnie omyje studnica lutości

I z płaczu opłóknie moje nieprawości,

Niech ma, co kto mieć ma a na prośby moje

Niech też łaską twoją cieszę zmysły swoje.

XXII

Pyszni weszli w radę, jak mnie zniszczyć, Panie,

A możnych już pewne to o mnie staranie,

Jakby utrapili we mnie duszę moję;

Lecz to cieszy, pomoc iż wzgardzili twoje.

A ty, żeś łaskawy, dobrotliwy k temu

Mieśca dość u siebie miłosierdziu swemu

Dawasz w gniewie będąc: pewnie Ind złośliwy

Mną się nie pocieszy, boś jest Bóg prawdziwy.

Wzywać cię chcę a ty miłosierdzie swoje

Rozpuścisz na prośbę i gorzkie łzy moje;

Da wszyra i cierpliwość, rękę swą rozszerzysz,

Chcąc, a by mnie strzegła: wtem jad ich uśmierzysz.

Uczyń znak nade mną, że mnie masz na pieczy,

Aby przeciwnicy uznawszy te rzeczy

Z wstydem oczy swoje odwiedli ode mnie

A niech pomoc kwitnie twa z pociechą we mnie.

XXIII

Okno, którem widzi Bóg niski świat z nieba,

Zasłoną takową zamknąć by cię trzeba,

By naszej swej woli bystrej wszeteczności

Wieczny Pan nie widział z swojej wysokości.

Lecz jeśli że jemu, czym by zakryć oko

Świat nie ma, bo widzi wzdłuż i gdzie szeroko,

Głębokość przenika, aza jakąż, Panie,

Zasłoną złość nasza bezpieczną się stanie?

Rozpuściły skrzydła nasze nieprawości.

Złość brzeg i wylała w nadzieję lutości

Twojej z miłosierdziem; bo, acz dawno trzeba

Potopów i ogniów, wścigasz gniewu z nieba.

Pobożność ni władnie, daj wodza takiego.

Co z jego powodu umysł do dobrego

Skłaniałby się ludzki: bo w takiej pustocie

Tyś obrażon w niebie, gwałt na ziemi cnocie gdzie głęboko.

Niech dłużej nie chodziem, wszech Ojcze, błędliwi.

Niech się złosny wściąga, zakwitną cnotliwi,

Wznieć Panie swą radość, którą masz z pobożnych

A wyrwi swe dzieci z rąk ludzi niezbożnych.

XXIV

Włajco najwyższy, czemu

W mię gniewów swoich zaostrzone strzały

Puszczasz, by ból dawały?

Jeśli to na kaźń memu grzechu,

nie wytrwa siła bolu temu.

Powietrze nie ma tyle

Ptaszków na sobie i Neptun mniej kryje

Ryb w stokach, gdzie sam żyje,

Niżlim ja za mej chwile Ciebie obraził,

przykry cudzej sile. Jak Ociec dobrotliwy,

Co się okrutnym synowi złosnemu

Stawi, złość przykrząc jemu,

Mnie karzesz, lutościwy

Daj odpoczynek, gdym tak jest troskliwy.

Widzisz, gdy słońce wstawa

Świat oświecając: noc wilgotne cienie

Po wszytkich stronach żenie;

Serce me żal wyznawa,

Z wzdychaniem słowa,

z łkaniem łzy wydawa.

Tak zawżdy zamoczone

Są oczy moje a w męce mdlejące,

Jeśli cię łzy gorące stronach ziemie.

Nie ruszą roztoczone:

Swe łaski wspomni,

wieki utwierdzone.

Obróć oczy chętliwe,

Z których jasnością

bujać przestawnią

Skrzydła, co ból dawaja;

Jak gdy słońce życzliwe

Światłem noc zgania

i cienie straszliwe,

Pod przykrem i cisnacem

Brzemieniem żalów duszę bierze trwoga,

Ramię zwiesza nieboga,

Paść się boi, gorącym

Nie wesprzeszli jej duchem wszechmogącym.

Ulży, Panie, ciężkości,

Zaby którego dnia sobie wytchnęła

W żałości, co ją zjęła,

A wzruszywszy lutości

Pomni, że ratunk

Bożej jest własności.

Sonet II

Proszę, mój Panie, niech daleko z strony

Młody włos mija Atrope straszliwa;

Nie, żeby dusza była światu chciwa,

Gdyż z chęcią idzie na kres zamierzony;

Lecz, iż prze złości człowiek oddalony

Od łaski twojej, w tem potępion bywa,

Daj ratunk, bo twa moc łaską opływa,

Abym nie ustał w skoku rozpędzony.

Gdy młodość, jak koń twardousty,

bieży na raz nie dbając, czyń łaskę, a z latem

Daj mi doczekać wieku spokojnego.

Tam dusza wzgardzi — (acz jej dziś należy) —

Rozkosz omylną; a do ciebie za tem

Stęskni się, jak ptak do gniazda swojego.

XXVI

Bym był wodzem anielskim, nie przyszłoby k temu.

Bym się na wszem spodobał, Panie, bóstwu twemu,

Moc, mądrość, świątobliwość, tak zasiadła w tobie,

Ze przed nią rzecz stworzona jest brzydkością w sobie.

Użyjesz przeto łaski, gdy pobaczysz, Panie,

Że się podczas co głupie z mej krewkości stanie,

Gdyż albo złe baczenie i prostota radzi,

Albo sposób dobrego zdradnie w grzech wprowadzi.

Zamierzyłeś mi drogę powołania mego,

Bym był pilen twej chwały; z stanu małżeńskiego

Podałeś mi ten zakon, a pomnięli dobrze,

Prosząc w nim twojej łaski toczyłem łzy szczodrze.

W towarzystwieś mnie mieć chciał. Daj, by się kończyło,

Jakoby z twą czcią a mą pociechą też było,

Skutek mojej nadzieje, którą mam o tobie,

W idząc, niech się weselę, ciebie chwaląc w sobie.

Jeślibyś przecz karać chciał, nie zakładam miary.

Wszakoź proszę, skąd zgodne mając iść ofiary,

Nie daj zmysłów rozrywać duchowi onemu,

Co się tobie przeciwiać radzi śmiertelnemu.

Z nienawiści, gdy zgrzeszę, karz bez łaski za to,

Lecz miłością zbłądzęli, proszę, pomni na to,

Że za to twego gniewu nie chciałbym odnosić;

Wszakoź, Panie, i w tej strzeż. Tu przestawano prosić.

XXVII

Wysokość żalów mych i kłopoty wielkie,

Gdy łzy oczy, trosk i serce cisną wszelkie,

Ręce i źrenice wznosiemy do ciebie,

Sieroty ubogie usłysz, Ojcze, w niebie.

Wejrzy a łaskawe nam sta w swoje uszy,

Niech cię żal nasz, Panie, niech cię nasz płacz ruszy,

Nie patrz na występki, bo wspomniszli złości,

Któż niewinnym będzie twej sprawiedliwości?

Tyś dobroci źródło, i to tak trwać będzie,

Tyś studnica łaski nie przebrana wszędzie,

Przeto nasze zmysły żalem obciążone

K tobie, byś pocieszył, Ojcze, obrócone.

Kiedy dzień swej nocy z słońcem ustępuje,

Albo księżyc nazad swe gwiazdy kieruje,

Gdy jedna godzi na drugiej z miejsca wstawa,

Chwalić Pana swego duch mój nie przestawa.

A iż miłosierdzie w ręku Pana tego

I mocna ucieczka człowieka nędznego,

Dobrze swą nadzieję Izrael zasadził

Że ty, póki wiek trwa, o nim będziesz radził.

XXVIII

Chwal Pana, póki żywiesz, sła w dobroci jego,

Duszo ma: póki czujesz władzą ducha swego,

Niechaj w tobie cześć jego nigdy nie ustawa,

Który tu swym do czasu, tam wiecznie żyć dawa.

Nie kładź swojej nadzieje w tych, co światem rządzą,

A za syny ludzkimi niech zmysły nie błądzą,

Odejdzie ich duch z czasem a zniszczeje ciało;

By kiedy w świecie było, znaków będzie mało.

Błogosławiony człowiek, co Jakubowemu

Bogu ufa i cale swą myśl poddał jemu.

Ten ziemię, nieba, morza i co się w nich najdzie

Stworzył, sam wiecznie trwając w lutości a prawdzie.

Stróżem ten wiecznej wiary, omylić żadnego

Nie może, w nim pewna jest nadzieja każdego,

Od wszelkiej krzywdy broni wierzącego jemu,

A swoją władzą dawa żywność łaknącemu.

Z więzienia swe wybawia a wzrok ślepym wraca,

Z ucisku oswabadza, choroby ukraca,

Dobre serca miłuje, sprawiedliwych broni,

Do niego się podbiegły pielgrzym dobrze skłoni.

Sieroty na pieczy ma, a wdowy ubogie

Kto krzyw dzi, nań wylewa gniewy swoje srogie,

Złosne w niwecz obraca, sam wiecznie trwać będzie,

On Bóg, co Syon rządzi broniąc od krzywd wszędzie.

XXIX

Rzekł Pan: włóż na mię żal i kłopoty swoje,

A ja je obrócę na pociechy twoje,

Pódźcie do mnie wszyscy, pracą zmordowani,

Bo u mnie takowym odpoczynek tani.

Ufałeś mi (mówi) a wszytki dni twoje,

Patrzały na słowa i rzeczenia moje; żałosne.

Stanąwszy na mieściu miłosierdzia mego

Przedłużę w radości dni wieku twojego.

Ukażę na tobie, jak one miłuję,

W których sercach k sobie ufanie najduje,

A to, żem żałością długi czas próbował,

Obfitymem dobrem nagradzać zgotował.

Nieprzyjaciół twoich żal w sercach rozmnożę,

Potomstwo po mieścach wladnących rozłożę,

A ciebie samego na ten kres przywiodę,

Gdzie wieczne radości maja swa pogodę.

Taką ja nadzieję czuję, Panie, w sobie,

Gdyż to wiem, źe ufam nieomylnie tobie,

A iżem w łasce twej żywot ugruntował,

Więc wierzę, że wkrótce będę się radował.

Będę się weselił w rychłym czasie, Panie,

Będzie długo trwało moje radowanie,

Żal mój obróci się w radość nieskończoną,

Gdyż mam swą nadzieję w tobie zasadzoną.

XXX

Nie zejdę z świata, aż ty każesz, Panie,

By się spełniło znacznie me ufanie,

Nie zejdę z świata, aż hojnie dobrego

Zażywę z łaski Boga wszechmocnego.

Pierwszybym ja był, coć ufając, Boże,

Omylić się miał, gdyż masz takie stróże,

Co tego pilni, jakie kto ku tobie

Serce ma, albo poważa cię sobie.

Nie umrę, aż to i złośni poznają,

Ze też na świecie szczęśliwi bywają,

Którzyć ufają: i nie już zginęli,

Acz mizernymi u pysznych słynęli.

Chlubić się nie chcę, bo to sam wiesz, Panie,

Żem w tobie samym miał zawżdy ufanie,

W twoje nadzieję wszedłem na tę drogę,

Grdziein się cieszyć miał, a odnoszę trwogę.

Obróć już oczy miłosierdzia twego

Widząc krótki wiek żywota mojego;

Osusz oczy me a frasunki wszelkie

Obróć na dobre i pociechy wielkie.

Łacnoć to przyjdzie, gdyś Pan wszechmogący,

Wzrusz miłosierdzia i łaski gorącej;

A ty, cos zbawił da wszy się na mękę,

Ratuj, niż zginę, ściągnąwszy swą rękę.

XXXI

Twego ratunku, Boże, Pełny łaski, lutości,

Przeciw wężowej złości

Wzywam: bo w sercu łoże

Moim ma, pewnie bez ciebie mnie zmoże.

Ciebie szukam, mój Panie,

Chcąc ci zlecić swą trwogę,

Lecz cię naleść nie mogę,

Bo zawżdy obłok wstane

Z mych grzechów, tłumiąc me w tobie ufanie.

I światłom i zasłania Twoje, o słońce wieczne, służyli.

A tak siły serdeczne

Złosny nałóg w sak wgania;

Zginę bez twego, Panie, ratowania!

Oświeć, Boże, ciemności,

Jak słoneczne promienie

Zganiają przykre cienie,

Gdy obłoczne czystości

Przez zachodzących chmur mienią własności.

Iskierka, chocia mała, Twej łaski dobrotliwej

Za pochodnią w błędliwej

Drodze niechby się stała,

By ją strudzona dusza wodzem miała.

Abym wżdy torem jakim

Trafił, gdzie ty przebywasz,

Daj mi, gdyż to dać mi masz.

Nie daszli, kształtem takim

Mało po inszem mem dobrem wszelakim.

Jeśli cię mniej miłuję,

Niż mam, i to wyznawam,

A swój mdły zmysł — wydawani,

Z tym ciężarem, co czuję

I który więtszy niż swą moc najduję,

Wznieść się nie mogę, Panie,

Przed troskami i żądzą,

Które w sprosnościach błądzą;

W tem opuszczam ufanie

K tobie, o którym miałem mieć staranie.

Lecz gdy promień żywiący

Puścisz twojej lutości

Na chęć, co jak w ciemności

Gościniec ma wiodący

Do światła twojej dobroci, władnący,

Wtenczas, o Boże wieczny,

Wszelkie inne pokłady,

Jak te, co pełne zdrady,

Wzgardziwszy, już bezpieczny

Do ciebie skłonię swój umysł serdeczny.

Pycha. Sonet III

Pani wszech złości, równa do macierze,

Bogn przeciwna, człowieku szkodliwa,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 35.42