drukowana A5
31.05
drukowana A5
Kolorowa
52.83
Sercem pisane

Bezpłatny fragment - Sercem pisane

Pokolorować świat , posiadając dwie kredki.


5
Objętość:
80 str.
Blok tekstowy:
papier offsetowy 90 g/m2
Format:
145 × 205 mm
Okładka:
miękka
Rodzaj oprawy:
blok klejony
ISBN:
978-83-8221-111-5
drukowana A5
za 31.05
drukowana A5
Kolorowa
za 52.83

Kochanej Mamie

Gdzieś tam w Słocinie żyła dziewczynka,

która często nie wiedziała, jak ma na imię.

Normalne dzieciństwo chcieć miała,

a za niewinność ciągle obrywała,

bezpieczeństwa i miłości, wciąż szukała.


Szybko do ślubu pośpieszyła,

aby zła aura się zmieniła,

lecz nawet nie wiecie jak się myliła.

Kamień nie człowiek, owego poślubiła,

dalej dobrego uczucia nie znała.


I co zrobiła?


intuicyjnie, odrobiny szczęścia szukała,

po drodze biznes, dzieciaki, firma,

oszuści i złodzieje, wiecznie w pojedynkę,

sama nie wiem, jak to się dzieje.

To wszystko sprawiło,

że często pieniędzy nie miała,

wciąż podnosiła się i upadała.


W latach dojrzałego życia,

niespodziewanie się zakochała

Ta miłość, niesamowicie ją ukarała,

uczucie uszami się wylewało,

a puste mieszkanie, wciąż czekało.


Dziś w domu pięknym zamieszkała,

co jest symbolem, jej ciężkiej pracy,

to, co zdołała osiągnąć,

wiele dla niej znaczy,

ma kochające dzieci koło siebie,

które ją wspierają w każdej potrzebie.


            Droga Mamusiu,

Bóg zapragnął, abyś na Jego podobieństwo :


Trudne dzieciństwo miała,

do „krzyża” była, wciąż przybijana,

czasami ktoś Ci ociera twarz,

lecz więcej widzów,

którzy patrzą jak upadasz,

a za chwilę znów się podnosisz,

i ich zdumienie wzbudzasz.

                 Ty zawsze :

Krzywdzącym wybaczałaś,

oszustom darowałaś, z pustego napełniałaś

niedowiarkom, wobec Twoich planów udowadniałaś

głodnych nakarmiłaś, niepracujących zatrudniałaś.

Płaczącym łzy wycierałaś, innych wysłuchiwałaś

dzieci perfekcyjnie wychowywałaś,

a swojemu najmłodszemu,

życie darowałaś, do życia je wezwałaś.


Jesteś darem tego świata, a błogosławieni,

zawsze mają gorzej, schroniłaś nas w swoim niebie,

pełnym czarnych chmur, a ze mnie, zrobiłaś cud.

Bądź silna dzięki temu, co Cię zniewala,

szczęśliwa dzięki temu,

co pozornie szczęścia nie daje,

im słabsza, tym silniejsza …


Dziękuję Ci, że w każdym

moim dniu towarzyszysz mi,

udostępniasz mi życie,

choć sił coraz mniej, wciąż się starasz

i tak bardzo mi pomagasz.


Wiem, że Ciebie życie nie oszczędzało,

i nic w przeszłości nie dało,

pierwiastka radości.

Jednak nigdy nie szczędziłaś mi miłości

chciałabym, abyś nauczyła się śmiać

i niczego się już nie musiała bać,

mnie radości nauczyła,

abyś przelewała ją na dom,

choć wokół, wciąż jest przecież zło.


Dziękuję, także Wam moim kochanym siostrom,

że każda z Was na swój własny sposób nas wspiera.

Jak i każda inaczej, stara się pomóc

mi przez to życie przejść.

Jednej z Was lubię słuchać,

bo praktycznie zawsze się zgadzamy

drugiej lubię się zwierzyć,

bo ma niesamowity poziom luzu

i skalę tolerancji,

również co do mojego szczęścia,

a trzecia jest trochę ulotna,

ale jak trzeba ma serce na dłoni.

To takie piękne, że wspieracie Mamę,

a przy tym dbacie też o mnie.

Mam nadzieję, że wszystkie

niedogodności, noszę w swojej chorobie,

a Wam pozostaje tylko, to zdrowie docenić.

Całej naszej rodzinie, wcale nie małej,

pragnę podziękować,

za wszystko co dla nas robicie.


Dziękuję także Cioci Teresie,

bez której, wyjazd z Mamą

nie byłby możliwy, a w każdym bądź

razie nie tak fajny.

Dziękuję Ci, że zawsze zgadzasz,

się na moje prośby i pomysły

i pomagasz je zrealizować.

Perłowy Aniele

Tak, to Ty…

gdzieś w środku czuje

głosu Twego rytm,

zapach Twojej obecności,

i otulającej mnie miłości,

którą mnie rozpieszczałeś,

zupełnie inny świat mi pokazałeś,

bezgranicznie mnie kochałeś


Nigdy nie czarowałeś,

konkretną ostoją byłeś

przy której, ja rosłam w siłę.

Zwolniłeś mnie z obowiązku,

bycia tą najdzielniejszą,

twardo stąpającą po ziemi,

przy Tobie, te cechy się ulotniły.

Mnie ponad chmury wzbiły,

wręcz odczułam ponad ludzkie siły.


Mogłam góry przenosić,

sto spraw załatwiać,

aby być częścią jednego słowa –my,

które już zawsze, miało w nas być.


Mówi się, że jeden dzień może być perłą,

a cały wiek nic nie znaczyć,

dziękuję Ci, za ten naszyjnik z pereł,

którym mnie obdarowałeś,

choć moje serce, jakby złamałeś.


Mój osobisty Aniele,

spraw abym umiała żyć bez Ciebie,

iść przepełniona tymi trzema latami,

karmić duszę naszymi wspomnieniami.


Tak bardzo Cię pokochałam,

że nawet siebie,

o takie uczucie nie podejrzewałam.

Na zawsze pozostaniesz w mojej pamięci,

mimo, że życie tak szybko ucieka,

w wieczności na mnie czekaj.


Miłość do człowieka, którego się pokochało,

a utraciło, jest najczęściej tak wielka,

że wykracza, poza granice życia i śmierci.

Wszyscy jesteśmy samolubni na tyle,

że nie umiemy podzielić się kimś nam bliskim,

nawet z Bogiem, rozstając się na czas,

kiedy my jeszcze nie zrobiliśmy wszystkiego,

co do nas należało, aby wrócić

do domu i odpocząć.

Często sama mam przemyślenia,

dotyczące, życia po drugiej stronie,

chyba najbardziej nurtuje mnie pytanie,

czy nasze ziemskie relacje,

będą tam zachowane?

będziemy siebie rozpoznawać?

Tak czy inaczej, trzeba dobrze w relacjach

ważyć słowa, bo wypowiedziane raz,

są nie do wymazania.

Życie to jedna wielka jednorazówka,

korzystajmy z niego z całych sił,

z rozwagą, mądrością i pokorą.

Kilka słów o mnie…

Jestem 29latką z Dziecięcym Porażeniem Mózgowym,

moja choroba polega głównie na tym,

że mam uszkodzony ośrodek w mózgu,

odpowiadający za równowagę,

przez co nie mogę samodzielnie się poruszać.

Odbiera mi to mobilność w życiu i niezależność,

a niezależność, tak naprawdę znaczy wolność,

to jakby inny wymiar tego słowa.

Nie mam do nikogo pretensji,

wiem, że tak po prostu się dzieje,

każdy nosi jakieś troski,

problemy, zmartwienia.

Grunt to zmienić myślenie,

zacząć nad nim panować, kreować je.

Nie miałam szansy na studia,

ponieważ mam ogromne problemy

z matematyką, ogólnie z liczbami,

dlatego szukam własnego przepisu

na życie i tak zwane szczęście.

Każdy chce mieć szablonowe życie,

dobrze zarabiać, mieć rodzinę,

dzieci, ja żyję inaczej,

bo takie karty rozdało mi życie.

Udzielam się jako wolontariuszka

w podkarpackim hospicjum dla dzieci,

czasami trudno odróżnić,

kto z nas jest pacjentem.

Poniekąd to lubię, gdyż mam poczucie,

że robię coś dobrego,

nie skupiam się na własnych problemach.

Biorę udział w katolickich oazach

dla niepełnosprawnych, gdzie jestem podopieczną,

choć jak zaczynam rozmawiać z uczestnikami oazy,

stwierdzam, że każdy z nas nosi

w sobie niepełnosprawność.

Lubię podróżować, słuchając opowieści ludzi,

bardziej niż mówić, lubię ich poznawać

i spędzać z nimi czas np. na koncertach.

Wyjazdy przerywają monotonię,

umożliwiają przeżycie czegoś innego,

dlatego je sobie cenię.

Lubię żyć aktywnie, dawać z siebie sto procent,

mieć poczucie zmęczenia, gdyż wtedy czuję, że żyję.

Bardzo żałuję tylko, że nie mogę w pełni rozwinąć

skrzydeł, chciałabym być, wciąż w trasie,

poznawać nowych ludzi, wysłuchiwać, inspirować.

Osobiście mam w sobie ogromną chęć życia,

zazdroszczę w pozytywny sposób ludziom,

którzy otwierają oczy i … MOGĄ WSZYSTKO,

szkicują swój dzień, barwami, zapachami,

zdarzeniami uśmiechami, a także złością.

Wszystko tworzy całość,

to wszystko składa się na życie,

moim zdaniem, zawsze lepsza jest najbardziej

wymagająca od nas praca, niż nicość, niż pustka.

Ja pracuje na materiałach jakie posiadam,

kobieta podobno zawsze

umie zrobić coś z niczego, tego się trzymam.

Kocham niesamowicie ludzi za to,

że są tak różnorodni, uwielbiam z nimi rozmawiać,

trzymać za rękę, pocieszać, koić ich duszę.

Każda emocja jest darem,

ale żyjąc bez zgody z własnym wnętrzem,

prędzej czy później,

dosięgnie nas uczucie przesilenia,

niezgodności z samym sobą.

Ja osobiście nie mogę biec,

ani dosłownie, ani mentalnie,

dlatego widzę jak bardzo różni się

moje postrzeganie świata

od tego jakie priorytety mają inni.

To tak jakby ktoś wręczył mi dwie kredki

i prosił, abym namalowała tęczę.

Nie będzie to standardowa tęcza,

składająca się z wielu barw,

powstanie jednak coś na wzór tęczy,

co będzie chciało być zbliżone do ideału.

Tak naprawdę nie wiem,

jakim statystykom, podlega jakość naszego

życia, kto może je ocenić i uznać, że jest dobre,

jeśli większość z nas kreuje nieprawdziwą

rzeczywistość w social mediach.

Okłamujemy siebie i otaczających nas ludzi,

szukamy prawdy i kogoś kto nas wysłucha,

nie próbując nawet wypowiedzieć

ani jednego szczerego słowa.

Żyjemy w świecie, który sami kreujemy,

jest on już tak przesiąknięty

dobrodziejstwami, że na wszystko co,

słabsze, nie ma miejsca,

chwile zwątpienia, szczera rozmowa,

bezradność, bądź bieda.

W życiu trzeba wykorzystać,

każdą szansę, jaką nam oferuje,

tak, aby wiedzieć, że przeżyliśmy je,

najlepiej jak mogliśmy,niezależnie od sytuacji .

Dla Pani Edyty Górniak

Wielkie masz skrzydła, choć tak poszarpane

w dzieciństwie ciągle przycinane,

z ufnością dziecka szłaś do przodu,

starając się nie pamiętać żadnego zawodu,


Nawet, gdy były mocno przemoknięte,

pokazywałaś publiczności,

roześmiane oczy piękne,

piosenki za szkatułkę Ci służyły,

a publiczności dodawały siły.

Ty w nich zamknęłaś wszystkie,

troski, tęsknoty, marzenia,

a na scenę wychodziłaś bez zalęknienia

Odważna, silna, pewna siebie,

z głosem jak dzwon, co kruszeje gdzieś,

w Twojej wrażliwej duszy.


Twoje skrzydła już mają pion,

z pewnością Alanem się zwą,

to co za Tobą już nie ma znaczenia,

przekułaś to w relacje, warte odrodzenia.


Roześmiana, słodka, krucha,

szukasz miłości w ludzkich serduchach

piórko do piórka, tak budujesz nowe skrzydła,

jeśli nigdy nie znalazłaś miłości,

prawdziwej, tak żywej,

w ramieniu silnym, w łzach,

w słowach drugiego człowieka.


Sama obdarz miłością,

o której zawsze marzyłaś,

serce tak ufne, małe i kruche,

jak Twoje sprzed lat, a przekonasz się,

jak piękny może być ten świat.


Dzięki pomocy ludzi, którzy pracują z Panią Edytą

miałam okazję, Jej osobiście przeczytać,

wiersz , który dla Niej napisałam.

Tak, o wiele łatwiej było go napisać,

niż przeczytać, przed takim odbiorcą.

W głowie mówiłam sobie tylko,

drugiej szansy nie będzie,

bądź dla siebie łaskawa,

udało Ci się tu dotrzeć, więc dopełnij

to do końca, najlepiej jak umiesz.

Mama, jak zawsze bardzo mnie wspierała,

tylko zabrakło mi jak zawsze kogoś,

kto uwierzy razem ze mną, że to spotkanie się uda.

Pamiętam tylko, że Pani Edyta,

w pewnym momencie sobie usiadła,

i powiedziała „Boże, skąd Ty się wzięłaś dziewczyno”.

Oczywiście, mogłabym lepiej odczytać ten wiersz,

myślę jednak, że prosto nam przychodzi

ocena sytuacji po fakcie, na tamten moment

dałam z siebie wszystko co mogłam.

Zachęta ku radości

Tak to prawda, mam wiele obaw,

dotyczących przyszłości,

zgubionych tęsknot,

niespełnionych marzeń.

Są dni, kiedy przypatruje się mojemu życiu,

z zupełną ignorancją i obojętnością, jak i takie,

kiedy nim zupełnie gardzę, z reguły jednak walczę,

aby miało słodki, wyjątkowy smak.

Można powiedzieć, że wyrabiam te dni,

jak pierniki na Święta Bożego Narodzenia,

nadaje im kształt, ozdabiam, trochę nieudolnie,

ale po swojemu, bo wiem, ile nerwów,

kosztował mnie sam fakt, aby ciasto było składne,

i można było coś z niego uformować.

Ponieważ Bóg od pierwszych chwil, kazał mi zwolnić,

czego skutkiem jest to, iż nie mogę biegać,

z niesamowitą dokładnością, przyglądam się ludziom,

ich życiu, oraz poczynaniom.

Następnym paradoksalnym plusem, jest też fakt,

że łatwiej jest mi się zatrzymać, pomyśleć,

przemyśleć, niż komuś, kto jest zajęty,

nieustanną gonitwą za istnieniem,

nie uwzględniając w tym życia.

Gdy skupiamy się na plusach, a nie na minusach,

z równą łatwością, można wyolbrzymić,

szczęście, jak i problem.

Lubię przytulać ludzi do swojego serca,

wysłuchiwać ich, być, to już jest poniekąd

wpisane w moje DNA, a ponieważ,

jestem niskiego wzrostu,

łatwiej mi się nad nimi pochylić.

Choć bywa i tak, że to ludzie muszą przykucnąć,

aby zniżyć się do mojego poziomu,

oglądając świat z mojej perspektywy.

Nie mam pojęcia, czy chcą mnie zrozumieć,

ale mi wystarczy, że po prostu są,

nie w celu ukojenia, tylko, aby wpisać się,

swoją obecnością i aktywnością, w moje życie,

jeśli komuś mówię, o swoich rankach i ranach,

to nie w celu, że oczekuję pocieszenia

lub rozwiązania, tylko zapraszam, go do swojego serca.

Gdybym napisała tutaj, że nie lubię swojego życia,

musiałabym skłamać, uwielbiam je uzupełniać,

o takie momenty, które powodują zmęczenie.

Wówczas wiem, że żyję, a nie istnieje,

nie chcę, aby los, odebrał mi cokolwiek,

co ludzie mogą odczuwać, dlatego bardzo lubię,

zarówno złe jak i dobre emocje.

Lubię wykonywać coś, na co niekoniecznie

mam ochotę, i to, co robię z pełną radością,

wtedy wiem, że mam komplet, życiowego wachlarza.

Wiem jak krótkie jest życie, często pokazuje nam,

swoje kruche oblicze, dlatego z naszego

słownictwa powinny zniknąć takie słowa jak

„kiedyś” lub na „wyjątkową okazję”,

ponieważ dzień jutrzejszy,

nie jest nam obiecany, ani zagwarantowany.

Najważniejszą umiejętnością, jaką możemy pozyskać,

lub wykształcić w sobie, jest chęć celebracji,

nawet tych prozaicznych chwil,

oraz docenienie ich, ponad wszystko.

Nieistotne jest, ile będą znaczyły,

w oczach ludzi, ważne, aby dla Ciebie,

były tymi najważniejszymi, za które nie oddałbyś,

żadnych skarbów tego świata.

Wyrażajmy często, to co niby oczywiste,

a tak piękne, wywołujmy momenty,

aby je ozdobić, cieszmy się życiem,

każdy na swój sposób.

Ja też walczę, ze swoimi demonami,

tęsknotami, oraz różnymi uczuciami,

ale to dobre uczynki, oraz pozytywne impulsy,

współtworzą, coś dobrego,

zamiast dokarmiać swoje zmartwienia,

nakarm życiowe westchnienia, przełóż tą energię.

Sama bądź sobie mocarzem,

nawet jeśli nie masz skrzydeł,

wstań i idź, jeśli nie możesz,

iść, to się turlaj, jak nie możesz zmienić

położenia, zmień myślenie.

Spójrz na sytuacje tak,

aby pozytywnie stymulować swoją

psychikę, niezależnie od tego,

czy właśnie zdradził Cie facet,

zostałaś upokorzona przez koleżankę,

czy straciłaś posadę w pracy.

I pamiętaj, otaczaj się ludźmi,

którzy noszą w sobie dobrą energię.

Mój wolontariat

Moje początki z wolontariatem nie były łatwe,

musiałam pokonać własne słabości,

przełamać bariery, w szerokim spektrum

tego słowa, zarówno swoje jak i innych.

Zawsze wydawało mi się, że robię coś fajnego,

chociażby ze względu, własne ograniczenia,

mogłabym przecież utknąć we własnym żalu.

W moim życiu nie ma tygodnia,

abym nie popłakiwała, pogłębiając lęki,

tęsknoty, nadzieje, marzenia.

Innym razem, mam ochotę założyć maskę,

pochylić głowę, jakby trochę ze wstydu,

stwierdzić tak bardzo przytłaczający mnie

fakt, no tak mam 30 lat i nie pasuje

do waszych schematów, moja codzienność

tak bardzo odbiega od Waszej, przykro mi.

Dziś, gdy minęło moje cztery lata

w wolontariacie w hospicjum.

zmieniłam spojrzenie i perspektywę.

Nie uważam już, że robię coś niezwykłego,

ja po prostu zawsze staram się być.

Obecność, to słowo klucz, do tego,

aby móc zaopiekować się człowiekiem,

nawet, gdy nasze ciało jest niewładne,

bądź też nieudolne, pozbawione prawie życia,

zdrowa dusza to podstawa.

Tu też nie chodzi o przysłowiowe” brawa”,

czy własne poczucie spełnienia,

rozkochać w sobie człowieka,

to najlepsza inwestycja, jaką możemy podjąć

i niesamowicie odpowiedzialna.

Wszyscy boją się odmiennego wyglądu,

choroby, czy tych wszystkich” rurek”,

czasami nasza wyobraźnia, jest naszym

największym sprzymierzeńcem.

A ja czego boję się najbardziej,

jeśli chodzi o wolontariat medyczny

wcale nie śmierci, to jest decyzja Boga,

to i tak się stać musi, jeśli tak zadecydował,

a my możemy tą drogę pokolorować.

Boję się, że przez moja nieobecność,

na którą nie zawsze mam wpływ,

mogę bezpowrotnie zawieść,

i cała przebyta droga w relacji

nie będzie miała już sensu.

Można pomyśleć, że to są tylko słowa,

ale Panie pielęgniarki poznają,

że wchodzę, po radości chłopczyka,

stwierdzając, już wiemy kto idzie.

Zdarza się tak w ciągu roku,

że na oddziale nie ma mnie miesiąc,

popatrzy wówczas w moim kierunku,

ucieszy się, ale przez długi czas,

nie jest to już ten sam entuzjazm.

Znalazłam ten wolontariat

w wyszukiwarce internetowej,

gdyż czułam, jak umieram od środka.

Poszłam tam i zaczęłam pracę w biurze,

następnie musiałam wyjść do obcych ludzi,

goszcząc w ich domach

na urodzinowych przyjęciach

lub na innych wyjazdach .

To ten moment w życiu,

gdzie już nie mogłam sobie pozwolić

na skupianiu się na własnej chorobie,

stojąc u drzwi domów, gdzie rodziny

zmagają się z prawdziwą walką

o czynności życiowe swojego dzieciątka.

Przestałam skupiać się na sobie,

wkładam w ten wolontariat

tyle zaangażowania ile mogę,

niezależnie od tego, czy adresuje koperty,

jadę w teren lub jestem na oddziale.

Odwiedzam dzieci na oddziale,

spędzając z nimi, ok,10 godzin tygodniowo.

Spacerujemy po korytarzu,

bawimy się zabawkami, śpiewamy,

wygłupiamy się, spędzamy razem czas.

Jestem dla nich, w zależności od ich potrzeb.

Owszem czasami zastanawiam się czy to ma sens,

powtarzamy te same czynności, te same zabawy

i gesty kilkanaście razy dziennie,

ale czy może być coś ważniejszego,

jak obecność? może mnie ktoś kiedyś

też zaskoczy, obecnością w moim życiu.

Najbardziej rozwinęły mnie, wyjazdy

na urodziny do podopiecznych,

gdyż na prawdę musiałam przełamać się,

na wielu płaszczyznach.

Zawsze stała była tylko koordynatorka,

reszta pozostawała dla mnie tajemnicą,

gdzie jedziemy, do kogo,

jak nas przyjmą domownicy.

Na początku, wręcz byłam ciekawa,

gdzie jedziemy, do jakiego dziecka itd,

później stwierdziłam, że te informacje

nie są mi potrzebne.

Te niedogodności w zdrowiu,

przestały być dla mnie zauważalne,

jakby moje oczy, nie współpracowały,

z odczuciami, mi towarzyszącymi.

Najgorszy jest lęk przed nieznanym,

podejmując wolontariat medyczny

wszyscy, musieli przywyknąć do sytuacji.

Nigdy nie pytałam, Pań pielęgniarek,

czy w jakiś sposób mnie akceptują.

Największą radością jest dla mnie,

nie tylko radość dzieci, ale wypowiedziane,

przez Panią pielęgniarkę słowa polecenia,

co mogłabym w danej chwili wykonać

i następnie kolejne polecenie.

To tak zwane „mam na Ciebie pomysł”

Serdecznie zachęcam do wolontariatu w hospicjum,

w takiej formie, w jakiej czujesz, że dasz radę.

Ja absolutnie, nie czułam się na siłach,

ale jeszcze gorzej było nie zawalczyć o siebie,

czasami trzeba dać sobie szansę.

Pamiętaj, że w życiu jeszcze nie raz,

będziesz musiał pokonać własne słabości.

Jeśli podejmiesz tak szlachetne działanie

to zaowocuje, przyniesie plony.

Pamiętajcie zawsze o tym,

że wszyscy jesteśmy podopiecznymi,

wszyscy wymagamy opieki,

emocjonalnej, duchowej, obecności.

Przecież tak bardzo lubimy mieć poczucie,

że mamy do kogo przyjść z łezką,

zarówno tą spowodowaną

szczęściem jak i smutkiem,

a jeszcze piękniejsze jest uczucie,

że jak znikamy z czyjegoś horyzontu,

ten ktoś jest przy nas.

Mój wolontariat to etapy,

gdzie uczyłam się siebie od nowa,

zarówno w biurze,

na wyjazdach, czy oddziale,

to mnóstwo podarowanych szans,

dobrej woli i otwartych serc.

To czas kiedy wzrastałam od nowa,

nauczyłam się, że decyzje

podjęte przeze mnie są moje,

i nikt nie może mnie zrozumieć,

ja nawet nikomu nie życzę,

aby mnie zrozumiał,

nie widzę takiej potrzeby.

Mój los to też wolontariat,

moje godziny na oddziale,

na wyjazdach urodzinowych,

gdzie zawsze podziwiam,

że Ci ludzie są tacy,

oni naprawdę umieją być szczęśliwi.

Moje wyjazdy na oazy, moi znajomi,

moja wspaniała rodzina,

która pomaga mi, walczyć każdego dnia,

moja koleżanka z hospicjum,

która w możliwe weekendy,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
drukowana A5
za 31.05
drukowana A5
Kolorowa
za 52.83