E-book
22.05
drukowana A5
35.57
Serce Nadżołnierza

Bezpłatny fragment - Serce Nadżołnierza

Kryptonim: Drago Tom 3


Objętość:
192 str.
ISBN:
978-83-8384-806-8
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 35.57

Pierwsza wspólna misja

Logan Wolf

Siedziałem przy barze, kopcąc cygaro i pijąc drinka, jakbym nie miał żadnych zmartwień. Żadnych zobowiązań…

— Cześć przystojniaku — usłyszałem zaczepkę i ujrzałem kształtną, rudowłosą bombę na dwóch nogach, która uśmiechała się w taki sposób, że rozpaliłby do czerwoności każdego normalnego, zdrowego faceta. — Może postawisz mi drinka? — wyciągnęła dłoń i przejechała nią po moim policzku. — Taki okaz jak ty nie powinien…

— Odejdź złociutka. Szukaj sobie sponsora gdzie indziej — zamarła, bo trafiłem w sedno.

Ona jednak spróbowała jeszcze raz.

— To może dasz się namówić na numerek? — i oblizała lubieżnie czerwone wargi. — Dla ciebie zrobię coś specjalnego…

Uniosłem brew i wyjąłem z ust cygaro.

— Specjalnego?

— Aha — potwierdziła, obejmując mnie za szyję i przybliżając do ust. — Wyjątkowego…

Kiedy niemal mnie pocałowała, wyznałem:

— Ja też mogę ci coś takiego pokazać — i odsłoniłem groźnie zęby, ujawniając zwierzęce trójki.

Odsunęła się gwałtownie, widząc moje kły i odeszła bez słowa, a ja, jakby nic się nie stało, zaciągnąłem się ponownie cygarem i westchnąłem zadowolony, wypuszczając dym.

— Widzę, że dalej zachowujesz się jak popieprzeniec — usłyszałem i obok mnie usiadł mój stary kumpel. — Kto nie chciałby wyruchać takiej dupy?

— Ona szukała faceta na dłużej, a nie do tego, by ją przeleciał.

— Kolejna szukająca sponsora? — zapytał, na co, strzepując popiół do popielniczki, wyznałem:

— Ta.

— Ten świat schodzi na psy — oświadczył. — Kiedyś kobiety walczyły o swoje, a teraz większości marzy się, by to facet je utrzymywał.

— Coś w tym jest — wyznałem, wydmuchując dym. — Masz to? — spytałem.

— A jak. Tylko nie wiem, po chuj ci to wiedzieć. Podobno nienawidzisz tego syfu.

— Siła wyższa — powiedziałem, biorąc od niego akta, zapisane na pendrivie.

— Znowu pracujesz dla rządu? — zapytał, a ja spojrzałem na niego z uniesioną brwią.

— Chyba cię pogięło.

— To po co ci akurat te dane? — zapytał podejrzliwie. — Raptem zainteresowała cię twoja bliźniaczka? Zawsze mówiłeś, że masz ją głęboko w dupie i gówno cię obchodzi, czy w ogóle żyje.

Wydmuchałem spokojnie dym i powiedziałem:

— Nazwijmy to wdzięcznością. Poznałem ją i kilka razy uratowała mi skórę.

Wybałuszył na mnie oczy.

— Czyli… — ujrzałem, że zaczyna się nerwowo zachowywać. — Chcesz jej pomóc? Ty?

— A czemu nie? — zapytałem, na co zaśmiał się nerwowo.

— No weź, Wolf. Taki sukinsyn jak ty nie mógł zapałać sympatią do takiej smarkulowatej cizi.

Gwałtownie odchyliłem się i odskoczyłem do tyłu, lądując w przysiadzie na stoliku — sekundę po moim ruchu, w linii prostej — w ścianę wbił się sztylet.

W barze zrobiło się zamieszanie, kiedy rzuciło się na mnie kilku osiłków. Dwóch powaliłem klasycznym ruchem — kiedy dwóch typów idzie na ciebie z obu stron, najlepiej jest… zejść im z drogi. Niestety, w pewnej chwili zrobiło się nieładnie i nim pojąłem, trzymało mnie czterech kolesi, wciskając w ziemię — złapali też kilka kobiet i ścisnęli je w jednym kółku, szukając też innych osób w budynku.

W pewnej chwili ujrzałem obok siebie czarne buty… i powiedziałem:

— A więc to ty… twój smród poznam wszędzie, Garcia.

— Unieście go — usłyszałem wręcz dostojne, lecz całkowicie wyprane z emocji.

Kolesie unieśli mnie i — trzymając zadziwiająco silnie — postawili, aż ujrzałem faceta, który nie tylko wyglądał jak klasyczny wampir w garniturze… ale i nim był.

Pokazałem zęby, mówiąc:

— Widzę, że dalej ubierasz się w zakładzie pogrzebowym. Mamusia na pewno kocha twój gust.

Walnął mnie, aż głowa mi odskoczyła, ale nie rozwalił mi wargi. Wampiry lubiły krew, ale jeśli chciały być całkowicie spokojne i opanowane, unikały jej widoku i zapachu, jak mogły.

— A ty jak zwykle nie wiesz, kiedy się zamknąć — powiedział bez emocji. — Słyszałem od Marka, że postanowiłeś się nią zaopiekować, jednak sądziłem, że z twoim charakterem szybko cię pogoni.

Hm… a więc tak to wygląda. Mark o niczym mu nie powiedział.

— Po co ci ona? Ze mną się nie udało, to kombinujesz, by zrobić sobie z niej pieska do szczucia wrogów?

— Jak zwykle… nic nie rozumiesz — orzekł. — Ona jest Nadżołnierzem Umysłu. Jedyną osobą, która przeżyła tę część eksperymentu. Posiada najpotężniejszy umysł na świecie i mam zamiar go użyć.

— Do dominacji nad światem?

Wtedy ujrzałem upiorny uśmiech.

— Na początek.

— Proszę cię — zakręciłem oczami. — To tak wyświechtany tekst, że nie wierzę, że dałeś się na niego złapać.

Uśmiech znikł, zastąpiony ciemnością.

— Skoro postanowiłeś ją chronić, powinienem się ciebie pozbyć… — zaczął, lecz wtedy usłyszeliśmy kobiece krzyki, brzmiące mniej więcej tak:

— Puść mnie ty pierdolony łysolu! Nie można sobie nawet zajarać w kącie? — i ktoś pchnął do środka kobietę, wyciągając ją z pokoju dla personelu.

Ujrzeliśmy, jak pada na kolana z braku równowagi, po czym krzyczy:

— Ał, noż kurwa! — i obejrzała się na jednego z ludzi Garcii. — Nie wiesz, jak traktować kobietę? Ty przerośnięty hipopotamie!

— Co to za… kobieta? — zapytał Garcia, robiąc pauzę, jakby się zastanawiał, czy to słowo naprawdę do niej pasuje.

Wtedy ta spojrzała prosto na niego, łypiąc wściekle zielonymi oczami, częściowo zasłoniętymi czarnymi włosami.

— Co to była za pauza dupku! — i nagle, nadal klęcząc, zaczęła się rozglądać po wszystkich z zaskoczeniem, aż człowiek Garcii uniósł ją za ramię i powiedział:

— Chowała się za kuchenką.

— No a gdzie miałam iść? — zapytała zaczepnie i zerknęła niepewnie na ludzi Garcii, a potem na zebrane w koło, szlochające kobiety. — Jesteście z narkotykowego? Przysięgam, że to nie ja przytachałam to gówno, ja…

— Zamilcz — Garcia wyciągnąłem rękę i pchnął ją swoją mocą na ścianę, ale kobieta uniosła się zaraz zaskoczona, potrząsając głową.

— Koleś, jak to zrobiłeś? Czy może… — zamilkła nagle, myśląc z miną, jakby pod tą czarną kopułą nie miała zbyt wiele. — Ta trawka była felerna? Do diabła, muszę odzyskać kasę. Nie płaciłam za cholerne… — Wtedy zacisnął dłoń i zrobiła minę, jakby ją złapał.

— Uciszcie ją — rozkazał zniesmaczony. — Zabijcie, zerżnijcie, wszystko jedno. Ma się zamknąć.

Wtedy ta spojrzała na niego zła.

— A co ja jestem? Laska do rżnięcia? A tak w ogóle… — nagle spojrzała na mnie, marszcząc brwi. — Czemu oni cię trzymają?

— Bo za dużo gadam.

— Ach, świetnie — wyszczerzyła do mnie zęby. — Lubię wygadanych. Co powiesz na małe co nieco po tym wszystkim? Dla takiego ciacha z chęcią mogę się nawet postarać.

Wtedy Garcia wampirzym ruchem znalazł się przy niej, trzymając ją za szyję.

— Ej, koleś — złapała go za rękę. — Puść mnie. Ja tu próbuję kogoś poderwać.

— Widzę, że nie wiesz, w jakiej jesteś sytuacji.

Ujrzałem, jak ta przymyka oczy.

— To ty nie wiesz. Masz pojęcie, jak trudno w tych czasach wyrwać takie ciacho? Koleś, nie psuj mi dnia.

— Ty suko! — krzyknął, wyciągając dłoń, chcąc najprawdopodobniej zabić ją swoją wampirzą siłą, lecz wtedy usłyszeliśmy zimne:

— To była jedna obelga za dużo — i dziewczyna uniosła nogę, waląc nią w Garcię… który przeleciał cały bar, waląc w ścianę, która rozpadła się od siły, w jaką w nią rąbnął. — Uf… — dziewczyna westchnęła, i przeczesała włosy. — Co za dupek.

Korzystając z ich nieuwagi, wyrwałem się, nokautując dwóch za jednym zamachem, a trzeciego i czwartego traktując z potężnego ciosu nogą.

Zająłem się kolejnymi, słysząc nagle:

— Dajesz przystojniaku! Jak ich załatwisz, dam ci się namówić na drinka! — Wtedy padł ostatni z nich, a dziewczyna podskoczyła, klaszcząc i wołając: — Brawo!

Uniosłem na nią brew, po czym ruszyłem zobaczyć za Garcią. Niestety nie było go, a zapach urywał się na dworze — musiał odjechać samochodem.

Albo karawanem.

— To co? — nagle usłyszałem za sobą i obejrzałem się na czarnowłosą, która stała uśmiechnięta, kołysząc na piętach. — Idziemy?

— Sorry mała — powiedziałem. — Ale nic z tego.

— A to czemu? — zaczęła lamentować. — Nie pomogłam?

Westchnąłem i podszedłem do niej, mówiąc do jej dąsającego oblicza.

— Nie jesteś w moim typie, także sama widzisz.

— Mogę się nim stać — wyznała z zalotnym uśmiechem. — Tylko powiedz, co preferujesz.

— Naturalne blondynki — oświadczyłem, wychodząc rozwaloną ścianą na zewnątrz. — O skomplikowanej osobowości i wielkim sercu. I potrafiącej zaskakiwać mnie tak bardzo, że sam się czasem w tym gubię.

— Nie za duże wymagania?! — krzyknęła za mną. — Ale dam radę! Zobaczysz!

Odszedłem, odpalając fajkę — to była niezła akcja, na pewno sporo mi dała.

I nie tylko mi.


Wszedłem zadowolony do strzelnicy i udałem do podziemi, gdzie znajdowała się główna sterownia. Kiedy drzwi rozsunęły się przede mną, usłyszałem na wstępie:

— Nie mogłeś tego inaczej załatwić?

— Walcie się — powiedziałem, rzucając pendrive koło głównego kokpitu. — Zresztą to nie ja rozpierdzieliłem ścianę.

— I tylko dlatego nie potrącę ci za to z pensji — oświadczył Generał.

Spojrzałem na kokpit.

— Gdzie nasz mózgowiec?

— Jeszcze nie wróciła.

— Już jestem — usłyszeliśmy i spojrzeliśmy w przejście. — Hej ciasteczko — powiedziała, patrząc na mnie i uśmiechając szeroko. — Mówiłam, że się dopasuję — i przeczesała blond włosy, z tym że mające czarne i białe pasma. — Wisisz mi drinka.

Patrzyłem na nią bez słowa. Podeszła do mnie i przy wszystkich złapała za pasek moich spodni.

— I jesteś mi winien wielkie „Dziękuję”.

Uniosłem brew z trochę wrednym uśmiechem.

— Powinienem podziękować pewnej brunetce…

— No weź, nawet nie wesz, ile mnie to kosztowało — oburzyła się, na co w końcu parsknąłem śmiechem, objąłem ją i pośród pogwizdywań i śmiechów reszty pocałowałem ją namiętnie, kończąc go po długiej chwili jednym słowem:

— Dziękuję.

Chris zamrugała, próbując się ogarnąć, lecz jej oczy nadal były rozmarzone i znów miały kolor zielono-piwny.

— Ależ proszę bardzo — powiedziała cicho i uniosła dłoń, by objąć nią mój policzek. — Powiedz mi tylko… czy poszło mi tak dobrze jak myślę?

— Lepiej — wyznałem i spojrzałem na nią badawczo. — W życiu bym nie pomyślał, że jest z ciebie aż tak dobra aktorka. Gdybym nie wiedział, że to ty, długo bym się nad tym zastawiał — zmieniłaś nawet częściowo swój zapach.

Pokiwała głową i usiadła przed komputerem, biorąc do ręki pendrive.

— Nawet nie wiesz, jak długo nacierałam się kremem, żeby pachnieć jak nie ja — i powąchała ramię, zaraz krzywiąc z niesmakiem. — Jak to załatwimy, pierwsze, co zrobię, to się wyszoruję.

— Ale co chcesz od tego zapachu? — zapytał Astro, biorąc zadowolony głęboki oddech. — Pachniesz bosko.

— Ale nie jak ja — oświadczyła. — Jak uwielbiam swoje perfumowane balsamy, tak tego użyłam kiedyś raz i rzuciłam w kąt. Nie lubię tego zapachu.

— Jednak dobrze, że go zachowałaś — oświadczył Generał, a ja siadłem na brzegu jej fotela. — Swoją drogą, to był kawał dobrej roboty. Byłaś tak inna od siebie, że mieliśmy wrażenie, że to zupełnie ktoś inny.

Chris uśmiechnęła się szczęśliwa, a ja dodałem:

— Mam jednak nadzieję, że zostawisz ten kamuflaż na inną okazję, a nie zmieniasz w taką.

— Jaką? — zapytała, patrząc na mnie zaczepnie.

— Taką nie w moim typie — oświadczyłem, przypominając jej, co powiedziałem przed odejściem.

Parsknęła śmiechem i podpięła pendrive do komputera.

— Naprawdę byłam aż tak nie w twoim guście?

— Byłaś za głośna, za pyskata i za dużo przeklinałaś — wymieniłem od razu, na co spytała z uśmiechem:

— Przecież ja jestem pyskata. I umiem być bardzo głośna.

— Jednak przeklinasz okazjonalnie. Kiedy cię słuchałem byłem zarówno pod wrażeniem, jak i miałem ochotę zasłonić uszy. To naprawdę do ciebie nie pasuje.

— Więc staraj się mnie nie denerwować, to sobie tego oszczędzisz.

— Staram się — wyznałem. — Ale czasem jest to niemożliwe.

Otworzyła pendrive, a ja spytałem:

— Złapaliście Serba?

— Zabrali go ludzie Garcii — usłyszałem i spojrzałem na Kibę. — Tropiłem ich przez pewien czas, ale zapach w pewnej chwili się urwał, jakby zniknęli.

— Pole siłowe? — zapytała Chris, na co ten przyznał:

— Możliwe.

— Okej, sprawdzę to. Ale najpierw… — zamilkła. — Logan, czy Serb jest dobrym szpiegiem?

— Jednym z najlepszych — wyznałem i spojrzałem na monitor. — Ale od lat nie pracuje legalnie. Zszedł do podziemi.

— Dlaczego? — spytała, na co wyjawiłem:

— Zamiast nagrody za zasługi dostał po tyłku. Zabili mu rodzinę.

W jej oczach pojawiła się przykrość, lecz po chwili zamknęła oczy i spojrzała spokojnie na dane.

— Możemy mu ufać, pomimo tego, że cię wsypał?

— Sądzę, że tak — wyznałem. — Nigdy mnie nie kochał, ale jest honorowy i zawsze spłaca swoje długi. Nawet jeśli doniósł o mnie Garcii, myślę, że pendrive zawiera prawdziwe dane.

Milczała, aż w końcu zapytała:

— Ryzykowałby aż tak?

— Chris, o co chodzi? — odezwałem się, aż westchnęła i pokazała nam dane.

— Zawartość pendriva… jest bez sensu — wyznała i przerzuciła obraz monitora na postać wirtualną, która zapełniła ścianę. — Jakieś ciągi cyfr, nazwy wyglądające z łaciny… i kilka nazw spisanych normalnie, które wyglądają jak składniki do gotowania.

Podeszliśmy do ściany, patrząc na zawartość dysku. Faktycznie dziwne to było — na pierwszy rzut oka nie przypominało to niczego.

— Generale? — zapytałem. — Kojarzysz to?

Patrzył na te dziwne napisy w skupieniu — jeśli ktokolwiek mógł coś o nich wiedzieć, to tylko on, bo to on stworzył eksperyment Nadżołnierza i — co więcej — z sukcesem stworzył dwóch — dwóch Nadżołnierzy — którzy przeszli cały proces i na dodatek go przeżyli, zachowując nie tylko własną osobowość, ale i zdrowie psychiczne.

Istniały dwa typy Nadżołnierzy: Nadżołnierz Ciała i Nadżołnierz Umysłu, o którym gadał Garcia. Nadżołnierzem Ciała… byłem ja. Nie istniał sposób by mnie zabić, żadna rana — zadana fizycznie — nie była w stanie mnie wykończyć. Tymczasem Nadżołnierzem Umysłu — osobą, która posiadała najpotężniejszy umysł na świecie — była jedyna siedząca w pomieszczeniu kobieta. Kobieta, która nie tylko była naszym komputerowcem, nie tylko naszą ciepłą ostoją i kimś, kogo chcieliśmy chronić. Ta kobieta była także moją Żoną — w świecie paranormalnym, bo w ludzkim czekało nas jeszcze złożenie przysięgi. Ale według wszelkich praw nieludzi należała ona tylko do mnie, tak samo… jak ja do niej.

— Ta część odnosi się do budowy Nadżołnierza — wskazał ciąg liczb. — To… jest początkowa część receptury — powiedział nagle za złością, aż wszyscy wbiliśmy wzrok w zakodowany ciąg znaków. — Skąd on to do diabła wziął? Wszystko zniszczyłem!

— Więc może ktoś to wyniósł, zanim to zrobiłeś — powiedział Astro ostrożnie. — Może ktoś wiedział, że chcesz zniszczyć dane…

— Wtedy miałby wszystko, a nie początek wzoru — powiedziałem, aż na mnie spojrzeli. — Do którego stopnia pasuje kod? — spytałem go, a ten wyznał:

— Wyliczenia… dotyczą was oboje — wyznał. — Patrząc na wszystko, wnioskuję, że receptura obejmuje tylko przygotowanie ciała do eksperymentu…

— Co można zrobić, mając te dane? — zapytał Kiba.

— Można przygotować osobę do przyjęcia Wampirzej krwi.

— Czyli z tymi danymi można sprawdzić, czy ciało i umysł przetrwają przyjęcie krwi — warknąłem. — Z tymi danymi mogą wznowić eksperyment. Skąd u diabła wziął to Serb?

— Według mnie, pytanie brzmi… — obróciliśmy się do Chris, która patrzyła na wszystko pociemniałymi oczami. — Kto mógł wynieść te dane i kiedy je wziął? Podejrzewam, że skoro jest tu sam początek eksperymentu, musiały zostać podebrane przy początkach badań. Danych było o wiele więcej, jednak tu jest jakby sama podstawa. Może wzięto te dane, zanim eksperyment się rozwinął? Może osoba, która go wyniosła, została chwilę po tym zwolniona i teraz, po tym, jak okazało się, że przeżyliśmy, chce go odnowić z tymi danymi? A może… — kontynuowała, rzucając pomysłami jak karabin maszynowy. — Ktoś, kto ukradł te dane, przeraził się, kiedy pierwsza osoba umarła w trakcie procesu. Odszedł z powodu faktu, że nie chce brać udziału w tym wszystkim, zapominając o danych. Może po latach komuś się o nich wygadał, może nie tej osobie co trzeba — po jej oczach było widać, że wręcz widzi to wszystko zamiast nas. — Ten ktoś słyszał o eksperymencie. I postanowił odebrać mu te dane.

Wszyscy milczeliśmy, aż w końcu zamrugała, a jej oczy znów zrobiły się jasne i pełne ciepła.

— Ale oczywiści to może być całkowicie mój wymysł.

— Nie Chris — odrzekł Generał, znów obracając się do danych. — To jest bardzo prawdopodobne… aż nadto.

Milczał dość długą chwilkę, aż w końcu usłyszeliśmy:

— Ta sprawa… dotyczy przede wszystkim mnie i Chris. Garcia odpuścił sobie Logana, znając jego osobowość, ale to ja stworzyłem recepturę i zmieniłem Chris.

— Chwila — powiedziałem. — Chyba cię się w dupie po przewracało, że sam weźmiesz się z ochranianie mojej kobiety.

— I zgłupiał szef, jeśli myśli, że i my odpuścimy — dodał Shadow za resztę, która pokiwała głowami w cichym sojuszu, aż westchnął ciężko.

— Ta sprawa może i dotyczy Logana, ale nie was — spojrzał na nich poważnie. — Dlatego dobrze się zastanówcie…

— Chris zwojowała nas wszystkich — wtrącił Kiba. — A Logan może nadal jest ciulem, ale o nią dba. Ja nie odpuszczę.

— Ani ja — rzucił Macho.

— Chris jest moją siostrą od wielu lat, nie mam zamiaru znowu jej zostawić — oświadczył Shadow.

— No a jak ja mam was wszystkich zostawić? — zapytał z uśmiechem Astro. — Przyda się wam potężny mag — i kompan — taki jak ja.

— Chłopaki — usłyszeliśmy zapłakany, poruszony ich słowami głos i ci rzucili się do płaczącej Chris. Przytuliła każdego po kolei, a ja i Generał patrzyliśmy na to bez słowa.

— …ta sprawa trochę się pociągnie — wyznał w końcu Generał. — Jeśli jej dedukcje są prawdziwe… przy eksperymencie pracowało pełno ludzi. Dopiero potem mocno się to zawęziło.

— Tak sądzę — przyznałem. — Dlatego… musimy cieszyć się tym, co się dzieje na co dzień jeszcze bardziej niż zwykle.

Spojrzał na mnie.

— Co czujesz?

— …że kiedy zbliżymy się do celu… sprawy potoczą się błyskawicznie.

— Świadomość ciała?

— Tak — przyznałem. — Dlatego musimy się powoli gotować.

Pokiwał głową.

— A zmieniając temat — rzekł nagle. — Świetnie razem pracowaliście. Jak podobała ci się wasza pierwsza wspólna misja?

— Normalnie bym cię opieprzył z góry na dół, mimo że jesteś moim szefem. Po cholerę ją tam puściłeś?

— Obserwowała z nami wszystko i nie podobało się jej, że podrywają cię kobiety.

Nie zdołałem schować uśmiechu.

— Więc była zazdrosna…

Prychnął śmiechem.

— Była, choć ci tego nie przyzna. Jednak… jej metamorfoza zaskoczyła nas wszystkich.

— Właściwie co zrobiliście z jej włosami? Oczy to łatwizna, ale te włosy? Nie wyglądały jak peruka.

Milczał chwilkę.

— O tym i o oczach… w sumie niech sama ci opowie.

— Dlaczego? — zmarszczyłem brwi.

Uśmiechnął się i wyznał:

— Ona jest chodzącą zagadką. W pewien sposób aż wszyscy ci zazdrościmy, że to ty możesz ją odkrywać. Patrzenie jak nie tylko rozkwita osobowością i kobiecością, ale i mocą… jest naprawdę godne pozazdroszczenia.

Saber

Christina Drago

Siedziałam w oknie sypialni, kiedy usłyszałam, jak z cichym szumem otwierają się drzwi.

— A więc tu mi zniknęłaś — Po chwili Logan obejmował mnie od tyłu za szyję, wtulając twarz w moje włosy. — To była świetna akcja — usłyszałam pochwałę, co nie zdarzało się często. — Dobrze mieć cię przy sobie w takich chwilach.

— …tylko? — zapytałam, unosząc do niego twarz, by ujrzeć rozkoszny, czuły uśmiech na niebywale męskim, choć trochę dzikim obliczu.

Logan uniósł brew, nie przestając się uśmiechać i spytał:

— Co mam ci na to odpowiedzieć?

— Prawdę — i obróciłam się do niego, opierając dłonie na jego piersi, powoli sunąc nimi do góry, aż objęłam czule jego policzki. — Całą, brutalną prawdę.

— Czyli mam być brutalny, tak? Dobrze — i pchnął mnie na łóżko.

— Tak od razu? — zapytałam, patrząc, jak zdejmuje bez słowa koszulę. — Jeszcze nie usłyszałam odpowiedzi.

— Odpowiem ci za moment — obiecał, odsłaniając tak silnie umięśnioną, lecz nie przesadną klatkę piersiową, że z mojego gardła dobył się jęk.

— Chcę wiedzieć teraz — wymruczałam jednak, patrząc jak ściąga spodnie.

Kiedy go zobaczyłam, na moment zaparło mi dech, a moje serce zabiło gwałtownie — zaraz jednak padłam głową na łóżko, zasłaniając gorącą twarz.

— Boże, nie mogę — jęknęłam, słysząc na to zdecydowane:

— Możesz — i poczułam, jak łóżko ugina się pod jego ciężarem po moich bokach, aż zorientowałam się, że stoi nade mną okrakiem. — I dobrze o tym wiesz.

Nagle złapał za moją bluzkę… i zwyczajnie ją rozerwał, aż gwałtownie zabrałam dłonie z oczu, by fuknąć:

— Ej! To było moja… — lecz zamilkłam, bo zwyczajnie się nachylił i posiadł moje usta.

Nim pojęłam, co się dzieje, byłam naga, a on wciskał się we mnie, gorący i twardy. Było mi tak dobrze, że wbiłam mu paznokcie w plecy, by się docisnąć, by poczuć go całą sobą. Ten zaś, rozogniony, zacisnął zęby na moim ramieniu i bliźnie, która powstała po ugryzieniu, które zmieniło nasze relacje nieodwracalnie.

— Logan… — jęczałam, kiedy wciskał się we mnie tym potężnym organem.

Był taki twardy, gorący… tak wielki, że byłam pewna, iż wypełnia mnie po same brzegi. Boże… kochałam to, jak mnie brał. Minęło dopiero kilka dni od naszego pierwszego razu, a ja już czułam się tak, jakbym była od niego uzależniona. Od jego ciała, od rozkoszy, jaką mi dawał. Od jego siły, twardości jego mięśni. Był moim pierwszym… i wiedziałam, że będzie jedynym.

— Boże, Logan! — krzyknęłam, czując jak jednym, potężnym wbiciem, doprowadza mnie do orgazmu.

Czułam, jak moja kobiecość zaciska się na nim ostro, jak pulsuję wokół niego… I, jak się już przekonałam, tej chwili nie potrafił zdzierżyć — po chwili wręcz wyrwał się ze mnie, i jęcząc, spuścił na moje ciało.

Patrzyłam się na niego, sama jeszcze targana spazmami — na to, jak rozkosz zabarwia jego twarz, jak jego twarde, silne ciało oddaje się przyjemności. A po chwili — kiedy napięcie znika — rozluźnia się widocznie i pada na mnie, choć tym razem nie całkiem, bo zdołał opaść, podpierając się drżącymi ramionami po moich bokach. Dyszał przez chwilę w tej pozycji, mając zamknięte oczy, aż w końcu otworzył je, spocony i zaspokojony i wyznał, patrząc mi w oczy:

— Chcę cię mieć przy sobie w każdej chwili, każdej minucie… — starał się wyrównać oddech — …każdej sekundzie.

— Nie bałeś się o mnie? — zapytałam, unosząc dłoń i delikatnie głaszcząc jego zarośnięty policzek.

Na to pytanie zamrugał i wyznał poważnie:

— Bałem? Nie, nie bałem. Bo wiedziałem, że kto jak kto, ale ty sobie poradzisz — i nachylił się do mnie, szepcząc: — Bałbym się, gdybyś była w tym sama. Ale ja tam byłem, a… w porównaniu do reszty… — zaczął nagle trochę niepewnie, jakby nie wiedział, czy to, co mówi, nie będzie dziwnie brzmiało. — Słuchaj, po prostu ufam ci bardziej niż pozostałym. No i według mnie jesteś lepsza od każdego znanego mi wojownika, oczywiście pomijając mnie.

Patrzyłam na niego chwilkę bez słowa.

— Czyli… — zaczęłam wtedy, czując, że głos mnie zdradza: — Uważasz, że, w razie czego, mogłabym chronić twoje plecy?

Patrzył na mnie chwilkę, aż w końcu uniósł dłoń, zasłonił usta i spojrzał w bok.

— Czemu musiałaś to tak dobitnie powiedzieć?

— Bo o to ci chodziło — oświadczyłam pewnie. — Uważasz, że jestem na tyle silna i ogarnięta, że mogę stać u twego boku w walce!

W końcu spojrzał na mnie i po chwili uniósł brwi, zabierając dłoń. Zapytał mnie równocześnie rozbawiony i zdumiony:

— No i czego się, u diabła, cieszysz? Inna byłaby wkurzona, że się nie martwiłem.

Zaśmiałam się szczęśliwa, a ten złapał mój policzek.

— Przestań rechotać. Nie masz czego się cieszyć.

— Mam — oświadczyłam i objęłam go za szyje, wyznając ciepło: — Cieszę się… bo mi ufasz. Bo wierzysz we mnie i w moje umiejętności — podsumowałam, na co ten w końcu zamknął oczy i westchnął.

— Jesteś… zwyczajnie pokręcona — oświadczył, na co powiedziałam coś, o czym kiedyś tylko marzyłam, by móc powiedzieć:

— I za to mnie kochasz.

— …tak — usłyszałam w końcu i ujrzałam zadowolony uśmiech. — Z tym nie mam najmniejszego zamiaru polemizować.

Siedziałam na recepcji, rozluźniona i zadowolona, kiedy usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Myślałam, że to kolejny klient, ale usłyszałam radosne:

— Hej Chris!

Uniosłam głowę, słysząc znajomy, kobiecy głos i ujrzałam fryzjerkę sprzed kilku dni — tą, która sprawiła, że moje włosy oddały nie tylko moja osobowość, ale i straciły smocze cechy, które zyskały po moim połączeniu ze smoczą duszą. A to… na pewno nie zależało od kosmetyków, dzięki którym niby się ich pozbyła.

Nie mówiłam o tym nikomu, nawet Loganowi — czułam, że ta serdeczna z pozoru kobieta… nie jest człowiekiem, a przynajmniej nie do końca. Jednak nie poznałam wielu „nieludzi” i nie potrafiłam ich jeszcze do końca rozróżniać. Osobiście „czułam” ją jak większość osób, jednak jej zainteresowanie mną w czasie naszej rozmowy w trakcie strzyżenia… miałam wrażenie, że coś kryło się za jej ciekawością. Ale to mogła być równie dobrze moja wyobraźnia.

— Hej — przywitałam się z uśmiechem i wstałam, a ta podeszła do mnie, zaskakując mnie, bo objęła mnie w uścisku i powiedziała:

— Wybacz, że nie wpadłam wcześniej — i puściła mnie z uśmiechem. — Miałam w zakładzie kocioł. Okazało się, że część kobiet, które widziały, jaką fryzurę ci strzeliłam, również postanowiły „zdać się na mnie” — i nagle westchnęła szczęśliwa. — Nie pracowałam tam długo, więc nie miałam jeszcze zbyt dużo klientek. Ale teraz mam tak ściśnięty grafik, że będę mogła odsapnąć dopiero w listopadzie! — wyznała szczęśliwa. — I to tylko dzięki tobie! Dziękuję!

Listopad… czyli miała zapełniony grafik na prawie dwa miesiące.

— Cieszę się — wyznałam szczerze. — Tyle że ja nic nie zrobiłam — powiedziałam ciepło. — Gdybyś nie potrafiła stworzyć mi tego cudu, nie miałabyś żadnych klientek. To tylko twoja zasługa.

Patrzyła na mnie przez chwilę zaskoczona, aż zauważał, że coś czai się w jej oczach. Jakaś wdzięczność… i niedowierzanie?

— N… Naprawdę tak myślisz? — zapytała w końcu przejęta, a ja zrozumiałam, że ta kobieta dobrze wie, jak to jest czuć się niedocenianą.

— Tak — wyszłam za kontuar i przytuliłam ją. Byłam trochę wyższa od niej. — I jeszcze raz dziękuje za te włosy. Czuję się w nich… cóż, w końcu jak kobieta, a nie dzieciak.

— Jesteś kobietą — oświadczyła i spojrzała mi poważnie w oczy. — Z początku myślałam, że jesteś ode mnie młodsza i zwyczajnie słodka — wyznała. — Ale nie widziałam cię kilka dni… a ty promieniejesz — ujęła kosmyk moich włosów. — Fajnie myśleć, że to także moja zasługa. Ale wciąż jesteś słodka — dodała nagle, lecz ciepło. — Sądzę, że to po prostu twoja cecha. To ciepło… — nagle zamilkła i się zarumieniła. — Wybacz, nie znamy się jakoś bardzo, a ja takie teksty mówię…

— To bardzo miłe, daj spokój — rzekłam ucieszona. — Chciałabyś, bym cię dziś oprowadziła?

— A masz moment? Naprawdę jestem ciekawa tego miejsca.

— Jasne, tylko… — rozejrzałam się. — Czemu ich nie ma, kiedy są potrzebni? — mruknęłam i sięgnęłam po telefon.

— Do kogo dzwonisz? — zapytała ciekawa, a ja wyznałam:

— Do kogoś, kto siądzie za mnie na recepcję.

I usłyszałam w słuchawce:

— Cześć Chris, co tam?

— Kiba, masz moment? Chciałabym kogoś oprowadzić po strzelnicy.

Jęknął, lecz ja zachichotałam.

— Dlaczego nie zadzwoniłaś do Astro? — zapytał błagalnie. — Ja się tam zanudzę.

— Astro ma robotę, a Macho to Macho.

— A pan „jestem sukinsynem, zejdźcie mi z drogi”?

— Naprawdę chcesz, żebym posadziła Logana na recepcji? — zapytałam tylko, na co ten westchnął ciężko i wyburczał:

— Luka mógłby w końcu wrócić od rodziny, to się robi wkurzające.

— Kibuś — rzekłam nagle prosząco. — Chociaż na godzinkę.

— Ech… dobra, na godzinkę mogę. Będę za pięć minut.

— Super — uśmiechnęłam się i rozłączyłam.

— Chyba nie był zbyt chętny — zauważyła tamta, na co wyjaśniłam:

— Kiba woli pracować bardziej aktywnie. Zawsze ziewa, jak jest na recepcji. Raz, jak było mało ludzi, prawie nam zasnął.

Zamrugała zaskoczona i nagle zachichotała.

— To brzmiało… jakbyś mówiła o psie — śmiała się, na co mruknęłam, lecz bardziej do siebie:

— Nawet nie wiesz, jak blisko jesteś prawdy… — po czym zamilkłam na moment, orientując w czymś. — Słuchaj… bo ja w sumie nie wiem, jak mam się do ciebie zwracać.

— Och, przepraszam! — rzekła od razu. — Całkiem zapomniałam. Mów do mnie Saber — rzekła z uśmiechem, a ja od razu zrozumiałam, co kryje się za tymi słowami.

Rzekłam jednak z premedytacją:

— Pięknie to brzmi… ale „Saber” to chyba szabla co nie? A nawet cięcie szablą.

Spojrzała na mnie zaskoczona… jednak w jej oczach coś się pojawiło. Zresztą cisza trwała odrobinkę za długo na zwykle zdumienie.

— Tak — rzekła w końcu i wyznała mi: — Dostałam to imię po chyba dziesięciokrotnej prababci, która żyła w czasach, kiedy ludzie walczyli jeszcze na miecze.

— Czyli… dostałaś imię po wojowniczce — podsumowałam z uśmiechem. — Musisz być dumna.

— I jestem — wyznała poważnie. — Ta kobieta… wiele zrobiła dla ludzi, którzy byli dla niej ważni.

— Sama… — zaczęłam trochę smutno — …chciałabym móc się czymś takim pochwalić, ale niestety nie wiem zbyt wiele o swoich korzeniach.

— Jak to? — zapytała przejęta, na co wyznałam:

— Moja rodzina nigdy nie spisywała takich rzeczy. Sięgają oni tylko do krewnych w Australii, których nigdy nie poznałam. No a poza tym… mój biologiczny ojciec zwiał, kiedy miałam się urodzić. Nie znam rodziny z jego strony.

— Czyli… nie wiesz o sobie właściwie nic?

— O sobie wiem to, co chcę wiedzieć — skorygowałam jej. — To nie przeszłość i ludzie, którzy już umarli, ukształtowali mnie taką, jaka jestem teraz. Zrobiłam to sama.

Patrzyła na mnie zaskoczona bez słowa.

— Nie uważasz… że to geny nas kształtują?

— Sądzę, że mają one na nas jakiś wpływ… ale nasz sposób myślenia, postępowania — to, co mamy w głowach — popukałam się w czoło. — To kształtuje nasze życie. W końcu ludzie żyjący w przeszłości nie przeżyli tych czasów. Nie wiadomo, jacy by tak naprawdę byli, gdyby to oni się teraz narodzili. Teraz są inne realia, inne możliwości… — wzruszyłam ramionami. — Sama rozumiesz. O, idzie Kiba — zauważyłam, kiedy ten, zmarkotniały, wyszedł z piwnicy.

— Kim ty jesteś? — dobiegł mnie jej szept, lecz spojrzałam na nią z uśmiechem, pytając:

— Mówiłaś coś?

— Um… nie — wycofała się. — Pomyślałam za to, że jesteś naprawdę inteligenta. Pewnie przyciągasz do siebie ludzi jak magnes…

— A gdzie tam, w ogóle — przerwałam jej z brutalną szczerością. — Tak naprawdę, zanim zaczęłam tu pracować, byłam kompletnym odludkiem. Dopiero ci faceci sprawili, że zrozumiałam, że nawet wyrzutek może znaleźć swoje miejsce.

— Chris, na Boga — Kiba podszedł i złapał mnie za nos. — Gadasz takie głupoty, że głowa mała.

I puścił mnie, patrząc na wyraźnie zaskoczoną jego widokiem Saber.

— To ją chcesz oprowadzić? — zapytał i ujrzałam, że delikatnie bada jej zapach. — Myślałem, że nie masz koleżanek — wyznał, na co tamta się oburzyła, wyrywając z zaskoczenia:

— A dlaczego by nie miała mieć? Nie mogłeś powiedzieć tego jakoś milej?

Spojrzał na nią, mrużąc oczy, a ja poklepałam go po ramieniu, prosząc oboje:

— Dajcie spokój. Kiba nie miał nic złego na myśli, powiedział po prostu prawdę — wyznałam jej i spojrzałam na Kibę, który ciągle mierzył je wzrokiem tych swoich złotych oczu. — Poznałam Saber w zakładzie fryzjerskim — i wskazałam swoje włosy. — To jej dzieło.

Wtedy wybałuszył oczy i spytał ją, będąc totalnie pod wrażeniem:

— To ty ją obcięłaś? Cholera, musisz mieć magiczne ręce.

— Um… — zaczerwieniła się delikatnie. — Dzięki. Ale czy magiczne… — wymamrotała, a ja wzięłam ją pod ramię i zaproponowałam, chcąc ją poratować:

— To co, idziemy?

— Oczywiście — rzekła błyskawicznie, na co pociągnęłam ją w głąb strzelnicy, wołając jeszcze tylko za Kibą:

— Dzięki Kibuś! Będziemy za godzinkę!

Dobiegł nas wtedy głośny jęk, aż obie parsknęłyśmy śmiechem.

Miłość ponad przyjaźń

Rozdział 1

Logan Wolf


Wszedłem do strzelnicy ze słowami:

— Jeśli jeszcze kiedykolwiek wpadniecie na pomysł, by wysłać mnie po zakupy, utnę wam jaja pazurami.

Spojrzałem na Kibę, który w ogóle nie zareagował na moje słowa, tylko siedział zamyślony na recepcji, marszcząc brwi. Podszedłem do niego w absolutnej ciszy i rzuciłem reklamówkę na kontuar — tak się wystraszył, że stracił równowagę na krześle i padł do tyłu z głośnym:

— Ał! Do cholery, Wolf!

— Nie wiedziałem, że potrafisz spać z otwartymi oczami — wyznałem, kiedy ten zbierał się z podłogi. — Ćwiczysz jakąś nową wersję śpiącej królewny?

— Wal się — warknął i usiadł z powrotem. — Myślałem o Chris.

— Ach tak? Więc zapytam, najpierw grzecznie: Dlaczego, do kurwy nędzy, śnisz na jawie o Mojej żonie, zamiast wypełniać swoje obowiązki?

Łypnął na mnie zirytowany.

— To było według ciebie grzeczne?

— Nie chcesz wiedzieć, jak to pytanie zabrzmi, kiedy będę niemiły.

Zakręcił zirytowany oczami i oświadczył:

— Do Chris przyszła koleżanka.

Jak to usłyszałem, aż się wyprostowałem.

— Koleżanka?

— Tak twierdziły. Chris chciała oprowadzić ją po strzelnicy. Myślisz, że gdyby mnie nie prosiła, siedziałbym tutaj i umierał z nudów?

— Przecież ona nie ma koleżanek — powiedziałem w końcu, na co ten westchnął i powiedział:

— Stwierdziłem to samo, na co tamta się wkurzyła i na mnie najechała, że jestem niedelikatny. Ona dziwnie pachnie — wyznał nagle. — Nie pachnie do końca jak człowiek.

— Poszła ją oprowadzić? — ruszyłem do części z salkami.

— Tak, ale Wolf? — zatrzymałem się i spojrzałem na niego. — Wygląda na to, że one znają się od niedawna. Chris powiedziała, że to ona ją strzygła.

Zamrugałem zaskoczony, przypominając sobie zakład fryzjerski.

— Trochę niższa od Chris, Mulatka z długimi do połowy pleców czarnymi włosami?

Zamrugał i pokiwał zaskoczony głową. A więc to faktycznie była ta fryzjerka… Czemu Chris mi nie powiedziała, że się za kumplowały? No i… nie do końca człowiek? W zakładzie było tak gęsto od oparów szamponów, jakiejś henny i innych smrodów, że trudno mi było oddzielić tam jakikolwiek zapach poza zapachem Chris.

A więc mogła to być prawda…

— Sam sprawdzę — oświadczyłem i ruszyłem za zapachem swojej najdroższej, choć czasem cholernie irytującej żony.

Rozdział 2

Christina Drago


Ale super — oświadczyła po raz kolejny Saber, zafascynowana kolejnymi pokojami, a szczególnie zawartą w nich technologią.

— Facet, co to zbudował, musi być obrzydliwie bogaty — oświadczyła, patrząc na wirtualne postacie, z którymi walczyli jacyś klienci.

— Cóż… nigdy nie pytałam, ale pewnie tak.

Spojrzała na mnie zdziwiona.

— Nie pytałaś? Przecież to się aż ciśnie na język.

Wzruszyłam ramionami.

— Nigdy nie interesowałam się, ile ktoś ma kasy. Ważniejsze było dla mnie, ile mam ja.

Zamrugała, wyraźnie zdziwiona i odwróciła wzrok, pytając:

— Dobrze ci się powodzi?

— Szczerze? Dopiero jak się tu zatrudniłam, zaczęłam normalnie zarabiać.

Zerknęła na mnie, podchodząc do szyby, za którą klient prowadził batalię z hologramem.

— A przedtem?

— Przedtem… — podeszłam do niej i wyznałam: — Przedtem mieszkałam z mamą. Nie głodowałyśmy ani nic, wiodło nam się razem dobrze, ale czasem, jak coś wypadało — któraś zachorowała albo coś się zniszczyło droższego — musiałyśmy trochę kombinować.

— Pewnie jest dumna, że udało ci się osiągnąć sukces, usamodzielnić.

Milczałam, czując, jak wypełnia mnie smutek.

— Moja mama nie żyje.

Ujrzałam w odbiciu szyby, jak mruga, po czym patrzy na mnie przejęta.

— Przykro mi — powiedziała, a ja wyczułam jej szczerość. — Czy… to był wypadek?

— Zamordowano ją — usłyszałyśmy i ujrzałam za nami Logana, który stał w drzwiach od salki, opierając się ze skrzyżowanymi ramionami o framugę.

— Hej wielkoludzie — uśmiechnęłam się i spojrzałam na Saber, która patrzyła na niego trochę niepewnie. — Pamiętasz Saber? Ona…

— Pamiętam — przerwał mi dziwnie spokojnie i podszedł do nas, stając naprzeciw Saber. Od razu się zorientowałam, co robi, dlatego zaczęłam chłodno:

— Logan…

— Chwila — poprosił cicho i nagle ruszył na nią wolno, aż zaczęła się cofać, trafiając na oszkloną ścianę. Logan patrzył na nią z góry, ewidentnie chcąc przestraszyć wzrostem, po czym totalnie się rozluźnił i zagadnął: — No i czego się spinasz czarnowłosa? — i odsunął się, by do mnie podejść.

Tylko po to, by znów skrzyżować na piersi ramiona i spojrzeć na mnie ciężko.

— Czemu nic nie wiem?

Od razu wyczułam, że nie chodzi tu tylko o to oprowadzenie. Udałam jednak, że tego nie wiem, i rzekłam niewinnie:

— Bo Saber przyszła bez zapowiedzi, a ja chciałam jej pokazać strzelnicę.

Jego mina od razu mi powiedziała, że nie dał się nabrać, lecz tego nie skomentował, tylko zerknął na nią z uniesioną brwią, aż wyprostowała się dumnie.

— Jeśli ci to aż tak przeszkadza to…

— Saber, spokojnie — zachichotałam. — Ten tutaj — wskazałam kciukiem Logana. — Jest nazywany w strzelnicy Królem Dupków. Także — jeśli okażesz nadmiar niepokoju albo dumy — wynajdzie kolejne powody, by pokazać, jaki z niego gnojek.

Kiedy to powiedziałam, Logan wydął lekko usta i stwierdził:

— Jak na razie ty to zachowujesz się jak Królowa Suk.

— Jak… Jak ty się do niej… — Saber była tak oburzona, że nawet przezwyciężyła niepokój. — Podobno jesteś jej narzeczonym!

— Mężem — poprawił ją od razu, aż opadła jej szczęka.

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

— Przecież widziałyśmy się jakoś dwa tygodnie temu! Mówiłaś…

Uniosłam zarumieniona dłoń do policzka i rzekłam z uśmiechem:

— Tak wyszło.

Patrzyła na mnie — zarumienioną i szczęśliwą, elegancko ubraną do pracy — i na Logana, ubranego w koszulę w kratkę, w dżinsach i jak zwykle trochę nieokrzesanych, ciemnobrązowych, prawie czarnych włosach, zakończonych kilkudniowym zarostem.

— Jeny — przełknęła w końcu ślinę. — Przeciwieństwa się przyciągają… ale u was to chyba do przesady.

— Zdziwiłabyś się… — ubiegł mnie Logan i wskazał na mnie kciukiem. — …jaka ta mała potrafi być wredna.

Kiedy Saber spojrzała na mnie powątpiewająco, ja wyszczerzyłam zęby we wrednym uśmiechu, zerknęłam z ukosa na Logana i oświadczyłam głośno:

— A jaki z niego potrafi być słodziak.

— Nie chcę tego słuchać — oświadczył wtedy, idąc do drzwi. — Bawcie się dobrze — resztę dodał tak, że tylko osoby o bardzo dobrym słuchu jak ja mogły usłyszeć: — Jeszcze cię dorwę ty mała zdrajczyni.

Stłumiłam chichot i spojrzałam na Saber.

— Mówię serio — wyznałam, kiedy ta spojrzała na mnie niepewnie. — Potrafi być aż nadto kochany, ale wiem, że nie uwierzysz mi na słowo. Logan… jest szorstki dla wszystkich. Ale posiada naprawdę wiele cudownych stron.

— Na przykład? — zapytała. — Jakoś go nie widzę przynoszącego ci kwiaty czy czekoladki.

Moje usta opadły.

— Faktycznie, tego nie zrobił.

— To jakim cudem taki gbur…

— Dość — oświadczyłam cicho, aż zamilkła. — Saber… daruję ci to tylko dlatego, że wiem, jak on działa na ludzi. Jednak obiecałam sobie jedno — nikt, absolutnie nikt nie będzie go obrażał w mojej obecności.

— …przepraszam — powiedziała, a ja wyczułam jej szczerość. — To, że go tak bronisz… musi mieć jakieś dobre cechy, skoro tak reagujesz.

Zamknęłam oczy i wyznałam:

— Nie chcę, by ludzie wieszali na nim psy, nawet go nie znając. Choć, jeśli nad tym pomyśleć, nawet ci, co go znają, w większości za nim nie przepadają. Ale taki już ma charakter.

— Więc dlaczego z nim jesteś? — zapytała. — Na pewno stać cię na dużo więcej.

Kiedy to usłyszałam…

— Odprowadzę cię do drzwi.

— Ale Chris…

— Ty nic nie rozumiesz, nikt z was nie rozumie! — krzyknęłam wtedy, czując, jak zbierane dotąd lęki, wątpliwości i niewypowiedziane słowa, wypływają ze mnie wielką falą słów. — To jego stać na więcej! Jego! Nie m… — w jednym momencie poczułam, jak ktoś ciągnie mnie do tyłu, zasłaniając oczy i usta.

— Chris, dość — usłyszałam szept Logana i poczułam, że zaczynam płakać, aż zabrał dłoń z moich ust.

— Nienawidzę tego — wyznałam ze łzami. — Nienawidzę…

Obrócił mnie do siebie, a ja objęłam go zapłakana, czując, jak tuli mnie do siebie mocno, wciskając twarz w moje włosy.

— Ty nie jesteś zły — zaszlochałam. — Czemu nikt tego nie rozumie?

— Chris… — poczułam, jak całuje czole moje włosy. — No już. Nic na to nie poradzisz. Dobrze wiesz, że tak już jest. Zresztą… ja przecież Jestem Królem Dupków, co nie?

Przytuliłam go mocniej, płacząc jeszcze intensywniej.

— Co do ciebie… lepiej już idź — powiedział to pewnie do Saber i usłyszałam, jak ta wybiega z salki.

Logan zaczął głaskać mnie po plecach. W międzyczasie zorientowałam się, że ludzie zaczęli wychodzić z salki, zaskoczeni naszym widokiem. Chciałam się pozbierać i oszczędzić mu wstydu za moje zachowanie, ale ten przytrzymał mnie, nim cokolwiek zrobiłam i powiedział:

— Olej ich. Zaraz wyjdą.

— Ale Logan…

— Płaczesz — wtedy wyszeptał do mnie, ignorując podśmiechujki wychodzących. — To mnie bardziej martwi niż kilku idiotów, niemających własnego życia.

Zamknęła oczy i wtuliłam w niego z całej siły, pozwalając mu się ukoić. Po pewnym czasie, gdy byliśmy sami, powiedział:

— Odgoniłem ci pewnie potencjalną przyjaciółkę…

— Nie chcę przyjaciółki — powiedziałam i spojrzałam na niego ze łzami. — Nie chcę przyjaciółki, która wygaduje o tobie takie rzeczy. Wole nie mieć nikogo!

Wtedy znów mocno mnie przytulił, wciskając twarz w moją szyję.

— …za bardzo się mną przejmujesz — jego głos drżał.

Pociągnęłam zapłakana nosem i złapałam z tyłu za pasek jego spodni, by go objąć.

— A ty zapominasz, że nie mogę inaczej. Kocham cię, tylko ciebie… Nie chcę, by ktokolwiek tak o tobie mówił.

Milczał przez moment.

— Nawet jeśli stracisz przez to przyjaciół?

— Nigdy nie miałam przyjaciół. A jeśli ci, co mam teraz, odwrócą się kiedykolwiek od ciebie… ja odwrócę się od nich.

Poczułam, jak wplata dłoń w moje włosy i unosi twarz. Jego oczy błyszczały niewylanymi łzami.

— Poświęciłabyś wszystkich dla mnie?

— Nie, dla listonosza — oświadczyłam z sarkazmem, ale byłam zbyt zasmarkana, by wyszło tak, jak chciałam. — Oczywiście, że dla ciebie, durniu! — pocałował mnie, a ja objęłam go za szyję, ciągle roniąc łzy.

Mówiłam serio. Nigdy nie potrzebowałam innych ludzi, radziłam sobie bez nich doskonale. Ale on… aż za dobrze wiedziałam, że bez niego nie będę potrafiła dalej żyć. Nie pozwolę mu już nigdy poczuć się samotnym — nie pozwolę, by ktoś go oczerniał w mojej obecności. I jeśli kiedykolwiek Logan zechce odejść z tego miejsca… ja nie zawaham się nawet na moment i pójdę za nim wszędzie.

Nawet jeśli będzie to samo dno piekła.

Jej słowa

Saber

Nie wiedziałam, dlaczego uciekam — mogłam stamtąd po prostu wyjść. Jednak jej zachowanie, a zwłaszcza zachowanie jej faceta… Pojawił się tak szybko, że zrozumiałam, że nie mam do czynienia z człowiekiem. Myślałam nawet, że przez jej zachowanie ją uderzy…

Wyminęłam recepcję, chcąc wybiec z budynku.

Dlaczego, kiedy ujrzałam, jak ten ją obejmuje, jak czule do niej odzywa, poczułam się aż tak okropnie? Nie chciałam źle, martwiłam się o nią…

Czy ten mężczyzna, ten „inny”, rzucił na nią czar?

„Nie” — uznałam praktycznie od razu, chcąc otworzyć drzwi. — „Gdyby to było zaklęcie, zachowywałby się zupełnie inaczej…” — moja myśl się urwała, bo w chwili, gdy otworzyłam drzwi i wybiegłam na zewnątrz, wpadłam na kogoś, a ten, od siły, z jaką na niego wpadłam, zwyczajnie padł na ziemię, a ja na niego. Chciałam wstać i przeprosić tego kogoś, ale jak ujrzałam, na kim leżę, zwyczajnie oniemiałam.

— Ał — jęknął, trzymając za głowę i kręcąc nią, próbując ocucić.

Po chwili otworzył oko i spojrzał na mnie — ujrzałam piękne oczy koloru bardzo jasnego błękitu, które nim pojęłam wręcz zajaśniały z radości.

— Cześć piękna — usłyszałam pełne ciepła, lecz ja zerwałam się z niego szybko, czując, że ze wstydu palą mnie policzki.

— Bardzo pana przepraszam — i wręcz uciekłam biegiem.

— Nie ma sprawy! — usłyszałam jeszcze, jak za mną krzyczy. — Możesz tak robić, kiedy tylko zechcesz!

*

Następnego dnia, zamiast siedzieć w pracy, siedziałam przed głowami rodu Silver, czyli własnymi rodzicami. Wezwali mnie do siebie z samego rana, a ja nie miałam innego wyboru, jak odłożyć spotkania i przyjść, choć dobrze wiedziałam, po co mnie wezwali.

Zawsze chodziło dokładnie o to samo.

— Kiedy masz zamiar porzucić ten głupi zawód? — usłyszałam. — To, co wyczyniasz, jest niegodne tego, kim się narodziłaś! Myślisz, że robiąc tak durne rzeczy, składasz hołd swojej imienniczce? To zwykły skandal, niegodny duszy, którą posiadłaś!

— Tyle że ja nie jestem tamtą Saber! — rzekłam, mając tak naprawdę w głowie słowa Chris.

To, co mi wtedy powiedziała, było logiczne i tak prawdziwe, że czułam się głupio, że sama o tym nie pomyślałam. Rodzice, a właściwie cała rodzina, tak bardzo trzymała się schematów, tradycji… tymczasem wszystko przecież było zależne od tego, jakie były czasy, jakiemu było się Naprawdę.

— Ja jestem sobą! Jestem inną Saber, tą, która żyje teraz, a nie setki lat temu! Nie zmusicie mnie, bym robiła to, czego nie chcę!

Rodzice byli tak zaskoczeni moim zachowaniem, że nawet nie zareagowali, gdy wstałam i sobie poszłam. Po raz pierwszy w życiu się im postawiłam — i to tylko dzięki temu, co powiedziała mi Ona.

Temu, co powiedziała mi Chris.

*

Następnego dnia byłam z powrotem w zakładzie fryzjerskim i strzygłam klientki, rozmyślając o dniu, kiedy poznałam Chris oraz o tym wszystkim, co się wydarzyło — o jej wybuchu, a szczególnie o moim własnym zachowaniu. Ten facet… Logan. On naprawdę zachowywał się całkiem inaczej, niż się po nim spodziewałam. Właściwie był całkiem inny niż ten, którego poznałam, strzygąc tamtego dnia Chris. Kiedy wybuchła te dwa dni temu… nawet ja zauważyłam, jak wielkim uczuciem ten ją darzy. Był dla niej bardzo czuły, a to, jak ją tulił — zwłaszcza teraz, gdy byłam pewna, że nie jest człowiekiem — w widoczny sposób mówiło każdemu, że on nie tylko ją kocha, ale i pragnie chronić, dając poczucie bezpieczeństwa — wręcz się nim dla niej stając.

Nie chciałabym mieć go za wroga. I nie chciałam, by moja relacja z Chris skończyła się w taki sposób. Właściwie im dłużej o tym myślałam, tym bardziej rozumiałam, że to, co się stało, było wyłącznie moją winą. Nie potrafiłam się zamknąć, choć ta wyraźnie prosiła, bym przestała, na dodatek w taki sposób, by zachować między nami dobre relacje. Tak naprawdę dała mi kilka szans, bym dała temu spokój — dlatego teraz czułam się po prostu wstrętnie.

Poznałam taką ciepłą, inteligentną kobietę. A przez własne podejrzenia, własne tak naprawdę spaczenia, wpojone przez rodzinę, że należy chronić „słabszych” za wszelką cenę, źle oceniłam sytuację. Wręcz namawiałam ją do zrobienia czegoś — odrzucenia kogoś — choć nawet go nie znałam, i zwyczajnie nie miałam prawa się tak zachować, szczególnie że dobrze wiedziałam, że ona go naprawdę kocha.

Musiałam tam iść — iść i ją przeprosić, tak samo jak jej faceta. To, że wydawał się zwyczajnie gburem… nie oznaczało, że musiał być złą osobą.

Nagle drzwi zakładu otworzyły się i spojrzałam na nie, chcąc się przywitać, ale słowa uwięzły mi w gardle. Do środka wszedł mężczyzna i to nie byle jaki.

Do zakładu wszedł mąż Chris. Mężczyzna o imieniu Logan.

Zaklęcie

Christina Drago

Szukałam Logana. Przez ostatnie dwa dni nie czułam się zbyt dobrze — było mi zwyczajnie przykro po tym, co się wydarzyło, choć starałam się zachowywać jak zwykle. Nie żałowałam jednak swojej decyzji — ani nie miałam zamiaru cofać swoich słów. Logan był jedynym mężczyzną, na którym mi kiedykolwiek zależało i prędzej poświęciłabym kogoś innego niż jego — nawet samą siebie. Choć ten pewnie powiedziałby na to jakoś tak:

„Nie waż się poświęcać. Zresztą, w ogóle musisz? Kto jak kto, ale ty poradzisz sobie z każdym problemem. Ogarnij się, pomyśl i załatw wszystko tak, by nic nie poświęcać — potrafisz to”.

Co, tak naprawdę, było szczytem zaufania, szczególnie że to nie tyczyło się tylko życia codziennego, lecz i walki. A ja byłam z siebie przez to dumna. Dumna… że on to we mnie dostrzegł i mi ufa.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 35.57