Prolog
Tom. Młody mężczyzna o brązowych włosach spiętych w kucyka, europejskiej karnacji, niebieskich oczach oraz postawnej budowie ciała pewnego dnia zaraz po swojej pracy kładzie się do łóżka i zasypia.
Na co dzień jest programistą w dobrze prosperującej firmie tworzącej głównie programy komputerowe.
Wszystko idzie prosto. Praca, dom, praca… Jednak tego wieczora miało być zupełnie inaczej.
Tom śnił o pustyni. Był na niej zupełnie sam. Bez wody i jedzenia. Słowem przetrwanie.
Sen był spowodowany, może książką pod tytułem „Jak przetrwać w bezludnych miejscach” albo opowieściami, które miał okazję słyszeć w swoim ulubionym barze.
Sen był dziwny. Zero cywilizacji. Jedyne co zostało po śladzie ludzi to zakopane pod szarym pyłem budynki, które ulegały to coraz większej korozji i miejscami zostawał po nich tylko gruz.
Był sam.
Ponadto panowała noc, co jeszcze bardziej dawało poczucie osamotnienia…
Tom kroczył śladem, gdzie kiedyś znajdowała się ulica. Czuł przeszywający niepokój, lecz nic, ale to nic nie wskazywało na…
Nagle się obudził.
Część 1
Epidemia
Rozdział 1: Pobudka
Tom obudził się za snu. Wstał, zjadł porządne śniadanie i ubrał swój ulubiony czarny garnitur z białą muszką.
Nie wiedział jeszcze wtedy, co czeka go na dworze.
Teraz sprawdził godzinę na ściennym zegarze, który wisiał nad drzwiami staromodnej kuchni. Właśnie wybiła ósma.
Tom poszedł jak zawsze o tej porze do swojego pokoju.
Mały, zaledwie kilkunastometrowy pokój w kształcie kwadratu, ozdobiony plakatami sławnych niegdyś gwiazd… Tu można było odszukać piosenkarzy, malarzy oraz sławnych na cały świat kompozytorów muzyki. Zielone ściany lekko obrośnięte grzybem, okna drewniane, lecz solidne… Dawały poczucie spokoju. Łóżko, na które usiadł, miało już ponad dziesięć lat, a przy łóżkowe biurko z ciemnego drewna w tym skromnym pokoiku było zbawieniem. W rogu pokoju stała jeszcze lampa naftowa.
Na biurku leżał laptop. Tom go otworzył i próbował włączyć. Niestety nic to nie dało.
Kolejne próby i dale nic.
„Co jest?” — Pomyślał spontanicznie i równie szybko sprawdził liczniki prądu.
W tej chwili zauważył, że nie wykazują cyfr- „Super! Znowu elektronika wysiadła” — Powiedział na spokojnie.
Przerwy w dostawie prądu zdarzały się mniej więcej co miesiąc. Tym jednak Tom nie martwił się zbytnio- „No cóż. Kiedyś to naprawią” — Dodał i wrócił do kuchni.
Zegar wskazywał na osi półgodziny po ósmej. Tom miał więc czas, aby się przebrać w sportowy ubiór i wyjść równo o godzinie dziewiątej na codzienny jogging.
Wszedł więc do swojej garderoby mieszczącej się w oddzielnym pomieszczeniu i z wieszaka ściągnął żółtą bluzkę, spodenki o barwie niebieskiej oraz opaskę treningową.
Szybko przebrał się i wyszedł.
Kiedy wyszedł, na dworze panował chłód, a ziemię pokrywał szary pył.
W pierwszej chwili nawet nie myślał, co się stało. Rozejrzał się wkoło, ale pobliskie drzewa, krzaki i chodnik prowadzący ku ulicy pokrywał owy pył.
Wrócił do domku.
Teraz bez prądu i światła nie mógł nawet odszukać możliwości sprawdzenia pogody.
Został mu tylko termometr, z którego nie potrafił korzystać.
Wrócił do garderoby i założył strój na zimę. Ciepłe rękawiczki, skórzana kurtka z kożuchem, spodnie z polarem oraz czapkę z pomponem.
Tak ubrany wyszedł z domu.
Po chwili jednak musiał zdjąć kurtkę i ją schować.
Wrócił do domu i zrobił to, co postanowił.
Teraz zaczął kierować się ku swojemu samochodowi. Ten przysypany pyłem nie chciał, aby go odnaleźć.
Tom wsiadł do samochodu, ale ten nie chciał odpalić.
Teraz był w kropce. Nie wiedział, co ma robić, a musiał jechać do pracy.
Wysiadł.
Z wolna zaczął kierować się ku przystankowi autobusowemu.
Kiedy dotarł tam, gdzie poniosły go nogi, zauważył, że przez ten czas nikt nie jechał. Było to niemalże dziwne, ale Tom na pierwszy rzut oka tego nie zobaczył.
Teraz kiedy był na przystanku, czekał minuty. Godziny mijały. Dochodziło późne popołudnie i żaden autobus nie jechał swoją zwyczajową trasą.
Tom w pierwszej kolejności, gdy minęła trzynasta piętnaście, spojrzał na zegarek. Do pracy nie miał już po co iść. Teraz pozostało mu rozejrzeć się po okolicy i odszukać kogoś, kto wie, co właściwie się stało.
Przechodził koło domków jednorodzinnych, bloków mieszkalnych, sklepów. Te stały zamknięte.
Po przejściu przez całe miasto nie zauważył ani żywej duszy.
Jednoznacznie postanowił, że wyjedzie z miasta. Wrócił więc do domu.
Uszykował prowiant i nim minęła dziewiętnasta, wyszedł z domku i skierował swoje kroki ku swojemu pojazdowi. Ten na całe szczęście (lub nie), odpalił.
Tom wyjechał z podjazdu i kierował się za miasto.
Kiedy zapadł zmierzch, był już o niecałą milę od swojego miasta rodzinnego.
Teraz nie pozostało mu nic innego jak tylko nocleg w spokojnym miejscu.
Nie mógł jednak odnaleźć żadnej noclegowni ani hotelu.
Po dłuższym krążeniu po wsi zatrzymał się na parkingu. Tam rozłożył fotel i zasnął.
Kilka godzin później…
W nocy obudził go dziwny hałas dochodzący z lasu obok parkingu. Wyszedł to sprawdzić.
Wziął ze sobą latarkę i ruszył ku odgłosom.
W pewnej chwili zatrzymał się przed jednym człowieku, który prosił o pomoc krzykliwym głosem.
Tom podszedł do niego i ta osoba rzuciła się na niego ze wścieklizną.
Tom odepchnął ją i zaczął biec do swojego samochodu.
Co jakiś czas obracał się do tyłu, aby zobaczyć, czy nikt za nim nie biegnie.
Ku jego nieszczęściu, nie tylko ta osoba go goniła, biegnąc truchtem, ale też inni ludzie, którzy wyglądali na nadgryzionych.
Tom w końcu po dłuższej chwili dotarł do pojazdu i w pierwszej kolejności wsiadł i uruchomił silnik.
Następnie wcisnął gaz i przejechał jednego z nich. Ponadto nie zatrzymał się, aby udzielić pomocy. Jechał w ciemności dość szybko i nie obchodziło go, co za chwilę miało się stać.
I właśnie w tamtej sekundzie zatrzymał się na drzewie.
Rozdział 2: droga
Jakieś trzy godziny później…
Nadchodził ranek, kiedy Tom ocknął się. Siedział w swoim samochodzie za kierownicą.
Czuł potworny ból głowy. Nie wiedział jeszcze wtedy, że długo nie pociągnie i potrzebuje pomocy.
Z ledwością wysiadł z pojazdu. Rozejrzał się wokoło i widząc, jak słońce kładzie na drodze swoje pierwsze promyki, wyjął z bagażnika swój bagaż.
Nagle zdał sobie sprawę, że krwawi na twarzy. Wyjął maść, wodę mineralną i plater. Zaczął robić sobie prowizoryczny opatrunek.
Minęło kilka dobrych chwil. Słońce stało już w pomarańczowej barwie nachodzącej na żółty, kiedy Tom zakończył zakładać opatrunek.
Resztę rzeczy schował do plecaka i założył go na plecy.
Teraz powoli kierował się drogą w nieznane.
Niedługo potem wszedł do kolejnej wsi.
Lecz wieś nie była zwyczajna, bynajmniej zwyczajna się zdawała.
Tom przeszedł obok kilku gospodarstw i kiedy dotarł do farmy kukurydzy, zatrzymał go mężczyzna, który zaczął oferować swoją pomoc. Było to dziwne, ale Tom nie myślał o tym w tej minucie.
— Na pewno? — Próbował upewnić się mężczyzna.
— Sam nie wiem. Czuję straszny ból głowy, ale raczej wytrzymam.
— W takim razie, choć, a dam Tobie tabletki przeciwbólowe.
— Nie trzeba. Naprawdę.
— Ale ja nalegam.
Intencje mężczyzny miały okazać się zamienne, ale teraz o tym on nie wspomniał. Tom zgodził się na pomoc- „Bo skoro nalegał”…
Nie wiedział, że porywa się na kilka zadań…
Po południu…
Głowa Toma już nie bolała tak mocno. Teraz mężczyzna, zdając sobie sprawę, że zrobił co w jego mocy, poprosił Toma o pomoc w zamian za udzielenie jej.
— Teraz to ja potrzebuję Twojej pomocy- Zaznaczył na wstępie.
— Zaraz… Myślałem, że…
— Nieważne co myślałeś. Teraz wykonasz dla mnie kilka prostych zadań.
— Jak to? — Zdziwił się Tom.
— Właściwie odkąd zobaczyłem, jak idziesz, pomyślałem, że możesz wykonać dla mnie kilka misji.
— Mów jakie. Nie chcę tu siedzieć.
— Więc po pierwsze…
Tom nie miał wyboru i zgodnie ze wskazówkami ruszył ku pierwszemu zadaniu.
Pierwsze, co musiał wykonać, to zabezpieczenie płotu wokół farmy. Po skończonym zadaniu zauważył za płotem postać przypominającą truposza.
Biegiem ruszył do mężczyzny.
— Dobrze, a teraz pomożesz mi w obronie tego miejsca.
— Że co?!
— Posłuchaj mnie uważnie. Ludzie, czy nie, atakują bez zastanowienia.
— Wie Pan, że…
Na tym rozmowa się zakończyła. Tom musiał wziąć do rąk siekierę i zaczęła się krwawa rzeź.
Truposze stały pod płotem, próbując go zniszczyć. Tom machnął siekierą raz i odciął głowę jednemu z nich.
Następnie zaatakował kolejnego i jeszcze jednego.
Głowy upadały na ziemię, a ciała przestawały żyć. Padały, rozlewając krew.
Tom w końcu zaczął myśleć nad ucieczką z tego miejsca. Nie miał jednak odwagi, aby powiedzieć to właścicielowi. Na całe szczęście lub nie. Jeden z tych żywych trupów zaatakował go i zaczął jeść wnętrzności.
Tom Szybkim ruchem odciął mu głowę, ale po mężczyźnie pozostało tylko rozbebeszone ciało. Był martwy.
W takiej sytuacji Tom wszedł do domu.
Białe ściany, a na nich obrazy rodzinne… To przypomniało mu o tym, że nie może tu zostać.
Teraz Tom wszedł do kuchni. Zaczął szukać prowiantu. Szybko znalazł puszki z mięsem, butelki wody mineralnej oraz jakieś krakersy.
Spakował się i ruszył do stodoły obok.
Tam na jego szczęście znajdował się stary Viper. Wsiadł.
Już miał odpalać silnik, kiedy usłyszał głos.
Wołał go.
Tom wysiadł.
Teraz kierował się w stronę ciała.
Zaczął nerwowo przeszukiwać zwłoki.
W jednej z kieszeni odnalazł naboje do pistoletu, w drugiej kluczki do pojazdu.
Wziął jeszcze na szybko pistolet kaliber 25mm i wrócił do Vipera.
Uruchomił silnik i ruszył na drogę.
Słońce powoli zachodziło, a jednak Tom nie chciał nawet zatrzymać pojazdu, aby odpocząć.
Długo po zachodzie słońca Tom dotarł do jakiejś wsi. Tam zatrzymał Vipera i wyjął trochę kanapek uszykowanych jakiś czas temu.
Zjadł.
Nagle przed maskę wyskoczył mu jeden z tych trupów. Próbował się dostać do środka.
Tom mając siekierę na przednim siedzeniu, nawet o niej nie pomyślał. Teraz natomiast ruszył w dalszą drogę.
Kiedy dotarł do jakiegoś miasteczka, na zegarze dochodziła piąta rano.
Zatrzymał się na stacji paliw, aby zatankować.
Tutaj mógł poczuć się chwilę bezpiecznie.
Po zatankowaniu spojrzał na zegarek na swoim ręku.
Szybko postanowił, że pojedzie dalej.
Jednak kiedy usłyszał krzyk, który wyraźnie wołał pomocy, od razu postanowił to sprawdzić.
Zabrał siekierę, zamknął pojazd i ruszył w kierunku pobliskiego hotelu.
Tam pod drzwiami od holu zauważył dwóch zombie próbujących dostać się do środka budynku, który był zamknięty na kraty antywłamaniowe.
Tom pchnął jednego z nich i wbił siekierę w drugiego, a następnie zmiażdżył głowę temu pierwszemu. Z drugiego wyjął siekierę.
Z okna na parterze wyskoczył kobieta.
Była cała we krwi. Jej twarz pochłonięta wdzięcznością, mówiła, że potrzebuje pomocy.
Tom bez zastanowienia się, co dalej, spytał jej, jak ma na imię.
— Maria- Odpowiedziała kobieta.
— Czego potrzebujesz?
— Obudziłam się rano i nie wiem co się tu dzieje. Kelner, który miał przynieść mi szampana z rana, dobijał się do drzwi. Był… Jakby martwy. Zaatakował mnie od razu, jak tylko otworzyłam drzwi. Musiałam… Musiałam go zabić.
— Co to może być?
— Też jesteś zdezorientowany? — Zapytała kobieta.
— Owszem. Ja ich zabijałem… Ale… Nie dla przyjemności. Rano… Jakieś dwa dni temu obudziłem się i ruszyłem w drogę szukać ludzi. Znalazłem jednego, ale on… Został zabity.
— Co to może być?… — Kobieta popadła w jeszcze większe zastanowienie.
— Nie wiem- Odpowiedział Tom- Wiem tylko, że muszę się stąd wydostać.
— A ja?
— Nie bądź zaskoczona, ale ja nie potrzebuję pomocy.
— Lekarz.
— Co?
— Jestem lekarzem z zawodu. Mogę pomóc.
— W czym? Chociaż w sumie… Od czasu wypadku na drodze boli mnie głowa.
— Tabletki nie pomogą?
— Ty jesteś lekarzem. Tak?
— Chodźmy lepiej stąd. Porozmawiamy w bezpieczniejszym miejscu.
— Masz rację.
Maria i Tom ruszyli w kierunku jego pożyczonego Vipera.
— To Twoje auto? — Spytała Maria, kiedy byli na miejscu.
— Nie. Pożyczyłem, a raczej wziąłem sobie.
— Czemu?
— Nie miało już właściciela, a ja potrzebowałem transportu.
— To nie wyjaśnia wszystkiego.
— Wiem, ale nie mam czasu dalej o tym myśleć. Musimy dostać się do bezpiecznej strefy, o ile taka istnieje.
Wsiedli do Vipera i Tom odjechał ze stacji paliw.
Teraz jechali do samego wieczoru, kiedy to Tom nie zatrzymał się na parkingu przydrożnym.
Teraz oboje zaczęli zastanawiać się, gdzie mogą pojechać.
— Wiesz co? Znam pewne miejsce, gdzie powinno być bezpiecznie.
— Gdzie? — Zainteresował się Tom.
— Stare bunkry z drugiej wojny światowej.
— Na pewno?
— Owszem. Są zaraz przy bazie wojskowej. Tam będą leki oraz żywność. Może nawet ludzie.
— Dobry pomysł. Gdzie to jest?
— Jakieś sto kilometrów stąd. Koło morza.
— Aha- Tom nie miał nic przeciwko. Jednak nie przewidywał konsekwencji.
Po tej rozmowie postanowili, że rano wyruszą w dalszą drogę.
Rozdział 3: Baza wojskowa
Z samego rana ruszyli drogą nad morze.
W międzyczasie zdążyli porozmawiać szczerze i dotarli do wniosku, że gdy tylko koszmar się zakończy, zrobią coś dla przyszłości.
Tom po długiej jeździe zatrzymał samochód na stacji paliw, zatankował i wszedł do budynku po prowiant.
Ze stacji zabrał kanapki, burgery, chipsy i napoje. Wszystko spakował do bagażnika, a część z tego podzielił na kilka porcji i razem z Marią zjedli długo oczekiwany obiad.
Następnie ruszyli w dalszą drogę.
Jakieś dwie godziny później…
Około trzy mile od ostatniego postoju, samochód, którym jechali, nagle się zatrzymał. Nie brakowało mu paliwa. Tom sprawdził to dwa razy. Nie był pewny, co się mogło wydarzyć.
Maria lekko przysnęła, więc Tom został sam na polu bitwy.
Teraz zajrzał pod maskę. Wszystko wyglądało normalnie. Spróbował raz jeszcze uruchomić silnik.
Nic.
Ponowne próby dawały ten sam rezultat. Tom jeszcze raz wysiadł z pojazdu. Tym razem sprawdził akumulator. Ten… Był rozładowany.
Tom obudził Marię i założył na siebie plecak. Maria wysiadła i spytała go:
— Co się stało?
— Akumulator wysiadł. Musimy iść na pieszo.
— Jesteś pewien?
— Chyba tak. Raczej.
— To może ty pójdziesz poszukać w pobliskiej wsi, a ja poczekam.
— Na pewno?
— Tak.
— Dobrze.
Tom zostawił pistolet i trochę żywności Marii. Następnie ruszył prosto drogą.
Pod wieczór dotarł do wsi.
Ta wyglądała na opuszczoną. Tom jednak nie obchodził się tym.
Po kolejnych kilku godzinach doszedł na parking pod jakimś sklepem spożywczym.
Nagle usłyszał dziwny krzyk. Przypominał jęk bydła i jednocześnie warkot silnika morówki.
Teraz stał nieruchomo i nasłuchiwał.
Zza rogu sklepu wyłonił się martwy człowiek. Stał na nogach i wyglądał jak trup.
Tom wiedział już, że to jest niebezpieczne.
W tym momencie zaczął żałować, że nie zabrał ze sobą siekiery.
Stał cicho, oddychając ciężko.
Trup zaczął wracać za budynek.
Teraz Tom uznał, że ma chwilę czasu, aby zabrać jakiś akumulator, który pociągnąłby jeszcze kilka kilometrów.
Szybko wybił szybę z wozu policyjnego. Otworzył drzwi i… Wtedy zombie znowu pojawił się na horyzoncie.
Tom wsiadł do pojazdu.
Starał się uruchomić silnik. Po dłuższej chwili udało się.
Teraz odjechał w stronę Vipera.
Kiedy około dwie godziny później dojechał na miejsce.
Marii już nie było. Został tylko pistolet i…
Tom wysiadł z samochodu. Kiedy podszedł do Vipera, Ktoś chwycił go za nogę.
Tom schylił się po pistolet. Kiedy wziął go w dłoń, zauważył głowę Marii. Wyglądała jak… Trup.
W pewnej sekundzie, kiedy Tom zastanawiał się, co dalej zrobić, Maria ugryzła go w kostkę. Tom bez wahania ją zastrzelił.
Krew rozlewała się. Tom zaczął opatrywać ranę. Po zakończeniu, kulejąc, zaczął przemontowywać akumulator. W końcu odjechał, przejeżdżając trupa.
Jechał teraz w ciszy do tego sklepu.
Gdzieś około godziny piątej wysiadł z samochodu i z pistoletem w dłoni zaszedł do sklepu.
Ten stał zamknięty.
Tom nie wiedział, co ma zrobić. Nie opłacało mu się wybić szyby.
Teraz stał z zamkniętymi oczami.
Pył zaczął wolno opadać na ziemię. Biały pył…
Wtem nad nim przeleciał myśliwiec. Tom wiedział, że musi jechać dalej. Z pobliskich samochodów wyjął dwa akumulatory i spakował je do bagażnika.
Wsiadł i odjechał.
Teraz jechał ostrożnie. Gdzieś około południa wjechał na autostradę. Ta poprowadziła go prosto do miasta, w którym stacjonowało wojsko.
Na pierwszy rzut oka, strażnicy zaczęli w niego celować.
— Nie róbcie tego! — Krzyknął Tom i zaczął machać rękoma.
— Czemu?! Skąd mamy mieć pewność, że nie jesteś jednym z nich?!
— Kim?! — Tom nie wiedział, o co chodzi.
— Tym, który jest na przeszpiegach! Zabieraj swój tyłek, skąd przyszedłeś! Z bunkra!
— Co? Ja?!… Nie jestem!… Dobra. Zobaczymy, czy oni mi pomogą!
Tom wsiadł do samochodu i odjechał kawałek dalej.
Zaczął szukać bunkrów. Niestety zajęło mu zbyt dużo czasu. Zapadł zmrok.
W tej godzinie Tom przejechał niepostrzeżenie obok leśnej posiadłości.
Nagle zatrzymał się i cofnął.
Rozdział 4: Zadanie
Tom zatrzymał pojazd na parkingu do leśnej posiadłości. Wysiadł. Zabrał ze sobą pistolet i ruszył do budynku.
Ten stał pokryty mchem i zaroślami.
Te natomiast wyglądały jak z kosmicznego ogrodu cudów.
Tom złapał za klamkę. Nic.
Postanowił zapukać. Na szczęście dostał odzew.
— Czego?! — Warknął męski gruby głos.
— Ja… Chcę tu przenocować. Szukam bunkra.
— Kim jesteś? — Ten sam głos uchylił w tym momencie drzwi.
— Ja… Tom. Do bazy… Znaczy się…
— Nie ma co się jąkać. Ugryzł cię któryś?
— Właściwie to… Nie.
— Dobrze właź. Zamelduj się u góry.
— Mam iść na górę?
— Nie. Do szefa. Jest w kuchni.
Tom wszedł. Drzwi ponownie się zatrzasnęły.
Teraz wszedł do przestronnej kuchni o nowoczesnym wyglądzie.
— Przepraszam. Ja do szefa.
— Wiedziałem! — Krzyknął mężczyzna o brąz włosach i rudym wąsie.
— Ale… Ja…
— Te psy nie chciały Ciebie wpuścić do ich bazy. Co?
— Skąd to…
— Wiem. Nie jesteś pierwszy.
— Ja tylko…
— Bunkier? Naprawdę? Są dwa bezpieczne miejsca. Baza wojskowa i leśna posiadłość. Chociaż można nazwać ją bunkrem. Dobrze opatrzona, w żywność, wodę, prymitywne lekarstwa i… Nowych… Wiesz, ilu ludzi próbowało coś zdobyć? Antyzynę? Leki?
— Nie. Jestem tu tylko…
— Na chwilę? Tak wszyscy mówią. Słuchaj. Śpisz w garażu przerobionym na pokój. Rano zamelduj się do Rais’a. Będzie wiedział, co dalej.
— Ilu zginęło?
— Mnóstwo. Biegacze, zwykli ludzie… Oni… Ich… Zresztą idź już spać. Dobrej nocy.
Tom zrobił to, co ten mężczyzna mu powiedział.
Kilka godzin później…
Rano około godziny siódmej Tom został obudzony.
— W końcu wstałeś. Wiesz, która jest godzina? — Spytał mężczyzna z karabinem w ręce.
— Nie… — Odpowiedział Tom.
— Jestem Rais. Miałeś się u mnie zameldować rano.
— To… Która jest godzina?
— Siódma pięć. Pobudkę mamy o szóstej.
— Co mam zrobić? — Tom usiadł na łóżko.
— Trening. Uwierz mi. Potrzeba takich, którzy potrafią walczyć o każdą krew.
— Że co?!
— Żartuję. Te stwory i dodatkowo żołnierze… Oni zbierają coraz większe łupy. Antyzynę, żarcie… Musisz wykonać dla nas kilka prostych misji.