E-book
28.35
drukowana A5
61.32
Sekrety Lilly

Bezpłatny fragment - Sekrety Lilly

W kleszczach przeszłości


4.4
Objętość:
375 str.
ISBN:
978-83-8324-766-3
E-book
za 28.35
drukowana A5
za 61.32

Od autorki

Pragnę, by książka ta trafiła przede wszystkim w ręce osób, które nie wierzą, że spotka je w życiu jeszcze coś dobrego.


Nigdy nie traćcie nadziei. Życie jest pełne niespodzianek. Wasz los może odmienić się w każdej chwili.


Moją powieść dedykuję Kamilowi, który nieustająco mocno wierzy w moje możliwości i przez cały okres jej tworzenia ani na chwilę we mnie nie zwątpił.

Dziękuję.

Joanna

ROZDZIAŁ I: Trudna decyzja

Kiedy Lilly nalała sobie drugi kieliszek ulubionego prosecco, było już grubo po północy. Siedziała na balkonie swojej małej kawalerki, mieszczącej się na warszawskich Kabatach, tuż przy Lesie Kabackim, do którego tak lubiła zawsze zaglądać, gdy potrzebowała się wyciszyć, i pogrążyła się w rozmyślaniach. Lekko kręciło jej się w głowie, jednak nie była pewna, czy to rzeczywiście od wina. Była ciepła lipcowa noc i normalnie nie widziałaby w tym absolutnie nic dziwnego, że siedzi sobie na swoim balkonie, raczy się dobrym winem i rozmyśla. O wszystkim — o życiu, pracy, facetach…. W porze letniej robiła to bardzo często. Taki relaks po męczącym dniu, normalka. Ale czy teraz cokolwiek jest jeszcze normalnie, jak dawniej? Normalność to właściwie obecnie ostatnie słowo, które mogłoby do niej pasować. Gdyby tak mogła cofnąć czas! Ale nie, to przecież niemożliwe. Choćby nie wiem jak bardzo tego pragnęła. Siedząc na swoim balkonie i zbierając się do podjęcia tej jakże trudnej dla niej decyzji, czuła się jak skazaniec czekający na śmierć. Przecież nie tak to wszystko miało być! Zupełnie nie tak!

Trzymała w dłoni czarny cienkopis i sącząc powoli wino, gryzmoliła nim coś w swoim notesie. Już jako dziecko była dobra w pisaniu. Tak przynajmniej mówiły jej nauczycielki. Ale czy to aby na pewno prawda? Do dziś doskonale pamięta, jak ojciec wpadł w szał, gdy dowiedział się, że jego jedyna córka wcale nie będzie zdawać na prawo, tylko na filologię polską. Szalał, kiedy usłyszał, że chce zostać poetką. Krzyczał, że ją wydziedziczy i nie będzie już chciał widzieć jej na oczy. Ten człowiek nie znosił absolutnie żadnego sprzeciwu. A jednak postawiła na swoim i poszła na polonistykę.

Taka sama jak jej matka — uparta, przekorna, harda. Mimo nienagannych manier i dobrego wychowania potrafiła pokazać pazurki, oj potrafiła! Tak zwana panienka z dobrego domu, jednak przy tym z pewnego rodzaju zadziorem, który od zawsze przyciągał do niej mężczyzn, a którego grzecznym dziewczynkom zazwyczaj brakuje. Tylko czemu lgną do niej akurat dranie? Pech? A może przeznaczenie?? Czy to jakaś kara??? O tym, że przyciąga do siebie niewłaściwych facetów, nie raz już miała okazję boleśnie się przekonać.

Ojciec nie wydziedziczył jej za nieposłuszeństwo, tak jak się odgrażał, kiedy powiedziała mu o dostaniu się na polonistykę, ale odsunął się od niej emocjonalnie jeszcze bardziej. Od tamtej pory nie mogła liczyć już praktycznie na nic z jego strony — ani na jakiekolwiek wsparcie, ani na pomoc finansową, więc już po rozpoczęciu studiów musiała radzić sobie jakoś sama. Zamieszkała w akademiku. Wieczorami pracowała w klubie studenckim jako kelnerka, a w weekendy dorabiała sobie, udzielając korepetycji z języka polskiego. Od początku wiedziała, że nie chce być nauczycielką, tylko zająć się zawodowo pisaniem, gdy skończy wreszcie te studia. Wiersze pisała właściwie już od podstawówki, lecz zawsze lądowały one na dnie szuflady jej biurka. Długo nie miała odwagi pokazać je komukolwiek, bo jej zdaniem wciąż nie były dość dobre. Tak samo zresztą, jak i ona sama. Tak przynajmniej uważał jej ojciec. Chyba. A może jednak nie? Widział w niej głównie braki i niedoskonałości. Był raczej surowym trenerem niż ciepłym, kochającym tatą. Gdy była dzieckiem i jej koleżanki opowiadały o zabawach i wyprawach ze swoimi ojcami, o zabieraniu na lody, do kina czy na rower, ona ze zdziwienia otwierała szeroko oczy. To tatusiowie naprawdę tak robią? Przecież od swojego słyszała tylko nakazy i zakazy, jaka być powinna i czego nie wolno jej robić.

Lilly spojrzała tępo przed siebie. Jej wzrok zatrzymał się na budynku supermarketu, w którym w każdy piątek po południu robiła zakupy. Ciekawe, co ojciec powiedziałby, gdyby pracowała tam jako kasjerka. Wstyd i hańba! Pewnikiem by ją wydziedziczył. Przecież to nie przystoi córce znanego prawnika, miała przejąć po nim kancelarię! A tymczasem marnowała sobie życie, pisząc nikomu niepotrzebne wiersze.

Jako początkująca poetka nie zarabiała wiele, właściwie to prawie tyle co nic. I chyba właśnie to sprowadziło na nią te wszystkie kłopoty. Gdyby nie brak pieniędzy, to może wszystko potoczyłoby się inaczej. No ale nie mogła prosić przecież ojca o pomoc! Na to była zbyt dumna. I w dalszym ciągu ma w sobie do niego zbyt dużo żalu — za to, kim zawsze dla niego była albo może raczej kim nie była, a chciałaby i być powinna — jedyną, ukochaną, wyjątkową córką, którą akceptowałby taką, jaka jest, ze wszystkimi jej niedoskonałościami.

Na kartce drukowanymi i lekko pochylonymi literami nagryzmoliła:

31 LIPCA 2019 r.

LILLY — CHARAKTERYSTYKA

W sumie to nie wiedziała, po co właściwie chce ją napisać. Może jako podsumowanie swojej marnej egzystencji? Jako symbol jej końca, który ma wkrótce nieuchronnie nastąpić?

Liliana Krętek, pseudonim artystyczny — Lilly.

Lat 35.

Oczy piwne, włosy długie, kruczoczarne.

Sylwetka szczupła.

Zawód — poetka.

Stan cywilny — panna.

Dzieci —

Tu zatrzymała się i z jej oczu poleciało kilka gorzkich łez, rozmazując niektóre litery jej rzeczowej i zupełnie niepoetyckiej charakterystyki. Ciekawe, jak wyglądałaby jej córeczka. Czy odziedziczyłaby hiszpańską urodę po swojej mamie i babci?

Lilly, jako posiadaczka zarówno polskich, jak i hiszpańskich korzeni, zawsze była temperamentną osobą. Emocjonalna i wrażliwa, łatwo przejmująca nastroje ludzi wokół niej i nie radząca sobie zbyt dobrze w sytuacjach stresowych — niełatwo w tych czasach żyć takim wrażliwcom. Zdecydowanie wolałaby mieć grubą skórę, swojego rodzaju pancerz ochronny, który ochroniłby ją przed tymi, którzy chcieliby ją skrzywdzić. Jej matka pochodziła z Hiszpanii i gdy kilka lat po ukończeniu studiów ojciec pojechał na wakacje do Barcelony, traf chciał, że poznał tam właśnie ją — piękną Sofíę. Na plaży, w piękny, gorący dzień. Natychmiast wpadła mu w oko, więc zagadał do niej po angielsku i tak to się wszystko zaczęło. Klasyczna filmowa miłość od pierwszego wejrzenia. Tak wielka, że kobieta przeniosła się dla swojego ukochanego do jego kraju — Polski. Szybko zamieszkali razem w Warszawie, pobrali się, a wkrótce potem na świat przyszła ona — mała Lilianka, skóra zdjęta z mamy. Jaka szkoda, że nawet jej nie pamięta. Gdyby w jej życiu nie zabrakło matki, to może wszystko potoczyłoby się inaczej i teraz nie siedziałaby sama w środku nocy, próbując zdobyć się w końcu na odwagę, żeby to wszystko zakończyć.

Odkąd pamięta, nienawidziła imienia Liliana, choć w sumie to nawet nie wiedziała tak naprawdę do końca dlaczego. Może dlatego, że mówił tak do niej ojciec, tym swoim protekcjonalnym, pouczającym, nieznoszącym sprzeciwu tonem? Prawie nikt nie zwracał się do niej tak oficjalnie. Oprócz niego. Przez znajomych, nauczycieli i krewnych była nazywana po prostu Lilą lub Lilką. Pseudonim Lilly stworzyła sobie sama na potrzeby wykonywanego ostatnio zawodu. No dobrze, może nie całkiem sama, tylko z małą pomocą swojego wspólnika. Jeśli Radka można było w ogóle nazwać wspólnikiem, a zajęcie to — zawodem. Zawodem, którego tak bardzo się wstydziła i o którym chciałaby raz na zawsze zapomnieć. Tym, który wprawdzie przyniósł jej spore korzyści finansowe i dzięki któremu poznała swoją wielką miłość, ale który jednocześnie zniszczył ją psychicznie i pośrednio doprowadził do punktu, w którym nie chciała już żyć. A zawód ten nie miał absolutnie nic wspólnego z poezją.

Z brzucha Lilly dobiegło charakterystyczne, ciche burczenie.

— Jesteś głodna, maleńka? — powiedziała łagodnym szeptem, kierując swój wzrok na nadal płaski, pomimo jej błogosławionego stanu, brzuch.

Tak ją nazwała, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży — mała. Czasem używała też zdrobnień malutka, maleńka, maleństwo. Właściwie to przecież jeszcze nawet nie zna płci swojego dziecka. Jednak już od samego początku coś jej mówiło, być może jakaś matczyna intuicja, że to będzie dziewczynka. Ba, mało tego, ona była tego prawie pewna, gdy tylko usłyszała od lekarza, że rzeczywiście spodziewa się dziecka! Nie miała jednak odwagi nadać swojemu maleństwu konkretnego imienia, skoro nie będzie miało ono szansy nawet się urodzić. Mimo wszystko już się do niego przywiązała, dlatego tym trudniej będzie jej zrobić to, co planowała już od tygodnia.

— Chodź — powiedziała łagodnym tonem do swojego brzucha, gładząc go jednocześnie z czułością. — Zjemy sobie coś dobrego, w końcu mogę, wisi mi to, jak będę wyglądać. I tak już niedługo mnie tu nie będzie.

Przełknęła głośno ślinę i poprawiła się:

— Nas.

Tak bardzo nie chce zabijać swojego dziecka! Ale sama nie może przecież dalej żyć. Nie potrafi. Nie po tym wszystkim, co się wydarzyło. Pewnie gdyby napisała swoją autobiografię lub przynajmniej jakąś powieść opartą na prawdziwych wydarzeniach z jej życia, to zarobiłaby na niej fortunę. Ale na co jej teraz pieniądze. Jedyne, czego by pragnęła, to cofnąć czas. A to przecież nie jest możliwe.

Westchnęła, podniosła się z plecionego krzesła i weszła na chwilę do domu, kierując się od razu do kuchni. Ubrana w krótkie, jeansowe szorty, czarny, mocno dopasowany T-shirt, w żółtych plażowych japonkach, przypominała swym wyglądem nastolatkę. Nikt nie przypuszczałby, że jest w ciąży. A nawet jeśli ludzie się dowiedzą, to jej już nie będzie to obchodzić, powędruje wraz ze swoim maleństwem do innego, być może lepszego świata. No ale nic dziwnego, że nikt jeszcze niczego nie zauważył — zawsze była przecież bardzo szczupła, a to dopiero trzeci miesiąc.

Gdyby była to już końcówka ciąży, prawdopodobnie nie myślałaby o samobójstwie. Gryzłoby ją sumienie. Ona sama cudem uratowała się, gdy znajdując się jeszcze bezpiecznie w brzuchu swojej matki, miały wypadek samochodowy, wracając tuż przed Bożym Narodzeniem ze szkoły rodzenia do domu. Kobieta była wtedy w ósmym miesiącu ciąży. Lubiła te zajęcia, uspokajały ją, wyciszały lęk przed czekającym ją wkrótce porodem. Ojciec Lilly wyjątkowo nie mógł towarzyszyć swojej żonie, gdyż musiał uczestniczyć w ważnej rozprawie sądowej. Było ślisko, mgliście i szaro, bardziej listopadowo niż bożonarodzeniowo. Jej matkę ogarnęła nagle senność w ciepłym samochodzie i dosłownie na chwilę przymknęła oczy, siedząc za kierownicą. Niestety, tych kilka chwil wystarczyło, by doprowadzić do nieszczęścia. Sofíę natychmiast zabrano do szpitala, wywołano wcześniejszy poród i tym oto sposobem przyszła na świat Lilly. Jednak jej mama nie miała tyle szczęścia, by nacieszyć się swoją małą pociechą. Zderzenie z TIR-em okazało się dla niej śmiertelne. Nie udało się jej uratować i tuż po porodzie zmarła.

Ojciec był podobno zdruzgotany, nie mógł się pogodzić ze śmiercią ukochanej żony, a na nowo narodzoną córkę patrzył z niechęcią, żalem i pewnego rodzaju pretensjami. Chyba podświadomie obwiniał ją za śmierć miłości jego życia. Może gdyby nie to wywołanie przedwczesnego porodu, gdyby nie dziecko, to udałoby się ją jednak jakoś uratować z tego nieszczęśliwego wypadku?

— Może to dlatego mnie nienawidzi? — pomyślała Lilly, otwierając lodówkę w kuchni i wyjmując z niej duży kawałek czekoladowego tortu. — Ale jak można nienawidzić swojej pociechy???

Nawet ona kocha swoją nienarodzoną maleńką istotkę, pomimo iż jest ona owocem znajomości z kimś, kogo miałaby ochotę zmieść z powierzchni z tego świata.

Położyła sobie na talerzyk pokaźną porcję ciasta i wróciła z powrotem na balkon. Usadowiwszy się wygodnie na ulubionym plecionym krześle, wzięła do ust pierwszy kęs.

— Marzyłam o tej chwili… — pomyślała, uśmiechając się błogo sama do siebie. — W końcu mogę zjeść coś dobrego bez wyrzutów sumienia. Już nie muszę się martwić, jak będę potem wyglądać, bo i tak już niedługo mnie tu nie będzie. Czy to nie cudowne?

Odkąd pamięta, musiała uważać na linię i to nawet nie tyle dlatego, że była gruba. Przeciwnie — miała smukłą, nienaganną sylwetkę, której mogłaby jej pozazdrościć niejedna kobieta. Taką samą jak jej matka. Ale ojciec już od jej urodzenia obawiał się, że jego jedyna córka będzie grubaską. Jakby nie wiedział, że małe bobasy zazwyczaj wyrastają ze swoich uroczych wałeczków. Nie miała pojęcia, skąd te irracjonalne obawy, skoro był on bardzo trzeźwo myślącym, niemartwiącym się na zapas i niepoddającym się lękom człowiekiem. A może tak jej się tylko wydawało?

Już od dziecka miała ułożone specjalnie przez dobrego dietetyka menu, takie, by zapobiec ewentualnemu nadmiernemu przyrostowi jej wagi. O słodyczach czy fast foodach mogła sobie tylko pomarzyć. Owszem, od czasu do czasu udało jej się zjeść coś pysznego, a przy tym oczywiście niezdrowego — w szkole, gdy została poczęstowana przez koleżanki, ale kiedy przypadkiem wygadała się o tym ojcu, dostawała karę — godzinę ćwiczeń pod okiem trenera dziecięcego, by spalić kalorie z ociekającego tłuszczem hamburgera czy chipsów.

Teraz wydaje jej się to po prostu chore. Jak można traktować tak swoje dziecko? To cud, że przy takiej tresurze wyrosła na w miarę normalną kobietę. W miarę. Bo biorąc pod uwagę jej zachowania i działania z ostatnich miesięcy, śmie twierdzić, że jej zdrowie psychiczne pozostawia wiele do życzenia.

Zatopiła usta w kawałku pysznego tortu czekoladowego ozdobionego truskawkami, który kupiła popołudniu w cukierni po drodze, wracając z wydawnictwa. Pojechała tam osobiście, by zapytać o postępy w procesie wydawniczym jej nowego tomiku wierszy Piękno życia. Koszmarnie długo to wszystko trwa. Co za ironia, że akurat ona napisała wiersze o tym, jak cudownie jest żyć! Ona — udręczona, rozczarowana, oszukana i zmęczona życiem kobieta w kwiecie wieku, która powinna brać je garściami, a z wielkim trudem stara się opóźnić moment, kiedy zniknie stąd na zawsze. Ale teraz chociaż raz postanowiła nie martwić się na zapas i cieszyć się chwilą.

— Jestem w raju… — pomyślała, delektując się każdym kęsem.

To dla niej zupełna nowość — jeść niezdrowe rzeczy bez poczucia winy. Niestety, obsesja ojca na punkcie jej wagi w końcu przeniosła się i na nią samą niczym zaraza. Jako nastolatka nie była już w stanie przełknąć niczego, co było niezdrowe lub wysokokaloryczne, nawet gdy ktoś mocno ją do tego namawiał. Owszem, miało to swoje plusy, ponieważ dzięki temu cieszyła się nieustannie nienaganną, bardzo szczupłą sylwetką, lecz jej życie stało się pasmem kulinarnych wyrzeczeń i obsesyjnego myślenia, co chciałaby zjeść, jednak nie może sobie na to pozwolić.

— Ojciec byłby doskonałym trenerem… — mruknęła, pochłaniając ostatni kęs czekoladowego przysmaku. — Tylko że wcale nie sportowym, raczej życiowym. I prędzej treserem niż trenerem. Czy ludzi, z którymi pracował, też tak tresował? Swoich klientów? Niczym dzikie zwierzęta, które trzeba okiełznać i zdominować?

Nigdy nie wiedziała zbyt wiele o jego pracy, poza tym, że był świetny w tym, co robi, o czym dowiadywała się najczęściej z artykułów w codziennej prasie. Wiedziała o nim bardzo mało, bo zwyczajnie nie dopuszczał jej do siebie. Od początku jej istnienia wydawał się być ciągle bardzo daleko. Materialnie zapewniał jej wszystko — opłacał zajęcia tańca, dwóch języków obcych i basen, dawał pieniądze na markowe ciuchy, biżuterię i drogie wycieczki… Z jednej strony miała więc wszystko. A z drugiej czuła się, jakby nie miała nic. Bo brakowało jej jego miłości, bliskości i czułości. Takiego normalnego, zwyczajnego, kochającego taty. Jak miliony innych tatusiów na tym świecie. Jednak nigdy nie miała odwagi, by powiedzieć mu to prosto w oczy. Być może to wszystko przez śmierć jej matki… Takie wytłumaczenie miało dla niej ręce i nogi.

Nawet samo jej imię — Liliana — było naznaczone śmiercią. Otrzymała je od ojca na cześć matki, na której grobie podczas pogrzebu złożono wielki bukiet pachnących lilii. Czy takie jest jej przeznaczenie? Umrzeć młodo? Prawie jak mama. Tego nie wiedziała, ale była święcie przekonana o nieuchronności wprowadzenia swojego zamierzenia w czyn. Czy ON się o tym dowie? I czy w ogóle dowie się, że nosiła pod sercem JEGO dziecko? ON — jej miłość i przekleństwo, jej wybawca i kat. Czy to by coś zmieniło między nimi na lepsze, chciałby rozwieść się z żoną, a ożenić z nią? Czy w ogóle kiedykolwiek naprawdę chciał się z nią ożenić? Jest przecież takim samym draniem jak jej własny ojciec — zadufanym w sobie, wyrachowanym, wymagającym i wiecznie niezadowolonym facetem, niszczącym życie tych, którzy go kochają i robią wszystko, by go uszczęśliwić. No dobrze, może ojciec nie jest aż takim dupkiem. Z pewnością nie jest. Bo o ile w jego zachowaniu próbowała szukać jakiegoś racjonalnego wyjaśnienia, tłumacząc je śmiercią jego ukochanej kobiety i nawet wydawało jej się to wszystko w miarę logiczne, tak w przypadku J. nie potrafiła takowego znaleźć. J… jak Jarek. Odkąd widzieli się ostatni raz, nie ma odwagi wypowiadać jego imienia, nawet w myślach. Woli mówić o nim ON lub nazywać go pierwszą literą jego imienia, gdyż wtedy łatwiej złapać jej dystans do całej tej chorej znajomości.

— Och, mamo… — westchnęła smutno, podnosząc wzrok ku niebu. — Gdybyś tu była, to może nie wplątałabym się w to wszystko… Tak bardzo chciałabym z tobą porozmawiać! Jak córka z matką. Kobieta z kobietą. Co doradziłabyś mi, gdybym ci powiedziała o J.? Przypuszczam, że raczej nie popełnienie samobójstwa.

Lilly spuściła głowę i pogładziła się znów po brzuchu.

— Powiedziałabyś mi, żeby walczyć o J.? Nie, prawdopodobnie byś tego nie zrobiła. Na pewno nie. Chciałabyś, żebym miała swój honor, urodziła dziecko, ale wychowała je bez udziału tego sukinsyna, z pomocą twoją i ojca. Czy w ogóle zainteresowałabym się J., gdybym miała pełną rodzinę, a nie była zdana na wiecznie niezadowolonego ojca, który chciał sobie stworzyć córkę idealną? Pewnie nie. To wszystko przez to, że wychowałam się w popieprzonym domu. A mój ojciec ma więcej empatii dla swoich klientów niż dla swojej własnej córki.

Z tych głębokich rozważań wyrwały Lilly nagle dość silne mdłości. Zrobiło jej się niedobrze i nie była pewna, czy winę za ten stan rzeczy ponosił tłusty tort, do konsumpcji którego jej żołądek był zupełnie nieprzyzwyczajony, kilka kieliszków wina czy też może po prostu ciąża. Pogładziła brzuch z przepraszającym wyrazem twarzy i powiedziała cicho w jego kierunku:

— Przepraszam, maleństwo, wiem, że nie powinnam pić, mając ciebie. W normalnych okolicznościach nigdy bym sobie na to nie pozwoliła. Nie chcę, żeby stała ci się jakakolwiek krzywda, ale… nie mam innego wyjcia.

W tym momencie załamał jej się głos i zaczęła płakać, starając się za wszelką cenę stłumić szloch, by nie budzić sąsiadów w środku nocy — sympatycznego, bezdzietnego małżeństwa, mniej więcej w jej wieku. Z Sandrą nawet bliżej się zaprzyjaźniła i zaczęły chodzić razem na basen, żeby zadbać o linię. Dobrze wie, jak bardzo jej sąsiadka pragnie mieć dziecko. A jej samej z powodu ciąży dosłownie zawalił się świat. Życie bywa czasem takie przewrotne i niesprawiedliwe! Ale ona nie ma u swojego boku takiego Przemka jak Sandra, na którego mogłaby liczyć w każdej sytuacji, który kochałby ją bezgranicznie i zawsze by się o nią troszczył, więc dziecko wcale nie jest dla niej błogosławieństwem.

Lilly tak naprawdę nigdy nie przepadała za dziećmi i nie chciała mieć własnych. Owszem, była w kilku związkach, ba, z jednym mężczyzną była już nawet zaręczona, kiedy jeszcze studiowała! Gdyby nie fakt, iż okazało się, że jej wybranek zdradzał ją na lewo i prawo, a ona dowiedziała się o tym wszystkim niemalże tuż przed samym ślubem, to zapewne wyszłaby za niego. Jednak nigdy nie planowała mieć dzieci. Trochę chyba się ich zawsze bała. Są takie kruche, a przy tym niedoskonałe, nieprzewidywalne i zdane na swoich rodziców. A może tak naprawdę ona po prostu boi, się czy poradziłaby sobie z macierzyństwem, mając za sobą trudne dzieciństwo i nie do końca radząc sobie sama ze sobą nawet w wieku dorosłym?

Jednak przewrotny los sprawił, że spodziewa się dziecka żonatego mężczyzny — męża i ojca, w którego sidła pozornej miłości wpadła jak śliwka w kompot. Dziecko mitomana i manipulatora. Gdy tylko dowiedziała się o ciąży, od razu pomyślała, że nie mogłaby urodzić tego maleństwa, a jednocześnie miała w sobie przekonanie, że nigdy w życiu nie byłaby w stanie zdecydować się na aborcję. Nie potrafiłaby pozbyć się takiego małego cudu natury i po prostu dalej normalnie żyć. Postanowiła więc zabić siebie samą, dopóki płód nie był jeszcze bardzo rozwinięty, aby dziecko nie cierpiało. Według niej. Wydawało jej się to mniejszym złem w całej tej beznadziejnej sytuacji. W końcu rozwiążą się wszystkie jej problemy, a to, czy ona sama będzie się męczyć przed śmiercią, niewiele ją w sumie obchodziło. Nie będzie musiała żyć z poczuciem winy. Po prostu zniknie. Nie był to nieprzemyślany, spontaniczny pomysł, myślała o tym od kilku dni, analizując sytuację, rozważając za i przeciw, starając się spojrzeć na sprawę tak chłodno, z dystansem, jak tylko potrafiła, o ile było to w jej położeniu możliwe. Tak jak nauczył ją ojciec.

Zaczęła przewracać kartki w notesie, szukając notatki, gdzie wypisała sobie za i przeciw popełnienia samobójstwa.

— Hmm… — zamyśliła się przez chwilę. — Plusów jest chyba jednak sporo więcej niż minusów — westchnęła i zaczęła ponownie analizować to, co napisała, chłodno i bez wyrazu, jakby zastanawiała się nad kupnem nowej pralki.

Jej sprytny umysł wypierał powagę sytuacji i próbował sprowadzić cały ten pomysł i podjęcie decyzji o zabiciu się do błahej, niewiele znaczącej sprawy, by nie pęknąć i nie zwrócić się do kogoś o pomoc, aby żyć, urodzić i wychować swoją małą.

— Nie — potrząsnęła zrezygnowana głową. — Klamka zapadła.

Przynajmniej nie będzie już musiała znosić ostentacyjnych wyrazów rozczarowania swojego ojca, które wyrażał w stosunku do niej nieustannie, nie bacząc na to, że zwyczajnie ją tym rani. Nie potrafi sobie nawet wyobrazić, jak zareagowałby na wieść, że zostanie dziadkiem, a ojcem jego wnuczki jest oszust i manipulant, który zniszczył ją emocjonalnie, zużył ją do cna, wyssał z niej całą życiową energię i wycofał się z powrotem do swojej rodziny, gdy wszystko przestało układać się po jego myśli. Tak, to byłby dla niego absolutny szok. Poza tym… czy potrafiłaby okazać swojej córeczce wystarczająco dużo ciepła, mając w pamięci fakt, że jest ona owocem toksycznej znajomości z J.? No i jak zniosłaby ciążę, skoro przez całe swoje całe życie obwiniała się za każdym razem, gdy waga wskazywała pół kilograma więcej, niż to sobie założyła? Byłaby w stanie normalnie jeść za dwoje, nie ograniczając kalorii, żeby nie zagłodzić płodu? To wszystko byłoby zbyt skomplikowane. Do tego doszłyby jeszcze zupełnie przyziemne sprawy, takie jak na przykład koszty utrzymania. Jak poradziłaby sobie bez pomocy J.? Bo przez ciążę bez wątpienia nie mogłaby liczyć na cokolwiek z jego strony. A do ojca przecież by się nie zwróciła. Pewnikiem wykląłby ją od dziwek i nigdy więcej już by się do niej nie odezwał, a co tu dopiero mówić o jego pomocy finansowej! No i jeszcze kwestia powiedzenia J., że będą mieli wspólne dziecko. Czy zdobyłaby się na to, by nie odbierać maleństwu szansy na poznanie swojego taty i dać mu możliwość kontaktowania się z nim, czy też ostatecznie byłaby zbyt dumna, by to zrobić? A może J. sam by się o wszystkim przypadkiem dowiedział? Ciekawe, jak zareagowałby, gdyby zobaczył ją kiedyś z pokaźnym ciążowym brzuszkiem. Czy w ogóle dopuściłby do siebie myśl, że to jego robota? Chyba do diabła nie namawiałby jej na usunięcie? Nie, aż takim padalcem chyba nie jest. Choć z drugiej strony… Biorąc pod uwagę fakt, iż zarzekał się, że kocha żonę, a bez skrupułów zdradzał ją z dziesiątkami kochanek, był wobec niej nieuczciwy i robił z niej naiwną idiotkę, można się po nim spodziewać tak naprawdę wszystkiego. Jeśli jego żona dowiedziałaby się o jej ciąży, to może sama wystąpiłaby o rozwód z orzeczeniem o winie, a wtedy przy trójce dzieci, w tym dwójce małych, oskubałaby go do cna. Ten skurwysyn próbowałby więc pewnie za wszelką cenę zrobić wszystko, żeby nigdy nie dowiedziała się, że on ma jeszcze nieślubne dziecko z inną.

Lilly zamknęła notes i ciągnęła dalej w myślach swój wywód. Jej szczupłe ciało wydawało się w ostatnich dniach trochę zaniedbane. Nieupiłowane paznokcie, rozczochrane długie włosy, brak makijażu… To zupełnie nie w jej stylu. Zawsze była bardzo zadbana. Lubiła się podobać — zarówno sobie, jak i mężczyznom wokół niej. Była kokieteryjna i próbowała się im przypodobać. Jako córka perfekcjonisty pragnęła zawsze zadowolić facetów, jej celem było uszczęśliwienie każdego swojego ukochanego. Żeby tylko zasłużyć na miłość. Być kochaną, szanowaną i akceptowaną. By być w jego oczach wystarczająco dobra. Niestety, wydawało się, że jej usilne starania odnosiły zupełnie odwrotny skutek. W pewnym sensie była maskotką dla tych wszystkich mężczyzn, z którymi łączyło ją coś więcej. Maskotką, którą wprawdzie początkowo w jakiś sposób podziwiali, adorowali i chcieli zdobyć, ale gdy się im w końcu znudziła, to odkładali ją na półkę. W miarę upływu czasu i kolejnych doświadczeń z mężczyznami zaczęła dostrzegać, że coś jest nie tak. Z relacjami, w które wchodziła, i z nią samą. Niestety, nie potrafiła znaleźć rozwiązania, jak mogłaby to zmienić. Wiedziała natomiast, że bez wątpienia musi mieć to jakiś związek z jej ojcem.

Jarka też pragnęła zadowolić. Chciała dać mu całą siebie, odwdzięczyć się za uratowanie jej z tego piekła, którego nie chciała już wspominać, i za miłość, którą ją obdarzył. Gdyby tylko wiedziała wcześniej, że to wcale nie była prawdziwa miłość, tylko chęć wyssania z niej wszystkiego, co najlepsze! Chciała dać wszystko komuś, kto absolutnie nie był tego wart, ale potrafił wykreować w jej oczach swój wizerunek w taki sposób, że udawało mu się nią z powodzeniem manipulować i osiągać zamierzone sobie cele, czerpać korzyści ze znajomości z nią, podczas gdy on sam nie dawał później z siebie nic. Tak, jej ukochany nie miał dla niej niczego oprócz pięknych słów i obietnic bez pokrycia, którymi długo ją karmił, ponieważ zauroczona iluzją bycia kochaną i pożądaną, nie była w stanie dostrzec prawdy. Po fazie zdobywania jej już tylko swojej żonie kupował prezenty, to żonę zabierał do kina czy teatru, z żoną jeździli razem na wspólne wakacje. Dla niej natomiast miał same puste, nic tak naprawdę nieznaczące i w ogóle niepokrywające się z rzeczywistością słowa oraz seks, którym był owładnięty.

Lilly poczuła nagle ukłucie w sercu. Tak bardzo była zazdrosna o żonę J.! A on, gdy się czasem kłócili, jeszcze jakby celowo dodatkowo podsycał w niej tę zazdrość, opowiadając, niby to od niechcenia, jak spędzali razem kolejną rocznicę ślubu, jak świetnie bawili się na imprezie rodzinnej czy jak im po latach znów dobrze było w łóżku. Dręczył ją i ranił z premedytacją. Doskonale wiedział, że chciałaby być na miejscu jego żony.

Przełknęła głośno ślinę. Nieuchronnie zbliżał się TEN moment. Moment, w którym wszystko wokół przestanie dla niej istnieć. Wyciągnęła z kieszeni szortów dwa opakowania tabletek i spojrzała na nie, z trudem powstrzymując łzy. Nie sądziła, że skończy w taki sposób. Nie tak to wszystko miało się potoczyć. Tępo wpatrywała się w nazwy leków na pudełkach: Midazolam i Nitrazepam. Oczywiście tak silnych lekarstw na receptę nie zdobyłaby ot tak sobie, od ręki. Leki z grupy benzodiazepin przepisuje się pacjentom w ostateczności, w przypadku przewlekłych, uciążliwych problemów ze snem, przy których słabsze leki nie znajdują zastosowania. Tak się jednak dziwnie złożyło, że Lilly miała kłopoty ze snem już od dzieciństwa. Nijak nie wiedziała, czym może być to spowodowane oraz jak to zmienić. Na początku specjaliści polecali jej uspokajające herbatki i ziołowe preparaty ułatwiające zasypianie, a z czasem, gdy była już dorosła, jej lekarz rodzinny zaczął przepisywać jej typowe leki nasenne — najpierw łagodne, a wraz z upływem czasu coraz silniejsze, gdyż jej problem ze snem nie mijał, tylko wręcz przeciwnie, coraz bardziej narastał. Nie skutkowało prawie nic. Tym sposobem miała jednak możliwość zdobycia bardzo silnych farmaceutyków, które trzymała właśnie w dłoni. Wystarczyło poprosić lekarza o receptę na coś mocniejszego, skoro poprzednio przepisane leki nie zadziałały.

Właściwie to ile ma ich połknąć? Wszystkie tabletki z tych dwóch opakowań? Nie może zażyć zbyt mało, żeby nie okazało się, że jednak przeżyła, tylko doznała przy tym uszkodzeń jakichś organów i zostanie kaleką na całe życie lub będzie umierać powoli w wielkim cierpieniu. O nie, to byłoby jeszcze gorsze niż urodzenie dziecka tego drania! Doskonale pamięta treść książki Paula Coehlo Weronika postanawia umrzeć, w której główna bohaterka chce popełnić samobójstwo i w tym celu zażywa sporą ilość środków nasennych, ale niestety, coś idzie nie tak i budzi się w szpitalu, dowiadując się przy tym, że leki te poważnie nadszarpnęły kondycję jej serca i czeka ją śmierć. Hmmm… Może lepiej byłoby podciąć sobie żyły? Albo rzucić się wprost pod pędzące metro?

W swoim życiu, w trudnych chwilach, nie mogąc liczyć na wsparcie ojca ani matki, już kilkakrotnie zastanawiała się nad popełnieniem samobójstwa. Do tej pory jednak nie miała odwagi wprowadzić swoich myśli w czyny. Wizja nieudanej próby samobójczej przerażała ją. Tak, zdecydowanie musi połknąć całe dwa opakowania tych tabletek. Tyle chyba wystarczy, żeby się już nie obudziła. Przez chwilę zrobiło jej się jakoś przykro. Z powodu ojca. Mimo iż traktował ją zawsze oschle, będzie to dla niego na pewno cios. Straci kolejną bliską mu osobę. W sercu zdesperowanej kobiety pojawiło przez chwilę wahanie. A może poradziłaby sobie i odnalazłaby się w tej nowej, wprawdzie niełatwej, ale jednak nie bez wyjścia sytuacji? Wtedy przypomniała sobie wszystkie manipulacje ojca, które na niej stosował, by uzyskać to, czego chciał, czyli jej bezwzględne posłuszeństwo. Jego karanie jej milczeniem, groźby, zastraszanie, wywoływanie poczucia winy i mówienie z wyższością, że nigdy nie dorośnie nawet do pięt swojej zmarłej matce, jeśli nie będzie bardziej pracowita, zdyscyplinowana i posłuszna. Nie, nie daruje mu tego. Pierwszy raz w życiu pomyśli tylko i wyłącznie o sobie.

Nie czekając już dłużej, zaczęła wyjmować po kolei z blistrów tabletki nasenne i łykać je jedną po drugiej, popijając co jakiś czas wodą mineralną, stojącą obok butelki z winem. Po dwóch minutach na posadzce balkonu leżały już tylko puste blistry po lekach, a ona sama, zobaczywszy je, znieruchomiała i spanikowała. Co takiego najlepszego zrobiła?! To już. Już połknięte. Niedługo zaczną działać. Boże, co teraz będzie, co będzie się z nią działo? Bała się cierpienia. Mogła wybrać sobie inny, szybszy sposób umierania, na przykład się powiesić albo skoczyć z jakiegoś wysokiego budynku. Jakiś wewnętrzny głos — być może instynkt samozachowawczy — podpowiadał jej, by pobiec do łazienki, nachylić się nad sedesem, włożyć palce do gardła i zwymiotować wszystko to, co połknęła. Ale nie, nie może się już wycofać… Nie teraz. Zamiast udać się do toalety w celu szybkiego zwrócenia tego, co znajdowało się właśnie w jej żołądku, nalała sobie kolejny kieliszek wina i wypiła jego zawartość jednym haustem. Będzie czekać spokojnie. To nie może długo trwać. Połknęła przecież dużą ilość. Musi jeszcze tylko troszeczkę wytrzymać, jeszcze tylko chwileczkę i zaraz będzie po wszystkim. Odwagi, Lilly! Wszystko będzie dobrze!

— Tak bardzo się boję!

Kobieta skuliła się na balkonowym krześle i nagle poczuła, że jej głowa robi się coraz cięższa, a ona sama coraz bardziej senna i otumaniona. Obraz przed jej oczami stał się podwójny i był coraz bardziej rozmazany, więc zamknęła oczy, gdyż było jej niedobrze, oparła głowę na skrzyżowanych rękach, które bezwiednie położyła na stoliku i powoli odpływała. Wydawało jej się, że gdzieś w oddali słyszy głos matki: „Lilly, ratuj się, dzwoń po pogotowie albo idź do Sandry i Przemka, biegiem, błagam, ratuj się!”. To dziwne, nigdy nie słyszała głosu swojej mamy, no chyba że będąc jeszcze w jej brzuchu. A jednak była pewna, że ten w jej głowie należał właśnie do niej. Wszystko stawało się coraz bardziej mgliste, wirowało, różne jej wspomnienia mieszały się i stapiały ze sobą. Na jej ciele wystąpiły zimne poty, cała się trzęsła. Bała się. Jednak czuła się przy tym na tyle bezradna, że postanowiła poddać się losowi. Ostatni raz pogładziła się czule po brzuchu, mając w pamięci swoją córeczkę i zasnęła.

W jej śnie pojawiły się trzy postacie i wszystkie one były nią samą w różnych okresach jej życia, przeżywającą ponownie trzy bardzo trudne dla niej doświadczenia, które naprawdę miały miejsce w jej przeszłości: okres pracy, którą jeszcze całkiem niedawno temu wykonywała i która okazała się początkiem jej końca, toksyczną znajomość z kolegą ze studiów, która jeszcze bardziej ją pogrążyła, oraz fatalny romans z J., którego owocem było dziecko noszone w jej łonie.

ROZDZIAŁ II: Lilly numer 1 — niemoralna propozycja

— Lila! Hej, Lilkaaaaa!

Lilly podniosła głowę znad „Gazety Wyborczej”, którą, zupełnie nie wiedząc dlaczego, miała zwyczaj czytać, siedząc na ławce przy kinie na ulicy Chmielnej. Często tam zaglądała, zwłaszcza latem, gdyż ta ulica miała dla niej w sobie coś magicznego. To tam poznała swojego niedoszłego męża. Była wtedy na trzecim roku polonistyki. Potrącił ją niechcący ramieniem, idąc i rozmawiając jednocześnie przez telefon. Okazał się kulturalnym gościem, więc przeprosił ją, zakończył rozmowę telefoniczną i zaczęli rozmawiać. Tak oto nawiązała się ich znajomość, która szybko przerodziła się w płomienne uczucie. To dlatego miała sentyment do Chmielnej. Kochała tego człowieka i kiedy dowiedziała się o jego wszystkich zdradach, bardzo mocno to przeżyła. Natychmiast powiedziała mu do widzenia. Minęło już ponad dziesięć lat, a jednak wciąż nie potrafiła wyrzucić z pamięci wielu miłych wspomnień z nim związanych.

— Hmm? — zdziwiona zaczęła rozglądać się wokół siebie, szukając wzrokiem właściciela tego znajomo brzmiącego męskiego głosu. Kilka metrów przed nią stał we własnej osobie Radek!

— Heeej, piękna! — mężczyzna powitał ją swoim szerokim uśmiechem. — Tyle lat, a ty wciąż śliczna i młoda, jak wtedy, gdy urywaliśmy się z wykładów, by powłóczyć się po Starówce. Nic się nie zmieniłaś!

Radek Sądecki. Stary kumpel ze studiów. Chodzili razem na imprezy, uczyli się do egzaminów i czytali sobie na głos wiersze Szymborskiej, siedząc na trawie Pól Mokotowskich. Był to typ faceta, z którym można było konie kraść. Lilly od początku, to znaczy odkąd się poznali, doskonale wiedziała, że wpadła mu w oko. Zerkał na nią ukradkiem, gdy tylko pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Wykorzystywał każdą możliwą okazję, by niby to przypadkiem ją dotknąć czy poklepać po ramieniu. Momentami wydawało jej się nawet, że ma pewnego rodzaju obsesję na jej punkcie. Ale może tylko jej się tak wydawało? Był na każde jej zawołanie, gdy czegoś potrzebowała, zawsze gotowy do pomocy. Zapraszał na lody, na spacer, do kina… Tak po przyjacielsku. Podobno. Jaka natomiast była prawda, wiedział zapewne tylko on sam.

Zupełnie nie był w typie Lilly. Brunet z lekką nadwagą, blady jak noc, którą tak notabene zazwyczaj spędzał przy komputerze, misiowaty, żyjący trochę we własnym świecie, tak zwana ciepła klucha. Nieco nieśmiały i ciągle roztargniony. Obserwując jego zachowania, Lilly wydawało się czasem, że emocjonalnie zatrzymał się na etapie dorastającego chłopca. Miał bzika na punkcie gier komputerowych, potrafił przesiedzieć przed komputerem do rana. Nie, to zdecydowanie nie był typ faceta, z którym chciałaby spędzić resztę życia. Nic więc dziwnego, że nie patrzyła na niego jak na mężczyznę.

Czy miała w ogóle jakiś swój typ faceta? Wygląd zewnętrzny nie był dla niej zbyt istotny, choć nie oznaczało to, że był zupełnie bez znaczenia. Jej wybranek bez wątpienia musiał natomiast posiadać zestaw pewnych określonych cech charakteru, by być w stanie ją do siebie przyciągnąć. Kiedyś nawet zrobiła sobie całą ich listę! Na pewno musiałby być to ktoś, kto byłby całkowitym przeciwieństwem jej ojca. To, czego pragnęła najbardziej, to bycie kochaną bezwarunkowo i akceptowanie jej takiej, jaka jest. Bez ciągłego stawania na rzęsach, by tego kogoś zadowolić, bez udawania, bez grania lepszej niż jest w rzeczywistości. Ponad wszystko potrzebowała poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji. Przy swoim mężczyźnie chciała czuć się pewnie i naturalnie, móc na niego liczyć w każdej sytuacji. Marzyła o facecie dojrzałym i odpowiedzialnym, ale przy tym ciepłym, troskliwym i opiekuńczym. Takim, któremu mogłaby o wszystkim powiedzieć, bezgranicznie zaufać, wypłakać się w rękaw i przy którym nie musiałaby się martwić, że rozmazał jej się tusz oraz że ma nieuczesane włosy. Takiego, któremu podobałaby się nawet w rozciągniętym dresie.

W miłości Lilly pragnęła zespolić się ze swoim partnerem. Potrzebowała życia w pewnego rodzaju symbiozie. Nieobecność matki w jej egzystencji oraz trudne relacje z ojcem doprowadziły do tego, że w swoich partnerach szukała zawsze dobrego, kochającego, troskliwego rodzica. Radkowi, który wydawał się jej po prostu dziecinny, daleko było do tego opisu. Dlatego związała się z kimś, kto wydawał się jej najbardziej zbliżony do wizerunku jej idealnego mężczyzny — rok starszego od siebie Michała, studenta filologii angielskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Radkowi od samego początku się on nie podobał i próbował go zdewaluować jej w oczach. Ale ona, zaślepiona miłością, zupełnie nie zwracała uwagi na sygnały świadczące o tym, że jej wybranek zwyczajnie ją oszukuje i zdradza z innymi. Radek wprawdzie wspominał jej na przykład, że widział Michała, bawiącego się w klubie z innymi dziewczynami, jednak nie chciała uwierzyć, że mógłby ją zdradzić. Wszyscy, ale nie jej Misio. Przecież widziała po nim, że za nią szaleje. Nieustannie zapewniał ją o swoim wielkim uczuciu. No i po skończeniu przez nią studiów mieli się pobrać! Myślała, że Radek jest po prostu zazdrosny o jej ukochanego. Ufała Michałowi. Jak bardzo ślepa i głucha wtedy była… Gdyby tylko posłuchała ostrzeżeń Radka! Uniknęłaby cierpienia w postaci złamanego serca, zerwanych zaręczyn i wielu nieprzespanych, przepłakanych nocy z powodu tych wszystkich kobiet, z którymi przespał się Michał. Nikt nigdy wcześniej nie oszukał jej tak, jak ten padalec. Gorzka prawda wprawdzie bardzo bolała, ale ona zawsze wolała najgorszą prawdę niż słodkie kłamstwo. Jak to dobrze, że za niego nie wyszła!

— Lila, nic się nie zmieniłaś! — powtórzył Radek z szerokim uśmiechem, podbiegając do niej, i chwilę później już trzymał ją w swoich objęciach.

Uściskom nie było końca.

— Za to ty zmieniłeś się nie do poznania! — pokiwała z uśmiechem i uznaniem Lilly, mierząc go ponownie wzrokiem.

Po nadwadze i misiowatym wyglądzie Radka nie zostało ani śladu. Luzacki sportowy styl zastąpił idealnie skrojoną na miarę marynarką, elegancką koszulą i modnymi jeansami. Wyglądał po prostu jak z żurnala! Pamiętała jego długie ciemne włosy, które lubił wiązać w kucyk. Teraz były krótkie, modnie przystrzyżone. To zaś, co się w nim nie zmieniło, to na pewno jego duże ciemne oczy, które bardzo lubiła. Miały taki ciepły, rozmarzony i jednocześnie zawadiacki charakter.

— To co, kawa? — zaproponował lekko nieśmiało i objął ją w talii, zupełnie tak, jak robił to przed laty.

— Zgoda, brzmi zachęcająco — przytaknęła Lilly. Idziemy do Czarnej rozkoszy, jak zawsze?

W czasach studenckich lubili chodzić do tej kawiarni, oprócz dobrej kawy podawali tam przepyszne koktajle mleczne, które przyjemnie orzeźwiały, zwłaszcza w upalne dni. Lilly przepadała za truskawkowymi.

— Chociaż… — zawahała się przez chwilę. — Właściwie to mieszkam niedaleko stąd, blisko SGH… Jeśli pojedziemy metrem, to 10 minut i będziemy na miejscu.

— Zapraszasz mnie do siebie? — oczy Radka rozbłysły, a na jego twarzy znów pojawił się szeroki uśmiech, którego nawet nie próbował ukrywać.

Och, jak bardzo pragnął Lilly! Po tylu latach nadal mu się podobała, nie potrafił o niej zapomnieć. Ba, teraz była nawet jeszcze piękniejsza! Po ukończeniu studiów jego życie bardzo się zmieniło. Charakter jego, powiedzmy, dość nietuzinkowej pracy, którą zdobył dzięki swojemu kumplowi z dzieciństwa, nawiasem mówiąc mocno podejrzanemu typowi, wymusił na nim zmianę wizerunku, z czego koniec końców był właściwie zadowolony, gdyż wreszcie to dziewczyny zaczęły za nim biegać, podczas gdy dawniej on sam musiał się za nimi uganiać, w dodatku bez rezultatów. Wcześniej nie miał szans u Lilly, ale teraz… Kto wie? Obecnie nie wygląda już jak ostatnia sierota, tylko pewny siebie, przystojny gość! Nikomu nie chwalił się, gdzie pracuje. Taki specyficzny rodzaj pracy wymuszał na nim dużą dyskrecję. Nie tylko ze względu na dobro klientów, ale przede wszystkim jego własną opinię w środowisku.

Nie zastanawiając się już dłużej, pojechali metrem i kilka minut później znajdowali się już na Kazimierzowskiej.

— Chodź, zapraszam — Lilly otworzyła drzwi swojej malutkiej kawalerki.

Mieszkanie nie było tak naprawdę jej własnością. Wynajmowała je od pewnej kobiety w średnim wieku. Właścicielka była zupełnie w porządku, nie było się do czego przyczepić — nie nawiedzała jej niespodziewanie, nigdy nie miały problemów z dogadaniem się w sprawie wysokości czynszu czy terminu zapłaty.

W kawalerce panował minimalizm, kobieta nie znosiła bowiem bibelotów, drobiazgów i pamiątek. Lilly było to nawet na rękę, bo zupełnie nie przywiązywała wagi do przedmiotów, a nadmiar rzeczy wokół niej powodował tylko bałagan i zamęt w jej głowie. Poza tym gromadzenie rzeczy wydawało się jej niepotrzebnym zajmowaniem miejsca i koniecznością dodatkowego sprzątania.

Jednemu nie potrafiła się tylko oprzeć — ubraniom. W jej szafie królowały bardzo kobiece, podkreślające jej smukłą figurę ciuchy, a więc zmysłowe sukienki i spódnice różnej długości oraz w przeróżnych kolorach, obcisłe jeansy i bluzki z dość pokaźnym dekoltem. Śmiała się, że nie ma czego tak właściwie pokazywać, więc nie jest to nieprzyzwoite czy niewłaściwe. Pomimo niewielkiego biustu nie miała jednak kompleksów. No dobrze, może miała trochę bzika na punkcie swojej figury. Ale doskonale wiedziała, że podoba się facetom i potrafiła to wykorzystać, gdy na przykład potrzebowała ich pomocy. Miała olśniewającą hiszpańską urodę i na ulicy oglądali się za nią niemal wszyscy mężczyźni — zarówno wolni, jak i ci z obrączką na palcu.

— No coś ty, daj spokój, nie zdejmuj! — żachnęła się Lilly, widząc, że Radek schyla się, by zdjąć swoje czarne, skórzane, pieczołowicie wypastowane buty.

— Przecież nie jesteśmy w Hiszpanii — odpowiedział jej zadziornie mężczyzna, puszczając do niej oko.

— No ale mam hiszpańskie korzenie, więc wiesz… — Lilly zaśmiała się lekko.

Lubiła przekomarzać się z Radkiem.

— Muszę kultywować hiszpańskie zwyczaje… — uśmiechnęła się, zamyśliwszy się przez chwilę.

Już dość długo nie widziała swoich krewnych ze strony matki. Rodzice mamy, czyli jej dziadkowie, zmarli, gdy Lilly była jeszcze mała, więc nie pamięta ich zbyt dobrze. Ale jej matka miała brata, który obecnie posiada już swoją własną, w dodatku dość liczną rodzinę — wraz ze swoją żoną dochował się czwórki dzieci, mniej więcej w wieku Lilly. Jej ojciec jest natomiast jedynakiem, a ponieważ jego rodzice również już nie żyli, to Lilly tym bardziej ciągnęło do swoich hiszpańskich krewnych. Z powodu dość dużej odległości oraz nieustannie brakującego czasu odwiedzali się rzadko. Ale mieli ze sobą dość dobry kontakt i Lilly spędzała czasem u nich w Hiszpanii dwa lub trzy tygodnie w ciągu wakacji.

Uwielbiała tam jeździć. Zawsze marzyła o licznej, kochającej rodzinie, a przebywając ze swoimi hiszpańskimi kuzynami oraz wujkiem i jego żoną czuła się w pewnym stopniu jej integralną częścią. Niektóre hiszpańskie zwyczaje wydawały się jej trochę dziwaczne, ale była na nie na tyle otwarta, że przynajmniej część z nich próbowała wprowadzić w życie. Dla uczczenia pamięci matki. Choćby niezdejmowanie butów po wejściu do mieszkania i chodzenie w nich zamiast kapci, choć akurat ta tradycja w Polsce dobrze funkcjonować mogła raczej tylko w miesiącach letnich. Nie wyobrażała sobie ścierać dzień w dzień zabrudzonych błotem czy śniegiem podłóg.

Lilly pociągnęła Radka za rękę i zaprowadziła go do pokoju, jedynego w jej ciasnej, ale mimo wszystko dość przytulnej kawalerce. Był malutki, oczywiście urządzony w stylu minimalistycznym. W jednym rogu stał wąski tapczanik z narzutą w kolorze butelkowej zieleni, na seledynowych ścianach wisiały dwa obrazy, przedstawiające krajobraz gór oraz morza. Przy przeciwległej ścianie, tuż przy oknie stało niewielkie biurko, na którym znajdował się jej laptop oraz mała, żółta lampka. Lilly nie posiadała telewizora, gdyż zwyczajnie szkoda jej było czasu na oglądanie telewizji. Zamiast tego wolała posłuchać swojej ulubionej muzyki czy obejrzeć jakiś film w Internecie. Przepadała też za słuchaniem audiobooków. Kochała kryminały i pochłaniała je jeden po drugim, zarówno w wersji drukowanej, jak i czytanej przez lektora. Przy tej samej ścianie, w rogu stała ogromna szafa, która mieściła wszystkie jej ubrania, a przynajmniej takie było jej zadanie.

Lilly wskazała na pufę stojącą przy malutkim, okrągłym stoliczku, mieszczącym się na środku pokoju i powiedziała:

— Usiądź sobie i poczekaj chwilkę, zaraz wracam z kawą. Rozgość się, możesz czuć się jak u siebie — uśmiechnęła się i po chwili zniknęła.

Radek nie zdążył nawet kiwnąć głową. Kiedy kobieta udała się do kuchni, by przygotować ich ulubioną kawę z mlekiem i dużą ilością cukru, zaczął rozglądać się ciekawie po pokoju. Pierwszą rzeczą, na którą zwrócił uwagę, była czerwona bluzka na ramiączka, nieco niechlujnie rzucona na łóżko. Pewnie miała ją na sobie rano… A może dopiero zamierzała ją założyć? Był piękny, gorący sierpniowy dzień, więc idealnie nadawała się na wypad na miasto. Wziął ją ostrożnie do ręki i zbliżył do swojej twarzy, by poczuć jej zapach.

— Nadal pachnie tak samo jak dawniej… — mruknął z uśmiechem sam do siebie.

Nagle odskoczył zaskoczony, ujrzawszy kątem oka Lilly, niosącą ostrożnie tacę z dwiema filiżankami kawy, i szybko odłożył bluzkę na swoje miejsce, modląc się w duchu, by niczego nie zauważyła, gdyż zrobiło mu się jakoś tak dziwnie niezręcznie.

— Tadammm! — krzyknęła Lilly triumfalnie, mając nadzieję, że przygotowana przez nią kawa będzie tak dobra, jak ta z ich ulubionej kawiarni.

— Mmmm… super! — przytaknął entuzjastycznie nieco speszony Radek, zastanawiając się czy jego koleżanka ze studiów, w której był zakochany od lat, przypadkiem nie zauważyła, że jeszcze przed sekundą wąchał jej bluzkę.

Lilly zaprosiła go do stolika i popijając sobie gorącą kawę, rozmawiali. O wszystkim… Wspominali zwariowane czasy studenckie, kiedy urywali się z wykładów, by iść na piwo, on opowiadał jej o swoim życiu kawalerskim, o swojej metamorfozie, ona zaś zwierzyła mu się ze swojego zawodu miłosnego i problemów finansowych..

— Czyli jednak zdecydowałaś się zostać poetką… Rozumiem, że początki finansowe w takim zawodzie są trudne, może być ci ciężko się z tego utrzymać — rozważał na głos Radek.

— I jest… — pokiwała ponuro głową Lilly.

Wypiwszy ostatni łyk kawy, wstała, podeszła do biurka i sięgnęła ręką do szuflady, by wyciągnąć paczkę bezcukrowych wafelków o smaku waniliowym. Otworzyła ją i podsuwając koledze łakoć, zapytała:

— Chcesz? Dietetyczne. Innych nie jadam. No wiesz, trzeba dbać o linię… — zaśmiała się, poklepując się po swoim płaskim brzuchu.

Radek poczęstował się waflem, po czym zawahał się przez chwilę i w końcu postanowił przedstawić jej swoją propozycję:

— Słuchaj… A może mógłbym ci pomóc znaleźć jakąś dodatkową robotę?

Mężczyzna zawiesił na moment głos, po czym kontynuował, mówiąc wciąż zagadkami.

— Powiedzmy… w branży artystycznej.

— Artystycznej? — Lilly wyglądała na zaskoczoną. — Nie wiedziałam, że masz takie dojścia. A w ogóle to nie powiedziałeś mi nawet, gdzie właściwie pracujesz. Dlaczego musiałeś z powodu pracy zmienić swój wizerunek?

Radek udał, że nie słyszy pytań starej znajomej, i kontynuował swój wywód:

— Jesteś piękną kobietą… Dlaczego nie miałabyś wykorzystać swojej urody, żeby zarobić trochę grosza?

Mówił to wszystko bardzo ostrożnie, ważąc każde słowo i bacznie obserwując reakcję Lilly. Nie chciał jej spłoszyć. Ona natomiast wydawała się trochę zbita z tropu i wyglądała na zwyczajnie zdziwioną, ale przy tym i zaciekawioną, więc mężczyzna mówił dalej:

— Wiesz… z tego, co pamiętam, to świetnie tańczysz… — zagaił. — Chyba chodziłaś kiedyś na jakiś kurs tańca?

Lilly wymamrotała pod nosem, że to było całe wieki temu i niewiele z tego wszystkiego pamięta, ale owszem, chodziła nawet na kilka takich kursów. Jako że jej ojciec uwielbiał kształcić swoją jedyną córkę w różnych dziedzinach, nie szczędził jej pieniędzy również i na naukę tańca.

— Nie chciałabyś dorabiać sobie na przykład jako tancerka? — zapytał w końcu wprost, i starając się nie dać po sobie poznać swojego ogromnego podekscytowania, zamilkł, oczekując odpowiedzi.

Lilly wyglądała tak, jakby co najmniej poprosił ją o rękę. Trochę zszokowało ją jego pytanie.

— Tancerka? — powtórzyła z niedowierzaniem. ­– Ja??? Chyba żartujesz! — zaczęła się głośno śmiać.

Nie da się ukryć, że jednocześnie była jednak również i zaintrygowana jego propozycją. A może nawet zainteresowana!

— O nic się nie martw, ja się wszystkim zajmę! — zapalił się Radek. — Załatwiałbym ci klientów i mogłabyś naprawdę dużo zarobić… Może nawet kupiłabyś sobie własną kawalerkę?

Na twarzy Lilly znowu malowała się zdziwiona mina.

— Klientów? Jakich klientów?

— To znaczy… miałem na myśli oczywiście widzów — poprawił się mężczyzna, zły na siebie, że przez jedno głupie słowo mógłby zrazić Lilly do swojej propozycji. — Zresztą nieważne, pokaż mi, jak tańczysz.

Kobieta zrobiła wielkie oczy.

— Teraz? Zwariowałeś? No coś ty, nie ma mowy, wstydzę się!

— Ty się wstydzisz? Nie uwierzę. Przecież zawsze byłaś taka śmiała i zadziorna.. No weź, nie daj się prosić… Masz jakiś odtwarzacz? Albo nie, czekaj, zaraz zapodam jakąś muzę z telefonu.

Nie dając jej możliwości zaprotestowania, włączył w Internecie kompilację muzyki przeznaczonej do wykonywania tańca erotycznego.

— No dobrze… — Lilly zgodziła się, patrząc na niego lekko zakłopotana. — Ekhhmm… Ale ta muzyka jest… jakby to powiedzieć… bardzo zmysłowa… Jak mam do niej tańczyć?

— Zatańcz tak, jak chcesz, zrób free style — zachęcał Radek, lekko zniecierpliwiony z podniecenia.

Lilly zaczęła więc poruszać się w rytm muzyki, najpierw nieco speszona, kołysząc lekko biodrami, ale później wyginając się przy tym coraz śmielej i coraz bardziej prowokująco. Po dłuższej chwili nawet zaczęło sprawiać jej to przyjemność, wyluzowała się i poddała tańcowi.

Radek patrzył na nią jak zaczarowany.

— Wyśmienicie!

Tysiące myśli krążyło mu właśnie po głowie. Mierząc ją od stóp do głów i tym razem już nie ukradkiem jak przed laty, ale jawnie i trochę nawet bezczelnie patrząc na jej piersi, które podczas tańca niemal wyskakiwały z tej jej kusej bluzeczki, mruknął cicho sam do siebie:

— Jeszcze będziesz moja, Lilly, zobaczysz… I zbijemy razem fortunę na twoim cudownym ciele.

Kiedy piosenka się skończyła, Lilly przestała tańczyć i wpatrywała się nieco zażenowana w swojego kolegę, oczekując oceny.

— Byłaś absolutnie boska! — krzyknął Radek z nieudawanym podziwem.

Na twarzy Lilly malował się uśmiech. Lubiła komplementy, zwłaszcza od mężczyzn, bowiem uwielbiała się im podobać i być doceniana. Ta jej nieodparta potrzeba wynikała przede wszystkim ze sposobu, w jaki przez całe życie traktował ją jej ojciec. On nigdy jej nie doceniał. Nigdy nie była dla niego dostatecznie dobra i mądra. Według niego zawsze mogła zrobić coś lepiej i dokładniej. Rzadko kiedy ją chwalił, nigdy nie usłyszała z jego ust, że jest z niej dumny. Kiedy więc słyszała komplementy od różnych mężczyzn, czuła satysfakcję. Bo jednak jest coś warta!

— Dzięki — bąknęła trochę speszona, ale bardzo zadowolona. — To opowiedz mi więcej o tej pracy. Dla kogo miałabym tańczyć?

Przez moment zapadła dziwna, niezręczna cisza. Radek zastanawiał się nad czymś dość mocno, widać było po nim, że szuka odpowiednich słów.

— Wiesz… — zaczął powoli — generalnie to… tak jak ci wspominałem, pracuję w branży artystycznej. Moi klienci szukają zdolnych, pięknych i zmysłowych kobiet do prywatnych pokazów tanecznych.

— Prywatnych pokazów tanecznych… — powtórzyła po nim Lilly trochę jak w transie, a jej mina zdradzała, że jest nieco rozczarowana jego odpowiedzią.

Nie wiedziała, co konkretnie Radek miał na myśli, ale intuicja podpowiadała jej, że raczej nie było to nic dobrego i przyzwoitego. Nie podobało jej się jakoś to wszystko. Klienci? Prywatne pokazy? Coś tu śmierdzi… Czekała jednak na jego dalsze informacje.

— Wiesz, jakie mogłabyś zarobić pieniądze? Moglibyśmy zostać wspólnikami… — Radek snuł wizję ich wspólnej kariery. — Ja dostarczałbym ci klientów, a ty… ty byś tylko tańczyła… Tylko i aż! — poprawił się natychmiast. — Bo taki taniec to wielka i piękna sztuka. Mogłabyś zarabiać nawet dwa tysiaki za godzinę takiego pokazu. Oczywiście do wspólnego podziału — dodał ciszej.

— Rany, to rzeczywiście kupa kasy… — wyrwało się w pierwszym momencie Lilly. — Ale miałabym tańczyć aż godzinę? Coś mi tu nie gra… Jakoś strasznie długo, nie sądzisz? Nie mam takiej kondycji, choreografii… Poza tym kto chciałby oglądać mnie tańczącą przez godzinę???

— Poradzisz sobie… — zachęcał ją mężczyzna. — Pomogę ci, razem coś wymyślimy. Pomyśl o pieniądzach! Mogłabyś szybciej wydać swoje tomiki wierszy, zrobić im dobrą reklamę…

— Eeee… No dobrze… — odpowiedziała nie do końca przekonana Lilly, ale wizja szybszego wydania jej tomików wierszy okazała się dla niej pokusą nie do odparcia. — No niech będzie, możemy spróbować.

— Jesteś piękną kobietą… I w dodatku inteligentną! Nie pożałujesz! — Radek aż klasnął z radości i podekscytowania. — Będziesz mogła wykorzystać swój talent i urodę, wyrazić się artystycznie… Nie chciałabyś przy tym poczuć się kobietą wyzwoloną?

Pytanie to wydało się Lilly trochę dziwne, nie wiedziała, o co właściwie chodzi jej potencjalnemu wspólnikowi.

— Wyzwoloną? Co masz na myśli? — zapytała i spojrzała na niego badawczo, znów zbita trochę z tropu.

— Co byś powiedziała na to, żeby… — Radek zawiesił na chwilę głos. — Co powiesz na to, żeby… podczas tańca się rozbierać? Inaczej mówiąc, co myślisz o tańcu erotycznym ze striptizem?

Z podekscytowania jego serce biło tak mocno, że wydawało mu się, iż za chwilę wyskoczy mu z piersi. Lilly natomiast stała jak wryta i przez chwilę nie mówiła zupełnie nic. Zamarła.

— Pogięło cię??? — wrzasnęła w końcu. — Spadaj zboku, nie będę się dla nikogo rozbierać! — żachnęła się oburzona, niemalże kipiąc ze złości i nie przebierając w słowach.

— Lilly, posłuchaj… — Radek próbował ją uspokoić, choć po jej minie widział, że będzie to trudne, niemal graniczące z cudem. — To zupełnie nie tak… Nie jestem zboczony. Proponuję ci pracę na uczciwych zasadach. Ja będę dostarczać ci klientów, a ty będziesz tańczyć i się rozbierać za ogromne pieniądze. To wszystko. Nie musisz iść z nimi do łóżka.

— Nie, to jakiś absurd, kpisz sobie ze mnie? — kobieta nadal nie mogła uwierzyć w to, co mówił jej stary kumpel.

To była tak naprawdę ostatnia rzecz, której mogłaby się po nim spodziewać. I co ona ma z tym wszystkim zrobić??? Ma się rozbierać przed obcymi facetami? Mają oglądać jej nagie ciało, śliniąc się przy tym i wyobrażając ją sobie w ich objęciach? A jak nie daj Boże któryś zacznie się do niej dobierać??? Choć z drugiej strony… mogłaby zarobić sporo pieniędzy. Nie musiałaby się już martwić o swoje utrzymanie, mogłaby spokojnie sobie dalej pisać i wydawać kolejne tomiki wierszy, zainwestowałaby w dobrą reklamę… Tak, to było bardzo kuszące i z tego właśnie powodu nie była w stanie z miejsca odrzucić propozycji Radka.

Mężczyzna patrzył na nią niemal błagalnie. Widziała to w jego oczach. Więc chyba nie jest w stosunku do niej nieuczciwy, nie ma jakichś niecnych zamiarów…

— Posłuchaj… — wydukała w końcu, trochę sama nie wierząc, że to mówi. — Zastanowię się do jutra i dam ci znać. Może tak być?

Radek nie krył swojego uradowania. Był już prawie pewny, że Lilly się zgodzi. Na kogóż nie podziałałaby taka suma pieniędzy? Nie powiedział jej jednak wszystkiego od razu, a mianowicie tego, że za tę obiecaną kwotę być może będzie musiała czasami robić coś więcej, niż tylko tańczyć i się rozbierać. Jednak wszystkiego dowie się później, gdy wkręci się w ten cały biznes i już nie będzie potrafiła zrezygnować z takiej grubej mamony. Wszystko w swoim czasie. Co ma wisieć, nie utonie.

Postanowił zostawić ją sam na sam ze swoimi myślami, mając nadzieję, że zaakceptuje jego niecodzienną propozycję.

— Czekam jutro na telefon, możesz dzwonić nawet w nocy — powiedział na pożegnanie ciepłym, a przy tym jednocześnie podekscytowanym głosem, zamykając za sobą drzwi do mieszkania.

Lilly osunęła się po ścianie korytarza na podłogę, ukucnęła i położyła głowę na skrzyżowanych, opartych o kolana rękach.

— Co za dzień… — pomyślała, będąc wciąż jeszcze w szoku po tym, jaką propozycję złożył jej stary kolega ze studiów.

Z jednej strony nie chciała jej przyjmować. Odbierała ją jako ujmę. Ona tańcząca dla podstarzałych facetów, rozbierająca się przed nimi? Nie… to się nie wydarzy. Raczej nie. Ma jeszcze trochę szacunku do samej siebie. Żaden staruch nie będzie się ślinić na jej widok. A może jednak..? No bo z drugiej strony mogłaby zarobić na tym kosmiczne pieniądze, a taki zastrzyk gotówki bardzo by jej pomógł w wielu kwestiach. Nie musiałaby się już martwić, z czego zapłaci kolejny czynsz za wynajmowaną kawalerkę, mogłaby spokojnie pisać, rozwijać różne swoje pasje… Szkoda zrezygnować z takiej szansy bez podjęcia choćby próby.

Nagle wstała i podążyła do kuchni, gdzie w szafce kredensu stała butelka czerwonego wytrawnego wina. Otworzyła ją i nalała sobie kieliszek. Usiadła przy małym, kwadratowym kuchennym stole i zapaliwszy papierosa, poddała się dalszym rozważaniom. No dobrze, a co będzie, jeśli ktoś się dowie? Ktoś znajomy? Czytelnicy jej tomików wierszy albo co gorsza — jej ojciec? Takiego obrotu sprawy nie była w stanie sobie nawet wyobrazić. Gdyby ojciec dowiedział się, że rozbiera się za pieniądze przed obcymi mężczyznami, to nie miałaby już czego szukać w jego domu. Ba, może nawet wymieniłby zamki w drzwiach!

To był także jej dom, tam się wychowała, dorastała… Jak to się stało, że przez decyzję o pójściu na polonistykę ojciec stał się dla niej jeszcze bardziej zimny i nieczuły? Czyż nie powinien się cieszyć szczęściem swojej córki i pozwolić jej żyć swoim własnym życiem? Kompletnie tego wszystkiego nie rozumiała, ale na samą myśl, że ojciec mógłby się dowiedzieć o jej niechlubnym zajęciu dostała gęsiej skórki i z całego tego stresu zapaliła kolejnego papierosa. Wiedziała, że nie powinna palić. Ani pić. Ale z jakiegoś dziwnego powodu odczuwała nieodpartą potrzebę niepoddawania się woli ojca i robienia mu na złość. Żeby mu pokazać, że nie będzie nią sterować, nie będzie się go słuchać niczym szeregowy swojego generała w wojsku. Chciała w ten sposób udowodnić samej sobie, że będzie żyć na swoich własnych zasadach, nawet jeśli miało się to wyrażać szczeniacko poprzez palenie papierosów i picie alkoholu. Może było to trochę i dziecinne myślenie, ale dawało jej to pewną satysfakcję. Tak, mimo upływu lat wciąż miała w sobie wiele z małej dziewczynki. A chyba powinna w końcu dorosnąć.

Wypiwszy ostatni łyk wina, podjęła ostateczną decyzję. Trudno, co będzie to będzie. Potraktuje to jako przygodę i kolejne życiowe doświadczenie. A jak tylko zarobi już sporo pieniędzy, natychmiast wycofa się z tego całego pożal się Boże biznesu.

Niewiele myśląc, chwyciła za leżący na stoliku telefon i choć dochodziła już dwudziesta trzecia, wybrała numer Radka, a kiedy podniósł słuchawkę, oznajmiła szybko na jednym wydechu:

— Niech będzie, zgadzam się i przyjmuję twoją propozycję, ale tylko pod warunkiem, że nie piśniesz nikomu ani słowa.

— Ooooczywiście, kotku! — mężczyzna był początkowo lekko zaskoczony, gdyż nie spodziewał się, że Lilly zgodzi się AŻ TAK szybko i zadzwoni do niego jeszcze dziś w nocy.

Ale jednocześnie był bardzo zadowolony z tego stanu rzeczy, więc postanowił kuć żelazo póki gorące i powiedział:

— Posłuchaj, zróbmy tak, że jutro rano, powiedzmy o ósmej, wpadnę do ciebie, przywiozę ci akcesoria niezbędne do pracy i wszystko ci wyjaśnię, może tak być?

Starał się przy tym ukryć swoją euforię, ale chyba kiepsko mu to wychodziło.

— Tak wcześnie? Ależ jesteś szybki! — wyrwało się Lilly, która sądziła, że będzie miała trochę więcej czasu na oswojenie się ze swoją decyzją.

— Nie bardziej niż ty! — zaśmiał się Radek. — Jeszcze nie ma jutra, a ty już do mnie dzwonisz — odgryzł się żartem.

Lilly przygryzła wargę. No tak, może nie powinna była odpowiadać mu tak od razu… Wyszło na to, że bardzo jej zależy na tej pracy. Jakby była zdesperowana. No ale w sumie to przecież trochę prawda. Bardzo potrzebuje tych pieniędzy, bo bez pomocy ojca często ledwo wiązała koniec z końcem.

— OK, niech będzie jutro o ósmej rano u mnie — zaakceptowała jego propozycję spotkania. — Tylko nie spóźnij się proszę, bo o dziesiątej muszę być w Centrum.

— Będę na pewno, nie mogę się doczekać — odparł Radek nadal euforycznym tonem. — Dobranoc, złotko — pożegnał się i odłożył słuchawkę.

— Złotko? — burknęła nieco naburmuszona Lilly, wciąż na siebie zła, że nie dała Radkowi poczekać trochę dłużej na odpowiedź.

Tej nocy długo nie mogła zasnąć. Cały czas zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, zgadzając się na wykonywanie tego niecodziennego zajęcia. Przecież nie była panienką lekkich obyczajów. Oj, daleko jej było do tego!

— No ale to tylko taniec… — próbowała się usprawiedliwiać sama przed sobą, bo gdzieś w głębi serca coś podpowiadało jej, że nisko upadła, skoro będzie przed kimś odpłatnie robić striptiz.

Wolała się więc już nad tym nie zastanawiać i wtuliwszy głowę w miękką poduszkę, zasnęła. W nocy dręczył ją koszmar. Rozbierała się przed pewnym starszym mężczyzną, ale jemu nie wystarczyło patrzenie na nią, więc próbował się do niej dobrać. Całej tej sytuacji z boku przypatrywał się Radek. Krzyczała, by jej pomógł, ale on stał nieruchomo jak głaz, obserwując wszystko niewzruszony. Obudziła się zlana potem. Czy to coś znaczy? Nigdy nie wierzyła w prorocze sny. Eeee… to na pewno przez ten stres. Po prostu denerwuje się tym spotkaniem. Jakie akcesoria miał na myśli Radek? Pewnie jakieś ubrania.

— Ciekawe czy ma dobry gust… — zastanawiała się w myślach i ponownie odpłynęła.

Kiedy się obudziła, było już po siódmej, a zważywszy na to, że Radek powinien być u niej o ósmej, miała bardzo niewiele czasu. Szybki prysznic, ekspresowy makijaż i właściwie była już prawie gotowa. Nie musiała przecież za bardzo stroić się dla swojego zwyczajnego kumpla. Włożyła więc stare, obcisłe jeansy i czarną koszulkę z nadrukiem uśmiechniętego słońca. Włosy związała w kitkę i voilà — gotowe! Nawet zdążyła jeszcze wypić kawę i zjeść swoje ulubione śniadanie — muesli z jogurtem i sezonowymi owocami. Gdy dopijała kawę, usłyszała dzwonek do drzwi. Była 7:58.

— Punktualny jak zawsze — mruknęła z uznaniem, zerkając na zegarek.

— Czeeeeść, śliczna! — krzyknął radośnie Radek, uściskał ją na powitanie i zdjąwszy buty, skierował się od razu do jej pokoju. — Mam coś dla ciebie! — powiedział z błyskiem w oczach.

Lilly spojrzała na dwie dość duże torby na zakupy, które trzymał w ręce.

— Co to jest? — zapytała z zaciekawieniem, wtrącając przy tym, czy napije się kawy, bo ona właśnie wypiła.

— Nie, dzięki, też już piłem — odmówił kulturalnie Radek — ale z przyjemnością napiłbym się trochę wody. Dopiero ósma, a na dworze robi się już tak gorąco, że zaschło mi w gardle.

Nic dziwnego, lato w Warszawie w połączeniu ze smogiem stanowiło niezłe wyzwanie dla jej mieszkańców. Lilly postawiła na stoliku szklankę z wodą mineralną.

— No dobrze, zaczynajmy, przejdźmy od razu do rzeczy — zapalił się mężczyzna. — To może najpierw prezenty…

Po czym wyjął z toreb pięć pudełek.

— Kupiłem ci rzeczy niezbędne do pracy — uśmiechnął się niezwykle zadowolony z siebie.

W pudełkach znajdowały się między innymi trzy komplety zmysłowej, eleganckiej bielizny — w kolorze białym, czarnym oraz szkarłatnej czerwieni.

— Bardzo sexy… — mruknęła Lilly, nieco zakłopotana.

Tak naprawdę to nie miała jeszcze nigdy na sobie aż tak prowokującej bielizny. Każdy komplet składał się z koronkowego biustonosza, pasa do pończoch, fikuśnych stringów, które prawie niczego nie były w stanie zakryć, oraz stylowych pończoch w różne działające na wyobraźnię wzory. I ona ma się w tym pokazywać obcym facetom??? Przełknęła ślinę, próbując to sobie wyobrazić.

Radek wyjął kolejne dwa pudełka z drugiej torby. W jednym znajdował się szary płaszcz, tzw. prochowiec, który kojarzył jej się z filmami o detektywach, w drugim zaś piękny, czarny damski kapelusz ze srebrnym paskiem.

— Mam nadzieję, że trafiłem w rozmiar… — zamyślił się głośno Radek, patrząc na bieliznę. — No dobrze, to zaczynamy. Wybierz jeden z kompletów, załóż go i zobaczymy, jak ci pójdzie taniec w twoim nowym, powiedzmy, służbowym stroju.

Lilly stała jak wryta. Facet kompletnie ją zaskoczył. Nie spodziewała się, że będzie musiała przed nim jeszcze raz tańczyć… I to jeszcze w takiej bieliźnie! Czuła się tym wszystkim najwyraźniej skrępowana.

Radek od razu to zauważył i próbował ją trochę ośmielić:

— No coś ty… Mnie się wstydzisz? Przecież jestem dla ciebie jak brat! Widziałem jak rzygałaś, gdy w czasie studiów chodziliśmy razem na imprezy, patrzyłem na twój rozmazany makijaż, kiedy ryczałaś po oblanym egzaminie z łaciny… — zaczął wyliczać różne dziwne, niekoniecznie komfortowe dla Lilly sytuacje, w których miał okazję ją zobaczyć.

— No już dobrze, dobrze… — burknęła nieco urażona kobieta, biorąc do ręki pudełko z czarnym kompletem bielizny i kierując się w stronę łazienki, by się przebrać.

Nie sądziła, że jej pokręcony kumpel pamięta tak dobrze takie rzeczy.

Zamknąwszy się w toalecie, rozebrała się i próbowała założyć tę fikuśną bieliznę. Boże, nie wiedziała, że przypinanie pasa do pończoch może być tak skomplikowane, co za dziwne klamerki… Kiedy w końcu udało jej się włożyć bieliznę, wróciła do pokoju i tam, mocno zażenowana, spojrzała z ukosa na Radka, który wyglądał na absolutnie oczarowanego.

— Wyglądasz… — w takim stroju Lilly zrobiła na nim tak piorunujące wrażenie, że przez moment nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, by wyrazić swój zachwyt — …wyglądasz olśniewająco, bosko, szałowo! W dodatku leży na tobie po prostu idealnie! — zachwycał się.

W jego głowie natychmiast pojawiła się fantazja, w której ląduje z Lilly w łóżku i uprawiają gorący, nieprzyzwoity, wyuzdany seks.

— Jeszcze dopnę swego, to tylko kwestia czasu — myślał rozmarzony, gładząc się lekko po brodzie.

— Serio? — chciała upewnić się Lilly. — Nie wyglądam zbyt…

— Nie! — przerwał jej natychmiast. — Wyglądasz idealnie! To do dzieła. Teraz załóż płaszcz, kapelusz i pokaż mi, co potrafisz. Zatańcz dla mnie tak, jakbym był twoim pierwszym klientem — powiedział głębokim, nieco uwodzicielskim głosem.

Nagle poczuł, że w jego bokserkach robi się bardzo ciasno. Włączył z komórki tę samą muzykę do striptizu, co dnia poprzedniego, i patrzył na Lilly wyczekująco. Kobieta wzięła głęboki oddech i kiedy usłyszała początek piosenki Toxic Britney Spears, zaczęła poruszać się nieśmiało w jej rytm. Było jej bardzo nieswojo rozbierać się przed starym znajomym, w dodatku do naga, ale postanowiła potraktować to profesjonalnie, tak jakby rzeczywiście rozbierała się przed swoim pierwszym klientem. Klientem, Boże, jak to brzmi! Ona i branża erotyczna! Chyba zwariowała. To jak ogień i woda, słońce i lód, cukier i sól! No ale skoro już się zgodziła to głupio tak po prostu się wycofać, nawet nie spróbowawszy… Pokaże Radkowi, że jak się czegoś podejmie, to zawsze jest profesjonalistką w tym, co robi.

Stanęła pewnie przed siedzącym na łóżku kolegą i zaczęła kołysać się już śmielej w rytm muzyki, zsuwając przy tym z siebie powoli okrywający ją szary prochowiec, który po chwili znalazł się na dywanie. Jej zgrabne ciało w podarowanej przez niego bieliźnie wyglądało po prostu obłędnie i mało który mężczyzna byłby w stanie mu się oprzeć. Minutę później rzuciła prowokująco kapelusz w jego stronę i poruszała się zmysłowo, starając się przy tym zrelaksować. Nie przestając tańczyć, zrobiła krok w stronę Radka, pochyliła się i zaprezentowała mu swój dekolt. Starała się uwieść swojego pierwszego widza i sądząc po jego minie, całkiem nieźle się jej to udawało. Ostrożnie prowadziła swoją rękę najpierw po szwie pończoch, potem w górę, gładząc pępek, dekolt i szyję. W końcu pozwoliła ześlizgnąć się ramiączku biustonosza ze swojego lewego ramienia. Dotknęła znów dekoltu, po czym zdjęła śmiało drugie ramiączko, obróciła się i odpięła biustonosz, patrząc na Radka przez ramię. Wreszcie powoli zdjęła go już zupełnie, obróciła się z powrotem przodem do mężczyzny i triumfalnym gestem rzuciła czarny koronkowy stanik w jego stronę. Następnie podeszła do niego bliżej, żeby mógł poczuć jej perfumy, i dotknęła dłonią jego prawego policzka. Radkowi zrobiło się nagle bardzo gorąco, naprawdę miał ochotę się na nią rzucić, jednak powstrzymywał się ze wszystkich sił, by jej nie spłoszyć, więc tylko rozpiął kilka guzików swojej błękitnej koszuli i głęboko oddychał. Momentami odnosił wrażenie, że kusi go tak z premedytacją, bo chce sprawdzić jego reakcję.

Wyraz twarzy kolegi podpowiadał Lilly, że idzie w dobrym kierunku. Śmiało więc odpięła klamerki pasa od pończoch i zsunęła go z siebie, zostawiając go na dywanie swojego pokoju, podobnie jak wcześniej płaszcz.

— Teraz stringi… — pomyślała, zastanawiając się przy okazji po raz kolejny, co ona najlepszego wyprawia.

No ale trudno, teraz nie ma już odwrotu. Wzięła głęboki oddech i lekko zaczerwieniona przymierzała się do ich zdjęcia. Zanim jednak ściągnęła je z siebie, odwróciła się, pochyliła się lekko, wypinając pupę, i powoli zsuwała je w dół poniżej pośladków. Po chwili stringi dotknęły jej kostek, aż w końcu znalazły się na dywanie, schyliła się po nie i rzuciła je w kierunku Radka, podobnie jak wcześniej fikuśny biustonosz. I tak oto pokazała mu swoje ciało w całej jego okazałości. Było jędrne i smukłe. Niewielkie, ale kształtne piersi sterczały zadziornie, jakby mówiły do tego, kto je ogląda: dotknij mnie! Skóra Lilly była gładka, śniada, pięknie opalona, bez śladu przebarwień czy jakichkolwiek znamion. Wolno, trochę nieśmiało, jakby z wahaniem ściągnęła gumkę z włosów. Wiedziała, że długie, rozpuszczone włosy, okalające smukłe kobiece ramiona bardzo podniecają facetów.

Mężczyzna zapragnął nagle jej dotknąć. Dłużej nie mógł już utrzymać swojego pożądania na wodzy. Obawiał się jednak, że jeśli do niej podejdzie i zrobi to tak po prostu, to jego koleżanka oraz przyszła wspólniczka może to źle odebrać i jeszcze gotowa będzie ze wszystkiego zrezygnować. A tego oczywiście bardzo nie chciał. Postanowił więc zbliżyć się do niej pod pretekstem pokazania jej ruchów, które mogłaby wykonywać w czasie tańca, będąc już całkiem naga.

— Byłaś po prostu cudowna, bez dwóch zdań… — szepnął jej cicho do ucha, kiedy do niej podszedł, po czym zaszedł ją od tyłu i nagle niespodziewanie złapał ją swoimi żądnymi dotyku dłońmi za piersi, ściskając delikatnie sutki.

W pierwszym momencie zszokowana Lilly miała ochotę odwrócić się i dać mu w twarz. To taka ma być ta praca??? Zamierzał sobie poużywać jej ciała? Chciała obrócić się twarzą do niego i go uderzyć, ale Radek już zsunął swoje ręce na jej talię i zaczął mówić pewnym, a nawet nieco władczym głosem:

— Po zdjęciu ubrania musisz być dalej pewna siebie i prowokująca. Nie możesz okazać wstydu i skrępowania, bo klient będzie niezadowolony. Rozumiesz?

Lilly próbowała zachować spokój i pokiwała tylko milcząco głową, choć jej serce biło jak oszalałe. Bynajmniej nie z podniecenia, raczej z oburzenia, że Radek był w stanie tak po prostu bezceremonialnie dotykać jej nagich piersi. Niemal gotowała się w środku ze złości.

— Dotykam cię, żebyś zobaczyła, jak ty sama możesz się dotykać przed klientem, by był usatysfakcjonowany i na koniec pokazu oprócz ustalonej kwoty zostawił ci jeszcze duży napiwek. Uwierz mi, doskonale wiem, co kręci facetów — powiedział, po czym puścił ją i wrócił z powrotem na swoje miejsce, ponownie delektując się widokiem jej nagiego, zgrabnego, lekko spoconego od stresu i wysiłku ciała. — Masz przepiękne ciało, wykorzystaj to — kontynuował, wyraźnie akcentując każde słowo. — Byłabyś głupia, gdybyś tego nie zrobiła. Bądź śmiała, pewna swoich atutów. Nic tak nie odstrasza mężczyzn jak niezadowolona z siebie, zakompleksiona kobieta.

— Wcale nie mam kompleksów — obruszyła się Lilly, stojąc przed nim nadal zupełnie naga, z lekko spuszczoną z zażenowania całą sytuacją głową.

— Ale wstydzisz się swojej nagości, prawda? Spójrz na mnie, no spójrz! — powiedział trochę rozkazującym tonem. — Posłuchaj mnie dobrze, Lilly. Masz cudowne ciało i grzechem byłoby nie wykorzystać tego faktu, byś mogła dzięki niemu rozkwitnąć, rozwinąć się w różnych sferach twojego życia. Nie będziesz robić niczego złego i nie musisz się za to wstydzić. Więc wyluzuj kobieto i bądź po prostu sobą, a wtedy wszystko będzie dobrze. Czy to jest jasne?

— Jasne — przytaknęła Lilly, podnosząc głowę i patrząc mu w oczy, choć wcale nie była tego taka pewna.

Trochę zdziwił ją władczy ton głosu swojego kolegi. Nie wiedziała tak do końca dlaczego, ale sytuacja ta wydała jej się z jakiegoś powodu upokarzająca. Przez moment miała wrażenie, jakby Radek przemawiał do niej niczym pan do swojej własności.

— Chyba świruję z tego stresu — powiedziała do siebie w myślach.

Nie zamierzała wdawać się już jednak na razie w dyskusję z nim, gdyż była tym wszystkim po prostu bardzo zmęczona i jedyne, o czym marzyła, to usiąść na swoim małym, starym tapczanie z kieliszkiem wina i zapomnieć. Zapomnieć o tym, co przed chwilą miało miejsce. Choć na moment. Musiała ochłonąć, zdystansować się do tego wszystkiego. Pokiwała więc tylko jeszcze raz głową, po czym poszła do łazienki i wróciwszy ze swoimi ubraniami, zaczęła ubierać się przy nim, żeby mu pokazać, że wcale się go nie krępuje.

— Posłuchaj, Lilly… — głos Radka złagodniał, znów był ciepły, przyjazny. — Przepraszam, jeśli cię zaskoczyłem, być może nie powinienem był cię dotykać bez uprzedzenia. Nie bądź na mnie zła… Chciałem ci tylko pokazać, że możesz bawić się swoim ciałem. No właśnie… — zatrzymał się na chwilę — kiedy będziesz już naga… to jeszcze nie będzie koniec show, prawda?

Zaskoczona kobieta patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami, zapinając swoje jeansy.

— Co masz na myśli? — zapytała ostrożnie.

— Nic strasznego, spokojnie — zaśmiał się Radek. — Możesz na przykład głaskać swoje ciało, gładzić je… — wyliczał. — Możesz też… imitować masturbację… Ale też wcale nie musisz udawać — dodał z lekkim uśmiechem.

W jego głowie znów pojawiły się obrazy swojej nagiej wspólniczki uprawiającej z nim miłość.

— Ccooo? — oburzyła się Lilly. — Zapomnij, słyszysz? Nie ma mowy! — zaprotestowała zdecydowanie. — Zgodziłam się na bycie striptizerką, a nie dziwką, rozumiesz?! — wycedziła przez zęby z zaciśniętymi pięściami.

— Spokojnie, nie denerwuj się, kotku… — uspokajał ją mężczyzna. Przez swoją buntowniczą reakcję Lilly podnieciła go jeszcze bardziej. Miał ochotę zbliżyć się do niej i ściągnąć z niej spodnie, które zdążyła już założyć, rzucić ją na łóżko i ostro się z nią pobawić. — Rób co chcesz, byle klienci byli zadowoleni, zgoda?

— No właśnie, klienci… — mruknęła nieco zaniepokojona kobieta. — A co będzie, jeśli będą chcieli czegoś więcej, niż tylko patrzeć, jak tańczę i się rozbieram? Uprzedzam uczciwie, że jeżeli któryś z nich przekroczy tę granicę, to nie ręczę za siebie. Zagwarantujesz mi, że żaden z nich nie będzie się do mnie dobierać? — zapytała, patrząc na niego wyczekująco.

— Jasne — wzruszył ramionami Radek, po czym sięgnął do swojej torby i wręczył jej czarną teczkę z dokumentami. — Za kogo ty mnie masz… Załatwiam tylko sprawdzonych, pewnych klientów. Proszę, przeczytaj i podpisz, tu masz warunki naszej umowy, wszystko napisane czarno na białym, jest również adnotacja, że nie będziesz musiała robić niczego poza striptizem. Jeśli nie będziesz chciała… Bo różnie może to być, prawda? Wprawdzie pracujemy na czarno, ale uznałem, że będzie uczciwie, jeśli spiszemy sobie taką naszą prywatną umowę, poczujesz się pewniej, mając na piśmie jakiś dowód naszej współpracy i znając dobrze jej warunki. Jeżeli nawalę, zawsze możesz mnie zaskarżyć albo co najmniej obić mi pysk — zażartował i wyjął z torby, w której wcześniej znajdowały się również pudełka z bielizną, czarną teczkę z umową.

Wprawdzie umowa gwarantowała, że Lilly nie będzie musiała współżyć ze swoimi klientami, jednak Radek miał nadzieję, że kiedy wkręci się już w cały ten biznes to skusi ją wizja grubych pieniędzy i zmieni zdanie. A wtedy zarobią jeszcze więcej.

— Dzięki — skinęła głową Lilly, jednak wcale nie czuła się uspokojona, bo skoro mają pracować na czarno, to ile warta jest taka umowa?

Usiadłszy na stojącym obok krześle, na wpół ubrana, zaczęła ją czytać.

— Zaraz, zaraz… Wróć — zastanowiła się przez moment. — Załatwiam??? To znaczy, że już to robisz? Komu załatwiasz i kogo? –.spojrzała na niego podejrzliwie ze zniecierpliwieniem, odłożywszy papiery na stolik, wyczekując odpowiedzi i martwiąc się, że zdecydowanie za dużo tych tajemnic.

Radek wbił swój wzrok w podłogę i zamyślił się przez chwilę. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał. Nie chciał zrazić do siebie Lilly, ale jednocześnie nie chciał jej aż tak bardzo okłamywać, więc ostatecznie postanowił powiedzieć jej część prawdy.

— Tak, owszem, załatwiam. Dziewczynom, które chcą się tym zająć.

Lilly trochę spodziewała się takiej odpowiedzi. Drążyła dalej.

— Tym? To znaczy czym, rozbieraniem się przed facetami za pieniądze?

— Tak. Między innymi — przytaknął nieco wymijająco mężczyzna.

— No dobrze… — Lilly nie dawała za wygraną, chciała dowiedzieć się całej prawdy i była coraz bardziej zaintrygowana całym tym tajemniczym zajęciem swojego wspólnika. — A gdzie je znajdujesz? Odnawiasz stare znajomości? Tak jak ze mną? — dodała zaczepnie.

— Oj, w różnych miejscach, nie interesuj się za bardzo, bo szkoda, byś zaśmiecała tym sobie swoją śliczną główkę, dobrze?

Z jakiegoś niewiadomego Lilly powodu jej stary kumpel stracił nagle cierpliwość i z trudem mógł się opanować, ale kiedy zobaczył niepokój w jej oczach, natychmiast odzyskał panowanie nad sobą i powiedział znów łagodnym tonem, patrząc jej w oczy:

— To, co robię, to nic złego. Wierzysz mi?

— Staram się, ale to nie jest takie proste, za dużo w tym wszystkim tajemnic — odpowiedziała szczerze Lilly. — Prawie nic o tobie nie wiem. W każdym razie odkąd skończyliśmy studia.

— No dobrze, to co chciałabyś wiedzieć? — zapytał zrezygnowanym głosem, mając świadomość, że Lilly tak łatwo nie odpuści. Znał ją już dość dobrze i był przygotowany na kolejne trudne pytania.

— To z powodu swojego zajęcia zmieniłeś całkowicie wizerunek? — zapytała zaciekawiona.

— Tak, to prawda — przyznał. — Głównie z tego powodu. No wiesz… Żeby zachęcić kobiety do pracy w branży erotycznej, trzeba dobrze się prezentować. Wyobraź sobie, że przyszedłbym do ciebie, wyglądając jak przed laty. No nie oszukujmy się — wyglądałem jak jakiś zapuszczony zgred czy żul. Która kobieta chciałaby się rozebrać przede mną na próbę? Poza tym miałaby od razu wiadome wyobrażenie o swoich przyszłych klientach — że będą wyglądać tak jak ja. I większość z nich pewnie odrzuciłaby moją propozycję.

— Rozumiem — przytaknęła Lilly. — To, co powiedział teraz Radek, wydało jej się akurat szczere. — A ci różni klienci, gdzie ich szukasz? — kontynuowała przesłuchanie.

— Kiedyś ci wszystko opowiem, ale teraz dajmy już temu spokój, dobrze? — poprosił, starając się uciąć rozmowę. — Przejrzyj lepiej tę umowę.

Lilly westchnęła.

— Dobrze — odparła, nie protestując, i ubrawszy się do końca, ponownie wzięła do ręki papiery i pogrążyła się w czytaniu.

Śledziła dokładnie werset po wersecie, uważając, by niczego nie przeoczyć. Zawsze była ostrożna i nieufna, a w związku z tym czytała bardzo uważnie wszystko, co miała podpisać, nawet (a raczej zwłaszcza) tekst napisany drobnym maczkiem, jeśli podpisany przez nią dokument miał ją do czegoś zobowiązywać.

— Może rzeczywiście jestem zbyt podejrzliwa i dociekliwa? Może choć raz w życiu powinnam przestać martwić się na zapas i ciągle analizować? — pomyślała.

Warunki umowy wydawały się być w porządku. Współpraca zawarta na czas nieokreślony, z możliwością wypowiedzenia umowy z miesięcznym wyprzedzeniem przez każdą ze stron. Radek będzie pełnić funkcję osoby zdobywającej dla niej klientów, zaś jej rola w tym tandemie będzie polegała na dotrzymywaniu im towarzystwa, będzie tańczyć i rozbierać się na pokazach trwających około 60 minut. W umowie zastrzega się, że Lilly nie ma obowiązku nawiązywania z klientami kontaktów seksualnych ani pozwalania im na dotykanie jej, jeśli sama nie będzie miała na to ochoty. Za swoją pracę będzie otrzymywała połowę kwoty wynagrodzenia za każdy pokaz, zaś druga połowa będzie wędrować do kieszeni Radka. Jeżeli któryś z klientów będzie chciał jeszcze dodatkowo wynagrodzić jej pracę, pieniądze te w całości będzie otrzymywała ona. W przypadku niedotrzymania warunków umowy przez którąś ze stron zostaje ona natychmiast zerwana.

— No dobrze, brzmi to wszystko nawet uczciwie… — wymamrotała pod nosem, wzięła do ręki czarny długopis, który podał jej Radek, i podpisała.

Jego podpis już widniał na papierach.

— Super, skarbie! — krzyknął z radością mężczyzna. — Ajjj, przepraszam, wspólniczko — mrugnął okiem i poprawił się natychmiast, wykorzystując przy tym okazję, by ją uściskać. — Dobrze… — ciągnął już bardziej spokojnym i powolnym tonem — dziś jest twój wielki dzień. A właściwie wieczór. Masz pierwszego klienta. Podekscytowana? — uśmiechnął się od ucha do ucha.

Kiedy Lilly usłyszała jego słowa, w jej głosie pojawiła się wyraźna panika.

— Pierwszego klienta? Dziś? Ale… ale jak to? Tak szybko? — jęknęła. — Myślałam, że będę miała jeszcze kilka dni, żeby poćwiczyć… — tłumaczyła, czując, że z nerwów znów zaczyna się pocić i mając nadzieję, że Radek przesunie to spotkanie na inny wieczór.

— Ale co tu ćwiczyć, kochaniutka? To ma wyjść wszystko naturalnie, zmysłowo, dziko, nie musisz ćwiczyć choreografii — przekonywał ją. — Nie stresuj się, jesteś naprawdę boska. Bardzo sexy… — powiedział już nieco ciszej i zamilkł, dodając w myślach:

— Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo, dziecinko…

Zobaczywszy ją lekko przerażoną tym, co ją czeka, ocknął się i powiedział już zupełnie trzeźwo i rzeczowo:

— Pojedziesz dziś do prywatnego mieszkania na Kabatach, tu masz dokładny adres — sięgnął do kieszeni swojej błękitnej koszuli i wyciągnął z niej kartkę z adresem. — Na dziewiętnastą masz być u niego. Załóż coś seksownego, bo ja wiem, może jakąś czerwoną kieckę, jeśli takową posiadasz? Albo małą czarną? — zastanawiał się na głos. — A pod spód koniecznie któryś z tych zmysłowych kompletów bielizny ode mnie. Aaa… I weź ze sobą płaszcz i kapelusz, to będzie twój znak firmowy — wtrącił podekscytowany.

— Znak firmowy? — powtórzyła Lilly, nie bardzo wiedząc, co jej nowy wspólnik ma na myśli.

— No tak. Płaszcz i kapelusz. Uczynią cię charakterystyczną. Będą się kojarzyć tylko z tobą. A właśnie… Musimy nadać ci pseudonim artystyczny! Może coś w stylu: Sexy Detektyw?

— Eeee… sama nie wiem… — bąknęła Lilly.

Jej mina zdecydowanie nie wyrażała aprobaty. Nie podobał jej się ten pseudonim, zupełnie nie w jej stylu. Bo niby kogo miała by tropić, maniaków seksualnych?

— No to może coś pochodzącego od twojego imienia? Co powiesz na… Lilly? — podsunął Radek. — Brzmi słodko, tajemniczo i jednocześnie zmysłowo.

— To już brzmi trochę lepiej — skinęła głową kobieta i uśmiechnęła się lekko.

Ta ksywka nawet przypadła jej do gustu.

— Zatem niech będzie Lilly! — klasnął w ręce z radością Radek i kolejny raz uścisnął swoją wspólniczkę.

Każdy pretekst był tak naprawdę dla niego dobry, by móc się do niej w jakiś sposób zbliżyć.

Było już prawie południe, kiedy wreszcie opuścił jej mieszkanie, a o dziesiątej miała być przecież w Centrum, gdyż umówiła się z lekarzem zajmującym się jej problemami ze snem. Przez Radka musiała ostatecznie jednak przełożyć wizytę. Trudno, praca ważniejsza. Praca. Czy rozbieranie się przed mężczyznami można w ogóle nazwać pracą?

Wziąwszy ze stojącego na kuchennym kredensie koszyka z owocami duże, czerwone jabłko, usiadła na podłodze obok lodówki i pogryzając je, próbowała opracować jakiś plan działania. Plan swojego pierwszego pokazu. Kiedy rozbierała się przed Radkiem, nie było to dla niej aż takie trudne, bo dość dobrze i długo się znają, ale przed obcym facetem..? To już może nie być dla niej takie hop siup. I… szczerze mówiąc, jakoś nie potrafiła sobie tego wyobrazić.

Kolejne godziny aż do samego obiadu spędziła w korytarzu, ćwicząc przed dużym ściennym lustrem taniec oraz zmysłowe rozbieranie się. O piętnastej zjadła lekki obiad, by nie czuć się ociężała, i zaczęła robić się na bóstwo. Po ciepłej, relaksującej kąpieli w wannie pełnej piany pomalowała paznokcie na intensywnie czerwony kolor. Tym razem nie tylko u dłoni, jak to miała zawsze w zwyczaju robić na co dzień, ale i u stóp.

— Muszę zrobić na nim piorunujące wrażenie… — pomyślała już lekko zestresowana. — Tak swoją drogą to ciekawe, kto to taki. Facet w średnim wieku czy może jakiś młodziak? Zapracowany singiel, a może znudzony życiem rodzinnym żonaty…?

Zastanawiając się nad kolejami życia swojego pierwszego klienta, Lilly założyła na siebie komplet czarnej, zmysłowej bielizny od Radka, a na niego małą czarną i cieniutki, ciemnofioletowy płaszczyk. Czarne, fikuśne pończochy idealnie przylegały do jej nóg, imitując spod sukienki szykowne rajstopy. Nie znosiła chodzić w szpilkach, lecz tym razem zrobiła wyjątek. W końcu nie często rozpoczyna nową pracę. I to w jakim charakterze!

— Dobrze, teraz jeszcze tylko makijaż — mruknęła zadowolona i zaczęła nieco drżącymi rękami szperać w swojej małej, czerwonej kosmetyczce, która już od dawna domagała się wymiany na nowy egzemplarz.

Nie przywykła do mocnego makijażu, no ale dziś była przecież sytuacja wyjątkowa, nałożyła więc z dużą starannością wszystko, co trzeba: korektor, bazę, podkład, wystrzałowe cienie do powiek, które trzymała tylko na specjalne okazje. Mocno wytuszowała rzęsy i pomalowała usta, oczywiście na krwistoczerwony kolor. Zerknęła jeszcze raz w lustro, by ocenić efekt końcowy swoich przygotowań.

— Perfecto! — powiedziała do siebie po hiszpańsku z dużym zadowoleniem.

Znała ten język znakomicie. Jej ojciec pragnął, by posługiwała się nim biegle, gdyż był to język ojczysty jej matki, a więc już od najmłodszych lat uczęszczała do renomowanej szkoły językowej i miała prywatne zajęcia z najlepszymi hiszpańskojęzycznymi korepetytorami w Warszawie.

Było już grubo po osiemnastej, więc chwyciła swoją małą, czarną torebkę z delikatnej skóry oraz reklamówkę, w której znajdował się jej znak firmowy, czyli szary płaszcz i czarny kapelusz, zamknęła za sobą na klucz drzwi do mieszkania i wyszła.

Droga minęła jej dość szybko i dwadzieścia minut później znajdowała się przed nowoczesnym apartamentowcem na Kabatach. Zerknęła jeszcze raz na kartkę z dokładnym adresem klienta, którą dostała od Radka i nacisnęła na domofon.

— Słucham? — odezwał się głęboki, męski, iście radiowy głos.

— Jaaa… — zaczęła niepewnie. — Przyszłam do pana na pokaz — powiedziała w końcu po dłuższej chwili.

Czuła, że jej policzki i dekolt zaczynają niemal płonąć ze zdenerwowania.

— Proszę, Lilly, zapraszam, nie mogę się doczekać — znów usłyszała jego uwodzicielski głos i drzwi wejściowe apartamentowca otworzyły się.

Lilly poczuła, że zaczyna ze stresu się pocić.

— Skąd wiedział, że nazywam się Lilly? A no tak, pewnie Radek mu powiedział, nic w tym dziwnego — odpowiedziała sobie sama na pytanie i pociągnęła za klamkę, po czym szybko weszła do środka.

Chwilę później znalazła się w nowoczesnej windzie i ani się obejrzała, a już znajdowała się na czwartym piętrze tuż przed drzwiami apartamentu swojego pierwszego klienta.

— Boże, to się za chwilę stanie — jęknęła do siebie, próbując przełknąć ślinę, gdyż żołądek uparcie podchodził jej do gardła i miała wrażenie, że jeszcze trochę i zwymiotuje.

Serce waliło jej młotem i z trudem łapała oddech. W myślach przez cały czas powtarzała sobie to, co powiedział jej Radek: „Nie możesz się wstydzić. Musisz być pewna siebie i prowokująca”. Powtórzyła sobie tę mantrę trzy razy i zadzwoniła do drzwi. Otworzył jej wysoki, elegancki mężczyzna o nieco atletycznej budowie ciała, ubrany w czarny garnitur i koszulę w bladożółtym kolorze. Miał może ze czterdzieści lat, a może i nie. Jego duże, błękitne oczy przysłaniała trochę przydługa grzywa gęstych blond włosów.

— Rany… — powiedziała do siebie w myślach. — Wygląda niczym ratownik ze „Słonecznego patrolu”.

— Panna Lilly, nieprawdaż? — zapytał szarmancko gwoli formalności mężczyzna, ujmując jej dłoń i delikatnie ją całując. — Proszę wejść, zapraszam do środka.

Lilly pokiwała potakująco głową i weszła do mieszkania.

— Taki pan pewien, że panna? — zażartowała, by rozładować atmosferę.

— No raczej. Nie ulega wątpliwości, że gdyby miała pani męża, to chciałby mieć panią tylko dla siebie i nie rozmawialibyśmy teraz w moim mieszkaniu sam na sam — stwierdził z przekonaniem.

— A pan to… — Lilly zawiesiła głos, rozglądając się po apartamencie, urządzonym z niezwykłym smakiem.

— Jarek — odpowiedział i uścisnął ponownie jej dłoń, całując ją tym razem w policzek. — Jarosław Nowołęcki.

Kobieta wyglądała na trochę zakłopotaną i zupełnie zapomniała o powtarzanej sobie przed chwilą mantrze dotyczącej śmiałości. Czuła się właśnie jak studentka zdająca egzamin przed bardzo wymagającym profesorem. Jarek wziął ją za rękę i pociągnął za sobą do pokoju, wskazując na wygodną sofę w ciemnofioletowym kolorze.

— Usiądź, proszę — powiedział, uśmiechając się lekko. Jego oczy były pełne blasku, wyglądał na wyraźnie podekscytowanego.

— Nie, wiesz… — bąknęła zmieszana, kurczowo trzymając w dłoni uchwyt reklamówki, którą miała ze sobą. — Potrzebuję chwili, by się przygotować, czy mogę skorzystać z toalety? — poprosiła.

— Jasne.

Jarek uśmiechnął się i stanął tuż przed nią, kładąc delikatnie swoje ręce na jej ramionach i spoglądając jej głęboko w oczy.

— Zrelaksuj się, czemu jesteś taka spięta?

— Nie, nie jestem — zaprzeczyła Lilly, potrząsając głową, choć doskonale wiedziała, że Jarek ma rację.

Tak naprawdę w środku trzęsła się ze strachu jak osika.

— Co się ze mną właściwie dzieje? — zastanawiała się, nie rozumiejąc reakcji swojego ciała.

Przecież zawsze była odważna, śmiała, zaczepna. Nauczyła się walczyć o swoje i zdobywać to, co chciała. A jednak w tej sytuacji czuje się jak wstydliwy podlotek, mający opory przed rozebraniem się przed kimkolwiek.

— Zaraz wracam.

Wszedłszy do łazienki, rozejrzała się po pomieszczeniu. Na ścianach w kolorze ciemnej czekolady wisiały lustra w kremowych ramach. Koło dużej umywalki wisiały śnieżnobiałe ręczniki. W całej toalecie gdzieniegdzie rozmieszczone były bambusowe elementy, które nadawały całemu wystrojowi afrykański charakter. Naprzeciwko drzwi w rogu stała duża wanna, nad którą wisiała tabliczka z napisem Carpe diem.

— Chwytaj dzień… To właśnie w tej chwili robię — pomyślała Lilly.

Napis ten dodał jej odwagi. Umywszy ręce, zdjęła sukienkę i na czarny, bardzo prowokujący komplet od Radka, który miała na sobie, założyła szary prochowiec, który dostała również od niego, na głowę wsadziła kapelusz, po czym wyszła z łazienki i po wejściu z powrotem do pokoju spojrzała na Jarka, stojącego przy mini barze, sięgającego po kieliszki. Onieśmielał ją. Boże, jak on ją onieśmielał! Dawno nie poczuła czegoś takiego do żadnego mężczyzny od momentu, kiedy to w czasach studenckich poznała swojego niedoszłego męża. Podobnie i teraz poczuła jakąś dziwną, obezwładniającą ją chemię między nią a swoim pierwszym klientem.

— Przedstawienie czas zacząć — wymamrotała cicho sama do siebie.

— Czego się napijesz? — zapytał uwodzicielsko Jarek. — Szampana, wina, a może naleweczki wiśniowej?

— Nniee… — odparła trochę drżącym głosem. — Niczego, dzięki. Lepiej już zacznijmy — poprosiła, po czym pomyślała:

— Boże, co ja gadam! Tak na pewno nie zachowuje się świadoma swojego ciała, kokietująca mężczyzn kobieta…

Wzięła głęboki oddech i zaczęła powoli kołysać się w rytm muzyki, którą słyszała tuż po wejściu do apartamentu. Ze wszystkich sił starała się przy tym wyglądać zmysłowo i prowokująco. Jarek, rozsiadłszy się wygodnie na sofie, popijał szampana i zaczął uważnie wpatrywać się w swoją nową znajomą.

— Tylko spokojnie, wyobraź sobie, że siedzi przed tobą Radek — dodawała sobie w myślach otuchy.

Całe to przedsięwzięcie bardzo dużo ją kosztowało, gdyż taki charakter pracy kompletnie do niej nie pasował. W końcu zdecydowała się zsunąć z siebie okrywający ją płaszcz i nagle, nie wiedząc czemu, poczuła się z tym bardzo niekomfortowo. Tak bardzo, że nie potrafiła kontynuować show, które tak naprawdę nawet na dobre jeszcze się nie zaczęło.

— Co ja tu do diabła robię? Miałam zostać znaną poetką, a skończyłam jako marna striptizerka? — pomyślała i łzy zaczęły jej płynąć po mocno zaróżowionych policzkach.

Jarek natychmiast to zauważył i trochę się zaniepokoił.

— Lilly, hej, wszystko dobrze? Co się dzieje, źle się czujesz? — zapytał z niemałym zdziwieniem, nie rozumiejąc, co się dzieje.

— Nie — potrząsnęła głową roztrzęsiona kobieta. — Nie mogę, przepraszam, to ponad moje siły, to zupełnie nie dla mnie — wymamrotała, osunęła się na dywan w swojej super seksownej bieliźnie i zaczęła beczeć już na całego.

Jej perfekcyjnie wykonany makijaż spływał właśnie po całej jej twarzy, ale ona zupełnie się tym nie przejmowała. Wisiało jej to. Wisiał jej patrzący na nią trochę zszokowany Jarek, wisiały jej pieniądze, których nie zarobi i wisiał jej cały ten mętny, erotyczny interes. Nie potrafi się rozbierać za pieniądze, to nie w jej stylu i już!

Jarek podbiegł do niej w końcu i ukucnął przy niej, głaszcząc ją po ręce.

— To twój pierwszy raz, prawda? — zapytał łagodnie, z troską.

— Tak — przyznała, zanosząc się płaczem.

Schodził z niej właśnie cały stres. Wszystkie emocje związane z nowym zajęciem, które kumulowała w sobie od dwóch dni, wreszcie postanowiły znaleźć gdzieś swoje ujście.

— No już, już, nie płacz, porozmawiajmy — uspokajał ją, wyciągając z kieszeni chusteczki, wyjmując jedną i ocierając łzy z policzków jego niedoszłej, ale za to niesamowicie intrygującej striptizerki. — Nic się takiego przecież nie stało.

Pomógł jej wstać i posadził ją na sofie, sam uklęknąwszy przed nią na miękkim, jasnofioletowym dywanie. Cały pokój urządzony był w różnych odcieniach fioletu, z dużym wyczuciem i smakiem, podobnie jak łazienka i inne części mieszkania.

Lilly spojrzała na niego z wyraźnym zakłopotaniem.

— Przepraszam — szepnęła w końcu. — To nie moja bajka. Nie potrafię… — wyznała, spuszczając głowę.

Jarek ujął jej dłonie w swoje, klęcząc cały czas przed nią i zapytał spokojnie, bez najmniejszej pretensji w głosie:

— Dlaczego zdecydowałaś się na taką pracę? Opowiedz mi proszę wszystko.

Zobaczywszy, że Lilly się waha, dodał:

— Możesz mi zaufać, obiecuję.

W końcu kobieta pękła i opowiedziała mu niemal całą swoją życiową historię ­– o śmierci matki tuż po jej urodzeniu, o zimnym, wymagającym ojcu, który ją odtrącał, o pójściu na polonistykę i o konsekwencjach tego posunięcia, o marzeniach związanych z byciem sławną poetką, o kłopotach finansowych i wreszcie o propozycji Radka. O wszystkim. A on słuchał. Cierpliwie. Ze zrozumieniem.

— Znasz Radka? — zapytała w końcu. — To dobry facet, tylko trochę zakręcony.

Jarek zamyślił się przez chwilę i odpowiedział trochę wymijająco:

— Powiedzmy, że tak, trochę go znam. Ale raczej słabo. I owszem, chyba jest zakręcony.

Przez chwilę zapanowała niezręczna cisza.

— Ale ogólnie to odpowiadałoby ci takie zajęcie, tylko wstydzisz się, bo nigdy tego jeszcze nie robiłaś, czy kompletnie nie widzisz siebie w takim charakterze pracy? — zapytał wreszcie, zmieniając temat.

— Ja… ja sama już nie wiem — stwierdziła Lilly, wzruszając ramionami. — Czasem myślę, że to mogłoby być ciekawe doświadczenie, jakaś odmiana, przygoda, ale ja się chyba do tego po prostu nie nadaję, rozumiesz?

Jarek znowu milczał. Widać było, że intensywnie nad czymś myśli. Lilly przypatrywała mu się uważnie. Miał bardzo ciepłe, łagodne spojrzenie, a w całokształcie wyglądał jak milion dolarów. Czy ktoś taki mógłby się w niej zakochać?

— Wróć!!! Lilly! O czym ty do cholery myślisz??!! — zganiła sama siebie w swoich rozważaniach. — Przecież ty go nawet nie znasz, ogarnij się!

Wreszcie Jarek, patrząc jej w oczy, rzekł z tajemniczym uśmiechem:

— Mam dla ciebie propozycję…

Po czym szybko dodał:

— I proszę, zanim ją odrzucisz to wysłuchaj mnie do końca. Zastanów się. Chcę ci pomóc.

— Pomóc? — powtórzyła za nim trochę zdziwiona i spojrzała na niego przenikliwie.

— Wydostanę cię z tego całego bagna, obiecuję. Z dołka finansowego i konieczności rozbierania się przed obcymi facetami. Ja sam dam ci pracę.

— Ty dasz mi pracę? — Lilly znów powtórzyła jego słowa, otwierając swoje piękne, ciemne oczy jeszcze szerzej.

Nagle wszystko stało się dla niej jasne.

— Ty też? — spojrzała na niego tym razem z wyrzutem i wyraźnym rozczarowaniem.

— Hej, spokojnie, jeszcze nie przedstawiłem ci mojej propozycji. Pamiętaj, miałaś jej od razu nie odrzucać — przypomniał, dotykając ponownie jej policzka, na którym znajdowało się wspomnienie po jej perfekcyjnym makijażu. — Wiesz… — ciągnął — często czuję się bardzo samotny… I w związku z tym szukam towarzystwa.

— W postaci rozbieranych panienek? — dokończyła za niego Lilly, która nagle nie mogła oprzeć się uszczypliwości. — Rzeczywiście, niezłe towarzystwo.

Wezbrała w niej przedziwna złość. Dlaczego wszyscy mężczyźni widzą ją tylko w jednym charakterze? Czy nie nadaje się do niczego innego? Czemu wszyscy patrzą jedynie na jej ciało, nie zwracając uwagi na to, jakie walory ma w środku? Odpychało ją od facetów, którym zależało tylko na jednym. Czy ojciec miał rację i naprawdę była przeciętnym beztalenciem? Patrzyła na Jarka z pewną pogardą i wyższością. Mężczyzna zauważył to, mimo wszystko nie dawał za wygraną i nadal próbował ją przekonać.

— To nie tak… — pokręcił głową, zaprzeczając. — A przynajmniej nie do końca. Jest trochę prawdy w tym, co mówisz, ale nie jest też tak, że jestem jakimś seksualnym dewiantem. Po prostu lubię patrzeć na młode, piękne kobiece ciało, podziwiać je, czcić. Relaksuje mnie to. To wszystko. Mogłabyś… — zawahał się przez chwilę, zastanawiając się, czy powiedzieć jej to, co chodziło mu właśnie po głowie. — Mogłabyś być moją prywatną tancerką, tańczyć tylko dla mnie. Mogłabyś być moją muzą…

— Czyli jednym słowem zamiast pracować dla Radka, miałabym pracować dla ciebie w takim samym charakterze, tak? Zamienił stryjek siekierkę na kijek — prychnęła Lilly.

Wcale nie podobała jej się jego propozycja. Przecież kompletnie nie znała tego mężczyzny, a Radek był przynajmniej jej starym kumplem.

— Nie, dzięki za propozycję, ale nie skorzystam — odmówiła zdecydowanie i podniosła się z sofy, zbierając swoje rzeczy.

Jarek próbował ją zatrzymać. Bezskutecznie. Była uparta jak jej matka. Kiedy podjęła jakąś decyzję to nikt inny oprócz niej samej nie mógł jej od niej odwieść. Stojąc w drzwiach wejściowych, podała mu rękę i obojętnym głosem pożegnała się chłodno:

— Miło było cię poznać, cześć.

— Mnie również — odpowiedział smutno nieco zdumiony i rozczarowany Jarek, zanim zniknęła za drzwiami.

Nie zatrzymywał jej. Sięgnął jednak do kieszeni koszuli, wyciągnął z niej swoją wizytówkę i zdążył jej ją jeszcze wcisnąć, mówiąc:

— Proszę, jeśli tylko zmienisz zdanie lub będziesz czegokolwiek potrzebować, zadzwoń.

Lilly nic nie odpowiedziała, ale wzięła wizytówkę i bez słowa schowała ją do kieszeni swojego płaszczyka. Chwilę później już jej nie było, a Jarek w dalszym ciągu stał w tym samym miejscu, w którym kilka minut wcześniej jeszcze z nią rozmawiał. Był lekko oszołomiony i jednocześnie urzeczony nowo poznaną kobietą, która zrobiła na nim tak silne wrażenie, że zapragnął ją bliżej poznać. Nie tylko w wiadomym celu.

ROZDZIAŁ III: Lilly numer 2 — wilk w owczej skórze

— To już dwa miesiące… — Lilly zadumała się, zakładając na siebie seksowną bieliznę w kolorze krwistej czerwieni. — Dwa miesiące, odkąd wkręciłam się w ten może i trochę chory, ale jakże intratny biznes.

Przez ten czas na jej koncie pojawiła się już naprawdę całkiem pokaźna sumka pieniędzy. Miała średnio jednego klienta dziennie i przyzwyczaiła się do całej tej roboty. Przez pewien czas to ona sama jeździła do swoich klientów, jednak później zaczęła pracować również w swojej malutkiej, wynajmowanej kawalerce. Radek przekonał ją racjonalnymi argumentami, że tak będzie jej po prostu wygodniej. Nie będzie musiała tracić czasu na dojazdy, a w swoim lokum będzie się przy tym czuła zwyczajnie swobodniej. I miał rację. Będąc u siebie, łatwiej było jej wejść w rolę. Stała się dużo śmielsza, bardziej pewna siebie. Nie, nie była aktorką. Tańczyła dla mężczyzn, rozbierając się przed nimi i otrzymywała za to przyzwoite wynagrodzenie, którym dzieliła się z Radkiem, swoim partnerem. Owszem, partnerem! Sama nie mogła w to uwierzyć. Bo przecież nigdy nie był w jej typie. I nie sądziła, że pojawiając się po latach w jej życiu, tak mocno je zmieni. Nie tylko zawodowo, ale i prywatnie.

Początkowo fakt, iż wykonuje striptiz za pieniądze, uważała za swoją osobistą porażkę. Tak nisko upadła… Po co były studia, marzenia o zostaniu znaną i uznaną poetką… Ale po tym, jak dostała pierwszą wypłatę — tysiąc złotych za godzinę erotycznego pokazu, dzieloną ze swoim wspólnikiem, zmieniła podejście do tego, co robiła. Postanowiła potraktować swoje zajęcie jako środek do osiągnięcia celu — stabilizacji finansowej i skupienia się na pisaniu poezji. Bez oceniania siebie i wyrzucania sobie, że tak postępują tylko niemoralne, puste laski. Tak naprawdę to do tej pory nie mogła uwierzyć w to, co wydarzyło się w ciągu tych ostatnich dwóch miesięcy w jej życiu, wydawało jej się to wszystko snem lub latynoamerykańską telenowelą, której była główną bohaterką.

— Sekretne życie Lilly… To byłby niezły tytuł — zaśmiała się do siebie w duchu. — Albo lepiej: Sekrety Lilly.

Tak, praca, którą wykonywała, była jej wielkim sekretem i nikt, absolutnie nikt nie mógł dowiedzieć się, w jaki sposób dorabia sobie wieczorami, nie mogąc utrzymać się ze swoich tomików wierszy. Teraz prowadziła podwójne życie, w ciągu dnia pisząc swoje wiersze, zaś wieczorami robiąc striptiz i rozgrzewając mężczyzn do czerwoności. Radek nie był może mężczyzną jej marzeń, ale wydawało się, że ją kocha i choć nie był Bradem Pittem to na swój sposób coś w sobie miał. Poza tym byli przecież również wspólnikami. On załatwiał jej klientów, ona zaś robiła przed nimi striptiz. Biznes się kręcił, a oni dzielili się zyskami po połowie.

Tamtego wieczora zbliżyli się do siebie. W dniu, w którym miała zatańczyć przed swoim pierwszym klientem. Po nieudanym pokazie u Jarka pojechała właśnie do Radka. Załamana, zawstydzona, z towarzyszącym jej uczuciem, że do niczego się nie nadaje, którego nie znosiła i którego niestety nijak nie mogła się pozbyć. Pamięta, że zadzwoniła wtedy do niego, a on zaprosił ją do siebie. Podał jej swój adres i w ciągu trzydziestu minut była już w jego mieszkaniu. Padał deszcz, ona zaś, nie mając parasola, w swoim płaszczyku bez kaptura, w szpilkach przemokła do suchej nitki. Zaproponował jej, by się u niego wykąpała. Oczywiście nie posiadał na zbyciu żadnych damskich ubrań, więc kiedy wytarła się już suchym, mięciutkim ręcznikiem, założyła jego nieco przydługi na nią, granatowy szlafrok.

Zaprosił ją do pokoju na lampkę wina, gdzie było ciepło i przytulnie. Siedząc na wygodnej skórzanej kanapie i sącząc wino, opowiedziała mu o swoim nieudanym spotkaniu z Jarkiem. Myślała, że będzie zły, ale nic takiego nie miało miejsca. Nie krzyczał, nie miał pretensji, że nawaliła. Tylko patrzył na nią i słuchał. Patrzył tak jakoś… dziwnie. Zupełnie nie wiedziała, jak ma to rozumieć, ale momentami wydawało jej się, że zerka na nią z pożądaniem. Jak mężczyzna na kobietę, a nie jak kumpel na swoją koleżankę i wspólniczkę. Ale może jej się tylko tak wydawało z nadmiaru wrażeń? Przecież byli dla siebie jak rodzeństwo. Tak przynajmniej sądziła. Tak, z pewnością jej się to tylko wydawało.

Radek dolewał wina, a jej coraz bardziej kręciło się w głowie. Ale piła. Piła, żeby zapomnieć na chwilę o tym, co się wydarzyło w apartamencie Jarka. I o całym tym koszmarnym biznesie, który najwyraźniej ją przerósł. Obraz zlewał jej się przed oczami i falował. Czuła, że jest już pijana. Nie lubiła tego stanu, gdyż wydawało jej się, że jest wtedy taka bezwolna. Nigdy nie pozwoliłaby sobie na utratę głowy przy obcym mężczyźnie. Była zbyt nieufna i natychmiast w jej umyśle pojawiały się wyobrażenia o byciu wykorzystaną. Ale Radka znała przecież tak dobrze! Ufała mu, choć jednocześnie wydawał się jej nieźle zakręcony i trochę tajemniczy.

Siedział teraz naprzeciwko niej w rozpiętej czerwonej koszuli i spranych jeansach, uśmiechając się do niej i co jakiś czas dolewając jej wina. Jakoś nie zwróciła do tej pory uwagi, że sam prawie nie pił. Podobnie jak nie zdawała sobie sprawy z tego, że bardzo dobrze wiedział, co robi.

Kiedy wreszcie była tak pijana, że z trudem potrafiła podnieść się sama z krzesła, wstał, podszedł do niej, chwycił ją na ręce i zaniósł do sypialni, kładąc ją na swoim łóżku.

— W końcu będziesz moja, kochanie, po tylu latach moje marzenie wreszcie się spełni… — zamruczał mocno podniecony.

Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Tak bardzo jej pragnął! Nawet nie przypuszczał, że okazja, by ją posiąść, nadarzy się teraz tak szybko. Ani przez chwilę nie przyszło mu na myśl, że to, co właśnie zamierza zrobić, jest co najmniej niewłaściwe. Gdyby tylko Lilly wiedziała, że celowo chciał ją upić, nigdy by mu tego nie wybaczyła. Nigdy. Ale teraz zupełnie go to nie obchodziło. Liczyło się tylko to, że leżała właśnie przed nim w jego szlafroku i odpłynęła. Popatrzył na nią jeszcze przez chwilę, po czym drżącymi rękami delikatnie zaczął zdejmować z niej szlafrok. Spod pluszowego materiału ukazały się niewielkie, ale jędrne i kształtne piersi kobiety. Radek dotknął swoimi ustami jej ust i zaczął ją łapczywie całować, równocześnie dotykając jej biustu i brzucha. Jego niecierpliwe dłonie przemieszczały się po całym ciele Lilly.

Kobieta, czując pocałunki i dotyk, otworzyła nagle oczy, ale była zbyt pijana, by zaprotestować. Cały świat wirował jej przed oczami i tak naprawdę to nie wiedziała, czego chce, a czego nie, więc bezwolnie poddała się Radkowi, który trzymając ją w ramionach, wszedł w nią mocno, opętany rządzą posiadania jej na własność. Chciał, by była jego kobietą i pragnął tego, jak niczego innego. W końcu marzył o tym od tylu lat! Seks był szybki, ale intensywny, oczywiście z jego strony, gdyż Lilly, na wpółprzytomna, nie do końca nawet wiedziała, co się z nią i wokół niej dzieje.

Kiedy się rano obudziła, pierwszą rzeczą, którą poczuła, był silny ból głowy i ogromne pragnienie, Boże, ależ jej zaschło w gardle, wody! Otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła. Fakt, że nie była w swoim mieszkaniu, w pierwszym momencie ją przeraził. Jakby tego było mało, obok niej spał w najlepsze Radek.

— Co się u licha stało? — próbowała sobie przypomnieć.

Po dobrej chwili pamiętała już co najmniej część tego, co się wydarzyło. Przyjechała do Radka po nieudanym pokazie przed klientem, rozmawiali, za dużo wypiła i… oto rezultat. Nie pamiętała czy straciła z nim głowę, ale sądząc po tym, że obudziła się naga w jego łóżku, a on sam spał zmęczony, również nago, przypuszczała, że coś się między nimi wydarzyło. Wstała tak cicho, jak mogła, by go nie obudzić i udała się do kuchni w poszukiwaniu wody mineralnej. Bardzo nie chciała teraz się z nim skonfrontować, bo było jej zwyczajnie głupio, jakoś tak niezręcznie. Pogadają o tym, ale jak emocje trochę opadną. Tymczasem zaraz się ubierze i cichaczem opuści jego mieszkanie.

Znalazłszy w lodówce sok pomarańczowy, wypiła duszkiem prawie połowę litrowego kartonu i wróciła do pokoju po swoje ubrania. Już sobie przypomniała. Radek zaniósł ją na łóżko. Całowali się, wszedł w nią, a potem… potem już niczego nie pamiętała.

Ubrała się niemal bezszelestnie, by nie obudzić swojego wspólnika, a od teraz, jak się okazuje, również kochanka, no i wyszła. Zamyślona, zawstydzona i trochę zniesmaczona. Chciała jak najszybciej opuścić to mieszkanie, wrócić do siebie i zmyć z siebie cały wczorajszy dzień. I noc. Kiedy znalazła się już w końcu w swojej wynajmowanej, ciasnej kawalerce, odetchnęła z ulgą. Wzięła ciepły prysznic, wskoczyła w swoje ulubione, stare dresy w kolorze buraczkowym, zrobiła kawę i zapaliwszy papierosa, myślała o tym, co wydarzyło się między nią a Radkiem.

— To tylko jednorazowy wyskok, nic takiego, wszystko przez ten alkohol — mamrotała sama do siebie.

Nie sądziła, że ta przygoda zaważy na jej dalszych stosunkach z Radkiem. I nigdy by nie przypuszczała, nawet w snach, że zostaną parą.

A jednak zostali, na przekór jej obawom i wątpliwościom. Radek zadzwonił, jak tylko się obudził. Przyszedł z kwiatami i przeprosinami. Wyznał, że kocha ją od dawna. Że to, co się między nimi wydarzyło, było cudowne. Prosił o szansę, mówił o szczęściu, miłości… Adorował ją na każdym kroku. Świętowali razem jej drugi pokaz, który dla odmiany okazał się bardzo udany. A potem kolejne. Spędzali razem niemal każdą wolną chwilę. Chodzili do kina, teatru, herbaciarni na ulubioną herbatę ze skórką pomarańczy, jeździli razem na rowerach i wybierali się na długie spacery późnymi wieczorami. W ten oto sposób zdobył jej serce. Nie był może jej wymarzonym księciem z bajki, ale wiedziała, że wpatruje się w nią jak w obrazek. I to ją w nim urzekło. Jego uczucie, determinacja, wytrwałość. To ją do niego przyciągnęło. Od dawna nie czuła się tak kochana i ostatecznie kiedy pewnego pięknego dnia zapytał ją czy mogłaby zostać już oficjalnie jego partnerką, zgodziła się. W ten oto sposób są razem już od miesiąca.

Wspominając początki swojego związku z Radkiem, Lilly uśmiechnęła się lekko. W końcu wszystko zaczęło jej się powoli jako tako układać. Wyszła z dołka finansowego. Wydawnictwo przyjęło jej kolejny tomik wierszy. I miała Radka. Nie była może szaleńczo zakochana, ale coś tam do niego czuła i podobało jej się, że jest jego oczkiem w głowie, uwielbiał ją, a to już był dla niej wystarczający powód, by stworzyć z nim związek. Przez całe swoje życie tak bardzo pragnęła być kochana! I kiedy w końcu znalazła kogoś takiego, nie mogła go tak po prostu puścić. No nie mogła!

Kończyła robić makijaż, bo za kilka minut miała klienta. Przez ostatni miesiąc bardzo się zmieniła. Przestała się przede wszystkim tak krępować i stresować. Relacja z Radkiem spowodowała, że pozbyła się lęku i zahamowań. Zamierzała być jak najlepsza w tym, co robi, traktując swoje zajęcie jak najbardziej profesjonalnie. I robiła to z pasją. Przyzwyczaiła się do swojej niecodziennej pracy, o której nie wiedział oczywiście nikt poza Radkiem.

Z rozmyślań wyrwał ją tymczasem dzwonek do drzwi.

— Cholera, już jest! — mruknęła do siebie, nakładając w pośpiechu na usta krwiście czerwoną szminkę.

Na skąpą, purpurową bieliznę tradycyjnie założyła swój płaszcz, zaś na rozpuszczone, długie włosy wsadziła kapelusz i szybko podążyła w kierunku korytarza, by otworzyć. W drzwiach stanął mężczyzna mniej więcej w jej wieku, niski i nieco grubawy. Ze swoim wystającym brzuszkiem nie był może zbytnio atrakcyjny, ale za to zadbany i bardzo gustownie ubrany. Podał Lilly rękę i przedstawił się jako Tomasz. Tomasz Zieliński.

Lilly zaprosiła go do pokoju, a kiedy usiadł na jej wąskim tapczanie, zaproponowała mu dla rozluźnienia kieliszek białego wina i włączywszy nastrojową muzykę, przystąpiła do dzieła — zaczęła tańczyć, uwodząc swojego widza zmysłowymi ruchami. Po dwóch miesiącach pracy w tej branży czuła się już na tyle pewnie, że potrafiła doprowadzić swoich klientów do wrzenia, a czasem i finału już samym patrzeniem na nią. Wiedziała, że faceci są wzrokowcami, więc za każdym razem była zrobiona na bóstwo i wyglądała zjawiskowo. Zaczęła nawet kolekcjonować fikuśną, seksowną bieliznę. Niektórzy klienci przychodzili do niej jednorazowo, inni natomiast byli u niej stałymi bywalcami. Tak czy inaczej wszyscy wychodzili bardzo zadowoleni, zostawiając sporą kwotę pieniędzy, mianowicie rzędu około tysiąca złotych za spotkanie, czasem dostawała również napiwki w postaci banknotów stu- lub dwustuzłotowych za, jak to mówili, ładną buzię czy wyjątkowy taniec.

Po minie Tomasza widziała, że jest zachwycony i spodziewała się dużego napiwku. Zdjąwszy bieliznę, zbliżyła się do niego, prezentując przed nim swoje szczupłe, jędrne, śniade i nagie ciało. Prowokowała go. Wiedziała, że doprowadza go do szaleństwa i prawdopodobnie facet ma ochotę na więcej. Ale nigdy jeszcze nic takiego nie wydarzyło się między nią a którymś z jej klientów. Nie pozwalała się nawet dotykać.

Tomasz oglądał ją od stóp do głowy i rzeczywiście nie mógł oderwać od niej wzroku. Nagle jednak stało się coś zupełnie niespodziewanego, coś, co Lilly nigdy w życiu nie przyszłoby do głowy. Mężczyzna wstał, zbliżył się do niej, po czym przyparł ją do ściany i zaczął ją siłą, wbrew jej woli całować. Kobieta zamarła. Przecież nigdy jej się to jeszcze nie przytrafiło, klienci zawsze ją szanowali, nie przekraczali ustalonych przez nią granic! Tym razem jednak stało się inaczej. Otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, starała się wyzwolić z uścisku, ale Tomasz był dużo silniejszy od niej. Zaczęła krzyczeć, lecz szybko tego pożałowała. Zniecierpliwiony mężczyzna bezceremonialnie uderzył ją w twarz. Zabolało. Bardzo. Próbowała prosić, by zostawił ją w spokoju, a wtedy dostała w drugi policzek i została rzucona na tapczan.

— Twój kochaś zapłaci mi za wszystko, laleczko, wiesz? — wydyszał mściwie Tomasz, leżąc na niej i mocno ją trzymając, gdyż Lilly ze wszystkich sił starała się wyrwać z jego silnego uścisku. — Mocno nadużył mojej dobroci i zachciało mu się mnie wykorzystywać, więc przyszedłem go ostrzec. Słuchaj uważnie i mu to powtórz. Jeżeli dalej bezczelnie będzie podbierać mi klientów, to nie skończy się na bzykaniu jego pięknej kobiety — zaśmiał się złowrogo, po czym zsunął spodnie, rozchylił jej nogi i wszedł w nią siłą, brutalnie ją gwałcąc.

Dla Lilly na chwilę zatrzymał się czas. Już się nie broniła. Leżała jak kłoda, nieruchomo, bezwładnie, niczym manekin i chciała tylko, żeby się to wszystko jak najszybciej skończyło. Nie wydawała z siebie żadnych odgłosów, nie płakała, nawet nie pisnęła. Pragnęła jedynie, by wreszcie ją puścił. W głowie wciąż słyszała jego słowa o wykorzystywaniu go przez Radka. A więc muszą się dość dobrze znać. W co on ją do licha wpakował?

Zanim mężczyzna skończył z nią ostrą zabawę, poużywał sobie jeszcze przez dobrych kilka minut. Lilly zniosła to wszystko bardzo dzielnie. Była w szoku. A kiedy w końcu ją puścił i zaczął zapinać spodnie, spojrzał na nią z pogardą i stwierdził:

— Radek miał rację, niezła z ciebie foczka! Nadawałabyś się do pracy w moim królestwie. Ale przekaż mu, że jeśli będzie za bardzo wcinać się w moje interesy, to oboje tego pożałujecie. I nie skończy się na ostrym ruchanku z tobą, ślicznotko! A jeśli zachce ci się kiedyś przypadkiem zgłosić to na policję, to będziesz przychodzić do swojego kochasia na cmentarz. Więc ostrzegam — nikomu ani słowa, zrozumiano?! — wycedził przez zęby, po czym przysunął ją jeszcze siłą do siebie i pocałował w usta.

Chwilę później już go nie było, wyszedł, zostawiwszy Lilly nagą, rozczochraną, siedzącą nieruchomo na łóżku.

— Boże, co to było??? — powtarzała w kółko w myślach i w końcu łzy ciurkiem zaczęły jej spływać po policzkach.

Po kilku minutach, roztrzęsiona, wreszcie zwlokła się z tapczanu i z zamglonym, błędnym wzrokiem podążyła w kierunku łazienki. Musiała zmyć z siebie zapach tego mężczyzny i wszystko, co się przed chwilą wydarzyło. Kiedy weszła do wanny, zaczęła oglądać swoje ciało, na którym widniało kilka siniaków, które nabiła sobie, szamocząc się z Tomaszem, kiedy próbowała nie dopuścić do zgwałcenia jej. Od uderzeń w twarz spuchły jej policzki. Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Jak mógł ją tak potraktować? Jak w ogóle się do niej dostał, przecież to Radek załatwiał jej klientów! Mówił, że są znajomymi… O co w tym wszystkim do diaska chodzi???

W jej głowie krążyło tysiąc myśli na sekundę i wciąż pojawiały się nowe niewiadome. Dlaczego ten mężczyzna chciał się zemścić akurat w taki sposób? I za co? Skąd zna się z Radkiem? Co miał na myśli, mówiąc „zabieranie klientów”? Czy Radek miał podejrzenia, że kiedyś może przyjść do jej mieszkania? Na żadne z tych pytań nie znała odpowiedzi, ale postanowiła zrobić wszystko, by je poznać. Nie wiedziała tylko, czy powinna mu od razu opowiedzieć o całym zdarzeniu, czy też najpierw spróbować go dyskretnie o różne rzeczy podpytać. Czy powinna w ogóle zgłaszać to na policję? Co będzie, jeśli ten facet naprawdę zemści się jeszcze bardziej? Nie, niczego nie będzie zgłaszać. Bałaby się, że Tomasz — czy jak mu tam — spełni swoją groźbę i zrobi krzywdę Radkowi albo nawet, nie daj Boże, go zabije. Zagryzie zęby i poradzi sobie z tym wszystkim sama.

— Tylko jak do cholery? Jak???

Kolejna partia łez spłynęła na jej płonące, piekące policzki. Przed oczami pojawił jej się obraz Tomasza. Jeśli rzeczywiście tak miał na imię, w co mocno zaczęła wątpić.

Minęło dobre pół godziny, nim wygrzebała się w końcu z wanny i wycierając się powoli, próbowała ustalić plan działania. Nie, nie powie na razie o niczym Radkowi, tylko spróbuje go wypytać o jego znajomych. Może trafi na jakiś trop. A o scenie gwałtu będzie starała się zapomnieć ze wszystkich sił. Tylko jak wytłumaczy mu się z siniaków na ciele i z tego płaczu? Bo szczerze wątpiła, że da się to wszystko ukryć tak, aby nie dać nic po sobie poznać. Wyglądała naprawdę okropnie — spłakana, sponiewierana, zmęczona, zdruzgotana i zszokowana.

— Może jednak jakoś uda mi się to wszystko przed nim ukryć… — westchnęła zrezygnowana, mając nadzieję, że Radkowi nie zbierze się na amory i nie będzie próbował zdjąć z niej ubrania.

Kiedy ubrała się i poszła do kuchni, by zrobić sobie kubek melisy, by choć na chwilę ukoić swoje skołatane nerwy, zadzwonił dzwonek do drzwi. Po tym, co się stało, wciąż była w szoku pourazowym i gdy go usłyszała, dosłownie zesztywniała.

— Opanuj się, kobieto… — powiedziała sama do siebie drżącym głosem, by się znów nie rozpłakać. — To Radek. Nie może się niczego domyślić! Weźże się w garść!

Wzięła głęboki oddech i ciężkim, zrezygnowanym krokiem podeszła do drzwi, by otworzyć. W drzwiach rzeczywiście stanął Radek, radosny, uśmiechnięty i zobaczywszy swoją kobietę, uścisnął ją z całych sił, podnosząc ją do góry.

— Cześć, kochanie! Jak się ma moja piękność? — zapytał, całując ją w usta.

Lilly odsunęła go delikatnie od siebie, najdelikatniej jak tylko potrafiła, żeby go nie urazić. W tym momencie nie chciała, by ktokolwiek zbliżał się do jej ciała, musiała ochłonąć po tym, co ją właśnie spotkało.

— Wszystko w porządku? — zapytał zdziwiony mężczyzna. — Jesteś na mnie zła? Co się dzieje? — zaniepokoił się.

— Wszystko dobrze, kotku… — starała się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie, choć jej twarz wyraźnie zdradzała, że nic nie jest dobrze. — Chodź — pociągnęła go w kierunku kuchni. — Zrobię ci herbatę i pogadamy.

— Coś tu nie gra — pomyślał Radek, ale postanowił nie zdradzać się ze swoimi podejrzeniami.

Usiadł spokojnie przy kuchennym stole i czekał.

Zrobiwszy herbatę, Lilly usiadła na przeciwko niego i popijając swoją melisę, zamyśliła się przez chwilę, po czym zapytała tak spokojnym, neutralnym tonem, jak tylko potrafiła:

— Słuchaj… Znasz kogoś takiego jak Tomasz Zieliński?

Radek wyglądał na nieco zbitego z tropu.

— Owszem, trochę, z widzenia… — odpowiedział w końcu, nie ukrywając swojego zaskoczenia i patrząc na Lilly pytającym wzrokiem. — To ten, który miał być dziś u ciebie. Coś z nim nie tak? Nie dotarł?

— Dotarł, ale… — Lilly zaczął się nagle łamać głos.

Jej cała siła uleciała gdzieś w siną dal. Miała wrażenie, że jeszcze moment i całkiem się rozsypie.

— Jak dobrze go znasz? — próbowała kontynuować.

Radek oparł się mocno na krześle, popatrzył na nią i w końcu powiedział:

— Lilly, znam cię już trochę. Wiem, kiedy bawisz się w detektywa. Powiesz mi w końcu o co chodzi? Możesz wyłożyć po prostu kawę na ławę?

— Jaaa… — kobieta zaczęła się trząść, a z jej ust wydobył się tylko cichy szloch.

— Lilly — powtórzył Radek, powoli tracąc cierpliwość. — Spójrz na mnie. Do cholery, powiesz mi o co chodzi? — na jego twarzy malowało się już wyraźne zniecierpliwienie.

Lilly otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale zamiast słów ponownie wydobył się z nich jedynie szloch, tylko tym razem dużo głośniejszy.

Radek poczuł się bezradny, gdyż zupełnie nie wiedział, o co chodzi, i nie mógł się od niej nawet niczego dowiedzieć, bo ta tylko szlochała. Doskonale wiedział, że Lilly ze wszystkich sił stara się nie doprowadzić do wybuchu płaczu. W końcu wstał, ukląkł przy niej, chwycił jej drobne, delikatne dłonie, ujął je w swoje i jeszcze raz, tym razem mówiąc już łagodnie, niczym do dziecka, powiedział:

— Proszę, powiedz mi, o co chodzi, co się dzieje? Muszę to wiedzieć, żeby móc ci pomóc, kochanie, rozumiesz? A nie wiem, jak mam to zrobić, skoro nie mam pojęcia, co się stało. Powiesz mi? — poprosił najspokojniej jak potrafił. — Ktoś cię skrzywdził? Przecież wiesz, że możesz powiedzieć mi dosłownie wszystko.

Lilly wytarła nos w rękaw swojej flanelowej koszuli w kratę. Wydawało się, jakby w ogóle nie usłyszała jego pytania. Przełknęła głośno ślinę i półprzytomnym głosem, niczym w transie zadała mu kolejne pytanie:

— Jak wygląda Tomasz Zieliński? Możesz go opisać?

Radek aż uniósł lekko brwi ze zdziwienia.

— No przecież był tu dziś u ciebie, więc chyba wiesz, jak wygląda. Lilly, jesteś jakaś dziwna… Dobrze się czujesz?

— Jak on wygląda? — powtórzyła tępo, spoglądając na niego pustym wzrokiem.

— No dobrze… — westchnął. — Jest bardzo młody, ma może ze dwadzieścia kilka lat. Blondyn, szczupły, wysoki… — zaczął wyliczać.

Wtedy Lilly zbladła. Nie wytrzymała i zaniosła się płaczem. Radek natomiast, zobaczywszy to, zdębiał i przez moment przeszło mu przez głowę, że jego ukochana oszalała.

Zapłakana kobieta zdołała z siebie tylko wydusić:

— W takim razie u mnie był ktoś inny, nie Tomasz Zieliński — po czym pobiegła do łazienki i zamknęła się w niej na zamek.

— Lilly, Lilly!

Radek pobiegł za nią i zapukawszy do drzwi, prosił zdezorientowany:

— Lilly, otwórz drzwi, słyszysz? Porozmawiajmy! Co się stało do diabła? Lilly! — zaczął się już mocno denerwować i dobijać do toalety.

Po kilku minutach bezskutecznych próśb zagroził w końcu:

— Jeśli teraz nie otworzysz, to przysięgam, że je wyważę!

Po tych słowach Lilly zmiękła. Drzwi do łazienki otworzyły się, a ona cała we łzach wyszeptała z trudem:

— Był tu jakiś mężczyzna, który podał się za mojego klienta i kiedy już robiłam mu pokaz… — jej głos zadrżał tak mocno, że nie była w stanie się opanować i musiała na chwilę przerwać — zgwałcił mnie.

Takiej odpowiedzi Radek zupełnie się nie spodziewał. Czy aby na pewno się nie przesłyszał? A może jego ukochana najzwyczajniej w świecie się przejęzyczyła? Chciał coś powiedzieć, ale otworzył tylko usta i zaniemówił. Jego twarz zrobiła się czerwona, mięśnie twarzy spięły się w dziwnym grymasie. Czuł, że jeszcze chwila i przestanie nad sobą panować. Kto śmiał tknąć jego kobietę!?

— Lilly! — potrząsnął nią w końcu lekko. — Jak wyglądał ten facet? Mówił coś? Powiedz mi o nim wszystko, co ci przychodzi do głowy! Lilly!

— Mówił… mówił… — Lilly jąkała się, próbując sobie przypomnieć słowa rzekomego Tomasza.

W momencie, gdy Radek chciał uzyskać od niej jak najwięcej informacji, z roztrzęsienia prawie niczego nie pamiętała. Zamknęła oczy i w jej głowie pojawiły się znów obrazy. Ona tańcząca przed swoim oprawcą i ten, rzucający się na nią, kiedy była już naga, siłujący się z nią, grożący, że to zemsta w ramach porachunków z jej partnerem.

Ocknęła się, otworzyła oczy i z trudem wycedziła, patrząc na Radka:

— Powiedział, że nadużywasz jego dobroci i jeśli będziesz mu dalej zabierać klientów, to dopiero wtedy się z tobą policzy.

Zawiesiła głos, po czym zmarszczyła brwi, wbiła wzrok w oczy swojego ukochanego i zapytała wciąż roztrzęsiona:

— O co do cholery w tym wszystkim chodzi, co?! W co ty się wplątałeś? I co gorsza — w co MNIE wplątałeś?! Przychodzi do mnie facet, który podaje się za mojego klienta, choć w rzeczywistości nim nie jest. Gwałci mnie, pieprzy o jakichś porachunkach. Wyjaśnisz mi w końcu, co tu jest grane???

Radek, oszołomiony tym wszystkim, co przed chwilą usłyszał, osunął się na podłogę, ukrył twarz w dłoniach i milczał. Z wiadomych mu względów za wszelką cenę starał się ukryć przed Lilly całą prawdę. Nie mogła się przecież dowiedzieć, czym dokładnie jeszcze się zajmuje i jak to wszystko naprawdę wygląda… Czekał więc na dalszy ruch swojej partnerki. Domyślał się, że nie będzie w stanie przemilczeć wszystkiego, ale chciał, by wiedziała jak najmniej, nawet dla swojego własnego dobra.

Lilly natomiast patrzyła na niego z coraz większym zniecierpliwieniem i dziwną złością. Nagle poczuła, jakby to przez niego spotkała ją cała ta krzywda. Czuła, że coś przed nią ukrywa, po prostu to czuła! Postanowiła więc go trochę przyprzeć do muru.

— Posłuchaj — zaczęła tym razem chłodno i rzeczowo, uspokoiwszy się trochę. — Jeśli nie powiesz mi zaraz całej prawdy, podkreślam — całej — to idę natychmiast na policję i powiem tam wszystko. O tym zajęciu, w które to ty sam mnie wkręciłeś, o gwałcie dokonanym przez twojego znajomego… Powiem wszystko, słyszysz??!! Wszystko!!! — wyrzuciła wreszcie z siebie i zamilkła, czekając na jego reakcję.

Radek poczuł, że nie ma wyjścia. Musiał powiedzieć jej całą prawdę, chociaż tak bardzo starał się tego uniknąć. Nie mógł przecież dopuścić, żeby w tę sprawę wmieszała się na dodatek jeszcze policja, bo byłby skończony.

— Lilly… — zaczął spokojnie. — Usiądźmy i porozmawiajmy bez nerwów, dobrze? — zaproponował.

— Bez nerwów? Dopiero co zostałam zgwałcona, a ty mi każesz być spokojna?! Ale dobrze, słucham. I chcę wiedzieć wszystko.

Jakieś pół godziny później zaczęła żałować, że tak naciskała na Radka, by powiedział jej prawdę. Zrobił to, o co go poprosiła — wyznał jej wszystko. A ona, będąc w jeszcze większym szoku po tym, co od niego usłyszała, uznała, że chyba jednak wolałaby o tym wszystkim nie wiedzieć. Ta rozmowa była bez wątpienia najgorszą w jej życiu, gorszą nawet niż rozmowa z jej ojcem, kiedy to zakomunikowała mu, że nie wybiera się na prawo tylko na polonistykę.

Opowiedział jej w końcu w szczegółach, czym się zajmuje zawodowo. Potwierdził to, co przebąkiwał już wcześniej, to znaczy, że wyszukuje w różnych miejscach atrakcyjne dziewczyny i proponuje im pracę w takim charakterze, w jakim pracuje ona. Nie wspominał jednak wcześniej, że aby to osiągnąć, umawia się z nimi na randki! Żeby je prędzej namówić, nakłonić do wejścia z nim we współpracę. Najpierw musi zdobyć ich sympatię i zaufanie.

No tak, to ona już teraz rozumie, czemu jej ukochany tak bardzo o siebie dba w porównaniu z tym, jak było w czasie studiów, czemu tak bardzo się zmienił. A tak w ogóle to kto wie, co się tak naprawdę na tych randkach dzieje i na co Radek sobie z tymi dziewczynami pozwala??? Chodzą razem do łóżka? Nie ma odwagi go nawet o to zapytać, przeczuwając, że jeśli usłyszy odpowiedź twierdzącą, to się rozsypie albo nawet jeszcze gorzej — weźmie pierwszy lepszy z brzegu przedmiot i zadźga tego drania. Nie bardzo zaś miałaby ochotę znaleźć się w więzieniu. To dobiłoby jej ojca.

Dziwne, ale pierwszy raz pomyślała o nim z autentyczną troską. Jaki jest, taki jest, ale przynajmniej nie ugania się za młodymi laskami, nie jest niemoralną osobą, ma swoje zasady. I mimo wszystko nie chciałaby mu przynieść wstydu.

Nie komentując tego, co usłyszała przed chwilą, Lilly słuchała swojego partnera dalej. A dalej niestety było już tylko coraz gorzej. Dowiedziała się między innymi, że Radek namawia kobiety na zajęcie się zwyczajną prostytucją, zwabia je do pracy w burdelu swojego starego znajomego, oferując im szybką, łatwą kasę.

Zaczęło jej się kręcić w głowie. Nie wiedziała już, czy dalej chce słuchać kolejnych wyjaśnień faceta, którego, jak myślała, zna już dość dobrze, a tu się okazuje, że jest jej całkowicie obcy. Ale ponieważ Radek kontynuował, słuchała.

— Ten znajomy… — zająknął się i ucichł na chwilę. — Ten znajomy właściciel burdelu to człowiek, który cię zgwałcił, Lilly — dokończył w końcu i zwiesił smutno głowę. — Przepraszam, nie miałem pojęcia, że może się posunąć do czegoś takiego. Gdybym tylko wiedział…

— To co?! — żachnęła się nagle rozgniewana i zraniona kobieta. — Co, zrezygnowałbyś z całego tego żałosnego biznesu?!

Walnęła pięścią w stół i się rozbeczała. Zabolało. Mocno ją zabolało to wszystko. Ale to jeszcze nie był koniec.

— Słuchaj, dlaczego on się właściwie na tobie zemścił, bo tego nadal chyba nie rozumiem? — zapytała, łkając i wycierając dłonią łzy płynące jej znów po policzkach. — Dlaczego??? Co, nie takie laski mu dostarczałeś do jego burdelu? — dodała z wyrzutem.

— Jaaa… — Radek znowu się zająknął, bo zupełnie nie wiedział, jak jej to powiedzieć, żeby nie ujść w jej oczach za skończonego gnoja. — Wiesz, ja tam czasem bywałem, w tym burdelu… Ale oczywiście nie w takim celu jak myślisz — dodał szybko, widząc jeszcze bardziej nachmurzoną, wręcz wściekłą minę swojej kobiety. — Wiesz, on, to znaczy ten mój znajomy pozwolił mi tam szukać klientów tym moim dziewczynom, w tym tobie. To dom publiczny, który ma licznych bywalców. Zagadywałem ich, stawiałem im drinka, opowiadałem o atrakcyjnych dziewczynach robiących striptiz i…

— I? — powtórzyła za nim Lilly jak w transie. — Co jeszcze robią te dziewczyny? — zapytała z szeroko otwartymi oczami.

— Robią to, co chcą — odpowiedział trochę wymijająco Radek, wzruszając ramionami.

Ale Lilly nie zamierzała przestać drążyć.

— A co chcą? — uniosła lekko brwi i starała się pytać jak najbardziej spokojnie, żeby go nie spłoszyć.

— Często godzą się na seks, bo wtedy mają z tego więcej kasy.

— Więcej kasy… — znów powtórzyła za Radkiem Lilly, bawiąc się kosmykiem swoich długich włosów i próbując sobie to wszystko jakoś poukładać. — No dobrze, ale czemu ten twój znajomy zrobił coś takiego??? Przecież on mnie zgwałcił w ramach zemsty, masz pojęcie?! O co w tym wszystkim do cholery biega? Co ty mu takiego strasznego zrobiłeś???

Radek tylko westchnął po raz kolejny.

— No bo wiesz… — zaczął. — Ja mu tak naprawdę podbierałem klientów… Podsuwałem im moje laski. Atrakcyjne, najczęściej elokwentne, inteligentne, wykształcone. Bo ja tylko takich szukam. Tylko z takimi podejmuję współpracę. Mogli się pobawić z pięknymi, młodymi kobietami na poziomie. Nie z takimi tanimi, obciachowymi prostytutkami, z jakimi się pieprzyli w domu publicznym. A że w dodatku wiele z tych moich dziewczyn godziło się na seks, to nie musieli już chodzić do burdelu tego mojego kumpla. Tracił przeze mnie klientów. I gromadę pieniędzy. No i wkurzył się za to na mnie na maksa.

Lilly trząsł się podbródek, ale słuchała dalej.

— Zabierałem mu klientów, a on musiał się zorientować, dlaczego stali bywalcy jego burdelu nagle przestali do niego przychodzić. I dlatego się zemścił. Lilly, tak mi przykro… — głos mu się załamał.

Lilly widziała, że sam jest wstrząśnięty tym, co zrobił cały ten jego znajomy. Nie zmieniało to jednak faktu, że zataił przed nią wiele ważnych informacji. Rzeczy, których się nie ukrywa przed swoją kobietą. Uparcie prosił, by nie drążyła, więc ona się na to zgodziła, ale nie sądziła, że chodzi o TAKIE tajemnice.

— Ja też miałam zostać taką dziewczyną? — zapytała wreszcie, patrząc tępo w jego oczy.

Chyba jeszcze nigdy nie była niczyim postępowaniem tak bardzo rozczarowana.

— Co masz na myśli? Co to znaczy TAKĄ? — Radek wydawał się być zbity z tropu.

— No na seks. Nie tylko do striptizu.

— Kochanie, posłuchaj, to nie do końca tak jak sobie wyobrażasz…

— Miałam — stwierdziła smutno.

Mężczyzna próbował chwycić jej dłoń i przycisnąć ją do swojego policzka, ale ona cofnęła rękę. Za dużo było dla niej tego wszystkiego jak na jeden dzień. Musiała to przemyśleć. W samotności.

— Wyjdź, proszę. Chcę zostać sama — powiedziała dość chłodno i oschle, patrząc na niego z nieukrywanym żalem.

— Kochanie, pozwól mi wyjaśnić, ja…

— Wyjdź! — powtórzyła, tym razem dobitniej, wskazując mu kierunek drzwi.

Radek ociągał się, przebąkiwał jeszcze półgębkiem, że przeprasza, ale wstał i powłóczystym krokiem skierował się w stronę korytarza. Mruknął tylko przybity, że zadzwoni, i wyszedł. A Lilly… Lilly została sam na sam z natłokiem myśli, kłębiących się w jej głowie niczym czarna chmura, zapowiadająca burzę z piorunami. Potrzebowała ukoić nerwy, uspokoić się. Zaraz, teraz, natychmiast! Musiałaby chyba wypić wiadro tej melisy, by zadziałała na nią w takich okolicznościach. Zamiast ziółek wybrała więc tym razem butelkę czystej wódki. Tak, tylko w niej widziała w tym momencie jakiś ratunek, który miał ją uchronić przed zwariowaniem. Otworzyła więc dolną szafkę małego drewnianego kredensu kuchennego, gdzie miała zwyczaj trzymać różne alkohole, których niestety ostatnimi czasy z racji towarzyszącego jej ciągłego niepokoju zaczęła trochę nadużywać, próbując leczyć nimi trudności dnia codziennego. Nalała sobie pełny kieliszek wódki i wypiła do dna jednym haustem. Siedząc przy stoliku, w swojej maleńkiej kuchni, wpatrywała się tępo w zegar wiszący na ścianie. Co się z nią u licha stało? Kogo ona z siebie zrobiła? Pierwszy raz od rozpoczęcia pracy w charakterze luksusowej striptizerki poczuła się jak dziewczyna lekkich obyczajów. Tania, łatwa laska do towarzystwa.

— Boże, co się ze mną stało… — powtarzała ciągle w myślach, chowając twarz w dłoniach.

Siedziała tak już dobrą godzinę, niemal nieruchomo, przypominając sobie w szczegółach różne sceny ze swojego życia z ostatnich dwóch miesięcy. Nigdy nie sądziła, że to wszystko jej się przydarzy. Do głowy by jej to nawet nie przyszło. Była przecież porządną dziewczyną z dobrego domu! Jak to się stało, że stoczyła się — w jej osobistym mniemaniu — na dno? I wtedy właśnie, zastanawiając się nad tym, w jej głowie pojawiła się postać uśmiechającego się do niej Radka, kiedy to po latach trafili na siebie na ulicy. Tak, to on jest wszystkiemu winien! Tylko on! Gdyby nie on, to nigdy w życiu nie wpadłaby na pomysł, żeby zarabiać na życie, rozbierając się przed obcymi facetami i nikt najprawdopodobniej nie zrobiłby jej krzywdy.

Wezbrała w niej nagle złość. Miała ochotę odpłacić mu pięknym za nadobne, zranić go w jakiś sposób. Niech on też cierpi! Przecież sobie zasłużył! Z burzliwych rozmyślań wyrwał ją nagle dzwonek do drzwi. Ociągając się, wstała i podążyła w ich kierunku.

— Kogo tam u licha niesie o tej porze? — mruknęła do siebie nie w humorze, bo przecież było już zdecydowanie za późno na przyjmowanie gości.

Kiedy otworzyła, ujrzała… Radka. Jego zakrwawiona i posiniaczona twarz mówiła sama za siebie — pobił się z kimś.

— A ty znowu tutaj? — syknęła na powitanie w pierwszej chwili, bo rzeczywiście nie spodziewała się takiego gościa.

Przecież kazała mu sobie iść i przynajmniej na razie nie wracać. Spojrzawszy jednak na zmasakrowaną twarz swojego mężczyzny, nie miała sumienia zatrzasnąć mu drzwi przed nosem i wpuściła go do środka. Zaprowadziła go natychmiast do łazienki i tam, gdy usiadł na zamkniętej klapie sedesu, zaczęła zmywać zwilżonym zimną wodą ręcznikiem krew z jego nosa, brody i policzków.

— Powiesz mi, co się stało? — zapytała w końcu, już łagodniej. — Z kim się biłeś i z jakiego powodu?

— Poszedłem do tego sukin… Do niego. Do Łukasza. Znaczy tego mojego znajomego, który…

Nie dokończył zdania. Nie musiał, Lilly i tak od razu domyśliła się, o kogo chodzi. A więc ma na imię Łukasz… Łukasz, który brutalnie, bez skrupułów zgwałcił ją w ramach zemsty na swoim koleżce.

— No nie mogłem mu darować, że miał czelność się do ciebie zbliżyć! Obiłem mu pysk! — krzyknął dumnie. — Tylko niestety on nie pozostał mi dłużny… — dodał już ciszej i wyraźnie zmarkotniał.

Na samo wspomnienie sytuacji z Łukaszem twarz Lilly wykrzywiła się w gorzkim grymasie. Tak bardzo chciała zapomnieć o tym obleśnym typie! Ale los najwyraźniej płatał jej figla i chciał zupełnie inaczej. Spojrzała jeszcze raz na Radka. Po oczyszczeniu ran wyglądał znacznie lepiej. Po jego minie widziała, że coś jeszcze ukrywa i nosi się z zamiarem powiedzenia jej o tym. Nie chcąc dłużej czekać na kolejne żałosne wyznanie, zapytała wprost:

— O co chodzi, co się znowu stało, powiesz mi?

Spojrzała na niego przenikliwie.

— Lilly, ach, Lilly… — mężczyzna nie skończył nawet pierwszego zdania tylko westchnął głęboko, próbując zyskać na czasie.

Zastanawiał się, jak ma jej zakomunikować coś, co na pewno nią wstrząśnie. Ostatecznie zdecydował się mówić dalej:

— Potrzebuję twojej pomocy. Nie będą to przesadzone słowa, jeśli powiem, że moje życie jest w twoich rękach.

— Słucham??? — Lilly uniosła swoje ciemne brwi, mrugając nerwowo oczami, gdyż zupełnie nie wiedziała, co ma na myśli. — Mojej pomocy? A możesz jaśniej?

— Posłuchaj mnie uważnie. Wysłuchaj spokojnie do końca tego, co mam do powiedzenia bez przerywania mi, OK? — poprosił, starając się ukryć swoje zdenerwowanie.

Lilly przytaknęła głową bez słowa.

— Kiedy wyszedłem od ciebie, poszedłem do tego burdelu. Do niego. Znaczy do Łukasza. Biłem się z nim. Nieźle oberwał. I dobrze, należało mu się. Ale… wiesz, chyba go tym jeszcze bardziej rozwścieczyłem — dodał po chwili załamany.

W jego głosie dała się wyczuć panika.

— Zaczął mi grozić i…

— Czym ci zaczął grozić? — Lilly musiała mu przerwać, ale szybko opamiętała się i pozwoliła mu mówić dalej, patrząc na niego badawczo.

— Zaczął coś mówić o tobie… Że za to wszystko, co mu zrobiłem, potrzebuje zadośćuczynienia.

— O mnie? — kobieta spojrzała na niego i wyglądała na nieco zbitą z tropu. — A co znowu ja mam z tym wspólnego? Może raczysz mi to wyjaśnić? — zapytała z nieukrywanym zdziwieniem.

— Ty… ty… — Radek jąkał się.

To, co miał jej do powiedzenia, wyraźnie nie chciało mu przejść przez gardło.

— Wiesz, ty mu się bardzo spodobałaś… — wydusił z siebie wreszcie i znów zamilkł.

— Taaa, zauważyłam — prychnęła Lilly ponuro.

Dobrze pamięta wzrok tamtego typa, wyglądał jak zahipnotyzowany, kiedy na nią patrzył.

A potem znów przypomniała sobie to, o czym tak pragnęła zapomnieć — jak się w nią brutalnie wdarł.

— On… on powiedział, że go popamiętam. Jego koleżkowie należą do mafii i mnie załatwią, sprzątną mnie, rozumiesz…? Chyba że… — zawiesił głos i spojrzał błagalnie na swoją ukochaną.

— Że?

Radek zwlekał z odpowiedzią.

— Że spędzisz z nim całą noc — wypalił w końcu.

Lilly zamarła. Takiej odpowiedzi rzeczywiście się nie spodziewała. To jakiś żart? Ma spędzić noc ze swoim oprawcą?! I prosi ją o to nie kto inny, tylko właśnie Radek — jej partner?! Nie, to się nie dzieje naprawdę! Tego już nie była w stanie znieść. Czara goryczy się przelała. Jak to możliwe, że jej własny facet popycha ją w ramiona tamtego gnoja, który tak ją upokorzył i skrzywdził? Tylko po to, żeby ratować swój własny tyłek! Zaczęło jej się kręcić w głowie. Przed oczami stanęły jej ostatnie wydarzenia i on — Radek we własnej osobie. Poczuła w sobie falę złości. Tak silnej, że zapragnęła zmieść swojego ukochanego z powierzchni ziemi. Nie chciała mieć już z nim nic wspólnego. Zaufała mu! A on ją traktuje niczym prostytutkę?! Jak inne dziewczyny, z którymi współpracuje?! Choć przecież jest przede wszystkim jego partnerką. O nie, nie będzie tego dłużej tolerować!

Czuła, jak wysokie ciśnienie uderza jej do głowy. Nie miała ochoty patrzeć na Radka ani chwili dłużej.

— Wyjdź — powiedziała krótko, lecz dobitnie, wskazując mu drzwi. — Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć na oczy, rozumiesz? Między nami wszystko skończone.

Ale Radek ani drgnął. Stał przed nią, patrząc błagalnie tymi swoimi wielkimi, uwodzicielskimi oczami, którymi zauroczył ją dwa miesiące temu. Znowu ją błagał, tym razem już bez słów, by zrobiła to, o co ją poprosił.

To jednak rozjuszyło ją jeszcze bardziej. Nie była w stanie pojąć, jak on w ogóle śmie ją o coś takiego prosić. Ma się podłożyć swojemu gwałcicielowi, żeby ratować jego tyłek??? Niedoczekanie!!! Wzięła więc tylko głęboki oddech i na jednym wydechu powiedziała:

— Albo w tej chwili opuścisz moje mieszkanie, albo dzwonię na policję, wybieraj.

Spojrzała na niego hardo. Radek widział, że nie żartuje. Spojrzał więc tylko na nią po raz ostatni, po czym spuścił głowę i powłóczył się do wyjścia. Bąknął przez ramię: „Żegnaj, Lilly” i zniknął za zamkniętymi drzwiami.

Kiedy masywne drzwi wejściowe wynajmowanego przez nią mieszkania zatrzasnęły się w końcu, straciła zimną krew i przestała robić dobrą minę do złej gry. Była sama, więc przecież mogła się już rozsypać. Wypita wódka w połączeniu z silnymi emocjami nie zadziałała na nią dobrze. Nadal nie mogła w to uwierzyć — jak Radek mógł ją poprosić o coś takiego?? Przecież był jej partnerem i wiedział, że tamten typ ją zgwałcił. Przecież podobno tak ją kocha! To taka jest ta jego wielka miłość??? Wystawić ją prosto w paszczę lwa, żeby ocalić swoją skórę?

— Jak mogłam dać się w to wszystko wrobić??? — westchnęła, bawiąc się nerwowo kosmykiem swoich rozpuszczonych, splątanych włosów, które zdecydowanie domagały się użycia grzebienia.

Potrzebowała resetu. Odcięcia się od wszystkich wydarzeń z ostatnich tygodni. Zapomnienia i odprężenia. Nie zastanawiając się więc długo, podjęła decyzję o spontanicznym wyjeździe. W pierwszym momencie do głowy wpadła jej szalona myśl, by polecieć do Hiszpanii i odwiedzić swoich krewnych ze strony matki. Przydałoby jej się trochę słońca i radosnego gwaru hiszpańskiej rodzinki. Kiedy jednak uświadomiła sobie, że zapewne musiałaby im się gęsto tłumaczyć ze swojego kiepskiego nastroju i ukradkowego popłakiwania, natychmiast porzuciła swój pomysł. Pojedzie nad polskie morze. Do Jantara — małej, nadmorskiej miejscowości, gdzie w dzieciństwie co rok jeździła ze swoją opiekunką. Tak, z opiekunką. Nie ze swoim ojcem. Jego wkład w jej mile spędzony wakacyjny czas polegał na corocznym wynajęciu domku letniskowego dla niej i jej niani.

Ponieważ znała już dobrze właścicielkę domków letniskowych w Jantarze, postanowiła wybrać się właśnie tam. Ta sympatyczna kobieta z pewnością znajdzie coś dla niej bez wcześniejszej rezerwacji. Będzie sobie wdychać morskie powietrze, szukać bursztynów, delektować się pysznymi rybkami z grilla i zapomni choć trochę o tym wszystkim, co wydarzyło się ostatnio w jej życiu.

W pośpiechu pakowała najpotrzebniejsze rzeczy. To nic, że był prawie środek nocy. Zaczął się już październik, musiała więc zabrać jakieś cieplejsze ubrania. Po dobrych trzydziestu minutach wszystko miała już gotowe. Wielka torba podróżna spakowana. Zasunąwszy ją, sięgnęła po telefon i wybrała numer znajomego taksówkarza. Po kilku minutach przy bloku czekała na nią taksówka. To nic, że zapłaci krocie za dojazd z Warszawy do Jantara. Stać ją teraz, przynajmniej na ten moment. Bo tak naprawdę to nie wiedziała, co będzie dalej z jej sekretnym zajęciem. Jak będzie pozyskiwać klientów? Zajmował się tym przecież Radek. Choć w sumie to wciąż ma numery telefonów niektórych swoich klientów… Mogłaby się im przypomnieć… Na razie jednak wyjątkowo postanowiła się tym wszystkim nie martwić na zapas, tylko od tego uciec.

Wyjrzawszy przez okno i zobaczywszy, że taksówka już na nią czeka, założyła na siebie sportową kurtkę, chwyciła torbę, zamknęła za sobą drzwi, zjechała na parter i po kilku minutach siedziała już wygodnie w taksówce.

Tydzień w Jantarze rzeczywiście dobrze jej zrobił. Zmieniając otoczenie, odcięła się przynajmniej częściowo od Radka i Łukasza. Przemiła właścicielka udostępniła jej luksusowy domek za przystępną cenę, po znajomości. Dni upływały jej na cieszeniu się morzem i tym, co ma ono do zaoferowania turystom. Robiła to wszystkimi swoimi zmysłami. Spacerowała godzinami po plaży, wdychając cudowne morskie powietrze, obserwując wzburzone fale, słuchając śpiewu latających mew, czując mięciutki piasek pod bosymi stopami (bo przecież nie było jeszcze tak zimno, a trzeba się hartować) i delektowała się smakiem nadmorskich przysmaków. Chłonęła morze całą sobą i służyło jej to! Doszła już trochę do równowagi, potrafiła nawet spojrzeć trzeźwo i w miarę spokojnie na to, co przytrafiło jej się niedawno, zapomniała już trochę o Radku i o tym, o co ją poprosił. Czas mijał jej bardzo szybko i ani się obejrzała, a już trzeba było wracać do domu. Da sobie radę. Otrząśnie się z tego wszystkiego. Nawet zastanawiała się ponownie, co dalej z tym jej sekretnym zajęciem w charakterze luksusowej striptizerki. Postanowiła, że będzie zajmować się tym nadal i po powrocie do domu odezwie się do swoich dawnych klientów, których numery zachowała.

W ostatnich dniach prawie nie myślała o Radku. Prawie. Czasem bowiem jednak zastanawiała się, dlaczego przestał się odzywać na amen. Podobno tak mu na niej zależało, a tak szybko odpuścił. Gdyby ją kochał to by tak szybko nie zrezygnował, dzwoniłby, błagałby o wybaczenie, o powrót.

— Wszystko zwyczajne kłamstwa — skwitowała w końcu, pakując znów torbę podróżną, tym razem w drogę powrotną.

Już nie raz przekonała się, że życie bywa przewrotne, zaskakujące i nieprzewidywalne. Za chwilę ponownie miała tego doświadczyć. Kiedy bowiem otwierała już drzwi, by opuścić domek letniskowy, w którym przebywała od tygodnia i wejść do czekającej na nią taksówki, usłyszała dobiegający z jej torebki dźwięk komórki. Ktoś dzwonił. Westchnęła i sięgnęła po telefon, po czym zamarła. To był ON. Serce zabiło jej mocniej. To był Radek.

— Odebrać czy nie? — zastanawiała się głośno, nie pamiętając już, że przed chwilą przecież narzekała, że Radek nie dzwoni.

Nagle znów wezbrała w niej złość i korciło ją, by odrzucić połączenie. Niech ma za swoje długie milczenie. Ostatecznie jednak odebrała. Nawet z czystej ciekawości, dlaczego nagle znów się do niej odezwał.

— Halo? — powiedziała lekko drżącym głosem, starając się brzmieć tak neutralnie i obojętnie, jak tylko mogła.

Czuła, że jeszcze chwila i serce wyskoczy jej z piersi. W tym momencie uświadomiła sobie, że wszystkie jej usilne starania przez ostatni tydzień, by o nim zapomnieć, właśnie trafił szlag.

Cisza.

Lilly zbiło to nieco z tropu.

— Radek, to ty? — zapytała w końcu. — Co to za głupie żarty?

Po dobrej chwili usłyszała znajomy głos. Znajomy, a jednocześnie tak inny. Brzmiał bowiem zupełnie inaczej niż zwykle. Był cichy, słaby, zachrypnięty, charczący. Zupełnie, jakby jego właściciel był chory.

— Lilly, cześć…

I znów cisza.

Ta dziwna nie-rozmowa wyprowadziła Lilly w końcu z równowagi. Nie wytrzymała i zapytała wprost:

— Radek, wszystko dobrze? Nie wkurzaj mnie, tylko powiedz, po co dzwonisz.

— Lilly, ja… jestem w szpitalu i…

— W szpitalu? — przerwała mu natychmiast, zdumiona i zdenerwowana.

Już zdążyła zapomnieć, że przecież nie chciała go widzieć ani nic o nim słyszeć i nie są już ze sobą, bo tak bardzo ją zawiódł. Nadal coś tam do niego czuła. Jeśli nie miłość, to na pewno co najmniej przywiązanie.

— Posłuchaj… — kontynuował Radek, mówiąc jeszcze ciszej. — Grozi ci niebezpieczeństwo.

I znowu cisza. Ta cholerna cisza, której w tym momencie Lilly tak bardzo nie znosiła. Że też musi tak wszystko od niego wyciągać! Jego ostrzeżenie spowodowało, że przez moment ugięły się pod nią kolana. Cały tydzień zajęło jej względne dojście do siebie po tym wszystkim, co ją ostatnio spotkało, a teraz on jednym swoim telefonem zniszczył to niczym domek z kart.

— Co ty mówisz? — zapytała, nie wiedząc zupełnie, o co chodzi. — Możesz powiedzieć jasno, co masz na myśli?

Bardzo starała się zachować spokój, ale czuła, że kiepsko jej to wychodzi i Radek na pewno doskonale o tym wie.

— Możesz mi wyjaśnić, czemu jesteś w szpitalu?

— Łukasz… ten, który… — urwał nagle Radek, gryząc się w język.

— No tak, wiem który. Co z nim? — pytała dalej Lilly, czując jeszcze większe zdenerwowanie. — To on coś ci zrobił? To dlatego jesteś w szpitalu?

— Tak — przyznał mężczyzna, nie owijając wreszcie w bawełnę. — I to chyba nie koniec… — dodał smutno. — Dowiedziawszy się, że nie chcesz… że… no wiesz… — język zaczął mu się plątać, bo nie potrafił tego wypowiedzieć tak po prostu.

Ale Lilly mu pomogła i dokończyła za niego:

— …że się z nim nie prześpię, żeby zadośćuczynić twoim niecnym postępkom. Czemu nie powiesz tego wprost? — zapytała z ironią. — Zresztą nieważne. Dlaczego grozi mi niebezpieczeństwo? I co on ci konkretnie zrobił?

— Nie on bezpośrednio…

Lilly po raz kolejny usłyszała ciche westchnięcie w telefonie.

— Kiedy widzieliśmy się ostatni raz, nie dałaś mi już na końcu dojść do słowa… O niektórych rzeczach nie zdążyłem ci powiedzieć. To bardzo wpływowy i niebezpieczny człowiek. Ma powiązania z mafią, a jednocześnie wtyki w policji i prokuraturze. Jest cholernie bogaty i jest w stanie przekupić nawet przedstawicieli prawa, jeśli chce coś osiągnąć. To naprawdę bardzo zła osoba. Jego koleżkowie z mafii dopadli mnie przed blokiem, gdy wracałem wieczorem z pubu. Strasznie mnie pobili. Tak naprawdę to ledwo uszedłem z życiem. Sąsiad znalazł mnie leżącego na chodniku i wezwał karetkę. Gdyby nie on, to…

Nagle Radek ucichł, a Lilly nie wiedziała, czy z przejęcia, czy też dlatego, że będąc bardzo słabym, nie był po prostu w stanie już dalej mówić. Po chwili jednak kontynuował:

— Wczoraj dostałem telefon. Od niego. Był wściekły, że nie chciałaś spędzić z nim tej nocy i powiedział, że i tak sobie ciebie weźmie… A ze mną jeszcze się policzy. Jeśli zaś nie on, to jego znajomkowie z mafii. Dobiją mnie. Za to, że nie zdołałem cię namówić, żeby… No wiesz. Musisz uciekać, natychmiast. Nie ma chwili do stracenia. Uciekaj!

Lilly była całkowicie zszokowana tym, co przed chwilą usłyszała od Radka.

— Nie, to się nie dzieje naprawdę — jęknęła w myślach sama do siebie. — To jakiś koszmar, z którego się obudzę! Chcę się obudzić!

Nic jednak nie wskazywało na to, by to miało nastąpić. Nie obudziła się, gdyż wcale nie śniła.

— Muszę już kończyć… — wyszeptał Radek.

Jego głos był coraz słabszy, nie ulegało wątpliwości, że ta rozmowa była dla niego dużym wysiłkiem.

— Dobrze, słuchaj, odezwę się jeszcze do ciebie, tylko proszę cię, nie ruszaj się ze szpitala, obiecujesz? — poprosiła, mocno tym wszystkim zszokowana kobieta.

Nagle zdała sobie sprawę z powagi sytuacji. Radek nie żartował. Zarówno jemu, jak i jej grozi poważne niebezpieczeństwo. Na dodatek nie mogą tak po prostu pójść na policję, bo ten typ również i tam ma znajomości. Poza tym mogliby go w ten sposób tylko bardziej rozwścieczyć, a on w przypływie żądzy zemsty byłby może gotów nasłać na nich mafię.

— Boże, w co ja się wplątałam… — lamentowała, zakończywszy rozmowę, gdy upewniła się, że mężczyzna za żadne skarby nie wyjdzie ze szpitala na żądanie, kiedy poczuje się trochę lepiej.

Musi działać. I to jak najszybciej. Wszystko w tym momencie może zależeć właśnie od niej. Postanowiła zajrzeć więc w paszczę lwa. Tak, spotka się z Łukaszem. I zawrze z nim umowę — upojna noc z nią w zamian za to, że on da w końcu spokój Radkowi i jej samej. Następnie odseparuje się całkowicie od Radka i zapomni o tym wszystkim. Tak, to dobry plan. Musi tylko być w stanie wyłączyć na kilka godzin wszelkie emocje, by dać radę spędzić noc z tą gnidą. Obmyśli wszystko dokładnie w drodze powrotnej.

A właśnie, taksówka! Zupełnie zapomniała, że czeka na nią już od dobrych piętnastu minut! Z niepokojem wyjrzała przez okienko domku letniskowego i odetchnęła z ulgą.

— Jest… Jaki miły ten pan, jednak nadal czeka, już go lubię — uśmiechnęła się lekko i szybko opuściła domek, by wsiąść do samochodu.

Droga powrotna upłynęła jej bardzo szybko, bo zdecydowanie miała się nad czym zastanawiać. Postanowiła wrócić najpierw migiem do domu i zrobić się na bóstwo. Musi zrobić na Łukaszu piorunujące wrażenie, by przekonać go do swojej propozycji. Na szczęście wiedziała, gdzie go szukać — podczas rozmowy z Radkiem, jeszcze przed jej wyjazdem nad morze, wydębiła od swojego ukochanego namiary na burdel, którego właścicielem był właśnie Łukasz. Pójdzie tam jeszcze dziś wieczorem!

Tylko czy da radę, czy będzie w stanie… przespać się z nim znowu? Ze swoim gwałcicielem, którego nienawidzi z całych swoich sił? I przy tym jeszcze udawać przyjemność??? Tego nie była już wcale taka pewna. Bała się swoich reakcji. Tak czy owak postanowiła spróbować. I tak nie ma przecież nic do stracenia. Jeśli nie zdecyduje się na to, czego Łukasz tak bardzo pragnie, to tak czy inaczej może zrobić jej krzywdę, tak przynajmniej sugerował Radek.

Nie powiedziała Radkowi, co zamierza. Wiedziała, że tym razem prawdopodobnie odwodziłby ją od tej decyzji. Po tym wszystkim, co się stało… Dlatego właśnie postanowiła załatwić tę sprawę sama, bez jego wiedzy.

Gdy dotarła do domu, było już późne popołudnie. Dała sobie godzinę na odsapnięcie po podróży i ochłonięcie po telefonie od Radka oraz przed tym, co miało ją czekać za kilka godzin, po czym zaczęła się szykować na spotkanie z Łukaszem. Oby tylko zastała go w tym domu publicznym. Trudno, zaryzykuje. Chce mieć to wszystko już za sobą i zapomnieć. Jak najszybciej!

Zaczęła szperać w swojej szafie, szukając odpowiedniego stroju na tę okazję. Postanowiła założyć krótką, obcisłą sukienkę w kolorze krwistej czerwieni i czarne szpilki. Do tego mocny, ale jednocześnie elegancki makijaż. Nie taki, jaki pewnie mają na sobie zwykle pracownice domu publicznego Łukasza. Musiała mu pokazać, że mimo iż jest striptizerką, jest kobietą na poziomie i ma klasę. Zresztą, pewnie zdążył się już o tym przekonać w czasie jej pokazu.

Czuła, że zżerają ją nerwy. Przez chwilę nawet pomyślała, by na odwagę wypić sobie kieliszek wina, ale szybko porzuciła ten pomysł. Musiała mieć przecież stuprocentowo trzeźwą głowę, jasno myśleć i w razie konieczności być w stanie szybko zareagować. No właśnie — czy to na pewno bezpieczne? Nagle cały ten jej pomysł wydał jej się nierozsądny i lekkomyślny. Wie już przecież, do czego ten człowiek jest zdolny i do czego jest w stanie się posunąć. A jeśli znowu zrobi jej krzywdę? O tym jakoś wcześniej nie pomyślała. Może powinna się jakoś ubezpieczyć? Przynajmniej dać komuś adres, gdzie się wybiera. Taaak, już to widzi jak daje swojemu ojcu adres burdelu, w którym zamierza się pieprzyć ze swoim gwałcicielem, by ten dał spokój jej kochasiowi, który tak notabene wkręcił ją w branżę erotyczną. Tatuś będzie z pewnością zachwycony!

Na samą myśl o tym dostała gęsiej skórki.

Powiedzenie o wszystkim ojcu byłoby rzeczywiście przegięciem, ale może jednak powinna poinformować o swoich zamiarach przynajmniej Radka? W końcu był jej facetem… No dobrze, byłym facetem. Ale przecież nie stał się jej nagle tak całkiem obcy. Łączyła ich choćby sprawa Łukasza.

Wiedziała jednak, że nie powinna tego robić — nie może mu powiedzieć, gdzie się niebawem wybiera. Znała Radka już dość dobrze mimo jego różnych ciemnych tajemnic i doskonale wiedziała, że jest narwany, więc gdyby dowiedział się, że ona po tym wszystkim zamierza jednak przespać się z Łukaszem, by ratować jego skórę, to jeszcze gotów byłby wymknąć się cichaczem ze szpitala, aby w razie czego ją obronić. Jaki był, taki był, ale na swój pokręcony sposób zależało mu na niej.

Trudno, zaryzykuje. Nikomu nie piśnie ani słowa. A co będzie to będzie. Najwyżej szybciej spotka się ze swoją mamą. Chyba że trafi w inne miejsce, co, zważywszy na ostatnie wydarzenia w jej szalonym życiu, wydawało się jej w tym momencie całkiem prawdopodobne. Nie zamierzała się jednak nad tym już dłużej zastanawiać. Nałożyła ciemnoczerwoną szminkę na usta, założyła czarny płaszczyk, chwyciła kopertówkę w tym samym kolorze i wyszła.

Była już dwudziesta. Na zewnątrz czekała na nią taksówka, która miała ją zawieźć do domu publicznego, będącego własnością Łukasza. W czasie drogi układała sobie różne scenariusze. Co będzie, jak go tam zastanie i stanie przed nim twarzą w twarz? Jak powinna do niego zagadać? Jak ma się zachowywać? No i jak to będzie, gdy po raz kolejny będzie musiała pójść z nim do łóżka, w dodatku tym razem jeszcze udawać przyjemność? Po tym, jak ją zgwałcił, wydawało jej się to bardzo baaardzo trudne. Ale musi dać radę. Przypomniała sobie słaby, drżący, lękliwy głos Radka, którego załatwili koleżkowie Łukasza. Ten gość jest naprawdę niebezpieczny. Musi go udobruchać i przekonać, by raz na zawsze dał spokój i Radkowi, i jej.

Z rozmyślań wyrwał ją nagle głos taksówkarza.

— Proszę pani, jesteśmy na miejscu — powiedział trochę dziwnym głosem.

Doskonale wiedział, gdzie się zatrzymał, i chyba podejrzewał, że ona tam pracuje. Lilly zawstydziła się na samą myśl o tym, że taksówkarz mógł w ogóle wpaść na pomysł, iż ona jest prostytutką. A nie jest! Wiedziała, że nie musi, a może nawet nie powinna mu się tłumaczyć, ale odpowiedziała zmieszana:

— Dziękuję, przyjechałam porozmawiać ze swoim znajomym, który tu pracuje.

Zamilkła, czując, że jej policzki przybierają kolor jej czerwonej, krótkiej, wyzywającej sukienki.

— Jasne, nie moja sprawa — zaśmiał się taksówkarz.

Miała wrażenie, że jej nie uwierzył. Ale dlaczego właściwie obchodzi ją zdanie jakiegoś taksówkarza, którego przecież nawet nie zna? To na pewno przez ten stres. Czuła, że z nerwów żołądek podchodzi jej do gardła. A tak przecież nie może być. Musi wyglądać na pewną siebie, być prowokująca, kusząca. Nie może robić ze strachu w majtki.

— Lilly, na litość boską, opanuj się… — szepnęła cicho do siebie, zapłaciła taksówkarzowi za kurs i wysiadła z taksówki, po czym otworzyła drzwi do burdelu i weszła do środka.

W pierwszym momencie odurzył ją intensywny zapach dymu. Nie była tylko pewna, czy papierosowego, czy też może palonej przez siedzących przy barze klientów marihuany. Rozglądała się niepewnie dookoła, szukając kogoś, kogo mogłaby zapytać o Łukasza.

Na eleganckich, skórzanych, czarnych, stojących przy ścianach w kolorze ciemnej purpury kanapach siedziały pracujące tam dziewczyny. Lilly zupełnie inaczej je sobie wyobrażała. Myślała, że będą to tlenione, cycaste blondyny z długimi tipsami, ubrane w prowokujące różowe stroje, zaś młode kobiety, na które właśnie ukradkiem patrzyła, były dość naturalne i eleganckie. Nie widziała tam wielu tanio wyglądających lasek z włosami w kolorze tleniony blond, z biustem na miarę Pameli Anderson. Czyżby Radek oszukał ją i w tej sprawie? Twierdził przecież, że pracują tu tzw. tanie dziwki, a on oferuje klientom lepsze, na poziomie. A może niektóre z tych, które właśnie obserwuje, to jego podopieczne, zwabione do pracy w burdelu Łukasza?

Zamyśliła się przez chwilę. Patrząc na te piękne, młode, pewne siebie i świadome swojego seksapilu kobiety, obudziły się w niej nagle jakieś kompleksy. Czy w ogóle podobała się kiedykolwiek Radkowi? Skoro potrafił wyrywać taaakie dziewczyny?

Z tych rozmyślań wyrwał ją nagle męski głos, należący do faceta siedzącego przy barze i sączącego drinka.

— Ej, ty, śliczna… Tak, do ciebie mówię. Może pójdziemy do pokoju? Mam na ciebie ochotę… — zagaił zaczepnie, a język plątał mu się już trochę od nadmiaru alkoholu.

Bez wątpienia nie był to jego pierwszy drink dzisiejszego wieczoru.

W pierwszej chwili policzki Lilly nabrały koloru ścian pomieszczenia, w którym się znajdowała. Była to wielka sala, niczym balowa, tyle że przeznaczona do zupełnie innego rodzaju zabaw. Gdzieś dalej w głębi musiały znajdować się te pokoje, w których… Cóż, Lilly wolała nawet nie zastanawiać się, co się w nich wyprawiało.

W tym momencie gość sączący drinka wstał, szybko zbliżył się do niej i pociągnął ją za rękę. Domyśliła się natychmiast, że chce pokazać jej jeden z tych pokoi.

— Przepraszam, pan mnie z kimś pomylił, ja tu nie pracuję — powiedziała trochę zmieszana, wyrywając się i odsuwając od niego.

Z jednej strony była zła, że w ogóle mógł sobie pomyśleć, iż ona tu pracuje. Tu, w burdelu! Jednak z drugiej cała ta sytuacja połechtała mile jej ego. Czyli jest atrakcyjna dla facetów, przyciąga ich!

— A co tu się dzieje? — krzyknął głośno z daleka cienki głos, zbliżający się w ich kierunku, bez wątpienia należący do kobiety.

Chwilę później ich oczom ukazała się właścicielka owego głosu — zgrabna, atrakcyjna i bardzo młoda dziewczyna o długich, kręconych, kasztanowych włosach.

— Szukam Łukasza — wyparowała natychmiast Lilly. — A ten pan wziął mnie za jedną z pracujących tu pań — dodała ciszej, czując, że jej policzki znów zalewają się rumieńcem.

— Panie Darku — zwróciła się kobieta do wstawionego mężczyzny. — Zapraszam tam na sofę, mamy nowy nabytek — mrugnęła okiem, wskazując na siedzącą niedaleko nich młodą dziewczynę w krótkiej, chabrowej sukience. — A panią zapraszam na zaplecze, ma pani szczęście, Łukasz przed chwilą przyszedł.

Lilly przełknęła głośno ślinę.

— Matko, to już, za chwilę znowu go zobaczę! — przemknęło jej przez głowę.

Nie ma już odwrotu. Zrobi to. Niedługo będzie po wszystkim. Musi tylko jeszcze wytrzymać te kilka godzin.

Ania, bo tak miała na imię sympatyczna pracownica burdelu, zaprowadziła ją na zaplecze. W małym, dość przytulnym pomieszczeniu, w wygodnym fotelu siedział sobie zrelaksowany Łukasz. W pierwszym momencie chyba jej nie poznał, gdyż zapytał dość obojętnie:

— Pani w jakiej sprawie? Do mnie?

Nic w tym dziwnego, w końcu widział ją tylko raz w życiu. O jeden raz za dużo. Jednak po chwili musiał sobie przypomnieć jej twarz, gdyż uśmiechnął się szeroko i pewnym, lekko euforycznym głosem krzyknął:

— Lilly! A jednak! A niech to! — krzyknął, nie wierząc własnym oczom. — Ojej, czyżby twój kochaś poskarżył się, że ktoś zrobił mu kuku? — zaśmiał się złośliwie, patrząc jej prosto w oczy.

W pierwszej chwili Lilly nie odpowiedziała. Kiedy ponownie usłyszała jego głos, nogi lekko ugięły jej się w kolanach. Przypomniała sobie wówczas wszystko. Mało tego, nagle dopadły ją wątpliwości. Boże, co ona tu robi?! Zamierza się przespać z kolesiem, który bez skrupułów ją sponiewierał, potraktował jak rzecz? I to dla swojego byłego faceta?! Nie no, to się nie dzieje naprawdę.

— Co cię do mnie sprowadza, maleńka? — zagaił Łukasz z lekkim uśmiechem.

Lilly wiedziała, że to jest właśnie TEN moment. Musi wyłożyć jasno kawę na ławę. I postanowiła to zrobić.

— Posłuchaj, mam dla ciebie propozycję — zaczęła spokojnie, ale zdecydowanie, by Łukasz potraktował ją poważnie.

— Oooo, no proszę, umieram z ciekawości, kontynuuj — mężczyzna nie ukrywał swojego zaciekawienia i zapaliwszy papierosa, zmierzył ją swoim pożądliwym wzrokiem.

— Zawrzyjmy umowę. Dostaniesz to, czego chcesz, ale w zamian zostawisz Radka w spokoju. I mnie też.

— A czego według ciebie chcę? Co masz na myśli? — Łukasz udawał, że nie do końca wie, o co jej chodzi.

Lilly wiedziała, że blefuje, mimo wszystko pofatygowała się wyjaśnić mu dokładnie, o co chodzi.

— Nie baw się ze mną w kotka i myszkę. Dobrze wiesz, o co chodzi. Mnie. Chcesz mnie. Mojego ciała. Nocy spędzonej ze mną. Mylę się? — zapytała, unosząc lekko swoje idealnie wyprofilowane brwi.

— Nie, nie mylisz się, laleczko. Zgadza się — przytaknął, bawiąc się guzikiem swojej grafitowej koszuli. — Dobrze, twoja propozycja wydaje się być… hmmm… interesująca. Tak jak ty… — szepnął jej do ucha, kiedy się do niej zbliżył.

Przez krótką chwilę kobieta miała ochotę odsunąć się i odskoczyć od niego co najmniej na kilometr, jednak powstrzymała się i nie zrobiła tego. W dalszym ciągu stała w miejscu nieruchomo niczym posąg. Łukasz pogładził swoją dłonią jej policzek. Zrobiło jej się niedobrze.

— Zaraz puszczę pawia — pomyślała z odrazą.

— Po co to odwlekać, załatwmy to od razu — zaproponował w końcu właściciel burdelu. — Chodźmy do jednego z pokoi mojego królestwa. Zobaczysz, że ci się spodoba… — mruknął zadowolony.

Lilly widziała w jego oczach dzikie pożądanie. Bała się. Cholernie się bała. Tego, co za chwilę się stanie oraz swoich reakcji. Obawiała się, że przypomną jej się sceny gwałtu, którego ten typ dokonał na niej całkiem niedawno, i zupełnie nie wiedziała, jak się wtedy zachowa. Nie podobał jej się pomysł spędzenia nocy z nim w jego burdelu. Wolała, by miało to miejsce na jakimś neutralnym gruncie, na przykład w hotelu. Tu wszyscy stoją po jego stronie, nie wiedziała tak naprawdę, co ją czeka. A jeśli będzie próbował zmusić ją do seksu grupowego? Nie, to się musi stać gdzieś indziej.

— Słuchaj… — zaczęła uwodzicielskim, choć nieco drżącym ze stresu tonem, mając nadzieję, że mężczyzna nie zorientuje się, że serce o mało co nie wyskakuje jej z piersi. — Oboje dobrze wiemy, że ci się podobam… Więc… jeśli mam być dziś twoją luksusową zabawką, to zabierz mnie w jakieś super luksusowe miejsce… Jesteś facetem z klasą… Stać cię. Potrafisz zaimponować kobiecie, czyż nie? — próbowała wziąć go pod włos.

Tak, Łukasz zdecydowanie lubił imponować. Wszystkim. Stało się tak i tym razem — połknął przynętę i zaproponował jej wspólną noc w najlepszym hotelu w Warszawie. Nalegał nawet, by pojechała tam z nim limuzyną, którą gotów był natychmiast wynająć, jednak Lilly grzecznie odmówiła. Nie chciała jechać razem z nim. Przecież ją zgwałcił, na litość boską! A teraz chce być nagle jej księciem z bajki?! Na samą myśl dostała mdłości. Powiedziała mu, że jeżeli może wybierać, to będzie czuła się swobodniej, kiedy pojedzie taksówką. Na początku poczuł się trochę urażony, ale ostatecznie zaakceptował jej wybór.

Wyszedł na chwilę, by zatelefonować. Rezerwował dla nich apartament w znanym, luksusowym warszawskim hotelu. Ona zaś w tym czasie wezwała taksówkę, która miała ją tam zawieźć. Gdy wrócił, wręczył jej małe pudełko.

— Co to? — zapytała podejrzliwie. — Pigułka gwałtu?

Łukasz przewrócił tylko oczami.

— Nie, głuptasie, to prezent na naszą wspólną noc — wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby.

Lilly nie otworzyła pudełka, tylko patrzyła na niego wyczekująco.

— Ojej, no dobrze już, dobrze, to tylko bielizna, spokojnie — zaśmiał się, trochę rozbawiony jej zdenerwowaniem. — Przypuszczałem, że kiedyś się jeszcze zobaczymy i kupiłem ją dla ciebie. Załóż ją, gdy będziesz już w hotelowym pokoju, i czekaj tam na mnie. Niedługo do ciebie dołączę.

Westchnęła cicho, pokiwała głową i opuściła królestwo swojego oprawcy, który za chwilę miał stać się jej namiętnym kochankiem. I jeszcze ta bielizna! Skąd u licha wiedział, że się spotkają? Nie rozumiała w tym wszystkim wielu rzeczy, ale wiedziała, że nie jest to czas ani miejsce na takie rozważania. Wsiadła do taksówki, która czekała już na nią przed budynkiem, i udała się do hotelu wybranego przez Łukasza.

Hotel był oczywiście przepiękny, urządzony z przepychem, widać, że cena za spędzenie w nim doby była kosmiczna. Mało ją to jednak wszystko obchodziło. TO się stanie już niedługo. To, czego ona tak bardzo nie chce, a co musi zrobić, bo wydaje jej się, że nie ma innego wyjścia, by ten drań zostawił w końcu Radka w spokoju.

Kiedy dotarła do apartamentu, drżącymi rękami otworzyła w końcu prezent od Łukasza. W małym, kremowym pudełku znajdowała się luksusowa, czerwona, wyuzdana bielizna. Lilly wzięła ją do ręki, patrząc na stringi i zastanawiając się, czy one w ogóle cokolwiek będą zakrywać, w co szczerze wątpiła. Przypomniało jej się jej sekretne zajęcie. Przecież przywykła do takich nieco dziwkarskich kompletów. A jednak mimo wszystko poczuła zażenowanie, kiedy wyobraziła sobie, że będzie musiała paradować w nim przed Łukaszem. Nie dało się zaprzeczyć, że bielizna była prześliczna, prowokująca, ale jednocześnie stylowa. Gdyby miała ją założyć dla Radka to pewnie byłaby podekscytowana. Ale tak…???

Ech, jeszcze trochę, już niedługo będzie mieć to za sobą. Westchnęła i powędrowała do łazienki, by się odświeżyć. Włożyła seksowną bieliznę, poprawiła makijaż, wróciła do pokoju i w oczekiwaniu na Łukasza położyła się na wielkim, wygodnym hotelowym łóżku. Czekała na niego niczym skazaniec na wyrok.

Po dobrym kwadransie usłyszała pukanie do drzwi. Serce znienacka zaczęło walić jej jak oszalałe. Podniosła się szybko z łóżka, by otworzyć, i zobaczyła przed sobą Łukasza z ogromnym bukietem czerwonych róż. Był ubrany w czarny garnitur i białą koszulę. Uśmiechał się lekko i zapytał kulturalnie, czy może wejść do środka. W niczym nie przypominał tego brutalnego sukinsyna, który podczas jej pokazu bezceremonialnie ją zgwałcił. Gdyby go nie poznała w tamtych okolicznościach, to w życiu nie przypuszczałaby, że w ogóle mógłby być do tego zdolny.

Zamknąwszy za sobą drzwi, zbliżył się do niej i delikatnie pocałował ją w usta. Nie odsunęła się, jednak bynajmniej nie dlatego, że pocałunek sprawił jej przyjemność, tylko dlatego, że całkowicie sparaliżował ją strach i zupełnie nie wiedziała, jak ma się zachować. Co się stało z jej pewnością siebie, którą wypracowała sobie, pracując jako striptizerka?? Po chwili oderwała jednak jego wargi od swoich, biorąc od niego kwiaty i szukając wzrokiem jakiegoś wazonu lub czegokolwiek, co by go mogło zastąpić. W końcu położyła je na nocnej szafce przy łóżku. Przez jej głowę przebiegało tysiąc myśli na sekundę. Nie miała jednak za bardzo czasu na rozmyślania, bo Łukasz znów się do niej zbliżył i tym razem położył jej swoje ręce na ramionach, szepcząc jednocześnie:

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 28.35
drukowana A5
za 61.32