E-book
10.73
drukowana A5
34.95
Sekrety

Bezpłatny fragment - Sekrety


Objętość:
183 str.
ISBN:
978-83-8245-725-4
E-book
za 10.73
drukowana A5
za 34.95

­SŁOWO OD AUTORKI

Drogi Czytelniku/ Droga Czytelniczko, dziękuję, że kolejny raz dałeś/łaś szansę uniwersum Ucznia nekromanty.


Ta minipowieść jest szczególna, ponieważ została napisana jako część mojego zobowiązania, podjętego podczas zbiórki na korektę tomu II serii. Osoby, które wpłaciły najwięcej, otrzymały możliwość między innymi wyboru imienia, wyglądu i charakteru postaci, a dla wpłat powyżej kwoty 1000 zł także — otrzymanie ode mnie własnego opowiadania z wybranym przez siebie motywem osadzonym w uniwersum Ucznia.

Jeden ze Sponsorów wpłacił tak wysoką kwotę, że stanowiła ona niemal jedną trzecią wszystkich wpłat, dlatego uzyskał prawo do wyboru tematyki opowiadania. Na prośbę tej osoby napisałam opowiadanie zawierające bardzo lubiany przez nią wątek LGBT.

Szanując życzenie Sponsora, stworzyłam opowiadanie z tym elementem wplecionym pomiędzy ważnymi fabularnie wydarzeniami. Jednak nie jest on tutaj dominujący, najważniejsze są dramatyczne wydarzenia otaczające poczęcie i narodziny Norgala, a także śmierć króla Naramira II i następcy tronu, Vlemira. Poznacie tu także pewnego sympatycznego demona. :) To jednak nie koniec!

Opowiadanie realizuje także kolejne zobowiązanie, podjęte wobec innego Sponsora, który wymyślił postać Martiael — spotkacie ją w „Sekretach”, ale także w II tomie serii.

Dla tych z Was, którzy już niebawem sięgną po tom drugi serii (premiera przypada w lipcu 2021 roku), prequel będzie szczególnie ważny, gdyż część zawartych w tym tomie wątków będzie kontynuacją wydarzeń z „Sekretów” (to być może najważniejszy z wszystkich innych dodatkowych materiałów w uniwersum Ucznia).

Minipowieść „Sekrety” stanowi prequel do całej serii. Warto także wiedzieć, że zawiera treści 18+.

Życzę Ci miłej lektury, koniecznie napisz do mnie ze swoimi wrażeniami, pozytywnymi i negatywnymi na adres e.raj@poczta.fm. Gdy zauważysz jakieś błędy czy literówki, także napisz :)


Inne materiały z uniwersum Ucznia, kolejność czytania:

1) „Plaga” tom I, 2) „Potwór”, 3) „Król” 4) „Mavec”, 5) „Dług”, 6) „Dr Vuduun”, 7) „Fascynacja” tom II. „Sekrety” mogą być czytane w dowolnej kolejności po tomie I.


DRZEWO GENEALOGICZNE znajduje się na końcu opowiadania.

PROLOG

9 miesięcy przed narodzinami Norgala, poranek


Mesja postukała smukłym palcem w zapisaną równym pismem kartkę i zmarszczyła brwi.

— Dwa błędy w koniugacji czasownika ãdveîrl. To odmiana nieregularna. W trzeciej osobie liczby mnogiej mamy ãnveîs, a nie ãdveeîn.

Rothgar siedział obok Nerilli, bawiąc się dość nieuważnie nożem motylkowym. Królowa Mesja rzucała mu krzywe spojrzenia, bo nóż ten kojarzył jej się wyłącznie z ulicznikami, ale… Nerilla wydawała się zachwycona. Dziewczynie trudno było skupić się na nauce języka elfickiego, śledziła z przejęciem poczynania przyrodniego brata.

Mężczyzna zręcznie obrócił nóż między dwoma palcami i dodał:

— Żeby było zabawniej, nie ma tam akcentu cyrkumfleksowego. Wypowiada się po prostu: „ãdveein”, bez przeciągnięcia przy „i”.

Mesja uniosła brwi i wbiła w niego srebrzystolazurowe oczy.

— Zawsze się zastanawiałam, Mistrzu, skąd tak dobrze znasz elficki. Takie niuanse! — mruknęła, powracając wzrokiem na kartkę.

Rothgar uśmiechnął się pod nosem, ale nie odpowiedział, oto bowiem dostrzegł zbliżającego się przez trawnik jakiegoś sługę. Cała trójka siedziała w zacisznej altance w głębi ogrodu, do której wiodła tylko wąska ścieżka wysypana białymi otoczakami.

— Wasza wysokość. — Sługa wykonał pośpieszny ukłon. — Jego wysokość prosi panią do siebie. Sprawa pilna. — Podejrzanie głośno przełknął ślinę.

Mesja obrzuciła go uważnym spojrzeniem. W przeciwieństwie do Nerilli i Rothgara nie nosiła blokady telepatycznej. Jako wyszkolona telepatka nie musiała bać się negatywnego wpływu otwartego używania tej sztuki. Jej policzki gwałtownie pobladły, zacisnęła usta.

Wstała i lekko kiwnęła głową.

— Przepraszam was. Muszę iść.

Gdy zdenerwowana kobieta się oddaliła, Nerilla rzuciła pióro na blat stolika i dosunęła swoje krzesło do krzesła nekromanty. Mag zmierzył ją wzrokiem, którego znaczenie trudno było odgadnąć. Dziewczyna rozejrzała się uważnie, ale ogród był pusty, a oni — osłonięci od cudzych spojrzeń ścianą zieleni. O tej godzinie wielu dworaków jeszcze spało. Większe słońce dopiero wznosiło się na niebie.

— Opowiedz mi o tej misji. Jesteś umówiony z Vanderglovenem w redakcji „Gazety Syllońskiej”? Co się tam dokładnie wydarzyło? Gnomy znów mają kłopoty? — mówiąc to, delikatnie przesunęła ręką po jego ramieniu, jednak on zignorował ten ruch.

— To już kolejna inwazja demonów w ciągu kilku lat. Ktoś wziął ich na cel. Niełatwo zorganizować taki atak, wymaga to demonologa na co najmniej siódmym poziomie talentu.

Nerilla słuchała go dość nieuważnie. Jej palce zawędrowały z jego rękawa na dłoń, ale mroczny mag błyskawicznie zareagował. Cofnął rękę i wyprostował się gwałtownie.

— Nie dotykaj mnie. — W tonie nekromanty nie brzmiała wrogość, a jedynie stanowczość.

Na moment zacisnęła powieki.

— To jedna z nielicznych chwil, gdy jesteśmy sami. Chciałam spytać, jak się ma Marell? Odwiedzałeś go? To już ponad miesiąc. Powiedz, proszę. — Jej głos lekko zadrżał.

Rothgar odwrócił głowę, unikając spoglądania w wilgotne oczy Nerilli.

— Nie mogłem go jeszcze odwiedzić. Miałem za dużo zleceń. Odkąd Rothanna została nadwornym alchemikiem, jestem sam we dworze, wszystko spoczywa na mnie.

Dziewczyna przez kilkanaście sekund milczała, a potem niespodziewanym i dość agresywnym ruchem podniosła się z miejsca. Przerzuciła nogę ponad jego kolanami, by usiąść na nich okrakiem.

Chciał ją odsunąć, jednak uchwyciła się go z naprawdę desperacką siłą. Musiałby pchnąć ją tak, że plecy Nerilli uderzyłyby boleśnie o stół, a na to nie mógł się zdobyć.

— Nerilla, błagam cię. Nie zażywałem ostatnio Nivelo, bo nie widywaliśmy się tak często po twoim porodzie. Musisz przestać, w tej chwili!

Ponowił próbę odepchnięcia jej, ale ona wczepiła się w jego ramiona i stoczyła prawdziwą walkę, by nie dać się odsunąć. Gdy mag na moment rozluźnił mięśnie, znienacka pochyliła się, chcąc go pocałować, lecz on był szybszy. Odwrócił się w bok, a jej usta zamiast dotknąć warg nekromanty, musnęły okolicę pod uchem.

Otoczyła szyję Rothgara, splatając ze sobą palce, uniemożliwiając mu łatwe zerwanie uścisku. Desperacja dodawała jej sił. Pomiędzy jego skórą a ustami dziewczyny pojawiło się coś jak malutkie wyładowanie elektryczne, ale on tego nie zauważył.

Zacisnął powieki, gdy wilgotne wargi Nerilli przesuwały mu się po szyi.

— Jak ładnie pachniesz… — mruknęła.

— Nerilla… błagam cię!

— Nie! To ja ciebie błagam, nie odpychaj mnie, ten jeden raz, jeszcze jeden raz, naprawdę ostatni. Obiecuję. Obiecuję!

DEMON

9 miesięcy przed narodzinami Norgala,

(blisko 26 godzin później)


Straszliwe wycie niemal go ogłuszyło. Rzucił się do tyłu, wykrzykując zaklęcie pelleremalorum, potoczył się po podłodze, ale wylądował na czworakach, czujnie wbijając wzrok w pęknięty krąg ochronny. Demon próbował się wyślizgnąć, zwężając swoje ciało, jakby zrobiony był z rozgrzanej smoły.

Nie mógł na to pozwolić. Nie za to mu zapłacili. Cofnął się pod ścianę i przywołał falę energii negatywnej, wibrującej asynchronicznie. Uformował ją w kształt cienkiej lancy. Pchnął nią w demona, który wydał z siebie psi skowyt i wycofał się, ale… niewystarczająco. Zasyczał i podjął kolejną próbę poszerzenia wyrwy, napierając na to miejsce całym ciałem. Ukształtował swą postać w coś podobnego do czarnej bryły, rozpłaszczył się na magicznej barierze wznoszącej się nad pentagramem i zaczął powoli przeciskać przez pęknięcie.

Nekromanta zaklął szpetnie i wyrzucił z torby kilka przedmiotów. Jeden z nich mógł okazać się przydatny. Kość kapłana boga Mau! Nigdy nie sądził, że będzie robił użytek z takich rzeczy, ale postanowił zaryzykować. Chwycił relikwię i położył ją na skraju kręgu.

Czy miała w sobie resztkę boskiej łaski, która kiedyś wypełniała ciało duchownego? Nie wiadomo, ale demon się zawahał. To wystarczyło, by Rothgar wysypał kolejną porcję proszku i zaczął rysować nowy, mniejszy pentagram, stykający się brzegiem z uszkodzonym miejscem drugiego. Recytując mocne, wysokoenergetyczne zaklęcia, powodujące tak potężny drenaż jego własnej energii, że bardzo szybko słabł, ukończył pentagram w rekordowym czasie.

Czuł, jak pot ścieka mu po skroni.

Jednak w chwili, gdy jego ręka zbliżyła się do miejsca otwarcia dużego kręgu, demon z dzikim skrzekiem zaatakował go, tnąc na szybko sformowanym, cienkim jak igła pazurem. Nekromanta zawył, ale nie przerwał kończącego ruchu. Zamknął pentagram.

Demon sapnął wściekle, odsunął się od granicy i nagle… odezwał!

— Niezły jesteś, magu. Dziewiątka w magii demonicznej, prawda?

Rothgar oniemiał. Cofnął się, siadając na podwiniętych nogach i odetchnął, pozwalając, by napięcie stopniowo go opuszczało. Jego ręka krwawiła, ale nie miał czym jej obwiązać.

— Czuję twoją krew. Mocny jesteś. Naprawdę mocny. I chyba… masz trochę domieszki naszej krwi… Mylę się?

Nekromanta lekko uniósł brwi i zmierzył wzrokiem czarną, niekształtną sylwetkę, powoli przybierającą humanoidalną postać. Wytworzyła sobie twarz z otworem gębowym, który poruszył się i uformował kolejne słowa.

— Co zamierzasz ze mną zrobić? Powiedz mi, magu!

Rothgar uśmiechnął się mrocznie.

— Najpierw kwestia twojego imienia. Zaraz odeślę cię do waszego demonicznego wymiaru…

Demon wybuchnął dziwnym, gardłowym rechotem, ale nie udało mu się wymazać uśmiechu na twarzy mrocznego maga. Zapadła cisza.

Rothgar wstał i podszedł do granicy pentagramu.

Na jego twarzy, o pięknych, regularnych rysach, malował się wyjątkowo paskudny grymas.

— Ułatwiłeś mi sprawę, nawet o tym nie wiedząc. W momencie, gdy twój pazur zanurzył się w moim ciele. Ty poczułeś mnie, ale i ja poczułem… ciebie!

Demon, który kołysał się lekko, jak rozciągnięta w pionie czarna bryła gęstej smoły, zamarł.

— To mój specjalny talent. Nie umiem tego wyjaśnić. Gdy kogoś dotknę, zyskuję o nim dodatkową wiedzę. Zyskałem też o tobie. Twoje imię brzmi Yavyane’har.

Stwór zawył boleśnie i skulił się w sobie, czarnymi mackami obejmując to, co miało służyć mu za głowę. Wyglądało to dość teatralnie.

— Litości… o wielki magu! Litości! Nie odsyłaj mnie do niego! Błagam cię!

Rothgar, ignorując słowa istoty, zaczął pakować swoje rzeczy do torby.

— Będę ci służyć! Ale nie odsyłaj mnie! Proszę! — lamentował stwór. — Nie rozumiesz, wymiar demonów jest teraz otwarty… przedłużony… na… pewne specjalne miejsce. Tam wszyscy się gromadzimy. On tym obszarem włada i jego moc tam jeszcze rośnie, a my musimy mu służyć… Przysięgam… Nie będę już nawiedzał tego budynku!

— Właśnie… o wilku mowa. Kto cię wezwał? I dlaczego?

Demon wytworzył na swojej czarnej twarzy niemal perfekcyjnie ludzkie oczy, którymi teraz zamrugał.

— Daj spokój, chyba nie sądzisz, że wyciągniesz ode mnie takie informacje. Ta osoba pomogła mi się chwilowo wydostać z piekła stworzonego przez tego sukinsyna.

— Zaraz do tego piekła wrócisz, to jedno jest jasne!

— Nie bądź takim chujem.

Rothgar nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem.

— Jesteś naprawdę dziwnym demonem, Yav. Odesłałem wielu z was, ale z ciebie niezły numer.

— Mówię ci. Będę na twojej służbie przez rok. Zrobię wszystko, a ty pozwolisz mi zostać.

Nekromanta założył ramię na ramię i przez chwilę na niego spoglądał.

— Przez rok… Standardowa umowa, co? A potem mam cię puścić w świat, byś robił swoją demonią robotę, prawda?

— Dokładnie tak! — Yav uformował swoje usta w krzywy uśmiech.

— Zdajesz sobie sprawę z tego, że jak następnym razem znajdziesz się w stolicy, szansa, że to do mnie się zgłoszą, abym znowu na ciebie zapolował, jest spora. W Syllonie panuje deficyt demonologów. Znów się spotkamy!

— Zadbam, by więcej nie skrzyżować z tobą ścieżek, magu.

Rothgar wyjął ze swojej podręcznej torby porcelanową butelkę.

— Służy do przechowywania magicznej próżni. Ma świetną izolację w ściankach. Idealnie nada się na pomieszczenie w sobie takiego pozasferowca jak ty.

Demon wykrzywił się szpetnie i zgarbił, tworząc ze swojego ciała formę podobną z boku do laski. Ale to nie był koniec. Rothgar wyjął nóż ofiarny i przysunął się do granicy kręgu.

Rozpoczął inkantację zniewolenia i równocześnie ciachnął ostrzem swoje odsłonięte przedramię. Zacisnął powieki. Krew pociekła na skraj pentagramu, tworząc czerwony wyłom, pod którym ustawił butelkę.

Yav przypatrywał się temu z dużym zdumieniem. Nieznany mu mag był wyjątkowo potężny. Zaklinanie pozasferowców z użyciem krwi to bardzo rzadka umiejętność i niewielu z magów demonologów mogło się nią sprawnie posługiwać.

Czyżby ten posiadał dar… do magii krwi?

Zapomniany niemal, wymarły talent, przed tysiącami lat odnotowywany sporadycznie na Jolinie, ale potem już więcej niespotykany? Demon chrząknął lekko. Nekromanta najwyraźniej posługiwał się nim bez wiedzy o tym, czym to zaklęcie naprawdę jest i jaki ma prawdziwy potencjał.

W przypadku zwykłych magów o specjalizacji demonologicznej — dawało ono dość mierne efekty; spętanie woli pozasferowca dla zaklinającego wiązało się z wielkim ryzykiem, a sprytniejsze demony dawały sobie radę z obejściem uroku. A jednak ten malefik się tego nie obawiał. Yav poczuł, jak moc krwi zasysa jego ciało w stronę wylotu butelki.

Inkantacja w nekronimusie trwała, spinając demona z Rothgarem za pomocą specjalnego energetycznego połączenia, którego nie dało się łatwo zerwać, a przypominało ono w swoim działaniu nekromancką spinkę.

Yav zaklął i zwinął się w cienką formę, wsuwając w butelkę.

Miał tylko cichą nadzieję, że jego nowy pan pozwoli mu przesiedzieć ten rok bez żadnych zadań, a później po prostu wypuści.

Gdy nekromanta zatkał szyjkę specjalnym, kryształowym korkiem, zawierającym maleńkie, boskie geas, usłyszał tupot stóp na korytarzu. Zaklął pod nosem i obrócił twarz w stronę drzwi. Sekundę potem stanęły otworem. Zobaczył w nich swoich dwóch pomocników — Zanela i Yano. Wampiry przepychały się, chcąc wejść do pomieszczenia, ale zaklęcie izolujące skutecznie je powstrzymało.

— Na wszystkie demony Otchłani! Czy wam, półgłówkom, trzeba wszystko powtarzać po dziesięć razy?! — zirytował się. — Mówiłem, żebyście się nie kręcili po terenie redakcji, gdy jestem zajęty wypędzaniem! Demon zrobiłby z was szatkowaną padlinę!

— Mistrzu! Mistrzu! Ale musieliśmy, książę nam kazał! — zawołał Yano, wyższy z nich i nieco odrobinę bardziej ogarnięty, choć w przypadku tej dwójki nie miało to dużego znaczenia.

Rothgar sapnął.

— Jaki znowu książę?! I gdzie jest Dufnir?

— Dufnir bał się tu wejść, a książę… — zaczął Zanel, ale mag mu przerwał.

— Bo Dufnir ma mózg w tej swojej gnomiej głowie!

— To książę Fenril! Wydawał się zdenerwowany. Serce nieźle mu waliło. Przyjechał z jakąś swoją kuzynką. Czekają w powozie pod redakcją.

Rothgar uniósł brwi. Ta wiadomość była nieoczekiwana. Ostatni dzień i noc spędził w opętanej przez demony redakcji „Gazety Syllońskiej”, wypędzając je jednego za drugim, nie mając kontaktu ze światem zewnętrznym. Niewiele jadł, niemal nie spał i czuł się tak brudny, jak nigdy wcześniej. Westchnął i wstał, zarzucając torbę na ramię. Upewnił się, że butelka znajduje się w jego kieszeni, a potem kiwnął głową.

— No dobrze. Zakończyłem moją pracę, możemy się zbierać.

Zeszli po schodach na parter redakcji, który z powodu ataku demonów był całkowicie wyłączony z użycia. Jednak już jutro gnomy miały powrócić na swoje stanowiska.

Tuż przed budynkiem znajdował się wóz wynajęty przez redaktora naczelnego, Vanderglovena. Straż pełnił tu jego młody siostrzeniec, Dufnir. Mistrz nekromancji, zanim podszedł do karety księcia, wszedł do wozu i zastał tam gnoma skrobiącego jakiś artykuł na niewielkim biureczku. Młodzieniec poderwał się, zdumionym spojrzeniem obrzucając pokrwawione ramię mężczyzny.

— Wszy… wszystko w porządku? — wydukał na powitanie.

— Owszem. Sprawa załatwiona. Redakcja jest oczyszczona.

Mag wypisał rachunek i rzucił go na stół.

Gnom przełknął ślinę i nerwowo łypnął na dwójkę wampirów, przypatrujących mu się krzywo. Spędził z nimi ostatnie dwadzieścia sześć godzin, koczując w wozie pod redakcją i zdecydowanie nie polubił się z tymi nieumarłymi.

— Można wejść na teren budynku…? Dowiedziałeś się czegoś? Kto nasłał na nas demony?

— Tak. Nie. I nie wiem — krótko podsumował Rothgar.

Gnom odchrząknął.

— Powiadomię natychmiast wuja, że możemy wracać. Szkoda, że nie wiesz, kto to był. To już trzeci taki atak w ciągu dwóch lat. Konkurencja chce nas chyba wykończyć. — Westchnął.

— Zalecam zainwestować w ochronne geas. Kosztują fortunę, ale licząc wszystkie moje interwencje, to wyjdzie wam podobnie. Ja nie mam nic przeciwko okresowemu polowaniu na demony, ale dla dobra waszego budżetu powinniście pomyśleć o permanentnej ochronie.

— Tak, oczywiście, przekażę twoje sugestie wujowi. — Ukłonił się lekko niskorosły, z widocznym szacunkiem. — Należność zostanie przesłana na twoje konto bankowe.

Nekromanta kiwnął głową i bez słowa odwrócił się, aby wyjść z wozu.

— Poczekaj… — dobiegł go cichy głos gnoma.

Mężczyzna zatrzymał się, ale nie obrócił się.

— Dziękujemy…

— Za to mi płacicie — odpowiedział krótko i wyszedł, ignorując pełen podziwu wzrok Dufnira.

— Mistrzu, czyli koniec, możemy wracać do dworu? — dopytywał się Zanel z głupawym wyrazem na twarzy. Ten trzepnął go w głowę.

— Nie. Zapłacą mi za nieskończoną robotę — zadrwił. — Och, co ja z wami mam. Zabierać się stąd, ale już! Ja pojadę z księciem.


Oddalił się w stronę oczekującego powozu. Czuł niezadowolenie z faktu, że wkroczy do eleganckiego kocza w takim stroju, ale nic nie mógł na to poradzić. Otworzył drzwi i w nos uderzył go zapach elfich perfum. Od razu wiedział, że oprócz księcia przyjechała tu również jakaś kobieta.

Jego oczy, które świetnie widziały w mroku, z miejsca dostrzegły jej jasną twarz.

— Ach, Rothgar — przywitał go książę, podając mu dłoń, ale nie podnosząc się z miejsca.

Rothgar nie przyjął jej. Uniósł rękę tak, aby dwójka elfów mogła się jej przyglądnąć.

— Sporo krwi. Nie radzę.

Cienkie brwi elfki powędrowały w górę. Nie wydała się jednak zniesmaczona, co go zaskoczyło. Uśmiechała się kątem ust.

Usiadł obok księcia, na wprost kobiety.

Fenrila znał od wielu lat, gdyż był on członkiem rady królewskiej. Elf zawsze odnosił się do niego z życzliwością i sympatią. Czasem nekromanta odwiedzał go w jego pałacu, bywał też zapraszany na doroczne święta. Zasadniczo uważał go za swojego dobrego znajomego.

— Pozwól, że przedstawię ci moją kuzynkę, Rothgarze — powiedział arystokrata i wypielęgnowaną dłonią wskazał siedzącą naprzeciw osobę. — Oto Martiael. Przybywa tu ze mną nie bez powodu. Dwa miesiące temu udało mi się umieścić ją na dworze jako damę dworu królowej Mesji. Jednak jej posługa… została dziś zakończona.

Rothgar przysłuchiwał się temu z grzeczności, choć nie wiedział, co to ma wspólnego z pośpiechem, z jakim książę pojawił się pod redakcją.

— Miło mi panią poznać. — Oszczędnie skłonił głowę.

Przyjrzał się kobiecie. Musiał przyznać, że miała ciekawą urodę. Odziana była w całości na biało, bez jednego nawet kolorowego akcentu, co tworzyło purystyczny efekt. Włosy ułożyła specyficznie — warkocz opleciony został wokół głowy i tuż nad karkiem. Z daleka mogło to dawać wrażenie, że nosi krótką fryzurę. Zaskoczyło go, że włosy były… farbowane na żywą czerwień. Zjawisko bardzo rzadkie wśród elfek. Podziwiał chwilę jej urocze rysy twarzy, z wypukłymi ustami i górną wargą wygiętą w słodki łuk. Docenił też, że jest posiadaczką porcelanowej cery. Oczy w kolorze jasnozielonym, takim samym jak u Fenrila, ocieniały bajecznie długie rzęsy.

Tymczasem książę przypatrywał się nekromancie. Dostrzegł, że mężczyzna zamarł ze wzrokiem utkwionym w twarzy jego kuzynki. Westchnął. Rothgar miał nieuleczalną wadę, którą była słabość do pięknych przedstawicielek płci przeciwnej.

— Co się wydarzyło, czemu mnie szukaliście? — Mag w końcu oderwał spojrzenie od elfki i przeniósł je na arystokratę.

— Jesteś wzywany na dwór. Poszukują cię pilnie… — rzucił książę dość nerwowym tonem, spoglądając przy tym za okno. Dał znak woźnicy i powóz ruszył.

— Czemu jedziemy Zachodnim Traktem? — spytała nagle elfka, zerkając przez to samo okno.

— Na ulicy Centralnej był korek, ominiemy go — odpowiedział jej nieuważnie.

— Błąd. Korek był niewielki. Na Zachodnim Trakcie trwają roboty drogowe. Jest to droga o sześćset dwadzieścia sześć metrów dłuższa niż ulica Centralna. Estymowany czas przejazdu traktem: dwadzieścia jeden minut. Estymowany czas przejazdu Centralną: osiemnaście minut i trzydzieści sekund.

Rothgar zamarł, wbijając oniemiały wzrok w elfkę. Tego jeszcze w swoim życiu nie spotkał. Fenril zaśmiał się.

— Martiael lubi popisywać się swoimi matematycznymi zdolnościami. Ja jednak podejmę ryzyko i pojadę Zachodnim. Nie zbawią nas te trzy minuty.

Kobieta wydęła lekko usta, ale nic nie powiedziała. Powóz jechał dość dynamicznie, a woźnica ostro poganiał konie. Nekromanta spojrzał na księcia i powtórzył swoje początkowe pytanie:

— Co się tam wydarzyło?

— Królowa Mesja została dziś oddalona z dworu! Król otrzymał dowody obciążające ją. Podobno szykowała na niego zamach. Została wysłana do Vestell. Martiael natychmiast odprawiono, pojechałem po nią, bo byłem ciekaw, co się stało. Na dworze zapanował chaos. Księżniczka Nerilla natomiast oskarża… — zawahał się — oskarża własnego brata, Naramira… o gwałt.

Rothgar zerwał się na równe nogi, mimo że jechali. Uderzył głową w sufit. Zaklął i opadł ponownie na swoje siedzenie.

— Co ty wygadujesz?! Co…

— Podobno przybiegła do Mesji w koszmarnym stanie, Naramir wykręca się z wszystkiego, twierdzi, że nie ma z tym nic wspólnego. Twierdzi… że to ty.

— Na wszystkie demony z Otchła…! — Maga aż go zatkało z oburzenia.

— Nerilla jednak zaprzecza! Upiera się, że to on. Spokojnie, nikt nie wierzy Naramirowi, bo wiedzą, że nie byłeś wczoraj w pałacu, lecz tutaj, w redakcji. Właśnie wzywają maga śledczego, Vustiana, by dotarł do sedna sprawy.

Rothgar wczepił pokryte krwią palce we włosy na skroni, szarpiąc je i klnąc przy tym, na czym świat stoi.

— Powinniśmy posłuchać Martiael. Bylibyśmy tam szybciej — syknął z frustracją.

Martiael posłała mu spod długich rzęs pełne wdzięczności spojrzenie, a książę tylko wzruszył ramionami.

DRAMAT NERILLI

9 miesięcy przed narodzinami Norgala


Gdy wreszcie dostali się do pałacu, straż przepuściła ich przez bramę, bo dobrze znała zarówno księcia, jak i Rothgara. Nekromanta od razu popędził w stronę komnat księżniczki Nerilli… ale spotkało go rozczarowanie. Jej przerażona i spłakana służąca powiedziała mu, że księżniczka przebywa w apartamentach księcia Naramira!

Rothgar nie mógł w to uwierzyć. Niemal biegiem ruszył do części pałacu zajmowanej przez swojego młodszego, przyrodniego brata.

Książę Fenril i Martiael podążali za nim, ciekawi, co też się wydarzy.

Przed wejściem do pomieszczeń kłębiła się grupa żywo rozprawiających dworaków.

— Przepuśćcie mnie! — warknął Rothgar.

Jeden ze sług spojrzał na niego w zdumieniu i powiedział:

— Na miejscu jest mag Vustian i jakiś mag uzdrowiciel, zakazano komukolwiek wchodzić do księżniczki.

— Mam to gdzieś! — Nekromanta podniósł głos i przepchnął się przez zaaferowanych dworzan. Elfy nie zamierzały pozostać w tyle. We trójkę wkroczyli do komnaty.

W środku wcale nie było mniej tłoczno. Znajdowało się tu sporo wysokich rangą urzędników dworskich, ale także sam król oraz następca tronu Vlemir, którzy natychmiast skierowali swoje spojrzenia na wchodzących. Naramir II Okrutny zmarszczył swoje gęste brwi i po jego posągowej twarzy przebiegł wyraz obrzydzenia połączonego ze szczerą niechęcią. Zakurzony, pokrwawiony nekromanta nie był tu pożądanym gościem.

Pod ścianą stali także generał Numar oraz jego syn Nuramin, jednak, co ciekawe, nie było tu oficjalnego narzeczonego Nerilli, księcia Narela. W pomieszczeniu Rothgar zauważył jeszcze jedną osobę. Ramiona miała splecione na piersi, a spojrzenie wbite w sufit. To była jego siostra, Rothanna. Wydawała się znudzona, obojętna na rozgrywające się wydarzenia. Momentami nawet ziewała.

Nekromanta zacisnął szczęki.

Tymczasem księżniczka Nerilla leżała na łóżku, przykryta kocem pod brodę. Pochylali się nad nią: dworski uzdrowiciel oraz mag śledczy, Vustian. Ten ostatni miał bardzo oficjalną, urzędową minę. Towarzyszyło mu dwóch asystentów z Akademii, okupujących stanowiska praktykantów magów śledczych. Księżniczka głośno szlochała, ręce dociskając do oczu. Nie patrzyła na zgromadzonych.

Wzrok Rothgara spotkał się ze spojrzeniem jeszcze jednej osoby.

Naramira, swojego najmłodszego brata. W oczach płonęły mu nienawiść i gniew.

Przez moment mierzyli się tak od stóp do głów, ale żaden nie powiedział ani słowa.

Nagle jednak Nerilla oderwała dłonie od powiek i rozejrzała się dookoła, wyczuwając być może delikatną zmianę atmosfery w pomieszczeniu.

— Rothgar!!! — krzyknęła łamiącym się, rozpaczliwym głosem.

Usiadła. Nekromanta bez zwlekania skoczył w jej stronę, uwalniając się od uchwytu Fenrila, który bezskutecznie próbował go powstrzymać, ale nie było mu dane od razu dotrzeć do siostry. Drogę zastąpił mu Naramir z mściwą, wykrzywioną twarzą.

— Nie dotykaj jej, ty obrzydliwy gwałcicielu!

— To ty jesteś gwałcicielem! Nie on! Rothgar, obejmij mnie, błagam! — Nerilla wyciągnęła ramiona w stronę przybysza.

Nekromanta odepchnął Naramira i dopadł do łóżka, chwytając dziewczynę w ramiona. Oczy miała zapuchnięte i czerwone, cała drżała.

— Rothgar… Rothgar… — szeptała. — Ten potwór mnie…

— Nie przeszkadzaj w badaniu! — wrzasnął Naramir.

Mag jednak nie odpowiedział, nadal mocno ściskając księżniczkę w swoich ramionach.

Nagle olbrzymia postać króla, który do tej pory milczał, wysunęła się do przodu i w komnacie zabrzmiał jego głęboki, nieco ochrypły głos.

— Odsuń się, Rothgar. Ta sprawa ciebie nie dotyczy. Zostałeś wykluczony na starcie z grona podejrzanych. Redaktor Vandergloven wraz z siostrzeńcem poświadczyli już za to, gdzie przebywałeś tej nocy.

Naramir warknął wściekle, widząc, że mag lekko ścisnął dłonie Nerilli, nim wstał. Młody książę postąpił krok ku niemu i gniewnie rzucił:

— Swoją drogą, co tam robiłeś? W redakcji? Wypędzałeś może demony? Czy to nie coś, czym zajmują się nekromanci, hm? Może powinna się tobą zainteresować Inkwizycja? Nadwyrężasz naszą cierpliwość i protekcję królewską odrobinę za długo!

Rothgar potoczył spojrzeniem dookoła. Wszyscy dworzanie spuścili wzrok na ziemię, jakby dywany w pomieszczeniu stały się nagle niezwykle interesujące. Następca tronu, Vlemir, uśmiechnął się z zadowoleniem i skrzyżował ramiona na piersi, czekając na odpowiedź maga.

Tylko król ściągnął brwi, niezadowolony, że Naramir wysuwa się przed szereg z tego typu oskarżeniami. Sprawa tej skali wyciągnięta publicznie rzucała tym samym cień na władcę, który przecież lata temu objął swego bastardzkiego syna — nekromantę — protekcją. Jednak nim dostał okazję, by się odezwać, książę Fenril wystąpił spomiędzy dworzan i chłodno rzekł:

— Jaśnie panie, Rothgar jest demonologiem, a to nie jest specjalność zakazana w naszym królestwie. Wykonywał oficjalne zlecenie, ma legalne…

— Posiada też dziewiątkę i pół w nekromancji, czy nie?! Inkwizycja z pewnością powinna mu się bliżej przyglądnąć.

— Nikt jeszcze nikogo nie skazał za sam talent do nekromancji. W rodzinie królewskiej on się czasem pojawia. Czy każdy, kto przychodzi na świat z tą odmianą magii, powinien być automatycznie brany pod lupę?

Zapadła przeraźliwa cisza.

— Czy Rothgar nie posiada czasem tytułu mistrzowskiego w tej dziedzinie? Myślę, że to już wyższy poziom niż zwykły, uśpiony dar. Ewidentnie go używał, trenował, a to już coś, co powinno przyciągnąć uwagę Zamelnikona!

— Wystarczy! — Król uniósł głos. Inicjatywa Naramira zaczęła go irytować. — Vustian! Jaki jest twój wyrok? Czy to Naramir zaatakował Nerillę? Odpowiadaj!

Mag śledczy poderwał głowę, zestresowany tym nagłym wezwaniem. Był blady i ręce mu się trzęsły. Nie patrzył nikomu w oczy, gdy powiedział:

— To nie był Naramir.

— Co?! Ty szumowino! Ty sprzedawczyku! — krzyknęła Nerilla. Niemal dławiła się łzami. Zgięła się wpół, uderzając głową we własne kolana.

Z tłumu stojącego pod ścianą wysunęła się smukła postać księżnej Asalii, żony następcy tronu. Kobieta podeszła do szwagierki i mocno ją objęła. Nerilla wtuliła głowę w jej ramię, wciąż szlochając rozdzierająco.

— Dlaczego nikt mi nie wierzy!? — jęczała.

Vustian zacisnął mięśnie szczęki, odwracając się do tej sceny tyłem.

— Moi asystenci to potwierdzają. Sporządzimy odpowiedni protokół!

Stojąca w kącie dwójka młodych magów pokiwała głowami. Mieli jednak nietęgie miny.

— Psy! — krzyczała Nerilla coraz bardziej rozpaczliwie. — On was kupił! Kupił! Ile wam zapłacił!? — łkała.

— Cisza! — Król ponownie się wtrącił. Jego szare, zimne oczy wbiły się w córkę. — Spokojnie, Nerilla. Dojdziemy do sedna sprawy! Na ten moment nie będziemy rzucać oskarżeniami, bo każdy ma swoje… sympatie i antypatie. Nie pozwolę na taki cyrk na moim własnym dworze. Vustian, przygotuj raport, zajmiemy się jego analizą później. A teraz wszyscy precz! Ja porozmawiam z księżniczką osobiście! Tylko Asalia może zostać.

Dworzanie pośpiesznie skierowali się do wyjścia, zaraz za Vlemirem, zupełnie nieporuszonym przebiegiem sprawy i dramatem skrzywdzonej księżniczki. Był rozluźniony, niemal rozbawiony. Rothanna także wyszła, a wzroku, który skierowała w stronę Rothgara, nie dało się rozszyfrować. Ich relacja od dawna była bardzo trudna, właściwie prawie nie rozmawiali. Odkąd jego bliźniaczka została nadworną alchemiczką, jeszcze bardziej się od siebie oddalili.

Rothgar tymczasem posłał Nerilli dodające otuchy spojrzenie, nim, mocno pociągnięty za ramię przez Fenrila, także opuścił komnatę. Martiael podążała tuż za nimi. Gdy znaleźli się na korytarzu, a reszta dworzan oddaliła się na bezpieczną odległość, nekromanta mocno potarł dłońmi powieki i cicho powiedział:

— Książę… Dziękuję za twoje słowa tam. Twoje wsparcie wiele dla mnie znaczy. — Lekko się skłonił. — Ale nie powinieneś się narażać Naramirowi. To mściwa żmija.

— Nie boję się go. Nie ma u nikogo posłuchu, bo nikt go nie lubi na dworze, w tym jego własny ojciec. Obrywał niewiele mniej niż ty, jak dobrze pamiętasz. Irytował króla od dnia narodzin. Gdyby nie Mesja, rachowałby mu kości przy okazji każdej głupiej odzywki. Na ten moment zaledwie go toleruje. Regularnie nazywa go pustogłowym smarkaczem.

Rothgar milczał, opierając się o ścianę. Przymknął oczy i oddychał z widocznym trudem.

— Nienawidzę tego dworu. Tych ludzi. I oni nienawidzą mnie z nawiązką. Tylko Mesja i Nerilla… One traktowały mnie jak człowieka. A teraz? Nie mogę jej przecież tak zostawić! Muszę się od niej dowiedzieć, co dokładnie się stało.

Fenril chwycił go za ramię i pociągnął za sobą.

— Chodź ze mną. Nie powinieneś tu teraz przebywać, gdy sprawa jest tak świeża. I nie powinieneś być sam. Zaczekaj kilka dni w moim pałacu, nim wrzawa ucichnie. Potem będziesz mógł z nią porozmawiać. Okazja jeszcze się pojawi.

— Poważnie mówisz? Mam pozostawić ją tutaj? W jaskini lwa? W jego apartamentach?

— Nie mamy pewności nawet, co się wydarzyło! Sam to powiedziałeś!

— Jeśli Nerilla mówi, że to on…

— Zaczekaj na ostateczny wyrok. Vustian tego nie potwierdził. Nie wiesz, co zaszło, proszę cię o rozsądek.

— Wierzę jej, Fenril! Vustian to znana szuja…

Elf mocno ścisnął jego ramię.

— Nie rozumiesz, że i tak cię do niej teraz nie dopuszczą? Nie masz tu przyjaciół. Mesja została odprawiona z dworu. Vlemir cię nienawidzi, król tobą gardzi. Naramir chce cię oskarżyć. Musisz poczekać kilka dni, niech sprawa się wyklaruje…

— Fenril, zostawiłbyś w takiej sytuacji Dastiela? Na łasce tych hien?! Ona jest bezbronna, jest tylko nastolatką, ufa mi, że ją ochronię…

Nieoczekiwanie Martiael przysunęła się do niego i kładąc mu smukłą dłoń na ramieniu, szepnęła:

— Nie znam cię, ale widzę, że chcesz bronić siostrę. Jednak sprawa wymknęła się z twoich rąk. Król nie dopuści cię do niej, bo wie, że cokolwiek zrobisz, wzmocni oskarżenie wobec Naramira, a z pewnością będzie chciał chronić syna z prawego związku… ponad tobą. Bez względu na to, czy go kocha, czy nie. To brutalne, co mówię, ale prawdziwe. Jeśli przekroczysz granicę, rzucą cię na pożarcie Inkwizycji. Zauważyłeś, że król milczał, gdy Naramir rzucał oskarżenia? A Vlemir się uśmiechał. Zostając tu, ryzykujesz życiem. Przyjmij propozycję mego kuzyna. Zostań z nami w pałacu. To tylko kilka dni, nim raport zostanie przeanalizowany. Jeśli na spokojnie przemyślisz, jak możesz jej pomóc, to ta pomoc z pewnością będzie skuteczniejsza.

Rothgar przypatrywał jej się chwilę, zdumiony tym, ile wie o jego sytuacji. Czyżby pracując jako dwórka u Mesji, tak dużo zdołała zauważyć? Westchnął i wreszcie skinął głową.

Dał się poprowadzić dwójce elfów, jednak szedł powoli, niemal niechętnie.

Gdy dotarli do powozu, wciąż był blady i wydawał się bardzo zmęczony.

— Nie ruszy jej, nie bój się. Byłby głupi, ryzykując coś takiego, gdy trwa dochodzenie — szepnęła Martiael, mocniej ściskając jego dłoń. — Jest tam też księżniczka Asalia. Nerilla ma w niej wsparcie w sytuacji, gdy brak Mesji.

— Macie rację — skapitulował. Odchrząknął z pewnym trudem. — Mam po prostu złe przeczucia, bardzo… złe przeczucia.

Gdy powóz ruszył, nekromanta wbił wzrok w widok za oknem, nie kontynuując rozmowy. Miał wrażenie, że to najtrudniejszy dzień jego życia, bo nigdy jeszcze nie czuł się tak bezradny. Nawet kiedy to on sam był ofiarą.

Wiedział, że wydarzyło się coś strasznego.

Ale nie znaczył tu nic. Nie mógł na nic wpłynąć.

Jednego był pewien. Tego dnia los odebrał mu Nerillę. Nie wiedział tylko, czy powinien z tego powodu odczuwać ulgę.

PO PIERWSZYM DOCHODZENIU

7 miesięcy przed narodzinami Norgala


Fenril przypatrywał się swojej kuzynce, Martiael, która siedziała na kolanach Rothgara i szeptała mu coś do ucha. Mężczyzna odpowiedział wprawdzie, ale z umiarkowanym entuzjazmem, spoglądając ponad jej ramieniem w stronę księcia z taką miną, jakby liczył na jego wybawienie. Był pijany jak niemal codziennie od dwóch miesięcy, dlatego elf tylko wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że to nie jego zadanie, by odciągać od Rothgara piękne kobiety. Jednak po kolejnym spojrzeniu mrocznego maga, w końcu się zlitował i mruknął:

— A może pojechałabyś odwiedzić Seviel? Mówiła mi wczoraj, że rzadko do niej zaglądasz. Moja córka tak cię lubi! Chciała, byś poduczyła ją tańca. Ucieszy się, jak cię zobaczy. Ja mam pewne sprawy do obgadania z Rothgarem.

Martiael uniosła perfekcyjne łuki swoich brwi, ale podała trzymany w ręku kieliszek nekromancie i z westchnieniem wstała.

— No dobrze. Prawdę mówiąc, obiecałam jej, że wpadnę. Bawcie się dobrze…

Przesłała całusa Rothgarowi, spojrzała krzywo na Fenrila, po czym opuściła taras, na którym we troje wypoczywali.

Odkąd zwolniono ją ze służby u królowej Mesji, mieszkała w pałacu kuzyna, kompletnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Będąc córką wydziedziczonej ciotki księcia, polegała teraz niemal wyłącznie na jego życzliwości i protekcji, sama nie mając żadnego majątku.

W ostatnich dwóch miesiącach z połowicznym tylko sukcesem podrywała Rothgara, który chodził bezustannie odurzony alkoholem, zagłuszając w ten sposób przeraźliwe wyrzuty sumienia związane z sytuacją Nerilli. W tak fatalnym stanie było mu właściwie obojętne, co się dzieje z jego ciałem, dlatego kilka razy nawet odniosła sukces, mimo że sam nekromanta niewiele z tego wszystkiego pamiętał.

Mężczyzna wypił całe podane mu wino i odstawił naczynie na stół. To nie był jego pierwszy kieliszek i nie chciał, aby był ostatni.

— Nerilla nadal utrzymuje, że to on. Na dworze aż huczy od plotek. Możliwe, że czeka mnie kolejna rozmowa z moim najmłodszym braciszkiem. Po ostatniej, którą odbyliśmy dwa miesiące temu, nie śpieszno mi do tego… Kto wie, co wpadnie mu do głowy. — Nalał sobie kolejną porcję wina i od razu wlał całość w gardło.

— Spokojnie, Naramir nie czuje się pewnie. Mimo korzystnego dla siebie wyniku dochodzenia wie, że nie powinien rozgrzebywać tematu gwałciciela. To zbyt grząski grunt. Wątpię, czy powróci do tematu Inkwizycji w twoim kontekście. No i nie sądzę, by król tak gładko oddał cię Zamelnikonowi. Sam dał ci glejt ochronny, gdy uczyłeś się w Akademii.

Rothgar parsknął donośnym śmiechem.

— Fenril, mój ojciec byłby szczęśliwy, mogąc pozbyć się mnie z tego świata! Gdyby Inkwizycja wlekła mnie przez ulice Syllonu, wznosiłby toast…

— Ale to rzuciłoby cień także na niego. Na jego władzę. Na jego krew. Syn nekromanta? Nie sądzę, by chciał tak ryzykować.

— Naramir może to przeforsować, jeśli okaże się, że dziecko Nerilli jest moje. Byłem z nią kilkanaście godzin przed nim. Sytuacja mi nie sprzyja. Może być dostatecznie zdeterminowany, by na własną rękę dostarczyć Zamelnikonowi „niepodważalne” dowody.

Fenril pokręcił głową z powątpiewaniem.

Wstał i podszedł do Rothgara. Stanął nad nim i chwilę mu się przyglądał, następnie nieoczekiwanie… usiadł mu na kolanach.

Nekromanta znieruchomiał, a brwi podjechały mu niemal pod linię włosów.

Elf obserwował go ze zmrużonymi oczyma, ale — ku jego zdumieniu — mag zdał ten test. Nie zepchnął go z kolan ani nie odskoczył, jak być może zrobiłby to ktoś z niższą samooceną.

Po prostu pozwolił mu siedzieć na sobie i tylko się przyglądał.

Długie do bioder jedwabiste włosy księcia opadły na klatkę piersiową Rothgara. Ten pochylił się i z zaciekawieniem podniósł do oczu jedno z pasm.

— Hm. Masz włosy jak kobieta. Naprawdę imponujące. Wy, elfy, jesteście tacy… androgyniczni — powiedział lekko kpiącym tonem.

Jednak niezrażony Fenril uśmiechnął się pod nosem.

— Jesteśmy piękni, prawda? To chciałeś powiedzieć? Wy, ludzie, zawsze nas chwalicie za urodę. I chcecie nas pieprzyć.

Rothgar zaśmiał się szczerze. Przez chwilę z fascynacją bawił się pasmem włosów elfa, nawijając je sobie na palec. Były naprawdę niezwykłe, naprawdę przypominały płynny jedwab.

Przysunął sobie kosmyk pod nos i powąchał go z przyjemnością.

— Owszem, jesteście piękni. Nie zaprzeczę! Ale przyznam, że nigdy nie myślałem o tym, by was pieprzyć.

Fenril pochylił się, przysuwając usta do policzka Rothgara.

— Ale elfie kobiety pieprzysz. I to często.

— Tak, no. Ale to co innego. Lubię cycki.

Elf zachichotał i mrugnął okiem.

— Ja myślę, że to wszystko tylko kwestia czasu oraz otwartości.

Nekromanta ponad kolanami księcia sięgnął po kolejny kieliszek, by opróżnić go jednym haustem. Następnie oparł się wygodnie o sofkę i klepnął elfa w udo. Oczy miał lekko nieprzytomne.

— Chcesz, bym cię pieprzył, Fenril? — Zmrużył powieki.

Książę zamarł. A potem powoli się uśmiechnął.

— A dałbyś radę?

Rothgar wybuchnął śmiechem. Wydawał się autentycznie ubawiony, w charakterystyczny dla osób pod wpływem alkoholu, niemal rubaszny sposób.

— Dałbym radę pieprzyć trupa, Fenril! Mam tu tatuaż, który pozwala mi się usztywnić w każdej sytuacji. — Poklepał się po podbrzuszu — Pytanie jedynie, czy to dobry pomysł?

— Danie główne może poczekać. Najpierw pozwól mi na coś innego… Mała przystawka.

Nieoczekiwanie chwycił za brzeg spodni nekromanty i zaczął mu je powoli zsuwać z bioder. Rothgar obserwował to w zdumieniu, doznając swego rodzaju konfuzji. Był jednak zbyt pijany, by myśleć rozsądnie. Nic nie powiedział, z jeszcze jednego powodu; jeszcze mu się w życiu nie zdarzyło odmówić, gdy był przez kogoś rozbierany. To się nie mieściło w jego głowie. Za bardzo lubił efekt, jaki wywierał na innych, gdy widzieli go nago.

Uśmiechał się tylko, mając nadzieję, że Fenril nie będzie tu wyjątkiem.

Nie pomylił się. Książę zamarł i wbił zaszokowane spojrzenie w krocze mrocznego maga.

— Ach. No… Tak. To wszystko, co o tobie mówią, to jednak prawda.

— Tak. Nie sądzę, byś był gotów na taką zabawę. — Nekromanta mrugnął okiem.

Elf zagryzł usta, ale nie przestał się gapić. A potem nagle pochylił się i…

Nekromanta drgnął, zaskoczony tak rzutką inicjatywą. Zamarł przez moment. Następnie znowu się uśmiechnął. Postanowił skorzystać z mocy swojego erotycznego tatuażu. Odpowiadał on za aktywację seksualnego podniecenia w jego fizycznym wymiarze i nieraz już mu się przydawał w czasie nocnych maratonów ze swoimi dawnymi kochankami. Całkiem nieźle usuwał też zmęczenie.

Skupił się i energia popłynęła przez tatuaż, napełniając ciało maga. Elf szerzej otwarł oczy, widząc imponujący efekt jej działania.

Nie przerwał jednak swojej pracy.

Rothgar odgiął głowę do tyłu i przymknął powieki, zanurzając dłoń w pięknych włosach księcia. Pomyślał o Martiael i jej ustach, bo tak było mu łatwiej.

Po niedługim czasie cała akcja się zakończyła.

Gdy książę uniósł głowę, obcierając usta rękawem, Rothgar półleżał oparty o sofkę i powoli odpływał w pijacki sen. Elf nie sądził, by mag zbyt wiele pamiętał z tego, co miało miejsce. Mylił się jednak całkowicie.


Następnego dnia Rothgar przebudził się w innym nastroju. Zachowywał się normalnie, nie wspomniał nic o zaistniałej sytuacji. Nie pił już więcej, a dzień później ponownie przeprowadził się do swojego dworu.

Przyjął też kolejne zlecenia na wypędzanie demonów, które prześladowały stolicę i wrócił do pracy nad pogłębianiem swojej wiedzy na temat liczego przepoczwarzenia.

Przez parę następnych miesięcy odwiedzał wprawdzie Martiael w pałacu księcia, ale samego Fenrila traktował przy tym zwyczajnie, do tamtego wydarzenia nie powracając ani słowem. Książę był przekonany, że to wydarzenie solidnie Rothgara otrzeźwiło, być może nawet przestraszyło, gdy pijacki maraton pchnął go w kontrowersyjną sytuację.

Elf nie wiedział o tym, ale mylił się całkowicie w swojej interpretacji zachowania nekromanty, którego to, co się stało, zupełnie nie wzruszyło. Skorzystał po prostu z pretekstu, aby wyprowadzić się bez zbędnych tłumaczeń. Zarówno Martiael jak i Fenril uważali, że jest w zbyt kiepskim stanie psychicznym, by wrócić do swego dworu, lecz on zaczynał już tęsknić za swoją pracą. Wiedział, że książę dzięki temu nie będzie tak nalegał, by mag pozostał w jego pałacu jeszcze kilka dni, przekonany iż czuje on zbyt wielki dyskomfort.

Cała sytuacja wydawała się powoli odchodzić w zapomnienie…

WSKRZESZENIE

Dzień narodzin Norgala


Rothgar drgnął, czując, jak czyjaś dłoń spoczęła na jego plecach.

Wyprostował się gwałtownie, uświadamiając sobie, że najwyraźniej zasnął w swoim gabinecie. Za oknem było szaro, zanosiło się na deszcz.

Obejrzał się i zobaczył stojącą za nim masywną postać mężczyzny o szpakowatych włosach. Mimo wieku sześćdziesięciu siedmiu lat król trzymał się wyśmienicie. Miał świetną sylwetkę, a w ruchach widoczna była żywotność czterdziestolatka. Tylko ten błysk szaleństwa w oczach, przerażający wszystkich… nawet Rothgara, choć mężczyzna dawno już przestał być tamtym małym chłopcem, nad którym król znęcał się z takim upodobaniem.

— Wasza Wysokość? — wykrztusił w zdumieniu. Ojciec wcześniej nie odwiedzał go w jego dworze. Nigdy nie zainteresował się niczym, co działo się w życiu syna.

— Pójdziesz ze mną. Zabierz ze sobą wszystko, co potrzebne do rytuału wskrzeszenia.

Rothgar dosłownie zamarł w zaskoczeniu. Powiedzieć, że był w szoku, to za mało by oddać aktualny stan jego ducha.

— C… co…

— Przestań. Wyglądasz dziwnie z tą zdumioną facjatą. Tak, dobrze słyszałeś. Weź wszystko, co potrzebne do takiego rytuału.

— Wasza wysokość, ale to nie takie proste! Potrzebna jest albo ludzka ofiara, albo akt czystego zła, albo ludzka świeża macica z płodem w środku. Nie zdobędę tego w kilka minut.

Naramir II Okrutny podrapał się po brodzie palcem, na którym połyskiwały magiczne pierścienie. Widać było, że rozważa swoje opcje.

— Uhm. W porządku. To ja załatwię. Idziesz ze mną.

Rothgar nieoczekiwanie stawił opór.

— Jaśnie panie, śmiem zauważyć, że taka procedura oznacza dla mnie pewny wyrok z rąk Inkwizycji. To gruba sprawa, duże naruszenie ich zasad. Czy to sposób, w jaki Naramir chce mnie wreszcie wysłać do Zamelnikona z twardymi dowodami?

Król sapnął wściekle, a potem zamachnął się i uderzył syna w twarz. Nekromanta się tego spodziewał, bo doskonale znał modus operandi szalonego monarchy.

— Nie, głupcze. Gdybym chciał cię widzieć na stole tortur doktora Vuduuna, to byłbyś tam już dziś. Tym razem to moja osobista prośba do ciebie. I pośpiesz się. Każda sekunda zmniejsza szanse na sukces. Nerilla nie żyje już od mniej więcej dwudziestu minut!

Pobladły Rothgar, słysząc to imię, cofnął się pod ścianę.

Naramir II warknął wściekle, bo uświadomił sobie, że czas mija, a tłumaczeniom nie widać końca. Chwycił syna za rękę i zaczął ciągnąć go za sobą, nie udzielając magowi więcej informacji.

— Czy to poród?! — krzyknął nekromanta, ale władca uparcie wlókł go po schodach do podziemia, gdzie znajdował się portal komunikacyjny. — Zmarła przez poród?!

Król nie odpowiedział, nadal szarpał się z Rothgarem, ale mężczyzna nie zamierzał dłużej na to pozwalać. Mając zwiększoną siłę, którą zawdzięczał nekroenergii, zatrzymał się i brutalnie wyszarpał swoją rękę z uścisku władcy, a potem odskoczył poza zasięg jego ramion.

Monarcha fuknął groźnie, uświadamiając sobie, że nie uda mu się uniknąć wyjaśnień.

— Ty mały półhezryński gnoju! Śmiesz mi się sprzeciwiać?! To, że oddychasz każdego dnia, to moja łaska! Tylko i wyłącznie!

— Jak zmarła…? — powtórzył ponuro Rothgar, ignorując czystą, skoncentrowaną nienawiść, dobrze wyczuwalną w głosie ojca. Nie była dla niego żadną nowością.

— Samobójstwo! — ryknął monarcha, a jego oczy ciskały pioruny. Wydobył coś z kieszeni złoto-czarnego kaftana. Rzucił nekromancie w twarz.

Był to kawałek papieru, a dokładnie list.

Na pierwszej stronie odczytał ogromne litery. Każda miała wysokość kilku centymetrów:

TO BYŁ NARAMIR!!!

Poniżej Nerilla nakreśliła parę słów krzywym, nerwowym pismem.


Królu, Ojcze!

To mój siedemdziesiąty piąty list do Ciebie. Na żaden z nich nie odpisałeś. Nie obchodzę Cię, przyjmuję to do wiadomości. Ale musisz znać prawdę. Musisz mi uwierzyć. Zostałam zgwałcona i pobita przez Naramira, mojego własnego brata. Od tamtego dnia odwiedził mnie już dwadzieścia dwa razy, ukradkiem, przebierając się za sługę albo przekupując resztę służby. Błagał mnie, bym mu wybaczyła, bym go kochała. Bym go poślubiła! Zwariował zupełnie. Przedwczoraj to przekroczyło granice. Podał mi jakiś środek, dorzucił do soku. Nie mogłam się opierać, mogłam tylko leżeć, a on mnie posiadał. Przez pół nocy przeżywałam horror, nie mogąc powiedzieć ani słowa! Od rana wymiotowałam i błagałam służbę, by dała Ci znać, ale… nie wiem, czy to w ogóle zrobili. Nie wytrzymam tej sytuacji dłużej. Naramir powiedział mi kilka rzeczy, które mnie załamały, osoba bardzo mi bliska zdradziła moje zaufanie. Ale to nie jest ważne dla Ciebie, więc tę część informacji pominę milczeniem. Jedno jest pewne. Nie chcę tak żyć. Nie mogę tak żyć. Nie ze świadomością, że ten świat jest tak straszny, tak ohydny, że nie ma ucieczki od potworności żyjącej w sercu każdego, nawet najbliższych.

Błagam, pociągnij Naramira do odpowiedzialności, Vustian to obrzydliwa, sprzedajna świnia. Nie ufaj mu. Nigdy. Poproś elfa Dastiela o sprowadzenie niezależnego eksperta z samej siedziby Rady Magicznego Nadzoru, z Vaseyu. To moja ostatnia prośba do Ciebie.

Twoja córka, Nerilla.


Rothgar zmiął list w dłoni, wrzeszcząc na całe gardło.

Król skoczył w jego stronę i poderwał go w powietrze, przerzucając mężczyznę przez ramię. Ruszył w kierunku portalu bez dalszej zwłoki. Uruchomił go, przenosząc się do pałacu.

Dopiero na pałacowym dziedzińcu postawił syna na nogi.

Nekromanta wpatrywał się w niego z taką samą nienawiścią, z jaką spoglądał na niego Naramir II. Pamiętał, ile razy ojciec nosił go tak na ramieniu po tym, jak najpierw pobił go do granicy nieprzytomności. Zacisnął zęby, ale nic nie powiedział.

— Nie dawaj sobie prawa do osądzania mnie, Rothgar! Myślisz, że nie wiem, że pieprzyłeś Nerillę? Ona oskarża Naramira, ale ja wiem swoje… Ty też jesteś częścią tego trójkącika. Jesteś chory, Rothgar. Jesteś… śmieciem. Brzydzę się tobą. — Zrobił krótką pauzę, jakby chciał zobaczyć, jaki efekt wywarły jego słowa na synu.

Ten milczał, nie spuszczając wzroku z twarzy ojca.

— Ciało Nerilli znajduje się w dawnej komnacie Mesji. Udaj się tam, ja dostarczę ci niezbędny składnik rytuału — dodał w końcu król, mając świadomość nieubłaganie upływającego czasu.

— Potrzebuję też żywego, dużego zwierzęcia, jeśli… ciało zostało poważnie uszkodzone — powiedział zimno, niemal mechanicznie Rothgar, wytrzymując wzrok władcy.

— Zostanie sprowadzone. Czy czegoś jeszcze potrzeba? Może kogoś mam sprowadzić?

Rothgar zawahał się. Coś przemknęło mu przez twarz.

— Tak. Po pierwsze, nie chcę widzieć na oczy Naramira. Niech nie pojawia się w okolicy.

— Z tym nie ma problemu. Tak czy owak, jest w zbyt kiepskim stanie psychicznym, by oglądać ciało. Chyba odebrał jej próbę targnięcia się na życie… dość osobiście.

— Gdy rytuał dobiegnie końca, niech ktoś sprowadzi do mnie księcia Fenrila.

Władca ponownie kiwnął głową.

Nekromanta odwrócił się na pięcie i na sztywnych nogach udał się do komnaty, gdzie leżało ciało jego siostry.

Każdy krok był dla niego tak trudny, jakby Rothgar zdobywał stromy szczyt. Brwi miał ściągnięte, a na czole pionową zmarszczkę. Nawet nie umiałby opisać tego, co teraz czuł. Mógł to tylko porównać do przebywania na środku lodowatego oceanu, bez nadziei, że ktoś go ocali. Jeśli kiedykolwiek wahałby się, czy powinien pewnego dnia zostać liczem, to w tej właśnie chwili jego decyzja uległaby krystalizacji.

Miał nadzieję, że wtedy będzie naprawdę… wolny.

Pod komnatą Mesji nie było nikogo!

Zdumiało go to. Sytuacja okazała się zupełnie inna niż w dzień, gdy Nerilla została zgwałcona. Pchnął drzwi i zobaczył, że komnata jest tak samo pusta. Nie zobaczył tu żadnego dworzanina. Na łożu leżało jednak w pozycji na wznak, z rozrzuconymi ramionami, ciało nastoletniej dziewczyny, przykryte prześcieradłem aż pod brodę. Prześcieradłem… przesiąkniętym krwią.

Obok niej, między poduszkami… poruszał się jakiś maleńki kształt. Nagie rączki i nóżki wierzgały, cichy, żałosny skrzek rozdzierał powietrze.

Rothgar stał tak chwilę jak sparaliżowany.

Ten obraz miał zapisać mu się przed oczyma na zawsze.

W komnacie panował chłód, unosił się tu tylko zapach krwi i wydzielin ciała.

Krok za krokiem mężczyzna podszedł do łóżka. Ktokolwiek przyniósł tu Nerillę, musiał… powiedzieć dworzanom, że księżniczka żyje — choć jest ranna — i zostanie uzdrowiona. To jako jedyne stanowiło wytłumaczenie braku żałobników. Czy zrobił to sam król? Czy jego najmłodszy syn?

Fakt, że planował wskrzeszenie, miał najwyraźniej pozostać w ukryciu.

Rothgar skierował spojrzenie na twarz samobójczyni. Była biała, nieruchoma. Dziwnie spokojna.

— Wybacz mi, Nerillo… — szepnął, zamykając oczy na kilka sekund. — Wybacz. Zawiodłem cię. Zawiodłem cię w absolutnie każdej sprawie. A teraz zawiodę cię jeszcze bardziej.

Chwycił jej bladą rękę wystającą spod prześcieradła. Przymknął powieki, zagłębiając się w jej ciało swoim nekromanckim zmysłem.

Wiedział już, że dziewczyna musiała skoczyć z wysokości. Miała złamaną podstawę czaszki i pogruchotaną tylną jej część. Ktoś niefachowo rozciął jej brzuch, celem wydobycia dziecka, zapewne zaraz po upadku. Miała też pogruchotaną miednicę, a połamane żebra w kilku miejscach przebiły płuca.

Rothgar zacisnął usta z taką siłą, że poczuł na języku metaliczny smak krwi.

Piękna, wesoła dziewczyna.

Światło w jej oczach… zgaszone.

Zniszczona.

Zniszczona przez… niego?

— Dlaczego…?! Dlaczego… — szepnął. — Dlaczego ci to zrobiłem… Nie rozumiem. Nie wiem dlaczego. Wybacz

Przeniósł spojrzenie na maleńkiego noworodka. Wychłodzone ciałko drżało, ale mag nie okrył dziecka. Spoglądał tylko na nie przez minutę z absolutną obojętnością. Był to chłopczyk. W końcu przełamał się i z dużą niechęcią dotknął malca dłonią. Dziecko silnie drgnęło i zwinęło się wpół, szukając ciepła ludzkiej dłoni. Jego kwilenie ucichło, jakby poczuło przypływ nadziei, że nie zostało jednak porzucone, że jest ktoś, kogo obchodzi.

Serce Rothgara też drgnęło; zacisnął mocniej zęby, a następnie nieśpiesznie podniósł noworodka w powietrze i złożył w swoich ramionach. Delikatnie pogładził miękki policzek. Chłopczyk przekręcił główkę, być może poszukując matczynej piersi.

Nekromanta zamknął oczy i wsłuchał się w małe ciałko.

Malec, o dziwo, był całkowicie zdrowy. Z pewnym zdumieniem mag zauważył, że posiada on niezwykle silne talenty magiczne. Analizował drobny organizm z uwagą, z użyciem swojego specjalnego zmysłu.

— Nekromanta? Ależ potężny! Czyżby poza skalą? — szepnął, a potem jego usta zadrżały, bo… zrozumiał.

Chłopiec nie mógł być jego synem.

Do poczęcia takiego dziecka wymagane było olbrzymie wyładowanie negatywnej energii, ogromna dawka cierpienia. Nekromanci niskopoziomowi sporadycznie zdarzali się w niektórych rodach, występowali też w rodzinie królewskiej, ale naprawdę wysokie klasy talentu — powyżej szóstki — potrzebowały dodatkowego doładowania.

Tamto ich zbliżenie w ogrodowej altance z pewnością nie dostarczyło dziecku dość negatywnej energii, niezbędnej do rozwoju daru.

Czując kłujący ból w okolicy serca, Rothgar westchnął i odłożył malca na poduszki, ale tym razem okrył go fragmentem kapy ściągniętej z fotela. Gdy się odwracał, by podejść ponownie do ciała swojej zmarłej siostry, usłyszał trzaśnięcie drzwi.

Do środka wszedł król… ciągnąc za sobą jakiegoś chudego, brzydkiego mężczyznę z łysiną i jednym zezującym okiem. W drugiej ręce prowadził na sznurku dwie świnie. Widok był tak zaskakujący, że mag przez moment zamarł.

Król zajął się tym wszystkim osobiście? Naprawdę zależało mu na zachowaniu sprawy w sekrecie!

— Kto… kto to jest? — zdumiał się jego syn.

— Ofiara z człowieka.

— Jestem neo-nekromantą… My unikamy ofiar z ludzi. Inkwizycja. Rozumiesz, jaśnie panie?

— Ale wiesz, jak go użyć, prawda? Nie narzekaj. Do dzieła!

Rothgar kiwnął głową, jednak zawahał się i otaksował mężczyznę spojrzeniem.

— Kim on jest…?

— Seryjny gwałciciel, którego kazałem przyprowadzić z więzienia straży miejskiej.

Nekromanta od razu poczuł ulgę. Przestępca dygotał ze strachu, gdy mag pochwycił go za ramię i pchnął na ziemię obok łóżka.

— Litości!!! — zawył, kuląc się i zakrywając rękami głowę.

— Ty miałeś litość, gdy je gwałciłeś?!

Odpowiedziała mu cisza. Władca zadziwiająco dobrze znał antypatie Rothgara. Przyprowadzając mu gwałciciela, zapewnił sobie minimalną ilość ekstra pytań i rozterek.

— Zaczynaj! — Niecierpliwił się. — Upłynęło już pół godziny.

— Masz świadomość, że ona nie będzie już taka jak wcześniej? Już dziesięć minut to długi czas, a co dopiero pół godziny!

Twarz króla dziwnie zbladła. Gwałtownie się odwrócił. Podszedł do ściany.

— Nawet nie wiesz, jak doskonale jest mi znany ten fakt… — szepnął, a coś w jego głosie powiedziało Rothgarowi, że nie powinien drążyć tego tematu. — Mimo wszystko chcę, byś ją przywrócił. W naszej rodzinie nie popełnia się samobójstw. To rzutuje na koronę. Nie mogę na to pozwolić.

Nekromanta zamrugał, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Król nie chciał ożywić własnej córki z miłości. Chciał ją ożywić z powodów wizerunkowych? Jej listy, jej błagania… nie wywarły na nim takiego wrażenia, jak fakt publicznej próby samobójstwa córki!

Pokręcił głową z pogardą.

— Mam nadzieję, że uczynisz to, co powinno być tu zrobione, Wasza Wysokość! Wznowisz śledztwo przeciwko Naramirowi… Dobrze wiesz, że to jedyna słuszna rzecz. Zadbać o sprawiedliwość dla niej!

Król milczał chwilę, a potem niespodziewanie przytaknął.

— Tak, sprowadzę specjalistę z Vaseyu. Ale śledztwo nie będzie publiczne. To coś, co ja sam muszę sobie potwierdzić. Decyzję podejmę, gdy niezależny ekspert poda mi wszystkie fakty.

Rothgarowi musiało to wystarczyć.

— Zatem zaczynam. Będziesz przy tym, jaśnie panie? To nie jest przyjemny widok.

— Wiem dokładnie, jak to wygląda… — mrocznym tonem rzucił król.

— Widziałeś kiedyś taki rytuał, wasza wysokość? — Rothgar uniósł brwi.

— Owszem. Zaczynaj.

Nekromanta posłał władcy spojrzenie spod oka i podszedł do zmarłej. Potrzebował wszystkich swoich psychicznych sił, by przystąpić do sprawnego działania.

Najpierw musiał nastawić połamane kości w ciele księżniczki, co zrobił, wykorzystując swój talent do magii bojowej, który pozwolił mu przesuwać przedmioty bez dotykania ich. Pot spływał mu po czole. Jej pogruchotana miednica sprawiła mu najwięcej problemów, z boleśnie zaciśniętymi ustami składał ją w całość, a gdy tylko skończył, zaklął ponuro i rozpoczął właściwą litanię rezurekcyjną. Naramir II Okrutny cały czas stał pod ścianą, jemu także krople potu spływały mu po skroniach. Usta miał spierzchłe, a oczy dzikie, nieobecne.

Kiedy ciało księżniczki drgnęło, Rothgar błyskawicznie położył dłoń na ciele pierwszej świni, pobierając z niej energię. Księżniczka wydała z siebie przeciągły, ochrypły okrzyk, niemal nieludzki, jak cierpiące zwierzę.

Ciało gwałciciela wyprężyło się, gdyż życie właśnie go opuszczało, ale ani Rothgar, ani król nie poświęcili temu większej uwagi. Nerilla dygotała jak w febrze, gdy jej organizm leczył się dzięki uzdrawiającej energii.

W końcu szare oczy otwarły się.

Spojrzała prosto na Rothgara.

Nic nie powiedziała. Leżała sztywno, nie ruszając ani jednym palcem.

Król zbliżył się powoli, ale księżniczka nie zaszczyciła go spojrzeniem. Jej oczy utkwione były w nekromancie. Bez drgnienia powieki. Naramir II nie przejął się tym zupełnie. Doskonale wiedział, co czuje ktoś, kto został powrócony. Rozumiał ją jak nikt inny.

— Proces zakończony? — Kiedy Rothgar skinął głową, władca spytał córkę: — Czujesz ból, Nerillo? Z tym możemy ci pomóc. Nakażę stworzenie dla ciebie specjalnego pierścienia, który zniesie to uczucie. Niestety z całą resztą będziesz musiała poradzić sobie sama.

Nerilla wciąż nie spuszczała wzroku z nekromanty.

Po upływie pełnej napięcia minuty wreszcie się odezwała. Gdy mówiła, resztka krwi wypłynęła z jej ust, co nadało całej scenie groteskowy wymiar.

— Dlaczego, Rothgar? Dlaczego mnie zawróciłeś? Nie wiesz, co zrobiłeś! To naprawdę najgorsza opcja! Najgorsza!

— Uczynił to na mój rozkaz! — Nieoczekiwanie włączył się król. — Podjąłem decyzję o wznowieniu dochodzenia. Będzie ono niepubliczne, ale zapewniam cię, winny zostanie ustalony.

— Chcę porozmawiać z Rothgarem sama. Proszę, Wasza Wysokość.

Monarcha wahał się chwilę, a następnie skrzywił się i powiedział:

— No dobrze. Masz pięć minut. Potem wprowadzam tu ludzi do sprzątania i zabieram cię do twoich apartamentów. Nikt nie wie, co się z tobą dzieje, powiedziałem im, że jesteś ciężko ranna i uzdrowiciel cię będzie leczył. Ale musisz nad sobą panować. Inaczej trudno będzie im w to uwierzyć. Załatw z nim swoje sprawy. I to szybko, bo zapewniam cię, że dużo wody upłynie, nim się znów zobaczycie. Cokolwiek było między wami, jest ostatecznie skończone. Nie pozwolę na takie zabawy pod moim dachem. Pięć minut, powtarzam!

Wyszedł, donośnie trzaskając drzwiami.

Rothgar pochylił się nad Nerillą.

— Dziecko przeżyło, jeśli chcesz wiedzieć. To chłopiec.

— Czyj jest?

— Jego. Sądzę, że to pozaskalowy nekromanta, tak wyczuwam, choć zapewne w Akademii precyzyjniej to oznaczą. Niestety, ale… na pewno nie powstał… z nas. Ten poziom magii wymaga czegoś naprawdę wyjątkowego… Przykro mi, Nerillo. A „przykro” to naprawdę małe słowo. Nie wiem, od czego zacząć z przeprosinami. Powinienem…

— Spałeś z moją matką, prawda?

Rothgar wyprostował się jak rażony piorunem. Zacisnął usta i milczał chwilę, wahając się, co powinien odpowiedzieć. Wiedział, że nieważne, z jakiego źródła uzyskała taką informację, była absolutnie przekonana, że jest ona prawdziwa.

— Tak. Jeden raz. Gdy byłem pijany. Dawno temu.

— Może jeszcze jestem twoją córką?!

— Nie, to było naprawdę dawno temu, nawet zanim narodził się Naramir. Wkrótce po tym, jak Mesja tu zamieszkała. Była bardzo nieszczęśliwa, bo nasz ojciec się nad nią znęcał. Ranił ją nożem. Była w szoku… I to była chwila słabości. Rozumiałem ją… bo znałem to z autopsji.

— Och, dogłębnie rozumiałeś, wyobrażam to sobie! Bardzo dogłębnie! Spałeś też z Rothanną? Nawet miałeś z nią dzieci, prawda? Mutanty? Potworki?

Rothgar odwrócił się i odszedł od łóżka, omijając przy tym zwłoki przestępcy. Stanął przed oknem, wyglądając na szary ogród. Deszcz bez ustanku padał, a wiatr uginał korony drzew. Mag czuł się zmęczony przez rytuał, który pochłaniał duże ilości energii. Marzył o tym, by wymazać ten dzień z pasma dni swojego życia. Nie mógł znieść upływu kolejnych minut. Każda następna wydawała się bardziej fatalna od poprzedniej.

— Rozmawiałaś z Naramirem? To od niego te wszystkie… sensacje?

— Nie zaprzeczasz? Zawsze się dziwiłam, czemu Rothanna była wobec mnie tak słodko fałszywa. Udawała życzliwość. Ciekawe, czy wiedziała.

— Nie dręcz się teraz tym…

— Będę! — Usiadła gwałtownie, a krzyk, jaki wyrwał się z jej ust, był prawdziwie dziki. Szaleństwo powróconych zaczynało brać ją w swoje posiadanie…? — Będę! Będę robić, co chcę!

Zmusił się, by powrócić do łóżka i spojrzeć na nią raz jeszcze.

— Nerillo, będzie ci teraz bardzo trudno…

— Wiem! Mówiłeś mi o powróconych! Czuję już ten ból. Czuję… czuję gniew. Wielki gniew. Nienawidzę cię. To jedno wiem. Gdybyś ze mną nie spał, to wszystko nigdy by się nie stało! To się od ciebie zaczęło!

Rothgar cofnął się jak uderzony w twarz. Te słowa zraniły go do głębi. Szczególnie dlatego, że sam nie rozumiał tego, co się między nimi wydarzyło.

— Nie ja rzuciłem się na ciebie! — zawołał w próbie obrony, mimo że wiedział, iż oskarżanie jej o inicjatywę nie pomoże żadnemu z nich poczuć się lepiej i było niejako ciosem poniżej pasa. Ale po prostu nie dawał rady samodzielnie dźwigać za to odpowiedzialności. To było za dużo. — To ty przyszłaś do mnie, wymknęłaś się sekretnie z komnaty! Błagałaś mnie, wiłaś się…

— Zamknij się! — Jej krzyk stał się piskliwy.− Byłam tylko dzieckiem! Miałam trzynaście lat, na Otchłań, jak mogłeś tego nie rozumieć!!!

Przycisnął ręce do twarzy. Mówiła wszystko to, co krzyczało do niego jego sumienie od tamtego dnia, ponad półtora roku temu, gdy zbliżyli się po raz pierwszy.

Krzyczało… codziennie.

— Myślę, że powinniśmy porozmawiać przy innej okazji — powiedział, siląc się na spokój. — Zostałaś właśnie powrócona. Towarzyszą temu silne emocje, doznania…

— Nadal cię kocham.

Potrząsnął głową, jakby nie wierzył w to, co słyszy. Sinusoida emocji, pomiędzy którymi miotała się teraz księżniczka, była szokująca. Ale ten zwrot był zdecydowanie niepożądany, wolał już oskarżenia, wolał nienawiść, wolał pretensje.

Dziewczyna wstała. Miała na sobie sukienkę tak skrwawioną, że przybrała w całości czerwony kolor. Włosy skleiły się od zakrzepłej krwią, skórę pokrywały jej smugi i plamy; mimo iż Rothgar był solidnie znieczulony na takie widoki, musiał przyznać, że tym razem nawet on poczuł się nieswojo.

Zbliżyła się do niego. Doleciał go kwaśny zapach wydzielin ciała. Wspięła się na palce, przysuwając blade, popękane wargi do jego ucha, i szepnęła:

— Nadal cię pragnę…

Odsunął ją od siebie, cofając się o krok, ale ona nie ustąpiła.

— Zdążysz w pięć minut, prawda?!

Rothgar nie wytrzymał. Nie mógł tu dłużej przebywać. Zrobił krok w tył, odwrócił się i gwałtownym szarpnięciem otworzył drzwi, prawie wpadając na… Naramira!

Książę na jego widok otworzył oczy tak szeroko, że zaczął wyglądać komicznie niczym przebudzona sowa.

— Ty! — sapnął, bo na tyle starczyło mu połowy oddechu.

Nekromanta nie zamierzał tu zostawać. Odepchnął najmłodszego brata i pognał w stronę zejścia na parter. Gdy wybiegł na dziedziniec, chcąc dotrzeć do portalu, zobaczył smukłą sylwetkę Fenrila, z wyrazem zaniepokojenia na twarzy zmierzającego właśnie w jego kierunku.

Najwyraźniej książę teleportował się tu kilkanaście sekund wcześniej, wezwany przez króla.

— Fenril! — zawołał nekromanta i ruszył na spotkanie arystokraty. Ale nie zatrzymał się przed nim. Niespodziewanie dla siebie objął elfa bardzo mocno, przyciskając go do piersi.

Książę zamarł w zdumieniu, lecz nie odepchnął go, tylko jeszcze mocniej przytulił do siebie, odnotowując, że ciało maga lekko drży. Szepnął mu do ucha:

— Chodźmy, Rothgar. Już dobrze! Opowiesz mi wszystko na miejscu.

NOWORODEK

2 dni po narodzinach Norgala


Rothanna stała nad kołyską, przypatrując się maleńkiemu noworodkowi zawiniętemu w biały kocyk. Powoli przesuwała dłonią po brodzie, a na jej czole widoczna była pionowa zmarszczka. Westchnęła głęboko, a potem przeniosła wzrok na szerokie łoże, na którym spoczywała jej uśpiona przyrodnia siostra — Nerilla, wymęczona tym, przez co przeszła w ostatnich dwóch dniach.

Podeszła do dziewczyny i jej także przypatrywała się nieodgadnionym wzrokiem, w jej oczach pojawił się jakiś dziwny cień.

Drzwi do komnaty skrzypnęły i wsunęła się przez nie postać maga śledczego, Vustiana. Mężczyzna szedł z ponurą miną, w ręku miał plik papierów oraz niewielki kuferek.

Prowadziła go stara niania królewskich dzieci, która opiekowała się Nerillą w czasie ciąży.

Słysząc stuk ich butów, Rothanna lekko drgnęła, jakby przyłapano ją na czymś zdrożnym. Cofnęła się o krok od łoża śpiącej siostry i skierowała wzrok na przybyłych. Mężczyzna nosił granatowy płaszcz, a jego ciemne włosy były mocno przylizane do czaszki. Wydawał się skwaszony i poirytowany. Alchemiczka tylko uśmiechnęła się pod nosem i powiedziała:

— Zanna, możesz odejść, ja zostanę z księżniczką na czas wizyty Vustiana.

Kobieta zawahała się, następnie cicho wyszła.

Mag śledczy zbliżył się do dziecka, spojrzał na nie obojętnie, następnie wyjął jakieś urządzenie z kuferka, podobne nieco do nakręcanego zegara, i zaczął coś na nim ustawiać.

Rothanna obserwowała go przez chwilę spod oka, następnie podeszła tak blisko, że poderwał głowę, zaskoczony tą nagłą inwazją w jego osobistą przestrzeń.

— Czekałam na ciebie, Vustian. Przyniosłam ci coś. Prezent! — szepnęła, pochylając się nisko nad jego karkiem, a ponieważ miała ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, górowała nad nim, co dodatkowo wzmacniało jej psychologiczną przewagę.

Mężczyzna uniósł brwi i przyglądnął się kobiecie z zaciekawieniem. Ona tymczasem kopnęła stopą torbę stojącą obok kołyski. Coś w niej charakterystycznie zagrzechotało.

Brwi Vustiana uniosły się jeszcze wyżej.

— Jesteś bardzo dobry w tym, co robisz, prawda, Vustian? Najlepszy. Magowie prawdziwego widzenia są rzadcy, cholernie rzadcy. W Syllonie nie ma kto weryfikować ich pracy, nieprawdaż? Ekspertem jesteś tylko ty.

Mag wydął usta, pogrążony w fałszywej dumie.

— Posiadam specjalne uprawnienia udzielone mi bezpośrednio przez Radę Magicznego Nadzoru, nikt… powtarzam, nikt nie musi po mnie niczego weryfikować. Jestem najlepszy na tym kontynencie!

— Słyszałam też, że jesteś bardzo wyrozumiały dla swoich klientów…

Mężczyzna nastroszył się i cofnął, jakby chciał uniknąć jej bliskości, ale mu nie pozwoliła. Chwyciła go za rękę, tak aby wejść w kontakt z jego skórą, i zamknęła oczy.

Chciał się wyrwać, ale nie dał rady. Jej dłoń była jak ze stali, a jakiś dziwny, zimny dreszcz sparaliżował jego system nerwowy. Rothanna, tak jak jej brat, była potężną nekromantką. Wprawdzie nigdy nie rozwijała swojego daru ponad zakres, w którym go potrzebowała, ale z racji wysokiego poziomu magii, była bardzo skuteczna w tym, co robiła.

— Czuję twoją energię. Jesteś bardzo silny, marnujesz się na Akademii!

Vustian także zamknął powieki. On również użył swojej magii. Na niej. Gdy je otworzył, tęczówki mu pociemniały. Drgnął silnie i tym razem udało mu się uwolnić z uścisku kobiety.

Przypatrywała mu się, drwiąco mrużąc oczy.

— Jesteś… bardzo… bardzo złą kobietą — wydukał, mając wrażenie, że jego głos stał się dziwnie piskliwy.

Wybuchnęła śmiechem, ale niezbyt głośnym. Najwyraźniej nie chciała obudzić położnicy i noworodka.

— Lepiej w to uwierz.

— Nie powinnaś mu służyć. To… prawdziwe zło. Nie jest jak Mor’tyr — zaczął mówić, wyrzucając z siebie słowa rwącym się głosem, ale ona gwałtownie ściągnęła brwi i syknęła:

— Nic o nim nie wiesz, więc się zamknij… I teraz posłuchaj mnie uważnie. Słyszałam o tobie bardzo dużo. Wiem, ile zapłacił ci mój słodki braciszek, Naramir, za ukrycie faktu, że to on zgwałcił Nerillę, bo sama mu to doradziłam. — Jej oczy wwiercały się w jego pobladłą twarz jak dwa ostrza. — W tej torbie znajdziesz dokładnie taką samą sumę. Wkrótce rozpocznie się nowe śledztwo w sprawie Naramira. Król podjął już pierwsze kroki. Pewne fakty nie mogą wyjść na jaw. Rozumiesz? Ukryjesz dla mnie pewną rzecz.

Szczęki Vustiana drżały. Spuścił wzrok na torbę. Była pękata. Zdumiało go, że Rothanna dała radę przynieść ją sama, z taką ilością dźwięczącego metalu.

— Jesteś nekromantką, co? To stąd ta siła. Jesteście fizycznie silniejsi niż inni?

Prychnęła pogardliwie.

— Owszem, mam talent do nekromancji. Ale nieszkolony. Za to jeszcze nikogo nie zaciągnęli do Inkwizytorium. Nie praktykuję.

Mag śledczy założył ramiona na piersi.

— Czego chcesz zatem? Masz świadomość, że gdy wezwą specjalistę z Vaseyu, nie będę w stanie nic zrobić? Tylko… się ewakuować z Syllonu. A moja reputacja legnie w gruzach.

Lekko pochyliła głowę, spoglądając na niego spod oka. Następnie znowu przysunęła się o krok i zaczęła szeptać do jego ucha. Vustian uniósł brwi, słuchając. Był wyraźnie zdumiony. Ale potem wzruszył ramionami i kiwnął głową.

— Ach. To prosta sprawa. Nie będzie problemu. — Wydawał się niemal zadowolony, że jej prośba dotyczy tak, jego zdaniem, błahej sprawy. Zaledwie pobocznie związanej z głównym śledztwem!

Jednak… pomylił się w całej rozciągłości.

Talent maga śledczego polegał na widzeniu tego, co teraz było prawdą. Ale nie był jasnowidzem i nie znał przyszłości.

Dlatego pochylił się nad jej torbą i zajrzał do niej, z przyjemnością odnotowując wydobywający się ze środka olśniewający błysk złota. Westchnął i mruknął coś z zadowoleniem pod nosem. Jego dar był nie mniej dochodowy niż dar Rudniczki. Nie bał się utraty pozycji i wykrycia jego oszustw. Zgromadził już taki majątek, że nie musiał martwić się o swoją przyszłość. Wcześniejsza emerytura nigdy go nie przerażała.

Wydobył stosowny formularz i rozpoczął jego wypełnianie.

Rothanna uśmiechnęła się. Miała dziwne przeczucie, że żaden niezależny ekspert z RMN nigdy się w Syllonie nie pojawi.

ASALIA

14 dni po narodzinach Norgala


Rothgar śnił sen. Widział siebie od tyłu, schodzącego po schodach do jakichś podziemi. Dookoła panował półmrok, cuchnęło pleśnią. Korytarz wydawał mu się ciemny, ale to był pozór. Ściany… pokrywała krew. Od podłogi aż po sufit.

Nie zakrzepłą, tylko świeżą. Kapała na jego głowę, spływała na posadzkę. Szedł w jej lepkich, rozległych kałużach. Byłby tym ubawiony, jednak wtedy na końcu zamajaczyła mu jakaś postać. Cała biała, nienaturalnie wysoka. Z tej odległości nie zdołał przypatrzyć się jej dokładnie.

Stanął.

Poczuł jakiś nieokreślony niepokój. Mimo że dzieliło ich około pięćdziesiąt metrów, nekromanta wahał się, czy powinien kontynuować wędrówkę. Finalnie zdecydował się zawrócić i opuścić podziemie, ale… niespodziewanie rozległ się ryk.

— Stój!!!

Mag zamarł, powracając spojrzeniem na postać… Ku jego przerażeniu znajdowała się ona tuż za jego plecami. Wisiała nad nim biała, nieludzka twarz.

— Dałeś mi adwersarza! Bądź przeklęty!

Rothgar cofnął się, nie rozumiejąc, o czym wrzeszczy do niego groteskowy, olbrzymi stwór. Pochylał się teraz nad nim zgięty jak pytajnik, wbijając w nekromantę pałające niebieskim światłem oczy, zupełnie jakby w jego wnętrzu ktoś rozpalił błękitny ogień.

— Ale ja… stworzę… swoją broń!

Monstrum zamachnęło się, chcąc jednym uderzeniem zmieść Rothgara z powierzchni ziemi, lecz… dokładnie wtedy mężczyzna obudził się, intensywnie potrząsany przez Fenrila.

Kolejny raz pogratulował sobie tego, że od dwóch tygodni sypiał z księciem w tym samym łożu. Nie, nie uprawiał seksu — po prostu sypiał obok niego. Nie chciał wracać do dworu, bo nie miał ochoty zostawać sam ze sobą. Nie w takie dni.

— Na Mor’tyra! Cóż to był za chory sen! Jakiś potwór mnie ścigał i wrzeszczał bzdury!

— Stękałeś, uznałem zatem, że dobrze będzie cię obudzić.

— Dzięki — westchnął mag i usiadł. Wsparł łokcie na kolanach, a dłonie docisnął do twarzy.

Sypiał nago, w przeciwieństwie do księcia, który miał na sobie cienką, długą szatę, noszoną w domu przez elfich arystokratów. Fenril tymczasem wciąż leżał i tylko przypatrywał się z tej pozycji obnażonym plecom nekromanty. Pokrywały je tatuaże z run w nekronimusie.

Chwilę je analizował, ale nie miał dostatecznie dużej wiedzy o czarnej magii, by rozumieć ich znaczenie. Na środku pleców spoczywał gruby, czarny warkocz. Przyglądając mu się, doszedł do wniosku, że po rozpuszczeniu włosy maga nie byłyby wiele krótsze od jego włosów. Był ciekaw, jak nekromanta by wtedy wyglądał.

Rothgar potarł skronie.

Niespodziewanie Fenril wyciągnął rękę i ostrożnie dotknął jego pleców. Był to miękki, łagodny gest, mający na celu początkowo dodanie mężczyźnie otuchy, ale stopniowo zmienił się w coś innego. Czubki palców księcia muskały teraz delikatnie tatuowaną skórę mrocznego maga w erotycznej, choć ulotnej pieszczocie.

Panowała cisza. Arystokrata nie mógł widzieć w tej pozycji wyrazu twarzy Rothgara. Jego gość nie wykonał jednak żadnego ruchu ani aby się cofnąć, ani aby w jakikolwiek sposób zachęcić elfa. Fenril zatem sam cofnął dłoń, czując, że w obecnej sytuacji nie powinien oczekiwać niczego więcej.

Wówczas nekromanta nieśpiesznie opadł na poduszki, kładąc się idealnie na wznak, tuż obok niego. Elf przygryzł usta.

Zmagał się ze sobą, wahał, nie mogąc być pewnym, jak zareaguje mężczyzna, pozostający teraz w pełnej trzeźwości. Poprzednio był solidnie odurzony. W końcu książę przełamał się. Przysunął bliżej maga, wspierając się na jednym łokciu. Spoglądał na niego nieco z góry i z boku. Oczy Rothgara pozostawały szeroko otwarte, w półmroku wydawały się całkiem czarne. Wpatrywał się w sufit.

Fenril postanowił zatem zaryzykować.

Pochylił się bardzo powoli, na tyle powoli, by dać nekromancie czas na reakcję. Ale ten nie zareagował. Dlatego usta elfa miękko dotknęły ust Rothgara. Najpierw niezwykle lekko, badawczo, a przy braku sprzeciwu — odrobinę odważniej.

Długą chwilę myślał, że nie doczeka się już odpowiedzi, jednak nieoczekiwanie wargi maga minimalnie drgnęły. Tak jakby nekromanta nie był pewien, co czuje. Bez pośpiechu rozchylił usta, ale tylko w niewielkim stopniu. Za to jego dłoń uniosła się, układając na karku elfa, ale już bez wykonania żadnego więcej ruchu. Ich języki się musnęły, łagodnie przesuwając względem siebie.

Dokładnie wtedy, gdy książę szykował się już do wsunięcia języka jeszcze głębiej, pomiędzy coraz żywiej reagujące usta nekromanty, na korytarzu rozległy się szybkie kroki.

Obaj drgnęli i Fenril prędko się cofnął.

Usiadł.

Donośne stukanie w drzwi obudziłoby umarłego. Rothgar również się podniósł.

— Wejść! — zawołał książę.

W drzwiach pokazał się sługa. Obrzucił ich zaskoczonym spojrzeniem, a potem wydukał:

— Przybył tu w pośpiechu jakiś człowiek, twierdzi, że jest majordomusem Mistrza. Księżna Asalia czeka na niego w jego dworze!

Rothgar uniósł brwi, zerkając na elfa.

— O co może chodzić? — mruknął.

Wstał, prezentując swoje nagie ciało służącemu, który wybałuszył oczy, spoglądając na jego krocze i głośno przełknął ślinę. Mag bez fałszywej skromności naciągnął na siebie ubranie, rzuciwszy księciu znaczące spojrzenie.

— Muszę się tam udać. Nie wiem, w czym problem, ale skoro przybyła do dworu, to sprawa może być poważna.

— Czy chcesz, bym poszedł tam z tobą?

— Nie, mam nadzieję, że to nic poważnego. Dam ci znać, jak poszło.


Kilka minut potem przeniósł się portalem do piwnic swojego dworu i wybiegł po schodach do salonu. Zastał tam księżną Asalię półleżącą na sofie, szlochającą rozpaczliwie.

Zamarł w progu, bo takiego widoku się nie spodziewał.

Chwilę wahał się, nim do niej podszedł. Dostrzegłszy go, wydała z siebie żałosny jęk i przycisnęła ręce do ust.

— Rothgar, ulecz mnie, błagam!

— Co się stało?!

Wtedy to zobaczył. Między stopami kobiety znajdowała się kałuża krwi. Nekromanta zaklął i donośnym wołaniem przyzwał majordomusa. Kazał mu sprowadzić kozę, należącą do jego kucharki.

— Chcesz, żebym cię zbadał…?

— Nie, nie… nie możesz tego zobaczyć… Nie chcę, by ktokolwiek mnie tam oglądał!

— W porządku, daj mi tylko rękę. Mój dar widzi ciało od środka, nie muszę na to patrzeć.

Księżna natychmiast wyciągnęła dłoń w jego stronę. Uklęknął obok i przymknął oczy. Gdy zanurzył zmysły w jej ciało, poczuł intensywną falę gniewu, odkrywając, co się z nią stało.

— Co za… kto to zrobił, Asalio…! Jak… jak to… — Nie wiedział, jak opisać, to, co zobaczył w jej umyśle, było tak szokujące. Złość się w nim dosłownie gotowała.

— On… i ktoś jeszcze… Coś jeszcze.

Chwycił się za głowę, nie mogąc pojąć, co tu się działo.

— Co to ma być!? Dlaczego?! To jakieś szaleństwo!

— Nie mogłam zajść w ciążę od paru lat! To moja kara!

Rothgar zaklął siarczyście i przycisnął dłonie do oczu.

— Asalio, trudno mi uwierzyć w to, co słyszę…! Co z uzdrowicielami!? Królowie mają dostęp do najlepszych!

— Powiedzieli, że nic nie da się zrobić! — jęknęła, w fali bólu przyciskając rękę do brzucha. — Powiedzieli, że moje ciało odrzuca… ciąże, bo… nie wiem, jak to wyjaśnić. Tłumaczyli mi, że to jakby uczulenie na… nasienie. Taka moja natura, nie mogli jej zmienić poprzez uzdrawianie. Taka się urodziłam, nie ma tu nic do poprawiania… To tak, jakby chcieć zmienić kolor oczu!

— Magowie kreacji i transformacji to potrafią.

— Tak, ale na Jolinie od dawna nie ma dostatecznie potężnego maga tej specjalności. — Otarła mokre policzki. — Przecież zostali wyeliminowani w czasie Rebelii Magów. Ci, co są, mają zbyt niskie poziomy talentów.

Gdy kończyła mówić, do pomieszczenia wszedł służący, prowadząc na sznurku kozę.

Rothgar natychmiast wziął się do pracy. Trzymając kobietę za rękę, a oczy mając zamknięte, kontrolował proces zrastania się poszarpanych tkanek i pompował w nią ogromne ilości uzdrawiającej energii. Efekt widoczny był od razu. Krwawienie ustało, a jej twarz się odprężyła. Kiedy skończył, koza w osłabieniu osunęła się na ziemię. Wiedział, że zwierzę zregeneruje się, ale miało to zająć nieco czasu.

— Jak się czujesz, księżno? Jest lepiej?

— Tak, Rothgarze. Dziękuję… — Asalia wsłuchała się w ciało. — O wiele lepiej, ból zniknął… — Powoli podniosła się na nogi.

Zapadła chwila niezręcznej ciszy.

— Czy mogę tu zostać na noc? Błagam. Nie chcę wracać do pałacu!

— Będą cię szukać, już pewnie szukają!

— Mam to gdzieś! Nie chcę go oglądać na oczy!

Rothgar sapnął z niecierpliwością.

— Asalio, narażasz mnie na poważne konsekwencje. Jesteś żoną następcy tronu, nikomu nie spodoba się twoja obecność w tym dworze! Wiesz, jaką mam reputację.

Asalia westchnęła.

— Wiem, ale wszystko im wytłumaczę. Jesteś niewinny, po prostu mi pomogłeś…

Pokręcił głową, ale ona zacisnęła zęby i wyszła z salonu. Zdumiony udał się za nią. Weszła po schodach, kierując się na drugie piętro. Zaglądała po drodze do wszystkich pomieszczeń.

— Czego szukasz?

— Sypialni Rothanny!

— Jest tutaj, ale powiedz mi, po co…

Natychmiast weszła do wskazanej komnaty i padła na łóżko, by zaraz okryć się kołdrą.

— Księżno Asalio!

Wychyliła się spod pościeli i chwyciła go za rękę, pociągając za sobą. Opierał się, ale ostatecznie usiadł obok.

— Nie rozumiesz, że ryzykujesz swoją reputację? Jesteś Velenzyjką! Obserwują cię, oceniają, to nie jest dobre posunięcie…

— Nie na to się pisałam, wychodząc za mąż za Vlemira! To psychopata! Nikt tego nie rozumie, nikt tego nie dostrzega! Uważają go za chodzący cud! Wielki generał, mądry przywódca! A to potwór w ludzkiej skórze!

— Asalio… ja wiem, jaki on jest. Dobrze się kryje, ale…

— Zabij go dla mnie.

Bum! I nagle to zdanie wybrzmiało w sypialni. Tak po prostu.

Mroczny mag oniemiał.

— Co?

— Tak! Dobrze słyszałeś! Zapłacę ci, ile chcesz! Zabij dla mnie tę bestię!

— Nie myślisz teraz rozsądnie, jesteś w emo…

— Myślę! Tego właśnie chcę! Proszę, zabij Vlemira, ty jeden możesz tego dokonać! Masz środki, których nie wykryje Rada Magicznego Nadzoru. Masz sposoby, wiem sporo o nekromantach, jesteś moją jedyną szansą! Nie chcę go nigdy więcej oglądać, nie chcę, by mnie dotykał, a nawet by do mnie mówił. Błagam, Rothgarze!

Nekromanta chciał coś odpowiedzieć, ale niespodziewanie lekko drgnął i podniósł głowę.

Asalia mocno przetarła policzki i spytała:

— Co się dzieje?

Mężczyzna chciał wstać, ale mu nie pozwoliła. Chwyciła go mocno za materiał na piersi i przyciągnęła do siebie.

— Nie odchodź! Błagam cię! Nie odchodź! Nie zostawiaj mnie, nie teraz! — krzyknęła z rozpaczą w głosie i dokładnie wtedy trzasnęły drzwi.

Do pokoju wkroczył następca tronu — Vlemir, we własnej osobie.

Włosy miał rozpuszczone, rozwiane z pośpiechu, a szczęki mocno zaciśnięte. Wyglądał na ogarniętego prawdziwą furią. Warknął wściekle, gdy tylko jego wzrok padł na żonę. Księżna pobladła i natychmiast puściła Rothgara, który podniósł się z posłania z zaciętą twarzą.

— Nie sądziłaś chyba, Asalio, że żona następcy tronu może oddalić się z dworu niezauważona?! — wysyczał książę, podchodząc do niej szybkim krokiem, ale… na drodze stanął mu Rothgar.

— Ty degeneracie… Jak mogłeś jej to zrobić?! — warknął, chwytając Vlemira kołnierz kaftana, jednak wówczas zobaczył, że następca nie przybył tu sam.

Za nim, w drzwiach, stał Setvil — niedawno mianowany komtur paladynów.

Zimnym spojrzeniem swoich szafirowych oczu przypatrywał się nekromancie.

Vlemir także na niego spojrzał i uśmiechnął się z triumfem.

— No tak, dziś mnie nie odessiesz z energii, malefiku. Masz pecha, przybyłem tu z kimś, kto jest antidotum na twoje moce! A wracając do rzeczy… Myślę, że nie powinieneś lekkomyślnie rzucać tymi określeniami. Degenerat? A co powiedzieć o kimś, kto rżnie trzynastoletnią dziewczynkę?!

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 10.73
drukowana A5
za 34.95