E-book
26.46
drukowana A5
48.51
Sebastian&Dorota

Bezpłatny fragment - Sebastian&Dorota


Objętość:
204 str.
ISBN:
978-83-8351-509-0
E-book
za 26.46
drukowana A5
za 48.51

„To historia, która wprowadzi was do świata, gdzie królują emocje, a przeszłość ma kluczowe znaczenie. W tej książce nic nie jest oczywiste, a przyszłość wydaje się niepewna.”

@ksiazka_sercem_w_dloni


„To emocjonalny rollercoaster i plaster na rany w jednym. Ta nieodkładalna książka porusza najgłębsze struny duszy, jest w stanie rozśmieszyć i uszczęśliwić czytelnika, by po chwili złamać mu serce i zalać słonymi łzami”

@_daisy__books_


„To opowieść o przyjaźni, lojalności, drugich szansach. To cudowna i realistyczna historia o poszukiwaniu prawdziwej miłości pełna rozterek i wyborów”

@zaczytana40latka

Dla Kamili, Kingi i Basi — matek chrzestnych tej historii

— DOROTA

Lato tego roku było wyjątkowo upalne. Nie było jeszcze południa, a żar dosłownie lał się z nieba. Jak każdego dnia spałam do dziewiątej, ale tylko dlatego, że od kiedy zaczęłam pracę w pubie Limon wracałam do domu po północy i musiałam odespać zarywane noce. Wstałam i przygotowałam sobie mocną czarną herbatę. Nie pijałam kawy. Poszłam do łazienki by ogarnąć poranną toaletę. Makijaż był dla mnie nie lada celebracją. Nakładałam podkład, puder i bardzo mocno tuszowałam rzęsy przez co wyglądały niemal jak doklejone. Dorysowywałam mocne czarne kreski, które dodawały mi drapieżności. Mając na sobie pełen makijaż zawsze czułam się bardzo dobrze, w jakiś magiczny sposób dodawał mi pewności siebie. Nie żeby mi jej brakowało. Nigdy nie należałam do tych cichych szarych myszek. Byłam tą szaloną Dorotą, którą wszyscy znali. Miłośniczką imprez i wymyślnych drinków, kokietką lubiącą dobrą zabawę. Taka byłam? Taką chciałam, aby mnie widzieli. Otworzyłam lodówkę w poszukiwaniu czegoś na śniadanie, ale wczoraj nie miałam okazji odwiedzić sklepu i znalazłam w niej jedynie resztkę masła i dżem truskawkowy od pani Starzykowej. Nie wiem, kiedy ostatnio jadłam chleb z dżemem, ale przypomniały mi się czasy dzieciństwa, kiedy przesiadywałam jeszcze u babci Jasi, a ona karmiła mnie swoimi przetworami. Uwielbiałam jej naleśniki z dżemem morelowym. To było naprawdę coś. Usiadłam przy małym okrągłym stoliku obok okna i spojrzałam na Kraków. Kilka dni temu razem z Kamilą przeprowadziłyśmy się z mieszkania na obrzeżach miasta do odnowionej kamienicy bliżej centrum. Z całą pewnością nie byłoby mnie stać na to mieszkanie, gdyby nie ona. Lokalizacja była fenomenalna, bo do samego rynku miałam zaledwie dwadzieścia minut pieszo, a nie pól godziny tramwajem. Samo mieszkanie było równie wspaniałe. Wysokie sufity i wielkie okna wychodzące na jedną z mniejszych brukowanych uliczek wzdłuż której były umiejscowione sklepiki i małe restauracje. Nie panował tu jakiś przesadny ruch. Całe mieszkanie składało się z trzech niemal takich samych pokoi, dwa z nich wychodziły na podwórze, a jeden pokój i kuchnia połączona ze strefą dzienną na brukowaną uliczkę. Lokum było w pełni umeblowane. Patrząc na kamienice można się było spodziewać jakiejś babcinej kanapy w salonie i kredensu w kuchni. Nic bardziej mylnego. Całe mieszkanie było udekorowane w białe meble oraz dodatki w odcieniach beżu i szarości. Było idealne. Spojrzałam na zamknięte drzwi pokoju Kamili choć dobrze wiedziałam, że jej tam nie ma. Ciągle jej nie było. Ostatnio wolała spędzać czas w domu rodzinnym. Nie było dla mnie tajemnicą, że po prostu unikała Roberta. Tęskniłam za nią. Zapałałyśmy do siebie sympatią, która z czasem przerodziła się w wielką przyjaźń już w gimnazjum. Było w tej dziewczynie coś takiego, że pokochałam ją jak siostrę, której nigdy nie miałam. Trzymałyśmy się razem przez lata. Kiedy ona dostała się na studia, ja pojechałam do Niemiec. W moim wypadku o studiach nie było mowy. Wiedziałam, że musze zapracować na siebie i jak najprędzej wyprowadzić się z domu. Wyjazd do Niemiec nie należał do udanych. Finansowo było okej, ale opieka nad starszą osobą mnie przerosła. Kiedy znajoma wkręcała mnie tam do pracy przedstawiła mi to jako lekkie zajęcie, pójście na zakupy, jakieś sprzątanie. Rzeczywistość była zupełnie inna Obłożnie chora kobieta wymagała stuprocentowej uwagi, a zakres moich obowiązków nie sprowadzał się tylko do zakupów. Po trzech miesiącach dosłownie wyłam z niewyspania, przepracowania, a kiedy tylko nadarzyła się okazja zrezygnowałam. Wróciłam do kraju udając, że jest okej, ale zdecydowanie tak nie było. Miałam niewiele oszczędności. Zbyt mało by mieszkać samodzielnie. Nie mogłam znaleźć stałej pracy, a rodzice i znajomi ciągle zagadywali mnie, kiedy rozpocznę studia. Wtedy jak moi wybawcy wkroczyli Starzykowie. Szymek dał mi prace, a Kamila zaproponowała wspólne mieszkanie. Oboje byli dla mnie jak przyszywane rodzeństwo.

Kiedy po piętnastej weszłam do pubu Limon nie zaskoczyło mnie, że już połowa stolików była zajęta. Lokal Szymka był od już od samego otwarcia mocno oblegany. Zwłaszcza przez studentów, którzy mieli zniżkę na piwo. Bardzo mi się podobało to miejsce. Wielki bar z dwoma kranami do piwa, na witrynie alkohole, z których robiliśmy drinki. Zabudowane loże dookoła oraz kilkanaście małych stolików na sali. W kącie była mała scena, na której w weekendy grywali jacyś domorośli artyści. Przeszłam przez salę i weszłam za bar.

— Cześć wszystkim — przywitałam się. Za barem stali Bartek i Sebastian. Jeden i drugi spojrzeli na mnie. Bartek był studentem czwartego roku matematyki stosowanej, wysoki i szczupły bardzo niepozorny, ale ogromnie sympatyczny.

— Hej. Podasz trzy piwa na szóstkę. Ja już znikam — powiedział przechodząc obok mnie.

— Nie ma sprawy — odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego szeroko. Chłopak zniknął na zapleczu, a ja zerknęłam na Sebastiana, który układał pod ladą czyste kufle. Powitał mnie jedynie skinieniem głowy. Nalałam trzy piwa i postawiłam na tacy po czym poszłam je zanieść klientom. Trójka młodych chłopaków zapewne w moim wieku zaciekle komentowała jakieś sportowe rozgrywki i nawet nie spojrzeli na mnie, kiedy postawiłam przed nimi zamówienie. Gdy wróciłam za bar Sebastian stał wsparty o blat i przeczesywał wzrokiem salę. Chłopak był młodszy ode mnie dwa lata i właśnie skończył szkołę. Był wysoki, postawny i przystojny. Ciężko było nie zwrócić na to uwagi. Ciemne włosy na tyle długie, że opadały mu na czoło, niesamowicie głębokie spojrzenie zielonych oczu, długi prosty nos i pełne usta. Idealnie zarysowana szczęka. Na twarzy miał kilka kolczyków. Naprawdę mógł się podobać. Jego lewa ręka była cała pokryta tatuażami, wymyślne wzory wystawały spod jego czarnej koszuli i sięgały aż dłoni.

— Co? — zapytał.

— Nic — odparłam odwracając od niego wzrok, zdając sobie sprawę, że się na niego gapię.

— Gapisz się.

— Zdaje ci się młody — mruknęłam do niego. Do pubu weszła grupka rozchichotanych studentek, omiotły spojrzeniem lokal, zatrzymały wzrok na Sebastianie po czym oczywiście ruszyły w stronę baru i usiadły przy nim.

— Co dla pięknych pań? — zapytał swoim niskim głosem, a one zachichotały jedna przez drugą. Nalał im piwo z sokiem i zerknął na mnie pytająco. Znowu się na niego patrzyłam. Odwróciłam się i wyszłam na zaplecze mijając się w drzwiach z wychodzącym do domu Bartkiem. Obok magazynku z alkoholami mieliśmy mały pokój socjalny w którym stał czajnik i mała lodówka, a pod oknem kanapa i stolik. W wolnej chwili mogliśmy to przyjść odpocząć, coś zjeść. Odłożyłam swoją torebkę do szafki i przygotowałam sobie kolejną tego dnia herbatę.

— Hej — odezwała się Liliana. Weszła do środka trzymając w dłoni zapas ręczników papierowych.

— Cześć — odpowiedziałam. Dziewczyna rozpakowała ręczniki i położyła jeden na blacie. Uśmiechnęła się do mnie niepewnie. Dziewczyna Szymka była jedną z najsympatyczniejszych osób jakie w życiu spotkałam. Poznajesz taką osobę i od razu wiesz, że ją polubisz. Budzi twoje zaufanie i sympatię. Taka była Lilka. Ona i Starzyk tworzyli wspaniałą parę i z dumą mogłam stwierdzić, że miałam delikatny wkład w ich zejście się, gdy przechodzili lekkie zawirowanie w swoim związku.

— Zostawię tutaj resztę, w razie, gdyby były potrzebne na sali — poinformowała odkładając ręczniki.

— Spoko. A ty nie miałaś jechać do Poznania? — zagadnęłam ją.

— Jedziemy w nocy. Szymek nas zawiezie. Rano mamy zostać przyjęte do szpitala — poinformowała. Uśmiechnęła się nieznacznie. Całą historię Liliany poznałam od Kamili. Dziewczynie nie było lekko w życiu. Miała tyle samo lat co ja i była już matką, dziewczynki chorej na raka. Świat był okropny i niesprawiedliwy. Czasem nie mieściło mi się w głowie, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. Nie tak dawno zmarł Paweł. Nie znałam go zbyt dobrze, ale wiedziałam, że studiował z Szymkiem. Ledwie obronił magistra. Zaczynał dorosłe życie i już go nie było.

— Będzie dobrze.

— Mam taką nadzieję. Robert mówił, że ta kuracja ma naprawdę dobrą skuteczność — powiedziała spokojnie. Z tego co było mi wiadomo, Robert załatwił im jakąś eksperymentalną metodę leczenia w klinice w Poznaniu. Tak naprawdę to była ich jedyna szansa, bo stan małej Marysi nie był dobry. Liliana uśmiechnęła się do mnie — Po za tym powiedzieliśmy jej prawdę — dodała.

— Jak to przyjęła? — zapytałam. Liliana urodziła mając ledwie szesnaście lat, w ciąże zaszła po napaści seksualnej przez jakiegoś wstrętnego typa, który całe szczęście gnił już w więzieniu. Po narodzinach to dziadkowie zajęli się dzieckiem, aby Liliana mogła się nadal uczyć. To oni byli prawnymi opiekunami Marysi. Dziewczynka traktowała Lilianę jak siostrę.

— Wydaje mi się, że ona wiedziała w jakiś podświadomy sposób. Nie umiem tego wytłumaczyć. Pewnie nie prędko usłyszę, jak mówi do mnie mama, ale wszystko ułożyło się dobrze.

— Niesamowicie — westchnęłam. Miałam ochotę ją przytulić, aby dodać otuchy, ale nie przyjaźniłyśmy się, aż tak mocno. Zalałam swoją herbatę. Liliana poszła na górę do mieszkania, a ja wróciłam na salę. Nie było nowych gości. Sebastian zabawiał rozmową studentki przy barze. Przeszłam po sali proponując kolejne piwa, zebrałam zamówienia i roznosiłam je.

— Spokojny wieczór — zagadnął stając obok mnie. Jego fanki mierzyły nas wzrokiem.

— I dobrze. Jutro może być gorzej. Zaczyna się weekend — westchnęłam.

— Pracujesz?

— Od piętnastej do końca — odpowiedziałam. Zerknęłam na dziewczyny, które szybko osuszały swoje kufle zapewne po to, by Sebastian do nich wrócił — Twoje laseczki nie mogą się ciebie doczekać — wtrąciłam.

— Co poradzę, że tak na nie działam — westchnął i posłał mi krzywy uśmieszek.

— W takim tempie to zaraz wpadną pod stół.

— Byleby dały wcześniej napiwek — zaśmiał się.

— Blondyneczka rozbiera cię wzrokiem. Pewnie chętnie zapłaci w naturze — wtrąciłam uszczypliwie.

— Ma pecha. Przyjmuje tylko gotówkę — powiedział. Dziewczyny pomachały do niego i pokazały puste kufle. Blondynka wyglądała tak jakby miała za moment zwymiotować, ale kiedy tylko Sebastian pojawił się obok zaczęła się wdzięczyć do niego. Sebastian miał racje, to był wyjątkowo spokojny wieczór. Szybko zleciało, a przed północą mogliśmy posprzątać.

— Seba zamkniesz? — zapytał Szymek. Nawet nie wiem, kiedy pojawił się na sali. Nie widziałam go dziś cały wieczór. Trzymał wielką walizkę. Uśmiechnął się do mnie szeroko, ale widziałam jak mocno był zdenerwowany. Szymon Starzyk był zdecydowanie najprzystojniejszym mężczyzną jakiego znałam. Wysoki, szczupły odpowiednio postawny z nastroszonymi jak u chłopca ciemno blond włosami. Kiedy się szeroko uśmiechał w jego policzkach pojawiały się urocze dołeczki.

— Oczywiście.

— Planuje wrócić przed piętnastą, ale nie wiem jak będzie wyglądać droga za dnia. Otworzysz tak jak zawsze. Dacie sobie rade — powiedział.

— Pewnie, że damy rade. Nie spiesz się. Licho nie śpi — powiedziałam. Szymek puścił mi oko. Wiedział, że moja uwaga nawiązywała do jego wypadku sprzed kilku lat, kiedy pędził jak szalony i zatrzymał się dopiero na drzewie. Nadal wzdrygałam się na wspomnienie tamtych dni, gdy leżał nieprzytomny w szpitalu. Liliana zbiegła na dół z mniejszą walizką.

— Pójdę po nią — oznajmił Szymek. Sebastian pomógł Lilianie upchnąć walizki do bagażnika samochodu, a Szymek wrócił z śpiącą dziewczynką na rękach. Ułożył ją na tylnym siedzeniu i zapiął jej pasy.

— Trzymajcie się. Powodzenia — powiedział Sebastian. Nie wiedziałam jak mocno jest wtajemniczony w całą tą historie Marysi, ale wyglądał na bardzo przejętego, kiedy odjeżdżali. Popatrzyłam, jak samochód znika na końcu ulicy i westchnęłam cicho.

— To możemy zamykać — oznajmiłam. Poszłam po swoją torebkę, wyciągnęłam bluzę i założyłam ją na siebie, bo, mimo że w dzień było upalnie w nocy zmarzłabym. Sebastian przeszedł po całym lokalu, posprawdzał czy wszystkie drzwi są zamknięte, pogasił światła po czym wyszliśmy.

— Odprowadzić cię? — zagadnął.

— Skąd ten pomysł?

— Tak tylko pytam.

— Nie ma takiej potrzeby. Jestem dużą dziewczynką — powiedziałam. Spojrzał na mnie z góry, jakby chciał mi pokazać, że się mylę.

— Nie powiedziałbym — zakpił. Ja z moim niskim wzrostem sięgałam mu ledwie do ramienia, więc górował nade mną. Prychnęłam na niego i obróciłam się by odejść w swoją stronę.

— Zostaw sobie takie propozycje dla swoich fanek — burknęłam.

— Myślałem, że jesteś jedną z nich — zawołał za mną. Nic już nie odpowiedziałam tylko wystawiłam ku niemu środkowy palec. Usłyszałam jego śmiech. Sama uśmiechnęłam się pod nosem. Idąc samotnie przez niemal opustoszałe miasto, nigdy nie czułam się zagrożona. Gdzie nie gdzie przechodzili jacyś ludzie, nikt mnie nigdy nie zaczepiał. Do mieszkania nie miałam daleko, po za tym nie mogłam liczyć, że ktoś zawsze będzie mnie odprowadzać. Już dawno nauczyłam się, że mam liczyć przede wszystkim na siebie. Zapiszczał mój telefon i sięgnęłam do torebki po komórkę. Niemiecki numer od razu dał mi do zrozumienia od kogo to wiadomość. Nie chciałam jej nawet czytać. Wiedziałam, że to kolejna próba skontaktowania się ze mną. Kiedy pracowałam w Niemczech u staruszki pojawił się jej syn. Wrócił niespodziewanie i ona sama była tym zaskoczona. Mężczyzna początkowo zdawał się być grzeczny i uprzejmy, jawnie adorował, a mnie to w pewien sposób schlebiało. Nie nazwałabym tego nawet romansem. Któregoś wieczoru wypiliśmy butelkę wina i wylądowaliśmy w łóżku. To było kilka dni przed moim wyjazdem i on dobrze wiedział, że rezygnuje z pracy, ale następnego dnia zachowywał się tak jakbyśmy byli nie tyle parą co dosłownie małżeństwem. Wściekał się, że wyjeżdżam, groził mi, że teraz nie mogę, że mam wobec niego zobowiązania. Wyjechałam uznając, że mam do czynienia z wariatem. Wiadomości od Wiktora zawsze wyglądały tak samo. Pisał, że za mną tęskni, jak wiele dla niego znaczę. Początkowo grzecznie odpisywałam tłumacząc, że mam swoje życie, a to co było między nami było chwilą przyjemności i niczym więcej. Pisał dalej jakby nie rozumiejąc moich słów. Przestałam więc odpisywać czy nawet odczytywać jego SMS-y.

Tak jak się spodziewałam, kiedy zaczął się weekend w pubie wieczorem pojawiły się tłumy. Uwijaliśmy się we trójkę za barem, a kiedy wrócił Szymek bez zbędnego gadania dołączył do nas. Wszystkie stoliki były zajęte, ludzie siedzieli i stali przy samym barze popijając piwo. Na scenie brzdękał jakiś gość na gitarze. W tym ogólnym gwarze trudno było nawet uchwycić własne myśli. Włączyłam tryb automatycznego uśmiechu przy nalewaniu piwa i uwijałam się jak szalona. Tłum zmniejszył się gdzieś około dwudziestej drugiej. Przy barze zrobiło się znacznie luźniej. Bartek zajął się ogarnianiem zaplecza i donoszeniem butelek na sale. Ja przyniosłam szkło z zmywarki i przetarłam kufle nim ułożyłam je na półkach pod ladą. Szymek oznajmił, że musi się położyć, bo za moment padnie na pysk i poszedł na górę. Sebastian pozostał na swoim stanowisku przy kranie i podawał piwo.

— Piwko szefowo — usłyszałam nad sobą. O blat opierał się jakiś delikatnie podpity mężczyzna w średnim wieku, sypnął garścią drobniaków.

— Nietrzeźwym nie sprzedajemy — powiedziałam szybko, oceniając jego znaczny stan upojenia alkoholowego. Sebastian spojrzał na nas jakby wyczekując, że ta wymiana zdań zakończy się awanturą. Mężczyzna pozbierał drobne monety.

— Głupia suka — mruknął w moim kierunku. Miałam naprawdę w nosie tego typu uwagi i w żaden sposób nie zareagowałam na tą zaczepkę. Sebastian jednak w mgnieniu oka znalazł się przy mnie.

— Proszę wyjść — polecił ostro. Facet ewidentnie nie szukał kłopotów, bo posłusznie opuścił lokal mrucząc dalsze obelgi pod nosem.

— Jaki ty jesteś bohaterski — mruknęłam ironicznie.

— Zawsze do usług.

— Wiesz, że nie potrzebowałam twojej pomocy? — westchnęłam nadal przecierając zaparowane kufle. Sebastian oparł się o ladę tuż obok mnie.

— Nie masz humoru? Ciężkie dni w miesiącu? — zagadnął z głupim uśmieszkiem.

— Bardzo zabawne. Tylko takiego podlotka jak ty może to cieszyć — warknęłam na niego chłodno. Przy barze pojawiły się jakieś dwie blondynki i szukały wzrokiem barmana — Idź poczaruj klientki tak jak to potrafisz — poleciłam. Bartek ubiegł go i podszedł do dziewczyn. On obsługiwał zupełnie inaczej, nigdy żadnej nie zagadywał, realizował zamówienie i odchodził bez zbędnych rozmów. Dziewczyny usiadły przy barze, ale nie wyglądały na zadowolone.

— O co ci chodzi? — zapytał pochylając się nade mną. Podniosłam na niego wzrok i zrobiłam wyzywającą minę. Nie wiem o co mi chodziło. Miałam od rana zły humor. Może faktycznie miałam napięcie przedmiesiączkowe, choć to chyba nie był ten moment. W każdym razie wszystko mnie wkurzało od samego rana. Zabrakło mi cukru do herbaty, zacięła się nasza pralka i byłam zmuszona zadzwonić do serwisu. Już się bałam, ile będzie kosztować naprawa. Kamila nie odpowiadała na moje telefony i coraz bardziej mnie to wkurzało. I z jakiegoś powodu irytował mnie ten pewny siebie cwaniacki uśmiech Sebastiana.

— O nic — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

— Jesteś zazdrosna?

— Co kurwa? O co mam być zazdrosna? — oburzyłam się i pchnęłam jego ramię. Przez ułamek sekundy miałam okazję poczuć jak świetnie jest zbudowany i jak twarde są jego mięśnie pod koszulką. Sebastian pochylił się bardziej ku mnie, na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Nienawidziłam tego.

— Że mam większe powodzenie niż ty.

— Co? — oburzyłam się.

— Wkurza cię, że te laski podchodzą do mnie, a nie do ciebie.

— O czym ty w ogóle mówisz człowieku? Co mnie interesują te wszystkie laski, które się do ciebie ślinią? — zapytałam zniżając głos do szeptu, aby klienci mnie nie słyszeli.

— Bo jesteś lesbijką — oświadczył.

— Co do cholery? Skąd ten pomysł?

— Szymek tak powiedział — wtrącił niespodziewanie Bartek przechodząc obok nas. Obejrzałam się za nim, kiedy stanął za mną dokładając na półkę butelki z winem. Wróciłam wzrokiem do Sebastiana.

— Zamorduje go — westchnęłam cicho.

— Powiedział, że Bartek jest gejem, a ty lesbijką i to świetnie, bo unikniemy romansów w pracy — powiedział spokojnie Sebastian.

— Jestem gejem i mam chłopaka jakby co — odezwał się Bartek zza moich pleców. Popatrzyłam na niego jakbym chciała sprawdzić czy sobie nie żartuje. Zdaje się nie żartował. Sebastian zaśmiał się cicho i podszedł nalać kolejne dwa piwa grupce studentów, ruszyłam za nim.

— To bzdura — poinformowałam go.

— W takim razie kompletnie nie rozumiem o co ci chodzi — stwierdził.

— Mówiłam już, że o nic. Nie dopowiadaj sobie historii — prychnęłam. Sebastian podał ostatnie piwo, obrócił się, oparł o blat i spojrzał na mnie.

— To może jesteś zazdrosna o to, że nie flirtuje z tobą?

— Jesteś bezczelny — warknęłam.

— A ty sfrustrowana. Może to napięcie seksualne? — zakpił. Miałam wielką ochotę strzelić go w pysk, ale wiedziałam, że nie powinnam tu robić scen. Obróciłam się na pięcie i wyszłam na zaplecze. Nie zwracałam uwagi na rozbawionego Bartka. Co z niego za bałwan. Wydaje mu się, że jest nie wiadomo kim. Cwaniaczek. Klęłam sobie pod nosem i zaczęłam powoli sprzątać zaplecze, zagarnęłam plastikowe pojemniki do wora na śmieci, złożyłam kartonowe pudełka. Nie wiem co dokładnie wkurzało mnie w Sebastianie. Na pewno nie brak jego uwagi moją osobą, nie potrzebowałam tego. Miałam ogromne powodzenie u facetów, zawsze wdawałam się w flirty, gdy gdzieś wychodziłam ze znajomymi. Zaczynając tu pracę uznałam, że czarowanie klientów nie jest dobrym pomysłem. Sebastian zaś miał inne zdanie i przybrał taktykę, że zagadując klientki będzie dostawał wysokie napiwki. Nikt nie miał mu tego za złe. Na pewno nie zazdrościłam mu powodzenia, a tym bardziej nie byłam zazdrosna o niego samego. Wyszłam na tyły budynku, aby wyrzucić śmieci do kontenera, mocowałam się z klapą pojemnika, kiedy nagle ktoś ją podniósł.

— Nie złość się. Tylko żartowałem — powiedział Sebastian.

— Spadaj — warknęłam na niego. Wrzuciłam śmieci do kosza i wróciłam się po kartony, wyniosłam je na zewnątrz i zaczęłam drzeć na mniejsze elementy by weszły do pojemnika. Podszedł i zaczął mi pomagać.

— Nie chciałem cię urazić.

— Nie uraziłeś — warknęłam — Nie jestem laską, którą można urazić głupim docinkiem. Po prostu za tobą nie przepadam i tyle. Więc daj sobie spokój młody — powiedziałam poważnie. Popatrzył na mnie intensywnie. Potargałam jeden z ostatnich kartonów.

— Nic ci nie zrobiłem. Dlaczego za mną nie przepadasz? — zapytał. Podeszłam do niego i wycelowałam w niego palcem wskazującym.

— Nie znoszę, takich nadmiernie pewnych siebie cwaniaczków jak ty — oświadczyłam. Przez moment patrzyłam na niego intensywnie, a chwilę później poruszyłam się i znalazłam przy nim. W nikłym świetle lampy nad drzwiami wejściowymi dostrzegłam błysk w jego oczach, a potem przywarłam do niego, wspięłam się na palcach i zatopiłam w jego ustach. Sebastian zareagował natychmiast, objął mnie jedną ręką w pasie tak że znalazłam się naprawdę blisko. Nasze usta były tak spragnione tego pocałunku, że zatraciliśmy się w nim w bezgranicznej namiętności. Sebastian odwrócił mnie i popchnął na ścianę, o którą uderzyłam plecami. Zatopiłam dłoń w jego gęstych włosach i pociągnęłam wcale nie delikatnie. Jęknął coś w moje usta, a jego wolna dłoń powędrowała na moją szyję, przycisnął mnie mocniej swoim ciałem nie przerywając pocałunku. Całował mnie tak, że dosłownie brakowało mi tlenu a jednocześnie za nic w świecie nie chciałam tego przerywać. Pojękiwałam z rozkoszy, kiedy zsunął usta w okolice mojego ucha, dając mi tym samym moment przerwy na złapanie tchu. Byłam uwięziona między ścianą a nim. Czułam dokładnie dowód jego podniecenia wciskający mi się w bok. Sama czułam, jak rozlewa się po moim ciele dzika namiętność. Nagle cofnął się o krok. Popatrzył na mnie i przetarł swoje usta jakby chciał zetrzeć z nich mój smak. Spodziewałam się, że powie coś w stylu, że to jednak było napięcie seksualne, ale nie powiedział zupełnie nic. Wszedł na zaplecze, a ja zostałam jeszcze przez moment na zewnątrz, by uspokoić oddech po tym co się przed chwilą zdarzyło.

— SEBASTIAN

Wstałem przed ósmą i zszedłem na dół do kuchni, w której unosił się zapach kawy. Mój brat siedział przy stole nad rysunkiem. Zerknąłem na projekt z motywem wilka i jakiś celtyckich znaczków. Od lat pracował jako tatuator i był w tym naprawdę dobry. Miał talent.

— Fajne — powiedziałem. Łukasz zerknął na mnie i uśmiechnął się.

— Jak w pracy?

— Normalnie. Bez szaleństw — powiedziałem. Nie miałem zamiaru wspominać mu o pocałunku z Dorotą, który był totalnym szaleństwem z mojej strony. Przygotowałem sobie kawę i usiadłem przy stole. Nasza kuchnia była przestronna, lecz słabo urządzona. Kilka lat temu sprzedaliśmy sporą część mebli, aby mieć na wysoki rachunek za gaz. Nie potrzebowaliśmy takiej ilości gratów. Mieliśmy swoje pokoje na górze, a z salonu korzystaliśmy sporadycznie, więc na ten moment stała w nim jedynie stara kanapa. Łukasz odłożył swój szkic na bok.

— Musimy pogadać — oznajmił. Po jego tonie głosu już wiedziałem, że coś jest nie tak. Nawet konkretnie wiedziałem co. Zmarszczył brwi i spoważniał — Chyba będziemy musieli poszukać mieszkania.

— Mieszkania?

— Dom jest za duży na nas…

— I nie chodzi o to, że minęło dziesięć lat i ojciec będzie się starał o wcześniejsze wyjście? — zapytałem wprost. Łukasz skrzywił się. Nie spodziewał się, że wiem o wszystkim.

— Skąd o tym wiesz?

— Słyszałem twoją rozmowę z adwokatem. Nie mam już dziesięciu lat bracie. Powinieneś mi mówić jak się sprawy mają — powiedziałem z wyrzutem. Łukasz uśmiechnął się krzywo. Minęło dziesięć lat od chwili, gdy tu w naszym domu pojawiło się dwóch policjantów. Mój brat ledwie stał się pełnoletni, kiedy otrzymaliśmy wiadomość, że nasi rodzice mieli wypadek. Ojciec leżał połamany w szpitalu, a matka zginęła na miejscu. Zabrali mnie na kilka dni do jakiegoś pogotowia opiekuńczego, gdzie było okropnie i płakałem non stop. Mój płacz nie był tęsknotą za matką czy ojcem, ciągle pytałem o swojego brata. Wiedziałem, że w końcu po mnie przyjdzie. Przyszedł i zabrał mnie do domu, wyjaśnił mi, że teraz będziemy mieszkać sami. Przez długi czas odwiedzała nas pomoc społeczna, pomagali nam jak mogli, ale my tej pomocy nie potrzebowaliśmy. Już dawno byliśmy nauczeni jak mamy o siebie dbać. Ciężko się było nie nauczyć, skoro nasi rodzice byli na wiecznym rauszu. Matka piła od zawsze, upijała się samotnie po czym mamrocząc o tym jak nienawidzi swojego życia kładła się spać. Ojciec pił mniej, ale łykał Bóg wie co i po nich dostawał generalnego szału. Nauczyliśmy się, że w takich chwilach najlepiej zamknąć się w pokoju i włączyć głośno muzykę. Przez nasz dom przewijali się różni podejrzani ludzie. Wtedy tego nie wiedziałem, ale dziś byłem świadom, że mój dom to była melina narkomanów i pijaków. Ojciec pędził bimber i sprzedawał piguły. To był jego interes życia.

— On tutaj wróci. Lepiej jak poszukamy czegoś teraz i na spokojnie się wyprowadzimy. Podobno ma duże szanse na skrócenie wyroku.

— Masz racje. Teraz oboje pracujemy. Będzie nas stać na jakieś przyzwoite mieszkanie — powiedziałem z entuzjazmem. Łukasz poklepał mnie po ramieniu. Uśmiechnąłem się szeroko do brata. Nic mnie tak nie cieszyło jak fakt, że zaraz po maturze poszedłem do pracy. Łukasz od lat młodości pracował w salonie tatuażu. Marzył o tym, by mieć własne studio a nie pracować dla kogoś za średnią krajową. Oczywiście nie miał kasy na rozkręcenie własnej działalności, a sprzęt był kosmicznie drogi. Ja nie wiedziałem kim chce być w życiu. Brat pilnował żebym skończył technikum. Szukałem pracy w swoim zawodzie jako mechanik, ale bez efektu. Wtedy trafiłem na ogłoszenie Szymka i ten przyjął mnie bez zastanowienia. Na ten moment uważałem, że ta praca była dla mnie idealna.

Kiedy stanąłem za barem i rozejrzałem się po niemal pustej sali westchnąłem cicho. Był poniedziałek, co oznaczało, że dziś nie będzie tłumu, bo klienci wystarczająco poszaleli przez weekend.

— Dorota ma wolne? — zagadnąłem Szymka. Siedział przy barze na wysokim stołku i wypełniał jakieś papiery.

— Tak. Bartek jest pod telefonem, ale wątpię by dziś był potrzebny — powiedział spokojnie. Sprawdziłem, czy wszystko mam pod ladą, aby nie przeszkadzać Szymkowi w rachunkach. Kiedy go poznałem wydawał mi się sfrustrowanym dupkiem, ale szybko zrozumiałem, że to była chwilowa sytuacja, bo miał kłopoty z ukochaną. Teraz uważałem, że to bardzo w porządku facet Musiał pochodzić z bogatej rodziny, ponieważ dopiero co skończył studia, jeździł drogim autem i zawsze był ubrany w markowe ciuchy. Może był dziedzicem jakiejś fortuny. Jego znajomi też nie wyglądali na ubogich. Czułem się przy nich jak jakiś plebs. Głupie, bo nigdy nie dawali po sobie poznać, że są lepsi, mało tego byli wszyscy niesamowicie przyjaźni. Patrząc nie raz na nich trochę im zazdrościłem, że nie muszą się martwić o mieszkania, za co zapłacą prąd i czy starczy im do pierwszego. Mieli fajne samochody, ubrania i najnowsze telefony. Nie oszczędzali kupując drogie drinki. Pewnie spędzali wakacje za granicą, a nie na zbiorach szparagów w Niemczech. Ktoś wszedł do pubu i podniosłem na niego wzrok. To był kurier.

— Szymon Starzyk? — spytał mężczyzna.

— Pomożesz mi? — zapytał mój szef i podszedł pokwitować odbiór przesyłki. Wyszedłem z za baru i podeszliśmy do samochodu. Przesyłka okazała się być kilkoma ogromnymi pudłami.

— Co to?

— Kupiłem meble dla Marysi. Chce, żeby miała swój pokój. Biuro przeniosę do magazynu — wyjaśnił. Zaczęliśmy wyciągać ciężkie kartony i ustawiać je przy drzwiach, kiedy kurier odjechał przenieśliśmy wszystko na górę do ich mieszkania, gimnastykując się mocno na schodach.

— Sam je skręcisz? — zapytałem wskazując na kartony.

— Taki mam zamiar. To chyba nie jest szczególnie trudne — westchnął. Wzruszyłem ramionami. Nigdy nie skręcałem mebli. Nidy mnie nie było stać by sobie kupić coś nowego.

— Pewnie nie. Dasz radę — westchnąłem. Usłyszałem drzwi na dole i zszedłem na salę. Pojawiło się kilka osób. Stanąłem za barem i podałem im piwo. Im późniejsza godzina tym więcej pojawiło się klientów. Nie było wielkiego tłumu. Szymek już nie wrócił, więc chyba zajął się skręcaniem mebli dla córki. Na początku nie mogłem zrozumieć kim była mała dziewczynka, która u nich ostatnio zamieszkała. Nie chciałem dopytywać, ale ciekawość wreszcie wygrała. Liliana powiedziała mi, że mała Marysia to jej córka. Był to dla mnie lekki szok, ale nie mnie było oceniać. Kilka tygodni temu zjawiła się tutaj i zamieszkała z nimi. Kiedyś usłyszałem, że jest poważnie chora. Dotarło wtedy do mnie, że pieniądze to nie wszystko. Najważniejsze to jednak być zdrowym. Miałem nadzieję, że ta terapia, na którą pojechały jej pomoże. Kiedy drzwi do pubu kolejny raz się otworzyły i podniosłem wzrok by zobaczyć co to za klienci, zamarłem. Do knajpy wszedł Oliwier. Znałem go ze szkoły, był kilka lat starszy i nigdy nie opuścił pierwszej klasy. Wreszcie usunęli go ze szkoły, gdy stał się pełnoletni. To był wielki facet. Nie mięśniak z siłowni na sterydach, ale był potężnie gruby. Nosił wielkie bluzy z kapturem i szerokie spodnie. Nie od dziś wiedziałem, że zajmuje się handlem prochami. Zobaczył mnie, podszedł do baru i usiadł przy nim.

— Nalej zimne piwko — powiedział. Sięgnąłem po kufel i nalałem mu piwo po czym postawiłem na blacie i zamierzałem odejść. — Mamy do pogadania — zatrzymał mnie.

— O czym? — zapytałem swobodnie. Nie należałem do ludzi, którzy się go bali. Nie zaprzeczam, że kilka razy kupiłem u niego trochę zioła na imprezę, ale nie należałem do kręgu jego znajomych.

— Dowiedziałem się na mieście, że tu pracujesz. Fajne miejsce — powiedział rozglądając się po lokalu badawczo.

— To prawda — przyznałem. Oliwier upił pierwszy spory łyk swojego piwa i westchnął.

— Na pewno potrzebujecie tu jakiegoś towaru — oznajmił pochylając się do mnie nad barem. Nie byłem głupi. Wiedziałem o co mu chodzi. Szukał miejsca do handlowania, a nowa knajpka dla studentów wydawała się być idealna.

— Raczej nie — powiedziałem starając się zabrzmieć nie tyle ostro co poważnie.

— Wy może nie, ale wasi klienci chętnie skorzystają. Przemęczeni studenci zawsze potrzebują jakiś wspomagaczy — stwierdził z uśmieszkiem.

— To naprawdę nie jest dobry pomysł — powiedziałem. Oliwier skrzywił się. Wyglądał trochę jak taki urażony dzieciak, któremu rodzice zabronili wyjść na dwór. Po chwili przemówił zupełnie w inny sposób.

— Zastanów się. Na pewno potrzebujesz forsy, a ja dobrze się odpłacam za przysługi. Zorientuj się dla mnie czy będą tu chętni. Dystrybucją się zajmę. Potrzebuje tylko człowieka, żeby zbadał rynek To nic wielkiego przecież — powiedział. Zatkało mnie. Nie mógł mnie w to mieszać. Za nic w świecie, nie mogłem się w to dać wciągnąć. Wiedziałem jak przez tego typu syf skończyli moi rodzice i jak podle wyglądało moje życie.

— Nie jestem zainteresowany — powiedziałem dobitnie.

— Myślałem, że masz jaja. Twój ojciec miał — powiedział z głupim uśmieszkiem.

— Mam ci przypomnieć, gdzie jest teraz? — zagadnąłem z ironią. Oliwier skrzywił się. Dopił swoje piwo dwoma wielkimi łykami. Odłożył kufel i położył na blacie pieniądze.

— Zastanów się nad moją propozycją — powiedział po czym odszedł. Nie było opcji żebym się nad tym zastanawiał. Nie chciałem mieć nic wspólnego z handlem narkotykami. To świństwo zniszczyło moje całe dzieciństwo. Nie miałem nawet dziesięciu lat, gdy musiałem patrzeć na rodziców na pełnym haju, na ludzi którzy w naszym domu kupowali i łykali różne specyfiki sprzedawane przez ojca. Owszem zajarałem sobie kilka razy, ale nigdy w życiu nie wziąłem i nie wezmę innego świństwa. Obiecałem to sobie i Łukaszowi. Nie przejmowałem się Oliwierem. Zgrywał wielkiego szefa gangu, a tak naprawdę był tępym dzieciakiem z bogatej krakowskiej dzielnicy. Ten cały jego handel był dla szpanu, chciał tym pokazać jaki jest niebezpieczny. Uznałem, że odpuści sobie pub Limon i znajdzie inne miejsce na swoje biznesy. Odniosłem brudne kufle do zmywarki i włączyłem program. Nalałem jeszcze kilka piw studentom po czym przysiadłem na krześle i obserwowałem salę. Kiedy drzwi po raz kolejny tego wieczora otworzyły się podniosłem wzrok. Właśnie wchodziła grupa dziewcząt głośno rozmawiając, a wśród nich Dorota. Obserwowałem, jak wchodzą głośno o czymś rozmawiając. Dwie bardzo szczupłe brunetki wyglądające niczym siostry, tleniona blondynka ubrana na różowo przypominała mi laleczkę Barbie i ona. Usiadły przy barze.

— Nalej nam piwo młody — powiedziała.

— Dobrze szefowo — odpowiedziałem i sięgnąłem po kufle nie spuszczając wzroku z dziewcząt. Patrzyły na mnie wszystkie trzy maślanym wzrokiem.

— To jest Sebastian — przedstawiła mnie Dorota. — Kasia, Basia i Roksana — wskazała na swoje koleżanki.

— Miło mi — powiedziałem stawiając pierwsze piwo przed Roksaną. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie szeroko.

— A więc to tutaj pracujesz — westchnęła Basia lub Kasia. Już nie wiedziałem, która jest która.

— Tak — odpowiedziała Dorota z niepewnym uśmiechem. Dziewczyny rozejrzały się po lokalu takim wzrokiem jakby oceniały jego prestiż.

— Nie zły — skwitowała Roksana, ale patrząc bezpośrednio na mnie. Ona też była nie zła. Posłałem jej delikatny uśmiech, co szybko przechwyciła Dorota i popatrzyła na mnie z politowaniem.

— Też chciałam popracować latem, ale tatuś mówi żebym się cieszyła wolnością, póki mogę. Skoro daje kasę, to nie mam co marudzić — zaśmiała się jedna z brunetek.

— Za tatusia — druga brunetka podniosła kufel do toastu. Wszystkie trzy zachichotały, a Dorota spojrzała na mnie. Miałem nieodparte wrażenie, że myśli to co ja. Rozpieszczone gówniary, którym ojcowie sponsorują studia i mieszkanka w Krakowie. Przy drugim stanowisku pojawił się klient więc podszedłem do niego zostawiając dziewczyny. Zaczęły ze sobą rozmawiać i obgadywać jakieś superważne sytuacje. Dorota wtrącała co jakiś czas jakieś zdanie, ale miałem wrażenie, że niezbyt dobrze bawi się w ich towarzystwie. Przeszedłem się po sali proponując kolejne piwa, polałem i rozniosłem. Wróciłem za bar i wziąłem się za opróżnianie zmywarki i przetarcie kufli.

— A ty długo tu pracujesz? — zagadnęła mnie Roksana.

— Od otwarcia — powiedziałem.

— Chyba będę tu częściej przychodzić — westchnęła i puściła do mnie oko.

— Zapraszam — odpowiedziałem. Brunetki zachichotały, a Dorota posłała mi mordercze spojrzenie.

— Jeszcze raz — poleciła wskazując na ich puste kufle. Stanąłem przy nich i patrzyłem bezpośrednio na Dorotę. Po tym co się wydarzyło wczoraj, przy koszach na śmieci uznałem, że zdecydowanie nas poniosło. Miałem nadzieje, że będzie dziś w pracy i wybadam sytuację co ona myśli na ten temat. Teraz kiedy patrzyłem na jej wkurzony wyraz twarzy miałem dziwną obawę, że ma do mnie pretensję. Nie wiedziałam o co. To ona się na mnie rzuciła. To fakt, że się nie opierałem, ale kto by się opierał, kiedy taka laska jak Dorota wpija się w twoje usta. Postawiłem kufel przed Dorotą i nie zważając na to, że jej koleżanki są tuż obok pochyliłem się ku niej.

— Mamy do pogadania — szepnąłem.

— Raczej nie ma o czym gadać — rzekła dobitnie.

— Skoro tak mówisz — westchnąłem prostując się. W jej błękitnych oczach pojawiła się jakaś psotna iskierka. Coś podobnego dostrzegłem w nich wczoraj tuż przed tym jak mnie pocałowała. To był świetny pocałunek. Jeden z lepszych jakie w życiu przeżyłem. Zdawałem sobie sprawę, że gdyby nie cichy głos zdrowego rozsądku wczoraj wziąłbym ją tam na tej ścianie. To nie byłoby dobre posunięcie w naszej dość napiętej relacji.

— Masz dziewczynę? — zagadnęłam mnie zupełnie niespodziewanie Roksana.

— Nie mam — odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

— Sebastian słynie z podrywania klientek — wtrąciła Dorota i zerknęła na koleżankę.

— Może masz ochotę iść ze mną na imprezę w sobotę? Koleżanka robi wielkie urodziny. Muzyka, alkohol i inne takie — powiedziała niby zwyczajnie, ale widziałem jak na mnie patrzy. Nie lubiłem tego spojrzenia kobiet, kiedy wydawało im się, że już mnie mają. Maślane oczy, trzepot rzęs i ten chytry uśmieszek. Według ich mniemania, nie powinienem był się temu oprzeć. Z tym, że nie robiło to na mnie większego wrażenia. Owszem wdawałem się w flirty, ale zawsze miałem nad nimi kontrolę. Nie szalałem z podniecenia, bo jedna albo druga laseczka zaoferowały mi coś więcej.

— Nie tańczę, nie piję alkoholu, a w sobotę pracuję — powiedziałem spokojnie. Dziewczyna prychnęła i spojrzała na mnie tak, jakby co naj mniej dostała w twarz. Dorota uśmiechnęła się pod nosem. Jej towarzyszki wstały informując, że idą do łazienki, a Dorota została mówiąc, że zapłaci.

— Dopisz mi to do rachunku. Szymek odliczy mi z wypłaty — poleciła, kiedy tylko koleżanki odeszły.

— Fajne towarzystwo — powiedziałem ironicznie.

— Chodziłam z nimi do gimnazjum. Takie spotkanie po latach — wyjaśniła poważnie i odetchnęła z ulgą. Sięgnęła po swój telefon i popatrzyła na mnie z nad ekranu. — Nie podobają ci się?

— Twoje koleżanki? — zapytałem dla pewności. — Wybacz Dorota, ale nie znoszę tego typu dziewczynek. Rozpieszczone przez tatusiów studentki, którym się całe życie wszystko podkłada pod nos.

— A ich największym zmartwieniem jest jakie paznokcie sobie zrobią w tym tygodniu — dodała Dorota z uśmiechem i westchnęła ciężko.

— Też masz zrobione paznokcie — zauważyłem. Nie chciałem tym stwierdzeniem w żaden sposób urazić Doroty, ale ona momentalnie odebrała to jako atak. Popatrzyła na mnie z wyrzutem.

— Czyli ja też jestem rozpieszczona, której wszystko ktoś podkłada pod nos? Takie masz o mnie zdanie? — warknęła. — Nic o mnie nie wiesz Sebastianie. Myślisz, że harowałabym tutaj po nocach, gdyby mnie było stać na to wszystko? Gówno wiesz — prychnęła po czym odwróciła się i odeszła w stronę łazienek. Chciałem za nią iść i powiedzieć, że nie o to mi chodziło. W sumie to sam nie wiedziałem o co. Dorota nie pasowała mi zupełnie do tych dziewcząt, ale z drugiej strony co ta urocza blondynka mogła wiedzieć o życiu. Zawsze dobrze ubrana i trzymająca się z takimi ludźmi wcale od nich nie odstawała.

— Jak chcesz to możesz iść. Zamknę — usłyszałem za sobą głos Szymka. Nawet nie wiem, kiedy się zjawił.

— Jak meble?

— Chyba dam radę — powiedział. W barze siedziało jeszcze tylko kilka osób więc jasne było, że zaraz wyjdą i będzie można zamknąć. — Co to za telefon? — zapytał wskazując na komórkę leżącą na blacie. Momentalnie rozpoznałem telefon Doroty. Rozejrzałem się, ale dziewczyny już nie było. Zabrałem telefon i przeszedł przez bar mając nadzieje, że jeszcze ją złapie na uliczce, ale nikogo nie było. Wróciłem do baru.

— Dorota zostawiła. Była tu z koleżankami — wyjaśniłem.

— Jutro ma wolne.

— Mogę jej go odnieść — zaoferowałem.

— Mieszka niedaleko. Podam ci adres — powiedział. Zabrałem z zaplecza swoja kurtkę i wyszedłem. Było przed północą. Mieszkanie Doroty znajdowało się całkiem niedaleko tak jak mówił Szymek, ale w zupełnie innym kierunku niż mieszkałem. Miałem nadzieje, że już wróciła do domu. Przeszedłem drogę dość szybko. Nie chodziło mi tylko o to by oddać jej telefon, Dorocie należały się przeprosiny. Naprawdę nie chciałem jej w żaden sposób urazić moimi słowami. Dotarłem do kamienicy i wspiąłem się na pierwsze piętro. Zadzwoniłem. Po chwili usłyszałem szczęk klucza i w uchylonych drzwiach pojawiła się ona.

— Mam nadzieję, że zerknęłaś przez wizjer, a nie otwierasz po nocach nieznajomym — powiedziałem.

— Co tu robisz?

— Mam coś twojego — powiedziałem i pokazałem jej telefon. Lekko zdezorientowana odebrała ode mnie zgubę. Musiała jeszcze nie zauważyć jej braku.

— Dzięki — odpowiedziała. Chciała zamknąć drzwi, ale je przytrzymałem. Podniosła na mnie wzrok.

— Nie chciałem cię wkurzyć.

— Nie chciałeś, a robisz to cały czas — powiedziała. Nadal mocno trzymała drzwi i miałem wrażenie, że gdybym je puścił trzasnęłaby mnie nimi w twarz z ogromną siłą. Może mi się nawet należało.

— Daj mi coś powiedzieć — poprosiłem łagodnie. Puściła drzwi i odsunęła się pozwalając mi żebym wszedł do środka.

— Mów.

— Naprawdę nie chciałem cię urazić w żaden sposób. Lubię cię i nie uważam, że jesteś rozpieszczoną panienką. Nie pasujesz do takich płytkich lasek jak te twoje koleżanki i masz bardzo ładne paznokcie.

— Robię je sobie sama w domu — powiedziała wojowniczo. Popatrzyła na mnie z tym swoim błyskiem w oku.

— Przepraszam — powiedziałem cicho. Widziałem jak zacięta mina Doroty łagodnieje, więc odniosłem sukces. Nie była już na mnie wściekle zła. Spojrzałem na nadal uchylone drzwi i było jasne, że powinienem już sobie pójść. Niezręczny moment ciszy zawisł między nami. Wyczuwałem jakieś napięcie, podobne do tego jakie narosło pomiędzy nami wczorajszego wieczoru. Wiedziałem, że postępuję źle, ale mimo to pchnąłem drzwi by się zamknęły.

— To nie jest dobry pomysł — odezwała się Dorota, ale czułem, że tymi słowami chce przekonać samą siebie.

— Wiem o tym — powiedziałem robiąc delikatny krok w jej stronę. Dobrze, że oboje myśleliśmy tak samo.

— Będziemy tego żałować — szepnęła niemal w moje usta, byłem na tyle blisko, że mogłem pochylić się i ją pocałować. To był ostatni moment na wycofanie się, ale tą decyzję postanowiłem zostawić Dorocie. Patrzyła mi w oczy jakby się zastanawiała co ma teraz zrobić. Wystarczyłoby, gdyby się cofnęła i dała mi znak, że mam wyjść. Wyszedłbym. Nie posunąłbym się dalej. — Pieprzyć to — westchnęła i pociągnęła mnie za koszulkę ku sobie. Moje usta zetknęły się z jej i wiedziałem, że przepadłem całkowicie. Smakowała nieziemsko dobrze. Pchnąłem ją na ścianę w korytarzu i chwyciłem w obie dłonie jej twarz. Dłonie Doroty powędrowały na mój pas, obejmując mnie przycisnęła do siebie, otarła się biodrem o twardy dowód mojego podniecenia. Jęknąłem cicho czując ją przy sobie. Dorota odepchnęła mnie, spojrzała roznamiętnionym wzrokiem po czym pociągła za sobą do pokoju na końcu korytarza. Po drodze udało mi się zdjąć ciężkie buty i odrzucić je na bok. Gdy tylko przekroczyła próg zdjęła z siebie podkoszulek i stanęła przede mną w samym seksownie koronkowym czarnym staniku. Miała pełny i duży biust. Nie raz zdarzyło mi się zerknąć w jej dekolt. Równie pospiesznie zdjąłem swoją kurtkę i koszulkę. Zmierzyła mnie wzrokiem i wiedziałem, że się jej podoba to co widzi. Podeszła i przejechała dłonią po moim tatuażu, który sięgał aż do mojej piersi i był zbiorem różnych połączonych ze sobą motywów. Jedno z lepszych dzieł mojego brata. Dłoń Doroty błądziła po moim ciele, delikatnie wodziła paznokciami po moim brzuchu zatrzymując się na pasku spodni.

— Mam nadzieję, że to nie jest twój pierwszy raz — odezwała się rozpinając klamrę.

— Nie mam piętnastu lat — powiedziałem z wyrzutem, zaśmiała się cicho przechodząc do zamka.

— Zaraz zobaczymy czy tylko w gadaniu jesteś taki dobry — zapowiedziała po czym zsunęła ze mnie spodnie i uśmiechnęła się chytrze.

— Zapewniam cię, że w tym jestem lepszy — powiedziałem. Miałem zamiar jej to zaraz udowodnić. Pchnąłem ją na łóżko, sięgnąłem do kieszeni spodni po prezerwatywę po czym położyłem ją obok dziewczyny. Zdjąłem z niej spodnie jednym zwinnym ruchem. Spojrzałem na jej świetne ciało, które cudownie się prezentowało w samej bieliźnie na skraju łóżka. Miałem ochotę zbadać każdy zakamarek, całować i pieścić ją tak mocno, że krzyczałaby z rozkoszy. Opadłem na nią. Przywarłem do jej ust a nasze języki wirowały ze sobą w namiętnym tańcu. Zsunąłem się pocałunkami na jej szyję i dekolt. Rozluźniłem zapięcie jej stanika, który zsunął się i miałem teraz dostęp do jej cudownie sterczących brodawek. Zacisnąłem na nich palce, kiedy obejmowałem cudownie pełne piersi, lizałem je i przygryzałem, a ona wiła się pode mną z rozkoszy. Schodząc z pieszczotami coraz niżej, jedną dłonią nadal dotykałem piersi, a drugą zsunąłem z niej koronkowe stringi. Pochyliłem się nad jej kobiecością i zatopiłem się w niej. Pisnęła, kiedy zacząłem ją pieścić. Nie byłem delikatny, ale po jej reakcji zrozumiałem, że właśnie to się jej podoba. Moje palce mocno szczypały jej brodawki, moje usta i język natarczywie wdzierały się w nią, a kiedy zaczęła szczytować do całej zabawy dołączyły moje palce i wtedy dosłownie eksplodowała. Poczułem, jak wbija ostre paznokcie w moje ramiona i jak kaleczy mi skórę. Podobał mi się ten ból. Pragnąłem jej w tym momencie bezgranicznie. Wiedziałem, że musze się w niej natychmiast znaleźć, bo oszaleję. Dorota pociągnęła mnie ku sobie. W wielkim pospiechu nałożyłem gumkę.

— Błagam — pisnęła w moje ucho po czym sięgnęła do mojego członka i dosłownie naprowadziła na siebie. Jęknąłem z czystej rozkoszy, kiedy się już w niej znalazłem. Była niesamowicie gotowa, a ja szalenie napalony. Poruszałem się w niej w dzikim tempie, pochyliłem się, aby posmakować jej ust. Było mi tak dobrze, tak intensywnie, tak wyjątkowo. Oplotła mnie nogami nadała szaleńczy rytm naszemu zbliżeniu. Jej ostre paznokcie wbijały mi się w plecy. Byłem w niebie. Skończyłem cichym westchnieniem. Dorota opadła na łóżko ciężko dysząc. Moja chwilowa euforia nagle zniknęła. Zrozumiałem czemu wszystko było takie intensywne.

— Gumka pękła — zauważyłem. Spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek.

— Biorę pigułki — poinformowała na co odetchnąłem z ulgą. Przez moment patrzyłem na nią jakby chcąc zapamiętać ten niesamowity widok odprężonej i zupełnie nagiej Doroty. Nie byłem głupi. Ta noc nic dla nas nie znaczyła. Rano, gdy jeszcze spała wstałem, ubrałem się i wyszedłem.

— DOROTA

Rano zbudził mnie Robert z niespodziewaną wizytą. Szukał Kamili, a ja nie potrafiłam mu pomóc. Całkowicie zaspana wróciłam do łóżka, w którym leżał Sebastian. O dziewiątej zadzwonił budzik i odkryłam, że jestem sama. Przygotowałam sobie kubek mocnej herbaty i zajęłam się poranną rutyną. Sebastian musiał wyjść międzyczasie. Byłam mu wdzięczna, że nie został do rana i uniknęliśmy łóżkowych niezręcznych rozmów. Nie bardzo wiedziałam jak do tego doszło. Wczoraj, kiedy do mnie przyszedł naprawdę byłam na niego zła. Wkurzył mnie swoją powierzchowną oceną mojej osoby. Nie byłam rozpieszczoną panienką. Rodzice nie dawali mi kasy ani na mieszkanie, ani na ubrania. Na wszystko zarabiałam sama. On nic o mnie nie wiedział. Nie wiem jakim cudem wczorajsze rozgniewanie zmieniło się w wybuch namiętności. To było naprawdę udane zbliżenie. Sebastian zaskoczył mnie, kiedy w tak wspaniały sposób zajął się mną, a jeszcze bardziej zaskoczył mnie, kiedy tak po prostu wyszedł. Miałam go za niedojrzałego cwaniaczka, a wczoraj zachował się jak mężczyzna. Oboje nie potrzebowaliśmy tego typu komplikacji w naszym życiu. Miałam nadzieję, że dla niego to było jasne. Usiadłam w kuchni przy swojej herbacie i sięgnęłam po telefon. Napisałam krótką wiadomość do Kamili, o którą zaczynałam się już porządnie martwić. Spojrzałam na SMS od Wiktora, który musiał przyjść w nocy. Pisał to co poprzednio, że za mną tęskni, że myśli o nas i abym mu dała szansę. Nie zamierzałam odpisywać. Wiedziałam, że odezwanie się do niego spowoduje tylko, że będzie pisał więcej i częściej. Liczyłam na to, że zrozumie aluzje w postaci mojego milczenia. Wypiłam herbatę, wybrałam się na zakupy do pobliskiego supermarketu. Trochę mi zeszło na spacerowaniu pomiędzy półkami, ale przecież nie miałam nic innego do roboty. Po powrocie do mieszkania zrobiłam zapiekankę ziemniaczaną, aby mieć co jeść przez kilka kolejnych dni. Przed piętnastą wyszłam z mieszkania i poszłam do pracy. Miałam mieć wolne, ale Szymek napisał, że zagra dziś jakiś zespół i będę potrzebna. Można powiedzieć, że w taki sposób mijał mi każdy kolejny dzień. Pub był całkowicie pusty, przy barze siedział samotnie Szymek.

— Hej przystojniaku — powiedziałam i podeszłam do niego. Uśmiechnął się do mnie szeroko.

— Cześć — powiedział. Pochyliłam się i cmoknęłam go w policzek.

— Jak się trzymasz?

— Dobrze. Szykuję pokój dla Marysi. Kiedy wróci będzie miała niespodziankę. Liliana dzwoniła. Są już po pierwszej terapii — opowiedział. Pogładziłam go po ramieniu i przeszłam za bar. Zaczynałam sama, a chłopcy mieli przyjść później. Nim pojawili się pierwsi goście zajęłam się sprzątaniem sceny. Przetarłam też stoliki, powycierałam kufle i przyniosłam z zaplecza kilka butelek whisky. Zaczęli się pojawiać klienci i na sali zrobiło się gwarno. Najpierw zjawił się Bartek w wyjątkowo dobrym humorze i wziął się za pracę nucąc coś pod nosem. Szymek zawinął się na górę, kiedy zrobiło się naprawdę tłoczno i wtedy pojawił się Sebastian.

— Przyniesiesz beczkę z piwem — zagadnął go Bartek na wejściu. Chłopak skierował się na zaplecze, a ja ruszyłam za nim. I tak miałam iść po paluszki i orzeszki, a przy okazji musiałam choć przez chwile zostać z nim sam na sam.

— Pomóc ci? — zagadnęłam zwyczajnie. Spojrzał na mnie pytająco.

— Nie ma potrzeby — odpowiedział i wyciągnął metalową beczkę z piwem. Beczki nie były zbyt ciężkie, bo mieściło się w nich po dziesięć litrów, więc Sebastian bez większych problemów podniósł jedną. Nadal stałam przy drzwiach magazynu i przytrzymałam mu drzwi, kiedy wyszedł. Sama nie wiedziałam czego się powinnam spodziewać. Sebastian nie zachowywał się inaczej niż zwykle. To ja panikowałam i to niepotrzebnie. Podeszłam do półek i wyciągnęłam kilka opakowań przekąsek. Sebastian wrócił po minucie po drugą beczkę.

— Wszystko jest ok? — zagadnęłam go wprost. Przystanął mijając mnie i uśmiechnął się szeroko.

— Oczywiście, że tak.

— Wczoraj… — zaczęłam niepewnie. Sebastian oparł się o regał i teraz górował nade mną. Poczułam się przy nim taka mała i bezbronna. Zwykle nie czułam się tak przy mężczyznach. Nie onieśmielali mnie.

— Myślałem, że wczoraj było taką jednorazową akcją — powiedział spokojnie.

— Tak. Tak właśnie było — zapewniłam go.

— Czyli dziś zapominamy o wszystkim i jest tak jak było. Nadal się nie lubimy — dodał, a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Naprawdę ładnie się uśmiechał.

— To nie tak, że ja cię nie lubię — powiedziałam i dałam mu delikatnego kuksańca w bok. Zaśmiał się głośno.

— Ja też cię lubię Dorota, ale bez obaw to co się stało wczoraj zostanie między nami i nigdy się nie powtórzy. Chyba, że będziesz chciała — powiedział po czym odszedł i podniósł kolejną beczkę.

— Nie będę — zapewniłam. Sebastian mrugnął do mnie zawadiacko po czym wyszedł. Poszłam za nim i wróciłam do pracy. Było jak zawsze w weekend. Pub tętnił życiem, a my uwijaliśmy się jak szaleni, aby wszystkich obsłużyć. Dopiero po dziesiątej miałam okazje usiąść i odetchnąć. Sebastian stał przy loży na wprost baru. Grupka, która tam siedziała pojawiła się już kilka godzin temu i zamawiali kolejną kolejkę piwa. Dwóch mężczyzn, osiłków prosto z siłowni. Niemal łyse głowy i szerokie bary. Mieli na sobie niemal identyczne stroje z jakimś logo. Przy nich cztery dziewczyny. Dwie wyglądały na starsze, a dwie całkiem młode. Długonoga blondynka z kucykiem właśnie pogładziła ramię Sebastiana i zaśmiała się z czegoś. Ewidentnie z nim flirtowała. Obserwowałam, jak ten rozmawia z nimi zbierając zamówienia.

— Nasz Casanova znowu w akcji — skwitował Bartek stając obok mnie.

— Jak zawsze — westchnęłam. Obserwowałam jak nasz kolega odchodzi od stolika a blondynka wodzi za nim wzrokiem i mówi coś do koleżanek. Sebastian wszedł za bar i podszedł do kranu z piwem.

— Ale z ciebie czaruś — zagadnął go Bartek.

— Nie robię tego specjalnie. To mój wrodzony urok osobisty — powiedział z uśmieszkiem.

— Co za skromność — zaśmiałam się. Sebastian spojrzał na mnie pytająco.

— Nie bądź zazdrosna.

— Jestem — powiedziałam. Uśmiechnął się szeroko. Wiedział, że się z nim droczę.

— Blondynka jest gorąca — skwitował Bartek. Sebastian napełnił kolejny kufel piwem i odstawił go na tacę.

— Gorąca i chętna. Ciekawe jak byś sobie poradził z laską, która dla odmiany nie jest tobą zainteresowana i na twój widok nie zdejmuje majtek przez głowę — powiedziałam z ironią w głosie.

— Brzmi jak wyzwanie — zaśmiał się Bartek i pochylił na ladę, aby lepiej słyszeć.

— Nie bawię się w takie coś.

— No daj spokój. Wyciągnij tylko numer telefonu, aby się umówić — zachęcił Bartek i spojrzał na stolik, który obsługiwał. Siedziała przy nim szczupła brunetka z warkoczykami. Całkowite przeciwieństwo napalonej blondynki. Wyglądała na młodszą i z całą pewnością była tutaj pierwszy raz.

— Ta z warkoczykami. Nie masz u niej szans — powiedziałam. Sebastian popatrzył na nią. Postawił ostatnie piwo i sięgnął pod ladę po sok.

— Nie jest w moim typie.

— Nie każe ci się z nią żenić. Wyciągnij tylko numer telefonu — powiedziałam. Sebastian popatrzył na nią, a potem na mnie i widziałam po jego minie, że przyjął wyzwanie. Bartek zaśmiał się, kiedy ten wrócił do stolika i zaczął stawiać na nim zamówienie. Sok był właśnie dla tej dziewczyny. Gdy stawiał go przed nim coś powiedział, a ona cała zarumieniona odpowiedziała. Blondynka nie odpuściła i zaczęła coś mówić, aby zwrócić na siebie jego uwagę, ale Sebastian nie spuszczał oczu z brunetki. Odszedł i przeszedł do kolejnego stolika, który obsługiwał, ale nie odpuszczał, posyłał dziewczynie czarujące spojrzenia, na które ona reagowała rumieńcem. Byłam pewna, że nie pójdzie mu z nią tak łatwo. Raczej wprowadzał ją w zakłopotanie niż czarował. Bartek wziął się za sprzątanie, więc i ja podniosłam tyłek i zajęłam się pracą. Pod koniec zmiany Sebastian tryumfalnie oznajmił, że jest z nią umówiony. Poklepałam go po ramieniu z aprobatą. Poszłam po swoje rzeczy na zaplecze, a on ruszył za mną.

— Dorota. Między nami naprawdę jest wszystko po staremu? — zapytał.

— Jasne. Posłuchaj młody. Nie jestem szukającą stałego związku laską. Chyba się wcale do tego nie nadaję. Było miło, ale to była jednorazowa akcja między nami i nie ma się co nad tym rozczulać — powiedziałam. Podeszłam i poklepałam go po ramieniu, a on patrzył na mnie podejrzliwie.

— Chciałem się tylko upewnić.

— Spoko. Jest dobrze. A teraz zmykam do domu — zapowiedziałam po czym wyszłam. Chłopcom pozostało jeszcze zmyć podłogę i zamknąć. Z racji, że przyszłam dziś wcześniej to mogłam wyjść przed sprzątaniem. Po uliczkach przy rynku krążyli jeszcze jacyś imprezowicze. Na ławce w parku, przez który przechodziłam spał jakiś typ. Wyciągnęłam telefon z torebki, aby sprawdzić czy Kamila mi odpisała, natomiast dostałam kolejne wyznania miłości od Wiktora. Zaczynałam się naprawdę martwić o przyjaciółkę. Prosiła by dać jej czas, że musi sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć. Ale to była już lekka przesada, bo zaszyła się w domu rodzinnym i do nikogo nie odzywała. Kamila kochała Roberta od zawsze i mimo to, że nigdy mi o tym wprost nie mówiła to widziałam jak na niego patrzy. Nie dziwiłam się jej, bo Robert Adamczyk był jednym z najprzystojniejszych facetów jakich znałam. O ile ciche wzdychanie do niego nie było czymś niedozwolonym to wdanie się z nim w romans, kiedy on wziął ślub nie mieściło mi się w głowie. Współczułam jej bardzo, bo cierpiała, ale z drugiej strony zazdrościłam jej, bo kochała. Ja nigdy nie czułam smaku miłości. W moim życiu pojawiali się faceci, ale nigdy nie było to coś poważnego. W gimnazjum był Damian, przystojny, grał w kosza był popularny i pocałował mnie po szkolnej dyskotece. To był bardzo nieudany pocałunek, podczas którego kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić i kiedy już liczyłam na więcej okazało się, że zaczął się spotykać z Izą. Wkurzona i przekonana o tym, że byłam kiepska w całowaniu postanowiłam nabrać doświadczenia. W tym pomógł mi Szymek. Nigdy nie byliśmy parą, ale nie przeszkadzało mi to, aby kilka razy zajść do jego pokoju obok garażu. Szymek miał wtedy wyjechać na studia i zrobił mi wielką przysługę spędzając ze mną noc. Był moim pierwszym mężczyzną. Potem pojawił się Jarek, byłam z nim na kilku randkach po których baraszkowaliśmy na tylnym siedzeniu samochodu jego ojca. Lubiłam go, ale bez wzajemności, bo okazało się, że w każdy piątek spotyka się z dziewczyną ze wsi obok. Na studniówkę poszłam z Patrykiem, z którym chodziłam do jednej klasy, podobał mi się szalenie, ale prócz balu i całkiem udanej nocy w hoteliku, nic więcej się między nami nie wydarzyło. Potem był Michał i Filip obaj poznani na wakacjach po zakończeniu szkoły. Przystojni, czarujący, ale jednorazowi. Już wtedy wiedziałam, że seks i miłość nie muszą iść ze sobą w parze, że mogę sypiać z facetami kompletnie nic do nich nie czując i czerpać z tego przyjemność. Kiedy pojechałam pracować do Niemiec był Wiktor. Sebastian był siódmym mężczyzną, z którym spałam. Czasem zastanawiałam się czy ta liczba oznaczała, że byłam puszczalska. Nie czułam się rozwiązłą kobietą. Znałam laski, które na każdej imprezie zaliczały faceta. Owszem lubiłam flirtować, ale nie każdy facet, do którego się uśmiechałam lądował między moimi nogami. Podobało mi się, kiedy mężczyźni się za mną oglądali, zagadywali mnie i próbowali zdobyć. Specjalnie ich kokietowałam nie raz z góry zakładając, że i tak nic z tego nie będzie. Czy było w tym coś złego? Chciałam się zakochać. Poczuć to coś, o czym mówiła Kamila i Szymek, ale nie potrafiłam. Czekałam na jakiś grom z jasnego nieba. Moment, w którym zobaczę tego jedynego i będę wiedziała, że to właśnie jest to. Liczyłam na to, że moje serce zabije mocniej, poczuje te motyle w brzuchu, stracę oddech z miłości. Coraz częściej docierało do mnie, że może to się nigdy nie wydarzy, że czekam bez sensu na coś wzniosłego a nie skupiam się na tym, że wokół mnie pojawiają się mili, ciekawi mężczyźni z którymi mogłabym spróbować być. Może byłam niepoprawną romantyczką? A może po prostu byłam głupia?

— SEBASTIAN

Nigdy nie byłem na randce. W moim życiu były kobiety, ale nigdy nie randkowałem. Miałem piętnaście lat, kiedy koleżanka brata zaproponowała mi seks po jakiejś imprezie. Zgodziłem się bez wahania i przez kolejne dwa lata sypiałem z nią regularnie. Była osiem lat starsza, gorąca i doświadczona. Nie był to związek w normalnym znaczeniu tego słowa, raczej układ. Wiedziałem, że brat byłby zły, więc spotykaliśmy się potajemnie w wiadomym celu. Była moją prywatną seksmasterką. Tak jak niespodziewanie się zaczęło, tak samo niespodziewanie się zakończyło. Poznała mężczyznę i dziś byli już zaręczeni. Nie przeżywałem tego rozstania, bo nie miałem czego. Wiedziałem, że nic mnie z nią nie łączyło. W technikum, do którego chodziłem nie było zbyt wielu dziewczyn. Zdarzało mi się poznawać jakieś na imprezach, podrywałem je i spędzałem kilka upojnych chwil gdzieś w toalecie lub na zapleczach klubów. Nie brałem od nich numeru telefonu, a one nie oczekiwały, że je o to poproszę. Nie szukałem sobie dziewczyny, bo wiedziałem, że nie jest mi to potrzebne. W mojej sytuacji życiowej nie nadawałem się do związków. Nie miałem kasy na randki, prezenty na walentynki. Od szesnastego roku życia pracowałem na złomowisku, więc nie miałem na to też czasu. Dlatego też dzisiejsza randka mnie stresowała. Kiedy zagadałem dziewczynę z warkoczami a ona zarumieniła się uroczo wiedziałem, że nie mam szans. Takie dziewczyny nie zadawały się z takimi facetami jak ja. Nie odpuściłem tylko ze względu na wyzwanie, które rzuciła mi Dorota. Gdy ona i jej znajomi zbierali się do domu podszedłem i zagadałem ją o numer. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy dziewczyna wyskoczyła z tekstem, że nie da mi numeru telefonu tylko weźmie mój, jeśli naprawdę tego chce. Zszokowany zapisałem jej swój numer. To było dziwne uczucie, bo przez kolejny dzień wyczekiwałem z niecierpliwością czy zadzwoni. Zadzwoniła wieczorem. Rozmawialiśmy niemal godzinę, aż mój brat zainteresował się z kim tak długo gadam. Anna okazała się gadułą, ale nie w negatywny sposób. Kiedy tylko się rozłączyłem miałem ochotę zadzwonić ponownie i słuchać jej głosu. Opowiadała o przeprowadzce do Krakowa i o tym jak podoba się jej to miasto. Miałem inne zdanie na ten temat, ale ona próbowała mnie przekonać, że mieszkamy w najpiękniejszym mieście w kraju. Umówiliśmy się do kina. Ku mojemu zaskoczeniu wybrała film akcji, a nie żadną nudną komedie romantyczną. Przeszukałem swoją szafę w poszukiwaniu czegoś fajnego, ale wiedziałem, że nie znajdę w niej nic oprócz czarnych koszulek zakupionych w lumpeksie. Wybrałem jedną z lepszych z moim ulubionym zespołem punkrockowym, zarzuciłem na siebie skórzaną kurtkę i poprawiłem nastroszone włosy.

— Gdzie się tak stroisz? — zagadnął mnie brat, kiedy zszedłem na dół.

— Wyobraź sobie, że idę na randkę — pochwaliłem się.

— Z tą koleżanką z baru?

— Nie — zaśmiałem się. Opowiadałem mu o Dorocie i o tym jaka jest wobec mnie złośliwa. Nie wspomniałem o tym, że spędziłem z nią noc, bo takich szczegółów mój brat nie musiał wiedzieć. — Umówiłem się z taką jedną dziewczyną.

— Fajna?

— Bardzo fajna — odpowiedziałem. Łukasz uśmiechnął się do mnie szeroko. Wyglądał dziś na zmęczonego i nie chodziło o to, że miał kocioł w pracy. Był zmęczony psychicznie. Wiedziałem, że jest krucho. Na kuchennym stole znowu leżał niezapłacony rachunek, a nasza lodówka świeciła pustkami. Dałem mu w tym tygodniu większość mojej tygodniówki by zapłacił zaległe rachunki. Musieliśmy jeszcze mieć forsę na zadatek, jeśli chcieliśmy wynająć mieszkanie.

— Chcesz jakąś kasę?

— Nie. Mam pieniądze — powiedziałem. Wyciągnąłem kilka stów z oszczędności, aby mieć na bilety do kina i jakieś jedzenie. Zeszłego lata pojechałem na zbiory szparagi do Niemiec i całe zarobione pieniądze trzymałem jako oszczędności. Starałem się z nich nie wybierać, ale sytuacja czasem mnie do tego zmuszała.

— Baw się dobrze — powiedział Łukasz, ziewnął szeroko i poszedł na górę do swojego pokoju. Spojrzałem za nim smutno. On dawno nie wychodził nigdzie ze swoimi znajomymi. Kilka lat temu bywali tu jego koledzy z salonu tatuażu, ale ostatnio mój brat zachowywał się jak pustelnik. To nie było dobre posunięcie. Nasza sytuacja nie była dobra, ale też nie tragiczna. Mieliśmy dach na głową i jako tako się utrzymywaliśmy. Nie miałem już dziesięciu lat i starałem się mu pomagać. Musiałem z nim na ten temat pogadać. Może wpadłby kiedyś do pubu na piwo ze znajomymi. Rozerwałby się trochę. Ewidentnie tego potrzebował.

Kiedy zobaczyłem Annę w wydaniu randkowym zaniemówiłem. Cieniutkie warkoczyki zamieniła w rozpuszczoną lekko falowaną fryzurę, miała delikatny makijaż, a nie tonę tapety, która zawsze mnie zrażała u dziewczyn. Ubrała dopasowane jasne spodnie i niebieską bluzeczkę, która podkreślała jej idealną figurę. Była naprawdę urocza. Obejrzeliśmy film pełen scen walk i strzelaniny, a kiedy poszliśmy coś zjeść komentowaliśmy każdą ze scen z przejęciem. Anna mogła się wydawać delikatną panienką, ale nie była taka. Pozory myliły w jej wypadku. Z każdą minutą podobała mi się coraz bardziej i kiedy poszliśmy na spacer wiedziałem, że musze się z nią spotkać ponownie.

— Za to właśnie kocham to miasto — powiedziała, kiedy przechadzaliśmy się brzegiem Wisły.

— Serio? — westchnąłem. Z niechęcią spojrzałem na rzekę i menela, który właśnie wyłonił się z krzaków.

— Jest tutaj coś niesamowitego — oznajmiła i pokazała na oświetlone budynki miasta, w oddali było widać Wawel.

— Całe życie mieszkałem na obrzeżach, w mojej okolicy nie ma nic wspaniałego czy wyjątkowego.

— Masz rodzeństwo?

— Tak. Mam starszego brata

— Zawsze chciałam mieć rodzeństwo. Starszy brat byłby super, zwłaszcza teraz kiedy rodzice się nie dogadują.

— Starszy brat to skarb — westchnąłem. Zwykle nie byłem zbyt wylewny w opowiadaniu o swojej rodzinie. Nie było się czym chwalić. Tym razem jednak czułem się jakiś taki mało skrępowany rozmową. — Mój mnie wychował. Jest dziesięć lat starszy, a rodziców właściwie nie mam — powiedziałem.

— Jak to?

— Mieli wypadek dziesięć lat temu. Mama zginęła na miejscu a ojciec trafił do więzienia za jego spowodowanie — opowiedziałem. Anna zatrzymała się raptownie i obróciła w moją stronę po czym zupełnie niespodziewanie zarzuciła mi ręce na szyję i przytuliła mocno. To był dziwny a zarazem przyjemny gest.

— Tak mi przykro. Musiało wam być bardzo ciężko — westchnęła nadal trzymając mnie przy sobie. Delikatnie objąłem ją w pasie, wykorzystując ten moment bliskości. Nie chciałem być zbyt nachalny, ale położenie dłoni na jej pasie wydało mi się całkiem naturalnym gestem w momencie, gdy ona obejmowała moją szyję.

— Bywało różnie — przyznałem cicho.

— Byliście całkowicie sami? Żadnej rodziny?

— Sami. Nie mamy rodziny. Żadnych troskliwych wujków czy cioci. Mój brat był zmuszony szybko dorosnąć. Miałem ledwie dziewięć lat i został moim prawnym opiekunem. Był w moim wieku i podziwiam go za to, jak się tym wszystkim zajął — powiedziałem. Anna odsunęła się ode mnie, a ja korzystając z okazji złapałem jej dłoń. Splotła palce z moimi. Kiedy ruszyliśmy dalej już cały czas trzymałem ją za rękę. To było szalenie miłe.

— Na pewno zachowałbyś się tak samo.

— Pewnie tak. Łukasz miał już wtedy prace, więc mogłem z nim zostać, a nie trafiłem do domu dziecka. Czasem nie było kolorowo, ale ułożyło się. Łukasz jest tatuatorem — opowiedziałem spokojnie.

— Masz jakieś tatuaże?

— Oczywiście — odpowiedziałem po czym lekko podwinąłem rękaw lewej ręki prezentując zaledwie niewielki fragment dzieła mojego brata. Spojrzała na moją rękę z zainteresowaniem. Mogłem zagadać, że pokaże jej kiedyś cały, ale uznałem, że to byłby bardzo słaby podryw. Na takie teksty to mogłem podrywać laski w pubie. Anna uśmiechnęła się i ponownie złapała moją dłoń co mi się bardzo spodobało.

— Chciałabym mieć tatuaż — wyznała.

— W czym problem? Znam jednego tatuatora — zaśmiałem się.

— Mama by mnie chyba udusiła. Nie lubi tego. Kiedyś jej o tym wspomniałam, to usłyszałam całą wiązankę na temat jak się oszpecę i będę tego żałować na stare lata.

— Co byś chciała sobie zrobić?

— Coś azjatyckiego. Interesuje się tamtą kulturą, w październiku idę na filologię orientalną. Jakiś mały wzorek na nadgarstku byłby super, ale chyba się boję — wyznała.

— Ciekawe zainteresowanie.

— Tak myślisz? Jakoś większość osób postrzega mnie jako lekko szaloną fankę k-popu i anime. A to nie o to w tym chodzi. Bardziej pasjonuje mnie ich kultura, religia i oczywiście język. Nie słucham k-popu.

— A czego słuchasz?

— Lubię różną muzykę. Na moich play listach można znaleźć spokojne ballady, ale też ciężkie metalowe brzmienia — przyznała.

— Lubię starszą muzykę. Punk rock przede wszystkim — powiedziałem.

— Chciałabym iść kiedyś na taki koncert. Na przykład Muse. Bardzo ich lubię — westchnęła.

— Czy oni czasem nie mają koncertu w Krakowie? — zapytałem. Anna zerknęła na mnie z szerokim uśmiechem.

— Mama by mnie udusiła — powiedziała poważnie.

— Czy ty jesteś pełnoletnia? — zapytałem z przekąsem. Anna zaśmiała się i usiadła na ławce ciągnąc mnie za sobą. Nie puściłem jej, a nasze splecione dłonie były między nami, kiedy usiedliśmy.

— Jestem, ale nie zamierzam teraz nagle robić wszystkiego tego co by mi mama zakazała.

— Ale jeśli masz na to ochotę — powiedziałem.

— Pójdę na koncert i zrobię sobie tatuaż, a na dokładkę przyprowadzę jej do domu chłopaka, który się jej nie spodoba — powiedziała po krótkim zastanowieniu.

— Masz na myśli mnie? — zapytałem. Anna chyba nie chciała w ten sposób tego ująć, bo zarumieniła się.

— Nie. Mówiłam teoretycznie. Mama zawsze chce poznawać moich znajomych i sprawdzić, czy są na poziomie. Wkurza mnie z tym okropnie. Zabawne, że panienki z mojej klasy, które ona uznała za odpowiednie okazały się skończonymi sukami — powiedziała. Jej dłoń zadrżała.

— Czasem pozory mylą — westchnąłem i spojrzałem na nią. — Mnie wszyscy postrzegają jako jakąś mroczną postać. Patrzą na mnie i już wiedzą, że na pewno mam gram zioła w kieszeni a co wieczór rozrabiam na mieście. Tym czasem jest zupełnie inaczej. Najbardziej lubię, gdy jakaś staruszka patrzy na mnie z taką pogardą, a ja na przykład ustępuję jej miejsce siedzące w autobusie.

— Koleżanka, z którą wtedy byłam w pubie powiedziała żebym na ciebie uważała — przyznała Anna z uśmiechem.

— Nie posłuchałaś.

— Uznałam, że jest coś w tobie.

— Co na przykład? — zapytałem spoglądając jej w oczy. Zarumieniła się i spuściła wzrok. To było w niej urocze. Ona cała była urocza. Nigdy dotąd nie spotkałem takiej dziewczyny. Miałem wielką ochotę się do niej przysunąć i objąć ramieniem, samo trzymanie jej dłoni to było zdecydowanie za mało.

— Dobrze nam się rozmawia. Od kiedy tu przyjechałam nie mogę sobie znaleźć znajomych. W szkole było kiepsko. Mama posłała mnie do prywatnego liceum z wysokim poziomem. Trafiłam na same bogate i rozpieszczone panienki, które zrobiły sobie ze mnie pośmiewisko. W klubie, gdzie trenuję mam znajomych, ale to nie są bliscy mi ludzie. Poznawanie ludzi szalenie mnie stresuje — powiedziała spokojnie.

— Wiem o czym mówisz.

— Tylko mi nie mów, że ciebie to stresuje. Pracujesz za barem i każdego dnia rozmawiasz z kimś nowym.

— To moja praca. Nie szukam tam znajomych, przyjaciół czy czegokolwiek innego.

— Czyli to nie jest tak, że podrywasz klientki? — zapytała z przekąsem. Zaśmiałem się cicho.

— Byłaś wyjątkiem od reguły — przyznałem uśmiechając się do niej. Nie musiała wiedzieć, że to moi znajomi mnie podpuścili żebym wyciągnął od niej numer. W tym momencie było to całkowicie nieistotne. Przysunąłem się do niej nieznacznie. Nasze dłonie nadal razem były niczym bariera między nami.

— Wracajmy — powiedziała nagle. Pierwsza zeszła z ławki. Ruszyłem za nią. W drodze powrotnej pokazała mi, którędy biega każdego dnia. Opowiadała jak poznała Roberta. Mogłem godzinami słuchać, jak mówi o czymś z przejęciem. Kiedy się czymś ekscytowała oczy jej ślicznie błyszczały, a na twarzy pojawiał się piękny szeroki uśmiech. Byłem tą dziewczyną totalnie zauroczony. Chyba nigdy nie spotkałem kogoś tak niewinnego jak ona. Dziewczyny, które spotykałem do tej pory zwykle były świadome tego co robią i jak działają na facetów. Anna nie miała pojęcia co się ze mną dzieje, kiedy się zalotnie uśmiechała. Ona robiła to nieświadomie. Nie prowokowała mnie. Po prostu taka była. Miałem wrażenie jakbym wpadał w jakiś wir. Tym wirem była ta dziewczyna. Nie planowałem co zrobię, kiedy już dotrzemy pod jej blok. Nie ułożyłem sobie w głowie jak mam ją pożegnać. Kiedy przystanęliśmy, a ona pokazała, gdzie mieszka i dotarło do mnie, że to już koniec chciałem za wszelką cenę by pobyła ze mną jeszcze przez moment. Spędziliśmy ze sobą kilka godzin, a mnie było mało. Serce załomotało mi w piersi i czułem, że panikuję, kiedy ona po raz kolejny zerknęła na drzwi do swojego bloku.

— Było bardzo miło — powiedziała. Nadal trzymałem jej dłoń.

— Spotkamy się jeszcze? — zapytałem. Anna spojrzała na mnie i wiedziałem, że jej odpowiedź jest kluczowa. Zarumieniła się.

— Bardzo bym chciała — odpowiedziała. Odetchnąłem z ulgą, bo ja też nie myślałem o niczym innym. Zabawne, że jeszcze jej nie odprowadziłem po pierwszej randce, a już chciałem planować kolejną. Moglibyśmy następnym razem iść do jakiejś małej cukierni i posiedzieć przy kawie. Bartek mówił o takim miejscu gdzieś blisko rynku w piwnicach. Uśmiechnąłem się do niej szeroko. Popatrzyłem prosto w oczy i wiedziałem, że musze ją pocałować. Nie byłem do końca pewien czy powinienem to zrobić. Ryzykownie przybliżyłem się o krok do niej, a kiedy się nie wycofała uznałem, że teraz albo nigdy. Pochyliłem się nad nią i delikatnie musnąłem ustami jej usta. Poruszyła się gwałtownie jakby kompletnie zaskoczona, ale jednak nie uciekła. Jej śliczne usta poruszyły się na moich. Nie pogłębiłem pocałunku, chciałem jedynie skosztować jej ust i przekonać się o tym jakie są niesamowicie słodkie. W mojej piersi łomotało jak szalone serce. Zawirowało mi w głowie od samego delikatnego pocałunku. Odsunąłem się, ale tylko na kilka centymetrów i patrzyłem jej głęboko w oczy.

— Dobranoc — powiedziałem.

— Dobranoc — wyszeptała. Powoli wyswobodziła swoją dłoń z mojej. Uśmiechnęła się do mnie i odeszła, a ja patrzyłem, jak znika w drzwiach budynku. To było niesamowite. Ta dziewczyna była niesamowita. Miałem wrażenie, że przeżyłem właśnie coś, co nigdy mi się nie zdarzyło. Żadna z poznanych dotąd dziewczyn nie wywołała u mnie takich emocji. Czyżbym się zakochał? To chyba nie było możliwe. Anna mnie szalenie intrygowała, chciałem ją poznać, sprawiać, żeby się uśmiechała, bo uwielbiałem patrzeć na jej uśmiech. Pragnąłem jej słuchać i opowiadać jej o sobie. Jak nigdy chciałem się przed kimś naprawdę otworzyć. Cokolwiek się między nami działo czułem, że chce tego mieć więcej.

— DOROTA

Stałam na chodniku i patrzyłam jak taksówka z Kamilą znika za rogiem ulicy. Pojechała. Kiedy zjawiła się dwa dni temu z informacją, że jedzie do Norwegii do swojej starszej siostry nawet nie starałam się jej przekonywać, że to nie jest dobry pomysł. Ucieczka przed problemami nigdy nie była dobrym pomysłem, a ona właśnie uciekała. Widziałam jednak jak mocno jest nastawiona na ten wyjazd i jak głęboko przekonana, że robi dobrze. Po za tym źle się czułam. Od tygodnia chorowałam, początkowo było mi słabo i wymiotowałam. Pewnie uznałabym, że to grypa żołądkowa, gdyby nie fakt, że sięgnęłam po tabletki antykoncepcyjne i zorientowałam się, że zażywam te nie swoje. Liczyłam pigułki z przerażeniem, bo skoro wzięłam nie swoje opakowanie to wszystko zrobiłam źle. Mój okres nie powinien być dwa tygodnie temu, kiedy go się spodziewałam tylko właśnie w tym tygodniu. Skoro dwa tygodnie temu nie byłam przed okresem to według wszelkich obliczeń miałam owulacje i byłam nie na swoich tabletkach. Wniosek był jeden. Mogłam być w ciąży. Kupując test w aptece wmawiałam sobie, że to tylko dla pewności, że to kompletnie nie jest możliwe. W tym momencie byłam już pewna, że jestem w ciąży. Kamila odjechała, a ja zostałam z tym sama. Wiedziałam, że nie mogę popadać w panikę. Zebrałam się jak zawsze do pracy i starałam sobie wszystko poukładać w głowie. Nie było to proste. Szłam szybko przez zatłoczone uliczki Krakowa, ale zdawało mi się jakbym była w innym świecie. Jakby wszystko co mnie otaczało nie istniało, była tylko ta jedna myśl o tym, że jestem w ciąży. Rosło we mnie nowe życie. Oczywiście, że nie byłam na to gotowa, nie planowałam tego, ale też nie czułam strachu. W moich planach na życie zawsze było dziecko. Może nie teraz, nie w takich okolicznościach i nie z chłopakiem, do którego nic nie czułam. Kiedy weszłam do pubu, w którym już siedziało kilka osób a za barem stał jakiś wyjątkowo uśmiechnięty Szymek odczułam pewnego rodzaju ulgę. Będzie dobrze. Pomyślałam sobie.

— Hej — przywitałam się.

— Cześć — odpowiedział.

— A co ty taki zadowolony?

— Robert pojechał za Kamilą. Spotkali się na lotnisku i razem polecieli odwiedzić Monikę — oznajmił wesoło.

— Pogodzili się?

— Na to wygląda.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 26.46
drukowana A5
za 48.51