E-book
1.47
drukowana A5
10.78
Scenariusze, listopad 2018

Bezpłatny fragment - Scenariusze, listopad 2018

Objętość:
32 str.
ISBN:
978-83-8189-559-0
E-book
za 1.47
drukowana A5
za 10.78

W sklepie z zabawkami

Scena 1. Wnętrze

Kamera pokazuje nastoletniego chłopca Zakseta, który z obojętną miną przygląda się spokojnie zabawkom, zaś jego wzrok wędruje kilkukrotnie z jednej zabawki na drugą, tak jakby on chciał kupić coś pięknego dla kogoś bliskiego. Tylko tymi spojrzeniami chłopaczek pokazuje widzowi swoje zamierzenia, ponieważ Zakseto wcale się nie uśmiecha, ani nie przystawia rąk do twarzy jak jakiś myśliciel czy filozof.

Teraz w kadrze pojawia się młody, elegancko ubrany mężczyzna, którego gra Patryk Daniel Garkowski. Stoi za plecami Zakseta, obserwuje go uważnie, ale jednak Zakseto wcale go nie dostrzega, bo jest przecież zaabsorbowany pięknem zabaweczek.

Mężczyzna: Ale piękne zabawki. — Mężczyzna patrzy na zabaweczki z uwielbieniem.

Mężczyzna: Wszystkie są tak szczelnie zapakowane… — Chłopiec znowu nie odwraca się, dalej patrzy w jeden punkt. Ale teraz podnosi brwi, tak jak gdyby był zdziwiony okazaną głupotą. Mężczyzna z kolei jest lekko zirytowany ignorancją nastolatka, ale mimo to zaraz powraca do równowagi: on znowu się uśmiecha i mówi łagodnie oraz uprzejmie:

Mężczyzna: Chłopczyku, pewnie kupujesz prezencik dla swojego braciszka, co? Mam rację?

Zakseto: Nie.

Mężczyzna: O, to pewnie dla jakiejś dziewczyny, wybranki twojego serca?

Dopiero teraz Zakseto nie stoi do Mężczyzny plecami. Zakseto normalnie rozmawia.

Zakseto: Nie, nie dla dziewczyny.

Mężczyzna: O, to może mógłbym ci chociaż w czymś doradzić? Będzie mi szalenie miło.

Zakseto: Obejdzie się bez twojej pomocy. Dziękuję. — nagle Zakseto uśmiecha się szeroko.

Mężczyzna: Wybacz mi, proszę, ale każdy ma prawo przebywać w tym sklepie. Ja muszę kupić zabaweczki dla smutnych dzieci z domu dziecka. Każdego roku sprawiam im taką przyjemność. Ale warto, zapewniam. Bo potem one są takie szczęśliwe i takie zadowolone. Chociaż nie wiem doprawdy, jak można się zachwycać tymi wszystkimi badziewiami. A gdybym był w ich wieku, to zadowoliłyby mnie najbardziej tylko dwie rzeczy: komputer i internet.

Po tym jak Mężczyzna skończy mówić, Zakseto odwraca się, bo nie chce już konwersować. On teraz stoi plecami do swojego rozmówcy.

Mężczyzna: Słuchaj, mam świetny pomysł. Zapłacę ci sporo, sporo pieniążków, jeśli teraz zepchniesz z półek wiele zabawek, tak aby wszystkie one pospadały z łoskotem na podłogę. Powiedzmy, że wyceniam tę usługę na [powiedzieć kwotę].

Chłopak znowu odwraca się do Mężczyzny i podchodzi blisko niego, stoi tak blisko, że wygląda to bardzo agresywnie.

Zakseto: Nie ma mowy. I spadaj stąd szybko. Wyjdź stąd!

Mężczyzna wychodzi.

Scena 2. Plener

Kamera pokazuje, jak Zakseto wychodzi z galerii handlowej z pustymi rękami. Nic nie kupił. Zaczepia go w pewnym momencie Mężczyzna:

Mężczyzna: Nic nie kupiłeś, kolego. Zmarnowałeś tylko swój cenny czas.

Zakseto: Idź stąd, poszedł, precz!

Mężczyzna: Ale potrzebuję twojej pomocy. Kupiłem mnóstwo, mnóstwo zabawek. Są załadowane w mojej ciężarówce, tu, na parkingu. Wsiądę do niej teraz i prędziutko pojadę do domu dziecka, ale ktoś musi mi pomóc rozładować na miejscu wszystkie te pakuny. Sam sobie nie poradzę, mam takie słabe dłonie, niezdolne do noszenia ciężarów. Co ty na to, że damy prezenty razem, wspólnie tym nieszczęśliwym, smutnym dziecinom. Czy wyciągniesz do mnie pomocną dłoń? Pojedziesz ze mną do domu dziecka?

Zakseto: No dobrze. Zgoda.

Mężczyzna: Cudownie. Proszę tędy, za mną.

Kamera pokazuje, jak oboje oni odchodzą, Mężczyzna idzie z przodu, a Zakseto zaś nieznacznie z tyłu.

Mężczyzna: A jak masz na imię?

Zakseto: Zakseto.

Mężczyzna: Jakie rzadkie i niespotykane imię!

Umówione spotkanie

Kamera pokazuje park wieczorem, a chwilę potem ławkę, na której siedzi nastoletnia Dziewczyna. Ona robi teraz coś na komórce: dotyka palcem ekranu i rusza tym palcem co jakiś czas. Ta komóreczka musi być koniecznie wyłączona! Nagle podchodzi do niej Mężczyzna, młody i elegancko ubrany, którego zagra Patryk Daniel Garkowski. On staje blisko ławki i mówi uprzejmie, łagodnie do Dziewczyny:

Mężczyzna: Dzień dobry. Pewnie czekasz na kogoś, prawda?

Dziewczyna chowa komóreczkę do kieszeni. Teraz bardzo słabo, delikatnie, uśmiecha się i mówi:

Dziewczyna: Czy my się znamy?

Mężczyzna: Pierwszy raz cię widzę na oczy. Ale szalenie miło mi cię poznać. — Mężczyzna troszkę się kłania, ale to jest tylko niewielki ruch głową w dół.

Dziewczyna: Aha?

Mężczyzna: Wiesz, jest mi troszkę przykro. W tak piękny i cieplutki dzień siedzisz sobie rozwalona i zadowolona. Powinnaś, tak jak my wszyscy, spacerować teraz po chodniczkach, spoglądać co chwila na ten rój, na tę mnogość kolorowych liści. Ale, niestety, postępujesz zupełnie odwrotnie, wręcz karygodnie.

Kamera pokazuje znowu park, pokazuje opadłe z drzew liście. A zwłaszcza uświadamia, że nie ma wokoło żadnych spacerujących ludzi. Dziewczyna teraz znowu się uśmiecha z politowaniem, jakby rozmawiała z jakimś głupiutkim chłopcem. Ona nie traktuje swego rozmówcy poważnie.

Dziewczyna: Jesteś zdenerwowany? Nie podoba ci się, że siedzę?

Mężczyzna: Po prostu jestem w głębokiej otchłani rozpaczy. Bo to nie wypada tak dojrzałej pani jak ty, żeby siedzieć bezczynnie i nic nie robić! Jejku, wszędzie na chodniczkach wala się pełno liści, ktoś musi je uprzątnąć, zdmuchnąć, tak aby leżały na trawie i nikomu nie przeszkadzały. Zrozum, siostrzyczko, moje prestiżowe buty zasługują na najlepsze traktowanie. Bądź tak łaskawa i wspomóż nasz zaniedbany park; on tonie w powodzi liści. A drzewa odwdzięczą się za pomoc, zaczną do ciebie mówić i zdradzać swoje najskrytsze sekrety. A mają sporo za uszami, często z nimi rozmawiam i wiem różne rzeczy.

Dziewczyna: Jakie sekrety? Zdradź mi choć jeden z nich.

Mężczyzna: O, widzę, płoniesz z ciekawości. Mówiły mi, jak kiedyś, w nocy, przez ten park przechodził okrutny łobuziak, miał on piętnaście albo szesnaście lat. Bo widzisz, drzewa nie potrafią rozpoznawać dokładnie wieku ludzi. Nie są nigdy pewne, ile ktoś ma lat. No i ten podły chłopaczek złamał gałąź starego drzewa, tak dla zabawy, dla własnej uciechy. Potworność, prawda? Ale biedne, poranione drzewko ukarało bandytę, wydrapało mu oczy długimi gałęziami. Wtedy łobuz przestał widzieć na zawsze, ale jakoś udało mu się wybiec z parku i przeżyć. Opowiem ci jeszcze drugą, znacznie bardziej ciekawą historię.

Dziewczyna: Rozkręciłeś się.

Mężczyzna: Nie bądź bezczelna, bardzo cię proszę. Kiedyś rósł tutaj, tu, gdzie stoimy, prastary, wielki las. I przez ten ogromny, tajemniczy las przejeżdżał na swoim koniu młody myśliwy, który postąpił bardzo nierozważnie, bo podróżował sam, bez żadnego towarzysza podróży. I któreś złośliwe, stare drzewo wykorzystało nadarzającą się okazję, pochwyciło gałęziami jadącego człowieczka, unieruchomiło. A pochwycony, biedny nieszczęśnik wisiał tak w powietrzu przez wiele, wiele dni.

Dziewczyna: A co się stało potem z tym człowiekiem? Jaki spotkał go los?

Mężczyzna: Och, on wcale nie jadł i nie pił, skoro był totalnie unieruchomiony. Nie mógł nawet podrapać się po nosie ani ruszyć nogami. Głodne wilki nie mogły go dosięgnąć i rozszarpać, skoro był podwieszony tak niezwykle wysoko. A złośliwe drzewo było bardzo inteligentne, odganiało wszystkie drapieżne bestie, w tym także ptactwo latające w powietrzu. Chociaż koń został zjedzony, to jego właściciela zwierzaki nie mogły tknąć. Ale gorące promienie słońca parzyły myśliwego, jego buziulka była cała brązowa i spalona jak frytka od tego upału. Nocami natomiast dawał się we znaki przeszywający ciało chłód. Biedaczek nie dostał nic do picia, więc umarł straszną śmiercią. Ale to nieważne, nie rozmawiajmy o tej przerażającej historii. Nie chcę sobie tego wszystkiego wyobrażać, nie chcę o tym w ogóle myśleć. Zapłacę ci sporo, sporo pieniążków, jeśli będziesz przez dwie godziny pracowicie uprzątała chodniczki z liści. Mogę ci dostarczyć potrzebny sprzęt. Spełnij moją skromną, małą prośbę, a będę ci wdzięczny do końca życia.

Dziewczyna: Nie, dziękuję. Absolutnie nie będę wymiecała liści z chodników.

Mężczyzna: Trudno. Twoja strata. Och, doprawdy, to by była taka fajna, superowa zabawa. Do widzenia.

Dziewczyna: Do widzenia.

Kocyk na korytarzu

Kamera pokazuje piękny i nowoczesny korytarz. Na podłodze siedzi Chłopiec (niech go zagra aktor w wieku 16—17 lat). On robi coś na komórce, dotyka palcem ekranu i co chwila rusza tym palcem po ekraniku. Rekwizyt jest wyłączony, ekran komórki musi być czarny i żadne dźwięki nie mogą dochodzić. Chłopiec uśmiecha się lekko, ale nie odsłania zębów.

Teraz podchodzi do Chłopca elegancko ubrany Mężczyzna, którego zagra Patryk Daniel Garkowski. Mówi uprzejmie, łagodnie do Chłopca. Chłopiec nawet na niego nie patrzy, dalej jest pochłonięty swoim telefonem i przesuwa palcem po ekranie.

Mężczyzna: Ojej, siedzisz na takiej brudnej, paskudnej podłodze. — Chłopiec teraz już się nie uśmiecha, patrzy kpiąco na Mężczyznę, podnosi brwi, uważa Mężczyznę za głuptasa.

Chłopiec: Człowieku, będę siedział, gdzie mi się podoba! Nic ci do tego!

Mężczyzna: Ale brzydko mówisz. A ja chcę ci tylko pomóc.

Chłopiec: Naprawdę chcesz mi pomóc? No to idź i przynieś mi prędko koc. Usiądę na nim.

Mężczyzna: Dobrze, tak zrobię. Poczekaj chwilkę, chłopczyku, zaraz, za momencik do ciebie wrócę.

Chłopiec nie uśmiecha się wcale, od razu znowu patrzy w komórkę i sunie palcem po ekranie.

Mężczyzna: Trzymam teraz w rączce miły w dotyku kocyk. Jest w niebieściutkim kolorze i proszę cię z całego serduszka, abyś zechciał na nim usiąść. Wtedy nie pobrudzisz sobie spodenek o podłogę.

Chłopiec: Dawaj mi to.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 1.47
drukowana A5
za 10.78