E-book
14.7
drukowana A5
60.84
Scarlett

Bezpłatny fragment - Scarlett


Objętość:
370 str.
ISBN:
978-83-8126-032-9
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 60.84

Wstęp

Jeżeli w pewien piękny, bezchmurny poranek spojrzysz w niebo i bardzo długo i dokładnie będziesz się w nie wpatrywał, być może dostąpisz zaszczytu ujrzenia świateł latarni Milleni. Nie jest to rzecz spotykana na co dzień, ponieważ my, ludzie nie mamy czasu na zajmowanie się takimi głupotami. A przynajmniej tak mówimy. Jeśli jednak masz czasu pod dostatkiem i uważasz siebie za najbardziej ciekawską osobę na świecie, połóż się w taki wyjątkowy dzień na trawie i wpatruj się w niebo nad Tobą. Być może dzięki temu dołączysz do grona tej garstki osób, która miała okazję ujrzeć choćby jeden blask latarni, oświetlające nocą ulice Milleni.

A czymże jest Millenia? To cudowne miejsce, zamieszkane od setek tysięcy lat przez istoty, nazywane Milleńczykami. Zatem kim oni są? Gdybyś przypadkiem spotkał jednego z nich na ulicy, nie zorientowałbyś się, że oto właśnie obok Ciebie przeszedł Milleńczyk. Wyglądają jak my, zachowują się jak my, nie są żadnymi dziwnymi kreaturami. Jednak coś nas musi różnić. Milleńczycy przez fanatyków mogliby zostać nazwani,,nadludźmi”. Dlaczego? Otóż Milleńczycy posiadają zdolności, których my, ludzie nigdy nie będziemy w stanie posiąść. Jakie one są? Och, dość prozaiczne; nadludzka siła, super inteligencja, a czasem nawet coś, co ludzie nazywają magią, czyli zdolności do multiplikacji, stwarzania iluzji lub zawładnięciem czyimś umysłem. Co prawda takie rzeczy zdarzają się znacznej mniejszości Milleńczykom. Istoty proste, jak są potocznie nazywane, posiadają po prostu nad wyraz rozwiniętą jedną umiejętność. Z czasem dzięki temu stają się wyjątkowi.

My, ludzie już nie raz próbowaliśmy odnaleźć tzw. istoty pozaziemskie, jednak gdy to się jak do tej pory nie udało, niektórzy z nas postanowili przenieść je na,,duży ekran”. Stąd wszystkie te filmy science-fiction czy fantasy bijące rekordy popularności- to po prostu próba udowodnienia, iż nie jesteśmy sami we wszechświecie. Gdyby tylko któryś z nas zechciał poświęcić kilka chwil i spojrzeć w górę…

Lecz czymże jest ta Millenia? Otóż jeżeli przypomnisz sobie obrazy z podręczników przedstawiające starożytny Rzym lub Grecję, to tak mniej więcej przedstawia się Millenia. Władcy nią panujący przez setek tysięcy lat nie odważyli się zmieniać zabudowań miasta, jedynie co po niektórym artystom pozwalano na wybudowanie bardziej awangardowych budowli. Dzięki temu na Rynku Głównym po dziś dzień stoi okazała gotycka świątynia, w której oddawana jest cześć różnym bóstwom. Ponieważ, pomimo ich zdolności, Milleńczyków nie można nazwać bogami. Ponadto prócz tradycyjnych domów, często przypominających parodię brył geometrycznych, można by wyróżnić solidniejsze kamienice, w których zamieszkują bogatsi. Jednak sposób poruszania się po mieście nie zmienił się dotychczas; wciąż używa się powozów ciągniętych przez konie, np. wyniszczonych rydwanów, a droga wyłożona jest kocimi łbami, lecz kanalizacja, o dziwo, stoi na wysokim poziomie.

Millenię najbardziej wyróżnia zamek królewski stojący pośrodku miasta. Jest to drugi zamek, w ciągu całej historii monarchii. Został on wzniesiony z rozkazu króla Vasiliasa Toma. Zatem rodzina królewska opuściła mury starożytnego zamku wzniesionego na wzgórzu za miastem i przeprowadziła się do okazałego pałacu.

Pałac Regium ma kształt stożka, tylko z kulistym dachem. Do połowy jest wyłożony złotymi blachami, a od połowy w górę jest szklany. Każde okno w kształcie rombu podzielone jest przez również pozłacane, metolowe obramowanie. Oczywiście od środka można zasłonić okno okiennicą, jeżeli ktoś sobie tego życzy. Pałac mieni się w słońcu, dzięki czemu, jeśli spojrzeć na niebo w nocy, można zobaczyć jego blask wielkiej latarni. Jest najbardziej upragnionym miejscem w Milleni, lecz nie każdy może tam wejść. A już tym bardziej mieszkać. Kto zatem zamieszkuje komnaty zamku królewskiego?

Dynastia Tomów trwa nieprzerwanie od dwustu tysięcy lat. Jest drugą monarchią Milleni, a pierwszą która zmieniła ustrój państwa na monarchię konstytucyjną i automatycznie wprowadziła konstytucję.

Królem Milleni jest Izyros Tom, a u jego boku zawsze można ujrzeć przepiękną Mitis- monarchinię. Dziedziców tronu jest aż czterech.,,Aż” ponieważ zazwyczaj były to dwie lub trzy osoby. Być może więcej, lecz nawet jeśli, pozbyto się ich. Jednak ta para królewska kochała swoje potomstwo, choć posiadanie czwórki dzieci prawie zawsze doprowadza do konfliktów na tle władzy. Jednak Izyros i Mitis naiwnie sądzili, że ich dzieci będą sprawiedliwe\, wyrozumiałe i że nigdy nie dojdzie wśród nich do kłótni o to, kto ma być następcą króla.

Pierworodny pary królewskiej nosi imię Enaret. Jest w miarę przystojnym mężczyzną- ma ciemne blond włosy, gładko zaczesane do tyłu, brązowe oczy i przyjemną, delikatną twarz z niezbyt wystającymi kośćmi policzkowymi, aczkolwiek rysy dość ostre; prosty nos, szeroki na końcu, wysokie, szerokie czoło, dolną wargę pełniejszą, ładny uśmiech. Ponadto ma szczupłą budowę ciała, szersze ramiona, a dzięki regularnym ćwiczeniom jest dość wysportowany. Ma ponad 1,80 wzrostu. To mądry, rozsądny, sprawiedliwy trzystu sześćdziesięciolatek, idealny model na przyszłego króla. Posiada większość cech swego ojca, Izyrosa, a jego zdolnością jest pirokineza.

Jednak jest jeszcze jego siostra- Morifia; ma 324 lata, więc nie wiele mniej niż brat. Została wychowana na odważną, niezależną, waleczną kobietę i te cechy w dorosłym życiu są dla niej priorytetowe. Jest wybitną wojowniczką, jedną z niewielu w królestwie. Posiada zdolność kontroli nad naturą, co najczęściej wykorzystuje w walce. Jednak odznacza się nie tylko charakterem, lecz również urodą; Morifia ma długie, czarne włosy, mocno zaznaczone brwi, surowe rysy twarzy, wysokie czoło, wąskie usta, brązowe oczy i pieprzyk nad wargą. Jednakże jej uśmiech jest w stanie skruszyć serce każdego potwora. Morifia nie należy do tzw.,,chucherek”, czy,,wieszaków” — szczupła, aczkolwiek dobrze zbudowana sylwetka są zasługą wielogodzinnych ćwiczeń. Jest trochę niższa od starszego brata- 175 cm wzrostu.

Trzecim w kolejce do tronu jest Fortis- nazywany,,super żołnierzem”. Dlaczego? To proste; Fortis należy do tych wysokich (1,90 m), dobrze zbudowanych blondynów, z niebieskimi oczami. Ma szeroką twarz, często lekki zarost i tak jak siostra wąskie usta. Inteligencją dorównuje rodzeństwu, lecz tak bardzo się tym nie chwali. W zamku uchodzi za podrywacza, więc nigdy nie wiadomo, którą dziewczynę zaprosi na kolację lub proszony obiad. Jako super żołnierz ma zdolności fizyczne dwudziestokrotnie większe od przeciętnego Milleńczyka. Jednak z racji tego, iż ma dopiero 300 lat, starsze rodzeństwo nie zawsze traktują go na poważnie. Lecz jest uznawany za najlepszego żołnierza w kraju- trudno się dziwić.

No i ostatni z licznego rodzeństwa- Scarlett. Cóż o nim można powiedzieć? Przynajmniej jest drugi, jeżeli chodzi o wzrost- 187 cm. I to tyle, jeżeli chodzi o przodowanie w czymkolwiek. Choć on uważa, że w kwestii inteligencji pozostała trójka mu nie dorównuje. Jeśli chodzi o wygląd, tu również nie odstępuje rodzeństwu, aczkolwiek ze względu na jego wiek, czyli 276 lat, nikt nie zwraca na to uwagi. Lecz może warto ją opisać; ma pociągłą twarz, również wysokie czoło, wyraźne kości policzkowe, a gdy zaciska usta w wąską kreskę, powstaje wrażenie, iż łączą się one z kośćmi- aż tak są wyraźne. Do tego ma niebieskie oczy i kasztanowe, lekko falowane włosy do ramion jak Fortis, jednakże budową ciała znacznie się od siebie różnią, ponieważ Scarlett jest całkowitym przeciwieństwem brata- nie jest szpakowaty, ale można go nazwać,,połową Fortisa”.

Scarlett jest piąty w kolejce do tronu i, gdyby marzenia się spełniały, jeśli coś by się wydarzyło, stałby się królem. Odkąd tylko ta myśl zaświtała mu w głowie, zaczął robić wszystko, byleby jak najlepiej przygotować się do ewentualnej roli króla.

W efekcie tego począł obserwować swego ojca podczas czynienia obowiązków najważniejszego mężczyzny w kraju, a potem prosił go o przydzielenie mu jakichkolwiek obowiązków związanych z jego stanowiskiem. Jednak ojciec zawsze odmawiał, tłumacząc się tym, że Scarlett jest za młody, nie zna się na tym, zrobi błąd. Tak więc Scarlett zaczął nienawidzić ojca; co kolację przyglądał się mu i z każdym wieczorem znajdywał w nim coraz więcej wad. A sobie z dnia na dzień przypisywał niezliczone zalety, dzięki którym byłby idealnym królem- nie to, co jego ojciec.

Oblicza

— Szach- odparł Enaret po chwili ciszy.

Scarlett wpatrywał się z napięciem w szachownicę. Wraz z bratem siedział przy jednym ze stolików ustawionych na rozległych polach Milejskich. Delikatny wietrzyk targał włosy chłopaka, o które dziś nie zadbał, nie zaczesał gładko do tyłu, tylko pozwolił im zachowywać się jak chcą, przez co grzywka wchodziła mu do oczu, czego bardzo nie lubił. Nie spodziewał się, aby to akurat dziś zaczęto mu poświęcać należytą uwagę.

Scarlett niepewnie poruszył ręką, by zasłonić koniem króla. Na ten ruch Enaret nie mógł powstrzymać uśmiechu; zbił swym gońcem królówkę brata. Scarlett właśnie stracił najwszechstronniejszego pionka. Westchnął ciężko, skapitulował. Do końca partii starał się bronić króla, lecz z marnym skutkiem. Po kilku minutach Enaret mógł pochwalić się kolejnym zwycięstwem nad bratem.

— Szach mat- oznajmił zwycięsko, po czym naprężył się w fotelu.

Najmłodszy z Tomów delikatnie pchnął swego króla.

— Racja- odparł cicho, po czym oparł brodę na złączonych w pięści dłoniach, nie patrząc na starszego brata.

— Nie martw się- Enaret uśmiechnął się do niego, wracając do poprzedniej pozycji- Na razie jesteś na etapie samodoskonalenia, lecz gdy już zakończysz ten żmudny proces, nikt nie będzie tobie równy, bracie.

— Myślisz? — odparł Scarlett z nutą kpiny w głosie, unosząc lekko jedną brew.

— Oczywiście- Enaret nie chciał lub nie wyczuł tej kpiny; wciąż zachowywał pogodny ton- Mnie ta sztuka zajęła około… — mężczyzna spojrzał w niego, jak gdyby tam miał znaleźć odpowiedź- …trzystu lat, a ty masz dopiero dwieście siedemdziesiąt sześć- jeszcze wiele przed tobą.

— Cudowne perspektywy na przyszłość- Scarlett odchylił się w fotelu i założył ręce na piersi- To jeszcze przez dwadzieścia cztery lata będziemy gnić przy tym stoliku- dodał, przymykając lewe oko na dosłownie kilka milimetrów, co było jedną z jego oznak, niezadowolenia, jeżeli ich oczywiście perfidnie nie uzewnętrzniał.

— Nie marudź- Enaret wstał; już chciał odejść w stronę pałacu, gdy jeszcze na chwilę zatrzymał się przy młodszym bracie- A tak przy okazji…

Scarlett westchnął ciężko.

— Czego znowu chcesz? — spojrzał na brata jak na potencjalną ofiarę.

Enaret przykucnął przy fotelu, oparł brodę na oparciu i patrzył na Scarletta wzrokiem szczeniaczka.

— Wiesz… mam dziś spotkanie z Gianną… — zaczął.

Scarlett prychnął.

— Ta istota ludzka zawróciła ci w głowie, bracie- mężczyzna pokręcił głową.

— Nie nazywaj jej tak- wzburzył się Enaret- To kobieta, taka sama jak nasze. W dodatku Gianna jest Włoszką. Jeśli już musisz, nazywaj ją,,Włoszką”.

— Mniejsza z tym- Scarlett machnął ręką, po czym nachylił się do brata i ściszył głos- Czy ona wie, kim jesteś?

— Nie- odparł bardzo spokojnie Enaret- Powiem jej w stosownym czasie.

— Jak sądzisz, jak ta Włoszka- zaakcentował rzeczownik- zareaguje na to? Pomyśli, że jesteś chory i odeśle cię do szpitala… — mężczyzna zmarszczył brwi w zamyśleniu- …psychiatrycznego. Chyba tak to się nazywa.

— No chyba tak- Enaret dał się zwieść bratu; szybko jednak oprzytomniał; pomachał rękami przed twarzą, jak gdyby chciał wymazać niepożądane obrazy- Ale jeśli Gianna mnie kocha, zostanie ze mną na zawsze.

— Ha! — Scarlett oparł się o oparcie fotela i spojrzał na brata z góry- Tylko że u ciebie wieczność, bracie, to jakieś dziewięćset lat, a u niej, gdy ktoś przeżyje sto razy mniej lat, jest uznawany za człowieka bardzo starego.

— Och, wiem- westchnął Enaret; przyłożył czoło do oparcia fotela- Ale ona jest taka piękna i cudowna…

— Tu również nie brakuje kobiet pięknych i cudownych, które są, powtarzam, są w stanie dożyć twojego wieku- Scarlett spojrzał z ukosa na Enareta- Na pewno podobasz się niejednej dwórce.

— Ale żadna z nich nie jest Gianną- lamentował wciąż najstarszy z Tomów.

Scarlett ponownie westchnął.

— ,,Beznadziejny przypadek” — pomyślał, kręcąc głową.

Po chwili ciszy młodszy z braci znów zabrał głos.

— A właściwie, o co ci od samego początku chodzi? — zapytał niezbyt delikatnie.

To pytanie wyrwało Enareta z zamyślenia.

— Co? A, tak… -mężczyzna odchrząknął- Mógłbyś na kolacji powiedzieć, że znów źle się czuję i trzymać rodziców z dala od mej komnaty?

— O dobra Kalos- Scarlett przewrócił oczami- Znowu? — spojrzał na brata z wyrzutem- Ostatnim razem było to niezwykle trudne.

— Ja wiem- Enaret wyciągnął przed siebie dłonie, jak gdyby chcąc zatrzymać brata, który jednak nie ruszył się ani o milimetr- Wiem, że powinienem powiedzieć rodzicom. Jednak wiesz, że oni chcą mnie wyswatać z Ilithią. To poważna sprawa.

— Jakie ty masz problemy matrymonialne- Scarlett pokręcił głową z udawanym podziwem- Doprawdy, nikt w królestwie nie cierpi większych katuszy z powodu swych problemów jak ty. Nim jeszcze zostaniesz królem wybudują ci pomnik, braciszku.

— Ha, ha, ha- Enaret sposępniał przez docinki brata- Sam sobie poradzę- wstał i zaczął iść w stronę pałacu- A gdy będziesz mnie potrzebował- nie licz na to.

— ,,Tak by było najlepiej- myślał Scarlett- I choć znam jego przemiłe serduszko, to znam również jego pamiętliwość. Nie mam wyjścia.”

Mężczyzna westchnął.

— Zgoda- powiedział na tyle głośno, aby Enaret, który za daleko nie odszedł, go usłyszał.

Scarlett nie był w stanie zobaczyć, lecz doskonale wyobraził sobie, jak Enaret uśmiecha się szeroko.

— Jestem twoim dłużnikiem- powiedział przymilnie; Scarlett usłyszał oddalające się po trawniku kroki.

— ,,Jak ja mam wytrzymać z kimś, kto zajmuje się takimi trywialnymi rzeczami jak kobiety z Ziemi? — myślał, kręcąc głową- Gdybym był królem, postawiłbym straż przy wszystkich, nawet najmniej znanych przejściach i skończyłyby się te wycieczki na Ziemię. Lecz ojciec, miast pomyśleć, zostawia jednego gwardzistę i to tylko przy czterech głównych portalach. Jak można być takim ignorantem?”.

Wtem podszedł do niego Archigos- główny gwardzista- i oznajmił, iż król Izyros go wzywa.

— ,,Już mnie wyczaił” — ubolewał w duchu Scarlett, lecz poszedł.

Trzeba wiedzieć, iż król Tom ma zdolność do widzenia czyjejś duszy, a może bardziej intencji, dlatego zawsze zawierał intratne umowy lub sojusze.

Scarlett szedł niezadowolony przez długą Salę Główną, powłóczając peleryną, której wprost nie cierpiał.

Na Tronie siedział Król Ojciec- Izyros Tom. Prezentował się dumnie w białej szacie; długie, siwe, a kiedyś czarne, włosy spływały mu na ramiona i po klatce piersiowej, wypiętej dumnie jak na króla przystało. W wieku sześciuset dziewięćdziesięciu sześciu lat król wydaje się znacznie młodszy. Choć twarz nosi znamiona lat, mężczyzna wciąż przypomina młodego chłopaka sprzed czterystu lat- ma gładkie rysy, szersze usta i niezbyt szerokie czoło oraz brązowe oczy. Nie odznacza się muskularnością, ponieważ nigdy o nią nie dbał, lecz intelektem; jest uznawany za najmądrzejszego w królestwie, a do tego najwyższego z rodziny- ponad 1,90 m.

Gdy tylko Scarlett podszedł do ojcowskiego tronu, skłonił się nisko, po czym wyprostował się równie dumnie jak król i założył ręce za siebie.

— Słucham, ojcze- odparł spokojnie, choć w głowie Scarletta szalała burza; nie wiedział, czego ojciec może od niego chcieć i wcale nie chciał tego wiedzieć.

Król Izyros nim odpowiedział, przyjrzał się swemu najmłodszemu synowi; mężczyzna odchrząknął, po czym rzekł:

— Obserwuję cię, synu, już od dłuższego czasu- zaczął.

— I? — Scarlett pochylił się lekko do przodu.

— Nie podoba mi się to, co widzę- król wciąż mówił spokojnie, choć widział, iż najmłodszy syn już się niecierpliwi.

— Aha- Scarlett znów się wyprostował i czekał; zacisnął usta w wąską kreskę.

— Widzę, że twa dusza z dnia na dzień staję się coraz bardziej mroczna- król mówił stanowczo.

Scarlett uśmiechnął się sztucznie i zamrugał dwa razy, co zawsze oznaczało zbliżający się sarkazm.

— Cóż zatem zamierzasz z tym zrobić, Królu Ojcze? Czekam z niecierpliwością na twój kolejny pomysł na okiełznanie krnąbrnego syna- młody mężczyzna mówił pewnie, z nutą rozbawienia w głosie.

Izyros wstał, wysoko unosząc głowę, a jego cień padł na najmłodszego z synów. Scarlett cofnął się.

— Masz słuszność- do tej pory nie udało mi się to- król mówił twardo i ostro.

— Nic takiego nie powiedziałem- przerwał mu bezczelnie Scarlett.

— Milcz! — Izyros podniósł głos; zszedł po schodach prowadzących do Tronu- W ogóle mnie nie szanujesz- wciąż mówił donośnie, przechadzając się po podeście- Bogowie- wyciągnął ręce ku górze- czym sobie zasłużyłem na tak niewdzięcznego potomka?

— Może nim nie jestem? — zasugerował ostrożnie młody Tom.

Król odwrócił się w stronę syna i spojrzał na niego karcąco.

— Kim nie jesteś? — zapytał, raczej po to, by upewnić się, że się nie przesłyszał.

— No potomkiem, dziedzicem, następcą… — Scarlett zaczął spokojnie wymieniać- Może mnie adoptowaliście lub przygarnęliście?

— A po co nam by było czwarte dziecko? — Izyros wzruszył lekceważąco ramionami.

— Ocho ho! — Scarlett z uciechy klasnął w dłonie- Ojcu się język wyostrzył! — zaśmiał się.

Izyros podszedł do syna i spoliczkował go. Scarlettowi natychmiast przestało chcieć się śmiać.

— Im jesteś starszy, tym coraz częściej zaczynasz się zapominać- mówił cicho, grożąc palcem- Na razie nie powiem o niczym matce, lecz jeżeli zauważę, iż twe intencje się nie zmienią… — król odwrócił się na pięcie i podszedł do tronu- A teraz idź i nie pokazuj mi się na oczy do wieczoru.

— Idź do diabła- mruknął Scarlett.

— Słucham? — zapytał Izyros, siadając na tronie.

Scarlett uśmiechnął się jak poprzednio.

— Już idę, panie- skłonił się, po czym odszedł. -,,Jak ja go nienawidzę- myślał- Takich powinno się tępić”.

Scarlett udał się do swej komnaty, gdzie ściągnął tą idiotyczną pelerynę. Chciał zostać sam na sam ze swymi myślami, jednak wtedy ktoś zapukał do jego drzwi.

— Wejść- rozkazał, kładąc się na łóżku, aby pokazać, że ktokolwiek stoi za drzwiami, zostanie zlekceważony.

Do pokoju wszedł Fortis- jak zwykle wesoły i uśmiechnięty.

— Witaj bracie- przywitał się, siadając na łóżku.

— No… — Scarlett odsunął się od starszego brata- Czego chcesz? — zapytał od niechcenia.

— Przyszedłem, by prosić cię o pomoc- Fortis patrzył w podłogę; proszenie o pomoc nie należało do jego ulubionych zajęć.

— O pomoc? — Scarlett zdziwił się-,,Tu jest już za późno na pomoc” — pomyślał; odchrząknął i zapytał na głos- W czymże ja mógłbym ci pomóc?

— Wiesz- Fortis czuł się skrępowany; wstał i zaczął chodzić po pokoju brata, co pomagało mu myśleć- Za tydzień podchodzę do Wielkiego Testu.

— Tego, co to go ojciec wymaga? — zapytał lekceważąco Scarlett, po czym prychnął- I na co ci ja?

— W sprawności nie będzie problemu, jedynie te pytania na temat ustroju państwa… — pokręcił głową- nigdy nie umiałem na nie odpowiedzieć.

— O… — westchnął młodszy z braci, niby to ze współczuciem- I mam cię ich nauczyć?

Fortis odwrócił się z radością do Scarletta.

— Gdybyś tylko mógł- odparł.

Scarlett przez chwilę wpatrywał się w niego, rozważając ewentualną pomoc.

— Ale tych Zasad Ustrojowych jest ponad dwieście… — zaczął.

Fortisowi zrzedła mina.

— Odmawiasz mi? — mężczyzna podszedł groźnie do braterskiego łoża.

Scarlett wstał, nie bojąc się Fortisa, ponieważ nie musiał unosić głowy, by na niego spojrzeć.

— Nie zapominaj bracie, że nie mam już stu pięćdziesięciu sześciu lat- mężczyzna mówił cicho- I że mam zdolności równie rozwinięte jak twoje- to mówiąc, siłą umysłu podniósł świecznik ze swego biurka i trzymał go nad głową brata; Fortis nie mógł tego dojrzeć, aczkolwiek domyślił się, co knuje brat.

— Nie nabiorę się na te twoje sztuczki, Scarlett- odparł Fortis ze złością, po czym odwrócił się, chwycił świecznik i rzucił nim o ścianę.

Scarlett otworzył usta, lecz nim przemówił, wpatrywał się przez chwilę w kawałki kruszcu leżącego na ziemi.

— To był mój najlepszy świecznik- mężczyzna odwrócił twarz do brata i uniósł jedną brew.

— To był twój najlepszy świecznik- Fortis poprawił brata, po czym z dumą skierował swe kroki do drzwi- To co- pomożesz mi? — zapytał na odchodne.

— Zastanowię się- odrzekł Scarlett, nie odwracając się, ponieważ wciąż patrzył na podłogę.

Mężczyzna usłyszał trzaśniecie drzwi. Dopiero wtedy odwrócił się i posłał nieobecnemu już bratu ostre spojrzenie.


Pół godziny przed kolacją Morifia chodziła w te i we wte przed pokojem młodszego brata. Miała nadzieję, że to właśnie rozmowa z nim pomoże jej w rozwiązaniu problemu. Jednak nawiedzały ją również wątpliwości. Co chwilę zmieniała zdanie, i gdy właśnie znów stwierdziła, że to jednak nie ma sensu i chciała odejść, drzwi sypialni otworzyły się.

— O! — zdziwił się Scarlett stając w progu- Cóż się stało, moja siostro, że pomyślne wiatry skierowały cię aż tutaj? — zapytał sarkastycznie.

— Taaak… — Morifii nigdy nie podobał się ten ton głosu brata- Przyszłam, aby cię o coś prosić.

Scarlett wziął się pod boki i westchnął.

— No… — odparł tylko tyle.

— Mogę wejść? — zapytała dziewczyna, wskazując za plecy brata.

— Nie- uciął krótko Scarlett; zamknął drzwi za sobą na klucz- Chodźmy tam- pociągnął siostrę w stronę okna.

Rodzeństwo usiadło na dość szerokim i niskim parapecie.

— Słucham- Scarlett usiadł prosto i zrobił minę, jak gdyby był na rozmowie kwalifikacyjnej.

Morifia westchnęła głęboko.

— Chodzi o to, że chcę, byś porozmawiał z naszą matką- zaczęła.

— W jakim celu?

— W celu… przekonania jej… — dziewczyna zaczęła przeciągać każde słowo- że… nadaję się do… bitwy z Thymosanami- ostatnie trzy słowa wypowiedziała bardzo szybko.

Scarlett zaśmiał się cicho.

— Dlaczego to ja mam z nią rozmawiać, a nie ty? — zapytał z kpiącym uśmiechem.

— Ponieważ jesteś jej pupilkiem i ona z chęcią cie wysłucha- odparła Morifia milutko, chcąc się zrewanżować bratu za jego wszechobecny sarkazm.

Scarlett zwęził oczy i spojrzał karcąco na siostrę.

— Być może- wycedził przez zaciśnięte zęby- Lecz cóż będę z tego miał?

Morifia westchnęła; tego pytania obawiała się najbardziej.

— Dostaniesz to, co tylko zechcesz, o ile będę w stanie spełnić warunek- odpowiedziała po chwili przerwy.

Scarlett zastanawiał się przez chwilę.

— Zgoda- odparł, powoli kiwając głową- Co dokładnie mam powiedzieć matce?

Morifia uśmiechnęła się- nareszcie osiągnęła swój cel.

— Zacznij taktycznie- dziewczyna mówiła ze skupieniem- Wspomnij, że widziałeś mnie na treningu jak walczę. Pamiętaj powiedzieć, iż idzie mi tak dobrze jak mężczyzną, a nawet lepiej. Na końcu zagaj, czy ja przypadkiem nie chciałam dołączyć do wyprawy na Thymos. Daj matce chwilę na zastanowienie, zapewnij ją, że nie rozmawiałeś ze mną, to bardzo ważne. W sumie możesz mówić o tym od niechcenia, jakby cie to w ogóle nie interesowało.

— Z tym nie będzie problemu- odparł Scarlett pół żartem pół serio.

Morifia wykrzywiła usta w grymasie i pokręciła głową.

— Jak zwykle wiem, że mogę na ciebie liczyć- dziewczyna wstała.

— Ale wiesz, że wszystko zależy od ojca? — Scarlett spojrzał na nią krzywo.

— Lecz mnie nie chce wysłuchać, a matkę- zawsze- wyjaśniła Morifia, odwracając się na pięcie.

— A ty gdzie? — zaoponował młody mężczyzna- Co z moim warunkiem?

— No tak- Morifia odwróciła się powoli- Słucham- przybrała znudzony ton.

Scarlett odwrócił się w stronę siostry, złożył ręce i skupił na niej swój wzrok.

— Chcę, droga siostro, byś jeszcze przed kolacją porozmawiała z Enaretem i wyciągnęła od niego, którędy wychodzi, by spotkać się z tą swoją Gianną.

Morifia zdziwiła się.

— Na cóż co to wiedzieć? — zapytała.

Scarlett uśmiechnął się przymilnie.

— Tego nie było w umowie- po czym wstał z godnością i oddalił się z uniesioną głową.

Morifia szybkim krokiem udała się do drugiego skrzydła, gdzie mieściła się sypialnia jej jedynego starszego brata. Zastukała szybko dwa razy i raz wolno, co od dzieciństwa było kodem najstarszego rodzeństwa.

Enaret otworzył drzwi z uśmiechem.

— Witaj, Mori- tak nazywał ją pieszczotliwie- Coś się stało?

— Oczywiście- mężczyzna otworzył szerzej drzwi i wpuścił siostrę do środka.

Sypialnia Enareta należała do największych pojedynczych sypialń. Znajdowała się w zachodnim skrzydle, więc teraz młodzi ludzie mogli podziwiać przepiękny zachód słońca.

Większość zdobień w sypialni była pozłacana, a łóżko znajdowało się na specjalnym podeście. Pokój był podzielony kotarą na część sypialnianą i gościnną, gdzie znajdował się okrągły stół i kilka krzeseł z miękkich obić.

Morifia po wejściu do pokoju brata wpatrywała się przez chwilę w zachód słońca.

— O czym chciałaś rozmawiać, Mori? — zapytał Enaret, siadając na szezlongu.

Dziewczyna nie odpowiedziała.

— Mori? — brat spojrzał na nią z ukosa.

Morifia wzięła ze świstem głęboki wdech, po czym wypuściła wolno powietrze.

— Słyszałam, że dziś wieczorem znów spotykasz się z Gianną- zaczęła dziewczyna, odwracając się w stronę brata.

— Od Scarletta? — Enaret uniósł jedną brew z powątpiewaniem

— Nie, nie… — zaparła się Morifia- Taka plotka krąży… Powiedziała mi służąca, która wie to od podkuchennej, która dowiedziała się od stajennego- dodała bardzo szybko- Plotka szybko się roznosi.

— Aha… — Enaret skinął głową z powątpiewaniem- W takim razie muszę ją potwierdzić.

Morifia uśmiechnęła się promiennie.

— Czy to coś poważnego? — zapytała, zniżając głos.

— Cóż… — Enaret wzruszył ramionami, lecz jego szeroki uśmiech zdradzał wszystko- Mam nadzieję, że tak- roześmiał się.

Morifia mu zawtórowała.

— To dobrze, cieszę się- młoda dziewczyna klasnęła w dłoń, podchodząc do brata- Ja chciałabym jednak wiedzieć jedną rzecz.

— Słucham- Enaret wciąż się uśmiechał i wydawał się skłonny powiedzieć wszystko.

— ,,Złapał przynętę” — pomyślała z zadowoleniem Morifia.

— Którędy dostajesz się na Ziemię? — zapytała.

Uśmiech Enareta zbladł.

— A po co ci to wiedzieć? — mężczyzna nie wiedział, czy śmiać się, czy nie.

Morifia wystraszyła się, lecz nie dała tego po sobie poznać.

— No dobrze- westchnęła, opuszczając ramiona- Tak naprawdę przysłał mnie tu Scarlett- odparła.

— A jednak! — Enaret uniósł wysoko brwi i założył ramiona na piersi.

— Powiedział, że ma cię dziś kryć- zaczęła dziewczyna.

— To prawda.

— Lecz słyszał, że podczas naszej kolacji kilku żołnierzy ma zbadać Przejścia Poboczne, w związku z ostatnimi atakami. Któreś z nich mają zamknąć.

Enaret przybrał zmartwioną minę.

— Sądzisz, iż mogliby zamknąć przejście, przez które ja dostaję się do Gianny? — zapytał.

— Niewykluczone.

— To zaiste niedobrze- Enaret zamyślił się na chwilę.

— Jeśli powiesz mi, którędy wychodzisz, postaram się przekonać rodziców, aby nie wysyłali wojska w tamto miejsce- skłamała Morifia.

Enaret przyjrzał się uważnie siostrze. Czy może jej wierzyć? Gdyby nie wspomniała o ich bracie, nie miałby żądnych wątpliwości co do prawdziwości jej słów. Jednak od jakiegoś czasu zaufanie młodego księcia do młodszego brata malało.

Morifia zauważyła wzrok brata. Wiedziała, o jego wątpliwościach, znała go w końcu od tylu lat. Młoda kobieta podeszła do Enareta i odparła cicho:

— Przecież wiesz, że nigdy cię nie oszukałam- to też nie było do końca prawdą.

Enaret skinął głową ze zrozumieniem.

— Przejście znajduje się w jaskini pod Górą Ischys- powiedział, nachylając się ku siostrze.

Morifia zatryumfowała w środku, lecz nie dała po sobie nic poznać; spokojnie podeszła do brata i wyszeptała:

— Możesz być spokojny, bo zrobię wszystko, by nie rozłączono cię z Gianną- uśmiechnęła się delikatnie.

— Dziękuję ci- Enaret skłonił lekko głowę.

Po wyjściu siostry młody mężczyzna z jeszcze większym zadowoleniem zaczął przygotowywać się do spotkania z ukochaną. Ubrał się w codzienny strój książęcy, lecz za pazuchą ukrył mały tobołek z ubraniami Ziemianina. Potem Enaret wymknął się cicho z pałacu, będąc szczególnie ostrożnym na półpiętrach, gdzie nie mógł się schować, gdyby ktoś nakrył go na ucieczce. Inaczej rzecz się miała, jeżeli spotkałby kogoś na zewnątrz- zawsze mógł skłamać, że nie jest głodny i przechadza się po ogrodzie. Kiedyś już zdarzyły mu się obie sytuacje; gwardzista zauważył go na korytarzu i kazał iść do jadalni, zgodnie z rozporządzeniem króla. Lecz gdy inny strażnik spotkał księcia w ogrodzie, uwierzył w jego historię.

Teraz Enaret był już wystarczająco wprawiony, by przemknąć niezauważonym przez pałacowe korytarze i zakamarki ogrodu. Młodemu mężczyźnie było trochę wstyd, iż mając tyle lat musi się ukrywać, jeżeli chce się sprzeciwić rozporządzeniu ojca. Enaret liczył jednak cicho, że starzejący się król przekaże koronę pierworodnemu.

Jego najmłodszy brat pragnął tego samego, jednakże jeszcze mocniej. Dlatego będąc w jadalni usiadł przy Morifii, aby wydobyć z niej zdobyte informacje.

— Wpierw powiedz mi, ku czemu ma ci służyć taka informacja- zapytała dziewczyna z największą powagą, na jaką było ją stać.

— To raczej nie należy do twojego interesu- odparł lekceważąco Scarlett, nie zwracając uwagi na siostrę, tylko na właśnie podane przez służbę bażanty w sosie leśnym- Umowa była taka- przysługa za przysługę. Ty swoją część umowy spełniłaś, ja postaram się jutro rozmówić z matką- mówił, wydawać by się mogło, że z lekka znużonym tonem głosu, nakładając kawałek mięsa i polewając go sosem.

— Ale ty wiesz, w jakim celu masz porozmawiać z matką, a ja nie wiem, po co ci wiedzieć, którędy Enaret dostaje się na Ziemię.

— I niech tak zostanie- Scarlett w końcu spojrzał na Morifię; lecz było to spojrzenie wyzywające i pełne dumy.

Morifia wytrzymała ten świdrujący wzrok dopóty, dopóki do sali nie weszła para królewska- Izyros i Mitis Tomowie.

Wraz z wejściem Mitis Tom cała sala i wszyscy zebrani zostali oczarowani jej wdziękiem; miała 692 lata, lecz wciąż piękną twarz, choć naznaczoną zmarszczkami, które wyrzeźbił czas. Na tejże szerokiej, pogodnej twarzy gościł uśmiech dużych ust, prosty, niezbyt mały nos, błyszczące niebieskie oczy i szerokie czoło. Nie była zbyt niska, ani zbyt wysoka. Największym atutem królowej były ponętne kobiece kształty i długie blond, z odcieniem rudości włosy. Zawsze poruszała się z wdziękiem i gracją, posyłając każdej napotkanej osobie ujmujący uśmiech. Tak zdobywała serca poddanych, którzy darzyli ją bezgraniczną miłością.

Również teraz królowa praktycznie wpłynęła do sali u boku męża, który jak zwykle zachował surowy wyraz twarzy. Para królewska usiadła u szczytu stołu, gdzie natychmiast pojawili się służący z tacami i półmiskami.

Po nałożeniu sobie na talerz owoców morza, królowa Mitis omiotła wzrokiem siedzących przy stole i natychmiast zauważyła, iż brakuje jej najstarszego dziecka.

— Czemuż to znów nie ma z nami Enareta? — zapytała.

Wszyscy milczeli. Rodzeństwo Tomów oraz inni zebrani przy stole jak gdyby bardziej zaciekawili się potrawami, znajdującymi się na ich talerzach i mocniej się nad nimi pochylili.

— Czy zatem mam iść do jego komnaty zaraz po kolacji? Dobrze- wzruszyła ramionami- Tak zrobię.

Scarlett westchnął.

— No właśnie lepiej, żebyś tam nie szła- powiedział niechętnie.

Morifia spojrzała zdziwiona na syna.

— Dlaczego?

— Ponieważ… źle się czuje- Scarlett wymówił każde słowo bardzo powoli.

— Może czegoś potrzebuje? — królowa nie wierzyła w słowa najmłodszego z jej dzieci.

— Nie- uciął krótko Scarlett- Powiedział, iż nikogo nie chce widzieć na oczy, najlepiej jakbyście mu wszyscy dali święty spokój i przestali dręczyć, bo sam da sobie świetnie radę- to zdanie mężczyzna wymówił już bardzo szybko; potem uśmiechnął się, mrugając dwa razy i odparł- Jak dziecko…

— No cóż… — Morifia znała Enareta i nie zdziwiła jej taka odpowiedź- Zatem trudno, niech żałuje- po czym wróciła do konsumpcji.

— ,,A może czasem jestem zbyt opiekuńcza? — myślała- Staram się ich wychować na godnych następców ojcowskiego tronu, lecz im są starsi, tym więcej pyskują. Najgorzej to było ze Scarlettem, pamiętam. Doprowadził na do takiego stopnia wzburzenia, że musieliśmy go wysłać do zamkniętej szkoły, by tam nabrał ogłady. Lecz odnoszę wrażenie, iż tam stał się jeszcze bardziej wyrachowany. Co ja mówię- królowa potrząsnęła nieznacznie głową- Jak mogę myśleć, że mój własny syn jest wyrachowany?”

Kolejne pół godziny minęły ucztującym w milczeniu. Każdy zastanawiał się, co powiedzieć, jak rozpocząć kolejną konwersację, jednak każdy temat wydawał im się nieodpowiedni lub bezsensowny. W końcu głos zabrał król Izyros, któremu jedynemu cisza nie przeszkadzała.

— Chciałbym z wami, moje drogie dzieci, porozmawiać- zaczął- Wielce żałuję, że nie ma z nami Enareta, lecz chciałbym poruszyć tą kwestię dzisiaj.

Wszyscy kulturalnie skupili uwagę na przemawiającym, aczkolwiek nie wszyscy chętnie.

Król odłożył sztućce i złożył ręce, jak przed oficjalnym przemówieniem, po czym kontynuował:

— Jak zapewne wszyscy wiecie jesteśmy najbogatszym krajem z całego Mainu, dlatego zgadzamy się dofinansowywać te najuboższe państwa, a one w zamian eksportują do nas część swoich dóbr naturalnych. Jednak sytuacja w Invidii staje się coraz bardziej napięta. Każdego miesiąca wybucha kolejne powstanie, rebelianci próbują obalić rządy króla Aneparkisa. W takim razie odmówiłem kolejnych dotacji dla Invidii. Jednak dziś rano dostałem oficjalne pismo od króla z prośbą o pomoc naszego wojska. Aneparkis wysłał podobne pisma do reszty państw Mainu i z tego, co wiem, zgodę wyraziły: Kupidia, część Acedanu i Thymos. Teraz wraz z doradcami muszę zdecydować, czy odpowiedzieć twierdząco na prośbę króla Invidii, a może wznowić jedynie dotację. Jednak chcę poznać waszą opinię w tej sprawie. Zauważcie, że zgodę wyraził władca Thymosu, naszego odwiecznego wroga, a finansowo wspomagamy również Epitymię i Lamargię.

Na dziesięć minut zapadła głucha cisza, w trakcie której trójka młodych Tomów kreowała swoją odpowiedź. Pierwszy głos zabrał Fortis.

— Musimy zbrojnie pomóc Invidii- odparł zdecydowanie, uderzając pięścią w stół- Naszym obowiązkiem jest wysłać wojsko, by wspomóc inne państwo.

— Lecz czeka nas również walka z Thymosem- zauważył spokojnie król.

— Przecież oni zgodzili się wysłać swoją armię. Dlaczego nie mielibyśmy również tego zrobić?

— A zdajesz sobie sprawę z liczebności naszego wojska? — tym razem ton głosu króla był lekko drwiący.

— No… więc… — Fortis zaciął się, tracąc pewność siebie.

— Nasza armia liczy sto tysięcy jazdy konnej i dwieście tysięcy piechurów. Do tego pięćdziesiąt tysięcy sił powietrznych i wodnych oraz kilkaset artylerii ciężkiej- wtrącił Scarlett z miną znawcy.

— To dużo! — Fortis prawie się roześmiał.

— Nie, jeżeli armia Thymosu liczy ponad milion i mogą ją podzielić, by starczyło na dwie różne walki- mówił Izyros- Ponadto są lepiej wyszkoleni, a flota, siły powietrzne i artyleria jest o wiele liczebniejsza od naszej.

— Lecz można spróbować- Fortis spoważniał- Wesprzemy Invidię, co pozwoli nam później to wykorzystać, jako kartę przetargową.

— Na przykład w jakiej sytuacji?

Młody książę musiał się przez chwilę zastanowić.

— Moglibyśmy zgodzić się, pod warunkiem, że wcielimy wojsko Invidii w nasze szeregi, co zwiększy liczebność armii.

— Ale nie wydajność- wtrącił Scarlett.

— Dobry pomysł- odrzekł w tym samym momencie Izyros.

Najmłodszy z Tomów spojrzał na swego ojca szeroko otwartymi oczami, lecz ten go zignorował.

— Obiecuję- kontynuował król- że przedyskutuję wraz z doradcami twój pomysł, synu.

— Ale ojcze- Scarlett podniósł się z miejsca.

— Morifio- odparł donośnie władca, ignorując potomka.

Książę powoli opadł na krzesło z niedowierzaniem. Z napięciem spojrzał na swą siostrę, błagając wszystkich bogów, by wszystko co powie spotkało się z dezaprobatą ojca.

— Moim zdaniem nie powinniśmy czynnie angażować się w bitwę- mówiła dziewczyna rzeczowym tonem- Owszem, naszym obowiązkiem jest wspomóc Invidyjczyków, lecz powinno się to ograniczyć jedynie do wysyłania im pewnej części naszych zbiorów, rzeczy, typu odzież, pościel, obuwie oraz niezbędnej, aczkolwiek jedynie brakującej broni. Nie możemy angażować się w bitwę na taką skalę, jeżeli nas samych czekają podobne zmagania. Do tego czasu powinniśmy dalej szkolić naszych żołnierzy oraz udoskonalać sprzęt wojenny- Morifia oprała się, co miało oznaczać, iż już skończyła.

— ,,Zabezpiecza się- myślał Scarlett- Chce mieć pewność, że armia będzie przygotowana na starcie, w którym chce wziąć udział, a dodatkowo i zwycięży”.

Izyros w zamyśleniu kiwał głową.

— To faktycznie brzmi bardzo logicznie- rzekł w końcu- Jest to skrajne od tego, co uważa twój brat. Jednakże na ten moment nie mogę się opowiedzieć po żadnej ze stron- oświadczył spokojnie król, po czym zrobił dłuższą pauzę, by zebrać myśli; gdy był gotowy, odrzekł- Teraz chcę usłyszeć, co ty masz do powiedzenia w tej sprawie, Scarlecie.

— ,,Nie cierpię, gdy zwraca się do mnie w ten sposób- tak oficjalnie” — pomyślał mężczyzna, po czym wstał.

— Proponuję- zaczął- By odpowiedzieć twierdząco na list króla Aneparkisa, lecz z warunkiem, jaki wcześniej zaproponował mój kochany brat- Scarlett ukłonił się w jego stronę, jednak nie mógł ukryć mocno przebijającego się sarkazmu- To znaczy dołączyć się do bitwy, lecz tylko w tedy, gdy wojska Invidii zostaną pododdziałem naszej armii.

— Ale ja to już powiedziałem- wzburzył się Fortis.

— Moment- uspokoił go brat- Jednak nim wyślemy kogokolwiek na front, król Aneparkis ma wyrazić na to pisemny zgodę i dopiero wtedy zbierzemy oddział składający się z najsłabszych żołnierzy. Wyślemy ich, zdobywając nowych kombatantów, nie tracąc najsilniejszych wojskowych. Jeżeli król Invidii będzie potem robił problemy możemy albo skłamać, że reszta wojska zachorowała na ciężką grypę lub obiecać, iż wyślemy im coś z naszych zapasów żywności. Zdobędziemy wsparcie, nie tracąc być może nikogo z naszego oddziału.

— Lecz król Aneparkis może to uznać za oszustwo i wykorzystanie och trudnej sytuacji- zaoponował Izyros.

— Wtedy pokażemy mu akt z jego podpisem, na którym zgodził się na wszystko. Oczywiście na dokumencie trzeba umieścić kilka druczków i kruczków, których nie będzie się chciało królowi przeczytać- Scarlett rozejrzał się po pozostałych, jak gdyby tylko to ostatnie zdanie również adresował do nich.

Król Izyros skupił wzrok na najmłodszym z dzieci, lecz wzrok ten nie był pobłażliwy.

— Nie podoba mi się twój pomysł- odparł tylko.

— Ale… — zaczął Scarlett, siadając ciężko z niedowierzania.

— Po za tym, to będzie raczej nie zgodne z prawem, nie pomyślałeś o tym?

Młody książę pochylił się i odparł dobitnie:

— Ty jesteś prawem.

Zapadła cisza, ponieważ takie słowa w ustach najmłodszego z Tomów były prawie że odbierane jako szacunek do króla, którego na co dzień młody Milleńczyk nie okazywał. W końcu władca wciągnął powietrze ze świstem.

— Przemyślę naturalnie wszystkie propozycję, lecz zapewne największy spór będzie się toczył pomiędzy pierwszymi dwoma wariantami- oświadczył tonem nie znoszącym sprzeciwu- A teraz wróćcie do kolacji- machnął ręką, kończąc dyskusję.

Scarlett nie tknął już nic do końca posiłku, który biegł swym zwyczajowym tokiem. Potem mężczyzna odprowadził wzrokiem odchodzącego ojca i udał się do swej komnaty.

Scarlett trzasnął drzwiami, ściągnął czarną pelerynę i rzucił ją tak, że rozłożyła się na podłodze jak pawi ogon. Potem usiadł przy biurku i zaczął rozmyślać. Wtem do komnaty weszła matka.

— Nic nie mów! — krzyknął, gdy tylko ją ujrzał.

— Jeszcze nie zdążyłam- Mitis była jak zwykle spokojna i opanowana, gdy rozmawiała z najmłodszym synem.

Przez twarz Scarletta po kolei przeszły uczucia: wzburzenie, duma, spokój, a przynajmniej częściowy. Mężczyzna wstał z fotela, wzdychając ciężko, wsadził ręce do kieszeni i spojrzał spod uniesionej brwi na matkę.

— Jakimi sposobami znów chcesz mnie uspokajać? — zapytał z gniewem.

Mitis bez słowa podeszła do jednego z głębokich foteli i usiadła, zakładając grzecznie nogę na nogę.

— Nie odwracaj się ode mnie- rozkazał Scarlett, pochylając się.

Królowa słusznie odwróciła głowę w stronę syna i spojrzała na niego czule.

— A ty nie popadaj w szaleństwo- oświadczyła spokojnie.

— W szaleństwo? — Scarlett podszedł szybkim krokiem do fotela naprzeciw matki, na którym usiadł- Czy chęć przypodobania się ojcu jest szaleństwem? — zapytał ostro.

— Jeżeli nie umiesz pogodzić się z porażką- kobieta wzruszyła ramionami.

— Jeżeli przegrywam z pomysłami, które są bez sensu…

— ,,Bez sensu” nie jest argumentem- wtrąciła Mitis.

Scarlett uderzył w oparcie fotela.

— W takim razie ich pomyły były słabe i mało opłacalne- poprawił się.

— Lecz o tym dopiero zadecyduje ojciec- zauważyła królowa.

— No właśnie- Scarlett znów się wzburzył- A ojciec jak zwykle zignoruje wszystko, co zasugerowałem, bo jakżeby jakikolwiek mój pomysł mógł zostać zrealizowany, nawet jeżeli przedstawia najlepsze wyjście z sytuacji- mówił z sarkazmem.

— Nie przesadzaj- skarciła go matka.

— Nie przesadzam, mówię tylko, jak jest- mężczyzna oparł podbródek na zaciśniętej pięści.

Mitis westchnęła; zrobiło jej się żal syna. Pochyliła się, by położyć delikatnie dłoń na jego kolanie. Chciała mu dodać otuchy i wsparcia.

— Posłuchaj- zaczęła, lecz kontynuowała dopiero wtedy, gdy Scarlett na nią spojrzał- Wiem, że masz wielkie aspiracje do bycia królem; jesteś ambitny i wytrwały, lecz… — pokręcił lekko głową- …nie zawsze dostajemy to, czego pragniemy najmocniej na świecie.

— Wszystko rozumiem- Scarlett wydawał się uspokojony- Ale nie, jeżeli miast mnie będą rządzić jakieś miernoty! — krzyknął.

— Nie mów tak, o swoim rodzeństwie- skarciła go Mitis ponownie, ostrzej niż dotychczas- Jesteście sobie równi i nie masz prawa wywyższać się ponad nich.

— Lecz jeżeli to ojciec ich wywyższa, a mnie poniża? — mężczyzna zaakcentował wszystkie zaimki.

Scarlett wstał, założył ręce za siebie i zaczął się przechadzać po komnacie. Przez dłuższy czas w pokoju słychać było tylko głuchy odgłos kroków. W końcu Mitis odezwała się cichym, słabym głosem:

— Wtedy musisz się z tym pogodzić.

Na te słowa Scarlett raptownie się odwrócił i pochylił.

— Nigdy- wysyczał lodowatym tonem.

— W takim razie- Mitis wstała- będziesz musiał sobie z tym poradzić sam- odeszła ku drzwiom.

— Dam sobie radę- Scarlett wyprostował się dumnie- Jestem Indywiduum.

Mitis ostatni raz odwróciła się, spoglądając z głębokim smutkiem na syna.

— Nie wątpię, Scarlett- westchnęła, otwierając drzwi- Nie wątpię… — po czym wyszła.

Mężczyzna przez chwilę bił się z myślami; nie należał do osób nerwowych, wyżywających się na innych fizycznie- już prędzej psychicznie- lecz czasem miał zwykłą ochotę czymś rzucić. Prawie taka sama sytuacja jak ze świecznikiem, jednak wtedy Scarlett chciał jedynie ogłuszyć brata, a nie wyżyć się na nim. Mimo chęci rozładowania się, jego w większej części spokojne usposobienie kazało mu odetchnąć bardzo głęboko, przymknąć oczy i skupić się na czymś innym. Tym czymś okazał się leżący na biurku projekt ustawy o opodatkowaniu czterech wielkich targów. Ojciec dał za zadanie Scarlettowi go przeczytać, skoro chce się czegoś nauczy.

Niedawno w Millenii zostały przeprowadzone wybory do sejmu i senatu. Wygrała partia Siły Millenii, której prezesem jest Apatonas Katis, ale na fotelu premiera zasiadła pani Peftis Sydel. Scarlett w żadnym wypadku nie popierał tej partii, w przeciwieństwie do Izyrosa.

Scarlett powoli przeczytał projekt nie dowierzając, jak naród Milleński mógł wybrać kogoś, kto obiecuje- a i tak wiadomo, że swych obietnic nie spełni- lecz nie wspomina dokładnie i rzeczowo, skąd na to wszystko weźmie pieniądze. Niby mówili, że chcą kombinować jeszcze z opłatami za grunty rolne i fabryki, co miałoby przynieść 26,6 mld arumów- waluty Millenii.

Jednak najbardziej młodego mężczyznę rozśmieszyło to, że partia rządząca chce przeznaczyć na inwestycje ponad bilion arumów, a przez okrągłe cztery lata każda partia mówiła, że jest dług i nie ma pieniędzy. No, chyba że na nowe auta i wczasy.

Przez większość następnego dnia Scarlett robił notatki i wnikliwie dopatrywał się wszystkich niejasności w ustawie- a właściwie jej kopii, którą każdy z rodzeństwa wraz z matką otrzymali. Chciał to przedstawić ojcu, choć ten ma coraz mniej do gadania w tym kraju. Co prawda rząd dał mu kilka praw, nie tylko funkcję reprezentacyjną, ale chytrze mu je od ostatnich lat odbiera. Scarlett nie dowierzał naiwności swego ojca.

Teraz, siedząc spokojnie na jednym z wielkich zamkowych tarasów, również nie dowierzał, jak ludzie mogli wybrać tą partię, znając ich obietnice wyborcze.

— ,,Przecież jak opodatkują te targi- myślał- to ceny produktów wzrosną i ludzie na tym ucierpią; będą musieli płacić jeszcze więcej za towary. A jak wiadomo najliczniej właśnie na tych targach robione są zakupy. Ale to nie moja sprawa, że ludzie dali się oszukać i nie zagłosowali na małe partie; najwięcej głosów dostała prawicowa Siła Millenii i konserwatywno-liberalny Wybór Narodu, czyli największe pasożyty kraju. Dobrze, że zostało kilka mniejszych bazarów.”

Nagle przed mężczyzną wyrósł wielki cień.

— Książę Scarlett- odezwał się gwardzista- Król pana wzywa. Jest w swej komnacie.

Scarlett westchnął ciężko i zebrał papiery tak, aby gwardzista nic nie zobaczył. By nikt nie zobaczył, bo tego typu notatki zostałyby potraktowane jako zdradę króla i tych spraw, które on popiera. Dlatego Scarlett najpierw zaniósł notatki i projekt do sejfu w swojej komnacie, by dopiero potem spotkać się z ojcem.

Król rzadko wzywał którekolwiek ze swych dzieci do prywatnej komnaty. Tym razem tego zaszczytu dostąpił właśnie Scarlett.

Mężczyzna zapukał ostrożnie, ponieważ nie wiedział, skąd to nagłe wyróżnienie. Obawiał się, że czeka go kolejna kłótnia. Jednak pomylił się.

— Usiądź, synu- Izyros stał przed lustrem, poprawiając mankiety długiej, złotej szaty.

Z boku, na krześle czekał na króla zielony płaszcz. Właśnie te dwa kolory widnieją na fladze Millenii- złote tło z zielonym pasem wzdłuż, symbolizujące dostatek i urodzaj.

— Tu leży jakaś koperta- zauważył książę.

— Och- król odwrócił się, rzucając krótkie spojrzenie- Połóż to gdzieś- machnął lekceważąco ręką, po czym poszedł za parawan po złocone spinki do mankietów.

Takie zachowanie wzbudziło ciekawość młodego mężczyzny, dlatego najciszej jak mógł schował kopertę za pazuchę. Jednakże by nie wywołać podejrzeń ze strony ojca, chłopak zabrał ze stojącego opodal stolika jedną z gazet, by ponownie ją tam rzucić. Wtedy król wyszedł zza parawanu, zapinając spinki.

— Chciałeś mnie widzieć- odparł Scarlett, siadając powoli.

Zdziwił go ubiór ojca, ponieważ Szatę Reprezentacyjną ubiera się tylko na zebranie Kongresu Mainu, czyli reprezentantów- królów, prezydentów, carów- wszystkich krajów wspólnoty Mainu, składającego się z siedmiu państw: Lamrgii, Invidii, Epitymii, Kupidii, Superbii, Acedanu, Thymosu i Millenii.

— Tak, chciałem- król skinął głową powoli.

— ,,Jakaż wartościowa konwersacja” — westchnął w duchu Scarlett.

— Po co? — zapytał, przejeżdżając mocno rękami po udach.

Nim Izyros odpowiedział stanął bokiem do lustra i przyłożył dłonie do brzucha.

— Trochę urósł- odparł niezadowolony.

— O tym chciałeś ze mną porozmawiać? — zapytał Scarlett z sarkazmem.

— Oczywiście, że nie- westchnął król, przymierzając szatę- Chciałem powierzyć ci specjalne zadanie.

— Słucham- Scarlett zapadł się w fotelu; przeczuwał, że będzie to coś nieciekawego.

Władca Millenii zapiął klamrę płaszcza, który był zrobiony z kaszmiru, a potem założył bisiorowe rękawiczki.

— W przyszłym tygodniu odbywają się Dni Wolnej Polityki dla Młodzieży- mówił Izyros, nie patrząc na syna- Ty już nie należysz do młodzieży, lecz jesteś naszym najmłodszym potomkiem.

Scarlett nie lubił, gdy ojciec określał siebie i matkę mianem,,nasze”, gdy jej nie było w pobliżu, bo wydawało mu się, iż mówić,,nasze”, król ma na myśli siebie i syna. Mógłby miast tego użyć słowa,,mój”, prawda?

— I co w związku z tym? — mężczyzna coraz bardziej się nudził.

— Chciałbym, abyś to ty wygłosić główną mowę- mówił król, ściągając z ramion pelerynę i odkładając ją z pieczołowitością z powrotem na pozłacane, obijane aksamitem krzesło.

— Tę mowę, wygłaszaną co roku, która ma nastawić wszystkich zgromadzonych na jedno myślenie? — zapytał Scarlett niby obojętnie, ale w środku cały krzyczał.

Izyros spojrzał karcącą na syna, rozpinając guziki szaty.

— Na właściwe myślenie- poprawił go.

Król ukrył się za parawanem, aby już dorosły syn nie oglądał go w negliżu.

— Czyli o czym mam mówić? — Scarlett pochylił się, jednak na tyle, by nie widzieć ojca- O Sile Millenii? O ich reformach?

— ,,Które nie znajdą pokrycia w rzeczywistości” — dodał w myślach.

— Dokładnie tak- z parawanu zostały ściągnięte spodnie węższego kroju oraz luźny wams bez kołnierza- Chciałbym, abyś przedstawił wszystkie superlatywy Siły Millenii, jak również innych partii politycznych…

— Ale na tą partię mam poświęcić najwięcej czasu- przerwał mu.

Król nie lubił, gdy mu się przerywa, jednak tylko zacisnął zęby zakładając wams.

— Wiem, że jesteś do niej sceptycznie nastawiony, jednakże jest ona najlepszym wyborem naszych rodaków, którzy zawierzyli swoje zaufanie temu, co było najbardziej obiecujące.

Scarlett przez chwilę milczał; przeczesał włosy ręką, co często mu pomagało myśleć i westchnął cicho.

— Nie uważasz tego za propagandę? — zapytał.

Król wyjrzał zza parawanu, by spojrzeć srogo na syna.

— Uważam, iż Milleńczycy powinni się cieszyć, że tak o nich dbam.

— No to faktycznie mają szczęście- mruknął Scarlett z konsternacją.

— Słucham? — na chwilę szelest ubrań zamilkł.

— Nic- młody książę roześmiał się sztucznie- Tak tylko mamroczę do siebie, że… — próbował coś wymyślić na poczekaniu, ale wszystko było wbrew jego przekonaniom.

— Że? — zapytał król.

— No już w sumie to nic- Scarlett zapadł się głębiej w fotelu.

Król westchnął.

— ,,Czasem nie jestem w stanie go zrozumieć, a już tym bardziej z nim dogadać; zupełnie jakby to nie był mój syn, aczkolwiek jest zbyt podobny do mnie- myślał król, zakładając wysokie buty- W młodości również byłem przeciwny ówczesnemu systemowi i nie zgadzałem się z decyzjami ojca. Jednak go szanowałem, a on- w ogóle mnie nie szanuje.”

— W takim razie- odrzekł na głos- Przygotuj, synu, na jutrzejszy wieczór swe wystąpienie. Ja je sprawdzę i skoryguję ewentualne błędy. A teraz- król wyszedł zza parawanu- możesz już odejść.

Scarlett wstał z godnością, wyprostował się jak struna i skinieniem głowy pożegnał ojca. Na odchodne jeszcze zmierzył ojca wzrokiem i dodał:

— Twarzowy wams- po czym zamknął cicho drzwi, choć miał ochotę nimi trzasnąć.

Skrywane pragnienia

Morifia jeszcze raz, ze zdwojoną siłą uderzyła mieczem w manekin, lecz ten wciąż pozostawał nieugięty. Jego drewniane członki były już mocno pokiereszowane, jednak brzuszysko wypchane słomą stawało trwały opór. Dziewczyna zastanawiała się w nerwach, jak ta szmaciana lalka może jej się nie poddawać. Przecież to ona- władczyni natury, jedyny kobiecy pretendent do tronu w linii prostej, dlaczego zatem to truchło nie ulega takiej potędze? Kobieta uderzyła po raz ostatni, lecz na nic się to zdało; Morifia rzuciła miecz na ziemię i odwróciła się, lecz tylko po to, by uchwycić mocą wystający z ziemi korzeń drzewa i przebić się nim przez sam środek manekina. Dopiero wtedy usiadła zmęczona i zrezygnowana na zbitej z desek skrzynce i schowała twarz w dłoniach.

— Cóż, ma pani, się dzieje? — zapytał aksamitny głos.

Morifia podniosła głowę. Przed nią stał Dudus Vos, jej kolega z wspólnych lekcji.

Dudus, na którego mówi się po prostu Dud, to piękny, opalony, ciemnooki szatyn. Jednak trochę nieśmiały, a ośmielający się dopiero w dobrze znanym sobie towarzystwie. Dudus lubił Morifię, ponieważ nie była ona wyniosła, jak można by się spodziewać po księżniczce. Czuł się przy niej dobrze i skrycie się w niej podkochiwał. Jednak nie uważał siebie za godnego ręki księżniczki. Po za tym zauważył, że Morifia nie jest zainteresowana, przynajmniej na ten moment, zamążpójściem.

Młoda kobieta uśmiechnęła się. W zasadzie nie miała teraz ochoty na,,pogaduchy”, jednakże Dud zawsze wiedział, czego Morifia potrzebuje.

— Jestem tylko trochę zmęczona- odparła, przysłaniając sobie oczy przed mocno rażącym słońcem.

— Brzmisz, jakbyś się chciała usprawiedliwić- mężczyzna usiadł obok niej- A przecież przede mną nie musisz się tłumaczyć- dodał ciszej.

Morifia westchnęła i rozejrzała się wokoło. Rozmowa z przyjacielem zawsze jej pomagała, lecz mimo to kobieta zastanawiała się, czy wyjawić mu swój problem.

— Przejdziemy się? — zapytała cicho.

Dud jedynie lekko skinął głową. I tak przyjaciele pozostawili boisko i udali się do leżącego nieopodal sadu. Przez chwilę szli w milczeniu wśród dojrzały jabłoni i grusz oraz kwitnących krzewów jagód. Wokół unosiła się wspaniała woń owoców, a najbardziej wyczuwalny wydawał się aromat brzoskwiń, zasadzonych na żyźniejszej glebie. Morifia zerwała jedną i przez chwilę delektowała się jej smakiem. Był to również swego rodzaju pretekst na odwleczenie odpowiadania na pytanie Duda. Lecz nawet po wyrzuceniu pestki brzoskwini Morifia nie mogła zebrać się w sobie. Uważała to za tchórzostwo, jednakże traktowała problem jako jej prywatna sprawa.

— Pięknie tu- odezwał się Dud, chcąc jakoś rozpocząć konwersację.

— Co? A, tak, tak- Morifia machnęła ręką- Przepraszam. Tak, masz rację- dla mnie to jest chyba najpiękniejsze miejsce w całym królestwie. A może i w całej Millenii.

— A może i w całym Mainie, co? — Dud uśmiechnął się przyjaźnie.

Księżniczka odwzajemniła uśmiech, lecz nie podobało jej się to, że zawsze musiała unosić głowę wysoko, by spojrzeć przyjacielowi w oczy.

— Podoba mi się twoja wrażliwość- odparła.

Chłopak zarumienił się.

— Nikt mi jeszcze nie sprawił takiego komplementu- powiedział próbując ukryć zawstydzenie- Uwielbiam obserwować naturę, lecz nie wszystkim się do tego przyznaję; w sumie nikomu- zwiesił głowę- W Millenii uczą młodych chłopców na wojowników- nie na poetów- westchnął.

Przez chwilę przyjaciele szli w milczeniu.

— Zadeklamuj mi jeden ze swoich wierszy- zażądała nagle Morifia.

Dud zatrzymał się i spojrzał dziwnie na księżniczkę.

— Nie chcesz tego słyszeć- pokręcił głową.

Morifia usiadła po turecku w miejscu, w którym stała i spojrzała wyzywająco na młodego mężczyznę.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo tego chcę- zadeklarowała.

Dud westchnął i z niechęcią usiadł przy dziewczynie.

— Tylko się nie śmiej- ostrzegł, unosząc palec wskazujący.

— Jestem poważna do bólu- Morifia zacisnęła usta w wąską kreskę i poczęła słuchać.

— A zatem to będzie wiersz o wschodzie słońca w Millenii- odparł chłopak; odchrząknął i przyjąwszy poważny ton zaczął deklamować:

,,Zatrzymaj się na Górze Tchnienia i spójrz w dół głęboko

Zachowaj od zapomnienia ten widok, cieszący oko.

Niech czas dla ciebie stanie, niech świat skupi się w jedno

Bo łączą się krainy w Mainie i ich wielkości bledną

Przy cudzie stworzenia tego, co rozłączyć musiało się dawno.

Gdzie co moje było jego, a potem oddzielnie chciało być sławną.

W istocie jednym jesteśmy rano, choć w nocy się odłączamy

Cieszyć się tym dłużej nie dano, a wmawia się, że tylko tak przetrwamy

Czerpać zatem trzeba z cudu, który nas w jedną koronę obleka

Wyzbądźmy się z życia nienawiści brudu, na który tylko nieprzyjaciel czeka.”

W trakcie słuchania wiersza uśmiech Morifii rozciągał się, a teraz sięgał prawie od ucha do ucha, a oczy rozbłysły dziewczynie jak dwa ogniki. Była zauroczona talentem przyjaciela, którego jak dotąd nie miała okazji poznać.

— To jest piękne- odparła cicho, nie chcąc zmącić resztek aury wiersza.

— Eee tam- Dud machnął ręką- Wszystko jest do rymu, ale ten wiersz nie jest miarowy- wzruszył ramionami- Muszę go dopracować.

— Co ty mówisz? — księżniczka czuła podekscytowanie- Jest świetny i ma drugie dno. Trzeba tylko znać historię Mainu. Wydaje mi się, że takie wiersze powinny być umieszczane w podręcznikach szkolnych, aby dzieciom łatwiej było uczyć się historii.

— Teraz doskonale wiesz, co się dzieje w tych szkołach- odparł Dud z nieukrywaną złością- System jest zmieniany, aby dzieci czuły się jednolicie, a coraz większy nacisk jest kładziony, co prawda właśnie na historię, ale nie na tę zawartą w liryce, tylko w podręcznikach i zeszytach- mężczyzna westchnął- Szkoda mi tylko tych, którym trudno jest się uczyć nauk humanistycznych.

— W Szkole Wyższej ma obowiązywać w ogóle przez cały cykl nauki- dodała Morifia- Prezes Siły Millenii twierdzi, że jest to podstawowa wiedza każdego Milleńczyka, ale nie wziął pod uwagę trudności z nauczeniem się całego materiału, zwłaszcza jeżeli ktoś ma głowę do nauk ścisłych i prędzej pojmie budowę roślin okrytonasiennych niż powstanie wrześniowe z 1096 roku. Ponadto jest to nauka dodatkowa, która przy sporej ilości innego materiału będzie tylko obciążeniem.

— Byleby tylko zarobić na nowych reformach- westchnął Dud ze smutkiem.

— Taka polityka, ale nie mówmy o tym- Morifia ujęła dłoń przyjaciela- Tacy ludzie jak ty mogą zmienić myślenie dzisiejszej młodzieży.

— Ale oni nawet nie czytają wierszy- uważają to za głupotę- mężczyzna znów zwiesił głowę.

— No tak- kobieta puściła jego dłoń- Trudno jest w dzisiejszych czasach czegokolwiek nauczyć młodych ludzi. Być może dramatyzuję- wzruszyła ramionami- ale dzisiejsza młodzież jest strasznie niepokorna, a nie mają przeciw czemu się buntować. Jest pokój, wszystkim żyje się dobrze- Morifia zrobiła wielkie oczy, jak zawsze, gdy nie mogła czegoś pojąć.

— Z tą wojną to niewiadomo- Dudus pokręcił głową; milczał przez chwilę, póki nie odważył się zadać pytania- To cie trapi, prawda? Wojna z Thymosem?

Morifia przejechała dłońmi po udach, skrywając wzrok przed przyjacielem. Nie odzywała się dłuższą chwilę, bijąc się z myślami. To była jej prywatna sprawa, która jednakże mogła ujrzeć światło dzienne, jeżeli tylko wszystko pójdzie pomyślnie. To zatem było decydującym aspektem tej decyzji.

— Chciałabym wziąć w niej udział- wyszeptała, wciąż wbijając wzrok w dłonie.

Było to dla Duda niezwykłe, aczkolwiek niezbyt zadziwiające; znał doskonale wojowniczą naturę księżniczki.

— Rozumiem twoją naturalną wolę walki i chęć poświęcenia… — zaczął.

— Nie rozumiesz- przerwała mu Morifia nareszcie podnosząc wzrok na młodego mężczyznę- Mogę powiedzieć ty tylko tobie; ja nie robię tego dla poświęcenia, nawet sława nie jest tu pierwszorzędna. Walki są motorem, który napędza mnie do działania. Dają mi niezbędna do życia jak powietrze adrenalinę, a widok przelewanej na polu walki krwi wroga jest jednym z najcudowniejszych. Ja żyję dla walki, nawet jeśli budzi to niesmak- kobieta mówiła z przejęciem- Dla mnie jest to jak sport, a sława, którą przynosi jest dodatkowym trofeum, które każe mi zdobywać więcej. Czasem czuję się jak maszyna, nie mogąca zawieść, a zakazy ojca są dla mnie jak powolne ciosy w plecy- Morifia odetchnęła głęboko- Nikomu o tym nie mówiłam, jesteś pierwszy- wzruszyła ramionami ze zrezygnowaniem- Taka jest moja prawdziwa natura- zwiesiła głowę.

Dud spokojnie wysłuchał dziewczyny, potem spokojnie przemyślał jej słowa, a następnie spokojnie odpowiedział:

— Wszystkie wady są do zaakceptowania. Jeżeli oczywiście nimi są- ujął dłoń przyjaciółki, tak samo, jak ona zrobiła to wcześniej- To ważne, abyś nie udawała kogoś innego, ponieważ konsekwencje tego w przyszłości mogą być znacznie gorsze niż sobie to wyobrażasz; ludzie nabiorą o tobie mylnego przekonania, przez co możesz ich stracić, zwłaszcza jeżeli naprawdę ci na nich należy.

— Ty nie uciekłeś- zauważyła Morifia trochę dziecinnie.

— Bo przyjąłem twoją prawdziwą naturę, która w ogóle mi nie przeszkadza- Dud uśmiechnął się czule, choć nie taki był jego zamysł.

Morifia odwzajemniła uśmiech, co spowodowało szybsze bicie serca młodego mężczyzny.

— Wracamy? — zapytał Dud, chcąc wbrew sobie przerwać tą wymarzoną chwilę, której podświadomie się obawiał.

Para w milczeniu wróciła na boisko obok zamku.


Scarlett siedział na szezlongu znajdującym się przed pokojem jego matki. Był to jej prywatny,,gabinet’’, w którym przyjmowała swoje przyjaciółki, kuzynki, ciotki itd.. Ogólnie rzecz biorąc, mogły tam wejść tylko kobiety lub dzieci królowej, a synowie tylko do trzechsetnego roku życia. Fortis już zatem nie mógł, lecz Scarlett- owszem. Dlatego teraz musiał czekać, aż matka odprawi jedną z kuzynek, która wpadła na cotygodniową popołudniową herbatkę. Siedziała tam już drugą godzinę. Polyla, bo tak ma na imię, znana jest z długiego języka i koszmarnego gadulstwa. Zawsze trudno się jej pozbyć. Teraz królowa znów musiała się zmierzyć z tym problemem. W końcu drzwi otworzyły się i jedna z dwórek Mitis- śliczna, krucha blondyneczka Xanthia, która miała słabość do każdego z książąt po kolei, więc teraz pora na Scarletta- wpuściła młodego mężczyznę do środka.

Książę wszedł do dość przestronnego pokoju, pełnego kanap, foteli i wygodnych poduszek dla najmłodszych gości. Wszędzie były rozłożone stoliki do kawy, a w jednym z rogów stała wielka szafa z mnóstwem sukienek w każdym rozmiarze. Obok znajdował się rząd toaletek ze światełkami wokół luster. Przy równoległej ścianie stały komody na biżuterię, buty i różne akcesoria. Ściany były pomalowane w przyjemny kremowy kolor z wzorkami w delikatne kwiaty. Na drewnianych panelach nie znajdował się żaden dywan. Jedną ścianę całkowicie zajmowały lustra, a inną- najwęższą- duże okno z wyjściem na taras. Tam znajdowały się wygodne, białe meble ogrodowe. Wszystko harmonicznie ze sobą współgrało, wydawało się idylliczne, a w czasie wojen i konfliktów to miejsce stawało się jedynym bezpiecznym miejscem. W każdym bądź razie dla każdego, kto mógł tam wejść.

Mitis stała na tarasie i machała na pożegnanie Polyli, gdy podszedł do niej syn z rękami założonymi z tyłu, wyglądając przez to jak urzędnik.

— Scarlett! — krzyknęła Polyla, zobaczywszy syna swej kuzynki; zaczęła machać jak opętana, ponieważ książę wciąż był dla niej małym chłopcem.

Mężczyzna skinął kobiecie lekko głową, lecz nawet cień uśmiechu nie pojawił się na jego twarzy.

— Mógłbyś być choć trochę milszy- syknęła Mitis tak, by Polyla tego nie zauważyła.

Gdy tylko natrętna kuzynka zniknęła z pola widzenia, królowa odwróciła się twarzą do syna.

— Jaka pilna sprawa sprowadza cię do mnie? — zapytała oficjalnie.

— Chciałbym porozmawiać z tobą o mej jedynej siostrze- Scarlett przyjął podobny ton, jednakże on mógł spojrzeć na swoją rozmówczynię z góry.

— Zatem wejdźmy do środka- królowa wskazała ręką gabinet.

Gdy matka ruszyła przodem, Scarlett odetchnął głęboko; nie chciał przeprowadzać tej rozmowy, aby w razie wywołania gniewu ojciec, po nitce do kłębka nie doszedł do roli Scarletta w tym spisku. Bo był to spisek- jedyny sposób w jaki księżniczka powinna myśleć o wojnie było wspieranie swojego kraju z jak największego dystansu lub zastanawianie się, czy jej ukochany przeżyje. Sama propozycja wzięcia udziału księżniczki w bitwie była objawem niesubordynacji. Jej zadaniem jest ładnie wyglądać, a nie bić się.

Mitis usiadła na jednej z pąsowych kanap, a Scarlett zasiadł na brzoskwiniowym, tapicerowanym fotelu.

— Po pierwsze- zaczęła królowa, zakładając nogę na nogę- przestańmy używać tego oficjalnego tonu- westchnęła- Przecież jesteśmy matką i synem, a nie urzędnikiem i petentem.

Scarlett wzruszył ramionami.

— Zatem dobrze- odparł bez entuzjazmu.

— Co cię do mnie sprowadza? — zapytała Mitis powtórnie.

— Jak już wspomniałem- sprawa Morifii.

— A co dokładniej?

Scarlett zastanowił się, jak ubrać wskazówki siostry w słowa.

— Widziałem dzisiaj, jak walczy- zaczął książę dość pewnie, wysoko unosząc głowę- Zawsze wiedziałem, że walczy dobrze, ale dziś w południe mi zaimponowała- kłamał- Wydawała się być mistrzynią w tym, co robi, nawet na tle wszystkim walczących wokoło mężczyzn.

— To się chwali- Mitis nie kryła zadowolenia- Jestem z niej dumna, mimo iż walka stereotypowo nie pasuje do młodej dziewczyny, a przede wszystkim do księżniczki. Pomimo tego cieszę się, że znalazła swoją drogę życiową. A przynajmniej tymczasowo.

— No ja właśnie w sprawie tej drogi życiowej- odparł Scarlett szybko i trochę niewyraźnie; odchrząknął- Wierzę, że będzie dobrą zawodniczką, jeżeli jednak nigdy nie dostanie szansy od losu, nie spełni się na tym polu.

Mitis przeanalizowała trochę pokrętną wypowiedź syna, po czym zapytała dość niepewnie:

— Co masz na myśli?

— Bitwa z Thymosanami zbliża się lada dzień- Scarlett starał się zachować spokój i chłód, lecz sam nie wierzył w swoje słowa- Uważam, iż wraz z ojcem powinniście dać jej właśnie tę szansę- spojrzał przelotnie na swoje dłonie- i włączyć Morifię w szeregi naszego wojska.

— Poczekaj, stop- Mitis pomachała dłońmi przed oczami- Nie mówisz tego poważnie, prawda? — zapytała, marszcząc brwi- Nie wierzę, że takie słowa padają z ust mego najmłodszego syna.

— To uwierz- Scarlett znów wzruszył ramionami, starając się ukryć słabnącą pewność siebie- Może i rzadko spostrzegam zdolności mojego rodzeństwa, jednakże Morifia zwróciła moją szczególną uwagę. Po prostu- przełknął ciężko ślinę nie mogąc wymówić tego, co chodziło mu po głowie; w końcu zdecydował się na alternatywę- Po prostu wyróżnia się wśród wszystkich wojowników. Tak matko- wojowników, nie- wojowniczek.

Mitis wstała, wpatrując się w syna jak w ducha. Zamrugała dwa razy oczyma i tylko odwróciła się od niego. Musiała na spokojnie pomyśleć, skupiając swój wzrok na czym innym. Padło na stojące na jednej z komód puzderko, w środku którego znajdował się komplet bransoletek z malachitu. Bawiła się nimi na przemian, choć głównie podświadomie, ponieważ cały czas analizowała w głowie każde wypowiedziane przez Scarletta słowo, każdy jego najdrobniejsze ruch twarzy i tembr głosu. Wniosek dla niej był tylko jeden.

— Zawsze jesteś taki poważny i oficjalny- zaczęła powoli, odkładając bransoletki na miejsce i odwracając się powoli w stronę syna- Zawsze kpisz ze swego rodzeństwa, nie przejmujesz się nimi do póty, do póki nie są ci potrzebni.

— To dość drastyczne słowa — zauważył spokojnie młody mężczyzna.

— Jednak taka jest rzeczywistość- Mitis spojrzała głęboko w oczy księciu- Nie dajesz się poznać z innej strony. W każdym bądź razie- westchnęła- nie łatwo cię zachwycić kimkolwiek, zwłaszcza twoim rodzeństwem. To pierwsza rzecz, która mnie uderzyła w twojej wypowiedzi. Druga to twoja pewność siebie; zawsze jesteś dumny, lecz w rozmowie ze mną zachowujesz trochę zwyczajnego luzu. Teraz wydawałeś się nawet spięty, zmuszony do słów, które padły z twoich ust. Gdy tylko podałam je w wątpliwość twoje zuchwalstwo opadło. Starałeś się utrzymać pozory, ale raz uciekłeś ode mnie wzrokiem. To wystarczyło, by zapaliła mi się wyimaginowana czerwona lampka. Raz zawahałeś się na dłużej, przełknąłeś ciężko ślinę i zastanawiałeś się nad tym. Z czegoś zrezygnowałeś. Domyślam się, że chciałeś powiedzieć, że wyróżnia się wśród waszej czwórki, ale duma ci na to nie pozwoliła. Zamieniłeś to na wojowników- Mitis uśmiechnęła się delikatnie przez sekundę- Znam cię aż za dobrze, synu.

Scarlett przez chwilę wytrzymał wzrok matki, lecz po chwili spuścił oczy. Wstyd mu było, że królowa go tak szybko rozszyfrowała.

— A zatem- Mitis powróciła na swe miejsce i nachyliła się do syna- jaką przysługę wyświadczyłeś dla Mori? — jej głos stał się subtelniejszy, a wzrok złagodniał; chciała dobrocią wyciągnąć od syna prawdę.

— W sumie to nic takiego… — Scarlett zachowywał się, jak gdyby jego sekret był wstydliwy; nie mógł przecież wyjawić matce, że Enaret spotyka się z Ziemianką- Po prostu chciałem, by porozmawiała z jedną ze swych przyjaciółek.

Mitis wyprostowała się. Tylko raz zdarzyło się, że Scarlettowi spodobała się jakaś dziewczyna. Było to już przeszło osiemdziesiąt cztery lata temu, gdy książę był zaledwie podrostkiem, ale było. Od czasu ukończenia przez jej najmłodszego syna dwustu dwudziestu ośmiu lat, Mitis niecierpliwie czekała na pierwszą synową. Na Fortisa i jego miłostki nie było co liczyć, Enaret powinien wybrać sobie żonę spośród kobiet o błękitnej krwi i to najlepiej po koronacji, lecz Scarlett miał tzw. samowolkę. Zwłaszcza że jego dwaj bracia wykazywali zainteresowanie płcią przeciwną, a Scarletta frapowały bardziej kursy na giełdzie. Teraz po usłyszeniu takiej wiadomości z ust najmłodszego syna, królowa nie mogła ukryć uśmiechu. Dość naiwnie dała się nabrać, lecz matczyne serce było ślepe na kłamstwa dziecka, gdy sprawy dotyczyły miłości.

— Scarlett- ujęła jego dłonie- Nawet nie wiesz, jaka jestem rada z tego powodu- odetchnęła głęboko z ulgą.

Mężczyzna uśmiechnął się, nieśmiało spuszczając oczy. Musiał zachowywać się jak zakochany głupiec, choć ta rola była mu daleka.

— Teraz wiesz już wszystko- odparł cicho i spokojnie- Mam nadzieję, że dane mi będzie lepiej poznać mą wybrankę-,,co za bzdury” — pomyślał- Czy teraz zechcesz się zastanowić nad moją prośbą?

— Wiesz… — Mitis puściła dłonie syna- Decyzję i tak podejmie król.

— Czy w takim razie porozmawiasz z ojcem? — zapytał, pochylając się i skupiając wzrok na matce- Morifii bardzo na tym zależy.

— Domyślam się- królowa skinęła głową nad czymś bardzo oczywistym- Chcę jej szczęścia, a jeżeli dla Mori jego źródłem jest walka… — uderzyła dłońmi w uda- Porozmawiam z Izyrosem. W końcu to ja nauczyłam moją córkę niezależności i waleczności. Wiadomo było, jaką drogę wybierze.

Scarlett wstał z niekłamanym uśmiechem.

— Teraz to ja jestem rad- ukłonił się matce.

Królowa znów sięgnęła po dłoń syna, którą ścisnęła delikatnie.

— Jestem z was dumna- oświadczyła lekko rzewnym głosem.

Scarlett odwrócił się, by odejść, lecz matka jeszcze go zatrzymała.

— A czy mógłbyś… — mówiła z wahaniem- przyprowadzić na dzisiejszą kolację tę dziewczynę?

Dobrze, iż Mitis nie mogła widzieć miny syna, jaką wywołały jej słowa, ponieważ natychmiast rozpoznałaby kłamstwo najmłodszego dziecka; Scarlett uniósł oczy ku niebu, a jego usta wykrzywiły się w grymasie, przypominającym obrzydzenie. Jednak gdy odwrócił się w stronę matki, jego twarz praktycznie promieniała.

— Oczywiście- uśmiechnął się.

— To wspaniale- odparła Mitis cicho, klaszcząc delikatnie w ręce.

Książę już nic nie odpowiedział, tylko wyszedł. Na korytarzu spotkał Xanthię trzymającą wartę przy drzwiach.

— Możesz już wejść- skinął głową dwórce, na ustach wciąż mając uśmiech posłany matce.

To zadziałało elektryzująco na dziewczynę, która traktowała Scarletta jak rockmana- kogoś niedostępnego, boskiego i wywołującego szybsze bicie serca. Szybko odwzajemniła się nieśmiałym dygnięciem, po czym uciekła do gabinetu królowej.

Scarlett uszedł kilka kroków, lecz zatrzymał się raptownie; czy on wykazał życzliwość tej małej? A może nawet zalotność? Mężczyzna zmarszczył brwi w zastanowieniu, lecz jedynie pokręcił głową i poszedł do swej komnaty.

Tam- czekając na Fortisa, z którym umówił się na pomoc przy Zasadach Ustrojowych- otworzył kopertę ukradzioną królowi. W środku znajdowały się chaotyczne notatki, spisane przez kogoś o brzydkim charakterze pisma.

— Co za bazgroły- westchnął Scarlett, próbując odszyfrować jedną ze stron- Co tu pisze? Deficyt? — książę uniósł wysoko brwi, gdy zdał sobie sprawę, czego dotyczą notatki.

,,Aby pozyskać pieniądze na zmniejszenie deficytu budżetowego powinniśmy nie dość, że opodatkować targi, to również aktywa bankowe. Nie znajdziemy innego sposobu na zapchanie dziury budżetowej. Społeczeństwo musi nam pomóc w zmaganiach z tym problemem, który dusi nasze państwo od setek lat. Nie tylko my powinniśmy się poświęcać narodowi- obywatele muszą wesprzeć Millenię w dążeniach do jej renowacji.”

— Piękne słowa, które są w stanie skusić mego ojca- Scarlett rzucił papiery na swe biurko.

Mężczyzna oparł się o krzesło z rezygnacją. Przetarł oczy, czując się o wiele starszym niż w rzeczywistości był.

— ,,Ten stary dziad zaczyna tracić zmysły, dając się tym samym wykorzystać- myślał lekceważąco na temat swego ojca- Nie widzi, co jest dobre, a co nie, lecz najpewniej rozpoznanie tego utrudnia mu chęć zysku lub fałszywe dobro. W sumie niewiele mnie interesuje, kto i ile będzie płacił, martwi mnie jedynie, że i ja mogę kiedyś stać się takim głupcem. A jeżeli mam być królem, nie mogę sobie pozwolić na inne manipulacje niż moje- ktoś zapukał do drzwi- No i idzie kolejny idiota” — westchnął, po czym krzyknął- Wejść!

Fortis wszedł pewnym krokiem do komnaty brata. Wniósł ze sobą opary wina i kobiecych perfum.

— Czuję w kościach, iż oderwałeś się od bardzo pasjonującego zajęcia- odparł Scarlett z pewną odrazą w głosie.

Fortis uśmiechnął się szeroko, czego Scarlett nie mógł widzieć, aczkolwiek domyślił się tego.

— Masz rację, bracie i tobie radziłbym spróbować tego, hmmm… zajęcia- ton głosu mężczyzny był z lekka kpiący.

— Żeby się rozpraszać? Nie dziękuję- odrzekł książę, chowając skradzione notatki do koperty, którą następnie wrzucił do szuflady biurka.

— Od czego rozpraszać? — Fortis zaśmiał się lekko, siadając na kanapie- Od przygotowań do roli króla? To raczej nie nadejdzie zbyt szybko.

— Jeszcze się zdziwisz- odparł Scarlett cicho.

— Co? — Fortis odwrócił się w stronę brata.

— Nic- młody mężczyzna podszedł do księcia i rzucił mu na kolana stertę kartek, zapisanych od góry do dołu.

— Co to jest, do diabła? — zapytał Fortis ze złością.

— Pełna lista Zasad Ustrojowych od A do Z- Scarlett usiadł naprzeciw brata- Codziennie będziemy się uczyć po 67.

— Sześćdziesiąt siedem? — Fortis pochylił się do brata- Myślałem, że po najwyżej dwadzieścia pięć.

— Dwieście podzielone przez trzy- czyli dni- to po zaokrągleniu sześćdziesiąt siedem, kolejne trzy dni na powtórzenia, a siódmego dnia…

— …Bóg odpoczywał- przerwał mu brat i zaśmiał się- Tak nas uczyli na humanologii.

Scarlett posłał mu ostre spojrzenie.

— A siódmego dnia- kontynuował- zrobię ci test powtórzeniowy.

— A kiedy ja się przygotuję do części fizycznej i będę odpoczywał? — sprzeciwił się Fortis.

— Całe życie odpoczywasz za pomocą ćwiczeń fizycznych- Scarlett wzruszył ramionami- Takie dwa w jednym.

— Ta… — westchnął starszy książę.

— Uczyłeś się już czegoś? — ton głosu jego brata trochę zelżał.

— Co nieco… ale trudno mi je zapamiętać- Fortis podrapał się po głowie- Miałem nadzieję, że użyjemy jakiegoś podstępu na teście… — spojrzał wyczekująco na brata.

Scarlett siedział przez chwilę, nie odezwawszy się na propozycję Fortisa. Jedynie patrzył na niego wnikliwie. A przynajmniej takie wrażenie odebrał książę. W rzeczywistości Scarlett powolutku mocą uniósł ze swego łóżka jedną z poduszek, aby po chwilę zrzucić ją na głowę swego rozmówcy.

— Ała! — krzyknął mężczyzna, ponieważ uderzenie nie należało do lekkich.

— Chyba zwariowałeś- Scarletta nie interesowały jęki brata.

— No co? — zapytał zdenerwowany Fortis; podniósł poduszkę z podłogi i rzucił nią w brata, lecz ten wykonał zręczny unik- Jeśli tego nie zdam, mogę pożegnać się z kandydaturą do tronu.

Słowa brata zdziwiły Scarletta, jednak ten próbował to skrzętnie ukryć.

— Naprawdę? — zapytał, walcząc z cisnącym się na usta uśmiechem satysfakcji.

— Tak mi powiedział ojciec- wyjaśnił Fortis spokojnie-,,Jeżeli nie będziesz w stanie zapamiętać najprostszych zasad, to jak ja mógłbym ci powierzyć tak odpowiedzialne stanowisko?” — zacytował króla; westchnął- A ja nie mam głowy do takich rzeczy.

Scarlett mruknął aprobująco, lecz myślami był daleko.

— Czy Enaret również miał taki warunek? — zapytał po chwili ciszy.

— Z tego, co wiem, to nie- wzruszył ramionami Fortis- Więc widzisz, jakie to ważne.

— Ważne? — Scarlett zwrócił teraz sto procent swej uwagi na brata- Chciałbyś być kiedyś królem? — zapytał niby to obojętnie.

— Nie wiem- jeśli nie będę miał innego wyboru- książę nie zwrócił uwagi na zmianę zachowania brata- Szczerze wolałbym żyć tak jak do tej pory. Taki styl bardzo mi odpowiada.

— Zero zmartwień, prawda? — Scarlett uśmiechnął się krzywo- To po co zdajesz ten egzamin? Przecież możesz zrezygnować.

— Ponieważ ojciec uważa, że to pokaże, czy w ogóle jestem godny królewskiej krwi, a co za tym idzie- zaszczytów.

Scarlett skinął głową na znak aprobaty. Ta informacja była dla niego kluczowa. Spowodowała również pojawienie się w głowie młodego Milleńczyka pewnego pomysłu… Książę przypomniał sobie o pozostałej dwójce pretendentów do tronu. Jeżeli zrealizowałby swój plan, rodzeństwo stałoby się tylko pionkami jak na szachownicy.

— Scarlett?

Mężczyzna poczuł się jak wybudzony z głębokiego snu; poprawił się na fotelu i odchrząknął, nim zaczął mówić:

— A zatem bierzemy się do pracy? — spojrzał na kartki, które wręczył bratu- Mamy wiele do zrobienia, a ja muszę przed kolacją załatwić pewną sprawę. Ewentualnie możemy jeszcze popracować po posiłku.

— O nie- Fortis pokręcił głową- Wieczór mam zajęty.

— Twoja strata- Scarlett był wobec tych słów obojętny; jeśli brat się nie nauczy tym lepiej dla niego- Zatem bierz pierwszą z kartek i zaczynamy.

Fortis westchnął i niechętnie posłuchał młodszego brata.


Enaret był tego dnia umówiony ze starą koleżanką, która kandydowała na przewodniczącą Rady Okręgu Exilum. Nazywa się Domina Pater i pochodzi z małej wioski rybackiej, położonej nad Jeziorem Exilum. Jeśli by jej się udało objąć to stanowisko, to byłaby pierwszą młodą osobą i do tego kobietą piastującą ten urząd. Poprosiła swego przyjaciela księcia o pomoc w zjednaniu sobie ludzi i radę urzędniczą.

Enaret obiecał Dominie, że spotkają się nad jeziorem, aby ta nie musiała wydawać pieniędzy na transport. Dziewczyna nie pochodziła z bogatej rodziny, ponieważ takowa nie znajdowała się w wiosce- z rybactwa bardzo trudno wyżyć, zwłaszcza w takim drogim kraju. Książę zdawał sobie z tego sprawę, a że bardzo przejmował się losem swoich przyszłych poddanych, postanowił osobiście zjawić się w Okręgu Exilum (taka nazwa oficjalnie figuruje w obiegu). Poza tym Enaret chciał wyrwać się na chwilę z pałacu i zobaczyć piękne zakątki Millenii.

Czekał na Dominę siedząc na brzegu Jeziora Exilum. Wpatrywał się w jego niczym nie zmąconą, spokojną taflę, idealnie gładką jak szklanka. Chciał kiedyś osiągnąć taki spokój, ponieważ choć książę wydawał się opanowany, często w środku targały nimi skrajne uczucia; zwłaszcza gdy widział biedę i czuł niemoc jej zaradzenia. Sam sobie wydawał się w takich chwilach bezużyteczny, bo jakaż była jego rola na tym świecie, jeśli nie pomoc innym? On miał pławić się w luksusach, a inni nie mieli co zjeść przez nawet kilka dni. Lecz nie tylko to go niepokoiło. Również dopadał go strach przed perspektywą objęcia rządów po ojcu. Czuł, że będzie dobrym królem, ale zarazem wiedział, iż nie jest jeszcze na to gotowy. Choć taki stan rzeczy mogła wywoływać osoba Gianny. Kochał ją i nie wątpił w to. Czuł, iż jest ona miłością jego życia, większą niż miłość do kraju i podwładnych. Mógł dla tej dziewczyny rzucić wszystko, ale jednocześnie czuł, że może być to niemożliwe. Ba! — to jest niemożliwe, ze względu na kilka jakże drobnych szczegółów, na przykład takich, iż Gianna nie przeżyje jakiś siedemset lat, tak jak Enaret oraz nie posiada zdolności chociażby w pewnym stopniu tak rozwiniętych jak jej wybranka. To były dwa główne zmartwienia Enareta, a miał ich jeszcze trochę w zapasie.

Nagle mężczyzna usłyszał czyjeś kroki. Odwrócił się i podniósłszy głowę ujrzał jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie dane mu było podziwiać.

Domina przede wszystkim ma piękny, hollywoodzki, pełny uśmiech. Oczy są brązowe, niezbyt duże, ale i nie za małe, które okalają gęste, długie rzęsy. Brwi ma wyraźne, lecz nie krzaczaste na niewysokim czole, a jej włosy są prawdziwym arcydziełem- gęste pukle o wielu odcieniach brązu, od czekoladowego, przez orzechowe, a na końcówkach wpadają nawet w miodowy, który również pojawia się w niektórych pasmach, tworząc w blasku słońca niesamowite refleksy. Teraz jej włosy zaplątane były w długiego warkocza, opadającego luźno na ramię.

Twarz kobiety jest szczupła, ale policzki trochę pyzate, tworzące piękne tło dla uśmiechu. Domina ma piękną figurę z zaokrągleniami w odpowiednich miejscach. Ponadto nie należy do wysokich osób- prawie 160 centymetrów.

Ubrana była w tradycyjny letni stój chłopski- długą, zwiewną, brązową spódnicę oraz czerwoną koszulę bez rękawów, związaną na brzuchu. Wyglądała dość prosto, lecz właśnie w tej prostocie najbardziej onieśmielała swoją naturalnością i wręcz eteryczną urodą.

Z uśmiechem na ustach Domina zbliżała się do Enareta. Książę skupił się na tych ustach oraz uśmiechu i nagle zapragnął ją pocałować, mimo długiej rozłąki. Dziewczyna od razu mu się spodobała, a inne kobiety nagle przestały dla niego istnieć; jednak wiedział, iż nie może pozwolić sobie na speszenie. Odchrząknął i odwzajemnił uśmiech — miał nadzieję, iż wyszło to w miarę naturalnie.

— Witaj, książę- Domina satyrycznie dygnęła z wielką przesadą.

Enaret zaśmiał się i odpowiedział jej tym samym- oczywiście na tyle, na ile mógł, zważywszy na to, iż siedział w tamtym momencie na trawie.

Domina usiadła ciężko obok kolegi i rzuciła mu na kolana teczkę, którą chłopak dopiero teraz zauważył.

— To są projekty moich plakatów wyborczych, expose oraz obietnice wyborcze- odparła dziewczyna.

— Nie za wcześnie na expose? — zapytał Enaret unosząc brew.

— Przezorny zawsze ubezpieczony- wzruszyła ramionami młoda kobieta, po czym ponownie się zaśmiała- Idę po zwycięstwo.

— Pewny kandydat, to dobry kandydat, byleby nie był pyszny- powiedział książę, może ze zbyt wielką powagą jak na taką chwilę.

— W takim razie o mnie nie musisz się martwić- jestem pewna, ale pokorna- Domina nie zważała na ton głosu przyjaciela- A teraz mógłbyś to przejrzeć.

— A, tak, oczywiście- Enaret pośpiesznie otworzył teczkę i w spokoju zaczął przeglądać propozycje kandydatki.

Chwilę trwało, nim książę zaznajomił się ze wszystkim, zastanowił się nad tym i wypunktował w swojej głowie rzeczy do poprawy. W tym czasie Domina postanowiła skorzystać ze słońca i trochę się poopalać. Jednakże, aby nie gorszyć jej towarzysza, dziewczyna jedynie rozciągnęła się nad brzegiem jeziora i pozwoliła ogrzewać promieniom słonecznym. Przysłoniła oczy ręką i oddała się marzeniom, które z chwilą stały się sennym wyobrażeniem. Dziewczyna zaczęła odpływać duchem, gdy z tego stanu wyrwał ją głos księcia.

— Mam kilka obiekcji, lecz całość jest zrobiona poprawnie- odparł Enaret, spoglądając na przyjaciółkę, nie zdając sobie sprawy, że prawie zasnęła; dopiero brak odpowiedzi z jej strony dał mężczyźnie do myślenia- Domina? — potrząsnął delikatnie dziewczynę za ramię.

— Co mówiłeś? — młoda kobieta nagle się ocknęła.

— Mówiłem, że mam kilka obiekcji, lecz reszta jest prawidłowa- powtórzył- Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewasz za to, iż nie dałem ci spać- odparł ze skruchą.

— Nie- Domina roześmiała się, przeciągając się jednocześnie- Przecież pofatygowałeś się tu, by mi pomóc, a zamiast tego ja śpię. Bardzo dobrze postąpiłeś.

— W takim razie ulżyło mi- Enaret również się roześmiał, ale krótko- Możemy zatem przejść do istoty naszego spotkania?

— Oczywiście- Domina usiadła po turecku i wyprostowała plecy, by wydawać się bardziej poważną- O jakich obiekcjach zatem mówiłeś?

— Przede wszystkim zacznijmy od tego- Enaret przyjął ton nauczyciela, a nawet można się pokusić o stwierdzenie, że mentora lub mistrza- czy wiesz, dlaczego chcesz objąć to stanowisko.

— No… — dziewczyna wydawał się lekko zaskoczona- Pomyślałam o kandydowaniu, gdy dowiedziałam się o zmniejszeniu dotacji z Mainu na rozwój rybołówstwa. Mam kilka pomysłów na wybrnięcie z tej sytuacji lub chociażby przekonanie Przewodniczącego Pierwszego Parlamentu na zwiększenie dotacji.

— No dobrze- Scarlett zapisał to na kartce, które przyniósł do swoich osobistych notatek- A czy jesteś pewna, że twoje plany są możliwe do zrealizowania?

— Tak, inaczej bym nawet nie próbowała- dziewczyna skinęła głową, czując się jak na rozmowie kwalifikacyjnej.

— Czy wydaje ci się, iż twoja kandydatura zyskuje na popularności?

— Raczej tak; rozmawiając z ludźmi wyraźnie prezentuje im, co tak naprawdę chcę osiągnąć.

— A twój konkurent lub konkurenci?

— Subiektywnie są beznadziejni- kobieta znów się roześmiała, a kolega jej zawtórował- a obiektywnie ich propozycje wydają się interesujące, lecz większość może być trudna lub nawet niemożliwa do zrealizowania- Domina prychnęła i pokręciła głową- Zaczynam mówić jak ty.

— Może ci to pomoże- Enaret odebrał to, jako kolejny żart- Wracając do sedna- musisz dokładnie zaplanować swoją kampanię, lecz z tym widzę, że nie masz problemu. Ktoś ci pomagał?

— No… powiedzmy- dziewczyna zawahała się- Co dalej?

— Dalej… zaplecze finansowe- Enaret odczytywał ze sporządzonych uprzednio notatek- Może masz jakichś fundatorów na tę kampanię?

— Tak, jest to nawet ktoś wzbudzający podziw wśród wyborców.

Książę spojrzał z uznaniem na swoją rozmówczynię.

— No to widzę przed sobą kandydata z najwyższej półki- uśmiechnął się- Będę zawiedziony, jeśli ci się nie powiedzie.

— Celuję w wygraną- oświadczyła pewnie kobieta- Przegrana nie wchodzi w grę.

— Jakbym już gdzieś to słyszał- mruknął Enaret; odchrząknął i kontynuował- Co do taktyki wyborczej nie widzę przeciwwskazań; przemówienie na spotkanie kandydatów jest napisane prostym językiem, który każdy jest w stanie pojąć, plakaty i ulotki przedstawiają inteligentną, godną zaufania młodą osobę, od której nie bije pycha i egoizm, planowana krótka audycja wyborcza w radiu, tekst odpowiedni; terminy spotkań z wyborcami, projekty mów. Tu widzę nawet, iż napisałaś sobie kilka ratunkowych odpowiedzi na debatę…

— …oraz tematy i określenia, których nie mogę pozwolić sobie podjąć lub powiedzieć- dokończyła za niego Domina z uśmiechem.

Enaret skinął głową z uznaniem.

— W takim razie widzę, że właściwie nie jestem ci w niczym potrzebny- oświadczył z dumą, jakby słuchał własnego dziecka- Widzę, że dzieciństwo u mego boku ci służy aż do dziś.

— Na coś się przydało zabieranie mnie przez ojca na nudne, oficjalne spotkanie z biedniejszymi ludami Millenii- zaśmiał się, na co Domina, choć nie chciała tego uczynić, spuściła wzrok zawstydzona; Enaret zauważył to i dopiero wtedy zrozumiał, co tak naprawdę powiedział; zapłonął rumieńcem- Przepraszam, byłem zbyt zuchwały- ścisnął delikatnie dłoń dziewczyny- Nie powinienem, zważywszy na to, iż jestem dobrze wychowanym mężczyzną i w dodatku księciem.

Domina machnęła ręką, jednak wyraźnie zadowolona z kajania się przyszłego władcy.

— To nic- powinnam się była do tego już przyzwyczaić, jednak moja ambicja czasem wyrywa się spod kontroli i każe zachowywać jak ktoś lepiej urodzony- powiedziała, spoglądając pewnie na przyjaciela, czym równocześnie zaprzeczyła swym słowom.

— Ambicja- westchnął Enaret- jest zgubna.

— Zgadzam się- młoda kobieta skinęła głową- Jednak jakże podsyca pragnienia głęboko w nas skrywane- powiedziała poważne, lecz z osobliwym błyskiem w oku.

Tym razem to Enaret spuścił głowę i przez chwilę bawił się delikatnym źdźbłem trawy, jednakże mocno trzymającym się swoimi korzonkami w glebie. W końcu dał roślince spokój i puścił ją, na co ta lekko schyliła się ku ziemi, jakby w podzięce, że wciąż są razem.

Domina przyglądała się księciu w nadziei, iż to nie ona będzie musiała rozpoczynać konwersację, jednakże po coraz dłuższym milczeniu swego towarzysza, kobieta zignorowała jego obecność i ponownie rozłożyła się na trawie, by zażyć jeszcze trochę słońca.

Enaret zrozumiał opacznie zrozumiał zachowanie przyjaciółki, nie był bowiem biegły w kobiecej naturze, mimo długiej zażyłości z Gianną, więc tak jak Domina położył się na dość niewygodnym gruncie. Gdy jednak dziewczyna nawet na niego nie spojrzała, Enaret zrozumiał już, co przez to chciała pokazać- by dał jej oczywiście spokój.

Książę otworzył usta, aby ponownie przeprosić swą towarzyszkę, gdy nagle dostrzegł obok leżącej śliczną niezapominajkę. Wyrwał ją delikatnie, po czym usiadł obok Dominy, wlepiając w nią spojrzenie pieska, który nabroił.

Młoda kobieta usłyszała i wyczuła ruchy, jakie wykonywał jej przyjaciel i domyśliła się, że na nią patrzy. Otworzyła zatem oczy, ale musiała je szybko przysłonić ze względu na to, że słońce znajdowało się już bardziej po zachodniej stronie i ją oślepiało.

— Coś się stało? — zapytała trochę niechętnie, za co mimowolnie skarciła się w duchu; powinna być miła, przynajmniej do czasu.

— Chciałem ci podarować ten skromny kwiat, który jest potwierdzeniem mojej skruchy, a zarazem twojej niezwykłej urody oraz mam nadzieję naszej nieprzemijającej przyjaźni.

Domina przez chwilę wpatrywała się w dar oraz rozmyślała nad słowami księcia. W końcu postanowiła dać za wygraną. Dźwignęła się na łokciach i z uśmiechem przyjęła kwiat.

— Dziękuję ci- założyła roślinkę za ucho i podpięła ją spinką, by nie spadła.

— Wyglądasz pięknie- odparł Enaret, wierząc w to z całego serca, zapominając na chwilę o swej wielkiej miłości.

Młoda kobieta roześmiała się.

— Nie musisz mi tego co chwilę powtarzać- powiedziała, lecz wyraźnie usatysfakcjonowana- Wiesz, co mógłbyś dla mnie zrobić? — zapytała znienacka, nawet dla samej siebie.

— Co tylko sobie życzysz.

— W takim razie czy byłbyś łaskaw spełnić moje marzenie?

— Jeżeli tylko będę w stanie- Enaret nachylił się do kobiety- Co to za życzenie?

— Chciałabym raz jeszcze zwiedzić Pałac Regium- odparła dość zuchwale Domina.

Jednakże ton głosu przyjaciółki jedynie wywołał uśmiech na ustach księcia, aniżeli chęć negacji.

— Wszystko da się zrobić. Czy aby na pewno starczy na to dzisiejszego dnia? — zapytał.

— Nawet nie dnia, ponieważ za cztery godziny mam spotkanie z moim sztabem wyborczym- wyjaśniła Domina, wciąż jednak podekscytowana wizją zbliżającej się wycieczki.

— Skoro tak, to niestety będę musiał rozłożyć zwiedzanie na raty.

— A zatem nie stanie się ona moją ostatnią wizytą- stwierdziła Domina pewnie, unosząc brwi.

Enaret nie kontynuował dyskusji, jedynie schylił głowę, by ukryć z lekka kpiący uśmiech.

— Załatwione- odparł, unosząc głowę ku swej rozmówczyni- Zabieram cię do zamku.

Domina z szerokim uśmiechem podniosła się z ziemi, otrzepała spódnicę i podążyła za przyjacielem. Musieli przejść kawałek do dorożki, która zawiozła ich do pałacu. W czasie drogi rozmawiali o trywialnych rzeczach, takich jak aktualne zajęcia, zainteresowanie- głównie, czy rozwinęły się od dzieciństwa, Enaret wspomniał o częstych awariach elektrycznych w zamku, aż w pewnym momencie zeszli na grunt rodzinny. Tym tematem Domina wydawał się wyjątkowo zafascynowana; ze szczegółami wypytała Enareta o jego rodzeństwo, matkę, a na końcu ojca.

— Skoro jesteś następny w kolejce do tronu, to zapewne król darzy się wyjątkowym uczuciem, prawda? — zapytała, próbując ukryć ekscytację, którą książę zignorował.

— Czy ja wiem… — wzruszył ramionami- Moim zdaniem stara się być sprawiedliwy w stosunku do każdego z osobna, zwłaszcza, iż jest nas czworo; musi wszystkie swoje dzieci obdarować równym uczuciem, choć są one różnorakie- nie będzie zachowywał się w stosunku do mnie tak samo jak do Fortisa.

— Więc chodzi tu o zachowanie- można kochać kilka osób na raz, ale każdą inaczej? — zapytała z rosnącym zainteresowaniem.

— Można to tak ująć- Enareta krępowały takie,,babskie” rozmowy- Nie znam się na tym, nie mam dzieci, ale czasem obserwuję ojca i widzę, jak odnosi się do każdego z naszej czwórki.

— Dla kogo jest najostrzejszy? — Domina przechyliła lekko głowę na bok.

— Chyba… — Enaret udawał, że rozmyśla nad pytaniem- nad Scarlettem- swego czasu dużo narozrabiał.

— Co zrobił?

Książę westchnął i potarł kark, jak gdyby ze wstydem, lecz Domina utknęła w nim wzrok mówiący, że nie zamierza odpuścić.

— To zdarzyło się, gdy Scarlett miał dwieście dziesięć lat; już wydawało mu się, że jest dorosły i może sobie pozwolić na wszystko- Enaret mówił, lecz patrzył w bok, jakby jego słuchaczem był drzwi pojazdu- Moc zaczęła w nim dojrzewać, ale mój brat jeszcze nie umiał jej kontrolować. Gdyby tylko jego wybryki nabrałyby rozmiaru szczeniackich wygłupów, lecz jemu zawsze marzyło się coś więcej- odkąd pamiętam jego zachowanie, a później ukształtowane poglądy były skrajne od powszechnych. Scarlett należy do tych osób, które lubią wzbudzać kontrowersję, jednak robi to za pomocą podstępów, manipulacji i kłamstwa, a nie prowokacyjnego zachowania.

— Co zrobił? — zapytała młoda kobieta z lekkim naciskiem.

— Wszczął rebelie w zamku- Enaret zaczął bawić się nitką wystającą z rękawa aksamitnego swetra.

Dziewczyna uniosła wysoko brwi, otwierając równocześnie szeroko oczy ze zdumienia, lecz nie powiedziała nic, tylko słuchała dalej.

— Podburzył podkuchenne- wmówił im, że pracują w najgorszych warunkach w zamku i że ich płaca jest poniżej minimalnej. Młode, niewinne panienki dały się nabrać i na kilka godzin wstrzymały prace.

— Co się z nim potem stało? — zapytała Domina z przejęciem.

— Po pierwsze, co stało się z podkuchennymi- Enaret zignorował częściowo pytanie koleżanki- Nie dostały miesięcznej pensji, a ich przełożone dodały każdej obowiązków, wedle swoich upodobań. Co stało się z moim bratem? — wzruszył ramionami- Rodzice podobno obopólnie zdecydowali, aby wysłać Scarletta na specjalny obóz resocjalizacyjny, choć matka wydawała się zdruzgotana taką perspektywą dla swego ukochanego syna. Suma summarum- mój młodszy brat wrócił, moim zdaniem, znacznie gorszy.

— Czyli?

Enaret spojrzał przeciągle na koleżankę- męczyły go te pytania.

— Czyli miast ogłady, nabrał tam większego wyrachowania, zdobył nowe techniki manipulacyjne oraz udoskonalił się w przekrętach. W skrócie- jest jeszcze większą szują niż dotychczas.

— Za takiego uważasz swego rodzonego brata? — w głosie Dominy można było wyczuć niewyjaśnioną złość.

Książę wzruszył ramionami.

— Za takiego dał się uważać.

Zapadła dość długa cisza; Enaret starał się odwrócić myśli od przeprowadzonej przed chwilą rozmowy, natomiast Domina analizowała każdą otrzymaną informację. Scarlett wydawał się być idealny…

— A twój ojciec? — zapytała Domina, kładąc kres głuchej ciszy, przerywanej jedynie stukotem kół.

— Co,,mój ojciec”? — zapytał Enaret, może zbyt trochę szorstko- Chcesz wiedzieć, jaki on jest? — złagodził ton swojego głosu.

— Nasz władca jest dość ciekawą personą- dziewczyna wzruszyła ramionami, jakby pytała od niechcenia, lecz drżenie jej głosu zdradzała, iż jest bardzo zaangażowana w rozmowę- Intryguje mnie odkąd zaczęłam pojmować najprostszą politykę.

— Fakt- postać mojego ojca może wydawać się ciekawa, lecz nie dla kogoś, kto przeżył z nim trzysta sześćdziesiąt lat- książę mówił, tak jakby chciał się usprawiedliwić.

— Ale mimo wszystko jesteś w stanie mi o nim opowiedzieć, czyż nie? — Domina nie dawała za wygraną; nachyliła się do przyjaciela i utkwiła w nim ciekawskie spojrzenie.

— Spróbuję- Enaret westchnął; rozmowa nie była jego najmocniejszą stroną- Za każdym razem pozuje na stabilnego, pewnego siebie władcę i w istocie taki jest, lecz w środku, gdy nie musi zajmować najwyższego stanowiska gdziekolwiek się pojawi, czai się delikatność i wrażliwość, zarezerwowana dla ludzi, których kocha.

— Których kocha? — zapytała Domina trochę nieobecnym tonem.

Mężczyzna zignorował to, chciał skończyć jak najszybciej.

— Dla naszej czwórki stara się być stanowczy, aczkolwiek często nam pobłażał. Teraz wie, że każdy z nas ma swój rozum i stara się nauczyć nas go dobrze wykorzystać.

— Rozum? — dziewczyna spojrzała lekko zdziwiona na przyjaciela, mnąc w rękach niezapominajkę.

— Może bardziej- umysł- poprawił się Enaret- W każdym bądź razie, jest dobrym ojcem i z tego co widzę, równie oddanym mężem.

Młoda panna Pater uśmiechnęła się.

— Nigdy w to nie zwątpiłeś? — zapytała.

Książę odwrócił szybko twarz w stronę swej rozmówczyni i przyjrzał się jej; przestała bawić się kwiatkiem i teraz tylko spod swych długich rzęs obserwowała reakcję przyjaciela.

— Mam podstawy, by w to wątpić? — zapytał Enaret z wahaniem.

— Jest tylko mężczyzną- odparła Domina cicho; po chwili skupiła wzrok na swej spódnicy i więcej się już nie odezwała.

Po zaledwie kwadransie woźnica zatrzymał się na żwirowanej drodze prowadzącej do pałacu

— Jesteśmy! — zawołał, choć siedzący w powozie zdążyli to pojąć wcześniej.

Mężczyzna około pięciuset letni zeskoczył z kozła i spokojnym krokiem podszedł do drzwi powozu, by wypuścić podróżnych. Gdy wychodzili, złożył im niskie ukłony.

Domina po wyjściu z pojazdu spuściła trzymaną spódnicę i poczęła zachwycać się nad budowlą.

— Jest piękniejsza niż ją zapamiętałam- cudownie mieni się w blasku słońca- mówiła wyraźnie oczarowana.

— W istocie to nadzwyczajne miejsce zwłaszcza dla kogoś, kto dawno tu nie bywał- Enaret wydawał się nie pamiętać insynuacji dziewczyny co do wierności małżeńskiej jego ojca; z uśmiechem podał przyjaciółce ramię i zaprowadził do środka pałacu.

Nie rozpisując się nad całą, dwugodzinną wyprawą powiem tylko, że Domina była zachwycona złoceniami, ekskluzywnymi obiciami, srebrami, obrazami, zdobionymi ramami, kolumnami, dywanami, arrasami, kryształami, diamentami, a przede wszystkim strojami z gabinetu matki, do którego para ukradkiem weszła pod nieobecność królowej. By opisać wszystko ze szczegółami brakłoby na to wszystkich książek świata; Pałac Regium znany jest ze swego przepychu oraz kunsztu projektanta, który sprawił, że pierwszym wrażeniem po wejściu do samego budynku jak i każdego pokoju z osobna nie był kicz lub przesyt, a kolejnym- zniesmaczenie.

— Jest tego tak wiele, że mój umysł nie był w stanie tego wszystkiego zakodować, gdy człowiek był młody i niezbyt pojętny- mówiła Domina przeglądając suknie wieczorowe- Wierzę, że teraz moje wspomnienia będą bardziej klarowne.

— Ja również na to liczę- Enaret obserwował rosnącą ekscytację przyjaciółki- Jeśli tak się stanie, nie będziemy musieli marnować naszego jakże cennego czasu na kolejne wędrówki po zamkowych korytarzach.

— Aż tak bardzo łakniesz mojego towarzystwa? — dziewczyna nawet na niego nie spojrzała, choć te słowa wyraźnie ją usatysfakcjonowały.

— Jeżeli tylko pójdziemy w tym samym kierunku, co dotychczas…

— No może z wyjątkiem małych spięć- przerwała mu dość zuchwale znajoma.

— To bez znaczenia- Enaret kontynuował w tym samym tonie- Suma summarum liczę na twe częstsze odwiedziny w tych murach.

Tym razem Domina odwróciła się do księcia i posłała mu szeroki, szczery uśmiech.

Godzinę później młoda kobieta oświadczyła, że musi już wracać na spotkanie ze sztabem wyborczym. Enaret zatem uprzejmie zaproponował swe towarzystwo do czasu przyjazdu dorożki, po którą kazał posłać.

Młodzi ludzie schodzili właśnie z głównych schodów i śmiali się z opowiedzianej przez Dominę anegdotki z jej dzieciństwa, gdy niespodziewanie wpadli na jednego z mieszkańców pałacu.


Pierwsza godzina minęła obu mężczyzną dość szybko, ponieważ mieli wystarczająco sił. Fortisowi wydawało się, że całkiem rozumie te pierwsze zasady. Niestety kolejne dwie godziny okazały się prawdziwą męką, a w przeciągu kolejnych sześćdziesięciu minut Scarlett musiał sięgnąć po kalikras, czyli tradycyjny królewski napój.

— Jeszcze raz- mówił Scarlett, rozlewając trunek do grubych, pięciocentymetrowych kieliszków- Kto nie może brać udziału w akcjach ratowniczych? — mężczyzna duszkiem wypił zawartość kieliszka.

— Osoby noszące… brody… bokobrody… wąsy… długie włosy- wymieniał Fortis z wyraźną trudnością- lub jeżeli… nie przestrzegają bieżącego golenia zarostu twarzy… Co to za zasada? — zapytał, a zarazem potem pociągnął spory łyk kalikrasu.

— Absurdalna, lecz funkcjonująca w naszym państwie- Scarlett usiadł w poprzek fotela tak, że teraz nogi zwisały mu bezwładnie z jednego oparcia- Ale uwierz mi, jest więcej takich bzdur. Jutro omówimy zasadę numer sześćdziesiąt cztery:,,Opodatkowanie żywności, przekazywanej w akcie darowizny”. Innymi słowy lepiej ją zniszczyć niż dać głodującym- mężczyzna przetarł oczy ze zmęczenia.

— Już gorszy jest chyba,,Mandat za używanie wulgaryzmów podczas ratowania ofiar wypadków” — Fortis prychnął- Jak można funkcjonować z takimi głupotami?

— A no widzisz- jakoś się da- westchnął młody książę- Ale ty tego nigdy się nie nauczysz; nie w takim tempie.

— Dzięki- odburknął mu brat.

Scarlett pokręcił głową, po czym ponownie sięgnął po butelkę i nalał sobie oraz starszemu bratu.

— Zasada numer szesnaście- powiedział władczym tonem.

— Szesnaście… — Fortis musiał wpierw przypomnieć sobie cokolwiek, co kojarzyło mu się z tą zasadą- To było o poborze do armii? — spojrzał błagająco na Scarletta; ten jednak tylko wzruszył ramionami- Więc… — wyprostował się na kanapie- do testów sprawnościowych mają podejść wszyscy młodzi mężczyźni, którzy ukończyli 216 lat oraz którzy posiadają zaświadczenie o prawidłowym rozwoju fizycznym i braku ułomności z nim związanej- wyrecytował- Dobrze?

— Prawie- odparł Scarlett bezbarwnie- To była zasada osiemnasta, a zasada szesnasta odnosi się do zwolnienia dyscyplinarnego z powodu każdego wykroczenia, które nie figuruje na tzw. Liście Wykroczeń. Jakie to są przykładowo czynności?

— Z listy?

— Tak.

Fortis znów musiał pomyśleć dłuższą chwilę nim udzielił odpowiedzi i tak się wahając.

— Opuszczenie dnia pracy, przyprowadzenie dziecka do miejsca pracy lub przyjście do pracy pod wpływem alkoholu.

— A za co można zostać zwolnionym dyscyplinarnie? — zapytał Scarlett, a zaraz potem dopił kolejną porcję kalikrasu, aby ponownie napełnić nim kieliszek.

— Za morderstwo, defraudację pieniędzy i niesubordynację, czyli nieposłuszeństwo wobec porządku ustalonego przez swego przełożonego. Uf! — Fortis westchnął głośno- Jak można to wszystko zapamiętać?

— Jeśli ma się wystarczająco otwarty umysł to owszem- można- odparł młodszy brat z nutą dumy w głosie.

— Może zrobimy sobie przerwę? — zapytał z nadzieją starszy książę.

Scarlett spojrzał przenikliwie na brata, lecz raczej zrobił to, by się z nim podroczyć. Wydawał się poważnie rozmyślać nad tym pytaniem, lecz finalnie tylko prychnął i machnął dłonią na znak przyzwolenia.

— I tak mam coś do załatwienia- odparł tak, jakby lekcje dawane bratu nie miały dla niego większego znaczenia.

— Dobra, idź- Fortis nawet na niego nie spojrzał, tylko wyszedł na balkon przylegający do sypialni brata.

Idąc korytarzem, Scarlett dokładnie zaplanował sobie wszystko, co powie. Nie chciał wyjść na niedoświadczonego, ale z kolei nie na kogoś w stylu Fortisa. Nie miał wprawy w sprawach tego typu, lecz chciał to ukryć, by nie popełnić faux pa. Nie cierpiał popełniać błędów, a zwłaszcza w tak trywialnych sprawach. Lubował się w swym idealnym postępowaniu, a każda rysa na tym perfekcyjnym obrazku wywoływała w nim gorycz, której nie mógł zapomnieć przez dłuższy czas.

Jednakże co takiego wywoływało w młodym księciu chęć zrobienia dobrego, wręcz nieskazitelnego wrażenia? Otóż Scarlett swe kroki skierował na jedno z pierwszych pięter, gdzie zamieszkiwali dworzanie lub bliższa rodzina. Oczywiście były to tylko osoby chcące żyć w pałacu, nie istniał specjalny nakaz rezydowania na dworze. Jednak pewne osoby skuszone fałszywie lukratywnymi propozycjami przyjęły je, a teraz funkcjonowały głównie jako element rozrywki rodziny królewskiej oraz uzupełnienia krzeseł podczas proszonych obiadów.

Teraz właśnie Scarlett szedł do pewnej dwórki, która naturalnym tokiem wydarzeń stała się bliską przyjaciółką Morifii. Ponadto była jedną z niewielu znajomych siostry, którą tolerował, ponieważ reszta wydawała mu się niewysłowienie głupie.

Lecz ostatecznie mężczyzna nie dotarł na miejsce. Plany pokrzyżowało mu spotkanie brata, odprowadzającego do wyjścia pewną młodą, piękną kobietę. Scarlett aż zatrzymał się z wrażenia, gdy tylko ją ujrzał.

— Cóż mój miły bracie tu robisz? — zapytał Enaret śmiejąc się z czegoś, co wcześniej powiedziała mu przyjaciółka- Szukasz szczęścia na korytarzach pałacowych?

— Nie… — książę zawahał się, taksując wzrokiem piękną istotę stojącą naprzeciw niego.

Zapadła chwilowa cisza. Nieznajomi patrzyli na siebie- jedno z zainteresowaniem, drugie z zachwytem. Enaret długo nie mógł pojąć ich reakcji na swoją obecność.

— Nie pamiętacie się? — zapytał zdziwiony.

— Najwyraźniej, jak widzisz- głos Scarletta był wyjątkowo spokojny i jakby trochę nieobecny.

— Ja oczywiście księcia znam, lecz chyba nie osobiście- kobieta uśmiechnęła się szeroko.

— Zatem przedstawię was sobie- Enaret skłonił się lekko- To oczywiście mój najmłodszy braciszek Scarlett, a to moja dawna przyjaciółka, którą dane mi było poznać przy okolicznościach składania wizyty przez mego ojca ludom zamieszkałym przy Jeziorze Exilum…

— Streszczaj się- syknął Scarlett, uśmiechając się sztucznie.

— Mam na imię Domina Pater- młoda kobieta wyciągnęła rękę do nowego znajomego.

— Faktycznie, coś mówi mi to nazwisko- książę ujął dłoń kobiety, lecz miast ją ścisnąć, schylił się i złożył na niej krótki pocałunek.

Enaret był pod pozytywnym wrażeniem zachowania brata.

— Będąc dzieckiem bywałam okazjonalnie w murach zamkowych, lecz w pewnym momencie moje wyprawy się zakończyły- mówiła Domina.

— Wielka szkoda- westchnął książę- Przez to nasza znajomość zamiast trwać odnawia się dopiero w tym momencie.

— Uważam dokładnie tak samo- dziewczyna pokręciła lekko głowa z niedowierzaniem.

Para nawet przez chwilę nie spuściła z siebie oczu, co wywołało w Enarecie uczucie piątego koła u wozu. Odchrząknął zatem, by przypomnieć tej dwójce o swej obecności.

— Śpieszyło ci się, Domino, prawda? — zapytał, być może zbyt szorstko.

— Fakt- kobieta bardzo powoli, aczkolwiek w końcu oderwała wzrok od na nowo poznanego mężczyzny i skupiła się na przyjacielu- Muszę teraz przygotować się do tej kampanii ze zdwojoną siłą.

— Jakiej kampanii? — wtrącił Scarlett.

— Na Przewodniczącego Rady Okręgu Exilum- odpowiedział mu szybko brat.

— Tak- Domina skinęła głową.

— A ja właśnie odprowadzałem moją drogą przyjaciółkę- tym razem to starszy brat uśmiechnął się sztucznie.

— A ja właśnie wracam od matki, która kazała mi przysłać cię do niej, jest w swej sypialni- skłamał naprędce Scarlett.

— Tak? — Enaret nie uwierzy mu, jednakże udał się z powrotem na górę, choć niechętnie zostawiał Dominę z bratem.

Scarlett podał ramię Dominię, na co ta ochoczo przystała. Gdy tylko para wyszła na zewnątrz, kobieta wznowiła konwersację.

— Jakże szlachetny okazał się Enaret pozwalając się zwieść i powierzyć mnie pod twą opiekę.

— W istocie, zaskoczył mnie brakiem uporu- mówił Scarlett zadowolony ze zwycięstwa.

— A ja z chęcią porozmawiam teraz z kimś innym niż Enaret- odpowiedziała mu szczerze Domina.

— Coś mi mówi, iż ta konwersacja będzie znacznie ciekawsza.

— Skąd wiesz, skoro w poprzedniej nie brałeś udziału?

— Rozmowa ze mną jest zawsze ciekawsza; Enaret w poważnej debacie nie potrafi zachować obiektywizmu, a zarazem w szczerych słowach wyrażać swych myśli.

— Ciekawa hipoteza.

— Nie hipoteza, tylko właśnie stwierdzony fakt- spojrzał z lekka kpiąco na swą towarzyszkę- Wybacz, ale znam go dłużej niż ty.

— Ależ naturalnie- Domina nie przejęła się kpiną, jedynie uśmiechnęła się zalotnie- Jednak każdy ma inny dar rozpoznawania ludzkiej natury i zwyczajów. Być może moje zdolności są lepiej rozwinięte od twoich?

— Sporna kwestia- Scarlett zatrzymał się na podjeździe- Który to twój wóz lub chociaż ten, który cię przywiózł?

— Ma być za kilka minut, Enaret wezwał ją kwadrans temu- odpowiedziała Domina rozglądając się- Aczkolwiek go nie widzę.

— To daje nam zatem więcej czasu na rozmowę- Scarlett uśmiechnął się wyjątkowo szczerze.

— Ciekawszą, czyż nie? — tym razem to w głosie kobiety można było usłyszeć nutkę kpiny.

— Mam taką nadzieję- nagle pewna myśl wpadła do głowy mężczyzna, a zważmy na to, iż to już kolejna tego dnia- A może nadarzy się i kolejna okazja?

— Co masz na myśli? — kobieta założyła ręce na piersi.

— Dziś w pałacu jest organizowana jedna z proszonych kolacji. Matka prosiła, bym przyprowadził towarzyszkę. Chciałabyś się nią stać?

— Zapraszasz mnie na kolację rodzinną? — dziewczyna zaśmiała się, lecz po chwili spoważniała- Nie żartujesz? Chcesz bym była obecna na takim wydarzeniu?

— To właściwie żadne wydarzenie- książę wzruszył ramieniem.

— Dla mnie tak- Domina chwilę zastanawiała się nad tą nietypową propozycją- Zgadzam się- skinęła w końcu głową- Powiedz mi tylko, na którą godzinę i jak mam wyglądać.

— Na 20.30, przyjdź gustownie, ale nie przesadzaj- mały błysk w oku mężczyzny zdradzał, że nie sądzi, aby dziewczyna miała w swej szafie coś wielce wyszukanego.

— Dobrze, książę- kobieta dla żarty dygnęła; gdy znów uniosła oczy ku górze (trochę jej brakowało do Scarletta) ponownie z humorem odparła- Skoro ja mam wyglądać gustownie, ty zatem również się postaraj i zrób coś z tą fryzurą, obetnij czy coś.

Mężczyzna zmarszczył nos.

— Nie podoba ci się? — zapytał z lekką złością.

— Nie do twarzy ci w długich włosach.

Scarlett zrobił krok do tyłu i przyjrzał się nowej znajomej.

— Odnoszę nieodparte wrażenie, że w głębi ciebie czai się okrucieństwo-odparł poważnie

Domina uniosła brew.

— Z naszej rozmowy raczej to nie wynika- powiedziała logicznie.

— Lecz czuję to- może dlatego tak dobrze się dogadujemy.

— Na razie- zaoponowała dziewczyna.

Książę uśmiechnął się.

— Na razie- powtórzył za nią.

W tym momencie nadjechał powóz Dominy.

— Jest więc i mój rydwan- odpowiedziała żartobliwie, lecz jej wzrok mówił coś zupełnie odwrotnego; zaintrygowały ją słowa mężczyzny.

— Do wieczora- Scarlett skłonił się, dzięki czemu dostrzegł na ziemi niebieski kwiat- Czy to twój? — zapytał, pokazując go nowej znajomej.

Domina dotknęła miejsca za uchem, gdzie niezapominajka powinna się znajdować.

— Musiał wypaść- odebrała zgubę od księcia- Dziękuję- wpięła ją z powrotem.

Scarlett ponownie się skłonił, na co młoda kobieta odpowiedziała skinieniem, lecz nie wyrzekła już żadnego słowa. Mężczyzna poczekał, aż ta wsiądzie do powozu i odjedzie. Dopiero wtedy odszedł w stronę pałacu, szepcząc do siebie:

— Okrucieństwo? — zmarszczył brwi- Skąd niby to okrucieństwo? Jak to wyczułem? I czy faktycznie? — minął dwóch strażników, którzy spoglądali na niego z konsternacją, ten jednak ciągnął dalej- I dlaczego czułem się tak… — stanął w miejscu; akurat było to schody, gdzie na ścianie znajdowało się lustro; książę przypatrzył się swemu odbiciu- Tak abstrakcyjny od innych uczuć… — zamyślony spojrzał na odbicie swych stóp- Choć staram się nimi nie prowadzić, ponieważ wytrącają człowieka z równowagi, nie pozwalają się skupić temu, co mówi rozum- zawsze praktyczny i rozważny- książę spojrzał głęboko w swoje niebieskie oczy- A jednak teraz poczułem swoistą więź z tą dziewczyną; czy można tu mówić o czymś więcej niż pierwszym dobrym wrażeniu- tego nie wiem- przeczesał włosy- A jednak była na tyle zuchwała, aby mnie- księciu! — zwracać uwagę na temat wyglądu- westchnął i począł znów wspinać się po schodach- Lecz żeby od razu używać wobec niej określenia,,okrucieństwo”? — zamilkł, widząc przechodzącą opodal służącą; podjął wątek, gdy tylko zniknęła z pola widzenia- Być może my- ludzie ambitni- wyczuwają to u innych. Ale nie- pokręcił głową- okrucieństwo to nie ambicja. Wiążą się często ze sobą, lecz nie są bezpośrednio spokrewnione. Zatem dlaczego takie skojarzenie wywołała we mnie rozmowa z tą… z Dominą- głos lekko mu zmiękł- Ładne imię, dobrze prezentuje się przy moim; a skoro dziewczyna ma chęci na stanowisko przewodniczącego, to zapewne i na kogoś więcej- Scarlett stanął u szczytu schodów- Może stałaby się ona moją popleczniczką, gdybym tylko zaznajomił ją w swoich planach- wydaje się dobrą manipulatorską, a zarazem kimś, kto wzbudza zaufanie. Takie osoby są wielce pomocne, gdy chce się zdobyć władzę; mógłbym jej zaproponować stanowisko królowej, gdyby tylko miałaby odpowiednie predyspozycje do czynienia… zła? — był niepewny w tym, co mówi- Czy mogę to aż tak wyolbrzymić? Muszę jednak poznać pannę Pater bliżej, by stwierdzić, czy nadaje się do bycia moim pionkiem. Taka okazja nadarza się dziś wieczór i imam nadzieję, iż później będziemy mogli przedyskutować aspekty… mojej idei- Scarlett uśmiechnął się do siebie chytrze.

Mężczyzna westchnął.

— ,,Koniec rozmyślań, czas wracać do tego osiłka” — pomyślał i wydłużył krok, by nie pozostawiać swego brata zbyt długo samemu sobie.

Po wejściu do swej komnaty Scarlett ujrzał swego brata wciąż stojącego na balkonie i opierającego się o balustradę, lecz teraz wyraźnie zainteresowanego kimś znajdującym się na zewnątrz.

— Więc jesteście z centrum? Świetnie, często tam bywam, a przynajmniej zacznę- Fortis roześmiał się.

Scarlett przewrócił oczami; podszedł po cichu do starszego Toma i stał przy nim przez chwilę.

— Jeśli chcecie, mogę was odprowadzić- mówił Fortis, nie zauważywszy brata- To niebezpieczne wracać tak samemu do miasta.

— Nie jesteśmy same- odparła okrągła na twarzy blondyneczka- Mamy siebie- roześmiała się, a jej koleżanka do niej dołączyła.

— No tak- próby mężczyzny spaliły na panewce- A byłyście kiedyś na kolacji w pałacu? — spróbował ponownie.

— Nie- odpowiedziała blondynka.

— Nigdy- odparła w tym samym czasie ta druga- wysoka brunetka.

— I raczej nie będziecie- wtrącił Scarlett, patrząc znacząco najpierw na nieznajome, a potem na brata.

Młode dziewczyny schyliły pokornie głowy i odeszły równym krokiem, na co Fortis spojrzał na brata z wyrzutem.

— Musiałeś przegonić takie dwa smakowite kąski? — zapytał.

Młodszy książę spojrzał na starszego spod uniesionej brwi.

— Do takiej rangi zniżasz te dwie kobiety, nie ważne jak powabne by nie były? — zapytał z niedowierzaniem; nawet on nie jest taki grubiański.

— Nie… nie to miałem na myśli- teraz Fortis przewrócił oczami, ale jak gdyby był małolatem- W moich ustach to był komplement.

— A zastanowiłeś się, czy w ich uszach też? — książę wrócił do pokoju- Lepiej zajmij się czymś, co również ci nie wychodzi, ale przynajmniej się przyda.

Starszy z mężczyzn naburmuszył się, lecz posłusznie wrócił do obowiązków. Jednak usiadłszy na kanapie i wziąwszy arkusz pełen zasad, jego resztki chęci do pracy nagle wyparowały.

— A tak wracając do naszej rozmowy- zagaił, próbując zmienić temat i odłożyć na jakiś czas powrót do nauki- Czy żadna z tych panien ci się nie spodobała?

Scarlett, w tym momencie sprawdzający, których pytań nie przerobili, spojrzał na brata nie kryjąc zdziwienia.

— Mnie? — uniósł jedną brew- W jakim sensie?

Fortis westchnął.

— Och, bracie, ty w ogóle nie jesteś otwarty na nowe znajomości- odparł.

— Nie prawda- Scarlett oburzył się na to stwierdzenie- Nawet przed chwilą poznałem dość interesującą młodą kobietę.

— No proszę- książę był wyraźnie zadowolony z takiej nowiny- Ładna?

Jego brat prychnął.

— Tak, ale nie to jest najważniejsze- pokręcił głową, wracając ostentacyjnie do przeglądania notatek.

Fortis jednak nie chciał się szybko poddać.

— Jak wyglądała? Brunetka, czy może blondynka- nachylił się w stronę brata.

— Ta wiedza nie jest ci potrzebna- Scarlett nawet nie podniósł na niego wzroku- Pytanie dwudzieste piąte.

— Ty mi tu z nauką nie wyjeżdżaj- książę zaśmiał się- Boisz się, że mogła by paść ofiarą mojego uroku.

— ,,Boże- widzisz, a nie grzmisz” — pomyślał Scarlett, tracąc wiarę w inteligencję starszego brata.

Nagle w głowę Fortisa uderzył opasły tom. Mężczyzna spadł z kanapy.

— Dlaczego znowu w głowę? — jęknął, trzymając się za nią.

— Zjeżdżaj stąd- Scarlett go zignorował; wstał z fotela i skierował kroki w kierunku okna, jak gdyby teraz podziwianie widoków stało się jego najważniejszym zajęciem.

Fortis z bólem, aczkolwiek zadowolony porwał kartki ze stołu i uciekł z tej komnaty. A gdy tylko zamknął za sobą drzwi, jego brat wzniósł oczy ku niebu.

— Ikesie, daj mi siłę, bo ja z nim już nie wytrzymam- zwrócił się do bóstwa.

Scarlett stał przez chwilę przy oknie, lecz jego oczy zaszły mgłą, spowodowaną głębokim zamyśleniem. Nad czym tak myślał? Nie- nie nad Dominą- na nią przeznaczył już czas. Teraz jego umysł zajęła ta maleńka myśl, którą pojawiła się już w rozmowie ze starszym bratem; związany z nią czyn był ryzykowny, aczkolwiek mógł przynieść od tak dawna wyczekiwany efekt. Efekt w stopniu tak potężny, że stałby się przepustką do marzeń księcia. Lecz pomysł był równie ryzykowny, co skuteczny. Mężczyzna miał zatem przed sobą alternatywy. Scarlett westchnął- teraz powinien skupić się na zbliżającej się kolacji, na którą zaprosił poznaną przed kilkunastoma minutami dziewczynę. Gdy młody Tom znów zaprzątnął sobie nią głowę, przypomniały mu się jej słowa. Ruszył się w końcu z miejsca, by wyjść na korytarz. Szczęśliwie prawie natychmiast natknął się na jedną z przechodzących akurat pokojówek.

— Zawołaj Kommotisa- rozkazał sucho, nie mogąc zwrócić się do dziewczyny po imieniu, ponieważ go nie pamiętał; ale przecież nie było mu to do szczęścia potrzebne, prawda?


O dwudziestej dwadzieścia siedem przed pałac królewski zajechała dorożka, z której wyszła śliczna młoda kobieta, ubrana w swą najlepszą sukienkę- tiulową, w kolorze pudrowego różu, sięgającą do kotek, na cienkich ramiączkach,. Wieczór był ciepły, zatem Domina na ramiona zarzuciła jedynie jedwabną, białą chustę, by zakryć ramiona, plecy i dekolt. W misternie upięte w gęstego warkocza włosy miała wpięte małe, mieniące się gwiazdki. Biżuteria dziewczyny była sztuczna, ale efektowna- jedynie na ręce udało jej się zrobić bransoletkę z prawdziwym kwiatem od Enareta. Zachwycona sobą i zbliżającą się kolacją, panna Pater dała się poprowadzić na drugie piętro, gdzie miała czekać na swego towarzysza. Nie trwało to jednak długo- już po chwili usłyszała kroki kogoś schodzącego po schodach. Odwróciwszy się, doznała małego szoku.

— Widzę, że może nie słuchasz rozkazów, lecz rad- owszem- odezwała się bez przywitania do Scarletta.

— Po prostu doszedłem do wniosków równoznacznych z twoimi- książę schylił się nad dłonią dziewczyny i pocałował ją z prawdziwą galanterią- Gotowa? — zapytał, podając swe ramię.

Domina chętnie skorzystała z niemej propozycji. Para, z której emanował niebywały wdzięk i atypowość, udała się bocznym korytarzem do jadalni, która tylko z nazwy wydawała się pospolita. Tak naprawdę z każdej strony bił już dobrze znany przepych, czyli złoto srebro, aksamit i Bóg wie, co jeszcze- za każdym razem po wejściu do jadalni odnawiało się uczucie znajdowania się w rupieciarni. Na ścianie z wielką trudnością odnajdywało się pojedyncze plamy pustej przestrzeni. Mimo to brak gustu nie odstraszył młodej kobiety, która z zachwycała się nad każdym metrem sześciennym, czy to ściany, czy podłogi. Nic nie było w stanie zepsuć jej humoru, potęgowanym perspektywą wykwintnej kolacji i to w towarzystwie takich osobistości; nikt spoza dworu nie miał wstępu na tego typu fetę, a jej się udało. Do tej pory nie była w stanie stwierdzić, co dokładnie wpłynęło na decyzję księcia. Zdawała sobie sprawę ze swego wyglądu, nie należała do szarych myszek, lecz nie sądziła, by Scarlett należał do powierzchownych mężczyzn. Musiał dostrzec w niej coś nadzwyczajnego, że tak lekką ręką zaprosił obcą osobę do swych pieleszy. Tylko co?

Okrucieństwo

Wszyscy zaproszeni znajdowali się już w sali. Kolacja miała rozpocząć się za dosłownie kilka minut, lecz królowa postanowiła wstrzymać się jeszcze z w rozpoczęciem posiłku do czasu pojawienia się najmłodszego syna. Jednakże głównym powodem była kultura Mitis, która nakazywała okazać wybrance syna szacunek; przecież pierwsze wrażenie było najważniejsze.

— Książę Scarlett wraz z osobą towarzyszącą- zaanonsował odźwierny i skłoniwszy się, wpuścił wyżej wymienionych do środka.

Wraz z wejściem pary do jadalni, wszystko na około umilkło. Zebrani dziwili się nie tylko towarzyszącej mężczyźnie prostej dziewczynie, lecz przede wszystkim wyglądem jego samego.

Scarlett jednak nic sobie nie robił ze zdumionych spojrzeń i poprowadził towarzyszkę do przygotowanego dla niej uprzednio miejsca, a sam zasiadł na miejscu obok. Wszyscy wnet pojęli, iż mają zachowywać się tak, jak przed wejściem księcia, dlatego w sali ponownie rozbrzmiały prowadzone do tej pory rozmowy. Mimo to raz po raz rzucone zostały przelotne spojrzenia, lecz nikt nie odważył się wyrzec ani słowa. W końcu przemilczany wątek podjęła królowa. Nachyliła się w stronę syna i jawnie zapytała.

— Cóż synu skłoniło cię do tak drastycznej zmiany?

— Nie rozumiem- mężczyzna nie zaszczycając matki spojrzeniem sięgnął po pieczone ziemniaki- Nie rozumiem, dlaczego tak was to dziwi. Myślałem, iż większą sensację wzbudzi obecność Dominy.

— Oczywiście, nikt się jej… — Mitis urwała; ze słodkim uśmiechem zwróciła się do młodej panny- …oczywiście ciebie, moja droga- znów skupiła się na synu- nie spodziewał, lecz znając twoje zdanie na temat zmian i to tak drastycznych nie spodziewaliśmy się, że… — zrobiła pauzę.

— …że zetnę włosy? — Scarlett spod uniesionej brwi spojrzał kpiąco na matkę choć bardzo starał się powstrzymać, co jednak mu nie wyszło- Och, proszę, naprawdę dziwią was takie trywialne sprawy? Przecież każdy zasługuje na zmianę, nawet ja, a że dodaje mi to w pewnym stopniu powagi, zdecydowałem się usunąć to, co uważane jest za swego rodzaju królewskość. Poza tym- Enaret również ma krótkie włosy i nikt nigdy nie robił z tego sensacji- wzruszył ramionami, zabierając się do jedzenia.

— No tak… — królowa musiała się zastanowić nad odpowiednim argumentem- Ale jego są łamliwe- zaryzykowała.

Młody Tom prychnął.

— Moje również; skończmy ten temat- uciął, nalewając sobie i partnerce wina- Lepiej postąpiłabyś, zaszczycając swoją uwagą pannę Pater.

Mitis aż wyprostowała się, słysząc reprymendę od syna. Odchrząknęła jednak, napiła się wody i zrobiła to, o co prosił ją książę.

— Czy jesteś jedną z przyjaciółek Morifii? — zapytała, próbując ukryć, iż rozkaz z ust kogoś innego niż jej męża był dla niej hańbiący.

— Nie, proszę pani, jestem dobrą znajomą Enareta, to znaczy- skłoniła lekko głowę- księcia Enareta.

— Ach- królowa spojrzała badawczo na najmłodszego syna- Scarlett mówił mi coś zgoła odmiennego.

— Pomyliłem się- odparł szybko książę, nie patrząc ani na matkę, ani na Dominę.

Panie powróciły do rozmowy. Głównie wyglądała ona tak, że Mitis zadawała pytania, a Domina jej odpowiadała, znów czując się jak na rozmowie kwalifikacyjnej.

— ,,Teraz przynajmniej wiem, po kim Enaret wydaje się być takim służbistą“- pomyślała.

Konwersacja toczyła się po dość bezpiecznym gruncie. W pewnym momencie dołączył się do niej sam król, wyraźnie zaintrygowany obecnością młodej kobiety w pałacu.

— Skoro pochodził z Exilum, a twe nazwisko wiele mi mówi, to zapewne jesteś córką Milosa Patera? — zapytał tonem dyplomaty.

— W istocie- Domina skinęła głową z wyraźnym zadowoleniem z powodu przyciągnięcia królewskiej uwagi- Bywałam czasem z ojcem tutaj, w zamku, lecz było to bardzo dawno temu i zapomniałam już, jak w pałacu jest cudownie- uśmiechnęła się miło do królowej, jak gdyby myśląc, że to od niej zależał wystrój komnat zamkowych; mimo to Mitis odwzajemniła uśmiech.

— Pamiętam cię, jako małą dziewczynkę, o- taką- król zawiesił rękę w powietrzu na wysokości trochę ponad metra; roześmiał się- Wyładniałaś od tego czasu.

Domina spłonęła rumieńcem i nie powiedziała na to nic. Za to królowa dyskretnie kopnęła swego męża w piszczel. Mężczyzna natychmiast zamilkł.

— Widzę, że spodobałaś się mojemu ojcu- zauważył Scarlett, krzyżując sztućce na talerzu.

— Mam taką nadzieję- dziewczyna zrobiła porządny łyk wina, po którym odetchnęła głęboko- To może bardzo wspomóc w mojej… sprawie- odparła, nie patrząc na księcia; ten jednak to zignorował.

— To nie prawda, że podoba ci się pałac- stwierdził młody mężczyzna rozglądając się po jadalni- A przynajmniej jego… hmm… — nie wiedział, jak nazwać ten przesyt- …wystrój- dokończył.

— Coś musiałam powiedzieć- wzruszyła ramionami, tym razem już spojrzała na swego rozmówcę- Trzeba się przypodobać.

Scarlett uniósł lampkę z trunkiem.

— Chyba rozstając się popołudniu, nie pomyliłem się co do ciebie- oświadczył z uśmiechem.

Usta Dominy ponownie wygięły się w uśmiechu, gdy stuknęła swoją lampką z lampką księcia i spełniała toast.

Nagle w sali rozbrzmiał dźwięk uderzania sztućcem o szklankę. To król chciał coś ogłosić. Wszyscy zebrani natychmiast zamilkli.

— Ze względu na obecność dzisiejszego wyjątkowego gościa- tu skinął na pannę Pater- przyjaciółkę mego drogiego, najmłodszego syna.

— ,,Akurat” — pomyślał Scarlett, automatycznie robiąc adekwatną minę, która nie uszła uwadze jego partnerce.

— Nie wiem, dlaczego nie lubisz swego ojca- stwierdziła, po czym wznów skupiła całą swą uwagę na oratorze, co król niejednokrotnie udowodnił.

— Postanowiłem uświetnić naszą skromną kolację- mówił dalej władca- I pozwolić na chwilę prawdziwej zabawy; zaprosiłem do nas zespół wprost z Lamrgii- skłonił się w stronę podestu, gdzie właśnie ustawiali się muzycy- by prawdziwą, wybitną muzyką pozwolili nam rozkoszować się tańcem.

Sala rozbrzmiała oklaskami, w pełni zasłużonymi.

— Proponuję, jeśli jest to w waszej mocy- zwrócił się do zespołu- byśmy zaczęli od czegoś klasycznego. Może allemande? — Izyros uśmiechnął się tak, że żeńska część instrumentalistek musiała na to przystać- W takim razie- klasnął w dłonie- Gdy tylko świetni lamagrijscy muzycy będą gotowi- zapraszam na środek.

Zespół był sekstetem; składał się z koncertmistrzów pierwszych i drugich skrzypiec, altowiolisty, wiolonczelisty, pianisty i gitarzysty, który miał nadać granej muzyce unikalną barwę. Nie łatwo było znaleźć i opracować utwory barokowe na taki skład, lecz ten zespół słynął z czynienia cudów.

Nastroili się do pięknego Steinwaya- do tej pory nikt nie wiedział, co ten wytwór ludzkich rąk tu robi- by następnie dać królowi sygnał gotowości do spełnienia artystycznego, który choć raz był należycie nagrodzony.

— W takim razie chciałbym być pierwszym, który zaprosi tę oto piękną kobietę do tańca- skłonił się, podając swej żonie dłoń, którą ta z radością przyjęła.

Para ruszyła na parkiet, gdzie zaczęła powoli wirować. Za ich przykładem poszli goście obecni na kolacji. Niektórzy zrobili to z zamiłowania do tańca, inni- by nie sprawić królowi przykrości.

Domina spoglądała na tańczących z błyskiem podekscytowania w oku, otwierając usta, jakby zaraz miało się z nich wydobyć rozmarzone westchnienie; dawno nie tańczyła, ponieważ nie miała ku temu wielu sposobności, a już tym bardziej w takim towarzystwie i akompaniamencie. Jednak Scarlett nie kwapił się do zaproszeń; siedział z założonymi rękami, bacznie obserwując przypadkową zbieraninę mas. Dziewczyna co rusz rzucała na niego ciekawskim wzrokiem, lecz ten nawet nie zwrócił na nią uwagi; wydawał się znudzony harcami na parkiecie. Panna Pater w lot pojęła swoje położenie.

Jednak po około dwudziestu minutach sytuacja dziewczyny uległa poprawie, a to dzięki Enaretowi, który podszedł do niej i szarmancko zapytał:

— Czy mogę prosić łaskawą panią do tańca? — skłonił się.

Domina zachichotała, lecz nie w stylu głupiutkiej panienki. Jednak nie mogła zignorować swego partnera.

— Pozwolisz? — zapytała, trochę z przekąsem- Czy być może to ty chciałbyś uczynić mi zaszczyt pierwszego tańca?

— Ja nie tańczę- odparł Scarlett przez zaciśnięte usta, nawet na nią spojrzawszy.

— Twoja strata- Domina wzruszyła ramionami, po czym z radością dała się drugiemu księciu poprowadzić na parkiet.

Akurat zespół zaczął grać couranta. Młodzi dali się ponieść fantazji, wymyślając co rusz nowe pozycje. Bawili się przy tym wybornie, a sama Domina co rusz wybuchała śmiechem, co irytowało niektórych- posyłali tańczącej parze zdenerwowane spojrzenia i wykrzywiali usta w grymasie niezadowolenia. Jednak przyjaciele nie zważali na to; on- bo był księciem i w pałacu mógł spełniać każdą swoją fanaberię, ona- ponieważ nie zamierzała być powściągliwa w miejscu, do którego świadomie ją zaproszono.

Co do Scarletta pewnie odczekawszy kilka minut uciekłby z sali, gdyby znienacka nie pojawiła się jego siostra, której towarzystwo wcale mu się uśmiechało.

— Ładna jest- zaczęła Morifia, bez zbędnych wstępów- Nie dziwię się, że wpadła ci w oko- jeśli już zwracasz uwagę na jakąś dziewczynę, to tylko na tą, która już od pierwszych chwil przykuwa oko i ma w sobie swoistą eteryczność.

— Może, nie wiem, nie jestem w stanie siebie obserwować- odparł sucho książę.

— Dlatego ci to mówię, a nie proszę o potwierdzenie- księżniczka dała bratu kuksańca w bok- Nie bądź taki sztywny- uśmiechnęła się- Zabaw się, zatańcz, wykorzystaj ten wieczór- zrobiła małą pauzę, obserwując reakcję mężczyzny, ale te słowa nie wywarły na nim wrażenia- Nad czym tak dumasz? — zapytała trochę nachalnie- Myślisz znowu o polityce?

— Nie, daj mi spokój- nareszcie książę uzewnętrznił jakieś uczucia, choćby za pomocą zniecierpliwienia w głosie.

— Nie możesz zadręczać się czymś tak w tym momencie nieistotnym- drążyła dalej Morifia.

— Nie myślę- Scarlett westchnął- Po prostu nudzi mnie ten wieczór.

— Jak może cię nudzić taka wyjątkowa, rzadka rozrywka? — dziewczyna roześmiała się- To najciekawszy wieczór od lat!

— Chyba dla zbyt prostych istot, nie dostrzegających jakie to bezwartościowe.

— Bezwartościowe mówisz? — Morifię zaciekawiła wypowiedź brata; sięgnęła po znajdujące się w misce nieopodal jabłko i wgryzając się w niego wsłuchiwała się w słowa młodego księcia.

— Wykonywanie dziwnych ruchów na parkiecie, w rytm niezrozumiałej dla wszystkich muzyki uważam raczej za kompromitację, nie taniec.

— Zatem samą ideę tańca uznajesz?

Scarlett westchnął.

— ,,Czy ona się nudzi, czy chce mnie zainteresować tą rozmową na niezbyt ciekawy temat, próbując zastojową inteligentne zwroty?” — młody mężczyzna zadał sobie pytanie w myślach.

— Jako taką- tak, lecz moje wyobrażenie o nim jest diametralnie różne od popularnego; dla mnie powinien być dystyngowany, spokojny, wyważony, lecz równocześnie pełen uroku i delikatności. Nie- Scarlett schował twarz w dłoniach i pokręcił głową- Mówię, jak wariat.

— Raczej jak ktoś wrażliwy- poprawiła go siostra z przekonaniem.

— Ja nie należę do wrażliwych ludzi- głos mężczyzny spoważniał; najwyraźniej chciał błyskawicznie udowodnić swoją tezę.

Morifia uśmiechnęła się chytrze.

— Udowodnię ci, że jednak masz w sobie choćby małe pokłady wrażliwości- odparła.

I nim jej brat zdążył zaoponować, księżniczka już ruszyła przez labirynt tańczących par, których wykonywane pozy były żywymi przeszkodami. W końcu z podciągniętą, atłasową, błękitną suknią w ręku- by nikt jej nie podeptał, brudząc przy okazji- podeszła do zespołu i gdy tylko skończyli grać, szepnęła coś na ucho maestrowi. Ten skinął głową, po czym zaczął mówić do swoich towarzyszy. Ci skinęli usłużnie głowami i poczęli wertować nuty w poszukiwaniu odpowiedniego utworu.

Morifia prawie w podskokach podeszła do Scarletta i wyciągnęła do niego rękę.

— Zatańczysz ze mną walca angielskiego, bracie? — zapytała z uśmiechem.

— Co? — mężczyzna miał nadzieję, że się przesłyszał.

— To jest dystyngowany, spokojny i wyważony taniec- taki, jakiego oczekujesz- księżniczka nie traciła dobrego humoru, mimo niechęci młodszego brata.

Scarlett westchnął. Lecz szybko przemyślał sobie tę propozycję, stwierdzając w końcu, że chyba mu to nie zaszkodzi; podał siostrze dłoń i razem ruszyli na parkiet.

— Zatańczę z tobą, ale tango — Odparł nagle Scarlett, gdy znaleźli się na parkiecie.

— Tango? — Zaśmiała się Morifia, lecz po chwili spoważniała — Mnie to się podoba, zaraz porozmawiam z koncertmistrzem.

Gdy wróciła, rodzeństwo ustawiło ramę i czekało na sygnał. Koncertmistrz odliczył.

Światła w sali zgasły. Melodia z początku była spokojna, aby po chwili przeistoczyć się w energiczną i pełną namiętności. Nie można było jednak powiedzieć, iż taniec rodzeństwa był namiętny, raczej pełen nienawiści i gwałtownych ruchów. Nagle wszystko wydało się współistnieć ze sobą w idealnej harmonii- od ozdób po tańczących. Goście przyglądali się im z niemym zachwytem. W środku czuli, że tak właśnie wygląda piękno współgrania ze sobą w czystej postaci. Dla pary tworzyli niedoskonałe tło, jednak to nawet wzmocniło efekt harmonii, która dla nich powinna się składać z niedoskonałości, tworzących to piękno, mogącym być również namacalnym, nie tylko abstrakcją składającą się z ideałów. Jak gdyby z wyprzedzeniem każde z nich czuło, co chce zrobić to drugie i dopasowywało się do niego. Gdy wartości rytmiczne skrzypiec rozdrobniły się, para zajęła prawie cały parkiet. Po chwili znów nastąpiło spowolnienie charakteru. Scarlett i Morifia zaczęli kroczyć spokojnie po sali, patrząc na siebie z nienawiścią. Melodia skrzypiec zrobiła się ostrzejsza i zwiastowała punkt kulminacyjny. Tak też się stało; melodia była bardzo emocjonująca, a rodzeństwo zaczęło krążyć po całej sali, dlatego nikt inny nie tańczył. Wyglądali jak profesjonaliści. Mimo iż, naturalnie nie pozwalali sobie na odważne figury, te, które wykonywali, były również pełne pasji i porywcze. Na zakończenie Scarlett uniósł siostrę w górę. Taniec pokazał prawdziwe uczucia łączące rodzeństwo, a które w przyszłości miały się tylko nasilić.

Mitis jak zahipnotyzowana z dumą patrzyła na tańczące ze sobą rodzeństwo. Jednak jej uwaga w szczególności była skupiona na najmłodszym dziecku, które dawno nie widziała, by brało udział w jakiejkolwiek zabawie, zwłaszcza tak odważnej. Wiedziała, że to siostra go do tego nakłoniła, jednakże była zadowolona, ponieważ ostateczna decyzja należała do mężczyzny. Dodatkowo miała niebywałą okazję, by zobaczyć Scarletta podczas tańca, co nie zdarzyło jej się od około dwustu lat. Co więcej młody następca tronu wydawał się być bardzo dobrym tancerzem jak na nowicjusza.

— Widzisz naszego syna? — królowa szepnęła do męża.

— Widzę- nie jest niewidzialny- odparł dość sucho król; nie zamierzał odpuścić synowi z powodu zwykłej potańcówki.

— Och- Mitis szturchnęła męża z nieukrywaną złością- To dobrze, że Scarlett jednak wykazuje choćby minimalne zainteresowanie tym, co się wokół dzieje, a nie tylko siedzi z nosem w książkach o polityce.

— Dobrze, dobrze, ale to zapewne skończy się na tym wieczorze- Izyros nie chciał poddać się entuzjazmowi żony.

— No, a ta dziewczyna- Mitis skinęła głową w stronę Dominy- Od czasów Izdaji nie widziałam go z żadną młodą panną. Czerpię przyjemność z widoku tej pary. Ty również powinieneś.

— Nie lubię złudnych nadziei- uciął krótko król, dając tym samym znak, że dyskusja dobiegła końca.

— Jesteś uparty jak… — urwała Mitis.

Izyros spojrzał spod uniesionych brwi na swoją królową.

— Jak kto? — zapytał z przekąsem; widmo kłótni zostało zażegnane.

— Jak król Millenii- odparła kobieta z szerokim uśmiechem.

Para królewska spojrzała na siebie z czułością, co pozwalało im żyć ze sobą przez te kilka setek lat.

— Nie tańczyłeś z Dominą prawda? — zapytała Morifia brat, gdy tylko powtórnie usiedli przy stole; para jak gdyby nie pamiętała, jakie uczucia rządziły nimi podczas tańca.

— Nie, tylko z tobą- odparł dość miło jej brat, jednak wynikało to raczej ze zmęczenia.

— Więc powinieneś ją poprosić, by nie czuła się urażona.

— Jeśli tego nie zrobię zapewne tak się stanie- Scarlett skinął spokojnie głową.

— W takim razie… — Morifia przeczuwała sukces.

— Będzie musiała się z tym pogodzić- mężczyzna uśmiechnął się do siostry chytrze- Ale uwierz mi- przejdzie jej.

Księżniczka uderzyła lekko młodszego brata w głowę.

— Idź do niej- syknęła.

— Nie rozkazuj mi. I nie bij mnie- mężczyzna uniósł ostrzegawczo palec wskazujący.

— Będę, bo jesteś moim młodszym- zaakcentowała przymiotnik- bratem i mam do tego prawo.

— Nigdzie nie zostało ono sprecyzowane- odparł urzędowo Scarlett, a dla świętego spokoju dodał- Zastanowię się.

Mężczyzna faktycznie rozważał, nie tyle, co propozycję, a raczej przymus. Jednak wtedy przysiadł się do niego jeden z zaufanych współpracowników ojca, będący zarówno czymś w rodzaju jego przyjaciela.

— I co, młody człowieku? — zagaił- Jak tam przygotowania do objęcia tronu? Wiele na ten temat słyszałem.

— Co dokładnie? — Scarlett zmarszczył brwi.

— Wczoraj wieczorem na nieoficjalnym spotkaniu król przedstawił nam, czyli kilku wybranym posłom, propozycję trójki z jego dzieci dotyczących sprawy Invidii. Powiem szczerze- najmniej przychylny był twojemu projektowi.

— Jakoś w ogóle nie jestem zaskoczony- odparł kwaśno młody mężczyzna.

Gatis Syner- tak miał na nazwisko ten około sześciuset letni, średniego wzrostu mężczyzna, o pucołowatej twarzy, bokobrodach, siwiejących i łysiejących ciemnych włosach na skroni oraz dużych dłoniach i coraz większym brzuchu- przybliżył się do syna swego pracodawcy i ściszył głos.

— Szczerze powiedziawszy twoja propozycja- mogę ci mówić per,,ty“? — wywarła na mnie ogromne, wręcz piorunujące wrażenie.

Scarlett zastanowił się chwilę.

— Powinienem zapytać, czy,,Naprawdę?”, ale wtedy pan mi zapewne odpowie sarkastycznie, że,,Żartuje”, ja jednak po prostu panu zwyczajnie nie dowierzam. Pewnie ojciec pana przysłał, by mnie sprawdzić, a że jest pan kimś w rodzaju przyjaciela- choć na tym stanowisku nie można liczyć na prawdziwych przyjaciół- to kazał panu mnie sprawdzić, a potem zapewne dać reprymendę za moje własne, nie zgodne z jego, zdanie.

Gatis nie spodziewał się takiego wywodu. Młody książę ponownie mu zaimponował, tym razem bezpośrednio.

— Właśnie upewniłem się, że moje przypuszczenia względem twojej osoby są słuszne- powiedział nie kryjąc uśmiechu zadowolenia.

Scarlett spojrzał na mężczyznę z wielkim zdumieniem w oczach.

— Więc… — zaczął niepewnie- mój pomysł naprawdę wzbudził pańskie zainteresowanie? — zapytał, choć w duchu napominał się, iż nie może ot tak ufać politykowi, tylko dlatego, że wyraził się o nim pochlebnie.

— Tak- Gatis jeszcze bardziej zbliżył się do młodego Milleńczyka- Propozycja Fortisa jest równie dobra, lecz to twoja ma w sobie dualizm, o którym król zapomniał już kilkadziesiąt lat temu- współpraca z sojusznikami, a zarazem głębokie dbanie o interes własnego państwa. Twój ojciec kiedyś działał w bardzo podobny sposób- tak właśnie stworzyliśmy koalicję z Kupidią- wyposażoną w świetnie wyszkolone wojsko- i Lamargią- bogatą w żyzne gleby, a co za tym idzie- dobra naturalne, a jednocześnie stworzył potężne państwo, które teraz znajduje się w centrum gospodarki i ekonomii Mainu. Dodatkowo wiesz, jak zapewnić sobie bezpieczeństwo, a ponadto znając naturę swego współpracownika możesz z łatwością wykorzystać jego wady przeciwko niemu i w razie ostateczności zrzucić na niego winę. Powiedz mi tylko jedno- czy wykorzystałeś pomysł Fortisa, czy od początku tak przedstawiała się twoja idea? — Gatis był wyraźnie podekscytowany rozmową z potencjalnym następcą tronu- tym właściwym.

— Tak naprawdę po słowach ojca w mojej głowie pojawił się ogólny zarys pomysłu, jednak to propozycja brata naprowadziła mnie na właściwe tory- odparł, wciąż niewystarczająco ufny posłowi.

— I tak trzymaj- Gatis klepnął chłopaka zbyt poufale w ramię- Trzeba wykorzystywać cudze pomysły, jeśli da się z nich wyciągnąć to, co najlepsze i przeistoczyć je na własną korzyść. Nadajesz się idealnie- wypalił mężczyzna; dopiero wypowiedziawszy to zdanie zdał sobie sprawę, iż nie powinien.

— Do czego jestem idealny? — zapytał Scarlett spod uniesionej brwi; zauważył reakcję polityka na jego własne słowa, więc postanowił dowiedzieć się wszystkiego, co Syner chciał ukryć- Do czego? — zapytał ostro.

Poseł jednak pokręcił tylko głową i kolokwialnie,,zasznurował usta”. Mężczyźni siedzieli tak przez kilka minut w milczeniu. Scarlett chciał dać podwładnemu ojca chwilę do namysłu, lecz ta coraz bardziej się przedłużała.

— Gadaj- syknął, a gdy Gatis nie posłuchał, młody książę podniósł ze stołu nóż i przystawił go do klatki piersiowej polityka, ale tak, by zajęci swoimi sprawami zgromadzeni w sali mimo wszystko tego nie zauważyli.

Gatis zląkł się, ponieważ nikt mu jeszcze w ten sposób nie groził- bronią białą i to wśród tłumu, a w dodatku robił to ktoś tak młody i niedoświadczony. I właśnie ten brak doświadczenia, związany niezwykle często z młodzieńczą brawurą wywoływał w mężczyźnie strach.

Scarlett zaznaczył w myślach, że taki sposób postępowania wywoływał zamierzony efekt. Zdając sobie jednak sprawę z okoliczności tej jakże nietypowej wymianie zdań, zwieńczonej groźbą karalną z użyciem ostrych narzędzi- tak, w taki sposób formułowały się myśli młodego księcia- mężczyzna postanowił tymczasowo się wycofać; odłożył nóż na stół i asekuracyjnie rozejrzał się, czy przedstawiona powyżej scena nie przykuła niczyjej uwagi. Na szczęście królewscy goście byli zajęci tańcem, piciem i jedzeniem. Chłopak odwrócił głowę- za nim przy oknie stała jedynie Domina, wyglądająca na rabatę. Czy jednak aby na pewno przez cały okres rozmowy dziewczyna zajęta była podziwianiem kwiatów? Scarlett nie mógł tego wiedzieć, dlatego zignorował obecność swej towarzyszki wieczoru. Kierowała nim jednak w większym stopniu podświadomość, podpowiadająca, iż panna Pater posiada głęboko ukorzenione zasady moralne.

— Jeśli nie chcesz powtórki, mów, do czego jestem idealny? — Scarlett zrezygnował z ostrego tonu, lecz wciąż starał się być stanowczy.

Gatis, któremu przed oczami zdążyło przebiec tylko pół życia, w obawie przed kolejną groźbą zdecydował się wyznać prawdę, która i tak kiedyś doszłaby do uszu młodego księcia.

— Przede wszystkim sam musisz przyznać, że twój ojciec, a nasz król robi się coraz starszy, jego umysł już nie pracuje tak jak kilka setek lat temu, co poważnie rzutuje na wszelakie sprawy dotyczące naszego państwa- gospodarka, ekonomia, socjologia, polityka zagraniczna, militaria- to wszystko zaczyna wymykać się spod żelaznej kontroli Izyrosa, to znaczy- władcy- poseł zamilkł, zastanawiając się nad tym, co teraz powiedzieć, a co zachować w tajemnicy; po chwili ciszy powrócił do przerwanego wątku, lecz mówił z wahaniem- Grupa zwolenników króla z jego decyzji na decyzję zmniejsza się, a za chwilę może przeistoczyć się w przeciwników lub co gorsza- rebeliantów. Z jednej strony chcę ratować jego wysokość przed powstaniem, a z drugiej strony- uchronić kraj przed nim- ostatnie cztery słowa Gatis wyszeptał teatralnie, jednak z dużą mocą i przekonaniem- Jedynym sprawiedliwym rozwiązaniem jest zastąpienie króla kimś podobnym do niego z przeszłości. Bo wiesz- polityk poprawił się na krześle- Nie możemy- czyli parlament- akceptować złych decyzji, ale nie można równocześnie ubezwłasnowolnić lub co gorsze- zabić króla.

Scarlett lekko podskoczył na swoim miejscu. Nie podobało mu się ten czasownik, zwłaszcza ze słowem,,król”.

— Co zatem zamierzacie, a właściwie zamierzasz? — zapytał książę sceptycznie.

— Tak jak mówiłem- zastąpimy króla…

— Kim dokładnie? — zapytał ostro Scarlett z zamkniętymi oczami, co miało dać Gatisowi do zrozumienia, iż jego cierpliwość się kończy.

— Myśleliśmy o Enarecie- zaczął poseł ostrożnie, trochę z przekorności, by napsuć krwi młodemu księciu.

— Enarecie? — zapytał Scarlett szeptem, lecz z wściekłością.

— Ale on jest za delikatny- Syner zaczął mówić wolniej i weselej, widząc swój maleńki sukces- Potem chcieliśmy być kontrowersyjni, obsadzając na tronie Morifię.

— Nigdy nie było władcy płci żeńskiej i nigdy nie będzie- następca tronu wypowiedział to zdanie spokojniej, aczkolwiek stanowczo.

— O tym samym pomyśleliśmy- Gatis wzruszył ramionami- Kobieta… nie- zmarszczył nos- Wiemy, że księżniczka jest urodzoną wojowniczką, ale głęboko w środku jest taka sama jak inne- delikatna i krucha, a my potrzebujemy kogoś innego. Nie myśl sobie- tu polityk wystawił ręce w obronnym geście- Wszyscy jak jeden mąż podziwiamy pannę Morifię za jej odwagę i siłę, nie tylko fizyczną, jednakże wciąż pozostaje kobietą- nie będzie wzbudzać respektu tak jak mężczyzna.

— Zdarzają się i takie, lecz moja siostra do nich nie należy, mimo wszystkich pozorów jakie wokół siebie stwarza- odparł Scarlett szybko, jakby od dawna mając przygotowane zdanie, czekające tylko na wyjście z głowy.

Gatis już tego nie skomentował, jedynie kontynuował dalej:

— Następny w kolejce był Fortis, ale jego wykluczyliśmy już na samym początku- mężczyzna kątem oka spojrzał na młodego księcia, przez twarz którego przemknął cień zadowolenia z powszechnej reputacji brata, z którą on gorąco się zgadzał- Jest pusty, a tym samym dla nas bezwartościowy. My potrzebujemy kogoś, kto wzbudza zaufanie i jest na tyle wyrachowany, by je wykorzystać.

Na te słowa Scarlett wyprostował się dumnie.

— W takim razie, kogo macie na myśli? — zapytał, nie patrząc na polityka.

Gatis uśmiechnął się chytrze; cel został osiągnięty, przynajmniej początkowej fazie planu.

— Wydaje mi się, iż znasz odpowiedź na to pytanie- odparł cicho, aczkolwiek pewnie.

Młody książę już teraz bez oporów pozwolił sobie na triumfalny uśmiech; czuł, że sen niemożliwy do spełnienia, staje się najbliższą rzeczywistością.

— Jak chcecie to zrobić- wprowadzić mnie na tron? — zapytał, choć w środku czuł, iż odpowiedź może sprowadzić go na ziemię.

— Dowiesz się tego w najbliższym czasie- Gatis Syner odchrząknął- Teraz powinienem już wrócić do własnego towarzystwa, by sprawa przypadkiem nie ujrzała światła dziennego… przynajmniej na ten moment- mężczyzna wstał, skłaniając głowę- Do widzenia… książę- po czym odszedł swym zwyczajnym, lekkim krokiem.

Scarlett ponownie się odwrócił- przy oknie wciąż stała Domina, lecz tym razem spoglądała prosto na swego towarzysza wieczoru. Gdy zauważyła, że nieznany dla niej osobiście mężczyzna odchodzi, powróciła na swoje miejsce przy stole.

— Czy to był poseł Syner? — zapytał, oglądając się za politykiem, który powrócił na drugi koniec stołu.

— Tak- odparł Scarlett.

Książę nie wracał uwagi na dziewczynę, mimo że ta kilkakrotnie próbowała nawiązać konwersację. Młody Tom zbywał Dominę krótkimi pomrukami, a gdy dziewczyna chciała wygarnąć mu brak kultury, w sali rozległ się dźwięk klaskania w ręce- to Enaret próbował zaprowadzić ciszę w jadalni.

— Widzę, że taki rodzaj zabawy przypadł większości naszych gości do gustu- mówił mężczyzna z szerokim uśmiechem- Ja jednak chciałbym go uatrakcyjnić- podszedł do jednego ze stołów, z którego zabrał zapaloną świecę- Teraz rebus- co to jest? — wyciągnął rękę przed siebie.

— Świeca! — krzyknął mężczyzna siedzący z tyłu sali.

— Znakomicie- roześmiał się Enaret- I właśnie ta oto świeca stanie się główną atrakcją wieczoru. W jaki sposób? Otóż poproszę do siebie jedną z par- na te słowa Morifia i Fortis podeszli do brata i ustawili ramę do tańca- w której dłonie włożę zapaloną łojówkę- zrobił to, o czym mówił- Teraz przed partnerami pozostaje jedno zadanie- zatańczyć walca angielskiego tak delikatnie, aby ogień nie zgasł. Wiem, iż będzie to trudne, aczkolwiek najważniejsza jest dobra zabawa, prawda? — książę obdarował zebranych promiennym uśmiechem, co zachęciło gości do wzięcia udziału w proponowanej rozrywce; Enaret wziął zapaloną świecę do ręki, a jego rodzeństwo- przygotowane uprzednio lampy- Jednakże ja sam chciałbym wyznaczyć pierwsze pary do wyzwania- ciągnął mężczyzna- Ponieważ najważniejszym elementem gry, by ta się powiodła, jest niezwykle delikatna partnerka- wręczył pierwszą świecę młodej parze zakochanych- Taniec ten nazywany jest,,świetlistym” — dodał.

Młodzi następcy tronu rozdawali świece tym, którzy najlepiej ruszali się na parkiecie; młode damy były szczęśliwe po ich wybraniu, sądząc, iż naprawdę wydają się tak delikatne. Enaret jednak miał zamiar kontrolować wszystkie płomyki. Meritum przedsięwzięcia było zmuszenie najmłodszego z Tomów do choć jednego tańca z zaproszoną przez niego damą. Dlatego ostatnia ze świec trafiła w ręce zdziwionego Scarletta.

— Co ty wyprawiasz? — syknął do starszego brata.

— A twą partnerką będzie… — Enaret zignorował młodego mężczyznę- piękna panna Pater- ujął delikatną dłoń dziewczyny i pomógł jej wstać- Zapraszam wszystkim na parkiet! — klasnął w dłonie.

Milleńczycy w każdym wieku wylegli na środek sali, ustawili się do tańca i czekali tylko aż sekstet będzie gotowy, ci za to czekali, aż Enaret Tom gestem ręki zapali wszystkie świecie.

— Światło powinno być zgaszone- powiedział książę, przeciągając rozpoczęcie zabawy- ale chciałbym, aby osoby niewylosowane miały możliwość dokładnego przyjrzenia się tańczącym, by potem samym skosztować przyjemności Świetlistego Tańca- nareszcie uniósł dłoń, zapalając knoty świec- Zaczynajcie- odszedł na bok sali.

Zespół zaczął grać miłego, romantycznego walca w durowej tonacji, który natychmiast pchnął znajdujące się na parkiecie pary do tańca. Scarlett również zaczął prowadzić swą partnerkę, choć z niechęcią. Skupił się więc na tym, by ogień nie zgasł, ponieważ nie lubił niepowodzeń. Domina również oddała swą uwagę sukcesowi- w tej kwestii oboje byli niemalże identyczni.

Enaret, Morifia i Fortis stali podpierali ściany, uważnie przyglądając się najmłodszemu z braci.

— Nie możesz pozwolić, by jego płomień zgasł- przypomniała Morifia Enaretowi- Inaczej znów będzie pokazywać fochy, a tak to może zainteresuje się tą dziewczyną.

— Na razie jestem zajęty innymi- odparł jej brat w zamyśleniu, skupiając umysł na pozostałych tańczących- Ale jeśli Scarlett jeszcze nie przeszedł zdenerwowanym krokiem przez salę, to chyba dobrze sobie radzi, prawda?

— Na razie wydaje się być najlepszy- przyznał Fortis ze zdumieniem.

— Puść tamtych w rogu- kompletnie nie znają się na rzeczy- Morifia skinęła głową na wyżej nadmienionych.

W tym samym momencie płomień świecy dwóch osób około trzystu osiemdziesięcioletnich zgasł, a ich twarze wyrażały niezadowolenie i rozczarowanie- pytanie tylko czy sobą samym, czy partnerem? Enareta nie interesowała odpowiedź, a jedynie stopniowe pozbywanie się tańczących na rzecz brata. I w istocie tak się stało; parkiet zaczęło opuszczać coraz więcej osób, zawiedzionych rezultatem.

Jednak Scarlett i Domina nawet nie zdawali sobie z tego sprawy; chęć wygranej przerodziła się w pragnienie pokazania partnerowi swoich możliwości tanecznych, aż w końcu skupili się jedynie na wykonywanych krokach i przyjemności, jaką stworzona przez nich harmonia im dawała. Jednak w żaden sposób tego nie uzewnętrzniali, oboje mieli zacięte twarze, jedynie z przedzierającym się przez nie cieniem dumy.

— Trzymasz ten płomień? — zapytała Morifia starszego brata, gdy na parkiecie pozostały ostatnie cztery pary.

— Scarletta i Dominy? Właśnie nie- odparł Enaret, dziwiąc się samemu sobie- Niewiarygodne, iż tak dobrze im idzie- myślałem, że ten taniec to zwykła bujda, a tu proszę — wskazał głową młodego Toma i jego partnerkę.

— Albo nasz braciszek jest jednak delikatny, przynajmniej w setnej części, albo ta dziewczyna jest taka dobra — stwierdził Fortis z uznaniem dla drugiej z wymienionych osób.

— W takim razie zakończ już tę farsę- widać wyraźnie, kto jest zwycięzcą- rozkazała Morifia, lecz nie kryjąc uśmiechu- była zadowolona z poczynań brata- ukartowanych, ale zawsze.

Nagle po sobie zgasły płomienie dwóch z czterech par; jednocześnie obie kobiety i obaj mężczyźni spojrzeli na dymiący knot ze zdezorientowaniem, zmieszanym z gniewem. Odeszli na bok, nie patrząc na siebie, ani na pozostałych przegranych.

Na parkiecie pozostał książę z partnerką oraz przyjaciele królowej, będące małżeństwem. Tańczyli lepiej od swych młodszych przeciwników, aczkolwiek raz wykonali zbyt szybki obrót i tak zniszczyli swoją szansę na zwycięstwo. W tym samym momencie zespół przestał grać, a Scarlett z Dominą zatrzymali się, wbijając wzrok w oczy partnera. Dopiero gdy sala rozbrzmiała oklaskami- mniej lub bardziej entuzjastycznymi- zaczęli się rozglądać po jadalni pojmując, że właśnie zostali pierwszymi zwycięzcami konkursu Świetlistego Tańca. I choć bardzo tego chcieli, patrzyli po zebranych wokoło z niedowierzaniem i zdziwieniem. W końcu rozumiejąc, że dostali to, czego chcieli, skłonili się dumnie, po czym zgasili znajdującą się jeszcze w ich splecionych dłoniach świecę.

— Widzę, iż w młodym księciu tkwi nieznany do tej pory talent- odezwał się donośnym głosem Enaret, występując na środek- Wiem, że wystarczy wam sama satysfakcja z wygranej, lecz chciałbym nagrodzić was, chociażby w skromny sposób- skinął na stojące w rogu dwie służące, które wniosły na parkiet ogromny kosz kwiatów- Przyjmijcie ten prezent- odparł Enaret, zaczynając klaskać; po sekundzie przyłączyła się do niego reszta sali.

Scarlett i Domina spojrzeli na podarunek, jak na kosz pełen jadowitych węży.

— Jest twój- mruknął książę.

Panna Pater niby to prychnęła, niby się uśmiechnęła… zależy co kto chciał zobaczyć.

Na szczęście dla wygranych całe przedstawienie zakończyło się dość szybko. Na nieszczęście Scarletta kolejne miało się dopiero zacząć; idąc w stronę swojego miejsca przy stole zauważył, że ojciec kiwa na niego porozumiewawczo, jednakże minę miał marsową. Scarlett westchnął w duchu zauważywszy to, lecz potulnie poszedł za wychodzącym z sali ojcem. Ten jednak szedł kilka metrów przed synem, jak przed nieznajomym dopóty, dopóki nie doszli na pierwsze piętro do Sali Głównej. Izyros czekał, aż młody książę wejdzie do środka, po czym z trzaskiem zamknął ogromne drzwi. Został sam na sam wraz z synem, który stanął w miejscu i patrzył, jak ojciec powłóczając futrem z gronostajów, które ubrał wychodząc z jadalni, zmierza w kierunku Tronu. Jednak przed samym podestem zatrzymał się i odwrócił do Scarletta. Patrzył na niego przez dłuższą chwilę, aż w końcu poukładał wszystkie myśli w głowie.

— Jak możesz podważać mój autorytet i podburzać moich podwładnych przeciwko mnie? — Izyros mówił cichym lodowatym tonem- Nic nie wiesz o funkcji, jaką pełnię, z jaką zmagam się każdego dnia; nie wiesz, ile wysiłku kosztuje mnie podjęcie każdej decyzji tak, aby nie wyrządzić krzywdy swojemu i innym państwom, nie wiesz! — krzyknął król.

Scarlett podszedł bliżej do króla, unosząc wysoko brodę.

— Co skłoniło cię do tak płomiennej mowy? — zapytał młody mężczyzna, bojąc się, iż jego rozmowa z Gatisem Synerem wszyła na jaw.

— Wiem, iż z jego pomocą próbujesz namówić posłów do poparcia tego durnowatego pomysłu, wygłoszonego przedwczoraj na kolacji- odparł król ze złością.

Scarlett odetchnął w duchu, jednak ten wątek był mimo wszystko wyrwany z całego kontekstu rozmowy. Mężczyzna postanowił zatem przyjąć swój tradycyjny ton w rozmowie z ojcem, czyli strugać cwaniaka.

— Widzisz, ojcze, rozumiem cię doskonale- również mówił cicho, lecz znacznie spokojniej- Dlatego chciałbym przynieść ci ulgę, wykonując całą zadaną mi pracę oraz zacieśniając więzy z innymi ważnymi osobistościami; a że moje poglądy czasem różnią się od twoich, już nie jest moją winą.

— Niezależnie, czy się różnią, mają być odpowiednie- Izyros wrócił do poprzedniego tonu- Lecz wiem i widzę, że to, co ty proponujesz sprowadzi klęskę na całą Millenię.

Scarlett starał się sprawiać wrażenie wielce zbulwersowanego, choć wierzył w moc wpływów Gatisa.

— Więc co- mówił przez zaciśnięte zęby i oddychając ciężko przez nos- przyjmiesz rozwiązanie Morifii lub tego półgłówka Fortisa?

— Nie mów tak o nim- skarcił go ojciec.

— Ale jest! — Scarlett wybuchnął, co po części wyraził szczerze; zaczął przechadzać się tam i z powrotem, gestykulując zamaszyście- Jego jedynym celem w życiu jest zdobywanie państw i kobiet, nie wie nic o sytuacji politycznej, finansowej i gospodarczej kraju. Jest kompletnie nieprzygotowany do roli króla, lecz rozpatrujesz jego kandydaturę, pomimo iż nie reprezentuje sobą nic.

— Pamiętaj o Enarecie- rzekł król podchwytliwie.

— On tylko wydaje się taki mądry- Scarlett na chwilę zatrzymał się przed ojcem- Tak naprawdę jest nieodpowiedzialny i samolubny. Być może jest bardzo inteligentny, lecz nieroztropność może zaprowadzić kraj do ruiny.

— Na podstawie czego to wnioskujesz? — Izyros odwrócił się, by rozpocząć krótką przechadzkę do tronu.

— Nie odwracaj się ode mnie- mężczyzna praktycznie wypluł to zdanie z siebie; natychmiast pojawił się przed obliczem ojca, zatrzymując go- Wnioskuję stąd, że twój pierworodny syn co jakiś czas odwiedza Ziemię, by spotkać się z tamtejszą mieszkanką.

Tego Izyros się nie spodziewał.

— Co takiego? — zapytał, nie kryjąc zdumienia- Kim ona jest?

— Pochodzi z Włoch- Scarlett był wyraźnie usatysfakcjonowany- Ma na imię Gianna.

Zapadła cisza, którą przerywały jedynie ciche odgłosy dobiegające z jadalni.

— I nic mi nie powiedziałeś? — zapytał król zimno- Wiedziałeś, czego dopuszcza się twój brat i nic nie powiedziałeś?

Scarlett cofnął się kilka kroków; pozwolił sobie na zbyt wiele.

— Jak zwykle- pokręcił głową- wszystko na mnie…

Izyros zamaszystym krokiem ruszył przed siebie, spychając syna z drogi, docierając do stóp schodów.

— Tak naprawdę- odwrócił się powoli- to ty nie nadajesz się na króla; jesteś zachłanny, fałszywy, nielojalny i w dodatku jesteś socjopatą- król zaczął wspinać się po schodach.

Zwłaszcza to ostatnie słowo najbardziej dotknęło Scarletta; stał z otwartymi ustami, przyglądając się niewidzącym wzrokiem w podłodze.

— Wiesz co- podniósł w końcu wysoko głowę, próbując się opanować; nie taki był plan- To ty mnie tak wychowałeś- mówił niskim, ostrym tonem.

Izyros zatrzymał się w pół kroku i odwrócił do syna.

— Ja? Jak śmiesz? — zapytał, a w jego oczach pojawiły się ogniki- Jesteś w równym stopniu, jak twe rodzeństwo, a oni nie ubiegają się tak o tron, jak ty.

— Bo go w ogóle nie chcą- odparł młody mężczyzna ochryple- Morifia chce być wojowniczką, Fortis wiecznym bohaterem, a Enaret chce żyć na Ziemi- Scarlett pochylił się do przodu i wskazał na siebie- To ja powinienem być królem.

— Lecz muszę cię zmartwić- odparł Izyros, zatrzymując się u szczytu schodów i chwytając w dłoń Berło Izysa- Nigdy to się nie stanie, bo ja do tego nie dopuszczę.

— Czyżby? — zapytał kpiąco Scarlett.

W następnej sekundzie za pomocą jednego ruchu dłonią mężczyzna przywołał do siebie koronę i złote jabłko. Jednak Izyros to zauważył; przeciął powietrze berłem, powalając mocą artefaktu Scarletta na ziemię. Król zszedł po swoją własność, lecz nie pomógł synowi wstać. Gdy w końcu młodemu mężczyźnie udało się stanąć na nogi, wydobył z siebie wszystkie wyrzuty.

— To ja powinienem być królem, słyszysz?! — krzyczał- A ty powinieneś umrzeć!

Izyros odwrócił się na pięcie i przyjrzał się synowi.

— Twa dusza już jest czarna- odparł tylko, po czym usiadł na tronie.

— Chcę twojej śmierci- odparł Scarlett, po czym odwrócił się i wyszedł z sali, nie zamykając drzwi.

Młody Tom naprawdę się zdenerwował- nic nie wyszło z jego zachowania zimnej krwi. Jednak teraz był pewien, czego pragnie, a czego nie- wrócić do dusznej sali i patrzeć, jak banda półgłówków robi z siebie idiotów, próbując sztucznie przypodobać się rodzinie królewskiej. Scarlett chciał chełpić się swoim zwycięstwem, co z tego, że mało znaczącym, lecz nie w gronie gorszych od siebie.

W miarę jak mężczyzna zbliżał się do jadalni, coraz głośniejszy szum zniechęcał go do wchodzenia do środka pomieszczenia. Przemógł się jednak i pchnął drzwi. Tylko kilka osób odwróciło się, słysząc jego wejście, a większość z nich spojrzała poza ramię księcia, szukając króla. Lecz i jego nieobecność, i wyraz twarzy Scarletta zdradził, iż przeprowadzona przez nich rozmowa nie należała do przyjemnych i miłych pogawędek. Nikt jednak nie zająknął się ani słowem, tylko wrócił do wykonywanych wcześniej czynności. Scarlettowi to nad wyraz odpowiadało. Przeszedł szybkim krokiem do swojego miejsca przy stole, gdzie zastał Dominę rozmawiającą z Xanthią. Dziewczyny wydawały się dobrze czuć w swoim towarzystwie. Scarlett podszedł do nich pewnie.

— Widzę, że już się panie poznały- starał się być miły, wręcz nienaturalnie miły.

— Mamy wyjątkowo wiele wspólnego- odparła Domina ze śmiechem- Szkoda tylko, że same musiałyśmy się poznać, ponieważ ty nie raczyłeś tego zrobić- dodała z lekką irytacją.

— Nie chciałem ci narzucać nowych znajomości- wytłumaczył książę oficjalnym tonem- Tu nie ma zbyt wiele ciekawych osób, przez znajomość z którymi mogłabyś uwłaczać swojej inteligencji.

Domina spojrzała ze stuporem na Scarletta; nie spodziewała się tak poważnych słów z jego ust, w dodatku takich, które mogła uznać za komplement.

— Jednakże ja chyba należę do wyjątków? — zapytała Xanthia tonem nieprzyjmującym sprzeciwu.

— Oczywiście- książę uśmiechnął się w miarę naturalnie, przez co młodej dwórce zrobiło się cieplej na sercu.

Dziewczyny wróciły do przerwanej zeń konwersacji. Scarlett z westchnieniem usiadł obok Dominy i przysłuchiwał się rozmowie. Czekał, aż Xanthia sobie pójdzie, jednak ta chwila oddalała się coraz bardziej. W takiej sytuacji Scarlett musiał użyć tradycyjnego podstępu; podszedł do rozmawiających nieopodal trzech mężczyzn.

— Widzicie siedzące tam przy stole dwie dziewczyny- blondynkę i szatynkę? — zapytał bez ogródek, z lekką pogardą jak zwykle.

Młodzi Milleńczycy dość bezczelnie odwrócili głowę w kierunku wyżej wspomnianych. Na ich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. Scarlett z zaciętą miną syknął w kierunku młodych chłopaków.

— Blondyneczka chciałaby zatańczyć z jednym z was- na te słowa twarze całej trójki odwróciły się raptownie w stronę księcia, który kontynuował- Tylko jeżeli się na to zdecydujecie, to musicie wiedzieć, że ona będzie udawać, iż o niczym nie ma pojęcia- skłamał.

Młodzi mężczyźni natychmiast zaczęli się przegadywać o to, który pierwszy zatańczy ze śliczną dziewczyną, na co Scarlett jedynie uśmiechnął się pod nosem i odszedł. Xanthia i Domina nawet nie zorientowały się, gdy ich zbędny towarzysz je opuścił, tak były pochłonięte rozmową, przerwaną dopiero w momencie nadejścia jednego z okłamanych przez Scarletta chłopaków. Przystojny, krótko ścięty szatyn skłonił się przed młodymi pannami, przedstawił i poprosił Xanthię do tańca. Ta zaskoczona, aczkolwiek zadowolona z uśmiechem przyjęła jego propozycję.

Scarlett z satysfakcją spoglądał na odchodzącą parę. Gdy zaczęli tańczyć skupił się na swej dzisiejszej partnerce; usiadł na miejscu Xanthi i nachylił w stronę Dominy.

— Jak długo zamierzasz tu zabawić? — zapytał ściszonym głosem, niby to od niechcenia.

Kobieta wzruszyła ramionami.

— Na razie dobrze się bawię, więc miałam nadzieję, że będę mogła zostać do końca przyjęcia- odparła niepewnie, bojąc się usłyszeć, co książę ma do powiedzenia.

— Wiesz, że to może długo potrwać, a już jest dosyć późno- mówiąc to, Scarlett patrzył na swoje kolana.

Domina westchnęła cicho z rezygnacją.

— Zamówiłbyś mi powóz do domu? — zadała pytanie, choć nie chciała tego robić.

— Właśnie do tej kwestii zmierzam- Scarlett odchrząknął lekko- Jeśli chcesz jeszcze zostać, to być może nie ma sensu, byś wracała tak daleko po nocy- starał się mówić swym normalnym, oficjalnym tonem.

— Co zatem proponujesz? — Domina nagle poczuła ukłucie ekscytacji- noc w zamku, w jednym z tych pięknych łóżek? Cudowna perspektywa.

— Abyś została na noc tutaj, w pałacu- to raczej logiczne- nie mógł powstrzymać się przed wypowiedzeniem ostatnich trzech słów.

Młoda kobieta uśmiechnęła się, choć starała się niezbyt szeroko, by nie wyjść na wariatkę.

— Mogłabym? — starała się zapytać ze skromnością w głosie.

— Oczywiście- Tom odchylił się na krześle- Nie będzie to żadnym problemem.

— Jestem… ci bardzo wdzięczna- skłoniła pokornie głowę.

— Nie wygłupiaj się- Scarlett ujął dziewczynę za podbródek, unosząc jej głowę, lecz gdy tylko Domina na niego spojrzała natychmiast cofnął dłoń- To zwykła uprzejmość. Kobieta przyglądnęła się dokładnie księciu, co nie bardzo mu się spodobało.

— Przestań- syknął.

— Zrobiłam coś nie tak? — zapytała Domina, lecz jej mina była zacięta.

— Nie lubię, gdy ktoś traktuje mnie jak książkę i próbuje przeczytać- wyjaśnił Scarlett spokojniejszym tonem.

— Szkoda, bo wydajesz się być bardzo ciekawą książką- odparła dziewczyna cicho.

Mężczyzna spojrzał na nią z ukosa.

— Czyżby? — zapytał z niedowierzaniem, zmieszanym z kpiną.

Domina westchnęła.

— Nie rób z siebie takiej ważnej osoby- odrzekła ostro, nachylając się ku księciu- Pozwól sobie na chwilę relaksu, jak podczas tańca.

— Raczej podczas zmuszenia mnie do czegoś niechcianego przeze mnie.

— Co mimo wszystko ci się udało- tryumfujesz- ostatnie słowo wyszeptała z błyskiem w oku.

— Ty również- odparł Scarlett pod wpływem spojrzenia dziewczyny.

Nagle do rozmawiającej pary podeszła królowa.

— Przepraszam, że wam przeszkadzam, moje dzieci- zaczęła z lekką rezerwą- lecz mam pytanie do ciebie, droga Domino- na którą godzinę mam ci zamówić powóz? Pozwolę sobie na wypożyczenie jednego z mych własnych, powiedz tylko, kiedy chciałabyś opuścić zamek?

Młoda kobieta otworzyła usta, by coś powiedzieć, jednak Scarlett ją ubiegł.

— Jutro- wtrącił, na co twarz Mitis wyraziła zdumienie; książę wziął głęboki oddech- Dopiero jutro panna Pater ma zamiar opuścić pałac.

— Masz zamiar tu… nocować? — królowa wyraźnie nie była uradowana tym faktem.

— Książę był na tyle życzliwy, by złożyć mi taką propozycję- wyjaśniał Domina z pokorą.

— W takim razie muszę zlecić przygotowanie dla ciebie jednego z pokoi dla gości- powiedziała królowa, jakby w zadumie, pogodzona z decyzją syna.

— Nie trzeba- odparł Scarlett stanowczo- Domina może przecież przenocować u mnie, szkoda zachodu dla jednej osoby.

Obie panie spojrzały na młodego mężczyznę z równym zdziwieniem, jednak królowa dała wyraz również zdegustowaniu, a przez twarz Dominy przebiegł cień satysfakcji.

— To… zbyteczne- Mitis starała się mówić spokojnie, choć chciała potrząsnąć synem, by ten się opamiętał.

— Zbytecznym jest dawanie rozkazów służbie, która nie musi już pracować- to również nasi poddani, których winniśmy szanować- odparł rzeczowo Scarlett wiedząc, jakie argumenty zadziałają na jego matkę.

Poskutkowało- królowa westchnęła cicho, wyraziła aprobatę i odeszła, zaciskając usta w cienką kreskę.

Domina patrzyła za odchodzącą władczynią z szeroko otwartymi oczami, które po chwili skierowała na Toma.

— Szkoda, iż mnie pierwszą nie poinformowałeś o swych zamiarach- odparła powoli.

— Ponieważ wyraziłem je spontanicznie- Scarlett mówił z zadziwiającą jak na niego lekkością.

— W takim razie mi zaimponowałeś- dziewczyna skinęła głową z uznaniem.

— Nie jesteś zła, jak moja matka? — książę nareszcie spojrzał na młodą kobietę.

— Wręcz przeciwnie- odparła Domina z powagą, większą niż chciała.

W tym momencie oboje poczuli powstającą między nimi więź zrozumienia i solidarności.

— Czy jeszcze musimy tu siedzieć? — zapytała Domina po chwili ciszy, patrząc księciu głęboko w oczy.

— Ja nic nie muszę- to zależy jedynie od ciebie- głos Scarletta stał się bardziej poufały, lecz jego twarz nie zmieniła wyrazu.

— W takim razie wyjdźmy stąd- to całe towarzystwo zaczyna mnie nudzić- dziewczyna wstała- Pozwolisz- podała swe ramię.

Scarlett wstał, wyrabiając sobie coraz lepsze zdanie o swej partnerce na ten wieczór; z wielce delikatnym uśmiechem wziął dziewczynę pod ramię i tak wyglądając wprost zjawiskowo para udała się w stronę drzwi- on w czarnym fraku z wysokim kołnierzem, z chustą w zielony deseń pod brodą i czarną, atłasową kamizelką, ona- w szeleszczącej, jasno różowej sukience, odkrywającej jej piękne, zgrabne ramiona, z przepasaną wokół bioder białą, jedwabną chustą wydawali się piękni i unikalni, zwłaszcza unosząc wysoko brody i emanując pewnością siebie. Siedzące przy stolikach osoby odwracały za nimi głowy, jakby ujrzeli ich pierwszy raz tego wieczoru.

Scarlett oraz Domina wyszli z sali i dopiero wtedy pozwolili sobie na szerokie uśmiechy zadowolenia. Jednak para nie wyszła od razu na pierwsze piętro, tylko Scarlett wpierw pociągnął partnerkę w jeden z bocznych korytarzy, a stamtąd schodami w dół.

— Dokąd idziemy? — zapytała dziewczyna szeptem.

— Chcę pokazać ci coś, co mam nadzieję docenisz- odparł Scarlett tajemniczo, jednak Domina wyczuła, iż mimo wszystko jest wciąż spięty.

Dziewczyna szła potulnie za księciem, jednak przerażało ją to, że korytarz z każdą chwilą pogrążał się w coraz większej ciemności. Nic jednak nie mówiła, ponieważ nie spodziewała się żadnej odpowiedzi.

W pewnym momencie nic nie było widać i Scarlett musiał dotykać ściany, by wiedzieć, kiedy skręcić. Jednak tuż za zakrętem oboje mogli dostrzec łunę kolorowego światła. Za kolejnym zakosem Domina mogła ujrzeć to, co Scarlett chciał, by doceniła- konstrukcję metalowych linii, zygzaków i różnych zawijasów oraz małych obręczy, a na nich umieszczone różnokolorowe światełka, jednak w takiej kombinacji, że kolory zlewały się ze sobą w jedno. Wyglądało to trochę jak sztuczna zorza polarna na suficie podziemi zamku.

— Kto to stworzył? — zapytała cicho Domina, przechadzając się po korytarzu.

— Matka- Scarlett oparł się o ścianę i schował ręce do kieszeni- Po wzięciu ślubu z moim ojcem i przeobrażeniu się w królową coraz trudniej jej było znaleźć czas dla siebie, a przynajmniej takiej, którą znała, zatem stworzyła to miejsce, by pobyć tu w samotności stać się na nowo Mitis Eftheią.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 60.84