E-book
15.75
drukowana A5
43.65
Sandra

Bezpłatny fragment - Sandra

Zaginiona, oszukana, porwana. Znalezienie miłości graniczy z cudem. Za to problemy… są na wyciągnięcie ręki.


1
Objętość:
244 str.
ISBN:
978-83-8273-484-3
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 43.65

Wszelkie prawa zastrzeżone


Tekst zawarty w tej książce nie może być kopiowany ani

publikowany bez zezwolenia właściciela praw autorskich.

Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie fizycznej,

elektronicznej, fotokopii i mikrofilmów nie może być użyte bez

wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy.


Wydanie 1, Tychy 2022


Projekt okładki: Hala Khalid


Korekta tekstu: Grzegorz Szumilas

ISBN 978-83-960383-2-6


Na początku chciałem Ci serdecznie podziękować za wybranie oraz zakup mojej już trzeciej książki, napisanej tym razem w miesiąc. Mam nadzieję, że spodoba Ci się atmosfera rodem z hollywoodzkich filmów. Sam wymyśliłem cały scenariusz na podstawie tej oto książki, który chciałbym w przyszłości zekranizować. „Sandra” jest o najmłodszej z moich córek, która za niecałe dwadzieścia lat będzie w wieku opisanej przeze mnie bohaterki. To jej dedykowana jest ta książka, dzięki której jej przyszłość stoi otworem. Nikola, która jest bohaterką drugoplanową, również w prawdziwym życiu jest siostrą Sandry. Naprawdę warto dowiedzieć się, jakie kłopoty i problemy czekają na te dziewczyny i co w rzeczywistości oznacza miłość do swojej siostry. Chciałbym, żeby książka trafiła do jak największej liczby osób, dlatego bardzo by mi zależało byś, drogi Czytelniku, wystawił jej opinię w mediach społecznościowych. Dzięki temu powstanie kolejny tytuł o nowej tematyce. Pozdrawiam i zapraszam do przeczytania.


Z poważaniem,


Michał Boruta

SANDRA

Zaginiona, oszukana, porwana. Znalezienie miłości graniczy z cudem. Za to problemy… są na wyciągnięcie ręki.


Sandra prowadziła udane życie w spokojnym miasteczku w Stanach Zjednoczonych. Wcześniej, gdy jeszcze mieszkała w Polsce, było to jej marzenie ­– wyjechać do USA już na stałe.

W końcu marzenie się spełniło i mogła już na dobre wyjechać ze swojego ojczystego kraju.

Jej starsza siostra Nikola już wcześniej wyjechała do Stanów, zaraz po ukończeniu wyższej szkoły.

Sandra obecnie mieszka z siostrą, mając nadzieję, że znajdzie dla siebie drugą połówkę.

W Polsce szczęście w związku jakoś jej nie dopisało. Jednak od lat marzyła, żeby mieć inne życie — bardziej rodem z Hollywood. Takie, jakie widziała w różnych filmach.

Do tego wszechobecny język angielski, który szybciej przyswoi w obcym kraju. Jednym słowem Ameryka, no i nie złotówki, tylko dolary.

W sercu czuła, że jednak życie zaczyna się jej układać. Razem z siostrą dadzą sobie radę ze wszystkim. Zawsze się wspierały, już od najmłodszych lat.

Teraz pora rozpocząć nowe życie, które zaczęło nabierać kolorów. Mieszkały w stanie Nowy Meksyk, sąsiadującym ze stanem Arizona. Marzeniem było przejechać przez pustynię, dokładnie drogą numer 66, która prowadziła przez całe Stany.

Takie życie bardzo jej odpowiadało pod każdym względem. Aż ciężko było jej uwierzyć w swoje własne szczęście. Była blisko spełnienia swojego amerykańskiego snu.

Jej siostra Nikola mieszkała tam już cztery lata. Gdy pierwszy raz przyleciała do Stanów, też nie znała dobrze angielskiego. Ale po latach mówiła już biegle i nie miała żadnych problemów z komunikacją. Sandra natomiast jeszcze niezbyt dobrze się porozumiewa w tym języku, ale szybko się uczy. Obecnie z Nikolą mieszkają już ponad miesiąc razem i można powiedzieć, że jest idealnie.

Nikoli poszczęściło się w związku i znalazła swojego wybranka przez Internet — mieszka on w stanie Teksas, zaraz obok stanu Nowy Meksyk.

John, bo tak ma na imię, pracuje w warsztacie samochodowym. Przyjeżdża do Nikoli w weekendy. Dzięki temu, że się rzadko spotykają, ich związek im się nie nudzi.

Razem spędzają cudowne chwile. Nikoli i Johnowi to pasuje. Jednak Sandra chciałaby mieć swojego partnera na co dzień, a nie tylko przez dwa dni w tygodniu.

Odkąd tu mieszka wraz z siostrą, jeszcze nie znalazła nikogo, kto byłby dla niej odpowiedni. Szukała w Internecie, na różnych portalach, ale jakoś do niej to nie przemawia.

Pewnego dnia, z samego rana, siedząc w pokoju postanowiła, że tymczasowo da sobie spokój z szukaniem wybranka. Uświadomiła sobie, że im dłużej szukała, tym bardziej nie mogła znaleźć odpowiedniego partnera.

„Muszę sobie odpocząć od wyszukiwania. Na pewno ktoś się trafi, ktoś, kto będzie mnie wart, tylko trzeba jeszcze poczekać, a miłość sama przyjdzie.”

Powtarzając sobie to zdanie, zamknęła laptopa na swoim biurku. Wstała i postanowiła pójść do siostry, może potrzebuje jakiejś pomocy. Zeszła na dół.

Dom miał dwa piętra, Nikola mieszkała na dole, a Sandra u góry.


Sandra: Cześć Nikola!


Nikola: O, hej! I jak, wyspałaś się?


Sandra: Tak. Dzisiaj dałam sobie już spokój z wyszukiwaniem partnera.


Nikola: Musisz to poczuć, jak serce ci nie podpowie, że to ten jedyny, nie ma sensu szukać w ciemno.


Sandra: Masz rację. Odpocznę sobie, a on sam przyjdzie, nieoczekiwanie.


Nikola: Oczywiście! Nawet nie będziesz wiedzieć kiedy!


Sandra uśmiechnęła się.


Sandra: Pomóc ci w czymś?


Nikola: Nie trzeba, robię śniadanie. Zjesz trochę?


Sandra: Jajka z bekonem? Pewnie! To tak po amerykańsku!


Nikola odwzajemniła uśmiech.


Nikola: A jakżeby inaczej.


Sandra: Masz jakieś plany na początek weekendu?


Nikola: Za jakieś dwie godziny jedziemy z Johnem na romantyczną randkę, obiecał mi, że odwiedzimy Wielki Kanion.


Sandra: Super! Ty to masz szczęście! Też bym tak chciała, ale muszę być cierpliwa.


Nikola: Tobie też się przytrafi, wierzę w to!


Sandra uśmiechneła się.


Sandra: Nie wątpię.


Nikola: A ty co dzisiaj planujesz?


Sandra: Może pojadę do miasta rozejrzeć się trochę.


Nikola: Za jakimś chłopakiem pewnie.


Sandra: Nie tylko…


Po około dwóch godzinach John, chłopak Nikoli, podjechał pod dom.

Był wysokim, przystojnym na 180 cm wzrostu mężczyzną o kruczoczarnych włosach.

Sandra, widząc go, zazdrościła szczęścia swojej siostrze. Samej jej się podobał, gdy wysiadł ze swojego krwiście czerwonego mustanga kierując się w stronę Nikoli. Pocałowali się na przywitanie.

John podszedł również do Sandry, całując ją w policzek.


John: Hi Sandra! How are you? Cześć Sandra! Jak leci?


Pod Sandrą zmiękły nogi.


Sandra: I’m fine, thank you. U mnie dobrze, dziękuję.


Poza tymi słowami, zupełnie odjęło jej mowę. Jego uroda zupełnie ją sparaliżowała. Był taki jak w amerykańskim śnie, o którym zawsze marzyła.


„Bądź silna…”, pomyślała Sandra w duchu.


W pewnym stopniu zżerała ją zazdrość, ale nie mogła sobie pozwolić na ciągłe myślenie o tym, że ciągle nie ma tego jedynego.

Wiedziała, czego w życiu chce i nie zatrzyma się przed niczym. Nie minęło dziesięć minut, a Nikola wraz ze swoim chłopakiem odjechała spod domu na weekend w kierunku Arizony.

W tym momencie Sandra została sama w domu ze swoimi myślami. Ciągle rozmyślała o chłopaku swojej siostry.

Po jakichś dziesięciu minutach otrząsnęła się z szoku i popędziła do łazienki.

Popatrzyła w lustro i zobaczyła śliczną dwudziestojednoletnią dziewczynę.


„W sumie nie jestem taka brzydka”, powiedziała do siebie.


Ale dodatkowo postanowiła zrobić się na bóstwo.

Po niespełna dwudziestu minutach wyglądała dosłownie zniewalająco.


Sandra spojrzała do lustra, mówiąc: Teraz nikt mi się nie oprze.


Po wyjściu z łazienki skierowała się do swojego pokoju, który znajdował się na piętrze.

Ubrała się w najlepsze ciuchy jakie miała i znów spojrzała do lustra, tym razem tego, które miała w pokoju.


Sandra rzekła do siebie: Nie ma możliwości, żebym nie znalazła bratniej duszy.


Uśmiechnęła się do siebie, poprawiając przy tym swoją krótką fryzurę. Zabrała dokumenty, telefon, pieniądze i kluczyki od swojego wymarzonego samochodu, tak zwanego krążownika szos, czyli amerykańskiego cadillaca eldorado cabrio dziewiątej generacji.

W odróżnieniu od siostry, mimo młodszego wieku, Sandra posiadała prawo jazdy, jak i swój pojazd.

W tym była lepsza, ale nie zadowalało jej to, ponieważ bardziej jej zależało na związku niż na rzeczach materialnych. Zeszła po schodach na dół do salonu, by porozglądać się, czy wszystko jest wyłączone.

W domu panowała głucha cisza. Jeszcze raz sprawdziła, czy wszystko ma przy sobie, by móc już wyjechać w miasto. Sandra z Nikolą mieszkały z dala od miasta, do ich domu prowadziła tylko jedna żwirowa droga.

Przynajmniej miały święty spokój od zatłoczonego miasta. Gdy Sandra już opuściła dom, rozejrzała się wokoło. Było słychać tylko szum wiatru, na którym powiewały jej brązowe, krótkie włosy. Wyjęła kluczyki z torebki i otworzyła drzwi kierowcy.

Wsiadła do swojej czarnej limuzyny z lat siedemdziesiątych z automatyczną skrzynią biegów z wajchą przy kierownicy.

Włożyła kluczyk do stacyjki i uruchomiła silnik. Ten zawarczał w trakcie rozruchu jak lew na swoją ofiarę. Motor wydawał agresywne dźwięki symfonii ośmiu garów pod maską.

Niejednemu nastolatkowi w Polsce marzyłby się taki wóz. Jednak co Ameryka, to Ameryka.

Przerzuciła wajchę na Drive i pognała do miasta Roswell. W trakcie podróży rozkoszowała się jazdą, widoki mówiły same za siebie. Po dojechaniu na miejsce wysiadła z samochodu, kierując się do pobliskiego sklepu.

Zapomniała wziąć ze sobą wody, więc postanowiła ją kupić. W końcu było ze trzydzieści stopni. W sklepie nie było zbyt dużo ludzi, tak więc zrobiła szybkie zakupy i pomknęła do kasy.

Wyszła ze sklepu rozglądając się na wszystkie strony, popijając przy tym wodę. Wróciła do auta i pojechała na przejażdżkę po centrum. Dzięki temu, że było gorąco, jeździła z otwartym dachem.

Bardzo lubiła czuć ten wiatr we włosach. Przystanęła przed skrzyżowaniem na czerwonym świetle.

Całkiem niespodziewanie zaraz obok podjechał grafitowy chevrolet camaro piątej generacji. W środku samochodu dość głośno grała muzyka.

Sandra obróciła głowę w lewo, akurat była na pasie do jazdy na wprost, a samochód obok niej był przygotowany do lewoskrętu. Ale to nie auto się jej spodobało najbardziej.

Bardziej to, kto w nim jechał… Zauważyła czterech młodych przystojnych mężczyzn, którzy również zwrócili na nią uwagę. Uśmiechnęli się do niej.

Sandra, nic nie mówiąc, odwzajemniła uśmiech. Mimo głośnej muzyki nastawionej w samochodzie kultura była na poziomie. Sandra przez chwilę się zamyśliła i nie zauważyła, że ma już zielone światło.

Jeden z chłopaków pokazał jej palcem wskazującym na sygnalizację. Sandra spojrzała na światła, potem z powrotem na tego chłopaka, odmachując mu ręką w podziękowaniu i ruszyła przed siebie.

Znowu zaczęła rozmyślać. Była oczarowana każdym z nich. Jadąc tak, zapomniała już, gdzie tak właściwie zmierza. Chciała tylko jednego. Poznać każdego z nich, by w końcu trafił się jej ktoś taki, jak jej siostrze.

Spróbowała zawrócić, by znaleźć to camaro. Pomyślała sobie, że raz się żyje i może żałować tego, że nie spróbowała. Dojechała do skrzyżowania, gdzie skręcili w lewo. To na tym skrzyżowaniu powinna skręcić w prawo, jeśli jedzie z przeciwnego kierunku.

Chwilę poczekała na zmianę świateł i skręciła w prawo w nieznaną jej dotąd ulicę. Jechała powoli drogą, której nazwy nawet nie zauważyła, ponieważ była skupiona tylko na grafitowym camaro ­– wraz z osobami w środku, rzecz jasna. Tocząc się pomału, dojechała do następnego skrzyżowania.

I teraz jest dylemat, w którą stronę mogli skręcić. Nie było widać samochodu ani słychać żadnej muzyki, nadzieja Sandry powoli ją opuszczała. Stawiając na przeczucie, czy może swoją intuicję, pojechała prosto.

Jadąc dalej i rozglądając się tak, by nie spowodować wypadku, nie zauważyła niczego, co by przykuło jej wzrok. Już miała odpuścić i wyjechać z tej ulicy, gdy zobaczyła pojazd za sobą, we wstecznym lusterku.

Czyżby… grafitowy chevrolet camaro w cabrio? To byłoby niemożliwe… Nie było przecież słychać żadnej głośnej muzyki oprócz warkotu, jaki wydawał spod maski widlasty silnik.

Mimo iż Sandra szukała tego pojazdu, odczuła jakiś dziwny lęk przed obróceniem się za siebie.

Serce zaczęło szybciej bić i nie wiedziała teraz, gdzie się udać w dalszą podróż. Zauważyła również, że był to dokładnie ten sam pojazd, w którym jechali ci chłopcy wcześniej na skrzyżowaniu.

„Kurde, ale mam stres w sobie… Co teraz robić… Gdzie jechać…” Sandra miała milion pytań do…

Postanowiła teraz skręcić w prawo. Zobaczyła we wstecznym lusterku, że pojazd jadący za nią również skręcił w tę samą drogę. Pewnie zbieg okoliczności, był to pas również do jazdy na wprost. Sandra nie mogła się za bardzo skupić na drodze, bo co chwilę spoglądała w lusterko wsteczne.

Na następnym skrzyżowaniu postanowiła pojechać prosto. I znowu to samo, camaro jechało tuż za nią cały czas. Pomyślała sobie, że chyba wariuje.

„Akurat zrządzenie losu”, pomyślała sobie w duchu. „Najpierw szukałam tego pojazdu, a teraz nie mogę się go pozbyć.


Sandra! Weź się w garść!” — powiedziawszy to do siebie zauważyła nieopodal parking.


Postanowiła tam zaparkować choćby na chwilę, by obalić powstały w jej głowie mit śledzącego ją samochodu.

Włączyła prawy kierunkowskaz i leniwie wtoczyła się samochodem na parking. Stanęła zaraz obok jakiegoś samochodu, z prawej strony, zaś z lewej miała wolne miejsce.

Nie zdążyła spostrzec, że grafitowe camaro stanęło tuż obok niej. Ledwo zgasiła silnik, a już kątem oka zauważyła zbliżającego się do niej chłopaka.


Wysiadł od strony pasażera i podszedł do niej od razu zagadując: Hi! Nice to meet you! Cześć! Miło cię poznać!


Sandra w lekkim szoku odpowiedziała tylko: Hi! Cześć!


Chłopak, który do niej podszedł, przedstawił się: My name is Jacob. And I would like you to come with us. Nazywam się Jacob. I chciałbym, żebyś pojechała z nami.


Sandra nie wiedziała, co odpowiedzieć mu na tak postawione żądanie.

Zawstydzona, mimo trudu, odpowiedziała mu: Sandra is my name Sandra to moje imię.


Nie umiała jeszcze mówić biegle, ale starała się wypowiedzieć cokolwiek.


Sandra: I do not know you, where do you want to go? Nie znam cię, gdzie chcesz pojechać?


Jacob: We want to meet you because I saw the way you look at us. Chcemy cię poznać, bo widziałem jak na nas patrzysz.


Sandra zaniemówiła.


Jacob: Let me introduce my friends. Pozwól, że przedstawię moich przyjaciół.


Sandra: Ok…


Jacob: James, Jack, Jason and me, Jacob. Now you know us. Teraz już nas znasz.


Sandra znieruchomiała i nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nawet nie zauważyła, że każde z ich imion zaczynało się na tę samą literę.

Szukała odpowiednich zdań, by jakoś wybrnąć z tej sytuacji. Niewątpliwie poczerwieniała na twarzy, co nie umknęło uwadze Jacoba.


Jacob: I see that it’s not a comfortable situation for you. Don’t worry. We’d like to know you closer. We’re going to have fun. Are you coming with us? Widzę, że nie jest to zbyt komfortowa sytuacja dla ciebie. Nie przejmuj się. Chcielibyśmy cię bliżej poznać. Jedziemy się zabawić. Jedziesz z nami?


Sandra: Where? Gdzie?


Nagle drugi chłopak wyskoczył z auta górą, bez otwierania drzwi, jak to na kabrioleta przystało.


Z przedstawienia przez Jacoba wynikało, że był to James, który powiedział: We’re having a party at Jacob’s house. We have plenty of alcohol! Come have fun with us! Robimy imprezę w domu Jacoba. Mamy mnóstwo alkoholu! Zabaw się z nami!


Sandra, zupełnie zbita z tropu, nie wiedziała, co ma teraz zrobić. Sama szukała tych chłopaków, a oni ją znaleźli. Z jednej strony bardzo chciała, bo co miała robić sama w domu.

Z drugiej strony nie znała ich i nie wiedziała, jakie mają zamiary. Sandra miała mętlik w głowie i tysiąc myśli na raz. Ale pragnienie i chęć poznania kogoś nowego w nowym kraju wygrało.


Sandra: Ok, let it be. Ok, niech będzie.

Jacob wraz z Jamesem uśmiechnęli się do siebie jak i do pozostałych dwóch kolegów.


Jacob: Wonderful! You won’t regret. Cudownie! Nie pożałujesz.


Sandra: Where do I go? Gdzie mam jechać?


Jacob: Follow me. Jedź za mną.


Sandra: Ok.


Chłopcy wsiedli do swojego camaro i ruszyli z parkingu. Sandra również odpaliła wóz i powoli tocząc się nim po parkingu, podążała za pojazdem.

W końcu wjechali na drogę i ruszyli przed siebie. Droga prowadziła za miasto, w rejony dotąd jej nieznane. Trochę się bała, w końcu nigdy nic nie wiadomo.

Ale bardziej była podniecona tym wszystkim i nie mogła skupić myśli. Głównie nie mogła się doczekać, aż ich bliżej pozna.

„W życiu trzeba się wyszaleć”, powiedziała do siebie pod nosem.

Nie chciała o niczym mówić siostrze, by nie zapeszyć. Ale zupełnie jakby wywołała wilka z lasu, zadzwonił w tej chwili jej telefon. Spojrzała szybko na wyświetlacz: siostra Nikola.

Chwila zastanowienia… Odebrała telefon.


Sandra: No co tam?


Nikola: Hej! Jesteś jeszcze w domu?


Sandra: Nie, w mieś…


Nikola: Co?


Sandra: W mieście jestem, jadę teraz.


Nikola: Aha, dzwonię, żeby ci powie… żebyś… ała… na… o imionach J...bo grasują po mieście…


Sandra: Nie słyszę! Czy mogłabyś powtórzyć ostatnie zdanie?


Nikoli nie było słychać.


Sandra: Halo?!


Nikola: Chciałam cię…


Nagle pojawił się brak zasięgu w komórce.

Sandra była zaniepokojona, co takiego jej siostra starała się jej przekazać. A poza tym, co to za miejsce… Osłupiała, gdy zobaczyła opuszczone budynki i samochody z powybijanymi szybami.

Dosłownie jakby znalazła się na końcu świata, gdzie wszystko jest opustoszałe. Tak była zajęta myśleniem o tym, co będzie, że nawet nie zorientowała się, gdzie tak właściwie jedzie.

Cały czas jechała za grafitowym camaro i w duszy próbowała się uspokoić, że pewnie tutaj chcą zrobić imprezę z dala od innych ludzi tak, by nikomu nie przeszkadzać.

Zapomniała również o tym, że James mówił o imprezie w domu Jacoba. Chyba nie mieszka w jednej z tych ruder w szczerym polu? Dalej jadąc za samochodem, skręciła w prawo w drogę prowadzącą do opustoszałego miasta.

Kontynuując jazdę już nieco wolniej, Sandra rozglądała się na wszystkie strony i nie zauważyła żywego ducha. Dookoła pustki i pustostany. Jednak wydawało się, że kiedyś, przed dwudziestu czy trzydziestu laty, to miejsce tętniło życiem.

A teraz było zupełnie cicho.


„Idealne miejsce do nakręcenia filmu grozy”, pomyślała Sandra.


Jakoś nie przerażało jej to. Nie była typem człowieka, którego można było łatwo przestraszyć.

Lubiła nietypowe klimaty. W obcym kraju, z obcymi ludźmi, w obcym mieście. Tak ją to podjarało, że zapomniała o strachu i w pewnym stopniu o racjonalnym myśleniu.

Ale Sandra jest młoda i chce się wyszaleć tak, by było co wspominać po latach. Tym razem samochód skręcił w lewo, tak jakby w ślepą uliczkę i zaraz w prawo, zatrzymując się przed bramą garażową. „Chyba dojechaliśmy”, pomyślała sobie Sandra.

Brama wjazdowa o dziwo podniosła się elektrycznie. Jeden z chłopaków machnął Sandrze ręką, żeby wjechała za nimi. Bez większego zastanowienia, po chwili znalazła się w środku.

Myślała, że to koniec jazdy, ale ku jej zdziwieniu jechali dalej. Wyglądało to na jakiś podziemny parking. Droga prowadziła w dół. Bez włączonych świateł mijania dalsza jazda byłaby niemożliwa, tak było tam ciemno.

Sandra lekko zaniepokoiła się, bo brama, którą wjeżdżali, była już zamknięta. Tak jakby nie było już powrotu i zarazem szansy ucieczki. „Chyba będę tego żałowała”, powiedziała do siebie wpadając w lekki niepokój. Droga zdawała się nie mieć końca. Co jakiś czas skręcali w lewo czy w prawo.


Teraz sama już nie wiedziała, gdzie jedzie, a o powrocie nie było mowy.


Ciężko było zapamiętać każdy manewr skrętu samochodem.

W pewnym momencie auto przed nią wjechało do olbrzymiego garażu, na co najmniej kilkanaście samochodów. Do tego był oświetlony, co uspokoiło Sandrę, że przynajmniej nie wywożą jej do samego ciemnego piekła. W końcu pojazd się zatrzymał.

Sandra odetchnęła z ulgą. Zaparkowała zaraz obok nich. Miała w sobie dziwny niepokój, że zaraz wydarzy się coś złego. Jakby coś jej podpowiadało, żeby w to nie brnąć.

Ale pewnie jest to tylko złe przeczucie. Wszystko jest dla niej obce w tej chwili, dlatego czuje się tak niepewnie. Powtarzając to sobie, uspokoiła się. Zgasiła silnik.

Wszyscy chłopcy opuścili samochód i podeszli do niej spokojnie z uśmiechami na twarzy.


Jeden z nich powiedział: Here we are. Come with us. Jesteśmy. Chodź z nami.


Sandra krótko odpowiedziała: Ok.

Wysiadła z samochodu, biorąc ze sobą kluczyki wraz z portfelem i telefonem. Teraz w całej okazałości widziała wszystkich czterech. Każdy z nich przedstawiał się z osobna, podając jej rękę.

Niewątpliwie uspokoiło ją to. Widziała, że raczej nie mają złych zamiarów. Czterech mężczyzn, każdy około 180 cm i ona sama, mierząca około 170 cm wzrostu. Na pierwszy rzut oka wyglądali na takich grubo po dwudziestce. Ale niestety każdy z nich jej się podobał i czuła się jak w raju.

W środku tego podziemnego parkingu znajdowały się tylko jedne podwójne drzwi, do których zmierzali.

Sandra miała teraz dwóch chłopaków po lewej i dwóch po prawej stronie. Jak wcześniej nie miała ani jednego, tak teraz ma ich aż czterech.

Idąc tak przed siebie, mówili coś do niej, ale nie mogła za bardzo zrozumieć, co. Nie przejmowała się tym.

Cieszyła się obecną chwilą.

Doszli do drzwi i jeden z nich, Jack, jeśli dobrze zapamiętała imiona, powiedział: Welcome among us. Witamy wśród nas.


Po wypowiedzeniu tych słów Jack otworzył główne wrota. Zaprosili ją pierwszą do środka, co jej się spodobało ­– pomyślała, że byli dżentelmenami.

Niemniej nawet nie przemyślała tego, że mogła to być pułapka i mogliby ją tam zamknąć. Ale po tym, co tam zobaczyła… Oniemiała. Wzrokiem omiatając wnętrze, nie dowierzała, że w takim miejscu jak to może być tak elegancko.

Na środku dużego pomieszczenia znajdował się stół bilardowy wraz z wiszącymi nad nim trzema dużymi lampami.

Był i bar z alkoholem, skórzane kanapy, stołki i stoliki. Zupełnie tak, jak w jakimś klubie. W środku panowała umiarkowana temperatura i zapach czystości, tak jakby było przed chwilą posprzątane. Do poszczególnych pokoi prowadziły osobne drzwi.

Nie było okien, co w podziemiach było całkiem zrozumiałe. Na ścianach zainstalowane były klimatyzatory, stąd ta temperatura. Sandra rozglądała się w całkowitym milczeniu, trwało to dobre pięć minut.


Po chwili Jason odezwał się: What do you think? Co o tym myślisz?


Sandra dopiero po chwili odpowiedziała: I think it’s wonderful here! Myślę, że jest tutaj cudownie!


Jacob: I live here. Mieszkam tutaj.


Sandra: Alone? Sam?


Jacob: Yes, of course. Tak, oczywiście.


Sandra: And your friends? A twoi przyjaciele?


Jacob: No. They have their rooms… Sorry, houses. Nie. Mają swoje pokoje… Przepraszam, domy.


Sandra chyba dobrze zrozumiała. Lekko się zdziwiła, czyżby przejęzyczenie? Jak to „swoje pokoje”… Chyba raczej każdy z osobna ma swój dom.

Ale może się pomylił.


Nagle Jacob wykrzyknął: Let’s start the party! What do you drink, Sandra? Zaczynajmy imprezę! Czego się napijesz, Sandra?


Jacob pokazał na różne trunki, które znajdywały się za barem.


Sandra: And what do you drink? A co ty pijesz?


Nagle odezwali się wszyscy naraz: Jack Daniel’s!


W tym momencie atmosfera zrobiła się wesoła. Sandra poczuła się jak w domu.


Odpowiedziała: Ok, let it be. With ice, please. Dobrze, niech będzie. Z lodem poproszę.


Jacob: Of course. I’ll bring it back soon. Oczywiście. Zaraz przyniosę.


Sandra uśmiechnęła się do Jacoba, pozostali zaraz zaczęli z nią rozmawiać, jednocześnie zapraszając, by usiadła wraz z nimi na sofie. Nie mając żadnych oporów, zrobiła co chcieli.

W sumie fajnie jej się rozmawiało, przynajmniej mogła poćwiczyć swój angielski w praktyce. Chłopcy zauważyli, że jeszcze nie mówi zbyt dobrze w ich języku, ale dogadywali się, co było najważniejsze. Śmiech był tam wszechobecny i nic nie wskazywało na to, żeby miało się zaraz stać coś strasznego.

W tle leciała muzyka podobna do tej, którą puszczali w samochodzie. A może to ta sama? Sandra nie skupiała większej uwagi na podkładzie muzycznym. Ważne, że się dobrze bawiła, jak nigdy dotąd. Jacob przyniósł każdemu po dość dużej szklance whisky, jej pierwszej w życiu.

Podziękowała i wzięła pierwszego sporego łyka. Zasmakowało jej, a chłopcom się to spodobało. Impreza trwała dalej. Sandra dopytywała się o wszystko, skąd się znają i co robią na co dzień.

Z tego co zrozumiała, to Jacob obecnie mieszka tutaj, w tym dość dziwnym miejscu, ponieważ uciekł z domu, gdy był młodszy. W jego rodzinie była przemoc, ukrył się w tym miejscu i tak już zostało. Zrobił wszystko, by sprawić, żeby to miejsce było takie, jak to sobie wymarzył.

Znalazł pracę w dyskotece i do teraz tam pracuje. Stąd ta muzyka klubowa w głośnikach. Z Jamesem znali się od dziecka, chodzili nawet do tej samej szkoły.

Natomiast Jasona i Jacka Jacob poznał w pracy, byli oni odpowiedzialni za cały wystrój dyskoteki, jak i sprzęt DJ- ski.

Sandra miała nadzieję, że dobrze ich zrozumiała i porozumiewała się swoją łamaną angielszczyzną. Przynajmniej wiedziała, na czym stoi. Straciła poczucie czasu i nie wiedziała, czy już nie jest przypadkiem noc.

Zapomniała, że nie ma tu okien, by wyjrzeć na zewnątrz. Impreza trwała już kilka godzin, a jej się wydawało, że dopiero się rozkręca. Zaczęło się jej coraz bardziej kręcić w głowie. Pomyślała sobie, że chyba Jack Daniel’s daje o sobie znać.

Jakoś nie było jej niedobrze i dalej piła razem z nimi, mimo iż jej język plątał się coraz bardziej. Po kilku drinkach poczuła parcie na pęcherz.

Musiała na chwilę przeprosić, by skorzystać z toalety. Ledwo wstała z sofy, zaraz upadła z powrotem. Jason z chęcią jej pomógł dojść w odpowiednie miejsce, bo sama nie dałaby rady.

Chwiejnym krokiem doszła do łazienki, prawie się wywracając. Jason zaproponował, że może z nią wejść do toalety, ale mimo iż była pijana, stanowczo odmówiła.

Chłopak zrozumiał i został przed zamkniętymi drzwiami. Sandra chybotliwie doszła do zlewu i popatrzyła w lustro. Zobaczyła siebie w dwóch czy trzech odbiciach.

Była już totalnie nawalona.


Powiedziała do siebie: Co ty robisz, jak ty teraz wyglądasz…


Obmyła twarz zimną wodą, by się trochę ocucić. Zastanawiała się, że nigdy nie czuła się tak dziwnie. Sama nie wiedziała, ile już wypiła…

Jedną szklankę, pięć, może tylko łyka. Nie zastanawiając się długo, załatwiła swoją potrzebę i starała się wrócić do towarzystwa. Będąc już przed drzwiami łazienki, na sekundę zrobiło jej się ciemno przed oczami.

Po chwili wzrok powrócił. Wyszła z toalety, a James wziął ją z powrotem na sofę do pozostałych.


Z trudem usiadła i wypowiedziała tylko to zdanie: What’s up with me… Co się ze mną dzieje…


Po tych słowach oczy się jej zamknęły i straciła całkowicie kontrolę nad swoim ciałem…


Po kilku godzinach…


Powoli odzyskiwała przytomność. Jej powieki były bardzo ciężkie i z trudem otwierała oczy. Niepewnie rozglądała się po pokoju, którego nigdy wcześniej nie widziała.

A może widziała, tylko nie mogła sięgnąć w głąb pamięci. Leżąc na łóżku nie mogła sobie przypomnieć, co się takiego stało i jak się tu znalazła.

Była ubrana w swoje ciuchy, jedyne co ją bolało, to tylko głowa. Ze wszystkich sił starała się odtworzyć bieg wydarzeń i to, jak zakończyła się impreza, na której była z chłopakami.

Wiedziała, że dobrze się bawiła i… nic poza tym. Z wielkim bólem głowy wstała z łóżka i próbowała ustać na nogach.

Nie było jej łatwo, ale dawała radę. Pokój był oświetlony jakoś dziwnie, tak jakby cały sufit zdawał się być jedną wielką lampą. Na podłodze położone były drewniane panele oraz stało kilka mebli, które pasowały do wystroju pomieszczenia.

Zauważyła również w rogu kamerę, przez którą być może była teraz podglądana. Popatrzyła w obiektyw i pomachała ręką. Jak na razie zero odzewu.

Może nie działała. Pokój miał dwoje drzwi. Sprawdziła jedne, prawdopodobnie te główne do wyjścia z pokoju. Były zamknięte. Podeszła do drugich i te były otwarte.

Za nimi była tylko łazienka, z której skorzystała. O dziwo wszystko w niej było i mogła nawet wziąć prysznic, co też zrobiła. Nie była zbytnio duża, ale wystarczająca do odświeżenia się.

Czarno-szare kafelki doskonale komponowały się z całością, stwarzając niesamowity wystrój pomieszczenia.

Musiała najpierw dojść do siebie, a później zastanowić się, jak się stąd wydostać. Po załatwieniu swoich spraw i odświeżeniu całego ciała poczuła się dużo lepiej.

Wróciła do pokoju. Chwyciła za klamkę pierwszych drzwi, próbując raz jeszcze je otworzyć, lecz bez skutecznie. Ewidentnie były zamknięte na klucz.

Ktoś widocznie chciał, aby tam została. Nie bała się, bardziej była zaciekawiona co się stało i jak się tu znalazła. Po upływie godziny od przebudzenia się zaczęła się powoli denerwować.

Pukała w te zamknięte drzwi i krzyczała, żeby ktoś ją stamtąd wypuścił. Panowała cisza aż w uszach piszczało.

Zaczęła szukać po różnych szafkach jak i pod łóżkiem, czy nie ma gdzieś klucza do tych drzwi. Nigdzie nic nie znalazła, poza jakimiś typowo męskimi ubraniami, prawdopodobnie należącymi do Jacoba. Po jakimś czasie zdała sobie sprawę, że nie ma przy sobie swojej torebki z cenną dla niej zawartością.

Teraz chyba do niej dotarło. Została porwana i przetrzymywana wbrew swojej woli. W tej chwili włączyło się jej myślenie. Czy dodali coś do jej drinka, a może zgwałcili, nie mogła przestać myśleć, że dała się tak omamić. Teraz tego żałowała.

Ale co się stało, już się nie odstanie. Musiała sobie dać radę sama. Najgorsze, że nikt nie wiedział, gdzie ona jest. Nie wiedziała, która jest godzina ani czy jest to dzień czy noc.

Zaczęła wariować i szukać jakiegokolwiek wyjścia z obecnej sytuacji. Po upływie niespełna dziesięciu minut usłyszała jakieś dźwięki dobiegające zza zamkniętych drzwi.

Bała się coraz bardziej, ale pomyślała, że przynajmniej dowie się czegoś więcej. Usiadła na łóżku, spodziewając się najgorszego. Usłyszała kroki zbliżające się do drzwi, które ustały zaraz przy nich.

Chrobot otwierającego się zamka wskazywał, że zaraz ktoś je otworzy. Okrągła klamka przekręciła się, a drzwi powoli otwierały się ku wnętrzu. Jej oczom ukazał się Jacob, który przyniósł jej coś do jedzenia, twierdząc, że musiał ją tu zamknąć ze względu na jej bezpieczeństwo.

Oczywiście nie do końca mu wierzyła.


Sandra zapytała: Where is my purse with my things? Gdzie jest moja torebka z moimi rzeczami?


Jacob: You left it in the living room. You needed to rest. That’s why I moved you here. Zostawiłaś ją w salonie. Musiałaś odpocząć. Dlatego cię tu przeniosłem.


Sandra wypadła szybko z tego pomieszczenia, by sprawdzić, czy torebka na pewno jest w salonie. Poszła tam i dostrzegła ją leżącą na sofie.

Szybko wzięła ją do rąk, sprawdzając przy tym zawartość. O dziwo wszystko było, kluczyki, telefon, nawet pieniądze. Sama nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć.

Niemniej chciała się już stamtąd wydostać i zapytać o jeszcze jedno. Wróciła do pokoju, w którym była wcześniej zamknięta.


Sandra: Jacob?


Jacob: Yes? Tak?


Sandra: One question. Jedno pytanie.


Jacob: What do you want to know? Co chcesz wiedzieć?


Sandra: Why did you lock me up here?! Dlaczego mnie tu zamknąłeś?!


Jacob chwilę myślał.


Po chwili zaczął wszystko wyjaśnić najprościej jak się tylko dało. Mówił, że mają pewne kłopoty, ale ma na nie rozwiązanie, tylko potrzebuje jej pomocy.


Sandra: But what kind of help? Ale jakiej pomocy?


Jacob odpowiedział, że chodzi o pewną dużą kwotę pieniędzy, która im się należy. Jest do odebrania w odpowiednim miejscu.

I ona miałaby tam z nimi pojechać. Tłumaczył to w ten sposób, że jako dziewczyna, można powiedzieć z rodziny, byłaby bardziej wiarygodna do odebrania większej sumy. Sami nie mogą jej odebrać. Byłoby to coś w rodzaju pomocy rodzinie.

Zaczął ją błagać, że inaczej nie dostaną tych pieniędzy. A za pomoc obiecał 30 procent z tych 3,5 miliona dolarów. Co było dla niej astronomiczną sumą.

Zapewniał, że to jest bezpieczne i zaznaczył, żeby nikomu nic nie mówiła, bo to jest tajemnica. Pomyślała, że w tak szybkim tempie takich pieniędzy nigdzie nie zarobi.

Dał Sandrze czas na przemyślenie, zostawiając ją w pokoju, nie zamykając już go na klucz. Teraz dylemat i zarazem mętlik w głowie. Co robić…

„A jak to jest pułapka? Jak pieniędzy w ogóle nie będzie lub okażą się fałszywe? Jak mnie wystawią lub, co gorsza, złapie mnie policja?” — zadawała sobie w myślach same pytania, gdybała. Siedząc, a właściwie już leżąc na łóżku, biła się z myślami.


„Byłabym ustawiona finansowo, a bez ryzyka nie ma zabawy…”


Musiała podjąć ciężkie decyzje, a nie miała żadnej pewności, jak wszystko się potoczy. Nie mogła im ufać, ale chyba zaczynała zakochiwać się w Jacobie… W obecnej sytuacji nie była w stanie myśleć o niczym innym.

Nie wiedziała, jaką decyzję podjąć, czuła presję. Chłopak podobał się jej do tego stopnia, że mogłaby zrobić dla niego wszystko i uwierzyć w każde jego słowo.

Można powiedzieć, że miał ją w garści. Sandra nie mogła sobie wybaczyć, że się zakochała, bo będzie podejmować teraz inne decyzje.

Może nawet te głupie czy zwariowane. Leżąc jeszcze chwilę na łóżku stwierdziła, że decyzja już zapadła. Wstała i wyszła z pokoju. Weszła do salonu w poszukiwaniu Jacoba.

Szukała wszędzie, ale nigdzie nikogo nie było. Usiadła więc na skórzanej sofie w oczekiwaniu na chłopaka. Po niespełna kilku minutach Jacob wyszedł z łazienki, w której ona wczoraj zataczała się pod wpływem alkoholu.


Jacob spojrzał na nią, mówiąc: And did you think about it? I myślałaś o tym?


Sandra: Yes. I will help you. Tak. Pomogę ci.


Jacob uśmiechnął się do niej, podszedł i przytulił ją do siebie. Sandra poczuła bliskość Jacoba jak nigdy dotąd.


Sandra: Promise me one thing, if you trick me… Obiecaj mi jedno, jeśli mnie oszukujesz…


Jacob od razu jej przerwał, mówiąc: Don’t worry. Everything will be fine. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.


Na Sandrę zadziałało to jak dotknięcie magicznej różdżki. Od razu się uspokoiła i uwierzyła mu na słowo. Wiedziała, że nie powinna nikomu ufać, ale moc zauroczenia była silniejsza od niej.

Zastanawiało ją jeszcze jedno. Po co jest ta kamera w tym małym pomieszczeniu? Ale to wolała już przemilczeć i nie myśleć za dużo, będąc w objęciach Jacoba.

Tak miłość nią zawładnęła. Stali tak, tuląc się do siebie, gdy niespodziewanie do pomieszczenia wpadła reszta chłopaków.


Jason: Jacob! We have a problem. We must immediately get the money! Mamy problem. Musimy natychmiast jechać po pieniądze!


Jacob: What happened? Co się stało?


Jack: If we don’t pick up the money, we’ll lose it! Jeżeli nie odbierzemy pieniędzy, stracimy je!


Jacob: How much time do we have? Ile mamy czasu?


James: One hour. Jedna godzina.


Jacob: Damn! Cholera!


Gdy Sandra to usłyszała, nagle zrobiło się jej gorąco ze strachu. Zaczęła cała się trząść jak osika. Nie wiedziała, czemu jej zachowanie tak nagle się zmieniło.

Nie wiedziała, co się dzieje. Dlaczego wszyscy krzyczą i dlaczego zrobiła się taka nerwowa atmosfera. Jacob powiedział, że teraz mają misję do wypełnienia i jest to sprawa życia lub śmierci.

Muszą szybko jechać, bo jeśli spóźnią się choćby o minutę, cały plan diabli wezmą.


Skupił większą uwagę na Sandrze i powiedział: You must help us! Musisz nam pomóc!


Sandra, stojąc jak wryta, bała się odpowiedzieć. Zastanawiała się, w co się teraz wpakuje… „Chyba nie mam odwrotu…”, to jedyne co pomyślała w tej sytuacji.


Sandra: Jacob? Ok. I agree. Zgadzam się.


Jacob, dając jej buziaka w policzek: I love you. Kocham cię.


Po tym pocałunku Sandra natychmiast zmotywowała się do działania. Nigdy nie czuła w sobie takiej energii. Mogła teraz przenosić góry. Jacob powiedział do niej, że pojadą na dwa samochody, wtedy mają większe szanse.

Biegiem lecieli do samochodów zaparkowanych w podziemnym parkingu. Jacob z Sandrą wsiedli do jej cadillaca, a Jason, Jack i James do camaro i to oni pojechali pierwsi.


Jacob: Follow them. Jedź za nimi.


Sandra: Ok.


Podążała cały czas za pojazdem, który piął się coraz wyżej. Zdawał się przyspieszać na zakrętach, co w tych egipskich ciemnościach było nie lada wyczynem.

Sandra ledwo co dawała radę pokonywać zakręty. Musiała być bardzo skupiona, w innym wypadku doszłoby do natychmiastowej kolizji z pobliską ścianą — świadczyły o tym piski opon rozlegające się przy każdym z manewrów. Jacob trzymał się kurczowo bocznych drzwi, w samochodzie działały mocne przeciążenia.


Jacob: Carefully. Ostrożnie.


Mimo że był pełen podziwu dla Sandry i jej umiejętności manewrowania w ciasnych uliczkach, jeszcze przy dość sporej prędkości, pojawiła się w nim nutka strachu.


Sandra: Don’t be afraid! Nic się nie bój!


Jacob popatrzył na nią i tylko się uśmiechnął. W końcu dojechali do głównej bramy wjazdowej. Tam camaro się zatrzymało, żeby poczekać, aż brama się otworzy.

Gdy stanęła już otworem, camaro pospiesznie ruszyło, a za nim czarny cadillac Sandry. Zauważyła, że jest już późne popołudnie, o czym świadczyło słońce powoli chylące się ku zachodowi.

Jechali przed siebie, pomiędzy pustostanami, opuszczając to miasto duchów. Dotarli do głównej drogi, gdzie wzięli zakręt w prawo z dość dużą prędkością. Camaro weszło w niego bokiem, paląc przy tym nieco gumę.

Sandra również wzięła ostro łuk, tylko że jej nie zarzuciło tak bardzo, jak by tego chciała. Nie mając jeszcze doświadczenia, nie chciała wpaść w poślizg niekontrolowany.

Ale mimo wszystko i tak było widowiskowo. Jej krążownik zabujał się przy miękkim zawieszeniu. Pędzili na złamanie karku przez opuszczone wioski.

Na liczniku było około 120 mil na godzinę. W przeliczeniu na kilometry, jechali około 200. Wiatr dawał o sobie znać, bo nadal mieli otwarty dach.


Gdy jechali tak przed siebie, Sandra zapytała Jacoba: How can I be sure that you will not trick me? Jaką mam pewność, że mnie nie oszukasz?


Jacob spojrzał na nią, lekko się uśmiechnął i powiedział: Because I love you… Ponieważ cię kocham…


Sandra nie wierzyła w to, co usłyszała w tej chwili. Najprzystojniejszy chłopak, którego miała kiedykolwiek obok siebie, teraz w jej samochodzie, wypowiedział te słowa. Sandra jakby dostała kopa na rozruch.

Z tej radości nacisnęła mocniej gaz, rozległo się głośniejsze warczenie widlastej ósemki pod maską.

Została napędzona dodatkową energią miłości do drugiej osoby.

W jednej chwili stała się wyścigowym kierowcą.

W radiu amerykańska stacja zaczęła grać FireHouse — Shake & Trumble, utwór rockowy z początku lat dziewięćdziesiątych, co dodatkowo stworzyło podkład muzyczny do sytuacji.

Sandra podgłośniła trochę radio i założyła ciemne okulary mimo zachodzącego już słońca. Teraz czuła się jak na amerykańskim filmie. Jacob popatrzył na nią, jakby się wczuła w rolę.

Jemu też najwidoczniej się to podobało. Droga była prawie prosta, z lekkimi łukami, wydawało się, jakby nie miała końca. Ciągnęła się w nieznane.

Sandra cieszyła się mimo napiętej sytuacji, w jakiej się znalazła. Po około dziesięciu minutach grafitowe camaro zjechało z trasy na żwirową drogę.


Jacob odezwał się: We’re almost there. Jesteśmy prawie na miejscu.


Sandra, nic nie mówiąc, spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. Samochód znacznie zwolnił, aby wtoczyć się na obce dla niej tereny.


Sandra: I’ve never been here… Nigdy tu nie byłam…


Jacob: Sometimes it can be dangerous here. Czasami może być tu niebezpiecznie.


Sandra przełknęła ślinę, ale pomyślała sobie, że jej nowopoznany chłopak nie pozwoli, by coś się jej stało. Była święcie przekonana, że coś iskrzy między nią a Jacobem. Jak na razie nie dopuszczała do siebie innej myśli.

W końcu camaro się zatrzymało. Oznaczało to, że dojechali na miejsce. Droga zajęła im nieco ponad czterdzieści minut, także Sandra mogła być z siebie dumna.


Zgasiła silnik. Jacob odwrócił się w jej stronę i rzekł: You’re a good driver. Jesteś dobrym kierowcą.


Sandra, słysząc to, była cała w skowronkach. Strach i jakikolwiek lęk prysnęły niczym bańka. Poczuła niesamowite podniecenie oraz pewność siebie.

Jack, Jason i James wysiedli z samochodu i podeszli do jej pojazdu.


Jason: We have to wait for a while. Musimy chwilę poczekać.


Jason wyciągnął z kieszeni cygaro i zapalił je złotą zapalniczką Zippo, która wydała charakterystyczny dźwięk przy otwieraniu i zamykaniu.

Jason wypuścił dym powoli z ust, co przy blasku zachodzącego słońca wyglądało jak z niejednego hollywoodzkiego filmu. Sandra rozejrzała się wokoło, było to opuszczone miejsce, gdzie ktoś zaczął stawiać metalową konstrukcję i jej nie skończył.

Z metalu schodziła farba niczym wężowa wylinka, czas zrobił swoje. Teraz ten czas upływał bardzo wolno, a czekanie w niepewności robiło się coraz bardziej niepokojące.

Minęła równa godzina od wyjazdu, gdy nagle znikąd pojawił się czarny jak smoła dodge charger z lat siedemdziesiątych z wszystkimi przyciemnianymi szybami. Nie było widać, kto w nim jedzie. Nagle samochód przystanął niedaleko ich camaro.


Jacob powiedział do Sandry: Stay here. Zostań tutaj.


Sandra: Ok.


Wszyscy czterej podeszli do samochodu, który zatrzymał się obok nich. Teraz Sandra zaczęła się denerwować, a jej serce waliło jak oszalałe.

W czarnym dodge’u od strony kierowcy opuściła się lekko szyba. W środku musiał znajdować się ktoś o ciemnej karnacji, bo nie bardzo było widać jego twarz.

Sandra nerwowo chodziła tam i z powrotem. Ukradkiem spoglądała raz na samochód, raz na chłopaków. Jeden z nich, prawdopodobnie Jack (z tych nerwów imiona już się jej mieszały), pokazał na Sandrę. Ona zaś przystanęła w miejscu, czekając na najgorsze.

Jack podszedł do niej, mówiąc, żeby zbliżyła się do samochodu w celu sprawdzenia, czy na pewno jest obcokrajowcem.

Po usłyszeniu tych słów zrobiło się jej słabo. Jack zapewniał ją, by niczego się nie bała. Sandra sama nie wiedziała, co ma robić. Chyba nie było odwrotu.

„Muszę iść, czy tego chcę, czy nie”, pomyślała. Powolnym krokiem, na trzęsących się nogach, szła w kierunku pojazdu. To była najdłuższa droga przepełniona strachem i stresem, jaką pokonała w życiu.

Ale twardo parła do przodu. Gdy była już dostatecznie blisko samochodu, zobaczyła kierowcę, który patrzył na nią z zaciekawieniem. Przystanęła przy szybie, która opuściła się całkowicie na dół.


Nagle kierowca lekko zachrypłym i niskim głosem powiedział: Hey. Hej.


Sandra odpowiedziała tak samo.


Kierowca: What is your name? Jak się nazywasz?


Sandra chwilę milczała zanim odpowiedziała.


Sandra: My name is Sandra. Nazywam się Sandra.


Kierowca: Beautiful. Ślicznie.


Nastąpiła chwila ciszy, zanim kierowca znów się odezwał.


Kierowca: Where are you from? Skąd jesteś?


Sandra: From Poland. Z Polski.


Kierowca: Beautiful country. Śliczny kraj.


Sandra: Thank you. Dziękuję.


W tym momencie pasażer siedzący z tyłu odezwał się łamaną polszczyzną: Ja trochę mówić po polsku.

Sandra poczuła się trochę lepiej, że nie musiała szukać słów, by wydukać cokolwiek. Pasażer był również ciemnej karnacji, w sumie już sama nie wiedziała, bo w aucie panował istny mrok. Wytłumaczył jej, że mogą wydać jej te pieniądze, ale ona jako obcokrajowiec musiałaby wpłacić 4500 dolarów, by można było je wyciągnąć ze skrytki.

Obecnie nie mają przy sobie tych 3,5 miliona dolarów, ale mogą je dostarczyć tylko dzięki niej. Pasażer siedzący na tylnej kanapie wyjaśnił, że musi być przelew z polskiego konta, wtedy to wszystko ma sens.

Dlatego oni, jako Amerykanie, nie mogą tego zrobić. Nie są rodziną z Polski i tego się nie przeskoczy. Mimo że była to stawka w dolarach, to bank musi widzieć, że był to przelew od niej, czyli tak jakby z rodziny.

Dał jej dzień na załatwienie sprawy, inaczej pieniądze przepadną. Powiedział również, że będą tu jutro o tej samej porze. Po tych słowach szyba się zamknęła i kierowca odjechał.

Sandra stała jak wryta, sparaliżowana całą sytuacją. Natychmiast podeszli do niej chłopcy.

Mówili do niej, żeby się nie martwiła, że wszystko da się załatwić. Ale na spokojnie wyjaśnią to w domu. Sandra nie wiedziała, co się dzieje i co ma robić.

Nigdy nie była jeszcze pod taką presją. Jacob ją przytulił, powiedział również, że ją bardzo kocha. Dzięki temu zrobiło się jej lżej na sercu i psychice.

Natomiast w jej głowie pozostało pytanie, jak zdobyć tyle pieniędzy.


Jacob: Don’t worry. I have a solution for this problem. We’ll talk at home. Nie martw się. Mam rozwiązanie tego problemu. Porozmawiamy w domu.


Sandra z Jacobem wrócili do jej samochodu. Jack, Jason i James wsiedli do camaro i pojechali z powrotem. Jadąc tak przed siebie, Jacob podtrzymywał ją na duchu, zapewniając, żeby się niepotrzebnie nie martwiła. To jest jak najbardziej normalna procedura wydania tak dużych pieniędzy na raz.

To jest ich zabezpieczenie, bo tak naprawdę te pieniądze przyleciały samolotem z Syrii. Przesyłka jest ubezpieczona, stąd taka kwota. Dodatkowo państwo, czyli Stany Zjednoczone, nie mogą się o tym dowiedzieć, bo wtedy będzie trzeba zapłacić im podatek od tej kwoty. A byłoby co zabrać. Sandra zrozumiała poniekąd o co chodzi, ale musiałby to jej jeszcze raz wytłumaczyć na spokojnie w domu.

Teraz, za kierownicą, jakoś nie mogła skupić myśli. Ciągle analizowała wszystkie „za” i „przeciw”.

Postanowiła w milczeniu wrócić do miasta duchów. Gdy powoli zbliżali się do celu, Jacob nagle dostał telefon. Sandra jechała niewzruszona do przodu, podczas gdy Jacob, rozmawiając, zaczął się denerwować coraz bardziej.

W końcu zakończył rozmowę, po której powiedział do niej, że jest zmiana planów. Trzeba jechać w drugą stronę za miasto do Albuquerque, po odpowiedni klucz do sejfu z pieniędzmi.

Droga będzie długa, bo jest to ponad 200 mil do przejechania. Jacob po drodze wszystko jej wyjaśniał krok po kroku. Dlaczego akurat tam i o jaki klucz chodzi.

Mówił jej, że klucz dostała jedna ważna osoba, jest zamknięty w specjalnej kopercie i trzeba ją odebrać, bo ten ktoś nie może osobiście jej otworzyć. Wtedy mógłby nawet pójść za to siedzieć.

On miał tylko przekazać kopertę. Zadzwonił bardzo późno z tą informacją, co wyprowadziło z równowagi Jacoba.

Sandra w głowie zaczęła wszystko sobie układać w logiczną całość: „W sumie trochę sensu w tym jest… Ponieważ są to niemałe pieniądze, muszą być odpowiednio zabezpieczone”. Jechali przed siebie, mijając już miasto Roswell.

Sandra popatrzyła na wskaźnik paliwa, który nieubłaganie zbliżał się do rezerwy. Musiałaby zjechać na stację zatankować, a nie wie, czy ma przy sobie tyle pieniędzy.

Powiedziała Jacobowi, że mogą nie dojechać na miejsce, mając tyle paliwa co obecnie. Jacob odpowiedział, że nie ma problemu z zapłatą za paliwo z jego strony.

Zadzwonił do Jamesa, że zjeżdżają na stację, by zatankować pojazd. Nawet im to pasowało, aby zatankować również swój. Zjechali na stację Shell, która była akurat na drodze numer 285, którą jechali. Obydwa pojazdy wtoczyły się na stację, gasząc silniki przy samych dystrybutorach.

Jacob powiedział Sandrze, by zatankowała wóz do pełna. W tym czasie on poszedł już zapłacić za paliwo. Sandra przytaknęła, biorąc od razu do ręki pistolet z benzyną.

Otworzyła wlew paliwa jedną ręką, a drugą trzymała pistolet i zablokowała tak, by paliwo samoczynnie się lało. Nie minęły dwie minuty, gdy pistolet sam wybił, sygnalizując pełny bak.

Wyciągnęła go i odłożyła na swoje miejsce. Zamknęła wlew i poczekała w pojeździe. Jakieś dziesięć sekund później biegiem ze stacji wyleciał Jacob, poganiając Sandrę, by już odpaliła wóz. Zaskoczona, zrobiła, co chciał.

Wsiadł szybko do jej samochodu mówiąc, że nie mogą stracić ani minuty dłużej. Sandra prawie z piskami opon odjechała ze stacji, jakby coś ukradła, uciekając jak najszybciej.

Camaro szybko za nimi ruszyło. Jacob znów jej wytłumaczył, że dzwonili do niego w sprawie kodu. Że ten, kto ma go wydać, jest na stanowisku do danej godziny, a numeru potrzebują jak najszybciej.

Nie za bardzo jej to się podobało, ale z miłości do niego mogła zrobić dosłownie wszystko. Czekała ich teraz długa podróż. W międzyczasie camaro wyprzedziło jej cadillaca, by wskazywać drogę.

Teraz, jadąc przed siebie, mieli dużo czasu, by razem pobyć i porozmawiać. Sandra jeszcze raz wypytała go o każdy szczegół pozyskania tych pieniędzy.

Jacob natomiast wyjaśnił jej to w najprostszy możliwy sposób. Z jednej strony zrozumiała, ale przypomniało się jej jeszcze coś. Co miał zamiar jej wyjaśnić w domu, w związku z rozwiązaniem problemu uzyskania 4,5 tysiąca dolarów w jeden dzień?

Jacob poprawił się i usiadł wygodniej na fotelu. Już miał zacząć mówić, gdy nagle zadzwonił telefon Sandry. Jacoba trochę zbiło to z tropu.


Sandra: Sorry. I have to pick up. Przepraszam. Muszę odebrać.


Jacob: Ok.


Sandra spojrzała na wyświetlacz. Dzwoniła siostra Nikola. Odebrała telefon.


Sandra: Hej! No co tam siostra, jak randka?


Nikola: W porządku, jest super! Strasznie ciepło!


Sandra: Jesteście już w Arizonie?


Nikola: Tak! Dwie godziny temu minęliśmy granicę! A ty jak tam?


Sandra nie chciała nic mówić o całym zdarzeniu, zapytała tylko: Siostra, a co chciałaś mi przekazać? Wtedy gdy do mnie dzwoniłaś, bo zasięg mi się stracił w telefonie. Przed czym chciałaś mnie ostrzec? Na kogo uważać?


Nikola: Nie rozumiem…


Sandra: No wtedy… Nie wiem… Wczoraj?


Sandra już nie wiedziała, kiedy to było.


Nikola: Ahaaaaa! Teraz mi się przypomniało! Chciałam cię…

I w tym momencie auto z sąsiedniego pasa zaczęło zjeżdżać wprost w stronę ich cadillaca.


Jacob: Watch out!!! Uważaj!!!


Krzyknął tak, że Sandra o mało co nie dostała zawału. Telefon w tej sekundzie wypadł jej z ręki i wpadł między fotele. W jednej chwili chwyciła oburącz kierownicę i gwałtownie skręciła w prawo, jednocześnie hamując przy tym z piskiem opon.

O mały włos uniknęła wjazdu w boczne barierki oraz poślizgu, ryzykując wypadkiem. Całym autem zabujało we wszystkie strony.

Ledwo wyszli z tego cało, o dziwo nie doszło do żadnego zderzenia. Sandra i Jacob spojrzeli na siebie pełni strachu.


Jacob: Are you ok? Wszystko w porządku?


Sandra, lekko się przy tym uśmiechając: Now it’s fine. Teraz jest w porządku.


Tamten pojazd dosłownie zniknął z pola widzenia, nie wiadomo gdzie. Nie dostrzegli go nigdzie na tej drodze.

Natomiast w tej samej chwili, kiedy telefon spadł Sandrze między fotele, Nikola usłyszała męski głos, jak i pisk opon.

Wiedziała jedno, że siostra była z jakimś facetem. Jej przeczucie podpowiadało jej, że ma kłopoty. Nikola porozmawiała z Johnem, że prawdopodobnie z jej siostrą dzieje się coś złego.

Komórka Sandry dalej była w połączeniu, więc było wszystko słychać na bieżąco. Nikola krzyczała do telefonu, żeby Sandra się odezwała, ale na próżno.

Przekazała komórkę Johnowi, żeby posłuchał, co tam się dzieje. John przyłożył ją do ucha, uważnie się wsłuchując.


Sandra: We are still alive! Wciąż żyjemy!


Jacob: Thanks to you! Dzięki tobie!


Sandra: Seriously? Poważnie?


Jacob: Yes! You’re a very good driver! Tak! Jesteś bardzo dobrym kierowcą!


Sandra: Thank you very much! Dziękuję bardzo!


Jacob: I love you! Kocham cię!


Sandra: I love you too! Ja też cię kocham!


Uśmiechnęli się do siebie, podążając dalej już spokojniej.

John, chłopak Nikoli, po usłyszeniu tych słów stwierdził, że nie ma powodów do niepokoju.

Przekazał jej, że Sandra jechała autem i na drodze musiało się coś wydarzyć, ale poradziła sobie z problemem i została pochwalona przez swojego nowego chłopaka.

Powiedzieli do siebie, że się kochają, więc nic się nie dzieje. Nikola uspokoiła się i życzyła jej jak najlepiej. Mówiąc to, rozłączyła się. Ale coś głęboko w podświadomości wskazywało jej, że coś jest nie tak.

Prawdopodobnie to tylko takie złe przeczucie… „Ona jest w innym stanie niż ja, więc chyba przez tę rozłąkę tak to odczuwam”, pomyślała.

Sandra, jadąc wciąż przed siebie, starała się sobie przypomnieć, co się działo i o czym rozmawiali z Jacobem przed incydentem ze zjeżdżającym na nią samochodem.

Zapomniała również, że rozmawiała z siostrą i ta nie dokończyła jej mówić najważniejszej informacji, która mogłaby zmienić bieg wydarzeń. O telefonie zapomniała, lecz przypomniało się jej o wątpliwościach, jak w krótkim czasie można było by zdobyć te 4,5 tysiąca dolarów.

Sandra ponownie zapytała Jacoba o pomoc w pozyskaniu takiej kwoty.

Jacob na spokojnie i przekonująco mówił, że nie ma się czego obawiać. Od tego są przecież banki.

Nie musi mieć pieniędzy przy sobie, tylko załatwią to w banku.


Sandra dopytywała, w jaki sposób to zrobią.


Jacob na to stwierdził, że Sandra weźmie pożyczkę, ale tylko na czas odebrania pieniędzy.

A jak już je odbierze, to nie dość, że będzie bogata, to jeszcze przyjdzie do banku z gotówką oddać kwotę nawet z odsetkami, ponieważ będą to dla niej dosłownie centy.


Jacob zarzekał się, że on nie może wziąć żadnej pożyczki, bo nigdy nie brał takiej sumy oraz tłumaczył, że nie daliby mu jej choćby ze względu na to, gdzie mieszka.

Wspomniał również, że dla obcokrajowców mają różne propozycje i okazje. Taki kraj otwarty dla każdego. Jednym zdaniem wolny kraj. Sandra zamyśliła się przez chwilę.

Pomyślała, że może coś w tym jest. Musi się zastanowić, a na to był czas w trakcie tak długiej podróży. Myślała dość intensywnie. Po pierwsze będzie bogata, po drugie ma teraz przystojnego faceta obok siebie i po trzecie życie nabrało filmowego tempa.

Podobało się jej to, że codziennie coś się dzieje. Znalazła rozwiązania na wszystkie problemy. A ten kraj jej w tym pomoże. W końcu wolność, jak to Jacob powiedział.

Dodała gazu, by być jak najszybciej w Albuquerque.


Nikola z Johnem jeździli po Arizonie, oglądając piękne widoki wokół nich. Cieszyli się sobą, życie układało się im powoli i bez nerwów.

W porównaniu do Sandry prowadzili spokojne życie. Natomiast Sandra żyła jak w filmie sensacyjnym, gdzie grała główną rolę. Do centrum miasta została jeszcze godzina, a czas ścigał cadillaca nieubłaganie.

Jacob spojrzał na zegarek, który miał na ręku. Było już około 21. Bardzo powoli robiło się ciemno, był to okres wakacyjny, początek lipca.


Jacob rzekł do Sandry: Będziemy około 22. Powinniśmy zdążyć, bo osoba, która posiada kod, jest właśnie do tej godziny na miejscu.

Ale lepiej być wcześniej.


Automatycznie naciskając mocniej gaz, przyspieszyła o 10 mil na godzinę. W ten sposób jechali już około 100. Sandra przyznała, że jest już lekko zmęczona i głodna.

Sama chciała już dojechać. Jacob obiecał jej, że zjedzą coś, jak już załatwią sprawę z tym kodem. Wtedy to on może poprowadzić z powrotem, by odpoczęła sobie od jazdy.

Odpowiedziała mu, że najlepiej byłoby, gdyby już coś zjedli. Jacob natychmiast odparł, że nie mogą się teraz zatrzymać, ale może się przesiąść za kierownicę, nawet w trakcie jazdy.

Sandra zgodziła się i odpięła pasy, Jacob również to zrobił. Przeszedł nad nią, a ona przesunęła się na fotel pasażera pod nim. Wszystko udało się bez problemu.

Podziękowała mu za pomoc. Odwzajemnił się, puszczając jej oczko z uśmiechem. W końcu mogła trochę odpocząć. Gdy tak siedziała, powoli jej się oczy zamykały.

Nie wiedziała nawet, kiedy zasnęła. Jacob, jadąc przed siebie, spojrzał na nią, jak słodko spała. Wiatr od czasu do czasu rozwiewał jej włosy przy otwartym dachu.

Natomiast silnik pomrukiwał jednostajnym dźwiękiem, jak to na amerykański wóz przystało.


Nikola wraz z Johnem…


…podziwiali Wielki Kanion. Było cudownie mimo tak późnej pory. Wszędzie cisza, tylko oni we dwoje. Ale w głębi serca Nikola czuła, że coś jest nie tak z Sandrą.

Chciała do niej zadzwonić, ale dochodziła godzina 22, więc jeśli jest z nowym chłopakiem, to nie będzie przeszkadzać.

Postanowiła, że jutro do niej zadzwoni.


W tym czasie Jacob…


…dojechał już na wyznaczone miejsce. Camaro przed nim zaparkowało na poboczu. Sandra jeszcze spała, była tak wyczerpana podróżą.

Jacob szturchnął ją delikatnie, co wybudziło ją ze snu.


Jacob: We’re here already. Już jesteśmy.


Sandra: Very quickly. Bardzo szybko.


Wydawało się jej, że podróż minęła tak szybko, że chętnie by jeszcze trochę pospała. Ale trzeba załatwić ten kod i może wracać dalej spać.

Jacob wysiadł z auta i podszedł do jej drzwi. Powoli pomógł jej wstać z fotela, biorąc ją pod ramię. Sandra wyglądała jak pijana, bez jedzenia i do tego po takiej trasie.

Była lekko zamroczona i zupełnie bez sił. Razem z Jacobem weszli do budynku, w którym było zapalone dość ostre białe światło, przynajmniej ona tak to odczuła.

Idąc długim prostym korytarzem, zaczęło się jej kręcić w głowie i co chwilę miewała mroczki przed oczami. Jacob musiał ją ciągle mocno trzymać, bo stale się mu wyślizgiwała.

Przy jednej ze ścian długiego korytarza znajdował się dystrybutor z wodą. Jacob podszedł do niego, próbując nalać dla niej wody, by się jakoś obudziła.


Jacob: Sandra! Hey! Have a sip of water. Sandra! Hej! Napij się łyka wody.


Sandra ledwo odpowiedziała: Thank you… Dziękuję ci…


Wypiła wodę i wzięła głęboki wdech. Jej samopoczucie poprawiło się do tego stopnia, że była w stanie iść o własnych siłach.


Jacob: Are you feeling better? Czujesz się lepiej?


Sandra: Yes. Thank you. Tak. Dziękuję.


Poszli dalej oświetlonym korytarzem, aż dotarli w końcu do głównego wejścia. Były to obite skórą dość duże drzwi, obok na ścianie znajdowała się tabliczka z napisem „Manager”.

Sandra pomyślała sobie, że niewątpliwie jest to osoba wysoko postawiona.


Jacob zapukał do drzwi. Głos po drugiej stronie odpowiedział: Please come in! Proszę wejść!


Chłopak chwycił za klamkę i oboje weszli do pomieszczenia. W środku znajdował się jakby gabinet, z biurkiem i ze skórzanym fotelem, drewnianymi meblami i małym stoliczkiem z butelką whisky i dwoma szklankami.

Za biurkiem siedział dość otyły, łysawy mężczyzna, ubrany w granatową marynarkę z białą koszulą, jak i czarne spodnie wyprasowane w kant.

Przywitał się z nimi z uśmiechem, mówił, że czekał na nich i w samą porę dojechali. Powoli miał się zbierać do domu. Zostanie jeszcze chwilę, bo ma do omówienia pewne sprawy.

Na początek wręczył Jacobowi kopertę z kodem do sejfu z pieniędzmi. Była zaklejona i zabezpieczona pieczęcią. Wyglądała niezwykle, co dało do zrozumienia Sandrze, że to się dzieje naprawdę i wszystko wygląda tak, jak powinno.

Jacob porozmawiał z mężczyzną jeszcze w sprawie odebrania pieniędzy, by załatwić 4,500 $ na wpłatę kaucji. Manager zapewnił również Sandrę, że może wszystkim się zająć, a ona jedyne, co musi zrobić, to zostawić wszystkie swoje dane do zorganizowania tej kwoty.

Sandra nie za bardzo mogła myśleć racjonalnie, ale chciała, żeby wszystko jak najszybciej załatwić, by mogła odpocząć.

Podała więc wszystko, co było potrzebne, do załatwienia danej kwoty, nawet swój obecny adres. Musiała podpisać trochę papierów, ale obyło się bez żadnych problemów.

Po jakiś trzydziestu minutach zakończyły się wszystkie jej męki. Manager podziękował jej za współpracę, podając jej dłoń. Podziękował również Jacobowi, mówiąc, że teraz on załatwi wszystkie formalności.

Byli w końcu wolni i mogli jechać z powrotem. Jacob zaproponował, żeby coś zjedli i przenocowali w jakimś motelu. Droga była za daleka, by wracać teraz nocą.

Sandra zgodziła się na wszystko. Idąc korytarzem, zmierzali do wyjścia. Wyszli z budynku, Jacob otworzył drzwi cadillaca i posadził Sandrę na miejscu pasażera.

Sam poszedł do camaro do reszty chłopaków tylko zamienić słowo. Wróciwszy Jacob usiadł za kierownicą, mówiąc do Sandry, że poszuka restauracji, a ona niech odpoczywa.

Po niespełna dwudziestu minutach zajechali do nocnego fast foodu, gdzie zamierzali się posilić. Była to całodobowa restauracja o nazwie Whataburger. Sandrze było wszystko jedno, byleby tylko szybko coś zjeść i w końcu odpocząć.

Cały czas towarzyszyło im grafitowe camaro z resztą chłopaków. Jacob zaparkował i oboje wysiedli z pojazdu. Wziął ją za rękę jak swoją dziewczynę.

Sandra była w tym momencie wniebowzięta. Nagle odżyła mimo tak wielkiego zmęczenia. Weszli do restauracji jako para. W środku panował spokój, bo nikogo poza nimi nie było. Jacob zaproponował jej, by usiadła sobie przy stoliku, podczas gdy on zamówi jej coś dobrego.

Zgodziła się, odpowiadając z uśmiechem na twarzy. Po chwili przyszedł z powrotem mówiąc, że za moment przyniosą jedzenie do stołu. Sandra wpatrywała się w Jacoba swoimi brązowymi oczami. Ewidentnie miała ochotę schrupać jego, a nie późną kolację.

Po dłuższej chwili kelnerka podała dwa duże Macburgery wraz z colą. Było to niezdrowe jedzenie, ale nie miało to dla Sandry w tej chwili najmniejszego znaczenia.

W trakcie posiłku rozmawiali o tym, że niedługo będą bogaci, a życie zaczyna się układać po ich myśli. Gdy skończyli jeść wstali, a Sandra, całując Jacoba w policzek, podziękowała mu za przepyszną kolację.

Powiedziała również, że nie może doczekać się, kiedy znajdzie się w hotelu czy motelu. Jacob chyba wiedział już, co się święci. Szybko wrócili do samochodu.

Jacob usiadł za kierownicą, mówiąc, że zaraz coś znajdzie. Ruszyli ulicą, kierując się w stronę noclegu. Sandra była tak podjarana Jacobem, że odechciało jej się spać.

Droga trochę trwała, ale dla dziewczyny była to tylko sama przyjemność. Doczekała się upragnionego miejsca noclegowego w dwugwiazdkowym Motelu Numer 6, przy drodze numer 85. Pasowało jej wszystko, nie miała żadnych zastrzeżeń. Jacob zaparkował wóz przed motelem. Zgasił silnik i spojrzał na Sandrę. Ona wpatrywała się w niego dużymi oczami, widać było, że odechciało się jej spać. To, co działo się z nią wcześniej, a co działo się teraz, to były dwa różne światy.

Wysiedli i poszli w kierunku recepcji. Tam oczywiście Jacob załatwił nocleg oraz uiścił opłatę. Dostali klucz do pokoju i pospiesznie ruszyli w jego kierunku.

Jacob otworzył drzwi kluczem, Sandra wciągnęła go do środka za koszulę. Ledwo zamknął za sobą drzwi, a rzuciła się na niego, całując w usta.

Jacob nie chciał się powstrzymać, ale z trudem odciągnął ją od siebie na chwilę, proponując obojgu odświeżenie się. Sandra w sekundę znalazła się w łazience pod prysznicem razem z Jacobem.

Później kontynuowali zabawę w łóżku. Sandra wiedziała już, że to ten jedyny. W pokoju było ładnie i schludnie. Co najważniejsze, znajdowało się w nim duże wygodne łóżko tylko dla nich. Zanim zasnęli, długi czas cieszyli się sobą.

Po jakiś dwóch godzinach Sandra zasnęła jak dziecko w objęciach Jacoba. Spali spokojnie do czasu, gdy za szybami okien motelu pojawiły się niebiesko-czerwone migające na przemian światła.

Jacob otworzył oczy i już wiedział, o co chodzi. Powoli wstał i podszedł do okna. Ukradkiem zerkając przez firanę, dostrzegł wóz policyjny zaraz przy cadillacu Sandry.

Dwóch umundurowanych policjantów stało przy samochodzie, jeden coś spisywał, a drugi rozmawiał przez krótkofalówkę. Sandra, niczego nieświadoma, spała w najlepsze.

Jacob był lekko poddenerwowany, zaczął wymyślać jakiś plan. „Co teraz robić…” — nie dokończył myśli, gdy rozległo się pukanie do drzwi.


Funkcjonariusz policji powiedział: Police! Open the door! Policja! Otworzyć drzwi!


Jacob, cały zlany potem, milczał… Myślał, co by tu zrobić, bo przecież zaraz obudzą Sandrę.


Znów rozległo się pukanie do drzwi i stanowcza komenda wydana przez funkcjonariusza policji: Police! Open or we’ll break down the door! Policja! Otwierać albo wyważymy drzwi!


Zero odpowiedzi… Jacob musiał się przygotować do wejścia policji do pomieszczenia. Stróż prawa załatwił wcześniej klucze zapasowe do pokoju i już zaczął otwierać zamek.

Jacob szybko wziął krzesło i podstawił je pod klamkę, by zablokować drzwi.


Nagle usłyszał głos Sandry: What are you doing? Co ty robisz?


Jacob nagle zbladł i odwrócił się szybko za siebie. Zobaczył, jak Sandra siedzi na łóżku, jeszcze zaspana. Podbiegł do niej, uciszając ją jak najszybciej.


Sandra: What’s happening? Co się dzieje?


Jacob: We have a problem… Mamy problem…


Sandra: What problem? Jaki problem?


Jacob nie zdążył jej odpowiedzieć, a już funkcjonariusz zaczął dobijać się do środka, zatrzymany przez blokujące drzwi krzesło. Nie minęło kilka sekund, a dosłownie kopniakiem wyważyli drzwi z zawiasów. Jacob szybko chwycił Sandrę i zasłonił się nią, wyciągając rewolwer, który miał przy sobie i przyłożył go do jej głowy.

Sandra, w szoku, nie wiedziała, o co chodzi… Co się dzieje… Skąd policja i Jacob z bronią skierowaną prosto w nią jako zakładnika.


Policjant przemówił do Jacoba: Put the gun down! Odłóż broń!


Sandra: What are you doing? Do you want to kill me? Co ty robisz? Chcesz mnie zabić?


Jacob nie słuchał, co do niego mówiła. Chciał tyko jednego. Uciec stąd i to jak najszybciej. Stanowczo wykrzyczał do obydwu policjantów, że użyje pistoletu i ją zastrzeli, jeśli nie odłożą broni. Funkcjonariusze posłuchali go, odkładając broń powoli na ziemię. Trzymając ręce w górze, powiedzieli, że dostali zgłoszenie o kradzieży paliwa ze stacji benzynowej i odnaleźli ich po numerach rejestracyjnych pojazdu, którego właścicielka to Sandra Boruta. Ale zauważyli, że Jacob również był poszukiwany, więc upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu. Musieli ich jednak puścić ze względu na ryzyko zabicia Sandry.

Jacob ciągle trzymał rewolwer przy jej skroni. Ona zaś zaczęła się cała trząść, ze strachu odebrało jej mowę.

Powoli wychodzili z motelu, kierując się w stronę cadillaca. Sandra, oczywiście na boso, była przyklejona do Jacoba. Cały czas zasłaniał się jej ciałem, broń miał gotową do strzału.

Jeden z policjantów chciał negocjować, by Jacob nie pogarszał swojej sytuacji, zawsze da się wywalczyć łagodny wyrok. Jacoba w ogóle nie interesowało, co funkcjonariusz ma do powiedzenia.

Cel był tylko jeden. Jak najszybciej opuścić to miejsce. Na jego szczęście, kluczyki od wozu miał w spodniach tak jak rewolwer. Przekazał kluczyki Sandrze i krzyknął do niej, by otworzyła samochód.

Dziewczyna przez trzęsące się ręce nie umiała trafić do zamka. Wyrwana ze snu, w takiej sytuacji, upuściła kluczyki na ziemię.


Jacoba to rozzłościło i krzyknął: Hurry up! Pośpiesz się!


Sandra, milcząc, szybko podniosła kluczyki z ziemi i ponownie spróbowała otworzyć drzwi. Tym razem jej się udało mimo stresu i presji ze strony swojego nowego chłopaka, który teraz stał się jej porywaczem. Otworzyła drzwi pasażera i wślizgnęła się wraz z Jacobem na siedzenie.


Jacob: Give me the keys! Dawaj kluczyki!


Sandra w milczeniu dała mu je. On zaś przesunął się na fotel kierowcy, cały czas celując jej w głowę. Odpalił auto i wrzucił bieg wsteczny, wszystko to robiąc jedną ręką. Wystartował z piskiem opon i tak zarzucił autem, że wykonało obrót o 180 stopni.

Zmienił bieg na Drive i ruszył wprost na ulicę. Ledwo uniknął zderzenia z samochodem, który jechał drogą. Gdy wyprostował tor jazdy, depnął gaz do dechy.

Zegar wskazywał 4:12 nad ranem. Na dworze było jeszcze ciemno, ale musieli jechać. Sandra nie wierzyła w to, co się dzieje.

Gdy byli już dostatecznie daleko od policji, Jacob schował broń za pasek spodni. Powiedział do Sandry, że nie mogą się teraz zatrzymać. Trzeba jechać jak najszybciej po pieniądze i uciec z tego stanu, w którym teraz są poszukiwani.


Po chwili Sandra zdobyła się na odwagę, by przemówić do Jacoba: Dlaczego nie zapłaciłeś za paliwo, jak wtedy tankowałam?


Jacob odpowiedział, że nie starczyłoby mu gotówki, jaką miał przy sobie, a musieli przecież jechać taki kawał drogi.

„W końcu będziemy bogaci, to wszystko ci wynagrodzę”, obiecał. Sandra odpowiedziała mu, że teraz przez niego jest poszukiwana za kradzież paliwa. I w dodatku ma gołe stopy.


Jacob powiedział: Nie martw się! Wszystko biorę na siebie! Jak do czegokolwiek dojdzie, powiem, że cię do tego zmusiłem. A buty załatwię ci nowe.


Zaskoczona tym wszystkim zapytała jeszcze: Skąd miałeś broń? Zastrzeliłbyś mnie? Wyglądało to tak realnie!


Jacob: Ależ skąd! Co innego miałem robić? To wszystko było na pokaz, żeby stamtąd wyjść! A broń zawsze mam przy sobie już od małego. No wiesz… Do obrony!


Sandra milczała przez chwilę, po czym odpowiedziała: Teraz boję się tej całej sytuacji i ciebie również!


Jacob: Nie musisz się mnie bać! Nic ci nie zrobię, ponieważ cię kocham!


Sandra: Też cię kocham, ale mimo wszystko przestraszyłeś mnie!


Jacob: Wiem! Przepraszam, ale zrozum, nie miałem innego wyjścia…


Sandra: A gdzie camaro?


Jacob: Oni już wcześniej wyruszyli w drogę powrotną. My do nich dojedziemy.


Zapytała go, czy wziął wszystko z motelu.


Jacob: Najważniejsze, czyli kopertę, mam. Reszta nas nie interesuje. Kupisz sobie nowe życie.


Sandra obejrzała się za siebie, czy może ktoś ich nie ściga, ale jak na razie nie mieli za sobą ogona. Nagle Jacob zjechał z trasy w boczną ulicę, mówiąc do Sandry, że policja wie, jaką drogą jadą, więc trzeba zmylić pościg.

Na pewno będą ich szukać, to tylko kwestia czasu. Jadąc bocznymi uliczkami zauważył stare budynki, dosłownie rozpadające się. Wjechał tam i schował samochód na opuszczonej posesji.

Zgasił pojazd i powiedział do Sandry, że muszą tu przeczekać.


Tymczasem w motelu.


Policja przeszukiwała wszystkie pomieszczenia. Znaleźli torebkę Sandry wraz z dokumentami i pieniędzmi. Do tego została jej bluza i buty. Z rzeczy Jacoba nie zostało nic — zdążył wszystko pozabierać, gdy podjechała policja.


Obecnie w cadillacu.


Sandra czuła w sobie cały czas lęk, strach i niepewność. Siedzieli w samochodzie, rozmawiając i wyjaśniając sobie wszystko. Jacob zapewnił ją, że nie jest winna tej kradzieży.

Musiał tak zrobić, by jakoś uciec. Sandra normalnie by nie uwierzyła, ale była zakochana w nim po uszy, więc nawet taki przekręt uszedł mu płazem.

Obiecywał, że będą mieć w życiu wszystko, czego dusza zapragnie, tylko żeby dała mu szansę w sprawie tych pieniędzy. To rozwiąże wszystkie problemy.

Przysiągł jej, że nawet zwróci na stacji dwukrotną wartość tego paliwa, byle tylko wszystko dobrze się skończyło. Tkwili w tym aucie, nie wychodząc z niego, jakieś dwie godziny.

Rozmawiali, bo o przespaniu się w takiej sytuacji nie było mowy. Jacob uświadomił jej, że nie mogą tym autem wyjechać na ulicę, bo jest namierzane przez służby.

Sandra nie mogła uwierzyć w to, co powiedział. Miała zostawić tu swoje auto na pastwę losu, a teraz iść boso piechotą? Nie było takiej opcji.

Jacob zapewniał ją, że kupi jej dziesięć takich samochodów i najdroższych par butów. Jeszcze zostanie im pieniędzy na życie. Chcąc nie chcąc, musiała dostosować się do niego.

Jacob wziął telefon do ręki i zadzwonił do chłopaków, by podjechali w to miejsce. Sandra pomyślała sobie, że przecież wcześniej jechali w kierunku domu.

Będą się teraz wracać? Po niespełna 10 minutach podjechało grafitowe camaro. Sandra i Jacob wsiedli do niego i ruszyli z powrotem. Sandra coś zaczęła podejrzewać.


„Coś mi tu nie pasuje…”, pomyślała sobie.


Ale nie chciała się na tym skupiać, ponieważ jej miłość była znacznie silniejsza od racjonalnego myślenia. Nie analizowała za dużo.

Chciała, żeby to wszystko jak najszybciej się skończyło. Żeby mieli pieniądze i wyjechali gdzieś razem. Jechali drogą numer 40. Jakiś czas później Sandra zaczęła się zastanawiać, gdzie jest jej smartfon, ale była zbyt zmęczona po takich wrażeniach i nieprzespanej nocy.

Zamknęła oczy i starała się sobie przypomnieć, gdzie mogła go zostawić. Wystarczyła chwila, by Sandra zasnęła. Uśpiła ją monotonna jazda samochodem po autostradzie.

Poza nią nikt w aucie nie spał. Chłopcy jechali, rozmawiając po cichu. James, Jack i Jason wypytywali Jacoba o to, co takiego się wydarzyło, że musieli po nich przyjechać.

Jacob wyjaśnił im wszystko, co miało miejsce. Musi przede wszystkim załatwić Sandrze jakieś buty, bo tamte musieli zostawić w motelu. Po chwili Jack zjechał z autostrady w boczną drogę.

Tam pojechali na stację benzynową, by zatankować camaro.

Jacob z Sandrą zostali w samochodzie, by nie rzucać się w oczy.

Sandra obróciła się w stronę Jacoba, opierając głowę na jego ramieniu.


On natomiast pogłaskał ją po głowie, dając przy tym buziaka oraz cicho szepcząc: Everything will be fine… Wszystko będzie dobrze…


Na jego nieszczęście, tuż obok podjechał radiowóz. Zaparkował zaraz przy dystrybutorze na wysokości ich pojazdu. Dodatkowo auto nie miało ciemnych szyb i byli widoczny jak na dłoni. Jacob szybko obrócił głowę w drugą stronę, przykrywając twarz ręką.


Pomyślał sobie tylko: „Szybciej tankujcie to paliwo!…”.


Policjanci na początku nie zwracali żadnej uwagi na pojazd stojący tuż obok. Jacobowi serce podeszło do gardła, pompując krew w szalonym tempie.

Pot spływał mu po skroniach i czole. Chwilę później usłyszał dźwięk wyskakującej blokady od pistoletu tankującego paliwo.


„No wreszcie…”, pomyślał.


Tylko gdzie jest reszta chłopaków. Tym martwił się najbardziej. Jack, Jason i James najwyraźniej zaginęli w akcji. Chyba że jest taka kolejka do kasy, w co wątpił.

Ale nagle dotarło do niego… jeśli pojawiła się policja, to nie wróci ani jeden. Musieli zauważyć radiowóz. Jacob dostrzegł, że przy kierownicy w stacyjce są kluczyki.

Miał teraz w swojej głowie gonitwę myśli. Ukradkiem zobaczył, że jeden z policjantów, który siedział w wozie, uważnie przyglądał się camaro.

Drugi zaś wszedł do budynku stacji benzynowej zapłacić. A przecież tam poszli chłopcy…


„I co teraz się tam dzieje…”, pomyślał Jacob.


Siedział w aucie dobre piętnaście minut od zatankowania wozu. Denerwował się coraz bardziej. Pistolet cały czas tkwił we wlewie paliwa. Nawet jak Jacob chciałby odjechać, musi go najpierw wyciągnąć.

Postanowił się powoli ruszyć i wysiąść od strony pasażera. Starał się wszystko robić bezszelestnie.

Wolno wysiadł z samochodu, przykucnął i ostrożnie odłożył pistolet dystrybutora na miejsce.


Już zakręcał korek wlewu paliwa, gdy nagle rozległ się ze stacji krzyk funkcjonariusza: Do not move! You are under arrest! Nie ruszać się! Jesteście aresztowani!


Jacob: Fucking hell! I knew it! Kurwa mać! Wiedziałem!


W tej chwili drugi z policjantów, który siedział w samochodzie, wysiadł z przygotowaną do strzału bronią i ostrożnie szedł w kierunku wejścia do stacji.

Jacob migiem wsiadł od strony pasażera i szybko usiadł za kierownicę. Odpalił wóz i starał się ruszyć spokojnie, by nie zwracać na siebie uwagi, ale nerwy zwyciężyły nad nim i ruszył z kopyta.

Wtedy policjant, który zmierzał do stacji benzynowej, obrócił się i spojrzał na camaro.

Funkcjonariusz już wiedział, że ten samochód ma coś wspólnego z sytuacją zaistniałą w środku.


Wrócił się szybko do radiowozu zgłosić uciekający wóz o numerach rejestracyjnych JJ3*S674 ze stanu Texas. Chevrolet camaro kabriolet w kolorze grafitowym, czarne felgi. Jadący drogą numer 285 w kierunku Roswell.

Policjant podał wszystkie potrzebne informacje oraz szczegóły przez radio.


Akcja w samochodzie.


Po odjechaniu z piskami opon ze stacji benzynowej, Sandra niewzruszona spała dalej. Jacob natomiast, cały zlany potem, ledwo panował nad samochodem.

Był teraz kłębkiem nerwów.


W trakcie jazdy mówił do siebie: What’s happening… Now police is tracking this car… Fuck! Co się dzieje… Teraz policja śledzi ten samochód… Kurwa!


Gdy wykrzyczał ostatnie słowo, Sandra nagle się obudziła. Była jeszcze wpół przytomna i nie wiedziała, co się dzieje.


Powiedziała tylko: Jacob?!


Nagle obrócił się wystraszony w jej kierunku. Szybko jednak wrócił do patrzenia przed siebie.


Sandra zapytała: What’s happening? Where is everybody? Co się dzieje? Gdzie są wszyscy?


Jacob odpowiedział, że pozostali mieli kłopoty na stacji, na której tankowali paliwo. Wykrzyknął: Nie czas wyjaśniać!… Teraz musimy jak najszybciej dotrzeć do Ghost Town.


Jechali dokładnie 105 mil/h, to jest około 170 km/h. Sandra już całkiem nie rozumiała, co się dzieje i w jakiej sytuacji się znalazła. Mimo wszystko kochała Jacoba na zabój.

W tej samej chwili do Sandry zadzwoniła Nikola. Oczywiście dziewczyna nie odebrała, bo jej telefon znajdował się w cadillacu pod fotelem kierowcy.

Nikola przeczuwała coś złego. Tłumaczyła sobie, że jeszcze jest rano i pewnie dlatego siostra nie odbiera. Niemniej martwiła się, czy wszystko jest w porządku.


Sandra zapytała: Czy z pozostałymi wszystko ok?

Jacob: Tak, musieli jeszcze coś załatwić na miejscu, więc zostawili nam samochód, żebyśmy dojechali bezpiecznie do miejsca spotkania.


Jacob włączył radio i lekko podgłośnił, by już nie zadawała żadnych pytań. Sandra uwierzyła mu, bo mówił dość przekonująco.


Zapytała jeszcze, przekrzykując muzykę w radiu: When will I have my shoes? Kiedy będę mieć buty?


Jacob: You don’t need them now. I can buy you ones on the spot. Teraz ich nie potrzebujesz. Kupię ci je na miejscu.


Sandra usiadła wygodniej na tylnej kanapie, wsłuchując się w muzykę w radiu. Zamknęła oczy, próbowała się uspokoić i wszystko przemyśleć.

Jacob jechał przed siebie z dość zawrotną prędkością jak na taką drogę, gdzie znaki wskazywały na maksymalnie 70 mil/h. Muzyka w radiu dobiegła końca, bo o równej godzinie nadawali wiadomości. Na jego nieszczęście, akurat pierwsze informacje były na ich temat:

„Podajemy najświeższe doniesienia z sytuacji, która zdarzyła się przed chwilą. Na stacji benzynowej Alon, przy drodze numer 40 prowadzącej z Albuquerque, doszło do zatrzymania trzech od dawna już poszukiwanych oszustów, którzy, rozkochując w sobie swoje ofiary, żerują na niczego nieświadomych kobietach, wyłudzając przy tym pieniądze i niszcząc całe ich życie.

Policja ostrzega! Miejcie się na baczności! Złapani to Jack, James i Jason. Wszystkie imiona zaczynające się na literę J.

Brakuje jeszcze jednego poszukiwanego o imieniu Jacob. Jest on również niebezpieczny i ucieka w grafitowym camaro o numerach rejestracyjnych JJ3*S674 piątej generacji w wersji cabrio, na drodze numer 40. Policja szuka…”

Jacob wyłączył w tej chwili radio. Cały zlany zimnym potem, popatrzył we wsteczne lusterko.

Sandra miała otwarte oczy i zesztywniała ze strachu. Serce zaczęło jej walić jak oszalałe. Teraz wiedziała już wszystko.

W tym momencie Jacob depnął gaz do dechy i wyprzedzając poszczególne pojazdy, chciał uciec z tej drogi, która była już znana policji.

Niespełna po pięciu minutach, nie wiedział skąd, pojawiła się za nim policja. We wstecznym lusterku zobaczył migające na przemian koguty wraz z sygnałem policyjnym.


Sandra odwróciła się za siebie i spoglądając w tylną szybę, pomyślała sobie: „Dzięki Bogu! Żeby tylko udało się zakończyć moje piekło”.


Jacob nie zamierzał się tak łatwo poddać. Perfekcyjnie wymijał samochody z dużą prędkością, jadąc slalomem pomiędzy nimi, dzięki czemu na chwilę utracił za sobą ogon.

Zjechał na drogę numer 84 niedaleko Santa Rosa. Ograniczenie prędkości było narzucone znakami, ale w obecnej sytuacji Jacoba to nie dotyczyło.

Jechał przed siebie jak na złamanie karku. Sandra na tylnej kanapie latała we wszystkie strony, mimo zapiętych pasów. Z drogi numer 84 zjechał na drogę 60 w kierunku Fort Sumner.

Pędził przy tym tak, że praktycznie każdy zakręt pokonywał bokiem. Sandra tylko modliła się, by nie spowodował wypadku. Zauważyła również, że za nimi nie było już żadnej policji.

To ją bardzo zmartwiło. Jacob nadal w milczeniu pędził przed siebie jak szalony. Koło Clovis zjechał na drogę numer 70. Sandra wiedziała, że jedzie gdzieś indziej niż wcześniej obiecywał.

Jednak ta droga prowadziła do Roswell, a nie do następnego stanu. Ewidentnie chciał zostać w tym stanie, by załatwić pieniądze. Wyglądało to tak, jakby wracał się, żeby zgubić pościg.

Jacob, jadąc cały czas prosto, sięgnął ręką do schowka w samochodzie i wyciągnął małą butelkę wody. Wziął łyka, przynajmniej tak to wyglądało.


Podał jej wodę, mówiąc tylko: Drink. Pij.


Sandra już nie chciała nic od niego brać, ale tak się jej chciało pić, że sięgnęła po wodę. Widziała przecież, że sam pił, czyli woda jest czysta. Oddała mu napój w milczeniu.

Jacob przyspieszył dodatkowo do 110 mil/h. Sandra odczuła lekkie zawroty głowy i nie mogła skupić wzroku. Jacob natomiast widział wyraźnie we wstecznym lusterku, że trunek, który jej podał, jednak zaczyna działać.

Niestety zagrał dobrze swoją rolę, udając, że pije — ale miał zamknięte usta. Nie odzywając się, jechał przed siebie. Sandra nagle przewróciła oczami i usnęła.

Jej słaby i dość zmęczony organizm szybko się poddał. Jacob uśmiechnął się za kierownicą, obmyślając dalszy plan działania. „Teraz już mam nad tobą władzę…”, powiedział pod nosem.


W obecnej chwili Nikola…


…wykonała raz jeszcze telefon do Sandry. Wyszukała ją w ostatnich połączeniach i wybrała ponownie numer. Czekała kilka sygnałów i nic.

Nikola przeczuwała najgorsze.

Powiedziała do Johna: Sandra nie odbiera!


John próbował uspokoić Nikolę, że być może siostra zapomniała telefonu. Nikola, słuchając rad swojego chłopaka, nie była w stanie w nie uwierzyć. Czuła, że jest coś nie tak.

Postanowiła raz jeszcze przedzwonić, bo nie wytrzyma, dopóki nie usłyszy jej głosu mówiącego, że wszystko jest w porządku. Ponownie wybrała połączenie.

Odczekała kilka sygnałów, a telefon Sandry tylko wibrował pod fotelem kierowcy w opuszczonym już samochodzie.


Nikola rzekła do Johna: Zero odzewu. Musimy to sprawdzić lub namierzyć jej telefon. Może zadzwonimy na policję!


John zgodził się pomóc Nikoli w odnalezieniu Sandry.


John zapytał: Ale czy nie za szybko się martwisz?


Starał się uspokoić Nikolę jak tylko się da, by już nie traciła nerwów.

Wychodziła z siebie, bo intuicja jej podpowiadała, żeby ratować siostrę. Posłuchała Johna i starała się jeszcze trochę wytrzymać, zanim ponownie do niej zadzwoni.


Akcja z Sandrą.


Sandra powoli zaczęła się wybudzać. Przed oczami widziała tylko ciemność i czuła całkowitą dezorientację.

Starała się otworzyć oczy, choć jeszcze była zbyt słaba. Czuła, że leży na jakimś łóżku, ale nie wie, gdzie się znajduje. W końcu z trudem otwarła oczy. Widząc jak za mgłą, starała się przetrzeć oczy rękami, lecz coś zablokowało jej ruch. Zrozumiała, że jest czymś przykuta do łóżka. Nie mogła dostać rękami do twarzy.

Spróbowała zamrugać oczami, by pomóc sobie w widzeniu. Po chwili zobaczyła, że jest przykuta jakimś łańcuchem do starego zardzewiałego łóżka w opuszczonym pomieszczeniu. Sandra dokładnie przeanalizowała wszystko, co się wydarzyło.

Policja w motelu, pozostawienie pojazdu na opuszczonej posesji, stacja benzynowa, komunikat w radiu.

I teraz to miejsce…

Wzrokiem błądząc po pustych ścianach zauważyła, że jest sama w pomieszczeniu. Obydwie ręce skute jakimś żelastwem nad głową. Próbowała się jakoś przekręcić, żeby przynajmniej się podnieść.

Z trudem usiadła, pozbawiona jakichkolwiek sił.


„I co teraz…?”, zadała sobie to pytanie w myślach…

„Gdzie ja jestem…

Niech mi ktoś pomoże…”.


Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 43.65