E-book
14.7
drukowana A5
32.83
Sąd nad sprawami oczywistymi

Bezpłatny fragment - Sąd nad sprawami oczywistymi

Objętość:
114 str.
ISBN:
978-83-8221-878-7
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 32.83

Katarzyna Blanche Brzuszek

Sąd nad sprawami oczywistymi


Tę książkę dedykuję ukochanemu Rafałowi,

Który nigdy nie przestawał wierzyć oraz

Przyjaciołom Wiktorowi, Sylwestrowi, Mikołajowi,

Norbertowi i Adamowi, którzy nigdy

Nie przestali ufać i słuchać.

— Preambuła —

Istnieje wiele dziedzin codziennego życia, na które bardzo mało osób zwraca uwagę jak ogromny wpływ mają na kształtowanie zachowań i relacji zachodzących pomiędzy ludźmi. Nie zamierzam tłumaczyć się dlaczego poglądy zawarte w tej książce są takie, a nie inne. Nie każdy będzie się z nimi zgadzał, nie każdy do końca je zrozumie, ale chciałabym żebyś Ty, który to czytasz, popatrzył na niektóre aspekty życia w inny sposób niż robisz to każdego dnia. Obecnie zapominamy jak ważny jest subiektywizm we wszystkim co robimy, tak więc utwór, który właśnie czytasz jest pewnego rodzaju „subiektywnym sądem na temat naznaczonych dziedzin życia, z którymi każdy styka się przynajmniej raz w tygodniu”. Celem nie jest udowodnienie Ci, że nie masz racji, dlaczego miałabym to robić? Masz racje we wszystkim co mówisz, ale czy nie warto czasem popatrzeć na wszystko z innej perspektywy? Czy nie warto wzbogacić swój światopogląd o patrzenie na te same rzeczy tylko przez inne okulary? A może właśnie nie? Może warto zostać przy szablonowym myśleniu i upierać się, że coś jest różowe kiedy jest niebieskie?

Nie mam też zamiaru udowadniać nikomu, że moja racja jest na wierzchu, a każde inne zdanie jest błędne. Myślę, że takie tematy jak: polityka, rodzina, kościół, religia nie są dla nikogo obce i nie będzie problemu ze zrozumieniem co chcę przekazać. Na wszelki wypadek jednak chcę zaznaczyć, że książka przesiąknięta jest sarkazmem i ironią, więc jeśli brak Ci dystansu do przyziemnych rzeczy, nie wiem czy się zrozumiemy. Jeśli coś nie spodoba Ci się w połowie utworu i odłożysz książkę w kąt to też się nie obrażę, jednak dobrze jest skończyć to co się zaczęło. Wiem też jednak, że trzeba mieć wiele odwagi i rozumu aby przyjąć czyjeś zdanie bez żadnego „ale”. Dobrze jest jednak być kimś kto pomimo własnych poglądów potrafi przyjąć poglądy innych i tylko we własnej głowie oceniać, czy ktoś jest mądrym człowiekiem, czy głupcem.

Z poważaniem

— Rozprawa 1 —

Rodzina

Rodziną często nazywamy osoby, z którymi mieszkamy, lub z którymi jesteśmy w jakiś sposób połączeni więzami pokrewieństwa. Nie mówię, że jest to zła interpretacja tego słowa — naturalnie, że nie. Sama socjologia nakreśla przecież, że rodzina jest najczęściej małą grupą, pomiędzy której członkami występują jakieś relacje i więzi. To jest bardzo ważne, „pomiędzy której członkami występują jakieś RELACJE I WIĘZI”. Bardzo wiele osób myśli, że wystarczy mieszkać z kimś aby być jego rodziną. Nie nazwiemy dokładnie czegoś co nie istnieje. Rodzina bez więzi nie ma prawa bytu.

Każdy od momentu narodzin pragnie być obdarzany pozytywnymi uczuciami i emocjami, ich zaspokojenie jest niezwykle ważne do zachowania pełnego zdrowia przede wszystkim psychicznego. Pierwszą grupą do jakiej należy każdy człowiek jest właśnie rodzina. To ona zaspokaja pierwsze potrzeby, socjalizuje, przekazuje tradycje i umożliwia zdobywanie wiedzy i świadomości, że jest się wyjątkowym (mówimy tutaj oczywiście o rodzinach bez problemu patologii). Jednak nie zawsze to co nazywamy „rodziną” nią faktycznie jest.

Podstawowym warunkiem, który musi być spełniony aby rodzina mogła zaistnieć są relacje pomiędzy jej członkami. W obecnych czasach postęp jest ogromny, unowocześnia się w zasadzie wszystko. Dlaczego więc nie unowocześnimy naszych mózgów aby wytwarzały więcej empatii do drugiego człowieka? Dzięki temu wiele rodzin byłoby szczęśliwszych, a przede wszystkim więcej dzieci wyszłoby z domu rodzinnego, z większym kapitałem empatycznym co owocowałoby kolejnymi pokoleniami empatycznych rodzin. Gdybyśmy nauczyli się być bardziej rozumnymi istotami, mniej rodzin borykałoby się z problemami uzależnień, przemocy itp. Tylko i wyłącznie od nas zależy, czy będziemy „rodziną” formalnie, czy „rodziną” związaną emocjonalnie.

Mnóstwo osób myśli, że tworzenie udanej rodziny to wspólne obiady i kolacje, wyjazdy na wakacje, kupowanie sobie wzajemnie drogich rzeczy aby druga osoba „miała pamiątkę”. Prawda jest taka, że najważniejsza jest miłość, empatia, zrozumienie, dawanie poczucia bezpieczeństwa — słowem wszystko to, za co nie jesteśmy w stanie dać ani jednego banknotu dziesięciozłotowego, ani jednej złotówki, ani nawet grosza. Największą pamiątką jaką możemy dać sobie nawzajem jest obecność. Za 10—15 lat nikt nie będzie wspominał, że dostał na urodziny zegarek za 700 złotych, będzie wspominał, że na przyjęcie przyszli przyjaciele, sąsiedzi, najbliższa rodzina.

Obecnie dochodzi do sytuacji kiedy nawet najbliższa rodzina nie pamięta o najważniejszym dla każdego z nas dniu, ponieważ brakuje relacji, brakuje więzi pomiędzy jej członkami. Niejednokrotnie słyszymy: „Facebook przypomniał mi, że Paweł ma dzisiaj urodziny”. Wszyscy dookoła zaczynają się nagle śmiać, ale czy tak naprawdę jest z czego? Gdybyśmy dbali cały czas o relacje z najbliższymi nikt nie musiałby przypominać o chociażby urodzinach kuzyna, imieninach mamy, czy rocznicy ślubu dziadków. Pytając się niejednego znajomego, na pytanie kiedy jego tata, czy mama mają urodziny dostawałam tylko dwie odpowiedzi: „Nie wiem” albo „Poczekaj, sprawdzę na Facebook ’u”. Gdybyśmy dbali o wzajemne relacje nie musiałabym czekać aż ktoś dowie się, że urodziny jego taty minęły dwa dni temu, a on nawet nie powiedział mu zwykłego: „Wszystkiego najlepszego”.

Sama do końca nie wiem z czego wynika tak ogromny zanik więzi pomiędzy członkami „rodziny” o ile takowa w ogóle istnieje. Mogę się tylko domyślać, że może chodzić o zbyt duży nawał jaki zrzuca się na konkretną jednostkę, a czasami może to wynikać po prostu z lenistwa. Bo po co pomagać mamie w przyniesieniu zakupów z samochodu, od którego łączy nas 10 sekund drogi? Po co pomagać babci w grabieniu liści w listopadowe popołudnie? To są bardzo proste rzeczy, które owocują nawiązaniem relacji pomiędzy konkretnymi członkami rodziny. Bardzo często nie zdajemy sobie z tego sprawy jak bajecznie proste jest dbanie o prawidłowe relacje, jak proste jest ich utrzymanie. Technologia poszła tak do przodu, że możemy bez zawahania komunikować się nawet z rodziną, która jest daleko od nas. Jeżeli Facebook, Snapchat, czy cokolwiek innego może nam przypominać kiedy nasza najbliższa rodzina ma urodziny, to może też posłużyć jako narzędzie nawiązywania i podtrzymywania relacji z najbliższymi.

Jeżeli postawilibyśmy rodzinę na pierwszym miejscu, na samej górze w naszej piramidzie wartości, to byłby to bardzo dobry wybór, ponieważ po jej odwróceniu kiedy rodzina znalazłaby się na samym jej dole, na spokojnie cała reszta zostałaby w nienaruszonym stanie. Rodzina jest czymś z czym w zasadzie spotykamy się codziennie, pod warunkiem, że są zachowane w niej odpowiednie relacje pomiędzy członkami.

Nawet gdybyśmy z bliższa przyjrzeli się niektórym rodzinom patchworkowym to zauważylibyśmy, że jej członkowie są znacznie bardziej szczęśliwi i lepiej zaopatrzeni w kapitał empatyczny niż rodziny, które są w swoim składzie takie same od początku. Wynika to tylko i wyłącznie z tego, że w rodzinie z różnych małżeństw występują bardziej nasilone relacje pomiędzy jej członkami, niż w drugim rodzaju rodziny gdzie takich relacji się nie doszukamy.

Bardzo ważne jest to, że rodzina jest takim „miejscem”, do którego zawsze się wraca, tam wszystko się zaczyna i kończy. Trzeba tylko włożyć odrobinę uczucia od siebie, empatii i wytrwałości aby zbudować odpowiednie relacje pomiędzy jej członkami. Człowiek z natury jest tworem społecznym, a rodzina jest najbezpieczniejszą grupą w jakiej może się znaleźć.

— Rozprawa 2 —

Kościół

Pojęcie „kościoła” można rozumieć na wiele sposobów. W ogólnie przyjętym codziennym języku kościół jest miejscem kultu, do którego udają się ludzie aby oddać należyty hołd Kreatorowi świata. Jest także pewnego rodzaju organizacją, która zrzesza ludzi jednego wyznania i przekazuje prawdę o stworzeniu świata, ludzi itd. Czy jednak po drodze nie zaszły jakieś zmiany, które uczyniły z Kościoła miejsce, do którego cyklicznie powracamy, zamiast miejsca, w którym nasze wyznanie ma źródło ulotnienia?

Oczywiście mamy do czynienia z dwoma rodzajami „KOŚCIOŁA”, jeden to kościół, a drugi Kościół. Ten pisany z małej litery jest po prostu miejscem kultu, w którym odbywają się wszystkie obrzędy powiązane z religią i wiarą, ten pisany wielką literą jest organizacją, wspólnotą ludzi wierzących albo tych, którzy uważają się za pozornie wierzących. Gdybyśmy przyjrzeli się dokładniej temu czym tak naprawdę jest owy Kościół, dopatrzylibyśmy się ogromnych różnic pomiędzy Kościołem, a wiarą. Nie można mówić o tym, że wiara wynika z kościoła — jest to stwierdzenie dość błędne, bo jak coś uduchowionego, coś czego nie możemy wyjaśnić może mieć swój początek w budowli. Gdy jednak powiemy, że wiara może mieć swój początek w Kościele, już jest to bliższe prawdy, choć nie do końca. Jeżeli natomiast powiemy, że religia ma swój początek w Kościele, to z takim stwierdzeniem mogłabym się zgodzić nawet ja. Tak jak Synagoga jest początkiem religii judaistycznej, a Meczet religii muzułmańskiej, tak Kościół jest początkiem religii katolickiej, chrześcijańskiej. Wiara jednak nie ma nic wspólnego z religią. Katolicki Bóg, to także żydowski Jahwe i muzułmański Allah, jednak chrześcijaństwo nijak ma się do pozostałych religii. Wiara pokładana jest w siłę nadprzyrodzoną, która w każdej z tych trzech największych religii świata sprowadza się do tego samego, a jednak wszystkie obrzędy, akty wyznania odbywają się całkiem inaczej w każdej z nich.

Religia jest czymś co towarzyszy każdemu z nas kiedy jesteśmy na poziomie socjalizacji pierwotnej, rodzice, czy dziadkowie przekazują nam prawdy, które oni sami wyznają. Dopiero na poziomie socjalizacji wtórnej powinniśmy mieć wybór, którą religię wyznajemy, i czy w ogóle. Są przecież osoby, które nie odczuwają wewnętrznej potrzeby powierzania się żadnej z sił rządzących światem. Jest to zjawisko coraz powszechniejsze wśród młodych ludzi. W przypadku chrześcijaństwa być może wynika to z tego jak na przestrzeni lat Kościół zmienił swoje podejście do wyznawców. Młode osoby coraz częściej mają bardziej wrogie nastawienie do wszystkiego co związane z Kościołem, doszukują się „niedociągnięć” w Biblii, porównując z tym co słyszą na mszy. Bardzo ciekawym zjawiskiem jest to, jak wiele osób porównuje Biblię do tego co jest czytane w kościele w ogóle do niego nie chodząc. To tak jakbyśmy powiedzieli, że w sklepie nie ma cukru w ogóle w nim nie będąc. Nie da się dobrze ocenić nauki Kościoła nie wiedząc o czym jest. Czy w Biblii są niedociągnięcia? Myślę, że nie mi jest to oceniać. Tak samo nie mi jest oceniać i wybierać, która z tych trzech religii jest „najlepsza, najwłaściwsza, czy najmniej zakłamana”.

Jedną z przyczyn konfliktów między pokoleniami jest właśnie Kościół. Zauważ, że Ty podejdziesz do Kościoła i wyznania całkiem inaczej niż Twoi rodzice, czy dziadkowie. Osoby wychowane w starszych latach bardzo często są mocno związane ze swoją religią co za tym idzie także z Kościołem. Osoby z młodszych lat znacznie rzadziej interesują się sprawami religii. Przechodząc okres buntu bardzo wiele młodych odsuwa się od Kościoła, ale czy to oznacza, że przestają wierzyć? Kościół pozwala na podtrzymanie religii, ale czy wiary? Jeżeli ktoś faktycznie jest człowiekiem małego wyznania to nawet chodząc co niedzielę do tego kościoła zaprzestanie wyznawania prawd wobec danego boga. Są także osoby, które nie potrzebują kościoła do tego aby wyznawać religię, jest to prawdziwe świadectwo, kiedy nikt nie każe im składać modłów, chodzić w święta do kościoła, a oni nadal wyznają bez żadnego przymusu i presji.

Na pewno jeśli mówimy już o Kościele nie można postawić między nim, a wiarą znaku równości. Elementem, który w pewien sposób odpycha ludzi młodych od chodzenia do kościoła są księża, nie ma co zaprzeczać, że tak nie jest. Wiele osób, z którymi rozmawiam twierdzi, że księża kłamią, że robią wszystko dla pieniędzy, że tak naprawdę to wszystko jest wymyślone, a Boga nie ma. No i znów, czy zgadzam się z tym? Nie mówię tak, nie mówię nie. Jeżeli ktoś ma taki pogląd na sprawę to dlaczego po prostu nie przestanie wyznawać danej religii? Może wierzyć, ale nie musi wyznawać. Dość śmieszne jest stwierdzenie, że „Boga nie ma”. W świecie istnieją dwie równoważące się siły dobra i zła. Jeżeli ktoś jest tego świadomy to automatycznie zauważa, że musi być ktoś kto panuje nad dobrem i ktoś, kto panuje nad złem. Bardzo ważne jest aby uświadomić sobie, że nad dobrem nie panuje sam Bóg, że to nie on zawsze walczy z Panem Ciemności — Szatanem. Przedstawicielem światła jest Michał Archanioł, który walczy z Panem Chaosu — Lucyferem. Kościół głosi naukę, że to Bóg stworzył wszystko, tak więc można postrzegać go jako Kreatora, Stwórcę i Mistrza. Jeżeli jednak ktoś nie odczuwa potrzeby zawierzania mu się od razu powinien wykluczyć istnienie dobra i zła w świecie oraz przyjąć postawę, że wszystko co dzieje się wokół niego jest skutkiem przypadku.

Od zawsze, na przestrzeni wszystkich lat Kościół miał swoich zwolenników oraz przeciwników i nie zmieniło się to do czasów obecnych. Spór o rolę Kościoła i jego naukę trwa do dzisiaj jednak ani jedna strona konfliktu nie ma dość dobrych argumentów aby przekonać pozostałych. Zarówno ci, którzy walczą w obronie Kościoła jak i ci, którzy są przeciwko mylą się, ponieważ większość chodzących do kościoła uzależnia swoją wiarę od religii, a ci którzy nie chodzą wierzą, że prawda jest kłamstwem, a wszystko wynika z przypadku. Nie da się rozwiązać kłótni kiedy dwie strony myślą błędnie.

Każdy powinien sobie odpowiedzieć na pytanie i ustalić w co wierzy, a co wyznaje. Nie da się powiedzieć, że „wyznaję wiarę”, jedno przecież wyklucza drugie. Jak wierzę to nie wyznaję, a jak wyznaję to nie wierzę. Wyznać możemy np. rodzinie, że wierzymy w UFO, ale nie wyznamy, że wierzymy w wiarę. Wiara sama w sobie jest zaprojektowana tak, że tylko osoba wierząca w głębi wie na czym mu zależy i nie potrafi wyjawić tego ludziom dookoła. Wyznanie jest czymś o czym potrafimy opowiedzieć i dać jego świadectwo. Nie ma czegoś takiego jak świadectwo wiary, jest tylko świadectwo wyznania. Wiara jest czymś co napełnia nas samych, a wyznanie czymś czym my napełniamy innych. Dlatego tak ważne jest aby zauważyć, że pomiędzy Kościołem, kościołem, wiarą, a wyznaniem nigdy nie pojawi się znak równości. Nie chodzi nawet o kwestię istnienia tylko tego jak faktycznie działa Kościół i jaka jest jego rola.

Wiele młodych osób nie chce wyznawać chrześcijaństwa, nadal jednak chodzą do kościoła i modlą się. Dlaczego tak się dzieje? Bo jak często słyszę: „rodzice każą”. Nie ma w tym nic dziwnego, że rodzice, którzy wyznają daną religię chcą aby ich dziecko żyło w takim samym przeświadczeniu. Jednak po co zmuszać swoją pociechę do wyznawania czegoś w co nie wierzy? Przecież i tak chodząc do tego kościoła idzie tam tylko żeby zadowolić swoich opiekunów i „odbębnić” kolejną mszę. Nie każdy jest stworzony do tego aby zawierzać siebie wielkim siłom i tak jak już wspominałam — nie każdy odczuwa taką potrzebę.

Wiara na pewno jest czymś co pozwala człowiekowi przetrwać, bo trzeba w coś wierzyć aby zachować pełnie rozumu i mądrości, ale w co kto wierzy to jego indywidualna sprawa. Tak jak na początku w przedmowie podkreśliłam, brakuje nam subiektywizmu we wszystkim, w podejmowaniu decyzji też. Nie należy bać wygłaszać się swojego zdania w żadnej sferze, w sferze wyznania także. Każdy na pewnym etapie sam powinien wybrać, czy wyznaje istnienie Boga, pod którą postacią i co najważniejsze — czy w ogóle. Zmuszanie do wyznawania nic nie da, a może przynieść znacznie gorszy efekt niż się oczekuje, zupełnie odwrotny.

— Rozprawa 3 —

Pieniądze

Pieniądze… ach jak cudownie to brzmi… Też czujesz teraz zapach świeżego banknotu stuzłotowego, który właśnie przed chwilą wybrałeś z bankomatu? No właśnie pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. Odnoszę czasami wrażenie, że z tymi papierkami stykamy się tak często, że zapomnieliśmy o tym jaką są tandetą. A z drugiej strony, czy życie bez tych „papierków” byłoby możliwe?

Oczywiście pieniądze są środkiem utrzymania i źródłem nabywania wszelkich dóbr materialnych. Nie chcę mówić, że są całkowicie bezużyteczne, bo sama nie wyobrażam sobie śniadania bez ulubionej maślanej bułki za dwa pięćdziesiąt. Chcąc nie chcąc w dzisiejszym świecie pieniądze stały się czymś za co w zasadzie można mieć wszystko, prawie wszystko. Często widzimy w różnych zestawieniach, że z roku na rok przybywa ludzi, którzy chorują na różnego rodzaju nowotwory, schorzenia genetyczne itp. Gdyby nie pieniądze, myślę że średnio 40% tych ludzi mogłoby nie przeżyć kolejnego tygodnia. Można mówić tu o tym, że pieniądze są czymś co trzyma ich przy życiu. Rola pieniądza w gospodarce z roku na rok staje się coraz większa, wyżej postawiona w randze. Wzrasta także liczba osób, które dla banknotów są w stanie zrobić wszystko i poświęcić jeszcze więcej.

Bardzo wiele rodzin jednak nadal boryka się z problemem ubóstwa, za to inne żyją tak dostatnio, że całe ich domy ociekają niemalże złotem. Jeśli jednak przyjrzelibyśmy się bliżej okazuje się, że rodziny ubogie są znacznie szczęśliwsze niż te, które mają wszystkiego pod dostatkiem. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego dzieci, którym ledwo starcza na kromkę chleba są znacznie szczęśliwsze, niż te które codziennie na śniadanie jedzą kozi ser przybrany w najbardziej wyszukane warzywa? Jest to stosunkowo proste. Bogaci rodzice mogą zaspokoić wszystkie potrzeby materialne swoich pociech, jednakże nigdy nie będą w stanie zaspokoić ich potrzeb duchowych, ponieważ ciągle uczestniczą w tak zwanym „wyścigu szczurów” i nie mają nawet czasu na zwykłą rozmowę ze swoim dzieckiem. Rodzice, którzy nie należą do najbogatszych grup społecznych nie zawsze są w stanie zaspokoić wszystkie potrzeby materialne swoich dzieci — oni sami doskonale zdają sobie z tego sprawę, jednak mogą zagwarantować swoim pociechom miłość, wzajemny szacunek i poczucie bezpieczeństwa.

Samo prawo Maslowa mówi, że bez zaspokojenia potrzeb niższego rzędu nie da się zaspokoić potrzeb rzędu wyższego. W hierarchii zapotrzebowania człowieka znacznie niżej znajduję się potrzeba bezpieczeństwa, szacunku, czy miłości. Żadnej z tych rzeczy nie jesteśmy w stanie kupić w pobliskim kiosku, czy osiedlowej „Żabce”. Więc jak się okazuje wobec najprostszych potrzeb pieniądze są niczym.

Tak jak już wspomniałam bardzo wielu ludzi coraz częściej jest w stanie zrobić dla pieniądza wszystko, a poświęcić jeszcze więcej. Wybierając zawód bardzo często słyszy się kiedy ktoś mówi: „Dobrze płacą za bycie prawnikiem, dlatego wybrałem ten kierunek na studiach”. Takim oto sposobem zauważmy ilu mamy nieudanych prawników, lekarzy, sędziów czy nauczycieli. Nie wybrali swojego zawodu z powołania tylko dla zarobków. Tak naprawdę po co komu lekarz, który nie umie leczyć, prawnik, który widzi tylko więcej zer w składanych mu propozycjach, nauczyciel, który nie ma podejścia do uczniów i sędzia, który wyda wyrok pozytywniej rozpatrzony dla strony, która dała większy haracz? Co z tego, że dostaną piękne, okrągłe sumki na wypłatę jeśli ich praca jest wykonywana pod wpływem chęci zebrania jak największego zarobku, a nie przeświadczenia, że to co zrobili w danym dniu naprawdę kogoś uratowało, pomogło, nauczyło?

Bardzo często mówi się, że im wyższe ma się wykształcenie tym więcej pieniędzy można zarobić. Obecnie patrząc na to jakie procesy zachodzą w społeczeństwie i jak ludzie traktują siebie nawzajem widzę, że wykształcenie nie odzwierciedla poziomu mądrości i rozumu. Potrzeba nam ludzi mądrych, a nie wykształconych. Co z tego, że ktoś jest wykształcony, zajmuje wysoki urząd, zarabia okrągłe sumy kiedy brak mu kultury osobistej, taktu i patrzenia na drugą osobę jako równą sobie. „Nie jest ważne, czy człowiek będzie mniej, czy więcej posiadał. Ważne, czy będzie mniej, czy bardziej człowiekiem”, podkreślił autor „Małego Księcia”. I teraz zostawiam Ciebie z tym, czy Ty jesteś bardziej, czy mniej człowiekiem.

Jeśli napisałabym, że pieniądze są bezużyteczne oczywiście nikt by się z tym nie zgodził, bo naturalnie nie jest to prawdą. Pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze. Na pewno nie powinny być czymś co jest sensem życia, a raczej czymś co pozwala zapewnić sobie odpowiednie warunki do niego. Najważniejsze jest uświadomić sobie, że nie wszystko da się kupić i nie za wszystko da się zapłacić. Pieniądz w obecnych czasach ma ogromną moc sprawczą i pełni bardzo ważną rolę, jednak nigdy nie będzie wyżej od najprostszych ludzkich wartości, takich jak miłość, zdrowie, czy chociażby rozum.

Tak jak kiedyś podkreślałam i pewnie zrobię to jeszcze niejednokrotnie, na samym czubku piramidy wartości powinna znaleźć swoje miejsce stawka, która po jej odwróceniu utrzyma wszystkie inne. Pieniądze są czymś co absolutnie nie utrzyma reszty najważniejszych dla nas wartości, „są to przecież tylko liczby, a liczby są nieskończone, jeśli więc ktoś szuka swojego szczęścia w tych kawałkach papieru to będzie go szukał w nieskończoność” — podkreślił kiedyś Robert Nesta Marley. Trzeba także umieć rozróżnić co można kupić, a co dać samemu. Za żadne skarby świata nie kupimy chociażby czasu, który mija z dnia na dzień jakby coraz szybciej.

Pieniądz i waluta jest niewątpliwie czymś dzięki czemu możemy się rozwijać, poddawać samorealizacji, kształcić się, ale po co rozwijać się kiedy nie mamy na siebie pomysłu, po co realizować się kiedy nie wiemy co chcemy robić, po co kształcić się kiedy brak nam mądrości. Nauczmy się najpierw najprostszych rzeczy, a później sięgajmy po wyżej położone w hierarchii ideały. Pieniądze są niczym jeśli nie mamy w sobie dobrego serca, odrobiny rozumu i mądrości, współczucia dla drugiego człowieka i wewnętrznego ciepła, które uwydatniamy w relacjach z innymi. Za pieniądze można przeżyć, ale tylko fizycznie jedząc tą maślaną bułkę za dwa pięćdziesiąt, ale nie da się w taki sposób nakarmić swojego ducha i sumienia- nie potrzebują mandarynki, czy szklanki ciepłego mleka, tylko zwykłych, ludzkich uczuć, które nie tylko dostajemy od innych, ale także innym dajemy.

— Rozprawa 4 —

Polityka

Jak nie od dziś wiadomo polityka jest czymś bez czego żadna rodzinna impreza nie ma prawa się odbyć, a jeśli już to jest zbrakowana. Jest o tyle ciekawą sferą życia społecznego, że tak naprawdę każdy sądzi o niej co innego. Bardzo rzadko zdarza się, że dwie osoby absolutnie zgadzają się ze sobą na tle politycznym. Polityka zwłaszcza państwa powinna być czymś co spaja, a kiedy słyszymy to hasło od razu kojarzy nam się ono z chaosem, rozgardiaszem i wszystkim co najgorsze. Czy możemy winić kogoś za to, że tak to właśnie wygląda?

Oczywiście, że możemy. Gdybyśmy powiedzieli przybyszowi z zagranicy by przypatrzył się chociażby polskiemu parlamentowi myślę, że nie mógłby uwierzyć w to, że w jednym miejscu znajduje się tylu abderytów. Nie chodzi o to, że osądzam iż ktoś jest pozbawiony cudownego narządu jakim jest mózg, niemniej jednak trzeba przyznać, że miejsce to nie jest zbyt przesiąknięte ilorazem inteligencji. Od każdej reguły są oczywiście wyjątki, ale są też reguły bez usterek. Jak wiadomo bardzo często mówi się, że aby Państwo mogło prawidłowo funkcjonować potrzebna jest odpowiednia polityka. Nie wiem dlaczego tylko się o tym mówi, a nikt nic nie działa w tym temacie. Każdy umie tylko obiecywać, gorzej z wykonaniem danej obietnicy.

Politycy jak sama nazwa wskazuje są pewnego rodzaju „posłannikami” polityki, tyle tylko że nie stosują się do żadnej z jej reguł. Tak jak nakreśliłam na początku polityka powinna być czymś co spaja naród, łączy małe jednostki w całość, tymczasem na świecie żadne państwo nie prowadzi polityki, która spaja. Wszyscy prowadzą antypolitykę, która dzieli ludzi danego państwa na równych i równiejszych. Ona sama w sobie nie jest zła, tylko ludzie którzy się za nią zabierają nie mają wystarczających umiejętności aby w swoich rękach trzymać interesy milionów istnień. Tak jak podkreślałam, nam już nie potrzeba w żadnym wypadku ludzi wykształconych — tych jest pełno. Potrzeba ludzi mądrych, rozumnych, którzy swoją pracą i świadomą decyzją, będą dotrzymywać raz danego słowa, a swoje obietnice realizować na korzyść obywateli.

Życie polityczne jest czymś w co w zasadzie większość z nas się angażuje. Nie chodzi oczywiście o sprawowanie rządów, ale chociażby o pójście na wybory. Myślę, że nie jest czymś trudnym i wymagającym postawienie dwóch przecinających się linii w obrębie kratki obok nazwiska kandydata, któremu powierzamy sprawowanie władzy. No tak, tylko co w sytuacji kiedy nie ma kogo wybrać? Ależ zawsze jest. W obecnych czasach nie ma nawet możliwości patrzenia na to, czy poglądy danego kandydata są w całości zgodne z naszymi. Podczas każdych wyborów powołujemy do życia tak zwane zło konieczne.

Ciekawym zjawiskiem jest „zaufanie polityczne”. Podczas kampanii wyborczych każdy z kandydatów, chociażby na urząd prezydenta, stara się aby jak największy odsetek społeczeństwa wybrał właśnie jego na głowę państwa, prosząc nie tylko o głos, ale także zaufanie. Piękne słówka, zapewnienia mają wzbudzić je w obywatelach w stosunku do danego kandydata, a tym samym uśpić ich czujność. Wszystkie obietnice, postulaty brzmią tak pięknie, że dzień przed wrzuceniem swojego głosu do urny, nie wiemy kto będzie lepszym przedstawicielem naszego państwa. Jak się okazuje po bardzo krótkim czasie wszystkie obietnice magicznie znikają, czar pryska. Dany kandydat jakby zapomina co obiecywał ludziom na spotkaniu dwa dni temu. Jak ktoś taki może za kolejnych 5 lat prosić o zaufanie? Politycy mają to do siebie, że bardzo dużo mówią, a robią minimum z tego, jeśli w ogóle cokolwiek. Nie należy łudzić się, że obietnice z banerów wyborczych zostaną zrealizowane, bo po co kłamać samego siebie.

Wydawałoby się, że polityk — ważna osoba, która coś sobą reprezentuje. Czy ma to odbicie w rzeczywistości? Z przykrością muszę stwierdzić, że ani trochę. Zawsze bardzo śmieszy mnie, kiedy oglądam wiadomości, chcę posłuchać czegoś mądrego, a na ekranie pojawia się polski sejm. Nie ukrywajmy, że polscy politycy bardzo często są przyczyną sporu i zamiast dbać o swoich obywateli, dzięki to którym dostali się do władzy zwyczajnie mają w poważaniu ich zdanie i poglądy. Mówi się, że „dla dobra obywateli”, ale czy na pewno? Ilu ludzi, tyle charakterów i jasnością jest, że nie da się dogodzić każdemu, ale z każdej sytuacji da się wyjść za pomocą chociażby kompromisu, trzeba jednak tego chcieć. Bardzo ciężko mówić o załagodzeniu sporu kiedy tylko jedna strona robi coś w tym kierunku.

Nie rozumiem bardzo częstego zachowania dużej ilości osób, które kłócą się pomiędzy sobą o względy polityczne. Tak jak podkreśliłam — ilu ludzi, tyle charakterów i powtórzę raz jeszcze — bardzo ciężko znaleźć kogoś kto ma takie same poglądy polityczne jak my sami. Kłótnie o politykę mają tak wiele sensu jak „wypicie trucizny i oczekiwanie aż druga osoba umrze”, powiedział kiedyś pięknie Budda. Każdy ma prawo do własnego zdania i poglądu, tak więc powinien też mieć prawo do wypowiedzenia się. Jednak z własnych obserwacji wiem, że wiele cech negatywnych polityków spływa też na nas. Za wszelką cenę staramy się uświadomić całemu światu, że nasza prawda jest na wierzchu. Jeśli też tak robisz to pomyśl przez chwilę, 38 milionów Polaków, 38 milionów różnych zdań i naprawdę myślisz, że akurat Twoje poglądy będą najważniejsze? Najprawdopodobniej do 98% społeczeństwa polskiego nigdy nie dotrze Twoje zdanie.

W polityce powinny znajdować się osoby, które wiedzą co mówią, podpisują się do końca pod tym co obiecały i nie lekceważą ludzi, dzięki którym mogą zajmować tak wysokie stanowiska. Ważne jest aby nie tylko obiecywać, ale także realizować raz dane słowo. Nie jest sztuką obiecać coś i tego nie wykonać. Każdy potrafi dużo mówić, a mało robić. Może czasami lepiej zastanowić się i obiecać mniej, a wykonać wszystko do końca? Może zamiast obiecywać, że w państwie pojawią się wielkie aglomeracje, fabryki, centra, lepiej obiecać dobrą cukiernię z pralinami świata i skończyć raz ustalony projekt?

Wiem, że sama nie zmienię świata i na razie nawet się za to nie zabieram. Polityków nie zmienię na pewno nigdy, a polityki już nie trzeba, bo sama w sobie jest owocna, tylko tak jak większość rzeczy na ziemi to ludzie ją zbezcześcili. Wiele rzeczy jest nam danych abyśmy mądrze z nich korzystali jednak chyba czasami jest tego za dużo, bo nie wiedząc co zrobić z nadmiarem wolności zaczynamy wszystko niszczyć. Politycy w większości działają pod presją pieniądza, kto na spotkanie przyjedzie nowszym Mercedesem, kto będzie miał większy basen obok domu, czy więcej koni w stadninie ulokowanej we własnym miasteczku. Zamiast liczyć się z tym co naprawdę ważne, z ludźmi, liczą się z kawałkami papieru, które włożone do niszczarki tracą swoją wartość bezpowrotnie.

— Rozprawa 5 —

Przyjaźń

Pamiętasz jeszcze czasy kiedy Twoim najlepszym przyjacielem był kuzyn lub kuzynka? Kiedy do przedszkola szedłeś z niezastąpionym pluszakiem, wierząc, że jest Twoim najlepszym kumplem i ochroni Cię przed wszystkim? Czasy kiedy zabawa z przyjaciółmi była ważniejsza od obiadu, a następnie od „Smerfów”, czy „Krecika”, na które wołała Cię mama o równej dziewiętnastej? Pamiętasz te czasy kiedy przyjaźń była tak bezinteresowna, że za jedną gumę można było załatwić wszystko? Gdyby nie to, że chcieliśmy być dorosłymi zbyt szybko to nadal wszystko mogłoby wyglądać podobnie. „Gdzie ta ekipa, gdzie są Ci ludzie sprzed lat, gdzie się podziali Ci wszyscy, z którymi miałem zmieniać świat?”

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 32.83