Rzeczywisty nierzeczywisty
Pamiętam, że umarłem jutro
lub za tysiąc lat temu;
lub wyobrażam sobie,
że się nigdy nie urodzę,
bo nie zejdą się z sobą, nie zeszli,
moi przodkowie.
Słowa te kreśli człowiek powszechny,
naraz rzeczywisty i nierzeczywisty,
skoro każdy człowiek pojedynczy
może się przytrafić sobie
i światu — albo nie.
Maja
Kim jestem: tylko swym najbliższym krewnym,
synem mego ojca;
wędruję w myślach ku wewnętrznym horyzontom,
które odsuwają się ode mnie jak prawdziwe widnokręgi.
Nieuchwytny ja — i pełen tajemnic świat…
Lecz dobrze jest nie rozumieć wielu rzeczy:
gdyż pojąć znaczy też pojmać i zniewolić.
Rozum bywa ukrytym łowcą niewolników.
Niech zatem trwa tajemnica,
jej urok, sfinks i boskość,
Maja, odsłaniające zasłanianie —
jak mokra sukienka na piersiach dziewczyny w deszczu.
Niby nie całkiem wiem, kim jestem, za to dobrze wiem, kim nie jestem, mianowicie tobą, nim czy nią nie jestem, i to do tego stopnia, że wy wszyscy wydajecie mi się istnieć tylko na niby [tu stosowna ikonka persyflażowa]. Owszem, człowiek posiada jakieś zdolności empatyczne do wczuwania się w bliźnich, ale raczej dość ograniczone. Na poziomie organicznym najlepiej widać, jak potężne jest w nas ego odgraniczające od non-ego. Pacjentom po transplantacji podaje się leki immunosupresyjne, zapobiegające odrzuceniu przeszczepu serca, nerek czy wątroby… No i tak to wygląda. Nawet jeśli niedokładnie wiemy, kim jesteśmy, to raczej dokładnie wiemy — nasz organizm wie — kim nie jesteśmy.
W śmierci nieśmiertelni
Człowiek wchodzi do ciemnego pokoju,
Zapala światło, gasi,
Wchodzi do ciemnego snu,
Zapala się światło snu, gaśnie,
Człowiek zapada się w nie wiadomo co.
No właśnie.
Mówią że sny bez snów podobne są
Do śmierci bez śmierci.
Umierający we śnie
Może nie czują, że odeszli.
W śmierci nieśmiertelni.
Rekord zwany bogiem
Oglądany z zewnątrz jesteś niczym,
pyłkiem i sekundą w dziejach świata.
Lecz od wewnątrz ty sam jesteś światem;
dusza czuje w sobie nieskończoność
i pragnie wiecznie się rozwijać, rosnąć,
zaskakiwać siebie sobą i przewyższać,
aż być może, za najdalszym progiem,
do pobicia rekordu zwanego bogiem —
Poznawanie-zaznawanie
Aby zrozumieć dobro i zło Stworzyciela,
spróbuj sam cokolwiek stworzyć.
Tylko ten, kto nic nie robi,
nigdy się nie myli.
Jeśli pragniesz pojąć Wielkiego Ducha —
bądź wielko-
duszny.
Prawdziwe poznawanie
jest zaznawaniem.
Organizm na straty
Ach, organizm! Organizm jest na straty,
przecież w zaświaty go ze sobą nie zabiorę.
Aż dziw, że chce mi się być z nim na „ty”,
z czymś tak małoznacznym i na straty.
Z ciałem bratają się tylko wariaty!
Z tym nieszczęsnym upiorem-ubiorem.
Ach, organizm, organizm jest na straty.
Przecież w zaświaty go ze sobą nie zabiorę.
Mikro-makro-kosmos-chaos
Na fejsbukowej „osi czasu” umieściłem kiedyś taki anons: „Mikro-makro-kosmos-chaos: ta oto rytmiczna zbitka słowna nie chce się ode mnie odczepić. Pragnęłaby może, abym ją rozwinął w jakiś wiersz. Ale żaden wiersz nie przychodzi mi w związku z nią do głowy. Zerknijcie: może Wy ją rozwiniecie?” Ku swemu zaskoczeniu już po pół godzinie otrzymałem, jako odpowiedź na swój wpis, interesujący utwór:
„Dzięki Ci, Boże, za rozmiar mikro,
i choć okruchem jestem w kosmosie,
nie wiedzieć czemu, nie jest mi przykro.
Dzięki Ci, Boże, za rozmiar mikro!
Wśród różnych makro dryfuję z ikrą,
szukam idei w wiecznym chaosie.
Dziękuję Bogu za rozmiar mikro,
ja, co okruchem jestem w kosmosie”.
Autorką powyższego okazała się Bożena Pierga, którą nie pierwszy raz podziwiam za jej niezwykłą sprawność rymotwórczą. Ja bym nie umiał zrobić w pół godziny tak sensownego trioletu.
Aneta-Atena
Napisałem wierszyk dla Anety, mojej żony, która woli, żeby ją nazywać Anią. Ania w metryce ma imię „Aneta”, ale od zawsze się tego imienia wypiera. Szkoda, bo ja bardzo lubię Anety. Oto mój „Wiersz dla Anety”:
Aneta, wspak czytana Atena,
woli, abym ją nazywał Anią.
Nie zgadza się z „Anetą” jej wena;
„Atena do Aten! — śmieje się Aneta —
a ty mów mi Ania, bom polska kobieta,
i lubię też rym do Ani: Anioł”.
Aneta, wspak czytana Atena,
woli, abym ją nazywał Anią.
28 lipca 2015
Systematycznie przekabacam się na Kabaty. To znaczy od kiedy przeprowadziliśmy się na Mokotów, jeżdżę wciąż rowerem w poprzek i dookoła Lasku Kabackiego. Najbardziej lubię tam rozległą polanę o prostej nazwie Polana, obsianą żytem, kartoflami i kapustą. Siedziałem dziś na skraju kartofliska i patrzyłem, jak wiatr podnosi z zagonów tumany pyłu i kręci nimi lejkowato. I przypomniała mi się mitologiczna Przypołudnica, zwana też „Rżaną Babą”, którą wpisałem kiedyś do jednego ze swych utworów. Wiersz nosił tytuł „Mitologia słowiańska”. Przypołudnicę wyobrażano sobie jako istotę owiniętą w podnoszone przez wiatr płachty kurzawy. (Do wiersza wpisałem też między innymi chtoniczne bóstwo o imieniu Nija. Etymologicznie „Nija” to stwór, który, ledwie się go ujrzy, zaczyna „nijaczeć, zanikać”.
Mitologia słowiańska
We wsi — piły tarczowe.
W polu śmierć klepie kosę.
Przypołudnica w białej płachcie
wiruje nad zagonem.
Zielone, ślepe liście wierzb:
bo i na cóż drzewom wzrok,
skoro nie podróżują?
Planety chmur;
bożęta dmą w słomki i nijaczeje
bóg Nija, wstępując w powietrze.
A na czubku Drzewa Świata
siedzi ptaszyna ognista — Żmij,
który strzeże wnijścia do raju.
Coś niecoś, kto niekto
Coś niecoś, kto niekto. Prędzej!
Dłuży mi się błyskawica.
Nie wiem, czemu wciąż tak pędzę.
Coś niecoś, kto niekto, prędzej.
(Pewnie zapisano mi to w księdze
przeznaczeń pod „Nerwica”).
Coś niecoś, kto niekto. Prędzej.
Dłuży mi się błyskawica.
Styl pisma, czy bycia?
Przepisywać z życia do pisma
i przeżywać z pisma do życia:
sztuka słowa i życia ten rys ma.
Przepisywać z życia do pisma,
jedno karmić drugim: to misja,
czy zabawa? Styl pisma, czy bycia?
Przepisywać z życia do pisma
i przeżywać z pisma do życia.
Komentarz: Uważam, że nie warto żyć ponad to, co da się zapisać i przemyśleć. I nie warto też rozmyślać ponad to, co dałoby się z tego potem wcielić w życie. (Nudziło mnie zawsze filozofowanie spekulatywne, nieżyciowe, oraz egzystencja, która nie zamierza lub nie potrafi stać się przedmiotem opisu czy zapisu).
I tak dalej
Na przykład to, że zegar, na który nikt nie patrzy,
nie pokazuje godzin,
bo wtedy nic nie pokazuje:
nie ma komu.
A domy, na które nikt nie patrzy,
nie pokazują domów,
drzewa — drzew,
ani żadna z rzeczy tego,
czym, jak mówią, jest.
I że, jak mówią, ekrany
to nasze święte obrazy.
Na których kiedyś będziemy oglądali
prawdziwe transmisje z innego wymiaru —
w co chętnie wierzę — migawki z kraju Raju,
a także z Piekieł, Szeolu i Tartaru.
Z zaświata platońskich ideałów.
I tak dalej.
W Józefowie
Pomarszczona,
chociaż zupełnie młoda
woda,
co prawda wiślanego starorzecza.
Wietrzyk przetrząsa nadbrzeżne zarośla
jakby w nich coś zgubił.
Kszyk pika (taki ptaszek),
jemiołuszka skwierczy, lelek łęczy.
Kamienie: twarde kłębki energii,
lecz mimo, że energii — nic nie robią,
tylko sobie leżą w pyle drogi.
Nad drogą drzewa splatają się gałęziami
jak żebrowaniem w sklepieniu nawy.
Neutrum
„Zaczęło padać”, „zagrzmiało”, „rozwidnia się”, „zmierzcha”: wszystko to robi jakieś „ono”. Nie ten, nie ta zagrzmiało, rozwidnia się, zmierzcha, lecz ono, to. Kiedy myślimy o działaniu żywiołów, myślimy odruchowo w rodzaju nijakim, prawda? Duch czy energia świata, absolutum i divinum nie jest dla powszechnej intuicji językowej ani ojcem, ani synem, ani matką; nie jest męskie lub żeńskie, bo należy do neutrum, rodzaju nijakiego. Jest nieokreślonym „czymś”.
Bogowie jak listowie, liczne Jedno.
Jest i są, na imię mają Się i To.
To oni-ono robią, że się błyska,
Właśnie się, że pociemniało, właśnie to,
Zagrzmiało i lunęło; nie on czy ona
Lecz oni-ono. Język się nie myli.
Bogowie stwarzające, niszczycielskie,
Samosprzeczne, samo przez się. Jest i są.
Bogowie jak listowie, liczne Jedno.
Ku pomocy na przeszkodzie
Biję się z myślami jakbym miał nie jedną ale dwie dusze;
wyświadczam sobie krzywdy, wyrządzam przysługi,
jest we mnie wstyd i bezwstydny spryt,
nabożeństwo i szaleństwo.
I pragnę zarazem wygody i przygody,
Niewzruszonych praw
oraz wolności od nich.
(Sam sobie stoję
ku pomocy na przeszkodzie).
Jest mi ze sobą
tak dobrze źle
sam sobie stoję
ku pomocy
na przeszkodzie.
Podcinam gałąź,
na której siedzę,
aby wymusić
na sobie skrzydła:
że też mi jeszcze
ta metoda
nie całkiem zbrzydła?
Jest mi ze sobą
tak dobrze źle.
Sam sobie stoję
ku pomocy
na przeszkodzie.
Co najmniej w trzech wierszach „Rzeczywistego…” użyłem zwrotu „sam sobie stoję ku pomocy na przeszkodzie”. Czy wypada tak robić? Cóż, myślę, że jednak wypada. Autoplagiat nie jest nielegalny. Zwłaszcza, że nie po to cytuję siebie, aby coś na tym zarobić, napompować wierszówkę. Kto w dzisiejszych czasach płaci poecie od wersu! Dziś większość wydawców w ogóle nie płaci poetom. A my się na to o dziwo zgadzamy. Jesteśmy nielichymi wariatami.
Wiara, nadzieja, miłość
Wierzę w wiarę jako wolność od Znanego.
Ufam nadziei — naturalnej religii instynktu.
I kocham miłość — jedyne jakie bywa nam dane
przelotne spojrzenie w wieczność.
Kto pokochał, ten w drugim znajduje lepsze źródło życia,
niż w sobie samym,
i pragnie się w nim zanurzyć, zatracić,
pić z niego, utonąć, wszystko utracić —
aby zyskać wszystko.
Sól to cukier
Sól to cukier, tyle że słony.
I chłonę morski zapach twej żeńskości.
Ołtarzyk płci, twoje oczy, twoje słowa:
napatrzyć się, nasłuchać, nasmakować!
I już znowu było jutro, a będzie wczoraj,
bo czas krąży.
Kocham cię też dlatego,
że ty mnie kochasz.
Ta nasza miłość —
nieposkromiona skromna,
logiczna i mityczna,
prawdziwa, wymyślona —
Wiem, że o mnie myślisz;
gdybyś przestała — znikłbym.
(1997)
Jak wygląda czas?
„Bóg jest kulą, której środek jest wszędzie, a obwód nigdzie”. Za autora tej myśli uchodzi Alain de Lille (1128—1203), teolog, filozof i poeta francuski, cysters. Z wykorzystaniem jego konceptu napisałem kiedyś wiersz pt. „Jak wygląda czas”:
…a więc wygląda on jak żyłka na przegubie
i wszystko, co pulsuje.
Albo jest świetlisty
w roku światła.
Jest okrągły przez okrągły miesiąc;
rogaty — w kwadrach.,
Albo też wygląda jak napisane słowo „czas”.
W czarną godzinę jest czarny.
Jest okiem w okamgnieniu,
w wieczności zaś — kulą,
„której środek jest wszędzie,
a obwód — nigdzie”.
Twórzcie o sobie mity
Motto:
Twórzcie o sobie mity,
bogowie nie zaczynali inaczej.
(Stanisław Jerzy Lec)
Twórzcie o sobie mity,
bogowie nie zaczynali inaczej;
zbierzecie plon obfity.
Twórzcie o sobie mity;
otoczy was krąg różnolity
wyznawców, może badaczy?
Twórzcie o sobie mity,
bogowie nie zaczynali inaczej.
Pantum
Krajobraz płaski jak encefalogram umarłego.
Daleki, prawie nierealny stuk pociągu.
Zadraśnięty odrzutowcem firmament.
Odzywają się ptaki tonalno-atonalne.
Daleki, prawie nierealny stuk pociągu.
Stara jest ziemia i połatane jej zagony.
Odzywają się ptaki tonalno-atonalne,
Kukułka w tercjach, a wilga w melizmatach.
Stara jest ziemia i połatane jej zagony.
Prowadzą mnie bezdroża i te głosy ptaków:
Kukułki w tercjach i wilgi orientalnej.
Będzie deszcz, kiedy wilga się odzywa.
Siedem początków wierszy bez dalszego ciągu
(Utwór, który napisałem razem z Anną Janko i Szymonem Szymonowicem)
1
Jak nóż z chowanym ostrzem
chodzi czyjś niczyj człowiek.
2
Życie, chciałbyś w to wierzyć,
słusznie ci się należy!
3
Po niebie szura zimne jak żeton słoneczko.
4
Słoneczko, śliczne oko, dnia oko pięknego…
5
Przy pięknych ludziach jest nam dobrze
jak przy pięknej pogodzie.
6
Serce też ma swój rozum!
Tak jak myśl bywa czuła.
7
I wyzeruj się już moja duszo:
przed każdym nowym porachunkiem
umysł powinien być wyzerowany.
Przyjaciółek i przyjacielka
Płatki śniegu polatują o szarym świcie
jak płatki popiołu.
A także to, że przyśnił mi się dzisiaj szyld:
„Dorabianie zagadek do kluczy”.
I drugi: „Dorabianie kluczy do kluczy”.
I że dostałem list od Żony — ale już na jawie —
podpisany jak zwykle niebanalnie:
„Kochajędza Cię Ania”.
I że ponieważ świat robi się coraz starszy —
to my jesteśmy w nim starożytni,
a nie ci, co żyli przed nami.
I że Ania chyba naprawdę mnie lubi;
nazywa mnie swoim „dobrym przyjaciółkiem”.
(Ja mówię do niej: „Moja przyjacielko”).
Zaangażowany
Że też świat jest w siebie aż tak zaangażowany!
Wszędzie go pełno: nawet na pustyniach.
Pagór czy padół: zawsze on;
żywi się sobą i użyźnia.
Eksperymentator nieprzejednany,
ma wytatuowany
numer obozowy,
lub szczyci się swoją cyfrą dynastyczną.
Wciela się w Jezusa i w wirusa.
I jakże chętnie w każdej z wojen
staje przeciw sobie, „a nawet za”;
także wtedy, gdy bije się z myślami
w mojej głowie.
Coś
Byłby to błąd, gdybyś przeoczył w swoim życiu Coś,
nienazwany bliżej, a jednak naczelny
dylemat swej egzystencji,
sfinksowy rebus i enigmę.
To Coś każe ci zrobić nieraz to lub owo,
Coś pobudza twój apetyt, czy wywołuje wstręt,
zmusza do działania albo przeciwnie, do nicnierobienia.
Coś leży ci na sercu, albo ktoś ma w sobie Coś,
słodką tajemnicę, która cię podnieca: pytanie
w odpowiedzi na pytanie.
Coś tęskni w tobie za świętością, właśnie ono,
i także drwi ze świętości.