Czarny bochen
Był sobie raz diabeł poczwarny
Jechał na koniu przez las całkiem czarny
Dojechał wreszcie do brzegów strumienia
Który oddzielał świat ludzi od cienia
NIe bał się diabeł i strumień przebył
Jechał tak całkiem wedle potrzeby
Celem swym miał zaś najbliższą wioskę
Tam gdzie mieszkali ludkowie proste
Dojechał diabeł do dróg skrzyżowania
Tam oglądał ludków codzienne zmagania
Na skrzyżowaniu rosła wieś pierwsza
Wzdrygał się diabeł świeżego powietrza
Patrzył jak ludki w codziennej swej pracy
Z zebranych plonów robiły kołaczy
Upatrzył diabeł najmniej zawziętego
Wartko podskoczył szybciutko do niego
Usiadł, popatrzył, wyciągnął chleba
Czarny był bochen, jak z ciemnego nieba
“Widzę, żeś zmęczył się, Panie wielmożny
O kawałek chleba, chyba żeś nie jest zazdrosny
Widzę, że w pracy ciężko Ci idzie
Jak ciężka praca, tak ciężkie życie
Mógłbym Ci ulżyć w codziennym trudzie
Dam ja Ci chleba, zjesz sobie później”
Tak mówił do niego diabeł rogaty
Rogów nie widział chłopek brodaty
“Skąd masz Ty Panie chleba czarnego
Chyba żeś z piekła wziął kawał jego”
Uśmiał się diabeł, choć było prawdą
Że upiekł go w piekle ze swoją bandą
Przez lata grzał ten chleb ponad ogniem
Żeby tu chłopu zrobić dziś problem
“Słuchaj mnie bratku, mówił diabełek
To nie jest taki zwyczajny bochenek
Ugryź kawałek reszta odrośnie
Najesz się szybciej i w siłę urośniesz
Syty jest bardziej od mięsa dzika
Kruchy, soczysty i nigdy nie znika
Weź kawał cały do swego domu
Nie oddasz go nigdy, nigdy nikomu”
“To jakieś czary, to jakieś zwody”
Mówił brodaty chłop jeszcze młody
“Jeszcze żeś silny i możesz pracować
Po co się jednak niepotrzebnie forsować
Ja Ci tu daję szybką nagrodę
Oddasz mi tylko córkę Jagodę”
Znał więc diabełek swego rozmówcę
Szachraje chodziły diabłowi po główce
Nie wierzę Ci bratku, więc córki nie oddam
Ale do chlebka śmieje już się broda
“Tak mógłbyś wyżywić swą całą rodzinę
Jednym tym chlebkiem, za jedną dziewczynę
Cała rodzina tym chlebkiem się naje
Lecz nie zobaczysz Jagody już wcale
Teraz zaś dam Ci przykład do myślenia”
Odgryzł kawałek, odrosło od niechcenia
Czarny był chleb, jak czarne serce diabła
Biedna Jagoda już w jego ręce wpadła
Nigdy nie widział chłop już swojej córy
Choć przebył morza i przeszedł góry
No a w dodatku, gdy chleba skosztował
Brzydkie bajeczki dzieciom rymował
Rogi mu rosły, jak rosną buczki
Dłonie zmieniły się w kozie nóżki
A morał tej czarnej bajki się zowie
Że nie ma chleba, gdy go sam nie zrobisz sobie
Diabeł i Maciej
“Oj, Macieju, w te upały
Leżysz tylko tydzień cały
Mam dla Ciebie coś mój drogi
Co postawi Cię na nogi
Choć żar z nieba leci srogi
Mówię: ‘Staniesz znów na nogi’”
“Moja droga w taki upał
Ja się wcale nie chcę ruszać
Poza tym, już po żniwach
Można więc poodpoczywać
We wsi nie ma już roboty
Lepiej nie pchać się w kłopoty”
Maciej w całej wiosce znany
Przez kamratów był kochany
NIkt nie znalazł w nim nic złego
Miała chłopa poczciwego
Lecz robotny nie był wcale
Takie były babskie żale
“Co mi dajesz Maciejowa?
Boli mnie od tego głowa
Już mi w uszach szumi, dudni
Muszę lecieć już do studni
Oj, niedobre, to parszywe”
Lecz się ruszał znacznie żywiej
Gdy przy studni pijał wodę
Tak usłyszał słowa podłe
Krzyki, wrzaski i płacz matki
Czyżby już były podatki?
Tak pomyślał lecz posłuchał
Że to diabła idą szukać
Tamtej nocy od Wawrzyna
Znikła piękna, cud dziewczyna
Jego córa ukochana
Przez diaboła już porwana
Już na diabła widłów marsz
Zrobią z niego sobie farsz
I tak poszły kolumnady
W stronę jaskiń, gdzie z zasady
Pod przykryciem ciepłej ziemi
Ciągnie się sznur złych podziemi
Tam diabelskie są komnaty
Zedrą z niego czarne szaty
Maciej tak się zaciekawił
Że dom własny pozostawił
No i ruszył za kolumną
Ludki poszły z jedna trumną
Wsadzą doń diabła ładnie
Gdy dziewczynie włosek spadnie
Lecz nie wszyscy już tak sprawnie
Weszli tam gdzie ciemność władnie
Stali tylko i patrzeli
Nic w ciemnościach nie widzieli
Wszedł do środka Wawrzyn stary
Już nie wrócił z ciemnej mary
Chłopy wreszcie się rozeszły
Maciejowi strachy przeszły
Wskoczył żwawo do tej dziury
Wnet usłyszał czartów chóry
Czarty te śpiewały pieśni
Pełne pleśni i boleści
Po tym głosie doszedł wreszcie
Tam gdzie czarty wrzeszczą wiecznie
Widział wawrzynową córę
I Wawrzyna już pod sznurem
Patrzał z góry do komnaty
I wpadł szybko w tarapaty
Diabeł związał go jak miło
Myślał: “Krótkie życie było”
Lecz po chwili, jął główkować
Można, by się potargować
Diabeł z targów bardzo znany
Dam mu powód do zamiany
“Jam jest tak poczciwy człowiek
Każdy w wiosce ci to powie
Wymień diable się na zdrowie
Moja dusza za te obie
Zrobisz ze mnie swego czarta
Ta wymiana wiele warta”
Mówił: “Diable zróbmy zgodę
Ja przyniosę Ci nagrodę
Worków kawy Ci przyniosę sto
Wiem, że kochasz kawę, jak mało kto
Dniem i nocą będziesz pijał
Zróbmy diable sobie przyjaźń
Diabeł pyta: “Gdzie jest haczyk?
Jak go puści — nie zobaczy
Skąd też weźmie tyle kawy?”
Lecz już smak czuł potrawy
Zrobił zgodę już z Maciejem
Będzie jego przyjacielem
Maciej kawę już pakował
Ciągle boli go ta głowa
Worków nie miał nawet dwóch
Ale był z Maciej zuch
Wiedział dobrze, że diabłowi
Kawa bardzo dobrze zrobi
Wskoczył znowu w czarną dziurę
Przeszedł drogę, jakby sznurem
Usiadł już przy palenisku
Z diabłem był już po nazwisku
Diabeł czekał już dwie noce
Kiedy garnek zabulgoce
Wreszcie pije z wężym sykiem
Wypił kubek jednym łykiem
Na to mówi, coś go pali
Sól do kawy dosypali
Sól diabłowi zaszkodziła
Diabła szybko już spaliła
Wawrzyn pyta: “Co za czary?”
Na to powie Maciej stary
Że ma przepis Maciejowej
Co poruszy każdą głowę
Że diabłowi do tej kawy
Dodał soli dla zabawy
Wyszli z dziury wszyscy cało
Wawrzyn z córą, Maciej śmiało
I zrobiło się wesoło
Kiedy ukrop palił czoło
Gorąc bił niemiłosiernie
Lecz ta przyjaźń trwała wiernie
No a Maciej tydzień cały