Rozdział 1: Tajemnicze Wieści z Lasu
Dawno, dawno temu, w pięknej krainie zwanej Valdaria, istniało miasto Aelendar. Było to miejsce pełne czarów i śpiewających ptaków, a zamek króla błyszczał w słońcu niczym lód w zimowy poranek.
W tym spokojnym świecie mieszkał dzielny rycerz o imieniu Elandor. Miał on srebrną zbroję z małym symbolem słońca i drzewa na piersi. Jego koń, Mirath, był niezwykły — czarny jak noc i z białą plamką w kształcie księżyca na czole.
Pewnego dnia Elandor wrócił do miasta po długiej walce z groźnymi trollami i goblinami. Marzył o odpoczynku, ciepłej herbacie i rozmowie z księżniczką Ismirą — jego przyjaciółką, z którą czytywał baśnie pod starym dębem.
Ale coś było nie tak. Miasto było ciche. Zwykle gwarne ulice teraz zamarły.
Strażnicy patrzyli w ziemię, a dzieci nie biegały. Coś złego musiało się wydarzyć.
Król Aldanor, stary i mądry władca z długą siwą brodą, wezwał Elandora do wielkiej sali ze szklanym sufitem, gdzie było widać całe niebo.
— Elandorze — powiedział król smutnym głosem — księżniczka Ismira zniknęła.
Rycerz aż zamarł. — Gdzie? — zapytał cicho.
— Na skraju Czarnego Lasu — odparł król. — Poszła tam z kilkoma strażnikami i nie wróciła.
Elandor poczuł, jak jego serce staje się lodowate. Ismira była dla niego bardzo ważna.
— To mógł być Lysander — dodał król.
Imię to sprawiło, że w sali zrobiło się jeszcze chłodniej.
Lysander był czarnoksiężnikiem, który dawno temu zdradził królestwo i został wygnany.
Wszyscy myśleli, że już nie żyje. Ale może to nie była prawda…
Elandor spojrzał przez szklany sufit. Nad horyzontem ciemniał las — Czarny Las.
— Wyruszę natychmiast — powiedział. — Znajdę ją.
Król podał mu starą mapę, na której błyszczały magiczne znaki.
— To wszystko, co mamy — powiedział. — Ale może poprowadzi cię do niej.
Tej nocy Elandor nie spał. Stał na murach zamku i patrzył w niebo.
— Znajdę cię, Ismiro — wyszeptał. — Choćbym musiał przejść przez samą noc.
Rozdział 2: Przysięga Rycerza
Następnego ranka w Valdarii panowała cisza. Mgła unosiła się nad łąkami jak puszysta kołderka, a zamek Aelendar spał jeszcze snem nocy. Ale ktoś już nie spał.
To był Elandor.
Rycerz wstał bardzo wcześnie. Założył swoją zbroję, wziął miecz i ruszył w drogę — bez fanfar, bez tłumów. Tylko on i jego wierny koń Mirath.
Wiedział, że musi odnaleźć Ismirę.
Zanim odjechał daleko, zatrzymał się pod starym dębem rosnącym nieopodal zamku. Tam, gdzie kiedyś przysięgał służyć królowi, teraz złożył inną przysięgę — ważniejszą.
Ukląkł, położył miecz na trawie i powiedział cicho:
— Przysięgam, że znajdę księżniczkę Ismirę. Nie poddam się, nawet jeśli droga będzie straszna. Będę walczył dla niej. Dla światła. Dla dobra.
Wtedy zza drzewa wyszedł dziwny staruszek. Miał płaszcz z liści i oczy jak niebo.
— Słyszałem twoją przysięgę — powiedział. — I wiem, że mówisz prawdę.
Idź dalej, rycerzu. Ale pamiętaj: Lysander nie tylko porwał księżniczkę. On chce stworzyć cień, który pożera serca.
Elandor chciał zapytać o coś więcej, ale starca już nie było. Zniknął, jakby był tylko snem.
Rycerz ruszył więc w podróż przez baśniowe lasy i pola. Wkrótce spotkał krasnoluda — Brogara Miedzianobrodego. Miał ogromną brodę, ciężki młot i był silny jak góra.
— Czarne Pająki wróciły do Valdarii — mruknął Brogar. — To zły znak.
Lysander budzi starą magię.
— Szukam Ismiry — powiedział Elandor.
— Wiem. Słyszałem jej głos we śnie. Dołączę do ciebie — odparł krasnolud.
I tak Elandor miał już pierwszego towarzysza.
Niedługo potem spotkali czarodziejkę Leilę. Miała płaszcz ze srebrnych nici, oczy błyszczące jak błyskawice i różdżkę z magicznego drzewa.
— Valdaria potrzebuje waszej odwagi — powiedziała. — A ty, Elandorze, potrzebujesz tego. — Podała mu swoją różdżkę.
— To nie broń. To światło. Uchroni cię przed kłamstwami i złudzeniami.
I tak trójka bohaterów — rycerz, krasnolud i czarodziejka — ruszyła ku Czarnemu Lasowi.
W miarę jak zbliżali się do granic, świat stawał się dziwniejszy. Czas zwalniał, dźwięki stawały się ciche, a niebo coraz ciemniejsze. Drzewa były coraz większe, a liście szeptały własne opowieści.
W końcu stanęli u bram mrocznego lasu.
— To nie jest zwykła wyprawa — powiedziała Leila. — To wielka próba. Dla każdego z nas.
Elandor zrobił krok naprzód.
— W takim razie… wejdźmy.
I las ich pochłonął.
Rozdział 3: Las, który Mówi
Czarny Las był zupełnie inny niż wszystko, co Elandor widział wcześniej. Nie miał bramy ani ścieżki. Po prostu… zaczynał się nagle. A gdy tylko wkroczyli między drzewa, świat stał się cichy. Cichszy niż noc.
— Czujecie to? — szepnęła Leila, trzymając swą magiczną różdżkę. — Las nas słyszy. I patrzy.
Drzewa były wysokie, grube i pokręcone. Ich korzenie wyglądały jak wielkie węże. Gałęzie splatały się nad głowami, zasłaniając niebo. Wszystko było ciemne, nawet w środku dnia.
— To miejsce żyje — mruknął Brogar, trzymając swój topór mocno. — I nie lubi gości.
Szli powoli, ostrożnie. Z każdą minutą robiło się chłodniej. Mgła pełzła po ziemi jak duch, a z oddali słychać było dziwne dźwięki — jakby ktoś śmiał się bardzo, bardzo cicho…
— Uważajcie na głosy — ostrzegła Leila. — Las pokazuje to, czego najbardziej pragniemy. Ale to tylko iluzja.
Wtedy… pojawiła się dziewczynka.
Miała jasne włosy i niebieskie oczy. Patrzyła prosto na Elandora i powiedziała:
— Pomóż mi…
Rycerz poruszył się, jakby chciał podejść — ale Leila chwyciła go za rękę i szepnęła zaklęcie. Dziewczynka rozpłynęła się w powietrzu jak dym.
— To była pułapka — powiedziała. — Las testuje nasze serca.
Wędrowali dalej i dotarli do Polany Cienia. Tam wszystko wyglądało jak ze snu: świecące grzyby, błyszczące liście, powietrze pachnące miodem. Ale wszyscy czuli, że coś tu nie gra.
I wtedy z cienia wysunęła się ona — ogromna pajęczyca o imieniu Arissa.
Jej ciało lśniło jak szkło, a oczy świeciły czerwienią.
— Wasze dusze pachną przyszłością — syknęła. — To mnie boli. Musicie zginąć!
Rozpętała się walka!
Brogara rzucił się z młotem, Elandor dobył miecza, a Leila otoczyła ich zaklęciem ochronnym. Pajęczyca pluła jadem, który paraliżował myśli, a jej sieci były jak lepkie sny.
Walka była trudna, ale dzięki odwadze Elandora i magii Leili udało się przegonić potwora. Nie zginęła — zniknęła w ciemnościach, sycząc z gniewu.
Po bitwie cała trójka usiadła zmęczona. Serce Elandora biło szybko, ale nie ze strachu. Z troski. Czy znajdzie Ismirę? Czy zdąży?
— Ona gdzieś tu jest — powiedział cicho. — Czuję to.
Noc spędzili u ducha lasu — Timira. Był zrobiony z księżycowego światła i cienia.