Smutek
Czasami jak człowiekowi coś doskwiera albo umrze ktoś bliski lub dalszy z rodziny, a może ktoś znajomy, zaczyna się zastanawiać. Myślenie o śmierci nie należy do najprzyjemniejszych, dlatego raczej na co dzień unikamy tego tematu. Zresztą, po pierwsze o śmierci z przyjemnością mogą myśleć tylko osoby przewlekle i nieuleczalnie chore, cierpiące na dolegliwości bólu nie do zniesienia. O śmierci z przyjemnością myśleć zapewne mogą także osoby u skraju psychicznej rozpaczy, którym wydaje się, że zakończenie egzystencji to najlepsze co może ich spotkać. Co zabawne, w tym ostatnim przypadku lekarze co prawda ratują zdrowie psychiczne, ale przecież delikwent wraca do tej samej rzeczywistości, podrasowany lekami które poprawiają nastrój.
Poprawianie lekami nastroju jest zasadne. Nie trzeba być chorym żeby się na dobre rozchorować, jeśli ma się chociaż odrobinę moralności, duszy, empatii. Wystarczy zapoznać się z dzienną ofertą wiadomości epatujących rozmaitymi formami przemocy. Ktoś z innego wszechświata oglądając powtórkę takich informacji mógłby szybko dojść do wniosku, że nasza planeta jest ostatnią do zamieszkania dla miłujących pokój Marsjan. A może przeciwnie, zachęciłoby to jakąś krwiożerczą rasę, która uznałaby, że wreszcie dotarła do kogoś, kto będzie ich doskonale rozumiał.
Ale nic błędniejszego. Po przybyciu na naszą zaniedbaną acz nadal niebiesko-zieloną planetę obcy napotkaliby siedzących w domu przed telewizorami obżartuchów, jedzących cudze mięso i oglądających straszne wiadomości. Ale również firmy czy programy nie stroniące od przemocy i seksu. Zapewne byłby to doskonały temat do galaktycznego doktoratu dla jakiegoś naukowca. Ale warto spojrzeć właśnie z tej innej perspektywy.
Chwile, kiedy myślimy o śmierci dotyczą konkretnych sytuacji. Odczuwamy wtedy żal, smutek, ewentualnie współczujemy sobie lub innym, po to tylko, aby po odpowiednim czasie o wszystkim naraz zapomnieć i wrócić do starych nawyków, nałogów i ogólnie do tego wszystkiego, co nazywa się współczesnym światem. Kiedy słyszę, że to świat nowoczesny, przychodzi mi na myśl, że tak samo myśleli o sobie na pewno Egipcjanie i Rzymianie w starożytności, Chińczycy i jeszcze inne cywilizacje nie wymienione z nazwy lub po prostu dotąd nadal nieznane. Ale że nauka w przypadku ludzi często idzie w las a kontemplacja z racji naszego krótkiego życia jest dość ograniczona, również nasze postrzeganie śmierci ma w zasadzie jeden wymiar.
Jeśli nie pracujemy z osobami chorymi nieuleczalnie albo nie ratujemy życia ofiarom wypadków zjawisko śmierci jest dla nas dość efemeryczne. Kojarzy się z trumną, cmentarzem, może z obrazami z telewizora. Nasycenie tą tematyką sprawia, że stajemy się na swój sposób uodpornieni. Nie do końca oczywiście, ale to zrozumiałe, że oglądając cały czas obrazy wojny i zniszczenia czuć możemy ulgę. A może właśnie o ulgę chodzi a nie o wzbudzanie strachu. Trudno nam pojąć, że żyjemy w relatywnie spokojnej części świata, nawet jeśli ten spokój ostatnio zaburzyli nasi wschodni sąsiedzi.
Wystarczy jednak pojeździć po czarnej Afryce, czyli części środkowej kontynentu, aby trafić na bandy złoczyńców, bardziej na zachodzie znajdziemy nienawidzące się plemiona które chętnie wybiłyby się nawzajem, gdyby nie stacjonujące siły ONZ lub innego pokroju. Na północy zawsze można dostać się pod ostrzał walczących o lepszą sprawę terrorystów, albo islamistów jak ich tam zwał. W Azji możemy stać się ofiarą handlu ludźmi, a zwłaszcza handlu żywymi organami a w Amerykach możemy dostać po prostu kulę w łeb. Czy to świat który możemy nazwać dobrym i bezpiecznym miejscem?
Ogarnia mnie smutek. Nie dlatego że giną ludzie których nie znam, bo ich nie znam i nic do nich nie czuję. Smutek dlatego, że my o tym wiemy. I nie możemy a może nie chcemy w naszym status quo nic z tym zrobić. Albo czujemy się w istniejącym systemie bezradni a nie mamy sił, aby go zmienić. Nie zgadzamy się na umieranie niesprawiedliwe, nie w porę, z powodu którego można z powodzeniem uniknąć. Ale obrazy pandemii, wojen, wypadków, powoli i efektywnie działają jak szczepionka, uodporniając nas na to wszystko. Oczywiście tylko dopóty, dopóki nas samych to nie dotknie, jak z porządną szczepionką bywa. Wówczas doznajemy realnego załamania, tracimy grunt pod nogami i … i nic się nie dzieje. Wracamy do tego co było. Do tej namiastki normalności, którą oferuje nam system. Potrzeba bezpieczeństwa jest dla człowieka fundamentalna, pytanie tylko, czy dla tej potrzeby nie sprzedaliśmy już całego świata.
Przegląd prasy
Nie ma kasy. Generalnie jest źle. To sprawia, że dzisiaj czuję się podle. Minimalna nie wystarczy, wyżywienie trzyosobowej rodziny to kwestia, co najmniej dwa razy tyle, a plus kredyt. Zwykłe zakupy w sklepie to stówa, czyli mniej niż dwadzieścia funtów. To dobija. Spotykasz w pracy turystów, wracasz do domu i zastanawiasz się, jakim cudem gościa z Japonii, Norwegii czy Grecji stać na wakacje tutaj, gdzie jest relatywnie drogo, a ciebie nie wiadomo czy będzie stać na rachunki w przyszłym miesiącu. Wtedy chodzą po głowie takie myśli. O umieraniu. Głównie w kontekście starości i zastanawiasz się czy za dekadę będziesz jeszcze w stanie pracować. I to przeraża bardziej niż wizja piekła czy innych następstw grzesznego życia. Tylko nawet nie ma za bardzo, za co go prowadzić. To paradoks.
Pozostaje oglądanie programów na Netfliksie. Tanio, bo za 29 zeta można się naoglądać. Ale akurat dział dokumentalny jest tam relatywnie słabo reprezentowany. Szkoda, bo było kilka fajnych rzeczy. Do tych, które mnie najbardziej ostatnio poruszyły należał opis napadu na bank w Brazylii. Głównie dlatego, że przestępcy ostatecznie dali się złapać jak dzieci. Wieźli pieniądze samochodami załadowanymi na taką naczepę do przewożenia samochodów. Prowadzący nie był wtajemniczony ani przekupiony i nabrał podejrzeń i się wydało. Tak żałowałem, że się im nie udało. W końcu fajne chłopaki spędziły wiele miesięcy na zrobienie klasycznego podkopu pod bank.
Ale są też rzeczy, które po prostu powodują, że robi się smutno. Co prawda ktoś w przypisach, gdyby to był artykuł na wirtualnej, dopisałby złośliwie, że jak się nie podoba to możesz wypier…, lub coś podobnego, takich komentarzy jest wiele. Swoją drogą, ile złości w ludziach siedzi, że tak często ostatnio wyładowują się na rozmaitych forach i w komentarzach do artykułów. Ta frustracja jest tam dobrze widoczna. Mam nadzieję, że znajdzie także ujście w najbliższym głosowaniu na kandydatów do Parlamentu.