Pogadajmy.
„Pudełko czekoladek”
Słuchamy głosów
Cichutkich psotników
Z przedawnych lat
Co wykształcone
W ogniu i młocie
Dają głos nijako
Przedziwny
Ledwo co znamy
Ich położenie
W przestrzeni
I czasy ich
Spalania
Statystyczne predyspozycje
Do śmierci — zakresy trwałości
I same chęci do umierania
Związki genetyczne —
Za ich sprawą
Chcemy co możemy
A możemy nie wiele
Więcej niż Ci pozwolą
Nic co pierwsze
Nie zostaje Ci
Obce
.
.
.
Więc pokaże Tobie
Przestarzałe
Nici — I że nic więcej
Jakoby by się zdawało
Nie zależy od Ciebie
A od samej nie wiadomo
Gdzie jej szukać —
Nadziei — że pozostawiono
Nas na samodoskonalenie
I człowiek
Jakoby sternik rzucony
W przestrzeń ciężką
Jak jasna cholera
Zbuduje ognisko
Indywidualnie osobiste
I tylko sobie bliskie
Dopokąd zachodzić będzie
I taka możliwość
Donikąd nie odejdę
Przedwcześnie
le.esthete
„Pomadki i Niuanse”
Szyjemy garnitury
Na miarę swoich możliwości
Ni cherlak w świetle
Przyszłości byłby Naszym spełnieniem
A raczej dostojny i potężny człowiek
Praktykujący rankiem szampana
Czy też intrygi z pięknością w negliżu
Nie sądźmy więc
Że to Nas nie dotyczy
I nie zakładajmy przesadnie
Że wszystko co samoistne
To smakowite i syte
le.esthete
„Porcelanowe landrynki”
Nabrzmiały truchłem
Spadzisty pejzaż
Pełny rozkładu
Jakichkolwiek wartości
— Opowiada
To wspomnienie
Przemoczone łzami
Przeliczonych jednostek
Co w popłochu ginęli
Na polu
Globalnego bezwładu
Bezpieczeństwa
To burza wojny
Opiewająca niestrudzoną
Chęcią ludzi do zażegnania
Strzałów z nieba
Nieludzkich kształtów
Człowieczeństwa
Co przybrały płaszcz
Pełen niezgody
Nie wiele więcej
A nie mniej niż potrzeba
Dałbym za spokój
Oddech czysty
I swobodny
Wzrok
Bezchmurny
I rozgwieżdżony
Za nieboskłon
Bez maszyn i gwaru
Czy syczących w nich
Węży
Choć wiele mógłbym
I mógłbyś i Ty
To Ona
Co murami i prawem
Opatulona po szyje
Stoi pełna spokoju
Okazuje się być
Niczym wiewiórka co panicznie
Boi się lasu
A jej alternatywą jest otwarty
Obszar bezpruderyjnych idiotów
Co nie wiadomo
Gdzie i kiedy
Odbiorą Ci
Traktat pokojowy
I uczynią oświatą
Braku bezpieczeństwa
le.esthete
„Ciekawość ciernistych krzewów”
Jeżeli weźmie mnie
Za rękę
I zaprowadzi w spacer
Cierpki i chłodny
Jak sam Pan Bóg
To kroczyć będę wolno
I zadawał pytania
Bo nieśmiertelna jest
Ciekawość moja
le.esthete
„Leniwa masa czekoladowa”
Wszystko na pół gwizdka
Na pół ciasta
Na nie wszystko
Chyba na nie tyle
Ile byś chciał
A mówisz że nie masz
Że Cie nie rusza
Że wszystko Ci odebrano
I że nic nie możesz z tym zrobić
Na nic ta ręka
Co na sprawę ją kładziesz
Jeśli
Grasz z nią
W łapki
I uciekasz na drzewo
Poglądy wykute
Na niemądrych skałach
A na bezszeleście nieba
W powiew rzucasz swoje rację
Nie pozostają w ludziach
A na podeszwach
Wiercą nietrwałe
Kształty
.
.
.
Przezroczyste
Bicie
Dłoni —
To grunt
Topi się w głowie
Szare tłumy
Szaroumieją się
Z tego wykorzystać
— Rozejrzały się po Tobie
Stagnacja percepcji
Wykończony
Nad forma prosta