E-book
22.05
drukowana A5
61.77
drukowana A5
Kolorowa
86.73
Romanse pisane cynobrem

Bezpłatny fragment - Romanse pisane cynobrem


Objętość:
273 str.
ISBN:
978-83-8189-968-0
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 61.77
drukowana A5
Kolorowa
za 86.73

Powiedz, że mnie kochasz

Rozdział 1

W niedużej restauracji, ku radości Harshita, nareszcie zaczęło przybywać klientów. Była połowa października i unosząca się w powietrzu zimowa aura nie sprzyjała w ostatnich dniach interesom. Z tym większym zapałem kucharz i współwłaściciel restauracji, zaczął przyjmować zamówienia na przeróżne wersje kurczaka z ryżem. Zaraz potem rozpoczął przygotowywanie potraw. W kuchni pomagał mu jego przyjaciel, Gajendra, a w sali restauracyjnej obsługiwał jego kuzyn, Gopal. Wszyscy trzej pochodzili z niedużego miasteczka w Pendżabie. Gopal od zawsze miał wielkoświatowe marzenia i za wszelką cenę chciał wydostać się z małej, indyjskiej miejscowości. Namówił on przed trzema laty Harshita i Gajendrę na biznes w Europie. Zebrali wówczas swoje oszczędności i wyjechali w nieznane. Jak się na miejscu okazało, na kulturę i jedzenie indyjskie był w Europie duży popyt. Spotkali tutaj inne rodziny, pochodzące z ich stron, które prowadziły mniejsze i większe restauracje w sąsiednich miastach. Hindusi i Pakistańczycy, żyjący na europejskiej emigracji, żyli zgodnie w swojej małej społeczności. Pomimo iż większość działała w tej samej branży, nikt nie przeszkadzał sobie w interesach i nie stanowił dla siebie konkurencji.

Harshit Sing zawsze miał „dryg” do kuchni, jak mawiali jego przyjaciele. Ten niespełna trzydziestosześcioletni letni mężczyzna miał ogromny talent do gotowania, dlatego też od początku wszyscy wiedzieli, jakiego rodzaju biznes otworzą. Tak też od trzech lat Harshit z pomocą kuzyna i przyjaciela z mniejszymi lub większymi sukcesami, prowadził restaurację indyjską w środku Europy. Teraz, skupiając się na gotowaniu, z irytacją zanotował głośne śmiechy dochodzące z sali. Kiedy podniósł głowę, przez zasłonę ze szklanych koralików oddzielającą salę restauracyjną od kuchni, zauważył trzy kobiety, wchodzące do jego lokalu. Prym wiodła niska blondynka na niebotycznie wysokich obcasach, ubrana dosyć wyzywająco. Był to typ kobiety, której Harshit zdecydowanie nie znosił. Widok na pierwszą zasłoniła inna, okrąglejsza i wyższa. Kucharz odwrócił głowę i zajął się krojeniem cebuli i imbiru na blacie, mieszczącym się obok pieca gazowego. Zerknął też, jak radzi sobie po przeciwległej stronie kuchni Gajendra. Wszystko szło doskonale. Kiedy Harshit skończył krojenie, powrócił nad patelnię, wrzucił wcześniej pokrojoną cebulę do gorącego oleju, a jego głowa automatycznie zwróciła się w stronę sali restauracyjnej. Zawsze lubił podglądać swoich gości. Na podstawie ich wyglądu starał się odgadnąć, w jaki sposób przyprawić zamówioną przez nich potrawę, a następnie z zadowoleniem obserwował, jak te znikały z talerzy. Największą nagrodą było, kiedy każdy z gości wychodził z uśmiechem i zapewniał ich, że wróci.

Wzrok Harshita padł na stolik zajmowany przez trzy kobiety. Trzecią z nich dostrzegł dopiero teraz. Jej rude włosy upięte były w luźny kok na czubku głowy. Dostrzegł, mimo dzielącej ich odległości, kuszący zarys pełnych ust i intensywny, błękitny kolor oczu. Musiał przed sobą przyznać, że nie widział jak dotąd piękniejszego koloru oczu. Dwa głębokie, lazurowe oceany, oprawione dodatkowo długimi rzęsami, przyciągały jego wzrok niczym magnes. W takich oczach można by zobaczyć niebo ̶ pomyślał, lecz natychmiast powrócił do rzeczywistości. Chwila nieuwagi i jego cebula mogła się przypalić. Gotując, kątem oka patrzył, jak kobiety składają u Gopala zamówienie. W chwilę potem jego kuzyn wszedł do kuchni i przekazał:

̶ Jeden mutton vindaloo ̶ ostry, jeden Chicken jhal fry ̶ łagodny, raz bombay mixed tandoori. Jako dodatek będą ryż i naan, a na początek przystawka ̶ warzywa w stylu bengali.

Po przekazaniu zamówienia Gopal chwycił tacę z przed chwilą przygotowanymi przez Harshita i Gajendrę daniami dla innych gości, i wyszedł na salę. Harshit zanotował w głowie zamówienie i zaczął je przyrządzać. Śmiech kobiet, dobiegający z sali ściągał bez przerwy jego uwagę. Z ciekawością co chwilę zerkał na nie. Dwie z nich były roześmiane i zrelaksowane, ale ruda-błękitnooka, ubrana w dopasowany garnitur, wydawała się dużo poważniejsza. Rozumiał coraz lepiej język kraju, w którym mieszkali. Od czasu do czasu dobiegały go strzępki ich rozmów, z których wywnioskował, że kobiety przyszły świętować urodziny rudej. Pomyślał naraz, że z tej okazji mógłby przyrządzić im mango lassi. Zadowolony ze swojego pomysłu, z jeszcze większym zapałem, zabrał się za przyrządzanie zamówionych przez kobiety potraw. Kiedy parujące misy i patery, uwodzące unoszącym się z nich aromatem, dotarły do ich stolika, chciał wyjść na chwilę, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Zatrzymał go jednak Gopal, który wniósł jedną misę, oraz talerz z nałożonym nań mutton vindaloo z ryżem z powrotem.

̶ Masz jeden zwrot. To tej rudej. Mówi, że nie jest przyprawione.

Zaskoczony Harshit wychylił się nieco za Gopala, odsunął dźwięczącą teraz pod jego dotykiem zasłonę z koralików i spojrzał wprost na dziewczynę z rudymi włosami.

̶ Przecież przyprawiłem. Jest średnio ostre. Europejczycy nie umieją jeść naszych potraw oryginalnie przyprawionych ̶ zżymał się. Jego kuzyn wzruszył na te słowa ramionami.

̶ Ja cię rozumiem, ale ugotuj jej to jeszcze raz i bardziej dopraw.

Rozeźlony teraz na dobre Harshit odebrał tacę z potrawą z rąk Gopala i odrzekł na głos:

̶ Już ja jej doprawię.

Był zły, bo nie mógł skorzystać ze swojej przerwy, ale też przede wszystkim dlatego, że jego najlepsza baranina vindaloo powróciła do kuchni z reklamacją. Sięgnął na powrót po patelnię i postawił ją na ogniu. Potem przygotował mięso i chwycił za nóż. Zaczął kroić je w równiutkie, dwu i półcentymetrowe kostki, mamrocząc pod nosem groźby, na przemian w hindi i pendżabskim:

̶ Poczekaj tylko. Tak ci przyprawię, że przez następny tydzień będziesz mnie wspominać i żałować, że oddałaś ten talerz.

Po kilkunastu minutach, przyprawiając potrawę pokrojoną, dużą papryczką chili, zawahał się przez sekundę, czując wyrzuty sumienia z powodu swoich zamiarów. Chwilę potem potrząsnął głową i powiedział do siebie na głos:

̶ Sama chciała ostre. ̶ Przechylił nad patelnią deskę i przesypał całą jej zawartość do potrawy, mieszając ją w sekundę po tym z uśmiechem zadowolenia na twarzy.

Kiedy Gopal wziął parującą, zdobioną miedzianą misę ze sobą, Harshit, wciąż z uśmiechem triumfu na twarzy, oparł się o kuchenny blat i założył ręce na siebie. Za nic w świecie nie chciał przegapić tego widowiska. Patrzył, jak kobieta bierze widelec w dłoń i rozmawiając z koleżankami, nabiera na niego kawałek mięsa, sowicie umoczonego w sosie, po czym wkłada go do ust. Nie stało się jednak nic nadzwyczajnego. Kiedy zobaczył, jak dziewczyna z zadowoleniem przymyka oczy i zaraz potem z apetytem pochłania swoje jedzenie, uniósł jedną brew ze zdziwienia do góry. Gwizdnął cicho z podziwem, a na głos zaraz dodał:

̶ Spicy ladki.

Mimo wszystko był przekonany, że rudowłosa kobieta musiała już czuć narastające z wolna palenie w gardle. Reakcja organizmu na bardzo ostro przyprawioną potrawę była tylko kwestią czasu. Pomyślał nawet, że mógłby jej zanieść Cobrę. Alkohol, wbrew pozorom, był niezmiernie pomocny podczas jedzenia bardzo ostro przyprawionego jedzenia. Obserwacja kobiet zaczęła bawić kucharza. Kiedy zobaczył, że policzki rudej-niebieskookiej przybrały szkarłatny odcień, chwycił wcześniej przygotowaną tacę z piwem i wyszedł osobiście na salę. Podszedł do ich stolika i zaczął ustawiać butelki przed kobietami. Zdziwione uniosły głowy i popatrzyły na niego pytająco. Blondynka odezwała się jako pierwsza:

̶ My niczego więcej nie zamawiałyśmy.

Harshit zignorował ją, pochylił się bliżej Spicy ladki i powiedział cichym, lecz ironicznym tonem w języku angielskim. Coś mu mówiło, że zrozumie go doskonale.

̶ Okno już otworzyłem. Tu jeszcze coś do popicia ̶ mówiąc to wskazał na piwo.

̶ Mały prezent urodzinowy od kucharza ̶ dodał jeszcze z kpiącym uśmiechem, po czym wyprostował się i odwrócił z zamiarem powrotu do kuchni. Kobieta, pomimo zaskoczenia, szybko odzyskała rezon i zaoponowała:

̶ Kto powiedział, że potrzebne mi jest coś do picia?

Spojrzał na nią jeszcze raz, jednocześnie ze zdziwienia przechylając głowę na bok.

̶ A nie jest?  ̶ Spytał głosem mocno zabarwionym ironią. Patrzące na niego teraz niebieskie oczy, gromiły go swoim spojrzeniem.

̶ Oczywiście, że nie. Jeśli będzie, sama zamówię.

Harshitowi coraz bardziej podobała się ta sytuacja. Kompletnie rozbawiony, z poczuciem zwycięstwa, stojąc tuż przy wejściu do kuchni, odparł krótko:

̶ Ale będzie ̶ a zaraz potem zaczął z zadowoleniem podśpiewywać znaną, filmową melodię. Z kuchni słyszał, jak ta tłumaczy ich rozmowę swoim towarzyszkom. Usłyszawszy słowo „impertynent”, sięgnął po smartfona i odnalazł tłumacza internetowego.

Ja może i jestem impertynentem, ale ty upartą kozą. A kiedy kozy skaczą… ̶ zaśmiewał się jeszcze przez chwilę w myślach. Do restauracji weszli między czasie inni goście i musiał zająć się na powrót gotowaniem. Ze swojego stanowiska pracy co jakiś czas podpatrywał jeszcze kobiety. Z lekkim rozczarowaniem zarejestrował, iż w przeciągu kwadransa poprosiły o rachunek. Zapłaciły go, dzieląc koszty między siebie i szybko wyszły z restauracji. Szczerze żałował, że nie dowiedział się o niej niczego więcej. Wydawało mu się, że nazywa się Ivonne. Tak nazywały ją dwie, głośne harpie, które jej towarzyszyły. Jednak po całym dniu spędzonym w kuchni niczego nie był już pewien. Gopal, który posprzątał stolik po nich, odniósł nietknięte piwa i ułożył na powrót w lodówce. Widząc to, kucharz roześmiał się cicho:

̶ Sama chciałaś…


Ivonne przeklinała w myślach kucharza. Specjalnie przyprawił jej bardziej, niż było trzeba. Pierwsze kęsy potrawy smakowały naprawdę wybornie, lecz po kilku minutach miała wrażenie, że spłonie natychmiast żywym ogniem. Duma nie pozwoliła jej wypić przyniesionego przez mężczyznę alkoholu, dlatego poprosiła swoje przyjaciółki, Agnes i Rene, by szybciej wyszły z restauracji. Natychmiast poszła do najbliższego sklepu, by kupić wodę. Jeszcze w sklepie duszkiem opróżniła niemal całą butelkę. Gdy wyszła na zewnątrz do czekających na nią przyjaciółek, na głos wymyślała:

̶ Cholerny kucharzyna! ̶ Miała zamiar jeszcze długo pomstować go na głos, gdy Agnes rozmarzonym głosem przerwała jej:

̶ Ale jaki przystojny kucharzyna. ̶ Ivonne zagryzła wargi na wspomnienie mężczyzny. Faktycznie, gdy popatrzył na nią tymi swoimi przenikliwymi, dużymi, brązowymi oczyma, można było poczuć dreszcze tu i ówdzie. Za chwilę zripostowała jednak na głos:

̶ Przystojny czy nie, był złośliwy i bezczelny.

Rene roześmiała się na to serdecznie:

̶ No, no koleżanko, ktoś tu się komuś spodobał. Nareszcie! Od dawna twierdziłam, że potrzeba ci faceta.

Ivonne wolała już nic więcej nie mówić, by nie prowokować rozbawionych teraz jej kosztem przyjaciółek. Kiedy doszły do centrum miasta, rozstały się, gdyż każda zmierzała w innym kierunku.

Ivonne Preis obchodziła tego dnia swoje trzydzieste czwarte urodziny. Zawsze zapracowana asystentka w dużej firmie doradczej, zwykle nie miała czasu na rozrywki. Cieszyła się, że przynajmniej dziś udało jej się znaleźć chwilę wolnego czasu, żeby spotkać się ze swoimi przyjaciółkami. Znały się niemal od wieku przedszkolnego. Rene, atrakcyjna rozwódka, była typem twardo stąpającej po ziemi kobiety, z ogromnym poczuciem własnej wartości. Świadoma swej fizycznej atrakcyjności, chętnie ją eksponowała. Ivonne zawsze podziwiała Rene za to, że wystarczył tylko jeden gest jej dłoni lub zatrzepotanie rzęsami i natychmiast znajdował się wokół niej wianuszek adoratorów. Agnes natomiast, była szczęśliwą mężatką i matką, która chętnie szukała w towarzystwie przyjaciółek chwili wytchnienia oraz odrobiny rozrywki. Wszystkie trzy stanowiły niezwykłe trio, bowiem każda z nich różniła się od siebie diametralnie. Od wielu lat również wzajemnie się szanowały i ceniły wszystkie te różnice. Ivonne nie lubiła tylko tego, kiedy obydwie chciały ją swatać lub żartowały, że co roku będą dokupywać jej po jednym kocie, by przynajmniej na starość miała jakieś towarzystwo.

Tego wieczoru, przez fizyczne dolegliwości, Ivonne nie mogła skupić się na pracy. Była zła z tego powodu, ponieważ planowała przygotować jeszcze trzy symulacje inwestycji dla swojego aktualnego klienta. Przeklęty kuchcik od siedmiu boleści ̶ przeklinała jeszcze długo na przemian, to w myślach, to na głos.

Rozdział 2

Listopad zbliżał się wielkimi krokami. Harshit, korzystając z okazji, że akurat tego wieczoru nie było wielu klientów, postanowił iść na zakupy do najbliższego centrum handlowego. Musiał zamówić do restauracji świeże kwiaty i zakupić sztuczne ognie. Za trzy dni mieli świętować diwali.

Wszyscy jego znajomi, włącznie z nim, niecierpliwie wyczekiwali tego dnia. Diwali oznaczało nie tylko większy ruch w interesie, ale i odrobinę wytchnienia od Europy i jej chłodnego klimatu. Społeczność hinduska uwielbiała się spotykać ze sobą i świętować. Tym bardziej że diwali było w zasadzie jednym z najważniejszym hinduistycznych świąt i okazją do wspólnego przebywania z przyjaciółmi. Mężczyzna z przyjemnością zauważył teraz, że centrum miasta zaczęto ozdabiać już światłami i dekoracjami bożonarodzeniowymi. Nadawało to niezwykłego klimatu całemu miejscu, które jeszcze wczoraj wydawało mu się zimne, szare i nijakie.

Swobodnym krokiem wszedł teraz do jasnego centrum handlowego i przemierzał pasaż w poszukiwaniu kwiaciarni. Wtem, wydało mu się, że kątem oka dostrzegł w jednym ze sklepów znajomą sylwetkę o płomiennych włosach. Natychmiast się cofnął i przyjrzał z uwagą mijanej przed chwilą kobiecie.

A niech mnie, ależ mam szczęście ̶ pomyślał uradowany. Podszedł do szyby wystawowej i ustawił się w nonszalanckiej pozie, tuż przy wejściu do sklepu. Odczekał, aż ta będzie wychodzić i zagadnął:

̶ Hej Spicy ladki! Dlaczego nie przyjęłaś prezentu od kucharza?

Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na niego zaskoczona. On zmierzył ją całą pogodnym, roześmianym wzrokiem. Od razu pomyślał, widząc ją znowu ubraną w sztywny, ciemny garnitur, że dziewczyna bardzo potrzebuje pomocy, aby się wyswobodzić z urzędowego i poważnego wizerunku. Natychmiast postanowił też posłużyć jej własną uwagą i pomocą.

Gdy Ivonne zwróciła głowę w kierunku usłyszanej zaczepki w języku angielskim z domieszką hindi, zobaczyła najpierw roześmianą, przystojną twarz z lekkim zarostem. Potem dostrzegła, że mężczyzna stał oparty plecami i jedną nogą o szybę wystawową z założonymi na siebie rękoma. Patrzył wprost na nią dużymi, czekoladowymi oczyma, i jak jej się też wydawało, kpił z niej w żywe oczy.

̶ Ty?! ̶ Zdziwiła się żywo i postanowiła od razu wykorzystać sytuację, by powiedzieć mu, co o nim myśli: ̶ Ty, ty kucharzyno od siedmiu boleści. Jesteś zakałą swojego zawodu. Nigdy więcej nie przyjdę do twojej restauracji. Jak mogłeś?!

Harshit roześmiał się i w geście obrony uniósł obie ręce

w górę, opuścił też nogę z szyby. Stojąc pewnie na obu nogach, odparł z żalem w głosie:

̶ Przepraszam. Moje potrawy do mnie nigdy dotąd nie wracały. ̶ Z zadowoleniem zauważył, że gdy usłyszała jego szczere wyznanie, zmienił się wyraz jej twarzy. Nie złościła się już. ̶ Jestem Harshit Sing. Wyciągnął do niej swoją dłoń. Uśmiech wciąż nie znikał z jego chłopięcej, przystojnej twarzy. Wobec takiej postawy Ivonne nie potrafiła się już dłużej bronić. Jej twarz również rozjaśnił na chwilę uśmiech. Podała mu swoją dłoń i przedstawiła się:

̶ Ivonne Preis. ̶ Uścisnął wyciągniętą ku niemu rękę, a na głos powiedział ciepłym tonem:

̶ Ive, miło mi cię poznać.

Ivonne szybko cofnęła swoją dłoń i poprawiła go chłodnym tonem:

̶ Ivonne.

Harshit nie przejmując się tym, co usłyszał, zaproponował:

̶ Wyglądasz, jakbyś od wieków nie jadła. Chodź, Ive, zapraszam cię na obiad w ramach rekompensaty. I nie możesz mi odmówić. Temu, kto szczerze przeprasza, nie odmawia się ̶ spojrzał wymownie na nią, w oczekiwaniu na jej odpowiedź. Ona roześmiała się i z niedowierzaniem potrząsnęła głową.

̶ No dobrze, dam ci szansę na rekompensatę. Nie zdążyłam dziś jeszcze zjeść lunchu. ̶ Zgodziła się ku jego radości.

Kiedy szli w stronę restauracji, upomniała go:

̶ Mówiłam już, nazywam się Ivonne. Nikt nie mówi do mnie „Ive”.

Harshit na te słowa roześmiał się i z godną pozazdroszczenia pewnością siebie, odrzekł:

̶ Wiem, bo tylko ja tak cię nazywam.

Aż przystanęła z wrażenia. Miała zamiar odpowiedzieć mu na jego zuchwalstwo jakąś ciętą ripostą, ale w chwili, gdy spojrzała w jego głębokie, ciemne oczy, natychmiast w nich utonęła. Zrezygnowała i postanowiła milczeć. I tak żadna sensowna odpowiedź nie przyszła jej w tej chwili do głowy. Po chwili dotarli do restauracji mieszczącej się na pierwszym piętrze centrum handlowego. Harshit odsunął dla niej krzesło i poprosił, by usiadła. Sam usiadł naprzeciwko i ujął kartę w dłonie, żeby zapoznać się z menu. Mimo iż zachowywał teraz powagę, z twarzy oraz całej jego postury biła swoboda z domieszką szelmostwa. Ivonne wpatrywała się z nieustającym zdumieniem w siedzącego przed sobą mężczyznę. Jak to możliwe, ̶ zastanawiała się ̶ że dorosły mężczyzna potrafi być tak beztroski i jednocześnie pewny siebie?

Tymczasem Harshit wiedział już, co zamówi.

̶ A ty? ̶ zapytał ją.

̶ Jeszcze nie wiem ̶ dopiero teraz jego słowa wyrwały ją z zadumy. Natychmiast oderwała swój wzrok od niego i sięgnęła po kartę. Kiedy złożyli już zamówienie, Ivonne spojrzała na niego i zapytała bezpośrednio:

̶ Usiłuję pojąć, jak można być takim lekkoduchem jak ty.

Harshit zaśmiał się na jej słowa i odparował niedbale:

̶ Mojego ducha nic nie przygniata, dlatego jest roześmiany i lekki. Co ciebie przygniata, Ive?

Na tę odpowiedź uniosła z zaskoczenia brwi i odparowała:

̶ Skąd u ciebie takie przypuszczenie, że coś mnie przygniata? ̶ Harshit spoważniał, ale jego oczy wciąż były roześmiane.

̶ Ive, spójrz na siebie. Nie ma w tobie koloru, na twojej twarzy nie ma uśmiechu. Płomienne zostały tylko włosy. Wszystko inne głęboko ukryłaś. Mam wrażenie, że siedzi przede mną delikatna mimoza, a nie kobieta o płomiennych włosach i oczach koloru nieba.

Zdumiona Ivonne, słysząc jego bezceremonialną odpowiedź, przecząco pokręciła głową i roześmiała się. Starała się jednocześnie nie słyszeć powiedzianych przed chwilą na głos komplementów.

̶ Myślałam, że jesteś kucharzem, a nie psychoanalitykiem.

Na twarzy Harshita na nowo rozkwitł uśmiech.

̶ Jednym z najlepszych kucharzy, madame.

Ivonne, nie mogła nadążyć za jego nieokrzesanym zachowaniem. Znów pokręciła głową i stwierdziła na głos:

̶ Zuchwały i do tego samochwał.

On na to upomniał ją:

̶ Gdybyś się ostatnio nie upierała, tylko spróbowała tego, co ugotowałem za pierwszym razem, wiedziałabyś. Ale nie szkodzi, kiedyś ci udowodnię.

W tym momencie przyniesiono ich zamówienie. W trakcie posiłku nie przerwali swojej wymiany zdań.

̶ A jaką niewdzięczną pracę za karę wykonujesz, że tak się musisz ubierać? ̶ Ivonne na te słowa serdecznie się roześmiała, ale zaraz też pośpieszyła z odpowiedzią. Powoli przyzwyczajała się do zuchwałości mężczyzny.

̶ Jestem asystentką w firmie doradztwa finansowego. ̶ Ugryzła się w język, by nie dodać, że na takie ubranie, jakie ona nosi, jego długo jeszcze nie będzie stać. Tymczasem Harshit zaraz zapytał ją poważnym tonem:

̶ I co masz z tej pracy?

Ivonne bez zastanowienia odparła:

̶ Pieniądze po pierwsze.

On natychmiast jej przerwał:

̶ Pieniądze masz i wydajesz, a potem?

Patrzyła na niego, nic nie rozumiejąc. Zaraz jednak odparowała, barwiąc swój głos odrobiną ironii:

̶ A ty? Co masz z gotowania, bo raczej nie pieniądze.

Harshit, ku jej zaskoczeniu, nie poczuł się urażony, tylko spojrzał rozmarzonym wzrokiem w dal i odparł:

̶ Jedni budują świat, inni go malują, a jeszcze inni o nim piszą albo śpiewają. Ja dla niego gotuję.

̶ Kucharz, psychoanalityk i poeta ̶ podsumowała na głos

z przekąsem, zaśmiewając się przy tym. On na to skłonił głowę w geście zapewnienia, uniósł prawą brew do góry i tylko odrzekł z przeświadczeniem:

̶ Jeszcze się przekonasz.

Cały posiłek upłynął im w niezwykłej atmosferze. Rozmawiali i przekomarzali się, lecz dziewczyna zaczęła odnosić wrażenie, że Harshit podczas tej kolacji obalił jej wszystkie życiowe przekonania. Tak po prostu, z nonszalanckim uśmiechem na twarzy taranował wszystko to, w co dotąd wierzyła.

Ivonne, która wywodziła się z ubogiej rodziny, postawiła sobie już we wczesnej młodości za cel, posiadać wszystko to, czego nie miała w dzieciństwie. Kiedy w liceum i na studiach jej koleżanki imprezowały i umawiały się na randki, ona całą swoją energię wkładała w naukę i pracę. Dzięki temu zajmowała dziś asystenckie stanowisko w dużej firmie doradztwa finansowego. Mogła się też poszczycić ukończonymi studiami wyższymi z ekonomii i posiadaniem mieszkania, które mogłoby służyć za wzór na okładkę najpoczytniejszego czasopisma o aranżacji wnętrz. Tymczasem Harshit w ciągu jednej tylko godziny swoją postawą i głoszonymi przez siebie teoriami, zatrząsnął jej celami i osiągnięciami. W pewnej chwili mężczyzna śmiało patrząc jej w oczy, zapytał:

̶ Ive, czy to, co robisz, daje ci szczęście? ̶ Już przyzwyczaiła się, że zwracał się do niej wymyślonym przez siebie zdrobnieniem. Choć nie chciała, zamyśliła się nad wypowiedzianymi przez mężczyznę słowami. Ku własnemu przerażeniu nie znajdowała odpowiedzi na postawione przez niego pytanie. Harshit, na jej milczenie, pospieszył jej z pomocą:

̶ Ja kocham moją pracę, nawet jeśli nie daje mi ona wielkich profitów. Moją zapłatę odbieram, kiedy widzę, że ktoś, kto raz jadł u mnie, przyszedł do mnie po raz kolejny. Owszem, moi goście płacą mi za potrawy, ale ja daję im znacznie więcej niż jedzenie. Co ty dajesz swoim klientom? Tabele z kwotami, według których mają wpłacać waszej firmie pieniądze? ̶ Miała ochotę upomnieć go, że zagalopował się w swoich osądach. On tymczasem wyciągnął dłoń, dotknął jej policzka i jednocześnie patrząc jej głęboko w oczy, dodał miękkim głosem:

̶ To nie w twoim stylu i zasługujesz na wiele więcej, Ive.

Ivonne nie potrafiła wykrztusić ani jednego słowa. Odwróciła głowę tak, by wyzwolić się z jego dotyku oraz poszukać sposobu na szybką zmianę tematu rozmowy. Nie czuła się gotowa, by zmierzyć się z jego wszystkimi teoriami.

Gdy skończyli jeść, wstali i skierowali się do wyjścia. Zanim wyszli, Harshit poprosił, żeby mu towarzyszyła w drodze do kwiaciarni, mieszczącej się w pasażu centrum handlowego. Chciał koniecznie zamówić kwiaty do restauracji. Nie czekając na niego, pierwsza skierowała się do wyjścia. On w pośpiechu kupił jeszcze jedną czerwoną różę. Poprosił o skrócenie pędu, tak by kwiat nie miał kolców i popędził za nią. Dogonił ją przy głównym wyjściu z centrum handlowego. Nie zwrócili uwagi na to, że zaczął padać pierwszy tego roku, drobny śnieg.

Mężczyzna stanął przed nią i wyciągnął do niej dłoń z różą. Ta zaskoczona zatrzymała się i przyjęła z nieśmiałym uśmiechem kwiat, po czym znów zaczęła iść przed siebie. Tymczasem on, wciąż podążając za nią, zaczął śpiewać cicho w swoim ojczystym języku, czym wprawił ją w niemałe zaskoczenie i zażenowanie.

̶ Harshit przestań, proszę ̶ upomniała go, wstydząc się zdziwionych i zaciekawionych spojrzeń przechodniów. Tymczasem jej upomnienie zostało nie tylko przez niego zignorowane, lecz zachęciło do jeszcze głośniejszego śpiewania. Tym razem już było zupełnie jasne, że śpiewa dla niej, a nie do siebie pod nosem. Ku jej największej irytacji, stojący nieopodal uliczni muzycy podchwycili melodię śpiewaną przez Harshita i zaczęli grać ją spontanicznie, dodając całkiem niezłej aranżacji muzycznej jego piosence. Absolutnie zawstydzona zakryła twarz torebką i chciała przyśpieszyć kroku, ale on złapał ją za rękę i przyciągnął ku sobie.

̶ Nie uciekaj ode mnie, bo nie przetłumaczę, co dla ciebie zaśpiewałem ̶ zagroził rozbawionym, ale zmysłowym tonem. Muzycy odeszli nieco dalej, lecz wciąż grali zasłyszaną przed chwilą melodię.

̶ Dobrze, nie będę uciekać, ale już nie śpiewaj, proszę ̶ jęknęła błagalnie w zakłopotaniu.

Harshit trzymał teraz Ive w ramionach. W oddali wciąż słychać było grających muzyków. Wiedziony rozbudzonymi pragnieniami zupełnie zapomniał o złożonym właśnie przyrzeczeniu. Zbliżył usta do jej ucha i musnął delikatnie miękki, jasny skrawek skóry.

Zaskoczona Ivonne odchrząknęła teraz jeszcze bardziej zażenowana. Próbowała się też odsunąć od niego. Jego bliskość i gorące wargi na jednym z najwrażliwszych miejsc jej ciała, działały na nią oszałamiająco. Czuła, jakby całe jej życie właśnie wywracało się do góry nogami.

̶ Puść mnie, proszę ̶ wyszeptała cicho, wciąż zażenowana. Harshit spełnił życzenie kobiety. Po chwili spojrzał na nią

z szerokim uśmiechem i mrugnął do niej.

̶ Przez ciebie zapomniałem, o czym śpiewałem. Następnym razem ułożę inną i wtedy ci przetłumaczę. ̶ Ivonne

miała wrażenie, że przy tym mężczyźnie traci poczucie rzeczywistości. Wszystko, co z nim przeżywała, łącznie z ich pierwszym spotkaniem, wydawało się jej całkowitym absurdem. Tymczasem, Harshit chwycił ją nieoczekiwanie dla niej za rękę i oznajmił:

̶ Chodź, odprowadzę cię. ̶ Szli przez chwilę obok siebie w milczeniu. Mężczyzna ani na chwilę nie puścił jej dłoni. Sama Ivonne musiała przed sobą przyznać, że pragnęła tego dotyku.

Pierwszy śnieg zaczął sypać nieco gęściej, a ulice rozświetlało już mnóstwo świątecznych świateł. Przez moment myślała, że znalazła się w jakimś obcym jej dotąd, bajkowym świecie. Podeszli do taksówek czekających na postoju. Harshit otworzył przed nią drzwi jednego z samochodów i wpuścił ją pierwszą do środka, po czym sam, wprawiając ją tym samym, po raz setny dziś bodaj w zdumienie, zajął miejsce obok niej i na powrót ujął jej dłoń w swoją. Po chwili spojrzał na nią zdziwiony, wskazał głową na kierowcę i upomniał ją:

̶ Powinnaś chyba teraz coś powiedzieć.

Dopiero po tych słowach ocknęła się z zaskoczenia i zwróciła do kierowcy:

̶ Przepraszam, już podaję adres. ̶ Kiedy to zrobiła, zapytała Harshita nieco rozeźlona: ̶ Co ty teraz wyprawiasz?

̶ Jak to co? Powiedziałem, że cię odprowadzę. Muszę wiedzieć, gdzie mieszkasz, kiedy przyjdę po ciebie za trzy dni.

Przecież nie chciałabyś przegapić Diwali? ̶ Ivonne westchnęła tylko głęboko, a jej umysł podsunął tylko jedną myśl: Litości, pomocy! ̶ W żaden sposób nie potrafiła mu już się dłużej opierać. Jej oczy padły najpierw na ich wciąż złączone dłonie. Biała skóra Ivonne odznaczała się kontrastem od śniadej barwy skóry jego dłoni. Gdy podniosła oczy, zobaczyła, jak on wpatruje się w nią intensywnym, nieprzeniknionym wzrokiem. Widziała teraz każdy detal jego szczupłej, pociągłej twarzy: ciemne, proste włosy, ułożone w zawadiacką, rozczochraną fryzurę; duże, ciemne oczy; długi, orli nos oraz pełne i bardzo męskie usta. Siedząc obok niego czuła też w nozdrzach wszystkie aromaty świata jednocześnie. Jego zapach przez to, że wciąż przebywał w kuchni i gotował orientalne potrawy, wydał jej się wyjątkowy. Ich oczy przyciągały się niczym magnes.

Niestety, taksówka dotarła na miejsce przeznaczania i ta magiczna chwila między nimi została przerwana. Ivonne musiała uwolnić swoją dłoń z jego uścisku, żeby dostać się do portfela i zapłacić kierowcy. Harshit powstrzymał ją gestem dłoni, po czym sam wyjął pieniądze z własnej kieszeni i podał kierowcy. Zaraz potem wysiadł i otworzył przed nią drzwi, by pomóc jej wysiąść. Taksówka odjechała, a ona wskazała na czteropiętrowy apartamentowiec.

̶ Tu mieszkam. Czyli za trzy dni, tak?

Harshit popatrzył na nią przeciągle. Potem zbliżył swoją twarz do niej i delikatnie musnął jej policzek, miękkimi i gorącymi ustami. Potem wyprostował się i powiedział.

̶ Będę w niedzielę o dwudziestej czekał tu na ciebie. I błagam, załóż coś innego.

Ivonne chłonęła każdy moment z nim i teraz gdy usłyszała takie pożegnanie, roześmiała się.

̶ Wariat ̶ powiedziała na głos. Odwróciła się z uśmiechem na twarzy i skierowała w kierunku domu.

Młody kucharz tymczasem był szczęśliwy jak nigdy dotąd.

Z wrażenia przejechał dłonią po włosach i odchodzącej Ivonne odkrzyknął w odpowiedzi:

̶ Pagal! To jest właściwe określenie!

Ivonne odwróciła się i jeszcze raz, uśmiechając się, spojrzała na niego. Pomachała na pożegnanie, po czym zniknęła we wnętrzu budynku.

Rozdział 3

W domu nieustannie wracała myślami do przeżytego dziś wieczoru. Złapała się na tym, że niemal bez przerwy się uśmiechała. Strofowała się wówczas w duchu, że najprawdopodobniej oszalała. Ale kiedy przypomniała sobie pogodny, niewymuszony styl bycia Harshita, musiała przyznać, że ten mężczyzna jest wyjątkowy. Rozśmieszał ją, rozbawiał, prowokował, zawstydzał, a wszystko to robił z pogodnym, zawadiackim uśmiechem na ustach tak, że nie sposób było się na niego gniewać. Dziś nawet bawiła ją sytuacja sprzed paru dni. Miała wrażenie, że jak dotąd, żaden wcześniej spotkany przez nią mężczyzna, nie zrobił takiego zamieszania w jej wnętrzu.

Młody Pendżabczyk również nie mógł zasnąć tego wieczoru. Postanowił już w chwili, gdy zobaczył tego wieczora Ive w centrum handlowym, zdobyć ją. Jest taka inna. Sztywna, jakby połknęła kij, ubrana w krępujące, ciemne ubrania, ale w oczach miała całe niebo ̶ myślał rozmarzony. Za swój życiowy cel powziął sobie wydobyć z niej prawdziwą Ive, tę ukrytą głęboko, którą dostrzegał w odbiciu jej oczu.

Pobudzony i rozmarzony nie mógł znaleźć sobie miejsca w swoim pokoju. Zszedł więc na dół i włączył komputer. Zaraz potem uruchomił internetowe indyjskie radio i zabrał się za sprzątanie restauracji oraz przygotowywanie dekoracji na nadchodzące Diwali. Z głośników płynęła teraz cicha, nastrojowa muzyka. Mężczyzna nie zważając na czas, zapamiętale pracował i jednocześnie podśpiewywał półgłosem do słyszanej melodii.

Nagle, jak spod ziemi, wyrósł przed nim jego kuzyn i spytał ze zdziwieniem:

̶ Tussi pagal? Taa ni ho gaye?

Harshit rozłożył ręce ze zdziwienia i odparł:

̶ Jak to? Nie widać? Sprzątam. Pojutrze jest przecież Diwali.

Gopal pokręcił z niedowierzaniem głową. Zagonienie jego kuzyna do sprzątania było jak dotąd wręcz niemożliwe. Tymczasem teraz krzątał się w środku nocy ze ścierką w dłoni po całej restauracji i podśpiewywał miłosne piosenki. Natychmiast też zaczął się domyślać, co Harshitowi nie daje spokoju.

̶ Zakochałeś się ̶ bardziej stwierdził niż zapytał i zamyślił się. Po chwili również odgadł bezbłędnie: ̶ Niech zgadnę, Spicy ladki?

Harshit uśmiechnął się tajemniczo na te słowa nic nie mówiąc i z jeszcze większym zaangażowaniem zaczął śpiewać i sprzątać. Gopal roześmiał się, widząc to. Postanowił zostawić kuzyna samemu sobie i pójść spać. Wiedział, że na miłość nie ma lekarstwa i że to szaleństwo musi samo minąć.

Następnego dnia po pracy, Ivonne była umówiona z Agnes na siłowni. Jej przyjaciółka od urodzenia córeczki starała się usilnie zgubić nagromadzone podczas ciąży kilogramy. Dla pracownicy korporacji była to natomiast okazja na rozładowanie napięć skumulowanych w pracy. Młoda mama od razu zauważyła błyszczące oczy Ivonne i uśmiech błąkający się na jej twarzy. Kiedy ćwiczyły na bieżni, Agnes była pewna, że jej przyjaciółka coś bardzo przeżywa. Nie wytrzymała i zażądała:

̶ No powiedzże wreszcie, co się dzieje? ̶ Widząc, jak tamta uśmiecha się jeszcze szerzej, zaczęła się domyślać i również śmiać. ̶ A niech mnie! Ktoś nareszcie przedarł się przez mur? ̶

W tej samej chwili Agnes przybrała udawaną, smutną minę i zażartowała: ̶ Kurczę, a ja już koty zaczęłam zamawiać. ̶ Obie na ten żart wybuchnęły śmiechem. Agnes, jakby trafiona piorunem pojęła więcej i zapytała, aby się upewnić:

̶ To ten kucharz, prawda? ̶ Zamyśliła się, a następnie filozoficznie, jak na nią, podsumowała na głos: ̶ Czyli żeby wzbudzić twoje uczucia, trzeba najpierw próbować cię podtruć ostrym jedzeniem? ̶ Ivonne roześmiała się i nim ugryzła się w język, dopowiedziała:

̶ Albo zaśpiewać piosenkę na środku ulicy, niczym w filmie. ̶ Agnes aż wytrzeszczyła oczy na tę odpowiedź.

̶ Żartujesz sobie teraz?

Ivonne roześmiała się i potrząsnęła głową, odganiając wspomnianą przed chwilą przez siebie sytuację. Przyśpieszyła kroku na bieżni i mocniej chwyciła uchwytów przyrządu do ćwiczeń.

̶ Agnes, on jest taki… ̶ Szukała w pośpiechu odpowiednich słów. ̶ Nieokrzesany, szalony, czasem gburowaty a zaraz potem, gdy patrzy mi prosto w oczy, jestem mu w stanie natychmiast wszystko wybaczyć.

Agnes słuchała słów przyjaciółki z rozmarzeniem, po czym zamyśliła się na głos:

̶ Jak sądzisz? Gdybym podała mojemu mężowi takie ostre jedzenie, czy on też by się we mnie na nowo zakochał, jak ty

w tym Hindusie?

Ivonne roześmiała się tylko i zaraz potem dodała:

̶ Spróbuj. Na niektórych, jak widać, działa. Ale zaraz… Ty przecież nie musisz, wariatko!

Ivonne wiedziała, że jest zakochana w Harshitcie. Czuła się od wczorajszego wieczoru tak, jakby fruwała gdzieś wysoko w chmurach, a nie chodziła po ziemi. Nie tylko przeżywała w myślach każdy szczegół ich ostatniego wieczoru, ale też uciekała myślami do niedzieli. Odliczała czas do ich spotkania niecierpliwie, jak nigdy wcześniej w całym swoim życiu.

Kiedy nadeszła upragniona niedziela, Ivonne już od wczesnego ranka stała z kubkiem porannej kawy przed otwartą garderobą i analizowała jej zawartość. Gdy patrzyła teraz na swoje ubrania, musiała przyznać Harshitowi rację. Wszystkie, jakie miała, były nijakie. Białe, granatowe, szare albo czarne. Zamknęła szafę i postanowiła zwrócić się do Rene o pomoc. Jeśli ktokolwiek mógłby jej coś sensownego zasugerować, to tylko ona. Sięgnęła zaraz po telefon i wybrała jej numer. Po kilku sygnałach po drugiej stronie usłyszała głos przyjaciółki:

̶ Halo? ̶ kobiecy głos był bardzo zaspany. Do Ivonne poniewczasie dotarło, że jest jeszcze wczesny poranek. W tej samej chwili pomyślała, usprawiedliwiając się przed sobą, że jej sprawa jest pilniejsza.

̶ Obudź się. Potrzebuję twojej pomocy dzisiaj. Pojedziemy po nowe ubranie dla mnie. Otwierają od dziewiątej.

Nie musiała długo czekać na reakcję Rene.

̶ No Alleluja siostro! Nareszcie! Tylko, proszę, o dziesiątej, dobrze?

Umówiły się przed wejściem jednego z większych centrów handlowych w pobliżu i zakończyły rozmowę.

Rene podczas zakupów cieszyła się, widząc przyjaciółkę tak odmienioną, jednak podeszła bardziej sceptycznie do ostatnich wydarzeń. Swoje zdanie wyraziła, gdy siedziały w restauracji i jadły wczesny lunch.

̶ Ivonne, świetnie wyglądasz. Pasuje ci ten uśmiech i super, że chcesz coś zmienić w wyglądzie, tylko bądź ostrożna. Ten, jak mu tam? Harshit? Nawet imienia nie da się dobrze wymówić ̶ komentowała Rene, przekonana, że musi przywołać przyjaciółkę nieco do rzeczywistości. ̶ Nie znasz ich kultury. Słyszałaś, jak kończą się takie mieszane związki. Po prostu się zabaw, ale na litość boską, nie zakochuj się!

Ivonne na te słowa odwróciła wzrok w bok tak, by Rene nie widziała emocji malujących się na jej twarzy. Już za późno, Rene ̶ pomyślała w tej samej chwili, ale na głos powiedziała uspokajającym tonem:

̶ Nic się nie martw. Znasz mnie, przecież. Będę ostrożna.

Rene przyjrzała się Ivonne z powątpiewaniem i pokręciła przecząco głową.

̶ Właśnie dlatego, że cię znam, będę się martwić. Nigdy cię takiej nie widziałam i to jest bardzo niepokojące.

Ivonne wzruszyła obojętnie ramionami i aby udowodnić Rene, że ta się myli, zapewniła:

̶ Bez obaw, Rene. Mam wszystko pod kontrolą. ̶ Zaraz potem zmieniła temat rozmowy.

Godzinę później Ivonne znalazła się w swoim mieszkaniu, na powrót płynęła rozmarzona na swojej chmurze. Z dumą patrzyła na dokonane przez siebie i Rene zakupy. Kupiły dla niej prostą w kroju, rozkloszowaną, bladozieloną sukienkę, sięgającą do połowy łydki. Kolor ten kontrastował z jej oczami i jednocześnie podkreślał intensywną barwę jej włosów. Kompletu dopełniał delikatny, złoty naszyjnik, sięgający pasa jej sukni oraz pantofle na niskim obcasie, w kolorze sukienki. Patrząc na zakupy i uświadamiając sobie swoje emocje, pomyślała, że Rene ma dużo racji. Powinna się natychmiast opamiętać i nie angażować tak bardzo lub przynajmniej tak nie przeżywać. Obiecała sobie trzymać swoje uczucia na wodzy oraz nie zdradzać się z nimi.

Gdy wybiła dwudziesta, z takim samym mocnym postanowieniem schodziła na dół. Harshit czekał na nią niedbale oparty o ciemne coupe. Gdy spostrzegł, że się zbliża, wyprostował się, spojrzał na nią i przywitał swoim chłopięcym uśmiechem. Ivonne patrząc na jego przystojną twarz czuła, że w jego towarzystwie wszystkie jej postanowienia same topnieją w zawrotnym tempie.

Mężczyzna wyciągnął dłoń w oczekiwaniu, a ona podała mu swoją. Uniósł ją do ust i musnął delikatnie. W tej samej sekundzie Ivonne zatonęła w jego oczach. Natychmiast jednak przywołała się do porządku. On tymczasem puścił jej dłoń i chwycił za drzwi pojazdu. Otworzył je przed nią i pomógł zająć wygodne miejsce we wnętrzu samochodu.

Gdy usiadł na miejscu kierowcy i znalazł się tuż przy niej, spojrzał na nią i wyznał spontanicznie:

̶ Nie mogłem się doczekać tej niedzieli. Powiedz Ive, słyszałaś kiedyś o diwali?

Ona, będąc wciąż pod wrażeniem szarmanckiego powitania i bliskości mężczyzny, zapytała cicho:

̶ Święto światła, czy tak? ̶ Harshit zaśmiał się ciepło i rzucając podczas jazdy krótkie spojrzenia na nią, zaczął odpowiadać na jej pytanie:

̶ Dipa w hindi to nazwa lampki oliwnej, a awali znaczy rząd. Zapalamy podczas Dipawali- rząd lamp, na pamiątkę zwycięstwa boga Ramy nad demonem Rawaną. Legenda mówi, że zwycięski Rama wracał wraz ze swoją żoną Sitą, bratem Lakszmanem oraz generałem Hanumanem nocą. Mieszkańcy Ajodji, aby oświetlić im drogę, zapalili przed swoimi domami rzędy lamp. ̶ Zerknął na Ivonne, by sprawdzić, czy zainteresował ją tą krótką opowieścią. Ta myślała nad czymś i zaraz potem spytała:

̶ Dlaczego Sita uczestniczyła w takiej wyprawie? ̶ Roześmiał się ucieszony i pospieszył z krótkim wyjaśnieniem:

̶ To nieco dłuższa opowieść. Matka Ramy uknuła spisek, by ten nie mógł osiąść na tronie Ajodji. Na tronie zasiadł młodszy brat Ramy, a samego Ramę wygnano do lasu. Jego wierna żona, Sita poszła z nim. Podążył też za nimi jego ukochany brat, Lakszman. ̶ Musiał na chwilę przerwać, by bardziej skupić się na prowadzeniu samochodu. Zaciekawiona Ivonne dopytywała jednak dalej:

̶ Jak więc się stało, że pokonali demona?

̶ To już jest historia o miłości. Później ci opowiem. ̶ Obiecał ze szczerym rozradowaniem. Niedługo potem parkował już samochód. Wysiadł prędko i niemal podbiegł do jej drzwi. Otworzył je przed dziewczyną oraz pomógł wysiąść. Szli chwilę po oświetlonych latarniami i światłami świątecznymi ulicami, aż doszli przed restaurację.

̶ Jakie to piękne ̶ wyszeptała zachwycona Ivonne, patrząc

na kolorowe wzory z wielobarwnego piasku, ziaren

i płatków kwiatów, ułożone przed wejściem do restauracji. Wzór przypominał malowniczy kwiat, w którego środku paliła się oliwna lampka, jak Ivonne podejrzewała, oryginalna dipa z Indii.

̶ To rangoli, ranga i awali, czyli pasmo kolorów. Mówi, że jesteś tu serdecznie witana.

Po tych wyjaśnieniach podszedł blisko do Ivonne, objął ją delikatnie w pasie i skierował do restauracji.

Gdy weszli do środka, dziewczyna ponownie zaniemówiła

z zachwytu. Cała restauracja przystrojona była girlandami, wykonanymi z różnych gatunków kwiatów. Oświetlało ją słabe światło, pochodzące z ozdobnych sznurów lampek, rozwieszonych na ścianach i w oknach. Na stolikach ustawione też były identyczne lampy olejne jak ta, którą widziała przed chwilą na zewnątrz. Nozdrza odurzał zapach kwiatów, a do uszu docierała nastrojowa muzyka. Dopiero teraz dostrzegła, że tylko jeden stolik został nakryty. Stały

na nim dwa puste talerze oraz kilka innych, mniejszych,

z potrawami, których ona nigdy wcześniej nie widziała. Harshit najpierw zaświecił główne światło, a potem odebrał od niej płaszcz. Zaprosił ją po chwili gestem dłoni, by usiadła i odsunął przed nią krzesło. Gdy zajęli miejsca, Ivonne odważyła się zapytać:

̶ Nie spodziewasz się innych gości?

Zajęty nakładaniem na jej talerz indyjskich słodyczy, które wcześniej specjalnie dla nich przygotował, spojrzał na nią z uśmiechem i odparł cicho:

̶ Nie. Inaczej nie mógłbym spędzić tego wieczoru z tobą. Restauracja była czynna do dziewiętnastej ̶ wyjaśnił, po czym niecierpliwie zaczął proponować jej słodycze.

̶ Spróbuj, proszę mawa mithai, to ciasto mleczne. Tu,

w pucharku znajdziesz rice kheer w stylu pendżabskim. ̶ Wskazał na mleczno-ryżowy deser, udekorowany orzechami.

̶ To jest gulab jamun — wskazał na brązowe, średniej wielkości kulki, przypominające jej mini pączki. Ivonne podążyła za jego sugestiami i z apetytem próbowała każdej z poleconej jej potraw.

̶ Te tutaj, to laddu ̶ pokazał żółte kulki otoczone w migdałach oraz orzechach. ̶ A te białe, to rasgulla. Są z serka chhena w syropie szafranowym. ̶ Pokazywał jej wszystkie desery z osobna i wyjaśniał, z czego są zrobione. Ze zdziwieniem musiała stwierdzić, że nie spodziewała się tak subtelnej słodyczy. Kęsy dosłownie rozpływały się w ustach, a ona nie miała ich dosyć. Smaki również nie kontrastowały ze sobą.

Podczas jedzenia, Ivonne powróciła do genezy Diwali.

̶ Możesz dokończyć historię o Ramie i Sicie?

Twarz mężczyzny znów rozjaśnił uśmiech. Natychmiast ochoczo przystąpił do spełniania jej prośby i kontynuował wcześniej zaczętą opowieść:

̶ Rama, Sita i Lakszman żyli szczęśliwie i zgodnie z porządkiem natury w lesie. Pewnego dnia w Lakszmanie zakochała się demonica, Rakszasi. Zakochana Rakszasi zwróciła się do Sity o pomoc w zdobyciu Lakszmana. Sita, jako dobra bratowa, chciała chronić Sitę przed demonicą i odmówiła Rakszasi wstawiennictwa. Zaślepiona złością oraz niespełnioną miłością Rakszasi pożaliła się wówczas swojemu bratu, demonowi Rawanie. ̶ Opowiadając, patrzył na Ive, która słuchała go zafascynowana. Zachęcało go to kontynuowania opowieści.

̶ Rawana w zemście za złamane serce siostry, posłał do lasu złotego jelenia jako przynętę. Sita zapragnęła go i poprosiła męża, by ten jej go upolował. Obaj bracia wyruszyli w pościgu za zwierzyną, która w rzeczywistości okazała się przynętą. Kiedy Sita została sama, Rawana porwał ją na wyspę Lankę. Rama i Lakszman ruszyli na ratunek, ale sami nie mieli tyle mocy, by pokonać Rawanę. Pomogli za to królowi Sugriwie odzyskać królestwo małp, zagarnięte przez jego przyrodniego brata. Sugriwa tak wzruszył się nieszczęściem Ramy, że oddał mu w służbę swego generała, Hanumana. Ta dzielna małpa była nie tylko nadzwyczajnie silna i inteligentna, ale potrafiła również latać niczym ptak. Hanuman wziął sprawy w swoje ręce i odszukał Sitę na Lance. Doszło do bitwy, w której ostatecznie zwyciężyło dobro nad złem. Po zwycięstwie wszyscy wrócili w chwale do Ajodji ̶ zakończył, nie spuszczając swoich oczu z jej twarzy.

̶ A mieszkańcy oświetlili dla nich drogę rzędem lamp ̶ dokończyła urzeczona Ivonne.

̶ Dokładnie tak ̶ odparł, wpatrując się w nią błyszczącym z emocji wzrokiem.

Nagle drzwi restauracji otworzyły się i stanął w nich Gadżendra.

̶ Hej Spicy ladki ̶ rzucił z uśmiechem i zanurzył się za barem. Harshit i Ivonne roześmiali się cicho na takie przywitanie. Wspólnik Harshita zaraz potem wysunął się zza baru, niosąc sporą skrzynkę.

̶ Na razie ̶ pożegnał się szybko przez ramię i zniknął na zewnątrz.

Harshit też podniósł się z krzesła i podszedł do Ivonne. Pochwycił jej dłonie, pomógł wstać i poprowadził bez słowa pod okno, po czym poprosił:

̶ Poczekaj tutaj. Zaraz wrócę. ̶ Patrzyła, jak mężczyzna podchodzi do głównego włącznika światła i gasi je. Salę ponownie rozświetliły małe, przytłumione światła. Za oknem nagle rozległ się huk i Ivonne dostrzegła feerię barw na wieczornym, ciemnym dotąd niebie. W tej samej chwili poczuła bliskość Harshita. Podszedł do niej z tyłu i powiedział cichym tonem, wprost do jej ucha.

̶ Naszą tradycją jest huczne obchodzenie diwali. Nie może zatem zabraknąć sztucznych ogni. Poczuła dłonie mężczyzny na swoich ramionach. Kiedy opuściła głowę i spojrzała na swoje ramiona, zobaczyła, że Harshit otulił ją piękną, kolorową i bogato zdobioną chustą. Ujął też jej prawą dłoń i zaczął wsuwać na przeguby komplet szklanych, cieniutkich błękitnych bransoletek.

̶ Szczęśliwego diwali, Ive. ̶ Po tych słowach musnął delikatnie jej policzek, przyciągnął blisko siebie i szczelnie zamknął w swoich ramionach. W ciszy patrzyli za okno na barwne rozbłyski do czasu, kiedy znów się odezwał cichym, zmysłowym głosem:

̶ Nie powiedziałem ci jeszcze, ale wyglądasz dziś przepięknie. Powinnaś co dzień nosić kolorowe ubrania.

Kobieta spojrzała na niego i onieśmielona, a jednocześnie szczęśliwa, wyznała:

̶ Dziękuję ci. Za zaproszenie, za opowieść, wyborne jedzenie i prezenty. To był naprawdę wyjątkowy wieczór.

Harshit na te słowa odsunął się nieco od niej i oznajmił z tajemniczą miną:

̶ To jeszcze nie koniec atrakcji. ̶ Pochwycił jej dłoń i powiedział: ̶ Chodźmy, czekają już na nas.

Niczego więcej nie wyjaśniając, poprowadził ją do wyjścia. Pomógł włożyć płaszcz, sam wdział kurtkę i wyszli na chłodną ulicę. Gdy byli na zewnątrz, Harshit niemal natychmiast z ogromną pewnością siebie chwycił jej dłoń w swoją, dużo większą i cieplejszą niż jej i poprowadził wolno w kierunku samochodu.

Ivonne chłonęła każdą chwilę z nim całą sobą. Już dawno przestała analizować swoje myśli i uczucia. Poddała się magii, jaką ten mężczyzna wokół siebie roztaczał, odkąd tylko go spotkała. Wiedziona ciekawością w trakcie jazdy zapytała na głos:

̶ Zdradzisz chociaż dokąd jedziemy?

Harshit odwrócił się znad kierownicy i z uśmiechem odparł:

̶ Pokażę ci jeszcze, jak świętujemy diwali. Chciałbym, żebyś poznała moich przyjaciół. Spodoba ci się.

Na twarzy dziewczyny wykwitł uśmiech. Była niemal rozanielona faktem, iż ich magiczny wieczór nie miał się jeszcze skończyć.

Rozdział 4

W kilka minut dotarli do centrum w sąsiednim mieście. Harshit poprowadził ją w kierunku innej restauracji indyjskiej. Gdy weszli do środka, okazała się dużo większa niż ta, w której on sam pracował. Wypełniał ją spory tłum gości, zajętymi teraz rozmowami, jedzeniem albo tańcem. Wnętrze lokalu zostało przystrojone rzędami świateł i girlandami z kwiatów, podobnie jak tego, z którego właśnie przyjechali.

̶ Harshit! ̶ usłyszeli żywe okrzyki powitania, dobiegające jednocześnie z kilku stron. Do jej towarzysza z jednej strony podbiegła młoda, piękna Hinduska i ucałowała go serdecznie w policzek na przywitanie. Z innej strony doszło do nich trzech mężczyzn w różnym wieku i wszyscy entuzjastycznie się z nim przywitali. Kobieta wciąż trzymała Harshita za ramię, ale ten odsunął się od niej i objął zaskoczoną tą sceną Ivonne, stojącą za nim.

̶ Ive, to są moi przyjaciele. Poznaj proszę Aditi ̶ zwrócił się do niej i wskazał na Hinduskę, która teraz uważnym wzrokiem mierzyła ją od stóp do głów.

̶ To są Anand, Banshi i Raj. Poznajcie Ive ̶ przedstawiał mężczyzn po kolei i dokonał prezentacji swojej partnerki.

̶ Aditi i Banshi są zaręczeni, więc niebawem szykuje nam się ślub ̶ oznajmił z uśmiechem. Pociągnął też Ive ze sobą do środka. Jeszcze przez chwilę przedstawiał jej innych znajomych i przyjaciół. Ivonne nie pamiętała żadnego z zaprezentowanych jej właśnie imion, ale każda osoba, którą poznała, była uśmiechnięta i życzliwa. Stała nieco onieśmielona, objęta w pół męskim ramieniem i witała się z każdym. Tymczasem Aditi pochwyciła drugie, wolne ramię Harshita i z uśmiechem zaanonsowała:

̶ Muszę porwać ci twoją wybrankę. Przedstawię ją dziewczynom. Na pewno nie chcesz, moja droga, być zanudzona przez mężczyzn? ̶ Aditi patrzyła na Ivonne teraz z ciepłym, przyjaznym uśmiechem. W sekundę potem znalazła się po stronie dziewczyny i pociągnęła ją ze sobą. Idąc tak z nią za ramię, zagadnęła z uśmiechem:

̶ Więc ty jesteś Spicy ladki?

Na te słowa Ivonne roześmiała się.

̶ Nie wierzę, wszyscy znają już tę historię?

Aditi potwierdziła rozbawiona:

̶ Oczywiście! Nie sądziłaś chyba, że zwrot dania najlepszemu kucharzowi w tej części świata pozostanie bez echa. Szczerze? Twoja sława cię wyprzedza.

Ivonne śmiała się jeszcze przez chwilę, rozbawiona, lecz w rzeczywistości była oszołomiona ciepłym przyjęciem.

Po godzinie przebywania w restauracji „Mumbai Masala” oraz rozmowach z niemal wszystkimi obecnymi, doszła do wniosku, że pomimo wszelkich różnic, obecni tutaj traktowali się jak rodzina. W jednej sali zebrani byli hindusi, sikhowie oraz muzułmanie. Jedni pochodzili z Indii, Bangladeszu jeszcze inni z Pakistanu lub nawet Sri Lanki, lecz na tej sali, Ivonne nie dostrzegła żadnych oznak sporów na tle politycznym czy religijnym.

Kobiety na czele z Aditi zaczęły nie tylko przyjaźnie rozmawiać z Ivonne, ale i częstować przygotowanymi przez siebie potrawami. Później stwierdziły, że w diwali daje się podarki i każda chciała jej dać coś od siebie. Jedna z nich zawiesiła Ive złotą maang tikka komal we włosy. Na dłoń i środkowy palec założono jej też panję w odcieniu złota. Aditi natomiast włożyła w dłoń Ivonne ozdobne kolczyki, jumki i patrząc Ivonne głęboko w oczy, powiedziała z powagą:

̶ Cieszymy się, że tu jesteś Ive. Wesołego diwali ̶ przerwała na chwilę po czym, tak jakby się bała, że się rozmyśli, dodała prędko:

̶ Harshit jest dla mnie jak brat. Widać jak na dłoni, że się w tobie totalnie zadurzył. Nie skrzywdź go.

Ivonne słysząc to, osłupiała. Nowa znajoma zaraz potem zniknęła gdzieś na sali i pozostawiła ją samą. Wypowiedziane przez nią słowa zawisły w powietrzu. Zaraz też otworzyła dłoń i przyjrzała się misternie zdobionym, pięknym kolczykom. Pomyślała, że jeśli je założy, to Aditi będzie wiedzieć, że i jej Harshit nie jest obojętny.

Kiedy skończyła zapinać kolczyki, muzyka w tle ucichła. Na środku sali zrobiło się pusto. Mężczyźni i kobiety stali teraz w osobnych końcach sali. Nagle dało się usłyszeć jeden męski głos, który donośnie deklamował coś w hindi. Ivonne, widząc to, otworzyła szerzej oczy z zaskoczenia. Z tłumu mężczyzn na czele wysuwał się Banshi. Zebrani nagrodzili wypowiedź mężczyzny okrzykami uznania. Tymczasem z drugiej strony sali, Ivonne usłyszała głos Aditi, która w hindi odpowiadała narzeczonemu na głos. Gdy skończyła swoją odpowiedź, na sali rozległy się śmiechy. Aditi i Banshi zbliżali się ku sobie wolnym krokiem i w ojczystym języku toczyli na forum niezrozumiałą dla Ive rozmowę, lecz budzącą wiele emocji pośród restauracyjnych gości.

W tym momencie poczuła ciepły oddech Harshita na policzku i szyi. Mężczyzna pochylał się nad nią, by przetłumaczyć jej tę narzeczeńską dysputę.

̶ Banshi powiedział, że kobieta bez mężczyzny nie byłaby muzą. Aditi mu na to odparła, że mężczyzna, gdyby był idealny, w ogóle nie musiałby poszukiwać muzy dla siebie.

Ive uniosła głowę i trafiła spojrzeniem prosto w ciemne, roześmiane oczy mężczyzny, który był teraz niebezpiecznie blisko.

̶ Sądziłam dotąd, że takie śpiewy to fikcja filmowa ̶ przyznała łamiącym się głosem. Jego bliskość wprawiała nie tylko jej głos w drżenie. Harshit zaśmiał się i nic nie odpowiedział, ponieważ w tej samej chwili narzeczeni zakończyli poetyckie przekomarzania i rozbrzmiała szybka, porywająca muzyka. Ci, którzy tylko mogli, dołączyli do tańczących narzeczonych. Także Harshit porwał pewnie swą partnerkę w ramiona i okręcił swobodnie wokoło. Świat wokół kobiety zawirował. Patrzyła roześmiana, nie dowierzając, z jaką łatwością prowadzi ją w tańcu, którego dotąd nie znała. Podążała za nim i naśladowała jego ruchy. Czuła się wolna i niczym nieskrępowana. W jej głowie pojawiła się myśl, że teraz jest naprawdę szczęśliwa.

W pewnym momencie, co już jej w ogóle nie zdziwiło, Harshit wciąż tańcząc, zaczął śpiewać. Nie zrozumiała ani słowa, ale czuła się wyróżniona i odrobinę zażenowana, ponieważ zwracała przez tę chwilę uwagę wszystkich. Tymczasem on zakończył śpiewanie swoich kilku wersów, przeznaczonych dla niej i z jeszcze większą, magnetyczną energią i radosną beztroską porywał ją do tańca. Ivonne miała wrażenie, że ten grany teraz na żywo utwór wcale się nie kończy. Bez tchu opadła mężczyźnie w ramiona i poprosiła ze śmiechem o chwilę przerwy. Natychmiast przeszli do baru a Harshit wszedł za ladę, by podać jej szklankę wody. Najwyraźniej czuł się tu równie pewnie, jak we własnej restauracji. Nie skomentowała tego jednak na głos. Z wdzięcznością przyjęła szklankę wody. Nie dane jej było jednak długo siedzieć przy barze. Jak spod ziemi wyrosły przed nią kobiety, które poznała przed ponad godziną i pociągnęły ze sobą do tańca. Pokazywały jej przez chwilę typowe ruchy dla indyjskich tańców, uczyły prawidłowo poruszać biodrami i rękoma.

Harshit przyglądając się Ive z oddali, był przekonany, że osiągnął swój cel. Wydobył z kobiety jej wewnętrzny blask, sprawił, że znów się śmiała. Być może nawet była dzisiejszego wieczoru szczęśliwa. Zastanawiał się tylko, czy to wystarczy, aby go pokochała. Żadna kobieta w całym jego życiu nie wzbudziła w nim aż tylu uczuć i pragnień. Ive nie tylko była dla niego wyzwaniem, ze względu na wszystkie różnice pomiędzy nimi. Nie była również celem samym w sobie, który chciał zdobyć. On widział w niej swoją partnerkę, żonę i matkę ich dzieci. Zanim poznał Ive, jego jedynym celem w życiu była praca. Nie raz czuł się rozżalony faktem, że dał się namówić Gopalowi na przyjazd do Europy. Tęsknił za domem, matką i młodszym rodzeństwem. Wszystko jednak zmieniło się w chwili, gdy w jego życiu zjawiła się Ivonne.

Dla niej mógł pozostać w zimnej a czasami nawet nieprzyjaznej obcym Europie. Zastanawiał czy ona go w ogóle zechce. Jego przyjaciele sądzili, że ich miłość była prawdziwą Pyaar impossible. Wszyscy również martwili się, ponieważ znali Harshita i wiedzieli, że on się niczyją opinią nie przejmie i będzie, mimo wszystkich przeciwności, próbować zdobyć miłość dziewczyny. Niemożliwe mawia: jestem możliwe ̶ pocieszał się przez cały czas w myślach.

Wieczór upływał wszystkim w tanecznej, radosnej atmosferze i bardzo szybko zamienił się w noc. W pewnym momencie Harshit zauważył, że Ive nie ma w sali restauracyjnej. Wyszedł na zewnątrz i znalazł ją siedzącą nieopodal na ławce, okrytą tylko płaszczem. Wszedł do środka po swoją kurtkę, a potem wrócił na zimne, nocne powietrze. Podszedł bez słowa do siedzącej dziewczyny i okrył ją swoją kurtką. Przysiadł też blisko niej i objął ją. Z ulgą poczuł, jak Ivonne z westchnieniem wtula się w niego.

̶ Musiałam chwilę odetchnąć. Twoi przyjaciele są bardzo energiczni. Nie znalazłam przez cały wieczór ani jednej kryjówki, z której nie zostałabym siłą wyciągnięta do tańca.

Harshit nie mógł powstrzymać uśmiechu zadowolenia. Oboje chłonęli swoją bliskość teraz i z radością przyjmowali najdrobniejszą pieszczotę, czy też najmniejszy gest uczucia. Mężczyzna obejmował ją i gładził jednocześnie swoimi dłońmi jej dłonie, wystające spod pół jego kurtki.

̶ Nie zapytasz, o czym dziś śpiewałem? ̶ zagadnął cichym, zmysłowym głosem. Ivonne roześmiała się na wspomnienie tej chwili, po czym odparła niemal szeptem:

̶ Myślę, że namawiałeś mnie do odrzucenia zahamowań, zapraszałeś do tańca z tobą.

Pokiwał głową w uznaniu i przyznał z podziwem w głosie:

̶ Mówisz nareszcie jak Ive, nie jak Ivonne.

Usłyszawszy taki komplement, odwróciła się i spojrzała z przejęciem w jego twarz. Przełknęła ślinę i z trudem wykrztusiła ośmielona zapewnieniem, które usłyszała wcześniej od Aditi:

̶ Nie chcę być już Ivonne. Chcę być Ive. Twoją Ive.

Harshit poczuł pod powiekami łzy wzruszenia i radości. Pochylił się ku jej twarzy i ucałował z pasją jej usta.

Po niecałej godzinie oboje zaczęli odczuwać zmęczenie i Harshit zaproponował Ive, że ją odwiezie do domu. Zanim się rozstali, kobieta zapytała go:

̶ Nie chciałbyś wejść ze mną na górę?

Mężczyzna przytulał Ive i wpatrując się w jej oczy, ociągał z wypuszczeniem jej ze swoich ramion.

̶ Obawiam się, że nie będę pasował do twojego otoczenia. Na pewno masz białe dywany na podłodze, po których nie można chodzić i fotele, na których nie należy siadać.

Roześmiała się rozbawiona, słysząc jego przypuszczenia.

̶ Przekonaj się. Jeśli ze mną nie wejdziesz, nie dowiesz się.

Tym razem ona chwyciła jego za rękę i poprowadziła za sobą. Zaraz, gdy drzwi się za nimi zamknęły, bez zapalania światła, Harshit oparł Ive o drzwi wejściowe i zaczął całować. Jego kurtka i jej płaszcz, które wciąż miała tylko zarzucone na swoich ramionach, opadły natychmiast, gdy ona otoczyła jego szyję dłońmi. Ostatkiem silnej woli oderwał się od jej ust i zapytał:

̶ Czy jesteś pewna? Dla mnie to znaczy wszystko.

Kobieta na te słowa przylgnęła do niego cała i wyszeptała:

̶ Tak, jestem. ̶ Po tym zapewnieniu oboje odrzucili tlące się

w nich resztki wątpliwości. Niedbale pozbyli się obuwia i nie odrywając swych ust od siebie, przeszli do pokoju dziennego. Harshit zmysłowo zrzucił z jej ramion szal, który kilka godzin temu jej podarował, a potem odnalazł dłońmi zapięcie sukni. Wolno rozsunął zamek błyskawiczny na plecach i pomógł materii samej opaść z jej ramion. Pod jego dotykiem i pocałunkami jej ciało zaczynało dopominać się o więcej. W tej samej chwili poczuła, że miękną jej kolana. On również wyczuł to i razem przyklęknęli na podłodze. Ułożył ją delikatnie na dywanie i zaczął obsypywać delikatnymi muśnięciami warg. Z namaszczeniem odkrywał każdy skrawek jej ciała, a pieszczoty ust stawały się coraz śmielsze. Zanim połączyli się w jedno, ona spojrzała na niego i wyszeptała ochrypłym głosem:

̶ Ja… Nie mam doświadczenia.

Ucałował jej policzek na to wyznanie i sam przyznał z ulgą w głosie:

̶ Moje szczęście. Nie spostrzeżesz braku mojego.

Ive roześmiała się, lecz gdy tylko spojrzała mu w oczy, śmiech zamarł na jej ustach, a w jego miejsce zjawiły się słowa:

̶ Harshit, to się nie liczy. Nic się nie liczy. Tylko my…

Po tych słowach stopili się na nowo w pocałunku. Kochali się nieśmiało, odkrywając swoją miłość wolno i cierpliwie. Harshit bardzo pragnął Ive, ale nie chciał sprawić jej bólu ani kochać się z nią zbyt gwałtownie. Uważał się tej nocy za największego szczęściarza. Zdobył dziewczynę, o której wcześniej nigdy nawet nie śmiał marzyć. Był pewien, że jeżeli znalazł się przy niej, w jej mieszkaniu, a potem w niej samej, była jego już na zawsze.


Miłość mężczyzny obezwładniała ją całą. Nigdy dotąd nie doświadczyła tylu emocji na raz. Z najmniejszym jego ruchem czuła wzbierającą falę ekstazy, gotową w każdej chwili wybuchnąć. Nie mogąc już nad nią zapanować, ani też nad wszystkimi emocjami targającymi nią całą, rozpłakała się. Jej kochanek, widząc to, zaczął scałowywać i ocierać niesforne łzy, które spływały teraz po jej twarzy. Jego pierwszą myślą na ich widok było, że sprawił jej ból. Kiedy dotarło do niej, że Harshit ją przeprasza, roześmiała się i powiedziała na głos:

̶ Ani się waż przepraszać i nie przestawaj.

Na jej słowa opuściły go wszelkie, wciąż tlące się w nim dotąd obawy. Scałował z czułością ostatnie słone krople, spływające po jej policzkach. Były dla niego najpiękniejszym prezentem, jaki mógł w tej chwili od niej otrzymać.

Po pewnym czasie przenieśli się do jej sypialni i kochali raz jeszcze. Tym razem to Ive pragnęła całować i pieścić jego ciało. Wiedziona rozbudzonym instynktem, górując nad leżącym pod nią mężczyzną, poznawała ustami jego ciało. Następnie, widząc i słysząc jego niecierpliwość, uniosła się nad nim i objęła swym całym ciałem, pozwalając ponownie scalić się im w jedno. Kiedy poczuła, go w sobie całego, z ust wyrwał się jej niekontrolowany, ekstatyczny okrzyk.

W pierwszej chwili przeraziła się tego i zażenowana zaczęła przepraszać. Harshit natychmiast przyciągnął ją do siebie, przytulił mocno i wyszeptał prośbę:

̶ Nigdy nie przepraszaj za naszą miłość. Dla moich uszu to najwspanialszy dźwięk.

Po tych słowach zamknął ją szczelnie w swoich ramionach i wraz z nią popłynął w miłosnym uniesieniu, nie przestając jej przy tym ani przez chwilę całować. Każdy dźwięk, który się z niej wydobył, wprawiał go w jeszcze większą ekscytację. Gdy w końcu opadła bez sił w jego ramiona, zamknął ją w czułych objęciach, nieprzerwanie obsypując pocałunkami.

Nad ranem Harshit zapanował w jej kuchni i przygotował dla nich śniadanie z tego, co znalazł w lodówce i szafkach Ivonne. Kiedy zasiadła już, całkiem wygłodniała, do stołu, była obsługiwana niemalże po królewsku. Jej ukochany serwował każdy, najmniejszy nawet drobiazg z powagą i godnością, które całkowicie ją rozbroiły.

̶ Nie śmiej się. W końcu to nasze pierwsze wspólne śniadanie ̶ upomniał ją żartobliwie. Kiedy na stole znalazły się kubki z parującą kawą, również usiadł przy stole i dokonał prezentacji przygotowanych przez siebie potraw:

̶ Ku mojemu zaskoczeniu w twojej kuchni znalazłem niemal wszystkie potrzebne mi składniki. Spróbuj mooli parata. Najlepiej smakuje z masłem.

Ive sięgnęła po chlebek, oderwała z niego niewielki kawałek

i spróbowała pierwszy kęs bez masła. Po chwili przymknęła oczy i z uznaniem wymruczała:

̶ Ja to jestem szczęściarą. Najlepszy kucharz po tej stronie globu gotuje tylko dla mnie. Tym bardziej moje szczęście, bo ja nie umiem zrobić niczego prócz kanapek i jajecznicy.

Harshit roześmiał się na to wyzwanie i odpowiedział

z przekonaniem:

̶ Kiedy zostaniesz moją żoną, nie będziesz musiała w ogóle gotować.

Zaskoczona spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma i zapytała:

̶ Czy ty jesteś pewien tego, co mówisz? Przecież my… ̶ Nie przeszło jej przez gardło nic więcej. Przecież mimo to, że znali się bardzo krótko, wylądowali razem w jej łóżku. Cokolwiek by teraz odpowiedziała, zabrzmiałoby co najmniej dziwnie. On za to wstał i wyszedł do przedpokoju, by po kilku sekundach wrócić i zasiąść na powrót naprzeciw niej.

̶ Jestem pewien, mahiya.

Położył na stole, przed zupełnie zaskoczoną kobietą, czarne puzderko.

̶ Byłem pewien już wtedy, gdy znów spotkałem cię trzy dni temu. Postanowiłem, że zrobię wszystko, byś była ze mną. Nie wiedziałem kiedy, ale byłem pewien, że będziemy razem. Nie dopuszczałem nawet do siebie innego zakończenia naszej znajomości. Już znasz mnie trochę i wiesz, że jestem urodzonym optymistą ̶ wyznał.

Ivonne nie potrafiła na to nic odpowiedzieć. Nie spodziewała się, że Harshit oświadczy się jej tuż po pierwszej spędzonej wspólnie nocy. On tymczasem otworzył pudełko, które dotąd skrywało delikatny pierścionek z białego złota, z dumnie pośrodku połyskującym, niedużym diamentem. Przyznała w duchu, że pierścionek był piękny. Ale ona zupełnie nie wiedziała, jak ma wyglądać ich przyszłość.

̶ Gdzie będziemy mieszkać? ̶ Zapytała szybko. Nie chciała, żeby zabierał ją gdziekolwiek z Europy.

̶ Gdzie zechcesz ̶ odparł ze spokojem, po czym zaraz dodał, uprzedzając tym samym jej kolejne pytanie: ̶ Ja chcę dalej gotować. Jeśli ty chcesz zatrzymać swoją pracę, zatrzymaj. Jeżeli chciałabyś ją zmienić, zmień. Będę cię wspierał we wszystkim, co postanowisz.

Dla niej sytuacja ta była zupełną niespodzianką. Patrząc w przystojną twarz, na której malowało się teraz wyczekiwanie, nie była pewna, co ma odpowiedzieć. Kochała go, mimo iż rozum podpowiadał jej, że nie można pokochać nikogo od zaraz. Na przekór temu, ona całą sobą kochała Harshita i pragnęła z nim być. On, nie

mogąc doczekać się jej odpowiedzi, wstał i podszedł do niej. Pochwycił jej rękę i delikatnie przyciągnął do siebie. Kiedy wstała, przytulił ją do siebie i wyszeptał:

̶ Ive, powiedz, że mnie kochasz ̶ poprosił i spojrzał na nią uważnie.

̶ Wiesz, że tak jest. Kocham cię. ̶ Po chwili, utonąwszy ponownie w głębi jego ciemnych oczu, dodała niemal bez tchu: ̶ Kocham cię i zostanę twoją żoną.

Gdy Harshit usłyszał jej odpowiedź, uniósł ja wysoko i zakręcił nią, trzymając mocno w swoich ramionach ze szczęśliwym okrzykiem na ustach. Ive, widząc jego reakcję, sama roześmiała się radośnie.

Rozdział 5

Kochankowie cały dzień spędzili w swoim towarzystwie, w jej mieszkaniu. Później Ive śmiała się, jak bardzo Harshit pomylił się, uznając, że po jej dywanie nie można chodzić. Poprzedniej nocy udowodnili bowiem, że na jej dywanie można robić wiele pasjonujących rzeczy. Oboje byli szczęśliwi bardziej niż kiedykolwiek.

Razem odkrywali swoją seksualność. Emocje w sypialni lub też w każdym innym miejscu w jej mieszkaniu zmieniały się z minuty na minutę. Od subtelnych i delikatnych, poprzez namiętne i niecierpliwe, aż po pożądliwe i zaborcze.

Nocą Ivonne przebudziła się z płytkiego snu i w ciemności rozjaśnionej światłem padającym z okna to w pół z księżyca, to w pół z latarni ulicznych, wpatrywała się w twarz ukochanego mężczyzny, śpiącego teraz obok niej. Nie mogła uwierzyć, że właśnie ktoś taki zwrócił na nią uwagę. Byli tak różni, nawet pomijając ich różnice kulturowe i pochodzenie. Mimo to on zdobył ją całą i zdobywał nieustannie coraz bardziej z minuty na minutę. Zastanawiała się, co stanie się po ich ślubie. Jak zareaguje jej otoczenie na wieść, że ona chce poślubić Hindusa, kucharza. Pomyślała zaraz potem, że Harshit, mimo iż pracuje w niedużej restauracji, jest znakomitym kucharzem. Zapewne zdobędzie serca wszystkich swoją aparycją i talentem ̶ uspokajała się w myślach.

Miała tak wiele obaw, ale postanowiła odsunąć je na bok. Poczuła się winna, że zamiast przeżywać miłość swojego życia, bez końca ją analizuje. Wtuliła się w niego, pozwalając się zaspanemu mężczyźnie ciaśniej objąć. Tak wtulona w silne i ciepłe, męskie ramiona zasnęła, marząc o ich wspólnej przyszłości.

Następnego dnia, Harshit stwierdził, że Ive nie ma w domu już niczego sensownego do jedzenia, dlatego też zdecydowali od samego rana przenieść się do restauracji. Ona między wolnymi od pracy dniami miała zaplanowany wcześniej urlop, dlatego cały swój wolny czas poświęcała im obojgu. Harshit, kiedy już byli w restauracji, najpierw zrobił im śniadanie. Po posiłku zaprosił ją do siebie, piętro wyżej.

̶ Na moim dywanie też możemy robić wiele rzeczy ̶ żartował

z zawadiackim uśmiechem. Ive nie miała żadnych więcej obaw. Kochała go i była za tę miłość gotowa w każdej chwili swojego życia stanąć do walki.

Jego niewielkie mieszkanko okazało się bardzo przytulne. Z uznaniem przyznała, że Harshit miał również dobry gust, jeśli chodzi o urządzanie wnętrz. Ściany pozostały białe tak, by optycznie powiększać pomieszczenie. W samym pokoju sensownie zostawił minimalną ilość mebli. Może nie było to wnętrze, które świeciło przykładem nowoczesności, ale o dziwo Ive czuła się w nim doskonale. Być może sprawiły to indyjskie akcenty, których nie sposób było nie zauważyć. Pomieszczenie z całą pewnością witało ciepło każdego, kto przekraczał jego próg.

Gdy tylko znaleźli się za zamkniętymi drzwiami jego pokoju, Harshit od razu przylgnął do niej. Ivonne sama tęsknie wyczekiwała tej chwili. Nie potrafiła się nim w ogóle nasycić.

Z dnia na dzień oboje odrzucali swoją pruderię, gdyż coraz mocniej się pragnęli. Tak było i teraz. Mężczyzna jedną dłonią zmusił ją, by spojrzała na niego, a w chwilę potem oddała mu jego pocałunki. Drugą wciąż trzymał ją w pasie, namiętnie przyciskając do siebie. Ivonne nie dała się długo prosić o reakcję. Zarzuciła kochankowi ręce na szyję i z pasją reagowała na jego pocałunki. Gdy tylko poczuł przez tkaninę koszuli krągłość jej piersi, natychmiast zapragnął poczuć je w swoich dłoniach i ustach. Zdarł z niej bluzkę i niecierpliwie spełnił swoje marzenie. Pieścił i całował jej biust w zapamiętaniu. Zaraz potem zapragnął więcej. Przykląkł więc przed Ive i podciągnął jej spódnicę w górę. Ona namiętnie zanurzała ręce w jego włosach. Gładziła jego głowę, miękkie włosy, mocny kark i szerokie ramiona. Pozwoliła pozbawić się bielizny i niecierpliwie wyczekiwała wygłodniałych, męskich pieszczot. Jego usta odważnie i chciwie poznawały i smakowały ją całą. Nie pozwolił jej na zmianę pozycji, tylko klęcząc przed nią, z premedytacją pozbawiał wszystkich zmysłów. Chciał także, by czuła władzę, jaką nad nim posiadła i zaczęła się nią upajać. W każdej chwili mogła z nim zrobić, co tylko chciała. Kiedy poczuł po kilku minutach, że zupełnie osłabła w jego ramionach, a nogi już jej dłużej nie utrzymują, uniósł się i pochwycił Ive w ramiona, drżącą teraz i wyczekującą na niego. Ułożył ją najbliżej, gdzie mógł, na dywanie. Prędko pozbył się wciąż krępujących go ubrań i posiadł ją zaledwie jednym ruchem. Czuł się od niej coraz bardziej uzależniony. Od jej dotyku, pocałunków od czucia jej całym swoim ciałem i od przebywania w niej. Był pewien, że bez niej w ogóle nie będzie mógł już istnieć.


Kolejny dzień upłynął im podobnie do poprzedniego. Nad ranem Ive musiała opuścić małe mieszkanko Harshita. Wolne dni dla obojga dobiegły końca. Z żalem wychodziła wczesnym rankiem z jego mieszkania. Musiała jednak wrócić do rzeczywistości. Gdy w domu ubierała jeden ze swoich garniturów, poczuła, że służbowe ubranie zaczęło ją nieznacznie krępować. Roześmiała się do swoich myśli. Harshit faktycznie przemienił ją z Ivonne w Ive.

W pracy miała wrażenie, że każdy jej się przygląda. Koledzy, a nawet jej szef próbowali zgadywać, co w sobie zmieniła. Ive uśmiechała się tylko pod nosem, nie zdradzając szczegółów swojej przemiany, a w duchu niecierpliwie wyczekiwała weekendu i chwili, kiedy znów będzie mogła się spotkać ze swoim mężczyzną.

Późnym wieczorem, ku jej największemu zaskoczeniu i radości, Harshit zadzwonił do niej.

̶ Ive, tęsknię za tobą. Bez ciebie nie jestem kompletny ̶ żalił się. Szybko jednak dodał:

̶ Powiedz, że mnie kochasz, a zjawię się u ciebie natychmiast.

Roześmiała się głośno na to wyznanie.

̶ Przecież wiesz, że cię kocham ̶ odparła jednym tchem do słuchawki. W sekundę potem usłyszała dźwięk interkomu. ̶ Wariat! ̶ Śmiała się do słuchawki telefonu komórkowego, idąc jednocześnie w kierunku drzwi. Tak bardzo za nim tęskniła przez cały dzień i była szczęśliwa, że znalazł niemal nocą siły, by przyjść do niej.


Listopad minął im bardzo prędko. Ustalili podczas jednej z rozmów, że wyznaczą termin i miejsce ślubu po nowym roku. Mieli siebie i nigdzie im się nie spieszyło. Harshit prosił, by choć na tydzień pojechali do jego rodzinnego domu. Ive nie podjęła jeszcze żadnej decyzji w tej kwestii. W rzeczywistości była pewna, że uda jej się w styczniu wziąć dwutygodniowy urlop. Nie rozmawiała jeszcze z nikim o swoich planach. Przyjaciółki oczywiście dzwoniły i wypytywały, co u niej nowego i dlaczego się nie odzywa, jednak obie domyślały się co, prócz pracy, może ją jeszcze zajmować.


Harshit i Ive spędzali niemal każdy wieczór i noc ze sobą, na zmianę raz u niej a innym razem u niego. Przebywanie z nim sprawiało, że widziała życie dużo prostsze niż wcześniej. Zaczęła też dostrzegać możliwość czerpania radości ze zwykłych rzeczy, do których pieniądze w ogóle nie były potrzebne. Gdy tylko znajdowali chwilę, spotykali się w porze lunchu, który jedli zwykle spacerując po niewielkim miejskim parku, mieszczącym się blisko centrum miasta. Ivonne zaczęła rozważać też zmianę pracy. Myślała, żeby przenieść się do działu rozliczeń, gdzie nie było aż takiego nacisku na targety sprzedażowe. Postanowiła jednak z takimi zmianami zaczekać do ich ślubu.


Któregoś weekendu, leżąc w ramionach Harshita, zapytała go, czy dobrze czuje się w jej mieszkaniu. Zastanawiała się już od dłuższego czasu, gdzie zamieszkają po ślubie. Chciała zostać

w swoim mieszkaniu, ale nie wiedziała, jak mu to powiedzieć. Harshit pieszcząc opuszkami palców skórę jej ramienia, patrzył na nią rozmarzonym wzrokiem i zamyślony odparł:

̶ Jeśli chcesz, możemy zamieszkać u ciebie. Jednak ja odłożyłem sporą sumę. Moglibyśmy coś kupić lub wynająć. Coś tylko naszego, co stworzylibyśmy wspólnie od zera. ̶ Ive złożyła krótki pocałunek na jego ustach i na głos również rozmarzyła się:

̶ Ogród, duży salon, duża kuchnia, żebyś mógł dla mnie gotować ̶ zażartowała, oczekując jego reakcji. On natychmiast podchwycił żart. Przewrócił ją na plecy i całując jednocześnie jej usta, dokończył:

̶ I duża jadalnia, żebym mógł cię dłuugo jeść.

Ivonne nigdy nie była tak szczęśliwa, jak teraz ̶ przy nim. Miała wrażenie, że chmura, na której się unosi od momentu, gdy poznała Harshita, znajduje się coraz wyżej.

Rozdział 6

Była połowa grudnia i Ivonne chciała koniecznie spotkać się z przyjaciółkami, by podzielić się z nimi ostatnimi wieściami. Zaprosiła z tego powodu Agnes i Rene do restauracji Harshita. Na tę okazję jej osobisty kucharz przygotował gotowanego kurczaka w ciecierzycy z przyprawami oraz pieczone, sikhijskie kebaby. Wszystkie trzy siedziały teraz przy stoliku, a mężczyzna osobiście donosił im potrawy na stół. Jak zwykle, uwodzące nozdrza zapachy sprawiały, że można było zatonąć w zniewalającym aromacie curry, imbiru czy też garam masala. Ślina sama napływała do ust, pragnąć przygotować kubki smakowe na czekającą je, smakową rozkosz. Ive liczyła bardzo na to, że Harshit zjedna do siebie jej przyjaciółki swoim kulinarnym talentem. Gdy mężczyzna odszedł od ich stolika, Rene głośno skomentowała:

̶ Uuuuu, ależ tu iskrzy. Czyżby romans kwitł? ̶ Ivonne spurpurowiała, ale na głos tylko poprosiła:

̶ Jedzmy, nie powinno stygnąć.

Podczas posiłku rozmawiały głównie o nowinkach z pracy i życia Agnes i Rene. Wszystkie trzy zachwalały też, nie po raz pierwszy zresztą, potrawy przygotowane przez pendżabskiego kucharza, jednak z lekkim rozczarowaniem kobieta zarejestrowała, że chwalone było samo jedzenie, a nie osoba, która z sercem i pasją je przygotowała. Po jedzeniu, kiedy Gopal zabrał ich talerze, obie niemal jednocześnie przypuściły na nią atak:

̶ Mów. Jest tak fajny, jak wygląda? ̶ zapytała Agnes.

W międzyczasie Rene również dodawała swoje komentarze:

̶ Masz takie maślane oczy Ivonne. Opowiadaj, co się dzieje? Ivonne z westchnieniem oparła łokcie na stole i splotła ręce przy twarzy. Chciała ułożyć w myślach to, co zamierzała im powiedzieć. Tymczasem obie dziewczyny dopiero teraz zauważyły połyskujący pierścionek na palcu, wyeksponowany teraz nieświadomie przez nią. Spojrzały najpierw pytająco na siebie, a potem na Ive. Rene odezwała się pierwsza:

̶ Nie mów mi, że to jest to, o czym ja teraz myślę.

Ivonne powiodła oczami w kierunku, w którym patrzyły jej przyjaciółki i jej wzrok spoczął na połyskującej na palcu biżuterii. No tak, pierścionek! Od razu się domyśliły. Bardzo dobrze, nie będę musiała niczego tłumaczyć ̶ pomyślała ucieszona. Nie pozostało jej nic innego, jak tylko potwierdzić ich przypuszczenia.

̶ Tak. To jest to. Kochamy się i chcemy być razem. Planujemy się pobrać w przyszłym roku. Agnes zaniemówiła, natomiast Rene podniosła głos:

̶ Oszalałaś?! Miałaś się zabawić, a nie wychodzić za niego za mąż! Pomyśl chwilę i się opamiętaj. Jak to możliwe, że się oświadczył po kilku tygodniach znajomości? Nie widzisz, że to trochę podejrzane?

Ivonne spodziewała się sprzeciwów ich obu, ale nie sądziła, że Rene zareaguje z taką wrogością. Tymczasem przyjaciółka nie przestawała jej gromić:

̶ A co z twoją pracą, karierą? Masz wszystko, o czym kobieta mogłaby marzyć: świetną pracę, pieniądze, perspektywy

i chcesz to wszystko zaprzepaścić z powodu jakiegoś Hindusa, bruda…

̶ Rene! ̶ Ivonne nie wytrzymała i też podniosła głos. Kątem oka zerknęła też z niepokojem w stronę kuchni. Harshit na szczęście zajęty był gotowaniem dla innych gości, przebywających w restauracji i z ulgą przyjęła, że z ich rozmowy nie usłyszał ani słowa.

̶ Nigdy tak nie mów. Ja się nie wtrącam do twoich romansów. Nie mów czegoś, czego potem możesz żałować.

Agnes obserwowała całą scenę zaskoczona. Postanowiła po chwili wesprzeć Rene i również zabrać głos:

̶ Ivonne, Rene ma jednak trochę racji. Oni zawsze chcą wcześniej czy później wracać do domu. Jesteś gotowa, żeby zostawić tu wszystko i wyjechać do zupełnie innego świata?

̶ Nikt tu nie mówi o wyjeździe, dziewczyny. Zarówno Harshit jak i ja chcemy zostać tutaj. ̶ Próbowała obalić ich każdą kontrę. ̶ Nie zamierzam też przestać pracować ̶ dopowiedziała szybko.

Rene natychmiast zaoponowała, ostrym i ironicznym tonem głosu:

̶ Jak długo mężuś pozwoli ci być samodzielną? Ani się obejrzysz i zamknie cię w domu, otoczoną gromadką dzieci i będziecie klepać biedę, zmuszeni żyć tylko z tego jego kucharzenia. ̶ Ivonne zacisnęła pięści ze złości, ale na głos powiedziała zupełnie spokojnie:

̶ Gratuluję, Rene, daru jasnowidzenia.

̶ Ivonne… ̶ Zaczęła Agnes pojednawczo ̶ Przynajmniej zaczekaj z tym ślubem. Poznaj go lepiej. Jak będziesz już wszystkiego pewna, wtedy się pobierzcie.

̶ Agnes, ja jestem pewna. Nie znacie go, dlatego tak mówicie. Dajcie Harshitowi szansę ̶ próbowała przekonywać przyjaciółki. W myślach była jednak pewna, że tylko czas może im pokazać, jak bardzo się mylą. Kobiety postanowiły odłożyć temat związku Ivonne i kucharza na jakiś czas. Rene wstała i wyszła do toalety. Agnes postanowiła wykorzystać chwilę, by wyjść i zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy Ive poczuła w pewnej chwili obejmujące ją od tyłu czułe, męskie ręce, aż westchnęła z ulgą. Harshit doskonale wiedział, kiedy najbardziej go potrzebowała. On sam od dawna nie mógł doczekać się, aż ją wreszcie będzie mógł przytulić.

̶ Nie martw się, soneyo. Kiedyś zrozumieją. ̶ Potem dodał ze swoimi zawadiackim uśmiechem na ustach:

̶ Jakie szczęście, że nie muszę z żadną z nich się żenić. ̶ Roześmiała się na jego żart, ale zaraz też upomniała go:

̶ Harshit, proszę. Już mam dosyć emocji na dziś.

̶ A szkoda. Miałem nadzieję, że zostaniesz dziś u mnie ̶ wyszeptał zmysłowym tonem wprost do jej ucha. Ivonne podziwiała go za to, z jakim spokojem i dystansem podchodził do wszystkiego. Jego ramiona działały teraz na nią tak kojąco. Mężczyzna niechętnie oderwał się od niej i wrócił do swoich obowiązków. Jeszcze przez chwilę siedziała sama przy stoliku. Zamyślona nie zarejestrowała, że obie jej przyjaciółki już wróciły, najwyraźniej bardzo czymś przejęte. Ivonne uniosła głowę i spojrzała na obie kobiety, które wciąż stały nad nią. Próbowała się uśmiechnąć, choć była pewna, że wypadło to blado, na głos natomiast zaproponowała:

̶ Chcecie iść gdzieś na kawę? Mogłybyśmy pójść na spacer do jakiejś kawiarni w centrum.

Tymczasem Rene z triumfem na twarzy rzuciła przed nią jakiś dokument.

̶ No czytaj. Dowiedz się jak ten tam, bardzo cię kocha! Ivonne nic nie rozumiejąc, zaskoczona patrzyła to na nie, to na kartkę leżącą na blacie stołu tuż przed nią.

̶ Rene, ja sądziłam, że zakończyłyśmy tę rozmowę. Nie chcę niczego oglądać. ̶ Ivonne zdenerwowała się już nie na żarty. Wstała również i zaczęła się ubierać. Chciała wyjść z restauracji i uwolnić się od napastliwych przyjaciółek, które zamiast ją wspierać i cieszyć się wraz z nią, próbowały za wszelką cenę ratować ją przed jej własnym szczęściem.

Jej narzeczony, przyglądał się tej scenie zaniepokojony z kuchni. Z bólem serca patrzył, jak obie harpie usiłują zakrakać jego Ive. Nie był pewien, co powinien w tej chwili zrobić. Postanowił, że zaufa swojej przyszłej żonie. Ona na pewno nie będzie ich słuchać ̶ taką miał teraz nadzieję.

Rene nie dała się zbyć łatwo. Podniosła kartkę ze stolika i wetknęła ją Ivonne na siłę w rękę, po czym oznajmiła ostrym, pogardliwym tonem:

̶ Tej kanalii nie przedłużyli pozwolenia na prowadzenie restauracji. Kiedy zostaniesz jego żoną, on dostanie kartę pobytu i zatrzyma restaurację. Teraz już rozumiesz? Jest tak pewny siebie, że trzyma wszystko na wierzchu. A ty zaślepiona, niczego nie widzisz?!

Osłupiała Ivonne spojrzała na dokument i szybko go przeczytała. Kiedy zobaczyła datę jego wystawienia, zamarła. Odmowa przedłużenia pozwolenia na prowadzenie działalności została wystawiona dwudziestego piątego października. Oznaczało to, że śpiewanie na ulicy, wspólne diwali, ich miłość i oświadczyny były niczym więcej, tylko kłamstwem. Oczy kobiety wypełniły się łzami. Wstała gwałtownie i natychmiast udała się do kuchni, ściskając w dłoni kartkę, która niemalże paliła skórę jej dłoni. Harshit spojrzał na nią i w lot pojął, że dzieje się coś bardzo niedobrego.

̶ Pamiętasz, kiedy mi się oświadczałeś, powiedziałeś, że wiedziałeś od samego początku, że chcesz, bym za ciebie wyszła. Czy to z tego powodu? ̶ Uniosła papier w górę i pokazała mu go. Zaskoczony odłożył trzymaną patelnię w dłoni na powrót na piec i odwrócił się do niej.

̶ Nie, Ive. To nie ma z tobą nic wspólnego. ̶ Starał się mówić spokojnie, ale w jego wnętrzu szalała burza myśli i uczuć.

̶ Ale daty Harshit nie kłamią. Wiedziałeś doskonale o tym, gdy mi się oświadczałeś. To ma zatem bardzo wiele ze mną wspólnego. ̶ Przełknęła ślinę i zraniona do żywego zadała kolejne pytanie:

̶ Wiedziałeś, że chcesz się ożenić, a datę rozwodu też zaplanowałeś? Po otrzymaniu karty stałego pobytu czy może po otrzymaniu nowego pozwolenia? ̶ Po jej policzkach popłynęły łzy, których nie potrafiła dłużej kontrolować. Rzuciła mu kartkę do stóp i wyszła z kuchni. Dołączyła do czekających na nią przyjaciółek i wyszły na zimną, wieczorną ulicę. Ivonne wycierała z policzków łzy dłonią. Starała się jak najprędzej opanować emocje, przynajmniej do chwili, kiedy zamknie za sobą drzwi swojego mieszkania. Harshit natychmiast wybiegł za nią na zewnątrz.

̶ Ive, proszę. To nie ma znaczenia! Nie muszę mieć żadnego pozwolenia. Ive, kocham cię! ̶ Na te słowa odwróciła się. Widział jej załzawioną twarz i miał sam ochotę w tej chwili zapłakać.

̶ Och proszę cię, Ivonne. Nie bądź naiwna! Życie to nie jakiś pieprzony Bollywood! ̶ Rene po raz kolejny upomniała ją podniesionym głosem. Harshit doskonale zrozumiał, co Rene krzyczała do Ive i rozzłościł się.

̶ Dlaczego jej wierzysz? Gdybyś mnie kochała, uwierzyłabyś mi.

Ivonne na te słowa również odparła gniewnie:

̶ Gdybyś mnie naprawdę kochał, zaufałbyś mi i powiedział o wszystkim. Tymczasem zrobiła to ona ̶ wskazała, mówiąc to, gestem dłoni na Rene. Agnes po tych słowach podeszła do niej, chwyciła za ramiona i zmusiła do odwrócenia się. Wszystkie trzy zaczęły się oddalać.

Harshit patrzył za znikającą Ive, przepełniony nieznaną mu dotąd mieszanką bólu i złości. Gdy zniknęły z jego oczu, poczuł się, jakby stracił siły pod potężnym ciosem w splot słoneczny. Chwiejnym krokiem dotarł do wejścia i podparł się jedną dłonią o mur budynku. Nie mógł uwierzyć, że jego Ive odeszła. Nie potrafił pojąć, jak jedna, nic nieznacząca kartka papieru mogła zniszczyć całe jego życie. Nie pamiętał czy kiedykolwiek płakał w swym dorosłym życiu, tym bardziej zrugał sam siebie w myślach, gdy poczuł wilgoć na twarzy. Drzwi restauracji otworzyły się. Wyszła z nich para, która była ich częstym gościem i pożegnali się z kucharzem uśmiechem. Harshit skinął im głową w geście pożegnania, nie przerywając swej wewnętrznej walki. W chwilę po tym w drzwiach stanął Gopal.

̶ Sabha kujha thika hai? ̶ Harshit uniósł dłoń w uspokajającym geście i jednocześnie pokiwał głową.

̶ Tak, daj mi chwilę.

Drzwi restauracyjne zamknęły się za Gopalem. Harshit wiedział, że nie może dłużej tak stać na zimnie. Chwilowo jednak przenikliwe, chłodne powietrze przynosiło ulgę i studziło jego szalejące emocje. Kiedy znów gotów był stanąć przed światem, wrócił do restauracji.

Rozdział 7

Ivonne pożegnała się z towarzyszącymi jej wciąż Agnes i Rene przed postojem taksówek. Była wdzięczna, gdy auto ruszyło. Opadła ciężko głową na oparcie i przymknęła powieki. W dalszym ciągu nie rozumiała, jak to się stało, że wierzyła we wszystko, co przeżywała z Harshitem. Ufała mu, jak żadnemu mężczyźnie przedtem i była gotowa oddać własne życie za ich uczucie, które dla niej było prawdą a dla niego tylko grą. Rene od początku miała rację. Nie powinna była się zakochiwać. Powinna jak on, beznamiętnie czerpać przyjemności z ich znajomości. Czuła teraz wzbierające, bolesne pulsowanie w skroniach. Doświadczenia dzisiejszego dnia dawały o sobie znać w postaci przybierającej na sile migreny.

Gdy tylko zamknęła za sobą drzwi mieszkania, zrzuciła

z siebie niedbale płaszcz i buty i poszła do łazienki. Odnalazła w szafce tabletki przeciwbólowe i połknęła jedną, popijając wodą prosto z kranu umywalki. Zaraz potem z ociąganiem przeszła do salonu i opadła bez sił na kanapę. Lawina myśli zalewała nieprzerwaną falą jej umysł. O dziwo, nie znajdowała w sobie łez, choć bardzo chciała cały, wypełniający ją teraz ból wyrzucić z siebie. Ani migrena, ani boleść serca nie chciały same minąć. Z przekąsem pomyślała, że na ten rodzaj bólu, który ona w tej chwili odczuwa, nie pomogą jej żadne tabletki.

Wstała w poszukiwaniu butelki półsłodkiego, czerwonego wina, które na pewno stało gdzieś w kuchni lub w barku. Gdy napełniła kieliszek, opróżniła go kilkoma prędkimi łykami Zaraz potem napełniła szybko kieliszek na nowo i w równie szybki sposób próbowała go ponownie opróżnić. Dopiero gdy przy ostatnim łyku zakrztusiła się, wydarło się z niej słabe łkanie. Z każdą kolejną wypitą porcją alkoholu jej płacz wzmagał się. Wzrastało też poczucie zranienia. Gdziekolwiek nie spojrzała w swoim mieszkaniu, stawały jej przed oczami ich namiętne chwile. Jego przystojna twarz zdawała się i teraz uśmiechać do niej z przeciwległego kąta pokoju.

Tknięta nagłym impulsem zdecydowała wypędzić tę marę ze swojego umysłu, życia i mieszkania. Wstała zdecydowanie i zabrała się za przestawianie wszystkiego. Działała jak w transie, kumulując całą swą złość w czynnościach, które wykonywała. Na głos komentowała też do samej siebie, jakby chciała się upewnić, co i dlaczego zamierza zrobić. Po pewnym czasie stanęła też w sypialni z ogromnymi workami na śmieci. Z wściekłością i oczami mokrymi od łez zaczęła wpychać pościel do worków. Poduszki, kołdra i prześcieradło nadal intensywnie pachniały obojgiem i ich wspólną miłością.

Gdy tylko wypełnione plastikowe torby postawiła pod ścianą, dopadła garderoby. Z furią wyciągała wszystkie kolorowe ubrania, kupione w ciągu kilku ostatnich tygodni. Kiedy jej ręka trafiła na szal, który był prezentem z okazji diwali, opadła zupełnie z sił. Osunęła się na kolana i ściskając chustę w dłoni, aż zawyła z rozpierającego całą jej pierś bólu.

Kiedy jej szloch osłabł, wstała, wciąż ściskając w ręku kolorowy, długi materiał i wróciła do salonu. Nie kłopocząc się napełnianiem kieliszka, przechyliła butelkę i upiła trochę. Popłakując resztkami sił, opróżniła ją i wtulona w szal zapadła w sen.

Nad ranem obudził ją nie tylko potworny ból głowy, ale i mdłości, które zaraz po otwarciu przez nią oczu, wstrząsnęły jej ciałem z nieznaną dotąd siłą. Z trudem wstała i na chwiejących się nogach poszła do toalety. Torsje szarpały nią dłuższą chwilę. Gdy poczuła się nieco lepiej, poszła do kuchni po szklankę wody. Stojąc w pomieszczeniu rozejrzała się po nim i stwierdziła, że nie wprowadziła w nim jeszcze żadnych zmian. Postanowiła zająć się tym, kiedy tylko poczuje się lepiej. Teraz na samo wspomnienie oświadczyn i innych ich wspólnych chwil tutaj, wyszła z kuchni szybkim krokiem, zupełnie jakby pomieszczenie stało w płomieniach.

Ivonne nigdy wcześniej nie wypiła takiej ilości alkoholu, dlatego też jej samopoczucie zdawało się tego dnia w ogóle nie wracać do normy. Cały dzień spędziła leżąc na kanapie w salonie lub drzemiąc w chwilach, gdy działały tabletki przeciwbólowe. Torsje i mdłości męczyły ją do samego wieczora. Ponieważ nie chciała kontaktować się z nikim, wyłączyła telefon. Jeszcze rankiem zadzwoniła do pracy i wystąpiła o kilkudniowy urlop. Nie była zarówno fizycznie, jak i psychicznie gotowa, by sprostać zwykłym obowiązkom.

Kolejną noc spędziła na kanapie w salonie. Nie chciała spać w sypialni, dopóki firma sprzątająca, którą zamierzała wynająć zaraz, kiedy się lepiej poczuje, nie uprzątnie pomieszczenia.

Następnego poranka stwierdziła posępnie, że jej samopoczucie ani odrobinę się nie poprawiło. Pochylając się nad muszlą klozetową, zastanawiała się, jak to możliwe, że jej kac trwa już ponad dobę. Podejrzewała, że przyczyną mogły być jednoczesne migrena, stres oraz brak odpowiedniej ilości snu w ciągu kolejnej przepłakanej nocy. Około południa mdłości minęły i Ivonne nareszcie poczuła się głodna. Siedziała w salonie na kanapie, której nie odstępowała od swojego powrotu do domu i usiłowała zjeść przed chwilą naprędce zrobioną kanapkę. Zrezygnowana odłożyła jednak chleb po kilku zaledwie kęsach.

Kiedy w południe migrena dopadła ją znów ze zdwojoną siłą, zadzwoniła do Agnes z prośbą, by ta przywiozła jej jakieś tabletki przeciwbólowe.

Po około godzinie usłyszała dźwięk interkomu. Zwlekła się ze swojego miejsca i poszła otworzyć drzwi. W kierunku jej apartamentu zmierzała Agnes wraz z Rene. Zobaczywszy je w korytarzu, zostawiła im otwarte drzwi, a sama wróciła na kanapę pod koc.

Gdy weszły do środka, Agnes wydała okrzyk zdumienia.

̶ Ivonne, co tu się stało?! Wyprowadzasz się?

Ona w odpowiedzi wzruszyła obojętnie ramionami i nic nie odpowiedziała. Rene wyjęła za to z torebki tabletki przeciwbólowe i podała je chorej. Ta bez popijania łyknęła od razu dwie tabletki i na powrót zanurzyła się pod kocem. Tymczasem Rene kręcąc głową z dezaprobatą, podeszła do okna i otworzyła je na oścież.

̶ Tu nie tylko nie można wejść, ale i oddychać. Przynieś jej wody ̶ powiedziała do Agnes i sama zaczęła ustawiać chaotycznie poprzestawiane meble w pokoju na tyle, by móc bez przeszkód się w nim poruszać.

̶ Byłaś dziś w ogóle w łazience? ̶ Przyjrzała się Ivonne krytycznie. Ta z wdzięcznością przyjęła szklankę z wodą od Agnes. Upiła kilka łyków i odpowiedziała gwoli wyjaśnienia:

̶ Źle się czuję.

Rene zaśmiała się na te słowa i odparła z przekąsem:

̶ Napij się więcej wina, to ci przejdzie.

Agnes na to upomniała Rene:

̶ Odpuść jej trochę. Pewnie jest jej ciężko.

Rene prychnęła na to i na głos powiedziała:

̶ Wstań i ogarnij się. Im prędzej wrócisz do normalnego życia, tym szybciej przestanie boleć.

Dziewczyny energicznie wepchnęły Ivonne do łazienki i międzyczasie zajęły się porządkowaniem mieszkania. Przyrządziły też przyjaciółce lekką kolację. Zostały z nią, dopóki nie zjadła czegokolwiek. Kiedy wyszły, Ivonne zapadła w lekki sen. Rankiem wciąż nie czuła się najlepiej, ale postanowiła pójść za radą przyjaciółek i wrócić do życia i pracy. Kiedy założyła jeden ze swoich garniturów, poczuła się lepiej. Zupełnie, jakby surowe ubranie stało się na nowo jej tarczą obronną przed całym, otaczającym ją złem tego świata.

Tego samego tygodnia zdołała zamówić nowe meble do mieszkania. Zakupiła też nową pościel i inne drobiazgi. Najęła również malarza, który w ciągu zaledwie trzech dni przemalował ściany jej mieszkania. Wnętrze apartamentu zmieniło się nie do poznania, ale nie serce Ivonne. Mimo iż czuła się zraniona, wykorzystana i oszukana, wciąż kochała Harshita niezmiennie i tęskniła za nim w każdej sekundzie. Szal, bransoletki, pierścionek zaręczynowy oraz inne prezenty z ich pierwszej, pamiętnej nocy wylądowały finalnie w pudełku na samym dnie szafy.

Wieczorami wciąż zdarzało się jej płakać, przez co poranki nadal były uciążliwe. Ona powoli przyzwyczajała się do tego stanu. Była przekonana, że jej złe samopoczucie jest niczym innym jak tylko objawem psychosomatycznym, spowodowanym depresją. Rozgoryczenie kobiety pogłębiała też zewsząd otaczająca ją świąteczna atmosfera.


W wigilijne popołudnie w jej firmie wydawano świąteczne przyjęcie i, pomimo iż Ivonne bardzo nie chciała iść, musiała się na nim pokazać. Tuż przy wejściu otrzymała do ręki kieliszek szampana, lecz z niechęcią go odłożyła. Patrząc na rozbawionych kolegów i koleżanki z pracy, czym prędzej pragnęła znaleźć się w domu. Towarzystwo było nieźle rozbawione i podchmielone. W milczeniu podeszła do bufetu, ale kiedy poczuła intensywny zapach śledzi, rozłożonych na stole, przyrządzonych we wszystkich znanych tylko ludzkości postaciach, poczuła falę mdłości. Automatycznie uniosła dłoń ku twarzy i wybiegła do toalety. Kiedy torsje ustąpiły, załzawiona wyszła z kabiny i zaczęła obmywać twarz oraz płukać usta. Stojąca obok koleżanka z działu umów, która poprawiała makijaż przy umywalce obok, spojrzała na nią ze współczującą sympatią i powiedziała:

̶ Nic się nie martw. Mdłości mijają po około ośmiu tygodniach. No i unikaj intensywnych zapachów.

Ivonne spojrzała na znajomą w osłupieniu i nic nie rozumiejąc, spytała:

̶ Słucham?

Ta na to roześmiała się na całe gardło.

̶ No nie! Nie mów mi, że to nie ciąża, bo nie uwierzę. ̶ Skończyła malować usta, schowała szminkę do torebki i poprawiła włosy. Spojrzała na Ivonne tuż przed wyjściem uważnie i doradziła:

̶ Kup sobie test i sprawdź. Jeśli nie jesteś w ciąży, to musisz iść do lekarza, bo wyglądasz jak siedem nieszczęść ̶ skończyła i wyszła, zostawiając ją samą w damskiej toalecie. Dziewczyna popatrzyła z przerażeniem na swoje blade odbicie w lustrze. Dziecko? Co ja zrobię z dzieckiem? ̶ myślała kompletnie zszokowana. Chwilę potem doprowadziła swój wygląd do porządku i również wyszła z toalety.

Wracając do domu, bez przerwy myślała o przypuszczeniach znajomej. Nie mogąc ich zignorować, weszła do napotkanej po drodze apteki i kupiła test ciążowy. Będąc w domu, od razu udała się do łazienki, by go wykonać. Nie minęła nawet minuta, kiedy w okienku testu pojawił się wynik. To były dwie najwyraźniejsze i najbardziej czerwone kreski, jakie w życiu widziała. Sięgnęła jeszcze raz po opakowanie i porównała wynik z opisem. Była w ciąży. Nosiła w sobie dziecko jedynego mężczyzny, którego w życiu kochała i jedynego, który ją tak bardzo skrzywdził. Zastanawiała się, co ma zrobić. Jak poradzić sobie samej w tej sytuacji? Z pracą nie było najmniejszego problemu. Przysługiwały jej wszystkie przywileje i dodatki, jakie mogła otrzymać pracownica w ciąży lub młoda mama. Martwiła się o siebie, czy sobie poradzi. Zadawała sobie też pytanie, czy nie byłoby uczciwie powiedzieć Harshitowi o dziecku. Nie wiedziała, jak zniesie jego widok, ani jak go w ogóle poinformować, że zostaną rodzicami.

Całe święta Bożego Narodzenia minęły jej na dalszych rozterkach i rozmyślaniach o przyszłości. Kiepskie samopoczucie o porankach nie minęło, jak zapowiadała jej znajoma, dlatego też Ivonne postanowiła zaraz po wolnych dniach udać się do lekarza.


W gabinecie jej ginekolog od razu przystąpił do badania ultrasonograficznego. Odwrócił monitor komputera w stronę pacjentki i opisywał, co widzi:

̶ Proszę spojrzeć, tu bije serce. To zdrowy, według wymiarów około ośmiotygodniowy płód. Łożysko jest prawidłowe, pępowina również. Gratuluję serdecznie, pani Preis. Jedynie co mnie martwi ̶ kontynuował lekarz ̶ to pani nieustępujące poranne mdłości. Sugerowałbym do nowego roku pozostać w domu, dużo odpoczywać i unikać stresów. Zapiszę pani ziołowy lek łagodzący te objawy.

Po wygłoszonych zaleceniach wypisał Ivonne receptę oraz wyznaczył termin kolejnej wizyty. Gdy wychodziła z gabinetu ginekologicznego, w dalszym ciągu nie mogła uwierzyć w to, co jej się właśnie wydarza. Po chwili też dotarło do niej, że musiała zajść w ciążę już na samym początku swojego romansu z Harshitem. Przez cały czas czuła się skołowana, wyczerpana i przytłoczona wszystkimi przeżyciami. Z ulgą znalazła się znów we własnych czterech ścianach. Z tęsknoty za mężczyzną, ze smutku z powodu niespełnionych marzeń i rozpaczy na myśl o przyszłości, znów przepłakała niemal całą noc. Wyczerpana usnęła w końcu nad ranem.

Rozdział 8

Następnego dnia późnym popołudniem zaskoczył ją dźwięk interkomu. Nie spodziewała się gości i, z uwagi na samopoczucie, z niezadowoleniem przyjęła tę niezapowiedzianą wizytę.

W drzwiach mieszkania stanęły Rene oraz Agnes wraz z mężem. Każde z nich trzymało po kilka toreb z prezentami świątecznymi.

̶ Korzystamy z okazji, że dziadkowie nas zastąpili. Witaj Ivonne. ̶ Dawid uściskał ją serdecznie.

Tymczasem Rene od wejścia zlustrowała pokoje, kuchnię i salon i przyznała z uznaniem:

̶ No nieźle. Nareszcie trochę koloru w tym sterylnym pudełku.

Ivonne na tę pochwałę, jakby trafił piorun. Zaraz jednak przywołała się do zachowania spokoju. Zamknęła drzwi za nimi i zaprosiła gestem dłoni do salonu.

̶ Czego się napijecie? ̶ zapytała, kierując się do kuchni. Międzyczasie zastanawiała się, co Harshit powiedziałby na nowy wygląd wnętrza jej apartamentu. Odrzuciła niebezpieczne myśli i starała się skoncentrować na parzeniu herbaty.

̶ Nie kłopocz się ̶ odkrzyknęła jej z uśmiechem na ustach Agnes i wyciągnęła z jednej spośród trzymanych przez siebie toreb butelkę wina. Potem podała resztę pakunków Ivonne, ze słowami:

̶ Szczęśliwego Bożego Narodzenia i Nowego Roku od razu.

Ivonne podziękowała swoim gościom, przyjmując podarki i odłożyła je na bok. Gdy poszła do kuchni, by skończyć parzenie herbaty, jej goście sami się obsłużyli. Wyciągnęli cztery kieliszki i rozlali doń kaszmirowy trunek. Ivonne wróciła do pokoju z herbatą dla siebie. Przywołana do toastu, uniosła kieliszek do ust i tylko zwilżyła usta, po czym odłożyła go na stolik stojący blisko kanapy. Jej przyjaciele widzieli, że nadal ma posępny nastrój. Robili wszystko, co w ich mocy, by wciągnąć ją w jakąkolwiek dyskusję.

Po ponad godzinie Rene skarciła ją żartobliwie:

̶ Dopijże to wino, kobieto. Cały wieczór udajesz, że pijesz. Jeśli nie masz na nie ochoty, to możemy pójść po coś innego.

Ivonne pokręciła głową przecząco i wyrzuciła w końcu z siebie:

̶ Nie mam ochoty ani na wino, ani na nic innego. Jestem w ciąży.

W pierwszej chwili wszyscy oniemieli ze zdumienia. Jako pierwszy głos odzyskał Dawid. Mężczyzna podniósł się z kanapy, na której siedział obok swojej żony i podszedł do Ivonne, siedzącej w fotelu usytuowanym naprzeciw, by ją uściskać.

̶ Ivonne, to wspaniale. Powiedz tylko, jeśli czegoś potrzebujesz.

Oddała z wdzięcznością uścisk mężczyźnie. To był pierwszy, dodający otuchy gest od ostatniego tygodnia.

̶ Dzięki Dawidzie. Dopiero się oswajam z tą myślą.

Rene jak zawsze zadała precyzyjne i rzeczowe pytanie:

̶ Co zamierzasz?

Ivonne wzruszyła ramionami.

̶ Nie wiem. Nie mam pojęcia. Jeszcze nie dociera do mnie ten fakt.

Rene westchnęła ze zniecierpliwieniem.

̶ Ja pytałam, czy zamierzasz urodzić. ̶ Ivonne spojrzała na Rene gromiącym wzrokiem.

̶ Oszalałaś? Co to za pytanie. Oczywiście, że tak. Wczoraj widziałam bijące serce tego dziecka, głowę, zalążki rączek

i nóżek. Nie mogę inaczej.

̶ A co z Harshitem? Powiesz mu? ̶ zapytała Agnes.

Ivonne ukryła twarz w dłoniach. Podniosła na nich wszystkich po kilku sekundach oczy pełne łez.

̶ Nie wiem. Pytacie mnie o coś, czego w tym momencie nie pojmuję. Nie jestem gotowa, by zmierzyć się z tym albo choćby mówić o tym.

Rene dopiła wino ze swojego kieliszka i na głos się zastanawiała:

̶ Nie uważam, by to dobry pomysł, żeby mówić mu o czymkolwiek. Ivonne, masz świetną pracę, dobrze zarabiasz, masz duże mieszkanie ̶ wyliczała. ̶ Będzie cię stać na opiekunkę albo żłobek. Uważam, że spokojnie dasz sobie sama radę. Co zrobisz, jeśli on zacznie rościć sobie prawa do dziecka? ̶ dokończyła Rene.

Na te słowa Dawid odchrząknął i również zabrał głos:

̶ Rozmawiacie tak, jakby ten facet nie przyczynił się do ciąży. On jest ojcem i też ma swoje prawa. Mężczyzna spojrzał na żonę i zastanowił się na głos: ̶ Gdyby między nami coś się wydarzyło i rozstalibyśmy się, a ty nie powiedziałabyś mi o tym, że będę ojcem…

Rene roześmiała się na to głośno:

̶ Dawid, jak by ci nie powiedziała, to nie wiedziałbyś i wszystko.

On obruszył się na to stwierdzenie:

̶ Rene, przecież nie zamkniesz dziecka na klucz w domu i nie zamieciesz problemu pod dywan. Kiedyś i tak wszystko by się wydałoby. Tak samo jest teraz. Uważam, że oni powinni porozmawiać. On ma prawo dowiedzieć się, a jej powinnością jest mu o dziecku powiedzieć ̶ zakończył pewnym tonem.

Ivonne pragnęła, by to było takie proste. Marzyła, żeby spotkać się z Harshitem. Usłyszeć od niego, że ten dokument był pomyłką, że nie dlatego chciał się z nią ożenić. Ona wciąż tak bardzo go kochała.

Cały wieczór udawała, że zajmuje ją towarzystwo przyjaciół, jednak z ulgą przyjęła ich wyjście. Wiedziona impulsem, pierwsze kroki po zamknięciu drzwi za gośćmi skierowała do sypialni. Otworzyła garderobę i wynalazła schowane weń pudełko. Ze łzami w oczach założyła na rękę bransoletki, na palec pierścionek zaręczynowy a szal zarzuciła na ramiona. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, ale go nie dostrzegła. Widziała siebie, stojącą w ramionach Harshita. On ją obejmował, zakładał na dłoń bransoletki i otulał szalem jej ramiona. Uświadomiła sobie, że już na zawsze przemienił ją w Ive. Rene też potwierdziła, że zamiast wygonić duchy remontem z mieszkania, ona zrobiła dokładnie takie zmiany, aby czuć się nadal Ive. Nie ważne jak dobrze czuła się w garniturach, zawsze już będzie lgnąć do tej chusty, niczym do drugiej skóry. Tak otulona szalem, ubrana w bransolety i pierścionek, położyła się zmęczona do łóżka i zasnęła.


Zgodnie z zaleceniami lekarskimi, Ivonne została w domu do stycznia. Dzięki przepisanemu lekarstwu czuła się też o wiele lepiej, dlatego postanowiła zaraz po nowym roku pójść do pracy. Popołudniami zaglądała do centr handlowych i księgarń. Chciała przygotować się na pojawienie się dziecka w jej życiu najlepiej, jak tylko mogła. Musiała też wiedzieć, co czeka ją w najbliższych miesiącach.

Czas upływał, a ona wciąż nie podjęła decyzji, czy ma spotkać się z Harshitem. Podczas jednych ze swoich wieczornych zakupów w centrach handlowych, przysiadła przy stoliku restauracyjnym, by zamówić i zjeść lekką kolację. Gdy czekała na zamówiony posiłek, zajęta myślami, niewidzącym wzrokiem rozglądała się po sali. Nagle jej uwagę przykuła scena rozgrywająca się tuż przed nią. Przy przeciwległym stoliku siedziała rodzina. Kobieta miała jasną cerę, a towarzyszący jej mężczyzna był czarnoskóry. Siedzieli przy stoliku wraz z dwójką ich dzieci. Dziewczynka około czterech lat, jak domyślała się Ivonne, wyglądała jak mała księżniczka. Chłopczyk był jeszcze niemowlęciem i siedział w wózku, stojącym teraz obok taty. Mama pomagała jeść córeczce a tata, czule przemawiając do syna, pochylał się nad wózkiem i podsuwał synkowi smakołyki na łyżeczce. Niemowlę na słowa ojca zaczęło rozkosznie gaworzyć i śmiać się radośnie. Euforia niemowlęcia sprawiła, że Ivonne poczuła dobrze znane jej ostatnimi tygodniami pieczenie pod powiekami. Pomyślała wzruszona obserwowaną sceną, że nie ma prawa zabierać Harshitowi tych chwil. On sam musi zdecydować, czy chce uczestniczyć w życiu ich dziecka. Ich związek albo jego okoliczności w tej chwili nie były istotne.

Zaraz po zjedzeniu posiłku, zapłaciła i wstała od stolika. Wyszła z centrum handlowego i udała się wprost do doskonale znanej jej restauracji indyjskiej. Gdy doszła na miejsce, okazało się, że drzwi są zamknięte, a ze środka nie wydobywa się żadne światło. Próbowała przez szyby wystawowe dostrzec wnętrze restauracji. Kiedy rozpoznała w ciemności brak mebli i dekoracji, domyśliła się ku swojej największej rozpaczy, że na spotkanie z Harshitem być może jest już za późno. Restauracja została zlikwidowana. Ivonne złapała taksówkę i podała kierowcy adres „Mumbai Masala”.

Gdy dotarła na miejsce, weszła pewnym krokiem do środka. Była zdecydowana, że nic nie sprawi, by ona się teraz wycofała. Musiała się spotkać i porozmawiać z byłym narzeczonym. Restauracja wypełniona była gośćmi. Ivonne rozpoznała kilka osób będących w środku. Jedną z nich była Aditi, która pomagała ojcu w restauracji. Gdy dziewczyna uniosła głowę i spostrzegła Ivonne, jej twarz spochmurniała. Kobieta starała się nie dostrzegać wyrazu twarzy młodej Hinduski. Podeszła do niej zdecydowanym krokiem i się przywitała:

̶ Witaj Aditi. Szukam Harshita. Możesz mi powiedzieć, gdzie go znajdę?

Córka restauratora spojrzała na Ivonne i miała zamiar przymówić jej za to, co zrobiła, ale widząc desperację malującą się na jej twarzy, ugryzła się w język. Ujęła ją za rękę i powiedziała:

̶ Chodź, usiądźmy. ̶ Aditi wskazała wolne miejsca przy jednym ze stolików. Kiedy usiadły, przyjaciółka Harshita wciąż patrzyła na nią z lekką dezaprobatą, ale też ze współczuciem. Po chwili namysłu odezwała się w końcu:

̶ Nie wiem, co dokładnie między wami zaszło, ale Harshit wyjechał, choć wcale tego nie planował. Zanim ciebie poznał, zamierzał zacząć pracę u mojego ojca. On nigdy nie chciał być właścicielem restauracji. To jego kuzyn miał takie marzenia, a Harshit pomagał mu je tylko zrealizować. On sam spełniał się jako kucharz i tylko to chciał robić.

Ivonne zszokowana słuchała opowieści dziewczyny i poczuła się strasznie. Nie mogła sobie wybaczyć, że w niego zwątpiła i nie wysłuchała. Próbując z trudem zachować spokój, odezwała się drżącym z emocji głosem:

̶ Proszę, Aditi. Muszę z nim porozmawiać. Czy masz jego numer telefonu? Adres? Cokolwiek? Błagam.

Twarz młodej hinduski rozjaśniła się w radosnym uśmiechu i naraz z zachwytem powiedziała:

̶ Kinna sonna hai sadda ishq! A ja dotąd myślałam, że taka jest tylko w filmach. Pomogę ci. Mam pomysł.

Rozdział 9

Osiemnaście godzin później Ivonne lądowała w Amritsar.

Jeszcze w samolocie przebrała się w biało-niebieskie salwar kamiz, które otrzymała od Aditi. Z zaskoczeniem zarejestrowała, jak, w porównaniu do Europy, ciepły jest tu styczeń. Termometry wskazywały piętnaście stopni. Teraz jednak nerwowo rozglądała się w poszukiwaniu przewodnika, którego jej nowa, hinduska przyjaciółka doradziła jej wynająć już na lotnisku.

Znalazła kierowcę taksówki o imieniu Amar, który w miarę wyraźnie porozumiewał się w języku angielskim. Wytłumaczyła mężczyźnie, dokąd zmierza. Po krótkim targowaniu się, ustalili cenę za dowiezienie pasażerki do celu, po czym kierowca poprowadził ją do swojego samochodu i zaprosił gestem dłoni do zajęcia miejsca.

Kiedy ubrany na biało, sympatyczny Pendżabczyk zajął miejsce za kierownicą, włączył radio, z którego popłynęła popularna muzyka filmowa. Jechali chwilę, słuchając tylko dźwięków muzyki, płynących z odbiornika a Ivonne podziwiała każdy szczegół dostrzeżony za oknem.

Miała wrażenie, że znajduje się w zupełnie innym, pełnym barw, dźwięków i zapachów świecie. Tymczasem Amal zaczął podśpiewywać do słyszanej właśnie melodii. W tej samej chwili odwrócił się do Ivonne i zapytał:

̶ O mere Rajkumar. Przepiękna piosenka. Pani słucha. Zna pani Madhuri? Devi-Bogini! zachęcał zachwycony mężczyzna i na powrót zaczął nucić, nie odrywając już oczu od drogi. Ivonne widząc to, roześmiała się cicho i powoli zaczęła rozumieć, dlaczego Harshit bez krępacji zaśpiewał dla niej piosenkę na ulicy. Tutaj muzyka zdawała się zajmować drugie miejsce, zaraz po tlenie. Tymczasem płynący utwór, jego rytm, śpiewy w nim i słowa, mimo iż Ivonne ich nie rozumiała, zaczęły poruszać jej wnętrze. Pochyliła się do Amara i spytała:

̶ O czym oni śpiewają? ̶ Zapytała, a uśmiechnięty kierowca z ożywieniem zaczął odpowiadać:

̶ Ona woła ukochanego, żeby przyszedł do niej. Bez niego nie może żyć.

Ivonne w myślach dodała ̶ to zupełnie jak ja.

Jak zahipnotyzowana słuchała utworu w milczeniu do samego końca. Podróż minęła jej dość szybko i przyjemnie w towarzystwie sympatycznego taksówkarza. Ze zdziwieniem zamiast małej wioski, jaką wcześniej sobie wyobrażała, zobaczyła nieduże, lecz tłumne miasteczko z wąskimi ulicami, sklepami i bazarem. Zwróciła uwagę też na to, że było odświętnie przystrojone, a ludzie jakby bardziej ożywieni, zajęci przygotowaniami do jakiejś szczególnej okazji. Nie to jednak zajmowało jej myśli. Szukała ulicy, przy której znajdował się dom Harshita. Aditi zapisała jej nazwę w gurmukhi oraz dewanagari. Ivonne podeszła do stoiska z gazetami i zapytała sprzedawcę po angielsku, czy wie, gdzie znajduje się ulica, której nazwa znajduje się na kartce. Sprzedawca z uśmiechem pozdrowił ją. Przyjrzał się kartce i wskazał kierunek. Podziękowała sprzedawcy i poszła we wskazaną jej stronę. Dość szybko odnalazła ulicę oraz szukany przez nią dom. Stała teraz przed białym, prostym, piętrowym budynkiem z drewnianą furtką. Drzwi wejściowe pomalowane były niebieską farbą. Jedyną nowością w architekturze domu, jaką Ivonne zauważyła, były schody. Białe, murowane prowadzące na piętro, zbudowane były na zewnątrz budynku. Na środku drzwi pyszniła się mosiężna, zdobiona kołatka, która przyciągnęła teraz jej dłoń, niczym magnes. Zastukała nią trzy razy. Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich może dwunastoletni chłopiec. Na jej widok uśmiechnął się psotnie, czym od razu sprawił, że Ivonne dostrzegła w nim młodszą kopię Harshita.

Chłopiec krzyknął coś niezrozumiałego w głębię domu, a do niej odwrócił się i zagadnął po angielsku:

̶ Hej, szukasz Harshita? Nie ma go.

Zaraz za nim zjawiły się dwie, niemal dorosłe, dziewczyny. Otworzyły drzwi szerzej. Wyższa wymierzyła chłopcu żartobliwego kuksańca i odesłała do domu, a niższa przywitała się z gościem. Zaprosiły ją do środka i zaproponowały kawę oraz poczęstunek. Ivonne z wdzięcznością przyjęła ich gościnność. Gdy siedziała przy stole, odważyła się zapytać:

̶ Czy wiecie, gdzie znajdę waszego brata? Muszę z nim koniecznie porozmawiać.

Dziewczęta na te słowa roześmiały się cicho a wyższa, Ashna, wyjaśniła jej:

̶ Wybacz nam naszą ekscytację. Z Harshitem, odkąd

wrócił, nie da się wytrzymać. Jesteśmy bardzo szczęśliwi,

że się pojawiłaś.

W tym momencie dodała druga siostra, Manisha:

̶ Harshit milczał jak zaklęty, ale Gopal nam wszystko opowiedział.


Ivonne piła swoją kawę i z uwagą słuchała obu młodych, radosnych dziewcząt. Zastanawiała się, czy ta ich beztroska i pogoda ducha to cecha rodzinna, czy też coś więcej. Tymczasem dziewczyny kontynuowały:

̶ Dziś jest trzynasty stycznia, przygotowujemy się do Lori. Nasz brat wraz z innymi mężczyznami przygotowują stos na ognisko. Mamy tam dojść za około godzinę. ̶ Poinformowała ją Ashna. Zaraz potem jej siostra dopowiedziała:

̶ Na pewno chcesz się odświeżyć po podróży. Pokażę ci potem, gdzie jest łazienka.

Przebywanie z dwiema roześmianymi nastolatkami zadziałało na jej zbolałą duszę niczym balsam. Dziewczęta nie tylko pokazały jej łazienkę, ale też pożyczyły z okazji Lori odświętne ubranie. Ive ze zdumieniem stwierdziła, że odziana w żółcie i pomarańcze wygląda jak zupełnie inna osoba.

Kiedy wszystkie trzy, w towarzystwie Bijoya, najmłodszego z trójki rodzeństwa Harshita, zmierzały na polanę, na której przygotowywano ognisko, już z oddali dało się usłyszeć muzykę i śpiewy. Zapadał też zmierzch i łuna ognia oświetlała niemal całą łąkę. Ivonne bardzo bała się tego spotkania. Miała obawy przez całą drogę tutaj. Dlatego też zatrzymała się i poprosił ich, by poszli dalej sami. Obiecała im też, że zaraz do nich dołączy. Prosiła również, by nie mówili swemu bratu, że tu jest. Chciała mu sama o tym fakcie powiedzieć. Gdy cała trójka oddaliła się nieco, Ivonne sięgnęła po swój telefon komórkowy i wybrała numer telefonu, którego zdążyła podczas podróży tutaj nauczyć się chyba na pamięć. W myślach dziękowała Aditi za to, że ta zapobiegawczo podała jej również indyjski numer telefonu Harshita. Po kilku sygnałach odebrał. Z radością usłyszała w słuchawce jego głos.

̶ Witaj, Harshit. To ja ̶ urwała w wyczekiwaniu. W słuchawce słyszała teraz bardzo wyraźnie muzykę graną przy ognisku.

Po chwili milczenia mężczyzna odezwał się w końcu cichym i poważnym głosem:

̶ Witaj, Ivonne.

Ive poczuła chłód przebiegający po jej plecach. Harshit nigdy nie zwracał się do niej jej pełnym imieniem. Jednak postanowiła nie poddawać się i walczyć do końca. Nie na darmo przebyła ponad trzy tysiące mil, żeby się teraz wystraszyć i odejść z podkulonym ogonem.

̶ Nie wiem, czy mi kiedykolwiek wybaczysz ̶ zaczęła i szybko dodała: ̶ Bardzo żałuję, że ci nie uwierzyłam i nie wysłuchałam.

Po drugiej stronie zdawało jej się, pomimo szumów w tle, że usłyszała westchnienie. Harshit ważył słowa, nim je wypowiedział.

̶ Ja też żałuję. Nie jestem pewien, czy można coś teraz zmienić? ̶ Jego głos był smutny i zrezygnowany.

̶ Harshit, proszę. Daj mi szansę. Niemożliwe przecież mówi: jestem możliwe. ̶ Powiedziała miękkim głosem, a po drugiej usłyszała cichy, krótki śmiech mężczyzny. Nareszcie! ̶ pomyślała uszczęśliwiona. On tymczasem zapytał:

̶ Ale jak ty sobie to wyobrażasz?

Ivonne nie mogła powstrzymać drżenia głosu ze wzruszenia, ale nieprzerwanie kontynuowała:

̶ Normalnie. Powiedz mi, że mnie kochasz, a będę przy tobie najszybciej, jak tylko zdołam. ̶ Po drugiej stronie znów usłyszała krótki śmiech.

̶ Nie znęcaj się nade mną, Ive, proszę. ̶ Głos Harshita teraz był przepełniony emocjami.

̶ Nie znęcam się. Powiedz to ̶ zażądała. Znów zwlekał z odpowiedzią. W końcu drżącym głosem wyznał:

̶ Kocham cię, Ive.

Kiedy to usłyszała, chciała śpiewać z radości. Jednak na głos powiedziała tylko:

̶ Ja też cię kocham. ̶ Już zamierzała się rozłączyć, ale wiedziona pokusą, dodała jeszcze na koniec: ̶ Harshit, odłóż, proszę, dla mnie trochę ryżu. ̶ Szybko zakończyła połączenie, schowała na powrót telefon do kieszeni szerokich spodni, które miała na sobie i wyruszyła w stronę ogniska.

Harshit na wzmiankę o ryżu cały osłupiał. „Skąd Ive wie, że dziś sypie się ryż do ognia? Skąd wie, że jestem przy ognisku? Mógłbym być teraz wszędzie!” ̶ myślał gorączkowo. Odpowiedź była tylko jedna: Jego Ive już tu jest! Przyjechała do niego! Naprawdę go kocha!

Rozglądał się gorączkowo, jednocześnie przepełniony szczęściem i radością, szukał jej w tłumie, wśród swoich sąsiadów i znajomych. Nie dostrzegł jej, ale odnalazł swoje siostry i Bijoya, który teraz rozrabiał z innymi chłopcami.

̶ Bijoy, urwisie, chodź tu! ̶ zażądał. Niecierpliwie jednak podszedł sam do młodszego brata i pociągnął go za ucho. ̶ Gadaj, gdzie jest Ive? ̶ Chłopak roześmiał się z przekąsem i w odpowiedzi odrzekł:

̶ Wygrałem zakład, gdzie moje pięćset rupii? ̶ Spojrzał przy tym wyczekująco na starszego brata.

̶ Cicho, potem. ̶ Przerwał mu Harshit, wciąż udając groźną minę.

̶ Gdzie ona jest? Gadaj!

Wtem Harshit poczuł miękkie dłonie na oczach i ciepły oddech na szyi.

̶ Main ethe aa ̶ gdy usłyszał jej głos i poczuł ręce na oczach, natychmiast puścił chłopca, pochwycił Ive w ramiona i z okrzykiem radości okręcił kilkakrotnie, trzymając ją wysoko w swoich ramionach.

Rozdział 10

Ive po raz kolejny przeżyła noc pełną czarownej, porywającej muzyki oraz tańca. Ponownie poznała ludzi, którzy serdecznie przyjęli ją do swojego grona. Przebywając pośród nich zrozumiała, jak bardzo pomyliła się w ocenie Harshita. Dla kogoś z zachodu mógł się wydawać beztroski i nieprzywiązujący wagi do wielu rzeczy, ale w rzeczywistości wynikało to z zupełnie różnych wartości i priorytetów, jakie ich społeczność wyznawała. On wyrósł wśród prostych ludzi, żyjących w zgodzie z wiarą w swojego boga i naturą. Ich priorytetem była rodzina i praca. Jednak nie praca mająca przynieść bogactwo, karierę czy sławę, tylko praca zapewniająca utrzymanie i satysfakcję. Tu nie dotarł jeszcze wszechobecny konsumpcjonizm i egocentryzm. Ivonne pomyślała smutno, że gdyby jej rodzice również wyznawali podobne wartości, prawdopodobnie też postrzegałaby świat inaczej, aniżeli w pryzmacie bezpieczeństwa finansowego i posiadania. Tym bardziej była szczęśliwa, że jest razem z Harshitem i że nareszcie zmienił się jej punkt widzenia. Cieszyła się, że odważyła się do niego przyjechać. Wciąż czekała na odpowiedni moment, by powiedzieć mu o mającym narodzić się za kilka miesięcy ich dziecku. Postanowiła, że powie mu o tym, gdy w końcu znajdą się sami.

Około trzeciej nad ranem poczuła się tak zmęczona, że poprosiła go, by zabrał ją do domu. Gdy przygotowywał dla niej pokój gościnny, zżymał się, że dla zachowania pozorów przed rodzicami, musi spać sam w swoim pokoju. Na jego utyskiwania, Ive odchrząknęła i ostrożnie powiedziała:

̶ Na zachowanie pozorów już raczej jest za późno. I tak urodzi im się wnuk nie po dziewięciu, a po siedmiu miesiącach od ślubu.

Harshit spojrzał na nią najpierw zdziwiony, a potem roześmiał się pełną piersią.

̶ Naprawdę? Och, jaan! ̶ Przyciągnął ją i przytulił mocno do siebie. ̶ To doskonale. Pobierzemy się jak najszybciej.


Harshit dotrzymał słowa. Ich ślub, w tradycji sikhijskiej, odbył się kilka dni później. Siostry i matka Harshita przez ten czas intensywnie przygotowywały ją do ceremonii, by mogła bez problemu wyrecytować słowa przysięgi. Poznała też kolejność i symbolikę wszystkich czynności następujących po sobie podczas zaślubin.

Dla Ive wszystkie te dni wydawały się niczym wyjęte z baśni tysiąca i jednej nocy. Świętowali przez kilka dni w towarzystwie niemal całego miasteczka. Jedną z najbardziej wzruszających dla niej chwil była ceremonia Chunni, podczas której przyszła teściowa założyła na jej głowę czerwony szal ślubny. Kobieta pobłogosławiła synową wówczas i wypowiedziała z wyraźnym wzruszeniem w głosie prośbę:

̶ Spraw, proszę, by mój syn nigdy nie przestał się tak uśmiechać, jak dziś się śmieje. ̶ Po tych słowach uściskała szczęśliwa Ive serdecznie.

Zaraz po ceremonii państwo młodzi pożegnali rodzinę pana młodego, sąsiadów i wszystkich gości oraz wyruszyli w drogę powrotną do Europy.

Kiedy Harshit po dwóch dniach przekroczył próg jej odnowionego mieszkania, aż gwizdnął z wrażenia, a na głos powiedział filozoficznie:

̶ Ty chciałaś, żebym tu był, nawet gdy mnie nie było. ̶ Po tych słowach przyciągnął ją do siebie i wyszeptał czule.

̶ Kocham cię, moja Spicy ladki.

Po tygodniu od ich powrotu Ive zorganizowała spotkanie z Agnes, Dawidem i Rene, w przytulnej restauracji w centrum sąsiedniego miasta. Przedstawiła im Harshita jako swojego męża. W duchu myślała, że nie doszłoby może do tego wszystkiego, gdyby tak właśnie postąpiła za pierwszym razem. Oszczędziłaby wówczas sobie i swojemu mężowi kilku tygodni cierpień.

Mężczyźni od razu przypadli sobie do gustu. Odnaleźli wiele wspólnych tematów do rozmów i poczuli do siebie niemalże od razu sympatię. Spotkanie mijało im w miłej atmosferze. Po kolacji Harshit niespodziewanie odezwał się do Rene, i wszystkich kompletnie zaskoczył swoimi słowami.

̶ Dziękuję ci i jednocześnie przepraszam.

Tym wyznaniem sprawił, że przy stole przycichło. Ive w duchu gratulowała mu wyznania. Znała Rene od dziecka i wiedziała, że nie każdy potrafił znaleźć z nią wspólny język. Harshit starał się, czym ujął swoją żonę do głębi.

̶ Za co ty możesz mi dziękować? ̶ zapytała ostrożnie Rene.

̶ Broniłaś mojej Ive jak lwica, co oznacza, że troszczysz się o nią i ją kochasz. Nie chciałaś, żebym ją skrzywdził, rozumiem to i za to ci dziękuję. Przepraszam za to, że nazywałem cię w myślach harpią.

Rene na te słowa wybuchnęła gromkim śmiechem.

̶ Umówmy się, że zaczynamy nasze relacje od początku. Ty nie chciałbyś wiedzieć, jak ja nazywałam cię w myślach. Jesteśmy kwita.

Podali sobie nad stołem ręce na zgodę, a Ive nie pozostało już nic innego w tym momencie, jak odetchnąć z ulgą.

Kolory monsunu

Warszawa, 10 sierpnia, obecnie, wczesne przedpołudnie


Drzwi mojego gabinetu otworzyły się. Nie musiałem się nawet odwracać by wiedzieć, kto wszedł do środka. Po chwili usłyszałem dźwięk tuż obok mnie na biurku, na rogu którego już od dłuższego czasu siedziałem.

Dziś upłynął rok odkąd… To dlatego nie mogłem się w ogóle skupić na pracy, tylko wpatrywałem w widoki rozpościerające się za oknem, które za każdym razem niezmiennie były mi tak samo bliskie, zupełnie jak te, znane z rodzinnego domu.

̶ To poprawiony prospekt, Raj. Kiedy ruszamy? ̶ Usłyszałem głos mojego wspólnika i przyjaciela zarazem. Michał, bo tak miał na imię mój najlepszy kumpel, położył właśnie na biurku próbny egzemplarz katalogu. Planowaliśmy rozpocząć kampanię reklamową dużego hotelu jeszcze w tym tygodniu. Potrzebna była do tego akceptacja obojga wspólników R&M Design, które z sukcesem tworzyliśmy od czterech lat.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 22.05
drukowana A5
za 61.77
drukowana A5
Kolorowa
za 86.73