E-book
4.41
drukowana A5
27.38
rok zero

Bezpłatny fragment - rok zero


5
Objętość:
126 str.
ISBN:
978-83-8273-661-8
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 27.38

„Życie należy do zjawisk o bardzo niskim stopniu prawdopodobieństwa. Tak niskim, iż być może zaistniało tylko raz” (autor nieznany). Charlie to prawdopodobieństwo rozważa, rozbierając je na czynniki pierwsze, aż do bólu obdzierając ludzką egzystencję z tarczy, miecza i hełmu. Wystawiając ją bez wstydu na goliznę samobójstwa, mroku i nieuniknionej śmierci. Na próżno szukać tu optymizmu. Otwierając ten tomik, sensowniej będzie nastawić się na przemyślenie ulotności, brak zrozumienia i szalony wręcz pęd nieuporządkowanych myśli. W równie nieuporządkowanym świecie niskich wartości, które niczym Imperium rzymskie, upadają pod naporem bełkotu współczesnego matrixa.


Aldona Katarzyna Górna


Charlie ma tę niespotykaną umiejętność układania słów tak, by zamieniać je we wrażenia. Buduje świat, w którym czytelnik lawiruje między emocjami a uczuciami, na krawędzi, między światłem a mrokiem, przenosi do innej rzeczywistości nawet jeżeli trudniej tu z kroplą nadziei. Jednak największe bogactwo kryje się między wersami. Jeśli je dostrzeżesz, przystaniesz zadziwiony nad różnorodnością znaczeń. Nie przejdziesz obojętnie. Nie obok tych wierszy, nie obok tego poety.


Sylwia Kukulska


Charlie K. Pill — autor który posiadł niebywałą zdolność szermierki słowami — nieprzeintelektualizowanymi, acz nader dobitnymi. Słowa i wersy niczym świst szabel tną mikroświatek czytelnika — jego „tuiteraz” na cienkie plastry znaczeń pierwszych. Często dotyka wstydliwych, czy pomijanych aspektów życia, które zależało się, zmiecione pod dywan — dla wygody codzienności. Ale w tym tkwi wielka moc pisania Charliego — zmusza czytelnika do redefinicji, samego siebie wobec innych ludzi, wyzwań życia, wobec podłości świata. Wiersze Charliego to teksty bez taryfy ulgowej, nie ma się w nich gdzie schować — po prostu trzeba dać im wybrzmieć — rozwarstwić te nasze światki — dając nam szansę scalić je z powrotem w jeszcze lepszą wersję. Nie ma w nich zachwytu nad motylkami — jest jest raczej obnażanie bagna ludzkiej natury, która puszczona samopas i wystawiana na pokusy — tworzy dla nas wszystkich nieludzki świat. A wcale tak nie musi być. Wystarczy nie pudrować dusz polityczną poprawnością… Charlie po prostu trafia. Trafia słowem w słabe punkty naszych o sobie wyobrażeń. Czy jest on takim znawcą ludzkiej natury — czy jest tak dobrym obserwatorem — czy jest człowiekiem który po prostu zgaduje — cokolwiek stoi za fenomenem stylu pisania Charlie K. Pilla — nie ma chyba człowieka, który w jego wierszach nie odnajdzie okruchów samego siebie.


Mateusz Majcher


Poezja Charliego jest wybitnym warsztatowym kunsztem. Niesamowita rytmika, treść oraz ładunek emocjonalny przenika rozum i serce zostając w pamięci, która prosi o jeszcze.


Krzyś Gryczewski


Nie znam Charliego osobiście, ale czytam jego teksty. Nie będę pisać recenzji, bo od tego są krytycy i wielcy znawcy. Powiem jak zwykła czytelniczka. To poeta nietuzinkowy i niebanalny, który z precyzją chirurga operuje słowem. W jego wierszach nie ma zbytniej egzaltacji i zachwytów byle stokrotką. Jest za to człowiek. Prawdziwy. Uwikłany w świat i któremu świat zaplątał się w życie.


Aldona Jańczak

DLA TYCH, KTÓRZY ZOSTANĄ.

Charlie K. Pill,

urodzony 7 czerwca 1973 roku w Krakowie.


Poeta, prozaik.


Na początku lat dziewięćdziesiątych prowadził audycję autorską „Trzy godziny czystej słoniny” w UNI Radio Poznań.


W latach 2010—2011 pełnił funkcję zastępcy redaktora naczelnego miesięcznika „Ekspres polski” na Majorce.


Jego wiersze znalazły się w kilku antologiach, w tym we włosko-polskiej antologii „Ponte poetico” i almanachu poetów emigracyjnych „Tu i tam”.


Publikuje dla kilkudziesięciu poetyckich grup internetowych.


Jego utwory pojawiały się również w miesięczniku „Bezkres” i w audycji „Pióro Feniksa” w Radiu Guardian.


Jest współtwórcą i administratorem grupy internetowej „Poetycka Kawiarenka Charliego”.


Debiutował w kwietniu 2021 roku, tomikiem „huśtawki”.

Dom

coraz cichszy śpiew podeszw

jakby słabły już

w ciężkich zasłonach powiek

suchy osiadł kurz


coraz trudniej wstać z kolan

pod ciężarem lat

żaden głos już nie woła

chodź podbijmy świat


zmęczyła mnie ta gra i mówię pas

rój aniołów pośród umęczonych dusz

nie mam już siły słuchać huku dział

przyszedł na mnie czas


chcę do domu już

morzy sen coraz częściej

w oku gaśnie błysk

taka ludzka już dola


czas na śmiech i krzyż

idąc doliną ciemną

wciąż zła lękam się

nie wiem dokąd zawiodą


mnie wybory złe

w twoich już rękach panie jest mój los


kiedy ciało kruche będzie ziemię gryźć

gdzie zdecydujesz wysłać duszę mą

przyszedł na mnie czas

chcę do domu iść

Loteria

izolacyjną taśmą owijam

kruchość istnienia

kroczek po kroku

wystąpić muszę o pozwolenie

na polowania na święty spokój


ciągły bałagan w piwnicy życia

klocki dni wciąż układam

jak syzyf

nie przypomina ten chaos roku

trudno powiedzieć

wyjdę stąd żywy


ostatnia deska ratunku próchnem

świeci jak brzytwa z tunelu krańca

w półmroku szukam twej ciepłej dłoni

po raz ostatni prosząc do tańca


wirują dusze tych co przegrali

i tych co łudzą się swą wygraną

jednych i drugich zamiecie pan bóg

miotłą wspomnienia

gdy wstanie rano


tli się papieros

ostatnia iskra

zasłona dymna przed życia walcem

być albo nie być

bęben zwolniony

patrzę na kule krzyżując palce


harfy strug deszczu śpiewają cicho

wycie szaleńców ktoś uciął nożem

los z obrzydzeniem wypluwa liczby

która przychylna jest dla mnie boże


wśród manekinów

wpatrzonych w przyszłość

jęczy nadzieja jak w ogniu drewno

stos kreatywnych rachunków sumień

saldo się zgodzi

a skąd ta pewność


sam czekam milcząc

z mym garbem grzechów

jak wszyscy licząc na miłosierdzie

w sumie bez strachu

ten dawno umarł

co postanowisz panie tak będzie

Chłodno

korale gwiazd patrzą smutno

lecz chyba nic się nie zmieni

od mrozu obojętności

pękają paciorki źrenic


butwieją wraki okrętów

głębi pułapki mielizną

na lodowiskach serc życie

zostawia bliznę za blizną


lawiny słów przysypują

szare kamienne sumienia

w siną dal płyną na wyspach

wyspach z kry

zmarłe marzenia


na szachownicach wierności

jedyny ruch to roszady

topnieją zwłoki miłości

przebite soplami zdrady


mikołaj worek przegląda

wstrząsają nim zimne dreszcze

zawieja

zamieć

zabójstwo

dla tego co żyje jeszcze


serce dłoń wyciąga ciepłą

ciała mijają je w biegu

jak łzy wciąż z pustki spadają

brudne od zła płatki śniegu


ta lodowcowa epoka

miażdży uczucia w swych trybach

znów stoisz w zaspie po szyję

a śniegu ciągle przybywa


bezsilni z wściekłości ludzie

są nieszczęśliwi

tak bywa

dla bez zapałek dziewczynki

czas zamarzł

i jest szczęśliwa

Rok zero

wciąż atmosfera jest super

tlen azot jak również argon

dwutlenek węgla

nienawiść

ta jak to zwykle

za darmo


dni płyną jak puste statki

kolejnych urodzin ksero

batman nie z gotham

lecz z wuhan

godzina próby

rok zero


warto by umrzeć

lecz za co

czy pozostało coś jeszcze

pazerność bezobjawowa

radioaktywnych łez deszcze


przyłóż swe ucho do ziemi

i słuchaj jak kroczy armia

nie bój się

jest niewidzialna

wiara i tak dawno zmarła

tu zjednoczony stan unii

tam demokracja monarchii

god save the queer

viva la kink

oraz dla uk anarchy


przykre

lecz sam musisz odkryć

jaka pisana ci rola

miliard naklejek z serduszkiem

real ira

eta

hezbollah


z paciorków od bilderbergu

zbuduję wygodną trumnę

i zasnę w niej

w modnych ciuchach

bo homo prada brzmi dumnie

white rabbit w norze już czeka

nowego porządku raj

ogrody krzywych zwierciadeł

i tylko ordnung muss sein


dla elit jest adrenochrom

empatii uścisk dla świata

nie pozostaniesz samotny

bo nawet kain miał brata


a może krzyż sobie zrobić

ocean wypluł stos desek

gwoździ mi z mózgu nie braknie

aport i siad

dobry piesek

2024

tak jak winston w swej wnęce

chciałbym odnaleźć spokój

wszelkie prawa znikają

kiedy wojna to pokój


ignorancja to siła

nie jest nic zakazane

z pleców też mogą czytać

ci za teleekranem


plan trzyletni dziewiąty

niebo ma stali kolor

szklanka dżinu zwycięstwa

pali aż trzewia bolą


nawyk przechodzi w odruch

że śledzony wciąż jesteś

prądu brak już przed zmrokiem

miniprawd ul pomieszczeń


gorączkowy monolog

brzęczy nieznośnie w głowie

wielki brat patrzy pilnie

spod swych zmrużonych powiek


pozbawione jest okien

ministerstwo miłości

świtem policja myśli

i u ciebie zagości


zgrzyt stalówki jak wyrok

czwarty kwietnia zawitał

to co piszesz o świecie

nie wiesz czy ktoś przeczyta


blok zwycięstwa w londynie

patrzysz błogo przed siebie

gwiazdo świeć oceanii

tu pas startowy jeden

Rebel

dym z papierosa jak szary skalpel

ulic rzek na pół przecina widok

i czarnej kawy gorący pancerz

chroni przed tymi co ciągle idą


dokąd nie zgadniesz

jak samuraje

nie mają celu lecz tylko drogę

i nie wiadomo co tłamsi bardziej

dziki ryk tłumu czy dzwon na trwogę


porozumienie ponad podziałem

bezdyskusyjnie stanęło zatem

że na krucjaty dziś ma monopol

ten co klinicznym jest już wariatem


bełkot tej hydry przewidział orwell

nowy wspaniały świat

technikolor

blask jupiterów pole zawęża

pole widzenia

aż oczy bolą


wystarczy słowo po co nam księgi

bez celulozy

bez tuszu raj

przeszłość jest błędem

niech płoną stosy

fahrenheit cztery pięć jeden

bye


ta rzeczywistość w krzywym zwierciadle

poglądy czarno białe jak zebra

nikt nie pamięta lub tego nie chce

tak upadały wielkie imperia


za fasadami doskonałości

kryje się chaos bezmyślnej buty

z brukseli zęby szczerzy spinelli

bech adenauer beyer to trupy


może upadek jest nam potrzebny

może z popiołów zalśni znów diament

miliard szczepionek i miliard chipów

i sto miliardów na koncie

amen

Zły czas

ocean kukieł bez głów

zły czas kły szczerzy z zegara

odmawiasz różaniec słów

zmęczona w kącie śpi wiara


sumienie do pralki włóż

stos grzechów wciąż do umycia

nie kupisz spokoju już

odmowa

czek bez pokrycia


spójrz

tam poszła nauka

w las pozbawiony korzeni

znajdziesz to czego szukasz

zawsze w ostatniej kieszeni


patrzą zza tafli szyby

bliscy tak bardzo odlegli

co jest tylko na niby

ocenią już wkrótce biegli


plakat nowego guru

tak stary jak pusty cmentarz

na chory świat miał mieć lek

nikt tego już nie pamięta


krzyżują jezusa znów

prosto z golgoty transmisja

gwoździ nie braknie

brak słów

i en er i telewizja


pytasz co robić

sam wiesz

uciekać przed uczuć chłodem

przyjemny przechodzi dreszcz

gdy patrzysz w sam lufy środek


bliźni to jest taki pan

co kochać ciebie się stara

zanim rozszarpie ci krtań

a potem szluga zajara

Obroty

jak autostrad sieć do nieba

smugi światła na twej skórze

dotyk budzi gwiazd lampiony

pragnę zostać tu na dłużej


ciepły oddech galaktyki

w śpiącej nocy budzi nutę

gorączkowo ust szukamy

zanim dnia powróci smutek


jak planety wokół siebie

krążmy przyciąganiem spięci

elektrycznych wyładowań

burza aż się w głowie kręci


tętna puls niech nami włada

w gęstym oceanie wzruszeń

ognia deszcz jak rój motyli

miłość łyżką karmi duszę


rozkoszujmy się erupcją

lawy na wulkanów zboczach

wodospadem trzęsień ziemi

migających w twoich oczach


fajerwerki iskier fruną

od widoku skrzydła rosną

jesteś pełnią i zaćmieniem

jesteś latem zima wiosną


w duszy szlafrok owinięci

dotykamy się milczeniem

przez ten nieuchwytny moment

to my w ruch wprawiamy ziemię

Wierszyk dla normalnych

powiedz mi skąd ta radość

tak jak słońc tysięcy blask

bipolarna natura

drzemie cicho w każdym z nas


powiedz mi skąd ten stupor

przecież tu zabawa trwa

nawet już żywym trupom

nie pozwolą sięgnąć dna


powiedz mi skąd panika

no bo czego tu się bać

zostaw i w to nie wnikaj

zdrowy jest ten cudny świat


o schizofrenii wiersz

depresji maniakalnej song

obłęd przechodzi z rąk do rąk


o schizofrenii wiersz

jesteś normalny przecież wiesz


powiedz mi czemu płaczesz

miejsca nie ma tu na płacz

a że wszystko inaczej

stała rada weź się w garść


powiedz mi skąd zmęczenie

przecież wciąż nie budzisz się

to iluzja złudzenie

może wcale to nie sen


powiedz mi skąd agresja

chociaż spokój wokół nas

gdy potrzebna ci sesja

niech psychiatrą będzie czas


o schizofrenii wiersz

zespołu aspergera hit

wariatem się nie przejmie nikt


o schizofrenii wiersz

jesteś normalny przecież wiesz

Eutanazja

klocki twierdz w blokowiskach

od realu odskocznia

plazmy jak szklane kule

światłowodów wyrocznia


wciąż przy życiu trzymają

maski tlenowe radia

respirator kablówki

mózg powoli rozdrabnia


garniturów dmuchanych

baloniki wesołe

z błękitnego ekranu

zdalną prowadzą szkołę


w oceanie mądrości

ze swej pozycji dumne

siedzą ludzkie warzywa

znane jako rozumne


ta kliniczna precyzja

artystycznych przekazów

new age

nie średniowiecze

masz wątpliwość

do gazu


szpalty gazet kulturą

wyższą maluczkich miażdżą

autorytet i debil

chyba wiesz kto jest gwiazdą


czwartej władzy maszynka

obiektywna do bólu

na tron sadza i strąca

jednorazówki królów


a na tripie radosnym

pociąg kolorów sunie

myślę nad eutanazją

bo już nic nie rozumiem

Hologramy

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 27.38