Jeśli naprawdę kogoś kochasz,
błogosław jego drogę,
nawet jeśli nie prowadzi do ciebie.
Nie szukaj winy w sercu, które nie mogło zostać. Nie każda miłość jest po to, by trwać —
niektóre są po to, by cię obudzić.
Są jak komety — rzadkie, oślepiające
i już nigdy takie same...
Kometa
Bezchmurne niebo szemrze zadumą,
a nad głowami — warkocz komety.
W ciemności żarzą się papierosy,
gdy ja ci powierzam swoje sekrety.
Warkocz komety taki uroczy,
choć ledwo go widać na firmamencie.
Chciałabym dłoń twoją, ciepłą,
trzymać w takim doniosłym momencie.
Chciałabym w oczach twoich się przejrzeć,
zanim w nie zajrzy Księżyc, już w pełni.
Lecz wciąż samotność chwyta za serce,
bo tylko kochając, jesteśmy zupełni.
Kometa piękna, a cisza nad stawem
już otuliła świat bez euforii.
I więcej to się już nigdy nie zdarzy,
przejdziemy w końcu i my — do historii.
Zostaje tylko żal…
Filiżanka dla nieobecnych
Filiżanka dla nieobecnych stoi na stole,
rozchodzi się zapach marzeń i snów.
Jej smak przywołuje wspomnienia zdarzeń
i żal z powodu niewypowiedzianych słów.
Filiżanka dla nieobecnych stoi na stole,
za szybą pada, coś stuka w oddali.
Spoglądam na krzyż stojący przy drodze,
tam się od wczoraj nowy znicz pali.
Filiżanka dla nieobecnych wciąż stoi na stole,
nikt się nie przyśnił, kawa jest już zimna.
Robi się chłodniej, zakładam swój szal
i odchodzę w mrok, choć nie powinnam.
Kawa dla nieobecnych wystygła już dawno,
a ja pośród mogił szukam przyjaciela.
I razem w strugach deszczu prowadzimy dysputy,
próbując się pochylić nad sensem istnienia.
Wracam. Parzę usta swoją mocną kawą,
odkładam okulary, bo już wszystko ciąży.
I notuję w zeszycie myśl melancholijną:
„Kochaj, kochaj ludzi… Może jeszcze zdążysz”.
Nawet gdy się zgubisz…
Nawet gdy zgubisz się w chaosie zdarzeń,
nawet gdy zniknie stopy twej ślad,
odnajdę cię pod wzburzonym niebem,
choćbym przemierzyć miała cały świat.
Podążać będę bez zbędnych map,
prowadzić mnie będzie przeczucie końca.
Nocą zamierzam dotykać gwiazd,
za dnia obrócę twarz w stronę słońca.
A gdy cię znajdę, a znajdę przecież,
ty roześmiany wybiegniesz na spotkanie
i zacytujesz słowa znanego klasyka:
czy to jest przyjaźń? czy to jest kochanie?
Otworzysz szeroko oczy i ramiona,
wnet podarujesz bukiet białych frezji,
odpowiedź scałujesz z moich wąskich ust,
chociaż nie bardzo znam się na poezji.
Sierpień
Lubię sierpień, pocałunki chłodnych nocy,
wtedy lasy zapominają o gorącym lecie.
Gdy objawia się niebo spadających gwiazd,
szepczę życzenia: pierwsze, drugie, trzecie.
Wokół rozległa cisza: bezsenna i pusta,
dąb wielki od owoców ugina koronę.
Obłoki srebrzyste tańczą gdzieś w oddali,
a wszechświat mruży swe oczy zamglone.
Miłość i nienawiść, przyjaźń i samotność
rozlały się nad głową zmęczoną długą drogą.
Wyciągam puste dłonie w stronę gwiazd odległych,
lecz one moich marzeń już spełnić nie mogą.
Melancholia
Pada deszcz. Szary świat
gdzieś umyka ci we mgle.
Stoisz tam. Patrzysz w dal,
jakbyś była w cudzym śnie.
Koty śpią. Miasto drży,
bo od dawna wiary brak.
Myśl wędruje hen wysoko,
gdy ci niebo daje znak.
Nagle łza. Czy to źle,
że uczucia jeszcze masz?
Choć już pionków coraz mniej
jeszcze wciąż wytrwale grasz.
Pada deszcz. Mokniesz znów
wśród samotnych starych drzew.
W żyłach wciąż pulsuje coś,
lecz najczęściej jest to gniew.
Koty śpią. Słońce zaszło.
Wtulasz się w ten stary koc.
Usta szepczą już gorliwie:
niechaj stanie się znów noc.
Nagle łza. Gwiazd nie widać,
przykrył je dziś całun z chmur.
Gdy wyciągniesz rękę w górę,
wnet okryje też twój ból.
Onkorejs
Zaczynasz onkorejs,
choć nie jesteś wprawionym kapitanem -
raczej marynarzem,
co zgubił w roztargnieniu
pomyślne wiatry.
Wokół spokojna toń badań,
czerwone chemiczne morze
i paciorki różańca wokół palców
jak subtelna rafa koralowa,
która czasem drży.
Ludzie odchodzą i przychodzą,
krzyczą, płaczą, zaciskają pięści,
a ty poprawiasz na bakier czapkę
i wpatrując się w gwiazdę — przewodniczkę łodzi,
łagodnie intonujesz pieśń życia.
Zaczynasz onkorejs,
a Los rozpoczyna odliczanie:
cztery
trzy
dwa
jeden
zero
zero
zero
Nie jestem kamieniem
nie jestem kamieniem
wiem
trudno w to uwierzyć
czasami płaczę
liczę się ze słowami
i drżę co noc
nie jestem kamieniem
odmierzam oddechy
sprawdzam puls dnia
liścieję nadzieją
i zaciskam sny pod powiekami
nie jestem kamieniem
ale nie umiem powiedzieć dość
co jest typowe
co jest takie patriotyczne
co jest kurewsko smutne
Ostatecznie
tyle hałasu o jeden oddech
tyle wysiłku o jedno bicie serca
a ostatecznie
śmierć jest tajemnicą
roztacza swój czarny płaszcz
rzuca złowrogi urok
i w końcu zapada cisza
a nad tą ciszą
unosi się tylko miłość
skrzydła ma połamane
więc bywa niezdarna
ale umie pomieścić wszystko w jednym zdaniu:
jesteśmy pyłem we wszechświecie
ale pyłem kochającym i kochanym
i to jest dobre
i to jest pocieszające
amen
Wiem — boisz się
wiem - boisz się
ostrożność jest wskazana
wszak to co było niegdyś czarne
dziś się mieni tysiącem odcieni
i nie wiadomo już
czy szukając czterolistnej koniczynki
nie spotkasz czarnego kota
wiem - boisz się
ale czyż najpiękniejsze momenty
nie są wynikiem rzucenia się w wir zdarzeń
gdzie wolność i miłość to jedno
wiem — boisz się
niebo błękitne nad nami
poprzecinane obłokami szczerości
a ty powstrzymujesz moją dłoń
która otwarta jest
lecz nikt nie chce z niej wróżyć
wiem — boisz się
a co ja mam powiedzieć?
Niepoetyckie czasy
Gdzie świat żyje w niepoetyckich czasach,
tam but wojskowy rozgniata poziomki.
A tutaj dobry człowiek patrzy na bociana,
kropki na skrzydłach liczy u biedronki.
Gdy świat wraz z nurtem nienawiści płynie,
gdy piaski pustyni kryją coraz nowe kości,
tutaj dobry człowiek zachwyca się motylem
i trzyma się kurczowo tej swojej miłości.
Gdy świat się dwoi i troi, i zbroi na potęgę,
gdy rakiety łupią czyjeś serca na drzazgi,
tutaj dobry człowiek parzy smaczną kawę
i szuka przeznaczenia spoglądając w gwiazdy.
I nigdy nie wiadomo, co los w końcu przyniesie
dobremu człowiekowi, gdy wędkuje nad jeziorem.
Bo nagle ten, co był przyjacielem zacnym
w jednej niemal chwili staje się potworem.
To historia dobrze znana od zarania dziejów:
człowiek człowiekowi może dać tak dużo:
zdepcze go lub wzniesie na skrzydłach nadziei,
zrosi ciepłym deszczem lub zadręczy burzą.
Ten, kto kocha
Ten, kto kocha, nie jest tym, co umrze.
Choćby w twym pokoju wszystkie kwiaty zgniły,
choćby prochy rozsypano na cztery strony świata -
nie zapomnę z tobą ani jednej chwili.
Ten, kto kocha, nie jest tym, co umrze.
Choćby ślad po tobie rozmył się w alejce,
choćby zmieniano twoje słowa, gesty -
nie zapomnę nigdy, jak ciepłe miałeś ręce.
Ten, kto kocha, nie jest tym, co umrze
i choćby świat wciąż pędził przed siebie,
mój zatrzyma się zupełnie, kiedy zamkniesz oczy,
bo to miłość jest — wszystko, chociaż tak niewiele…
Oto cała ja
kiedyś
chciałam patrzeć na góry
w słońcu i w mroku
a nawet
pod parasolem z gwiazd
chciałam patrzeć na morze
wzburzone jak krew
i kołysane ramionami niewiedzy
chciałam patrzeć na zachód słońca
na jednej z egzotycznych wysp
a potem na pustkowiu
marznąć tuż po zmierzchu
a teraz
chcę tylko patrzeć w twoje oczy
w nich podróż życia
w nich wczoraj dziś i jutro
w nich…
ja?
ja
Wzruszenie
Zięba nuci wiosenną pieśń,
pająk rozstawia subtelne sidła,
krople utkały wilgotną koronę,
ja jestem tu, gdzie zawsze powinnam.
Sójka podkrada złote nasiona,
kwiczoł do gniazda zbiera gałęzie,
gwiazdom nadaję poetyckie nazwy
i jest tak dobrze, że lepiej nie będzie.
Kawa się parzy, herbata stygnie,
kolejny dzień wśród deszczu umyka,
przede mną las otwiera powoje