Słota
Złota jesień już odeszła
Słocie miejsca ustąpiła
Trochę smutna, trochę rzewna.
Dziwnie jakoś wystrojona,
Jakby starej krewnej suknia
Przyodziała jej ramiona.
Trochę duża, przyniszczona.
Kolor szary, wypłowiały
Jakby tylko pozostały
Same czernie i popiele.
Włosy długie i w nieładzie
Mgłą owiane, wiatrem polnym potargane.
Nieruchome i znudzona,
Melancholią przepełniona.
Oczy swoje gdzieś schowała.
Przymróżyła kapeluszem zasłoniła.
I już nie wiesz, może drzemie,
Może duma, może słucha.
Jakby w tem ujrzała ducha.
Nie, to tylko wiatr w kominie,
Smyczkiem po skrzypeczkach płynie.
Mgła i promyk słońca
Taki smutny dziś poranek
Mgłą osnuty dookoła
Promyk słońca tak się schował
Dziś nie będzie adorował.
Mgła se miejsce wymościła
Macki swoje wypuściła
Oj twa czułość jakaś chłodna
Trochę mokra niewygodna
Na pieszczoty ją wezbrało
Hola, hola moje ciało
Romantyzmu by nie chciało
Coś innego mam dziś w głowie
Promyk słońca mi się marzy
Co ogrzewa mnie na plaży.
Smutną minkę więc zrobiła
Przecież jestem taka miła.
Nie zazdroszczę twego szczęścia
Schodzę z drogi do zamęścia.
Promyk słońca się uśmiecha
Będzie ze mnie dziś pociecha.
Pora roku
Już spadły
Korony drzew ogołocone
Przed snem zimowym
Ułożone
Na trawie, dróżce
W polu w lesie.
Kolory żywe ustępują
Rudo- brązowe dominują
I tylko szelest liści wokół
Rozbrzmiewa nutką tej jesieni
Niesie nam jakiś dziwny spokój
Jesień to piękna pora roku.
Ostatni taniec
Już stroje są gotowe
Bajeczne, kolorowe
Już słychać rytmy walca.
Już zerwał się do tańca
Liść mały malusieńki
Porywa wszystkie wkoło
Wirują już wesoło.
Nacieszyć oczy moje,
Napatrzeć się na zapas.
Rok przyjdzie czekać cały,
By znów zatańcowały.
Zmysły rozproszone
Ludzie są wokoło
Człowiek, człowiekowi
Wszędzie rzeknie słowo.
Więc cóż ono znaczy
Dobre, czy niedobre
Myśli w nim zawarte.
Jak to rozszyfrować,
Co mu odpowiedzieć.
Nie takie to proste
Jakby się zdawało.
Pytam więc sam siebie,
Jak dawniej bywało,
Jak ludziom ze sobą,
Życie upływało.
Czasy się zmieniły
Gdzie tego przyczyna,
Dobrobytu wina.
Człowiek patrzy i nie widzi
Człowiek słucha i nie słyszy
Zmysły rozproszone.
Wynalazkiem wszelkim życie przepełnione.
Biedny i bogaty
Życie nie tylko po to jest by brać,
Pamiętać trzeba,
Żeby wziąć, trzeba też dać.
Dać można rzeczy.
Których masz w nadmiarze
Dać można słowo dobre.
Dać można dotyk dłoni.
Dobrą energią wzbogacony.
Kto się podzieli
Biedny czy bogaty.
Biedny da wszystko
No a bogaty.
Nawet rozłożyć nie chce na raty.
Człowiek człowiekowi
Ile człowieka jest w człowieku
Czy człowieczeństwo dzisiaj w modzie.
Kto zrobił podział
Kto ile dostał
Czy da się zważyć
A może zmierzyć
Kto ma go więcej
Starzy czy młodzi
A może dzieci mają najwięcej
Najmniej skażone świata gierkami.
Czy człowieczeństwo dzisiaj w modzie,
Gdzieżby poszukać
W pracy czy w domu
W sklepie w markecie
Czy w Internecie.
Czy człowieczeństwo dzisiaj w modzie
Może na lekcje do szkół powrócić
Zadbać u źródeł o edukację
Może zacieśnią się relacje.
Człowiek człowieka zauważy
Myślmy zawczasu
Nie da się chyłkiem
Przebiec przez życie
Gdy człowiek człowiekowi wilkiem.
Uczynki
Dobrym uczynkiem
Naznacz miejsce bytu swego
Wyciśnij ślad niezapomniany.
Pomóż swym dzieciom
W ciężkich czasach
Ukoić serce rozedrgane
Rozwiać jaskółcze niepokoje
Złapać wiatr w żagle
I wyruszyć
Wyruszyć z wielką siłą w drogę.
Byle razem
Gdyby była jakaś siła
Co by schyłek ułożyła.
Schyłek życia.
Tak zwyczajnie po mej myśli,
Nie chcę wiele, też nie mało.
Żeby razem czas upływał
W zgodzie z Bogiem i przyrodą.
Żeby zdrowie choć kulawe,
Pozwoliło iść tą drogą.
Można sunąć, człapać, szurać,
Nieistotne w jakim tępie,
Czy to ważne, gdzie się śpieszyć,
Będę trzymać cię za rękę,
Z całej siły, byle razem
Przecie to jest najważniejsze.
Ty pogłaszczesz ja przytulę,
Krok do przodu, krok do tyłu.
Czy stoimy w jednym miejscu.
Nieistotne, czy stoimy, czy siedzimy
Byle razem, ty popłaczesz, ja pocieszę.
Najważniejsze, że żyjemy, że jesteśmy
Byle razem jak najdłużej.
Dla męża
Bóg łaskawy na mej drodze
Chcąc docenić i wyróżnić
Ale za co?
Czy na pewno?
Czy ja na to zasługuję?
Fart, wróżba czy przeznaczenie
Jakby zgadnąć jaka siła
Brała udział w tym zamyśle?
Zamysł wielki
Człowiek zwykły
Czy niezwykły?
Jak dla kogo
I cudowny i kochany
Lecz o tym sza nikomu ani słowa
Świat nie lubi dziś szczęśliwych
Jakim cudem to się dzieje
I pomoże i przytuli
I pocieszy i podwiezie
Kawę parzy i odkurzy
Takie proste są to rzeczy
A w nich tyle niezwykłości
Cieszyć się każdą minutą i godziną
Porą roku i nowiną.
W magazynie wspomnień wszelkich
Zamknąć wszystko to w butelki
I odłożyć na półeczki
Pomalutku, powolutku
Cichuteńko bez fanfarów
Bo gdy przyjdzie pora smutna
Przetrzeć dróżkę jasnej drogi
Cóż zostanie na pociechę
Na dożycie, na przetrwanie
Na spotkanie buteleczki.
Szukam żony
Szukam żony wyjątkowej
Młodej, pięknej, mądrej, zdrowej.
Gdzieżby ruszyć tu na łowy
Kto podpowie
Kto pokaże
Dreszcz przez plecy me przeleciał
Jak ocenić, jak odgadnąć
Gdzie fałsz, a gdzie prawda żywa
Czy podoła mym wyzwaniom
Czy nie znudzi codziennością
Czy ogarnie mnie miłością
Jakie trudne to zadanie
Boże pokaż rozwiązanie
Szukaj sercem nie oczami.
Poszukiwanie
Chciałbym dziś znaleźć przyjaciela
Może to on mnie rozweseli
Pomoże w biedzie i wysłucha
Doradzi dobrze, wesprze ducha
Ale gdzie by tu szukać
Rozglądam się do bólu głowy
Czyżby to towar deficytowy
Idę do Mistrza
Pomóż proszę
Mistrz rzecze wtedy
A czy ty jesteś gotowy
Zostać przyjacielem.
Dobry duszek
Mam dobrego duszka
Przysłał mi jabłuszka
Ciasto już zrobiłam
Gości nakarmiłam
Miłe ucztowanie
Chcę zaprosić na nie
Gościa królewskiego
Duszka kochanego.
Stróż
Gdy bezradność w samotności
Wzrośnie ponad twoje siły
W głowie myśli poplątane
Niepokoju siejąc ziarno
Zmienię tony serca twego.
Ktoś zawita niespodzianie
Wślizgnie się w snu chwile miłe
Podaruje bukiet wsparcia
Tak uroczy jak motyle
Żeby ci się lepiej żyło
Żeby dzień witając rankiem
Spojrzeć w niebo i pomyśleć
Że nie wszystko się skończyło.
Smutek
Smutek w twym sercu
Gniazdko zrobił
I siedzi sobie najwygodniej.
Odizolował wszystkich wokół
Czy to jest dobrze
Myślę sobie
Zaprosił gości w swe pielesze
Zwątpienie, żal i rezygnację
Czy to popsuje twe relacje
Wśród twych przyjaciół i znajomych
Wyciągnę dłoń mą w twoją stronę
I trzymać będę aż mi zmilknie
To nic nie szkodzi
Że sił już nie masz
Żeby swą podać w moją stronę
Lecz przyjdzie chwila
Gdy zawita
Nadzieja w radość przyodziana
Błyskiem pioruna olśni wokół
I smutek zniknie i zapomnisz
I zapanuje w sercu spokój.
Zmęczenie
Gdy zmęczenie cię ogarnie
I już nawet nie masz siły
Żeby patrzeć na człowieka
Już nie mówiąc o słuchaniu.
Znajdź dzień wolny
W ciszy głuszy i spokoju.
Myśli wolno poukładaj
Książkę ułóż na kolanie
Wyjdź poezji na spotkanie.
Niech to miłe ucztowanie
Błogim ciepłem cię otuli.
Nim dzień minie, siły wrócą.
Znów zapragniesz, pracą swoją
Ulgę nieść potrzebującym
By ukrócić ich czekanie
Tak naprawdę, to nie wiemy
Czy też czekać nie będziemy.
Ważne
Co jest ważne, co ważniejsze
Gdzie poszukać odpowiedzi
Ksiądz nie powie na spowiedzi.
Sąsiad skąpy będzie w radach,
Byś nie pobił w czymś sąsiada.
A rodzina jak rodzina,
Jak krajobraz górski
Najładniej wygląda i w gronie się trzyma
Gdy człowiek od człowieka
Po prostu z daleka.
Poszukaj bratniej duszy
Co wsłucha się w serce twego brzmienie.
I ramię przy ramieniu
Krok równy trzymając
Bez zbędnych słów, bez ceregieli
Nie zważając
Czy dobra, czy zła chwila
Razem…
Tak życie będzie lżejsze
I to jest najważniejsze.
Sama sobie
Serce w strzępy już rozdarte
Ból wulkanem już się wzbiera
Oczy nie schną, łez strumienie
Żłobią zmarszczki na twej twarzy
Ile można znieść cierpienia
To zbyt wiele na jednego.
Kto pomylił się w podziale,
Obdarował cię skromnego
Nazbyt szczodrze, na bogato
Gdzie poszukać ukojenia
Dniem i nocą
Myśli w głowie się łomoczą.
Ciało, dusza rozedrgane
Nie pomaga już modlitwa
Gdzie podpowiedź, gdzie mam szukać
Czy przegrana to już bitwa
Myślę sobie już od dawna
Żeby pomóc jakoś tobie
W tym cierpieniu, w tej chorobie
Może mały kroczek naprzód
Spróbuj pomóc sama sobie.
Pogotowie
Proszę erkę wysłać zaraz
Ale szybko, szybciuteńko
Pilna sprawa
Co się stało
Proszę mówić
Bóle, duszność, kołatanie
Coś się dzieje niesłychanie.
Już jedziemy proszę pani
Pędzi erka na sygnale
Biegnie lekarz i ratownik
Szybko
Saturacja, puls, ciśnienie, EKG
Proszę pani wszystko w normie.
Nie.
Niemożliwe
Co mi jest
Samotność.
Za darmo
Powieszono ogłoszenie
,, w dniu jutrzejszym jest szczepienie
nieodpłatne”
dobrodziejstwem świata tego
są szczepienia od wszystkiego
tężec, krztusiec i błonnica
odra, świnka i gruźlica
tłum się zbiera w oka mgnieniu,
każdy podda się szczepieniu
pani pyta a od czego to szczepienie?
Doktor mówi
Od głupoty świata tego
Nic nie szkodzi
Najważniejsze, że za darmo.
Kryzys
W kryzysie świat nasz pogrążony
Mknie ku ogólnemu zatraceniu
Bierność wrażliwych i uczonych
Przyniesie wszystkim nam trofeum.
Lecz czy zdobyczą ucieszymy
Naszych przyjaciół i rodzinę
Jak wypijemy, w tej samej co ważymy
Co naszym dzieciom zostawimy.
Rozniećmy myśli w naszych głowach
Powoli ruszmy do działania
Nikt przecież za nas,
Ani dla nas
Nie naprawi tego
Co zepsuliśmy sami.
Oj życie
Oj życie udrzeć by się chciało
Cię jak najwięcej
Dla niepoznaki spojrzeń innych
Może by nocą albo rankiem
Gdy jeszcze śpią sąsiadek oczy
Co później moc wlepiają w szybę
By nie przeoczyć chwili ważnej
By temat plotek zawsze świeży
Gimnastykował język węży
Człowiek się mota jak obłędzie
Ten żyje długo
Ten jedzie wszędzie
Ten dom ma i pieniądze
I zaspakaja swoje żądze.
Nie zawsze zgodnie z dekalogiem
Myśląc opatrznie
Że bogactwo
Usprawiedliwi to łajdactwo
Lecz po cóż drzeć ci ponad siły
Czy nie wystarczy tobie tego
Co los odmierzył miarką życia
Trochę dziurawą, wyszczerbioną
Lecz przecie Tobie namienioną.
Na niby
Dziwne zjawisko
W życiu gości
Na niby
Na niby przyjaźń
Na niby miłość
To jak fastryga
W sukni życia
Jak długo suknia będzie trzymała
Skoro na niby pani zszywała.
W którym momencie puści fastryga
I co odsłoni
W życia zakręcie
Jak na to patrzeć
Jak z tym iść dalej
Na niby życie
Czy zmarnowane.
Może na serio
Choć raz spróbujmy
Lecz powiedz kiedy
Kiedy pomrzemy.
Okno wiedzy
W naszym świecie okien wiele
W domu, w sklepie i kościele
Od północy, od południa,
Które lepsze,
Które ważne
A które jest najjaśniejsze
Które dziecku swemu wskażesz,
Może okno na jezioro,
Na las,
Na krajobraz górski
Myśli kłębią się dookoła
Drogi panie jeszcze dzisiaj
Swemu dziecku uchyl lekko
Pokaż skrawek magicznego krajobrazu
Który nigdy się nie znudzi
Jak nazywa się to okno
Jak zwyczajnie
Okno wiedzy.
Ognisko domowe
Strażniczko domowego ogniska
Pilnuj paleniska
Jeśli popróżnujesz
Mrok ci zapanuje
Rozpełznie po kątach
Zagnieździ się w szafie
Ułoży się na pościeli
Na półkach, kanapie.
Drwić będzie z ciebie
W ciemności bałagan powstanie
Twoja rodzina
Chłodu nie wytrzyma
Rozsypie się
W dzikim rozpędzie
Będzie szukać ognia
Gdziekolwiek to będzie.
Jedni się ogrzeją, inni się poparzą.
Po co mi to było
Pracowałem ponad siły
W dzień i w nocy, dnia każdego
Świątek, piątek i niedziele
Budowałem dom
Bastion wielki, dwupiętrowy
Kuchnie, hole i pokoje,
Trzy łazienki i balkony,
Nie zważając na me znoje
Oczy rano przecierałem,
Dumą, sercem napawałem
No i w końcu mam co chciałem
Piękny pałac zbudowałem
Dnia pewnego zapomniałem
Na drabinę się wspinałem
Szczebel wcześniej połamałem
I runąłem w dół jak długi
Jak tu teraz żyć wypada
Tak daleko do sąsiada
Żona wlecze do łazienki
Ile trudu, jakie męki
Po co nam te trzy łazienki
Jedna by nam wystarczyła
Byle blisko łóżka była.
Czy to jest miłość
Świat się zmienia w oka mgnieniu
Czy wraz z nim zmienia się wszystko
Czy miłość nie jest już miłością
Naszych dziadków i pradziadków.
Czy wraz z nowoczesnością
Powstały nowe wymagania
Którym trzeba sprostać, żeby zakwitła
Czy musi być ubrana w markową szatę
Czy mości się tylko w pięknym domu
I jeździ drogim samochodem
Jakie wartości są ponadczasowe
A może to nie jest miłość.
Epidemia
Jest już wszędzie
Nikt nie myśli
Jak żyć będzie.
Choroba objawów ma wiele
Bywa też ukryta
Trzeba by umieć patrzeć
By rozpoznać to podstępne ziele.
I w dużym mieście i na bezludziu,
W pracy i w domu
Nikt jej nie piele
Owinie cię, zasłoni, zagłuszy
Odwagi pozbawi, sumieniem nie ruszy.
Niech każdy z serca cegiełkę dobroci wypali
Mur zbudujemy co nas ocali.
Każdy dostanie tabletkę radości
I zastrzyk przeciw obojętności.
Tak świat wyleczymy
Od chronicznej samotności.
Wyjątek
Ja jestem mądry, przystojny,
Młody.
Mam dom, dwa samochody
Żonę młodszą o dekadę
Teścia z firmą zagraniczną
Cóż myślisz człowiecze marny
Że jesteś wyjątkiem na ziemi
Stać mnie na wczasy
Odnowę biologiczną, bale
Władzę mam
O ho ho i dalej
Konto już rośnie
I cóż chcieć więcej
A serce masz.
Do czasu
Ranić człowieka można do czasu
Rana na ranie, raną pogania
Blizny powstają, twardnieją,
Skorupę tworzą i powszednieją.
Serce zamyka się w grocie głębokiej
Tylko nieliczni znają tam drogę
Świat dziwnie patrzy na to zjawisko
Czy to jest człowiek, czy to już wszystko
Co może nam zaoferować
Niemy i głuchy na świata dźwięki
Zahartowany przez wszystkie męki
Zadane wcześniej, gdy jeszcze ciało
Czuło co boli, serce pękało.
Szkoda jest wielka
Rzec by się chciało
Ludzie
Zbyt późno się zrozumiało.
Kiedy się cieszyć
Cieszyć się światem
To grzech czy naiwność
Najłatwiej przychodzi nam narzekanie
Na czasy, pogodę,
W kościach łamanie.
Rzadziej myślimy o tym co dobre
Nie dziękujemy za to co mamy
Pokój na świecie
I chleb na stole
Szkoda, że wszystko to doceniamy
Dopiero wtedy gdy umieramy.
Zadumany czas
Tak naprawdę to mi nie śpieszno
Wyruszyć w podróż w tamtą stronę.
Poczekam tyle jest jeszcze do zrobienia
Nie przeczę
Też do naprawienia
Przecie nie wszystko w życiu wyjdzie.
Czasem odłożę coś na później
Brak mi odwagi i pokory
Z nią chyba większość ma na bakier.
Nie zwlekaj długo
Bo nie wiemy
Kiedy swój bilet dostaniemy.
A stryj mój mawiał
A stryj mój mawiał
,, szczęśliwe to pokolenie, co wojny nie widziało”
Więc cieszmy się z tych czasów
W których nam żyć przystało.
Odbijmy sobie krzywdy ojców
Dbajmy więc o to co zostało.
Módlmy się za tych co życiem swoim
Progi wolności układało.
Pamięci czemóż krótka taka
Czy bez doświadczeń nie wytrzymasz.
Czy tylko dzieło dokonane
Na własnym ciele piętnowane
Pozwala poczuć tę różnicę,
Czasów pokoju i pożogi.
Czy bez doświadczeń
Nie umiemy
Cieszyć się
Szczęściem i pokojem.
Raz w roku
Raz w roku wszyscy się zbierają
Modlitwy swoje posyłają.