Dedykacja
Dla tych, którzy mają odwagę brać życie w swoje ręce, którzy zamiast czekać na cud, stają się jego początkiem.
Wstęp
Zawsze uważałem się za człowieka racjonalnego. Świat dla mnie miał sens, gdy dało się go opisać równaniami, procedurą, dowodem. Ufałem liczbom bardziej niż emocjom, faktom bardziej niż intuicji. W logice znajdowałem bezpieczeństwo, była dla mnie jak czyste powietrze, w którym można swobodnie oddychać.
Pierwszym momentem przebudzenia był czas, w którym robiłem szkolenie z bezpieczeństwa. Tam pojawiły się tematy związane z fizyką kwantową. Po raz pierwszy usłyszałem o superpozycji, o splątaniu cząstek, o zasadzie nieoznaczoności[1] i o tym, że samo obserwowanie zjawiska zmienia jego przebieg [2]. Zafascynowało mnie to. Zrozumiałem, że rzeczywistość nie jest tak jednoznaczna, jak do tej pory sądziłem. Że świat nie składa się z twardych faktów, ale z nieskończonej ilości zjawisk i praw, których jeszcze nie odkryliśmy. Nie widać ich, ale to nie znaczy, że nie istnieją. Są jak prąd, niewidzialne a jednak obecne. Istniały od zawsze, trzeba je było tylko poznać, zrozumieć i nauczyć się nimi posługiwać.
Po tym doświadczeniu zacząłem zadawać coraz więcej pytań i poszukiwać odpowiedzi. W końcu trafiłem na jakiś podcast, a może to był film dokumentalny, już nie pamiętam tytułu, ale pamiętam jeden fragment bardzo wyraźnie. Ktoś tłumaczył tam, jak poprzez rozum można wpływać na ciało. Pokazywał prosty eksperyment: zamknij oczy i pomyśl o soczystej, żółtej, ociekającej sokiem cytrynie. Widzisz ją? Czujesz zapach? Czujesz jak po tej myśli twoje ślinianki zaczynają pracować, jakbyś naprawdę ją trzymał w dłoniach[3]? To był moment olśnienia. Zrozumiałem, że samą myślą można wywołać reakcję w ciele.
Jeśli więc można samą myślą uruchomić ślinianki, to znaczy, że myśl potrafi wpłynąć na ciało w sposób rzeczywisty i mierzalny. Wtedy zrozumiałem, że słowa i obrazy, które tworzymy w umyśle, nie są tylko produktem wyobraźni, ale sygnałem, który ciało odbiera jak instrukcję działania. Mózg nie rozróżnia, czy dana sytuacja dzieje się naprawdę, czy tylko o niej myślimy. Reaguje na wyobrażenie tak samo jak na fakt.
To odkrycie otworzyło przede mną zupełnie nową perspektywę. Zrozumiałem, że w naszej biologii nie ma granicy między myślą a reakcją fizjologiczną. Każda myśl, szczególnie ta nacechowana emocją, uruchamia w ciele kaskadę impulsów elektrycznych, chemicznych i hormonalnych[4]. Słowo staje się poleceniem, a emocja jest paliwem, które nadaje mu moc.
To, co wypowiadamy i o czym myślimy, a zwłaszcza doświadczenia, które w przeszłości wzbudziły w nas silny lęk, zostają zapisane w najstarszej części mózgu, w jego pierwotnym centrum odpowiedzialnym za przetrwanie. Tam właśnie nasz system bezpieczeństwa tworzy archiwum bólu. Każde wstrząsające przeżycie zostaje zapisane w postaci kodu: reakcji mięśni, rytmu serca, napięcia w brzuchu, oddechu, który nagle się zatrzymuje. Ciało zapamiętuje to wszystko po to, by w przyszłości rozpoznać zagrożenie szybciej niż zdążymy o nim pomyśleć.
Z czasem jednak ten biologiczny mechanizm ochronny zaczyna działać jak program, który nigdy się nie wyłącza. Wystarczy bodziec przypominający dawne doświadczenie, aby ciało zareagowało tak, jakby niebezpieczeństwo wciąż trwało[5]. Serce przyspiesza, mięśnie sztywnieją, umysł zawęża pole widzenia, choć realnie nic nam nie grozi. W ten sposób przeszłość staje się teraźniejszością, a ciało pozostaje uwięzione w starym zapisie.
Nie są to więc tylko myśli ani dźwięki. To precyzyjne kody, które uruchamiają całe sekwencje reakcji biologicznych, emocjonalnych i behawioralnych. Czasem wystarczy jedno słowo, gest, spojrzenie, by włączył się ten dawny program, zapisany głęboko w systemie przetrwania. Dopiero gdy nauczymy się je rozpoznawać, możemy je przeprogramować. Bo tak jak myśl może wywołać napięcie, tak samo może przywrócić spokój. Ciało odpowiada na każdy sygnał, jaki do niego wysyłamy. Dlatego to, o czym myślimy, ma znaczenie nie symboliczne, lecz fizyczne.
Od tamtej pory zacząłem widzieć świat inaczej. Dostrzegałem, jak w firmach idealne procedury rozpadały się przez emocje, których nikt nie chciał nazwać. Jak w rodzinach rozum przegrywał z niewidzialnymi siłami lojalności i bólu. Jak w ludziach, którzy twierdzili, że mają wszystko pod kontrolą, było coś, co nie dawało im spokoju.
Zacząłem rozumieć, że istnieje inny porządek, którego nie da się wpisać w tabelę ani udowodnić wykresem. To porządek relacji, pamięci, energii i ciała. I to właśnie ciało okazało się kluczem. Ciało wie wcześniej. Ciało pamięta dłużej. Ciało nie kłamie. Każde napięcie, każdy skurcz, każdy przyspieszony oddech to informacja. To zapis doświadczenia, które wciąż w nas żyje, nawet jeśli głowa dawno o nim zapomniała.
Ustawienia pokazały mi coś, czego nie odkryłem przez całe życie z liczbami[6]. Człowiek jest złożonym systemem, w którym przeszłość, teraźniejszość i przyszłość przenikają się w jednym polu. Aby zrozumieć siebie, nie wystarczy analizować. Trzeba poczuć. Nie ma w tym nic mistycznego. To biologia, pamięć, informacja i energia działające równocześnie.
Ustawienia to nie teatr. To narzędzie, które pozwala zobaczyć strukturę życia, podobnie jak mikroskop pozwala zajrzeć w materię. Ta książka nie jest więc zbiorem teorii, lecz próbą połączenia dwóch światów: racjonalnego i odczuwającego. Jest zapisem drogi człowieka, który przez lata uczył się porządku w liczbach, a potem odkrył, że prawdziwy porządek zaczyna się dopiero wtedy, gdy pozwolimy ciału mówić. Bo ciało to nie przypadkowy nośnik świadomości. To radio, które odbiera fale historii, emocji i doświadczeń. Kiedy nauczymy się je stroić przez oddech, ruch, ciszę i uważność, zaczynamy odbierać sygnał życia bez zakłóceń. Ta książka powstała z ciekawości, ale też z szacunku. Dla nauki, która uczy nas widzieć fakty. I dla ciszy, która pozwala nam poczuć prawdę. Nie będę przekonywać nikogo, że ustawienia działają. Powiem tylko: jeśli kiedykolwiek poczujesz, że coś w tobie wciąż gra tę samą, smutną melodię, spróbuj dostroić radio swojego ciała. Bo być może to nie ty grasz tę melodię. Może to echo, które po prostu prosi, by wreszcie je usłyszeć.
To nie podręcznik, to przestrzeń. Przestrzeń, w której możesz się zatrzymać i usłyszeć siebie. Nie chcę Ci niczego udowadniać. Nie będę mówić, że ustawienia są jedyną drogą, ani że każdy powinien je przeżyć. Chcę jedynie zaprosić Cię do doświadczenia ciszy. Tej, która zaczyna się w ciele, zanim pojawi się myśl. Czytając tę książkę, nie próbuj analizować. Nie szukaj sensu w każdym zdaniu, nie oceniaj, nie porównuj. Pozwól, by słowa działały jak fale, niech docierają do Ciebie nie tylko przez umysł, ale przez oddech, przez skórę, przez pamięć, która w Tobie mieszka. Czasem poczujesz opór, to dobrze. Czasem coś Cię poruszy, to jeszcze lepiej. Wszystko, co się pojawi, jest częścią Twojego własnego ustawienia. Bo ta książka nie ma Cię uczyć, ale przypominać. Przypominać o tym, co już wiesz, tylko zapomniałeś. O ciele, które pamięta. O sercu, które słyszy. O ciszy, która wie.
Traktuj każde zdanie jak krok w kręgu. Czytaj wolno, tak jakbyś stał w środku pola i słuchał oddechów ludzi wokół. Zatrzymuj się tam, gdzie coś zadrży. Nie uciekaj. Zaufaj, że to właśnie tam zaczyna się Twój ruch. Jeśli w pewnym momencie poczujesz łzy, niech płyną. Jeśli pojawi się śmiech, niech płynie również on. Bo ustawienia to nic innego jak taniec życia pomiędzy jednym oddechem a drugim. Kiedy zamkniesz tę książkę, świat nie będzie inny. Ale Ty już tak. Bo to, co raz zostanie usłyszane w ciszy, nie może zostać zapomniane. Niech więc to, co przeczytasz, nie zatrzyma się w głowie. Niech zejdzie niżej do gardła, do serca, do brzucha, aż w końcu do stóp. Niech ciało stanie się Twoim kompasem, a świadomość, mapą, która prowadzi nie w przyszłość, ale w głąb. Niech ta podróż zacznie się właśnie teraz. Nie w momencie, gdy przewrócisz stronę, ale w chwili, gdy usłyszysz własny oddech i poczujesz, że naprawdę jesteś.
Pierwsze ustawienie. Moment, w którym cisza zaczęła mówić
Nie planowałem w tym uczestniczyć. Znalazłem się tam przypadkiem z ciekawości, a może z niepokoju, którego nie potrafiłem nazwać. Sala była zwyczajna: kilkanaście osób, krzesła ustawione w kręgu, kilka postaci stojących w milczeniu. Nic nadzwyczajnego, a jednak w powietrzu czuło się napięcie, jakby coś niewidzialnego właśnie się budziło. Obserwowałem. Z początku próbowałem zrozumieć zasadę, jak to działa, co powoduje, że ludzie, których nic nie łączy, nagle zaczynają czuć rzeczy, o których nie mają prawa wiedzieć. Szukałem logiki. Ale logika nie wystarczała. Kiedy prowadzący poprosił mnie, żebym sam stanął w polu, w środku kręgu, poczułem opór. Nie z lęku przed ludźmi, ale z czegoś głębszego, jakby ciało wiedziało, że zaraz zostanie dotknięta prawda, której od dawna unikało. Zrobiłem krok. Potem drugi. I wtedy wydarzyło się coś, czego nie potrafię opisać żadną formułą. Nie było wizji, nie było słów. Było tylko ciało, które zaczęło reagować samo. Ciężar w klatce piersiowej, drżenie nóg, ciepło w dłoniach. Gdy inni ludzie przesuwali się wokół mnie, czując swoje emocje, ja czułem ruch, jakby coś w przestrzeni między nami próbowało się uporządkować. To nie była magia. To była fizyka relacji, biologia pamięci, chemia emocji. Ciało pokazywało, że pamięta więcej, niż myślałem. W pewnym momencie ktoś stanął naprzeciw mnie, zupełnie obca osoba i spojrzał tak, jak nikt wcześniej nie spojrzał. W tym spojrzeniu było coś znajomego, coś dawno utraconego. Poczułem, jak napięcie z brzucha przemieszcza się do gardła, potem do oczu. Nie rozumiałem, co się dzieje, ale wiedziałem, że coś się porządkuje. Jakby w radio, które przez całe życie zbierało szum, ktoś nagle przekręcił gałkę i wreszcie trafił w czystą falę. Po ustawieniu wyszedłem na zewnątrz. Świat był ten sam, drzewa, ulica, zapach deszczu. A jednak wszystko było inne. Powietrze było lżejsze, dźwięki czystsze, ludzie spokojniejsi. Albo może to ja wreszcie słyszałem. Nie potrafiłem powiedzieć, co się „naprawiło”. Nie było spektakularnych objawień, ale coś we mnie przestało się bronić. Jakby ciało zrozumiało, że nie musi już dźwigać historii, które nie należą do niego.
Przez kolejne dni czułem dziwny spokój. Nie euforię, nie entuzjazm, tylko ciszę. Tę samą ciszę, która była w sali, kiedy wszystko się poruszyło. To wtedy zrozumiałem, że ustawienia nie są metodą. Są spotkaniem z prawdą, której nie da się wymusić. Trzeba tylko stanąć w miejscu, w którym ciało przestaje udawać, że nic nie czuje.
I to właśnie był początek tej książki. Nie z potrzeby tłumaczenia zjawiska, ale z potrzeby podzielenia się czymś, co zmienia człowieka nie w głowie, lecz w oddechu. Bo w oddechu zaczyna się wszystko. I w oddechu wszystko wraca do porządku.
1. Przygotowanie ciała do strojenia
Przygotowanie do strojenia
Każdy człowiek jest jak radio, które od chwili narodzin nadaje i odbiera sygnały. Czasem płyną one z teraźniejszości, a czasem z bardzo odległej przeszłości z pamięci ciała, z historii rodu, z pól, które dawno już przestały istnieć, a jednak wciąż drgają w naszym wnętrzu. Ciało nie potrzebuje słów, by je słyszeć. Wystarczy drżenie mięśnia, zatrzymany oddech, cichy ścisk w żołądku. To język, w którym przemawia przeszłość.
Niektórzy całe życie spędzają próbując przestroić swoje radio. Przekręcają gałki umysłu, szukając właściwej stacji, tej spokojnej, czystej, jasnej. A jednak zamiast muzyki słychać trzaski, echo, fałszywe nuty. To nie błąd urządzenia. To znak, że w środku wciąż nadają stare programy, które kiedyś miały nas chronić, a dziś tylko zakłócają odbiór. Mózg pierwotny, ta najstarsza część nas, nie zna czasu. Dla niego dawne niebezpieczeństwo wciąż trwa, a ciało, które kiedyś się napięło, nie wie jeszcze, że już może odetchnąć.
Zapisane w nas emocje są jak ślady na taśmie magnetofonu. Kiedyś chroniły przed bólem, przed utratą, przed śmiercią. Dziś powtarzają się w odruchach, reakcjach, w lęku, którego nie potrafimy nazwać. Każdy z nas nosi w sobie taki szum, echo dawnych historii, które jeszcze nie wybrzmiały do końca. Nie trzeba się ich pozbywać. Wystarczy je usłyszeć. Kiedy radio wreszcie zaczyna grać czysto, słychać, że ten szum był tylko zapowiedzią melodii.
Ustawienia systemowe są sposobem na to, by nauczyć się słuchać. Nie uczą nowego dźwięku, nie dodają niczego, czego w nas nie ma. Raczej pomagają oczyścić fale, usunąć zakłócenia, które powstały z bólu, strachu, lojalności wobec przeszłości. To nie jest walka z ciałem, lecz rozmowa z nim. Ciało zawsze wie, gdzie gra fałszywa nuta.
Aby to radio zagrało naprawdę, trzeba najpierw przygotować instrument, czyli ciało. Nie umysł, nie teorię, ale ciało, które jest anteną. To przez nie przepływa całe pole informacji, emocji, pamięci. Ciało musi się zgodzić, zanim ruszy proces. Nie wystarczy chcieć, nie wystarczy rozumieć. Trzeba pozwolić, by napięcie, które trzymało się w mięśniach przez lata, powoli się rozluźniło. Trzeba poczuć stopy na ziemi, ułożyć oddech, pozwolić, by serce biło swoim rytmem.
Niektórzy przed ustawieniem doświadczają ciepła w dłoniach, inni drżenia w brzuchu, jeszcze inni płaczu bez powodu. To nie przeszkody. To pierwsze nuty nowej melodii, która dopiero się rodzi. Tak ciało mówi: jestem gotowe. W tym momencie pole już działa.
Czasem jednak, zanim muzyka zacznie grać, trzeba odważyć się na ciszę. To ona jest pierwszym dźwiękiem, który przywraca porządek. W ciszy rozbrzmiewa intencja, nie ta wypowiedziana słowami, ale ta prawdziwa, ukryta pod nimi. Czysta intencja nie prosi o nic, nie żąda, nie oczekuje. Ona zaprasza. Kiedy serce mówi: pokaż mi, co mam zobaczyć, wtedy pole zaczyna odpowiadać.
Nie zawsze wiadomo, dokąd ten proces poprowadzi. Nie trzeba wiedzieć. To nie my jesteśmy dyrygentem tej orkiestry. Ustawienia uczą zaufania. Im bardziej próbujemy wymusić dźwięk, tym głośniej trzeszczy odbiornik. Czasem najgłębsza przemiana wydarza się wtedy, gdy człowiek przestaje szukać rozwiązania i po prostu stoi, obecny, uważny, z ciałem, które słucha.
Pole nie potrzebuje słów, by wiedzieć. Potrzebuje zgody, by działać. A zgoda nie oznacza rezygnacji. To pełna świadomość: tak, to jest. W tym jednym tak mieści się wszystko, czego dotąd brakowało, spokój, porządek, prawda.
Przygotowanie do ustawienia to nie rytuał, lecz moment powrotu do siebie. To zgoda, by ciało znów stało się przestrzenią, a nie polem bitwy. Gdy to się wydarzy, radio duszy zaczyna się stroić. Najpierw delikatnie, niepewnie, jeszcze z szumem w tle. Potem coraz czyściej. Aż w końcu pojawia się melodia, ta, którą nosiliśmy w sobie od zawsze, tylko zagłuszoną przez hałas historii.
Nie trzeba już wtedy nic robić. Wystarczy słuchać. Kiedy ciało się uspokaja, a serce staje się anteną, radio duszy samo odnajduje swoją częstotliwość. Częstotliwość życia.
W tej ciszy, która następuje po strojeniu, zaczynamy słyszeć coś jeszcze głębiej, echo, które nie pochodzi z teraźniejszości. To ciche impulsy pamięci, dawne sygnały, które wciąż gdzieś w nas grają, mimo że świat, który je nadał, już dawno przeminął. Ciało zachowuje je jak stary magnetofon, na którego taśmie wciąż odtwarzają się te same frazy. To właśnie tam, w najstarszych warstwach naszej świadomości, w ukrytym centrum instynktu i przetrwania, mieszka mózg pierwotny, strażnik wspomnień, który nie zapomina niczego.
Zapis w mózgu pierwotnym
Mózg pierwotny nie rozróżnia czasu. Dla niego wszystko, co kiedyś się wydarzyło, dzieje się wciąż teraz. W jego świecie nie istnieje przeszłość ani przyszłość, jest tylko nieustanne teraz. Każde silne doświadczenie, które nas wstrząsnęło, zraniło lub wywołało poczucie zagrożenia, zostaje tam zapisane jak ostrzeżenie: uważaj, to niebezpieczne, lepiej tego unikać. Z perspektywy biologii to naturalny mechanizm ochronny. Ciało zapamiętuje ból, by go nie powtórzyć[7]. Ale z perspektywy duszy jest to również pułapka, bo w ten sposób wciąż odtwarzamy dawne historie, które już nie należą do teraźniejszości.
Kiedy w obecnym życiu reagujemy napięciem, lękiem lub odruchowym zamrożeniem w sytuacjach, które obiektywnie nie zagrażają naszemu bezpieczeństwu, to znak, że mózg pierwotny właśnie odtwarza starą stację. To echo doświadczenia, które kiedyś miało nas ochronić, a dziś po prostu zatrzymuje ruch życia. Wtedy ciało reaguje jak radio, które włącza dawny kanał, bo wciąż wierzy, że nadaje ważny komunikat.
Ten zapis sięga głębiej niż jedno życie. To, co zapisane jest w mózgu pierwotnym, często nie pochodzi z naszej osobistej historii, lecz z pamięci rodu. W strukturze ciała, w mikroruchach mięśni, w sposobie oddychania, w napięciach powięzi mogą być ukryte dawne opowieści. Czasem to drżenie ramienia, którego nie potrafimy zatrzymać, czasem ciężar w klatce piersiowej, czasem niejasny lęk, który wraca nocą, wszystkie te sygnały to język, w którym przemawia przeszłość.
Kiedy słuchamy tego języka z uważnością, zaczynamy dostrzegać, że wiele z tego, co nosimy, nie należy w pełni do nas. Niektóre emocje, reakcje i przekonania są jak odziedziczone nuty w melodii, którą gramy od pokoleń. One też chcą być wysłuchane. I to właśnie w tym miejscu pojawia się zrozumienie, że historia zapisana w naszym ciele nie zawsze zaczyna się w naszym życiu.
Dziedziczony zapis. To, co nie zaczęło się od ciebie
Jak pisał Mark Wolynn w książce Nie zaczęło się od ciebie, część naszych emocji, lęków i zachowań nie jest naszą osobistą historią, lecz echem doświadczeń poprzednich pokoleń[8]. To, co w rodzie pozostało nieuzdrowione, próbuje znaleźć ujście w kolejnych generacjach. Dziecko, wnuk czy prawnuk mogą nieświadomie nieść pamięć o wojnie, utracie, rozłące, niesprawiedliwości lub odrzuceniu. Te ślady nie są tylko emocjonalne. Ciało reaguje zgodnie z odziedziczonym zapisem, tworząc wzorce postawy, oddechu i reakcji, które odtwarzają dawne historie.
W każdym z nas żyje echo tych opowieści. Niektóre są lekkie, inne niosą ciężar, którego nie rozumiemy. Bywa, że ciało napina się na dźwięk słowa, którego znaczenia nie pojmujemy. Albo zastyga w obecności kogoś, kto nic złego nie uczynił. W takich chwilach odzywa się pamięć rodu. Ciało mówi głosem przodków, prosząc, by ktoś wreszcie wysłuchał historii, której nikt wcześniej nie mógł wypowiedzieć.
Dlatego przed wejściem w ustawienia potrzebne jest przygotowanie ciała, nie tylko psychiczne, ale biologiczne. Ciało musi poczuć, że jest bezpieczne, by pozwoliło dawnym zapisom się ujawnić. Dopiero wtedy można usłyszeć, jaka stacja naprawdę do nas nadaje, czy to nasz własny głos, czy echo przodków. Gdy ciało się uspokaja, a oddech zaczyna płynąć głęboko, wewnętrzne radio stroi się na częstotliwość prawdy.
Poziomy świadomości. Mapa wewnętrznej drogi
David R. Hawkins w Mapie poziomów świadomości opisał, że każda emocja ma swoją częstotliwość drgań[9]. Najniższe poziomy, wstyd, poczucie winy, strach, są ciężkie i skurczone. Niosą w sobie energię oddzielenia i zamknięcia. Im wyżej wznosi się świadomość, tym bardziej otwiera się przepływ. Odwaga, akceptacja, radość, miłość i oświecenie to wibracje, w których człowiek czuje jedność z życiem, a nie walkę z nim.
Gdy ciało pozostaje uwięzione w starych zapisach, rezonuje z niskimi częstotliwościami. Z poziomu lęku trudno zobaczyć prawdę systemu rodzinnego, bo strach zaciemnia obraz i odbiera oddech. Z poziomu winy trudno dostrzec niewinność, bo wszystko, co widzimy, przybiera jej kształt. Dopiero gdy ciało się rozluźni, świadomość może „podnieść tonację” i dostroić się do wyższego poziomu rezonansu. Tam, gdzie pojawia się akceptacja, zaczyna płynąć zrozumienie. Tam, gdzie jest miłość, przychodzi uzdrowienie.
Przygotowanie ciała do ustawienia jest więc procesem strojenia jak w radiu, gdy delikatnie przesuwamy pokrętło, aż sygnał staje się czysty i pozbawiony szumu. W pewnym momencie słychać już nie tylko dźwięk, ale i przestrzeń między dźwiękami. To właśnie w tej przestrzeni zaczyna mówić dusza.
Prawo rezonansu. Dlaczego przyciągamy określone pola
Pierre Franckh w Prawie rezonansu przypomina, że świat nie odpowiada na słowa, lecz na wibrację, z jaką je wypowiadamy[10]. To nie język kształtuje rzeczywistość, lecz ton, z jakim brzmi serce. Rezonujemy z tym, co sami emitujemy. Jeśli w nas gra lęk, przyciągamy sytuacje, które ten lęk potwierdzą. Jeśli w nas jest wdzięczność, zaczynamy dostrajać się do pól, w których ta wdzięczność znajduje odbicie.
W kontekście ustawień ciało działa jak antena. Odbiera i nadaje jednocześnie. Każde napięcie, każdy niedokończony ruch to sygnał, który zakłóca odbiór. Aby wejść w pole systemowe, ciało musi zostać oczyszczone z dawnych zakłóceń. Inaczej słyszymy tylko szum przeszłości i nie potrafimy odróżnić własnego głosu od głosów tych, którzy byli przed nami.
Gdy ciało zaczyna rezonować w czystszej częstotliwości, pole odpowiada natychmiast. To subtelne, ale wyczuwalne. Nagle emocja, która wcześniej wydawała się ciężka, zaczyna płynąć, a miejsce bólu wypełnia ciepło. Wtedy następuje zestrojenie, ciało i dusza zaczynają grać w jednym rytmie.
Jak ciało przygotowuje się do pracy w polu
Ciało jest mądre. Wie, kiedy może puścić napięcie, a kiedy jeszcze musi trzymać. To nie umysł decyduje, kiedy przyjdzie gotowość, lecz wewnętrzna inteligencja ciała. Dlatego przygotowanie do ustawień nie polega na forsowaniu emocji ani na próbie ich wywołania. Chodzi raczej o stworzenie przestrzeni, w której ciało samo odnajdzie bezpieczeństwo.
Zaczyna się to od spokojnego, rytmicznego oddechu. Każdy wdech i wydech informuje układ nerwowy, że zagrożenie minęło. Pomaga również delikatny ruch, lekkie rozciągnięcie, obrót głowy, poruszenie ramion, by energia zaczęła znów krążyć. Uwagę warto przenieść na stopy i poczuć ciężar ciała, jego kontakt z ziemią. To sygnał zakorzenienia, powrót do teraźniejszości. A potem wystarczy świadoma zgoda na to, że nie musimy wszystkiego rozumieć, wystarczy czuć.
Wtedy ciało zaczyna się stroić. Wibracje lęku, żalu i napięcia ustępują miejsca falom spokoju, które otwierają drogę do wglądu. Pole to czuje. Odpowiada. Nagle to, co wydawało się chaosem, układa się w wewnętrzną harmonię.
Zestrojenie z polem, otwarcie wewnętrznego oka
Kiedy ciało jest gotowe, świadomość rozszerza się. To stan, który dr Ulrich Warnke nazywa aktywacją wewnętrznego oka[11]. Nie chodzi o wizje ani nadzmysłowe obrazy, lecz o subtelny stan percepcji, w którym człowiek zaczyna widzieć zależności między sobą a systemem. To moment, gdy logika ustępuje miejsca intuicji, a ciało staje się przekaźnikiem informacji z głębszych warstw istnienia.
W tym stanie widzimy, że wszystko jest połączone. Dostrzegamy, że nawet to, co bolało, miało sens. Że każde doświadczenie było próbą przywrócenia równowagi w polu. Ciało, które wcześniej było archiwum przeszłości, staje się kanałem dla życia. Nie nosi już historii, ono je przepuszcza.
W tym momencie rozpoczyna się prawdziwe czyszczenie anteny. Radio duszy, dotąd pełne szumów i obcych melodii, zaczyna grać czysto. Czasem potrzeba jeszcze kilku chwil ciszy, by nowa częstotliwość utrwaliła się w ciele. A potem przychodzi ruch, delikatny, naturalny, prawdziwy. To sygnał, że jesteśmy gotowi, by przejść dalej.
Techniki przygotowania ciała przed ustawieniem
Przygotowanie do ustawień zaczyna się od ciała. Nie od myśli, nie od analiz, ale od najprostszej rzeczy, która ma moc połączenia nas z życiem, od oddechu. Oddech jest pierwszym pomostem, który łączy naszą świadomość z ciałem. Kiedy jesteśmy spięci, oddychamy płytko, jakbyśmy nie chcieli wpuścić życia do wnętrza. Jakbyśmy bali się, że wchłoniemy coś, co nas skrzywdzi. Ale życie nie działa w ten sposób. Nasze ciało jest po to, by przyjmować każdą chwilę taką, jaka jest. Oddech nie tylko pozwala życiu płynąć, ale również przypomina o tym, że nigdy nie jesteśmy sami, że zawsze jesteśmy częścią większego porządku.
Siądź wygodnie lub stań, mając lekko rozluźnione kolana, poczuj stopy na ziemi. Zacznij oddech od powolnego wdechu przez nos, licząc do czterech. Pozwól, by powietrze napełniło twój brzuch, klatkę piersiową, aż poczujesz, jak delikatnie rozszerza się twój tor oddechowy. Następnie wypuść powietrze ustami, licząc do sześciu. Pozwól, by wydech był dłuższy niż wdech, to subtelna informacja dla twojego układu nerwowego, by się uspokoił, by wiedział, że nie ma już zagrożenia.
Z każdym oddechem czujesz, jak napięcia w twoim ciele powoli ustępują. Ciało przestaje być zablokowane, zaczyna przepuszczać energię. W głowie robi się ciszej, a z tej ciszy może pojawić się subtelne uczucie „rozszerzenia”. To pierwszy krok w stronę pola ustawienia, kiedy zewnętrzne dźwięki stają się odległe, a wewnętrzne wibracje stają się wyraźniejsze. Ciało przypomina sobie, jak to jest oddychać pełnią życia, wchłaniać jego energię bez lęku.
Kiedy ciało już poczuło ten pierwszy rytm, trzeba przywrócić mu głęboki kontakt z Ziemią. Ustawienia wymagają zakorzenienia, to moment, w którym musimy poczuć, że jesteśmy tu i teraz, że nasze stopy stoją na ziemi, a nasze ciało jest częścią tej samej ziemi, która od tysięcy lat nosi przodków, rośliny, zwierzęta, i pozwala życiu się toczyć. Jeżeli ciało jest oderwane, umysł zaczyna dominować, chce wszystko kontrolować i analizować. Dlatego kolejnym krokiem w przygotowaniu do ustawień jest zakorzenienie.
Stań boso (jeśli masz taką możliwość) i poczuj, jak stopy dotykają ziemi. Skup swoją uwagę na stopach. Wyobraź sobie, że z ich spodu wyrastają korzenie, które schodzą głęboko w ziemię, szukają jej stabilności, jej oddechu. Oddychaj spokojnie, jakbyś wchłaniał z ziemi energię, a z każdym wydechem oddawał napięcie, lęk, pośpiech, niepokój. To ćwiczenie ma głęboki sens fizjologiczny. Stymuluje nerw błędny, który odpowiada za stan relaksu, reguluje rytm serca i trawienie, ale także pomaga ciału uświadomić sobie, że może oprzeć się na czymś większym niż ono samo. Dopiero zakorzenione ciało może unieść emocje, które pojawią się w trakcie ustawienia. Gdy ciało czuje, że ma pod sobą solidny grunt, może pozwolić, by przepływ emocji przez nie popłynął.
Po zakorzenieniu przychodzi czas na ruch, ale nie ten, który kontrolujesz, lecz ten, który ciało samo podejmuje. W każdej komórce ciała zapisana jest emocjonalna pamięć, która domaga się uwolnienia. Napięcie w karku, drżenie dłoni, zaciśnięte gardło, to wszystko miejsca, gdzie historia rodu wciąż ma swój głos. Zanim wejdziemy w ustawienie, warto dać ciału przestrzeń, by ono samo się poruszyło.
Zamknij oczy, poczuj swoje ciało i pozwól, by zaczęło się poruszać. Może to być lekki ruch, kołysanie ciała, rozciąganie, a może pełne zatrzymanie. Nie analizuj, po prostu obserwuj. Czasem pojawi się delikatne drżenie, czasem w ciele poczujesz ciepło, czasem pojawią się łzy. To wszystko są sygnały, że ciało zaczyna komunikować się z tobą, mówiąc językiem, który nie jest słowami, lecz ruchem.
Ten moment to jak przestrojenie starego radia. Ciało, które przez lata nadawało jedną, ciągle powtarzającą się melodię, zaczyna dostrajać się do nowej częstotliwości. Wibracje lęku, żalu i napięcia ustępują miejsca falom spokoju. Te ruchy nie są przypadkowe. Ciało porusza się w zgodzie z polem, które zaczyna przez nie przepływać. Ciało staje się kanałem, który otwiera przestrzeń dla wglądu.
W ustawieniach nie patrzymy oczami logiki. Nie analizujemy, co się dzieje, ale po prostu czujemy. Świadome czucie to umiejętność zauważania subtelnych impulsów: napięcia, ciepła, chłodu, ciśnienia w brzuchu, ucisku w klatce piersiowej. To język pola, który mówi do nas poprzez ciało. Aby go usłyszeć, trzeba po prostu zatrzymać się na chwilę i zapytać siebie: Co teraz czuję w ciele? To pytanie otwiera drzwi do przestrzeni, w której zaczynamy dostrzegać subtelne zmiany w energii.
W momencie, gdy nauczysz się rozpoznawać te sygnały bez oceny, twoje ciało staje się przewodnikiem. W ustawieniach to ciało pierwsze wie, co jest prawdą. Zanim jeszcze pojawi się myśl, ciało już reaguje na pole. Wtedy otwiera się kanał intuicji, ten moment, w którym trzecie oko zaczyna widzieć, gdzie są zależności, a gdzie blokady.
Aby ta intuicja mogła w pełni zadziałać, warto także synchronizować półkule mózgowe. Kiedy obie półkule zaczynają współpracować, nasza świadomość rozszerza się, a dostęp do wyższej intuicji staje się naturalny. Dr Warnke zauważył, że w momencie, gdy półkule mózgowe pracują w harmonii, świadomość staje się otwarta i elastyczna, zyskujemy dostęp do stanów wyższej percepcji[12].
Usiądź wygodnie i skrzyżuj ręce na ramionach, prawą ręką na lewym ramieniu, a lewą na prawym. Oddychaj spokojnie i rytmicznie. Lekko stukaj dłońmi w ramiona na przemian. To naprzemienne pobudzanie półkul aktywuje obie strony mózgu, równoważy układ nerwowy i poprawia przepływ energii. Po chwili możesz poczuć ciepło, lekkie rozluźnienie, falę spokoju, która zaczyna płynąć przez całe ciało.
To chwila, w której mózg przestaje walczyć i zaczyna współpracować z sercem. Z umysłem i ciałem zestrojonymi na tę samą częstotliwość, przechodzimy do wyższej jakości percepcji.
Na koniec przychodzi medytacja otwarcia wewnętrznego oka. To moment, w którym nie tylko ciało, ale i świadomość zaczyna postrzegać świat w nowy sposób. Zamknij oczy i poczuj oddech w swoim ciele. Skup uwagę na miejscu pomiędzy brwiami, tam, gdzie tradycyjnie umiejscowione jest trzecie oko.
Nie próbuj nic wizualizować, nie szukaj obrazów. Po prostu bądź obecny. Pozwól, by to miejsce samo zaczęło się otwierać. Możesz poczuć światło, kolor, przestrzeń, ale to nie jest celem. Celem jest poczucie tej otwartości, poczucie obecności, która zaczyna wypełniać przestrzeń. To moment, w którym zaczynasz rozumieć, że ustawienie to nie analiza, lecz spotkanie z tym, co większe.
Kiedy ciało jest gotowe, staje się bramą. Brama nie zatrzymuje życia, ona je przepuszcza. A kiedy życie przepływa przez ciało, nie trzeba już nic robić. Wystarczy po prostu być. I wtedy pole działa przez nas, a my stajemy się częścią tego większego rytmu.
Oddech, który otwiera przestrzeń
Z punktu widzenia fizjologii, oddech jest najbardziej precyzyjnym regulatorem układu nerwowego autonomicznego. To on decyduje, czy ciało wchodzi w stan reakcji walcz-lub-uciekaj, czy w tryb regeneracji i integracji. W ujęciu metaforycznym można powiedzieć, że oddech jest gałką regulacyjną naszego wewnętrznego radia. Zmieniając rytm oddechu, zmieniamy częstotliwość, na której odbieramy świat.
Gdy oddech jest płytki, sygnał z ciała do mózgu przypomina zakłóconą transmisję: dominują krótkie, urwane impulsy aktywizujące ciało migdałowate, a więc ośrodek reagowania na zagrożenie. W takim stanie świadomość skupia się na przetrwaniu, nie na słyszeniu subtelnych tonów pola. Oddech głęboki, zwłaszcza ten prowadzony rytmicznie i z dłuższym wydechem, aktywuje nerw błędny. To on odpowiada za przywrócenie homeostazy i umożliwia tzw. synchronizację serce-mózg, w której rytm serca i fale mózgowe zaczynają współgrać.
W praktyce wystarczy kilka minut oddychania z pełną uważnością, by w ciele zaszła zauważalna zmiana biochemiczna: spada poziom kortyzolu, zwiększa się poziom serotoniny, rozszerzają naczynia krwionośne, a mózg odbiera więcej tlenu. To, co psychologia transpersonalna nazywa „otwarciem przestrzeni”, ma więc konkretne podstawy fizjologiczne.
Z perspektywy pola ustawienia rytm oddechu wyznacza rytm rezonansu z systemem. Gdy człowiek oddycha płytko, pole odbiera to jako brak zgody na przepływ. Gdy oddech jest pełny, ciało staje się przewodnikiem, sygnał może przepływać bez zakłóceń. Dlatego świadomy oddech to pierwsze strojenie radia duszy: oczyszczanie anteny z szumów stresu i przywracanie czystego odbioru.
Dla praktyka ustawień świadomy oddech jest równocześnie narzędziem diagnostycznym i regulacyjnym. Obserwacja rytmu oddechu w polu często ujawnia moment aktywacji zapisu rodowego, gdy uczestnik zaczyna wstrzymywać powietrze lub zbyt intensywnie oddychać, to znak, że system sygnalizuje napięcie. Powrót do oddechu przywraca łączność.
W kontekście neurofizjologicznym proces ten można opisać jako przejście z dominacji fal beta (aktywnych, logicznych) do fal alfa i theta, stanów odbioru, introspekcji i plastyczności neuronalnej. W tej fazie mózg staje się bardziej podatny na korektę zapisów emocjonalnych. Można więc powiedzieć, że wdech to pobranie energii życia, wydech to oddanie kontroli. Wdech stroi ciało na odbiór, wydech otwiera przestrzeń.
W terminologii Radia duszy oddech jest początkiem transmisji. Dopóki oddech jest chaotyczny, odbiornik szumi. Gdy rytm się uspokaja, ciało staje się czystym kanałem. To właśnie moment, w którym wewnętrzne radio łapie pierwszą czystą falę, częstotliwość obecności.
Zakorzenienie. Powrót do Ziemi
Zakorzenienie to proces przywracania układowi nerwowemu poczucia stabilności. Z perspektywy neurobiologicznej to aktywacja tych struktur mózgu, które odpowiadają za orientację w przestrzeni i bezpieczeństwo, głównie układu przedsionkowego, kory czuciowej oraz receptorów proprioreceptywnych w stopach i mięśniach nóg. W ujęciu systemowym zakorzenienie jest równoznaczne z uznaniem miejsca w porządku życia, staniem na swoim fragmencie ziemi, dosłownie i symbolicznie.
W stanie odłączenia ciało traci poczucie kontaktu z gruntem. Ośrodek równowagi, zlokalizowany w pniu mózgu, odbiera sprzeczne sygnały: ciało jest w ruchu, ale świadomość jest gdzie indziej. To stan, w którym człowiek czuje się zawieszony, nadreaktywny lub zbyt „w głowie”. Ciało nie rejestruje podparcia, więc system alarmowy pozostaje w trybie czuwania. W języku Radia duszy można powiedzieć, że antena nadaje, ale nie ma uziemienia, sygnał odbija się, tworząc sprzężenia i szumy.
Zakorzenienie przywraca fizjologiczną pętlę bezpieczeństwa. Gdy stopy dotykają podłoża, mechanoreceptory przekazują do mózgu precyzyjne informacje o ciężarze i równowadze. Układ przedsionkowy, poprzez połączenia z układem limbicznym, przekazuje komunikat: „grunt jest stabilny”. To wystarcza, by ciało zaczęło uwalniać napięcia z przepony, ramion i szyi. Wtedy oddech naturalnie się pogłębia, a rytm serca zwalnia.
Na poziomie energetycznym zakorzenienie to przywrócenie przepływu w osi pionowej: między ciałem a ziemią. Każdy, kto praktykuje ustawienia, wie, że moment, w którym uczestnik zaczyna „stać naprawdę”, ciężar równomiernie rozłożony, stopy w pełnym kontakcie z podłożem, to moment, w którym jego pole staje się czytelne. Ciało przestaje uciekać w interpretacje, a zaczyna emitować stabilny sygnał.
Z perspektywy psychofizjologicznej to również moment synchronizacji półkul mózgowych poprzez tzw. rytm gamma stóp, drobne mikrodrgania, które występują, gdy ciało jest zrównoważone i zintegrowane. Ten rytm tworzy specyficzny rezonans, który można porównać do zestrojenia niskich częstotliwości radia z wysokimi. Gdy obie fale, ziemska i świadomościowa, się spotykają, następuje pełny odbiór.
Zakorzenienie można ćwiczyć w prosty sposób: stanąć boso i przez kilka minut obserwować kontakt stóp z ziemią. Zauważyć temperaturę, nacisk, kształt podłoża. Oddychać w kierunku stóp, jakby z każdym wdechem ciało pobierało z ziemi energię, a z wydechem oddawało nadmiar napięcia. Po kilku minutach mózg zaczyna inaczej przetwarzać bodźce, pojawia się uczucie ciężaru, a jednocześnie lekkości. To oznaka, że układ limbiczny uznał środowisko za bezpieczne.
W praktyce ustawień człowiek zakorzeniony nie pyta już, co ma zrobić. On po prostu wie, gdzie stoi. Jego ciało jest punktem odniesienia dla pola. Ziemia nie jest wtedy symbolem, lecz realnym źródłem stabilności, które zamyka obwód energetyczny.
W terminologii Radia duszy zakorzenienie to kalibracja niskich częstotliwości, strojenie dolnego zakresu fal. Bez tego radio nadaje z zakłóceniami: gubi sygnał, przerywa transmisję, gromadzi szum. Gdy ciało „wchodzi w ziemię”, antena staje się stabilna, a dźwięk klarowny. To moment, w którym transmisja życia zaczyna płynąć czysto, od stóp po serce, od ziemi po świadomość.
Ruch uwalniający pamięć
W ludzkim ciele nie ma miejsca, które byłoby obojętne wobec doświadczenia. Każdy mięsień, powięź, staw i mikroskopijne włókno nerwowe przechowuje dane o tym, co się wydarzyło — nie w formie wspomnienia, ale w formie wzorca napięcia. Układ nerwowy, podobnie jak rejestrator dźwięku, zapisuje emocje w rytmach impulsów, drgań i napięć. Gdy dochodzi do silnego przeżycia, ciało zapisuje ten stan, by móc rozpoznać go w przyszłości. To biologiczny mechanizm przetrwania, który z czasem staje się również emocjonalnym archiwum rodu.
Ruch jest sposobem, w jaki ciało odtwarza i jednocześnie koryguje te zapisy. Z perspektywy neurofizjologicznej, spontaniczny ruch aktywuje połączenia między móżdżkiem, układem limbicznym i korą ruchową. Ta sieć to fizjologiczny fundament integracji emocji z działaniem. Gdy człowiek pozwala ciału poruszać się bez kontroli umysłu, aktywuje tzw. pamięć proceduralną, rodzaj pamięci ruchowej, która działa poza świadomością. Właśnie tam ukryte są reakcje rodowe, nieświadome nawyki i wzorce zachowań.
Kiedy ciało się porusza, w mięśniach zaczyna krążyć więcej krwi, a wraz z nią tlen i glukoza, paliwo dla mózgu. Ale równie istotne jest to, że podczas ruchu wzrasta poziom neuroprzekaźników takich jak dopamina i serotonina, które odpowiadają za plastyczność neuronalną. To dzięki temu ciało w ruchu ma zdolność do „przepisywania” dawnych wzorców. Zmiana pozycji, rytmu lub napięcia powoduje, że mózg musi stworzyć nowe połączenia, a stare, powiązane z bólem, zaczynają wygasać.
Z punktu widzenia pracy z polem, ruch to komunikat: „jestem gotowy na przepływ”. Kiedy ciało jest nieruchome, system odczytuje to jako stan obronny, zatrzymanie transmisji. Kiedy pojawia się płynny ruch, fala energii znów zaczyna płynąć. Można to porównać do kalibracji anteny: ciało, które zamarło w jednym wzorcu, emituje jednostajny, zniekształcony sygnał. Dopiero kiedy pozwolisz mu się poruszyć, częstotliwość staje się dynamiczna i odbiór się poprawia.
W praktyce wystarczy kilka minut swobodnego ruchu w stanie uważności, by pobudzić układ proprioceptywny i przełączyć mózg w tryb integracji. Najprostsze ćwiczenie to zamknięcie oczu i obserwowanie, jak ciało samo wybiera kierunek. Może się kołysać, obracać, rozciągać, drżeć. Nie ma błędnych gestów. Każdy ruch jest odpowiedzią na impuls wewnętrzny, to dialog między pamięcią a teraźniejszością.
Czasami w trakcie takiego ruchu mogą pojawić się emocje, ciepło, ścisk w gardle, łzy, nawet drżenie rąk. To naturalny proces rozładowania napięcia, który w psychologii somatycznej nazywa się „kompletnym cyklem reakcji”. W momencie, gdy ciało kończy ruch, którego kiedyś nie mogło dokończyć, zapis traumy zostaje zamknięty. Układ nerwowy przestaje odtwarzać sygnał ostrzegawczy.
W terminologii Radia duszy ruch uwalniający pamięć to moment, w którym ciało zaczyna nadawać nową stację. Dawna częstotliwość, pełna trzasków, przerw i zniekształceń, ustępuje miejsca czystemu tonowi. Ruch nie jest więc celem samym w sobie, lecz sposobem kalibracji odbiornika. Ciało w ruchu „rozmawia” z polem, przekazując informację: „jestem gotowe na nowy sygnał”.
Na poziomie fizyki pola można powiedzieć, że ruch reorganizuje strukturę bioelektryczną organizmu. Błony komórkowe, które w stanie napięcia miały zmieniony potencjał elektryczny, odzyskują przewodność. To umożliwia lepszy przepływ impulsów nerwowych i jednocześnie większą spójność elektromagnetyczną ciała. W języku bardziej symbolicznym: radio, które długo grało jeden dramat, zmienia częstotliwość i zaczyna odbierać muzykę.
Po kilku minutach swobodnego ruchu pojawia się uczucie lekkości, a czasem, krótkie zawieszenie ciszy. To moment resetu systemu. Wtedy ciało nie tylko uwalnia pamięć, ale i integruje nowe dane z pola. Gdy fale biologiczne i emocjonalne się wyrównują, antena staje się czysta. To wówczas można naprawdę usłyszeć siebie, nie echo rodu, lecz własny ton.
Świadome czucie. Język pola
Świadome czucie jest mostem pomiędzy świadomością a nieświadomym systemem sygnałów, które ciało generuje nieustannie. W sensie biologicznym odpowiada nie tylko za odbiór bodźców, ale również za interpretację tego, co dzieje się w układzie nerwowym. W sensie systemowym to mechanizm komunikacji między człowiekiem a polem, w którym funkcjonuje. To język, który nie składa się ze słów, lecz z impulsów czuciowych, subtelnych mikroreakcji, wahań napięcia i drobnych zmian rytmu oddechu.
Z naukowego punktu widzenia czucie powstaje w wyniku współpracy wielu systemów: receptorów czuciowych w skórze, mięśniach i narządach wewnętrznych, które przesyłają dane do wzgórza, a następnie do kory czuciowej mózgu. Ale w stanie głębszej uważności ten przepływ informacji działa dwukierunkowo. Nie tylko mózg interpretuje sygnały z ciała, lecz także ciało reaguje na subtelne sygnały z zewnątrz. To właśnie ta dwukierunkowa synchronizacja jest biologicznym fundamentem tego, co w języku Radia duszy nazywamy odbiorem pola.
Pole systemowe nie przekazuje informacji w słowach, tylko w zmianach napięcia, mikrodrganiach, ciśnieniu w klatce piersiowej czy zmianach temperatury dłoni. Świadome czucie polega na tym, by te subtelne dane rejestrować, nie interpretując ich. Umysł ma tendencję do natychmiastowego tłumaczenia doznań na historię, „czuję ciężar, więc to smutek”, „czuję chłód, więc to lęk”. W praktyce pracy z polem kluczowe jest pozostanie na poziomie czucia, bez nadawania etykiet.
Kiedy świadomość potrafi zatrzymać się w obserwacji doznań, ciało zaczyna funkcjonować jak bardzo precyzyjna antena. Drobne zmiany w napięciu mięśniowym, rytmie serca czy ruchu oddechu stają się wskaźnikami przepływu informacji. Ustawienia działają właśnie w tym obszarze, to moment, w którym system rodzinny komunikuje się z nami przez ciało. Wtedy doświadczający ustawienia nie analizuje, ale „odbiera”.
Badania nad zjawiskiem interocepcji pokazują, że osoby o wysokiej wrażliwości na sygnały z wnętrza ciała mają lepiej rozwiniętą połączeniową sieć między korą wyspy a układem limbicznym. To one szybciej rozpoznają subtelne zmiany emocjonalne, nie tylko swoje, ale też obecne w otoczeniu. W kontekście pola rodzinnego można to rozumieć jako naturalną zdolność rezonansu, współbrzmienia z informacją, która płynie w systemie.