Pustelnicze bajania
1992-10-20
Pośród lasu mroku
Na górskim stoku
Na sporej leśnej polanie
Pojawia się chatka niespodzianie
Z kamienia — mchem porosła
Nic takiego, ot chatka prosta
Do stromej ściany przytulona
Jaskrawym kobiercem kwiatów otulona
W oknach okiennice i kraty
Z kory dartej dach pstrokaty
A obok kilka z patyków zagródek
Tam sarnięta, tam koza a tu ogródek
Na drewutni wesołe ćwierkanie
Wstał piękny ranek, pora na śniadanie
Za chwilę wyjdzie pustelnik stary
I muzykantom sypnie pszenicznym darem
Z całego lasu się tu zbierają
Co rano swe arie przedstawiają
Są też wiewiórki po kawałki placka
A tu szaraki wychnęły znienacka
Wyszedł staruszek z miną wesołą
Nakarmił, napoił czeredkę wyposzczoną
Pogłaskał kota, poklepał psa
Przyniósł wody, porąbał drwa
Wziął toporek, w sakwę chleba
I poszedł gdzie wodospad wesoło śpiewa
Czytając niczym w księdze po polanie
Jakie było zwierzyny nocą harcowanie
Tu kicał zajączek, tu pasła sarna
A tu ryjówka nocą norkę darła
Tędy sznurował rudy mykita
A tu i tam nowa roślina zakwita
Stąd nad ranem dobiegło wilcze zawołanie
A tu Burka posterunek, psie czuwanie
A wodospad wesoło po kamieniach się przelewa
Szumi i chlapie, swą mokrą piosenkę śpiewa
Tu nowe pędy wyrastają z wierzby
Tam zakładają gniazdo wesołe dzierzby
Tu na kamieniu pozostałości po wiewiórczym śniadaniu
Tam pod krzaczkiem po szaraka kimaniu
Tego suchego chojara wytniemy
Zimową porą nim się ogrzejemy
Tu będzie można już robić sianokosy
A cóż to za awantury odgłosy
To dwie wiewiórki przy śniadaniu
Zapragnęły jednej szyszki w zapamiętaniu
Jakże wam nie wstyd tupnął nogą
Uciekły zawstydzone a on poszedł swoją drogą
Tuż nad potokiem osiedliła się wierzbina
Już od lat, co rok ją przycina
Wiąże w pęki pręty z listowiem
I tą czynność liściarką zowie
Tnie i wiąże, do kupy składa
Na tą karmę czeka zwierzęca czereda
Przynosi do chaty po kilka na dzień razy
Przycinając jak stary sadownik zrazy
Tuż obok chaty mocne odźwierza
Pod nie zimą każdy trawożer zmierza
Za nimi pieczara jak stodoła ogromna
W liściarkę siano, ziarno i owoce zasobna
To pójdzie starzec trawy ukosi
Jego stare czoło pot perlisty zrosi
Jego mina harda, wzrok roześmiany
Na przyjście zimy będzie przygotowany
Czasami z kuszą musi las przemierzyć
Zabójcy zwierząt sprawiedliwość wymierzyć
Dlatego z rzadka tu jakiś wilk zagości
Poluje gdzie indziej a w dolinie pości
A obok chaty w małym ogrodzie
Stoją chatki pszczele w porządku i zgodzie
Kilka słomianych kuszek pod chaty ścianą
Osobne królestwo z bracią robotną żwawą
Tutaj jabłoń, tam śliwa a tam grusza
A on codziennie na nowo w las wyrusza
Tu zerwie ziele a tam kwiat zrywa
Wszystko się przyda nawet pokrzywa
Górą dobiegło orle krakanie
Stary Łamignat rozpoczął codzienne patrolowanie
Lata i z wyżyn wszędzie zagląda
Jak księgę życia góry przegląda
Z góry sypnęła się kamieni gromada
To niedźwiedzica pędy kosodrzewiny zajada
Spojrzeli po sobie i ruszyli własną drogą
On raźno a ona noga za nogą
Tu, gdzie łagodniejsze góry skłony
Znalazły miejsce dobrze ogrodzone zagony
To jego poletka górą i puszczy wyrwane
Ziemniakami, owsem i pszenicą obsiane
Na innych fasola, bób i proso
W które uciekały przepiórki boso
Przyciąć by trochę gałęzie chojarom świerkowym
Dopuścić słońca ku młodym pędom zielonym
A jeszcze niżej brukiew i rzepa
Pośród których stadko kuropatw przecieka
Poniżej to już tylko koniczynisko
No i z upraw to byłoby wszystko
Tu wyrwał rozpanoszone chwasty
Tam poprawił parkan kolczasty
Tu osadził tykę fasolową
Tam podniósł siewkę przytłamszoną
Tu ukosił pęk soczystej trawy
Tam wykarczował pniak zasiedziały
Tu podniósł murek kamieniem
I znów znalazł się nad strumieniem
Tu w dole króluje olszyna
Tutaj żeremie bobrowe się zaczyna
Szczęśliwa tutaj żyje zwierzyna
Zasobna i spokojna to dolina
Bobry robotne puszczańskie drwale
Wciąż są zajęte w pracy nawale
Ścinają transportują, kładną, korują
I z zimy sobie po prostu dworują
Posiedzi starzec na kłodzie, popatrzy
Odpocznie po wędrówce i całodziennej pracy
Czasami skorzysta z bobrowej zapory
Ułowi pstrąga na czas zimowy
Zna go zwierzyna, znają ptaki
Co dzień przemierza swoje szlaki
Wiosną i latem, jesienią czyniąc zapasy
Które wykłada w zimowe trudne czasy
Jest w głębi gór paśników parę
To stołówki znane i stare
Znajdziesz w nich moc wszelakich dóbr
Czasem zagości nawet senator żubr
Zjawiają się także zimą kozice
Górskie wesołe figlarne baletnice
Znajdzie się karma dla każdego zwierzaka
Od żubra przez sarnę aż do szaraka
Zawiąże gałązki na tarniny krzewie
Aby sikoreczki znalazły gniazdko dla siebie
Tu wytnie stare zeschłe maliny
Tam położy na kamieniu rozpełzłe jeżyny
Tu utnie starą gałąź z tarniny
Tam podeprze młody pęd leszczyny
Na tarninie będzie suszył owoce i grzyby
Leszczyna da orzechy i kij do wędzenia ryby
Pójdzie w dół strumienia za wikliną
Wygodnie się będzie na niej suszyć głóg z jarzębiną
Wyplecie sita, ruszta, wieńcierza
A to wszystko na pociechę zgłodniałego zwierza
Gdy sroga zima rozpanoszy się wokoło
Koło garncarskie z turkotem kręci się wesoło
Wytacza garnki, dzbanki miski i talerze
Póki całych zapasów gliny nie wybierze
A gdy już wszystkie skorupy wypali
Rozpala w kuźni i młotem wali
Robi noże, widły, kosy i sochy
I nigdy nie ma dość tej roboty
I tak pracuje i się ciągle trudzi
Dwa razy na rok schodzi do ludzi
By wymienić na zboże swe towary
Którym zawsze jest rad Żyd stary
Potem hurkoczą żarna z łoskotem
Zmieniając w mąkę pszeniczne ziarna złote
Znikają bochenki w piecu chlebowym
Rozpalonym mocarnym drewnem dębowym
Znikają w wędzarni ryby dorodne
Szczuki i pstrągi na kiju razem zgodne
W pieczarach na sznurach obwisłych
Suszą się pęki ziół i kwiatów przepysznych
Te także wkrótce właściciela zmienią
Przyjdzie po nie stary zielarz jesienią
Zimą spuszczone zdrowe kloce dębowe
Obrobione posłużą za klepki beczkowe
Potem się zjawi bednarz z doliny
Zasolą w nich przednie szynki, słoniny
A jego kosy wspaniałe cuda
Mało któremu kowalowi się taka uda
Z wosku wyrabia świece jarzące
Z miodu pierniki cudnie pachnące
Na karty księgi wpisuje wyrazy
Spisuje doświadczenia, maluje obrazy
Spora półka się owych ksiąg prezentuje
W wolnych chwilach starzec się w nich rozczytuje
Często wtedy pojawia się uśmiech na jego twarzy
Przymyka oczy, wspomina lub marzy
Za jego chatą rozpoczyna się owa grota
Do której prowadzą wspomniane już wrota
Sieć komór, kominów i korytarzy
W których starzec planuje i gospodarzy
Tu przysadzisty piec piekarski
W tamtej komorze warsztat kowalski
Tu schną wonne kwiaty i zioła
W tej olbrzymiej wiadomo stodoła
Razem z kowalskim warsztat bednarski i garncarski
Obok pieca piekarskiego warsztat wikliniarski
A tam w kącie żarna hurkoczące
Z beczek złocista pszenicę mielące
Na półkach skórzane i płócienne wory
Na ścianach miecze, łuki topory
Wszędy ciężkie przesadziste odźwierza
Chroniące od chłodu i dzikiego zwierza
Ale nie przed nimi tylko zabezpieczył się w trudzie
Wszak najgorsi są właśnie ludzie
Nierad gości w swych stronach przyjmuje
Najchętniej z okoliczną przyrodą obcuje
W tym kominie wędzarnia urządzona
Tamta pieczara drewnem zarzucona
Tu ususzone są z gór owoce
Tam do przetarcia dębowe kloce
Tu spiżarnia na jego potrzeby
Mleko, miód, mąka, masło i sery
Tu zawsze szara suka wywodzi młode
Tym korytarzem chodzi codziennie po wodę
Tu w mroźne zimy siedzą kuropatwy, zające
A tutaj kozy i kózki wesoło skaczące
Za tymi drzwiami pod wodospadem pieczara
Gdzie co rok zimuje w barłogu niedźwiedzica stara
A dokąd prowadzą te okute odźwierza
Ponoć za nimi w głębi góry śpiący rycerze
W szczeliny powtykane smolne szczapy
Wszystko oświetlone i widne niczym zamkowe komnaty
W lesie u podnóża owej góry
Co dzień rozbrzmiewają ptasie chóry
Rosną tam rośliny wszelkie
Olbrzymie dęby i konwalie całkiem maleńkie