E-book
7.88
drukowana A5
25.48
drukowana A5
Kolorowa
51
Pudełko Pana Beneyto

Bezpłatny fragment - Pudełko Pana Beneyto

Objętość:
104 str.
ISBN:
978-83-8414-859-4
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 25.48
drukowana A5
Kolorowa
za 51

Książki tej … nie dedykuję nikomu

— każdy kto ją przeczyta, niech sam zadedykuje komu zechce

Misie

Od czasu do czasu pojawiają się na tym świecie kolorowe figurynki z papier mâché, ulepione i pomalowane przez Ewę Golińską — Pisarkiewicz …

Zaczęła je powoływać dawno, dawno temu.

Losy księżniczek, misiów i zajączków są równie tajemnicze, jak większość snów ich autorki ….

Może dlatego jakaś ich cząstka znalazła się na okładce?

Ewa Golińska — Pisarkiewicz

(z d. Mazurowska)

Urodzona w Sieradzu malarka i ilustratorka.

Uczęszczała do Liceum Ogólnokształcącego w Złoczewie.

Podstaw malarstwa uczyła się u legendarnego ks. kan. Henryka Wieczorka w Sieradzu.

Ukończyła studia wyższe w Instytucie Artystycznym Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie (obecnie Uniwersytet Jana Długosza) — Dyplom z malarstwa uzyskała w Pracowni Malarstwa Wincentego Maszkowskiego.

Pracę magisterską pod tytułem „Portret w malarstwie a sztuka dziecka — analiza postaw twórczych w portrecie psychologicznym” napisała pod kierunkiem art. plast., doc. Andrzeja Niekrasza.

Wielokrotnie uczestniczyła w międzynarodowych plenerach rzeźbiarsko — malarskich „Pole Sztuk” organizowanych w Rodowie przez gdańską Akademię Sztuk Pięknych.

Prezentowała swoje obrazy na 24 wystawach autorskich i ponad 150 zbiorowych w Polsce, USA, Rosji, Niemczech, Włoszech, Belgii, na Słowacji i Ukrainie.

W latach 2022 — 2025 eksponowała na terenie kraju autorski cykl o wspólnej nazwie „Dotyk”, który był wystawiany m.in. w Galerii „Metamorfozy” w Warszawie, w Galerii Biura Wystaw Artystycznych w Sieradzu oraz w Galerii Artystycznej im. Prof. Andrzeja Niekrasza w Kaliszu znajdującej się na Wydziale Pedagogiczno — Artystycznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.

Artystka zaprojektowała okładki oraz ilustracje do kilkudziesięciu książek i czasopism.

Mieszka i tworzy w Sieradzu.

Mirosław Pisarkiewicz

Nieplanowanie urodzony w Zgierzu Łęczycanin mieszkający w Sieradzu.

Mirosław Pisarkiewicz, fot: Ewa Golińska — Pisarkiewicz

Pudełko Pana Beneyto

Pana Beneyto nie wiadomo co, ale chyba powrót?

W myśl zasady: „Jestem czy nie jestem, ale skoro to rozważam, to chyba jestem”, Pan Beneyto, choć go nie ma — ponieważ odszedł — jednak powrócił.

A skoro powrócił, to znaczy, że prawdopodobnie znowu z nami jest.

Pan Beneyto i pudełko

Pan Beneyto wrócił do domu z pudełkiem z szarej tektury.

— Co ciekawego Pan przyniósł? — zapytał Pana Beneyto Pan Boo.

— Pudełko — odparł Pan Beneyto.

— Co jest w środku? — zapytał Pan Boo.

— Jest puste — odparł Pan Beneyto.

— Na co Panu puste pudełko? — zdziwił się Pan Boo.

— Na Pańską ciekawość — uśmiechnął się Pan Beneyto.

Pan Beneyto i wiatr

Pan Boo przyszedł nie wiadomo skąd i przyniósł garść ptasich piórek.


— Chcę być ptakiem jak ptak — oznajmił.

— Tak? — zainteresował się uprzejmie Pan Beneyto.

— Chcę polecieć. Czy pomoże mi pan zrobić skrzydła? — wskazał na piórka.

Pan Beneyto przyglądał się przez chwilę Panu Boo. W końcu odrzekł:

— Skrzydła można pożyczyć, wynająć lub ukraść. Ale Panu nie są potrzebne skrzydła, ale wiatr. Każdy musi mieć swój wiatr.

— Muszę zbudować wiatr? — zdziwił się Pan Boo.

Pan Beneyto i gołąb Pana Boo

Gdy zwykły, osiedlowy gołąb przysiadł na balustradzie balkonu na jego grzbiet wskoczył energicznie Pan Boo wołając:

— Do Paryża proszę!!

— Gru Grru — odpowiedział zadziwiony gołąb.

— Nie chcę do Gru Grru. Nawet nie wiem, gdzie to jest.

— Gru Grru — usłyszał od gołębia.

— Proszę, leć do Paryża!

— Gru Grru — odparł gołąb.

— No tak … ty lecisz tylko do Gru Grru — zrezygnowany Pan Boo zeskoczył z ptaka.


Pan Beneyto obserwujący całą tę historię powiedział cicho:

— Czasem warto lecieć i do Gru Grru. Wtedy Paryż smakuje jeszcze bardziej.

Pan Beneyto i autorytety

— Co to są auto — rytety — wycedził pytająco Pan Boo nie podnosząc wzroku znad krzyżówki.

— To ludzie, którzy nas prowadzą — wyjaśnił Pan Beneyto.

— Dokąd? — zainteresował się Pan Boo.

— Z tym bywa różnie. Jedni na manowce a inni do celu.

— Man — owce, owce. — wycedził Pan Boo — To musi być gdzieś w górach?

— Otóż Panie Boo — odparł z zadumą Pan Beneyto — myślę, że manowce są znacznie, znacznie niżej.

Pan Beneyto i cyrograf

Pan Boo na widok pięknej kobiety wyraźnie podekscytowany wykrzyknął:

— Jaka ona jest cudowna! Odkąd pamiętam, a pamiętam od tak dawna, że nie pamiętam od kiedy, jest cudowna. Najpiękniejsza na świecie i w okolicy!!

Zniżył głos do szeptu:

— Chyba podpisała cyrograf z Najniższym ….

— Raczej nie — uprzejmie nie zgodził się Pan Beneyto.

— Dlaczego?

— Najniższy nie byłby tak łaskawy — wyjaśnił Pan Beneyto.

Pan Beneyto i tajemnice

— Ludzie nie potrafią dochować tajemnic — rzucił znad czasopisma Pan Beneyto.

— Czemu je zdradzają? — zdziwił się pan Boo.

— Z próżności — wyjaśnił lakonicznie Pan Beneyto i wrócił do lektury.

Pan Beneyto i talent

— Co to jest … talent? — zapytał Pan Boo.

— To taka umiejętność robienia czegoś lepiej niż inni, którą się ma lub nie. Najgorzej, gdy się komuś wydaje, że ją ma — wyjaśnił Pan Beneyto.

— Pan ma talent — stwierdził z przekonaniem Pan Boo.

— Widzi Pan, Panie Boo, gdybym miał talent, to spotkalibyśmy się razem w zupełnie innej opowieści.

Pan Beneyto i informacja

Pan Boo upuścił talerzyk, który pękł na pół. Pan Boo rzucił nieparlamentarne słowo i podniósł zniszczony element porcelanowej zastawy, by kontempolować go przez dłuższą chwilę. W końcu zapytał:

— Natura to natura, ale co jest najtrwalszego z tego, co tworzą ludzie?

— Informacja — odrzekł Pan Beneyto.

— Jak to informacja? — zdziwił się Pan Boo.

— Nie ma od dawna ludzi, którzy żyli przed tysiącami czy setkami lat, ani wytworzonych przez nich przedmiotów, domów, wsi i miast. Ale wiemy o ich istnieniu. I to czasem całkiem sporo. Dlaczego? Ponieważ zostawili po sobie informacje. Ślady istnienia. Czasem na piśmie a często w innej postaci. Choćby swoich kości w grobach.

— Ale kto wytwarza informacje?

— Każdy Panie Boo, każdy — uśmiechnął się Pan Beneyto.

Pan Beneyto i papier

— Powiedział Pan kiedyś, że najtrwalsza jest informacja. — wrócił do zakończonej jakiś czas temu rozmowy Pan Boo — A na czym najlepiej przechowuje się informacja?

— Moim zdaniem … na papierze — odpowiedział Pan Beneyto.

— Na papierze? — zdziwił się pan Boo — Przecież papier jest nietrwały.

— Tak może się wydawać, ale to na papierze spisano wszystko to, co nazywamy historią. Najczęściej po tym, co było kiedyś, zostały tylko zapiski na papierze i … absolutnie nic więcej.

— Bardzo to wszystko dziwne — zadumał się Pan Boo — najtrwalszy jest nie kamień, nie metal tylko papier … Buu …

Pan Beneyto i wiara

— Denerwuje mnie to całe zamieszanie z księżmi i z tą całą Wiarą — zagaił Pan Boo.

— Dlaczego? — zapytał Pan Beneyto.

— Bo ja tego wszystkiego nie rozumiem. Kościół, Wiara, religia, Bóg, księża. I jeszcze te zakonnice!

— Najważniejsza jest Wiara.

— A ta reszta?

— Cóż … Kościół to instytucja, którą tworzą kapłani, czyli księża lub zakonnicy, zakonnice i przede wszystkim wierni.

— I po co ten Kościół? Żeby ludzie wierzyli w religię?

— Nie, nie wierzymy w religię. Religia to narzędzie Kościoła służące do szerzenia i podtrzymywania Wiary. To tylko narzędzie. Nie wierzymy w narzędzie. Zresztą … czasem to narzędzie jest używane nie do spraw związanych z Wiarą, lecz do zdobycia i utrzymania władzy, pieniędzy, sławy i zaszczytów.

— To co z tą całą Wiarą?

— Wiara to najpiękniejsza i najczystsza ze sfer, z którymi może zetknąć się człowiek. Nie Kościół i nie religia, nie księża i nie zakonnice ...choć i tu także bywają całe pokłady dobra i piękna. Ale liczy się tylko Wiara.

— Czemu? — dopytywał Pan Boo.

— Bo Wiara daje siłę i nadaje wszystkiemu sens, a tam gdzie go nie można znaleźć, daje nadzieję — powiedział Pan Beneyto.

Pan Boo zadumał się głęboko i wyjątkowo o nic więcej nie zapytał.

Pan Beneyto i pogoda

— Zimnica i deszczownica! — zakrzyknął Pan Boo, trzęsąc się jak galareta — Na dokładkę ten tam znów wierci. W końcu wywierci taką dziurę, że wpadniemy przez nią wszyscy do środka!

— Niech się Pan nie martwi, Panie Boo — uspokajał Pan Beneyto — Środek to sedno — może czasem warto trafić w sedno?

— Ja wolałbym to sedno przeczekać — odpowiedział Pan Boo kuląc się z zimna i hałasu.

Pan Beneyto i dylemat Pana Boo

— Gdy Pan coś mówi, to ja nigdy nie wiem, czy to na poważnie, czy też to Pana kolejny dowcip — skarżył się Pan Boo.

— Świat jest żartem …z poważnych spraw — odparł wymijająco Pan Beneyto nie wyjaśniając niczego zagubionemu Panu Boo.

Pan Beneyto i baner

Podekscytowany Pan Boo wrócił z miasta i z podnieceniem oznajmił:

— Widziałem baner jednego ze startowańców … startowatorów … startowaczy … Nie, chyba tych tam … starterów … O! Tych właśnie! Starterów w wyborach na kogoś tam, do czegoś tam. Była na nim facjata kandydata i wielki napis „Naprzód!”.

Tu Pan Boo zawiesił na chwilę głos, po czym już bardziej refleksyjnie dodał:

— Właściwie fajne hasło, ale … „Naprzód”, czyli … dokąd? I gdzie dokładnie „Naprzód” ma jakiś przód? O! I najważniejsze! Co, jeśli w tym „Naprzodzie” kryje się wielki, czarny dół?

Pan Beneyto milczał. I na tym poprzestał.

Pan Beneyto i sens wszystkiego

Pan Beneyto siedział opodal Pana Boo w fotelu przed kominkiem, na którym płonął spokojnie ogień. W dłoni trzymał lampkę ulubionego wina z Alentejo.

— Kiedyś — zaczął opowieść — dawno … fascynowałem się filozofią. Wydawało mi się, że to nauka, która dąży do wytłumaczenia zasad, wyjaśnienia sensu wszystkiego. Wcześni filozofowie do tego zmierzali. Ale późniejsi zaczęli tworzyć coraz bardziej zawiłe teorie a ich następcy zajmowali się tłumaczeniem tych teorii i budowaniem na ich bazie własnych. Filozofia stała się sztuką samą w sobie. Oderwaną od prawdziwego świata. Niczego już nie wyjaśniała. Filozofia zaginęła w swej istocie w zawiłościach i komentarzach. A ja poszukiwałem rozwiązań tłumaczących istotę świata.

— I co Pan zrobił? — zapytał Pan Boo.

— Posłuchałem zwykłego człowieka, który kiedyś powiedział mi, że za dużo myślę i dał radę: „Nie komplikuj”. Wówczas odszukałem w trzech różnych opowieściach to, co wydało mi się ową istotą — sensem wszystkiego. Trzy filary. Bardzo proste, lecz zasadnicze.

— Trzy? — zdziwił się Pan Boo.

— Tak, tylko trzy. Pierwszy pochodzi z Biblii, która głosi, że Bóg stworzył Niebo i Ziemię. Zatem wszystko nie jest nasze, lecz jest nam jedynie użyczone. A my jesteśmy tutaj tylko gośćmi.

Drugi określił Heraklit z Efezu, który napisał sławne „panta rhei” … wszystko płynie. Wszystko jest w ruchu, wszystko przemija. I ludzie i obiekty ich pożądania.

Trzeci filar pochodzi od rabina Hillela. Ów uczony mąż skomentował pewien istotny, ale niezmiernie skomplikowany problem, prostą definicją … „Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe”. I dodał, że cała reszta wyjaśnień, to tylko komentarze.

Trzy filary … skoro jesteśmy tu gośćmi i musimy stąd odejść, to będąc tu zachowujmy się przyzwoicie wobec wszystkich i wszystkiego.

I tylko tyle. Ale nawet tego nie potrafimy …

— Wszyscy muszą przeminąć? — zmartwił się Pan Boo — W takim razie i ja przeminę?

— Nie martw się Przyjacielu! — powiedział Pan Beneyto z pewnością w głosie — Dopóki ja jestem z Panem, na pewno Pan nie przeminie.

Pan Beneyto i sposób na szczęście

— Jak być szczęśliwym? — zapytał Pana Beneyto Pan Boo.

— Cóż … kluczem do szczęścia … jest cierpliwość — odparł tajemniczo Pan Beneyto.

Pan Beneyto i sąsiadka

— Widzę, że od dłuższego czasu obserwuje Pan naszą sąsiadkę. Podoba się Panu? — zapytał Pana Boo Pan Beneyto.

— Ta tu?

— Ta tu.

— To, ta tu … bardzo mi się podoba.

— To dlaczego nie zaprosi Pan jej na kawę?

— Bo ja nie lubię kawy — smutno odparł Pan Boo.

Pan Beneyto i opowieści

— Wie Pan co? — zaczął Pan Boo — Pana opowieści są dziwne. Raz poważne, raz wesołe, czasem niepoważne lub smutne innym razem. Nierówno mi jakoś.

— Panie Boo — odparł Pan Beneyto — Nie można jeść codziennie tylko schabowego z kapustą. Choć wiem, że są tacy, którym takie menu wystarcza.

— Ooo! — zdziwił się Pan Boo.

Pan Beneyto i tajemnice

Pan Beneyto i Pan Boo siedzieli na podłodze oparci o szafę, jak już niejeden raz im się to zdarzało. Pan Boo twierdził, że skoro są tak nisko, to na pewno nie upadną. Ale Pan Beneyto spokojnie kontrował, że zawsze mogą się unieść. Pan Boo gryzł jabłko, a Pan Beneyto małym nożykiem odkrawał ze swojego kawałki i co pewien czas wkładał cząstki do ust.

Jak to miał w zwyczaju, zaczął opowieść. Czekał na nią Pan Boo, jak to miał w zwyczaju. Po to właśnie siadali na podłodze oparci o szafę. Dla opowieści.

*

— Działo się to zupełnie niedawno. W krainie ZYX …

— Krainie Zyks? — dopytał Pan Boo.

— Nie, Panie Boo! W krainie Z…Y…X

— A! W tej — pokiwał głową Pan Boo.

— Zatem … Pewnego razu …

— Zupełnie niedawno — dopowiedział Pan Boo.

— Pewnego razu, do krainy ZYX przybył Mag Ellan. Gdy wysiadł w porcie ze statku wszyscy go poznali. Szeptano na całym nabrzeżu „Mag Ellan”, „Ellan — słynny Mag”, „Mag el — Lan” … szeptano nawet w orientalnych językach.

Mag Ellan skierował się z portu przez nadmorskie uliczki wprost do bram miasta, a po ich przejściu do zamku. Mieszkał w nim Wielcepoetyczny król Rymul.

Gdy Mag dotarł do zamkowej bramy wyszedł do niego Średni Bramny, któremu już doniesiono, że Ellan przypłynął i zmierza do zamku. „Witaj Panie!” — skłonił się Średni Bramny — „Cóż Cię sprowadza?” „Pragnę złożyć uszanowanie Wielcepoetycznemu królowi Rymulowi” — poinformował Mag Ellan.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 25.48
drukowana A5
Kolorowa
za 51