Psyche Path

Bezpłatny fragment - Psyche Path

Ścieżka Poza Umysł


Filozofia
Ciało, umysł i dusza
Fantasy
Psychologia
Polski
Objętość:
222 str.
ISBN:
978-83-8351-282-2

Dla wszystkich, którzy szukają.

Intro

PsychePath to ścieżka poprzez wymiary. Jest to domena ludzkiej psyche, zwanej też Duszą. Ujmując kwestię ściśle psychologicznie: Psyche (psychika) i Soma (fizjologia) są jednością. One współpracują razem- są ze sobą splecione w sposób, który zwie się sprzężeniem zwrotnym.

PsychePath to ścieżka poza ograniczenia logicznego umysłu, do wymiarów pojmowalnych jedynie poprzez odczuwanie, serce — zmysłową świadomość.

Istnieje bowiem świat somatyczny, czyli materialny, fizykalny, dający się zdefiniować w realiach Newtonowskich.

Jednakowoż istnieje świat psychiczny, czyli subtelny, uczuciowy, intuicyjny, szalony jak w Alicji w Krainie Czarów. Świat snów, marzeń, wyobraźni. Świat obok nas, ale też poprzez i wewnątrz nas.

Te dwa światy są jak PsycheSoma — są jednością. Pracują razem. Problem tylko w tym, że w ludzkim umyśle istnieje separacja między tymi światami. I ta podzielona ludzka świadomość znajduje swoje odzwierciedlenie w mózgu. Istnieje przeto lewa półkula i prawa półkula. Jedna odpowiada za operacje somatyczne a druga psychiczne.

Jedna zajmuje się domeną twardą — materią, logiką, rzeczywistością.

Druga zaś miękką — wyobraźnią, snami, intuicją.

I nie może być szczęścia ludzkiej istoty, gdy się ze sobą kłócą te dwa „koty”.

PsycheSoma są jednością. Jedna wpływa na drugą. Zamiast separacji i waśni może zaistnieć między nimi zgoda, i twórczy urodzaj. Kiedy bowiem to, co lewe i to, co prawe pracuje razem, to jak dwa wiosła u jednej łodzi. Łódź płynie do przodu popychana dwoma wiosłami. Człowiek może naprawdę popłynąć do przodu w swoim życiu, operując obiema półkulami mózgu, jako harmonijną całością — żyjąc jednocześnie we wszystkich światach: tym materialnym oraz w niefizycznych krainach swojej wyobraźni. Tym właśnie jest podstawowe założenie Psyche Path: istnieje sposób na stworzenie ścieżki, połączenia, komunikacji pomiędzy światem wyobraźni (prawa półkula mózgu) a fizyczną rzeczywistością (lewa półkula).

Zaproszenie

Jest to opowieść o tym, czego doświadczam od wielu lat, co odkryłem podczas spacerowania — podczas długich spacerów z miasta na leśne Łono Natury.

Z początku były to zwykłe spacery, z początku nie widziałem w tym nic magicznego, lecz z czasem i praktyką zacząłem zauważać pewne wzorce energii i świadomości. Zacząłem zauważać, że podczas gdy jako człowiek spaceruję sobie i rozmyślam, lub po prostu staram się w ogóle nie myśleć,   i tylko oddycham świadomie, odczuwam otoczenie, obserwuję swoje uczucia… zacząłem w końcu zauważać, że jednocześnie doświadczam czegoś więcej. Czegoś, co odbywa się na wewnętrznych poziomach mojej psychiki, ale nie tylko. Bo w głębszych pokładach świadomości człowieka, mamy dostęp do poziomów energii, które są niejako obok tego fizycznego wymiaru. Ciężko to wyjaśnić, ale postaram się jak najlepiej.

Jako ludzie postrzegamy rzeczywistość pięcioma zmysłami i automatycznie — podświadomie — interpretujemy te spostrzeżenia swoim umysłem. Doznania zmysłowe budzą w nas emocje, przywołują wspomnienia, dają nam te, a nie inne odczucia i myśli. Jesteśmy przyzwyczajeni do takiej percepcji rzeczywistości i staliśmy się biegli w używaniu swoich ludzkich zmysłów oraz umysłów. Nasz intelekt wykształcił się, ewoluował i wysublimował swoje działanie.

W tym wszystkim jest, oczywiście, wielkie piękno, lecz zapomnieliśmy o czymś bardzo ważnym. Zapomnieliśmy o tym, że wyobraźnia i fantazja jest równie ważna — jeśli nie ważniejsza — co logika i racjonalizm.

A więc podczas moich długich spacerów zacząłem zauważać, że moja świadomość rozszerza się do tych fantastycznych warstw, do szerszych zmysłów, można powiedzieć. Tak, dzięki wpływowi Natury moja świadomość zaczęła rozszerzać się do nowych zmysłów postrzegania rzeczywistości. Zacząłem dostrzegać wymiary, które normalnie są dla ludzi niewidzialne. Zacząłem odczuwać subtelne psychiczne energie zawarte we wszystkim dokoła! A gdy patrzy się na świat z tą rozszerzoną świadomością, jawi się on znacznie bogatszym, większym, ciekawszym i głębszym.


O tym pragnę opowiedzieć w niniejszej książce.


Wiem teraz, że to coś jak najbardziej naturalnego, z łatwością dostępnego każdemu człowiekowi. Nie wymaga wcale wysiłku i żmudnej pracy nad sobą, ani nawet długich medytacji, czy innych ćwiczeń. Jest to coś, co można sobie po prostu zacząć stopniowo uświadamiać. Podobnie, jak gdy w procesie dorastania człowiek uświadamia sobie istnienie nowych sensualnych doznań: płciowości, zmysłowości erotycznej, która jest wszędzie dokoła, która zabarwia każdą niemal wypowiedź i ruch ludzi dorosłych, a jednak jest niewidoczna dla dziecka, które jeszcze nie dojrzało.

Różnica jest taka, że ów zmysłowość, o której mówię w Psyche Path, nie jest czymś erotycznym, czy seksualnym. Jest to pogłębienie ludzkiej percepcji, które obejmuje pięć fizycznych zmysłów oraz z pewnością wpływa na umysł, ale jednocześnie wykracza daleko poza.

Wiem, że teraz to brzmi enigmatycznie i dość awangardowo, ale spokojnie! Przedstawiam tutaj przykłady z życia wzięte, które obrazują esencję Psyche Path oraz to, jak można się na nią otworzyć we własnym życiu.

A, co chyba najbardziej bezcenne, dzięki ów rozszerzonej świadomości ludzki umysł (i ciało też) zyskuje niesamowite korzyści. Słowa, które w dzisiejszych czasach są zmorą ludzkości, takie jak: depresja, zagubienie, rezygnacja, niechęć, apatia, znieczulica, nadpobudliwość, znudzenie, przemęczenie, wypalenie i tak dalej… — dzięki Psyche Path te słowa przestają istnieć!

To co? Lecimy?!

Na Wzniesieniu

Na wzniesieniu nieopodal miasta, gdzieś, nie tak znowu daleko stąd, stoi sobie ławka. Na ławce siedzą we czwórkę: Człowiek, Marzyciel, Archanioł i Szary. Jest piękny, słoneczny wczesnowiosenny dzień. Tuż po południu.

Człowiek — jak to człowiek — siedzi na ławce w ciepłych promieniach słońca i natarczywie rozmyśla. Myśli o tym wszystkim, co wiąże się z wiosennym klimatem. Myśli o swoim ogrodzie, o zieleniejących się lasach, o przyrządzaniu sałatek z młodych ziół i jadalnych chwastów. Człowiek rozmyśla w końcu o swoim życiu…

— Och, Ci ludzie — wtrąca się nagle Archanioł, przerywając pełną myśli ciszę — oni nieustannie myślą! Myślą o wszystkim i niczym, prawie nie zauważając tego, co dzieje się wokół nich.

A dokoła jest po prostu pięknie. Jest tuż po Wielkanocy, więc panuje ta specyficzna ożywiona atmosfera wiosennej krzątaniny. Przyroda budzi się ze snu i wszystko wokół zaczynają podążać za instynktami Życia.

— Och! Życie! Cóż za zmysłowa przygoda! — wykrzyknął nagle Szary -Gdyby tylko tak Człowiek mógł mieć mniej na swojej głowie! Mniej zmartwień, problemów, trosk, życzeń, marzeń… och!

— To może nawet spostrzegłby, jak słońce tańczy ze światem, tworząc kanonadę cieni i zórz, odblasków i tęcz. — Wtrącił poetycko Marzyciel. — Usłyszałby świergot ptaków, które wiosną zdają się przeżywać własny rodzaj świętowania. Cieszy je to, że będą w końcu mogły odżyć po mrozach zimy i najeść się do syta! Jakże kocham ptaki za to, że potrafią cieszyć się prostą istnienia i byciem tym, czym są. Och tak, ptaki przypominają bardzo naturę Marzyciela…

Archanioł siedzi obok człowieka i robi dokładnie to, co mają w zwyczaju robić archanioły. Po prostu odczuwa, na tyle przynajmniej, na ile potrafi, albowiem jego narzędzia zmysłowe są dużo mniej wrażliwe niż te, którymi obdarzony jest Człowiek. Mam tu na myśli oczywiście odczuwanie czysto fizyczne, bo jeśli chodzi o świadomość rzeczy niewidzialnych, to jest wprost odwrotnie — to Człowiek może się jeszcze wiele od archaniołów nauczyć.

Pomiędzy Człowiekiem a Archaniołem siedzi sobie Szary. Milczy i przysłuchuje się myślom Człowieka. Niemal zupełnie nieświadomy tego, że tuż obok niego siedzi jeszcze Archanioł i jego Wielkie Marzenie…

Człowiek nagle zaczyna coś łapać. A imię tegoż człowieka — Ambroży. Nie zbyt duży to człowiek. Ani też nie za mały, choć sam o sobie myśli, że jest chyba najmniejszy na świecie. Nie osiągnąwszy jeszcze żadnych spektakularnych wyczynów, jest po prostu tym, kim jest w danej chwili i wie, że z zewnątrz nie wygląda to nazbyt spektakularnie. Choć czasem ów człowiek coś jednak łapie… jakby go coś dopada, jakiś się w nim odzywa Marzyciel wielki, fantastyczny, przygodowy duch.

I wtedy Ambroży wyobraża sobie rzeczy najróżniejsze. Ale to nie takie łatwe, bo aby marzyć w ten śmiały, realistyczny sposób, trzeba najpierw poczuć się jakoś tak wygodnie, poczuć naprawdę ciepło i bezpiecznie. Jakby rozsiąść się we własnym „ja” na tyle bezpiecznie, że można puścić lejce przetrwania i dać się wznieść… gdzieś POZA…

© Anna Sarbok / sztukaserca.com.pl

Spacer

Człowiek zwany Ambroży Szary oraz jego przyjaciel, jeleń zwany Rotoro, spacerowali sobie, idąc polną drogą w stronę zachodzącego słońca. Szary zastanawiał się nad tym wszystkim bardzo intensywnie, podczas gdy Rotoro szedł sobie, pomrukując jakąś śmieszną melodię, wyraźnie zadowolony z siebie. W końcu Szary nie wytrzymał i zapytał:

— Więc czym jest to POZA, do którego się niby udajemy?

— POZA jest pozą świadomości, w tym także umysłu. Stanem, w którym odczuwasz otaczający świat z większą wrażliwością.

— Nie rozumiem — odburknął Szary.

— Porównać to można do różnicy między oglądaniem filmu z jakością HD a starodawnym, czarno-białym, telewizyjnym sygnałem analogowym — odparł trochę poirytowany Rotoro.

— A więc POZA to takie wyostrzone zmysły? — zapytał Szary, dumny, że tak elokwentnie wydedukował prosty sens tego poniekąd enigmatycznego POZA, o którym wszyscy wokół niego zdają się ostatnio rozmawiać.

— Właśnie tak! Lecz nie tylko ludzkie zmysły, ale również te, których w „normalnej świadomości” w ogóle nie zauważamy. Można powiedzieć, że stan bycia poza ograniczeniami umysłu, to rozszerzenie ludzkiej zmysłowości o nowe wymiary.

— Nowe wymiary?

— Tak. Właściwie to mogę to jeszcze uprościć, mówiąc, że…

W tym momencie Rotoro założył na swój pysk okulary o brązowych oprawkach, które w świetle zachodzącego słońca połyskiwały złotem, przez co zdawały się płonąć. Zadumał się chwilę, zapatrzony w delikatny lot puszystych baranków chmur wśród fantastycznego oceanu błękitnego nieba.

— Mówiąc, że co?! — zniecierpliwił się Szary.

— Mówiąc, że… mówiąc, że… stan POZA to:

Połączenie rzeczywistości fizycznej z wymiarami marzeń, wyobraźni i snów, czyli potencjałami kreacji, które istnieją w stanie równoległym do fizycznej rzeczywistości.

— Ale mi uproszczenie! — odparł sucho Szary i opuścił głowę w poczuciu beznadziei. W końcu wziął głęboki oddech i zapytał:

— Skąd więc ma się pewność, że ten stan POZA, nie jest tylko jakimś złudzeniem, albo oszustwem?!

— Cóż, oczywiście, że jest to fantazja, ale to przecież nie oznacza, że nie jest w jakiś sposób realna! A poza tym, POZA to również wyostrzona percepcja fizycznej rzeczywistości. Gdy świadomie skupisz swoją uwagę na, dajmy na to, otaczających nas dźwiękach, to po chwili zaczniesz ich słyszeć więcej i wyraźniej. To samo tyczy się każdego innego zmysłu. I podobnie jest też z wyobraźnią!

— A więc to tylko wyobraźnia?! Zwykłe fantazjowanie, tak?! — wykrzyczał oburzony, a jednocześnie zadowolony z siebie Szary, jakby udało mu się przebić jakiś balon i zabłysnąć zdrowym rozsądkiem.

— Nie tylko. Ale również. — Uśmiechnął się jeleń. — Widzisz, istnieją energie materialne oraz niematerialne. I wiele innych ich rodzajów.

— No tak! — zawtórował Szary, przypominając sobie film dokumentalny z Discovery Channel — Współczesna nauka, na ten przykład, wykorzystuje różnego rodzaju energie i promieniowania, z których istnienia na co dzień nawet nie zdajemy sobie sprawy! A jednak korzystamy z ich technologicznych dobrodziejstw każdego dnia!

— Bingo! — błysnął okiem Rotoro, lekko opuszczając okulary — Podobnie jest z wyobraźnią. Ona potrafi nas poruszyć do samej głębi, przez co inspiruje w nas nowe pomysły, punkty widzenia, kreatywność — otwiera nas na niewidzialne energie. I w tym sensie jest bardzo bardzo realna!

— A więc ów tajemnicze POZA to po prostu otworzenie swoich zmysłów materialnych i niematerialnych… — wziął głęboki oddech Szary — To stan otwartej percepcji otaczającej nas rzeczywistości i wyobraźni na raz, tak?

— Dokładnie tak! Jesteś bardzo bystry, mój przyjacielu! — Rotoro uśmiechnął się i zdjął okulary. Naraz zdawało się, że tęczówki jego oczu są naprawdę tęczowe! Że aż Szary przetarł oczy z niedowierzania.

— No dobrze. To jak wyjść POZA? Jak wejść w tą otwartą świadomość?

— Hahahaha… dosłownie! Wystarczy tam pójść. Wstać i pójść poza miejsce, w którym się jest. Na własnych nogach… czy też — jak w moim przypadku — racicach.

Szary spojrzał na futrzaste nogi jelenia i znowu musiał przetrzeć oczy, bo zamiast kopyt zobaczył bardzo modne buty, każdy w innym kolorze i ciut odmiennym kształcie. A mimo to pasowały do siebie idealnie!

— A jednocześnie na skrzydłach wyobraźni! — mówił dalej Jeleń Rotoro — Wychodzenie poza to po prostu spacer. Od zwykłego spaceru różni się tylko tym, że dokonujesz świadomego wyboru. Wybierasz, by pójść POZA i wtedy idziesz za głosem intuicji. Otwarty na wszystko, co napotykasz.

— Czyli gdzie to jest? Gdzie ma się dojść, żeby się wiedziało, że już jest się POZA? — zapytał i zrobił głupią minę Szary, a słońce już prawie zniknęło za horyzontem.

Rotoro zatrzymał się i stali tak przez chwilę, wpatrzeni w to, jak magicznie dzień zmienia się w noc. Żar ustępuje chłodowi, a jedność wyraźnie zdefiniowanej rzeczywistości dnia, rozszczepia się na tysiące odblasków gwiazd nocy.

— Och! — wyryczał trochę poirytowany Rotoro, gdy zerwał się delikatny wiatr, a liście rosnących opodal brzóz zaczęły trzepotać, jakby tysiące malutkich rybek wyskakiwało z wody. — POZA jest wszędzie! To nie jest jedno miejsce. To stan umysłu. Stan otwartej świadomości, który najłatwiej i najbezpieczniej osiągnąć poprzez długi, najlepiej samotny spacer na łonie Natury. To w sumie bardzo naturalne!

— Naturalne? To teraz już nic nie rozumiem — skwitował skonfundowany Szary.

— Och! Po prostu chodźmy dalej!

Dom Pozwalania

Ambroży siedzi sobie w Domu Pozawalania, jego własnym przyczółku w cichej przestrzeni pomiędzy wymiarami. Właśnie powrócił z podróży do przyszłości. I siedzi sobie teraz w tym uroczym miejscu, gdzieś pomiędzy czasoprzestrzeniami, gdzie czas nie płynie, ani nie stoi w miejscu, a zdaje się oscylować jak wahadło zegara z kukułką. To w lewo to w prawo. To znów w lewo, to znów w prawo. Ambroży lubi na nie wskakiwać i huśtać się w najlepsze, zawsze zdumiony tym, co widzi, gdy wraz z ruchami wahadła, ukazują się mu wizje przeszłości i przyszłości.

Tym razem jednak miał coś innego do zrobienia, co uznał za ważniejsze nawet od zabawy na wahadłowej huśtawce. Ambroży siedział sobie spokojnie na miękkiej, wysuszonej słońcem trawie i wsłuchiwał się w szum płynącej nieopodal rzeki. Zdjął swój czarny cylinder wysadzany gdzieniegdzie kolorowymi kryształami, złapał za ogon Sowę Alicję, wyrywając z niego malutkie piórko, którym począł skrobać w swoim notatniku.

Alicja nawet tego nie poczuła, dalej więc siedziała z zamkniętymi oczami i zadowolona wygrzewała się w popołudniowym, sierpniowym słońcu. Tuż obok niej leżał dumnie Rotoro. Jego sierść lśniła w słońcu, mieniąc się odcieniami brązu i wanilii, a okazałe poroże połyskiwało różnobarwnymi, krystalicznymi odblaskami. Wyglądał naprawdę magicznie, Ambroży zaś wiedział, że cała ta emanująca energia nie może się zmarnować.

Wrócili właśnie z odległych potencjałów przyszłości. Z podróży do ery ludzkości, w której sztuka podróżowania po wielowymiarowych warstwach Omniwersu i paralelnych rzeczywistościach jest dobrze znana i powszechnie stosowana. Ambroży był pod tak dużym wrażeniem tego wszystkiego, że postanowił spisać choćby jakieś fragmenty, póki jeszcze je pamiętał. Wiedział, że im bliżej mentalnych energii ludzkości, im silniejsza grawitacja ludzkiej świadomości, tym mniej będzie pamiętał. Wiedział, że w końcu wróci do domu, pójdzie zjeść obiad i zupełnie zapomni swoje doświadczenia, jak gdyby były tylko surrealistycznym snem. W końcu zapomni nawet z pewnością, że nie jest tylko zwykłym człowiekiem, imieniem Ambroży, lecz świadomym podróżnikiem czasoprzestrzennych portali.

Tak to już jest — masowa świadomość hipnotyzuje umysł, sprowadzając świadomość do tyciej linearności, skupionej wokół fizycznych zmysłów.

Teraz jednak był jeszcze pomiędzy wymiarami — gdzieś nieopodal miasta, na słonecznej łące koło strumyka, wśród orkiestry cykad i ptaków. Rotoro i Alicja siedzieli obok niego — jedno po prawo, drugie po lewo i swoim stoickim, zadowolonym nieporuszeniem zachęcali go do notowania swych myśli. Właściwie to emanowała z nich jakaś aura — jakby promieniowali dla Ambrożego, przekazując mu pamięć z doświadczeń ich podróży. A on czując to, nie mógł się oprzeć i skrobał sobie spokojnie takimi sentencjami:

PsychePath to rodzaj ścieżki poprzez wymiary psychicznych energii ludzkości, które to są niestety bardzo mentalne i percepcyjnie ograniczone. Ścieżka ów prowadzi w końcu do pewnej wyjątkowej krainy, która zwie się „Krystaliczne Sfery”.

Są to sfery niesamowite, ponieważ pełno w nich najróżniejszych kreacji i wyobraźni. Są jak wrota, rodzaj ogrodu, lunaparku, galerii sztuki, muzeum wynalazków — wszystko w jednym!

Jak to opisać… hmmmm… — zastanawiał się Ambroży — cóż, to nie takie łatwe do przełożenia na ludzki język.

— Alicjo jakbyś to zapisała?

— Łuhu, sama nie wiem… łuhu… proszę ja Ciebie. Łuhu! — odrzekła nie otwierając nawet jednego oka. — Chyba idzie Ci całkiem nieźle…

— Też mi pomoc! — prychnął chłopiec. — Rotoro, a ty co myślisz?

Rotoro pokiwał głową i westchnął tylko, jakby dając do zrozumienia, że raczej go to nie obchodzi.

Cóż miał począć więc Ambroży? — pisał dalej, nie przejmując się już czy robi to dobrze, czy źle. Doszedł do wniosku, że to nie ma najmniejszego znaczenia! Chodzi o to, żeby po prostu to zrobić: napisać to, co samo nasuwa się na myśl, co dyktuje pamięć, wyobraźnia i serce. Pisał następująco:


Proces PsychePath polega na doświadczeniu ów nieskrępowanej krystalicznej świadomości, by potem przynieść ją ze sobą z powrotem do tej ludzkiej, gęstej, fizycznej rzeczywistości.

Proces ten przynosi wiele korzyści, zarówno dla podróżnika, jak też jego korespondującej rzeczywistości — dla całego otoczenia, w którym żyje na co dzień.

Ważnym jest jednak, aby sam podróżnik nie starał się mieć choćby najlepszej z intencji dla kogokolwiek innego, niż on sam. Inaczej bowiem jego krystaliczna świadomość rozpierzchnie się jak piasek w powiewie wichru. A więc nikt na tym nie skorzysta.

Oto złota zasada podróżowania poprzez wymiary tego fascynującego Omniwersu i z powrotem: nie staraj się nikogo zbawiać — twórz dla radości.

Choć może brzmi to trochę egoistycznie, to jednak ma swój wielki sens, wynikający z międzywymiarowej fizyki energii i świadomości. Jest to Zasada Kompasji, zwana też Złotym Kompasem podróżnika w czasie.


Ambroży pomyślał sobie, że brzmi to strasznie chłodno. Jak to ma nie mieć dobrych intencji? Jak to ma nie pomagać innym? Ludziom, których kocha? Otoczeniu, na którym mu serdecznie zależy?

Cóż — co to dużo mówić — zdaje się, że prawa fizyki świadomości są niewzruszone na porywy ludzkich emocji. Zdaje się, że jedyne, co można zrobić, to poddać się i tylko doświadczać tego, jak to jest sprowadzać do ludzkiego życia element magii i kreatywności rodem z innych wymiarów. Jak to się rozwinie? Zobaczymy…

Ambroży spojrzał w końcu znad swojego notesu na błękitne niebo, zielone świerki połyskujące w oddali i poczuł, jak przyzywają go energie Ziemi. A w szczególności jego pusty brzuch, bo — jak każdy wie — podróże w czasie z pewnością pobudzają apetyt! Dopisał tylko jeszcze w pośpiechu:


Podczas całego procesu PsychePath podróżnik może liczyć na pomoc wielu przyjacielskich istot. Począwszy na elementarnych energiach Królestwa Gai, Matki Ziemi, po wsparcie niezliczonych anielskich istot, zamieszkujących wymiary okołoziemskie i krystaliczne sfery.

Ostatecznie jednak to podróżnik odpowiada za swój los i musi przede wszystkim ufać sobie i liczyć sam na siebie.


Ambroży zamknął notes i zobaczył, że Rotoro i Alicja już prawie znikli — to znaczy, że jest już blisko wymiarów ludzkiej świadomości. Wstał. Przeciągnął się i poszedł dalej w dół tej przedziwnej ścieżki, którą nazwano PsychePath.

Grawitacja ziemskiej czasoprzestrzeni ściągała go stanowczo z powrotem do ludzkiej świadomości. Nie opierał się temu.

A, że już mu trochę burczało w brzuchu, to nie mógł się doczekać obiadu.

Święta Czwórca

Podczas jedzenia Ambroży snuł sobie w wyobraźni przypowieść, w której…


Pewnego razu szli drogą Człowiek, Szary, Archanioł i Marzyciel. Był to piękny niedzielny poranek. Szli tak w słońcu pośród niedzielnej pustki pól i domów, które — choć nowe i kolorowe — to zdawało się, że nikt w nich nie mieszkał.

Człowiek — jak zwykle — szedł z nadzieją, że coś go spotka nieoczekiwanego. Coś odmieni nagle jego los… może jakaś piękna niewiasta zaprosi go do swych sieni i zazna rodzaju niebiańskiego ukojenia. Jakby doszedł w końcu tam, gdzie idzie — choć sam nie wiedział, dokąd idzie.

On po prostu szedł pełen nadziei na to coś, co jak już go spotka, to będzie wiedział, że to właśnie to. Taki właśnie był Człowiek. Podróżnik i wędrowiec na swej duchowej ścieżce samopoznania, która to, po wielu latach tułaczki, zatraciła wiele ze swych namiętności duchowych i przeszła na plan bardzo ziemski.

Albowiem oto w Człowieku ożyło pragnienie, by żyć. Już nie chciał stąd tylko uciec do stanu jakiejś błogiej Nirwany w innych wymiarach. Nie — on chciał zanurzyć się w ludzkim doświadczeniu. Głęboko wierzył, że może mieć jedno i drugie. Może żyć jako oświecona istota i jednocześnie cieszyć się wszystkim, co oferuje ten fizyczny padół, krążący sobie gdzieś na skraju Wszechświata.

Człowiek nauczył się cenić ten padół. Z pewnością pokochał swoją człowieczość i usłyszał z głębi swojego wnętrza, z tej tajemniczej otchłani Duszy usłyszał, że ona też chce być Człowiekiem. Chce kroczyć jego stopami i pić jego ustami. Cieszyć się biustem i szaszłykami. Czuć kojący wiatr latem i przeszywające jesienne mgły. Cóż to było za zaskoczenie dla Człowieka! Dusza kocha człowieczość! Któż by się spodziewał! Niech więc tak będzie — oznajmił sam sobie i w końcu po prostu ten fakt zaakceptował.

Nic więc dziwnego, że Szary, Archanioł i Marzyciel nie odstępowali go na krok. I, choć Człowiek zrazu nie dostrzegał ich towarzystwa, to w końcu wszystko stało się jasne.

— Nie jestem jeden, jest nas czwórka. Święta Czwórca, rzec by można. — Och, Człowiek miał doprawdy osobliwe poczucie humoru!

— Ale się z nieba ogień leje. — skwitował Szary — Ukrop jak nigdy. Może odpoczniemy gdzieś pod drzewem, bo tej twojej wymarzonej panny, to raczej tu nie znajdziemy.

Archanioł spojrzał na nich i bez słowa rzucił oczyma na las majaczący gdzieś w niedużej oddali. Spojrzał tak pewnie, że ich nogi poszły z nim w takt i wszyscy skierowali się w tamtą stronę. Tylko Marzyciel fruwał gdzieś pomiędzy domami. Parskał i klaskał jak rozweselony szczeniak. Spotykał wymarzone panny i strucle wiśniowe. Pluskał się w basenie i doświadczał duchowych uniesień, przytulając drzewa. Obmyślał nowe wynalazki i pomysły na lukratywny biznes. Och ten Marzyciel, pociecha całej Ziemi. Dla niego nadzieja to nie tylko idea, to oczywistość wszech otaczających szans i okazji, które jednak Człowiek generalnie omijał. Po prostu ich nie widział.

A może to i lepiej… Człowiek czegoś szuka — to jasne. Marzyciel zaś nie szuka, on po prostu przyjmuje to, co już tu jest. Wbiega na oślep w zarośla i wyciąga z nich maliny; rozbiera się do naga i skacze do jeziora, by pluskać się pośród nimf i smaków życia. Marzyciel, choć imię jego może sugerować inaczej — on po prostu żyje w pełni. A w dodatku nie tylko jednym życiem na sekundę, lecz wieloma.

Człowiek nawet nie ma pojęcia! Szary coś podejrzewa, ale nie ufa tej dziwnej marzycielskiej istocie. Szary wolałby, żeby Człowiek jednak pozostał sam na sam z nim samym. Tak, wiem — Szary nic nie rozumie — myślicie. O co mu w ogóle chodzi?! Czy jest uzależniony od cierpienia? Dobrze, że przynajmniej Archanioł nie odstępuje ich na krok, bo już by się Człowiek dawno powiesił, albo zrobił inne głupstwo za namową Szarego.

Dziwna ta ich Czwórca i wcale mi nie wygląda na świętą — pewnie sobie myślicie. Ale to normalne dla ludzi.

W każdym razie idą teraz w stronę lasu, by odpocząć w cieniu sosen i zapachu mchów, które w rozgrzanym słońcu emitują specyficzną, przyjemną woń, wymieszaną z żywicznością sosen i innych leśnych aromatów, czyniąc rodzaj fascynujących, zmysłowych perfum. Człowiek je wprost ubóstwia! Szary uważa, że są przesadzone, a Archanioł czuje ich tylko namiastkę. Za to Marzyciel w zasadzie nie tylko je czuje, lecz gdy tylko dojdą do jego nozdrzy, już z nich wymyśla tysiąc odmian i nowości, które pochłaniają go totalnie i zabierają w pięćset innych przygód na raz. Trudno czasem pojąć naturę Marzyciela, ale on taki już jest i już. Nie ma sensu nawet próbować tego zrozumieć. Może sam kiedyś się bardziej dookreśli własnymi słowami.

A las znowuż jest przyjacielem Człowieka i, z pomocą Archanioła i Marzyciela, nauczył się go odczuwać na wielu jednoczesnych poziomach.

Sowa Alicja © Anna Sarbok / sztukaserca.com.pl

Krowia Wyspa

Alicja szybowała wysoko. Jej rozpostarte skrzydła zdawały się olbrzymie — czy to możliwe, że ona sama stała się nagle większa? Czyżby im wyżej wzleciała, tym większa się stawała?

To myślał sobie Ambroży, patrząc na nią z poziomu trawy.

Zerkał to na nią, to na biegającego dokoła Rotoro, który raz wydawał mu się być wielkim, dumnym jeleniem — to znowu przeistaczał się w zwyczajnego, rozbawionego psa o zbyt dużych uszach, który uporczywie biegał, skakał i węszył, jakby czegoś szukał.

Sowa Alicja wyglądała teraz jak potężny orzeł, albo jastrząb. Krążyła szerokim okręgiem dokoła całej łąki nad rzeką, aż po majaczący hen na horyzoncie ciemnozielony las pełen starych, mądrych modrzewi i młodych trzpiotek sosenek.

Lecz Człowiek Ambroży wcale nie czuł się dziś wolnym podróżnikiem czasoprzestrzeni. Dziś bolało go serce. Czuł przygnębienie i znudzenie swoją ludzką egzystencją. Uczucie znane chyba każdemu człowiekowi, które odzywa się raz po raz — często bez żadnego uprzedzenia. Nagle dopada Cię i już sam nie wiesz, czy cokolwiek ma sens, czy może już do reszty oszalałeś. Całe twoje życie zdaje się wtedy jednym wielkim pasmem pomyłek i nieszczęść.

Tak, Ambroży znał bardzo dobrze ten stan i też wiedział, że nie ma co się za bardzo weń wkręcać. Starał się pozostać obserwatorem nawet samego siebie, gdy jego humory zmieniały się, a umysł szczebiotał te swoje ciemnoszare smętne modły. Nazwał tą dobrze znaną część swojej psychiki: Szary.

Szary był naprawdę paskudnym typem. I choć chciałoby się go pozbyć i już mieć święty spokój, to jednak było w nim coś więcej. Coś, co sprawiało, że był cenny dla Ambrożego. To przecież część mnie — myślał sobie. Może i upierdliwa do bólu kości. Nudząca nieustannie negatywnym nastawieniem do wszystkiego, łącznie z samym sobą, ale zawsze to jakaś część, bez której nie byłoby się w pełni sobą.

Szary tak mu dokuczał, że Ambroży nie mógł nawet skupić się, żeby zapisać coś ze snów minionej nocy, które były przecież nader interesujące i już machnął na nie ręką, wiedząc, że niebawem je zapomni.

Szary zaś robił swoje. To było dziwne uczucie — niemal jak rozdwojenie jaźni, w którym jakaś część twojego „ja” odrywa się od całości i zaczyna zachowywać jak oddzielna osoba, mimo że istnieje tylko w twoich myślach.

Właściwie to Ambroży potrafił sobie wyobrazić Szarego, jako istotę zupełnie osobną od niego, siedzącą tuż obok i przejawiającą cechy różnych ludzi z jego życia.

Tak, nasz drogi Ambroży miał w swoim złożonym psychicznym wnętrzu wiele twarzy i imion… ostatecznie jednak był właśnie Ambrożym — człowiekiem natury fizycznej, który w swej wielości przejawiał jednak zaskakującą wręcz, spójną jedność.

I siedząc tak w tym przedziwnym momencie, zobaczył, że Szary usiadł obok niego.

— Witaj, Szary.

— Wiem, że mnie tu nie chcesz, to chociaż już byś nie udawał, do cholery!

— To nic. Wiem, że chcesz mi coś powiedzieć — odpowiedział spokojnie Ambroży.

— Ja? Tobie? Ty chyba śnisz! Świrze! — Zaśmiał się cynicznie. -Ale dobrze, masz rację. — Dodał po chwili. — Twoja głowa jest pełna zamętu, bo czegoś nie rozumiesz. Aż mnie przywołałeś, a spokojnie sobie siedziałem pod palmą w podświadomości. Tam, gdzie jest plaża i cisza. Zmąciłeś mój spokój, bo czegoś nie rozumiesz. Rozumiesz? — roześmiał się poniżającym tonem.

Ambroży spojrzał tylko na niego z nieukrywaną złością i rzucił:

— A ja Ciebie też tu wcale nie chcę! Wracaj do tej swojej palemki i już nie psuj mi życia, dobrze… jaśnie panie?!

— To słuchaj tego — ty stara ślepa kwoko! Nie rozumiesz jednej podstawowej kwestii:

Nie ma złych energii! Ludzie kochają osądzać wszystko i przyklejać różne etykietki — częstokroć bardzo krótkowzrocznie.

Powiedział to, jakby wyjawiał największy sekret Wszechświata, a jednocześnie z zadowoleniem wbijał w ucho Ambrożego ostrą szpilkę.

— Ała! Przestań mnie tak szturchać, idioto!

— Ja, idiota, jaśnie panie? Ja? To słuchaj dalej:


Faktem jest — naukowo rzecz ujmując — każda energia to tylko energia. Choć czasem może się wydawać zła lub ciemna, to tylko iluzja, pobieżny osąd umysłowej percepcji.

Ambroży słuchał uważnie, bo faktycznie zdaje się, że ten Szary to jednak coś ma tym razem sensownego do powiedzenia! Szary kontynuował:

Nawet choroby ludzkiego organizmu nie są efektem działania „złych energii” czy bakterii, lecz brakiem równowagi biochemicznej już obecnym w ciele. Bakterie, czy inne zewnętrzne czynniki chorobotwórcze są tylko odpowiedzią otoczenia na ten brak równowagi.

Ta sama zasada tyczy się wszystkiego. Zarówno na planie fizycznym jak i psychiczno-duchowym. Jakikolwiek brak równowagi zawsze przyciąga z zewnątrz elementy mające pomóc w przywróceniu ów równowagi.


— No tak… to nawet logiczne — odparł Ambroży. I poczuł, jak w jego umyśle zapaliła się jakaś ciepła lampka. Lampka zrozumienia!

— A widzisz, pachołku! — burknął lekceważąco Szary. Dobrze, że wziąłem ze sobą moją ulubioną szpilę, bo widzę, że w końcu Ci uszy zaczęły stroić! — zaśmiał się głupawo i kontynuował swój wywód:


Ta sama zasada tyczy się wszystkiego. Zarówno na planie fizycznym jak i psychiczno-duchowym. Jakikolwiek brak równowagi zawsze przyciąga z zewnątrz elementy mające pomóc w przywróceniu ów równowagi.

Ba! Jest to nawet podstawowe prawo fizyki:

Każdej sile odpowiada taka sama przeciw siła.

A zatem: każda zła/ciemna energia zawiera w sobie również dobrą/jasną energię. One zawsze idą w parze. Nie może być inaczej!


— Tak! No jasne! Jesteś genialny, Szary!

— Nie, nie, nie. Ty jeszcze nie rozumiesz! To Ty jesteś genialny, pachołku… przecież ja to recytuję z twoich własnych notatek…

— Och… a każdej cząstce towarzyszy lustrzana antycząstka. Nie może być inaczej! Tak działa dualna, korpuskularno-falowa Natura Wszechświata, a nawet całego Omniwersu… no prawie całego — zadumał się Ambroży, mierzwiąc dłonią swoje jasnobrązowe włosy.

Dziękuję, Szary, żeś mi to przypomniałeś. Nie potrzebnie się tak staram! Dlatego mnie dopadł ten dół. Czasem nawet się cieszę, że istniejesz!

— Nawet się cieszę?… też mi pochwała! Lepiej byś mi przyniósł porządne cygaro, a nie siedzisz tu o suchym pysku. — wywalił jęzor i zawył boleśnie, gdy Alicja, pikując ostro w dół, wylądowała na plecach Szarego, wbijając mu przy tym ostre szpony w kark.

— Co robisz, głupie ptaszysko?! Już byś lepiej sobie odleciała do ciepłych krajów… albo najlepiej do samego piekła! Zima idzie… nie widzisz, że drzewa już powoli usypiają?!

Alicja zignorowała jego komentarz i spokojnie usiadła obok Ambrożego, gdy Szary rozpływał się w powietrzu niczym siwy, dławiący dym, tego jego ohydnego cygara…

— Wracaj pod swoją palemkę, proszę ja Ciebie! — rzuciła mu jeszcze na odchodne. Szary całkiem znikł.

Przez Las do Serca

Po raczej nikle przyjemnym, choć oświecającym spotkaniu z Szarym, Ambroży siedział sobie w ciszy z Sową Alicją u boku przez jeszcze kilka minut. Nagle ta zagdakała trochę śmiesznie, a potem chrząknęła dość żałośnie i tak głośno, że biedny Rotoro zerwał się ze snu na równe nogi — gotów ją pożreć. Pewien, że jest jakimś okropnym monstrum czyhającym na życie Ambrożego!

Całe szczęście Ambroży zaśmiał się na widok jego głupawej miny i Rotoro oprzytomniał, uśmiechnął się pod swoim wielkim czarnym nochalem, zamerdał potulnie ogonkiem i na powrót położył się na suchej trawie. A już po chwili jego łapy znowu poruszały się, komicznie naśladując galop.

— Gdzieś biega sobie w snach… któż go tam wie, gdzie sobie hasa — skomentował Ambroży, uśmiechając się lekko.

Alicja za to raz jeszcze odchrząknęła i świsnęła markotnie, po czym zaczęła opowiadać, choć nikt ją o to nie prosił. Cóż, zdaje się, że wszystkie sowy mają ze sobą wspólne co najmniej jedno: zamiłowanie do wymądrzania się.

— W lesie jest oczywiście pięknie w oczach człowieka. Człowiek kocha las, kocha się w nim zanurzyć, kocha w nim przebywać. Po pierwsze dlatego, że jest wtedy sam na sam ze sobą — a to bardzo cenna rzecz. Generalnie, nie ma zbyt wielu ludzi w lesie. Ludzie są zajęci bieganiem za swoimi życiami, swoimi sprawami. A jak już mają chociaż wolną chwilę, żeby coś zrobić, to bardzo rzadko jest to pójście do lasu. Każdy ma swoje utarte schematy przyjemności i obowiązków, ale lasu w tym nie jest dużo.

— Tak, ludzie są śmieszni. Czasem się zastanawiam, czy jestem jeszcze człowiekiem — wtrącił się Ambroży.

— Zwykłym ludziom nie zależy za bardzo na lesie. Nie traktują go świadomie, jako część ich życia. Jest to coś, co biorą za pewnik. Coś, co tam jest i w sumie jest trochę nudne, a trochę niebezpieczne — ciągnęła swój wywód Alicja — ludzie boją się lasu.

— No tak, Alicja, wiesz, nie każdy jest sową, która umie latać i widzi w ciemności! — oburzył się Ambroży.

— Ale poczekaj… daj mi powiedzieć do końca. Oto bowiem nasz hipotetyczny Człowiek, który idąc przez las, myśli sobie o tym, że już tak bardzo się go nie boi. Nie jak kiedyś. Oswoił się z nim, zaznajomił się z nim. Poznał las jako przyjaciela — jako kogoś, kto go wysłucha. Kogoś, kto w jakiś sposób, ukoi jego umysł i ciało. Tak… — zadumała się sowa, mrużąc lekko oczy.

— Alicja! I co dalej?! Alicja? — szturchnął ją Ambroży po dłuższej chwili ciszy. — No nie wierzę! Usnęłaś podczas opowiadania własnej opowieści! No nie!

— Nie usnęłam, tylko musiałam sobie przypomnieć, jak to szło… zaraz… zaraz… aha no tak, tak…


OPOWIEŚĆ ALICJI

I tak sobie idą we czwórkę: Człowiek, Szary, Archanioł i Marzyciel. Spacerują sobie przez ten las. Człowiek oczywiście jest teraz już bardziej zajęty swoim zmysłowym doświadczeniem, zajęty wiosenną zielenią, która się budzi w tym dniu, tym początku wiosny. Wsłuchany w świergot ptaków, zajęty wypatrywaniem jakichś wiewiórek, albo nietypowych gatunków ptaków, które właśnie to przyleciały z powrotem do kraju. Wróciły z zimowych wakacji w Afryce i innych ciepłych zakątków.

Tak, Człowiek po prostu przestał tak intensywnie myśleć. Aczkolwiek ten proces myślowy wciąż się w nim rozgrywa, tylko on nie daje mu aż tyle swojej uwagi. Chociaż chwilami zdaje się, że Szary wykorzystuje tę chwilę wyciszenia i relaksu u człowieka, żeby jeszcze bardziej dać o sobie znać.

W pewnym momencie te szare myśli przybierają na sile i człowiek zaczyna wręcz przemawiać na głos głosem szarego. Przemawia na głos o tym, jak sfrustrowany jest. Przemawia na głos o tym, jak już ma dość, jak chciałby, żeby coś się zmieniło w jego życiu. Człowiek jest jednocześnie bardzo mądry, ponieważ, jako że zna siebie i zna tą gadkę Szarego już od dawna. Szary jest z nim przez długi już czas. I dlatego jednocześnie potrafi mieć dystans do szarego samego siebie w tym wszystkim.

I tu właśnie bardzo pomocny jest mu Archanioł. Archanioł, który swoją obecnością cały czas przypomina człowiekowi o tym, co jest w nim najgłębiej. Archanioł cały czas przypomina, że to życie to tylko doświadczenie, że to w pewnym sensie tylko iluzja, że to nie jest takie istotne ani ważne. Te problemy są w sumie bez znaczenia, bo ludzkie życie ostatecznie jest doskonałe dokładnie takie, jakie jest. Tylko że człowiek często tego nie widzi.

Archanioł przypomina człowiekowi o tym, że dostatek jest już w jego życiu, że wszystkie potencjały tam są i narzędzia tam są, tylko że człowiek musi… właśnie! Człowiek musi odpuścić na chwilę. Naprawdę odpuścić szare myśli i być tutaj, być w tej… w tej… w tej… — zgubiła wątek Alicja i drapała się pogłowie — w tej… ach, właśnie tak: w tej chwili obecności!

I poprzez to bycie tutaj, poprzez obecność tu i teraz, świadomość człowieka może otworzyć się i ukazać mu więcej tego, co tu jest. Im bardziej jesteś obecny, tym więcej zaczynasz dostrzegać. To bardzo proste. Ale często przez ten szary dym frustracji i niezadowolenia to, co najważniejsze staje się niewidoczne. — Alicja rozpostarła swoje kolorowe skrzydła, próbując pokazać, jak wiele więcej tu jest i przetarła sobie oczy, jakby miało to sprawić, że zacznie widzieć to, czego nie widać. Westchnęła głęboko i opowiadała dalej:

— Więc stopniowo, idąc prosto przez tą leśną ścieżkę — a jest to bardzo długi spacer i minęła już jakaś gruba godzina — Szary jakby usypia trochę. Szary uspokaja się. Gdzieś nawet znika — powiedziałabym — wydaje się, że go już nie ma. Zaś człowiek, otoczony przez tą piękną naturę, przez ów czysty las… tak, ponieważ opuścił już ten mały, brudny ludzki lasek tuż koło miasta. Poszedł dalej przez pola i łąki, i teraz wszedł do dużego lasu. Do lasu, w którym jest dzika natura. Są miejsca nietknięte ludzką energią. Są miejsca krystalicznie czyste.

I to właśnie tam człowieka prowadzi Archanioł, właściwie. Archanioł swoją obecnością, swoją energią w jakiś sposób emanuje takim przewodzeniem dla człowieka, aby ten mógł trafić w miejsce sprzyjające kontaktowi i rozmowie z Marzycielem.

I właśnie tak się dzieje. W pewnym momencie człowiek zatrzymuje się wśród dopiero co rodzącej się gęstwiny; zatrzymuje się z dala od ludzkich ścieżek i siada sobie na kawałku kory, która odpadła z drzewa. Kładzie ją sobie na wilgotną ziemię, gdzieś na szyszki i patyki, mech, gdzieś pod sosną. Siada sobie na tej korze i po prostu jest. Myśli sobie: „cóż za piękna chwila!” I wtedy, ja Wielka Sowa Alicja, pojawiam się i też sobie myślę, że: „O tak, proszę ja Ciebie! Jakoż cudowna ta chwila!”

A wtedy Człowiek nawet już zupełnie przestaje się uganiać za tym Szarym, tym ponurym kołowrotkiem w swojej głowie. Staje się zabsorbowany istnieniem. Staje się tak zaabsorbowany po prostu byciem, że nawet umysł wycisza się po chwili. Człowiek wtedy po prostu istnieje, odpuszcza wszystko inne i jest tylko teraz. I w tym zmysłowym istnieniu nagle… nagle!… nagle zaczyna odczuwać obecność Marzyciela.

Marzyciela… czyli… no… tak, ttttttak… — zająknęła się z podniecenia.

— Marzyciel, to taka część psychiki człowieka. Taki przyjaciel, z którym człowiek tak uwielbia mieć kontakt, ale tak trudno jest się z nim skontaktować, będąc w tym zgiełku codziennego życia, cywilizacji, pośpiechu. Człowiek i Marzyciel patrzą sobie w oczy. Przez tą chwilkę… nie pada ani jedno słowo. Umysł przestaje istnieć. Szarego brak.

Trudno jest powiedzieć o tym, czego doświadcza mały Człowiek kiedy Marzyciel w nim ożywa. Mogłabym powiedzieć, że to małe ludzkie ja zaczyna marzyć, ale to nie do końca prawda, ponieważ esencja Marzyciela jest poza ludzkim procesem myślowym. Poza wszelkim słowem i definicją.

Człowiek zaczyna odczuwać marzenia — to jest bardziej trafne określenie. Człowiek zaczyna sobie wyobrażać, imaginować. Zaczyna odczuwać potencjały — tak bym to ujęła. Nie są to zwykłe wizje, czy jakieś scenariusze na życie. Nie są to nawet pomysły — to są po prostu odczucia kreatywnych, czystych energii.

Ambroży, Alicja i leśne czary
© Anna Sarbok / sztukaserca.com.pl

— Och, to fascynujące, Alicjo! — wykrzyknął Ambroży i wziął głęboki oddech.

— Tak! Tttak, proszę ja Ciebie. Marzyciel, w swojej esencji, jest bardzo… bardzo zaawansowaną — choć to nie do końca odpowiednie słowo — jest bardzo świadomą i bardzo czystą częścią ludzkiej psychiki. Marzyciel jest istnieniem, które odczuwa poza tylko ludzką rzeczywistość. To świadomość, która odczuwa bez względu na status ludzkiej kondycji. Istota ludzka może być w najgorszym stanie egzystencji, może być nawet najbardziej nikczemny, upity, zbój itp. Może być w rynsztoku i na samym dnie — może być najgorszą istotą na Ziemi, ale Marzyciel tego nie ocenia! Będąc w samym rdzeniu człowieka, Marzyciel jest absolutnie poza wszelkim osądem, poza wszelkim rodzajem nawet percepcji takiej, jaką człowiek zna w swojej codzienności.

Marzyciel odczuwa energie, odczuwa wielość rzeczywistości.

— Hmmmmmmmmmm rabababa bach! — przerwał jej nagle Rotoro.

— Hmmm? — zdziwiła się Alicja i nachyliła się do leżącego pod nogami Ambrożego starego jelenia, przyglądając mu się ze zmarszczonymi brwiami.

— Mrrrrr brrr rum brum brum. — wymamrotał Rotoro. A zdziwiona Alicja odskoczyła nagle do tyłu, jakby zobaczyła kosmitę.

— Och, on po prostu mamrocze przez sen! Opowiadaj dalej! — niecierpliwił się Ambroży.

— Ahem, no tak… prymitywne stworzenie, gdzie to ja… aha, tak, Marzyciel…

Można to porównać do tego, że Marzyciel jest jakąś kwantowością, a człowiek realiami fizyki Newtonowskiej — można powiedzieć. Człowiek myśli w kategoriach bardzo przyziemnych. W emocjach, dobrach, rzeczach, osobach — takich bardzo małostkowych szczególikach życia. Natomiast Marzyciel odczuwa esencję we wszystkim. Właściwie to dla Marzyciela jest bez znaczenia czy Człowiek będzie żył, czy nie, ponieważ Marzyciel jest wiekuisty, jest poza nawet śmiercią i życiem. Po prostu jest czystym istnieniem. Ale paradoksalnie, jednocześnie Marzyciel jest zafascynowany tym, czego człowiek doświadcza. Ponieważ w tym społeczeństwie dzisiejszym, dzisiejszej ludzkiej naturze, Marzyciel został odcięty. Nie często może wyjść ze swego ukrycia i poczuć smak ludzkich doznań.

— Czyli Marzyciel to po prostu ludzka Dusza?

— Tak. W rzeczy samej kochaneczku. Można tak powiedzieć — odparła Alicja i kontynuowała swoją opowieść:

Marzyciel generalnie jest dostępny człowiekowi w snach i to tylko w małej porcji snów — tych najgłębszych stanach, gdy mózg pracuje w częstotliwości fal delta. Albo w pojedynczych dosłownie chwilach życia, kiedy człowiek doświadcza jakiejś traumy. Na przykład jakiegoś wypadku samochodowego, albo kiedy coś zagraża jego życiu. A z drugiej strony, również podczas olbrzymiej ekstazy, orgazmu czy chwili natchnienia. Poeci o tym napisali, i artyści o tym mówili, że skąd biorą swoje natchnienie. Często mówiono na to muzy, wróżki, albo anioły, ale to jest tylko część ludzkiej psychiki. Część człowieka, która jest Marzycielem, która potrafi odczuwać poza iluzję fizycznej rzeczywistości. Potrafi rozszerzyć swoje widzenie i słyszenie, i wiedzenie, odczuwanie na inne wymiary, potencjały i — można powiedzieć — równoległe rzeczywistości.

Tym jest Marzyciel — jest odczuwaniem równoległych rzeczywistości otaczających malutką ludzką rzeczywistość. Niektóre z nich są bliskie. Niektóre z nich mają elementy świata ludzkiego, ale wiele, wiele z tych wymiarów jest zupełnie poza wszelkim ludzkim pojmowaniem i w tym tkwi cała trudność dla małego Człowieka.

Człowiek, przebywając w cichym naturalnym miejscu, siedząc sobie bezpiecznie pod sosną w środku lasu, jest w idealnych warunkach. To niemal jakby zaplanowane wręcz. Jakby coś w Człowieku, w tej jego frustracji i w tym jego natłoku szarych myśli, natłoku Szarego… tumanów Szarego! Ten Człowiek wręcz intuicyjnie znalazł się w tym czystym miejscu, żeby przez chwilę odpocząć i złapać kontakt z tym czymś, z tym czymś wewnątrz niego, co zdaje się tak odległe, zdaje się tak inne niż on sam, a jednak jest tak bliskie, intymne, przyjacielskie — jest nim.

Tak sobie Człowiek przebywa i zauważa to, jak duża większość jego odczuć umyka mu. Jego system zmysłowy nie rejestruje ich. Łapie tylko maleńkie fragmenty maleńkie bodźce tego, co go otacza. A jest tak, ponieważ jego świadomość nie jest jeszcze biegła w odczuwaniu pozazmysłowym, czy odczuwaniu poza ludzkim system percepcji. Dopiero budzi się w nim ten mechanizm odczuwania subtelnych kwantowych — można powiedzieć — warstw rzeczywistości, równoległych stanów istnienia. Jest to olbrzymi Wszechświat, który się otwiera dla człowieka.

To, ja jestem z tego świata, proszę ja Was… tak, tak… to jest świat pełen mnie — bym nawet rzekła.

Dlatego właśnie Człowiek doświadcza przebudzenia, bo to pragnienie obudziło się w nim. Zapragnął powrotu Marzyciela do swojego życia. I wtedy ja się, usadawiam koło niego wygodnie i sobie snujemy takie to i owo.

A smutne, że większość ludzi dokoła nie ma na to ochoty, uważa to za stratę czasu. Właściwie to większość z nich uważa, że Człowiek trochę zwariował, że być może potrzebuje jakiegoś rodzaju rekolekcji, czy interwencji medyczno-psychicznej? On nawet sam tak czasami myśli, że może faktycznie zwariował. Ale te chwile kontaktu z Marzycielem, które się zdarzają, są tak piękne i tak realne, że nie ma miejsca na wątpliwości.

Nawet ten szary szarak, nawet Szary stwierdza, że coś w tym jest i warto temu zaufać, warto za tym podążać… głupek jeden! Szary śmierdziel, o tak… proszę ja Was, śmierdziel jakich to mało!

I tak sobie czasem siedzi Człowiek. Odczuwa, jak powietrze wokół staje się coraz rzadsze i rzadsze; zieleń coraz bardziej soczysta; lekka bryza zaczyna owiewać jego twarz, a oddech robi się słodki i… tak słodki! Bo ja to czuję, moim małym spiczastym nochalem… jakbym sobie była w cukierni — bo tam czasem zalatujemy z Bonifackiem na lukrowe okruchy. To jest ten zapach ciasteczkowy, który sowy kochają, zapach rozmarzonego człowieka…

Oj śpi już, Ambrożek… proszę ja Ciebie… za mądra sowia opowieść dla niego… a to i ja też się zdrzemnę! — Alicja zamknęła swoje wielkie ślepia i usnęła.

Wyobrażaj Sobie Potencjały

Ambroży obudził się późnym rankiem w swoim własnym łóżku. Śniły mu się jakieś posiedzenia na suchej trawie i że sowa opowiadała mu jakieś dziwne, stanowczo za długie historie… dość dziwaczne to wszystko! — pomyślał tylko.

Siedział rankiem na łóżku. Oto kolejny ludzki dzień — pomyślał sobie. Zima dała się we znaki, bo w pokoju było chłodno. Ogień w kozie już dawno wygasł i teraz już tylko nagrzane ściany promieniowały resztką ciepła.

Amelia siedziała obok niego zamyślona. Niemal jakby była gdzieś zupełnie indziej. Ambroży już nawet nie próbował wybadać, gdzie jest skupiona jej uwaga. Wiedział, że to tylko efekt masowej świadomości ludzkości, która niczym czarna dziura, wsysa umysł do niekończącego się myślotoku o przeszłości i przyszłości zmiksowanej z resztkami nocnych snów — raczej bezcelowe brednie.

Przez to wszystko nie mógł się zebrać, żeby wstać i napalić w piecu, który właściwie to był kozą. Kiedy jest zimno, trudno jest wstać spod cieplutkiej pierzyny, pełnej jeszcze nocnych westchnień i okruszków piasku sennych marzeń. Zamiast więc wstać, pozwolił, aby jego wyobraźnia ekspandowała i począł sobie wyobrażać… że obudził się właśnie w stylowej chatce, gdzieś na skraju puszczy.

Swoją wyobraźnią wczuł się w tą alternatywną rzeczywistość, gdzie jego i Amelii marzenie, o własnym domu na łonie leśnej natury jest już rzeczywistością! Tą realną i prawdziwą, fizyczną, tu i teraz rzeczywistością. Och, jakże realistyczna potrafi być wyobraźnia. Już nie czekał, aż Amelia podźwignie się z łóżka i włoży ciepły szlafrok, żeby zaparzyć kawę, ale popijał ją sobie w leśnej, słodkiej, przyjemnej, miękkiej głuszy własnego domu.

Poniosło go do zieleni i szyszek. Do Rotoro biegającego beztrosko pośród pni i mchów. Zapachów lasu i strzelania drwa w kominku. Cierpki, a jednocześnie kojący aromat porannego espresso zmieszany z ogniem, żywicą sosny i zamaszystością mchów. Ambroży bywa mistrzem wyobraźni, gdy w końcu odpuści swoje usilne starania, by to zrobić. Kiedy po prostu odpuszcza i popuści wodzy fantazji… och, wtedy jest to niemal tak realne, jak rzeczywistość!

Z jego porannego snu na jawie wyrwała go Amelia, oznajmiając, że zrobiłaby kawę z chęcią, gdyby tylko miała ciepłą wodę i naprawiony zlew w kuchni! Och, ileż już minęło poranków i jakoś sobie dawali radę, korzystając z łazienki do wszystkich czynności wodnych. Trzymając brudne naczynia w plastykowej misce. To nie aż tak niewygodne, ale o poranku staje się wielką uciążliwością.

Ambroży posmutniał, bo zdał sobie sprawę, że nie jest w pięknym, wygodnym domu na skraju ukochanego lasu, ale w tej starej dziurawej, zimnej chacie bez działającego kuchennego zlewu! Co za smutek! Co za rozpacz! I brak pieniędzy. Ciągły brak! Na wszystko i nieustannie. Wszystko okupione bólem i wysiłkiem… co za wstyd! Że Ci wszyscy sąsiedzi remontują, budują, jeżdżą ładnymi samochodami, a Ambroży i Amelia — oświecone, utalentowane, piękne istoty ludzkie — nie mają nawet kuchennego zlewu z choćby letnią wodą, od której nie siekają się ręce.

Ambrożego zmroził marazm konfrontacji z realną rzeczywistością. „Ależ łatwiej jest żyć w fantazji” — pomyślał sobie na głos.

I gdy już miał popaść w totalne odurzenie poczuciem bezradności i bezwartościowości, począł na powrót sobie wyobrażać…

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.