Błąd
patrzyłaś w oczy
serca bramy
dotykałaś duszę
każdym pocałunkiem
niczym delikatności piórka
dłonie wędrujące po ciele
zniknęły...jednym słowem
demon rozpaczy zbiera żniwa
wbijając szpony w nadziei
duszy
sącząc bezsilność
w żył krwiobieg
wypalając oczy koszmarami
łamiąc każdy opór
serca
chcącego nadal żyć
w tobie
**
niebo piekło
ty i ja
ja i ty
bijące serca
**
Niema ciszo
niema ciszo
błagalnie proszę
zaopiekuj się starganym
sercem
otul krwawiące
oczy
ukołysz obolałe
uszy
przygarnij wrak duszy
jaki uczyniłem jadem
błazna
mnie
pozostaje los ikara
szybującego w rozpaczy
ramiona
i na trupie sznur zacisnąć
dławiąc krtani słowa
oczekując na przebaczenia
cień
**
na dnie
moich nadziei
złożyłem
wypisaną sercem
bliskości róży serca
do końca naszych dni
**
pociąłem się
życiem
poskładaj serce
twoim
błagam
**
głaszczę
wspomnienia
twoich
pocałunków
**
miłość chora
miłość zabroniona
miłość uzależniająca
miłość wieczna
serca sercem
skażonym
przeszłością
**
zabiliśmy się
słowami
spoczywamy
w otchłani śmierci
martwymi oczyma
spoglądając na życie
a serca nadal…
**
czuję
dotyk słów
twojej
rozpaczy
**
..i jasne smugi
twoich uśmiechów
pełni oczu bicia serc
taką cię pamiętam
taką cię kocham
**
zostań
kolejny dzień
w serca aortach
**
Córka nocy
zawieruchą burzy
piaski pustyni
skryły tańczącą
córkę nocy
wytrwale szukam
najmniejszego śladu
zapachu oczu
córki setha
ponownie rozkołysać
pocałunkami serc magię
**
cisza pustyni
przywołuje
serca skowyciem
wędrowca
**
samotne
serce
wyczuwa echo
twoich uśmiechów
**
zakotwiczyłem życie
w twoim sercu
żegnając
szerokie oceany
**
wpadłem do zajęczej
norki
twojego serca
nie wracam z powrotem
**
zaskarbiłem sobie
nadziei łaski
przechowując wspomnienia
dotyków twoich pocałunków
w głębi serca
**
cisza
niczym nowotwór
uśmierza
nadziei ból
**
zakrwawionych
nadziei
nie sposób zmyć
acetonem słów
**
zabiłem cię
słowami
siebie sumieniem
**
dźwięki zimnej
nocy
bez twojego serca
zabijają…
**
witaj mój przyjacielu
otul szyję
miłym pocałunkiem
przenieść do świata
pozbawionego cierpień rozpaczy
miłym dźwiękiem złamanego kręgu
zapowiedz koniec
rozczarowań samego sobą
**
przetrwam
pamięcią
o tobie
**
z mądrości
głupoty
jedynie
mnie ciąży
jej brzemię
**
obiecałaś
że kochasz
obiecałaś…
kiedyś
**
Jeszcze tylko
zginam kark
demony pożerają duszę
nikt już nie obroni mnie
nie ma mojej czarownicy
chłód piekła lęków
myśli nie pokonają zwątpieniem
w szponach ciemności
dusza obolała
zapada w rozpaczy odmęty
nie ma już mojej czarownicy
pochłonięta czarnymi wizjami
jeszcze serce...jeszcze
walczy
nie ma już mojej czarownicy
umieram
**
na krańcu światów
umieram
otulony śmierci
oddechem
**
Publika
szare oczy obcych serc
nieme słowa
zdają się coś dyktować
w bezkształtnym tłumie
ukazuję zakamarki żył
wedle oczekiwań
publiki rządnej prywatności
mojego wnętrza
na pierwszej stronie
po-główków krzykaczy
**
złota klatka
haftowana
twoim sercem
**
pamiętam
wstążki
twoich dotyków dłoni
gnających
po śladach moich słów
**
znów ciemność
okrywa mnie
dotknij chociaż
dłoni abym nie czuł się
martwy
**
w pocałunku tęsknoty
złożyłem serce
tobą zapisane
**
czas zmrużył
porankiem oczy
jeszcze kilka chwil
obok twojej nieobecności
zbliżą myśli do tęsknoty
serca
**
księżyc zagląda
do serca
pięknym snem
oplecionym twoim
uśmiechem
**
czesałem
jej skąpe słowa
serca pocałunkami
**
okrył mnie
strach
przed wspomnieniami
serce spaliło
zwątpienia zasłony
**
w tańcu życia
zabełtały nocą
demony
świt
należy do ciebie
**
Jak na defiladzie
…właśnie widzę pani
pewny krok
jak na defiladzie
ku przyszłości
minionych słów gniewem
ja proszę pani
kolejny epizod pani
drogi
sykliwym cieniem
jeszcze próbuję
wskrzesić pani...serce
moje prawo kończy się
na pani gniewie
a wieczorem i tak
mąż opowie dyrdymały
…o małżeństwie
żona zagra dziećmi
niedługo proszę pani
ranek zawita do serc
i dalej do życia
póki oddech nadziei
przy pani spoczywa
ja proszę pani
jak zwykle na zakręcie
skrzyżowane ręce
skrępowany słowami
pochłaniam się sam
obelgami...gniewu
życia
a pani tak pewnie
jak na defiladzie…
**
iść do domu
przetrzeć serce
umyć duszę
nim koszmary wstaną
**
gościnność
moich myśli
opiewa też twoimi
przekleństwami
**
cóż za pokusa
rozebrać sens
twoich słów
**
zaryczało
dasz bór
nadzieją szybkiego
raju męczenników
niewinności
**
a ty tak umiłowany
rzeczownikiem bóg
pochyl się nad różą
co cierniem się oplotła
usuń i zawyj z bólu
odkupując winy
za mieszanie w naszych
losach
**
pochlebiasz mi losie
trzymając serca biciem
zmiłuj się nad ludźmi
obdarz łonem tej róży
niech tam
niech tonę zachwytem
**
dumne dęby
zastygły pośród
ujadania łańcuchów
życia
**
…a nam czym prędzej
we własne strony
z własnymi słowami
na własny rachunek
nadal na wspólnym
pokładzie
arki (serca)
**
cień twoich słów
głaszcze
myśli moich łez
**
iść do łóżka
umyć sny
nim dzień
zakrwawi
**
ukrzyżowany
twoimi oskarżeniami
sercem wpatruję się
w twoje samotne
**
śmiać się
do łez
każdym pocałunkiem
twoich dłoni
**
łzy
gorącym pocałunkiem
pokochały tęsknotę
**
od kilku dni
przebywam w nagim
pokoju twoich słów
**
cień twoich
słów
nie słyszy mnie
chociaż blisko…
**
w ciszy
miłości mojej
echem tylko serce
twoje
**
zastawiłem się
w środku dnia
kropkami
bez przecinków
**
spędzam życie
obłąkaniem
tęsknoty
twojego ciała
**
zabrakło
masek do życia
wszystkie
już passe
**
w kącie zdań
pienią się słowa
dużych liter
małej wiary
**
zakrwawiłem biel
kartki czerwienią
krzyku oskarżeń
**
rozwodzę się
z samym sobą
serce pozostanie
przy tobie
**
na własnym pogrzebie
zagram pierwsze skrzypce
wymowną ciszą
serca
**
rozmarzyłem się
talią zapachu bioder
w poranku
twoich pocałunków
**
zaplatam się
słowami
w morzu łez
na własnym
pogrzebie
**
potykam się
słowami
na własnym
pogrzebie
**
lubię jej głos…
niemy krzyk
kobiecości
niezbadanej
pośród tysięcy
nocy dni…
żadnym dotykiem
słów
**
bardzo ciąży mi
samotność
ust nie czujących
twoich (między)bioder
**
Wędruję
wędruję po snach
czując czerń włosów
niczym woń hiacyntu
kuszącą hipnotycznym
głosem
głaszczę delikatności
zwichrowane nabrzmiałe
falujące w rytm oczu
łapczywie
zapalczywie
pochłaniających najmniejszy
kąsek twojego ciała…
**
rozbierz myśli
ciągiem pocałunków wprost
z ust nabrzmiałych
jak moje… i te zielone oczy
podniecający kontrast
czerni włosów…
**
zauważyłem się
w martwej skórze
przepięknie gnije
**
podążam niczym
wędrowiec
za twoimi piersiami
czując w każdym dotyku
ust wyczerpujące podniecenie
**
spoglądam lustrem na świat
pieszcząc się niczym ciebie
wszystko jest możliwe
w świecie fantazji
zamkniętych słowem TY
**
Do dnia
powróćmy do dnia
gdy niewinne serca
spotkały się
czułych dziecięcych lat
dnia naznaczonego majową
pieśnią kwiatów przybranych
dotykiem twojej skóry
tak blisko mogąc czytać
w niej najmniejszy powiew
podniecenia gdy nasze usta…
...twoje usta delikatnie ujęły
**
pochylam się
nad drobnymi
piersiami
opisując pocałunkami
**
twoja toksyczność
zabija nawet
twoje słowa
**
boli mnie ciało
bolą mnie myśli
bolisz mnie ty
w konstelacji
twoich fanaberii
**
uśpiłem się
myślą
o naszym rozstaniu
**
zapatrzona
twarz piersiami
składa się w odruch
pożądania
ciebie
**
Czekam ciszą
zapowiedziałem się
wymowną ciszą
chcąc rozmawiać
o rzeczach równie ważnych
co zeszłoroczny śnieg
czekam rankiem
ledwo dychający
z opadniętego napięcia
przybranego obojętności
pocałunkiem
**
zabawiam się
twoim ciałem
na szczęście
już w snach
**
w objęciach
księżyca spoczywają
moje marzenia
słońca nadzieje
**
Nazwałem
nazwałem ciebie
kiedyś ty
teraz ty
nazywam ciebie
w porze suchej
przeszłością wygrawerowaną
w ramkach czasu
nad kominkiem
**
Rzeźba
ulepiłem słowami
ciebie
nie taką jak twoje
ale jak o tobie
żeby nie być samotnym
gdy odejdziesz ze słów
pozostanie martwa
rzeźba słowami
jak twoje
**
pośladki twoje
witają
porannym pocałunkiem
lubię takie rozmowy
aż do późnego
wieczora
**
spijaj mnie
do ostatniej
kropli
**
W Twoim pokoju
w twoim pokoju
półcienie gnają
milczącą ciszą
zapadając się w słowa
jakimi karmisz
świat w poczuciu
ułudy chowanych napisem prawda
kłamstw
w twoim pokoju
bezwolnie podążasz za nim
gdzie tylko chce
niczym usłużna
niewolnica
zakrapiając się nadzieją
namiastką szczęścia
ci należnego
w twoim pokoju
martwym śmiechem
skrywasz nagie ciało
w obrzydzenia objęciach
losu jakie zgotowało życie
drepczesz wokół pomnika
zapatrzona ślepym łudem marzenia
w twoim pokoju
szczelność zabitych okien
maluje projekcje przyszłego
raju jeśli tylko zostaniesz
w ramach czterech ścian
coraz szybciej kurczących się
ku uciesze boga
stojącego nad tobą
w wiecznym uwodzeniu bajader
nie twojego serca…
**
Zmęczenie
zmęczenie
bólem zmęczenia
dobiega końca
składam się w poprzek
życiowych wybojów
sykliwie naprężając
marzenia do boju
o nieistniejące jutro
pośród spalonych planów
twoimi słowami
w sile niszczenia
dotykającej chore serca
samotności
upojone snem o raju
wydostaję się z mozołem
otoczony słoików lustrami
w świadomym zniekształceniu myśli
aby lepiej wypaść
w ostatecznej rozgrywce
z własnymi …izmami
zmęczenie tobą
zwiększa niechęć moim
stylem słownictwa
pisanego patykiem na wietrze
szumna poezja w okowami nicości
zawieszam się pośród ust
jakimi karmiłaś codziennie
odczuwając coraz większe
dawki jadu zanurzałem się
pod dnem miłości do życia
u twojego boku
marcowy zając bez kapelusznika
rozwiązałby ten supeł
nie miałem tyle odwagi
oczekiwałem fanaberii
by zniszczyły chęci
do oddechu twoim powietrzem
spoczywam spokojnie w płytkim
jeszcze zagłębieniu słowa NIE
licząc spokojnie czas przepływający
pośród coraz słabszych wspomnień...nami
wedle twojego harmonogramu
na życie uciekam
póki jeszcze wspomnienia
nie wypaliły moich oczu…
**
zechciej być
kobietą w świecie iluzji
twoich słów
**
Kocham pisanie
kocham pisanie
twoich pocałunków
na mapie ciała
tak rozpalającego
wyobraźnię
gdy zbliża się
ujrzenie delikatnej faktury
skóry
oczyma dotyków
języka…
**
Gzyms
powiesiła kochanka
jednej panny
za oknem dla ozdoby
wisiało ich już więcej
ale ten zdawał się na przekór
dalej po gzymsie
odcięła palce nos wydłubała oczy
wraz z nadzieją odebraną
nie należną błaznowi
od krwi płynącej bije
mądrość mędrców
zależna od efektu zapalczywości
kochanka brnącego dalej
po gzymsie życia
do panny skłóconej
ze sobą...sercem
**
Matka i syn
niewidzialny znajomy
śni o kolcach róży
matka mu wtóruje
przy pełnej aprobacie
serca
już wycieńczonego w szaleńczym pościgu
myśli i czerwonego bicia
matka opatula syna rozkazując
kolejny raz atakować róży
płatki
muśnięciami słów genitali
nabrzmiałych prośbami
kwiatu
i zakazami kolców
**
Zjezusowałem…
zjezusowałem się
pewnym wierszem
na bieli kartki podczas
onanizowania się
sensem życia wedle
słów jakiegoś rybaka
zbawiłem wszystek człowieczeństwa
na następne tysiące lat
zanim przekroczą wyznaczony
próg
dawno słońce pochłonie
fabryki i piaski pustyń
i kości odnalezione
późną porą przez turystów
niezbyt zielonych
tuż przed zamknięciem sklepu
z błękitnym szyldem
ziemski raj
**
Niezbyt droga…
wykrzyczę zamysł
potem oznajmię miejscowej
reporterce
by wspierać lokalny przemysł
nakładem oczu wypatrzonych
niezbyt drogiej sensacji
w morzu krwi głupoty
zamiast usiąść do konstruktywnej
narady z etykietką
przegrany
**
Mistrzowie
wzbiją sie ponad
szczytów chmur tumany jęków
piszczeli żądnych zemsty upadłych
synów marduka
pomordowanych w gniewie
przez wyznawców rybaka
wzbiją ryk donośny
dobywając miecza wyrżną
do krwi kości czarownic szepty
by oczyścić ziemski padół
dla ojca
wszechmocnego
i zasiądzie na czeluściach
niewiernego babilonu
wsłuchując się w skowyt
milionów mu przeciwnych
sycąc się wiecznie
duszą… tej jedynej niewiernej
tiamat która zdradziła
chwilą umizgów kaprysu nowego boga
samego marduka z babiloni
**
Adamie II
adamie
coś jej żebrem zabawiał się
rzuciwszy ogarom zła
na pastwę
gdy równa ci się stać chciała
lecz przez swoją niecierpliwość
samego ojca upokorzyła
adamie
zgorzkniała plastelino jego rąk
pełznij biegnij goń…
nie…
oczekuj jej przybycia
nim dwie jutrzenki
niosącego światło zawitają
sądem ostatecznym przybędzie
skłoń się niej...dotknij
warg słów uwielbienia
równej sobie
boście losem spętani
broń swojej królowej
jak ciebie będzie
**
...rozpadną się
nasze światy
znów będę mógł
upić się sobą
w samotności nektarze
**
Grzyb
podejdź dziecię
przy mojej krwawicy
rośnie doniośle grzyb
ropieniem mi
proszę nie usuwaj
pielęgnuj resztę ciała
niczym matka moja
składająca do grobu
olejkami…
nie pozwól by kwitł
pomimo jego siły
módl się za niego...niczym ja
za judaszowe oko
**
zatańczyłem się sobą
w deszczu pokojowego
echa
niemego przyjaciela
**
zasiedziały snami
popędzam marzenia
samozagładą życia
**
niebo połatane
dziurami
kwitnie pośród
majowych snów
**
umyć zęby
szarości dnia
słowami
na zakończenie
poranka
**
urządziłbym się
jednym pociągnięciem
ostrza słowa
**
Wejść drugą stroną
wysłuchaj krwi
wypuść na wolność
gdyż wróci karma
jaką zgotowałaś czerwonym
zerknij na obręcz pod sufitem
załóż przepiękny szal
rozbujaj stołek balast
siedzieć będzie twój duch