E-book
11.76
drukowana A5
34.07
Przystanek na żądanie

Bezpłatny fragment - Przystanek na żądanie


5
Objętość:
176 str.
ISBN:
978-83-8155-695-8
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 34.07

moim najukochańszym...

***

obudziłam się spętana

kajdanami życia

skazana

na przetrwanie


i teraz wegetuję


a powinnam przecież

być ptakiem

lub motylem

***

czy chcesz zrozumieć mój ból

i strach

który pęta mnie

jak najcięższe kajdany

związał moją duszę

umieram

będąc pozornie wolną

lecz tak naprawdę

gniję w więzieniu

modlitwa

jak żebrak u Twych stóp

klękać pragnę Boże

prosić o miłosierdzie

Twoje nieskończone

abyś w dobroci swojej

raczył mi miłość darować

i drogą jasną do zbawienia

mnie Boże prowadź

wiarę mą umocnij

daj moc wytrwania w dobrym

bym życia swego nie zmarnowała

ja, człowiek niegodny

***

no i znów

słowa

które bolą


przecież ja naprawdę

cię kocham


chcę

być kimś

z kogo mogłabyś

być dumna


tylko to

czasami jest

tak trudne

mamo

wzgórze pragnień

u moich stóp

cień księżyca

na tym wzgórzu

możesz usłyszeć

jak płaczą gwiazdy


pragnienia

może się nie spełnią

lecz za nadzieję

nie musisz przecież płacić

***

siedzisz obok

jesteś tak blisko a taki daleki

nic nie mówisz…

to dobrze

bo słowa nic nie znaczą

a we mnie jest tylko ból

***

twoja twarz ginie już

w mroku zapomnienia

tylko blask oczu

wciąż widzę w ciemnościach

i czuję twoje dłonie

i twoje pocałunki

i wiem, że gdzieś istniejesz

chociaż już nie dla mnie

***

chodź

pójdziemy

ścieżką do księżyca

tu

wszystko jest możliwe

nawet miłość

***

kończy się dzień

wraz z nim

umiera światło

zapalasz

czerwoną lampkę

mówisz

wskaże ci drogę

***

szukam ciebie

w słowach

kwiatach

zapachu

szukam

twojego serca

by

chociaż mały fragment

mieć

tylko dla siebie

***

przyjdź do mnie nocą

wraz z migotliwym światłem księżyca

wejdź do pokoju

i uczyń dzień

***

kocham twój głos w słuchawce

gdy jak promień świetlny

mknie przez noc

do mnie

aksamitem pieścisz

jedwabiem jesteś

głosie

***

chciałabym umieć malować

namalowałabym wtedy ciebie

lecz cóż

gdy nie umiem nawet żyć

***

a jeśli on odejdzie?

to nic …

uwierz mi

naprawdę jest życie po śmierci

***

a sen nie przyszedł

filiżanka milczenia na stole

popielniczka pełna miłości

i tylko łzy zwyczajne

na szarych kartkach życia

***

od szczęścia do samotności

tylko jedno słowo…

***

jesteś już niczym

dla niego

nic już nie znaczysz

może tylko w snach

powraca twój obraz

dobry czy zły

nie wiem


***

zamknięta

w czarnej szklance samotności

nie potrafię zapomnieć


i przestrzeń

i czas

nie istnieje


jest tylko kropla miłości

która nie pozwala mi

upaść na dno

pełnia

stąd do wieczności

dwa kroki

dziś

zobaczę swój los


po ścieżce księżycowej pójdę

i nie odnajdziesz mnie

***

przypięłam przyjaźń

szpilką do ściany

niech zaczeka

na lepsze czasy


serce

na czarnej aksamitce

zawiesiłam na szyi

bo

będąc we mnie

sprawiało zbyt wiele bólu

***

nie myśleć

zamienić się w kamień przydrożny

na którym mógłby spocząć

strudzony wędrowiec

nie myśleć po to by

wyrwać się z kręgu zdarzeń

wspomnień

pocałunków

łez

***

żałuję swoich uczuć

trwonionych na ciebie

tęsknoty bezdennej

marzeń niespełnionych

pocałunków

pytań bez odpowiedzi

milczenia zbędnych słów

***

pozwól mi odejść

zapomnieć zimowe noce

gorące miłością

nie dręcz złudzeniem płomienia

przecież nawet żar

już zgasł

jest tylko popiół

który chcę rozsypać na wietrze

***

ja jestem krzykiem!

rozpaczą!

tęsknotą!

i burzę spokój ciszy!

ja jestem krzykiem …

echem …

strachem …

jestem

pragnieniem śmierci

***

samotny człowiek na skraju morza

podobny do kamienia

wyrzucony przez Boga na brzeg życia

stoi

nie podchodź

może czeka na śmierć

***

ukołysz mój ból

obejmij swymi ramionami

pokaż

że ciemność

też może być bezpieczna

***

znowu wracam do ciebie

nigdy nie przestałam kochać

i choć ja i ty

to tylko rozczarowanie

gdzieś głęboko wciąż tkwi

pragnienie cierpienia

***

podaruj mi

chociaż jeden dzień

rok ma ich

trzysta sześćdziesiąt pięć

nie wystarczy?

***

zagubione słowa

powracają

nie może tylko wrócić miłość

i tamta czułość


idąc w ciemnościach

potykam się o wyznanie

dawno zapomniane

wyryte w kamieniu podświadomości


fale samotności

wyrzucają wiele takich kamieni

więc może lepiej zawrócić

poszukać światła

***

pewnego dnia

uniosę głowę

i będę potrafiła

patrzeć w oczy tym

co kochają i nienawidzą


pewnego dnia

uniosę głowę

i zobaczysz

co czyni z człowieka miłość

***

o spokój duszy

proszę Panie

o powrót tego

co dawno umarło


próbuję żyć…

bezskutecznie

i wciąż noszę żałobę

po tamtej miłości

***

żar uczuć zgasł

jestem popiołem

***

wołam w ciszę

usłysz mnie Panie

i pomóż

mej zbłąkanej duszy

odejść stąd

***

potępienie

samotność

kruchy blask szkła na podłodze

płynie krew

a ja wciąż tak bardzo kocham

zanurzam się w czeluść nocy

czekając na sen

z nadzieją

że może to przyjdziesz ty

***

kiedyś

przestanę czekać na sen

i już nigdy więcej

nie będę milczeć

***

cóż chcesz?

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 11.76
drukowana A5
za 34.07