moim najukochańszym...
***
obudziłam się spętana
kajdanami życia
skazana
na przetrwanie
i teraz wegetuję
a powinnam przecież
być ptakiem
lub motylem
***
czy chcesz zrozumieć mój ból
i strach
który pęta mnie
jak najcięższe kajdany
związał moją duszę
umieram
będąc pozornie wolną
lecz tak naprawdę
gniję w więzieniu
modlitwa
jak żebrak u Twych stóp
klękać pragnę Boże
prosić o miłosierdzie
Twoje nieskończone
abyś w dobroci swojej
raczył mi miłość darować
i drogą jasną do zbawienia
mnie Boże prowadź
wiarę mą umocnij
daj moc wytrwania w dobrym
bym życia swego nie zmarnowała
ja, człowiek niegodny
***
no i znów
słowa
które bolą
przecież ja naprawdę
cię kocham
chcę
być kimś
z kogo mogłabyś
być dumna
tylko to
czasami jest
tak trudne
mamo
wzgórze pragnień
u moich stóp
cień księżyca
na tym wzgórzu
możesz usłyszeć
jak płaczą gwiazdy
pragnienia
może się nie spełnią
lecz za nadzieję
nie musisz przecież płacić
***
siedzisz obok
jesteś tak blisko a taki daleki
nic nie mówisz…
to dobrze
bo słowa nic nie znaczą
a we mnie jest tylko ból
***
twoja twarz ginie już
w mroku zapomnienia
tylko blask oczu
wciąż widzę w ciemnościach
i czuję twoje dłonie
i twoje pocałunki
i wiem, że gdzieś istniejesz
chociaż już nie dla mnie
***
chodź
pójdziemy
ścieżką do księżyca
tu
wszystko jest możliwe
nawet miłość
***
kończy się dzień
wraz z nim
umiera światło
zapalasz
czerwoną lampkę
mówisz
wskaże ci drogę
***
szukam ciebie
w słowach
kwiatach
zapachu
szukam
twojego serca
by
chociaż mały fragment
mieć
tylko dla siebie
***
przyjdź do mnie nocą
wraz z migotliwym światłem księżyca
wejdź do pokoju
i uczyń dzień
***
kocham twój głos w słuchawce
gdy jak promień świetlny
mknie przez noc
do mnie
aksamitem pieścisz
jedwabiem jesteś
głosie
***
chciałabym umieć malować
namalowałabym wtedy ciebie
lecz cóż
gdy nie umiem nawet żyć
***
a jeśli on odejdzie?
to nic …
uwierz mi
naprawdę jest życie po śmierci
***
a sen nie przyszedł
filiżanka milczenia na stole
popielniczka pełna miłości
i tylko łzy zwyczajne
na szarych kartkach życia
***
od szczęścia do samotności
tylko jedno słowo…
***
jesteś już niczym
dla niego
nic już nie znaczysz
może tylko w snach
powraca twój obraz
dobry czy zły
nie wiem
***
zamknięta
w czarnej szklance samotności
nie potrafię zapomnieć
i przestrzeń
i czas
nie istnieje
jest tylko kropla miłości
która nie pozwala mi
upaść na dno
pełnia
stąd do wieczności
dwa kroki
dziś
zobaczę swój los
po ścieżce księżycowej pójdę
i nie odnajdziesz mnie
***
przypięłam przyjaźń
szpilką do ściany
niech zaczeka
na lepsze czasy
serce
na czarnej aksamitce
zawiesiłam na szyi
bo
będąc we mnie
sprawiało zbyt wiele bólu
***
nie myśleć
zamienić się w kamień przydrożny
na którym mógłby spocząć
strudzony wędrowiec
nie myśleć po to by
wyrwać się z kręgu zdarzeń
wspomnień
pocałunków
łez
***
żałuję swoich uczuć
trwonionych na ciebie
tęsknoty bezdennej
marzeń niespełnionych
pocałunków
pytań bez odpowiedzi
milczenia zbędnych słów
***
pozwól mi odejść
zapomnieć zimowe noce
gorące miłością
nie dręcz złudzeniem płomienia
przecież nawet żar
już zgasł
jest tylko popiół
który chcę rozsypać na wietrze
***
ja jestem krzykiem!
rozpaczą!
tęsknotą!
i burzę spokój ciszy!
ja jestem krzykiem …
echem …
strachem …
jestem
pragnieniem śmierci
***
samotny człowiek na skraju morza
podobny do kamienia
wyrzucony przez Boga na brzeg życia
stoi
nie podchodź
może czeka na śmierć
***
ukołysz mój ból
obejmij swymi ramionami
pokaż
że ciemność
też może być bezpieczna
***
znowu wracam do ciebie
nigdy nie przestałam kochać
i choć ja i ty
to tylko rozczarowanie
gdzieś głęboko wciąż tkwi
pragnienie cierpienia
***
podaruj mi
chociaż jeden dzień
rok ma ich
trzysta sześćdziesiąt pięć
nie wystarczy?
***
zagubione słowa
powracają
nie może tylko wrócić miłość
i tamta czułość
idąc w ciemnościach
potykam się o wyznanie
dawno zapomniane
wyryte w kamieniu podświadomości
fale samotności
wyrzucają wiele takich kamieni
więc może lepiej zawrócić
poszukać światła
***
pewnego dnia
uniosę głowę
i będę potrafiła
patrzeć w oczy tym
co kochają i nienawidzą
pewnego dnia
uniosę głowę
i zobaczysz
co czyni z człowieka miłość
***
o spokój duszy
proszę Panie
o powrót tego
co dawno umarło
próbuję żyć…
bezskutecznie
i wciąż noszę żałobę
po tamtej miłości
***
żar uczuć zgasł
jestem popiołem
***
wołam w ciszę
usłysz mnie Panie
i pomóż
mej zbłąkanej duszy
odejść stąd
***
potępienie
samotność
kruchy blask szkła na podłodze
płynie krew
a ja wciąż tak bardzo kocham
zanurzam się w czeluść nocy
czekając na sen
z nadzieją
że może to przyjdziesz ty
***
kiedyś
przestanę czekać na sen
i już nigdy więcej
nie będę milczeć
***
cóż chcesz?