E-book
14.7
drukowana A5
32.87
Przypływ

Bezpłatny fragment - Przypływ

Objętość:
93 str.
ISBN:
978-83-8273-672-4
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 32.87

Drogi Czytelniku!


Niniejszy tomik jest zbiorem wierszy i tekstów, które napisałam kilka lat temu, rozpoczynając moją przygodę z pisaniem. Jest to pierwszy raz, gdy decyduję się na wydruk moich utworów w celu ich sprzedaży.

Część tekstów wymagała korekty, a więc dokonałam jej samodzielnie, starając się jednak nie naruszać pierwotnej struktury bardziej, niż to było konieczne.

To zbiór przede wszystkim moich emocji i przeżyć z okresu dorastania. Jest to zarówno moja podróż przez pierwsze miłości i niepowodzenia, jak i zapiski z wielu chwil zwątpienia. Niektóre z tych historii ciągnęły się za mną znacznie dłużej, dlatego pozwoliłam sobie tu zamieścić także kilka nowszych utworów.


Życzę przyjemnego czytania i dziękuję za to, że jesteś!

Magdalena Kozioł-Górska

/bezsilność serca/

marzec 2022

*

Pierwszy zbiór wierszy dedykuję mojemu mężowi.

Dziękuję, że codziennie przypominasz mi o moich marzeniach.

M.

I. ZaNim

Pierwsze miłości, pierwsze wiersze.

„[…] Dłonie trzęsą się, drżą podobnie jak łzy utkwione w moich oczach, wiszące na rzęsach, panicznie bojące się upaść. Ruch — niszczycielska siła.

Gdybyśmy przecież stali w miejscu, nic złego nie miałoby prawa się wydarzyć…”

12.05.2013

Ryba i Ptak

26.12.2012


Wolny na wietrze

przed siebie prze i gna

leci po niebie

muzykę wiatr mu gra


Pod powierzchnią wody

przepływa niczym myśl

wolna od ducha pogody

sama wśród innych ryb


Na własność mają

wody i przestworza

a za towarzystwo

chmury oraz morza


Na cóż jednak tej wolności

tyle los kosztować dał

kiedy nie zna ptak miłości

a ryba tylko siebie ma

Melancholia

21.05.2013


Tysiącami róż winna być usłana

do Ciebie wiodąca, droga nieznana,

jednak los wieloma zmartwieniami darzy

tych, co pragną iść w stronę marzeń…


Nigdy nie sądziłam, że jest to możliwe,

ale teraz wiem, że nie będę szczęśliwa;

prędzej mi dane umrzeć z miłości,

niż zasmakować Twej obecności.


Zmroziło krew w żyłach nasze rozstanie,

serce w lód zmieniło to pożegnanie…

Och, gdybym tylko mogła czas cofnąć

— nie zawahałabym się Ciebie dotknąć!


Ze wszystkich dotąd smaków znanych mi,

ten jeden zdawał się być najpiękniejszy,

jakiego me usta łaknęły z całych sił,

lecz nie poznały po dzień dzisiejszy…


Ku sennej krainie chylą się powieki,

znużone czekaniem, aż znów się pojawisz.

Wkrótce swe oczy zamknę na wieki,

wierząc, że z uścisku śmierci wybawisz…

Więdnący

23.09.2013


Łzy nikogo nam nie zwrócą

a ból nikogo nam nie odda

codziennie samotnie płaczemy

nie potrafiąc się poddać


Blizny pozostaną z nami

strach nas nigdy nie zostawi

na krawędzi stojąc nawet

nam najbliższy jest upadek


Przyszłość w barwach czerni

przeszłość rozmazaną plamą

wokół tylko więdną liście

drzewa z nami umierają


Widzisz nas na co dzień

lecz oczami nie zobaczysz

bo tylko nocą w samotności

otwieramy swoje rany


Uśmiech w barwach słońca

serce wewnątrz krwawi

wokół nadal więdną liście

świat umiera razem z nami

Papierowa skóra

30.11.2013


Mam papierową skórę

przedwcześnie pomiętą

pokrytą rysunkami

i mam mnóstwo przyjaciółek

chcących mi zadawać rany


Spędzam czas ze sama sobą

choć to właśnie ze wszystkiego

siebie boję się najbardziej

bo by chronić się od złego

niszczę skórę którą gardzę


Kiedyś była delikatna

cienka biała jak serwetka

teraz jest już papierowa

bo codziennie się starała

stać silniejsza i odporna


Może kiedyś z biegiem czasu

papier w karton się zamieni

i nie będę czuła chłodu

jaki ludzie tworzą wokół

ich sercami zamkniętymi


A na razie moja skóra

papierowa i zniszczona

pali się nie mogąc spłonąć

tylko sprawia że nie mogę

przestać już rysować po niej

Spoczywając w niepokoju

13.01.2014


Umieram tak cichutko

a ludzie spacerują po moim ciele

wytartym i zużytym

skóra twarda jak pancerz


wszyscy odrobinę nade mną

jakby stąpali po cienkiej tafli

po wieku szklanej trumny


Moje oczy na zmianę gasną

i lśnią jak szklane porcelanowych lalek

jedną nogą zaczepiłam o świat poza mną


I czuję się trochę samotna

mimo że widzę tyle twarzy i głosów

bo żadne spojrzenie nie spotyka się z moim

bo żaden z tych głosów mnie nie wzywa


Jestem niewidzialna

jestem niepotrzebna


Odchodzę tak cichutko

spoczywając w niepokoju

a na moim ramieniu przycupnęła myśl

jedna z tych ostatnich


Może nigdy nie istniałam — śniłam jedynie

— owleczona kruchą warstwą

o posiadaniu życia na własność

Obracając się w proch

07.06.2014


Patrzysz na mnie kątem lewego oka

a połowa twojej twarzy płonie czyniąc je czerwonym

druga tkwi uśpiona w półmroku

trzyma zwierciadło zamknięte

i nie żebrze jak tamta o moją uwagę


Ze spokojem pochłaniam ten obraz

nie czynię nic co mogłoby przerwać milczenie

nad naszymi głowami pyłki białe i ciche

skradają się po Twych potarganych włosach

stąpają delikatnie po Twym spoconym czole


Szepczą mi do ucha że znają smak Twoich ust

tych zimnych i twardych ostrzy

którymi kroisz nieraz mój policzek

nawołują bym ugasiła ten płomień

po Twej lewej stronie

bym uczyniła Cię mniej rozbitym


Pyłki spadają z naszych ramion i głów

i dostrzegam że to przecież popiół

zapaliłeś swym istnieniem cały mój świat

czuję jak mnie rozbierasz

na drobne kawałki i mieszasz

bym sama nie mogła się poukładać


Pozwalam by Twoje palce

raz po raz obracały mnie w proch

Pośród setek świateł

19.06.2014


Tracę Twoje oczy pośród setek świateł

powoli przestaję już widzieć Cię w tłumie

choć stykamy się dłońmi raz po raz

świat nie pozwala nam siebie poczuć


Wiatr wspomnień zabrał nas w to miejsce

i patrzę usiłując znaleźć w Twojej twarzy choć rysę tego

kim byłeś kiedyś gdy tak dobrze Cię znałam

gdy wierzyłam że tak dobrze Cię znam


Tracę wzrok wśród migoczących świateł

nie mogę Cię stracić choć nieustannie Cię tracę

w jednej chwili jesteś wszystkim o czym marzyłam

po czym znów znikasz za maską którą stworzyłeś


Wiem że wkrótce wszystko to zniknie

rozsuniemy się jak dwa nieznajome cienie

tym razem się za siebie nie oglądniesz

gdy będę stać z ręką wyciągniętą w Twoją stronę


Tracę Cię ponownie wśród setek świateł

nie czuję Twej dłoni zaczepionej o moją

dziś mogę więc zasnąć na zawsze

bo i ja stracona jestem w Twych oczach


i zgasło już w nich całe światło

Znam ją

10.09.2014


Rozpoznałam Ją pośród tłumu.

Ubrana jak zwykle, na czarno, z akcentem bieli na szyi i nadgarstku.

Trzymała w ręce dobrze znany mi przedmiot:

Zeszyt do nut. Pusty.


Nie musiała go otwierać, bym wiedziała, co jest w środku. Było tam dokładnie to samo, co na dnie Jej bladych, cichych oczu: Nic.


Zaciśnięte usta, włosy spięte w ciasny kok, z którego jeden luźny kosmyk opadał na czoło.

Po obu stronach białej twarzy, ciągnął się ledwo widoczny ślad, coś jakby przedłużenie linii ust.

Blizna, po zaszytym dawno uśmiechu.


Udawałam wciąż, że Jej nie widzę, kątem oka łakomie obserwując każdy szczegół.

Nic się w Niej nie zmieniło, ani odrobinę. Ona także starała się unikać mojego wzroku.

Mimo, że prawie nigdy nie otwierała ust, potrafiła sprawić, że wszystko wokół nagle milkło.

Jarzeniówka zamigotała z niepokojem nad Jej głową, jednocześnie wabiąc moje spojrzenie.


I nasze oczy spotkały się na chwilę:

Poczułam odłamki lodu wbijające się w źrenice. Wstrzymałam oddech i cofnęłam się o krok, ale było już za późno, by uciec. Jej chłód zacisnął dłonie na mych ramionach, wciskając pazury w mą skórę.


W momencie cały świat zwolnił i przestał szumieć. W jednej chwili cały kolor odszedł ode mnie i wyblakło dosłownie wszystko.

A Ona stała teraz ze mną twarzą w twarz, z iskierkami gniewu w oczach.

Oślepiała mnie tym spojrzeniem, mroziła mi powieki i przekłuwała policzki, by je również uczynić tak niewzruszonymi, jak Jej.


— Moja Samotności…

Chyba trochę mi Ciebie szkoda.

I trochę żal mi też siebie…


Skostniałaś, tak i ja teraz skostnieję.

Nie mogłam się od Ciebie uwolnić.

I w moim gardle, jak i w Twoim, krzyk ugrzęźnie —

pozostanie tylko cisza.

I może jakiś strach, malujący się za którymś z naszych oczu.


Tylko Ty wiesz, i tylko ja wiem, o naszej cichej tajemnicy:

Mrok pożreć umie śmiejące się oczy,

A „wśród tłumu, jest się także samotnym”…

Nie ma miłości

19.09.2014


Nie ma miłości ni trochę

Ani cienia jej nie dostrzegam

Ocierając się o nią po drodze

Coraz dalej świadomie uciekam


Nie ma róż rzuconych na drogę

Ani płatków ani pąków kwitnących

Unosi się zapach przegniłych kwiatów

A pod nogami kolce kolce i kolce


Karmię się piachem połykam kamienie

Gdy w górze rosną poza mym spojrzeniem

Skąpane w czerwieni odcieniach

Najodważniejsze moje pragnienia


Lecz nie ma miłości ni trochę

W gasnących więc barwach rdzewieję

Bojąc się wzrok podnieść ku górze

Przetartą porzucam nadzieję


I tylko kolce kolce i kolce

Kaleczę stopy i bezsilnie upadam

Wówczas widzę je w górze kwitnące

I ich czerwień na zawsze przepada

Annabel Lee — Edgar Allan Poe

przekład własny z 11 marca 2015 roku


Tak wiele, wiele lat temu

W królestwie Morskich Sił

Żyła panienka o złotym imieniu;

Możesz ją znać jako Annabel Lee

I żadna inna myśl, nie lśniła tak w całym jej istnieniu,

Jak ta, by mnie kochać, i miłością ode mnie żyć.


Była dzieciną taką, jak ja,

W tym Królestwie Morskich Sił,

Lecz kochaliśmy miłością ponad wszelkie miłości,

Ja, wraz z moją Annabel Lee,

Której by niebieski anioł pozazdrościł,

I z chęcią odebrałby mi.


Oto zrodziła się przyczyna mych boleści,

W tym Królestwie Morskich Sił,

Noc lodowata, co obłoki wiatrem pcha,

Porwała mą Annabel Lee

I podmuch nadszedł straszliwy;

Wytargał ją z ramion mych,

By do spienionej ją cisnąć mogiły,

W tym Królestwie Morskich Sił…


Anieli nawet w połowie poznać nie mogli miłości

Takiej, jak moja i Annabel Lee.

Oto przyczyna była ich zazdrości,

Jak wie całe Królestwo Morskich Sił,

Przez nią wiatr rzucił się z nieba okrutny;

Zmroził i zabił mą Annabel Lee…


Lecz nasza miłość lśniła ponad jasności

Tych, o wiele starszych, niż my,

I o wiele mądrzejszych, niż my,

Tak, że ani anieli na gwiazd wysokości,

Ani demony z mnóstwem czarnych sił,

Nie mogły rozerwać serc naszych bliskości

I duszy pięknej Annabel Lee…


Odtąd księżyc nie rodzi blasku, póki nie przyniesie mi sił,

By nadal śnić o pięknej Annabel Lee.

I nawet nie dostrzegam światła wszystkich gwiazd,

Przy wspomnieniu oczu Annabel Lee.

Tak, co nocy to samo marzenie senne mam,

O mej ukochanej, najpiękniejszej pośród dam,

Która śpi, przez wieki śpi

Tam, w Królestwie Morskich Sił…

Bezkresie barw niespokojny

24.06.2015


Bezkresie barw niespokojny, co horyzont malujesz,

Co te chmury tonące w niknącym złocie ujmujesz…

Gaśniesz raz kolejny, choć co dnia znowu się zapalasz

Chciałabym móc Cię pojąć, w sieć mych snów złapać bym chciała…


Kwitnący obłoku nocy, co nas mrokiem owlecze…

Patrząc w Twe oczy ogromne, senne jawią się tęcze.

Ostatnią strofą swej pieśni, rzucasz urok na ziemię,

Gdy odchodzisz przedwcześnie, po Tobie nadchodzą cienie…


Och, marzenie me niemożliwe, owocu bez skazy…

Wyciągam ku niebu ramiona, gdzie rzeźbisz obrazy.

Zabierz mnie z sobą w to miejsce, w które uciekasz co dzień;

Zginę dzisiaj ugodzona przez ostatni Twój promień…


Ty także jesteś samotny — widać to w Twym uśmiechu;

W sennym Twoim chmur rozchyleniu, posłanym w pośpiechu…

Więc nie płacz więcej po cichu, ukryty za gwiazd blaskiem,

Ale porwij mnie stąd i zabierz, i uchroń przed brzaskiem!


Bezkresie barw niespokojny, co horyzont malujesz,

Wnikasz mi w skórę wreszcie — doskonale wiem, co czujesz…

Oddycham teraz spokojnie, odchodząc z mego świata;

Tak cudownie jest, gdy we śnie ramieniem mnie oplatasz.


Zamykasz mi usta swoimi i tchnienie ostatnie

Dobywasz, smakując mych łez, które drżą delikatnie;

Kolorem Twym poraniona, i w czerwieni tonąca,

Umieram spragniona, choć z Tobą tańczyłam do końca…

Opowieść, którą napisałam o Tobie

20.10.2015


Twoje imię składa się z kilkudziesięciu wypukłych, drażniących i ukrytych linii.


Ślady Twoich słów ciągną się niewidzialnymi pasmami po moim ciele, oplatają szyję i zaciskają pętlę, gdy pragnę znów się odezwać, zapytać, przeprosić… poprosić.


Jakieś wspomnienie, zniekształcone przez me nierealne marzenia, jest jak nić, jak pajęczyna, zaczepiona na mych nadgarstkach i kostkach, kierująca moimi ruchami…


Zniewalasz mnie nieświadomie czy celowo...nieważne. Nikt nie potrafi zrobić tego tak, jak Ty. I nikt nie potrafi mnie uratować...jeszcze.


Czasami doszukuję się piękna w słomie lepiącej się do moich ud, w cierniach utkwionych głęboko w kościach.


Twoje spojrzenie prześladuje mnie od zachodu do wschodu; ciepłe oczy zimnego ducha…

A może zmrożonego, przez moją nachalność, przez moje nieudolne starania…


Lęk kryje się w każdym Twoim uśmiechu, śmierć w pocałunkach…

I może to dlatego wciąż tak panicznie się boję, i może dlatego nieraz tak rozpaczliwie pragnę umrzeć.


Prześladują mnie ostre krawędzie, odkąd pojmuję, ile dla mnie znaczysz.

Ile jestem w stanie zrobić…

Ile jestem w stanie nie zrobić…

Ile nie jestem w stanie zrobić.


Gdzieś pomiędzy papierową skórą, a srebrnym, lśniącym piórem, tkwi cała opowieść, którą napisałam o Tobie.


Wielki wstyd i strach powstrzymują mnie przed tym, by ją komuś pokazać.

Wielka wiara i głupia nadzieja każą mi czekać, aż sam ją odczytasz…


I zrozumienie spłynie po Twoich policzkach… tak, jak po moich tęsknota.

I w usta moje sen wieczny wpoisz… tak, jak w Twoje, ja całą swą miłość wpoję…

Odpływ

13.04.16


Niech mnie porwie z brzegu Niepamięć

Niech Zapomnienia przykryją fale

Niech Twoje oczy na dno mnie cisną

Nim znów zapragnę — zatonąć chcę


Odcięłam swoje nogi by pozbyć się Kotwic

Odrzuciłam morze łez aby dotrzeć na Brzeg

Oto stoję na mglistej krawędzi skalistej

A ostry wiatr ku burzącej się Czerni mnie pcha


Milczałeś przez wieki niczym góra lodowa

Dziś fala przypływu w swych ramionach Cię chowa

I wołasz mnie spieniony głosem roztopionym

Gotów by skinieniem połamać choćby mój Maszt


Przez moje żyły toczy się Atrament

Wchłonęłam wszystkie słowa zapisane

Wypełniło mnie słone pożegnanie

I chciałabym potargać każdy Twój list


Niech mnie zmyje z brzegu ten Odpływ

Zabierze z sobą w serce Tęsknoty

Niech mnie uciszy na zawsze ten Chłód

Zanim zapragnę — zatonąć chcę znów

Brakujący element

31.08.2016


Wiem, że nie wolno mi nawet

wyobrażać sobie Ciebie blisko,

kiedy jesteś na drugim końcu

tego zbyt dużego świata,

ale nie kontroluję swych myśli

otępiałych z tęsknoty za Tobą.


Wiem, że gdybyś był tutaj,

wystarczylibyśmy sobie na chwilę,

a potem czar naszych oczu iskier

wyczerpałby się zupełnie,

zmęczony obserwowaniem,

jak się dla siebie rozwarstwiamy…


Tyle razy myślałam, że wygrałam;

żegnałam niewyraźne wspomnienia,

odrzucałam sny, w których potrafiłeś

być przy mnie nieprzerwanie i…

Tyle wierszy i piosenek miało pomóc

oderwać się od Ciebie bezboleśnie…


Wiem, że nie widziałeś ani jednej

z miliona łez i setek czerwonych kresek,

choć Tobie nigdy nie zabroniłam patrzeć.

I wiem, że mi także ich lustrzane odbicie,

jakie tkwiło w Tobie, jest dzisiaj obce,

choć bardzo chciałam móc je dostrzec.


Pomimo tego wszystkiego, co wiem,

ryzykuję po raz kolejny, i wierzę,

że znajdę jeszcze w Twym spojrzeniu

brakujący element, który zabrałeś,

gdy po raz pierwszy Cię pokochałam.

Niebo nas łączy, a Ziemia dzieli

02.09.2016


Szukam Twoich oczu na górze;

wypatruję pomiędzy gwiazdami,

przeczesując rzęsy obłoków,

i wierzę, że tam j e s t e ś.


Wierzę tak mocno, jak bardzo boli

brak ciepła snu Twego obok

i świadomość jego ulotności,

choć wiem, że Cię tu n i e m a.


Kazałeś mi, kiedy zatęsknię,

szukać Cię w obliczu Księżyca,

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 14.7
drukowana A5
za 32.87