Tessa nie lubiła przeprowadzek, ale ta była konieczna. Potrzebowała ciszy, spokoju i widoku, który pozwoliłby jej skończyć tłumaczenie nowej powieści dla wydawnictwa. Szef obiecał, że jeśli uda jej się to zrobić przed końcem lata, będzie mogła wreszcie wybierać projekty, które naprawdę ją interesują. Dlatego spakowała swoje książki, laptopa, kilka swetrów i przyjechała do niewielkiego apartamentu w nadmorskim miasteczku, gdzie morze było tak blisko, że słyszała fale nawet w nocy.
Pierwsze dni były prawie idealne. Poranne spacery po plaży, kawa w maleńkiej kawiarni przy promenadzie, godziny spędzone nad tekstem w rytmie szumu fal. Wszystko szło zgodnie z planem.
Aż do tego wieczoru.
Kawiarnia, w której codziennie kupowała kawę, była przepełniona. Zbliżał się weekend i nad morze zjechało się pół kraju. Tessa stanęła w kolejce, czekając cierpliwie, gdy nagle ktoś obok niej stuknął w ladę i rzucił kelnerce:
– To co zwykle, dzięki.
Głos był niski, pewny siebie, jakby zamawianie kawy było sprawą najwyższej wagi. Odwróciła głowę i zobaczyła mężczyznę w dżinsowej kurtce, z ciemnymi włosami opadającymi na czoło. Miał w oczach coś, co od razu przyciągało – mieszaninę rozbawienia i… prowokacji.
– Wpychanie się do kolejki jest tutaj normalne? – zapytała chłodno, zanim zdążyła się powstrzymać.
– Tylko jeśli bardzo się spieszy – odpowiedział z półuśmiechem. – A ja się spieszę.
– Aha. I to usprawiedliwia brak manier? – uniosła brew.
– Chyba tak. – Wzruszył ramionami. – Ale mogę odkupić winę.
Patrzył na nią tak, jakby chciał zapamiętać każdy szczegół jej twarzy. Nie wyglądał na skruszonego. Bardziej na kogoś, kto lubi igrać z reakcjami innych.
– Nie trzeba – rzuciła, biorąc swoją kawę, gdy wreszcie przyszła jej kolej.
– Dobrze. Ale i tak cię zobaczę jeszcze raz – powiedział z pełnym przekonaniem.
I zobaczył. Jeszcze tego samego dnia.
Tessa naprawdę wierzyła, że po tej porannej wymianie zdań już go nie zobaczy. W końcu nadmorskie miasteczko latem pełne było turystów – tysiące ludzi, setki kawiarni. Ale życie miało inne plany.
Po południu wyszła na spacer brzegiem morza. Lubiła te chwile – bose stopy w miękkim piasku, chłodny wiatr we włosach, zapach soli. Właśnie poprawiała słuchawki, kiedy kątem oka dostrzegła znajomą sylwetkę. Szedł w jej stronę. Bezczelnie powoli, jakby miał cały czas świata.
– Widzisz? – zawołał z daleka. – Mówiłem, że się zobaczymy.
Zatrzymała się. – Myślałam, że się spieszyłeś.
– Spieszyłem się po kawę. Teraz mam czas. – Uśmiechnął się i stanął obok niej, patrząc na fale. – Ładne miejsce na spacery.
– Tak – odparła krótko. Nie zamierzała ułatwiać mu rozmowy.
– To teraz chyba twoja kolej – stwierdził.
– Kolej na co? – Spojrzała na niego podejrzliwie.
– Na to, żeby się przedstawić.
– Tessa. – Wypowiedziała swoje imię tak, jakby rzucała mu je w twarz.
– Aleksander. – Skinął głową. – Ale możesz mówić Alek.
Szli chwilę w milczeniu. On miał ręce w kieszeniach, a spojrzenie wbite w morze, ale co jakiś czas zerkał na nią kątem oka. Jakby chciał coś powiedzieć, ale świadomie odwlekał moment.
– Pracujesz tutaj? – zapytał w końcu.
– Tymczasowo. Jestem tłumaczką.
– Książek? – Brzmiał, jakby to go naprawdę zainteresowało.
– Tak.
– A więc siedzisz całymi dniami sama w pokoju?
– Przeważnie.
– To niedobrze. – Pokręcił głową. – Ludzie potrzebują ludzi.
– Niektórzy wolą ciszę. – Zrobiła krok w bok, jakby chciała dać mu do zrozumienia, że nie potrzebuje towarzystwa.
– Cisza jest przereklamowana – odparł z takim przekonaniem, że aż się roześmiała, choć próbowała to ukryć.
– Widzisz? – powiedział triumfalnie. – Już jest lepiej.
– Nie wiesz nic o mnie – odpowiedziała, nadal się uśmiechając.
– Jeszcze nie. Ale zamierzam się dowiedzieć.
Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, ktoś z pobliskiej grupki rozpoznał Aleksandra i zawołał jego imię. Skinął głową w tamtym kierunku, a potem spojrzał na nią.
– Muszę iść. Ale… nie zniknę.
Odwrócił się i odszedł w stronę znajomych. Tessa została sama na plaży, z dziwnym uczuciem w żołądku. Nie wiedziała jeszcze, czy to irytacja, czy ciekawość. Może jedno i drugie.Następnego dnia Tessa siedziała w kawiarni z laptopem, próbując przetłumaczyć fragment powieści, w którym główny bohater wyznaje miłość… tak fatalnie, że bohaterka ma ochotę uciec. Idealna scena do przełożenia, pomyślała. Jej własne życie miłosne wyglądało mniej więcej tak samo — niezręcznie, nieproszona intensywność i brak planu.
– Nie patrz tak na ekran, bo się przestraszy – usłyszała głos obok siebie.
Podniosła wzrok. Aleksander stał obok, z kubkiem kawy w ręku, w tej samej dżinsowej kurtce co wczoraj. Bez pytania odsunął krzesło i usiadł naprzeciwko niej.
– Co ty tu robisz? – zapytała.
– Piję kawę. – Wzruszył ramionami, jakby to była najoczywistsza odpowiedź na świecie.
– Nie masz gdzieś swoich znajomych?
– Mam. – Upił łyk. – Ale wolę towarzystwo tłumaczki, która traktuje mnie jak intruza.
Tessa westchnęła, zamknęła laptopa i spojrzała mu prosto w oczy.
– Naprawdę myślisz, że takie podejście zadziała?
– A działa? – uśmiechnął się w ten swój prowokacyjny sposób.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, kelnerka przyniosła mu kawałek sernika.
– Na mój rachunek – rzucił Aleksander. – W ramach przeprosin za wczorajsze wpychanie się w kolejkę.
– Nie jem słodyczy – skłamała odruchowo.
– To dobrze. – Przesunął talerz w jej stronę. – Bo ten sernik jest dla mnie.
Tessa pokręciła głową. I choć miała ochotę kazać mu się wynosić, została. Rozmawiali prawie godzinę. O książkach, o tym, że morze najlepiej wygląda zimą, o jego pracy, której nie chciał dokładnie nazwać.
Kiedy wyszła z kawiarni, była pewna, że to koniec ich spotkań. Ale następnego dnia zobaczyła go znów — tym razem siedział na ławce przy plaży, jakby na nią czekał.
– Przypadek? – zapytała, kiedy podeszła.
– Oczywiście – odpowiedział bez mrugnięcia okiem. – Ale jeśli pytasz, czy będziemy spotykać się tak codziennie, to… tak.
I faktycznie, zaczęło się codziennie. Rano ona szła po kawę — on już tam był. Spacerowała po plaży — nagle pojawiał się obok. Nawet kiedy robiła zakupy w małym sklepie na rogu, potrafił wyskoczyć zza regału z komentarzem: „Dobre jabłka, ale widziałem lepsze”.
Początkowo ją to irytowało. Potem… coraz mniej. Aż wreszcie zdała sobie sprawę, że czeka na te przypadkowe spotkania.
Jednego wieczoru, gdy wracała z plaży, zatrzymał ją na schodach do jej apartamentu.
– Masz jutro wolny wieczór? – zapytał.
– Mam pracę.
– Czyli masz wolny wieczór. – Stwierdził z taką pewnością, że nie wiedziała, czy się roześmiać, czy obrazić. – Zabieram cię w miejsce, którego nie zapomnisz.
Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę. Wiedziała, że jeśli się zgodzi, to otworzy drzwi, których może potem nie zamknąć.
– Okej – powiedziała w końcu. – Ale jeśli to jakaś głupia impreza, wychodzę.
– Nie impreza – odparł, a w jego oczach błysnęło coś, co sprawiło, że poczuła dziwny dreszcz. – Coś lepszego.Następnego dnia Tessa długo się zastanawiała, czy nie odwołać spotkania. Przez cały dzień próbowała pracować, ale myśli uparcie wracały do Aleksandra i jego tajemniczego „coś lepszego”. O dziewiętnastej usłyszała pukanie do drzwi.
– Gotowa? – zapytał, opierając się nonszalancko o framugę. Miał na sobie ciemny sweter i skórzaną kurtkę, a w dłoni trzymał kask motocyklowy.
– Żartujesz? – Spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Miałeś powiedzieć, jeśli to będzie coś ryzykownego.
– Jazda motocyklem nie jest ryzykowna… jeśli wiesz, co robisz. – Uśmiechnął się lekko. – A ja wiem.
Przez chwilę się wahała. Ale kiedy wyciągnął w jej stronę drugi kask, wzięła go.
– Jeśli zginę, to przez ciebie.
– Zaszczyt – odpowiedział z błyskiem w oku.
Motocykl stał zaparkowany przy promenadzie. Silnik ryknął, a Tessa poczuła przyspieszone bicie serca. Usiadła za nim, niezgrabnie obejmując go w pas.
– Musisz trzymać się mocniej – rzucił przez ramię. – Jeszcze mocniej.
Kiedy ruszyli, wiatr uderzył ją w twarz, a zapach morskiej bryzy mieszał się z jego perfumami. Droga prowadziła wzdłuż wybrzeża, mijali puste odcinki plaży, zamknięte stragany i latarnie odbijające się w czarnej tafli wody.
Po kilkunastu minutach skręcili w wąską ścieżkę w stronę klifu. Tam, na samym skraju, stał niewielki drewniany taras widokowy. Zatrzymali się, a Aleksander zsunął kask, odgarniając włosy z czoła.
– Po to mnie tu przywiozłeś? – spytała, zeskakując z motocykla.
– Po to, żebyś zobaczyła morze nocą – odparł, podając jej rękę. – I żebyś zobaczyła je w ciszy.
Weszli na taras. Pod nimi fale uderzały o skały, rozpryskując się w srebrzystych fontannach. Noc była czysta, a księżyc tak jasny, że niemal widziała linie jego uśmiechu, kiedy na nią patrzył.
– Robisz to często? – zapytała, opierając się o drewnianą barierkę.
– Nie. – Jego głos był cichy, prawie poważny. – Ale pomyślałem, że warto to zrobić z tobą.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Serce biło jej szybciej, a ten moment wydawał się niebezpiecznie bliski temu, którego wcale nie planowała.
– Wiesz, że to dziwne? – rzuciła w końcu. – Ledwo się znamy, a ja mam wrażenie, że…
– Że powinnaś uciekać? – przerwał jej z lekkim uśmiechem.
– Może.
– To dobrze. – Zrobił krok w jej stronę. – Bo właśnie wtedy robi się najciekawiej.
Patrzyli na siebie w milczeniu. W tle szumiało morze, a powietrze pachniało solą i czymś elektrycznym, czego nie dało się nazwać.
– Chodź – powiedział nagle. – Muszę ci coś pokazać.
Zszedł z tarasu i poprowadził ją w dół wąską ścieżką ku plaży. Po kilku minutach stanęli w miejscu, gdzie fale ledwo sięgały ich stóp. Aleksander wyjął z kieszeni mały słoik.
– Co to jest? – spytała.
– Świetliki morskie. – Otworzył słoik, a z jego wnętrza wydobyło się delikatne, błękitne światło. – Zbierają się tu latem.
Światło odbijało się w jego oczach. I wtedy, zanim zdążyła pomyśleć, co robi, on objął ją w talii i przyciągnął do siebie.
– Mówiłem, że będzie lepiej niż impreza – szepnął.Tessa wróciła do mieszkania późno w nocy. Dłonie wciąż pachniały słoną bryzą, a w głowie miała obraz Aleksandra stojącego na plaży z tym słoikiem świetlików morskich. Powinna czuć się rozbawiona albo zauroczona, ale czuła… coś więcej. Coś, co przypominało ekscytację i lęk jednocześnie.
Próbowała tłumaczyć sobie, że to tylko sympatyczny wieczór. Przypadkowe spotkania, trochę żartów, odrobina romantyzmu — nic poważnego. Ale gdzieś głęboko wiedziała, że zaczyna wychodzić poza swoją strefę bezpieczeństwa.
Następnego dnia obiecała sobie, że skupi się na pracy. Rano otworzyła laptopa, przygotowała kawę, włączyła muzykę instrumentalną… i dokładnie o tej samej porze, co zwykle, usłyszała pukanie do drzwi.
– Wiem, że udajesz, że mnie nie ma – rzucił Aleksander z korytarza. – Ale mam śniadanie.
Otworzyła, gotowa powiedzieć mu, że nie ma czasu. W rękach trzymał papierową torbę pachnącą świeżymi rogalikami.
– Croissanty z nadzieniem malinowym. Najlepsze w mieście – oznajmił z dumą. – A do tego sok pomarańczowy, bo przecież nie pijesz słodkich napojów gazowanych.
– Skąd wiesz, że nie piję? – zmrużyła oczy.
– Słyszałem, jak mówiłaś to w sklepie. – Wzruszył ramionami. – Możesz to nazwać stalkerstwem, ale ja wolę „skrupulatną obserwację”.
Nie mogła się powstrzymać od uśmiechu. Wpuściła go, a on rozsiadł się przy stole jak u siebie. Rozmawiali długo, a ona łapała się na tym, że coraz rzadziej patrzy na zegarek.
Kilka dni później Tessa siedziała w kawiarni, kiedy nagle zobaczyła go w towarzystwie trzech kobiet. Śmiał się głośno, gestykulował, obejmował jedną z nich ramieniem. Niby nic niezwykłego, ale coś w środku ścisnęło ją nieprzyjemnie.
Nie chciała przyznać sama przed sobą, że czuje ukłucie zazdrości. Dopiero wieczorem, gdy spotkali się przypadkiem na plaży, zebrała się na odwagę:
– Wyglądało na to, że świetnie się bawiłeś w kawiarni.
– A więc śledzisz mnie teraz? – zapytał z półuśmiechem.
– Po prostu byłam tam.
– One to znajome z dawnej pracy – odparł, nie spuszczając z niej wzroku. – Ale dobrze, że jesteś szczera.
– A ty jesteś? – rzuciła.
Przez chwilę patrzył na nią tak, jakby ważył odpowiedź. Potem uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach było coś poważniejszego.
– Jestem. Ale nie od razu ze wszystkimi.
Zanim zdążyła dopytać, zmienił temat. Zaczęła rozumieć, że Aleksander jest jak książka, której nie można od razu przeczytać od deski do deski. On podawał jej fragmenty, starannie wybierając, co może zobaczyć.
Od tego wieczoru było inaczej. Nadal przynosił jej kawę, wpraszał się na spacery i wymyślał coraz dziwniejsze „przypadkowe” spotkania, ale pojawiło się coś jeszcze — niedopowiedzenia. Czasem milczał w środku rozmowy, czasem jego telefon dzwonił, a on wychodził bez słowa.
Tessa czuła, że wchodzi w coś, co może ją zranić. Ale za każdym razem, gdy patrzył na nią tym swoim spojrzeniem, wiedziała, że i tak pójdzie dalej.Tessa tego wieczoru długo siedziała na plaży. Chłodny wiatr rozwiewał jej włosy, a myśli wciąż krążyły wokół Aleksandra. O scenie w kawiarni, o tym, jak zbył jej pytanie, i o tym, że wcale nie chciała, by ją zbywał. Bo to oznaczało, że jest coś, czego jej nie mówi.
Słońce już zaszło, gdy usłyszała jego głos.
– Powinniśmy przestać się spotykać – powiedział cicho, stając tuż obok.
Spojrzała na niego zaskoczona.
– Przepraszam?
– Bo zaczyna robić się… niebezpiecznie. – Patrzył prosto w jej oczy, a jego twarz była bliska powagi, której wcześniej u niego nie widziała.
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, usiadł obok niej.
– Kiedy na ciebie patrzę… – urwał na moment, jakby ważył każde słowo – mam ochotę zapomnieć o wszystkim, co wiem, że powinienem zrobić.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy on odgarnął jej włosy z policzka i jego palce przesunęły się powoli wzdłuż jej linii szczęki.
– Nie patrz tak na mnie – szepnął. – Bo nie będę w stanie przestać.
Jej serce biło jak oszalałe.
– Może właśnie o to chodzi – wyszeptała.
Jego ręka znalazła się na jej karku, przyciągając ją bliżej. Ich usta dzieliły centymetry.
– Tessa… – wymówił jej imię tak, jakby było jedynym słowem, jakie chciał znać.
I wtedy ją pocałował.
Pocałunek był ostry, głęboki, bez żadnych wstępnych uprzejmości. Jego dłoń zsunęła się na jej biodro, a drugą przyciągnął ją jeszcze bliżej, tak że poczuła ciepło jego ciała nawet przez swój płaszcz. W jednej chwili zapomniała o całej swojej ostrożności.
Odpowiedziała mu z równą intensywnością, a kiedy jej palce powędrowały do jego karku, poczuła, jak lekko drży. To dodało jej odwagi.
– Powiedz, żebym przestał – wyszeptał między pocałunkami.
– Nie przestawaj – odparła, nie otwierając oczu.
Przyciągnął ją tak mocno, że straciła równowagę i oboje osunęli się na miękki piasek. Czuła jego dłoń przesuwającą się po jej plecach, jego oddech przy swoim uchu, a każda sekunda tego dotyku sprawiała, że zapominała, kim była jeszcze godzinę temu.
Ale nagle Aleksander oderwał się od niej, jakby wyrwał się z transu. Usiadł, odwracając wzrok.
– To… nie jest dobry pomysł – powiedział, choć jego oddech zdradzał, że sam w to nie wierzy.
Tessa usiadła obok niego, nadal czując drżenie w dłoniach.
– Może to jedyny dobry pomysł, jaki mieliśmy – odpowiedziała cicho.
Patrzył na nią długo, jakby chciał coś powiedzieć… ale milczał. A ona wiedziała, że to dopiero początek czegoś, co ich oboje pochłonie.Następnego dnia Tessa nie potrafiła się skupić. Obraz ich pocałunku wracał w najmniej odpowiednich momentach — gdy siedziała nad tłumaczeniem, kiedy parzyła kawę, nawet w nocy, gdy przewracała się z boku na bok.
Chciała z nim porozmawiać. Chciała wiedzieć, co oznacza to, co wydarzyło się na plaży. Ale Aleksander zniknął. Nie było go w kawiarni, nie pojawił się na promenadzie. Trzy dni ciszy.
Czwartego dnia zobaczyła go wreszcie. Siedział w tej samej kawiarni co zawsze, ale nie sam — z tym samym towarzystwem, co wtedy. Śmiał się, opowiadał coś żywo, a kobieta obok dotykała jego ramienia z taką swobodą, jakby znała każdy centymetr jego skóry.
Tessa poczuła to samo ukłucie w żołądku co wcześniej. Tym razem silniejsze. Zanim zdążyła pomyśleć, podeszła do ich stolika.
– Miło cię znowu widzieć – rzuciła chłodno.
Aleksander podniósł wzrok. W jego oczach pojawił się cień zdziwienia, a potem ten sam lekki uśmiech, który doprowadzał ją do szału.
– Tessa. To jest Marta, moja dawna znajoma.
– Znajoma? – powtórzyła, ignorując wyciągniętą w jej stronę dłoń kobiety. – Wygląda na coś więcej.
Zapanowała niezręczna cisza. Aleksander powoli odsunął krzesło i wstał.
– Porozmawiamy na zewnątrz – powiedział tonem, który nie znosił sprzeciwu.
Na zewnątrz szum morza mieszał się z hukiem jej przyspieszonego serca.
– Co ty wyprawiasz? – zapytała.
– Nic, czego musiałabyś się obawiać.
– Właśnie, że się obawiam. Bo nie wiem, kim jesteś tak naprawdę.
Patrzył na nią chwilę w milczeniu, a potem westchnął.
– Może jeszcze nie powinnaś wiedzieć wszystkiego.
To jedno zdanie wbiło się w nią mocniej niż wszystkie wcześniejsze słowa.
– Czyli masz coś do ukrycia.
– Każdy ma – odparł cicho. – Ale nie każdy jest gotowy, żeby to usłyszeć.
Zrobił krok w jej stronę.
– Nie chcę, żebyś mnie oceniała przez coś, czego jeszcze nie rozumiesz.
Jego dłoń musnęła jej policzek tak delikatnie, że mimowolnie przymknęła oczy.
– Daj mi trochę czasu – poprosił.
Chciała powiedzieć „nie”, ale kiedy otworzyła oczy i zobaczyła to spojrzenie… wiedziała, że się zgodzi.
Od tamtej rozmowy ich relacja była inna. Spotykali się częściej, ale między śmiechem i żartami były momenty, w których Aleksander nagle milknął i patrzył gdzieś daleko. Jakby myślami był w zupełnie innym miejscu.