I
Ola
Moje życie zawiera wiele niespodzianek. Poznając Marcela — którego spotkałam na początku wakacji — całkowicie zmieniłam swoje dotychczasowe spojrzenie na otaczający mnie świat.
Planując wyjazd do Mielca, czekało mnie przez wiele dni samych przygotowań do podróży, ale nie jechałam tam na szczęście sama. Towarzyszyć mi miała jeszcze moja kuzynka Natalia, ponieważ została zaproszona do swojej cioci, która pozwoliła jej na to, żeby mogła wziąć kogoś ze sobą. Mimo, że Nati — tak się do niej często zwracaliśmy — mogła zabrać młodszą siostrę, wolała mnie.
Oprócz tego, że łączyły nas więzy rodzinne, to również przyjaźń, która trwała już od paru ładnych lat. Pomimo upływu czasu, często zdarzały nam się kłótnie i nieporozumienia, jednak nas to zawsze zbliżało do siebie.
Byłyśmy tak od siebie różne, zupełnie tak jak ogień i woda. Natalia należała do tych szczupłych dziewczyn, wysokich, które od zawsze cieszyły się dużym zainteresowaniem u płci przeciwnej. Miała długie, jasnobrązowe włosy i niebieskie oczy. Wyróżniało ją to, że zawsze była otwarta na ludzi, uśmiechnięta i wesoła. Gdziekolwiek się nie znalazła, nie mogła narzekać na brak towarzystwa.
Ze mną było zupełnie inaczej. Zaliczałam się do osób z lekką nadwagą, z którą walczyłam od dłuższego czasu. Niska — ale w końcu małe jest piękne, a przynajmniej tak twierdzili chłopaki — bez większego powodzenia. Miałam długie włosy, które były dwukolorowe, od góry do połowy ciemnobrązowe, a kończyła je ognista czerwień, tak zwane ombre. Podobało mi się to od zawsze. Oczy miałam szare i bardzo trudno było je można spotkać. W przeciwieństwie do niej, byłam nieśmiała, często chodziłam smutna i niewiele się uśmiechałam, a jak już się zdarzało, to bardzo rzadko. Nie miałam też wielu przyjaciół, prawie wcale ich nie było. Oprócz tych kilku szczegółów, łączył nas podobny wiek i miasto, w którym mieszkałyśmy.
Przed wyjazdem spakowałyśmy „kilka” potrzebnych rzeczy. Głównie ubrania, małą kosmetyczkę, w której znajdowały się drobne kosmetyki, ręczniki oraz ładowarki do urządzeń elektronicznych — telefonu oraz laptopa, a na nim miałam zapisane filmy do naszej dyspozycji — na tak zwane czarne godziny. Kiedy wszystko już było gotowe, zaniosłyśmy nasze walizki do samochodu i wyruszyłyśmy w stronę Mielca.
Droga była dość długa i męcząca, ale nas to nie zniechęcało. Będąc już na miejscu, przywitałyśmy się z ciocią Natalii — panią Basią — u której miałyśmy mieszkać.
Pani Basia była wysoką i szczupłą blondynką w średnim wieku. Miała zielone oczy, a przy ustach, tworzących uśmiech znajdowały się malutkie dołeczki, których jej bardzo zazdrościłam. Była kobietą bardzo elegancką, a pewność siebie wprost od niej emanowała.
A jej dom wyglądał jak z bajki. Była to ogromna willa, która była cała biała. Zawierała ona dwa piętra, z pięknym tarasem widokowym na ogromny ogród, w którym dominowały róże. Takiego domu nie powstydziłby się żaden bogacz, szczególnie że za domem znajdował się ogromny basen. Przed budynkiem był podjazd, na którym można było pomieścić wojsko i jeszcze by zostało miejsca dla innych.
Wyciągając torby z samochodu, postanowiłyśmy rozejrzeć się trochę po nowym terenie. Zostawiłyśmy walizki w salonie i wyszłyśmy na spacer.
Idąc chodnikiem, oglądałam piękne domy, zadbane bloki, ale najbardziej moją uwagę przykuł widok głównego rynku. W jego centralnej części znajdowała się fontanna, a wokół niej ulokowane były domy. Przed nimi stało kilka futryn oddalonych od siebie, co jakąś odległość, a w górnej ich części znajdowały się lampki ledowe. Niedaleko niej znajdowała się mała budka z jedzeniem, a po drugiej stronie szkoła muzyczna, przy której stał pomnik w kształcie gitary.
Kiedy szłyśmy zajęte rozmową, nie zauważyłyśmy chłopaków, którzy wjechali deskorolką wprost na nas. Nie zdążyłyśmy w porę zareagować, kiedy leżałyśmy na chodniku. Podnosząc się, zobaczyłam czyjąś dłoń, która była wyciągnięta w moim kierunku. Chwyciłam za nią, a ona pociągnęła mnie w górę, umożliwiając mi szybkie wstanie. Otrzepałam się z kurzu i już miałam podziękować, kiedy mnie zamurowało. Okazało się, że ręka należała do chłopaka, o którym mogła marzyć większość dziewczyn. Jego ciemnobrązowe włosy, uczesane na bok, schowane były pod czerwonym Full Capem. Jego twarz zdobił zadziorny uśmiech, a w dolnej wardze ust, znajdował się malutki kolczyk. Należał do szczupłych, dobrze zbudowanych chłopaków. Miał na sobie czarny T-shirt, który dość luźno na nim leżał oraz w granatowe dżinsy, które wchodziły w czarno-czerwone buty. Chłopak z wielkim zadowoleniem zapytał:
— Nic ci nie jest? Wybacz, że na was tak wpadliśmy, ale byliśmy na tyle podekscytowani naszym nowym trikiem, że was nie zauważyliśmy — zaczął mówić jak nakręcony — a tak w ogóle to mam na imię Marcel, a ten chłopak to Rafał — wskazał na kolegę za mną.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Zobaczyłam, jak pomagał wstać mojej siostrze. Jego ciemne włosy, które podobnie, jak u Marcela, były pod skosem i schowane pod ciemnozieloną czapką. Na sobie miał niebieski T-shirt, który był tak samo luźny, jak u jego kolegi, a spodnie wchodziły do granatowych tenisówek. Usłyszałam, jak ją przeprasza, po czym podszedł do nas.
— Jak możemy wam to wynagrodzić? — zapytał, kiedy znaleźliśmy się całą czwórką przed sobą. Musiałam w duchu przyznać, że i jemu urody nie brakowało.
Po chwili odpowiedziałam trochę nieśmiało:
— Nic się nie stało, każdemu to się mogło zdarzyć.
— Musimy — nalegał.
— Naprawdę nie — powiedziałam, czując, że zaczynam się czerwienić.
— Chyba mam pomysł jak moglibyśmy to rozwiązać — powiedział Marcel z podejrzanym uśmieszkiem.
— Ty i te twoje pomysły — przedrzeźniał go Rafał.
— Cicho być! Ten wam się na pewno spodoba — nie dawał za wygraną — Co powiecie na to, żebyśmy poszli na podwójną randkę? — zapytał, a ja dostrzegłam w jego oczach błysk.
— Ty chyba zmysły postradałeś — zażartował, po czym dodał — Zapomniałeś, że mam dziewczynę?
— Nie zapomniałem — odpowiedział z pewnością siebie — Ale chciałem dziewczynom, w jakiś sposób, wynagrodzić naszą nieostrożność.
— No wiem, ale Gabi nie zachwyciłaby się tym pomysłem.
— Fakt — zasmucił się.
— Wiecie, mój chłopak, też nie byłby tym zachwycony — odrzekła Natalia.
— Skąd ty masz chłopaka? — powiedziałam i popatrzyłam na nią. Zupełnie się tego nie spodziewałam.
— Upsssss. Zapomniałam ci powiedzieć, wybacz — odparła speszona.
— O tak ważnej sprawie, powinnaś powiedzieć od razu, a nie teraz się do tego przyznajesz — powiedziałam z wyrzutem.
— No wiem, ale nie było odpowiedniego momentu — broniła się zawstydzona.
— Dziewczyny nie kłóćcie się — odparł rozbawiony Marcel.
Rozmowa zapewne ciągnęłaby się dłużej, gdyby nie zadzwoniła ciocia Natalii, mówiąc, że czeka na nas z obiadem. Pospiesznie zapytałam go, czy się spotkamy, a on bez zastanowienia podał mi swój numer telefonu. Wracając do domu, złapałyśmy zadyszkę, ponieważ musiałyśmy biec, żeby zdążyć na ciepły obiad. Na szczęście zdążyłyśmy, ponieważ wpadając do kuchni, już na nas czekał. Zjadłyśmy go pospiesznie i wyszłyśmy na zewnątrz, aby spokojnie pogadać bez świadków. Cały czas myślałam tylko o nim — o jego spojrzeniu, ustach, rozmowie. Nie mogłam się doczekać, kiedy do niego zadzwonię i umówię na spotkanie. Jedyną przeszkodą w skontaktowaniu się z nim okazała się moja siostra, która twierdziła, że powinnam poczekać i przytrzymać go w niepewności, żeby nie pomyślał sobie, że może mnie szybko mieć. Niechętnie, ale zgodziłam się, ponieważ miała rację. Po naszej rozmowie poszłyśmy zapytać się cioci, w czym mamy jej pomóc. Pani Basia nie kazała nam wiele zrobić, a po skończeniu prac, zaprowadziła nas do pokoju Janka i przygotowała nam półki, po czym zostawiła nas same.
Pokój chłopaka nie okazał się wcale takim małym miejscem. Jego ściany nie były pomalowane jak w większości pokoi nastolatków, lecz zostały na nim cegły, co wcale nie wyglądało aż tak okropnie, jak się mogłoby wydawać. Było też kilka tablic, które były zapełnione różnymi karteczkami, a pod nią znajdywało się biurko z poukładanymi rzeczami — co było dziwne, ponieważ zawsze wychodziłam z założenia, że chłopaki mają wieczny bałagan w całym swoim pokoju, ale najwyraźniej się myliłam. Łóżko było podwójne, a na nim leżały granatowe poduszki, pod którymi była, ciemnoniebieska narzuta. Stało ono niedaleko dużego okna, a przy nim stała nieduża szafa. Nie musiałyśmy się martwić o mycie podłóg, ponieważ na całości leżała biała wykładzina, która idealnie współgrała z całością pokoju.
— Mogę do niego zadzwonić? — zapytałam z niepewnością, siadając na łóżku, w którym miałyśmy obie spać.
— Poczekaj z tym do wieczora, wtedy nie będę wam przeszkadzać w rozmowie — odpowiedziała.
— Dobra, ale o dwudziestej do niego zadzwonię i nic mnie przed tym nie powstrzyma, nawet ty — powiedziałam stanowczo.
— Spoko, chociaż padnięta bateria i brak środków na koncie również — zaśmiała się — Tylko że do dwudziestej są jeszcze trzy godziny, więc żebyś o nim choć na chwilę zapomniała, rozpakujmy się i poukładajmy swoje rzeczy na półki — odparła.
— No dobra, chociaż przed wyjazdem wszystko sprawdzałam i wiem, że wszystko jest — powiedziałam, śmiejąc się z jej dowcipu i w tym momencie przypomniałam sobie o tym, że nic nie wiedziałam, z kim obecnie się spotyka, więc dodałam — W takim razie, opowiesz mi w międzyczasie o swoim chłopaku.
— W porządku — zaśmiała się — pytaj więc, co chciałabyś się o nim dowiedzieć?
— Najlepiej wszystko, ale na początek, jak mu na imię?
— Kacper — odpowiedziała automatycznie.
— Ile ma lat?
— Jest w naszym wieku, chodziłam z nim razem do klasy.
— Kiedy postanowiliście być ze sobą?
— Dwa tygodnie temu.
— Jak to? — zapytałam. Byłam w szoku, że przez cały ten czas ukrywała to przede mną, a podobno mówiłyśmy sobie o wszystkim.
— Tak wyszło — powiedziała i skuliła głowę, po czym dodała — wybacz, chciałam ci powiedzieć, ale ciągle coś się działo.
— No dobrze — powiedziałam.
— Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
— Nie, chyba tyle chciałam, ale wiesz, jeśli cię skrzywdzi albo zrani, to… — powiedziałam z udawaną złością, przykładając sobie pięść do policzka.
— Dobra, dobra — zachichotała — a teraz się rozpakujmy.
— Tylko pamiętaj, o dwudziestej dzwonię.
— Pamiętam, pamiętam.
Czas jak na złość się dłużył, ale byłam za bardzo zajęta, aby o nim myśleć. Ścieląc łóżka, zadzwonił mi budzik, wydzwaniając moją „szczęśliwą godzinę”. Zaczęłam mieć motylki w brzuchu, ponieważ bardzo się bałam do niego zadzwonić.
— Na co czekasz? Cały dzień męczyłaś, żeby do niego zadzwonić, a teraz co?
— Nie wiem. Boję się tak bardzo, a serce mi wali, jakby miało zaraz wyskoczyć — powiedziałam — A do tego nie wiem, o czym mam z nim gadać — dodałam zasmucona.
— Pomogę ci, tylko weź na głośnomówiący.
— Okej.
Wybrałam jego numer, a po dwóch sygnałach rozłączyłam się.
— O co chodzi? — spytała.
— A jeśli jest późno, żeby dzwonić i go jeszcze obudzę? — zapytałam z paniką w głosie.
— No co ty? Nie wyglądał na takiego, który zaraz po wieczorynce kładzie się spać — oznajmiła, po czym dodała — Zostajemy tu do końca wakacji, a jeśli teraz nie zadzwonisz, on może później nie być już zainteresowany i końcówkę wakacji spędzimy na nudzie.
— Może i masz rację. Dobra, dzwonię — odparłam i ponownie wybrałam jego numer.
Po kilku sygnałach odezwał się poważny męski głos.
— Halo, kto mówi?
— Yyyyy… Dobry wieczór. Chyba pomyliłam numery, przepraszam — odpowiedziałam i już miałam się rozłączyć, kiedy usłyszałam:
— Może nie? — powiedział spokojnie mężczyzna.
— Myślałam, że to numer Marcela.
— I dobrze myślałaś — zaśmiał się głos z telefonu, po czym dodał — Zaraz przyjdzie, a rozmawiasz właśnie z jego bratem.
— Uff… Co za ulga, a już myślałam, że mam błędny.
— Słucham — odezwał się ktoś inny w słuchawce.
— Yyy… Kto mówi? — zapytałam niepewnie.
— Marcel, ale ja mogę o to samo zapytać.
— To ja Ola, z którą się zderzyliście deskorolką — odpowiedziałam, oddychając z ulgą.
— Aaa… Przypominam sobie i naprawdę bardzo cię za to przepraszam.
— Nie szkodzi, a ja przepraszam cię, że dzwonię o tak późnej porze, ale wcześniej zupełnie nie miałam jak.
— Spoko i tak kładę się najwcześniej o jedenastej — zaśmiał się.
— Yyy… Wiesz… Chciałabym się zapytać o nasze spotkanie. O której, gdzie i kiedy możemy się zobaczyć? — zapytałam trzęsącym się głosem.
— Racja. Wiesz może, gdzie jest „Kino Galaktyka’’? — zapytał wesołym głosem.
— Nie, ale pewnie ktoś nam wytłumaczy drogę, a o której i kiedy? — ciągnęłam to samo pytanie.
— Nie będzie takiej potrzeby. To jest naprzeciwko fontanny, w centrum miasta, czyli tam, gdzie się dziś spotkaliśmy.
— To już wiem gdzie.
— Pasuje wam jutro o piętnastej? — zapytał.
— Jasne! — krzyknęłam bez namysłu, nie pytając siostry, czy ma ochotę iść tam ze mną, po czym dodałam — A co z twoim kolegą? Idzie z tobą?
— Tak. Chwilę po tym, jak złościłyście się na mnie, że chcę go wpakować w jakiś związek, ale po długich namowach się zgodził — zaśmiał się.
— To dobrze — odparłam lekko speszona.
— No to spotkanie umówione — powiedział.
— Tak jakby… — zaczęłam, lecz nie wiedziałam, co dalej powiedzieć.
Po chwili z opresji wyciągnęła mnie Natka, ponieważ nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa:
— Czyli do jutra?
— Tak, tak — powiedział spokojnie.
— Cieszę się. Już nie mogę się doczekać.
— Ja też nie. No to narka — zaśmiał się.
— Pa — odpowiedziała Natalia, po czym się rozłączyła.
Po chwili doszłam do siebie i z ulgą upadłam na łóżko. Byłam bardzo szczęśliwa i podekscytowana. Gadałyśmy jeszcze do późna w nocy na temat nowo poznanych chłopaków, po czym obie poszłyśmy spać.
II
Ola
Budząc się, spojrzałam na wyświetlacz telefonu, który pokazywał siódmą. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam, że nie obok mnie nie było Natalii. Szybko wstałam z łóżka i pogoniłam do łazienki, aby doprowadzić się do normalnego stanu.
Wchodząc do środka, zobaczyłam najbardziej wyposażone pomieszczenie, jakie kiedykolwiek w życiu widziałam. Była wyłożona jasnobrązowymi płytkami w skomplikowane wzory, trochę przypominającymi japońskie litery. Wanna, znajdująca się w jednym z rogów, miała bardzo duże wymiary i zajmowała prawie całą łazienkę. Wokół niej było wiele różnych płynów. Tuż obok znajdowała się ubikacja, umiejscowiona w ścianie, w dość niewysokim położeniu, tak, aby każdy mógł się spokojnie załatwić, bez obawy, że wpadnie do środka i go wciągnie. Po lewej stronie był zlew, ale na tyle długi, że mieścił trzy małe krany, a każdy z nich miał po jednym pojemniku z mydłem w płynie.
Kiedy uznałam, że nie wyglądam już tak najgorzej, postanowiłam zejść do kuchni, gdzie zastałam panią Basię.
Kuchnia nie należała do najmniejszych. Pomalowana na jasne barwy w tym głównie brzoskwiniowy, a na jej ścianach wisiały drewniane szafki, które były po prawej stronie. Pod nimi znajdowały się szafki przeznaczone na różnego rodzaju zastawy stołowe. Kuchenka elektryczna wmontowana w jedną z nich, miała funkcję elektryczną. Na końcu rzędu stała wysoka lodówka, a na lewo ustawiony był okrągły stół, miał wokół siebie kilka par krzeseł.
Już chciałam zapytać o Natkę, ale nie zdążyłam, ponieważ po chwili pojawiła się już ubrana i zapytała:
— Idziemy na zakupy?
— Czemu nie? Tylko poczekaj, pójdę się ubrać — powiedziałam, po czym pospiesznie pobiegłam na górę, ubierając białą bluzkę z krótkim rękawem i zakładając czarne legginsy, a na nie dżinsową miniówkę. Będąc już prawie zebraną, poszłam szybko do łazienki, żeby trochę poprawić swój wygląd. Rozczesałam włosy, wyszorowałam zęby i obmyłam twarz letnią wodą. Na koniec jeszcze wytuszowałam sobie rzęsy i dodałam trochę różu na policzki, aby nie wyglądać blado. Uznawszy, że jestem gotowa, włożyłam jeszcze swoje balerinki na nogi, po czym zbiegłam po schodach, o mało się nie potykając się o stopy.
— Ciociu, my wychodzimy — krzyknęła Natalia, kiedy wychodziłyśmy.
***
— Dokąd się wybieracie? — zapytała pani Basia, kiedy skończyłyśmy posiłek, przy którym zastanawialiśmy się z Natką, jaki film wybiorą chłopaki.
— Do kina, ciociu.
— Dobrze wiem, co kombinujecie — zaśmiała się — domyślam się, że chodzi tu o coś więcej niż kino. Mam rację?
— Jak ty nas dobrze znasz — powiedziała Natalia — chodzi też o chłopaków, z którymi się umówiłyśmy wczoraj.
— Jak te dzieci szybko dorastają.
— To niestety nieuniknione i prędzej czy później to stanie się z każdym dzieckiem.
Spojrzałyśmy na siebie i wybuchłyśmy śmiechem, który dość długo trwał. Ochłonąwszy, pobiegłam szybko na górę, aby się przygotować do wyjścia. Jeszcze zjadłyśmy obiad, a po jego skończeniu pomogłyśmy sprzątnąć ze stołu. Pod koniec zaczęłyśmy się zbierać, a gdy wszystko było zrobione, ruszyłyśmy w stronę kina. Dochodząc na miejsce, zobaczyłyśmy, że chłopaki już na nas czekają. Widząc nas, zaczęli iść w naszą stronę, machając.
— Hej dziewczyny! — powiedział uśmiechnięty Marcel, kiedy znalazł się na miejscu.
Ubrany był w szary podkoszulek, na który założył czarną podwiniętą do łokcia marynarkę; w ciemne dżinsy, które były gdzieniegdzie pocięte i w czarne tenisówki. Widać było po nim, że bardzo dobrze się ubierał.
— No hej — odpowiedziałyśmy równocześnie, odwzajemniając uśmiech.
— No to, na jaki film idziemy? — spytałam nieśmiało.
— Na „I, że cię nie opuszczę” — odpowiedział.
Uśmiechnęłam się, ponieważ był to film, na który długo czekałam, niemniej jednak nie znalazłam chętnego, który chciałby ze mną na niego pójść.
— Czemu się tak dziwnie uśmiechasz? — zapytał.
— Bo to ten film, który chciałam obejrzeć, ale brakowało mi czasu i nie było osoby, która też miałaby ochotę go obejrzeć.
— Cieszę się — uśmiechnął się zawadiacko.
— Taaaaak — zaśmiał się Rafał, który właśnie do nas dołączył — on chyba dwie godziny go wybierał.
Na sobie miał szary T-shirt, granatowe spodnie i wysokie skórzane tenisówki. Na jego prawej ręce znajdował się elegancki zegarek, a na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, tak zwane awatarki.
— RAFAŁ!!!!! — szturchnął go Marcel, udając obrażonego — Jak mogłeś?! To miało zostać między nami.
— No, co?! — zapytał — Powiedziałem przecież prawdę.
— Oj chłopaki, chłopaki — zaśmiała się Natalia — wasza rozmowa jest bardzo interesująca, ale może poszlibyśmy wreszcie na film?
Chłopaki najpierw spojrzeli na nią, potem na siebie, po czym wybuchli śmiechem, który nam też się udzielił.
— Okej, okej — powiedział chłopak w szarym podkoszulku, nie mogąc przestać się śmiać — No to chodźmy.
Chłopaki przed wejściem do sali projekcyjnej pokazali kontrolerowi bilety, które wcześniej zakupiliśmy, po czym zajęliśmy wyznaczone miejsca.
Aula była niewielka i zawierała dziesięć rzędów, które jedno było wyżej położone od poprzedniego, co pozwalało każdemu wszystko widzieć, choć mógł nie należeć on do wysokich osób. W każdym z nich znajdowało się po dwanaście krzeseł, a przed początkiem i końcem znajdowały się schody prowadzące do każdych z rzędów. Na granatowym suficie zwisały pojedyncze lampki, które dodawały uroku temu miejscu. W centrum znajdował się ekran, zajmujący całą powierzchnię ściany, naprzeciwko krzeseł.
Okazało się, że siedzimy na samej górze, więc usiadłam pomiędzy Marcelem a Rafałem, natomiast Natka musiała zająć miejsce obok Rafała. Po kilku minutach zaczął się film, a razem z nim zostały włączone wiatraki, ponieważ na sali było bardzo gorąco. W pewnym momencie zaczęło mi się robić zimno, a ponieważ nie miałam żadnej bluzy ze sobą, zaczęłam pocierać swoje ramiona. Musiał zauważyć to Marcel, bo podał mi swoją marynarkę i troskliwie mnie nią otulił. Popatrzyłam na niego, a nasze spojrzenia się spotkały. Uśmiechnął się i odgarnął z mojej twarzy kosmyk włosów, który spadł mi na nią. Nie zabrał swojej dłoni od razu, lecz lekko mnie nią pogładził po policzku. Zawstydziłam się i szybko obróciłam się w stronę ekranu, rumieniąc się. Do końca filmu bałam się spojrzeć na niego, ale w połowie filmu przełamałam się i spojrzałam na niego kątem oka. Udawał, że się przeciąga, a tak naprawdę chciał mnie objąć, ale chyba coś poszło nie tak, ponieważ zaraz dało się słyszeć głos Rafała.
— Aaaauuuuaaaa… Marcel!!!
— Panie. Przebacz mi. Bóg tak chciał — rękami bronił się Marcel, a po całej sali rozległ się jednogłośny głos:
— Ciiiiiiiiiii!!!!!
Marcel poczerwieniał, Rafał pocierał głowę z bólu, a my z Natalią zwijałyśmy się ze śmiechu. Niestety, po krótkim czasie zapaliły się światła, które ogłaszały koniec filmu, więc każdy obecny zaczął udawać się do wyjścia, w tym również nasza czwórka. Wychodząc z kina, dotarło do mnie, że film, na który tak długo czekałam, nadal nie wiedziałam, o czym był, ponieważ tak bardzo byłam skupiona na Marcelu, że nic z niego nie pamiętałam. Nie było to jednak, aż tak ważne, lecz ważniejsze było to, co się na sali działo. Poszliśmy wszyscy się przejść, a chłopaki przez cały czas rozśmieszali nas swoimi, co raz to bardziej zwariowanymi opowieściami. Moją uwagę przykuł jednak fakt, że Marcel przez całą drogę spoglądał na mnie. Bardzo mnie to ucieszyło, ale nie dawałam tego po sobie poznać. W końcu natrafiliśmy na cukiernię, więc do niej weszliśmy.
Ściany były pomalowane w dwóch kolorach zielonym i brązowym, każda na jeden kolor. W głównej części znajdowała się szklana lada, która prezentowała swoje wypieki, a wokół niej ustawione były okrągłe stoliki, przeznaczone dla osób z zewnątrz.
Będąc już w cukierni, każdy z nas zamówił sobie po kawałku ciasta i szklance soku, a potem usiedliśmy przy jednym z dostępnych stolików. Ucieszyłam się, ponieważ Marcel usiadł obok mnie, a Natalia zmuszona była usiąść naprzeciwko tuż obok Rafała, co najwyraźniej jej nie przeszkadzało.
— Jak podobał wam się film? — zapytał zaciekawiony Rafał.
— Ciekawy i romantyczny — odpowiedziała.
— A tobie Olu? Podobał się? — zapytał tajemniczo Marcel, wpatrując się we mnie.
Zamurowało mnie, ponieważ jak miałam się przyznać, że w ogóle na niego uwagi nie zwróciłam. Nie mówiąc już, że to właśnie przez Marcela nie mogłam się skupić na oglądaniu.
— Yyyy… Był… Był … — zaczęłam się jąkać — Był fenomenalny i taki… taki… — nie mogłam znaleźć odpowiedniego słowa. Z opresji wyciągnęła mnie moja siostra.
— Taki super, że się go nie da opisać — uśmiechnęła się i puściła do mnie oko.
— Tak, właśnie o to mi chodziło — powiedziałam i mrugnęłam do niej w odpowiedzi.
Gdy już zeszliśmy z tematu filmu, zaczęliśmy rozmawiać sobie w najlepsze. Nie trwało to długo, ponieważ podszedł do nas jakiś brunet w okularach przeciwsłonecznych. Był bardzo opalony i lekko umięśniony, co widać było na tle białego podkoszulka. Miał na sobie jasno-brązowe rybaczki, a na nogach klapki plażowe. Na szyi wisiał złoty łańcuszek. Natalia, widząc nieznajomego chłopaka, oniemiała z zachwytu. Zauważyłam, że uśmiech z twarzy Marcela zniknął.
— Hej! Mogę się dosiąść? — zapytał chłopak. Jego głos wydał mi się znajomy, ale nie mogłam sobie przypomnieć, gdzie go słyszałam.
— Nie widzisz, że jesteśmy zajęci? — odpowiedział pytaniem na pytanie Marcel, siedzący obok mnie.
— Zauważyłem, ale muszę wam chłopaki o czymś powiedzieć — powiedział z powagą nieznajomy.
— Mów, a potem spadaj i nam nie przeszkadzaj.
— Nie ma problemu, zajmę wam tylko chwilkę. Otóż spotkałem przed chwilą Gabi, Emi i Windowsa.
Na imię „Gabi” Rafał wstał z krzesła.
— Spokojnie, bez nerwów. Usiądź — próbował uspokoić go przyjaciel, ale widać było, że sam jest zdenerwowany, choć próbował robić dobrą minę do złej gry — A ty — zwrócił się do nieznajomego — streszczaj się, bo wszystko psujesz.
— Już, już — zapewnił nas chłopak — No i Gabi pytała, gdzie jesteście i czemu telefonów nie odbieracie. Pytała też, czy Rafał jest u nas. Powiedziałem jej, że o czternastej byłeś, ale trzydzieści minut później poszliście gdzieś i teraz was szukają. O! O wilku mowa! — powiedział, spoglądając w okno.
Na te słowa Rafał szybko odsunął się od stolika i wybiegł szybko z cukierni. Marcel, podnosząc się z krzesła, spojrzał na mnie i zdążył tylko powiedzieć: „Olu, wybacz. To mój kumpel. Nie mogę go tak zostawić”, po czym ruszył za nim. Spojrzałam na zegarek, który pokazywał siedemnastą. Wstałam z krzesła i już miałam wychodzić, kiedy ktoś złapał mnie za rękę. To była Natalia.
— Czemu wychodzisz? — spytała.
Nie odpowiedziałam, tylko wyszłam z cukierni. Popatrzyłam w prawą stronę i od razu ich dostrzegłam. Usłyszałam, jak się kłócą z jakimiś dziewczynami i chłopakiem. Podeszłam do nich, przez co zostałam zauważona przez jedną z nich. Dziewczyna przerwała zdanie i spojrzała na mnie ze złością.
— Co się tak gapisz? Nie widzisz, że rozmawiamy? — zapytała srogim tonem. W mojej obronie stanął jeden z chłopaków, którzy byli razem z nami w cukierni.
— Uspokój się! Ona tu niczemu nie jest winna!
— Nieeeee?! Jak nie jest? Przez nią nie było z wami kontaktu.
— Wybacz, ale zapomniałem włączyć telefon, bo w kinie, sama wiesz, jak jest… — tłumaczył się Rafał.
— W kinie?! To dla mnie nie masz czasu, a dla niej znalazłeś?! — powiedziała i poczerwieniała z wściekłości.
— To moja wina — bronił Rafała Marcel — To był mój pomysł, bo chcieliśmy przeprosić Olę i Natalię, że je potrąci…
— Nie obchodzą mnie wasze wyjaśnienia — przerwała wściekła — To koniec! — rzuciła w stronę bladego Rafała i odwracając się na pięcie, odeszła.
— Stary! Zawiodłeś mnie — powiedział ze smutkiem chłopak, który był z nieznajomymi dziewczynami i pobiegł za oddalającą się dziewczyną.
Została tylko jedna z nich, która nad czymś się bardzo mocno zastanawiała.
— A ty? — zwrócił się do niej Marcel, aż dziewczyna podskoczyła — Co o tym myślisz?
Dziewczyna próbowała coś powiedzieć, bo kilka razy otwierała usta, a zaraz potem je zamknęła, ale w końcu się przemogła i powiedziała:
— Wiesz, jaka ona jest. Nie przepada za konkurencją, a najwyraźniej — pokazała na mnie — Ją za nią uznała. Nie martw się Rafał — spojrzała na niego — Spróbuję jej jeszcze przemówić do rozumu.
— Dzięki. Kochana jesteś — powiedział, a następnie podszedł do niej i ją przytulił.
— Dobra. Muszę ich dogonić, bo samej niezbyt przyjemnie jest spacerować — powiedziała, kiedy już wyrwała się z objęć.
Przysłuchiwałam się temu wszystkiemu i zdecydowałam się odejść. Odchodząc, poczułam czyjąś rękę na moim nadgarstku. To była ręka Marcela.
— Dokąd idziesz? — zapytał.
— Nieważne — wyrwałam się i pobiegłam prosto przed siebie.
Widziałam tylko jak stoi i patrzy na mnie. Przyspieszyłam jeszcze bardziej. Chciałam jak najszybciej zaszyć się w jakimś kącie. Po pewnym czasie dotarłam na miejsce. Po biegłam po schodach na górę, nikogo nie spotykając po drodze. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko, wybuchając płaczem.
„Dlaczego zawsze mnie to spotyka? — pytałam sama siebie — Dlaczego nic nigdy mi nie wychodzi?”
Nie wiem, ile trwało moje rozczulanie się nad sobą, ale po jakimś czasie do pokoju weszła Natalia. Próbowałam ukryć łzy, ale na moje nieszczęście je zauważyła.
— Co się stało? Dlaczego płaczesz? Co oni ci takiego powiedzieli?
— Nie chcę o tym rozmawiać — powiedziałam łamliwym się głosem — Chcę tylko wrócić do domu.
— Ale dlaczego? Przecież niedawno przyjechaliśmy.
— Wiem o tym, ale nie chcę tu siedzieć ani chwili dłużej.
— No dobra. Pojedziemy do domu, ale pod jednym warunkiem.
— Jakim? — spytałam.
— Opowiesz mi, co się wydarzyło, że chcesz już wyjeżdżać.
Zawahałam się. Bałam się komukolwiek o tym powiedzieć. Najwyraźniej wyczuła, co się święciło, więc powiedziała:
— Nie martw się. Przecież możesz mi ufać, bo się przyjaźnimy i dobrze wiesz, że nikt się o tym nie dowie.
Postanowiłam jednak jej o wszystkim powiedzieć. Opowiedziałam o złości jednej z dziewczyn; o tym, że nikt ze znajomych Marcela i Rafała nie chce, abym miała z nimi kontakt, bo obwiniali mnie za to, co się stało. Gdy skończyłam, ulżyło mi. Jednak sprawdza się powiedzenie, że opowiadając komuś, co nas boli, czujemy się lżejsi na duszy. Przez chwile mi się przyglądała, a potem mnie przytuliła. Poczułam się jeszcze lepiej i uśmiechnęłam się, chociaż wciąż bolało.
— Wiesz, co w tej chwili dobrze ci zrobi? Relaksująca kąpiel.
Wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do łazienki. Odkręciła kran i wsypywała różnych płynów do kąpieli, a gdy wanna była gotowa, wyszła z łazienki, lecz po chwili wróciła, niosąc mi potrzebne rzeczy. To się nazywa przyjaciółka. Wychodząc, stanęła jeszcze na chwilę w drzwiach i rzucając w moją stronę: „Nie martw się, jeszcze się ułoży” wyszła, zamykając za sobą drzwi. Postanowiłam, że jednak skorzystam z kąpieli. Rozebrałam się i weszłam do ciepłej wody. Siedząc w wannie, myślałam jeszcze o Marcelu. Po chwili usłyszałam krzątaninę dobiegającą z kuchni, nadeszła pora kolacji. Postanowiłam jednak zrezygnować z dłuższego siedzenia i zaczęłam się myć. Kiedy skończyłam, owinęłam się ręcznikiem i sięgnęłam po swoje rzeczy. Osuszyłam się i ubrałam, a zanim wyszłam z łazienki, posprzątałam po sobie. Dla lepszego samopoczucia pomalowałam się. Niestety makijaż nie poprawił mi humoru, więc go zmyłam. Na kolację też nie miałam ochoty, więc grzecznie za nią podziękowałam i udałam się do „swojego” pokoju. Chciałam się położyć, lecz po chwili do pokoju weszła Natalia z podejrzaną miną i zaczęła mnie rzucać poduszkami. Po chwili dołączyłam do niej, śmiejąc się co chwilę. W końcu obie zmęczone położyłyśmy się na łóżku i zasnęłyśmy.
III
Ola
Zanim wyjechałyśmy, minęło kilka dni. Postanowiłyśmy, że zostaniemy jeszcze, bo to byłoby nieuprzejme, że zostałyśmy tak na dwa dni. Oczywiście z Marcelem nie miałam żadnego kontaktu, mimo że próbował się ze mną skontaktować kilkakrotnie, ale bezskutecznie. W końcu nadszedł dzień, w którym było pakowanie walizek tuż przed wyjazdem. O dziesiątej zjedliśmy śniadanie, po którym musieliśmy posprzątać, a gdy wszystko zrobiłyśmy, poszłyśmy z Natką na górę, do pokoju, aby sprawdzić, czy na pewno wszystko spakowałyśmy. W pewnym momencie usłyszałam smutny głos, który wydawał mi się znajomy.
— A więc to prawda. Wyjeżdżacie?
Odwróciłam się. W drzwiach stał Marcel, który wpatrywał się we mnie ze smutkiem.
— Skąd o tym wiesz? — zapytałam zaskoczona.
— Natalia mi wczoraj o wszystkim opowiedziała. Powiedziała mi, że bardzo się tym wszystkim przejęłaś i nie chciałaś dłużej tu zostać.
— Kiedy zdążyła ci o tym wszystkim wczoraj powiedzieć? — zapytałam zaskoczona, ponieważ wczorajszy dzień spędziłyśmy na oglądaniu filmów i nie widziałam, żeby z kimś rozmawiała.
W tym momencie wtrąciła się Natalia.
— Kąpałaś się, a Marcel próbował się do ciebie do dzwonić. Odebrałam, a on zapytał, czy wszystko z tobą dobrze, dlaczego nie odbierasz do niego telefonów i dlaczego tak szybko uciekłaś. Odpowiedziałam mu tylko na jedno pytanie, bo na resztę nie mogłam, bo ci obiecałam, że nikomu nie powiem. Powiedziałam mu, żeby przyszedł przed piętnastą, bo potem nas już nie będzie — gadała jak nakręcona.
— Przystopuj trochę — zaśmiał się — Gadasz więcej niż ja.
— No dobra, już dobra — powiedziała śmiejąc się.
Stałam na środku i patrzyłam raz na jedno, raz na drugie.
— Olu, nie chciałem ci sprawić przykrości. Chcę cię przeprosić za to, czego byłaś świadkiem, ale nie tylko ja — powiedział, a zza drzwi do pokoju wchodzili wszyscy po kolei: Rafał, dwie dziewczyny — również ta, która na mnie nawrzeszczała — i jeden chłopak — ten, który był z nimi. Pierwsza odezwała się dziewczyna w długich, pofalowanych, jasnobrązowych włosach. Na ustach miała czerwoną szminkę, która dodawała jej urody, choć i tak była najładniejszą z dziewczyn. Miała na sobie białą bluzkę z rękawami kończącymi się tuż przy łokciach, bordową spódnicę, pod którą były czarne legginsy, które sykały się ze złotymi butami na obcasach z cienkimi paseczkami. Widać było, że interesowała się modą, a przede wszystkim należała do takiego typu dziewczyn, że bez problemu mogłaby zostać modelką.
— Przepraszam, Olu, za tamto, ale zrozum, też byś się wściekła, gdybyś się dowiedziała, że twój chłopak, który rzadko się z tobą spotyka, bo mało, kiedy ma czas, a znalazł go dla jakiejś innej dziewczyny.
— Rozumiem, chociaż może ci się wydawać, że tak nie jest.
— No dobrze, a tak przy okazji na imię mi Gabriela — podała mi rękę i uśmiechnęła się — Ale i tak większość mówi na mnie Gabi.
— A ja jestem Ola, ale słyszę, że już wiesz — powiedziałam, odwzajemniając uśmiech i podając rękę.
— No tak — zaśmiała się — Tak jakoś się złożyło, a to Emilka — wskazała na dziewczynę obok, która nieśmiało podała mi rękę.
Ta druga — w przeciwieństwie do Gabi — miała proste, tej samej długości włosy, w kolorze ciemny blond. Nie była też mocno pomalowana. Ubrana była w pasiastą bluzkę, o tej samej długości, co bluzka koleżanki, do tego dżinsowe spodnie, które kończyły czarne balerinki. Ona również należała do tych „szczupłych”.
— Wiktor — powiedział chłopak stojący w drzwiach — Ale możesz mówić na mnie Windows jak każdy z moich ziomków.
Chłopak, natomiast, miał dłuższe włosy, ale zdecydowanie krótsze niż Marcel czy Rafał, ale tak samo schowane pod ciemnofioletową czapką. Ubrany był w czerwony T-shirt, który tak, jak u chłopaków, był luźny, w ciemne dżinsy, wchodzące do czarnych tenisówek. Wiktor, można było powiedzieć, że grzeszył urodą.
— Windows? — zdziwiłam się — Dlaczego akurat „Windows”?
— Bo to pasjonat komputerowy, który zna każdy program — powiedziała Gabi, za co została zmierzona „złym” wzrokiem przez Wiktora, ale po chwili się uśmiechnął.
— A ten chłopak, co przyszedł wtedy do kawiarni to, kto to? — zapytałam.
— To mój brat Piter — powiedział Marcel lekko zezłoszczony — On zawsze pojawia się tam, gdzie go nie powinno być i niszczy wszystko. To istny diabeł wcielony, szatan — zażartował, przez co wszyscy się roześmiali.
— Nie przesadzaj Cepan — powiedziała — Piter się po prostu o ciebie martwi. W końcu to twój starszy brat.
— Ale to nie znaczy, że wolno mu wtykać nos w nie swoje sprawy — nie dawał za wygraną — Zresztą nie przyszliśmy się tu kłócić.
— Racja — potwierdziła, po czym zwróciła się do mnie — Na pewno musisz wyjeżdżać? Naprawdę nie możecie jeszcze zostać? Przecież są wakacje.
— Musimy, bo wszystko już zostało uzgodnione i czekają na nas w domu — powiedziała Natalia.
— Szkoda, bo miałam nadzieję, że się bliżej poznamy — powiedziała, zwracając się w moją stronę.
— Niestety — odparłam.
— Czyli nic tu po nas. Chodźcie, bo pewnie muszą jeszcze pozałatwiać swoje sprawy przed wyjazdem. Do zobaczenia — powiedziała, po czym ruszyła na dół, a za nią, jak na komendę, wyszedł Rafał, Emilka i Wiktor.
— Pójdę ich odprowadzić — powiedziała Natalia i już jej nie było.
Zostaliśmy z Marcelem sami. Staliśmy i patrzyliśmy się na siebie. W jego oczach widziałam smutek i bezradność. Wyglądał też na mocno zamyślonego. Był taki trochę nieobecny. Po pewnym czasie jednak otworzył usta i powiedział:
— Jestem idiotą. Powinienem wtedy był pobiec za tobą, a nie pozwolić ci tak po prostu uciec i zostawić cię samą.
— Nie jesteś — powiedziałam, próbując go jakoś pocieszyć — Dobrze, że nie pobiegłeś za mną wtedy, bo chciałam być sama i przemyśleć to wszystko.
Usiadłam na brzegu łóżka.
— Ola — powiedział, podchodząc do mnie, przykucnął, po czym złapał mnie za rękę i dodał smutno, spoglądając na mnie — Jestem kretynem i sama dobrze o tym wiesz. Niestety nie jestem w stanie nic zrobić, żebyś została. Chcę jednak, abyś mi wybaczyła, bo zależy mi na tobie, choć znamy się dopiero kilka dni. Musisz też wiedzieć, że ostatnio ciągle o tobie myślałem, odkąd tylko cię zobaczyłem. Nie potrafię ani nie chcę przestać. Czy wybaczysz mi to, co zrobiłem? Proszę. Wybacz mi.
— Marcel… ja … — zaczęłam nieśmiało — Wybaczyłam ci to już.
To spowodowało, że się uśmiechnął.
— Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Postaram się cię już więcej nie zranić. Zrobię wszystko, żebyś nigdy więcej przeze mnie nie płakała, a jak już to tylko ze szczęścia.
Na moich policzkach pojawiły się delikatne wypieki. Spojrzałam na niego, a nasze spojrzenia się ze sobą spotkały. W pewnym momencie Marcel położył delikatnie dłoń na moim policzku i zaczął mnie delikatnie gładzić. Zamknęłam oczy, a zaraz potem słyszałam jego zbliżający się oddech, aż w końcu poczułam delikatnie dotyk jego ust, które dotknęły moich, doprowadzając moje serce do przyspieszonego trybu. Po chwili poczułam, jak delikatnie się odsunął. Otwarłam powoli oczy i zobaczyłam jego uśmiech. Zarumieniłam się.
— Uwielbiam, gdy tak się rumienisz. Mam nadzieję, że pamiętasz to, o czym ci mówiłem. Tę chwilę, a przede wszystkim nasz pocałunek.
— Marcel, ja… — zaczęłam.
— Tak wiem — powiedział i zaraz posmutniał — Nie powinienem ci zajmować czasu. Lepiej już pójdę — powiedział, po czym wstał, odwrócił się i zaczął iść w stronę schodów. Zanim wyszedł, stanął jeszcze przed drzwiami, odwrócił się na chwilę, spojrzał na mnie, po czym dodał — Nie martw się, już niedługo się spotkamy — po czym zniknął za drzwiami, zostawiając mnie samą z własnymi myślami.
Położyłam się i zaczęłam w myślach odtwarzać scenę z pocałunkiem, coraz bardziej czerwieniąc się i uśmiechając się do siebie. W końcu to był mój pierwszy. W pewnym momencie zasnęłam. Obudziła mnie dopiero Natalia.
— Ola!! Wstawaj!! Musimy już jechać!
— Jak to? Przecież miałyśmy jechać o piętnastej.
— Już jest po piętnastej, ale ty spałaś.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał dziesięć po trzeciej. Zerwałam się na równe nogi.
— Matko moja. Nawet nie wiem, czy wszystko wzięłam.
— Wzięłaś wszystko, a nawet jeśli czegoś zapomniałaś, to ciocia nam przywiezie lub wyśle do mnie paczką.
— No dobra — powiedziałam, choć nie do końca byłam przekonana — A tak poza tym, dlaczego mnie nie obudziłaś wcześniej?
— Bo widziałam, jak się słodko uśmiechałaś przez sen i nie miałam serca cię budzić.
— Dzięki — uśmiechnęłam się.
— A co się wydarzyło, że jesteś taka cała w skowronkach? — zapytała zaciekawiona.
— Bo jestem szczęśliwa. W końcu zaczyna mi się układać.
— To widać — odparła — I nawet domyślam się, kto może być tego powodem — powiedziała i puściła do mnie oko.
— Serio? — zapytałam, nie dowierzając.
— Nooooo tak… Tym powodem jest Marcel.
— Zgadłaś — zaśmiałam się.
Znała mnie jak nikt, pomimo tego, że byłyśmy rodziną, to także się ze sobą przyjaźniłyśmy i wiedziałyśmy o sobie wszystko. Zdarzało się też, że potrafiłyśmy się porozumieć bez słów.
— A to za sprawą? — dopytywała się.
— Pocałunku.
— Moje gratulacje — powiedziała, śmiejąc się.
— Dzięki — uśmiechnęłam się nieśmiało.
Zeszłyśmy, żeby pożegnać się z ciocią Natalii. Po krótkim pożegnaniu poszłyśmy w stronę samochodu, który był już gotowy do drogi. Wsiadając do samochodu, pomachałyśmy jeszcze na pożegnanie pani Basi i ruszyłyśmy w stronę domu Natalii. Przez całą drogę milczałyśmy, od czasu do czasu tylko wymieniałyśmy się wrażeniami z tego wyjazdu. Wjeżdżając na podwórko, dostrzegłam, że Dawid już na mnie czekał, wraz ze swoim srebrnym Bmw pięć.
Dawid, mój o dwa lata młodszy brat, należał do wysokich chłopaków, o dobrze zbudowanej posturze ciała. Miał krótko obcięte włosy, które delikatnie kręciły mu się w górnym odcinku głowy, a po bokach był dokładnie obcięty. Różnił się również od Marcela tym, że rosły mu wąsy i tak zwana kozia bródka. Ubrany był w biały T-shirt i w hawajskie spodenki, a na nogach miał swoje ulubione japonki. Wysiadając z samochodu, rzuciłam się na Dawida i mocno go przytuliłam. Chwilę później złożyliśmy walizki do jego auta. Pożegnawszy się z Natalią, wróciliśmy do domu.
Mój dom nie należał do brzydkich domów. Był cały kremowy. Od głównej strony, w poszczególnych kątach, znajdowały się okna po dwa dla każdego piętra, a u parteru znajdowały się drzwi balkonowe. Po prawej stronie znajdował się wjazd, który kończył się razem z garażem, w którym często przebywał Dawid z resztą braci, a tuż przy nim znajdował się malutki ogródek, który ozdabiał część dachu i balustrady. Tu było główne wejście, choć nikt nie zabraniał przechodzić przez drzwi balkonowe, choć zdecydowanie preferowano właśnie te drzwi. Na następnej ścianie znajdował się balkon, łączący dwa pokoje: mój i Łucji. Nasz dom miał tylko jedno piętro.
Wysiadając z samochodu, zabrałam walizki i weszłam do środka. Od wejścia prowadził niewielki korytarz, a na jego końcu znajdowały się schody, prowadzące na górę. Po prawej stronie znajdowała się kuchnia, a kawałek dalej salon. Naprzeciwko salonu był pokój Dawida, a kuchni łazienka. Walizki postawiłam obok schodów, po czym weszłam do kuchni, w której siedziała mama.
Była to kobieta szczupła, ale nie miała figury modelki. Miała średniej długości włosy o blond pasemkach, upięte spinką. Na sobie miała niebieską koszulkę na guziki i brązowe spodnie. Widząc mnie, podeszła, przytuliła mnie i ucałowała w oba policzki.
— Maaaaamoooo, nie jestem już małym dzieckiem — powiedziałam, udając złą, a w głębi duszy cieszyłam się, że ją widzę.
— Wiem, wiem, ale tęskniłam za tobą — tłumaczyła się — A teraz opowiadaj, jak tam było?
— Wiesz, jak to jest, gdy się wyjeżdża w jakieś miejsce. Dużo śmiechu, poznałam też ciekawych ludzi. Dziewczyny, chłopaki i takie tam szalone towarzystwo.
— Na pewno poznałaś Marcela — powiedział Dawid, który stał w drzwiach i przysłuchiwał się całej rozmowie już od jakiegoś czasu.
— A ty skąd o tym wiesz? — zapytałam zaskoczona.
— Zgadłem? Zgadłem!!!! Jest!!!! — zawołał uradowany.
Spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy się, a potem zaczęłam opowiadać o Marcelu i jego paczce, pomijając fakt, w którym się pocałowaliśmy. Kończąc swoją opowieść, poszłam po swoje rzeczy, zanosząc je do swojego pokoju.
Był on nieduży, ale za to bardzo przytulny. Ściany pomalowane na czerwono i czarno z dodatkiem brokatu tworzyły bardzo ciekawy efekt. Sufit zaś do połowy tworzył kąt prosty, a druga część skos, natomiast całość zdobiła biała listwa. Pod skosem znajdowało się łóżko, które było dość spore. Po prawej stronie były drzwi, umożliwiające wyjście na balkon, w którego można było zobaczyć zachodzące słońce. Obok nich stała szafa, połączona z witrynką, a naprzeciwko niej rozsuwany stolik, stojący przy łóżku i przysunięty do okna, ale dawało swobodny dostęp do biblioteczki, znajdującej się również naprzeciwko biurka. Jeśli chodzi o biblioteczkę, to była ona niewielka, ale marzyłam, że kiedyś stanie się o wiele bardziej rozbudowana, ponieważ byłam okropnym molem książkowym i czytanie było moją pasją.
Rozpakowałam je, a gdy skończyłam, zorientowałam się, że zaczyna się ściemniać, więc położyłam się na łóżku i zaczęłam przypominać sobie każde spotkanie z Marcelem. Jego spojrzenie, uśmiech i rozmowę, cały czas tkwiły mi w głowie. Najwięcej razy odtwarzałam scenę z pocałunkiem. Nie wyobrażałam sobie nawet tego, że ktoś może tak wspaniale całować. To tak, jakby na chwilę przenieść się do nieba. Po paru minutach zasnęłam z uśmiechem na ustach.
IV
Ola
Budząc się, wzięłam do ręki telefon, aby sprawdzić, która godzina. Spoglądając na ekran komórki, zobaczyłam, że mam aż jedenaście wiadomości i wszystkie były od Marcela, który pisał:
„Tęsknię za Tobą”
„Nie mogę się doczekać, kiedy Cię zobaczę”
„Ciągle myślę o Tobie”
Wszystkie pozostałe były podobnego typu. Postanowiłam mu odpisać, aby się nie martwił:
„Ja też za Tobą tęsknię, myślę o Tobie i również nie mogę się doczekać, kiedy się spotkamy”
Nie minęła minuta, jak dostałam odpowiedź.
„Napisz mi swój adres, a będę u Ciebie za półtorej godziny lub godzinę, najszybciej”
Nie zastanawiając się dłużej, wysłałam Marcelowi dokładny adres, po czym zaczęłam się zastanawiać, w co się ubrać. Stanęłam przed szafą i postanowiłam się zbytnio nie stroić, więc wyjęłam z niej białą bokserkę i długą, zieloną spódnicę w kwiatki. Ubierając się, malując i czesząc, cały czas myślałam o nim. Kończąc, zeszłam, aby coś zjeść. W kuchni zastałam tylko leżącą na blacie kuchennym kartkę, na której napisane było, że reszta domowników wybyła na co piątkowe zakupy, czego nie znosiłam, więc też nikt mnie nie budził z tego powodu. Trzymając w ręku kartkę i podeszłam do lodówki, by sprawdzić, co mogę zjeść, ale otwierając ją, stwierdziłam, że nie jestem w stanie nic przełknąć z rana, więc ją zamknęłam.
Kuchnia miała dwa spore pomieszczenia: miejsce, gdzie gotowaliśmy i jadalnię. Oddzielone były ladą, która była tylko do połowy szerokości i kawałkiem ściany, za którą było przejście do salonu. Całość była pomalowana na niebiesko z domieszką turkusu. W pierwszej części była umeblowana w kształcie koła, tyle że niepełnego. Po prawej stronie od futryny, przez którą się przechodziło, znajdował się piekarnik z zegarem wmontowany w jeden z rzędów mebli, z czego na samym końcu stała wysoka lodówka. Po lewej znajdował się łuk stworzony z mebli, a między nimi było okno. Zaraz na końcu tego rzędu była właśnie lada, a za nią stał stół, przy którym spożywaliśmy posiłki, w miarę wspólne, ilekroć mieliśmy taką możliwość.
Od jadalni było wejście do naszego salonu. Było to pomieszczenie takiej samej wielkości, co kuchnia z jadalnią. Ta część pomalowana była na fioletowo, a w suficie był ośmiokąt o nieforemnym kształcie, w którym znajdowało się kilka lampek ledowych, a na samym środku wisiał żyrandol, przypominający bukiet róż. Tuż przy wejściu stał zestaw skórzanych sof o ciemnym odcieniu brązu razem z dwoma fotelami, a pomiędzy nimi ława w takim samym kolorze. W drugiej części był kominek, który w chłodne dni dawał nam przyjemne uczucie ciepła, a nad nim wisiał telewizor. Tuż obok były półki, na których stały książki, odtwarzacze DVD, rzeźby i wieża, z której puszczaliśmy muzykę. Salon miał możliwość wyjścia na taras poprzez dwie pary drzwi balkonowych, rozłożonych po prostopadłych ścianach.
Spojrzałam na zegarek w telefonie, który wskazywał ósmą trzydzieści pięć, więc postanowiłam pooglądać telewizję dla zabicia czasu. Usiadłam w ulubionym fotelu, włączyłam telewizor, po czym zaczęłam szukać czegoś ciekawego. W pewnej chwili poczułam czyjeś dłonie na moich oczach.
„Pewnie Dawid się wygłupia” — pomyślałam, a następnie powiedziałam:
— Wiem, że to ty Dawid, bo kto inny może być tak głupi, by bawić się w takie dziecinne zabawy?
— Yyyy… Dzięki — usłyszałam głos zupełnie niepasującego do głosu mojego brata.
Kiedy czyjeś ręce odsłoniły mi widoki, odwróciłam się, aby zobaczyć, kogo uraziłam swoją „niezbyt miłą odpowiedzią”. Okazało się, że głos należał do Marcela. Zawstydziłam się i opuściłam głowę, lecz tylko na chwilę, ponieważ Marcel podszedł przede mnie, przykucnął i ujął moją twarz w dłonie, po czym lekko musnął moje usta pocałunkiem.
— Przepraszam — odparłam, kiedy już się odsunął — Nie słyszałam, jak wjeżdżasz na podwórko, przez co pomyliłam cię z kimś innym.
— Nic nie szkodzi — zaśmiał się.
— Może usiądziesz? — zaproponowałam, ale nie zdążyłam niczego zrobić, ponieważ chłopak wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą na górę prosto do mojego pokoju. Zdziwiłam się bardzo, ponieważ nie przypominałam sobie, abym kiedykolwiek pokazywała mu go ani tym bardziej o nim opowiadała. Marcel, jakby czytając mi w myślach, powiedział:
— Domyśliłem się, który to twój. I nie bój się. Nie śledzę cię. A teraz usiądźmy na twoim łóżku, bo widzę, że jest na nim przytulnie.
— O kurcze, wybacz. Nie zdążyłam posłać go jeszcze.
— Nic się nie dzieje. Przynajmniej nie będzie można narzekać na chłód — zaśmiał się.
Kiedy szybko zaścieliłam łóżko, zajęliśmy swoje miejsca. Po chwili przyciągnął mnie delikatnie do siebie, także, wpadłam w jego ramiona. Zaczął delikatnie gładzić po włosach, policzku, ramieniu, a następnie delikatnie muskał ustami moją skórę. Na koniec pocałował mnie w usta i mocno przytulił. Uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego ciepłe ramiona, a on zapytał z troską:
— Opowiadaj. Jak ci minęła droga?
— Dobrze, tylko troszkę męcząca, ale ogólnie dobrze.
— Cieszę się — uśmiechnął się i mocno mnie przytulił.
Czułam się jak w siódmym niebie. Chciałam, aby ta chwila trwała w nieskończoność, aby się nigdy nie skończyła. Było mi przy nim tak dobrze i tak bezpiecznie, że zamknęłam oczy, aby napawać się tą chwilą. Jakiś czas później postanowiłam, że otworzę je, a kiedy to zrobiłam, zobaczyłam, że Marcel leżący obok mnie, patrzył mi w oczy i gładził delikatnie po policzku, a potem lekko się przysunął i pocałował w usta. Uśmiechnęłam się i przysunęłam bliżej, po czym go przytuliłam. Ten uścisk trwałby może i dłużej, gdyby nie Dawid, który wpadł do mojego pokoju jak burza, a my z Marcelem odskoczyliśmy od siebie jak porażeni prądem, po czym oboje oblaliśmy się rumieńcami.
— No ładnie — powiedział ze śmiechem — Wy tu się obściskujecie, a nam się nie pokażecie. A ty — zwrócił się do mnie — nawet nas sobie nie przedstawiłaś.
Wstałam i ponagliłam swojego ukochanego, aby to samo uczynił, po czym powiedziałam:
— Przepraszam. Marcel — popatrzyłam się na niego, a ręką pokazałam na Dawida — poznaj Dawida, Dawid poznaj Marcela.
Dawid chciał podać mu swoją dłoń, aby się przywitać, ale ten tylko zmierzył go swoim wzrokiem, zaśmiał się i usiadł z powrotem na moim łóżku i pociągnął mnie za sobą. Byłam zszokowana jego zachowaniem, bo nie przypuszczałam, że mój chłopak jest zdolny do takiego zachowania, ale może to jest tylko takie chwilowe i może, gdy się lepiej poznają, przestanie się tak zachowywać. Zrezygnowany cofnął rękę i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Słysząc, jak schodzi, wróciliśmy z Marcelem do przytulania się.
— Uwielbiam spędzać z tobą każdą chwilę — oznajmił i popatrzył mi w oczy.
— Cieszę się, że tak jest, przynajmniej wiem, że cię nie nudzę — powiedziałam i uśmiechnęłam się.
W pewnym momencie ktoś otworzył drzwi. Odwróciliśmy się z Marcelem do tyłu. Okazało się, że to znowu był Dawid.
— Przepraszam, że znowu wam przeszkadzam, ale zapomniałem się was zapytać, czy chcielibyście się przewieść moim nowym autem?
— Nie. Dzięki. Mam swój, a z wieśniakami nie jeżdżę — odparł ironicznie.
— Rzuciłbym tu jakąś ciętą ripostę, ale mam ważniejsze sprawy na głowie niż gadanie z lalusiami.
Marcel, słysząc te słowa, miał się rzucić na niego z pięściami, ale szybko złapałam go za ramię.
— Dawid, lepiej będzie, jak stąd pójdziesz, bo nie chcę mieć kłopotów.
Brat skinął potwierdzająco głową i wyszedł, a ja rzuciłam groźne spojrzenie w stronę mojej sympatii.
V
Ola
— Marcel, o co ci chodzi? — byłam na niego zła — Dawid zaproponował coś fajnego, a ty go obrażasz, chociaż nic ci nie zrobił.
— Przepraszam skarbuś, ale chciałem się tobą nacieszyć i nie chciałem, aby nam ktoś przeszkadzał — powiedział, próbując mnie udobruchać.
— No dobrze, ale nie musiałeś od razu na niego tak naskakiwać — powiedziałam już trochę mniej chłodnym tonem.
— Przepraszam. To się już nie powtórzy — powiedział i zrobił skruszoną minę.
— Mam taką nadzieję, bo następnym razem wyproszę cię z domu. Nie chcę mieć tu żadnych awantur. Jasne?
— No dobrze. Postaram się być grzeczny.
— W porządku. W takim razie nie ma już tematu.
— Cieszę się — powiedział z uśmiechem, a po chwili dodał — A może przejedziemy się moim Porsche Carrera GT?
— Hmmm… No dobrze — powiedziałam, wahając się trochę.
— Tylko potrzebny będzie nam jeszcze koc. Masz może jakiś? — zapytał z niepewnością.
— Koc?! — zapytałam zdziwiona — Mam, tylko po co nam potrzebny koc, skoro jest takie gorąco?
— Dowiesz się w swoim czasie — powiedział i tajemniczo się uśmiechnął.
Popatrzyłam się przez moment na niego, po czym ruszyliśmy na poszukiwanie koca. Kiedy go znaleźliśmy, zabraliśmy koc ze sobą i zeszliśmy. Wychodząc, przedstawiłam go wszystkim, a chwilę później poszliśmy do samochodu. Widząc jego auto, dosłownie szczęka mi opadła. Nigdy nie myślałam, że kogoś może być stać na takie cuda. Mój ukochany, widząc moją minę, tylko się uśmiechnął. Podszedł do mnie, po czym obejmując mnie w pasie i pochylając się nade mną, dał mi buziaka w policzek, a następnie odprowadził mnie pod drzwi od strony pasażera i pomógł mi bezpiecznie wsiąść. Upewniwszy się, że już siedzę na swoim miejscu, sam poszedł za kierownicę. Uruchomiwszy silnik, ruszył z piskiem opon, a mnie momentalnie wgniotło w siedzenie. Marcel, widząc, że pomału znikam, zwolnił, ponieważ miał taki miękki materiał, że byłam już prawie na tylnych siedzeniach.
— Jak sama widzisz, muszę sobie kupić nowe siedzenia, bo w szybkich momentach się nie sprawdzają.
— T-t-t-t-tak wi-wi-widzę — powiedziałam przestraszona, jego prędkością jazdy.
— Nie bój się — powiedział, próbując mnie uspokoić, po czym jedną ręką wziął mnie za dłoń i gładził ją delikatnie palcami.
— A mogę cię prosić, abyś zwolnił jeszcze — powiedziałam, kiedy już się wydostałam ze wgniecenia.
— Dobrze — powiedział i stopniowo spuszczał nogę z gazu — A czy mogę cię prosić, abyś zamknęła oczy? — zapytał i uśmiechnął się tajemniczo.
— Dlaczego? Chcesz mnie zabić? — powiedziałam z lekką obawą.
— Nie, nie — zaśmiał się.
— Tylko? — dopytywałam się dalej.
— To niespodzianka i nie mogę powiedzieć, bo to nie będzie już niespodzianka — powiedział, nie przestając się uśmiechać.
Przez chwilę patrzyłam na niego podejrzliwie, ale w końcu dałam za wygraną i zamknęłam oczy.
— Tylko nie podglądaj — zażartował.
— Przecież nie podglądam, widzę tylko ciemność.
— Dobrze już, dobrze — zaśmiał się.
Poczułam, jak lekko ścisnął mi rękę, tak jakby bał się, że mu ją zabiorę. Uśmiechnęłam się i przytuliłam się do jego ramienia. Po pewnym czasie poczułam, jak samochód zwalnia, a chwilę później się zatrzymuje.
— Zanim otworzysz oczy, chcę, abyś odpowiedziała mi na jedno pytanie — powiedział poważnym tonem, kiedy już się zatrzymaliśmy.
Zawsze się bałam pytań, bo nigdy nie wiedziałam, czego osoba pytająca ode mnie oczekuje. Marcel wyczuł mój strach, przytulił mnie mocno, a następnie powiedział:
— Nie bój się. To nie jest straszne pytanie. Chcę tylko, abyś mi na nie szczerze odpowiedziała. O nic więcej nie musisz się martwić.
— Chyba, nie sprawdzisz, czy mówię prawdę, skoro mam zamknięte oczy — powiedziałam lekko zdenerwowana.
To go tylko rozśmieszyło, ale zaraz się opanował.
— Masz rację, ale to akurat da się rozpoznać, więc i tak się dowiem, czy mówisz prawdę, czy też kłamiesz, a na razie chcę cię zapytać o to, co w tej chwili czujesz?
— Strach i ulgę równocześnie, radość i szczęście. Może trochę też niewiadomą.
— Z jakiego powodu? — dopytywał się.
— Dlatego, że nie wiem, co czeka mnie w przyszłości. Samotność, czy też bycie z kimś. To jest ten wielki znak zapytania — wyjaśniłam.
— Teraz rozumiem, z resztą ja sam też to czuję, ale nie o tym teraz chciałem z tobą porozmawiać. Na razie jeszcze nie otwieraj oczu, dobrze?
— A mam inne wyjście?
— Nie — zaśmiał się.
— No dobrze.
Na chwilę odsunął mnie od siebie, po czym usłyszałam odgłos otwierających się drzwi, a po paru sekundach ich zamykanie. Nie minęło pięć sekund, a poczułam chłód od strony moich drzwi.
— Weź mnie za rękę — powiedział.
Łapiąc jego rękę, wysiadłam z samochodu.
— Zdejmij buty — usłyszałam.
— Po co? — zapytałam z lekkim opieraniem się.
— Zobaczysz. Proszę. Zrób to — nalegał.
— No dobrze — powiedziałam, po czym zdjęłam najpierw jednego klapka, podtrzymując się na jego ręce, żeby się nie przewrócić, a gdy postawiłam stopę na ziemi, poczułam piasek i trawę — Jesteśmy na plaży?
— Prawie zgadłaś, ale zdejmij, proszę, drugiego.
Zrobiłam tak, jak prosił. Stałam teraz boso na pisaku i trawie.
— Mogę już otworzyć oczy?
— Jeszcze nie.
— Jak długo mam jeszcze czekać — to miało być jak pytanie, ale zabrzmiało jak zdanie twierdzące, ponieważ byłam trochę już zniecierpliwiona.
— Już niedługo, ale najpierw dostaniesz ode mnie niewielki prezent.
— Co to za prezent?
Dłużej nie musiałam czekać na odpowiedź, bo po chwili poczułam, jak bierze moją głowę w obie ręce, lekko podnosząc ją, a następnie złożył na moich ustach malutki pocałunek. Czułam się jak w niebie. Kiedy się odsunął, na moich ustach zagościł uśmiech.
— Takie prezenty możesz mi dawać codziennie — zażartowałam, co go tylko rozbawiło.
— Możesz już otworzyć oczy — powiedział.
Otwierając oczy, zobaczyłam stojącego przede mną uśmiechniętego Marcela, a za nimi zobaczyłam jeziorko. Wszystko sobie przypomniałam. Przecież jest to samo jeziorko, nad które jeździłam w wakacje z Natalią.
To miejsce zawierało wiele takich jeziorek, ale to było jedno z moich ulubionych, szczególnie że woda wcale nie była taka głęboka, ale i tak było ryzyko utonięcia, ze względu choćby i na fakt, że podłoże było nierówne. Wokół niego rosły trawy o różnych odmianach, co było całkiem przydatną sprawą, kiedy potrzebował ktoś się przebrać, trawa była na tyle wysoka, że można było się czuć komfortowo.
„Tylko skąd o nim wie Marcel?” — pomyślałam, a on jakby znowu czytając mi w myślach, powiedział:
— Natalia mi je podsunęła. Zanim napisałaś, gadałem z nią chwilę, ponieważ chciałem zabrać cię w jakieś niezwykłe miejsce, ale nie znając waszej miejscowości, musiałem się zwrócić do kogoś, z kim się przyjaźnisz o pomoc. Chciałem, aby ten wieczór był dla ciebie niezapomniany.
Uśmiechnęłam się i go przytuliłam, dzięki czemu otoczył mnie swoimi ramionami. Chwilę później wziął mnie na ręce niczym pannę młodą i zaczął się obracać. Szybko się do niego przytuliłam, aby nie wypaść mu z rąk i zaczęłam się śmiać. Mój śmiech udzielił się Marcelowi. Niestety, musiał się zatrzymać i mnie puścić, bo nie mógł się powstrzymać od śmiechu. Musiało upłynąć przynajmniej kilka dobrych minut, zanim się zdążyliśmy ogarnąć. Kiedy się już uspokoiliśmy, poszliśmy po koc. Marcel, biorąc go pod pachę, zamknął samochód, po czym wziął mnie za rękę i zaprowadził do miejsca, gdzie byliśmy blisko jeziora. Rozłożyliśmy materiał na ziemi, a następnie położyliśmy się na nim. Położyłam głowę na klatce swojego ukochanego i przytuliłam się do niego, a on opierając jedną ręką swoją głowę, drugą położył na moim ramieniu i pogładził mnie nią delikatnie.
— Szkoda, że nie powiedziałeś mi, żebym sobie wzięła strój kąpielowy — powiedziałam smutno.
— Czemu tak myślisz?
— Bo bym się chętnie wykąpała.
— W staniku i majtkach też możesz — odparł, uśmiechając się.
— Lepiej nie, bo okropnie tak wyglądam.
— Jak dla mnie zawsze wyglądasz ślicznie — powiedział zadziornie.
— Taaaa… jasne. Ty chyba nie wiesz, co mówisz — rzekłam, próbując go przedrzeźniać.
— Wiem, wiem — śmiał się.
— Dobra, dobra. Będę się kąpała w staniku i spodenkach pod jednym warunkiem.
— Jakie spodenki? Kąpiesz się w bieliźnie — nalegał.
— Nie ma mowy — ostro zaprotestowałam.
— A co? Wstydzisz się mnie? — zapytał podejrzliwie.
— Trochę tak — powiedziałam nieśmiało.
— Miło — posmutniał — Zresztą, wstydzić się mnie — mogłabyś, gdybym prosił cię o kąpiel nago — dodał, po czym się roześmiał, a ja poczerwieniając na twarzy ze wstydu, opuściłam głowę.
Marcel, widząc moją zakłopotaną minę, powiedział:
— Ola, ja tylko żartowałem. Przepraszam, więcej niczego takiego nie powiem, a teraz chodźmy do wody.
Szybko zdjął bluzkę, buty i skarpety, zostając w samych spodenkach. Zamurowało mnie. Jego ciało było opalone, jakby całe życie spędził na plaży i lekko umięśnione, jakby całymi dniami przesiadywał na siłowni, także przez moment zastanawiałam się nawet, czy to nie aby jakiś sen. Zawsze takie momenty widziałam na filmach, ale nigdy nie pomyślałabym, że mnie to kiedyś spotka. Zobaczyłam, że zaczął się śmiać. Zastanawiało mnie, co mogło go tak rozśmieszyć i już miałam o to zapytać, ale i tym razem mnie wyprzedził:
— Jaka mina.
— Marcel!!!! — zawołałam, rzucając w niego piaskiem.
— No co? — zapytał, próbując się uspokoić.
— Jak to możliwe, że za każdym razem wiesz, co chcę powiedzieć.
— Widzę to w twoich oczach, bo one nigdy nie kłamią — powiedział poważnie, patrząc mi prosto w oczy, co mnie zawstydziło.
Zawsze tak na mnie to działało, gdy tylko ktoś się długo na mnie patrzył.
— Spójrz na mnie — odparł, po czym uniósł moją twarz, zmuszając przy tym do popatrzenia na niego.
Przez chwilę patrzyliśmy się tak na siebie, a po chwili wziął mnie jak małe dziecko na ręce i zaczął iść w stronę jeziorka. Złapałam go mocno za szyję, bo się bałam, że wrzuci mnie do niego, ale zamiast tego Marcel stopniowo wchodził ze mną do wody, aż pokryła go do pasa.
— Jak mogłeś?! Przecież mówiłam ci, że nie mam nic na przebranie!!
— Wiem — powiedział, uśmiechając się tym swoim zadziornym uśmiechem — ja też nie mam.
— To, jak wrócimy do dom… — nie zdążyłam dokończyć, bo w tym momencie zamknął mi usta pocałunkiem.
Kończąc pocałunek, powiedział:
— Ciiii… Nie psuj tej chwili. Jeśli chodzi ci o ciuchy, to wyschniemy, bo przecież jest taka ładna pogoda i jest gorąco.
— No, dobrze, wariacie — uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta.
Marcel
Nastał wieczór, a my siedzieliśmy wtuleni tak, grzejąc się przy dogasającym już ognisku, które wcześniej rozpaliłem.
— Chciałabym tu zostać na zawsze — powiedziała rozmarzona.
— Wiem o tym kochanie — odpowiedziałem, całując ją po włosach — To takie wyjątkowe miejsce, do którego można by było przyjeżdżać, aby zapomnieć o smutkach, ale niestety wszystko ma swój czas, a nasz właśnie się na dziś kończy. Czas, niestety, wracać.
Po tych słowach wstałem i podałem jej swoją rękę. Chwytając się za nią, wstała.
— To smutne, że wyjątkowe chwile trwają bardzo krótko.
Na chwilę spojrzałem jej w oczy, po czym delikatnie cmoknąłem w usta.
— Dlatego każdy z nas powinien je doceniać — powiedziałem, po czym obejmując ją swoim ramieniem, zaprowadziłem do samochodu.
Jeszcze chwilę popatrzyliśmy wspólnie na jeziorko, po czym wsiedliśmy do samochodu. Zapalając silnik, spojrzałem na nią i delikatnie się uśmiechnąłem. Wyjeżdżając, przytuliła się do mojego ramienia, a ja objąłem ją swoim ramieniem. Nie jechałem już z taką szybkością jak za pierwszym razem, lecz pomału i ostrożnie, a po niej widziałem, jak ziewa i przysypia. Kiedy dotarliśmy do domu, delikatnie odsunąłem ją od siebie, po czym wysiadłem. Otwierając jej drzwi, pochyliłem się i wziąłem na ręce. Pomimo protestów, objęła mnie za szyję, aby nie wypaść. Wchodząc do domu, zaniosłem ją prosto na górę, po czym delikatnie położyłem na łóżku, a na końcu położyłem się obok i mocno ją przytuliłem.
— Uparciuch z ciebie — powiedziała sennie.
— Wiem — odparłem z uśmiechem, po czym zacząłem ją gładzić po włosach i policzku, a następnie dodałem — widziałem, że jesteś zmęczona i dlatego tak zrobiłem. Pomału przyzwyczajaj się do takiego traktowania — zażartowałem, choć mi to zupełnie nie przeszkadzało.
— Nie chcę, abyś potem myślał, że masz rozpieszczoną dziewczynę.
— Tym się nie przejmuj — oznajmiłem — lubię cię rozpieszczać, bo wtedy widzę, że jesteś szczęśliwa i sprawiam ci tym radość, a jak ty jesteś szczęśliwa, to ja tym bardziej.
Słysząc moje słowa, zamknęła oczy i się uśmiechnęła. Gładziłem ją jeszcze po włosach i policzku. Po chwili słychać było jej równomierny oddech, który oznaczał tylko jedno. Spała.
VI
Ola
Otwierając oczy, zauważyłam, że jest już widno. Uśmiechnęłam się i wróciłam wspomnieniami do wczorajszego dnia spędzonego z Marcelem. Popatrzyłam na łóżko i zauważyłam, że jest puste, a ja miałam na sobie ubrania z wczoraj. Zastanawiałam się, kiedy sobie poszedł. Wstałam więc z łóżka i podeszłam do okna. Zdziwiłam się, ponieważ jego samochód nadal stał na naszym wjeździe.
„Czyli nie pojechał do domu — pomyślałam — pewnie jest na dole, w kuchni”.
Postanowiłam zejść do niego, aby się z nim przywitać. Okazało się, że moje przypuszczenia się potwierdziły. Uśmiechnęłam się. Siedział do mnie tyłem i wpatrywał się w okno. Podeszłam do niego, obejmując go za szyję i cmoknęłam go w policzek. Był tym zaskoczony.
— Widzę, że już wstałaś.
— Tak, wstałam — zaśmiałam się.
— To dobrze. A co pomyślałaś, jak wstałaś?
— Na początku wspominałam wczorajszy wieczór, a potem zastanawiałam się, gdzie jesteś, ale gdy podeszłam do okna i zobaczyłam, że twój samochód nadal stoi pomyślałam, że pewnie jesteś gdzieś w pobliżu.
— A skąd ta pewność, że mogłem być niedaleko? Równie dobrze mogłem być w stu różnych miejscach — powiedział, odwracając się w moją stronę.
— Racja, ale zdałam się na moje przypuszczenia, które mnie jeszcze nie zawiodły, ale dobrze, że zostałeś i nie pojechałeś, gdy spałam.
— Miałem jechać już wczoraj, ale twoja mama nie chciała mnie puścić i poprosiła, abym został na noc. Oczywiście na kanapie w salonie.
— Serio?! — zdziwiłam się. — To do niej niepodobne.
— Czemu tak myślisz? Widać było, że bardzo chciała, abym został — powiedział z wyraźnym rozbawieniem.
— Ponieważ ona zawsze była sceptycznie nastawiona do każdego obcego w naszym domu.
— Widać, że ja jestem wyjątkiem — zaśmiał się.
— Tak, taki kochany wyjątek z ciebie — uśmiechnęłam się.
Marcel, wstając z krzesła, pochylił się nade mną i złożył na moich ustach namiętny pocałunek, a chwilę później mocno przytulił.
— Mogłem też jechać zaraz, gdy wstałem, ale chciałem poczekać, aż wstaniesz, by się pożegnać.
— Naprawdę musisz wracać? — zapytałam z nadzieją w głosie.
— Niestety tak — powiedział ze smutkiem — Ale wiesz przecież, że wolałbym być przy tobie prawda?
— Tak, ale mimo wszystko fajnie by było, gdybyś został.
— Wiem kochanie — pocałował mnie w czoło. — Ale jak teraz nie pojadę, to moja mama będzie umierała ze strachu o mnie i tak się już pewnie martwi, że mnie tyle czasu nie ma.
— Rozumiem — przytuliłam się.
— Mam tylko nadzieję, że zobaczymy się już niedługo — powiedziałam smutno.
— Też mam taką nadzieję, ale teraz to się musimy pożegnać, lecz zanim to uczynimy — zaczął szukać czegoś w kieszeniach — chcę ci coś dać — zatrzymał rękę — O! Jest! — wyciągnął jakiś złożony skrawek papieru i podał mi go do ręki — proszę.
— Co to jest? — zapytałam niepewnie.
— List — odpowiedział.
— List? — wypytywałam go dalej.
— Tak. Chcę, abyś go przeczytała, gdy będziesz się kładła spać.
— A co w nim jest? Czy to coś strasznego? — pytałam wciąż z obawą.
— Zobaczysz, ale wcześniej nie otwieraj, dobrze? Możesz mi to obiecać? — zapytał, patrząc mi w oczy ze smutkiem i z powagą.
— Obiecuję, ale boję się, że to będzie coś nieprzyjemnego.
— Nie — powiedział z jednym ze swoich zadziornych uśmiechów — Nie masz się czego obawiać.
— Na pewno?
— Na sto procent, a nawet i więcej — zaśmiał się, po czym złożył na moich ustach pocałunek.
Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, ale niestety. Marcel pomału zaczął się odsuwać.
— Chciałem jeszcze zapamiętać smak twoich ust.
— Mówisz tak, jakbyś się żegnał na zawsze — powiedziałam smutno.
— Możliwe, że to tak wygląda, ale tak nie jest. To tylko na czas mojej nieobecności. Zresztą w liście wszystko jest napisane.
Wziął mnie za rękę i delikatnie pociągnął mnie za sobą, w stronę swojego samochodu. Przed wejściem do niego pocałował mnie po raz ostatni, po czym wsiadł i zamknął za sobą drzwi. Jeszcze przez chwilę popatrzył się na mnie. Uśmiechnął się, po czym zapalił silnik i odjechał, a ja jeszcze patrzyłam za znikającym samochodem. Zaczynałam za nim tęsknić, ale pocieszałam się tym, że niedługo się znowu zobaczymy. Pomyślałam, że powinnam się komuś zwierzyć z tego wszystkiego, więc wyciągnęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam do mojej siostry.
— Hej, jak tam u was? — usłyszałam roześmiany głos w słuchawce.
— A wszystko w porządku — odpowiedziałam wesoło, ponieważ udzielił się mi jej dobry nastrój. — Mam do ciebie prośbę.
— A jaką? — zaśmiała się.
— Chciałabym, abyś przyszła, bo mam ci tyle do opowiedzenia.
— A to ciekawe, bo właśnie jestem pod twoim domem — powiedziała i zaczęła się śmiać, rozłączając się.
Po chwili była tuż przy mnie. Widząc ją, taką roześmianą, sama zaczęłam się śmiać.
„No tak — pomyślałam — jak ona mnie dobrze zna”.
Na przywitanie przytuliliśmy się, po czym poszłyśmy do mojego pokoju.
— No to opowiadaj, bo zżera mnie ciekawość.
— Już, już — powiedziałam, próbując ją uspokoić.
Opowiedziałam jej o wspaniałym dniu nad jeziorkiem, o jego wrogim nastawieniu do Dawida, o jego boskiej klacie i o tajemniczym liście, który dostałam od Marcela i który mi było wolno otworzyć dopiero przed snem. Natalia słuchała tego wszystkiego, z nieopartym tchem, do końca, po czym uśmiechnęła się.
— Aż mnie zżera ciekawość, co zawiera — powiedziała, a następnie dodała — a ciebie nie?
— Mnie też, ale zrobię tak, jak powiedział i otworzę go, gdy będę szła spać.
— Ja bym tak nie wytrzymała i otworzyła od razu — powiedziała, próbując mnie skłonić do otwarcia listu.
— Też tak chciałam zrobić, ale… — przerwałam.
— Ale co? — zapytała, przyglądając mi się podejrzliwie.
— Boję się, że to coś strasznego, dlatego wolę z tym poczekać do wieczora — odparłam cicho.
— A powiedział ci tak, byś mogła tak myśleć? — zapytała, nie przestając mi się przyglądać.
— Nie.
— No to nie ma się czego bać — zaśmiała się i klepnęła mnie lekko w ramię.
— No w sumie racja, ale chcę, aby był pewny, że mu ufam.
— A jak cię teraz sprawdzi? — zapytała — Przecież nie będzie widział, czy go otwarłaś teraz, czy wieczorem.
— Uwierz mi, że będzie.
— Jak? — zapytała z ciekawością.
— Mam wrażenie, że on potrafi mi czytać w myślach — powiedziałam poważnie.
— Normalnie istny David Copperfield albo Chris Angel — zaśmiała się.
— Nie śmiej się — powiedziałam ze smutkiem. — On taki jest.
— Jaki? — zapytała, próbując się przestać śmiać.
— Tajemniczy, romantyczny, zabawny, ale potrafi być też i przerażający — odparłam w zamyśleniu.
— Dlaczego myślisz, że jest przerażający?
— Ponieważ często wie, co chcę powiedzieć i bardzo często mnie wyprzedza z odpowiedzią tuż przed pytaniem, które chcę mu zadać.
— Racja, można o nim powiedzieć, że jest przerażający — powiedziała i puściła do mnie oko.
Jeszcze długo gadałyśmy na jego temat, wracając, od czasu do czasu, do tematu listu. W końcu Natalia musiała wrócić do domu, więc odprowadziłam ją kawałek, a potem wróciłam do domu.
***
W końcu mogłam otworzyć list, o którym myślałam przez cały dzień. Wskoczyłam do łóżka, przykryłam się i wyjęłam list z koperty. Przez chwilę litery tańczyły mi przed oczyma, a gdy wróciły do normalności, zaczęłam czytać:
Kochana Olu!
Tak długo się zastanawiałem, co Ci napisać. Pisałem już parę wersji tego listu, ale nigdy nie były doskonałe. W końcu stworzyłem ten o to list, który właśnie czytasz. Pomyślałem jednak, że się zmuszę do tego, by Ci go napisać. Chcę w nim zawrzeć wszystko, co do Ciebie czuję. Nie wiem nawet, czy są takie słowa, by opisać to, jak bardzo Cię kocham. Odkąd Cię zobaczyłem, nie mogłem przestać o Tobie myśleć. Wierzę, że to nie przypadek, że na siebie wpadliśmy, bo przypadki nie istnieją. Zawsze musi być jakaś przyczyna. Po tym niefortunnym spotkaniu z Gabi, po tym, jak uciekłaś, poczułem się jak kretyn, który stał w miejscu i nie zrobił nic, zamiast tego powinienem był biec za Tobą, ale na szczęście, wszystko się dobrze skończyło. Mogę Ci obiecać, że będę o Ciebie dbał i zostanę Twoim rycerzem, który nie pozwoli Cię nikomu skrzywdzić i będę robił wszystko, abyś już nigdy nie uroniła ani jednej łzy. Nigdy sobie nie wybaczę, jeśli kiedykolwiek będziesz przeze mnie płakała; a jeśli płakała, to tylko ze szczęścia. Chcę, abyś była już tylko szczęśliwa. Jak sama widzisz, nie potrafię pisać dobrych listów, ponieważ nie mogą w pełni odwzorować tego, co naprawdę czuję. Pewnie też zastanawiasz się, czemu chciałem, abyś przeczytała go przed zaśnięciem. Otóż powodem jest to, żebyś zasnęła już bez żadnych zmartwień i z uśmiechem na ustach, bo wtedy wyglądasz przesłodko. Dlatego nie myśl dzisiejszej nocy o niczym, tylko śpij spokojnie
Kocham Cię
Twój Marcel
Byłam taka szczęśliwa. Nawet nie wiedział, jak wiele znaczyły dla mnie jego słowa. Po chwili zobaczyłam, że to nie był koniec.
P.S. Mam tylko nadzieję, że mnie nie wyśmiejesz za te słowa. No pewnie, że nie. Wiem, że Ty do mnie czujesz to samo, ponieważ widziałem to w Twoich ślicznych oczkach.
Miałeś rację. Kochałam cię, choć miałam tę świadomość, że za krótko się znamy, ale nie miało to znaczenia. Zamknęłam oczy, po czym zasnęłam.
VII
Ola
Rano obudził mnie dzwoniący telefon. To był Marcel, więc szybko postanowiłam odebrać.
— Hej piękna — usłyszałam w słuchawce — obudziłem cię?
— Tak, ale nie szkodzi, bo jestem wyspana. Chyba nigdy mi się tak dobrze nie spało, a to wszystko dzięki tobie — powiedziałam i uśmiechnęłam się.
— Cieszę się, że zrobiłaś tak, jak prosiłem i mi zaufałaś.
— Tylko myślałam, że to był w pewnym sensie „test na zaufanie”.
— Chciałem, żeby tak było, chociaż mogłaś mi nie ufać i otworzyć ten list wcześniej, ale później nie byłby na tyle ważny, bo równie dobrze mogło cię coś później zasmucić lub ktoś mógł ci sprawić przykrość, dlatego tak bardzo zależało mi na tym, abyś miała „miły akcent” na koniec dnia.
— To ci się udało — powiedziałam, nie przestając się uśmiechać, dodając — Kiedy cię znowu zobaczę?
— Ilekroć tylko będziesz chciała — powiedział, a chwilę później usłyszałam śmiech w słuchawce.
— Jak dla mnie, to dobrze, by było mieć cię codziennie, o każdej porze dnia i nocy — zaśmiałam się.
— To już jadę do ciebie. Do zobaczenia — powiedział, po czym się rozłączył.
Leżałam tak jeszcze przez chwilę, trzymając telefon przy uchu. Byłam jak w jakimś transie i dopiero dźwięk otwieranych drzwi przywrócił mnie z powrotem na ziemię. To był Dawid, który praktycznie budził mnie zawsze wtedy, gdy był w domu. Zauważyłam, że w obu rękach trzymał tacę z jedzeniem, ponieważ u nas w domu panowała zasada, kto nie przychodzi na śniadanie, to potem nie ma jedzenia. Uśmiechnął się, postawił tackę na biurku, a następnie wyszedł, zostawiając mnie samą ze swoimi myślami. Po paru minutach usłyszałam odgłos wjeżdżającego samochodu. Postanowiłam sprawdzić, kto do nas przyjechał, więc wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Okazało się, że to był Marcel.
„O kurcze — pomyślałam — przecież ja nawet nie jestem ubrana”.
Nie tracąc ani chwili dłużej, czym prędzej, otworzyłam szafę, chwyciłam pierwsze lepsze ubrania i szybciutko pobiegłam do łazienki. Pięć sekund później byłam już ubrana. W pewnej chwili usłyszałam kroki dobiegające od strony schodów, które mogły oznaczać czyjeś zbliżanie. Domyślałam się nawet, do kogo należały. Chwilę później usłyszałam głos, który mógł należeć tylko do jednej osoby.
— Olu, gdzie jesteś?
— W łazience! — krzyknęłam — Ale nie wchodź, bo się ubieram. Poczekaj na mnie w pokoju.
— No dobra! Tylko szybko — powiedział, po czym usłyszałam oddalające się kroki, a następnie usłyszałam zgrzyt łóżka.