WYMARSZ
Tuż na skraju magicznego
tętniącego życiem lasu,
w starej karczmie wszyscy wstali,
gdyż nie chcieli tracić czasu.
Po nerwowym dniu wczorajszym
obaj dobrze wypoczęli.
Więc tuż zaraz po śniadaniu
wnet pakować się zaczęli.
Bo musieli obaj wracać
do swej małej, skromnej chaty,
gdzie beztrosko i swobodnie
grasowały leśne skrzaty.
Mały Znajda międzyczasie
jak mógł, to tylko przeszkadzał
i swój mały, wścibski nosek
ciągle węsząc, wszędzie wsadzał.
Nie ułatwiał im zadania,
lecz się tym nie przejmowali.
Gdyż zajęci bardzo byli,
bo swe rzeczy pakowali.
A gdy wszystko już zrobili
i skończyli się szykować,
zeszli na dół do bufetu
gospodyni podziękować.
Tam w pośpiechu, bez wytchnienia
Marta dania wydawała,
bo jak zwykle o tej porze
duży ruch w swej karczmie miała.
Lecz Leopold był cierpliwy,
więc spokojnie cicho siedział.
A gdy luźniej się zrobiło,
podszedł do niej i powiedział:
Dziękujemy droga Marto
za twą pomoc i gościnę.
Mówiąc to, poprawiał czapkę,
ukrywając smutną minę.
Może kiedyś nas odwiedzisz?
Tam po drugiej stronie lasu.
Szkoda, że musimy ruszać
i nie mamy więcej czasu.
Więc wam życzę powodzenia!
Marta wnet odpowiedziała.
Jej tak samo było smutno,
gdyż się do nich przywiązała.
Z zaproszenia ja skorzystam,
jeśli będę niedaleko,
a tu macie trochę ciastek
i na drogę ciepłe mleko.
Tak powoli się żegnając,
razem sobie obiecali:
Że gdy znajdą się w pobliżu,
będą siebie odwiedzali.
Więc ruszyli obaj w drogę
a wraz z nimi mały Znajda,
dla którego ta wędrówka
to przygoda oraz frajda.
Długo w ciszy szli przed siebie,
zanim znów się odezwali,
i do przodu brnąc przez knieje,
tak ze sobą rozmawiali:
Powiem ci mój przyjacielu,
że przytłacza mnie ta cisza.
Leopold, wędrując dalej,
mówi wprost do towarzysza:
Przywykłem do tego gwaru,
który w karczmie tej panował.
Przedzierając się przez krzaki,
mowę swą kontynuował:
Już nie wspomnę ja o Marcie,
co przepysznie gotowała.
A jej zupa jarzynowa
swoim smakiem zniewalała.
Dawno tak smacznie nie jadłem,
odkąd zamek opuściłem.
Aż na jej przytulną karczmę
razem z tobą natrafiłem.
Jeszcze tam musimy wrócić
choćby tylko na posiłek.
Bowiem jest on tego warty,
więc podejmę ten wysiłek.
Wnet się obaj roześmiali,
aż mu Leon nagle wtrącił:
Tobie nie tylko posiłek
trzeźwy osąd myśli zmącił.
Nic dziwnego przyjacielu
ja też lubię miłą Martę,
i faktycznie jej ciasteczka
są naprawdę grzechu warte.
Trudno będzie ją odwiedzać,
gdyż na drodze jest przeszkoda.
Nie wiem, czy dobrze pamiętasz
to w potoku rwąca woda.
Myślę jednak, że ten problem
jakoś wspólnie rozwiążemy,
i znajdziemy razem sposób,
zanim obaj tam dotrzemy.
Teraz o czymś innym myślę.
Patrząc w niebo nagle woła:
Bo od czasu, gdy wyszliśmy,
nie widziałem ja sokoła!
Zawsze latał gdzieś nad nami,
z góry wszystko obserwował.
Czasem tylko nagle znikał,
ale wtedy gdy polował.
Nigdy go nie było dłużej
niż dwie lub trzy godziny może.
Jednak teraz jego nie ma,
odkąd jestem tu na dworze.
Coś się chyba stać musiało
w myślach już domysły snuje,
pewnie gdzieś na drzewie siedzi
i nas z dala obserwuje.
Nie przesadzaj już Leonie!
Wnet Leopold mu przerywa.
Już nie musi nas pilnować,
jego sprawa gdzie przebywa.
My zaś drogi przyjacielu
idąc tempem tym do zmroku,
jak się trochę wysilimy,
to dotrzemy do potoku.
I choć bardzo długą drogę
w jeden dzień obaj przebyli,
wędrowali bez wytchnienia,
nie chcąc tracić nawet chwili.
Jednak słońce jak zegarek
czujnie czas im odmierzało
i nie robiąc sobie przerwy,
po swym niebie wędrowało.
Zanim jednak noc zapadła
obaj stali przy potoku.
Więc namioty swe rozbili,
by nie czekać z tym do zmroku.
Jeszcze tylko międzyczasie
Znajdę mlekiem nakarmili,
sami też kolację zjedli
bowiem również głodni byli.
Aby jutro do wędrówki
każdy z nich był rano gotów,
by odpocząć przed wyprawą,
poszli spać do swych namiotów.
BÓBR
Noc się jeszcze nie skończyła,
ledwo po północy było.
Aż gdy głuche uderzenie
nagle wszystkich obudziło.
Jakby ktoś z ogromną siłą
rzucił czymś olbrzymim w knieje,
wyszli nagle na nabrzeże,
aby sprawdzić, co się dzieje.
Znajda nieco wystraszony
stojąc tuż za ich nogami,
cicho dzielnie powarkiwał,
nasłuchując wciąż uszami.
Wnet pochodnie rozpalili,
bo już ciemno bardzo było.
Chcieli obaj się dowiedzieć,
co takiego się zdarzyło.
Powolutku szli do przodu,
czujnie krzewy przemierzając.
Bez pośpiechu brnęli dalej,
na uwadze wszystko mając.
Wnet nad brzegiem rwącej rzeki
bóbr wyłonił się z ciemności.
Tak był pracą pochłonięty,
że nie spostrzegł swoich gości.
To największy znany gryzoń,
który żyje w Europie.
Zamieszkuje swe żeremia
także nory chętnie kopie.
Choć żeremia są z gałęzi
oraz mułu wykonane,
to budowle bardzo mocne
z wytrwałości swojej znane.
Głównie korą się pożywia,
nie pogardzi gałązkami,
które zbiera nieustannie
w miejscach zwanych spichlerzami.
Nawet całe drzewa bierze,
aby tamy swe budować.
To najlepszy bowiem sposób
by bieg rzeki regulować.
Wnet obrócił się do gości,
którzy z tyłu za nim stali
i nie mówiąc ani słowa
oczy w niego wpatrywali.
Witam drodzy podróżnicy!
Pierwszy do nich się odzywa.
Spoglądając na Leona,
przyjacielsko głową kiwa.
Wszyscy mówią do mnie Bobik.
Bo ja tamy tu buduje.
Właśnie drzewo na kolejną
w tę przepiękną noc szykuje.
Myślę, że wam nie przeszkadzam,
wszyscy są mi wdzięczni za to,
że oczyszczam z krzaków wodę,
gdy nadchodzi ciepłe lato.
Już od dawna na tej rzece
bardzo ciężko sam pracuje,
wciąż gałęzie z niej wyławiam
i porządku tu pilnuje.
Trochę nas tym zaskoczyłeś,
że pracujesz o tej porze.
Cicho pyta się Leopold:
Czemu nie śpisz teraz w noże?
Ach, bo ja drodzy przybysze
nocny tryb życia prowadzę,
wtedy z moją ciężką pracą
bardzo dobrze sobie radzę.
Nikt mi wtedy nie przeszkadza,
gdy tę rzekę reguluje.
Wtedy czuje się swobodnie,
kiedy nocą tu pracuje.
Choć czasami bywa głośna,
nie dokucza to nikomu,
bo zazwyczaj o tej porze
wszyscy siedzą sobie w domu.
Wiedzą, że ktoś musi
rwącą wodę kontrolować,
ze wszystkiego ją oczyszczać
i porządku tu pilnować.
Ja się wam już przedstawiłem,
a wy co tutaj robicie?
I dlaczego o tej porze
w swoich domach już nie śpicie?
Jeden spojrzał na drugiego
z nieco jeszcze senną miną,
wnet Leopold odpowiada,
co wędrówki jest przyczyną:
Po wyprawie bardzo długiej
my do domu powracamy,
a przyszliśmy nad tą rzekę,
bo gdzieś tutaj tratwę mamy.
Jednak późno się zrobiło,
gdy nad wodę dotarliśmy.
Więc by nabrać sił przed rankiem,
obaj szybko spać poszliśmy.
Nagle hałas nas obudził,
jakby coś się przewróciło.
Resztę chyba znasz historii,
to nas tutaj sprowadziło.
Więc to waszą małą tratwę
nurt dziś porwał wcześnie z rana,
bardzo przykro mi koledzy,
lecz źle była przywiązana.
Gdy im Bobik to powiedział,
obaj strasznie się zmartwili.
Jednak mowy nie przerywał,
mimo że posępni byli.
Cóż wam mogę rzec w tej sprawie
moi drodzy podróżnicy,
tylko to, że jest tu z wami
pierwszy stolarz w okolicy.
Mówiąc to, wnet się podrywa
i przed nimi dumnie staje.
Mowę swą kontynuując,
im do słowa dojść nie daje.
Myślę, że w tej trudnej sprawie
wszyscy sobie pomożemy.
Gdy będziemy współpracować,
razem przejście zbudujemy.
Takie, które będzie mocne
oraz trwale las połączy
i ten bezsensowny podział
raz na zawsze tu zakończy.
Ja potrzebny wam materiał
w jedną noc sam przyszykuje
oraz z drugiej strony rzeki
liny jeszcze zamocuje.
Moje zęby niczym piły
drzewo równe przygotują,
aby jeszcze było gładkie,
wszystko pięknie okorują.
Wam zostanie tylko rano
w jedną całość wszystko złączyć.
Myślę, że tak do południa
powinniście wszystko skończyć.
Więc was teraz chcę zapytać:
Co o planie tym myślicie?
Jeśli drzewo przygotuję
czy dwa brzegi połączycie?
Wojownicy wnet spojrzeli
bez pośpiechu w swoją stronę
i po chwili wykrzyknęli:
Wszystko to będzie zrobione!
A Leopold zachwycony
mówić dalej nie przestaje.
Gdy emocje już opadły,
wnet od siebie sam dodaje:
To jest pomysł doskonały!
Nagle entuzjazmem tryska.
Bo nie tylko nam pomoże,
cały lasek na tym zyska.
Znów zwierzęta będą mogły
podróżować w obie strony.
Tak jak kiedyś to bywało,
gdy był mostem połączony.
Leon, widząc jego radość,
cicho się z kolegi śmieje.
I po chwili głośno mówi:
damy radę! — mam nadzieje.
Też uważam, że dla wszystkich
jest to dobre rozwiązanie.
Jednak teraz odpocznijmy,
zanim słońce rano wstanie.
Międzyczasie nocą Bobik
cały towar przygotuje.
Drzewo potnie na kawałki,
wszystko sprawnie przyszykuje.
Gdy już plan swój ustalili,
każdy poszedł w swoją stronę,
bo do rana bardzo dużo
miało jeszcze być zrobione.
Wojownicy, by odpocząć,
pod namioty się udali.
A bóbr poszedł drzewa szukać
do budowy dobrych bali.
Tuż przed świtem na nabrzeżu
wszystko było już gotowe,
aby mogli wcześnie rano
wziąć się obaj za budowę.
GOŁĄB
Rano, kiedy wszyscy wstali,
wnet w dół rzeki podążyli.
Żeby sprawdzić, czy bóbr zrobił,
to, co razem ustalili.
A gdy byli już na miejscu,
w którym rzekę przekraczali,
zobaczyli całą stertę
równo ściętych, świeżych bali.
Ależ on jest pracowity!
Jeden mówi do drugiego.
Musiał całą noc to robić
Leopoldzie mój kolego.
I nie tracąc więcej czasu,
Leon wnet kontynuuje:
a więc teraz nasza kolej
zaraz liny przygotuje.
Trzeba je po naszej stronie
bardzo dobrze przymocować,
aby do nich bez problemu
wszystkie belki po montować.
Dość pospiesznie, lecz dokładnie
wszystko wspólnie planowali,
żeby pomost był stabilny
nieustannie o to dbali.
A tymczasem mały Znajda
wszystko wokół obszczekiwał.
Biegał, skakał oraz psocił,
mówiąc krótko — dokazywał!
Wciąż gdzieś znikał, kogoś gonił
i przyglądał się przyrodzie.
Wszystko to go ciekawiło,
czuł się tu jak ryba w wodzie.
Międzyczasie dwaj rycerze
belki dalej montowali.
Żeby pracę swą umilić,
tak ze sobą rozmawiali:
Teraz drogi Leopoldzie
dużo zmieni się w tym lesie,
bo gdy pomost ten skończymy,
wszystkim korzyść on przyniesie.
Będzie można bez problemu
po tym miejscu podróżować
oraz tylko gdy zechcemy
w karczmie Marty się stołować.
Zatem tylko same plusy
tej krainie most przyniesie,
bo naprawdę jest potrzebny
oraz złączy wszystkich w lesie.
Gdy tak z sobą rozmawiali,
gołąb, lecąc do gospody,
wylądował na kamieniu,
by się napić zimnej wody.
Chciał odpocząć sobie chwilę
rozprostować swoje kości,
bo on prawie jak listonosz
wszędzie nosił wiadomości.
W tamtych czasach to najszybszy
sposób słania informacji
oraz pomysł, by uniknąć
niepotrzebnych komplikacji.
Wnet Leopold się odezwał,
widząc ptaka na kamieniu:
Może zejdziesz z tego słońca
i odpoczniesz sobie w cieniu?
Widać, że zmęczony jesteś,
pewnie długo podróżujesz.
Mam w plecaku dobre ciastka,
jeśli zjeść coś potrzebujesz.
Nie czekając na odpowiedź,
wnet gołębia poczęstował,
który dziobem biorąc ciastko,
grzecznie jemu podziękował:
Jestem wdzięczny za łakocie,
bo już długo podróżuję.
A że listy ja roznoszę,
więc się rzadko zatrzymuję.
Poczta to poważna sprawa
i ja też tak to traktuję.
Więc niewiele odpoczywam,
cały dzień ją przekazuję.
W ciągłym ruchu zawsze jestem,
takie jest posłańca życie.
Wy też obaj pracujecie,
bo ten pomost tu robicie.
Jednak jak po drugiej stronie
liny żeście umieścili?
Jak nie mając żadnej łodzi,
dwaj rycerze to zrobili?
Spoglądając w jego stronę,
Leon wnet mu odpowiada:
To zawiła jest historia.
Mówiąc to, powoli siada.
Kiedy szliśmy w tym kierunku,
duży sokół nam pomagał.
Pierwszą linę na tym drzewie
nie lądując, sam zakładał.
Później wspólnie z Leopoldem
małą tratwę zrobiliśmy,
dzięki której na tę stronę
z wielkim trudem dotarliśmy.
Jednak gdy w powrotnej drodze
nad ten potok wróciliśmy,
to nam sokół gdzieś zaginął
oraz tratwę straciliśmy.
Chwila, chwila moi drodzy
czy mówicie wy o Rokku?
Nagle gołąb się odezwał,
będąc chyba w lekkim szoku.
No bo jeśli o nim mowa
to was chyba poszukuję.
Gdyż spotkałem go po drodze
i pomocy potrzebuję.
Kazał w stronę karczmy lecieć,
by odnaleźć dwóch rycerzy.
Gdyż pojmali go myśliwi
i trzymają, w swojej wierzy.
Trzeba zatem się pospieszyć,
zanim obóz swój spakują.
Żeby sprzedać swe zdobycze,
w stronę zamku powędrują.
Trochę macie mało czasu
moi drodzy przyjaciele.
Bo ten bazar jest we wtorek,
więc wyruszą tam w niedziele.
Takie miałem złe przeczucie!
Leon zerwał się na nogi.
Gdyż nam zawsze towarzyszył
podczas naszej długiej drogi.
Gdy ostatnio nagle przepadł
bez powodu i bez wieści,
już wiedziałem, że coś nie gra!
To wręcz w głowie się nie mieści!
Do niedzieli już niedługo,
bo pięć dni tylko zostało.
Zatem trzeba coś wymyślić
bowiem czasu mamy mało.
No i jest poważny problem,
gdyż jak las ten opuścimy,
to ja nie wiem jakim cudem
tu z powrotem powrócimy.
Znam ja pewną, miłą wróżkę,
której kiedyś pomagałem.
Wyświadczając jej przysługę,
przez przypadek ją poznałem.
Gdzie dokładnie jest ta wieża?
W której Rokka przetrzymują.
Teraz obaj niecierpliwie
szybko ptaka wypytują.
Stoi ona tuż na skraju
dębowego kiedyś lasu.
Żeby zdążyć go uwolnić,
macie bardzo mało czasu.
Jak to dobrze, że was obu
na swej drodze napotkałem.
Bo, by wieści wam przekazać,
szukać długo nie musiałem.
Zatem ruszam w dalszą drogę,
gdyż mam wiele do zrobienia,
a wam życzę moi drodzy
w waszej misji powodzenia.
Po tych słowach dwaj rycerze
wnet gołębia pożegnali
i budując dalej pomost,
tak przy pracy rozmawiali:
Miałeś rację mój Leonie,
że o Rokka się martwiłeś.
A gdy ja ci nie wierzyłem,
ty przejęty wtedy byłeś.
Bardzo dużo bez wątpienia
jemu obaj zawdzięczamy.
Teraz razem współpracując,
jego wolność mu oddamy.
Jak na imię ma ta wróżka?
Której kiedyś pomagałeś.
Ta, o której przy gołębiu
w swej rozmowie wspominałeś.
Leon nagle się zamyślił,
nim koledze odpowiedział.
I przez dłuższą chwilę jeszcze
nic nie mówił — tylko siedział.
Nagle głowę swą podnosi,
do kolegi się odzywa:
Mówią na nią Kruszyneczka,
lecz Iskierka się nazywa.
Mam nadzieję, że pomoże
nam w tej trudnej sytuacji
oraz powie jak postąpić,
udzielając informacji.
Nie ma co marnować czasu,
tylko trzeba most dokończyć.
Żeby teraz jak najszybciej
obie strony lasu złączyć.
Więc skupili się na pracy,
której sporo im zostało.
A powodów, żeby skończyć,
coraz więcej przybywało.
Bo obydwaj teraz chcieli
odbić swego przyjaciela,
jak najszybciej z rąk myśliwych,
gdyż zbliżała się niedziela.
WRÓŻKA
Przed południem nowy pomost,
na tej rzece dokończyli.
Którym razem współpracując,
oba brzegi połączyli.
Dla mieszkańców tego lasu
ta budowa ważna była
i jak dawniej wszystkich razem
teraz w jedność połączyła.
Jednak czasu brakowało,
aby wspólnie to świętować.
Gdyż musieli ruszać w drogę,
żeby Rokka uratować.
Więc natychmiast wyruszyli
do przytulnej, małej chatki,
gdzie Iskierka swoją różdżką
upiększała magią kwiatki.
Była ona bardzo mała,
ledwie w dłoni się mieściła.
Taka drobna, sympatyczna
i do tego jeszcze miła.
Trochę czasu im zajęło,
zanim dom jej zobaczyli.
Więc od razu zapukali,
by nie tracić nawet chwili.
Jednak drzwi nikt nie otworzył,
mimo że tam trochę stali,
aż zobaczył ją Leopold
pośród kwiatów, hen w oddali.
Nagle różdżkę swą uniosła,
gdy ich tylko zobaczyła,
coś pod nosem wyszeptała
i po chwili przy nich była.
Przy swym domku wnet stanęła,
który z liści był zrobiony.
A dach kwiaty pokrywały,
ozdabiając obie strony.
Gdy spojrzała na Leona,
szybko mu buziaka dała.
Taka była przeszczęśliwa,
gdyż go dawno nie widziała.
Gdy emocje już opadły,
czule patrząc się na niego,
cichym głosem wyszeptała:
Co tam słychać mój kolego?
Tak dawno cię nie widziałam,
a mieszkamy w jednym lesie.
Bardzo dużo dobrych wieści
echo na twój temat niesie.
Nie mam czym was poczęstować,
rzadko gości tu przyjmuję.
Jeśli jednak czegoś chcecie,
to coś dla was wyczaruję.
Och! Jak zwykle jesteś miła.
Leon wróżce odpowiada
i ze swoim przyjacielem
przed jej domem wolno siada.
Eh! Niestety moja droga,
nie przyszliśmy w odwiedziny…
Mówiąc, smutek swój ukrywa,
mimo swej wesołej miny.
Bo ostatnio nasz przyjaciel
został w sidła pochwycony,
za granicą tego lasu
przez myśliwych jest więziony.
Wspólnie chcemy go uwolnić,
lecz nie wiele czasu mamy!
A musimy jemu pomóc,
gdyż mu dużo zawdzięczamy.
Jednak żeby go ocalić,
trzeba lasek ten porzucić.
Więc przyszedłem, aby spytać:
Czy jest sposób, by tu wrócić?
Bowiem przez ostatnie lata,
które w miejscu tym spędziłem,
ta kraina jest mym domem,
bardzo się z tym miejscem zżyłem.
Wróżka patrząc na przybyszy,
w ich kierunku podleciała,
po czym swoim miłym głosem
czule do nich powiedziała:
Wszystko w życiu ma przyczynę
oraz powód by istniało
i ostatnio z waszą trójką
bez wątpienia tak się stało.
W jakimś wyższym, ważnym celu
coś was tutaj sprowadziło,
by wypełnić przeznaczenie,
waszą trójkę połączyło.
Leopoldzie ty, po runo
za chochlikiem tu trafiłeś,
dzięki czemu swe królestwo
przed chaosem ocaliłeś.
Ty z kolei mój Leonie
długo w miejscu tym czekałeś.
By mu pomóc znaleźć runo,
taką właśnie misję miałeś.
A wasz Znajda mały nicpoń,
który zawsze wszędzie wejdzie,
mówiąc krótko bez ogródek,
jego czas jeszcze nadejdzie.
Nikt naprawdę tego nie wie,
co jest jego przeznaczeniem.
Można tylko być uczciwym
i żyć w zgodzie z otoczeniem.
Teraz wiemy, że w tym miejscu
wszystko macie załatwione,
zatem wyjście z tego lasu
to jest bilet w jedną stronę.
Jednym słowem chcesz powiedzieć,
że tu nigdy nie wrócimy!?
Choćby wszystko się udało,
my w to miejsce nie trafimy!?
Tak dokładnie moi drodzy
rolę swoją spełniliście.
Odpowiada wnet Iskierka:
Wszystko tu już zrobiliście.
A więc trzeba dać wam powód,
byście mogli razem wrócić.
Zaraz szybko coś wymyślę
nie musicie już się smucić.
Weźcie z sobą ten talizman,
on was zawsze tu sprowadzi.
Dając klejnot Leonowi
tak im przy tym dobrze radzi:
Macie teraz coś mojego
co musicie kiedyś zwrócić.
Puki jest on w waszych rękach,
zawsze tu możecie wrócić.
Z chęcią drogi przyjacielu
bym na zawsze ci go dała,
lecz nie mogę tego zrobić,
bo w ten sposób tylko działa.