E-book
4.41
drukowana A5
16.32
drukowana A5
Kolorowa
36.1
Przygody Krzysia i Piotra

Bezpłatny fragment - Przygody Krzysia i Piotra

Objętość:
50 str.
ISBN:
978-83-8245-397-3
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 16.32
drukowana A5
Kolorowa
za 36.1

Rozdział I

Kto ukradł buraki?

Jestem Krzyś. Mam siedem lat. Całkiem dobrze już czytam, liczę, śpiewam, gram w Minecrafta i należę do LSO. Aaaa, wy pewnie nie wiecie, co to jest LSO? LSO to znaczy Liturgiczna Służba Ołtarza. Jestem kandydatem na ministranta. Mój starszy brat Piotrek ma dwanaście lat i jest już ministrantem od kilku lat, a za tydzień zostanie lektorem. Piotrek jest fajnym bratem. Razem ze mną gra w Minecrafta, rzeźbi postacie z gliny, potrafi upiec chleb, ciasto murzynek, ciasteczka z cynamonem i kotlety mielone i tak jak ja należy do LSO. No tak, ale to miał być rozdział o tym, kto ukradł buraki. Zaraz wam opowiem. Wszystko zaczęło się od mojego narzekania…

— Piotrek pobaw się ze mną, bo mi się nudzi!

— Krzysiu, ty narzekasz! A wiesz, co to jest narzekanie?

— Co?

— Narzekanie jest oznaką słabości! A człowiek nigdy się nie nudzi, bo ma aż trzy życia!

— Jak to trzy?

— W niebie, na ziemi i w Minecrafcie — odparł Piotr — możemy zagrać razem na serwerze w Minecrafta.


I właśnie w Minecrafcie zostałem okradziony z buraków! Wybudowałem sobie niewielki zamek, w którym zamieszkał książę Krzysimir. Obok zamku wykopałem podziemną spiżarnię, w której zgromadziłem zapasy buraków. Wcześniej oczywiście posadziłem sadzonki na polu, a kiedy buraki wyrosły, zebrałem je i zapasy umieściłem w spiżarni, żeby książę Krzysimir mógł przeżyć, bo Piotrek mówi, że w Minecrafcie chodzi o to, żeby przeżyć. Wszedłem na serwer, żeby zobaczyć jak wygląda osada wybudowana przez Piotrka. On też miał zamek Jego zamek posiadał wysoką wieżę podobną do kościoła, a nieopodal był wybudowany płot, a za płotem coś gdakało. Podszedłem tam bliżej i zobaczyłem, że to były kury. Jakieś takie dzikie, bo jak zobaczyły księcia Krzesimira z mieczem w dłoni to pouciekały i wtedy nagle usłyszałem okropne krzyki Piotra:

— Zaraz cię zbanuje, Krzyś, przegoniłeś moje kury!

No i się zaczęło. Piotr skierował do mojej spiżarni jakiegoś dziwnego stwora, który był szary i niemal przezroczysty jak mgła. Moja spiżarnia wyglądała jak zadymiona, a kiedy tam poszedłem, żeby przegonić dziwną zjawę, zobaczyłem, że zniknęły moje buraki.

— Piotrek, ukradłeś mi buraki!

— A ty przegoniłeś moje kury!

— Oddaj mi buraki!

— To nie ja je ukradłem — upierał się Piotrek.

— A kto?

— Masz myszy w zamku i one zjadły buraki. A wiesz jak się nazywają te myszy?

— Nie wiem, jak? — zapytałem.

— Krzysiki! Krzysiki zjadły twoje buraki!

Bardzo mnie to co powiedział Piotrek zdenerwowało, dlatego wpadłem do jego pokoju i wyłączyłem mu komputer. On wtedy ze złości się zrobił czerwony jak burak i rozpoczął wojnę pluszakową. Za paskiem spodni poumieszczał sobie pluszaki i kiedy tylko wszedłem jeszcze raz do jego pokoju zaczął je wyjmować i rzucać we mnie jak granatami. Wtedy do akcji wkroczyła mama i dała nam bana na komputer, powiedziała, że za dużo gramy i potem się kłócimy. Powiedziała też, że wieczorem tata nam przywiezie coś, co zastąpi nam Minecfarta. Obydwoje z Piotrem byliśmy smutni, bo wiadomo, ze Mincerafta nic nie zastąpi!

Pod wieczór tata stanął w drzwiach z wielkim pudłem. Piotrek rozpakował je z ciekawością. W środku był zamek. Wysokie, szare mury, otwierana brama, zwodzony most, wieżyczki z czerwonymi dachami i złotymi flagami. A oprócz zamku tata wręczył nam dwie skrzynki pełne rycerzy. Jedni byli czarni a drudzy srebrni. Ustaliliśmy z Piotrem, że jak będę dowodził srebrnymi rycerzami, a on czarnymi i rozpoczęliśmy walkę o zdobycie zamku. Bawiliśmy się aż do nocy. To było tak fajne jak gra w Mincecrata. No, prawie, bo wiadomo, Minceraft jest najfajniejszy. Jednak w nocy stało się coś, co nawet w Minecrafcie nigdy by się nie zdarzyło.

Rozdział II

Tajemnicze Królestwo

— Słyszysz, Piotrek, słyszysz?! Coś chrobocze w zamku! — zawołałem Piotrka w środku nocy, słysząc niepokojące odgłosy dochodzące z półki, na której stał zamek.

— Nic nie słyszę, daj mi spać!

— Posłuchaj, ktoś puka do bramy!

— Rzeczywiście — Piotr zerwał się na równe nogi.

Podszedł na palcach do zamku. Przy bramie zgromadzili się jego czarni rycerze. Pukali do drzwi, a w środku znajdowali się srebrni rycerze.

— Oni ożyli! — krzyknąłem ze zdumieniem.

Piotr podniósł jednego rycerza i nagle wypuścił go z rąk.

— Au — ukułem się jego mieczem — syknął z bólem Piotrek i nagle zamilkł.

— Piotr! — zawołałem, ale on nic nie odpowiedział. Zapaliłem światło w pokoju i zobaczyłem z przerażaniem, że Piotr zniknął. W miejscu, w którym przed chwilą stał mój brat — leżał teraz rycerz, który miał na sobie miniaturową koszulkę z Spidermanem. W takiej samej koszulce tylko oczywiście dużo większej, Piotrek położył się spać.

— Hej, tu jestem! — odezwał się mały rycerz — to ja Piotr.

Pomyślałem, że Piotr zamienił się w rycerza, kiedy ukuł się mieczem. To tak jak spider man został nim, kiedy ukąsił go pająk. Wziąłem do rąk tego samego rycerza z mieczem, który miał również Piotrem tuż przed zamienieniem się w rycerza i po chwili poczułem, że wszystko zawirowało a ja unoszę się w powietrzy po czym z wielką szybkością padam w dół.

— O, jesteś! — Piotrek się ucieszył, widząc, ze i ja zostałem miniaturowym rycerzem.

Nagle tuż nad naszymi głowami rozległ się dziwny świst. Spojrzałem w górę. Z zamkowej wieży czarni rycerze wypuścili w naszym kierunku strzały. Nagle jedna z nich boleśnie trafiła mnie w ramię.

— Jesteś ranny — zawołał z przerażeniem Piotr. Spojrzałem na swoje ramię i zobaczyłem tkwiącą w nim strzałę a kiedy jeszcze spostrzegłem krople krwi spadające na ziemię, zamknąłem oczy i poczułem, że upadam na ziemię. Piotrek jednak w ostatnim momencie chwycił mnie w swoje ramiona i na swoich rękach zaniósł do wnętrza zamku. Natychmiast otoczyła nas straż zamkowa.

— Kim jesteście? — zawołał groźnie jeden ze strażników.

— Nie mam teraz czasu na wyjaśnienia, mój brat jest ranny!

Zaprowadzimy was przed oblicze króla Rajmunda. Niech on zadecyduje czy będziemy ratować twojego brata! — zadecydował strażnik.

Kiedy wprowadzono nas do sali tronowej, król Rajmund przeglądał się akurat w lustrze. Strażnik powiedział mu, że dwóch intruzów wdarło się do królestwa, jeden z nich jest umierający. To było o mnie, czy naprawdę byłem umierający?! Pewnie tak, bo nie miałem siły stanąć na własnych nogach. Piotrek cały czas mnie niósł. Fajnie jest mieć, dobrego brata, na którego można liczyć w każdej sytuacji.

— Panie, czy wezwać uzdrowiciela Kalma? — zapytał strażnik.

— Nie przeszkadzaj mi! — zdenerwował się król Rajmund- przymierzam właśnie nowy płaszcz — doradź mi, lepszy będzie ten z futrem gronostajowym czy ten obszyty czerwonym aksamitem? Mów, bo inaczej skrócę cię o głowę!

— Panie, tobie dostojnie w każdym płaszczu, ale ten z czerwonym aksamitem najlepiej rozjaśnia królewskie oblicze.

— A zatem, dobrze, jestem zadowolony z twojej odpowiedzi. A teraz, precz stąd, będę się przebierał!

— Ale czy wezwać uzdrowiciela Kalma?

— A po co?

— Do tego małego, rannego rycerza.

— Ech, nie, zabierzcie go stąd do korytarza!

— Ale pobrudzi krwią nasz zamek! Może lepiej wezwać Kalma, żeby było czysto?

— A no skoro pobrudzi, to tak wezwijcie ale nie Kalma, on jest taki smutny, poważny i nudny z tymi swoimi pouczeniami, że nie wolno przeklinać i jeść za dużo landrynek! Sprowadźcie maga Amlaka! On jest zawsze wesoły, wszystkie rozdaje landrynki i można przy nim przeklinać do woli!

— Ale Amlak nie leczy ran! A krew brudzi posadzkę — strażnik najwidoczniej wiedział jak przemawiać do króla Rajmunda, by ten zgodził się na przyjście uzdrowiciela.

— No dobrze, skoro tak, niech przyjdzie Kalm!


**

Kalm był wysoki i smukły, miał na sobie białą tunikę do ziemi, przewiązaną rzemykiem i zwykłe sandały. Patrzył na mnie swoimi błękitnymi oczami, w których było wiele troski i czułości. Głos miał miły, łagodny, niski. Wyrwał jednym stanowczym pociągnięciem strzałę z mojej rany. Przyłożył dłonie do miejsca, w którym tkwił grot. A potem powiedział, że będę zdrowy. Następnego dnia obudziłem się przepełniony radością, bez bólu, gotowy do działania. Piotrek się ucieszył bardzo, że wyzdrowiałem i zapowiedział, że dzisiaj musimy przedostać się do naszego świata, bo na pewno rodzice martwią się z powodu naszego zniknięcia. Wyszliśmy więc z zamku, by poszukać drogi powrotnej do domu., Na dziedzińcu stał taki tłum rycerzy i mieszkańców osady, że nie mogliśmy się nigdzie przedostać.

— Co się stało, że tutaj taki tłum się zgromadził — zapytał Piotrek wędrowca, który stał trochę z boku i przypatrywał się temu, co działo się na dziedzińcu.

— Będzie sąd! — odparł wędrowiec — ktoś doniósł królowi Rajmundowi, że uzdrowiciel Kalm uważa się za potężniejszego od niego, bo potrafi uzdrawiać. I teraz król Rajmund skaże go za to na śmierć!

— Ale on uratował mojego brata! -zawołała Piotr z oburzeniem.

— Wielu ludzi uratował — odparł wędrowiec, ale król Rajmund chce być najważniejszy i nie pozwoli, by ktoś był potężniejszy od niego.

Piotrek chwycił mnie za rękę i wbiegliśmy na środek dziedzińca, na którym stał Kalm ze związanymi dłońmi a do niego zbliżał się łucznik ze śmiercionośną strzałą, by pozbawić go życia.

— Nie wolno zabijać tego człowieka — krzyknął Piotr — on uzdrowił mojego brata!

Pokazałem ślad po grocie tłumowi, aż rozległ się pomruk zdumienia.

— Aaa, to znowu wy! — tuż obok usłyszeliśmy głos króla Rajmunda — skoro tak bronicie Kalma, to zrobimy inaczej.

— Uwolnisz go? — zapytałem z nadzieją.

— Nie! — odparł stanowczo Rajmund — niech tutaj zebrani zadecydują kogo mam uwolnić. Oprócz Kalma rozkazałem aresztować magika Amlaka, który jak mi doniesiono uważa się za wielkiego czarnoksiężnika. Tego, kogo wybiorą zebrani, tego uwolnię! — oznajmił król Rajmund.

— Uwolnij Kalma — zawołał Piotr.

— Wybieramy Kalma — wtórowałem bratu co sił w głosie.

Ale tłum wołał:

— Chcemy Amlaka! Uwolnij Amlaka!

I król Rajmund darował życie Amlakowi.


— Dlaczego oni wybrali Almaka? Przecież Kalm ich uzdrawia?! — zapytałem z żalem wędrowca stojącego nieco z boku.

— To proste. Almak jest wesoły, robi magiczne sztuczki, rozdaje wszystkim landrynki i pozwala robić co się chce a namawia wszystkich, żeby przeklinali ile chcą. A Kalm zwracał im uwagę, żeby byli grzeczni.

— Ale Almak im nie pomoże, kiedy zachorują!

— Oni nie myślą teraz o tym — odparł ze smutkiem wędrowiec.

Straże otoczyły Kalma. Postawiono go przy murze zamkowym, a łucznik wymierzył do niego z łuku. Strzała przebiła jego serce i padł martwy na ziemię. Kiedy tłum się rozszedł podbiegliśmy do Kalma. Leżał bez życia na środku dziedzińca. Rozpłakałem się, bo było mi bardzo smutno, że taki dobry uzdrowiciel bez powodu został oskarżony niesłusznie i skazany na śmierć.

— Trudno, Krzyś, nic już nie poradzimy. Musimy pomyśleć o tym, jak wrócić do domu — Piotrek próbował mnie odciągnąć od Kalma. Odszedłem niechętnie, bo rozumiałem, że nie można się smucić w nieskończoność. Trzeba działać dalej i poszukać drogi do domu. Weszliśmy razem z Piotrem w wąską uliczkę nieopodal zamku. Wtedy nagle usłyszeliśmy za plecami miły, niski głos jakiegoś mężczyzny.

— Musicie iść do końca ulicy. Nie możecie oglądać się za siebie, choćby nie wiem, jakie straszne dźwięki dochodziły do was zza waszych pleców, wtedy przedostaniecie się do domu.

Odwróciwszy się i z radości wykrzyknąłem.

— Kalm, to ty, żyjesz?!

— Tak. Wyrwałem strzałę z serca i znowu żyję. Będę żył zawsze, bo królestwo moje nie jest z tego świata. Wracajcie do domu! Pamiętajcie o mojej radzie, by nie oglądać się za siebie. Nagle mgła, która otoczyła dziedziniec zamkowy, stała się tak gęsta, że straciliśmy z oczu Kalma. Postanowiliśmy iść mimo słabej widoczności przed siebie, aż do końca ulicy. Jednak straszne krzyki zaczęły dochodzić do nas. „Zostańcie, nie idźcie dalej, przeklęci!” Chciałem obejrzeć się za siebie, żeby zobaczyć kto tak strasznie krzyczy, jednak pamiętałem radę Kalma. I Piotrek też o niej pamiętał, dlatego dotarliśmy do końca ulicy. Panowała tam całkowita, absolutna ciemność.

— Jeszcze jeden krok — zachęcał mnie Piotr, który wyczuł, ze boję się iść dalej. Posłuchałem go i wtedy nagle poczułem, ze spadam w dół.

— Co ty wyprawisz? Zeskoczyłeś z szafy prostu na mnie!

Ze zdumieniem, ale i radością zobaczyłem, ze znowu jestem w naszym pokoju.

— Nie skoczyłem z szafy, tylko wróciliśmy przecież z zamku!

— Tak! Zamek stoi na półce! Coś ci się chyba przyśniło! — Piotr był naprawdę na mnie zły i zrozumiałem, że nic nie pamięta z naszej nocnej wyprawy. Postanowiłem więc nie ciągnąć tego tematu. Dobrze, że z nas dwóch chociaż ja zapamiętałem wizytę w królestwie nie z tego świata.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 4.41
drukowana A5
za 16.32
drukowana A5
Kolorowa
za 36.1