E-book
7.35
drukowana A5
27.06
Przyciąganie

Bezpłatny fragment - Przyciąganie


Objętość:
105 str.
ISBN:
978-83-8189-002-1
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 27.06

1

Odkąd zakończyłam swój burzliwy związek — zakończyłam to chyba złe słowo, bo zostałam porzucona w dniu ślubu, przez faceta, z którym byłam pięć lat i wydawało się, że wszystkie wichury, sztormy, tornada mamy za sobą i nic nie może nas złamać. Okazało się, że może — Iga. Jego współpracownica, a teraz to już chyba nawet jego zastępczyni, w największej firmie nieruchomości w kraju. Sama nie wiem czy byłam aż tak ślepa czy po prostu moje bezgraniczne zaufanie do niego mnie zwiodło. Tak czy inaczej stało się, a ja spakowałam swoje rzeczy i odeszłam z firmy, bo po czymś takim nie mogłam pracować w ohydnym trójkącie i udawać, że nic się nie stało. Michał próbował mnie namawiać, że to wszystko było z jego winy i nie powinnam odchodzić tylko dlatego, że nam się „nie udało”. Nie chciałam wchodzić z nim w przepychanki słowne na temat tego, że jego zdaniem po prostu nam się nie udało, a ja nazywałam sprawę po imieniu, że zostałam porzucona w okrutny i niewybaczalny sposób. Mimo wszystko jest dobrze wychowana i pracuję z ludźmi, więc nie mogę sobie pozwolić na niekontrolowane wybuchy czy grymasy, więc z gracją i udawaną obojętnością wytłumaczyłam, że ta praca mnie totalnie wyczerpała i chciałabym spróbować czegoś nowego, a nasze rozstanie pomogło mi nareszcie podjąć decyzję o odejściu. Michał był zszokowany, ale nie próbował ukryć zadowolenia, że jego narzeczona będzie od teraz pracować z nim jako jego zastępca. Swoją drogą zastanawiałam się wtedy czy oświadczając się jej w dniu naszego ślubu, dał jej mój pierścionek czy nowy leżał gdzieś ukryty kupiony dawno temu, a ja go nie znalazłam, bo nie miałam w zwyczaju przeszukiwać cudze rzeczy. Nie miałam okazji tego sprawdzić, bo w dniu kiedy oficjalnie złożyłam wypowiedzenie Iga dziwnym przypadkiem była na zwolnieniu, co było wiadome, że nie po prostu nie chciała się ze mną spotkać po tak krótkim czasie, odkąd na weselu udawała, że jesteśmy z Michałem najwspanialszą parą na świecie i mamy szczęście, że się spotkaliśmy. Nie rozumiem dlaczego przede mną uciekła, bo chociaż znałyśmy się krótko to doskonale wiedziała, że nigdy nie pozwalam sobie na upust emocji w pracy. Zresztą nigdy nikogo nie ochrzaniłam mimo, że wewnątrz mój wulkan wzbierał na sile, chociaż nigdy wcześniej nie znalazłam się w sytuacji kiedy twój prawie mąż zostawia cię dla innej. Muszę przyznać, że jak na siebie zachowałam się bardzo przyzwoicie, bo zamiast rzucać czym popadnie, wymierzyłam Michałowi solidny policzek i rzuciłam obfitą wiązankę wulgaryzmów. Zawsze stałam w obronie kobiet i nawet w tej sytuacji uważałam, że Iga w tej całej sytuacji jest najmniej winna.

Teraz zmieniłam swoje życie, chociaż nadal dekorowanie wnętrz jest moim zawodowym zajęciem, ale pracuję na własny rachunek, mam w planach założyć własną firmę, ale to jeszcze za szybko. Minął rok odkąd porzuciłam, życie zawodowe, które biegło w szalonym tempie jednocześnie planując bajkowy ślub. Postanowiłam, że w tym roku zajmę się swoim hobby i właściwie drugim zawodem — Wedding Planer. Brzmi dosyć paradoksalnie patrząc na moją przeszłość, ale ja uwielbiam śluby. Jako dekoratorka wnętrz zawsze wyznawałam zasadę, że dom bez kwiatów nie jest domem i zawsze starałam się wprowadzić ich jak najwięcej, w szczególności flower boxy, które dodają wnętrzu charakteru, a mały biały parapet zyska kolor takim małym pudełeczkiem. Pracowałam chwilę w agencji, która organizowała śluby i wesela, ale porzuciłam ją, ponieważ poznałam wtedy Michała i jego propozycja była nie do odrzucenia. Spotykaliśmy się już od roku, kiedy zaproponował, że z moim wyczuciem aranżacji i estetyką do pięknych wnętrz pomogę mu wznieść jego firmę na wyżyny. Długo zastanawiałam się nad jego propozycją bo oba zawody były dla mnie ważne i w każdym odnajdywałam radość i spełnienie, ale jego firma wymagała ode mnie całkowitego zaangażowania, więc postanowiłam porzucić swoje ślubne marzenia i spróbować czegoś na większą skalę. W gruncie rzeczy nie była to zła praca, bardzo ją lubiłam, ale w tak dużej firmie był to jednak wyścig szczurów, który nie do końca przynosił satysfakcję. Zdobyte tam doświadczenie otworzyło mi jednak dużo drzwi, więc nie uważam tych czterech lat za stracone, ale ja należę do ludzi, którzy lubią próbować nowych rzeczy i potrzebowałam tej zmiany, żeby spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Wbrew pozorom praca przy organizowaniu ślubów sprawiała mi teraz dużo więcej radości niż dekorowanie wnętrz. Pomimo swojego nieudanego wesela zawsze rozczulałam się nad każdym ślubem, który przyszło mi organizować, niczym Jennifer Lopez w filmie Powiedz tak. To jest jednak pewnego rodzaju magia, której nie da się opisać słowami, ale atmosfera, która panuje jest bajkowa i przepełniona miłością. Chyba jak każda kobieta marzyłam o wyjątkowym ślubie i mimo wszystko nadal marzę. Może dostąpię kiedyś tego zaszczytu.


***

— Och, jak dobrze zdjąć te szpilki. Kocham je, ale jednak cały dzień chodzenia w nich daje się we znaki. — Opadłam na kanapę.

— Ja od zawsze cię podziwiam, że ty w nich chodzisz całymi dniami. Dla mnie pięć minut to wieczność. — Maria postawiła przede mną kieliszek z czerwonym winem.

— Jestem ciekawa jak pójdziesz do ołtarza. Sądzę, że ksiądz nie będzie zachwycony jak zobaczy trampki. — zaśmiałam się upijając łyk z kieliszka.

— Nie będzie widział co mam na nogach. Wybiorę długą suknię i kto będzie wiedział co mam pod sukienką na nogach?

— Ja! — krzyknęłam klaszcząc w dłonie. — Hola, hola! Czy ja o czymś nie wiem? Od kiedy ty chcesz wziąć ślub w długiej sukni? Nigdy ich nie lubiłaś! — spojrzałam na nią zaskoczona.

— Po prostu sama nie wiem co zrobić. To wszystko dzieje się za szybko. Wiesz, że ja nigdy nie planowałam ślubu i nie lubiłam się stroić. — Maria usiadła ciężko na kanapie.

— Wiem, ale ślub to niesamowite doświadczenie, wiem, wiem na własnej skórze trochę inaczej tego doświadczyłam, ale wiesz siedzę w branży jakiś czas i po prostu wiem z obserwacji. Masz wspaniałego faceta, który nosi cię na rękach, kochasz go, ma dobrą pracę. Czego chcesz więcej? — spojrzałam w jej oczy.

— Sama nie wiem. Boję się, że to wszystko jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe. — na jej twarzy malował się strach.

— Pamiętasz jak Adam ci się oświadczył, a ty uciekłaś i narobiłaś więcej afery niż Michał na naszym ślubie? — uśmiechnęłam się.

— Nie porównuj tych sytuacji! — zaprotestowała.

— Chce ci tylko uświadomić, że mimo wszystko nie musiał cię długo namawiać na ten ślub i szybko zapomniałaś o strachu, który cię ogarnął przy wymarzonych słowach dla każdej kobiety. — złapałam ją za rękę.

— Może masz i racje, ale znasz mnie tyle lat i dobrze wiesz, że jestem panikarą. Boję się dużych zmian. Ty jesteś bardziej opanowana i spokojna. — przewróciła oczami.

— Nieprawda! Nauczyłam się tego w swojej pracy, ale w moim prywatnym życiu dalej panikuję nawet w najdrobniejszych sprawach. Dosyć tego! Już tylko trzy tygodnie zostały do twojego ślubu i musimy się wziąć do roboty. Przemyśl wszystko na spokojnie bo jutro idziemy wybierać sukienkę, żadnych ale! Nie przyjmuję do wiadomości sprzeciwów, zwolnień lekarskich, niedyspozycji i co tam jeszcze sobie wymyślisz. — stanęłam naprzeciwko niej i podniosłam palec wskazujący.

— Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie! Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. — rzuciła mi się w ramiona.

— No jak to co? Nic! Zginęłabyś! — zaśmiałam się.

— Muszę jeszcze jutro rozesłać zaproszenia, damy radę? — zapytała.

— Jasne. Najpierw wyślemy zaproszenia, a potem idziemy szukać sukienki. Tylko pamiętaj, masz wyglądać zjawisko i będziesz przymierzać tyle sukienek ile wcisnę ci do przymierzalni. — spojrzałam na nią z miną wojownika.

— Tak, wiem, że masz obsesję na tym punkcie. — odwróciła się i poszła do kuchni.

— Ja tylko chcę, żebyś miała piękny ślub, a skoro powierzyłaś go w moje ręce to musisz się spodziewać brylantów, kwiatów i tysiąca dekoracji. — zrobiłam obrót z miną ekscytacji.

— Cześć Kochanie. — Adam wszedł do kuchni i pocałował Marię.

— Cześć Ewelina. — przywitał mnie uściskiem.

— Hejka, a właściwie to dobranoc. Trochę się zasiedziałam a mamy jutro ważny dzień, więc będę już lecieć. Dzięki za gościnę. — uścisnęłam oboje na pożegnanie.

— Ewelina! — Maria pobiegła za mną do przedpokoju. — Jesteś naszym honorowym gościem i moją świadkową, więc dostajesz do rąk własnych. — wręczyła mi zaproszenie.

— Dziękuję bardzo! To dla mnie zaszczyt być na waszym ślubie!

— To my mamy zaszczyt, że zgodziłaś się zorganizować nasz ślub. — Adam objął Marię ramieniem.

— Dosyć tego słodzenia. Wychodzę. Dopilnuj narzeczoną, żeby mnie jutro nie wystawiła z przymierzaniem sukienki. — puściłam oczko do Adama.

— spokojnie. Dostarczę ją osobiście. — zaśmiał się.

— Hej! Ja tu stoję! — Maria pomachała rękoma.

— Ja tylko ostrzegam, że jeśli się wywiniesz nie będziesz już miała prawa głosu w sprawach organizacyjnych. Pa, do jutra. — uściskałam ich.

Wróciłam do domu po 22 i jedyne o czym marzyłam to gorąca kąpiel, ponieważ jutrzejszy dzień naprawdę był dla mnie wyzwaniem. Wyjęłam z torebki kopertę z zaproszeniem. Dwa białe gołębie trzymające w dziobach obrączki, a pod nimi rozpościerała się wstęga, na której widniał piękny napis:

Maria i Adam

15.06.2019

2

Zegarek zadzwonił punktualnie o ósmej, a ja ze zdziwieniem odkryłam, że zasnęłam z zaproszeniem na poduszce. Wczorajszy wieczór spędziłam wspominając swoje przygotowania do ślubu, że wszystko było dopięte na ostatni guzik kiedy wszystkie moje marzenia legły w gruzach, a ja stałam w swojej pięknej białej sukni z tiulem i koronkowymi wstawkami, okryta białym welonem liczącym dwa metry, kiedy Michał stanął przede mną i wydusił, że nie może wziąć ze mną ślubu. Nie wspominam tego, ale to wczorajsze zaproszenie na ślub mojej przyjaciółki, obudziło we mnie wspomnienia. Kiedy chodziłyśmy do szkoły każda z nas broniła się, że nigdy nie weźmie ślubu, parę lat później dyskutowałyśmy, która z nas jako pierwsza wyjdzie za mąż. Zawsze byłam przekonana, że mimo wszystko Maria stanie jako pierwsza na ślubnym kobiercu chociaż moje życie uczuciowe było znacznie bogatsze niż jej. Kiedy patrzę na to z dzisiejszej perspektywy, uważam iż dobrze się stało, że do tego ślubu nie doszło. Z większych lub mniejszych powodów to nie był mężczyzna dla mnie i teraz doskonale to widzę. Nie zapieram się, że nigdy nie wyjdę za mąż, ale też nie jest to moim priorytetem życiowym. Nauczyłam się, że nie warto za bardzo wybiegać w przyszłość i znacznie lepiej mi się żyje odkąd przestałam planować swoją przyszłość i rozmyślać co będzie kiedyś.

Otrząsnęłam się ze stanu upojenia wspomnieniami i ruszyłam do łazienki, żeby się ogarnąć, na szczęście nie wyglądałam jak jeden z upiorów na Halloween, więc nie musiałam dużo czasu poświęcić na doprowadzenie siebie do stanu, w którym będę mogła pokazać się ludziom.

Punkt dziewiąta byłam już na poczcie i czekałam na Marię, żeby wysłała swoje zaproszenia i rzuciła się w wir szukania idealnej sukienki. Po kilku minutach weszła z Adamem.

— Hej! Długo czekasz? — ucałowała mnie w policzek.

— Nie. Dopiero co przyszłam. — przywitałam się z nią uściskiem.

— Dotrzymuję słowa i przekazuję ją osobiście w twoje ręce. — Adam zaśmiał się podając mi rękę.

— Bardzo się cieszę. Teraz już jej nie pozwolę uciec. — spojrzałam na Marię wymownie.

— Traktujecie mnie jak dziecko! Ja nie wiem dlaczego pozwoliłam ci organizować cały mój ślub. Chyba byłam pod wpływem alkoholu. Tak samo jak nie rozumiem dlaczego za ciebie wychodzę. — zrobiła nadąsaną minę.

— Skarbie, przecież tak sobie tylko żartujemy. Chcemy ci tylko pomóc, żebyś nie musiała zaprzątać sobie głowy niepotrzebnymi sprawami. — Adam pocałował ją w czoło.

— Dobra, niech wam będzie. Chodźmy już wysłać te zaproszenia. Skoro czeka mnie dziś trudny dzień chcę go mieć jak najszybciej za sobą. — Maria spojrzała na mnie ostrzegawczo.

— Racja, im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy. To co idziemy? — klasnęłam dłonie.

Maria pożegnała się z Adamem a my wymieniliśmy się uściskiem. Mimo wszystko Maria i Adam postawili na skromne wesele, bez zbędnego przepychu czy kościoła po brzegi wypchanego ludźmi. Mimo sporej rodziny i grupy znajomych, obydwoje uważali, że najcenniejsi są tylko najbliżsi i nie mają zamiaru wyprawiać hucznego wesela i zapraszać każdego członka rodziny tylko dlatego, że do tej rodziny należy, ale nie potrafią zadzwonić z życzeniami na święta. Adam to biznesmen, który skupia się głównie na liczbach i akcjach na rynku czy też opłacalnych firmach, ale mimo swojego ogromnego wykształcenia i doświadczenia cenił sobie domowe ciepło z kobietą, która jest normalna i nie biega co tydzień do galerii handlowej. Maria zawsze uważała, że nie pasuje do Adama, bo jest tylko zwykłą prawniczką. Ja z kolei znałam jej ciężką drogę do tego zawodu i zawsze uważałam, że jest ode mnie mądrzejsza i inteligentniejsza. Zawsze zaprzeczała, ale ja i tak wiem swoje, rzadko się do tego głośno przyznawałam, ale gdyby nie ona nie byłabym teraz tu gdzie jestem. Zawsze potrafiła przemówić mi do rozumu i dodać wiary w siebie. Chociaż w szkolnych latach to ja ją namawiałam do złego, a ona z przyklaśnięciem popierała moje głupie pomysły. Mamy setki wspaniałych wspomnień, głównie z naszych szalonych akcji. Pamiętam kiedy poznali się z Adamem na jakiejś konferencji i po powrocie długo opowiadała mi o młodym biznesmenie, który jest inteligentny i szarmancki, że spotkała faceta marzeń, ale ona do niego nie pasuje. Ku jej zdziwieniu Adam zaczął zapraszać ją na spotkania, ale ona kategorycznie zaprzeczała, żeby to była sympatia. Zawsze unosiła rękę w powietrzu i głosiła swój monolog, że spotykają się tylko w sprawach biznesowych, a on ceni sobie jej wiedzę i skuteczność, a nie urodę czy charakter. Po roku takich spotkań Adam poprosił mnie o spotkanie i nakreślił jakie ma plany co do mojej przyjaciółki, ale miał wrażenie, że ona nie jest nim zainteresowana. Nie musiałam mu długo tłumaczyć, że ona również jest nim zainteresowana, ale uważa, że jest dla niego nie atrakcyjna i po prostu nie pasuje do jego świata. Podszkoliłam go trochę co powinien zrobić i zostali parą. Oczywiście nie było to takie proste, bo po drodze było jeszcze mnóstwo sytuacji, w których musiałam przekonywać Marię do podjęcia słusznej decyzji, albo organizować potajemne spotkania z Adamem, żeby uzmysłowić mu co w trawie piszczy. Dzięki takiemu przebiegowi zdarzeń poznałam go na tyle dobrze iż stwierdzenie, że był idealnym materiałem na męża dla Marii wydawało mi się profanacją. Był jej bratnią duszą i mimo pozycji jaką zajmował miał w sobie cień szaleństwa i romantyczności, który Maria potrafiła rozdmuchać do rozmiarów jeziora Bajkał. Nie znałam go wcześniej, ale widziałam, że Maria kiełkuje w nim ogrom pozytywnej energii i beztroskość do świata. Oboje dopełniali się wzajemnie i to był piękny obraz idealnej pary niczym Anastasia i Christian z Pięćdziesięciu Twarzy Greya.

— Cześć Ewelina! Jak miło cię znów widzieć. — krzyknęła Diana, kiedy weszłyśmy z Marią do salonu sukien ślubnych.

— Witaj kochana! Przyprowadziłam przyszłą pannę młodą. To jest Maria moja najlepsza przyjaciółka.

— Miło mi cię poznać. Jestem Diana, właścicielka tego salonu. — podała Marii dłoń.

— Mnie również. Maria.

— Nie bądź taka skromna. — oburzyłam się — Diana jest tutaj też projektantką i jej suknie to mistrzostwo świata. Szyje perełki i zawsze zachwycam się jej kolekcjami. Ma głowę pełną pomysłów. Nie dość, że projektuje takie cudne sukienki, to szyje też sukienki ślubne na zamówienie jeśli panna młoda ma jakiś konkretny pomysł, albo przychodzi ze zdjęciem sukienki o której marzy. — wygłosiłam przemowę.

— Daj spokój, nie robię nic nadzwyczajnego. To jest moja pasja, której oddaję się w całości. Siadajcie, zaraz przyniosę sukienki, które dla was przygotowałam. — Diana zniknęła za ścianą.

Zuza, jej asystentka postawiła przed nami na szklanym stoliku tacę z ciastkami oraz herbatę w filiżankach w odcieniu pudrowego różu i piękne złote łyżeczki z zakończeniem w kształcie serca.

Kiedy Diana wróciła z pięknymi szykownymi sukniami na twarzy Marii pojawił się grymas. Wiedziałam, że to nie będzie dla niej najlepszy dzień bo zawsze wolała skromne sukienki, jeśli już musiała jakąś założyć.

— To co zaczynamy? Diana uśmiechnęła się promiennie.

— No musimy… — Maria trochę zrezygnowana ruszyła do przymierzalni.

Chciałam dla Marii jak najlepiej bo znałyśmy się od dziecka. Znam dobrze jej gust i wiem, że biała beza czy milion warstw tiulu to nie jest to w czym czuje się dobrze, poza tym zawsze narzekała, że nie ma ciała jak modelki Victoria’s Secret. Ja przy niej byłam patykiem, ale nigdy nie uważałam, że jest gruba tylko akurat. Zresztą ja nienawidzę nikogo oceniać pod względem wagi to jak ocenianie książki po okładce. Nie rozumiałam dlaczego nadal nie wierzy w siebie, myślałam, że dzięki Adamowi zrozumiała, że inteligentny facet zwraca uwagę na charakter kobiety a nie ile ma na wadze.

Maria wyszła z przymierzalni w pierwszej propozycji. Piękna dopasowana suknia z małym trenem. Góra wykonana z grubej koronki z wycięciem na plecach w kształcie litery v. Dół z dobrze układającego się materiału w kolorze czystej bieli, podkreślający kształty z charakterystycznym odcięciem w pasie z imitacją subtelnego paska i pięknymi białymi guziczkami od odcięcia w pasie do połowy pośladków. Wyglądała zjawisko, a jej piękne czarne włosy idealnie kontrastowały z bielą i koronką.

— Cudownie! — klasnęłam z zachwytu.

— No nie wiem, jakoś tak zbyt wulgarnie… — obejrzała się w lustrze.

— Według mnie jest pięknie! Czekaj, zrobię zdjęcie. — wyjęłam telefon z torebki.

— To wyjątkowa sukienka, idealna dla takiej urody. — dodała Diana.

Byłam nawet więcej niż pewna, że Maria nie zdecyduje się na tą sukienkę ze względu na dość odważny dekolt na plecach, poza tym nie czuła się komfortowo w dopasowanych sukienkach.

— Gotowe! Czas na kolejną. — postanowiłam skrócić jej męki.

Kolejna sukienka była bardziej efektowna od poprzedniej i wiedziałam, że ta też jest na straconej pozycji u Marii. Lekki tiul, na którym obfitowała gruba koronka z podwójnym trenem, jeden krótszy a drugi niebotycznie długi, który układał się w piękny koronkowy wzór z ozdobnym zakończeniem. Na plecach tej sukienki, również był piękny dekolt lecz bardziej kobiecy.

— Sukienka jest cudowna, naprawdę, ale nie dla mnie. — Maria jako pierwsza ją skomentowała.

— Myślę, że nie będziemy przedłużać. Maria nigdy nie założy sukienki z odkrytymi plecami, więc może znajdziesz coś bardziej zakrytego? — Uśmiechnęłam się do Diany.

— Jasne, nie ma problemu. — odparła, a w oczach Marii zauważyłam podziękowanie.

Po kilkunastu minutach Diana jako pierwsza wyszła z przymierzalni z wulkanem entuzjazmu na twarzy.

Maria wyszła zza zasłony, a ja otworzyłam usta ze zdumienia. Wyglądała zjawiskowo. Górna część sukni była wykonana z cienkiego, cielistego materiału pokrytego grubą koronką na biuście i rękawach. Odcinana w pasie cieniutkim paseczkiem. Dół subtelnie rozkloszowany z kilkoma warstwami tiulu, a na pierwszej warstwie cienkiego tiulu drobne, koronkowe kwiatuszki, które na dole zmieniały się w śliczne gałązki kwiatowe.

— Ta jest genialna! — Diana uśmiechała się szeroko.

— Ja też tak uważam, ale widzę, że chyba jednak za dużo tiulu. — powiedziałam patrząc na Marię.

— Jest piękna. Nie mam do niej żadnych zarzutów, zresztą do poprzednich także, tylko ja bym jednak wolała coś skromniejszego, bez tych wszystkich koronek i miliona warstw tiulu. — Maria spojrzała w lustro zrezygnowana.

— Mamy coś specjalnego! — mrugnęłam konspiracyjnie do Diany.

— Oczywiście, zaraz przyniosę. –Diana zniknęła za ścianą.

— Co ty znowu wymyśliłaś? — Maria przewróciła oczami.

— Spokojnie. Wiem, że teraz spodziewasz się różowej sukienki z cekinami i pięćdziesięcioma warstwami tiulu, ale nic z tych rzeczy. Myślę, że będziesz zachwycona. — uśmiechnęłam się i usiadłam na małej sofie.

Diana wróciła niosąc w ręku czarny pokrowiec i weszła razem z Marią do przymierzalni.

Czekałam z niecierpliwością co powie na niespodziankę, którą dla niej przygotowałam.

Po kilkunastu minutach Maria wyszła ze łzami w oczach.

— Jesteś najcudowniejszą przyjaciółką i organizatorką ślubów na świecie. — patrzyła na mnie z wdzięcznością.

— Przyjaciółką to na pewno, ale organizatorką to nie wiem, bo jeszcze nie było ślubu. — droczyłam się z nią.

— Ja nawet nie wiem co powiedzieć. — podziwiała sukienkę.

— Wystarczy dziękuję i to nie do mnie tylko do Diany. Zresztą też muszę jej podziękować, że zgodziła się stracić dla mnie tyle czasu. — wstałam i uściskałam Dianę.

— Dajcie spokój. To moja praca, a ja staram się tak samo jak Ewelina, żeby ślub wypadł bajkowo. — Uśmiechnęła się promiennie.

Suknia ślubna Meghan Markle była dla Marii marzeniem, często wspominała, że jeśli wyszłaby kiedyś za mąż to właśnie taką sukienkę chciałaby założyć. Kiedy tylko dowiedziałam się, że Maria i Adam się zaręczyli nie czekałam długo tylko od razu zaczęłam konspirację z Dianą.

Kiedy wyszłyśmy z salonu Maria nadal cały czas mi dziękowała, a ja ciągle musiałam jej uświadamiać, że na tym teraz polega moja praca i staram się dbać o każda pannę młodą, która odda się w moje ręce. Widziałam, że była bardzo szczęśliwa i wszystkie troski, które męczyły ją od dłuższego czasu zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W takich momentach byłam wdzięczna, że wybrałam taki zawód i mogłam sprawiać, że ślub zamieniał się w prywatną bajkę pary młodej.

3

Dzień ślubu zbliżał się wielkimi krokami, więc coraz rzadziej widywałam się z Marią, ponieważ wszystkie dekoracje sali weselnej i kościoła zostawiła na mojej głowie tłumacząc, że ja się na tym znam, więc wszystko będzie piękne jak zawsze. Znałam jej gust bo lubiłyśmy podobne rzeczy, więc nie było to dla mnie problem, ale sama uznałam, że łatwiej jeśli ja najpierw zrobię projekty a potem wszystko jej pokażę, żeby łatwiej wprowadzić zmiany. Znając życie Maria nie będzie wymagająca i całkowicie zda się na mnie mówiąc: to twoja praca, ty się na tym znasz a ja nie, więc zdaję się na ciebie. Nigdy nie lubiłam gdy kobiety dawały mi totalną swobodę, bo nie chciałam im niczego narzucać, więc subtelnie zawsze podpytywałam o ulubione kolory, kwiaty i podsuwałam magazyny z wystrojem sali ślubnej, żeby poznać opinię. Lubiłam robić niespodzianki, ale też w taki sposób, aby nikt nie czuł się zbyt nieswojo.

W ostatnich dniach miałam dużo pracy, ciągle coś załatwiałam, zamawiałam kwiaty i dekoracje chcąc, żeby ślub Marii był wyjątkowy. Nie chciałam zawieść ją jako organizatorka ale przede wszystkim jako przyjaciółka. Nadal nie wybrałam sukienki dla siebie, ale tą rzecz zostawiłam na sam koniec, bo przecież nie ja jestem najważniejsza w tym dniu.

Dzisiaj akurat byłam w biurze, bo chciałam ustalić ostanie szczegóły z moją asystentką i domówić kilka rzeczy kiedy Karolina weszła do mojego biura

— Przepraszam, że przeszkadzam, ale jakaś Pani chce się z tobą zobaczyć. Mówi, że nie zajmie dużo czasu.

— Dobrze, niech wejdzie. — uśmiechnęłam się do Karoliny.

Zastanawiałam się kto może mnie nękać w tak pracowitym dla mnie okresie, skoro klientów umawia Karolina na konkretne dni i nigdy nikt nie wpada do mnie z ulicy.

— Cześć. Mogę wejść? — w drzwiach stała Iga.

— Zapraszam. — uśmiechnęłam się do niej przyjacielsko, chociaż nie miałam teraz ochoty z nią rozmawiać.

— Chciałam cię przeprosić za tą całą sytuację z Michałem. — zaczęła patrząc w dół na swoje dłonie.

— Naprawdę przyszłaś tutaj tylko po to, żeby mi to powiedzieć? Ja mam teraz dużo pracy i nie mam czasu na pierdoły.

— Nie, nie. Chciałam to po prostu zrobić osobiście, zbadać grunt. Ja wiem, że możesz się nie zgodzić i zrozumiem to, ale jesteś najlepsza w tym kraju, ludzie walą do ciebie drzwiami i oknami i nigdzie nie ma, żadnej negatywnej opinii o twoich usługach. — gorączkowo gestykulowała.

— Słuchaj, ja nie mam do ciebie żalu ani nic z tych rzeczy, zresztą nawet się dobrze nie znamy. Nie chcę cię poganiać, ale mam mało czasu, a ty wparowałaś tutaj tak po prostu nie umawiając się wcześniej, a ja mam umówione spotkania i sprawy do załatwienia. — ponagliłam ją.

— Bierzemy ślub z Michałem w lipcu i chciałabym… chcielibyśmy, żebyś go zorganizowała. — zrobiła zmieszaną minę.

Zszokowała mnie jej prośba. Wątpię, żeby Michał chciał abym to ja zorganizowała jego wesele, chociaż zawsze cenił moje zdolności dekorowania, ale teraz sama nie wiem czy naprawdę tak uważał czy ze względu na to, że byliśmy parą.

— Jesteś pewna, że Michał tego chce? — zapytałam.

— Tak. Oglądaliśmy twoje projekty i czytaliśmy recenzje, zależy nam na perfekcjonizmie. — oznajmiła rzeczowo.

— W takim razie niech sam się do mnie pofatyguje, albo przyjdźcie razem, ale najpierw się umówcie. Schlebia mi to, że ludzie mnie polecają i dostaję nowe zlecenia, ale nie należę do osób którym zależy na rozgłosie i kasie, robię to co lubię i nie myśl sobie, że to jakaś moja osobista zemsta. Mam ostatnio dużo ślubów na głowie i w sezonie letnim chciałam trochę odpocząć, więc nie mogę zagwarantować, że zorganizuję wasz ślub. — spojrzałam na nią.

— Jasne rozumiem. Przyjdziemy z Michałem na spotkanie i wtedy podejmiesz decyzję. Nie zależy nam na głośnym ślubie, nie chcemy przepychu, a ty potrafisz zadowolić każde gusta. — próbowała mnie przekonać.

— W takim razie ustal z Karoliną termin spotkania i widzimy się we trójkę. — wstałam z krzesła wyciągając do niej rękę.

— Dziękuję. Jeszcze raz przepraszam, że ci przeszkodziłam. Do zobaczenia. — uśmiechnęła się ściskając moją dłoń i wyszła z gabinetu.

Nie chciałam jej dać jasno do zrozumienia, że nie mam ochoty organizować ich ślubu i wkraczać w ten trójkąt a z drugiej strony chciałam udowodnić Michałowi, że jestem profesjonalistką i nie łącze spraw prywatnych z zawodowymi. Mimo wszystko zaczęłam żałować, że kazałam Idze przyjść z Michałem i omówić szczegóły. Teraz najważniejszy był dla mnie ślub Marii i Adama, więc porzuciłam rozmyślania o trudnym spotkaniu jakie mnie czeka i ruszyłam do restauracji, żeby ustalić ostatnie szczegóły menu. Wychodząc spytałam Karolinę na kiedy umówiła Igę, żebym mogła przygotować się psychiczne na to spotkanie.

Kiedy wyszłam z restauracji, postanowiłam przejść się po mieście, aby zaznać trochę świeżego i ciepłego jak na porę dnia i czerwiec powietrza. Nie miałam na dzisiaj więcej ważnych obowiązków, ale nie chciałam zaprzątać sobie głowy rozmyślaniami na temat Michała i jego ślubu z Igą. Dobrze wiedziałam, że ten moment kiedyś nastąpi, ale wtedy nie miałam świadomości, że zajmę się tym zawodowo a moja kariera ślubna nabierze takiego tępa i rozgłosu. Na razie muszę skupić na mojej przyjaciółce, ślub już za pięć dni, a ja jako świadkowa nadal nie mam sukienki. Nie chcę wyglądać przy niej jak słodki cukierek czy babeczka z lukrem ale sukienka, o której myślałam właśnie tak wygląda. Jest śliczna w kolorze brzoskwini z koronką do pasa i tiulową spódniczką. Uwielbiam takie kreacje, ale nie jestem przekonana czy na pewno pasuje, na wesele może i się nada, ale do kościoła niekoniecznie. Nie wiem czy będę chciała wyjść na porządnisię i zmienić kreację na wesele, bo już i tak jestem oceniana jako profesjonalistka, która musi mieć wszystko pod kontrolą od nakrycia stołu po ostatnią wsuwkę we włosach, żeby żaden włos nie odstawał. Chodząc ulicami miasta na wystawie jednego ze sklepów zauważyłam sukienkę, na którą kiedyś bym nie spojrzała, ale ostatnio zaczęłam nosić więcej sukienek niż tylko rozkloszowane w jednym kolorze. Granatowa sukienka z baskiną i siateczkowym zakończeniem w kropeczki oraz siateczkową wstawką na dekolcie również z granatowymi kropeczkami w kształcie litery v, wyglądała zjawiskowo i elegancko. Ku mojemu zdziwieniu leżała na mnie prawie idealnie i nie miałam do niej żadnych zastrzeżeń. Nie zastanawiając się długo kupiłam ją, żeby nie tracić czasu na zastanawianie się co powinnam założyć. Zawsze skupiałam na tym dużo uwagi a teraz postanowiłam, że pierwszy wybór będzie najlepszy.

Byłam podekscytowana, że za kilka dni zobaczę Marię stojącą na ślubnym kobiercu, ona sama chyba trochę mniej podzielała ten entuzjazm, ale rozumiałam to. Ślub to wielkie wydarzenie a ona ciągle bała się, że coś może pójść nie tak. Adam jest w niej zakochany po same uszy co widać gołym okiem. W pracy jest stanowczym biznesmenem, a prywatnie liczy się z każdym zdaniem Marii i robi wszystko, żeby była szczęśliwa. Zawsze miałam nadzieję, że właśnie takiego faceta znajdzie i to będzie spełnienie jej marzeń. Miło patrzeć jak twoja najlepsza przyjaciółka spełnia marzenia i jest szczęśliwa.

Byłam już blisko domu, kiedy zadzwonił mój telefon.

— Hej. Słuchaj jest mały problem. Marcin czyli świadek Adama, złamał nogę i nie będzie mógł się pojawić na ślubie. — Maria niemalże płakała do słuchawki.

— Spokojnie. Mamy pięć dni. Wszystko jest już dopięte na ostatni guzik, ale zmiana świadka to nie koniec świata. — Rzekłam spokojnym tonem.

— Tylko, że wiesz Adam nie chce brać kogo popadnie. Ma tylko dwóch najlepszych kumpli, a żaden z nich nie może być na ślubie, a jego brat wyjechał do Stanów 3 lata temu i mało prawdopodobne, że w ogóle wróci. Poza tym od tych trzech lat mają kontakt minimalny, więc sama rozumiesz. — była zdesperowana.

— Słuchaj, ja rozumiem, że to wasz dzień, najważniejszy w życiu, ale nie może się odbyć bez świadka. Musicie kogoś znaleźć. Nie chcę wam nic narzucać, ale zacznie się kręcenie nosem, że jestem jedynym świadkiem i do tego organizuję ten ślub. Nie każ mi teraz tego wszystkiego tłumaczyć, ale naprawdę musi być dwóch świadków. Macie czas, pomyślcie na spokojnie. Ja dopilnuję całą organizację a wy zajmijcie się tym jednym. — próbowałam ją przekonać, że za bardzo panikuje.

— Okej, dzięki. Spotkamy się w czwartek, żeby ustalić miejsca przy stole. Pa. — rozłączyła się.

Wiedziałam, że teraz gorączkowo będą się zastanawiać kto może zostać świadkiem Adama i dyskutować, że to pech. Nie chcieli, żeby ktokolwiek z gości był kimś przypadkowym, bo mógłby to później wykorzystać do swoich celów. Doskonale rozumiałam ich obawy i chęć, żeby tylko najbliżsi uczestniczyli w tym najważniejszym dla nich dniu, ale jeśli mam być szczera Marcin od początku wydawał mi się niegodny zaszczytu świadka. Nie znam się na ludziach, ale potrafię po jednej rozmowie stwierdzić czy dana osoba jest godna zaufania. Adam zawsze mówił o Marcinie same pozytywy, że nigdy go nie zawiódł i może na nim polegać, ale ja nie podzielałam tego zdania, Może i się myliłam, ale w głębi serca czułam iż dobrze się stało, że nie będzie go na tym ślubie.

4

Pięć dni, które miały być sporym zapasem czasu na dokończenie wszystkich przygotowań, okazały się szeregiem niespodzianek. Ostatecznie nie spotkałam się z Marią w czwartek, żeby omówić miejsca przy stołach bo wybuchł przysłowiowy pożar w hurtowni kwiatów i musiałam pojechać na drugi koniec miasta, żeby go ugasić. Ostatecznie nie było to tak duże zamieszanie jak się spodziewałam, ale musiałam się trochę natrudzić, żeby skomponować kompozycję, która nie będzie za bardzo odbiegała od poprzedniej. Całe szczęście, że glicynie dotarły na czas bo są najważniejszym elementem wystroju. Podesłałam Marii gotowy plan sali z rozpisaniem gości i poprosiłam o poprawki jeżeli będą konieczne. Nie było co prawda wielu ludzi, ale słuchałam uważnie kto jest kim, starając się uwzględnić wszystko przydzielając miejsca przy stołach. Maria i Adam nie mieli, żadnych zastrzeżeń i przyjęli wszystko z entuzjazmem. Chwała Bogu! Już się bałam, że powiedzą coś o prześladującym ich pechu i dojdą do wniosku iż ten ślub nie powinien się odbyć. Całe szczęście pracuję ze wspaniałymi ludźmi, którzy znają się na swojej pracy i potrafią rozwiązać każdy problem. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i popełniamy błędy. Ja jako pani perfekcyjna zawsze muszę mieć wszystko na tip top, ale nie jestem jakimś tyranem, który będzie wyciągać konsekwencje z każdego przewinienia. Chcąc być najlepszym nie można pozwalać na ciągłe lub głupie wpadki, ale trzeba być też człowiekiem dla drugiego człowieka. To gwarantuje sukces, który u mnie nie był planowany, więc nigdy nie zadzieram nosa i nie mądrzę się przed innymi. Nie mam dzikiej satysfakcji kiedy jestem od kogoś lepsza. Wychodzę z założenia, że każdy ciężko pracuje na swój własny sukces a najważniejsze to być dumnym z samego siebie.

Dzień Ślubu był wręcz wymarzony. Wstając o ósmej, przywitało mnie piękne czerwcowe słońce i świergot ptaków. Nie miałam zbyt dużo czasu na zachwycanie się pogodą, ponieważ musiałam jeszcze sprawdzić czy wszystko jest udekorowane jak należy. Ślub był zaplanowany na trzynastą, więc miałam jeszcze dużo czasu, żeby się przygotować i zdążyć wpaść do Sali weselnej. Ustaliliśmy wcześniej, że jeśli pogoda dopisze to wesele odbędzie się w dużym, białym namiocie obok restauracji. Był to plan główny, więc trzeba było mieć coś w zapasie gdyby jednak pogoda była kapryśna jak to w czerwcu. Byłam osobą wielu talentów więc zrezygnowałam z fryzjera i makijażystki. W ciągu dwóch lat dużo się nauczyłam od mojego teamu ślubnego, więc coś tam potrafiłam stworzyć jeśli chodziło o fryzurę i makijaż. Dużo nad tym pracowałam, ponieważ zawsze chciałam umieć pięknie malować i układać włosy tak, aby wyglądały dobrze cały dzień. Nie lubiłam być obsługiwana, więc starałam się umieć jak najwięcej, żeby radzić sobie w każdej sytuacji. Lubiłam być Zosią Samosią i polegać na sobie samej, oczywiście w pracy nie stosowałam tej zasady bo praca w grupie w tym zawodzie to podstawa, ale prywatnie lubiłam być wolnym strzelcem i niezależną.

Kiedy dotarłam na miejsce już z daleka widziałam piękny biały namiot z ozdobionym wejściem. Trwały ostatnie poprawki, ale byłam zachwycona efektem. Wewnątrz namiotu był duży, okrągły parkiet do tańca a po obu stronach namiotu stały małe stoliki, przy każdym było pięć krzeseł. Na samym końcu namiotu była scena a za nią wisiał ekran, czyli niespodzianka dla Marii i Adama. Eryk, brat Marii wpadł na pomysł, żeby zrobić pokaz zdjęć Marii i Adama, więc w tajemnicy przed nimi zebraliśmy cały materiał dodając jakieś śmieszne podpisy do każdego zdjęcia, a na końcu osobiste życzenia od Eryka. Stoły pokryte różowymi obrusami ze złotą nitką, która tworzyła efektowny wzór. Wyglądały zjawiskowo ze złotymi krzesłami, których obicia były w kolorze ecru. Nad parkietem zwisała kryształkowa girlanda, która była w różnych długościach, aby nadać całości piękny wygląd. Białe glicynie zwisały z sufitu na samym środku parkietu, a sama scena była jedną białą glicynią razem z ramką z glicynii wokół sceny. Małe okna namiotu były zdobione sznurem lampek w kolorze ciepłej bieli. Obok sceny stała wielka kwiatowa ściana z jasnoróżowych i białych róż z wielkim złotym napisem: Para Młoda Maria i Adam i symbolem obrączek. Na środku każdego ze stolików stał ogromny bukiet z kompozycji kwiatów: białych i różowych piwonii, jasnoróżowych róż, białych lilii, białych storczyków, gipsówki i białej ostróżki z małymi pączkami na końcu łodygi. Całość tworzyła piękną, trochę nieforemną kulę na cienkiej i długiej nodze wazonu, ozdobionym kryształkami. Po dwóch stronach bukietu zwisały małe, szklane kule a wokół bukietu kryształowa girlanda, spływała swobodnie obok wazonu. Stół zdobiły także trzy szklane świeczniki w kształcie szklanki a w środku paliły się białe świece. Wszystko idealnie kontrastowało ze złotymi talerzykami z wcięciami oraz kieliszkami ze złotym zakończeniem. Całość namiotu spowijało ciepłe światło ze świeczników i lampek a kryształowy żyrandol, który wisiał przy wyjściu z namiotu, nadawał wszystkiemu magiczny efekt. Byłam zachwycona, że mimo małych problemów wszystko wyglądało zjawiskowo. Taki ślub to bajka, a w dodatku prywatna bajka Marii i Adama. Było już po dwunastej, więc poszłam sprawdzić menu i tort a potem ruszyłam do Kościoła. Nie chcieliśmy robić niepotrzebnego bałaganu tym bardzie, że nie ma nawet 150 osób. Od wejścia do ołtarza został rozłożony biały dywan a przy co drugiej ławce stał wysoki wazon w nietypowej formie świecznika, z kulami pośrodku i efektownym zakończeniem w kształcie wydłużonej łezki. Całość przyozdabiał bukiet w kształcie kuli z białych, jasnoróżowych, ciemnoróżowych i jasnożółtych róż.

***

Wszyscy zajęli swoje miejsca w Kościele. Adam stał przy ołtarzu uśmiechnięty, ale w jego oczach czaił się stres. Kiedy zabrzmiały pierwsze dźwięki Marszu Mendelsona, wszyscy jak na komendę odwrócili głowy do tyłu. Maria kroczyła do ołtarza swobodnym krokiem. Welon opuściła na przodzie dzięki czemu wyglądała jeszcze bardziej zjawiskowo. Nie był długi bo Maria ledwo znosiła fakt, że musi ciągnąć tren sukienki za sobą dlatego był cienki i sięgał jej do pasa. Z tyłu był efektownie uformowany dzięki czemu wyglądał estetycznie i nikt nie zwracał uwagi na to, że nie jest długi. Kiedy stanęła naprzeciwko Adama, odkrył jej twarz i oboje uśmiechnęli się szczerze. Maria podała mi swój drobny bukiet z białych róż z ozdobnymi perełkami. Pierwszy raz byłam obecna na ślubie jako świadkowa więc mimo doświadczenia zawodowego było to dla mnie niezwykłe zdarzenie. Maria wyglądała tak cudownie, że nie mogłam oderwać od niej wzroku. Czarne włosy lśniły blaskiem diamentów spięte w niski kok a welon był przymocowany śliczną tiarą z cyrkoniami. Kolczyki z kamieniem Swarovskiego w kształcie łezki uwydatniały błysk w jej brązowych oczach. Już od pierwszych chwil wiedziałam, że to będzie wspaniały ślub. Mój kompan również przyglądał się wszystkiemu z podziwem. Arek — bo tak miał na imię nowy świadek Adama podziwiał przed uroczystością skromny, ale efektowny wystrój. Zdążyliśmy zamienić zaledwie kilka słów przed ceremonią, więc tylko się sobie przedstawiliśmy a ja zajęłam się wprowadzaniem gości na właściwe miejsca. Kątem oka zauważyłam, że bacznie mi się przygląda ale udawałam, że tego nie dostrzegam. Na przyjęciu weselnym i tak będziemy siedzieć przy jednym stole więc nie uniknę z nim rozmowy. Kiedy nadszedł moment przysięgi nie jeden z gości patrzył ze łzą w oku na ten rozczulający widok.

Ja Maria biorę Ciebie Adamie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. Amen.

Słowa odbijały się niemal echem od ścian Kościoła dając jasne znaki na niebie i ziemi, że ta para jest idealnie dobrana. Mogłabym przysiąc, że gdybyśmy zamówili chór, który teraz śpiewałby anielskie pieśni ta uroczystość niczym nie odbiegała by od królewskiego ślubu Meghan Markle i księcia Harry’ego, który oglądałam w telewizji jak zaczarowana. Tu nawet nie chodzi o sukienkę Marii, która była bardzo podobna, ale ich piękna miłość udzieliła się każdemu i całe pomieszczenie odczuwało tą magiczną atmosferę.

Para Młoda złączyła się w pocałunku, a ja poczułam ciepło na sercu, że moja najukochańsza przyjaciółka znalazła miłość swojego życia. Kiedy wyszli z Kościoła rzucaliśmy płatkami róż a czerwcowe, popołudniowe słońce lekko oświetlało wszystko dodając jeszcze większej magii.

Wszyscy ruszyli na wesele a ja w tym momencie poczułam się wdzięczna, że nie zostałam żoną Michała. Zaraz potem zaczęły niebezpiecznie wkradać się myśli o tym, że zbliża się dzień spotkania, a ja być może będę musiała zorganizować jego ślub. Szybko odpędziłam te myśli, ganiąc się w duchu, że znowu zaprzątam sobie głowę tymi ludźmi i to w takim uroczystym dniu.


***

— Arek to mój przyjaciel z lat szkolnych. Wyjechał po maturze do Włoch i trochę urwał nam się kontakt. — Adam przedstawiał swojego świadka.

— Jakoś tak się dziwnie złożyło, że przyleciałem w tym tygodniu i przeczytałem artykuł o Adamie i jego sukcesach. Zadzwoniłem, żeby się spotkać, powspominać stare czasy, a on mi mówi, że w sobotę bierze ślub i potrzebuje kogoś na świadka. Byłem zdziwiony, że zostały trzy dni, a on nie ma nikogo, ale kiedy wyjaśnił mi sytuację od razu się zgodziłem. — Arek streścił historię ostatnich dni.

— Stary, spadłeś mi z nieba! — Adam podał mu rękę.

— No, w sumie dosłownie i w przenośni. — zaśmiał się Arek.

— Ewelina przygotowała całe wesele. Jest w tym naprawdę niezła! Dziękujemy Ci bardzo. Nie wiemy jak Ci dziękować. — Maria spojrzała na mnie z wdzięcznością.

— Już mówiłam, że to moja praca, a przyjaciółki nie mogłam zawieść. Cieszę się, że wszystko wam się podoba. Byliście trochę kłopotliwą parą bo nie chcieliście współpracować co do dekoracji, ale dobrze, że chociaż udało mi się was zadowolić. — powiedziałam udając grymas.

— A teraz Państwo Młodzi zatańczą swój pierwszy, wspólny taniec. — rozległ się głos ze sceny.

— Tego bałam się najbardziej. Trzymaj kciuki. — Maria uśmiechnęła się niepewnie i wstała od stołu.

Kiedy stanęli na parkiecie podniosłam ręce, żeby pokazać, że trzymam kciuki, z ruchu jej ust wyczytałam dziękuję. Piosenka, którą wybrali: Can’t Help Falling In Love Elvisa Presleya, rozbrzmiała w głośnikach i cudowny nastrój zawładnął wszystkimi.

— Mogę Panią prosić? — z chmur na ziemię ściągnął mnie głos Arka.

— Oczywiście. — podałam mu dłoń.

Pewnie prowadził mnie na parkiet, objął w talii i ujął w swoją moją dłoń. Dopiero teraz miałam czas, żeby dokładnie mu się przyjrzeć. Jego brązowe oczy miały przebłysk koloru piwnego a włosy w kolorze jasnego brązu z jaśniejszymi refleksami. Uwielbiałam brązowe oczy dlatego każdy kto był ich posiadaczem od razu dostawał ode mnie ogromny plus. Oczywiście bez przesady nie każdy z brązowymi oczami jest dobrym człowiekiem więc to niczego nie przesądzało, przecież każdy ma jakieś słabości. Nigdy nie miałam konkretnego typu jeśli chodzi o mężczyzn, żeby móc powiedzieć: ten nie jest w moim typie. Mogłam to stwierdzić po charakterze czy osobowości. Nadęci, zbyt pewni siebie, samolubni, wywyższający się faceci byli u mnie skreśleni na starcie. Arka znałam dopiero parę godzin, nie mogłam powiedzieć nic szczególnego, ale jego uśmiech miał coś w sobie i nie potrafiłam tego wytłumaczyć, ale to chyba było słynne „to coś”. Nie był chodzącym ideałem, ale emanował dobrą energią i spokojem. Każdy kto chociaż chwilę spędził na rozmowie z nim przesiąkał jego pozytywnością, ale chyba tylko ja odniosłam wrażenie, że w głębi serca skrywa tajemnicę i sporo go kosztowało, żeby być tym, kim teraz jest.

5

To było wesele, o którym wszyscy opowiadali jeszcze przez cały następny tydzień. Maria i Adam pojechali w podróż poślubną, a właściwie ledwie miesiąc miodowy bo ich praca nie pozwalała na dłuższy wyjazd niż trzydzieści dni. Długo zastanawiali się gdzie powinni spędzić ten czas, ale ostatecznie Adam poszedł na kompromis i stwierdził iż najlepszym rozwiązaniem będzie Wenecja i Santorini. Trochę zazdrościłam jej tego, że może teraz odpocząć w gorącym słońcu i zapomnieć o pracy, codziennym, zwyczajnym życiu, które tu zostawiła. Tymczasem ja miałam trochę luźniejszy okres w pracy, bo kolejny ślub, który organizowałam był trzynastego lipca, ale za dwie godziny czekało mnie spotkanie, które od tygodni spędzało mi sen z powiek. Jeśli Iga i Michał zaplanowali ślub na około dwudziestego lipca, nawet nie dam rady tego zorganizować. Przecież jesteś najlepsza — wołały w moją stronę wszystkie certyfikaty i dyplomy, które wisiały na ścianie w dużym pokoju. Znacznie więcej było ich w moim gabinecie, ale i tak połowę zdjęłam bo nie lubię obrastać w piórka i patrzeć na swoje osiągnięcia. Szczerze mówiąc byłam nawet trochę zła, że mam tego wszystkiego, aż tyle i muszę się chwalić tym na prawo i lewo. Całe szczęście, że dyrektorka, a osobiście moja dobra przyjaciółka Iza wpadła na pomysł aby umieścić dyplomy i certyfikaty wszystkich pracowników na ścianie w holu i rejestracji. Dzięki temu znaczną część schowałam w szufladach a na ścianach powiesiłam dwa duże fotoobrazy. Lubiłam otaczać się stylowymi rzeczami. W swoim domu miałam nawet plakat w antyramie Elvisa Presleya, który zajmował znaczną część ściany. To była moja największa ikona i człowiek wielu talentów, który mnie inspirował. Kochałam reprodukcje Gila Elvgrena i parę seksownych kobiet pin up wisiało u mnie na ścianach. Zawsze inspirowały mnie obrazy vintage oraz styl pin up. Znajdowałam w nich ponadczasową elegancję i style, ale też prostotę, która nigdy nie wychodzi z mody.

Stałam z kubkiem herbaty na balkonie zastanawiając się czy naprawdę mam chęci a przede wszystkim siłę aby skonfrontować się z Michałem, kiedy zadzwonił mój telefon.

— Cześć, tu Arek. Pamiętasz mnie jeszcze? — zaśmiał się głos w słuchawce.

— No jasne! Cześć. — powiedziałam z przesadną ekscytacją.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.35
drukowana A5
za 27.06