E-book
31.5
drukowana A5
90.07
drukowana A5
Kolorowa
129.35
Przeznaczenie Smoków

Bezpłatny fragment - Przeznaczenie Smoków


Objętość:
560 str.
ISBN:
978-83-8384-768-9
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 90.07
drukowana A5
Kolorowa
za 129.35

Przeznaczenie Smoków

Patronat Medialny:

Słownik wymowy imion i postaci

Anelaer (Wymawia się „Aneler”) — główny bohater. W drugim tomie ma niezwykle trudne zadanie stworzenia własnej gwardii i nadal próbuje ocalić swojego starszego brata.


Hallirn (Wymawia się, tak jak się czyta) — starszy brat głównego bohatera. W pierwszym tomie dowiedział się druzgocącej prawdy o swojej przeszłości i dołączył do niebezpiecznego klanu, które pragnie zniszczyć królestwo Shaeryon.


Yoake Moeru (Wymawia się „Joake”) — pierwsza Mistrzyni Anelaera. Nie zna swojej przeszłości i w tym tomie będzie nieco więcej rozdziałów opisujących jej przeszłość.


Ryuji Hoathori (Wymawia się (Rjudżi Hoatori) — mentor głównego bohatera i jego najlepszy przyjaciel. W tym tomie jest jednym z ważniejszych bohaterów.


Hitoshi Akiryono (Wymawia się tak jak się czyta) — najlepszy przyjaciel Anelaera. Jego rodzice są słynnymi naukowcami i on też zajmuje się projektowaniem nowoczesnych technologii. Jest także świetnym Maginamem, całkiem nieźle włada magią.


Rea’danne (Wymawia się „Redan”) — jest potężną elficką wiedźmą i główną antagonistką „Legend Ostatniego Wszechświata” oraz matką Anelaera.


Pozostali bohaterowie nie mają skomplikowanych imion do wymówienia, poza tym nie chcę zdradzić o nich więcej informacji już na początku. Ważnymi bohaterami są także gwardziści, którzy dołączą do Gwardii Królewskiej księżniczki: Savrei, Quick, Aivhel (wymawia się Ejwel), Liaelshan (W skrócie „Lia”).

Prolog

Nazywam się Eositius, jestem pierwszym czarodziejem. Jako narrator tej opowieści mam obowiązek przypomnieć ciekawskim czytelnikom wydarzenia z poprzedniej części. Wcześniej się nie przedstawiłem, lecz wtedy byłem tylko obserwatorem, nie mogłem wtrącić się w życie bohaterów. Król Smoków Luendetr wybrał mnie i podarował mi nieśmiertelność, abym strzegł ostatniego wszechświata, aż po kres jego istnienia. Na początku swojej podróży nawet sobie nie wyobrażałem, że to ja zostanę przewodnikiem bohaterów, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę. Anelaer oraz Yoake są przekonani, że poza ich przyjaciółmi nikt z Nieśmiertelnych im nie pomoże.

Nie mają pojęcia, że zamierzam walczyć razem z nimi w ostatecznej bitwie. Nie bez powodu Król Smoków zamienił mnie w Strażnika Ostatniego Wszechświata. Luendetr powiedział mi, że nie umrę, dopóki nie wypełnię swojego przeznaczenia. Moją misją jest ochrona wymiarów, nie tylko Obrońca ma obowiązek ratować ich mieszkańców. Niestety Anelaer ma mnóstwo potężnych wrogów i sam ich nie pokona. Kiedy chłopak dowiedział się prawdy o swoim pochodzeniu, zmieniło się całe jego życie.

Ma w sobie moc wszystkich ras, panuje nad każdym rodzajem magii. Na szczęście ma przyjaciół, którzy go wspierają, a bez nich nie przetrwałby walk z silniejszymi od niego wrogami. Yoake, Ryuji, Hitoshi oraz inni gwardziści nie mogą się doczekać powrotu przyjaciela, który rozpoczął trening w wymiarach.

Gdy ostatnim wszechświatem rządził Luendetr, wszyscy mieszkańcy byli pewni, że są bezpieczni, a ich król zawsze ich ochroni. W starożytnych czasach światem władały smoki. To nieśmiertelne istoty, zrodzone z czystej esencji magicznej energii. Człowiek nie mógłby ich zabić. Umrą tylko wtedy, gdy stracą całą swoją moc. Do dziś trwa moja żałoba po śmierci Króla Smoków Luendetra.

On był światłem, rządził sprawiedliwe swoim królestwem. Pokonał swojego brata, Króla Smoków Mroku Darnakda, lecz za najwyższą cenę. To on stworzył ostatni wszechświat, a mnie wybrał na swojego powiernika. „Człowieku jako jedyny spośród swego ludu jesteś godzien mojej mocy. Podaruję ci moją magię. Jeśli mnie nie zawiedziesz i spełnisz moje oczekiwania, pozwolę ci podzielić się tą energią ze swymi braćmi i siostrami”.

Po Wojnie Smoków znów nastał czas pokoju, jednak nie trwał długo. Pojawiła się Rea’danne, a później Nieśmiertelni walczyli między sobą o władzę nad magią. Bogowie jako pierwsi otrzymali magię od Luendetra. Kiedy Elfy oraz ludzie także dostali moc, pozostali mieszkańcy ostatniego wszechświata poczuli się skrzywdzeni przez Króla Smoków. Ponownie zapanował chaos.

Po pokonaniu Rea’danne namówiłem Króla Bogów, aby stworzył wymiary, w których każda z ras będzie władała własną krainą. Luendetr umarł, więc tylko Król Bogów mógł tworzyć nowe światy, nikt inny nie miał tak potężnej mocy. Wszyscy otrzymali magię, po czym każda z ras zamieszkała w zupełnie nowym świecie. Tak właśnie powstał Sojusz Ukrytych Światów; Ludzie zapomnieli o nieśmiertelnych, uważali ich za wymarłych. Opisali ich w legendach z przekonaniem, że na zawsze zniknęli z ich wymiaru.

Luendetr umarł, ale jego dusza w postaci czystej energii błąkała się od czasów Wojny Smoków po ostatnim wszechświecie. Taki los spotkał również Darnakda. Nie mógłbym przywrócić do życia Króla Smoków, gdyż nie odzyskałby utraconej świadomości.

Niestety Bogowie zdobyli władzę nad wszystkimi wymiarami, a przez ich ambitny plan zginęło mnóstwo niewinnych istnień. Uwięzili energię Luendetra i przez wieki próbowali stworzyć Obrońcę, który bez ich ingerencji zniszczyłby każdego ich wroga. Dusza Króla Smoków Mroku Darnakda również wędrowała bez celu po kosmosie i ją także uwięziono, lecz to nie Król Bogów był odpowiedzialny za ten haniebny czyn.

Potomkowie sprzymierzeńców Darnakda nie zapomnieli o swym upadłym królu i postanowili przywłaszczyć sobie jego moc. Ich plan się nie powiódł, a duszę Króla Smoków Mroku zapieczętowali w wybranej przez nich ofierze — nosicielce, którą chcieli kontrolować.

Pragnęli, aby zniszczyła świat za ich rozkazem. Duszę Luendetra spotkał podobny los, lecz zniewolono ją w zupełnie innym celu. Bogowie od zarania dziejów próbowali stworzyć Obrońcę, zdolnego ochronić wszechświat bez ich ingerencji. Potrzebowali do tego najpotężniejszych czarów, a dusza Luendetra była niezbędna do realizacji ich ambicji.

Syn Króla Bogów oraz elfickiej księżniczki Rea’danne otrzymał rdzeń mocy każdej z ras. Trwający nieprzerwanie od wieków eksperyment bogów nareszcie się zakończył. Gdyby kazano bogom przyznać się, ile istnień straciło życie z powodu rozkazu Króla Bogów, nie zdołaliby zliczyć. Anelaer jako jedyny przeżył, a bogom udało się stworzyć wymarzonego Obrońcę.

Zanim jego matka przysięgła lojalność Królowi Demonów i zwróciła się przeciwko wszystkim rasom, przekonała bogów, aby dali jej synowi normalne życie. Przeznaczenie chłopca zostało w tamtej chwili przypieczętowane, gdyż Król Bogów zgodził się oddać Anelaera Rea’danne, jeśli wypełni swoje obowiązki jako Obrońca.

Obiecał jej też, że nie będzie go kontrolował, a na początku miał zamiar traktować Anelaera jak sługę, który byłby gotów spełnić każdy jego rozkaz. Znalazł dla niego nową rodzinę i powiedział ukochanej, że gdy nadejdzie czas, Anelaer rozpocznie swoją misję i dowie się całej prawdy o swojej przeszłości. Rea’danne zgodziła się na tę propozycję i pożegnała się z synem.

Nie mogła pogodzić się z porażką i przez swoją chciwość oraz żądzę zemsty została uwięziona w krainie, skąd nie znalazła drogi ucieczki. Nawet sobie nie wyobrażała, że rozstanie się z synem na eony. To jej brat zasugerował bogom, że Anelaer jako jedyny przetrwa scalenie wszystkich rdzeni.

Gdyby Raynvallius nie przekonał Króla Bogów, on nigdy nie zgodziłby się ryzykować utratą własnego syna. Rea’danne nie miała pojęcia o spisku brata. Odkąd pamięta, rywalizowali o władzę. W kraju elfów bowiem kobiety nie mogą rządzić.

Rea’danne była starsza od Raynvalliusa i to ona powinna zasiąść na tronie po śmierci ojca. Jej brat poczuł się oszukany przez króla, kiedy dowiedział się o testamencie. Nie bez powodu walczyła o koronę, która jej się należy. Jej ojciec nie zmienił prawa i nie spełnił jej prośby, ale ze względu na kolejność sukcesji postanowił przekazać tytuł władcy jej pierworodnemu synowi. Napisał w testamencie, że jeśli jego pierworodna córka pierwsza będzie miała męskiego potomka, jej młodszy brat straci wszelkie prawo do sprawowania władzy.

Wszyscy poddani nie mogli uwierzyć, że Raynvallius nie doczekał się spadkobiercy, a zamiast niego trzech córek. Gdyby nie testament, Raynvallius nigdy nie spiskowałby przeciwko niej. Był przekonany, że Anelaer umrze podczas scalenia wszystkich Rdzeni, dlatego zasugerował Królowi Bogów, że jego syn jest wybrańcem, którego szukał.

Gdy Królowa Bogów dowiedziała się o Anelaerze, pragnęła zgładzić chłopca oraz jego matkę, ale nie osiągnęła swojego celu. Król Bogów ocalił Rea’danne i Anelaera, a swą żonę wygnał do Zapomnianych Wymiarów, gdzie ma spędzić całą wieczność. Rea’danne nie miała innego wyjścia i oddała Królowi Bogów Anelaera, kiedy on poprosił ją, aby pozwoliła zamienić go w Obrońcę.

Chcąc się odwdzięczyć za ratunek, księżniczka elfów z wielkim bólem rozstała się z synem i spełniła prośbę dawnego ukochanego. W tamtym momencie jej serce pękło, postanowiła zemścić się na całej swojej rodzinie. Straciła syna, straciła władzę, nic już jej nie pozostało.

Wybiła prawie całą królewską dynastię. Zabiła rodziców, zadała śmiertelny cios wielu elfom. Znów utworzyłem sojusz wszystkich władców i z ich pomocą uwięziłem Rea’danne w zupełnie innej rzeczywistości. To była moja najtrudniejsza bitwa, do tej pory leczę rany po tamtej wojnie. Z tego powodu przestałem pomagać mieszkańcom wymiarów, lecz teraz światu zagraża nowe niebezpieczeństwo.

Rea’danne wróciła, jednak to nie ona jest najpotężniejszym wrogiem Anelaera oraz Yoake. Powiernicy mocy smoków muszą wybrać własnych sojuszników, a w nadchodzącej batalii rozstrzygającej losy ostatniego wszechświata przyda im się pomoc każdego sojusznika.

Tym razem ciemność być może stanie po stronie światła, a dwaj bracia zjednoczą się przeciwko wspólnemu wrogowi. Anelaer, który ma w sobie moce Luendetra i Yoake, wybranka Darnakda, mają obowiązek chronić mieszkańców wymiarów, a ja zamierzam im pomóc, kiedy przyjdzie właściwy moment na moją interwencję.

Zapraszam was, drodzy czytelnicy, do poznania dalszych przygód dzielnych bohaterów.

Rozdział 1

Anelaer

W wymiarze smoków nie ma nocy. Słońce tutaj nie zachodzi, dzień nigdy się nie kończy. Smoki czerpią energię do życia głównie z energii słońca, więc Smoczy Król Luendetr zapewnił swemu królestwu niewyczerpalne źródło mocy poddanym. Gdy Anelaer trafił do tej ognistej krainy, uświadomił sobie z czasem, że jest w nim więcej magii smoka niż elfa. Chociaż jest w połowie bogiem oraz elfem, smocza natura przejęła nad nim kontrolę, odkąd w pełni zapanował nad mocami Luendetra.

Królowa Smoków przyjęła go do swojej rodziny i traktowała go jak syna, a nie tylko ucznia. Przez dekady szkolenia w wielu wymiarach, Anelaer nareszcie poczuł się jak w domu. W świecie elfów spędził najgorsze dziesięć lat, gdyż ojciec jego najlepszego przyjaciela — Illaidrisa, sprzeciwiał się decyzji Wielkiej Rady To jego wybrano na Mistrza Anelaera.

Illaidris sam zaproponował, że będzie go uczył, jednak ze względu na jego królewskie obowiązki, odmówiono mu udzielenia pomocy. Podjęto decyzję o wyborze poprzedniego króla, Raynvalliusa. Anelaer nie potrafił się z nim dogadać, mimo iż próbował wiele razy przekonać go, że nie jest jego wrogiem.

Niestety jeden z najstarszych elfickich władców gardził nim, przez co ich wspólny trening nie przynosił rezultatów przez długi czas. Chłopak źle wspominał tamte dni. Chciał się poddać i wrócić do domu, ale jego podróż dopiero się wtedy rozpoczęła. W kraju olbrzymów już lepiej zaczynał panować nad nowymi mocami. Nie nękano go za to, że jest synem elfickiej wiedźmy, która zapowiedziała, że zamierza zniszczyć wszystkie światy. Raynvallius codziennie mu o tym przypominał i to z tego powodu go nienawidził.

— Jesteśmy spokrewnieni, lecz ty nie należysz do mojej rodziny tak jak Rea’danne. Ona zdradziła moją dynastię, a ty jesteś jeszcze większym zagrożeniem niż ona. Zastanawiałeś się, jak może cię wykorzystać? Masz moce wszystkich ras, a kiedy wrócisz do swojego świata, przyjdzie po ciebie.

— Właśnie dlatego próbuję nauczyć się kontrolować każdą z moich mocy, aby z nią walczyć. Nie poddam się tak łatwo, nie przegram z nią.

Raynvallius zakpił z niego. Do dziś pamięta wszystkie obelgi, jakie od niego usłyszał. Każdą krytykę.

— Moi rodzice zostali przez nią zabici. Byli niezwykle potężni. Uważasz, że ty zdołasz pokonać Rea’danne? Zapomnij.

I mniej więcej tak wyglądała każda ich rozmowa, a raczej kłótnia. Illaidris przekonywał Wielką Radę o zmianę decyzji, niestety ani razu go nie posłuchali. Na szczęście Illaidris uczył go czasami, kiedy tylko nadarzyła się okazja. To tylko dzięki niemu pojął magię elfów.

Kiedy zakończył pierwszy trening, trwający koszmarnie długich dziesięć lat, udał się do kraju olbrzymów. Ku jego zdumieniu, polubił ich bardziej niż elfy. Nie potrafił zmieniać wzrostu, ale nie traktowali go jako gorszego. Jakoś przywykł do ogromnych chat, zbudowanych na szczytach najwyższych gór. Spał na łóżku tak ogromnym, że zmieściliby się na nim wszyscy mieszkańcy stolicy Shaeryonu.

Wędrówki po oblodzonych ziemiach go zahartowały, przestał czuć zimno. Odporne na chłód olbrzymy potrafiły spędzić w najsurowszych warunkach tygodnie. Zdał sobie sprawę, jak ludzie są słabi w porównaniu z tą niezwykle wytrzymałą rasą.

W każdym wymiarze spędził dziesięć lat. Odkąd opuścił swój świat, nie spotkał się ze swoimi przyjaciółmi ani z rodzicami. Tęsknota za nimi zadawała mu ból, przez który cierpiał aż do swojej ostatniej podróży.

„Niedługo będę miał sto lat, jak im to wyjaśnię?”, zastanawiał się, przypominał sobie, że nie jest już tym Anelaerem, jakiego znali. Spędziłem w wymiarach siedemdziesiąt lat. Ciekawe, czy mnie rozpoznają?

— An, już się poddajesz?

— No właśnie, znów przegrasz wyścig!

Jego retrospekcje przerwali mu przybrani bracia. Ścigali się raz dziennie. Pokonywali tą samą trasę, ale Anelaer ani razu z nimi nie wygrał. Byli zbyt szybcy, a on miał zbyt słabe skrzydła. Postanowił, że przynajmniej przed odejściem z tego wymiaru, da im porządną nauczkę. „Nie powinni mnie ignorować” pomyślał zdeterminowany.

Poczuł gorący wiatr na skórze. Przyspieszył, a żar dodawał siły jego skrzydłom. Jego bracia także nie zrezygnowali z rywalizacji. Prawie go dogonili, zanim Anelaer użył swojej nowej mocy, dzięki której jego skrzydła osiągały maksymalną prędkość, na jakie było je stać.

Ukończył wyścig jako pierwszy. Bracia gratulowali mu zwycięstwa, a on czuł satysfakcję z tego, że nareszcie udało mu się ich pokonać.

— Wracajmy, bo mama się zdenerwuje — powiedział młodszy z braci.

Rzeczywiście, było już dość późno, zupełnie stracili poczucie czasu.

— An, jesteś gotowy na powrót do domu? — zapytał go starszy z braci.

— Już nie mogę się doczekać. Ciekawe, ile lat minęło, ile się zmieniło?

Na szczęście Królowa Smoków nie zganiła ich kolejny raz za spóźnienie. Smoczy bracia nie chcieli się z nim rozstać. Anelaer obiecał im, że wróci do nich, jeśli jego świat będzie bezpieczny.

— Pokonam wszystkich swoich wrogów. Gdy już zakończę obowiązki Obrońcy, odwiedzę was wraz z przyjaciółmi z Gwardii.

— Powodzenia w ratowaniu brata, An. Wiem, jak bardzo ci zależy na ocaleniu go — rzekła Królowa Smoków, jak zwykle troskliwa i opiekuńcza.

Jest jego najlepszą mistrzynią. To w wymiarze smoków ma drugi dom, a także drugą rodzinę. Tylko tutaj nie czuł się wyrzutkiem. Królowa nauczyła go najwięcej, pozostali mistrzowie jej nie dorównywali.

— Prędzej czy później wrócę do was. Dziękuję za wszystko.

Zmienił wygląd, zanim przeszedł przez portal. Moce elfów pozwalały mu na metamorfozę, dlatego nie przejmował się, że jego uszy stały się spiczaste i miał oczy jak smok. Martwił się jedynie wzrostem, nie opanował jeszcze tej przemiany. Prawdopodobnie jest wyższy od swojego ojca i od Ryuji’ego. Gdy tylko opuścił krainę smoków, od razu zorientował się, że trafił do swojego wymiaru.

Tylko w świecie śmiertelników nie czuł energii magii, unoszącej się w powietrzu. Ludzie przywłaszczyli sobie całą moc. Podczas swojej podróży po innych krainach dowiedział się, że magia jest dostępna dla każdego. Zazdrościł elfom oraz smokom, którzy dzielili się czarami i dzięki nim moc chroniła ich dom. Jego świata nie chroniła magia, właściwie to nikt go ocali, jeśli Anelaer nie pokona swoich wrogów.

Rozejrzał się wokoło. Był ciekawy, jaka pora roku jest teraz w świecie ludzi. Kończyła się jesień, niemal wszystkie liście spadły z drzew. Mroźny wiatr zapowiadał pierwszy śnieg. Trochę szkoda, że trafił akurat na zimę, ponieważ uwielbiał jesień. Rozpoznał las, tutaj często bawił się z Hallirnem, kiedy byli młodsi. Gdy szedł przed siebie, w stronę domu, przywołał wspomnienia.

Kiedyś wydawało mu się, że każdy problem rozwiąże bez niczyjej pomocy. Teraz jest zupełnie inaczej. Zastanawiał się, czy w ogóle ma jeszcze szansę na ocalenie brata. Jeśli jego przyjaciele przegrali z Enrozenem, nigdy nie daruje sobie, że zgodził się podjąć treningu. Czy wszystko stracone? A może jednak jest nadzieja? myślał gorączkowo. Nie mógł ani razu skontaktować się z rodzicami oraz przyjaciółmi. W wymiarze elfów chciał choć przez chwilę porozmawiać z ojcem, ale zabroniono mu.

Elfy były bezwzględne wobec niego, głównie ze względu na Rea’danne, jego matkę. Jedynie Illaidris i Vaelie go wspierali, bez nich nie przetrwałby nawet miesiąca. Brakowało mu rodziców, czuł się samotny w świecie elfów. Poza tym tęsknił także za przyjaciółmi z Gwardii. Nie mógł się doczekać spotkania z Yoake i Ryujim, jego pierwszymi mentorami. Najpierw musi się jednak dowiedzieć, ile czasu minęło, odkąd zaczął trenować w wymiarach.

Ujrzał miasto tuż po wyjściu z lasu. Shaentoar otaczały liczne wzgórza. Jeśli niebo nie byłoby zachmurzone i oddaliłby się od budynków, dostrzegłby górskie szczyty. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak dawno nie był w domu. Największe budynki w mieście — czyli kilka willi otoczonych murem, wyglądały niczym świątynia. Znajdowały się na wzgórzu i zobaczyć je można z odległości kilku kilometrów.

Pozłacane dwuspadowe dachy mieniły się w blasku słońca. Kilku Paladynów pilnowało głównej bramy. Mieszkańcy miasta nie mieli wstępu do domów należących do dynastii Tayilres. Anelaer obawiał się, że Paladyni go nie rozpoznają. Sporo się zmienił. W ogóle nie przypominał dawnego siebie. Był wyższy, miał śnieżnobiałe włosy i srebrne oczy. Postanowił zaryzykować, na pewno ich przekona, że jest synem Generała Paladynów. Zakrył twarz kapturem. Wolał się nie rzucać w oczy, wyróżniał się z tłumu.

Na szczęście nikt nie zwracał na niego uwagi, każdy był zajęty swoimi sprawami. Prawdopodobnie nie minęło nawet kilka lat. Rozpoznał sklep ze słodyczami, bibliotekę, swoją starą szkołę. Martwił się, że nie uratuje Hallirna, ale kiedy zobaczył list gończy, przeszedł go dreszcz. Na plakacie zobaczył twarz brata i zamaskowanego mężczyznę — Enrozena.

— Biedny nasz Generał i jego rodzina. Takie nadzieje pokładali w tym chłopcu…

Dość długo przyglądał się plakatom i z pewnością wyglądał na przerażonego. Nie zauważył właścicielki sklepu ze słodyczami, która podeszła do niego. Nic się nie zmieniła. Anelaer zaczął myśleć, że nie upłynął nawet miesiąc od jego odejścia.

— Czy… ten list gończy… jest aktualny? Nadal go szukają?

— Owszem, ale obawiam się, że nasz Generał na zawsze stracił swojego syna. Nie przypuszczałam, że Hallirn stanie się przestępcą, a jego ojciec nakaże go aresztować. Znałam go. Ten drugi… jak mu tam… Anelaer. To był kryminalista godny pogardy. Na szczęście wyszedł na ludzi.

Anelaer stracił ochotę na rozmowę z właścicielką sklepu. Oczywiście, że go znała. Raz w tygodniu jego mama pozwalała kupić mu słodycze, jakie tylko sobie wybierze. Hallirn też przychodził razem z nim do tego sklepu.

— Hallirn niestety zszedł na złą drogę. Jest skazany za popełnienie tylu karygodnych czynów, że aż nie mogę w to uwierzyć.

— Karygodnych czynów? Co zrobił?

— Twój głos, młodzieńcze… Wydaje się znajomy…

Zasłonił twarz kapturem i szybko oddalił się od sklepu. Przynajmniej dowiedział się, że nie zawiódł brata. Nie zostawi go na pastwę losu, może jeszcze uda mu się go ocalić? Musi go przekonać, że Enrozen nie jest jego jedynym sojusznikiem. Tak jak przewidział, Paladyni nie otworzyli bramy. Gdy dotarł do willi, trzej podwładni jego ojca zbliżyli się do niego i zaczęli mu grozić.

— Odejdź, zanim się rozmyślimy i nie będziemy cię traktować łagodnie.

— Kopę lat, Ralden. Tata jest w domu?

Ralden nic się nie postarzał. Jego kolegów również znał, często pełnili wartę. Podszedł do nich i zdjął kaptur. Mężczyzna jednak go nie poznał.

— O kim mówisz? Odejdź, bo zaraz…

— Chłopaki, wyluzujcie. To ja, An. Wiem, trochę urosłem i wyglądam inaczej, ale powinniście mnie rozpoznać. Kto, jak nie wy? Z tysiąc razy mnie aresztowaliście za ucieczkę z domu, gdy próbowałem się wymknąć, aby wziąć udział w pojedynkach magicznych.

Ralden w końcu przestał celować w niego elektrycznym prętem. Kazał swoim kolegom schować broń.

— An? To… to naprawdę ty?! Nie wierzę…

Objął go mocno, a Anelaer odwzajemnił uścisk. Mnóstwo razy wymykał się z domu w środku nocy. Niełatwo mu było uciec, kiedy Ralden pełnił wartę.

— Wszystko w porządku, to nasz An, panowie — zwrócił się do towarzyszy.

— Niemożliwe.

— An, nie poznaję cię.

Ich również objął. Powiedzieli mu, że jego rodzice są w domu.

— Masz szczęście. Twój ojciec często wyjeżdża, dwa tygodnie temu wrócił z…

Ralden spojrzał na kolegów. Anelaer domyślił się, że zastępca jego ojca boi się powiedzieć mu prawdy.

— Wrócił z poszukiwań, mam rację? Nadal ściga Hallirna wraz ze swoim oddziałem?

— Tak. Minął rok od twojego odejścia, sporo się wydarzyło. Hallirn oszalał, postradał zmysły. Nie masz pojęcia, co on wyprawia…

Zakręciło mu się w głowie od nadmiaru emocji, Ralden go podtrzymał. „Minął zaledwie rok?!” pomyślał zszokowany. Spędził w wymiarach kilkadziesiąt lat, a w świecie śmiertelników upłynął tylko rok? Gdyby mógł skontaktować się z rodzicami lub z przyjaciółmi, nie przejmowałby się czasem. Bał się, że na zawsze stracił Hallirna.

— An, w porządku?

— Nic mi nie jest. Ja po prostu nie wierzyłem, że jeszcze uda mi się uratować Hallirna. Myślałem, że gdy wrócę… was już nie będzie.

— Jak to? Nie rozumiem o czym ty…

— Mam osiemdziesiąt dziewięć lat. W każdym wymiarze spędziłem dekadę. Taka jest moc elfów. Jestem nieśmiertelny.

Zastępca Generała Paladynów nie odzywał się przez krótką chwilę. Patrzył na niego zszokowany, a jego milczenie sprawiało, że Anelaer zwątpił w to, że ktokolwiek zrozumie, jak funkcjonują jego magiczne zdolności. Ojciec mógł powiedzieć wszystkim członkom rodziny o jego biologicznych rodzicach. Anelaer nie zabronił mu ujawnić prawdy. Ralden oraz Paladyni z pewnością wiedzieli kim jest, dlatego nie zdziwili się, kiedy im powiedział o swoich mocach.

— Chodźmy do twojego taty. Martwił się o ciebie, kiedy wyruszyłeś w tę swoją epicką podróż po wymiarach.

Jego ojciec był równie zaskoczony wizytą Anelaera, co Ralden. Objął go, po czym nie przestawał mówić o tym, że jest wyższy od niego.

— Rozalie się ucieszy. Martwiła się o ciebie, ja również. Wejdź do domu, wszystko nam opowiesz, od początku.

Gdy usiadł wraz z rodzicami przy stole, na moment stał się dawnym sobą. Tak jak przypuszczał, jego mama wzruszyła się na jego widok po tak długim czasie. Po tak długim czasie, tylko dla niego, ale powiedziała mu, że ten rok wydłużał się w nieskończoność. Przecież jego rodzice nie mieli pewności, kiedy wróci i wyobrażali sobie, że nie zobaczą go przynajmniej kilka lat, skoro powiedział im, że czas różni się wymiarach.

Wspomniał wspólne chwile z rodziną, kiedy byli razem, także z Hallirnem. Zaczął swoją historię od samego początku, od momentu, kiedy zaczął trening w kraju elfów. Rodzice zadawali mu mnóstwo pytań. Kiedy na każde odpowiedział, zamierzał nareszcie zacząć rozmowę o najważniejszej sprawie.

— Podobno raz prawie udało wam się znaleźć Hallirna — zapytał tatę. — Enrozen uniemożliwił wam schwytanie go?

Generał Paladynów przybrał poważny wyraz twarzy.

— Zawiodłem. Nie przestałem go szukać wraz ze swoim oddziałem, ale on stał się nieobliczalny. On i Enrozen popełniają straszne zbrodnie, synu.

Anelaer nie chciał wierzyć w słowa ojca. To Enrozen popełnia straszne zbrodnie, Hallirn nie jest taki jak przywódca klanu. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić Hallirna w więzieniu. Brat nie skrzywdziłby nikogo bez powodu. Enrozen nim manipuluje, okłamuje go.

— Hallirn nie jest przestępcą. To wykluczone. On współpracuje z Enrozenem, bo ten drań wmówił mu, że jest synem króla Zefiryalla i zmarłej królowej. To bzdura, on kłamie.

Rodzice wymienili niepokojące spojrzenie.

— An. Nie wyznaliśmy ci prawdy, ponieważ nie chcieliśmy, aby pomiędzy tobą a Hallirnem zmieniły się relacje. Ty i on jesteście adoptowani. Hallirn nie jest naszym biologicznym synem — oznajmiła mama.

Ta informacja wstrząsnęłaby nim, gdyby nie dowiedział się dawno temu o swoim pochodzeniu. Oczywiście jest zszokowany, ale z jakiegoś powodu nie miał pretensji do rodziców o ukrywanie prawdy przez tyle lat.

— Czyli… Hallirn naprawdę jest synem króla Zefiryalla? Enrozen go nie oszukuje?

— Tego nie jestem pewien, An. Znam Zefiryalla, odkąd pamiętam. Gdy jego żona umarła w niewyjaśnionych okolicznościach, kilka dni później zaginął jego syn.

— W niewyjaśnionych okolicznościach? A więc to jest możliwe, że królowa Wivienne ją zabiła?

— Mamy więcej pytań niż odpowiedzi — wtrąciła się mama. — Aarond znalazł Hallirna na skraju lasu, był ranny. Jeśli Hallirn rzeczywiście został uprowadzony, to albo porywacz zostawił go na pastwę losu przekonany, że zginie, albo coś się stało i nie wykonał zleconego mu zadania.

— Znalazłeś Hallirna porzuconego na skraju lasu? — zapytał ojca.

Jego ojciec opowiedział mu, jak podczas patrolu, w mroźną zimową noc wraz z oddziałem, usłyszał płacz niemowlęcia. Chłopiec ledwo płakał, ale wystarczająco głośno, aby go usłyszał. Był ciężko ranny. Z trudem udało się go uratować, na szczęście przeżył.

— Umierał, kiedy go znalazłem. Mój ojciec powiedział, abym się nim zaopiekował. Skoro ktoś chciał go zabić, nadal był w niebezpieczeństwie. Ja i Rozalie postanowiliśmy go chronić za wszelką cenę, ale nikt, kto tamtej nocy chciał zabić Hallirna, nigdy więcej po niego nie wrócił.

— Powiedzieliście mu o tej historii? O tym jak go znalazłeś?

— Nie. To było zbyt ryzykowne. Skłamałem, mówiąc mu, że ktoś porzucił go przed drzwiami domu i w liście poprosił nas o opiekę nad nim. Hallirn by spanikował, dlatego ukrywaliśmy przed nim prawdę.

— Właściwie postąpiłeś. Owszem, to złe, że go okłamywaliście, i mnie zresztą też, ale masz rację. Jeśli ten porywacz gdzieś uciekł, to Hallirn nie jest bezpieczny. Ja też bym spanikował, gdybym dowiedział, że ktoś próbował mnie zabić.

— An jest jeszcze jedna ważna kwestia do omówienia.

— Rozalie, dopiero wrócił…

— Kiedy mu zatem powiesz, że zostaliśmy wygnani? Twój ojciec kazał nam opuścić dom jak najszybciej. Prawdopodobnie wrócimy wraz z Anem do stolicy.

— O czym mówicie? Tato? Co się dzieje?

Anelaer nie widział ojca w tak fatalnym stanie, nawet gdy się kłócili. Kiedyś zranił jego uczucia i mnóstwo razy usłyszał od niego, jak go rozczarował. Prawdopodobnie z trudem powstrzymywał emocje, dłonie mu drżały. Podszedł do ojca, uklęknął przy nim.

— Tato? Możesz mi wszystko powiedzieć, co się stało? Dlaczego mama mówi, że dziadek was wygnał?

— To skomplikowane, An. Jako przywódca dynastii powinienem mieć godnego siebie następcę, dobrze o tym wiesz. Niestety Hallirn odszedł, jest teraz poszukiwanym w całym kraju przestępcą. Nie mieliśmy pojęcia, kiedy właściwie wrócisz, więc ojciec wyrzekł się mnie i zdecydował, że mój młodszy brat przejmie obowiązki lidera dynastii. Próbowałem go przekonać, że Hallirn jeszcze się zmieni, lecz nie chciał mnie słuchać. Powiedział, że skoro nie mam potomka, który mnie zastąpi, a moi bracia mają synów, postanowił odebrać mi tytuł przywódcy dynastii. Jestem nikim, An. Miałeś rację, co do naszej rodziny. Zbyt długo to trwa, ta tradycja, obowiązki. Przepraszam, że kiedyś zabraniałem ci wybrać własną drogę.

Anelaera zszokowała ta informacja. Znał historię przodków i wiedział, że przywódca powinien mieć następców, ale przecież wrócił, a Hallirn być może jeszcze się zmieni.

— Tato, nie martw się. Ja przejmę obowiązki następcy. Macie jeszcze mnie, ja was nie zawiodę.

Rodzice spojrzeli na niego wyraźnie zdruzgotani.

— An, nie zamierzam odebrać ci twoich marzeń. Wkrótce zostaniesz Kapitanem Gwardii, księżniczka Nadreya cię potrzebuje.

— Ja was nie zostawię w takiej sytuacji — odparł pewny siebie. — Porozmawiam z dziadkiem. Będę twoim następcą. Przecież tysiąc razy mówiłeś: „Co się stanie, jeśli Hallirna zabraknie? Komu powierzę rolę lidera dynastii? Na ciebie również liczę, nie zawiedź mnie.” Nie zawiodę cię, złożyłem ci obietnicę. Wróciłem i pomogę wam.

Rodzice objęli go mocno. Dziwnie się czuł, był od nich wyższy, sięgali mu do ramion. Pierwszy raz patrzył na nich z góry.

— Dziwnie tak…

— Jesteś od nas wyższy…

Czytali mu w myślach. Przyszła pora, aby spłacić dług. Teraz to An im pomoże, nareszcie ma okazję odwdzięczyć im się za te wszystkie lata. To oni się nim opiekowali, przyjęli go do rodziny, mimo iż był dla nich zupełnie obcy. Zapewnił ich, że nie zostaną wygnani, nie wrócą z nim do stolicy. Gdyby przed treningiem w wymiarach ojciec poprosił go o rozmowę z dziadkiem, spanikowałby.

Teraz nie bał się już najstarszej osoby w rodzinie. Ma przecież osiemdziesiąt dziewięć lat, jest dużo starszy od swojego dziadka. Aztharal Tayilres nigdy więcej nie będzie go poniżał. Miał z nim jeszcze bardziej napięte relacje niż ojcem. To on zmusił wszystkich członków rodziny, aby gorzej go traktowali, kiedy zrezygnował z Akademii. Przez dwa lata Anelaer czuł się przez niego jak wyrzutek.

— Jesteś bezczelny jak zwykle, mój wnuku. Czyż nie wyraziłem się jasno, gdy powiedziałem ci, że nie należysz do mojej dynastii? Aarond cię nie wygnał, jak mu kazałem. Masz szczęście, że później zmieniłem zdanie i pozwoliłem ci nadal mieszkać z rodziną. Teraz przychodzisz do mnie z prośbą, której nigdy nie spełnię?

— Jestem synem Generała Paladynów. Adoptowany czy nie, nadal jestem jednym z was. Mam prawo do władzy. Zgodzę się na każdy warunek. Odejdę z Gwardii, pójdę do tej twojej głupiej Akademii, chociaż ci wszyscy adepci nigdy mi nie dorównają, nawet sam Wielki Mistrz. Będę tam tylko marnował czas, ale rodzice są dla mnie ważniejsi niż moja kariera.

Jego ojciec patrzył na niego zszokowany. To pierwszy raz, Anelaer dopiero teraz zdołał zebrać w sobie odwagę i powiedział dziadkowi, że nie jest jego sługą.

— Hmm… Jesteś inny, młodzieńcze. Aarond powiedział mi o twoich biologicznych rodzicach i twoich mocach. Nie chciałbym, abyś był moim wrogiem. Masz rację, Akademia to strata czasu, jesteś od wszystkich uczniów na zdecydowanie wyższym poziomie. Poza tym przyda mi się gwardzista, pracujesz dla córki Namiestnika.

— Zgadzasz się, ojcze? — zwrócił się do przywódcy dynastii Generał Paladynów.

— Skoro syn marnotrawny wrócił, jestem skłonny do zmiany decyzji. Hallirn to przeszłość, Anelaerze. Teraz ty jesteś odpowiedzialny za rodzinę. Oczywiście możesz wrócić do pałacu, twoim obowiązkiem jest także ochrona następczyni tronu. Aarondzie, ty i Rozalie nie musicie wracać z nim do stolicy. Przywracam ci twój dawny tytuł. Od dziś znów jest moim powiernikiem, rządzisz dynastią. Twój brat będzie z pewnością rozczarowany, ale zrozumie, że nie nadszedł czas jego władzy.

Anelaer spojrzał na ojca. Generał Paladynów skłonił się lekko przed nim i przed dziadkiem.

— Dziękuję ci, An. Dzięki tobie wszystko wraca do normy, przynajmniej Rozalie już nie będzie się denerwować.

— Przygotowania do ceremonii ruszą lada moment. Mianowanie cię jedynym spadkobiercą, Anelaerze, to nie jest wydarzenie, które jest ważne tylko dla mnie czy dla Aaronda. Przybędą monarchowie oraz przywódcy dynastii wraz ze swymi następcami. Przygotuj się zatem na uroczystość.

Skłonił się przed dziadkiem, okazując mu należny szacunek. Gdy wrócił do domu wraz z ojcem, uświadomił sobie, że naprawdę udało mu się przekonać przywódcę dynastii, że jest godnym następcą.

— Dałem radę! Pokazałem mu, na co mnie stać!

Anelaer oparł się o ścianę. Emocje przejęły nad nim kontrolę. Oficjalnie jest powiernikiem swojego ojca, a Hallirn jest zdrajcą. Zawsze był przekonany, że Hallirn nigdy nie zrezygnuje z obowiązków następcy. Anelaer nigdy nie przejmował się wersją przyszłości, w której zostaje liderem dynastii.

— An, nawet nie masz pojęcia, jaki jestem z ciebie dumny. Nie powiedziałbym ojcu, co czuję, a ty postawiłeś mu się.

— Lata spędzone w wymiarach sporo mnie nauczyły. Jestem starszy od niego. Już się go wcale nie boję.

Generał powiedział o wszystkim żonie. Gdy dowiedziała się o ceremonii, objęła Anelaera.

— Dziękuję ci. Martwiłam się, że zostaniemy z niczym, a ty nas ocaliłeś.

— Nie. Jest inaczej. To wy mnie uratowaliście. Traktujecie mnie jak syna, choć wcale nim nie jestem. Ja po prostu spłacam swój dług.

Przez cały wieczór opowiadał im o swoich przygodach w wymiarach. Mama przyrządziła dla niego jego ulubione potrawy, za którymi tęsknił przez ostatnie lata. Już nikt nie rozdzieli go z rodziną. Przez dekady marzył o spędzeniu z nimi choć jednego dnia.

Wkrótce spotka się z przyjaciółmi z Gwardii, a księżniczka Nadreya przybędzie z rodzicami na ceremonię, więc nie mógł doczekać się tego dnia. Skoro minął tylko rok, być może będzie ma jeszcze szansę zostać Kapitanem jej Gwardii. Zastawiał się, czy jego przyjaciele wykonali swoją misję. Oni też szukali Hallirna. „Hallirn, czemu ciebie z nami nie ma?” pomyślał. Gdzie jesteś? Jeśli Hallirn nie przestanie współpracować z Enrozenem, nigdy sobie nie daruje, że nie uratował go, zanim wyruszył do wymiarów.

Pomimo pysznej kolacji i najdłuższej rozmowie z rodzicami w jego życiu, nocą znów dręczyły go koszmary. Tylko w krainie smoków nie miał snów o swej matce, elfickiej wiedźmie Rea’danne. W innych światach nękała go każdej nocy.

Gdy zamykał oczy, umysł przenosił go do mrocznej otchłani. Tam próbował się ratować przed złą magią matki, która za każdym razem go niszczyła. Rea’danne jest potężniejsza od niego. Mimo iż zapanował nad swoimi wszystkimi zdolnościami, ona nadal przeraża go bardziej niż Yamethshiru.

Wolałby już walczyć z samym Królem Demonów, chociaż to właśnie on podarował przeklęte czary jego matce. Kiedyś pragnął ją przekonać, aby się zmieniła. Nigdy go nie posłuchała. Groziła mu, że prędzej czy później on do niej dołączy i wtedy ostateczna bitwa przesądzi o losach wymiarów. Zbyt często z nią przegrywał. Obudził się z przerażającej wizji ze łzami spływającymi po twarzy. Nadal słyszał jej szyderczy śmiech.

— An, nic ci nie grozi. Jesteś bezpieczny.

Przybrana matka pogładziła go delikatnie po włosach. Chciałby, aby Rea’danne była jak ona. Dobra, czuła, opiekuńcza. Jego biologiczna matka jest niestety złym demonem pragnącym unicestwić cały wszechświat.

— Dziękuję, że jesteś przy mnie. Krzyczałem?

— Dość głośno, bym cię usłyszała. Co ci się śniło?

Jego rodzice nie znali Rea’danne. Wiedzieli jedynie, że zagraża istnieniom wymiarów, ale nic im nie mówił o jej historii. Gdy Anelaer doszedł do siebie po kolejnym traumatycznym koszmarze, jego przybrana mama dowiedziała się o przeszłości Rea’danne, niegdyś dobrej elfickiej księżniczki, a teraz grożącą wojną złą wiedźmą.

— Przykro mi. Nie mogę zmienić rzeczywistości, An. To ona jest twoją matką, ja niestety nie. Chciałabym, aby było inaczej. Ona co noc cię dręczy?

Zdał sobie sprawię, w jak żałosnej jest sytuacji. Każdej nocy musi walczyć z matką. Zawsze przegrywa. Co, jeśli dojdzie kiedyś do prawdziwej bitwy pomiędzy nimi? Czy uda mu się ją pokonać?

— Musisz być dzielny — przytuliła go czule. — Obiecaj mi się nie poddasz, nie przegrasz z nią.

— Obiecuję.

— A jeśli kiedyś ją spotkam, gorzko pożałuje tego, że się cię krzywdzi. Nie bój się, kiedy będę miała okazję, uwolnię cię od niej.

Wyobraził sobie starcie przybranej mamy z nieśmiertelną wiedźmą. Ta wizja uświadomiła go, że jego rodzina również jest narażona na niebezpieczeństwo. Postanowił, że ochroni ich za wszelką cenę. Teraz jednak najważniejsza jest ceremonia. Anelaer miał nadzieję, że sprosta oczekiwaniom rodziny, mimo iż to jego brat przygotowywał się do tej roli przez całe życie.

Rozdział 2

Anelaer

Przygotowania do ceremonii ruszyły pełną parą. Rozesłano zaproszenia do najważniejszych osób w kraju. Wszyscy byli zszokowani nagłą zmianą decyzji przywódcy dynastii. Oczywiście największe problemy sprawiał jego wuj, który pragnął przejąć władzę, odkąd Hallirn dołączył do Enrozena. Pozostali członkowie rodziny nie sprzeciwiali się woli jego dziadka, lecz mieli wątpliwości. Mówili, że skoro Anelaer jest gwardzistą księżniczki, to jak nauczy się zarządzać dynastią? Generał Paladynów wyjaśnił im, że nadal szuka Hallirna, a Anelaer jest tymczasowo jego zastępcą. Niestety nie przekonał ich tymi argumentami.

— Kpisz sobie z nas, Aarondzie — zawołał najmłodszy z braci jego ojca. — Twój syn jest poszukiwanym w całym kraju przestępcą. On i Enrozen zajmują pierwsze miejsce w rankingu najgorszych kryminalistów. Myślisz, że zaakceptujemy go jako naszego przywódcę? Wykluczone. Jeśli Anelaer zostanie twoim jedynym następcą, musi zrezygnować z kariery gwardzisty. Takie są zasady, bratanku — zwrócił się do niego.

Anelaer nie pozwolił, aby wuj domyślił się, że jest w tym momencie kłębkiem nerwów. Spojrzał mu prosto w oczy i odparł:

— Ja wiem, jakie są obowiązki następcy. Złożyłem też obietnicę księżniczce Nadrei, więc nie mogę zignorować obowiązków gwardzisty. Mój ojciec będzie zarządzać dynastią, a jeśli nadejdzie mój czas… dopiero wtedy przestanę chronić rodzinę królewską.

— To niedorzeczne. Ojcze, ja mam trzech synów i jestem gotowy zostać twoim jedynym następcą. Anelaer jest nieodpowiedzialny. Poza tym… zaufacie komuś takiemu jak on? Zaufacie komuś, kto spoufala się z jakimiś… elfami i innymi mitycznymi stworzeniami? On nie jest jednym z nas.

Przez chwilę nikt nie przerwał okropnej ciszy. Wszyscy milczeli jak zaklęci. Anelaer podszedł do dziadka i skłonił się przed nim. Zraniły go słowa wuja i czuł się poniżony jak nigdy dotąd, ale nie dał po sobie poznać, że strach próbuje przejąć nad nim kontrolę.

— Moi rodzice traktują mnie jak syna, a ja nie wyrzekłem się rodziny, choć wcale nie jestem z wami spokrewniony — zwrócił się do wuja. — Proszę was o jedną szansę. Hallirn was zawiódł, ja nie jestem taki jak on. Owszem, nie chciałem zostać jedynym powiernikiem swojego ojca. To prawda. Teraz jednak on potrzebuje mojej pomocy, a ja zamierzam go wspierać.

— Ja także cię wspieram, Anelaerze. Dlatego będę głuchy na prośby moich synów. Możecie mnie błagać, ile chcecie, ale ja nie zmienię decyzji. Anelaer nie jest z nami spokrewniony, ale zachowuje się jak prawdziwy Tayilres. Wierzę w niego i ufam swoim dzieciom. Obiecajcie mi, że dacie mu szansę, o jaką was poprosił.

Jego wujowie i kuzyni podeszli do przywódcy dynastii i skłonili się przed nim.

— Zakończmy zatem obrady. Jestem zmęczony kłótniami, czas na świętowanie. Niedługo do naszego domu przybędzie Namiestnik oraz jego sojusznicy. Ugościmy ich jak należy.

Zanim wszyscy opuścili salę narad, Anelaer zdążył jeszcze podziękować dziadkowi, a jego ojciec porozmawiał przez kilka minut z braćmi.

— Zasługujesz na tytuł jedynego powiernika swego ojca, wnuku. Dowiodłeś, że jesteś członkiem naszej rodziny, choć nie łączą nas więzy krwi. Nie zawiedź nas.

Chociaż jego wujowie mu nie ufają i nadal pragną władzy, postanowił, że spróbuje dojść z nimi do porozumienia. Jeśli kiedyś będzie musiał zostać przywódcą dynastii (a nawet sobie nie wyobrażał tej wersji wydarzeń) to wołałby mieć dobre relacje z rodziną. Jego ojciec powiedział mu, że załagodzi spór, kiedy wróci wraz z księżniczką do stolicy.

— Teraz wiesz, jakie miałem dzieciństwo. Bracia nieustannie przekonywali tatę, że to któryś z nich powinien zarządzać dynastią. Wybacz, że cię wciągnąłem w ten konflikt. Do tej pory to Hallirn…

Głos mu się załamał.

— Tato, poradzę sobie. Nie martw się. Najważniejsze, że dziadek nie wygna ciebie i mamy.

— Chodź, musisz się przygotować do ceremonii. Teraz to ty jesteś w centrum uwagi. Zapomnijmy na jakiś czas o problemach.

Anelaer nie mógł odpocząć przez cały dzień. Mama zaprowadziła go do krawcowej, która od lat projektowała i wykonywała szaty dla członków dynastii na wyjątkowe okazje. Ceremonia odbędzie się za dwa dni, mieli mało czasu. Ku jego zdumieniu krawcowa zadeklarowała, że szatę przymierzy już jutro wieczorem.

Okazało się, że wcale nie przetrwa z łatwością uroczystości, jak na początku przypuszczał. Będzie musiał przeczytać kilka wersów ze starej, podniszczonej księgi, która należała do jego przodków, rządzących dynastią wieki temu. Na szczęście nauczył się szybko uczyć nowych języków podczas treningu w wymiarach.

Z pomocą Illaidrisa nauczył się płynnie mówić w starodawnym języku elfów, a dzięki olbrzymom bez trudu wymawiał skomplikowane słowa w ich gwarze. Kilka razy przeczytał parę zdań, bez zająknięcia.

— Ja przez miesiące uczyłem się poprawnie czytać tą głupią księgę, zarywałem noce. Nie chciałem się pomylić.

— Tato, gdybyś spędził dekady w wymiarach i uczyłyby cię nieśmiertelne istoty, także znałbyś mnóstwo starożytnych języków.

— Dobrze, a więc jeszcze tylko makijaż i…

— Co takiego?! Nie, nie zgadzam się, ja…

— An, nie ruszaj się.

Mama ujęła jego podbródek i nie zdołał uciec przed torturami. Biała farba okropnie cuchnęła i przez tusz szczypały go oczy. Jego mama świetnie się bawiła, a on cierpiał. Nawet Generał Paladynów parę razy parsknął śmiechem.

— Czy to konieczne? Dziewczyny się malują, po co ta tradycja?

Biała farba na szczęście była łatwo zmywalna. Mama namalowała mu złote wzory na nosie, czole oraz policzkach.

— Aarond, wyglądałeś identycznie podczas swojej ceremonii. No wypisz wymaluj.

— Rozalie, nie waż się…

Mama pokazała mu stary album i przez cały wieczór śmiał się z miny swojego ojca, któremu prawdopodobnie wcale nie podobał się makijaż. Rzeczywiście, wyglądali prawie tak samo, wzory się trochę różniły.

— Na próbę wyszło dobrze, nałożę ci makijaż jeszcze tylko jutro i po ceremonii go zmyjesz. Nie przesadzaj, wytrzymasz.

Kilka minut zajęło mu zmycie farby. Anelaer czuł się szczęśliwy i jednocześnie przygnębiony. Myśli o bracie nie pozwalały mu w pełni cieszyć się uroczystością. Wcale nie powinien odbierać Hallirnowi tytułu. Jego dziadek powiedział, że jest godny, lecz nie zgadzał się z jego decyzją. Gdy zostanie jedynym powiernikiem swojego ojca, będzie miał jeszcze więcej obowiązków.

Chciał w pełni skupić się na karierze Kapitana Gwardii i gdyby Hallirn nie postanowił nagle zostać przestępcą, nie przejmowałby się rodzinnymi sprawami. Zanim zasnął, wyobraził sobie, że pokonuje Enrozena i kończy wojnę z klanem Ezheakela.


***


Następny dzień minął tak szybko, że nie zdążył skontaktować się z przyjaciółmi i poinformować ich o ceremonii. W nocy zdrzemnął się chwilę, nie mógł zasnąć choćby na kilka godzin, zbyt się denerwował. Przynajmniej nie musiał się martwić cieniami pod oczami, będzie miał całą twarz pomalowaną.

Przed południem przybyli zaproszeni goście. Jego dziadek przywitał najpierw rodzinę królewską, a potem długo rozmawiał z przywódcami dynastii oraz ich następcami. Anelaer wiedział, że zaproszono Ryuji’ego i jego ojca. Mile zaskoczyła go wizyta jego przyjaciół z Gwardii.

Szkoda, że nie wysłał im zaproszeń, niestety zabrakło mu czasu. Yoake, Dheyer oraz Hitoshi prawie nic się nie zmienili. Jego Mistrzyni miała krótsze włosy, wyglądała trochę inaczej. Nadal zaplątywała kilka kosmyków w koki.

— Nie przypuszczałam, że tak krótko będziesz w wymiarach. Cieszę się, że wróciłeś. Brakowało nam cię — powiedziała Yoake.

Objęła go za szyję, a on przytulił ją czule.

— Jesteś wyższy, czy mi się wydaje?

— Jest wyższy. Też zauważyłem — wtrącił się Ryuji. — Sięgał mi do ramion, nie pamiętasz?

Yoake szturchnęła go lekko.

— An, zmieniłeś się nie do poznania. Ufarbowałeś włosy? — zapytała go Dheyer.

— Nie, to mój naturalny kolor. To znaczy… dominuje nade mną teraz moja elfia połowa.

— I twoje oczy… od kiedy nosisz soczewki? — dodał Hitoshi.

Cierpliwie wyjaśnił im, że zmienił się w wymiarach, ponieważ jest w połowie elfem i w połowie bogiem. Przeszedł nieodwracalną metamorfozę.

— Ta przemiana dotyczy też makijażu? Od kiedy malujesz się jak dziewczyna?

Ryuji parsknął śmiechem, ale An wcale się nie obraził. Tęsknił za swoim Mistrzem.

— Ryuji, przecież dobrze znasz historię rodziny Tayilres. Ich przodkowie byli szamanami — zwróciła mu uwagę Dheyer.

— Chodźcie, zaraz zacznie się ceremonia. Chcę już mieć najgorsze za sobą.

— An, mamy ważne informacje o Hallirnie. Szukaliśmy go, tak jak ci obiecaliśmy, ale Enrozen okazał się przebiegły, nie pozwolił nam odnaleźć twojego brata — oznajmiła Yoake.

— Drań ma tysiące kryjówek, mnóstwo razy zmienia lokalizację. Misja była dla nas trudniejsza niż na początku zakładaliśmy. Nie znaleźliśmy Hallirna, ale za to dowiedzieliśmy się o słabych punktach Enrozena. Czekaliśmy na ciebie, bo tylko ty możesz schwytać tego szaleńca — uściślił Ryuji.

— Dziękuję wam. Tata też ich szukał, ale nie udało mu się dopaść Enrozena. Porozmawiamy po ceremonii. Teraz muszę się skupić na jednym celu.

Kilkadziesiąt osób obserwowało, jak Generał Paladynów oraz przywódca dynastii mianują go na jedynego następcę. W tłumie dostrzegł księżniczkę Nadreyę. Serce szybciej mu zabiło. Nie widział jej przez dekady. Nie udało mu się z nią spotkać przed ceremonią, przyjaciele nie pozwolili mu się do niej zbliżyć.

Nadreya jest oficjalnie następczynią tronu i wyglądała jak prawdziwa księżniczka. Uśmiechnęła się. Wspierają go przyjaciele, Nadreya. Już nie jest sam tak jak podczas podróży po wymiarach. Gdy jego dziadek poprosił go o przeczytanie wybranych wersów księgi przodków, bez zajęknięcia wypowiedział każde zdanie. Język był skomplikowany do wymówienia, ale potrafił bez problemu czytać zupełnie obce mu pismo.

Miał wrażenie, że ceremonia nigdy się nie skończy. Trwała aż do wieczora. Czuł się skrajnie zmęczony. Czytanie starej księgi okazało się najprostszym zadaniem. Potem kazano mu napisać w rodzinnym testamencie, że jeśli nie będzie miał potomków godnych jego tytułu, władza nad dynastią zostanie przekazana jego wujowi, młodszemu bratu Generała Paladynów.

Do pokazowej walki z kuzynami nie musiał trenować. Nie używali czarów, w rodzinie tylko on i Hallirn władali magią. Odkąd pamiętał, uczono go szermierki i potrafił perfekcyjnie posługiwać się innymi orężami takimi jak włócznia lub łuk. Wszyscy klaskali i wyglądali na zachwyconych, kiedy trafił pięć razy z rzędu w sam środek tarczy. Kuzyni nie mieli z nim żadnych szans, ale jednemu z nich pozwolił choć na moment dać szansę na wygraną. Ostatecznie poniósł spektakularną porażkę, a Anelaer triumfował i ukłonił się przed publicznością.

— Ja go uczyłem — przechwalał się Ryuji po zakończonej ceremonii. — To dzięki mnie nie zrobił z siebie pośmiewiska.

— Bardzo zabawne. Owszem nauczyłeś mnie nowych technik, ale swoje umiejętności zawdzięczam dziadkowi i tacie.

— Tak, Anelaer był wybitnym uczniem. Oczywiście nadal żałuję, że nie zostałeś Paladynem, ale skoro jesteś gwardzistą księżniczki, zaimponowałeś mi. Już nie chowam do ciebie urazy — powiedział jego dziadek.

— Ryuji nie krytykuj swojego ucznia. Mnóstwo razy mówiłeś mi, że jest lepszy od ciebie.

— Tato, proszę cię! Nie mogę cały czas go chwalić, bo przestanie ciężko pracować.

— Masz rację, mój syn powinien nadal udoskonalać swoje zdolności — powiedział Generał Paladynów.

— Przepraszam was, chciałbym porozmawiać z…

— Anelaer, dokąd idziesz? Tyle ważnych osobistości pragnie cię poznać, nie traćmy czasu.

Dziadek nie pozwolił mu zbliżyć się do Nadrei tak jak jego przyjaciele. Przedstawił go przywódcom dynastii. Anelaer uświadomił sobie, że skoro jest jedynym następcą swojego ojca, powinien sprawiać pozytywne wrażenie.

Nie może też przypadkiem kogoś obrazić, więc uważał na słowa. Zwracał się do przywódców oficjalnie, traktował ich z należnym szacunkiem. Po koszmarnie długich rozmowach z zupełnie obcymi mu ludźmi chciał już tylko odpocząć, ale ciągle myślał o Nadrei. Rozejrzał się wokoło. Nie wiedział, dlaczego spojrzał na dach. Poczuł, że ktoś go obserwuje, lecz to nie był któryś z gości.

Patrzyły na niego dwie postacie w czarnych płaszczach. Jedna z nich odwróciła się i zeskoczyła z dachu. Nie zastanawiał się zbyt długo nad planem działania, pobiegł za intruzami. Po drodze chwycił Ryuji’ego za ramię i poprosił go, aby walczył razem z nim. Nie dostrzegł Yoake, Dheyer i Hitoshiego. Z pewnością poszli już do pokoi.

— Ej, chciałem jeszcze porozmawiać z twoim ojcem o Hallirnie! Co ty robisz?

— To on. To musi być on! I Enrozen. Widziałem ich.

Ryuji nic nie powiedział. Pobiegł razem z nim szukać Hallirna.

— Nie pozwolę ci samemu z nimi walczyć. Wspólnie ich pokonamy.

Anelaer miał wyostrzony wzrok i bez trudu dostrzegł dwie postacie, kierujące się w stronę świątyni. Jeszcze nie stracił ich z oczu. Przemówi bratu do rozsądku i przekona go, że Enrozen go okłamuje. Przywołał świetlną energię, w świątyni panowała ciemność. Posłał kilka złotych kul w różne strony, aby oświetlić całe pomieszczenie. Czyżby się pomylił? Może przez zmęczenie miał halucynacje i na dachu wcale nie zobaczył dwóch postaci?

— An, tu nikogo nie ma. Uciekli nam.

Powinien posłuchać mentora, ale dręczyło go przeczucie, że nadal ktoś go obserwuje.

— Anelaer, za tobą!

Nie zdążył zareagować. Ze zgrozą patrzył, jak napastnik obezwładnia Ryuji’ego. Nie mógł się ruszyć, sparaliżował go strach.

— Witaj, braciszku. Długo się nie widzieliśmy. Urosłeś.

Spojrzał na Hallirna. Gdy jego brat zbliżył się do niego, przywołał więcej magii. Zmienił się. Wyglądał na silniejszego, na twarzy miał kilka blizn. W jego szarych oczach ujrzał jedynie nienawiść — to już nie jest Hallirn, który był jego starszym, opiekuńczym bratem.

— Jest z tobą Enrozen, prawda?

Mężczyzna trzymający nóż przy gardle Ryuji’ego zdjął kaptur. Anelaer wzdrygnął się. Oczywiście, że jego towarzysz jest przywódcą klanu Ezhekaela.

— Poddaj się, Obrońco. W przeciwnym razie twój przyjaciel zginie.

— Czego ode mnie chcesz? — zapytał brata. Zaczął szybko opracowywać plan. Jeśli użyje odpowiednich mocy, uratuje i siebie i Ryuji’ego.

— Masz dla nas cenne informacje. Chcemy się tylko dowiedzieć o słabościach członków rodziny królewskiej. Zamierzam poznać ich skrywane przez lata tajemnice.

Hallirn naprawdę się zmienił. Nigdy nie mówił do niego tonem, jakby byli sobie zupełnie obcy. Anelaer miał wrażenie, że ten człowiek nie jest jego starszym bratem. To niemożliwe, aby Hallirn stał się podobny do Enrozena. Patrzył na niego z pogardą, nienawiścią. Często się kłócili, lecz Hallirn nigdy go nie skrzywdził. Teraz Anelaer obawiał się, że brat go zabije, jeśli popełni choć jeden błąd. Nie będzie miał dla niego litości.

— Enrozen namieszał ci w głowie, manipuluje tobą. Skąd masz pewności, że jesteś synem Zefiryalla?

— Och, twoja ukochana księżniczka Nadreya nie kłamała. Enrozen dał mi serum prawdy.

Żałował, że nie poprosił księżniczki o wyjaśnienie tej sprawy. Powiedziała mu jedynie, że jej matka popełniła straszną zbrodnię, a Hallirn jest jej przyrodnim bratem. Na początku nie uwierzył w tą historię, ale dzięki rodzicom zrozumiał, że Nadreya go nie oszukała.

— W takim razie pozwól sobie pomóc. Nadreya jest po twojej stronie. Chroniła cię.

— Czyżby? Ona też cię okłamała. Nie powiedziała ci, że królowa zabiła moją matkę. Poza tym… przyszedłem zobaczyć się z tobą z innego powodu. Zawiodłeś mnie, An. Zająłeś moje miejsce, odebrałeś mi tytuł jedynego następcy.

Anelaer nie dał się sprowokować. Wiedział, że Hallirn znienawidzi go za to, że to on jest teraz następcą przywódcy dynastii. Podczas tej rozmowy wybrał moc, która ocali jego i Ryuji’ego. Chciał jeszcze próbować przekonać Hallirna, aby odszedł z klanu Enrozena, ale nie miał czasu na dłuższą dyskusję.

Zatrzymał czas. Poświęcił całą swoją moc, jego magia będzie się regenerować przez kilka dni. Jeszcze w pełni nie zapanował nad umiejętnościami olbrzymów, ale potrafił na parę minut zatrzymać czas. Kosztowało go to wiele wysiłku, lecz udało mu się uwolnić Ryuji’ego. Gdy go dotknął, magia przestała mieć na niego wpływ. Spojrzał zdezorientowany na unieruchomionego Hallirna i Enrozena.

— Kiedy czas przestanie działać, stracę całą swoją moc, nie obronię się przed nimi. Musimy jak najszybciej powiadomić o nich podwładnych mojego ojca.

— Ochronię cię, w końcu jestem twoim Mistrzem. Nie pozwolę im cię zabrać.

Nie zwalniali tempa, mimo iż An powoli opadał z sił. Poczuł, że stracił kontrolę nad magią czasu. Hallirn i Enrozen z pewnością się już uwolnili albo zrezygnowali z pościgu, albo właśnie teraz ich szukają. Usłyszał świst, małe ostrze wbiło się w ziemię tuż przed nim.

Nie poddali się, a Anelaer i jego mentor nie mają z nimi żadnych szans, jeśli strażnicy nie przybędą im pomóc. Zostały mu resztki magii. Niestety powoli tracił świadomość. Używał całej magii w skrajnych sytuacjach. Kilka razy wyczerpał całe źródło mocy, co skutkowało utratą świadomości, paraliżem i najczęściej promieniującym bólem, przeszywającym całe ciało. Wiedział, że za chwilę Ryuji zostanie sam.

Wystarczy, że dotrze do domu, którego przez całą noc pilnują strażnicy. Użyje resztki magii, aby utworzyć barierę. W tym czasie Ryuji wezwie pomoc, a Hallirn i Enrozen poddadzą się, gdy przybędą strażnicy. Na szczęście jego mentor w ostatniej chwili zbliżył się do willi, zanim Anelaer stracił władzę nad ciałem. Upadł, Ryuji nie zdołał go podtrzymać.

— An, czemu użyłeś naraz całej mocy? Zwariowałeś?

Zamarł, kiedy ostrze wbiło się w jego prawy bark. Ryuji krzyknął, osunął się na ziemię. Anelaer w ostatniej chwili utworzył barierę. Nie ochronił go. Enrozen i Hallirn stanęli przed nimi.

— Wrócę po ciebie, Obrońco — rzekł Enrozen. — Jeśli będziesz ze mną walczył, zabiję twoich przyjaciół jednego po drugim. Powinieneś teraz się poddać.

— Nie. Ocalę go. Nie pozwolę mu umrzeć, a ty zapłacisz za swoje zbrodnie. Na ciebie i Hallirna… Namiestnik wyda wyrok — te słowa z trudem przeszły mu przez gardło.

— Zatem niech rozpocznie się wojna, Obrońco.

Hallirn i Enrozen zniknęli. Przywódca klanu prawdopodobnie ma moc teleportacji. Walczył już z nim i wtedy też teleportował się z pola bitwy.

— Wytrzymaj. Zaraz cię uzdrowię.

Zawołał strażników tak głośno, jak tylko mógł. Tracił siły w zatrważającym tempie, a jego mentor umierał w jego ramionach. Ryuji trząsł się jak w gorączce, krew spływała obficie po jego plecach. Anelaer zdjął koszulę. Kiedy wyjmie sztylet, będzie musiał jakoś zatamować krwawienie.

— Zaraz wyjmę nóż. Ja…

— Rób, co jest konieczne — powiedział słabym głosem. — Doznawałem gorszego cierpienia. Wytrwam.

Anelaer szybko wyciągnął sztylet, trysnęła krew. Przyłożył koszulę do rany. Ryuji mocno chwycił jego dłoń.

— Anelaer, co się stało?

Czar bariery przestał go chronić. Podwładni jego ojca nareszcie przyszli mu pomóc i nie tylko oni go usłyszeli. Ojciec Ryuji’ego oraz Generał Paladynów patrzyli na niego zszokowani i przerażeni.

— Odejdź od niego!

Alarthor Hoathori odepchnął Anelaera. Wziął syna na ręce. Ryuji z trudem oddychał, stracił dużo krwi. Był blady i zimny jak lód.

— Zabierzmy go do medyka, nie martw się Alarthorze.

Anelaer poprosił Raldena o pomoc, nie potrafił się podnieść. Żałował, że zużył całą magię. Ma także moc uzdrawiania, więc uleczyłby Ryuji’ego w mgnieniu oka, gdyby nie stracił energii Rdzenia.

— Zaatakowali nas. Hallirn i Enrozen.

Generał Paladynów spojrzał na niego wyraźnie zbulwersowany.

— I nikt ich nie zauważył przez całą ceremonię? Nie, to niemożliwe…

— Hallirn zna swój dom, więc wie, jak się ukryć przed tobą.

Powoli tracił przytomność. Ból sparaliżował jego ciało. Ojciec mówił mu, że medycy uratują Ryuji’ego. Obiecał, że nie straci przyjaciela. Anelaer zamknął oczy po długiej walce z bólem. Jeśli jego mentor umrze, nigdy nie wybaczy Hallirnowi. Na początku nie mógł uwierzyć, że stał się taki jak Enrozen, ale teraz nie wątpił w historie tych, którzy opowiedzieli mu o zbrodniach, jakich dopuścił się Hallirn.

Pozwolił, aby jego umysł spowił mrok.

Rozdział 3


Anelaer


Spał trzy dni. Gdy się obudził, dowiedział się od ojca, że Ryuji przeżył. Minęło trochę czasu, zanim sobie przypomniał ostatnie wydarzenia. „Zaatakowali go Hallirn i Enrozen. Ryuji został śmiertelnie ranny” pomyślał. Utrata całej magii naraz skutkowała również tymczasową amnezją. Nie potrafił przywołać wspomnień po wybudzeniu ze śpiączki. Walkę z Hallirnem i Enrozenem widział jak przez mgłę.

— Mogłeś umrzeć. Dlaczego tak ryzykowałeś?

Spojrzał na ojca. Rozczarował go. Obiecał mu, że przejmie obowiązki następcy przywódcy dynastii. Nie przypuszczał, że jeśli tym razem straci całą moc w jednym momencie, znajdzie się na granicy życia i śmierci.

— Nie było innego wyjścia. Przepraszam. Już więcej nigdy tego nie zrobię. Ja też się bałem.

Generał Paladynów objął go czule. Powiedział mu, że jego przyjaciele czuwali przy nim na zmianę. Księżniczka Nadreya także spędziła z nim mnóstwo czasu.

— Czy ona…

— Nie wróciła z rodzicami do stolicy. Zapewniłem Namiestnika i królową, że kiedy się obudzisz i postanowisz z nią wrócić, towarzyszyć wam będzie eskorta. Po incydencie z Hallirnem, nie pozwolę wam podróżować bez dodatkowej ochrony. Do tej misji wybrałem Raldena i jego oddział.

— Dzięki, tato. Moja moc jeszcze przez kilka tygodni będzie szwankować.

— An, przykro mi, że tak się stało, ale Alarthor wcale mnie nie słuchał. Nie miałem wpływu na jego decyzję. Obawiam się, że Ryuji nie jest już twoim mentorem.

Jego ojciec opowiedział mu o kłótni z przywódcą dynastii Hoathori. Anelaer dowiedział się, że Ryuji nie może się z nim spotykać. Jeśli natomiast to Anelaer złamie zakaz zbliżania się do niego, Ryuji natychmiast pożegna się z Gwardią.

— Oskarżył cię, że to ty jesteś zagrożeniem, a nie Hallirn. Według niego ściągasz na siebie uwagę najgorszych kryminalistów i z tego powodu Ryuji też jest ich celem. On dowie się o waszym spotkaniu, nie powinieneś się do niego zbliżać. Widziałem, jak założył Ryuji’emu bransoletę i wytłumaczył mu, że to urządzenie wykrywa twoją magię.

— Czy Ryuji…

— On oczywiście sprzeciwił się ojcu, ale też nie przekonał go o twojej niewinności. An, pamiętaj, że to nie przez ciebie Alarthor zabronił ci spotykać się z najlepszym przyjacielem. Musisz powstrzymać Hallirna. Za wszelką cenę.

— Dzień dobry. Chyba przeszkadzam, więc…

— Nie, Wasza Wysokość, wchodź śmiało. Właśnie skończyłem rozmawiać z synem. Kiedy dojdzie do siebie, z pewnością wrócicie razem do stolicy. Prawda, An?

Anelaer kiwnął głową. Generał Paladynów wyszedł z pokoju. Długo zastanawiał się, co powinien powiedzieć. Księżniczka patrzyła na niego i uśmiechała się.

— Zmieniłeś się. Nie poznałam cię, kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłam.

— Ty też się zmieniłaś. Tutaj minął tylko rok, a ja…

— Twoi przyjaciele mówili mi już o twojej podróży. To dla mnie niewyobrażalne, spędziłeś dekady w wymiarach. Skoro minęło tyle lat, to znaczy, że zapomniałeś o mojej propozycji. Nie martw się, szybko wybiorę nowego Kapitana i…

— Nie, nic z tych rzeczy! Ja nadal zamierzam zostać Kapitanem twojej Gwardii, Wasza Wysokość.

— „Wasza Wysokość” … Gdy byliśmy sami, nigdy nie zwracałeś się do mnie oficjalnie. Jest inaczej pomiędzy nami, Anelaerze.

Anelaer nie odważył się przerwać okropnego milczenia. Księżniczka również czuła się onieśmielona.

— No tak, dla ciebie minęło sporo czasu. Jeśli chcesz jeszcze odpocząć, poinformuję rodziców, że wrócę do stolicy za kilka dni. Zaczekam na ciebie, jak obiecałam.

— Nic mi nie jest, wyjedziemy jutro rano.

— Twoi przyjaciele będą nam towarzyszyć. Hitoshi i Yoake postanowili zostać przy tobie, a Ryuji oraz Dheyer…

— Wiem od taty o zakazie. Gdyby tylko udało mi się aresztować Hallirna, nie miałbym teraz takich problemów. Przez niego cały mój świat się wali. Musiałem zostać następcą przywódcy dynastii, teraz nie mogę spotykać się z mentorem.

Nadreya usiadła przy nim, położyła mu dłoń na ramieniu.

— Pomogę ci, będzie dobrze. Hallirn dołączył do Enrozena nie bez powodu. To moja wina. Gdybym wcześniej powiedziała ci prawdę albo wyjawiłabym twojemu bratu tajemnicę mojej matki…

— Nie, to nie jest twoja wina. Skupiłem się tylko na swoich problemach i zapomniałem o Hallirnie oraz rodzinie. Byłem wtedy egoistą, to ja powinienem ochronić Hallirna.

— Nie mów tak o sobie. Nie jesteś egoistą. Trenowałeś przez dekady w wymiarach, aby ocalić wszechświat. Straciłeś tyle lat, ja nadal nie mogę w to uwierzyć.

— Wcale nie straciłem. Elfy żyją tysiące lat. Według nich jestem jeszcze dzieckiem, nawet nie nastolatkiem. Ojciec mojego najlepszego przyjaciela, Illaidrisa, ma sześć tysięcy lat i nikt nie uważa go za starca, raczej za młodzieńca.

Nadreya uniosła wysoko brwi. Raczej nie uczyła się o elfach i nie miała pojęcia kim tak naprawdę są te istoty.

— To znaczy, że jesteś nieśmiertelny.

— Owszem.

— Nigdy nie umrzesz? Nie zestarzejesz się?

— Jeśli moi wrogowie nie znajdą sposobu, aby mnie zabić, to nie.

Znów nie odzywała się przez chwilę.

— Powiedz moim przyjaciołom, że jutro wrócimy do stolicy. Mianujesz mnie ponownie swym gwardzistą?

— Tak. Oczywiście, że nadal pragnę cię mianować Kapitanem mojej Gwardii. Pamiętaj, że teraz czeka cię trudniejsze zadanie. To ty będziesz rekrutował swoich podwładnych. Ty zdecydujesz, kto dołączy do twojej Gwardii i mnie ochroni. Mogę się nie zgodzić przyjąć do Gwardii twojego kandydata. Wspólnie podejmiemy decyzję, ale to ty masz największy wpływ na wybór odpowiednich gwardzistów.

— Dziękuję za tę szansę, Wasza…

Przypomniał sobie jak kiedyś rozmawiali. Rzeczywiście ani razu nie zwracał się do niej oficjalnie.

— Wkrótce nasze relacje będą jak dawniej, nie martw się.

Zarumieniła się lekko. Prawda jest taka, że nie zapomniał o ich relacji. Nie dlatego sprawa była skomplikowana. Nadreya jest księżniczką, a on jest jej gwardzistą. Postanowił ukrywać emocje, dopóki nie dowie się, że Nadreya również odwzajemnia jego uczucia.

Lepiej, aby królowa nie odkryła jego tajemnicy, skoro jest podejrzewana o morderstwo i prawdopodobnie zabiła matkę Hallirna. Zbrodnia do dziś nie została rozwiązana, poza tym śmierć królowej uznano za wypadek. Nikogo do tej pory nie oskarżono o morderstwo. Jeśli uda mu się udowodnić winę królowej, jak postąpi król Zefiryall? Zastanawiał się, czy Nadreya mu pomoże, w końcu podobno spiskowała razem z matką. Obiecał sobie, że kiedy znajdzie czas, spróbuje zdemaskować królową.


***


Następnego dnia czuł się jeszcze osłabiony, ale nie zmienił planów. Yoake, Nadreya oraz Hitoshi byli już gotowi do podróży. Pożegnał się z rodzicami i obiecał dziadkowi, że nie zlekceważy obowiązków następcy dynastii. Oddział Paladynów na szczęście postanowił im towarzyszyć incognito, nie mieli na sobie zbroi. Podróż pociągiem z Shaentoar do stolicy okazała się krótka i Anelaer uważał, że jego ojciec niepotrzebnie zawracał sobie głowę eskortą.

Paladyni na misje w terenie zabierali ze sobą zaawansowane technologicznie bronie — były to składane elektryczne pręty, które wyglądały jak mała latarka. Anelaer nie mógł się obronić z powodu tymczasowej regeneracji magii, więc Paladyni pomogli mu przetrwać podróż i nie przejmował się ponownym atakiem Enrozena i Hallirna, ale jego przyjaciele bez problemu pokonaliby napastników. Mimo wszystko, podziękował Raldenowi i podwładnym jego ojca za ochronę.

— Uważaj na siebie, An. Jeśli chcesz, odprowadzimy was jeszcze do pałacu i…

— Nie, nie trzeba. Poradzimy sobie. Będziecie w domu jeszcze przed zmierzchem, jeśli teraz wrócicie.

Ralden westchnął zrezygnowany.

— W porządku. Pilnujcie go, aby nie wpakował się w kłopoty, jak ostatnim razem — zwrócił się do jego przyjaciół.

— Którym „ostatnim razem”? Ralden, nie przesadzaj. Nie jesteś już moją niańką.

Uśmiechnął się. Anelaer obserwował przez chwilę, jak podwładni jego ojca oddalają się, po czym zniknęli w tłumie.

— I jak byłeś młodszy to twój ojciec w taki sposób cię pilnował? — zapytał go Hitoshi, zdumiony, że Generał Paladynów kazał swemu oddziałowi ich chronić.

Anelaer nie lubił tych wspomnień. Jego ojciec nie pozwolił mu szwendać się po mieście bez eskorty lub towarzystwa choć jednego Paladyna. Dopóki nie skończył piętnastu lat, Paladyni nieustannie ograniczali mu życie. Zresztą Hallirn również narzekał na brak wolności.

Gdy byli dziećmi, nigdy nie mogli podejmować własnych decyzji. Teraz Anelaer wiedział, dlaczego jego ojciec tak postępował. Generał Paladynów ma mnóstwo wrogów. Anelaer i jego brat nie zostali przez nich zabici tylko dzięki ochronie Paladynów.

— Tak. Tak właśnie wyglądało moje dzieciństwo. Non stop mnie chronili i to dzięki nim jeszcze żyję.

Przyjaciele nie skomentowali jego słów. Znali przecież historię jego ojca. Zakończył wojnę rozejmem, pomógł Namiestnikowi zawrzeć sojusz z sąsiednim krajem — Imcertanem. Teraz wszystko się zmieniło. Jego rodzinę zaczęło prześladować fatum, odkąd Hallirn dołączył do Enrozena.

Nikt już nie nazywa Generała Paladynów „bohaterem”. Teraz nazywany jest ojcem mordercy, a Anelaer nie potrafił pogodzić się z faktem, że te oszczerstwa nie są fałszywe.

Anelaer przyjemnie spędził popołudnie. Zanim dotarli do pałacu, przyjaciele poszli z nim do jego ulubionych miejsc. Budynki były takie same, a on miał wrażenie, że wieki ich nie widział. Uwielbiał życie w stolicy. Zanim został gwardzistą księżniczki, często włóczył się bez celu po mieście wraz z przyjaciółmi z Gwardii.

Gdy zamieszkał w pałacu, niestety już nie mógł w pełni korzystać z miejskich atrakcji. Właściwie to nie opuszczał pałacu, nie miał chwili dla siebie. Nieustannie chronił księżniczkę, bez niczyjej pomocy. Teraz będzie inaczej. Nadreya kazała mu wybrać odpowiednich kandydatów na jego gwardzistów.

— An, my wracamy do kwatery — oznajmił Yoake. — Jest już późno, rodzice Nadreyi z pewnością się denerwują.

— Powiadomiłam ich, że jestem w mieście, ale masz rację. Prawdopodobnie chcieliby, abym jak najszybciej wróciła.

— Przyjdę jutro do was. Odwiedzę Kapitana Ventheusa, Jintreiia i…

— An. Obowiązuje cię zakaz. Zapomniałeś?

Spojrzał na Yoake i Hitoshiego. Nie domyślił się, o czym mówiła jego poprzednia Mistrzyni.

— Masz zakaz wstępu do kwatery, przykro mi. Przecież Ryuji codziennie tam przychodzi. Jeśli jego ojciec dowie się, że się spotkaliście, Ryuji pożegna się z Gwardią.

Przeszedł go dreszcz. Czyli nawet nie może zobaczyć się z przyjaciółmi z Gwardii? Zakazano mu wstępu do głównej kwatery gwardzistów. Nie mógł uwierzyć w słowa Yoake.

— Ja… — głos mu się załamał. — Ale Alarthor Hoatorii powiedział, że…

— Nie możesz się do niego zbliżać. Ventheus musi go słuchać, jeśli nie chce stracić swego najlepszego gwardzisty. Poza tym on rozumie, w jakiej sytuacji jest teraz Ryuji. Pomoże mu, ale nie myśl, że nie jesteś dla niego ważny. On cierpiał, kiedy kazał mi tobie przekazać o decyzji Alarthora.

— An, Kapitan z tobą porozmawia. Wezwie cię w najbliższym czasie do kwatery, ale na pewno w tym dniu nie spotkasz tam Ryuji’ego. Prawdopodobnie poinformuje cię tylko, że masz zakaz wstępu do kwatery. My możemy się z tobą spotykać, jednak tobie nie wolno przychodzić do kwatery — wyjaśnił Hitoshi.

Anelaer z trudem powstrzymywał łzy. Tyle lat tęsknił za przyjaciółmi. Przez jeden incydent znów się z nimi rozstanie i nie wiadomo na jak długo.

— Nie załamuj się. Wszystko będzie dobrze. Alarthor zrozumie, że popełnił błąd. — Yoake bezskutecznie próbowała go pocieszyć.

Yoake objęła go czule, a Hitoshi zmierzwił mu włosy. Chyba domyślili się, że stracił dobry humor. Kiedy pożegnał się z przyjaciółmi z Gwardii, w fatalnym nastroju przyszedł do pałacu razem z księżniczką. Na domiar złego czekała go jeszcze audiencja.

— Witaj z powrotem, Anelaerze. Gratuluję ci nowego tytułu. Skoro jesteś jedynym następcą przywódcy dynastii, od dziś każdy pracownik pałacu, gwardzista lub Paladyn ma obowiązek zwracać się do ciebie „Najwyższy Namiestniku swej dynastii”. Do tej pory byłeś gwardzistą mojej córki, ale teraz jesteś kimś zupełnie innym. W Akademii lekceważono tytuł Hallirna, gdyż tam wszystkich traktuje się równo. Gdyby moja córka zaczęła się tam uczyć, na czas jej edukacji nikt nie nazywałby ją „Jej Wysokością”. Tutaj natomiast, pod moim dachem, nie ignoruje się statusu.

— Wasza Wysokość, czy to naprawdę konieczne, ja…

Nadreya szturchnęła go lekko w ramię. Powinien ugryźć się w język, ale zazwyczaj najpierw działał, potem myślał.

— Wybacz, Wasza Wysokość. Przepraszam, że zakwestionowałem twoją decyzję — zreflektował się.

— Nie uraziłeś mnie, Anelaerze. Wiem, że minie sporo czasu, zanim przywykniesz do tego tytułu, ale pamiętaj, abyś nie wprowadzał w błąd moich podwładnych. Jeśli będą się do ciebie zwracać z tym tytułem, nie możesz im powiedzieć, że nie powinni cię tak nazywać.

Anelaer skłonił się nisko. Przypomniał sobie, jak okropnie się czuł podczas pierwszego dnia pracy w pałacu. Wszyscy krzywo na niego patrzyli, obgadywali go. Od teraz jego życie diametralnie się zmieni, ale czy przywknie kiedykolwiek do tych zmian?

— Dziękuję, Wasza Wysokość.

— O twoim bracie opowiem ci jutro, ty i Nadreya z pewnością jesteście zmęczeni. Powinieneś wiedzieć o zbrodniach, jakich Hallirn dopuścił się w ciągu roku, a ja mam szczegółowe akta, które zamierzam ci dać do analizy.

Wzdrygnął się. Akta. Zbrodnie. To jest rzeczywistość, nie koszmar. Hallirn stał się przestępcą, a jako gwardzista ma obowiązek wymierzyć mu sprawiedliwy osąd. Namiestnik najwyraźniej nie miał pojęcia, że Hallirn jest jego synem. Nadreya nie powiedziała mu prawdy.

Naraziłaby się na gniew królowej, a ona jest tak samo przebiegła i podstępna jak Enrozen. Najważniejsze jest teraz śledztwo, musi rozwiązać zagadkę. Będzie razem z Nadreyą szukał wskazówek i dowie się, kto stoi za morderstwem królowej Ayishy.

— Łóżko chyba będzie dla ciebie za małe, jeśli chcesz…

— Nie, jest w sam raz. Nic się nie zmieniło…

Nadreya zaprowadziła go do jego komnaty. Odkąd zaczął pracować dla królewskiej rodziny, pałac stał się drugim domem. Przez długi czas miał wrażenie, że jest więziony w złotej klatce. Dzielił to uczucie niewoli z Nadreyą, ona również musiała spełniać swoje obowiązki jako następczyni tronu i nie mogła podejmować własnych decyzji. Anelaer zrezygnował z misji, przez kilka miesięcy nie opuszczał pałacu.

Zanim poznał Nadreyę, wyobrażał sobie, że życie potomków władców jest jak z bajki. Zaczął współczuć księżniczce, gdy zobaczył, jak wygląda jej rzeczywistość. Przez moment żałował swojej decyzji. Chciał znów podróżować z przyjaciółmi, walczyć z wrogami zagrażającymi królestwu.

Dopiero po kilku wspólnych misjach zrozumiał, że kariera Kapitana Gwardii to właściwy wybór. Ochroni Nadreyę za wszelką cenę i nie pozwoli nikomu skrzywdzić rodziny królewskiej.

— Dobranoc. Porozmawiamy jutro o twoim bracie. Mój tata ma dla ciebie mnóstwo cennych informacji.

— Tak, jutro zajmiemy się tą sprawą.

Przeciągnął się. Choć każdej nocy dręczyły go koszmary, spróbuje przespać się kilka godzin. Może jeśli zapomni na chwilę o problemach, matka zostawi go w spokoju?

— Dzięki. Jutro przyjdę z samego rana. Pamiętam twój plan dnia. Dwórki budzą cię o świcie. Przyjdę do ciebie po śniadaniu, nie spóźnię się. Obiecuję.

— Dobrze, ale czy pamiętasz, który korytarz prowadzi do mojej komnaty? Dawno tutaj nie byłeś i…

— Pff, przecież mieszkałem tu przez kilka miesięcy. Pałac jest jak mój dom. Własnego domu bym nie znał?

Nadreya wyglądała na zmartwioną. Przekonał ją, że pamięta drogę i zaufała mu. Gdy został sam w komnacie, myślał już tylko o śnie. Jutro czeka go ciężki dzień, powinien wypocząć.


***


Pierwszego dnia pracy w pałacu szybko zabłądził. Korytarze ciągnęły się w nieskończoność. Teraz bez problemu dotarł do komnaty księżniczki Nadreyi. Obudził się przed świtem, aby nie spóźnić się na spotkanie z Nadreyą. W ogromnej, przestronnej łazience spędzałby dłużej niż kilka minut, ale brakowało mu czasu na relaks. Nie dość, że komnata była większa od jego pokoju w domu rodziców, to jeszcze łazienka miała podobny metraż.

Nie widział wszystkich komnat, ale prawdopodobnie każda jest podobna do tej, którą wybrała dla niego Nadreya. Niestety mundur okazał się zdecydowanie za mały, dlatego postanowił zaryzykować i założył własne ubrania — czyli bluzę z kapturem, koszulkę oraz dresy.

Miny dam dworu mówiły same za siebie. Wpuściły go do komnaty Nadreyi chichocząc i zakrywając dłonią usta.

— An, ty…

— Przepraszam, ale wczoraj zapomniałem cię zapytać o nowy mundur. Wypadło mi to z głowy.

Księżniczka zaczerwieniła się lekko z rozbawienia.

— Spokojnie, znajdzie się dla ciebie nowy mundur. Nie martw się, na pewno nie pójdziesz w takim stroju do taty. Uratuję cię z opresji.

Anelaer westchnął z ulgą. Czuł się kompletnie niezorganizowany. Czemu nie myślał o tak wielu istotnych rzeczach? Nowy mundur, nowe obowiązki, nowy tytuł… Zbyt przejmował się Hallirnem, aby skupić się na pracy. Na szczęście w tym kompromitującym stroju widziało go jedynie kilku Paladynów i gwardzistów z nocnej warty.

Z pewnością będą o nim plotkować, ale drugi raz nie popełni podobnego błędu. Ku jego zdumieniu Nadreya znalazła dla niego mundur w odpowiednim rozmiarze. Należał do byłego gwardzisty i przez jakiś czas będzie musiał go nosić, ale obiecała, że każe dla niego wykonać nowy uniform.

— Dzięki. Szkoda, że nie opanowałem umiejętności metamorfozy.

— To mała wpadka, nie bądź dla siebie surowy. Idź teraz do kuchni, szybko zjedz śniadanie i przyjdź do sali narad.

Posłuchał Nadreyi i czym prędzej poszedł do kuchni. Przez stres stracił apetyt, ale nadal odczuwał głód, więc postanowił zjeść tylko kanapkę z sałatą oraz pomidorem. Jeśli plan dnia Nadreyi nie uległ zmianie, przed południem mieli przerwę na posiłek.

Gdy przyszedł do sali, zobaczył Namiestnika, Nadreyę i zupełnie obcego mu mężczyznę, który prawdopodobnie trzymał akta dotyczące zbrodni popełnionych przez Hallirna. Przypominał wysoko sytuowanego urzędnika, jego garnitur z pewnością kosztował więcej niż Anelaer zarabiał.

— Anelaerze, to jest Ezekiel. Jest synem ministra i zajmuje się sprawami najwyższej wagi.

— Słyszałem o tobie, Anelaerze Tayilres. Moja przyjaciółka, Yoake Moeru, mi o tobie mówiła.

— Przyjaciółka? Zna pan Yoake?

— Owszem. Byłeś jej uczniem, zgadza się. Przykro mi, że spotykamy się w tak niesprzyjających okolicznościach.

Każde jego słowo brzmiało w jego myślach jakby ktoś przesuwał ostrymi paznokciami po tablicy. Ten typ nie wyglądał na kogoś, komu można zaufać. Nie wierzył mu, że Yoake jest jego przyjaciółką. Yoake nie przyjaźni się z takimi lizusami jak on.

— Jestem odpowiedzialny za udostępnianie akt sprawy zbrodni popełnionych przez Hallirna Tayilresa Jego Wysokości. Mam niepodważalne dowody oraz zeznania świadków. Jak wiadomo, Hallirn współpracuje z Enrozenem, ale świadkowie widzieli, jak młody podwładny Enrozena zadaje śmiertelny cios. Podobno jesteś przekonany, że Hallirn jest niewinny. Ja uważam, że się mylisz, Anelaerze.

Ezekiel rozłożył na stole kilkanaście fotografii, przedstawiające miejsca zbrodni. Anelaer długo na nie patrzył zszokowany zarówno jak Namiestnik oraz Nadreya. Hallirn nie jest sadystą, a te morderstwa są makabryczne. Hallirn zmienił się nie do poznania, to prawda, ale Anelaer nie uwierzy, że brat kogoś zabił.

— Widziano, jak Hallirn Tayilres wbił miecz w zastępcę ministra, którego znaleziono martwego dwa miesiące temu — powiedział Ezekiel i wskazał na właściwe zdjęcie.

— Kto właściwie jest świadkiem? — Anelaer odważył się odezwać, choć z trudem powstrzymywał się od utraty świadomości. Poczuł się słabo.

— Hyazuki, zastępca Generała Paladynów. Dowodził swoim oddziałem w celu pojmania Enrozena oraz Hallirna. Walczyli, ale Hyazuki przegrał. Chciał pokrzyżować twojemu bratu plany, próbował ochronić zastępcę ministra. Na własne oczy widział jak Hallirn wykonuje rozkaz Enrozena.

Jeśli Hyazuki jest świadkiem, Anelaer musi z nim koniecznie porozmawiać. Coraz więcej osób chciało go przekonać, że Hallirn jest mordercą. Powoli zaczynał im wierzyć, ale nadal miał nadzieję, że to on ma rację.

— An, wszystko w porządku?

— Niezbyt. Ja… chcę to przemyśleć. Mój brat nie jest…

Głos uwiązł mu w gardle. Namiestnik też zauważył, że te informacje są dla niego bolesne, dlatego postanowił przerwać naradę.

— Dam radę, ja…

— Spokojnie. Zaprowadzę cię do komnaty, a tata zdecyduje o dalszym działaniu.

— Dalszym działaniu? Czy nie ma szans na ocalenie mojego brata?

— Ocalenie? W najlepszym przypadku, zostanie skazany na dożywocie w Atnar — zakpił Ezekiel. Jego szyderczy ton doprowadzał Anelaera do szewskiej pasji. — Sugeruję Waszej Wysokości, aby…

— Proszę cię, Ezekielu. To jego brat. Wychowywali się razem. Anelaerze, jeszcze nic nie zdecydowałem. Na razie trwają poszukiwania Hallirna. W ciągu ostatnich tygodni wysłałem kilkanaście oddziałów Paladynów oraz gwardzistów.

— Niech zgadnę. Nikt go nie znalazł?

Namiestnik pokręcił głową wyraźnie sfrustrowany. Anelaer miał wrażenie, że nie zdoła powstrzymać Enrozena przed osiągnięciem celu. Jest przebiegły, Anelaer i jego przyjaciele z Gwardii mu nie dorównują. Przeprosił Namiestnika, że nie jest w stanie uczestniczyć w naradzie, ale był wyrozumiały. Nadreya zaprowadziła go do komnaty.

— Przekonam ich, nie zadręczaj się. Nie jesteś odpowiedzialny za decyzje swojego brata. To on dokonuje własnego wyboru.

— Dziękuję, że mnie wspierasz. Chociaż ty… pomożesz mi go ochronić.

— Pamiętasz, co ci powiedziałam o moim śledztwie. Może uda nam się jeszcze uratować Hallirna. Gdy tylko udowodnię, że moja matka zabiła królową Aiyshę…

— Wtedy Hallirn być może przestanie współpracować z Enrozenem. Zrozumie, że nie tylko Enrozen zdoła mu pomóc.

— Przyjdę do ciebie po południu. Odpocznij trochę. Nie byłeś przygotowany, prawda? Nikt nie powiedzial ci o tych zbrodniach?

— Nie byłem przygotowany. Zdecydowanie nie. Nie przypuszczałem, że Hallirn jest jego sługą. Myślałem, że Enrozen traktuje go raczej jak równego sobie. W końcu to on jest potomkiem upadłego króla. To on ma prawo do władzy.

— Też tak myślałam. Żałuję, że nie udało mi się go uratować, zanim zaczął wypełniać rozkazy Enrozena.

Ustalili, że jeszcze dzisiaj pójdą porozmawiać z Hyazukim. Poza tym będą próbowali rozwiązać sprawę morderstwa, a to nie jest łatwa misja. Królowa ma wszędzie szpiegów. Nikomu nie można zaufać. Jak to mówią ściany mają uszy, a Anelaer bał się, że w pewnym momencie straci czujność.

W jego życiu pojawili się nowi wrogowie. Hallirn okazuje się być jednym z nich, ale Anelaer postanowił pomóc bratu, choć wydaje się, że wszystko stracone. Zastanawiał się, dlaczego Hallirn pozwala Enrozenowi go kontrolować. Odkąd pamięta, brat zawsze był posłuszny. Czasami się sprzeciwiał, ale zazwyczaj wypełniał każdy rozkaz Generała Paladynów. Jest jego zupełnym przeciwieństwem.

Gdy Anelaer zaczął się buntować przeciwko rodzinie, Hallirn ani razu go nie poparł. Kazał mu pójść po rozum do głowy i zmienić swoje nastawienie. Nie potrafił uwierzyć w jego wewnętrzną metamorfozę właśnie z powodu jego lojalności wobec rodziny.

Dowiedział się, że jest adoptowany i jest synem Namiestnika, ale ta prawda nie powinna tak diametralnie wpłynąć na jego życie. Ponoć królowa próbowała go zabić — o czym powiedziała mu Nadreya — ale to nie zmienia faktu, że Hallirn nie ma wokół siebie osób, które by go nie ochroniły przed żądzą zemsty władczyni. Miałaby znaczną przewagę, lecz ostatecznie to Hallirn udowodniłby ojcu, że królowa go okłamywała.

Nadreya przyszła do niego po południu, tak jak zapowiedziała, a on stracił poczucie czasu. Ile już godzin rozmyśla tak nad losem swojego brata? W drodze do Akademii Rycerskiej Nadreya zrelacjonowała mu naradę. Oznajmiła, że Hallirna nie da się już uratować — prędzej czy później zostanie uwięziony w Atnar, najbardziej rygorystycznym więzieniu przeznaczonym dla najgorszych kryminalistów w kraju. Powiedziała, że mogą go ocalić jedynie ujawniając zbrodnie królowej i powód, dla którego Hallirn dołączył do Enrozena.

— Wtedy jest szansa, że nie skażą go na dożywocie. An, Ezekiel wcale mnie nie słuchał. Wszyscy uważają, że Hallirn świadomie popełnia zbrodnie, nie licząc się z konsekwencjami.

Anelaer z trudem akceptował wizję, w której jego brat trafia do więzienia. Niestety Namiestnik nie może zmieniać prawa, skoro sytuacja wymaga od niego właściwego postępowania.

— A jeśli udowodnimy, że to tylko Enrozen popełnił te zbrodnie? Hallirn zostanie uniewinniony i…

— An, nie ma już nadziei. Zapytamy Hyazukiego o jego wersję wydarzeń, ale obawiam się, że tata i Ezekiel mają rację.

Przed bramą Akademii zatrzymało ich dwóch Paladynów. Szybko rozpoznali Nadreyę, po czym skłonili się nisko. Anelaer nawet nie zdążył jej przedstawić.

— Czy jest Hyazuki? To właśnie z nim chciałabym porozmawiać.

— Zastępca Generała Paladynów? Tak, Wasza Wysokość. Jest w Akademii, zaprowadzę was do niego.

Anelaer i Nadreya poszli za strażnikiem. Rozejrzał się wokoło. Na głównym placu uczniowie ćwiczyli różne techniki walki wręcz, a demonstrował je Mistrz, który kiedyś uczył Hallirna. Anelaer zastanawiał się, czy oni myślą o jego bracie, czy jego przyjaciele tęsknią za nim. Hallirn miał kilku bliskich przyjaciół w Akademii. Pośród uczniów dostrzegł Raeydena. Był zbyt skupiony na ćwiczeniach, nie zauważył go.

— Hyazuki o tej porze pomaga Wielkiemu Mistrzowi, ale poproszę go, aby przyszedł do was na chwilę — powiedział strażnik.

Wszedł do Świątyni Dwóch Smoków, gdzie najczęściej przebywał Wielki Mistrz. Anelaer wymienił spojrzenia z księżniczką. Atmosfera w Akademii była chyba dość napięta. Strażnik nie wyglądał na zadowolonego, gdy usłyszał imię jego brata. Poza tym uczniowie mieli tak poważne miny, jakby przygotowywali się do wojny.

— Wasza Wysokość. Anelaerze.

Hyazuki skłonił się nisko przed Nadreyą. Anelaer wstrzymał oddech. Połowę jego twarzy przecinała paskudna szrama. Spotkał go kilka razy i wcześniej w jego oczach widział tlącą się energię. Teraz był cieniem samego siebie. W jego brązowych oczach widział jedynie strach oraz smutek. Czasami potrafił wyczuć emocje innych. Duszę Hyazukiego przepełniał lęk, stracił dawny wigor.

Nadreya zaniemówiła. Anelaer wiedział, że nie ma pojęcia, co powinna powiedzieć. Przecież nie będzie przepraszać go za grzechy jego brata, on powinien to zrobić. Skłonił się przed Hyazukim.

— Jeśli mój brat cię skrzywdził, ja także ponoszę winę. Nie powstrzymałem go, ja…

— Anelaerze, przestań. To Hallirn podjął decyzję, nie jesteś odpowiedzialny za jego zbrodnie. Tak, to przez niego mam bliznę. Chciał mnie zabić, ale w ostatniej chwili Raeydaen mnie ocalił. Byliśmy na misji, dowodziłem oddziałem. Mieliśmy jeden cel: pojamanie Enrozena oraz Hallirna. Okazali się silniejszi od nas, poniosłem sromotną porażkę. Ludzie Enrozena otoczyli nas i wpadliśmy w ich pułapkę niczym dzieci, niedoświadczeni amatorzy. Hallirn zaatakował mnie bez ostrzeżenia, a ja próbowałem przemówić mu do rozsądku. On… stał się kimś zupełnie innym, Anelaerze. Walczył ze mną, jakbym nigdy nie był jego najlepszym przyjacielem. Zobaczyłem czyste szaleństwo jego oczach. Pragnął zabić wszystkich swych dawnych przyaciół z Akademii, ale na szczęście przybył twój ojciec wraz ze swym oddziałem. Klan Ezhekaela wycofał się, a ja nie zdołałem pokonać Hallirna. To ja cię przepraszam. Powinienem go zatrzymać.

— Najważniejsze, że przeżyliście. Tata was wszystkich uratował?

Hyazuki kiwnął głową.

— W pewnym momencie domyśliłem się, że chcą mnie porwać. Hallirnowi prawie udało się odciągnąć mnie od reszty, ale Reaydaen pokrzyżował mu plany.

— Co takiego? Próbowali cię porwać? Chyba zaczynam rozumieć, co zamierza Enrozen. Mnie też chcieli uprowadzić, podczas ceremonii.

— Potrzebują wtyki — domyślił się Hyazuki. Jest niezwykle bystry tak jak opisywał go Hallirn. — Zmusiliby mnie, aby zdradził im wszystkie sekrety Wielkiego Mistrza. Jestem jego prawą ręką, więc…

— A ja już od dłuższego czasu pracuję dla królewskiej rodziny, jestem Kapitanem Gwardii księżniczki.

— Nie jest dobrze. Skoro na was poluje, każę was chronić. Powiem Wielkiemu Mistrzowi, że Enrozen jest nieobliczalny i w końcu odważy się zaatakować Akademię. Nie możemy ryzykować.

— Wasza Wysokość, jestem tutaj bezpieczny. Odkąd ostatni raz walczyłem z Hallirnem i Enrozenem, ani razu nie pojawili się w mieście.

— Na wszelki wypadek ostrzegę Wielkiego Mistrza.

Nadreya poprosiła strażnika, aby zaprowadził ją do dyrektora Akademii. Anelaer poprosił Hyazukiego o szczegóły walki z klanem Ezhekaela. Powiedział, że Hallirn stał się o wiele silniejszy do niego, znał zakazane techniki. Obezwładnił go w mgnieniu oka, a potem zaczął go okaleczać.

— Ty wiesz, dlaczego Hallirn stał się mordercą. Chciałabym… chciałbym poznać powód jego przemiany.

Nie był pewny, czy może zaufać Hyazukiemu. Paladyni służą królowi i są jego lojalnymi podwładnymi. Z jednej strony współczuł Hyazukiemu, a z drugiej wahał się wyjawić mu prawdę.

— Hyazuki, to skomplikowane. Przykro mi, ale musisz być cierpliwy. Owszem, wiem dlaczego Hallirn dołączył do Enrozena. Niestety nie mogę ci wyjaśnić, dlaczego mój brat jest teraz jego sługą.

Spuścił wzrok. Wydawał się przygnębiony, Anelaer jednak nie zdecydował się mu w pełni zaufać.

— W takim razie, życzę ci powodzenia, może ty będziesz miał więcej szczęścia i go ocalisz.

— Dzięki. Nie powiem ci, dlaczego Hallirn się zmienił, ale za to pomogę ci w innej kwestii.

Dotknął jego twarzy, Hyazuki wzdrygnął się lekko, ale nie odsunał się od niego. Anelaer jeszcze nie opanował do perfekcji mocy uzdrawiania. Całkiem nieźle sobie radził, jednak moc astrallianów była dla niego najtrudniejsza. Po kilku minutach blizna na twarzy Hyazukiego zblakła, a po szramie został tylko ledwo widoczny ślad.

— Mam nadzieję, że przestało cię boleć.

Hyazuki przesunął dłonią po twarzy. Wyglądał na zszokowanego, kiedy nie wyczuł śladów po szwach.

— Medycy powiedzieli mi, że ból nigdy nie minie i zawsze będę odczuwał dyskomfort. Dziękuję, jak ci się odwdzięczę?

Anelaer poklepał go lekko po ramieniu.

— Chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić. Blizna nigdy cała nie zniknie, ale…

— Czuję się o wiele lepiej! Nie zdajesz sobie sprawy, jak mi pomogłeś. Co tam mała szrama, najważniejsze, że mnie uleczyłeś! Dziękuję.

Objął go mocno, a Anelaer zachwiał się. Nie spodziewał się takiej rekacji, ledwo utrzymał równowagę.

— A więc to prawda? Jesteś Obrońcą? Twój tata powiedział o twoich mocach Wielkiemu Mistrzowi. Zagwarantował nam, że kiedy wrócisz z podróży po wymiarach będziesz potężniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Nie kłamał, a ja mu nie uwierzyłem. Tylko żeby woda sodowa nie uderzyła ci do głowy. Powoli stajesz się sławny, Anelaerze.

Anelaer nie przypuszczał, że wieść o jego mocach rozejdzie się w tak szybkim tempie. Każdy powinien dowiedzieć się o Obrońcy ze względu na zbliżającą się wojnę.

— Załatwione. Wielki Mistrz obiecał mi, że podwoją straże.

Nadreya spojrzała na Hyazukiego zdezorietowana i zdumiona. On tylko skłonił się i uśmiechnął, po czym wrócił do Świątyni Dwóch Smoków.

— Nie było mnie kilka minut. Jak ty to zrobiłeś?

— Co zrobiłem?

— Uzdrowiłeś go. Jego blizna…

— Ach, to. Później ci opowiem, wracajmy do pałacu.

Mrugnął do straznika, który odprowadził ich do bramy. Nie odzywał się, chyba też zszokowały go jego moce. Ten okropny dzień nareszcie się kończył, Anelaer czuł się wyczerpany. Jego energia Rdzenia powoli się regenerowała i mógł już używać magii, ale nadal jest ograniczona. Pozostała jeszcze jedna sprawa. Musi jakoś przekonać ojca Ryuji’ego, aby pozwolił mu się spotykać z mentorem. Wkrótce czeka go rozmowa z Kapitanem Ventheusem. Nie może zawieść przyjaciela i udowodni każdemu, kto w niego wątpi, że można na nim polegać.

Rozdział 4

Hallirn

Pozwolił, aby zawładnęła nim nienawiść. Ciemność przejęła kontrolę nad jego duszą stał się jej marionetką i nie potrafił się uwolnić z więzów. Próbował walczyć, lecz za każdym razem przegrywał wewnętrzną bitwę. Hallirn stracił nadzieję — pogodził się z wizją przyszłości, w której spędzi resztę swojego życia w więzieniu. Na początku Enrozen był dla niego łaskawy, traktował go jak sprzymierzeńca.

Obiecał mu, że pomoże mu ujawnić zbrodnie królowej, zostanie przywódcą jego klanu. Wpajał mu, że jest następcą swojego przodka — upadłego króla Ezhekaela, uzurpatora, którego pokonali niegdyś jego bracia i siostry, władcy królestwa Ikalzem. Szybko przekonał się, że przywódca klanu Ezhekaela jest kłamcą. Hallirn wpadł w jego sidła, nie mógł się uwolnić.

Wiele razy myślał o zdradzie, lecz bał się reakcji tych, których skrzywdził. Bał się, że nikt mu nie pomoże, a Enrozen jako jedyny wiedział o jego przeszłości. Księżniczka Nadreya spiskuje razem ze swoją matką, a jego młodszy brat z pewnością zna wszystkie jej tajemnice. Poza nią oraz królową nikt nie mógłby uwierzyć, że jest synem króla Zefiryalla i to on jest jedynym następcą tronu.

Nigdy nie zależało mu na władzy, nie marzył o koronie. Chciał tylko być taki jak jego ojciec — Generał Paladynów, legendarny bohater, który zakończył wojnę rozejmem. Hallirn popełniał błąd za błędem i ostatecznie skończył na samym dnie.

Kiedy chciał przekonać Enrozena, że najpierw powinni ujawnić zbrodnie królowej, wcale go nie słuchał. W przeciwieństwie do niego, przywódcy klanu zależało jedynie za zakończeniu istnienia dynastii króla Zefiryalla. Hallirn nigdy nie chciał popełnić karygodnego czynu. Enrozen zmusił go do zabicia jego wroga, a on musiał spełnić ten rozkaz. Kilka razy udało mu się przekonać Enrozena, że nie powinni eliminować wszystkich przeciwników, lecz prawdopodobnie prędzej czy później znów będzie musiał pozbawić życia kolejny cel.

— Jeszcze jeden błąd i znów wyślę twojego sobowtóra. Sporo istnień masz już na sumieniu.

— Nie ja — wycedził przepełniony gniewem Hallirn. — Wrobiłeś mnie.

— Nie jesteś taki znowu niewinny. Spełniłeś dwa moje rozkazy. Wybrałeś życie zabójcy, kiedy do mnie dołączyłeś. Teraz się buntujesz, ale ja cię złamię. Nie jesteś tak silny jak twój brat.

— Mylisz się. Obiecałeś, że pomożesz mi ujawnić zbrodnie królowej. Powiedziałeś, że jesteś moim jedynym sojusznikiem.

— To prawda. Pomogę ci, dotrzymam słowa. W zamian za swoją usługę, masz wobec mnie dług do spłacenia. Jeśli każę ci zadać śmiertelny cios mojemu wrogowi, nie możesz się wahać. Jeszcze kilka miesięcy temu byłeś posłuszny, a teraz co się z tobą dzieje? Ach, to z pewnością wina twojego braciszka. Zobaczyłeś, jakim jest wspaniałym bohaterem i mu zazdrościsz.

Hallirn przypomniał sobie ceremonię. Anelaer zawsze miał więcej szczęścia od niego. Jest teraz bohaterem i to jego nazywają Obrońcą. Nie wiedział, dlaczego Anelaer ma więcej mocy i z jakiego powodu wszyscy go tak nazywają, ale nienawidził brata za to, że odebrał mu chwałę, jaka mu się należała. On stał się mordercą, a jego brata wszyscy traktują jak wybawcę. Kiedyś to on zasługiwał na tytuł jedynego następcy swego ojca, przygotowywał się do tej roli przez całe życie.

Odkąd dołączył do Enrozena, codziennie zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby nie dowiedział się prawdy o swoim pochodzeniu. Anelaer ma swoją wymarzoną przyszłość — to on zostanie spadkobiercą dynastii. Hallirna natomiast czekają konsekwencje, jeśli klan Enrozena przegra wojnę z rodziną królewską. Wszyscy zostaną skazani na dożywocie w Atnar, najbardziej rygorystycznym więzieniu dla przestępców, którzy popełnili wiele strasznych zbrodni. Hallirn miał świadomość, że jest taki jak oni i zasługuje jedynie na karę.

— Dla swojego dobra, lepiej zaakceptuj swoje przeznaczenie. Nie ma dla ciebie ratunku. Możesz uciec, śmiało, droga wolna. Problem w tym, że kiedy tylko porzucisz klan, zostaniesz uwięziony w Atnar, do końca swojego życia. Nawet twój braciszek cię nie ocali.

Z trudem powstrzymał łzy. Nie chciał dać Enrozenowi satysfakcji ze swojego cierpienia. Często zadawał mu psychiczny ból. Hallirn nie może już zmienić swojego losu.

Chociaż wcale nie chciał wieść życia przestępcy, żądza zemsty nie pozwalała mu zrezygnować z planu, który zaczął realizować. Każdy w królestwie pozna prawdę o przeszłości królowej Wivienne. To ona zabiła jego biologiczną matkę, królową Ayishę. Hallirn nie podda się, póki nie ujawni zbrodni popełnionych przez królową.

— Panie, tak jak przewidziałeś, zwiększono liczbę strażników, odkąd Anelaer Tayilres wrócił do pałacu. Do Akademii Paladynów też łatwo nie wejdziemy.

Doradca Enrozena nie miał dobrych informacji. Kilka miesięcy temu nie udało mu się pojmać Hyazukiego — niegdyś swojego najlepszego przyjaciela. Oślepiła go nienawiść, ciemność całkiem przejęła nad nim władzę. Hallirn zranił zastępcę Generała Paladynów i prawie wykonał misję, ale przeszkodził mu jego ojciec.

Enrozen kazał swym podwładnym się wycofać, kiedy Generał Paladynów zaatakował ich wraz z swym oddziałem. W pewnym momencie ich spojrzenia się zetknęły. Hallirn nie zapomni bólu, którego dostrzegł w oczach ojca.

— Wiem, co powinniśmy zrobić.

Enrozen był zazdrosny, gdy plany Hallirna były lepsze od jego strategii, ale tym razem go posłuchał. Powiedział im, że Anelaer już stracił zaufanie rodziny Hoathorii, więc jeśli tylko pogrążą go jeszcze bardziej, nikt mu nie pomoże. Hallirn już dość nasłuchał się, jaki to jego brat jest wspaniały i potężny.

Przyszła pora, aby klan Ezhekaela przypomniał mu o swoim istnieniu i udowodnił, że ma się kogo obawiać.

— Zniszczę życie mojego brata. Nie daruję mu tego, że zabrał mi tytuł jedynego następcy dynastii. Zostanie całkiem sam, nawet jego przyjaciele nie zdołają go ochronić.

— Jestem pod wrażeniem, Hallirnie. Masz rację. Niektórzy uważają, że Anelaer jest zagrożeniem, ponieważ wszyscy się ciebie boją i nikt nie ma pojęcia, na co cię stać. Przeprowadzimy mnóstwo ataków. Nie tylko ciebie wszyscy będą się lękać, ale także twój brat stanie się podejrzany o współudział w zbrodniach.

Musieli jedynie zaczekać na odpowiedni moment. Hyazuki będzie trudniejszym celem, ale prędzej czy później odkryje, w jaki sposób mógłby się dostać do Akademii.

— Anelaer i Hyazuki zdradzą nam najskrytsze tajemnice Wielkiego Mistrza oraz Namiestnika. Czas nagli, moi drodzy. Wkrótce dowiemy się o słabych punktach naszych najpotężniejszych wrogów.

Hallirn bał się, że straci brata w tej wojnie, ale postawił wszystko na jedną kartę i nie mógł się wycofać. Rodzina była kiedyś dla niego najważniejsza, ale prawda o jego pochodzeniu tak wpłynęła na jego życie, że nie potrafił pokonać mroku, który zawładnął jego duszą.

Nie przegram, nie ma takiej opcji pomyślał. To on odniesie zwycięstwo, a jego przeciwnicy padną przed nim na kolana, błagając o litość.

Rozdział 5

Yoake

Zbyt często widziała w snach czarno–szkarłatnego smoka. Zanim poznała wiedźmę Rea’danne, nie wiedziała nic o swojej przeszłości. Nie znała nawet swojego prawdziwego imienia. Kilka miesięcy temu wspomienia zaczęły wracać. Były to jednak tylko przebłyski, nie dowiedziała się właściwie niczego o swym dawnym życiu. Ujrzała jedynie tajemnicze postaci, które nie miały wobec niej dobrych zamiarów.

Rea’danne powiedziała: „dawno się nie widzieliśmy, Darnakdzie.” Zwróciła się do niej, jakby była zupełnie inną osobą. Kim jest Darnakd? Wtedy jeszcze nie znała historii Króla Smoków Mroku.

Zapytała Anelaera, czy on słyszał już to imię. Okazało się, że Darnakd pragnął kiedyś zniszczyć wszechświat. Planował obalić swojego brata — Króla Smoków, Luendetra. Anelaer opowiedział jej o Pierwszej Wojnie Smoków. Ku jej zdumieniu, on też ma w sobie moc smoka.

Ma w sobie duszę Króla Smoków Światła, ona natomiast prawdopodobnie jest połączona z Królem Smoków Mroku. Nie pojmowała swojej mocy. Nie wiedziała, kim jest ani jaka jest jej rola.

Jeżeli to prawda i ma w sobie magię Króla Smoków Mroku, jest większym zagrożeniem dla świata niż Enrozen czy Rea’danne.

Wystarczy, że dusza Darnakda uwolni się, a ona nie zdoła zapanować nad jego gniewem. Kiedy przeprowadzano na niej eksperymenty mające na celu utrzymanie w ryzach jej obłędnie potężnej mrocznej magii, naukowcy z trudem zapieczętowali częściowo rdzeń.

W każdym momencie Yoake może stracić kontrolę nad energią. Już raz tak się stało — podczas ataku klanu Ezhekaela. Walczyła wtedy z Enrozenem, postradała zmysły. Miała wrażenie, że ktoś próbuje zawładnąć jej umysłem.

Prawdopodobnie był to Darnakd, który próbował odzyskać wolność. Yoake zdała sobie sprawę, że dopóki nie zapanuje nad swoimi mocami, nie powinna dopuszczać do siebie emocji. Gdy Anelaer wyruszył w podróż po wymiarach, ona również ciężko pracowała nad nowymi zdolnościami.

— Tęskniłam za tobą. Wszyscy się o ciebie martwiliśmy, brakowało nam cię.

Anelaer dostał pozwolenie na wejście do głównej kwatery gwardzistów. Kilku podwładnych kapitana Ventheusa, bliskich przyjaciół Ana, objęło go mocno i nie przestawali mówić mu, jak nudno było bez niego w Gwardii.

Dla niego minęło siedemdziesiąt lat, a dla nich tylko rok, więc nie mieli pojęcia, jak Anelaer długo musiał czekać na spotkanie z nimi. Niestety przez zakaz przywódcy dynastii Hoathori, Anelaer nie ma wstępu do kwatery. Kapitan Ventheus zaprosił go dzisiaj na spotkanie, aby wyjaśnić mu szczegółowo, jakie obowiązują go od teraz zasady.

— An, jesteś wyższy!

— Ufarbowałeś włosy? I co z twoimi oczami? Nie nosisz soczewek.

Gwardziści zadawali mu mnóstwo pytań, a on cierpliwie na każde odpowiedział. Yoake była przekonana, że chcieliby wysłuchać wszystkich jego historii, jakie przeżył w wymiarach.

Ona zresztą także nie mogła się doczekać, aż jej dawny uczeń opowie o swoich przygodach.

— Kapitanie Tayilres. Przykro mi, że spotykamy się w takich okolicznościach. Kilka dni temu rozmawiałem z Alarthorem. O dziś do odwołania masz zakaz wstępu na teren głównej kwatery mojej Gwardii. Nie możesz widywać się z Ryujim Hoathori. Jeśli złamiesz zasady, Ryuji pożegna się z karierą gwardzisty.

— To niesprawiedliwe!

— An jest niewinny, to jego brat zaatakował Ryuji’ego!

Yoake przewidziała, że gwardziści zbuntują się przeciwko Kapitanowi. An nie zdołał ich uspokoić. Chciał im wyjaśnić, że być może przywódca dynastii Hoathori zmieni swoją decyzję, jeśli Enrozen oraz Hallirn zostaną uwięzieni. Nikt go nie słuchał. Zwłaszcza Hitoshi oraz Jintrrei, syn Kapitana Ventheusa nie byli skłonni do współpracy. Nie akceptowali zakazu.

— Synu, gdybym miał wybór, sprzeciwiłbym się Alarthorowi i Namiestnikowi. Ryuji jest jednym z moich najlepszych gwardzistów. On wiele przeszedł, zbyt ciężko pracował na swoją obecną reputację.

— Ale Anelaer nie jest od niego gorszy — powiedział Hitoshi, z którym Anelaer spędzał najwięcej czasu. — On nie ma jeszcze swojej Gwardii. Kto go będzie chronił? Zostawisz go samego? Enrozen i Hallirn w każdej chwili mogą zaatakować, jak podczas ceremonii i…

— Spokojnie, Hitoshi. Mieszkam w pałacu, chronią mnie Paladyni. W jednej kwestii się z tobą zgodzę, że Hallirn i Enrozen z pewnością planują atak. Dla waszego dobra… proszę was wszystkich, abyście trzymali się ode mnie z daleka. Udawajcie, że nie istnieję. To przeze mnie Ryuji prawie umarł. Straciłem czujność. Jeśli Hallirn was skrzywdzi, a ja was nie ocalę… nigdy sobie tego nie wybaczę.

Przez chwilę nikt się nie odzywał. Yoake nie poznawała Anelaera. Czy on myśli, że gwardziści zostawią go na pastwę losu i będą patrzeć, jak rani go jego własny brat oraz szaleniec, który pragnie zniszczyć rodzinę królewską? O nie, ten chłopak chyba sobie żartuje.

— Kpisz sobie teraz tak? Żarty sobie stroisz? — Jintrrei jakby czytał w jej myślach. — Nie jesteś sam, An. Ryuji jest twoim mentorem i z pewnością chciałby cię chronić, ale ty też jesteś dla nas ważny. Myślisz, że tylko on się o ciebie martwi?

— No, nie, ale…

— Kapitanie, ta sytuacja jest absurdalna — oznajmił wyraźnie zbulwersowany Hitoshi. — On jest zupełnie sam w pałacu, nikomu nie może ufać, oprócz księżniczki Nadrei. A ty An…, skoro każesz nam cię ignorować, to ja zrobię zupełnie na odwrót! Przykro mi, Kapitanie, ale… zamierzam dołączyć do Gwardii Kapitana Anelaera.

Wszyscy zamarli. Hitoshi pracuje dla Kapitana Ventheusa od trzech lat, jest świetnym gwardzistą. Kapitan nigdy nie żałował, że wybrał go do swojej Gwardii, a teraz on rezygnuje z niepowtarzalnej szansy, jaką otrzymał od Kapitana.

— Chłopcze, to poważna decyzja. Nie przejmuję z powrotem tych, którzy odeszli. A jeśli Anelaerowi nie uda się stworzyć własnej gwardii? Co wtedy? Nie ryzykuj.

— Nie ryzykuję. Po prostu troszczę się o przyjaciela. Byłem przekonany, że długo będę z wami pracował — zwrócił się do gwardzistów. — I mam wspaniałe wspomnienia, dzięki wam zdobyłem także cenne doświadczenie, sporo mnie nauczyliście. Teraz jednak mój przyjaciel potrzebuje pomocy, a ja będę go wspierał.

— Hitoshi… zaimponowałeś mi. Długo się znamy, ale dopiero teraz uświadomiłeś mi, jak jesteś odważny. Nie mogę być gorsza od ciebie. Kapitanie, ja również rezygnuję. Dołączę do Gwardii Kapitana Anelaera.

Gwardziści doznali jeszcze większego szoku. Yoake, najlepsza protegowana Kapitana Ventheusa właśnie porzuca pracę w jego Gwardii. Yoake z bólem rozstanie się z przyjaciółmi, ale Anelaer jest teraz najważniejszy i ochroni go za wszelką cenę. Nawet jeśli to oznacza koniec jej kariery, zaryzykuje tak jak Hitoshi.

— Hitoshi, Yoake. Postępujecie pochopnie, bez namysłu. Rozumiem, że martwicie się o Anelaera, ale on jest chroniony przez…

— Kapitanie, An nie ma w pałacu żadnych sprzymierzeńców poza Nadreyą. Jest całkiem sam. Jeszcze nie wybrał rekrutów do swojej Gwardii, więc zamierzam pomóc mu w jego misji. Ja i Hitoshi zostaniemy jego pierwszymi gwardzistami. Nie zmienię swojej decyzji.

— Daję wam ostatnie ostrzeżenie: jeśli dołączycie do jego Gwardii, do mojej już nie wrócicie.

Yoake spojrzała na Anelaera. W jego oczach ujrzała strach, prawdopodobnie chciał ją powstrzymać, ale nie pozwoliła mu się odezwać.

— Nie masz nic do powiedzenia, An. Ja i Hitoshi się nie rozmyślimy.

— To ryzykowne, Yoake. Stracisz pracę w Gwardii, a Hitoshi…

— Jeśli uda ci się stworzyć własną Gwardię, to nadal będziemy gwardzistami. An, chcę ci pomóc. Czy ty uważasz, że mnie nie dręczy poczucie winy? Mój przyjaciel jest obok mnie, a jednocześnie jest daleko i nie mogę go ocalić.

— Posłuchaj go, An. Wiesz, że możesz nam zaufać, a Nadreya z pewnością zaakceptuje nas jako twoich gwardzistów.

An zastanawiał się przez krótką chwilę. Chłopak podszedł do kapitana Ventheusa i skłonił się nisko.

— Przepraszam za problemy, Kapitanie, ale oni mają rację. Jeśli do mnie dołączą, będę dbał o ich bezpieczeństwo i nie zwiodę jako ich nowy Kapitan.

Mężczyzna spojrzał na niego srogo.

— Zatem dbaj o nich, kapitanie Tayilres. Mogą w każdym momencie zrezygnować ze służby, nie zamierzam ich zmuszać do zostania w mojej Gwardii. Skoro im na tobie zależy, niech dołączą do twojej Gwardii. Czy ktoś jeszcze planuje mnie zdradzić?

Rozejrzał się wokoło, nikt nie zareagował. Yoake zauważyła, że Jintrrei z trudem powstrzymuje się przed zadaniem ojcu ciosu w plecy. On także pragnął pomóc Anowi, ale zwłaszcza on nie powinien teraz rezygnować z pracy w Gwardii. Yoake spojrzała na niego przesyłając wzrokiem wiadomość: „Tylko nie ty. Ty nie możesz tego zrobić”. Jintrrei kiwnął głową. Gdyby odszedł z Gwardii, Kapitan by się załamał i oskarżył Anelaera o jakiś podejrzany spisek. Mimo iż mu ufa, Anelaer jest teraz bratem poszukiwanego przestępcy numer jeden. Namiestnik wziąłby jego oskarżenia pod uwagę, Kapitan miałby niepodważalny pretekst.

— Pożegnajcie się z przyjaciółmi. Hitoshi, spakuj się i od jutra zamieszkasz w pałacu.

Kapitan wyglądał na rozgoryczonego i Yoake zobaczyła ból w jego oczach, lecz wiedziała, że tak naprawdę go nie zawiodła. On był przeciwny rozkazowi ojca Ryuji’ego, popierał Anelaera. Przez jakiś czas będzie miał do niej żal o rezygnację z pracy w jego Gwardii, ale ostatecznie zrozumie, dlaczego tak zdecydowała.

Gdy ona i Hitoshi pożegnali się na jakiś czas z gwardzistami, opuściła kwaterę główną wraz z nową drużyną.

— To jakiś obłęd — oznajmił Anelaer. — Jak wy mogliście… dlaczego tyle dla mnie poświęciliście?

— Tak, to było szaleństwo — zgodziła się z nim Yoake. — An, przez głupi rozkaz Alarthora nikt by cię nie chronił. Jesteś moim dawnym uczniem. Mam obowiązek ci pomóc, skoro twój mentor aktualnie nie może cię wspierać.

— Nie cieszysz się? — zapytał go Hitoshi, którego przepełniał nadmierny entuzjazm, a właśnie zrezygnował z kilkuletniej służby w Gwardii. Ku jej zdumieniu, Yoake podzielała jego dobry nastrój. — Będzie ci raźniej, nie musisz sam rekrutować gwardzistów. Doradzimy ci, w końcu pracowaliśmy w Gwardii dłużej niż ty.

— Tak, jestem wam obojgu wdzięczny. Chodźmy do Nadreyi. Yoake, czy też zamieszkasz w pałacu?

— Nie. To Hitoshi potrzebuje teraz nowego domu. Oczywiście i tak większość dnia spędzę w pałacu, ale Nadreya niech nie fatyguje się w sprawie komnaty dla mnie.

Uśmiech na jego twarzy wywołał u niej pozytywną falę emocji. Tym razem ich nie tłamsiła, odwzajemniła uśmiech. Anelaer narzekał, że w pałacu z nikim się nie zaprzyjaźnił, nikomu nie zaufał. Od teraz ma dwóch lojalnych sprzymierzeńców, którzy ochronią go przed jego wrogami.

Rozdział 6

Anelaer

Bał się, że na długi czas ponownie straci kontakt z przyjaciółmi z Gwardii. Postanowił, że dopóki Hallirn oraz Enrozen nie zostaną pojmani, będzie unikał każdego, kto jest mu bliski. Po incydencie podczas ceremonii nie chciał popełnić kolejnego błędu, nie tracił czujności. To oczywiste, że Hallirn planuje atak, a jeśli nie przygotuje się na odwet ze strony członków klanu Enrozena, przegra, pomimo iż zapanował nad wszystkimi swoimi mocami.

Yoake i Hitoshi zepsuli jego strategię, którą uważał za genialną i pozbawioną wad. Wystarczy, że przestanie się kontaktować z przyjaciółmi — Hallirn i Enrozen skupią się wyłącznie na nim, nikogo nie narazi na niebezpieczeństwo. Myślał, że zna swoich przyjaciół. Nie przypuszczał, że porzucą dla niego wymarzoną karierę. Długo pracowali na obecne osiągnięcia, a przez niego stracili pracę.

Nadreya z radością przyjęła Hitoshiego i Yoake do swojej Gwardii. Nawet się nie zastanawiała, szybko podjęła decyzję. Gdy Anelaer opowiedział jej, co wydarzyło się w kwaterze, księżniczka wyglądała na zaniepokojoną.

— Sytuacja jest poważna. Paladyni chronią rodzinę królewską, ale skoro jesteś głównym celem Enrozena i Hallirna, przyda ci się dodatkowe wsparcie. Enrozen jest silniejszy od wszystkich podwładnych taty. Nie masz jeszcze skompletowanej drużyny, więc zostałbyś sam, An. Hitoshi i Yoake wyświadczyli ci przysługę.

— Wiem. Próbowałem ich przekonać, że nie powinni rezygnować z pracy w Gwardii, ale byli uparci.

— Nie masz pojęcia, jakie masz szczęście. Nadchodzi trudny czas dla rodziny królewskiej. Chronisz mnie, więc jesteś jej częścią. Przetrwasz z pomocą przyjaciół i ja także nie pozwolę, aby coś ci się stało.

— To ja cię chronię, Wasza Wysokość. Jeśli to konieczne za cenę życia…

Przyłożyła mu palec do ust. Posmutniała.

— Nie, nie mów tak. Nawet nie myśl, że Enrozen nas zniszczy. Wytrwamy ten kryzys. Poza tym zamierzam ocalić Hallirna albo chociaż spróbuję go oczyścić z zarzutów. Już dawno chciałam cię poprosić o pomoc w śledztwie. Do tej pory nie udało mi się znaleźć żadnych dowodów, dzięki którym mogłabym oskarżyć matkę o morderstwo. Ja wiem, że zabiła królową Ayishę, ale poza mną nikt nie podejrzewa jej o zbrodnię.

— Czy jest szansa, że uda nam się odkryć jej tajemnice?

— Nie poddam się tak łatwo. Twoje moce się przydadzą, musisz mi ze szczegółami opisać każdą z nich.

Anelaer nie od razu rozumiał plan księżniczki. Do czego są jej potrzebne moje moce? zastanawiał się.

— Najpierw jednak oprowadź Hitoshiego po pałacu. Każę przygotować dla niego komnatę. Wspomnienia wracają, prawda? Przypominasz sobie swój pierwszy dzień w nowej pracy?

— Tak, zazdroszczę Hitoshiemu. Poza tobą wszyscy traktowali mnie jak intruza. Hitoshi szybciej się zaaklimatyzuje.

Po rozmowie z księżniczką wrócił do Hitoshiego. Czekał na niego zniecierpliwiony przy głównej bramie.

— Zgodziła się, nie musiałem jej przekonywać. Od jutra zamieszkasz w pałacu, oficjalnie jesteś moim gwardzistą.

— Tak jest, Kapitanie!

Zasalutował. Oboje się roześmiali, a obserwujący ich strażnicy spojrzeli na nich wyraźnie zirytowani. Nie dość, że każdy pracownik w pałacu ma się do niego zwracać „Najwyższy Namiestniku swej Dynastii”, to jeszcze jest nazywany „Kapitanem”. Nie uważał siebie za nikogo ważnego.

Kiedyś nie przestrzegał zasad, buntował się przeciwko rodzinie. Gdy przypomniał sobie dawne życie, miał wrażenie, że to wspomnienia kogoś zupełnie innego. Zrezygnował z kariery Paladyna, brał udział w nielegalnych pojedynkach magicznych, podejmował fatalne decyzje. Dziś jest Kapitanem swojej własnej Gwardii, ale jego droga nie była usłana różami. Nadal czeka przed nim mnóstwo pracy.

Kapitan pozwolił mu ostatni raz spotkać się z gwardzistami. Podobno wszyscy chcieli zapytać go, czy miał jakieś ekscytujące przygody podczas podróży po wymiarach. Kapitana także interesowała jego opowieść, więc dołączył do grona słuchaczy. Od czego by tu zacząć? rozmyślał.

— Niestety nie uda mi się wam opowiedzieć o każdej mojej wyprawie, ale jedna z nich była dla mnie najtrudniejsza i najbardziej ryzykowna. Mało brakowało, a nie wróciłbym z tej misji.


***


Krainą Olbrzymów zawładnęła ciemność. Od kilkudziesięciu lat nikt nie zdołał obalić okrutnej królowej. Elficka wiedźma siłą przejęła rządy w królestwie, jej armie niemal do cna zniszczyły świat potężniejszych od niej istot. Hordy kreatur powołanych do życia w najmroczniejszych czeluściach Królestwa Demonów pokonały olbrzymów, którzy zostali zniewoleni przez wiedźmę. Rea’danne nie okazała im litości.

Zgładziła buntowników, a pozostałych żołnierzy zmusiła do wiecznej służby. Czas w każdym wymiarze mija inaczej. Rea’danne nieprzerwanie tyranizowała kraj olbrzymów przez dekady. Znaleźli się śmiałkowie, którzy rzucili jej wyzwanie. Wszyscy polegli w bitwie, żadnemu z nich nie udało się odebrać jej korony.

— Jeśli nie wyzwolisz olbrzymów spod jarzma twojej matki, nie zapanujesz nad ich Rdzeniem mocy. Pierwszy Król Olbrzymów podarował ci część mocy i tylko olbrzym pomoże ci okiełznać tą magię.

— Jestem gotowy, Mistrzu. Dziękuję za naukę. Obiecuję, że cię nie zawiodę.

Anelaer z bólem rozstał się z Mistrzem Orphaneum. Czekała go nowa misja. Tym razem będzie trudniej niż dotychczas. Rea’danne podbiła wymiar olbrzymów, ale nie zdołała pokonać armii innych ras. Anelaer w spokoju trenował, dopóki nie przyszła kolej na opanowanie mocy olbrzymów.

Przygotowywał się do wojny, wiedział jaka jest stawka. Jeśli przegra, nie przejmie kontroli nad mocą olbrzymów, a ona jest jedną z najpotężniejszych energii Rdzeni. Gdy poniesie klęskę, nigdy nie zostanie Obrońcą i nie pokona swojej matki. Opuścił wymiar astrallianów (przepełnione magią królestwo natury i świat bez cierpienia) i znalazł się w krainie ciemności.

Wylądował na spalonej, wyjałowionej ziemi. Czarne chmury zakrywały słońce od kilkudziesięciu lat. Nie lękał się swojej matki tak jak kiedyś. Kontrolował już rdzeń elfa, boga oraz astralliana. Prawdopodobnie nie pokona swojej matki w tradycyjnym pojedynku o tron, dlatego postanowił ją przechytrzyć. Podobno zawładnęła umysłem każdego olbrzyma.

W tej krainie nie ma wolnych mieszkańców, ale Anelaer wkrótce to zmieni. To oni pomogą mu obalić Rea’danne. Uratuje wymiar olbrzymów, a wtedy jego matka nie odważy się więcej zaatakować ponownie żadnego królestwa. Ochrona światów to jego obowiązek, nie może zawieść niewinnych mieszkańców wymiarów, którzy bez jego pomocy nie odzyskają wolności.

Kilka dni zajęło mu dotarcie do stolicy krainy olbrzymów. To właśnie w pałacu należącym kiedyś do rodziny królewskiej, poległej w bitwie, Rea’danne włada całym krajem. Już z daleka Anelaer dostrzegł armie podwładnych jego matki. Kreatury przypominały demony, Anelaer dobrze wiedział, jak wyglądają.

Walczył już z nimi, był w Królestwie Demonów. Jeszcze nie jest silniejszy od nich, lecz olbrzymy bez problemu zniszczą armie, jeśli razem z nimi stanie do wojny z Rea’danne. Bez trudu włamał się do pałacu. Dzięki mocy niewidzialności — zdolności astrallianów — szybko ominął strażników. Ku jego zdumieniu nikt nie wyczuł jego obecności, co oznacza, że do perfekcji opanował magię astrallianów.

Dzięki niej mógł także neutralizować energię Rdzenia. Podobno demony wyczuwają energię Rdzenia, więc nie był bezpieczny, kiedy przechodził obok najpotężniejszych wojowników Rea’danne. Nie widział swojej matki od trzydziestu lat, odkąd rozpoczął trening w wymiarach. Raynvallius wyjaśnił mu, że jej moc dosięgnie go tylko w świecie ludzi, ponieważ ten wymiar ma najsłabszą barierę ochronną.

Pomimo upływu czasu, nie przestała próbować podbić wszystkich ras. Dawno temu chciał ją przekonać, że jeszcze nie jest za późno i może zawrócić na dobrą drogę, ale ona wcale go nie słuchała. Powiedziała, że dołączy do niej wbrew własnej woli, nie będzie go pytała o zdanie. Anelaer postanowił, że nigdy nie pozwoli nikomu za niego decydować o jego przyszłości.

— Koniecznie trzeba wzmocnić ochronę głównej bramy. Nie chcę tutaj nieproszonych gości tak jak rok temu. Dopada mnie migrena na samą myśl o tej żałosnej imitacji bohatera. Raynvallius wysłał niby elitarnego czarodzieja, a ja zakończyłam jego nędzny żywot w kilka sekund.

Rozpoznał jej głos. Ukrył się za obsydianowym filarem, mając nadzieję, że matka nie wyczuje jego energii Rdzenia. W przeciwieństwie do podwładnych, ona mogłaby się dowiedzieć, że jest w pałacu. Spojrzał na towarzyszących jej dwóch olbrzymów.

Mistrz Orphaneum doradził mu, aby najpierw uwolnił Toldrena. To on jest przywódcą buntowników, których jego matka zniewoliła jako pierwszych. „Ma rude włosy, długą brodę zaplecioną w warkocz oraz charakterystyczny tatuaż w kształcie młota na czole, symbol rebelii”

Bingo, pomyślał Anelaer, czyli już udało mi znaleźć Toldrena. Olbrzym wyglądał na przywódcę buntowników. Miał blizny na twarzy i wydawał się większy oraz silniejszy od innych olbrzymów. Anelaer nie widział ich wielu, ale jeszcze żadnego się tak nie przeraził, jak Toldrena.

Musi teraz zaczekać na odpowiedni moment i uwolni Toldrena spod jarzma złych czarów. Rea’danne kiedyś przecież musi odpoczywać, więc cierpliwie zaczeka, aż jego matka straci czujności.

Nic się nie zmieniła. Nie postarzała się, choć w wymiarze olbrzymów spędziła kilkadziesiąt lat. Anelaer nie spuszczał z oczu swojego celu, śledził Rea’danne i jej strażników przez cały dzień.

Ku jego zdumieniu, matka nie wyczuła jego energii Rdzenia. Mistrzu, jesteś najlepszy, dzięki tobie potrafię dosłownie zniknąć i nikt mnie nie zauważy. Mistrz Orphaneum wziął go pod swoje skrzydła. Jego ojciec, Król Bogów, nawet nie musiał go prosić, aby trenował Anelaera.

Zaproponował pomoc i na szczęście nie był tak okropnym Mistrzem jak Raynvallius. Anelaera poniżano i krzywdzono w świecie elfów, ale kolejni Mistrzowie okazali się bardziej wyrozumiali. Nie oceniali go na ze względu na pochodzenie. Elfy natomiast wyrobiły sobie o nim opinię, zanim go poznały.

Syn wiedźmy, zdrajczyni. Bronił się jak potrafił, lecz poza Illaidrisem oraz Vaelie nikogo nie przekonał, że nie jest podobny do swojej matki.

Nie jestem taki jak ty. Nigdy nie zostanę twoim sługą. To ty będziesz się mnie bać, a nie ja ciebie.

Rea’danne rozkazała strażnikom pilnować wejścia, chciała się chwilę zdrzemnąć. Dwóch olbrzymów posłusznie stanęło przy ogromnych czarnych wrotach. Rea’danne kazała im nikogo nie wpuszczać, ale Anelaer nie odstępował ich na krok i zamierzał przeszkodzić matce w drzemce. Wspiął się po ogromnym ciele Toldrena, po czym mocno złapał się jego karku.

— Trochę zaboli, kolego — szepnął mu do ucha, dwa razy większego od niego. — Zaraz cię uwolnię, zaufaj mi.

Rzucenie tego czaru kosztowało go sporo wysiłku, ale bez problemu złamał klątwę. Nie mógł zużyć naraz całej mocy, musi jeszcze ochronić Toldrena przed magią Rea’danne.

— C… Co się dzieje? Gdzie ja jestem?

— W pałacu wiedźmy. Nie bój się, jestem twoim sprzymierzeńcem. Przybyłem was ocalić.

— Kto to mówi? Moje sumienie? To znowu ty?

Anelaer z trudem powstrzymał śmiech. Jakoś zdołał się przejść przez ocean włosów, broda Toldrena była strasznie gęsta. Olbrzym złapał go za kołnierz zbroi, po czym położył go na dłoni.

— Nazywam się Anelaer, jestem Obrońcą, ale jeszcze o mnie nie słyszałeś. Potrafię zdjąć z was klątwę, dzięki mnie odzyskacie wolność.

— Nie wydaje mi się, kochanie!

Utworzył wokół siebie i Toldrena magiczną barierę ochroną. Niestety nie wymkną się niepostrzeżeni z pałacu, ale Anelaer i na ten problem miał rozwiązanie.

— Och, widzę, że elfickie geny dały o sobie znać. Jesteś podobny do ojca, ale to po mnie masz urodę.

— Po dawnej tobie. Teraz jesteś demonem, w ogóle cię nie przypominam.

— Rzeczywiście — zgodził się z nim Toldren. — On ma jasne włosy, a ona ciemne. Ty masz srebrne oczy, a ona…

— Dosyć! Jak śmiesz włamywać się tutaj niczym złodziej?! Gdybyś chciał mnie odwiedzić, wystarczyło wysłać prośbę!

Z jej dłoni wystrzelił snop szkarłatnego światła. Odbił się z impetem od tarczy.

— Wysłałem ci zaproszenie na moje trzydzieste urodziny. Nie przyszłaś!

— Och, wybacz, ale byłam zajęta podbojem tego świata, jak widzisz.

Toldren zdał sobie sprawę, że dzięki jego magii jest teraz odporny na czary wiedźmy. Anelaer z powortem schował się w jego brodzie, kiedy wywarzył wrota i ruszył przed siebie, ku wolności.

— Zatrzymać ich! Anelaerze, przysięgam, że cię ukarzę! Módl się o litość do swojego ojca!

W ciągu kilku minut wydostali się z pałacu, otoczonego przez hordy podwładnych Rea’danne i zniewolonych olbrzymów. Anelaer nie miałby tyle odwagi, co Toldren. Bez strachu przebijał się przez armie, nie zwalniał tempa.

Dotarcie na szczyt ośnieżonej najwyższej góry nie stanowiło dla przywódcy buntowników wyzwania. Nie zmęczył się, rozpierała go energia. On jest w pełni sił, natomiast Anelaer czuł się fatalnie. Oddalili się od armii Rea’danne, więc mógł zdjąć czar ochronny.

Toldren położył go na swojej dłoni. Anelaer wziął głęboki wdech. Górskie powietrze wypełniło jego płuca. Zakręciło mu się w głowie, więc utworzył wokół siebie bąbel z powietrzem. Znaleźli się na sporych wysokościach, z pewnością groziło mu tutaj niedotlenienie. Olbrzymy czują się na szczytach gór znakomicie, on jednak nie był tak wytrzymały jak oni.

— Wyjaśnij mi jeszcze raz. Kim ty jesteś?

— Nazywam się Anelaer Tayilres. Ja… jestem synem Rea’danne i Króla Bogów. Bogowie wbrew mojej woli dali mi moc Rdzenia każdej z ras. Mam w sobie moc olbrzyma, dlatego przybyłem do twojego świata, aby się uczyć, jak zapanować nad waszą magią. Niestety, dopóki moja matka wami włada, nikt mi nie pomoże wykonać mojej misji. Jestem Obrońcą ostatniego wszechświata. To zaszczyt cię poznać, sporo o tobie słyszałem. Jesteś najdzielniejszym wojownikiem.

Toldren zaczerwienił się lekko. Pogładził w zadumaniu długą brodę.

— Jesteś Obrońcą, powiadasz? Przybyłeś ocalić mój lud, a wiedźmę pragniesz stąd wypędzić.

— Zgadza się, właśnie tak! Uwolniłem cię i mogę uratować twoich przyjaciół. Olbrzymy odzyskają swój kraj, a ja… jeśli pozwolisz… chciałbym poprosić ciebie lub kogoś innego o trening.

— Czemuż mam ci wierzyć, synu wiedźmy? Uratowałeś mnie i jestem ci wdzięczny, ale podejrzewam, żeś nie jesteś godzien jest mego zaufania. Zdradzisz mnie i dołączysz do matki.

Znów ta sama sytuacja, jak w królestwie elfów. Jego matką jest Rea’danne, więc każdy obrzuca go oszczerstwami głównie ze względu na popełnione przez wiedźmę zbrodnie. Jeśli uda mu się ocalić kraj olbrzymów, być może inni zaczną taktować go jak bohatera, a nie złoczyńcę.

— Nie jestem taki jak Rea’danne. Udowodnię ci podczas bitwy, że jestem godny twojego zaufania. Złamię klątwę, a Rea’danne już nigdy was nie zaatakuje.

— Kusząca propozycja. Nawet nie masz pojęcia, od jak dawna pragnę spuścić łomot tej przeklętej wiedźmie. Jeśli mi pomożesz i nie okażesz się podstępnym kłamcą, będę cię trenował. Dotrzymam słowa, jeśli wywiążesz się ze swojej obietnicy.

Anelaer właśnie dostał niepowtarzalną szansę. Postanowił odpocząć dwa dni, chciał zregenerować siły. Wymyślona przez niego strategia spodobała się Toldrenowi, który rwał się do walki. Prawdopodobnie zużyje całą magię na raz, jeśli rzuci czar ochronny na kilkudziesięciu olbrzymów. Wytłumaczył Toldrenowi, że bariera nie zniknie w ciągu kilku minut, ale on był przekonany, że tyle czasu w zupełności mu wystarczy.

— Skoro twój czar sprawi, że wiedźma mnie nie zniszczy, zrzucę ją z tronu w sekundę, a moi bracia unicestwią jej armie w mgnieniu oka.

— Liczę na was. Kiedy rzucę czar ochronny, stracę całą moc.

— Nie pozwolę ci zginąć, jeśli tylko pomożesz mi wypędzić tą przeklętą wiedźmę. Ochronię cię przed nią, nie zawiodę cię.

Anelaer pomyślał o swoich przyjaciołach z Gwardii. Kiedy wróci do domu, opowie im o każdej przygodzie. Nie spodziewał się, że podróż po wymiarach tak go odmieni. Stał się zupełnie inną osobą. Czuł, że żyje w nim jeszcze cząstka dawnego siebie, ale powoli nikła w starciu z jego nową osobowością.

Zastanawiał się, jak mógłby zaimponować Toldrenowi, aby w niego nie zwątpił podczas bitwy. Rozwiał czarne chmury, które od wieków zakrywały niebo. Promienie wschodzącego słońca pokonały mrok. Toldren uśmiechnął się, a drobna łza spłynęła po jego policzku.

— To takie piękne… nadzieja… wróciła do mojego serca.

— Wygramy, wierzę w nasze zwycięstwo.

— Ja też, mały czarodzieju.

Toldren położył go na swoim ramieniu, Anelaer mocno złapał się jego brody.

— Ruszajmy! — zawołał Toldren.

                                                    ***

Gwardziści długo nie komentowali jego historii. Patrzyli na niego wytrzeszczając oczy. Kapitan aż otworzył usta ze zdumienia.

— Ty sam uratowałeś kraj olbrzymów?!

— Pokonałeś wiedźmę?

— Ilu znasz olbrzymów? Chciałbym ich kiedyś zobaczyć!

Przekrzykiwali się, a Anelaer zakrył sobie uszy. Zrobił się strasznie głośni, miał wrażliwy słuch. Na szczęście Yoake i kapitan Ventheus uspokoili gwardzistów.

— Tak, dzięki mnie armia Toldrena pokonała Rea’danne. Złamałem klątwę, uwolniłem jego przyjaciół. Wspólnie obaliliśmy moją matkę, która poddała się i oddała władzę prawowitemu następcy tronu, czyli Toldrenowi. Na początku nie wiedziałem, że jest spokrewniony z rodziną królewską. Uczył mnie przez dwadzieścia lat, magia olbrzymów jest bardzo skomplikowana.

— Jestem pod wrażeniem, panie bohaterze — zwrócił się do niego kapitan. — Zaufam ci, jak zaufał ci Toldren i mam nadzieję, że dzięki tobie schwytamy Enrozena oraz Hallirna. Niestety musisz już iść, jutro czeka nas sporo pracy.

Gwardziści jęczeli jak dzieci. Narzekali, że kapitan nie pozwala im słuchać kolejnych opowieści.

— Pewnego dnia będziecie się częściej spotykać. To kwestia czasu, moi drodzy. Cierpliwości.

Anelaer pożegnał się z przyjaciółmi i Kapitanem, po czym wrócił do pałacu. Miło wspominał lata spędzone w kraju olbrzymów. Był pewny siebie jak nigdy dotąd, chociaż wszystkie znaki chciały mu jasno przekazać, że prześladuje go koszmarny pech. Jest Obrońcą i to on wygra w tej wojnie, a z pomocą przyjaciół osiągnie każdy cel.

Rozdział 7

Anelaer

Poszukiwania rekrutów do jego Gwardii okazały się tak trudne, jak przypuszczał. Nie miał pojęcia, dokąd powinien się udać, aby znaleźć kandydatów. Do Gwardii Kapitana Ventheusa podczas każdego egzaminu chciało dołączyć kilkaset osób. Na szczęście w tworzeniu jego własnej Gwardii pomagali mu Hitoshi oraz Yoake.

Jego najlepszy przyjaciel szybko polubił życie w pałacu i wcale nie narzekał tak jak on kiedyś, że nie może zapamiętać, dokąd prowadzą korytarze. Anelaer przez większość dnia oprowadzał go po pałacu i wyjaśniał mu, jakie od teraz są jego obowiązki. Hitoshi słuchał go uważnie i często zadawał mu pytania, a Anelaer cierpliwie na wszystkie odpowiadał.

Nadreya także długo z nim rozmawiała; tłumaczyła mu, do których miejsc ma zakaz wstępu i zabroniła mu rozmawiać z ważnymi monarchami oraz politykami.

— Pamiętaj, jeśli już się odezwiesz, to zwracaj się do każdego z szacunkiem i ukłoń się. Nie możesz rozmawiać z gośćmi mojego ojca oraz kilkoma pracownikami pałacu. Uważaj zwłaszcza na moją matkę, będzie cię obserwować przez najbliższy czas.

Hitoshi trochę bał się królowej i jej podwładnych. Anelaer opowiedział mu, że też musiał być ostrożny, kiedy został gwardzistą Nadrei. Miał wrażenie, że królowa go obserwuje, wie o każdym jego błędzie. Widząc przerażoną minę Hitoshiego, podniósł go na duchu, mówiąc, że będzie mu pomagał i nie pozwoli, aby podpadł królowej ani Namiestnikowi.

— Denerwuję się — wyznał. — Yoake pracowała już w pałacu i ty też wiesz, jak należy się zachować, a ja czuję się gorszy od was.

— Nie będzie tak źle, poradzisz sobie — powiedział Anelaer i poklepał go po plecach. — Ty i Yoake jesteście moimi pierwszymi gwardzistami. Nigdy wam się nie odwdzięczę za pomoc.

— Znalazłeś już rekrutów? Kto dołączy do twojej Gwardii?

— Nie wiem — odparł sfrustrowany. — Mam rozwieszać ogłoszenia, organizować staże? Nadreya powiedziała mi tylko, że mogę wybrać odpowiednich kandydatów, ale nie wyjaśniła, gdzie takich osób szukać.

— Na szczęście ja mam plan. Co powiesz na uczestników pojedynków magicznych?

Anelaer zakrył mu usta dłonią. Zaprowadził go do jego komnaty i dopiero wtedy pozwolił mu mówić.

— Przepraszam — Hitoshi od razu zrozumiał, dlaczego Anelaer tak panicznie zareagował. — Zapomniałem, że nie jesteśmy w kwaterze. Tam często rozmawialiśmy o pojedynkach.

— Nic się nie stało, ale następnym razem rozejrzyj się, czy nikt nas nie podsłuchuje.

— To ryzykowne przedsięwzięcie, ale uczestnicy pojedynków magicznych są utalentowanymi Maginamami oraz Sha’mae. Może ktoś marzy o innym zawodzie, ale nigdy nie spotkał kogoś, kto pomógłby mu odnaleźć właściwą ścieżkę? Musimy się tylko dowiedzieć, kiedy organizowany jest najbliższy turniej.

— Nie jestem pewny, czy to dobry pomysł. Pojedynki są nielegalne, a uczestnicy turnieju… ech, sam nie wiem.

— A ten twój przyjaciel, którego nie pokonałeś i chciałeś wygrać z nim kiedyś pojedynek? Może on się nadaje? Porozmawiaj z nim.

— Savrei? Savrei… gwardzistą?!

Zaśmiał się, ale Hitoshi nie podzielał jego poczucia humoru. To niemożliwe, Savrei nigdy nie zgodziłby się pracować w pałacu.

Mógłby złożyć mu propozycję, lecz znał dobrze swojego przyjaciela i był przekonany, że nie przyjmie jego oferty. Wyobraził go sobie w mundurze gwardzisty, gotowego spełnić jego rozkazy. „Nie, Savrei nigdy nie zostanie gwardzistą” pomyślał rozbawiony tą wizją.

— Pogadam z nim. Zapytać zawsze warto, ale wątpię, że przyjmie moją propozycję.

— No to mamy już pierwszego kandydata. Nadreya powiedziała ci, ilu twoja Gwardia powinna mieć członków?

— Na początek co najmniej kilku. Potem muszą udowodnić, że są lojalni wobec mnie, czeka ich okres próbny. Ty i Yoake też nie jesteście jeszcze oficjalnie moimi gwardzistami.

— No tak, to oczywiste. Kiedy więc przyjmiesz do Gwardii kilku rekrutów, to nie od razu zostaną oficjalnie twoimi gwardzistami?

Anelaer pokręcił głową.

— Dlatego to jest trudne zadanie. Nawet jeśli uda mi się znaleźć kandydatów, to prawdopodobnie Nadreya nie wszystkich zaakceptuje jako swoich gwardzistów i znów każe mi szukać kogoś innego. To skomplikowana misja, nawet w wymiarach nie miałem podobnej.

— Nie przesadzaj, razem znajdziemy odpowiednich rekrutów, szybko stworzysz własną Gwardię.

— Oby tak się stało, bądźmy dobrej myśli.

Przez resztę dnia opracowywali plan, a gdy dołączyła do nich Yoake, opowiedzieli jej o swoich pomysłach.

— Całkiem nieźle — pochwaliła ich. — Teraz musimy tylko dowiedzieć się, kiedy jest organizowany turniej. Anelaer, ty sam pójdziesz porozmawiać z Savreiem. Teraz niech lepiej nikt nie wie, że ja i Hitoshi jesteśmy w innej Gwardii. Mam sporo wrogów. Jeśli ktoś odkryje, że jestem twoją gwardzistką, będziesz miał przeze mnie problemy.

— No tak, masz rację. Obiecuję, że nikomu nie powiem, że jesteś teraz w mojej Gwardii. Dobrze więc, pójdę bez was porozmawiać z Savreiem. Koniec zebrania, drużyno. Macie wolne przez resztę dnia, odpocznijcie.

Gwardziści posłuchali swojego Kapitana; Yoake wróciła do domu, a Hitoshi, który był wyraźnie zmęczony, poszedł do komnaty. Już nie potrzebował pomocy Anelaera, wiedział, dokąd prowadzi każdy korytarz w pałacu.

Zanim Anelaer mógł w pełni skupić się na szukaniu informacji o najbliższym turnieju pojedynków magicznych, złożył raport Nadrei. Księżniczka wyglądała na zadowoloną z jego pracy.

Mimo iż nie znalazł jeszcze rekrutów godnych jego zaufania, nie kazała mu wykonać misji tak szybko jak to tylko możliwe.

— Tworzenie Gwardii wymaga przede wszystkim czasu i cierpliwości. Moja matka dopiero po dwóch latach zaczęła zarządzać własną Gwardią, odkąd powierzyła zadanie zwerbowania rekrutów Kapitanowi. An, pomijając kwestię mojej Gwardii, chciałabym z tobą porozmawiać o naszym śledztwie.

— Tak, ja też chciałem z tobą o tym porozmawiać. Powiedz, dlaczego wcześniej pytałaś mnie o moje moce?

— An, dzięki twoim umiejętnościom mamy szansę ujawnić zbrodnie mojej matki. Potrafisz być niewidzialny lub masz moc teleportacji?

Anelaer opisał w szczegółach każdą ze swoich mocy, a Nadreya uważnie go słuchała. Niewidzialność i teleportacja to moce olbrzymów. Były jego ulubionymi zdolnościami. Nie musiał już podróżować — wystarczy, że pomyśli o konkretnym miejscu i może nawet teleportować się na koniec świata, jeśli będzie miał taką ochotę.

Niewidzialność natomiast wymagała od niego koncentracji. Jeśli straci kontrolę, czar przestanie działać. Niezbyt często jej używał, gdyż obawiał się, że szybko straci władzę nad tą mocą.

— Jutro… — Nadreya wzięła głęboki wdech. Anelaer jeszcze nie widział jej tak zdenerwowanej. — Wejdziemy do komnaty mojej matki. Przeszukamy jej pokój, może uda nam się znaleźć jakieś dowody. Dlatego chciałam wiedzieć, jakie są twoje moce. Niestety jej komnaty przez cały dzień pilnują strażnicy. Jeśli usłyszą, że przeszukujemy komnatę, to… nawet boję się pomyśleć, w jakie wpadniemy kłopoty.

— Na nich też znajdziemy sposób. Mam także moc astrallianów. Utworzę wokół nas bańkę powietrza, z której nie wydobędzie się żaden dźwięk.

— Genialne! Anelaer, dzięki tobie ocalę Hallirna i nareszcie ujawnię zbrodnie matki, już nigdy więcej nikogo nie skrzywdzi. Obiecałam sobie, że za wszelką cenę uratuję tatę i Hallirna.

— Twój ojciec, czy on…

— O niczym nie ma pojęcia. Matka zawładnęła nim dawno temu, manipuluje nim. Zresztą, mało brakowało, a ja także wpadłabym w zastawioną przez nią pułapkę. Wtajemniczyła mnie w swój spisek, ale to był jej pierwszy błąd, An. Myślała, że przejmie kontrolę nad moim umysłem, ale ja do dziś walczę o wolność, nigdy się nie poddam.

— Nadreya, jestem przy tobie. Ochronię cię, twoja matka cię nie skrzywdzi i nie pozwolę jej, aby zraniła mojego brata. Jesteście oboje dla mnie najważniejsi.

Przysunęła się do niego, jakby chciała go pocałować w policzek, ale zawahała się. Ich relacje zmieniły się, kiedyś Anelaer marzył o takim momencie, lecz teraz miał wątpliwości, do uczuć, jakim darzył Nadreyę. Poza tym, ona jest zaręczona, ktoś inny jest w niej zakochany.

— Nadreya, chciałbym cię zapytać o twojego… narzeczonego. Zanim zacząłem trening w wymiarach, mówiłaś, że nie zaakceptujesz propozycji małżeństwa hrabiego. Dowiedziałem się od dam dworu, że Lanreon przybędzie za kilka tygodni. Obiecałaś mi, że zerwiesz zaręczyny, kiedy zostanę Kapitanem.

Nie odzywała się przez chwilę, jakby bała się wyznać mu prawdę. Miał nadzieję, że nie będzie go okłamywać, wtedy zadałaby mu cios w serce.

— Co się z tobą dzieje? Powiedz prawdę: kochasz go, czy nie? Zgodziłaś się wyjść za niego?

Zbladła. Nie powinien mówić do niej takim tonem, ale zasługuje na szczere wyznanie. Jeśli powie, że jest w nim zakochana, to przynajmniej będzie wiedział, że nie odwzajemnia jego uczuć.

— An, przepraszam. Lanreon zamieszkał w pałacu na miesiąc, ponieważ chciał mnie poznać i przez ten czas zakochałam się w nim bez pamięci. Ja… pierwszy raz pokochałam narzeczonego. Do tej pory zrywałam zaręczyny, ale teraz… on jest całkiem inny niż poprzedni kandydaci mojej matki. Ty wyruszyłeś na długą misję, nie miałam pojęcia, kiedy wrócisz i podjęłam decyzję o ślubie.

W gardle utknęła mu gula, której nie zdołał przełknąć. Próbował cokolwiek powiedzieć, ale z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk. Nie stracił Hallirna, przyjaciół ani rodziców, ale stracił na zawsze Nadreyę. Nie zaczekała nawet roku na niego. To oznacza, że prawdopodobnie zawsze był dla niej tylko przyjacielem.

— Rozumiem. Ja jestem Kapitanem twojej Gwardii, Wasza Wysokość i spełnię każdą twoją prośbę. Nie zawiodę cię, podczas naszej misji.

— An…

— Wybacz, ale proszę cię, abyś od dziś zwracała się do mnie: „Kapitanie Anelaer” lub „Najwyższy Namiestniku swej dynastii”, Wasza Wysokość.

Zbulwersowana jego słowami zawołała:

— Ależ proszę! Kapitanie Anelaer, to wszystko na dzisiaj.

Odwróciła się od niego, a Anelaer wyszedł z komnaty z trudem powstrzymując łzy. Zazwyczaj nie pozwalał sobie, aby skrajne emocje przejęły kontrolę nad jego umysłem, lecz teraz nie przejmował się swoimi postanowieniami. Gdy tylko wszedł do swojej komnaty i zamknął drzwi, rzucił się na łóżko. Wtulił twarz w poduszkę i próbował płakać najciszej jak to możliwe.

Wcześniej zastanawiał się, jakimi uczuciami darzy Nadreyę i przez długi czas myślał o niej jak o ukochanej, choć ona wcale nie traktowała go jak kogoś bliskiego sercu. Anelaer zastanawiał się, czy gdyby nie trenował w wymiarach, wyznałby uczucia Nadrei? Jest przecież jej gwardzistą, z pewnością jeszcze przez długi czas musiałby udawać, że nic ich nie łączy poza przyjaźnią.

Zresztą, jego obowiązkiem jest ochrona wymiarów — prędzej czy później bogowie kazaliby mu ratować wszechświat. Wiedział, że nie każdą misję zakończy po swojej myśli, więc Nadreya dokonała właściwego wyboru. Jej narzeczony będzie się o nią troszczył, a o niego ciągle by się martwiła.

— Tak, dobrze się stało… — wyszeptał sam do siebie w ciemności. — Nadreya jest rozsądna, w przeciwieństwie do mnie.

Zanim zasnął, wyobraził sobie, że cofa czas i zmienia swoją decyzję. Nie wyrusza w podróż po wymiarach, zostaje wraz z Nadreyą i wyznaje jej swoje uczucia.

                                                    ***

Następnego dnia Anelaer czuł się już trochę lepiej i postanowił przeprosić Nadreyę za swoje zachowanie. Emocje przejęły nad nim kontrolę, podczas kłótni nie mógł racjonalnie myśleć. Gniew zawładnął jego umysłem i czuł tylko nienawiść. Nadreya poprosiła go, aby nie mówił Hitoshiemu oraz Yoake o ich śledztwie, dlatego kazał im szukać informacji o najbliższym turnieju pojedynków magicznych.

Nie dostali żadnych innych obowiązków. Właściwie to, dopóki do jego Gwardii nie dołączą nowi rekruci, jego gwardziści nie mają zbyt wielu zadań. Jeszcze nie ma drużyny, nie może podjąć się żadnej misji. Ku jego zdumieniu, Nadreya wcale się nie obraziła. Powiedziała, że przewidziała jego reakcję.

— Tak przypuszczałam, że nie będziesz zadowolony. Niestety nie miałam z tobą kontaktu, nie mogłam ci powiedzieć o zaręczynach.

— Wybaczam ci. Skupmy się na poszukiwaniach dowodów. Później porozmawiamy.

Jeszcze nie pozbył się w pełni negatywnych emocji, ale jakoś udało mu się skoncentrować na śledztwie. Kiedyś polował na duchy wraz z Vaelie i Illaidrisem, podczas pierwszej misji, a teraz jest detektywem, który próbuje rozwiązać zagadkę.

Kapitan Ventheus nie mylił się, gdy mówił, że gwardzista ma wszechstronne umiejętności i musi przewidywać działania wroga. Gwardziści królowej strzegli jej komnat, jest tak jak powiedziała Nadreya. Mieli zaledwie kilka minut — niebawem władczyni wróci z narady, a jeśli nie zdąży uciec z jej komnaty, wtedy pożegna się z karierą Kapitana. Nadreya chwyciła mocno jego dłoń.

Anelaer pomyślał o komnacie królowej. Teleportacja kosztowała go sporo wysiłku, była to jedna z najpotężniejszych jego mocy. Mimo iż uczył się latami, jeszcze nad nią nie zapanował. Zdarzały się takie sytuacje, że zamiast na szczycie góry, wylądował nad urwiskiem.

Jego Mistrz nigdy mu nie pomógł, zawsze sam musiał się uratować. Anelaer ujrzał w myślach komnatę królowej i nieustannie myślał: „Komnata królowej, nie bezdenna przepaść, komnata królowej, nie bezdenna przepaść”.

Nie miał pojęcia, dlaczego jego moce czasami szwankują i traci nad nimi kontrolę. Tyle lat treningu, a on nadal nie zapanował nad wszystkimi swoimi zdolnościami.

Odetchnął z ulgą, kiedy znaleźli się w komnacie. Rozejrzał się wokoło. Był tutaj tylko raz. Królowa wezwała go, gdyż chciała mu pogratulować awansu i kazała mu przysiąc, że ochroni jej córkę za cenę życia.

Oczywiście obiecał jej, że nigdy nie pozwoli nikomu skrzywdzić Nadrei i podziękował władczyni za zaufanie. Zanim zaczęli poszukiwania, Anelaer utworzył w całej komnacie bańkę, z której nie wydobędzie się żaden dźwięk.

— Matka nie pozwala mi tutaj przychodzić. Do jej komnaty ma wstęp jedna dwórka.

— Myślisz, że zna jej sekrety?

— Prawdopodobnie. Z pewnością nie tylko mnie zdradziła swoją tajemnicę.

— Dlaczego twoja matka zabiła królową Ayishę? Jaki miała motyw?

Nadreya posmutniała. Anelaer chciał się dowiedzieć jak najwięcej o przeszłości królowej, ale bał się, że przez przypadek jego słowa sprawią ból Nadrei.

— Nieodwzajemniona miłość, żądza władzy. Mama kochała mojego tatę, ale on nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, ponieważ jego ukochaną była księżniczka królestwa Imcertanu, Ayisha. Matka zabiła ją z zimną krwią, nie mogła pogodzić się z losem. Kiedy została odtrącona przez tatę, postanowiła się zemścić. Oba królestwa, Imcertan oraz Shaeryon pogrążyły się w żałobie po śmierci młodej księżniczki. Nikt nie znał przyczyny tej tragedii, ale król Imcertanu oskarżył mojego tatę, że nie zdołał ochronić jego córki i to on jest winny jej śmierci. Nie wybaczył ojcu do dziś. Dowiedział się też, że zaginął jego wnuk, nie mógł pogodzić się ze stratą dwóch ukochanych osób. Abdykował i przekazał władzę swojemu synowi. To z powodu śmierci królowej Ayishy władca Imcertanu nie chce zawrzeć stabilnego paktu pokojowego. Twój tata zakończył wojnę z Ezhekaelem rozejmem, ale konfliktu pomiędzy królestwami nikt nie zdoła załagodzić, jeśli zbrodnie mojej matki nie wyjdą na jaw.

Anelaer nie przypuszczał, że królowa skrywa mnóstwo mrocznych tajemnic. Nigdy nie została oskarżona o zbrodnię, nikt nie chciał narazić się na jej gniew. Hallirn jest przekonany, że Enrozen pomoże mu dokonać zemsty.

Anelaer martwił się o swojego brata. Gdyby go powstrzymał tamtego dnia, kiedy kazał Nadrei powiedzieć prawdę o królowej, teraz Hallirn nie byłby poszukiwanym przestępcą numer jeden w trzech królestwach.

Nawet jeśli uda im się udowodnić, że to władczyni jest winna śmierci królowej Ayishy, nie oczyszczą Hallirna z wszystkich zarzutów. Anelaer nadal nie wierzył, że jego brat stał się mordercą, ale tylko on uważa, że Hallirn nie popełnił żadnej zbrodni.

— An, zobacz. Znalazłam skrawek podartego listu.

Nadreya pokazała mu pamiętnik królowej. Władczyni nie zauważyła, że kilka skrawków wpadło pomiędzy kartki dziennika. Z trudem odczytali kilka zdań. To jeszcze żaden dowód, ale przynajmniej mają pierwszy trop. Nadreya przeczytała fragment wiadomości:

— „Nigdy go nie znajdziesz, Wasza Wysokość. On kiedyś odbierze ci władzę, nie będziesz wiecznie rządzić. Każdy twój dzień stanie się koszmarem, nie zaznasz spokoju. Przysięgam ci, że dotrzymam swojej obietnicy. Kiedy nadejdzie kres twojego panowania, wrócę, aby sprawiedliwie cię osądzić.”

— Czyżby to…

— Podejrzewam, że to wiadomość od człowieka, który porwał Hallirna. Gdyby nie on, moja matka wychowywałaby twojego brata jak własnego syna, byłby jej marionetką tak jak ja niegdyś. Taki zresztą miała plan od początku. Chciała zabić królową Ayishę, a potem wraz z moim tatą wychowywałaby Hallirna.

Nagle Anelaer poczuł gniew; zaczął sobie uświadamiać, jak okrutna jest władczyni. Nie dość, że pozbawiła życia młodą królową, to jeszcze chciała wpajać Hallirnowi, że jest jej synem.

Anelaer wyobraził sobie brata jako samolubnego księcia, który nie przejmuje się swoimi poddanymi i słucha rozkazów bezwzględnej królowej Wivienne. Na szczęście ktoś uratował Hallirna, choć teraz jego brat wcale nie zachowuje się inaczej niż w alternatywnej wersji historii wymyślonej przez Anelaera.

— Chodźmy stąd, już nic więcej nie znajdziemy. Odłóżmy wszystko na miejsce.

Pomimo iż zostawili komnatę królowej, jakby nikt nie dotykał jej rzeczy, to bali się, że władczyni dowie się o ich poszukiwaniach.

— Ściany mają uszy — powiedziała Nadreya. — To ryzykowna misja, ale musimy ujawnić zbrodnię mojej matki, nie ma innej opcji.

— Zgadzam się z tobą. Najpierw powinniśmy się dowiedzieć, kto porwał Hallirna.

— Myślisz, że ten człowiek jeszcze żyje?

— Spróbujemy go znaleźć. Mamy już pierwszy dowód.

— Dziękuję, An. Dziękuję, że mi pomagasz.

— Drobnostka. Poza tym… chyba mam już kolejnego kandydata do mojej Gwardii. Jeśli zgodzi się przyjąć moją propozycję, przedstawię ci go.

— Koniecznie, nie mogę się już doczekać. Pamiętaj, że każdy kandydat musi zapracować na nasze zaufanie, czeka go okres próbny.

— Wiem. Obiecuję ci, że wybiorę odpowiednich rekrutów.

— Powodzenia. Teraz skoncentruj się na swojej Gwardii, dam ci znać, kiedy wznowimy śledztwo.

Wyszedł z komnaty księżniczki i poszedł na kilka minut do ogrodu, aby oczyścić umysł. „Zbyt dużo emocji jak na jeden dzień” pomyślał. Współczuł swojemu bratu, gdy dowiedział się o jego przeszłości.

Hallirn nigdy nie pozna swojej matki, a Namiestnik Zefiryall być może nigdy nie uzna go za syna. Anelaer wspomniał spotkanie z ojcem — bał się, że Król Bogów nie okaże mu żadnych uczuć i będzie go traktował jak sługę, który ma spełnić każdy jego rozkaz.

Ku jego zdumieniu, Król Bogów oznajmił wszystkim władcom wymiarów, że Anelaer jest jego synem i zmusił tych, którzy nie chcieli go uczyć, aby dali mu szansę. Gdyby nie jego ojciec, astrallianie oraz olbrzymy nie pomogliby mu zapanować nad mocami. Tylko Król Demonów sprzeciwił się jego ojcu, ale Anelaer wcale nie zamierzał go prosić o pomoc.

Jakoś nauczy się kontrolować energię Rdzenia demona. Ani razu jeszcze jej nie aktywował ze względu na jej obłędną potęgę. Prawdopodobnie ta moc zniszczyłaby go, zanim choć spróbowałby przejąć nad nią władzę.

— Czemu moje życie jest takie skomplikowane? — zapytał sam siebie.

Marząc o lepszej przyszłości, wrócił do swojej komnaty i zaczął szukać informacji o najbliższym turnieju pojedynków magicznych.

Rozdział 8

Ryuji

Minęło kilka dni, odkąd Anelaer wrócił do stolicy i oficjalnie został Kapitanem Gwardii księżniczki Nadrei. W kwaterze głównej panowała napięta atmosfera, a Ryuji’ego dręczyły wyrzuty sumienia z powodu bezsensownego zakazu jego ojca. Jeszcze żaden gwardzista nie powiedział mu, że to przez niego Anelaer nie może przyjść do kwatery, ale Ryuji wcale nie poczułby się urażony takimi oskarżeniami.

Zdawał sobie sprawę, że to on jest odpowiedzialny za tą niedorzeczną sytuację. Zresztą nie tylko gwardzistom brakowało towarzystwa Anelaera. Ryuji nie widział go przez cały rok, a teraz znowu nie mogą się spotykać. Miał wrażenie, że stracił ucznia na zawsze; nie udało mu się przekonać ojca, aby zmienił decyzję.

— Pamiętam jak z wczoraj, kiedy wyzwałeś Ana na pojedynek — powiedział Dheyer. — Mówiłeś mi, że nigdy nie będzie dla ciebie godnym rywalem. Ciągle o nim myślisz, prawda?

Jak zwykle nie potrafił ukryć uczuć przed ukochaną. Dla Dheyer jego twarz była niczym otwarta księga. Znali się już sześć lat. On także domyślał się, kiedy dziewczyna jest zmartwiona lub za bardzo się przejmuje.

— Tak — odparł. — Gdyby nie głupi zakaz mojego ojca, dołączyłbym do jego Gwardii. Ten szaleniec, Enrozen, jeśli on przyjdzie po niego, jak zapowiedział…

Podczas walki z przywódcą klanu Ezhekaela, Ryuji dowiedział się, że Anelaer jest jego celem. Pragnął chronić ucznia, ale jeśli tylko się do niego zbliży, jego ojciec dowie się, że złamał zakaz. Ryuji nie zamierzał wrócić w rodzinne strony, nigdy więcej nie chciał posłusznie spełniać każdego rozkazu ojca.

— Ty i An jesteście podobni. Nie powiedziałeś mu, że ty także uciekłeś z domu. Zostałeś gwardzistą i sprzeciwiłeś się rodzinie.

— Tak, ale w przeciwieństwie do Ana, to ja jestem jedynym następcą mojego ojca. Moja historia jest zupełnie inna niż jego.

— Porozmawiaj jeszcze raz z ojcem. Przekonasz go, wierzę w ciebie.

— Nie poddam się, Dheyer. Nie zrezygnuję z Ana tak łatwo. Niestety przez tego przeklętego Hallirna nie mogę chronić ucznia, a mój ojciec jest przekonany, że to An ściąga na mnie niebezpieczeństwo.

Hallirn Tayilres. To on powinien być mianowany jedynym następcą swojego ojca, Generała Paladynów. Zamiast zarządzać dynastią, współpracuje z najgorszymi kryminalistami.

Ryuji’emu, Dheyer oraz Yoake udało się prawie go znaleźć, lecz Enrozen kolejny raz wywiódł ich w pole. Poszukiwania okazały się dość karkołomnym zadaniem, spotkali na swojej drodze mnóstwo sprzymierzeńców Enrozena.

— Odbierz Anowi moc — powiedział Ryuji. — Odbierz mu moc na kilkanaście minut, muszę z nim porozmawiać.

— Ryuji, to ryzykowne. Nie mogę, boję się, że…

— Dheyer. Ja muszę powiedzieć Anowi, że nie jest sam. Wiem, chronią go Yoake i Hitoshi, ale to ja jestem jego mentorem i to ja go zawiodłem.

Dheyer miała niesamowite umiejętności — na kilka minut blokowała Rdzeń mocy. Jeśli odbierze mu energię, wtedy jego ojciec nie dowie się o spotkaniu z Anelaerem. Próbował wiele razy pozbyć się bransolety, niestety została nałożona na nią pieczęć, która zostanie zdjęta tylko przez tego, kto ją stworzył.

Jego ojciec nie zorientuje się, że moc została mu odebrana, gdyż bransoleta reagowała jedynie na obecność energii Rdzenia Anelaera.

— Dziś w nocy włamiemy się do pałacu. Odbierzesz mu moc, a ja porozmawiam z nim choć przez kilka minut. Błagam cię, Dheyer. Ja postradam zmysły, jeśli się z nim nie zobaczę.

Dziewczyna długo się zastanawiała. Poprosiła go o kilka godzin do namysłu. An jest najpotężniejszym Maginamem na świecie. Kiedy straci wszystkie swoje moce, będzie narażony na niebezpieczeństwo, ale odzyska dostęp do energii Rdzenia po kilku minutach.

Nad ranem nie powinien mieć żadnych problemów z kontrolą wszystkich zdolności. Minął cały dzień i Dheyer przyszła do niego tuż przed zachodem słońca.

— Niech będzie. Włamiemy się do pałacu, odbiorę moc Anowi. Z jakiej odległości bransoleta reaguje na jego Rdzeń?

— Tata powiedział, że bransoleta powiadomi go o złamanym zakazie, kiedy zbliżę się do niego choćby na kilka metrów. Nie wiem dokładnie, jaki jest limit, ale muszę zaryzykować.

— Zróbmy tak: ja włamię się pierwsza, potem dam ci sygnał, że An nie ma już żadnej mocy.

— Dobry pomysł! Uważaj na straże, skoro An jest oficjalnie Kapitanem, to Nadreya na pewno kazała go chronić, zwłaszcza w nocy.

Kiedy Ryuji został sam, czekał z niecierpliwością na sygnał od Dheyer. Pracowali w pałacu, jego ukochana bez problemu włamie się do komnaty Anelaera. Tęsknił za nim każdego dnia, odkąd widział go ostatni raz w dniu ataku Hallirna i Enrozena. Jego uczeń nie jest sam, on też będzie nadal szukał przywódcy klanu Ezhekaela i nie pozwoli, aby ktokolwiek skrzywdził Anelaera.

Spojrzał na bransoletę. „Jak mam cię przekonać, ojcze, że Anelaer potrzebuje mojej pomocy?” pomyślał. Jego ojciec traktuje go jak dziecko, które nie poradzi sobie w walce z silnymi przeciwnikami. Przecież pokonał już potężnych wrogów, to on wtrącił do lochu najwięcej przestępców, spośród wszystkich gwardzistów pracujących dla Ventheusa. Pragnął cofnąć czas. Gdyby nie został śmiertelnie ranny, nie doszłoby do tej sytuacji.

Wibrujący holodron wyrwał go z rozmyśleń. Dheyer poinformowała go, że włamała się do komnaty Ana i pozbawiła go mocy. Ryuji czym prędzej ruszył w stronę pałacu.

Ominięcie straży zajęło mu parę sekund. Wiedział, gdzie znajduje się każdy czujnik alarmu. Teraz wystarczy, że wejdzie po wieży, a kilka metrów dalej znajdywała się komnata Anelaera. Wspiął się ostrożnie po linie, po czym bez problemu dotarł do celu. Wszedł na balkon, Dheyer i An już na niego czekali.

— Ryuji, ty…

Objął go mocno. Wyglądał na zmęczonego, jakby nie spał od kilku nocy. Miał cienie pod oczami, wychudłą twarz.

— Mamy kilka minut. Posłuchaj mnie. Pamiętaj, że nadal próbuję znaleźć Enrozena i Hallirna. Chronię cię, nawet nie waż się myśleć, że o tobie zapomniałem.

Anelaer uśmiechnął się lekko. Odwzajemnił uścisk.

— Ani razu nie pomyślałem, że się o mnie nie martwisz. Ryuji, dlaczego ryzykujesz? Nic mi nie jest. Yoake i Hitoshi mi pomagają, a Nadreya…

— Nie wyglądasz dobrze. Albo nie możesz spać, bo śnisz o Hallirnie, albo to twoja matka nie pozwala ci odpocząć.

Anelaer nie odzywał się przez chwilę. Ryuji poznał matkę Anelaera, potężną elficką wiedźmę Rea’danne. Przeraził się jej mocy. Energia jej Rdzenia była tak przytłaczająca, że poczuł się nic nie wartym, nędznym śmiertelnikiem, niegodnym jej najmniejszej uwagi.

— Grozi mi, ale radzę sobie.

— Widzę, jak sobie radzisz.

— Ryuji, kończy nam się czas, miałeś mu tylko powiedzieć, że go chronisz.

— Zaraz, Dheyer, mamy jeszcze jedną kwestię do omówienia. Powiedz tej wiedźmie, że jeśli nie zostawi cię w spokoju, to będzie miała do czynienia ze mną i gwardzistami, którzy codziennie martwią się o ciebie. Obiecujesz mi, że przekażesz jej moją wiadomość?

Kiwnął głową. Chyba poczuł się lepiej, z pewnością od dawna ma koszmary i nikomu dotąd nie zwierzył się ze swoich problemów.

— Obiecuję.

— Pamiętaj też, że nadal będę próbował przekonać ojca o zmianie decyzji. W końcu sam przekona się, że to Hallirn jest zagrożeniem. Zobaczysz, mój ojciec jeszcze cię przeprosi i znów zostaniesz moim uczniem.

Objął go ostatni raz, Dheyer też go przytuliła. Anelaer pożegnał się z nimi. Dheyer i Ryuji szybko zeszli po linie do ogrodu. Jeśli ktoś by ich zauważył, jego ojciec już następnego dnia dowiedziałby się o złamanym zakazie. Musiał jednak zaryzykować, postąpił właściwie.

— On cierpi. Nie dość, że Hallirn zadaje mu ból, to jeszcze jego matka nęka go w koszmarach. Och, Ryuji, to straszne. Jego wola słabnie, ty też to czujesz?

— Tak, An jest coraz słabszy, masz rację. Nie mam pojęcia, jak znajdę Hallirna i Enrozena, ale dorwę ich za wszelką cenę. Przynajmniej tyle mogę zrobić dla mojego ucznia.

Odprowadził Dheyer do jej mieszkania. Gdy wrócił do domu, nadal nie przestał myśleć o Anelaerze, mimo iż udało mu się z nim choć przez chwile porozmawiać. Zaczął planować kolejną misję: tym razem Hallirn nie zdoła się przed nim ukryć, znajdzie go nawet na końcu świata.

Zasnął na zaledwie kilka godzin, obudził się przed świtem i kontynuował opracowywanie strategii. Rozwiesił na ścianie wielką mapę, po czym zaznaczał pinezkami miejsca, w których podobno odkryto kryjówki Enrozena. Praca tak go pochłonęła, że nie znalazł czasu na śniadanie. Wziął holodron i powiadomił Kapitana Ventheusa, że chciałby wznowić poszukiwania Hallirna. Wybrał członków nowej drużyny. Skoro Yoake i Hitoshi dołączyli do Gwardii Anelaera, to musiał ich zastąpić innymi gwardzistami, którzy podołają zadaniu.

— Jintreii i Dheyer wyruszą ze mną na misje, Kapitanie. Zapytaj ich jeszcze dziś.

— Dobry wybór, Ryuji. Mój syn pierwszy raz wyruszy z tobą na misję, ale jestem pewien, że cię nie rozczaruje.

— Jest potężnym Sha’mae, a ja potrzebuję silnych gwardzistów. Sam nie pokonam Enrozena i jego szajki.

— Zdecydowanie nie — zgodził się z nim Kapitan. — Dobrze, zaraz ich zapytam.

Ryuji przerwał rozmowę z Kapitanem. Miał nadzieję, że Jintrei zgodzi się pomóc mu znaleźć Enrozena i Hallirna. Ma zdumiewające umiejętności — absorbuje moce, przez krótki czas może władać skradzioną energią. Gdyby tak Dheyer udało się zablokować moce Enrozenowi, z pewnością pokonaliby go w mgnieniu oka.

Przez pół roku próbowali dopaść Enrozena, lecz ten drań okazał się przebiegłym, nieobliczalnym geniuszem; Ryuji’emu pierwszy raz nie udało się zakończyć misji sukcesem, nie pokonał wroga i do tej pory nie wybaczył sobie tej porażki. Jest najlepszym gwardzistą, a mimo to nie pojmał Enrozena.

Kapitan nie powiedział mu, że go zawiódł, ale Ryuji wiedział, że nie sprostał jego oczekiwaniom. Musiał się teraz zrehabilitować. Nie wróci do głównej kwatery, dopóki nie aresztuje Enrozena i każdego jego sojusznika.

Po południu dowiedział się, że Dheyer oraz Jintrei postanowili, że pomogą mu dopaść Enrozena. Choć obawiał się przywódcy klanu Ezhekaela, nie mógł pozwolić, aby ten szaleniec skrzywdził jego ucznia.

Jako syn przywódcy dynastii Hoathori i jedyny następca swej dynastii ma obowiązek chronić królestwo przed kryminalistami pokroju Enrozena. Nie będzie czekał, aż dojdzie do kolejnej tragedii. Rok temu klan Ezhekaela zaatakował bez żadnego ostrzeżenia, Ryuji po raz pierwszy został pokonany przez wroga. Teraz to on ich zaskoczy i nie ukryją się przed jego gniewem. Nie martw się An. Jestem twoim mentorem i to ja mam obowiązek cię chronić, pomyślał zdeterminowany jak nigdy dotąd.

Rozdział 9

Anelaer

Już zapomniał, jaki zastrzyk adrenaliny daje udział w turnieju pojedynków magicznych. Tłum skandował imiona finalistów, niedługo na podium stanie nowy zwycięzca. Anelaer przegapił najlepsze walki, tuż po pierwszych eliminacjach są największe emocje i nieprzewidywalne zwroty akcji. Szkoda, że Yoake i Hitoshi nie przyszli zobaczyć z nim finałów, ale nikt nie mógł dowiedzieć się, że są jego gwardzistami. Anelaer spojrzał na arenę, otoczoną metalowymi prętami.

Wspomniał swój pierwszy pojedynek. Pręty nie pozwalały uczestnikowi turnieju wyjść poza arenę. Kiedy śmiałek spróbował uciec, bariera raziła go i pozbawiała przytomności. Anelaer ani razu nie odważył się opuścić arenę, choć walka stała się dla niego zbyt brutalna.

Poddał się w tamtym pojedynku, ale jego przeciwnik nie miał dla niego litości. Sędzia powstrzymał go w ostatniej chwili, zanim zadał śmiertelny cios. Walki magiczne dla każdego uczestnika turnieju są dość ryzykowne. Bransoletki ograniczające moc nie zawsze ochronią przegranego. Aktywują się w najmniej spodziewanym momencie. Dla potężnych Sha’mae ograniczona moc nie była żadnym wyzwaniem podczas pojedynku.

— Savrei, tegoroczny faworyt, jak zwykle zachwycił nas swoim unikalnym stylem walki! — zawołał komentator. — Jego rywal nie przestaje go atakować, ale zaraz straci całą moc!

Anelaer z zapartym tchem patrzył na swojego najlepszego przyjaciela, który bez cienia lęku walczył z niewiarygodnie potężnym Sha’mae. Przeciwnik Savreia uderzał go wodnymi biczami, ale te ciosy nie robiły na nim żadnego wrażenia.

Po kilku minutach walka została rozstrzygnięta: Savrei krzyknął głośno, gdy powalił swojego przeciwnika z pomocą jednej, skutecznej techniki. Savrei także miał niesamowitą moc: jego skóra stawała się niezniszczalna, jakby pokrywała ją odporna na wszystkie czary powłoka. Savrei nie utrzymywał tej mocy zbyt długo, ale kilka minut dawało mu znaczną przewagę nad potężniejszym przeciwnikiem.

Sędziowie pozwolili wyjść z areny zwycięzcy, a wyraźnie dumny z siebie Savrei został uwięziony w objęciach przez swoich fanów, którzy kibicowali mu przez całą walkę.

— Dziękuję wam, dziękuję. Cieszę się, że mnie wspieraliście.

Savrei nie pochodził z Shaeryonu, wyróżniał się w tłumie. Ma ciemną cerę, bordowe oczy oraz krótkie białe włosy. To typowy wygląd mieszkańca królestwa Indairisu. Anelaer spędził w tym kraju kilka dni, kiedy pomagał księżniczce Maheradżi pokonać buntowników planujących zamach na rodzinę królewską.

— Savrei, gratuluję! Nie wątpiłem w twoje zwycięstwo.

Jakoś przedarł się przez tłum, na szczęście Savrei szybko go zauważył. Gdy się do niego zbliżył, pochwycił go w objęcia. Anelaer był wyższy od swoich przyjaciół i rodziców, ale nie dorastał do pięt Savreiowi. Czasami zastanawiał się, czy ten chłopak jest dalekim krewnym olbrzymów albo elfów.

— An, ufarbowałeś włosy! I twoje oczy… całkiem zmieniłeś styl!

— Nic z tych rzeczy! To długa historia, opowiem ci później. Najpierw chciałbym…

Organizatorzy turnieju poprosili Savreia, aby poszedł odebrać nagrodę, Anelaerowi nie udało się go zatrzymać. Jest teraz w centrum uwagi, chyba porozmawia z nim dopiero po ceremonii wręczenia nagród. Savrei jest finalistą turnieju trzeci raz z rzędu.

Sponsorzy składają mu tak korzystne oferty, że z pewnością nawet nie będzie zastanawiał się nad zmianą zawodu. Anealer kiedyś marzył, że stanie na podium i to jego najbogatsi sponsorzy będą prosić o współpracę. Jego los potoczył się zupełnie inaczej niż sobie wyobrażał.

Trochę zazdrościł Savreiowi, którego z szacunkiem traktowali potężniejsi od niego Sha’mae oraz Maginamowie. „To już nie jest mój świat” pomyślał rozgoryczony Anelaer.

Po ceremonii Savrei nareszcie znalazł dla niego czas. Gdy rozstał się z tłumem fanów, podszedł do niego, a Anelaer jak zahipnotyzowany patrzył na kryształowy puchar.

— Turnieje powoli zaczynają mnie nudzić — oznajmił. — Szkoda, że nie doszło do naszego rewanżu rok temu.

— Tak, ja też żałuję.

Rok temu, zanim Anelaer wyruszył w podróż po wymiarach, za prośbą Yoake wziął udział w pojedynkach magicznych, choć rodzice zakazali mu kontaktowania się z uczestnikami turnieju. Ich celem był wtedy baron Dante — jeden z sojuszników Enrozena. Anelaer był zbyt pewny siebie, przegrał w drugiej rundzie. Obiecał Savreiowi, że pokona go w finale, ale od dawna nie walczył w turnieju, więc poniósł sromotną porażkę na oczach swoich przyjaciół. Do dziś pamięta ból, jaki doznał po przegranej walce.

— Chodźmy stąd na chwilę, chciałbym z tobą o czymś ważnym porozmawiać.

Gdy oddalili się od ciekawskich gapiów, a Anelaer upewnił się, że nikt ich nie podsłuchuje, powiedział:

— Tworzę własną Gwardię. Jestem Kapitanem Gwardii księżniczki Nadrei. Znamy się od lat i ufam tobie jak nikomu innemu. Uważam, że nadajesz się na gwardzistę, Savrei.

Nie odzywał się przez moment. Patrzył na Anelaera wyraźnie zszokowany.

— Ja… powiem ci, że jestem zaskoczony i z chęcią zastanowię się nad twoją ofertą.

Anelaer zamarł. Słyszał bicie własnego serca. Miał wrażenie, że czas zwolnił. Czy on dobrze usłyszał? Savrei zastanowi się nad jego propozycją?

— Ty… zamierzasz rozważyć moją ofertę? Ty, Savrei?

Mężczyzna uśmiechnął się.

— Jak mówiłem: turnieje stają się dla mnie nudne. Wcześniej ci o tym nie opowiadałem, ale zanim zacząłem walczyć w pojedynkach, chciałem podróżować i poznawać potężniejszych od siebie Sha’mae oraz Maginamów. Ostatnio mam wrażenie, że utknąłem w martwym punkcie, nie mam motywacji do działania.

— Savrei. Nie wierzę, że się zastanowisz…

— Poza tym, jestem silnym Sha’mae i moja pomoc na pewno przydałaby ci się w walce z przywódcą klanu Enrozena. Sporo o nim słyszałem. Jest bezlitosny, nieobliczalny. Dziękuję, że o mnie pomyślałeś, An. Daj mi kilka dni. Prawdopodobnie zgodzę się zostać twoim gwardzistą, ale najpierw musiałbym załatwić parę spraw, które aktualnie uniemożliwiają mi podjęcie nowej kariery.

— Savrei! Dziękuję, jesteś najlepszy! Nie mogę się już doczekać twojej decyzji. Porozmawiam jeszcze z Nadreyą, ale jestem przekonany, że nie będzie miała nic przeciwko, abyś dołączył do mojej Gwardii. Każdego rekruta czeka okres próbny, więc dopiero po jego zakończeniu ja i Nadreya oficjalnie mianujemy cię gwardzistą.

— Czyli jesteśmy umówieni. An, jednak jesteś moim najlepszym przyjacielem. Gdyby było inaczej, nie złożyłbyś mi tak fantastycznej oferty. Dzięki.

Savrei zostawił go samego. Anelaer jeszcze przez kilka minut był zszokowany słowami przyjaciela. Wrócił do pałacu i opowiedział Yoake oraz Hitoshiemu o spotkaniu z Savreiem. Yoake wyglądała na zadowoloną, ona także mu ufała.

— Wiedziałem! — zawołał Hitoshi. — Mamy pierwszego rekruta! Świetnie, całkiem nieźle nam idzie!

— Tak, ale jestem totalnie zaskoczony jego reakcją. Wyglądał, jakby rzeczywiście miał dość turniejów, pomimo serii zwycięstw. Teraz jest jeszcze jedna kwestia: czy powinienem powiedzieć Nadrei, że Savrei był kilkukrotnym finalistą turniejów walk magicznych?

Yoake i Hitoshi długo zastanawiali się nad jego pytaniem. Jeśli powiedzą Nadrei prawdę, a ona się jednak nie zgodzi, stracą pierwszego kandydata. Jeżeli natomiast okłamią księżniczkę, w przyszłości czekać ich będą konsekwencje.

— Ja bym zaryzykowała — oznajmiła Yoake. — Nadreya jest wyrozumiała, ona też popełniła w życiu mnóstwo błędów. Powiedzmy jej prawdę, ewentualnie przeprosisz Savreia i poinformujesz go, że księżniczka nie zgodziła się, aby dołączył do twojej Gwardii.

— Ty też brałeś udział w turnieju, a teraz wszyscy znają cię jako potężnego Obrońcę. Savrei zasługuje na tą szansę. Przekonamy Nadreyę, chodźmy do niej — zasugerował Hitoshi.

Niestety Nadreya była sceptycznie nastawiona, nie wyglądała na zachwyconą propozycją Anelaera. Miała pewne obiekcje, ale skuteczne argumenty Kapitana skłoniły ją do przyjęcia do Gwardii nowego rekruta.

— Hmm, a więc wybrałeś uczestnika turniejów magicznych. Czas pokaże, czy Savrei jest godnym kandydatem, Kapitanie.

Gwardziści skłonili się, po czym wrócili do komnaty Anelaera. Znali Nadreyę i traktowali ją jak przyjaciółkę, ale kiedy zachowywała się jak ich szefowa, Anelaer miał wrażenie, że jest wtedy zupełnie inną osobą.

— Czasami Nadreya mnie przeraża. Królowa też ma taki przeszywający wzrok jak ona — powiedział Hitoshi.

— Najważniejsze, że udało nam się ją przekonać! — zawołał uradowany Anelaer. — Jeśli tylko Savrei zgodzi się zostać moim gwardzistą, dołączy do nas nowy kandydat! Koniec na dziś obowiązków, drużyno. Yoake, dopóki Savrei nie podejmie decyzji, nie musisz przychodzić do pałacu. Masz wolne. Hitoshi, od jutra zajmiemy się szukaniem informacji o atakach klanu Ezhekaela. Ryuji, Jintrrei oraz Dheyer wyruszyli na misję w celu schwytania Enrozena i Hallirna. Nie będziemy gorsi od nich, spróbujemy znaleźć jakiś trop prowadzący do jego kryjówki.

— Tak jest, Kapitanie.

Hitoshi skłonił się, a Anelaer i Yoake zaśmiali się. Czuł się zmęczony, ale jego przyjaciele zawsze poprawiali mu humor. Hitoshi poszedł do swojej komnaty, a Yoake wróciła do domu. Gdyby mógł odpocząć jak oni, zasnąłby szybciej, lecz z powodu częstych koszmarów, poświęcał pracy jeszcze kilka godzin, zanim jego umysł buntował się przeciwko niemu i zmuszał go do zamknięcia oczu.

Odkąd wrócił do świata ludzi, przed gniewem Rea’danne nie chroniły go żadne czary. W wymiarach nie mogła go nękać w sennych wizjach, gdyż jej magię blokowały potężne bariery. Tutaj jest skazany na jej łaskę; był zbyt słaby nie zdołał się przed nią obronić. Tej nocy także został porwany przez jej potężną mroczną magię. Walczył z całych sił o przetrwanie, lecz Rea’danne zapowiedziała, że prędzej czy później podda się i będzie ją błagał o litość.

                                                ***

Uciekał przed samym sobą. Jego alter ego próbowało zawładnąć jego umysłem, ale za każdym razem jakoś udało mu się przetrwać tą bitwę. Rea’danne pokazała mu jego przyszłość: jako pozbawiony uczuć władca elfów zniszczy wszystkie wymiary i to przez niego ostatni wszechświat pogrąży się w wiecznej ciemności.

Wykonał posłusznie wszystkie rozkazy matki, pokonał każdego wroga, który stanął jej na drodze do zwycięstwa. Nikt nie zdołał mu pomóc, jego przyjaciele zostali zabici przez Rea’danne, a on nigdy sobie nie wybaczył, że ich nie uratował.

— To nie jestem ja! — krzyknął zrozpaczony. — Zostaw mnie w spokoju, odejdź!

Kiedy związały go złote łańcuchy, upadł na kolana. Rea’danne śmiała się szyderczo, a mroczny Anelaer zadawał mu bolesne ciosy. To mój umysł, ja mam tutaj władzę, pomyślał zdeterminowany. Spojrzał na swojego sobowtóra. Wyglądał dokładnie tak jak on, z wyjątkiem szkarłatnych oczu.

Miał też dłuższe białe włosy i był o kilka tysięcy lat starszy. Stał się w pełni elfem. Rea’danne pokazała mu straszną scenę: jego mroczne alter ego przeszywa mieczem jego najlepszego przyjaciela, króla elfów. Anelaer z przyszłości odbiera mu koronę i grozi poddanym, że jeśli nie będą słuchać jego matki, podzielą los swojego władcy.

— Nigdy tego nie zrobię. Nie skrzywdzę swoich przyjaciół.

— Będziesz władcą, Anelaerze. Zostaniesz królem, czy tego chcesz, czy nie. Mój ojciec przekazał ci władzę, Illaidris nie jest prawowitym następcą tronu. Ten przeklęty Eositius uwięził mnie na wiele wieków i wydawało mi się, że straciłam szansę na zwycięstwo w tej wojnie. Myliłam się. Myślałam, że umarłeś, ale ty nadal żyjesz, więc to tobie należy się władza, a nie mojemu bratankowi.

— Nie. Nie jestem twoim sługą. Będę z tobą walczył do samego końca. Nie zmusisz mnie, abym zdradził przyjaciół i Illaidrisa. Obiecałem mu, że go nie zawiodę. Nie obchodzi mnie głupi testament.

Jego mroczne alter ego znów go zraniło. Upadł, tracił energię Rdzenia w zatrważającym tempie.

Pomyślał o swoich przyjaciołach: Yoake, Hitoshim, Ryujim, Dheyer, Nadrei. Wszyscy liczyli na niego, a on nie mógł ich rozczarować. Gdyby przegrał wojnę z matką, Nadreya nigdy by mu nie wybaczyła. Jeśli będzie musiał z nią walczyć o wolność każdej nocy, nie podda się.

Nigdy nie pozwoli, aby go zniewoliła. Tak jak poprzednio sprzeciwił się swojemu ojcu i dopiął swego, tak teraz nie zamierza słuchać rozkazów matki.

— Wkrótce złamię twoją wolę, Anelaerze. Zobaczysz, jeszcze będziesz mnie błagał o litość.

Jego matka i mroczny Anelaer zniknęli, a on obudził się z krzykiem. Ileż jeszcze razy stanie do walki z samym sobą i Rea’danne? Stracił rachubę, przestał liczyć, jak często matka zadawała mu cierpienie.

— Mam mnóstwo pracy. Skupię się na pracy, nie na koszmarach — powiedział sam do siebie; przez kilka minut nie potrafił uregulować oddechu.

Gdyby poprosił o pomoc przyjaciół, z pewnością jakoś wspólnie udałoby im się uniemożliwić Rea’danne wdzieranie się do jego umysłu. On jednak nie planował powiedzieć przyjaciołom o koszmarach. Jest przecież Obrońcą, to on ma obowiązek chronić innych. Musiał pogodzić się z rzeczywistością. „Rea’danne jest potężna, ale skoro Eositius z nią nie przegrał, to znajdę sposób, aby ją pokonać” pomyślał zdeterminowany.

Rozdział 10

Yoake

Przez sześć lat pracowała dla Gwardii Kapitana Ventheusa. Nie wyobrażała sobie lepszej kariery. Była w pełni usatysfakcjonowana, ale musiała dołączyć do Gwardii Anelaera, gdyż czuła się odpowiedzialna za swojego ucznia. Mimo iż Kapitan Ventheus czuł się zdradzony przez swoich zaufanych podopiecznych, to nie powiedział im wprost, że chowa do nich urazę. Rodzinie królewskiej grozi śmiertelne niebezpieczeństwo i Anelaer nie pokona w pojedynkę potężnych wrogów. Potrzebuje jej pomocy.

Nie prosiła Hitoshiego, aby on także zrezygnował z pracy, ale ku jej zdumieniu najlepszy przyjaciel Anelaera postanowił dołączyć do jego Gwardii. Yoake obiecała Kapitanowi, że dopóki będzie pracowała w pałacu, nie pozwoli Enrozenowi wygrać tej wojny. Już wiedziała, że to An jest jego celem. Enrozen jeszcze ani razu nie zaatakował, ale miała wrażenie, że to kwestia czasu i zada cios w najmniej spodziewanym momencie.

Skoro Ryuji, Dheyer oraz Jintrrei wyruszyli na misję w celu odnalezienia szajki Enrozena, a Anelaer i Hitoshi prowadzą własne śledztwo, postanowiła nareszcie skupić się na odzyskaniu wspomnień. Czuła, że zachowuje się jak egoistka, lecz jeśli nie zapanuje nad swoimi mocami, Enrozen i członkowie klanu Ezhekaela nie będą żadnym zagrożeniem w porównaniu z Darnakdtem. Kiedy straci władzę nad duszą smoka, świat czeka zagłada, nawet Anelaer nie zdoła jej pokonać.

— Królu Smoków Mroku, Darnakdt. Dlaczego jesteś we mnie? Odpowiedz, żądam wyjaśnień!

Jej prośby nie skłoniły smoka do współpracy. Prawdopodobnie wcale nie zamierzał jej pomagać, a tym bardziej tłumaczyć jej, czemu to właśnie w niej została uwięziona jego dusza. Yoake nie powiedziała o swoim odkryciu Anowi ani nikomu innemu. Nikt nie miał pojęcia o jej tajemnicy.

Bała się, że straci przyjaciół, jeśli powie im prawdę. Najpierw musiała dowiedzieć się, dlaczego ma w sobie duszę Króla Smoków Mroku. Miała kilka dni wolnego, więc postanowiła wykorzystać ten czas na poszukiwania. Magia i technologia nie rozwiążą jej problemów.

Zastanawiała się w jaki sposób mogłaby odzyskać wspomnienia. Pomyślała o Ezekielu. Nie, ten dwulicowy drań z pewnością już tylko czeka, aż przyjdę prosić go pomoc, pomyślała. Ezekiel — syn szanowanego w całym kraju ministra, znalazł ją w górskiej jaskini. Ukrył się tam wraz z ojcem, podczas wędrówki śnieżyca nie pozwoliła im kontynuować podróży. Opowiedział Yoake, że była uwięziona w wielkim krysztale. Kiedy ją uwolnił, zapytał ją, kim jest, ale Yoake nie znała swojego imienia, nie miała żadnych wspomnień.

Ufała mu, a on wbił jej nóż w plecy. Zanim jej moc wymknęła się spod kontroli, mieszkała wraz z nim i jego ojcem. Pomagali jej, udawali dobrodusznych. Yoake wspomniała moment, w którym Ezekiel wybrał dla niej imię:

— Skoro straciłaś wspomnienia, wybierz nowe imię.

— Ty wybierz. Ja nie mogę się zdecydować, wiele imion mi się podoba.

Zastanowił się przez chwilę.

— Yoake. Tak nazywała się legendarna wojowniczka. Pokonała bezwzględnego uzurpatora i uratowała królestwo. To imię do ciebie pasuje.

Dzień później została uwięziona w laboratorium, gdzie przeprowadzano na niej eksperymenty, po których do teraz nękają ją koszmary. Naukowcy próbowali okiełznać jej moc, jednak mroczna energia chroniła Yoake.

Błagała Ezekiela o pomoc, lecz pozbawiony ludzkich uczuć sadysta przyglądał się, jak podwładni jego ojca zadawali jej cierpienie. Była wtedy przekonana, że umrze. Uratowali ją Ryuji oraz Nej, którzy przez przypadek dowiedzieli się o eksperymentach. W przeciwieństwie do Ezekiela, nie mogli patrzeć na tortury i postanowili ją ocalić, ryzykując własnym życiem, a przecież w ogóle jej nie znali.

Yoake jakimś cudem zapanowała nad energią Rdzenia. Gdy dwaj początkujący gwardziści zakończyli jej niewolę, przedstawili ją Kapitanowi Ventheusowi. Obiecała sobie, że już nigdy nie zaufa Ezekielowi. Namiestnik Zefiryall odkrył tajne laboratorium i postawił ojcu Ezekiela ultimatum: jeżeli nie zostawi Yoake w spokoju, spędzi co najmniej kilkanaście lat w więzieniu.

Minister przystał na ten warunek. Ezekiel jednak nie przejmował się ostrzeżeniem Namiestnika i choć był odpowiedzialny za nielegalne eksperymenty, nie został ukarany. Poza tym, Ezekiel zachowuje się jakby nadal byli najlepszymi przyjaciółmi. Yoake gardziła nim; pragnęła, aby kiedyś cierpiał tak jak ona.

Niestety prawdopodobnie to on zna odpowiedzi na jej pytania. Zaryzykuję, może dzięki niemu znajdę właściwy trop pomyślała. Miała wyrzuty sumienia, że nie powiedziała o swoim odkryciu Anowi, ale nie chciała narażać go na niebezpieczeństwo i tak ma zbyt wiele zmartwień. Nie będzie go obarczać swoimi problemami. Bała się spotkania z Ezekielem jak nigdy dotąd. Jeśli ten drań zacznie ją szantażować lub zacznie jej grozić, dopiero wtedy uzna, że nie warto nawet próbować prosić go o pomoc. Gdy przyszła do głównej siedziby ministrów, poprosiła sekretarkę o spotkanie z Ezekielem. Po chwili zaprowadziła ją do jego gabinetu.

— Dawno się nie widzieliśmy, moja droga Yoake. Słyszałem, że dołączyłaś do innej Gwardii. Biedny Kapitan Ventheus na pewno rozpacza po stracie swojej najlepszej gwardzistki. Zadałaś mu cios w plecy.

— I kto to mówi. Spójrz na siebie.

Yoake zamarła. Zbyt szybko dowiedział się, że dołączyła do innej Gwardii. Czyżby w pałacu miał jakichś szpiegów? zastanawiała się.

— Chciałbym cię przeprosić za swoje zachowanie. Masz rację, źle cię potraktowałem podczas naszego ostatniego spotkania.

Gdy do niej podszedł, Yoake na wszelki wypadek przywołała trochę energii Rdzenia. Jego przeszywający wzrok ciągle ją przerażał. Miała wrażenie, że w jego szarych oczach widzi swoją duszą, Ezekiel znał wszystkie jej tajemnice.

— Przyszłaś do mnie, więc z pewnością potrzebujesz mojej pomocy. Jesteś zdesperowana. Nie odzyskałaś wspomnień. Byłem przekonany, że twój ukochany uczeń już dawno ci pomógł.

— An ma teraz inne sprawy. Jest Kapitanem Gwardii, do której należę, więc uważaj na słowa. Chciałam cię tylko zapytać, gdzie mnie znalazłeś? Może ten kryształ jeszcze tam jest?

— Kryształ? Ach, twoje więzienie. Tak, być może jeszcze znajdziesz kilka kawałków. Znalazłem cię w górach Cristallnis. Nie znalazłbym drugi raz tej jaskini, lecz ta informacja w zupełności ci wystarczy. Ja i mój ojciec nie wspięliśmy się wysoko, zatrzymała nas śnieżyca.

— Dzięki. Może tam znajdę odpowiedź.

Ezekiel nie pozwolił jej odejść. Chwycił ją za ramię i przyciągnął do siebie.

— Powiedz swojemu Kapitanowi, że spotka go mój gniew, jeśli coś ci się stanie. Gdyby nie zdołał cię ochronić, marny jego los.

Odepchnęła go. Spojrzała na niego z nienawiścią.

— Nie jesteśmy przyjaciółmi, Ezekiel. Tylko spróbuj skrzywdzić Ana, a codziennie będziesz bał się mojej zemsty.

Nie przejmowała się, że w budynku jest tuzin ochroniarzy. Kilkoma ciosami zadała paraliżujący ból Ezekielowi. Gdy mężczyzna upadł na kolana, z trudem wyrzęził:

— Pożałujesz tego, Yoake! Przysięgam, ty i ten Obrońca jeszcze się przekonacie, że nie powinniście mnie lekceważyć!

Yoake zupełnie go zignorowała. Już dawno marzyła o tej chwili. Nie dowiedziała się od niego zbyt wiele, ale przynajmniej powiedział jej, gdzie była uwięziona w krysztale w górach Cistallnis. Wybiegła z siedziby ministrów. Ku jej zdziwieniu, Ezekiel nie wezwał ochroniarzy, nikt jej nie zatrzymał. Ten drań miał czelność grozić Anowi. Wiedział, jak ważny jest dla niej Anelaer i wykorzystał jej słabość, sprowokował ją. „Przecież obiecałam sobie, że nie dam się ponieść skrajnym emocjom” pomyślała sfrustrowana.

Czekała ją solowa misja, An miał zbyt wiele obowiązków. Góry Cristallnis to jego rodzinne strony i byłby idealnym przewodnikiem, ale niestety musiała sobie poradzić bez niego. Musiała go tylko powiadomić, że nie będzie jej przez kilka dni, ale skoro miała teraz urlop, z pewnością zgodzi się na ten krótki wyjazd. Czym prędzej skontaktowała się z nim przez holodron:

— An, chciałabym wyjechać na kilka dni. Myślę, że szybko wrócę, potrzebuję kilku dni.

— Dobrze, ale jako twój Kapitan, powinienem wiedzieć, dokąd i z jakiego powodu postanowiłaś opuścić stolicę.

— Będę w Shaentoar. Podczas ceremonii nie miałam okazji porozmawiać z twoim ojcem, a chciałam mu powiedzieć o spotkaniu z Hallirnem. Poza tym, jeśli ma nowe informacje o kryjówce Enrozena, to przy okazji pomogę też drużynie Ryuji’ego.

Anelaer nie odzywał się przez chwilę.

— Pozwalałam ci na ten wyjazd, ale bądźmy w kontakcie. Oczywiście żałuję, że nie mogę ci towarzyszyć. Pozdrów ode mnie rodziców.

— Tak zrobię, obiecuję. Dziękuję, Kapitanie.

Pierwszy raz go okłamała. Czuła się fatalnie, ale dla ich dobra, lepiej będzie, jak nie poznają prawdy. W Górach Cristallnis panują ekstremalne warunki. Niejeden śmiałek zrezygnował ze zdobycia najniższego szczytu, a na tym najwyższym zginęło mnóstwo osób. To właśnie tam znalazł ją Ezekiel. Miała nadzieję, że uda jej się zdobyć jakiekolwiek informacje o swojej przeszłości. Nie planowała spędzić w Shaentoar kilku dni, ale spotka się z ojcem Anelaera, aby chłopak nie dowiedział się, że go oszukała. Zresztą Generał Paladynów mógłby rzeczywiście mieć nowe informacje o klanie Ezhekaela, więc tym bardziej powinna z nim porozmawiać.

                                                 ***

Zaopatrzyła się w odpowiedni sprzęt, po czym jeszcze tego samego dnia wyruszyła do rodzinnego miasta Ana. Podróż trwała zaledwie kilka godzin, tuż przed zachodem słońca, wysiadła z pociągu na głównym dworcu w Shaentoar. Z wielkim, dość ciężkim plecakiem skierowała się w stronę domu rodziców Anelaera. Paladyni spodziewali się jej wizyty, Anelaer z pewnością powiadomił ojca, że Yoake chciała z nim porozmawiać o klanie Ezhekaela.

Tak właściwie to jeszcze nie opowiedziała ojcu Anelaera o walce z Hallirnem i Enrozenem. Generał Paladynów wysłuchał ją z uwagą, z wyraźnym bólem w oczach skomentował zachowanie swojego syna:

— Hallirna czekają konsekwencje, nie zdołam go już uratować. Nawet jeśli oczyścicie go z zarzutów, zostanie oskarżony o współudział w spisku przeciwko rodzinie królewskiej. Mnie też prawie udało się go pojmać, ale Enrozen nie pozwolił mi aresztować syna. Potem już ani razu nie znalazłem ich kryjówki.

— Przykro mi. Nikt nie wyobrażał sobie, że pana syn dołączy do klanu Ezhekaela. Znałam go, był dobry i lojalny wobec Akademii. Jego koledzy tęsknili za nim, kiedy odszedł.

— Mógłby być lepszym Paladynem ode mnie. Nie znałem prawdy o jego przeszłości, a gdybym wiedział, że jest następcą Ezhekaela, chroniłbym go za wszelką cenę i nie pozwoliłbym, aby Enrozen nim manipulował.

— Nikt nie domyślił się, że to Hallirn jest ostatnim spadkobiercą Ezhekaela. Generale, moi przyjaciele wznowili poszukiwania Enrozena. Czy Paladynom udało się zdobyć jakiekolwiek informacje o kryjówkach przywódcy klanu Ezhekaela?

— Tak, mój oddział miesiąc temu trafił na właściwy trop i mamy na celu kilka miejsc.

Generał podał Yoake szczegółowe dane. Gdy zakończyli rozmowę o Enrozenie oraz Hallirnie, Yoake zapewniła, że Anelaer już w pełni wyzdrowiał i rzetelnie wykonuje obowiązki.

— Anelaer ma skomplikowaną przeszłość, a mimo to, nie stał się taki jak Hallirn. Spędził siedemdziesiąt lat w wymiarach, a prawie wcale się nie zmienił.

— Wydaje mi się, że jest bardziej odpowiedzialny. Nie dość, że jest pańskim następcą, to jest także Kapitanem Gwardii księżniczki.

— Jestem z niego dumny i żałuję, że nie mogę być dumny z mojego drugiego syna. Yoake, dziękuję ci za cenne informacje. Anelaer powiedział, że zostaniesz na kilka dni, więc kazałem przygotować dla ciebie pokój.

— Przepraszam za kłopot, ale jeszcze dzisiaj chciałabym wyjechać. Nie powiedziałam Anowi, na ile dni zostanę w Shaentoar, ale miałam swoje powody.

— Jaki jest zatem cel twojej podróży? — zapytał ją Generał.

Yoake nie była pewna, co powinna powiedzieć. Jeśli udałoby się jej znaleźć jakieś wskazówki dotyczące przeszłości, wyzna Anowi, że przyjechała do Shaentoar właśnie w tej sprawie. Poza tym Generał Paladynów doradziłby jej, kto jest najbardziej doświadczonym przewodnikiem górskim.

— Planuję dotrzeć do gór Cristallnis, Generale. Czy znasz doświadczonego przewodnika górskiego, który pomógłby mi przetrwać tak ryzykowną podróż?

— Góry Cristallnis?! Spędziłem tam kiedyś kilka dni z rodziną, do dziś mam traumę. Jesteś odważna, nawet po takim czasie boję się myśleć o tych przeklętych szczytach. Są nie do zdobycia, odradzam ci wspinaczkę, zwłaszcza o tej porze roku.

— Proszę, Generale. Nie odważyłaby się tam iść w pojedynkę, dlatego szukam przewodnika. To dla mnie ważna ekspedycja i jeśli teraz nie uda mi się wejść na szlak, to później nie znajdę czasu na kolejną podróż.

W oczach Genrała ujrzała strach, ale ojciec Anelaera zgodził się zapytać znajomego górskiego przewodnika o przysługę. Kilka godzin później dowiedziała się, że przewodnik podjął decyzję i zgodził zaprowadzić ją na szlak, lecz wyruszą dopiero jutro. Straciła cały dzień, nie przewidziała takich komplikacji.

— Chyba jednak skorzystam z pańskiej gościnności, Generale.

— Czuj się jak u siebie w domu. Byłaś Mistrzynią mojego ucznia, więc jesteś honorowym członkiem rodziny, Yoake. Nie znamy się zbyt długo, lecz An mnóstwo razy mi o tobie opowiadał.

Poczuła, że zarumieniła się lekko. Nie przypuszczała, że Anelaer mówił o niej ojcu. Czyżby Generał Paladynów wiedział o każdych ich misjach i przygodach? Mama Anelaera zaprowadziła ją do przestronnego pokoju. Dom dynastii Tayilres zachwycił Yoake oryginalnym stylem architektoniczym.

Siedem willi otoczonych wysokim murem było oddalonych od miasta kilka kilometrów. Tuż za największym budynkiem znajdywał się ogromny, piękny ogród. Teraz jednak nie wyglądał zbyt urokliwie, wszystkie liście spadły z drzew. Yoake wyobraziła sobie młodszego Anelaera i Hallirna, którzy bawili się w ogrodzie, udając rycerzy.

— Zjesz z nami kolację? Przyjdę po ciebie za godzinę, jeszcze nie przyrządziłam wszystkich potraw.

Przybrana mama Anelaera była tak miła, że Yoake nie mogła jej odmówić. Szkoda, że to Rea’danne jest jego matką, pomyślała przygnębiona, wspominając elficką wiedźmę. Rea’danne i Rozalie tak bardzo się od siebie różniły, że Yoake aż przeszły ciarki, kiedy wyobraziła sobie ich spotkanie.

Łagodna i zdecydowanie słabsza od Rea’danne przybrana mama Anelaera nie pozwoliłaby, aby ktokolwiek skrzywdził jej syna. Rea’danne natomiast była bezwględna wobec niego i nie przejmowała się jego uczuciami. Yoake zastanawiała się, czemu tak jej zależy, aby Anelaer do niej dołączył? Jest przecież potężną, nieśmiertelną wiedźmą.

Zawładnęła krajem olbrzymów, z pewnością zamierza zaatakować kolejne wymiary. Anelaer ocalił olbrzymy, lecz czy zdoła powstrzymać matkę, zanim żądna władzy przejmie władzę nas wszystkimi królestwami? To jest pytanie, na które jeszcze długo nie pozna odpowiedzi.

Podczas kolacji, rodzice Anelaera powiedzieli jej, że nie mogą się doczekać, aż poznają nowych gwardzistów, których niebawem Kapitan Gwardii księżniczki weźmie pod swoje skrzydła.

Po wybornym posiłku Yoake wróciła do pokoju i wzięła długą kąpiel. W swoim mieszkaniu nie miała tak przestronnej łazienki, więc skorzystała z wszystkich luksusów, jakie zostały jej zaoferowane. Muszę częściej odwiedzać rodziców Ana, pomyślała, choć mają teraz mnóstwo problemów, są uprzejmi i wyrozumiali. Nie znam innych tak dobrych ludzi. Przez cały wieczór relaksowała się i nawet przestała myśleć o Królu Smoków Mroku, który jest w niej uwięziony. Nareszcie udało jej się chociaż trochę odpocząć. Ostatnio ciągłe zmartwienia nie pozwalały jej odetchnąć. Gdy położyła się na dużym miękkim materacu od razu zasnęła.

                                                   ***

— Dziękujemy za twoją wizytę, Yoake. Cieszę się, że Anowi udało się zwerbować już pierwszego rekruta, całkiem nieźle sobie radzi, jak na początek.

Generał Paladynów i jego żona życzyli jej powodzenia, kiedy żegnali się przed główną bramą. Jej przewodnik — wysoki, tęgi mężczyzna wyglądający na doświadczonego wspinacza, przyszedł z samego rana. Po śniadaniu Yoake nie chciała tracić ani chwili dłużej, podziękowała rodzicom Anelaera za gościnność.

— Miło spędziłam z państwem czas, do zobaczenia wkrótce.

— Mam nadzieję, że następnym razem An przedstawi nam wszystkich swoich gwardzistów. Do zobaczenia — powiedział Generał Paladynów.

Po kilku godzinach podróży, Yoake i jej przewodnik oddalili się od Shaentoar, a dom dynastii Tayilres skrył się za lasem. Oddaliła się od rodzinnego miasta Ana, przewodnik prowadził ją przez coraz trudniejszy teren w stronę gór Cristallnis.

— O tej porze roku nikt nie prosi mnie o przysługę. Panno Yoake, teraz pogoda jest nieprzewidywalna. Jeśli uznam, że grozi nam śmiertelne niebezpieczeństwo, zawrócimy.

— Tak, oczywiście. Muszę zaryzykować, to dla mnie ważna sprawa.

Przez całą drogę szli w milczeniu. Dopiero gdy zbliżyli się do zbocza najniższej góry, przewodnik oznajmił:

— Zaczniemy od tego szlaku. Mamy odpowiedni sprzęt, więc z pewnością wejdziemy wyżej, jeśli szczęście nam sprzyja. Teraz warunki są dobre, ale zaraz pogoda może się pogorszyć.

Yoake chciała mu powiedzieć, aby nie wywoływał wilka z lasu, lecz jego pesymistyczne nastawienie do tej wyprawy było zbyt przekonujące. Ku jej zdumieniu, pogoda wcale się nie zmieniła. Gwardzistka nie umiała wspinać się tak jak przewodnik, ale z łatwością dotarli na najniższy szczyt o wysokości ponad tysiąc metrów. Gdy weszli wyżej, Yoake po raz pierwszy poczuła skutki niedotlenienia.

Zakręciło jej się w głowie, lecz była zdeterminowana i nie poddała się. Idric, jej przewodnik, nie wyglądał na zmęczonego. Nic dziwnego, pomyślała, z pewnością spędził w górach całe życie. Przy próbie zdobycia kolejnego szczytu, postanowili przerwać ekspedycję na kilka godzin wyprawę.

Rozbili namioty w jaskini, która niestety nie okazała się tym miejscem, jakiego szukała Yoake. Jeśli w ciągu dwóch dni nie znajdę tej jaskini, zakończę wspinaczkę. Zbliżali się do wysokości blisko dwóch tysięcy metrów, śnieg coraz częściej blokował im drogę. Ach, szkoda, że musiałam zmarnować urlop na tak karkołomną misję, pomyślała sfrustrowana.

Tej nocy niezbyt dobrze spała. Nękały ją koszmary, a gdy się obudziła, przewodnik poinformował ją, że znacznie pogorszyły się warunki pogodowe.

Yoake i Idric odważyli się kontynuować wspinaczkę, ale silny wiatr nie pozwolił im na dalszą podróż. Kiedy już zamierzała zawrócić, w pobliskiej jaskini ujrzała jaskrawe światło.

— Tam! — zawołała, wskazując na niecodzienne zjawisko. — Tylko sprawdźmy, co jest źródłem tego blasku!

Przewodnik spełnił jej prośbę z miną cierpiętnika. Czym prędzej weszli do lśniącej groty. Yoake zachwycona spojrzała na świecące odłamki fioletowego kryształu, rozrzuconych po całej jaskini.

— Och… Cóż za fascynujące odkrycie — powiedział Idric. — To tego szukałaś, panno Yoake?

Kiwnęła głową. Podeszła do największego odłamka, połączonego ze skalną iglicą. Czyli to tutaj byłam uwięziona? Oświetliła latarką kryształ, ale to nie minerał przykuł jej uwagę. Tuż za nim, na skałach zobaczyła wyryte znaki. Nie znała tego pisma. Poprosiła przewodnika, aby spojrzał na tajemnicze symbole.

— Nie mogę uwierzyć. To pismo… to pismo…

Yoake długo czekała na wyjaśnienia. Mężczyzna patrzył jak zahipnotyzowany na ledwo czytelne znaki.

— Tę wiadomość zostawili rdzenni mieszkańcy Shaeryonu, panno Yoake. Ponad kilkaset tysięcy lat temu. To czasy, kiedy tymi krainami rządziły nieśmiertelne istoty, a potężne smoki władały ostatnim wszechświatem.

Yoake wstrzymała oddech. Kilka tysięcy lat. Czasy, w których ludzie walczyli o przetrwanie; nieśmiertelni władali wtedy wszystkimi królestwami.

Nie znała zbyt dobrze opowieści o elfach, smokach lub olbrzymach. Wiedziała tylko, że wieki temu ludziom udało się przejąć władzę na kontynencie i z pomocą czarów pokonali nieśmiertelnych. Ot, cała historia. „Spokojnie, ta wiadomość jeszcze nie oznacza, że urodziłam się w tych czasach” pomyślała przerażona. Jeśli jednak uwięziono ją w krysztale tak dawno temu, to straci nadzieję, że kiedykolwiek spotka swoja prawdziwą rodzinę.

Zrobiła zdjęcie znakom i wzięła parę kryształów. Hitoshi i An pomogą jej zidentyfikować minerał.

— Jednak sprzyja nam szczęście — powiedział Idric. — Czy to już koniec naszej wyprawy, panno Yoake?

— Tak. Im szybciej zejdziemy z trudniejszego szlaku, tym lepiej.

Yoake nareszcie zdobyła informacje o swojej przeszłości. Są dość szokujące, ale przynajmniej ma jakiś trop. Nikt jej teraz nie powstrzyma, za wszelką cenę pozna prawdę.

Rozdział 11

Księżniczka Nadreya

Odkąd zaczęła zarządzać własną Gwardią, czuła się bardziej odpowiedzialna. Anelaer codziennie sporządzał raport, który musiała dokładnie analizować. Zanim zaczął rekrutację, odpoczywała przynajmniej wieczorem. Pracowała do późnej nocy, nie chciała popełnić żadnego błędu. Planowała każdy dzień i nie pozwalała sobie na zmiany. An zostanie Kapitanem jej Gwardii, nie ma innej opcji. Pomimo krytyki matki, nie posłuchała jej. Królowa znów zamierzała podejmować za nią decyzję, wybrała dla niej innego Kapitana. Był starszy, bardziej doświadczony. Nadreya jednak nie zgodziła się, aby to jej kandydat został Kapitanem.

Zresztą, Anelaer ma teraz prawie sto lat i jest najpotężniejszym Maginamem na świecie, nikt mu nie dorówna. Na szczęście jej ojciec oraz Kapitan Ventheus postanowili dać szansę synowi Generała Paladynów. Nadreya pamiętała ten dzień, jak z wczoraj. Kapitan Ventheus przekonał Namiestnika, że Anelaer nie zawiedzie rodziny królewskiej i nie wątpił w jego lojalność.

Dziś Anelaer rekrutuje kandydatów do jej Gwardii, Kapitan Ventheus nie mylił się co do niego. Gdy wrócił z podróży po wymiarach, zgodził się przyjąć propozycję Nadrei bez wahania, pamiętał o swojej obietnicy.

— Tak, dotrzymałeś obietnicy, a ja cię zawiodłam — powiedziała sama do siebie, dręczona wyrzutami sumienia.

Nigdy nie zakochała się w narzeczonych, których wybierała dla niej matka. Gardziła nimi, nienawidziła tych zapatrzonych w siebie książąt, dbających jedynie o własny wizerunek. Wiedziała, że małżeństwo to tylko kwestia czasu, lecz grała na zwłokę tak długo jak to możliwe. Wkrótce skończy dziewiętnaście lat. Według tradycji powinna zawrzeć związek małżeński przed dwudziestoma urodzinami. Kandydat na męża musi mieć szlachecki rodowód i nie może być od niej starszy nie mniej niż pięć lat.

Lanreon jest idealny pod każdym względem. Pochodzi z królestwa Dre’mon i otrzymał po ojcu tytuł hrabiego oraz wszystkie jego przywileje. Nie był egoistą tak jak poprzedni zalotnicy; zadawał sporo pytań o jej przeszłość i chciał dowiedzieć się o jej pasjach oraz uczuciach jak najwięcej. Ich rozmowy trwały długimi godzinami, podczas spotkań z nim traciła poczucie czasu.

Obiecała Anowi, że nie zgodzi się poślubić Lanreona, lecz ten mężczyzna był inny niż wszyscy kandydaci jej matki razem wzięci. Poza tym Anelaer nie wyznał jej swoich uczuć, więc nie wiedziała, czy przestał traktować ją jak tylko przyjaciółkę.

— Hrabia Lanreon w przyszłym tygodniu zamieszka w pałacu, Wasza Wysokość? — zapytała dwórka, która znała najwięcej jej sekretów. — Tęsknisz za nim, prawda?

— Tak. Nie widziałam go całe dwa miesiące. Okropnie długo. Chciałabym, aby było już po ślubie.

— Jeszcze trochę cierpliwości, Wasza Wysokość. Namiestnik postanowił, że dopiero za pół roku zostaniesz jego żoną. Ciesz się wolnością, póki możesz.

Rozmarzona Nadreya pomyślała o swoim księciu z bajki i wyobraziła sobie, jak zabiera ją daleko stąd ku przygodzie. Zanim jednak wyruszy w nieznane, będzie musiała zakończyć każdą sprawę, która uniemożliwiałaby jej beztroskie życie.

Kiedy ujawni zbrodnie matki, nareszcie udowodni ojcu oraz poddanym, że królowa jest odpowiedzialna za śmierć młodej władczyni, Ayishy. Żałowała tylko, że nie uda jej się ocalić Hallirna. Tak czy inaczej, jej przyrodniego brata czeka sprawiedliwy osąd. Gdyby nie dołączył do Enrozena, z pewnością ocaliłaby go i Hallirn wróciłby do rodziny.

Poza Anelaerem nikt nie miał pojęcia o jej planie. Królowa podejrzewała, że Nadreya prędzej czy później wbije jej nóż w plecy, ale albo udawała, że w ogóle nie przejmuje się konsekwencjami swoich czynów, albo miała parę asów w rękawie. Powinna jak najszybciej rozwiązać tajemnicę sprzed lat.

Jeśli nie uda jej się pomóc Hallirnowi, królowa dokona swojej strasznej zemsty. Enrozen nie ochroni ostatniego potomka Ezhekaela; niestety Hallirn jest zdany na siebie. Ten nieobliczalny przywódca klanu upadłego władcy zostawi go na pastwę losu. Nadreya wiedziała, że Enrozen pragnie zniszczyć rodzinę królewską, lecz nie zaryzykuje swoim życiem, gdy Hallirnowi będzie groziło śmiertelne niebezpieczeństwo.

— Dziękuję, Aylo. Możesz iść.

Dwórka skończyła zaplatać długie kosmyki Nadrei w warkocz, po czym skłoniła się i wyszła z komnaty. Nadreya przez resztę wieczoru opracowywała dalszy plan działania.

Wkrótce do jej Gwardii dołączy nowy rekrut, więc tej sprawie też powinna poświęcić więcej uwagi. Na szczęście ona i Anelaer zdobyli pierwszą wskazówkę. Ciągle myślała o wiadomości, której nadawca był porywaczem Hallirna. Muszą znaleźć tego człowieka — miała nadzieję, że on jeszcze żyje i odpowie na jej pytania. Kiedy skończyła pracę, pozwoliła sobie na odpoczynek. Tak, przyda mi się kilka godzin snu, jestem wykończona, pomyślała, zanim zamknęła oczy.

                                                  ***

Nazajutrz, tuż przed świtem, Nadreya kazała dwórkom przyprowadzić do niej Anelaera. Mieli mało czasu, rozmawiali o śledztwie wcześnie rano oraz późnym wieczorem. W ciągu dnia nie znalazła dla siebie chwili, a Anelaer nieustannie szukał nowych rekrutów do Gwardii, nie mogła mu przerywać tak ważnej pracy.

Z trudem powstrzymała śmiech, gdy go zobaczyła. Jego białe włosy sterczały na wszystkie strony, wyglądał na zmęczonego, jakby nie spał przez całą noc. Był ledwo przytomny, ale musieli choć przez kilka minut zastanowić się, jaki jest ich następcy cel.

— Odpowiedzi na nasze pytania zna jedynie dwórka królowej ta, o której mi mówiłaś. Ona jest jej prawą ręką, doradczynią. Niestety nie masz mocy niewidzialności. To oznacza, że tylko mnie uda się dowiedzieć, jakie poznała sekrety.

— An, to ryzykowne, znajdźmy inne rozwiązanie.

— Jestem niewidzialny nawet przez godzinę, długo pracowałem nad tą mocą. Bez problemu podsłucham rozmowy królowej z dwórką. To ryzykowne, owszem, ale nie mam innego pomysłu. Jeszcze nie dowiedzieliśmy się, kto spiskuje razem z twoją matką.

— Masz rację. Dobrze, powierzam ci to zadanie. Zdobądź jak najwięcej informacji od damy dworu. Uważaj na mamę, ona ma potężną moc. Obawiam się, że jeśli użyjesz zbyt dużo energii, szybko się zorientuje, że ktoś ją szpieguje.

— Nie martw się o mnie. Poradzę sobie, jeszcze dziś spróbuję ją podsłuchać.

— Chciałam ci powiedzieć jeszcze o istotnej kwestii. Mój narzeczony… hrabia Lanreon, za tydzień wprowadzi się do pałacu.

— Wprowadzi? Czyli… zamieszka tutaj na stałe? Już nie wróci do Dre’mon przed ślubem?

Pokręciła głową. Anelaer nie podzielał jej entuzjazmu. Nadreya miała niepokojące przeczucie, że nie będą przyjaciółmi.

— Jesteś „Najwyższym Namiestnikiem swej dynastii”, ale on ma szlachecki tytuł, więc to ty musisz mu się kłaniać. An, proszę cię, nie zawiedź mnie. Tak obowiązuje etykieta. Kiedy zostanie moim mężem, on także będzie spadkobiercą mojego ojca. Po ślubie ty i twoi gwardziści będziecie chronili i mnie i jego.

— Nie rozumiem. Każdy członek rodziny królewskiej ma własną Gwardię. Królowa oraz twój ojciec…

— Ano właśnie, królowa i Namiestnik. Ja jestem księżniczką, więc mam własną Gwardię. Lanreon, który dołączy do rodziny królewskiej, wybierze Kapitana swojej Gwardii, dopiero gdy przejmie obowiązki mojego ojca. Do tego czasu… moja Gwardia będzie także jego Gwardią.

Anelaer nie skomentował jej słów. W jego srebrnych oczach ujrzała lęk oraz rozczarowanie. Żałowała, że wcześniej nie poinformowała go o tej ważnej zmianie, lecz nie przypuszczała, że Anelaer zareaguje, jakby spotkał go okropny pech.

— Dobrze, Wasza Wysokość. Ja i moi gwardziści sprostamy twoim oczekiwaniom, nie zszargamy twojej reputacji.

— An, nie zaczynaj znowu, przecież…

Wyszedł z komnaty w niezbyt pozytywnym nastroju. Nadreya znów poczuła wyrzuty sumienia. Chyba nie spodziewał się, że ktoś jeszcze oprócz niej będzie mu rozkazywał. Kiedy zaproponowała mu posadę Kapitana, prawdopodobnie wydawało mu się, że chronienie jej to wymarzona kariera.

Kapitan Gwardii ma mnóstwo przywilejów, jest szanowany przez rodzinę królewską i nikt nie podważy jego autorytetu, lecz ta praca wymaga także poświęceń. An, zobaczysz, nie pożałujesz swojej decyzji, zostaniesz wspaniałym Kapitanem, pomyślała. Obawiała się ponownego spotkania Lanreona i Anelaera. Ci dwaj temperamentni mężczyźni z pewnością wywrócą jej życie go góry nogami.

Lanreon był podobny do Kapitana jej Gwardii: mieli identyczne charaktery, on też nie jest pokorny i nienawidzi, kiedy ktoś zarzuca mu swoją wolę. Jeżeli jednak nie dojdą do porozumienia, będzie musiała dokonać trudnego wyboru. Kto jest dla niej ważniejszy? Ukochany narzeczony czy chłopak, któremu powierzyła zadanie zarządzania jej Gwardią? Anelaera znała dłużej niż Lanreona, a mimo to nie łączyła ich silna więź. Muszę zignorować rozterki sercowe, pomyślała, czas nagli, mam mnóstwo pracy.

Rozdział 12

Anelaer

— Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę! — krzyknął; czuł tylko gorycz i rozpacz. Nie zapanował nad falą gniewu. — Mój świat się wali, a do tego jeszcze ten zarozumiały książę od siedmiu boleści będzie mi rozkazywał!

Uderzył pięścią w drzewo. Dawno temu znalazł w ogrodzie miejsce, do którego prawie nikt nie przychodził. Ukrył się wśród wysokich drzew i krzewów, aby dać upust skrajnym emocjom.

Zazwyczaj kontrolował swoje uczucia, lecz myśl o narzeczonym Nadrei nie pozwalała mu skoncentrować się na obowiązkach. Skoro ma ponad osiemdziesiąt lat, wszyscy uważali, że będzie zachowywał się jak rozważny dorosły, lecz tak naprawdę nadal jest nastolatkiem.

W świecie elfów miałby czternaście lub piętnaście lat, nikt nie traktowałby go poważnie. Wychowywał się w świecie ludzi, ale w krainie elfów zaczął inaczej postrzegać czas. Dni mijały wolniej, miał wrażenie, że wcale się nie zmienia.

Gdyby dożył sześciuset lat, to dopiero wtedy mógłby siebie nazwać „dorosłym”, teraz jednak był zagubionym chłopcem, który nie ma pojęcia jak kontrolować buzujące w nim emocje.

Na szczęście udało mu się zapanować nad gniewem, kiedy kilkanaście razy uderzył pięściami w drzewo. Musiał się przygotować na najgorsze. Skup się na misji, pomyślał, teraz najważniejsza jest misja. Savrei jeszcze nie podjął decyzji, nie dostał od niego żadnej wiadomości, odkąd ostatni raz z nim rozmawiał, więc jego gwardziści nadal nie mieli żadnych obowiązków. Hitoshi nadal szukał informacji o Enrozenie, a Yoake przepadła jak kamień w wodę, choć wydał jej wyraźny rozkaz, aby utrzymywała kontakt.

Jej holodron był wyłączony, ilekroć próbował dowiedzieć się od niej, gdzie przebywa. Zapytał tatę, czy Yoake nadal jest w Shaentoar, ale powiedział mu, że wyruszyła do gór Cristallnis, przenocowała u jego rodziców zaledwie jeden dzień. „Yoake, jaki był twój plan? Dlaczego masz przede mną tajemnice?” pomyślał zmartwiony zniknięciem przyjaciółki.

Jeśli w ciągu najbliższych dni nie da znaku życia, poprosi ojca, aby wysłał Paladynów na poszukiwania. Zaginęła blisko gór Cristallnis, więc to tam znajdą jakiekolwiek ślady. Dziś jednak musi wykonać ważną misję, najpierw pomoże Nadrei, a potem Yoake.

Gdy wrócił do pałacu, przez pół dnia obserwował królową. Przez pierwsze godziny nie używał mocy niewidzialności. Nadreya opisała, jak wygląda dwórka, jeszcze jej nie zobaczył, dlatego wolał nie marnować energii. Nie przypuszczał, że królowa Wivienne ma tyle pracy, że nie znajduje chwili wytchnienia.

Myślał, że odpoczywa po południu lub robi sobie krótką przerwę, ale władczyni cały czas była zajęta. Do tej pory go nie zauważyła. Najwięcej czasu poświęciła papierkowej robocie, ostemplowała chyba kilkaset dokumentów. Anelaer użył parę razy mocy niewidzialności, gdyż mało brakowało, a królowa spojrzałaby w jego stronę.

Nie wchodził do jej komnaty, nie zbliżał się do niej, tylko z obserwował ją z daleka. Chował się za kolumnami oraz szerokimi kotarami. Strażnicy także nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi. „Gdzie jest ta dama dworu, zaraz skończy mi się czas!” pomyślał spanikowany.

W pałacu zapalono światła, nastała noc, a Hitoshi z pewnością czekał przed jego komnatą. Już miał zrezygnować z misji i wyobrażał sobie minę Nadrei, kiedy powie mu o nieudanej próbie podsłuchu, lecz na szczęście nie pospieszył się i zaczekał parę dodatkowych minut.

Dwórka nareszcie spotkała się z królową. Kobieta wyglądała na starszą od władczyni, mogła mieć nie więcej niż pięćdziesiąt lat. Brązowe włosy miała zaplecione w duży kok. Nie sprawiała wrażenia delikatnej i wrażliwej, tak jak inne damy dworu.

Była ich zupełnym przeciwieństwem, Anelaer nie miał wątpliwości, dlaczego akurat jej zaufała podstępna królowa Wivienne. Kobieta o ostrych rysach twarzy podeszła do władczyni, a Anelaer wytężył słuch. Jego nadludzkie zmysły znów go nie zawiodły:

— Pani, kończymy przygotowania do przyjazdu hrabiego Lanreona. Zamieszka w pałacu zgodnie z twoim planem.

— Znakomicie. Moja córka nareszcie jest rozsądna, przynajmniej tym razem mnie nie upokorzyła. Ileż razy chciałam się zapaść pod ziemię, gdy odrzucała zaręczyny moich poprzednich kandydatów.

— Podobno jest w nim zakochana po uszy. Cała w skowronkach opowiada o ślubie.

— Ach, młodzieńcza miłość. Zazdroszczę jej, ja nie miałam takiego szczęścia jak ona. Po ślubie Nadreya nareszcie przestanie myśleć o spiskowaniu przeciwko mnie. Teraz moi gwardziści muszą tylko schwytać Hallirna Tayilresa, a wtedy nikt nie powstrzyma mnie przed osiągnięciem celu. Będę rządzić Shaeryonem aż po kres swoich dni, nikt nie odbierze mi władzy.

Anelaer zamarł. „Moi gwardziści muszą tylko pojmać Hallirna Tayilresa”. Przeszły go ciarki. Czyli podwładni królowej również szukają jego brata. Jeśli to oni go aresztują, władczyni nie będzie miała skrupułów — zabije Hallirna i nikomu nie powie o swojej kolejnej zbrodni.

Taki był jej plan: chciała zgładzić Hallirna bez żadnych świadków tak jak niegdyś jego matkę. Niedoczekanie twoje. Nie pozwolę ci zabić mojego brata, pomyślał przerażony wizją tryumfu królowej.

— Czy Kapitan ma jakieś nowe informacje? Znaleźli kryjówkę przywódcy klanu?

— Niestety, Pani, jeszcze nie udało im się wykonać twojego rozkazu. Obawiam się, że ich misja potrwa znacznie dużej niż na początku zakładałaś.

Królowa nie wyglądała na zachwyconą tą informacją. Wyjęła spod stosu dokumentów teczkę i zaczęła przeglądać jej zawartość. Chyba jednak nie dowiem się nic więcej, pomyślał sfrustrowany. Przynajmniej odkrył, że królowa wysłała swoich gwardzistów na misję w celu pojmania Hallirna.

Powinien powiadomić ojca o jej działaniach, może jakoś uda mu się powstrzymać gwardzistów przed aresztowaniem jego brata. Królowa nie okaże litości jego bratu, lecz gdyby to jego ojcu udało się znaleźć Hallirna, Generał Paladynów z pewnością zdoła go ochronić.

Już zamierzał odejść i zaczął iść w stronę korytarza prowadzącego do jego komnaty, gdy nagle lodowaty ton głosu królowej przeszył go niczym miecz:

— Anelaerze Tayilres, powiedz mojej niewdzięcznej córce, że nic nie wskóra, choćby miała więcej pomocników twojego pokroju. Przyznam, że mi zaimponowałeś, dopiero kilka minut temu zorientowałam się, że mnie podsłuchujesz. Twoja moc jest potężna, lecz nie powinieneś lekceważyć mojej magii.

Nie ujawnił się, nie stanął twarzą w twarz z królową. Bicie jego serca przyspieszyło, poczuł jak po karku spływają mu zimne krople.

— Pani, pozwolisz, aby odszedł? — zapytała dwórka. — Odkąd Nadreya wybrała go na Kapitana, wiedziałam, że będzie twoim wrogiem.

— Nietrudno się domyślić, chowa do mnie urazę z powodu brata, który stał się nieobliczalnym przestępcą. Dzisiaj przeżyjesz, Anelaerze, okażę ci łaskę. Nadreya byłaby załamana, zależy jej na tobie i nie chcę, aby przed ślubem rozpaczała po śmierci Kapitana swojej Gwardii. Zastanów się dłużej, Anelaerze, zanim odważysz się mnie szpiegować. Następnym razem nie dożyjesz momentu, w którym mój mąż wyda wyrok na twojego brata.

Anelaer nie chciał już słuchać ani jednej jej groźby. Wybiegł z komnaty. Nadal używał mocy niewidzialności, choćby z powodu strażników pilnujących wszystkie pomieszczenia. Jest już po ciszy nocnej, więc gdyby ktoś go zobaczył, miałby jeszcze gorsze problemy. Hitoshi czekał na niego przed komnatą.

Uregulował oddech, przestał używać mocy niewidzialności. Czuł się osłabiony, stracił mnóstwo energii. Hitoshi z pewnością zauważy, że jest zmęczony, jakby dopiero co przywołał większą ilość mocy. Nadreya prosiła go o dyskrecję, choć jego przyjaciele wiedzieli o śledztwie.

Chciał ich wtajemniczyć, jednak spełnił prośbę Nadrei. Poza tym królowa dowiedziała się, że Nadreya próbuje ujawnić jej zbrodnie, zatem Hitoshi znalazł się przez niego w niebezpieczeństwie, jest na celowniku.

— An! No nareszcie, wieki na ciebie czekam.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 31.5
drukowana A5
za 90.07
drukowana A5
Kolorowa
za 129.35