Śmieć
kiedyś miałem wszystko
dom i rodzinę
psa i ogród
pracę i dostatek
teraz zapomniany
przez przyjaciół
z którymi piwo piłem
w karty grałem
wspominam minione chwile
ocieram łzę w oku
codziennie rozpoczynając
wędrówkę przeszłości
ku przyszłości
z nory urządzonej pod kartonami
a w niej
krzyż drewniany
czajnik blaszany
kubek popękany
kot przybłąkany
wcześnie zaczynam
od dużych śmietników
by nikt mnie nie wyprzedził
nie zabrał wcześniej
wyrzuconych skarbów
zdatnych do zjedzenia
nadgryzionych nadgnitych
oczy nabierają blasku
od tych rarytasów
uśmiech rozkwita
na nieogolonej twarzy
pooranej bruzdami
niepowodzeń i porażek
zdeptanych ambicji
marzeń z dzieciństwa
dobrze że nie pada
nikogo nie obchodzę
ja Pan swojego życia
nie Pan
tylko zwyczajnie
śmieć
01.02.06 Wiedeń
Bardo — Kłodzko
wiosna rozwija swoje sztandary
złaknieni wiedzy trochę nieśmiali
ubrani do wygody kolorowo ruszamy
pociągiem w skryte ścieżki ziemi
rozgadani czy raczej wsłuchani
w opowieści przeczytane a teraz
z przytupem wszem i wobec
bez krępacji powoli sprzedawane
ścieżki dukty podejścia schodami
pomiędzy drzewami odkrywamy
stare tajemnice pochowane w księgach
przez nieznanych autorów spisane
kapliczki przydrożne z wiekową tradycją
widoki nie znane odkrywamy sami
uczymy się jak w szkole o historii
naszej ziemi by się stać kimś ważnym
mięśnie pobolewają z niezwyczajnego
trudu wydeptanego raz pod górę
a raz w dół pot spływając rosi czoło
a co tam niedziela płynie powoli
w lesie na górskim szlaku
pod opieką wcześniej urodzonych
w przewodnickim fachu …
19.03.2023 gdzieś na szlaku
Weekendowe rozgawory
wiosna zaszalała za okiennymi framugami
kolory zachłysnęły się świeżym wiatrem
sznurowadła zawiązane plecaki spakowane
mgła poszarpana zimnymi kroplami
zapaleńcy wyczekujący na komendę ruchu
drepcząc niespokojnie w miejscu niecierpliwie
nabuzowani odłamkami wyszperanej wiedzy
gotowi do wyścigu po bezdrożach złocistych
zaciekawieniem wsłuchani w dobroduszny głos
nowego idola prowadzącego pewnie zgraje
w nieznane zakamarki górskie Lądeckiej ziemi
bez grymasu i bólu jeszcze pełni sił wędrowca
jagodowa bez jagód smakowity kąsek wiosenny
trojak niby dobra nalewka nie pomogła na chłody
zaśnieżyło przymroziło ale w cieniu drzew wiosna
przez wiatrołomy do celu prowadząc niestrudzenie
03.04.2023 takie myśli zmęczone …
Randka w górach
kwietniowe przeplatanki na górskich ścieżkach
krople deszczu czy mgła od środka to normalka
kamienne kształty zaklęte przez ducha górskiego
władcy zakamarków odkrywanych poznawanych
cisza przerywana śpiewem ptaków ulotnych
kwiaty nieśmiało rozkwitające przy bezdrożu
urokiem spojrzeń ukradkowych co jeszcze może
spotkać śmiałków wędrówek zaplanowanych
kobiece wdzięki odkrywane niespodziewanie
dobrocią myśli nieodgadnionych prowadzone
skalnymi ścieżkami z odwagą niewieścią
prześcigają spojrzenia ukradkowe z odwagą
bez skrępowania odważne słowa rozmowy
nić przyjazni zaplątują pajęczyną mgielną
w jedności zrozumienia cudów natury dookoła
bez pośpiechu wytrwale do celu wędrówki
16.04.2023 Góry Stołowe
Mgielna poducha
Mgła zroszona kroplami deszczu
na twarzach zapał bez znudzenia
szum górskiego potoku przed celem
dreptaniem w miejscu wyczekując
prawie cisza w gwarze rozmów
powolnym lekkim oddechem przed
drogą gdzieś tam zwieńczoną celem
wzbieraną odwagą przed wynurzeniem
podmokła dróżka pod górę spowalnia
ruchy przyspieszając oddech ze świstem
nawet ptaki zamilkły zdumione odwagą
wyciszonych przekomarzań swawolnych
mijanki jedna za drugą z nieznanymi
pozdrowienie i uśmiech w rozmowie
tupot w błotnistej mazi wyciszony z chłodu
postój na chwilę wyjaśnień szkoleniowcyh
chaty z daleka w mgielnych oparach ostoją
strudzonych z zadowoleniem na twarzy
dotarciem w progi przyjaznego azylu wędrowców
w gwarze pomieszanego rozgardiaszu
chwila samopasu przed ostatnim wysiłkiem
znowu dreptanie przed siebie w mgielne opary
w górę wysoko cel ustawiony wymarzony
zanurzony w mgielnym oparze niby w cieście
29.04.2023 Międzygórze
sobotnio-niedzielne myśli
stresy czy strachy zostawione w ciszy
przymknięte powieki w wyczekiwaniu
bladość poranna wykluta w chmurach
lekko bez krzyku wstaje z mroków nocy
granatowe uśmiechy z dzieciństwa odkryte
słowami bez skargi przekupionego żywota
lekko z polotem gawędząc o historii podwórkowej
zapisanej w drewnianych chałupkach na skraju
gwar skołtumiony na dzień dobry wspólnego
spaceru cygańskiego wolni jak włóczykije
po bezdrożach pomiędzy drzewami pokaleczonymi
dywanem zieleni rozwijanej każdym krokiem
śpiewem ptaków ulotnie chwytanym w ramiona
wiatrem bez czucia owiewanym znieczuleniem
stąpamy odważnie pod górę codzienności razem
niemowa z tchórzem pod rękę spokojnie idziemy
15.05.2923 już w domu
Słowa
bez ekspresji wolno wypowiadane znacznikami
oddzielone od codzienności zwyczajnej szarej
kwintesencja zbieranych strzępów encyklopedii
rozsianej pomiędzy szczytami porośniętymi
jak kolec złośliwości wbity pomiędzy kwiatami
z dywanu leśnego źródła dla niepoznaki gafy
popełnionej celowo w ignorancji słabszych
wcześniej urodzonych bez przyczyny losowej
zakryte kawalkadą uśmiechów w ciszy brzmienia
swobodnego tłumaczenia zawiłości życia leśnego
wybuchem dziecięcej radości bez powodu złośliwości
wyciszonych promieni słonecznych wiosennie
dreptaniem powolnym ku szczytom marzeń lotnych
otulone woalem tajemnic badanych bez przerwy
wybudzone z letargu bezmyślności codziennej
idą w góry cieszyć się życiem póki mogą
06.06.2023 Wałbrzych — po namyśle
To tylko ja małą literą
Mówiłem że złego diabli
Nie biorą ale mnie chcieli
Wziąć niby pod górkę że
Ciężko i daleko wylądowałem
Z pomocą chłopaków z gopru
W kowarach na izbie przyjęć
Do północy trzymali z innymi
Potem do górniczego zawieźli
Tam koronografie zrobili i czekam
Dalsze leczenie we wrocku bajpasami
W międzyczasie dowiedziałem się
Że jestem alkoholikiem i łajzą górską
A tak to dobrze się czuję choć
Mnie trafia leżenie odłogiem