Podziękowania
Serdecznie dziękuję mojej najlepszej przyjaciółce — Ani Góreckiej, która zdecydowała się stworzyć dla mnie projekt okładki. Doskonale dobrała symbol boga Nemiza do treści niniejszego tomiku poezji.
Grzeszny obrót
Ziemia wiruje
Kręci się szybko
Umysł wariuje
Śmiej się, rybko!
Prędkość się zwiększa
Już na plecach leżysz
Trawa jest miękksza
Ciało jej powierzysz
Świat się prędko kręci
W nim jesteś w środku
Grzech zapachem nęci
Jak pszczółki do miodku
Ziemia z orbity wypada
Ty szybujesz w otchłani
Świat się rozpada
I zostaje za nami
Do Chaosu
Zostaw to!
A wtedy zobaczysz
Będzie nieziemsko
I staniesz się częścią świata
Jestem w nim
Możliwość powrotu odeszła
Nie cofniesz przeszłości
Igły opadły jak liście
Energia nowa wstąpiła
Zniszcz to!
Albowiem tylko wtedy
Natkniesz się na
Inny, nieziemski świat
Może kiedyś zrozumiesz
Wlazłam w przedsionek wieczności
Yellow to kolor słońca
Kiedyś tam byłam
Odwiedziłam ten świat
Niebo!
Ach!
Muszę tam wrócić!
Otwórz mi oczy!
Boję się światła!
Robię krok do przodu,
Ósmy już krok,
Ty mnie uratuj.
Zanurzyć się w fale
Och, przyjacielu!
Gdybyś mógł powiedzieć mi,
Skąd się biorą pochmurne moje sny,
I gdybyś umiał szepnąć kilka słów,
Czy przegoniłbyś znad głowy mej kurz?
W cichym poranku słyszę śpiew
By do ciemnej wody jeszcze wejść,
Zanurzyć głowę swą i trwać,
Wśród lodowatych Atlantyku fal.
Nieśmiertelność
Nigdy nie umrzesz
I żyć też nie będziesz
Etap rozwoju człowieka
Śmierć cię ominie
Mrok pozostanie
Istota stworzenia
Egzystencja zwykła
Rozbije twą głowę
Ty dziś leżysz
Ewentualna śmierć czeka
Liczysz plamy na ścianie
Noc się zaczyna
Ogarnie cię ciemność
Śmierć twym marzeniem
Ćpania nadzieją
Na dno
Cisnę kamień,
W wody odmęt,
Resztki wspomnień,
I pokruszony chleb.
Czy opadną na dno,
Czy przetną powietrze
Rozrywając grawitację…
Powrócą z kosmicznego lotu
Zasiewając na nowo to
Czego nigdy nie pojmiemy.
Biała
Przed śpiewem kwiatów
Nadchodzisz
By ostatni raz
Całować mnie
Kładziesz w alabastry
Otulasz satyną
Porwij mnie
Ze sobą zabierz
Tam gdzie musisz odejść
Chwyć
Zaciśnij porcelanowe palce
Na skórze
Mroźny oddech
Spłynie w powietrze
A ja powędruję
Do krainy
Wiecznego Alabastru
Grób mój
Stoję przy trumnie
Czyja ona?
Należy do mnie
Ciało kona
Cygaro palę swoje
I patrzę na zwłoki
Widzę oburzenie twoje
Oddalają się kroki
Na skrzynię kładę lilię
Biały kwiat w ziemi tonie
Różowy robaczek się wije
Przy grobie rosną peonie
Trumna już w ziemi spoczęła
Czarny piach wieko przykrywa
Trawa łzy chłonęła
To moje ciało w dole spoczywa
Wiatr
Wczoraj
Wiał wiatr
W ciszy
Zmrożonej
Skalnej
Huczał
Między
Zdaniami
Był przecinkiem
Przy kochaniu
Wykrzyknikiem
Przy rozstaniu
Władał emocjami
Dął
Rabował
Ciął
Zrywał z nas
Ubrania
Kładł
Na kolanach
Ziemi
Martwej
I cichej
Obce myśli
Wyjadę do świata swojego
Nie zabroni mi nikt
I nie odejdę od niego
Pożegluje stary bryg
Na nim spokój mnie zastanie
Po morzach zacznę pływać
Dopadło mnie radości rozstanie
Przed nią mam się ukrywać.
Krzyżyk z szyi zerwany
Różaniec w kąt rzucony
Rozdział biblii porwany
Wnet zostanie spalony
Dopadły mnie myśli nie moje
Czyje one są? Czyje?
Myśli to twoje!
W umyśle on wyje!
Myśli
Leżę
Na wpół siedząc
Ufam kilku demonom
Rozlanym
Czerwienią po bieli
Ścian umysłu
Wracam w siebie
Nie odzyskując
Prostych oddechów
Lecz ufam sobie
Od dziś
Bo nie było łatwo stać
Na straży
Własnych myśli
Magnolia
Nie módlcie się za zmarłych
Lecz za żywych
Martwi mieli swą szansę
A wy nadal ją macie
Wykorzystajcie mądrze
Tak, jak chcecie
Nie klękajcie przed figurami
Bóg zamyka oczy wtedy
Nie módlcie się do świętych
To byli tylko ludzie
Módlcie się do boga
Albo i nie…
Poza świat
Jestem tylko
Chwilą
Małym podmuchem
Cichym westchnieniem
Powietrza
Lekko tylko
Frunę
W dal
Poza czas
Nie uchwycisz mnie
W swoje dłonie
Nie uchwycisz mnie
Nawet w snach
Jestem tylko
Wolnym duchem
Wykraczam poza
Świat
Wtłoczenie w rzeczywistość
Odrywam
Wdech z piersi
Rzucam nim
Przed siebie
Pozostanę
Chwilę
Bez powietrza
Przejść przez
Próg
I pozostać kilka
Uderzeń serca
Nim ostry cios
Wtłaczanego tlenu
Przyciągnie mnie
W rzeczywistość
Wybrana
Jej życie i przeznaczenie
Nazwisko to obwieszcza
Żywota jej stworzenie
W słowie tym się streszcza
Przez boga wyznaczona
Do dusz ludzkich łowienia
Ona — błogosławiona
Świat na lepsze zmienia
Stworzona by dobro sprowadzić
Złu zaczęła służyć
Boga pragnie zgładzić
I z kart Tarota wróżyć
Pan ciągle czeka
Lecz ona nie wróci
Ciemności wciągnęła rzeka
I duszy życie trudzi
Gdzie dziś jest…
Dokąd zmierzamy
Dokąd
Upadamy,
Gdzie jest granica?
Gdzie świat się zaczyna?
I dokąd mam pędzić,
Powiedz mi,
Gdzie dziś jest
Wiara
Nadzieja
Miłość
Gdzie teraz są
Porzucone dzieci
Z oczami pełnymi łez?
Brnąć w ból
Czarne odzienie nosisz
By żałobę ukazać
Że ból codzienny znosisz
Wolnej woli chcesz rozkazać?
Nienawiść cię przepełnia
Że ty już jej nie masz
Złem świat ona napełnia
I tylko zło teraz dasz
Gdybyś tylko zrozumiała
Że zawsze możesz wrócić
Gdybyś tylko wiedziała
Że zło możesz rzucić!
Lecz wolisz brnąć dalej
W bólu wielką paszczę
Niż powiedzieć ‘Boże zalej!
To zło deszczu płaszczem!’
Wezwie mnie
I niech tchnienie
Północy
Wezwie mnie
Do siebie
Niech skryje
W bieli piór
Niech zmrozi
Usta
Oczy
Serce
By odszedł
Gdzieś w dal
Codzienności
Ból
Morderczy Ojciec
Krzyczę przez usta zamknięte
Oczy zaszyte nitką czarną
Ciało w kawałki pocięte
Niech mordercami mymi wzgardzą!
Chcę by ich znaleźli!
Zabili mnie! Umarłam!
Chcę by karę ponieśli!
Nitki z oczu zdarłam