E-book
27.93
drukowana A5
42.96
Przestrzeń czasu — 2

Bezpłatny fragment - Przestrzeń czasu — 2


Objętość:
122 str.
ISBN:
978-83-8324-883-7
E-book
za 27.93
drukowana A5
za 42.96

Przedmowa

Witam Serdecznie ponownie i zapraszam do czytania kolejnych przygód moich bohaterów.


Druga cześć mojej książki poprowadzi was przez nowe relacje międzyludzkie oraz powroty do starych przyjaźni, nowych miłości.


Wartości, jakie przekazują moje postacie oraz wiedza zawarta w ich przygodach jest przekazem do miłości i przyjaźni. Zdobywaniem nowych doświadczeń w pracy zawodowej oraz życiu prywatnym. Poznawaniem świata wokół nas, w jakim żyjemy.


Zapraszam do lektury drugiej części mojej książki.


Pozdrawiam


Marzena Wisińska

Część druga

Zapach czekoladowej kawy rozpościerał się po biurowym gabinecie.

Lucia sprawdzała ostatnie dokumenty związane z firmą, analizowała dotychczasową sytuację i popijała gorącą pachnącą kawę.

Lucia to jej nowe imię, które nadal jej Chris.

Słońce delikatnie zaglądało przez szyby biurowca jakby chciało sprawdzić co tam słychać u tej uwielbianej przez Chrisa kobiety.

Do gabinetu weszła Julliete.

— Lucia już wszystko gotowe. Sprawy najważniejsze pozamykane. Bieżące zamówienia materiałów do szycia.

— Dorothy przypilnuje, a Paul zajmie się dalszą dystrybucją, oraz nowymi kontaktami z firmami z Dubaju i Hong Kongu.

— Super Juliette jesteś wspaniała, zawsze wszystko zrobione jak trzeba. Teraz jedź do domu. Spakuj się, spotkamy się na lotnisku. W Sydney oprócz przyjemności mamy jeszcze dużo pracy nad nowym projektem dla zespołu Chrisa.

Chris jak zawsze gotowy siedział z Miriam w kuchni i dopijał swój ulubiony sok.

Lucia szybko poszła do łazienki wsiąść prysznic i sprawdzić, czy spakowana torba ma jej najważniejsze składniki, bez których nie można się obyć.

Woda pod prysznicem lekko szumiała jak wodospad. Lucia rozmarzona, relaksowała się rozprowadzając delikatny mieniący się tysiącami kolorów żel po swojej lekko opalonej skórze.

Nagle spostrzegła, ze Chris wślizgnął się do łazienki i delikatnie przytulił się, do jej pleców obejmując ją delikatnie. Jak zawsze szepcząc jej do ucha

— Kocham Cię Motylku. Szyby kabiny zaparkowały zupełnie. Zasłona dymu, objęła cele pomieszczenie. Oni zaś zniknęli w jej odmętach.


Taksówka dojeżdżała do lotniska.

— Lucia myślę, że ten twój pomysł jest całkiem fajny, ale mamy trochę przy nim roboty.

— Tak Chris, ale efekt będzie piorunujący, jak to wszystko już zagramy, to będzie najlepsza impreza cotygodniowa w Sydney.

— Ty kobieto masz zawsze wspaniałe pomysły. Kocham cię — wyszeptał jej do ucha.

— Tak a za co mnie kochasz? — poszeptała mu do ucha

— Za to, że w ogóle jesteś. Bez ciebie nie byłoby mnie.

Dziękujemy za szybkie przywiezienie — zapłacił za taksówkę

Dobranoc.

— Dobrej podróży odpowiedział taksówkarz o twarzy Świętego Mikołaja.

— O Juliette już jest, pośpieszmy się na samolot — powiedziała Lucia.

— Cześć Chris, cześć Lucia

— Cześć jesteśmy — No to do wejścia i potem to już relaks. Noc lekko spowiła lotnisko Lucia, Chris i Juliette właśnie wsiadali do samolotu dla Vipów.

— Super to startujemy, w Sydney będziemy rano.

— No to, może po wieczornej herbacie.

— W sumie to można coś ciepłego — powiedziała Juliette.

— Ok — steward zaraz nam przyniesie — powiedział Chris, odkładając słuchawkę na miejsce, przez która zamówił już ciepłe herbaty dla wszystkich.

Spoglądając przez okna samolotu, widać było piękne nocne niebo zasypane kołderką z lśniących gwiazd. Mieniących się jak brokat na pięknej fioletowej tkaninie.

Spokojna noc zapowiedziała szybki lot bez żadnych przeszkód, aby zakończyć się o poranku w Sydney. Cała trójka spała na kanapach pod kolorowymi kocami — kołdrami, które steward poprzynosił. Świt rozlewał się po widnokręgu, samolot już na torze do ładowania w Sydney.

Lucia, Chris i Juliete już rozbudzali się swoją ulubioną czekoladową kawą, której zapach roznosił się po całym samolocie.

— Już lądujemy — kapitan przekazał z kokpitu przez głośnik.

— Super to jesteśmy na miejscu — powiedziała Lucia.

— No to zaczynamy- zatarł ręce Chris — był podekscytowany tym projektem.

— Ok to jedziemy do domu Jacka — rozładujemy się i zobaczymy, co dalej dzisiaj zrobimy.

Wsiedli do zaparkowanego specjalnie dla nich tracka, który Jack specjalnie zostawił zaparkowany przy lotnisku. Lucia znała drogę do domu Jacka, wiec w miarę szybko dotarli na miejsce — nawet udało się, że nie było korków na drodze

Jacek jak zawsze krzątał się przy swoim jachcie jak by była jego miłością życia. Jak by była jego wyśnioną kobietą.

— Już jesteśmy — powiedziała- wysiadając z samochodu.

— A cześć — i tu wzrok Jacka zawisł na opromienionej twarzy Juliet, która odgarniała włosy z twarzy.

— Witam cię, Jack jestem — lekko struchlał i przez jego mózg przebiegły tysiące myśli i ta jedna myśl została przed oczami, to piorunujące uczucie zabłysło w jego oczach na widok Juliette.

Juliette popatrzyła na Jacka i właściwie sama nie wiedziała, dlaczego facet w podartych dżinsach, starej koszuli i rozwianych włosach tak ją zainteresował. Zwykle podobali jej się wyłącznie mężczyźni w nienagannych garniturach z biurowca, ale chyba ten wilk morski zaczarował ja w sekundzie jej życia.

— Jack to jest Juliette, a to mój Chris, o którym ci opowiadałam.

— Witam was, wchodźcie do domu.

— Zabiorę bagaże — powiedział Chris i szybko zabrał torby do domu.

Jacek jak zawsze podawał w domu sok i lemoniadę. Chris szybko spostrzegł, że amor strzały rozsyłał. Twarz Juliette zawieszona na osobie Jacka, a Jacek prawie cały w skowronkach co właściwie się chyba jeszcze nie zdarzyło nigdy.

— Kochanie może się przejdziemy nad morze i porozmawiamy — szybko rzucił Chris.

— Chyba tak odpowiedziała Lucia — widząc skowronki latające nad głowami Juliette i Jacka.

Pośpiesznie wyszli z Chrisem, trzymając się za ręce jak małe dzieci.

Przeszli koło pomostu i zaczęli iść wzdłuż plaży, kierując się na widniejącą w oddali latarnie, morską. Szli powoli, trzymając się za ręce. Morska bryza obmywała ich stopy tak delikatnie jak by ocean chciał ich pogłaskać.

Podczas tego spaceru rozmawiali o ich wspólnym projekcie, jak będzie to wszystko powoli nabierać kształtu od następnego poranka. Tak rozmawiając, dotarli do latarni, morskiej, która była dla nich obydwojga bardzo ważna w życiu. Kieruj się zawsze w stronę światła, zawsze to powtarzał Chris. Nawet jego piosenka Lighthouse była przecież hitem światowym i drogowskazem dla milionów młodych ludzi szukających się wzajemnie.


Słońce rozświetlało już cały dom, choć wszyscy jeszcze smacznie spali.

Szum fal dobiegał do pokoju Lucii i Chrisa delikatnie próbował ich obudzić.

— Kochanie taki piękny poranek — pogłaskał ją po włosach, tak jak by delikatny wietrzyk przewiewał nad jej głową.

— tak Honey — przeciągała się na łóżku Lucia.

— Ale pięknie cudowny dzień, aby zacząć załatwiać to co wczoraj ustaliliśmy.

— No to startujemy — powiedział Chris.

— Super tylko wiesz damy Juliette trochę czasu, żeby się trochę pozbierała po wczorajszym wieczorze z Jackiem.

— Ale to wymyśliłeś.

— Jakoś tak samo wpadło mi do głowy.

— Ok, to po cichu wychodzimy, później do niej zadzwonimy, żeby załatwiła to co ma zrobić — szybko ubrała się i pośpiesznie wyszli do holu.

— Weź coś do picia, może są jakieś rogaliki albo bułki zapakujemy do torby. Do centrum kawałek drogi, może spokojnie gdzieś zjemy przed zjazdem.

— O znalazłam gotowe kanapki — Jacek je nam przygotował.

— Wiedział, że dzisiaj jedziemy

— Tak wiedział, ale chyba chodzi o to, żeby im nie przeszkadzać, he, he

— No chyba tak — uśmiechnął się Chris.

Szybko wsiedli do Jeepa i ruszyli. Na przedmieściu Sydney był nieduży parking, z którego rozpościerał się piękny widok na Ocean Spokojny.

— Super widok — Lucia powiedziała do Chrisa.

— No to śniadanko nad oceanem — powiedział to i dość szybko zjechał na pobliski parking.

— Super poranek — powiedział Chrisa i pocałował ja w policzek.

— Wspaniały zwłaszcza z tobą

— Ok to wcinamy te kanapki.

— Sprawdź dojazd na mapie do tego klubu.

Chyba dojazd do niego jest dość łatwy.

— Mam nadzieje, że ta sala będzie pasować do tego, o czym rozmawialiśmy.

— Zobaczymy na miejscu — rzucił Chris — kończąc kanapkę.


— Chris chyba nie zjechałeś tam, gdzie mieliśmy skręcić?

— Tak kochanie, jedziemy do klubu, ale innego to jest moja niespodzianka.

— Acha, to ty mały surprise mi robisz — roześmiała się.

— No właśnie tak — sprawdziłem inny lokal, fajne miejsce dobry dojazd, sala będzie w sam raz, nagłośnienie też — zresztą sama zobaczysz. Ja uważam, że będzie super.

— No to jedziemy — od nagłośnienia to dużo zależy, żeby nam to wszystko grało, jak powinno — uśmiechnęła się.

— Super miejsce nad samym oceanem, piękny wschód słońca codziennie.

— Wiesz, chyba będzie wyjątkowo — można też zorganizować przed klubem na plaży też imprezę.

— No tak sobie pomyślałem — uśmiechnął się Chris i zaparkował na parkingu przed klubem.

— Wcześniej nas umówiłem, więc czekają na nas w środku.

— Super to idziemy.

— Witam Państwa, czekaliśmy.

— Witam, właśnie Chris po drodze dopiero mi powiedział, że jedziemy do państwa.

— A to miała być niespodzianka — roześmiała się Lucia.

— Chris lepiej się zna na nagłośnieniu sali, więc on decyduje o lokalu.

— Proszę pooglądać sala, zaplecze, ogródek, parking.

— Dziękujemy, rozejrzymy się, ale już widzę, że Chris już podjął decyzje na tak.

— Ha ha — roześmiała się kobieta, pokazując nam lokal.

— Z mojej strony technicznie jest Ok, proszę nam wysłać umowę na E-mail, przeczytamy, skonsultujemy i zaczynamy.

— Dziękuje Państwu za szybką decyzję to do zobaczenia przy podpisaniu umowy.

— Do widzenia Pani.

— Kochanie to jeszcze zostało tylko wysłać Juliette do tego biura prawnego, żeby sprawdzić pozostałe, księgowe i prawne kruczki.

— No to dzwonimy — powiedział Chris.

— Juliette słońce moje, podjedź do tego biura prawnego, o którym wcześniej mówiliśmy i sprawdź to co ustaliliśmy.

— Super Jack pojedzie z tobą — to fajnie.

— Chris kochanie to pójdźmy jeszcze obejrzeć plaże przed klubem.

— A wiesz kochanie, że ta część naszej pracy najbardziej mi się podoba — uśmiechnął się, wziął ja za rękę i poszli dalej brzegiem plaży, rozglądając się, co jest jeszcze wokół klubu.

— Wiesz, pomyślałem, aby klub był najlepszy, to nie tylko zaprosimy gwiazdy lat osiemdziesiątych, ale także pozostałe.

— Ale ja tak samo pomyślałam, bo przecież ma to być najlepszy klub w całym Sydney i okolicy.

Roześmiali się z samych siebie. Jakoś się zupełnie zgadzali w tym co robią i o czym myślą.


Po owocnym dniu, pracy, cała gromadka szykowała się do wieczornej kolacji.

Tym razem Chris z Jackiem przygotowali kolację na tarasie z widokiem na morze, które o tej porze roku wyglądało wręcz zaskakująco pięknie.

Stary wilk morski wiedział co o tym sądzić.

Jak kochasz morze, to morze kocha Cię — to zawsze powtarzała Lucia, to samo mówił Jack.

Tego nauczyli się już jako nastolatkowie, wiele lat temu.

Chris od kilku lat załapał bakcyla morskiego od Lucii. Ona go nauczyła być młodym wilkiem Morskim w wolnych chwilach, kiedy nie zajmowały go sprawy zawodowe oraz jego ukochana muzyka.

Dziewczyny już kolacje podano — Jack wniósł wielki półmisek różności na stół na tarasie.

— To może jeszcze jakiś nastrój — bez latarni to wieczór nie byłby taki piękny — dodał Chris i pozapalał latarenki wokół tarasu.

Światełka latarenki rozświetlały taras i siedzących na nim przyjaciół — Jack, Lucia, Chris i Juliette.

— Słuchajcie, chodźmy popływać.

Jack wziął rękę Juliette i pociągnął ją ze sobą nad plaże, gdzie szybko zrzucili ubranie, popłynęli do pobliskiego zacumowanego Jachtu Jacka.

— Chris proszę cię, zagraj nasz ulubiony kawałek — gitara jest w pokoju ze sprzętem — Lucia uśmiechnęła się delikatnie. — Chris jak zawsze — gitara i jego żywioł muzyczny.

— Ależ oczywiście kochanie — to piękne zakończenie miłego wieczoru — i zaczął grać jedną melodię za drugą i tak razem śpiewali do później nocy.

— Wracamy do was, ale wspaniałe morze — pływanie w nocy jest tak samo wspaniałe jak i w dzień — dodał Jack.

— Super było, nie spodziewałam się, że nocą jest tak pięknie nad morzem — dodała Juliette — siedząc na puchatym fotelu obok Jacka.

— Może jeszcze herbata, wypijemy, żeby się trochę rozgrzać — zaproponowała Lucia.

— No pytanie ależ oczywiście — roześmiał się Jack — w kuchni są różne herbaty — możecie wybierać.

— Ok to idę zrobić cały dzbanek — uśmiechnęła się Lucia. Za nią ruszył Chris, delikatnie obejmując jej ramię.

— Kochanie może po wypiciu tej herbaty zostawimy Jacka i Juliette samych, a my ulotnimy się do naszego pokoju.

— Chyba to dobry pomysł — odpowiedziała uśmiechając się.

— Herbata już gotowa. — Chris wniósł tace z dzbankiem i szklankami na taras.

— Czy ty jutro masz czas, pojechać na pobliski outback — chyba tak a czemu pytasz? — zapytała Lucia.

— Zrobię kilka zdjęć — może mi się przydadzą do folderów reklamowych albo zostaną w mojej kolekcji.

— Nie mówiłaś, że fotografujesz.

— No jakoś tak wyszło — lubię fotografie natury, kwiatów — czasem robię zdjęcia architektury, to już pozostałość po moim zawodzie — he — uśmiechnęła się.

— Ok, załatwione — to pojedziemy na Safari zdjęciowe, na dwa samochody.

— Super, tylko rano załatwimy, to co związane z firmą.

— Ok — uśmiechnął się Jack.

— To może pójdźmy się już trochę zdrzemnąć — Chris pociągnął za rękę Lucię i poszli razem do swojego pokoju.

Po porannych obowiązkach, związanych ze sprawami firmowymi, wysyłaniu E-maili, czytaniu kolejnych informacji i wykonaniu kilku telefonów Chris, Juliette i Lucia byli gotowi do foto safari na outbacku.

— Ciekawe gdzie Jack? — zapytała Juliette — trochę zaciekawiona, że znów gdzieś zniknął.

— Może się gdzieś zaszył i pisze następną powieść przygodową — odpowiedział Lucia.

— Chyba tak — uśmiechnął się Chris — bo wiedział, jak dla Jacka to było ważne.

— Przecież jak on pisał teksty piosenek, też znikał w otchłani, aby nikt mu nie przeszkadzał.

— To może zamówmy dzisiaj obiad — zaproponowała Juliette.

— Super będzie mniej kłopotów i szybciej wyjedziemy — odpowiedziała Lucia.

— Słuchajcie, to ja zamówię ten obiad — Chris szybko poszedł zadzwonić do pobliskiej restauracji.

O kochane dziewczyny tak same a gdzie macie Chrisa? — nagle pojawił się od strony morza Jack.

— Ale zdążyłeś — prawie wykrzyknęła Lucia.

— Na co miałem zdążyć? — zapytał Jack.

— Chris właśnie zamawia obiad — odpowiedziała Lucia.

— Super — uśmiechnął się Jack i delikatnie objął Juliette. Ona zaś uśmiechnęła się do niego.

O jesteś już — Chris uśmiechnął się, wchodząc na taras, gdzie siedziała cała gromadka i czekała na obiad.

— Obiad przywiozą za 45 min — powiedział Chris i usiadł przy stole, nalewając sobie trochę cytrynowego orzeźwiającego napoju z małą ilością bąbelków.

— Na outback dojedziemy dość szybko zajmie nam to ze dwie godziny — powiedział Jack.

— Super zdjęcia o tej porze dnia powinny być fantastyczne — odpowiedziała Lucia.

— No to plan już mamy — uśmiechnął się Chris, przytulając się do siebie.

Po niedługiej chwili dojechał obiad z restauracji.

— Już mamy szamanko — odpowiedział, Jack z uśmiechem wnosząc paczkę z restauracji.

— No to usiądźmy do obiadu, i jedźmy na to foto safari — entuzjastycznie powiedziała Juliette.

— Ale smaczne — zajadała się Lucia.

— Kurczę całkiem dobre — odparł.

— Ten obiad jest z restauracji mojego sąsiada, odpowiedział Jack — całkiem dobre jedzenie robią, czasem też tam jadę coś zjeść.

— Super, to zabierzmy coś ze sobą do picia i do jedzenia w lodówkę do samochodu, to może wieczorem na outbacku obejrzymy noc pod gwiazdami? — zapytała Lucia.

— Czemu nie — odpowiedział Jack.

— Jest tam taki mały camping, prowadzi go mój znajomy aborygen — taki jak na outback przystało, może się wam spodobać.

— Wspaniałe — to będzie super wyjazd — zatarła ręce Lucia.

— Ok Ja już wszystko spakowałem do samochodów, co nam będzie potrzebne — odpowiedział Jack.

— No to chyba już wszystko — Chris przecierał ręce szmatką po pakowaniu bagażu.

— No to się pakujemy do samochodu — uśmiechnęła się Lucia i wciągał za sobą Juliette do garażu.

— Ty jedziesz z Jackiem a ja z Chrisem — odpowiedziała znacząco Lucia.

— No tak oczywiście — uśmiechnęła się, Juliette wsiadając z Jackiem do Jeepa.


Po dwóch godzinach jazdy przez szutrową drogę w popołudniowym słońcu dojechali na miejsce. Przed nimi pojawiła się oświetlona tysiącami lampek kantyna, na outbacku. Przed nią stały stoliki i krzesła czekające już na turystów chcących podziwiać czerwony piach oraz skały outbacku. Klimat w tym miejscu nadawały Australian Indigenous music — ich dźwięki rozpościerały się po okolicy.

— Ale tu pięknie — powiedziała Juliette, wychodząc z samochodu.

— Też tak sądzę — odpowiedziała Lucia, wyjdą piękne zdjęcia do folderów reklamowych.

I od razu wyciągnęłam aparat i zaczęła szukać dogodnego widoku do sfotografowania.

Jack i Chris wygodnie usadowili się w restauracji i zmówili kolacje i napoje.

Juliette idziesz ze mną czy zostajesz z chłopakami?

Chyba jednak pójdę z tobą tak tu pięknie, choć trochę piaszczysto. Ale co tam wysypie piasek z butów — odpowiedziała Juliette, która przeważnie ubierała się jak do biura a teraz jest na outbacku. Tak chodziły i pstrykały zdjęcia, poszerzając kolekcje zdjęć Lucii, która od wielu lat była już bardzo pokaźna. Większość zdjęć była w jej prywatnej kolekcji. Ale cześć zdjęć była wykorzystana do folderów reklamowych.

— Dziewczyny już koniec czy jeszcze coś robicie? — zawołał Jack — chyba zatęsknił za Juliette.

— Już kończymy — trochę rozbawione, bo domyśliły się, że chłopcy się trochę nudzą bez nich.

— Chris kochanie, może rozpakujemy samochód i zobaczymy, jak wygląda wasz pokój — uśmiechnęła się Lucia, pociągnęła Chrisa za sobą do samochodu.

— Działa tak jak myślałam. Jack i Juliette muszą trochę pobyć razem — roześmiała się i pocałowała Chrisa w policzek.

— Mój plan się udał — zatarła ręce.

— Czy ty chcesz robić za swatkę -uśmiechnął się Chris.

— Tak troszeczkę, żeby byli szczęśliwi.

— Ale ty to zawsze coś wymyślisz — otworzył drzwi do pokoju.

— Ale fajny pokój, taki australijski — rozejrzał się po pokoju.

— Przecież jesteśmy na outbacku — taki regionalny.

— W sumie całkiem romantyczny z tymi lampionami na parapecie okna.

— Pewnie jest piękny — odpowiedziała Lucia, przytulając się do Chrisa.

— Wieczorem spróbujemy zrobić zdjęcia nieba nocnego, tu zawsze są piękne widoki.

— Ok to idziemy na tę kolację. Juliette i Jack trochę mieli czasu dla siebie — lekko się uśmiechnął.

— Jak tam kochani — ta kolacja wygląda całkiem fajnie -powiedziała Lucia.

— To danie regionalne odpowiedział Jack — ale chyba dacie radę zjeść — jest tak zrobione, żeby turyści mogli spokojnie próbować i degustować tę potrawę.

— Ale pycha palce lizać — zajadał się Chris.


Zachodzące słońce rozpylało swoje promienie po stepie outbacku. Niebo przybierało różne kolory od pomarańczy przez różowe kolory i fioletowe chmury, które delikatnie rozpościerały się po nieboskłonie.

— Muszę to jeszcze zrobić, jeszcze kilka fotek — powiedziała Lucia i wzięła aparat do ręki i zaczęła jeszcze fotografować te piękne widoki, które sprawiały, że całe ciało jakby było na energetyzowane tymi kolorami nieba.


Następnego dnia po śniadaniu cała grupka przyjaciół spakowała się do samochodów i wracała do domu Jacka.

— Właśnie odebrałam kilka E — maili — czeka nas wyjazd, ale chyba się ucieszysz, że pojedziemy właśnie tam -mówiła do Chrisa, który prowadził samochód w skupieniu.

— A co tym razem kochanie?

— A tu mam dla ciebie niespodziankę.

— No co ty, już mi mów gdzie jedziemy?

— Do Madrytu skarbie.

— O kurczę jak dawno tam nie byliśmy.

— No właśnie otrzymałam E -mail, że jesteśmy zaproszeni na sympozjum dotyczące zmian klimatu.

— A tu cię mam -uśmiechnął się Chris — czyli twoje dawne zawody i zainteresowania dalej pielęgnujesz.

— A dlaczego nie mówiłaś, że chcesz ponownie do tego wrócić?

— Zajęliśmy się pracą w firmie, trochę Jackiem, Juliette, ale wiesz, zawsze pamiętam, o naszych przyjaciołach z Uniwersytetu i Politechniki.

— No to wracamy do gry?

— Chyba tak, ale jeszcze kilka spraw związanych z firmą zakończymy, żeby wszystko na jakiś czas był w porządku.

— Super to Juliette zajmie się klubem na jakiś czas, przecież zostanie tu z Jackiem — odpowiedziała Lucia.

— Klub będzie gotowy do otwarcia już za kilka dni — już zawiadomiłem naszych, kochanych przyjaciół z grupy zagramy na otwarcie.

— Ale ekstra zespół przyleci na otwarcie, znowu będziemy razem.

— Zaśpiewasz? — Ja -przecież już od lat tego nie robię.

— Proszę, dasz radę.

— Ok, spróbuje, ale wiesz, jak to się kończy.

— Tym razem gramy i śpiewamy, u siebie to nic się nie skończy.

— Może masz racje — uśmiechnęła się Lucia, odgarniając grzywkę z oczu.

W SB radio odezwał się głos Jacka.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 27.93
drukowana A5
za 42.96