Radkowi — bo każdy ma swoją historię
„ogród zarosły chwasty
rosną mi w piersi jak krzyk
powieki ciążą jak dni
natura powtarza cykl
zdejmuję folię z paczki
świat się rozpływa jak dym
patrzę jak chaos tańczy
przez krótką chwilę magii"
Bisz
Okładka i grafiki wewnątrz: BIOSME x BROCKI.
BIAŁA MIŁOŚĆ
„nie masz pojęcia co czuję jak milczę
nie masz pojęcia co widzę jak krzyczę”
Kukon
Chrust
każdy wieczór i poranek
ulepiony z bólu serca
utkany z krwi z nosa
teraz kiedy cię nie ma
oślepia mnie światło
ogłusza muzyka
bezbronność zmysłów
przez zaciśnięte zęby
pluję czarnymi chmurami
Bezsenność
dobrze jest
otworzyć w nocy balkon
wdychać deszcz
kiedy melancholia
nie daje w nocy spać
myślę o twoich oczach
w oddali widać błyski
strużka krwi z nosa
kapie na nagie ciało
Wyzwanie
jednym gestem
unieruchomiłeś chaos
zawiesiłeś niewiarę
cieszy mnie
każde słowo
spojrzenie w oczy
proste rzeczy
hibernowane latami
chce się żyć
jak ze snu
wynurzamy się z siebie
woła nas ciepło i światło
Spojrzenia
każdy ma takie schody
na których spędził
najlepsze lata
nielimitowane myśli
odbijają się
od promieni słońca
na języku
wciąż czujemy smak
polizanego raju
jesteśmy przestraszeni
próbujemy zachować spokój
zdradzają nas oczy
po prostu chciałem
żebyś była obok
ja też
Huba
chciałem dobrze
i chciałem to zrozumieć
energia skierowana
na właściwe tory
kompensuje brak
nauczyłem się
nie zwracać uwagi na to
że zaplątałaś się we mnie
mam w duszy supeł
który z roku na rok
się rozrasta
Lupa
wyglądasz jakbyś
połknęła śmierć
i jeszcze ją trawisz
rozległa samotność
definiuje twoje tak i nie
masz rozpaloną głowę
przygryzam wargę
zamykam oczy
obejmuję cię mocno
zjawiliśmy się
znaleźliśmy się
pamięć czyni nieśmiertelnym
Wiosna
dziś trzymam cię za rękę
jutro znowu połamię ci palce
we śnie
czy zdarzyło ci się kiedyś
płakać tak
jakbyś miał wypłakać życie
zapytał mnie przyjaciel
no pewnie
Opiekun
wszystko jest pod kontrolą
krzyczę i lecą mi łzy
we śnie
podchodzisz
przytulasz mnie mocno
uspokajam się
już nigdy
nie chcę się obudzić
Porozumienie
nieokreślony czas
znosimy to
co nieznośne
nikczemne istnienie
delikatność pocałunku
zmiata z powierzchni
wzruszam się
na myśl o twoich dłoniach
bądź przy mnie
przecież słowa nie znaczą
ale to
co pomiędzy nimi
Czułość
widziałeś moje rany
lubię jak się uśmiechasz
obelżywe miasto
nic nam nie zrobi
chodź ze mną tam
skąd nie wrócimy nigdy
asfalt opryskany krwią
słowa wędrują do gwiazd
odbijają się od nich
opadają na nas delikatnie
Prolog
patrzymy sobie prosto w oczy
przez wiele zim i wiosen
nigdy naprawdę
boimy się niewypowiedzianego
ręce są gdzie indziej niż myśli
nikt o tym nie wie