E-book
15.75
drukowana A5
30.05
Przebłyski duszy

Bezpłatny fragment - Przebłyski duszy

Migotanie wszechświata w codzienności


5
Objętość:
65 str.
ISBN:
978-83-8384-272-1
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 30.05

Wstęp

Parę słów od autorki

Drogi czytelniku,

Trzymasz w rękach zbiór wierszy, który wypłynął z głębokich zakamarków mojego umysłu i serca. Te utwory to owoc walki z depresją, zmagania się z ciemnościami, które czasem zasłaniają światło nadziei. Wiersze te są pełne emocji — od bólu i smutku po momenty ulotnej radości i optymizmu. Każdy z nich to kawałek duszy, który został przelany na papier.

W dzisiejszym świecie wiele osób boryka się z podobnymi uczuciami, ale nie zawsze mają odwagę, by o nich mówić. Mam nadzieję, że te wiersze będą dla Ciebie wsparciem i zrozumieniem, że nie jesteś sam w swojej walce. Być może odnajdziesz tu własne emocje, myśli i doświadczenia, które pomogą Ci poczuć się mniej samotnym.

Zapraszam Cię do podróży przez te wiersze, do zanurzenia się w słowach, które mogą czasem zranić, ale też, jak w moim przypadku, leczyć. Czytając je, otwórz swoje serce na emocje i refleksje, które mogą w Tobie obudzić. Niech ten zbiór stanie się miejscem, gdzie znajdziesz wsparcie, zrozumienie i, być może, inspirację do własnej walki z trudnościami.

Dziękuję, że zechciałeś sięgnąć po tę książkę. Niech przyniesie Ci ona ukojenie i nadzieję.

Ściskam ciepło,

Monika Piwińska

Wiersze

***

Nierówne ścieżki,

Wyboiste drogi.

Ciągle trzeba patrzeć w dół,

Pod własne nogi.


Ciemne zaułki,

Ulice jednokierunkowe.

Czasami chciałabym zawrócić,

Ale już nie mogę.


Ograniczenia.

Znaki.

Bariery.


Ile jesteś w stanie siebie dać?

Co zrobisz dla rozgłosu,

Poklasku i kariery?


Ile części siebie

Wśród gówna i odpadów

Zostawisz gdzieś za płotem?


Czy sprzedasz własną duszę,

By ludzie obsypali cię złotem?


By na tronie usadzili,

Jak na króla przystało?


Nie łudziłabym się,

Bo twa dusza i serce

To wciąż dla nich za mało.

***

Oderwane od rzeczywistości

Poszarpane kawałki przeszłości.

W ciemności leżące,

Tak dalekie od doskonałości.


Zapomniane,

Niechciane,

Wzbudzające żal.

Nie wracaj,

Nie patrz już w dal.


Choć kłują i palą,

Do góry nogami Cię wywracają,

Do winy namawiają,

Czy pewny jesteś, że prawdę ujawniają?


Oderwane od rzeczywistości

Poszarpane kawałki przeszłości.

Zagmatwane,

Często nie znają litości.


Zamknięte,

Ściśnięte,

W kącie zbutwiałe.


Urwane,

Zdewastowane filmy czarno-białe

Rozdrapują rany,

Kiedy ciało odrętwiałe.


Tak trudno o ciszę,

W której można odnaleźć siebie,

Gdzie nie słychać dźwięków przeszłości.


Tak trudno o miejsce.

Nie wiem, jak odnaleźć się

W tym świecie

Wyimaginowanej przynależności.

***

To, co było,

Bezlitośnie

Często do mnie wraca.


Bieg wydarzeń,

Setki wspomnień,

Koło swe zatacza.


Szelest, szepty.

Nieustannie

Wciąż nie milkną przeszłości echa.


Błagam,

Proszę:

Niech ma głowa tego zaniecha.


Szare,

Ciężkie,

Rozbiegane

Myśli dookoła.


Wróć,

Zawracaj,

Chodź tu —

Przeszłość ciągle woła.


Nie chcę —

Wrzeszczę.

Daj mi wreszcie spokój.


Idź stąd,

Zostaw,

Więcej nie prowokuj.

***

Jak długo wiernie na baczność stoicie,

Podpieracie ramieniem swoich braci.

Tyle widziałyście, a wciąż milczycie,

Jednak żadne z was nadziei nie traci.


Gdybyście śpiewać mogły,

Jaka byłaby wasza melodia?

Czy opisałybyście świat jako podły?

Czy uciec można było od wroga ognia?


Ileż sztormów, burz, wojen przeżyłyście.

W strugach deszczu wciąż stoicie.

Ileż romansów, miłostek widziałyście.

Jak strażnicy tajemnic milczycie.


Jak głęboko korzeni

Sięga ludzkości historia?

Czy miłość świat odmieni?

Ileż to razy słyszałyście słowo „victoria”.


Jak piękne i bolesne chowacie sekrety,

Tańcząc, chwiejąc się na wietrze.

Strzelano, wbijano w was sztylety,

Przeżyłyście czasy niebezpieczne.


Po dziś dzień stoicie dumne,

Wciąż słuchając ludzkich rozterek,

Pamiętając czasy krwawe i zgubne

Pełne tułaczek i wojażerek.

***

Dookoła stosy śmieci,

Porzucone głodne dzieci.


Wierz mi,

Me oczy widziały już zbyt wiele.

Mój duch

W zatruwanym żyje ciele.


Sznureczki,

Marionetki,

Udawani przyjaciele.


A idź w cholerę.


Sztuczny,

Wyimaginowany,

Zepsuty świat.


Pusta miłość,

Tak wiele zdrad.


Tuszowane zbrodnie,

Ministrowie trzymający nas za mordę.


Fikcyjna wolność,

Umierająca ziemi płodność.


To nie bajka,

Życie daje w kość.

Krzycz,

Wyrzuć z siebie tę złość.

***

Wsłuchaj się w ciszę swojego istnienia,

Bo choć milczy,

To tak wiele ma do opowiedzenia.


W skrawkach rozdartych wspomnień,

Jak na wyciągnięcie ręki,

Gdy zamkniesz oczy,

Usłyszysz znane dźwięki.


W szczelinach bijącego serca

Zapisane obrazy

Przeistaczające się w emocje,

Chowające się urazy.


Głębiej i głębiej

Doszukujesz się sensu.

Kopiesz w pośpiechu,

Dławisz się od zbyt dużego kęsu.


Rany od szkła roztłuczonego,

Uciekając od wspomnienia.

Rysy od czasu niezliczonego,

Bojąc się własnego cienia.


Ech.


Te wieczne w siebie zwątpienia.

***

Powoli


Zerwiemy łańcuchy,

Uwolnimy się,

Wyrwiemy z niewoli.


Powoli


W swoim tempie,

Bez pośpiechu

Wyzwolić chcemy się od grzechu.


Powoli


Wrócić do siebie,

Podziwiać życie

W bezdechu.


Powoli


Gdzie nikt ran nie soli,

Gdzie cisza duszę koi,

Gdzie oddać można się swawoli.


Powoli


Bez strachu,

Czy ktoś zakaże,

Czy pozwoli.

***

Te same łąki,

Te same pola,

Lecz historie już inne.

Młodzieńcze wspomnienia beztroskie,

Niewinne.


To samo miejsce.

Powietrze pachnie tak samo,

Lecz twarze nieznane,

Z czasem zapomniane.


Jakby czas się zatrzymał,

Choć wciąż nieustannie płynie.

Nikt nie przypuszczał, że tak szybko minie.


Te same drogi,

Niebo to samo,

Lecz drzew już wokół nie ma,

Pod stopami zmieniła się ziemia.


I rozbrzmiewają dziecięce uśmiechy

Gdzieś w sercu zapisane.

Za zamkniętymi oczami widoki te same.


I choć czas pozmieniał niektóre aspekty,

Ludzie dodali nowoczesne obiekty,

Wspomnienia zawsze pozostaną żywe,

Bo wciąż żyją w nas, są takie prawdziwe.

***

Szosami,

Obwodnicami,

Wąskimi ścieżkami


Pełnymi dziur, błota i kłód,

W upał i chłód,

W gradobicie —


Szłam.

Szłam, by znaleźć nadzieję

I w brudnym, zaparowanym szkiełku

Swoje odbicie.


Z brudnymi paznokciami,

Zdartymi kolanami i rękami —


Od czołgania,

Kopania grobu własnego

Dla ciała ziemskiego.


Przez lata,

Przez wieki,

Marząc, by zamknąć powieki.


Te wszystkie kręte,

Wyboiste drogi,

Boże mój drogi,


Prowadzą do samego siebie,

Do początku i końca,

Do pochmurnego nieba

I wschodzącego słońca.


Do żali,

Do miejsc, gdzie ziemia pod stopami się wali,

A gorycz rozpaczy w gardle tli się,

Parzy i pali.


Do szczęścia,

Do stanów euforii, gdzie wszystko możliwe,

Wszystko do wzięcia

W przeciągu oka mrugnięcia.


I tak wszystko ze sobą się zazębia,

Gdy nagle odkrywa się głębia

Własnego istnienia

Bez cienia zwątpienia


W świat i ludzi.

Proszę, niech nikt mnie nie budzi.

***

Ileż odwagi trzeba było mieć,

By ponownie zejść na ziemię,

Pozostawić za sobą niebiosa.

I tęsknię tak bardzo za domem,

Łkając i stojąc bosa.


Z oporem to życie mi się przytrafia,

Trudności nie widać końca.

Przytłaczająca ziemska scenografia,

Bez informacji od Twego gońca.


Rozpacz.


Rozpacz mnie dziś przygniata,

Gdy patrzę na ten świat dookoła.

Tęsknota w duszy mego serca,

Głos Twój zza światów mnie wciąż nie woła.


I patrzę w górę,

Szukam tam Ciebie, Boże.

Kto inny, jak nie Ty,

Mi dziś dopomoże?

***

Przyjdzie taki dzień,

Gdy stopy moje ostatni raz piasek poczują

I z oczu moich błysk się ulotni.


Usta moje twoich dotkną,

Pocałują,

Pozostaną wspomnieniem

Wszystkie wcześniejsze dni.


Serce już dźwięku nie wydobędzie,

Płuca oddadzą ostatnie tchnienie.

Zatrzyma się wszystko w szalonym pędzie,

Nastanie cisza i wybawienie.


I nie pomogą łzy i błaganie,

Z głębi serca modlitwa.

I choć słyszeć będę Twoje wołanie,

Dobiegła końca ma ziemska gonitwa.


Z nieba dla Ciebie gwiazdę zapalę,

By światłem Twoją twarz łzami zalaną wysuszyła.

Niewidzialną mocą w Tobie nadzieję rozpalę,

By Cię w smutku pocieszyła.

***

Pozostawiona sama sobie

Na drodze autodestrukcji

Jak wadliwy produkt

W masowej produkcji.


Dookoła milion spojrzeń

Zimnych, oceniających.

Zero gestów czy ruchów

O człowieczeństwie przypominających.


Jak działa ten świat,

Jak strasznym jest miejscem,

Gdzie wszystkim miłości brak,

Gdzie mur między społeczeństwem.


Jak długo żyć można

Na tej ziemi zbutwiałej?

W ciemności, bez ognia

Płynąć na tratwie spróchniałej?

***

Siedzę sama

Otumaniona chemią.

Patrzę na liście spadające z drzew,

Wirujące nad ziemią.


W głowie milion myśli,

W ciele tak wiele zamkniętych emocji,

Lecz brak mej reakcji,

Brak mi lekkości.


Ciężka, obolała z zaszklonymi oczami

Rozmyślam i tęsknię za pięknymi chwilami.

Wiem, że wrócą,

Są na wyciągnięcie ręki,

Lecz zagłuszane przez rozpaczliwe jęki.


Przez mą rozpacz,

Przez wielkie żale,

Tak potężne i nieokiełznane

Jak wzburzone fale.

***

Dotknęłam dziś twojego głosu,

Włożyłam go do kieszeni.

Słyszałam łzy twoje,

Płacz milionem barw się mieni.


Pod opuszkami palców

Poczułam jego cierpienie.

Jesteśmy tacy zagubieni,

Milczymy jak kamienie.


Widziałam jego myśli

Pod zasłoną nocy.

Przerażony jak dziecko

Rysą na szkle wołał pomocy.


Wiatr rozwiewa nasze żale,

Niesie je aż po horyzont.

Marzymy, by zabrały nas fale,

Wyrzuciły na bezpieczny ląd.


Iluzja zaślepia nam oczy,

Gasząc światło naszych serc.

Cień przeszłości pewnie za nami kroczy,

Zmęczeni nie mamy siły już biec.


W kołowrotku wszystkich zdarzeń

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 15.75
drukowana A5
za 30.05