E-book
7.88
drukowana A5
28.32
Promień zachodzącego słońca

Bezpłatny fragment - Promień zachodzącego słońca


Objętość:
103 str.
ISBN:
978-83-8414-590-6
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 28.32

Euterpe. Wyznanie miłości

Oczaruj mnie swą poezją

Zabij mnie rymem składnym

Niech twoje strofy w myśl mi zapadną

Niech słowa jak zapach róży lekkie się snują


Z zamkniętymi oczami chcę czuć twoje wiersze

W sen zapadając niech zdania słyszę

Niech mnie urzeknie ich płynna składnia

A dla domysłów miejsce niech zostanie


Z tomikiem wierszy pod poduszką

Senne marzenie ciąg dalszy mi dośni

Może będziesz w nim w letniej sukience

Rozsyłała wiersze jak wiatr dmuchawce


Będę chciał złapać te maleńkie latawce

Na których rymem wypisałaś szczęście

Na których ślad swoich myśli zostawiłaś

Po których kochać cię to mało i mało


Wiem że poezją nie uratujesz świata

Ale pędzących w otchłań możesz pocieszyć

Pozwól mi być twym kochankiem i sługą

Zanim w nicości wszyscy przepadniemy

Ostróda, 24.10.2024

Dzień dobry

Wyszedłem z domu z uśmiechem,

„dzień dobry” spotkanym w parku mówiłem.

Spojrzeli na siebie zdziwieni.


A ja się uśmiecham do ludzi,

a ja do wszystkich się śmieję.


Dziecko łabędzie z matką karmiło,

„czas ten szczęśliwy” — myślałem.

Odpowiedzi na moje „dzień dobry” nie było.


A ja się uśmiecham do ludzi,

a ja do wszystkich się śmieję.


Na ścieżce zakochanych widziałem,

„dzień dobry”, poza nami nikogo nie było,

ponad moją głową na chmury patrzeli.


A ja się uśmiecham do ludzi,

a ja do wszystkich się śmieję.


W autobusie na dziewczynę spojrzałem,

skinęła głową z uśmiechem.

Uśmiechała się ona do ludzi,

ona do wszystkich się śmiała.

Ale to było kiedyś, w Londynie.

Ostróda, 15.03.2024

Dlaczego Dzień Poezji jest w marcu?

Był grudzień zeszłego roku,

gdy na Twoich włosach

skrzyły się płatki śniegu.

W dłonie je brałem

i przy Twym śmiechu

do chmur odsyłałem.


W maju któregoś roku

wianek z konwalii uwiłaś,

giną pod powiekami obrazy.

Chyba siedzieliśmy na kocu,

oczy, pamiętam, zmrużyłaś.


Był czerwiec, a może lipiec.

Nie mówiłem Ci o tym.

Sukienka Twoja prześwitywała.

Na wietrze się rozwiewała.

Odchylała.

Obiecywała.


Jesienią pod parasolem szliśmy.

Ludziom, nie mnie, zimno było.

Herbatę w kawiarni piliśmy.

W imbirowym Twym pocałunku

były o kochaniu wszystkie sonety

i o miłości nad pieśniami pieśń.


Wiosną nowe przychodzi.

Grube palta wkładamy do szafy.

W kieszeniach zapinamy listopad i luty.

Kiedyś tam znajdziemy, z następną jesienią,

paragon pachnący imbirową dziewczyną.

I zastanawiam się:

dlaczego Dzień Poezji jest w marcu?

Gdy śnić pięknie można też zimą.

Ostróda, 21.03.2024

Chcę wybrać się w podróż

Chcę wybrać się w podróż

Na wielką wyprawę wyruszyć

Może tylko z plecakiem i marzeniami

A może z kuframi i walizami

I kanapkami i herbatą w termosie


Kupię bilet na pociąg donikąd

Wysiądę na przypadkowej stacyjce

Miejscowi będą mi się przyglądać

Napiję się wody ze studni

Potem pójdę przez rzepaki i zboża


Może balonem z wielką gondolą

Która pomieści moje tęsknoty

Gdzieś pośród nicości balon wyląduje

Nie będę wiedział gdzie jestem

Życie zacznę na nowo


Aeroplanem polecę na antypody

Oceany bez kresu z góry będę oglądał

Zimą u nas u nich jest lato

Zobaczę czy to prawda

Że w Australii chodzą nogami do góry


A może życie abordażem wezmę

Zaciągnę się do pirackiej załogi

Szubienicznicy będą moimi kompanami

Kordelas będzie mym przyjacielem

Gdzieś na krańcach świata skarby zdobędę


W Maroku zatrudnię niebieskookich Berberów

Karawaną wielbłądów i z psami wyruszę

Po Czarnym Lądzie miesiącami wędrując

W końcu zobaczę czy tamten przylądek

Jest rzeczywiście nadziei dobrej


A tymczasem siedzę w oknie swojego mieszkania

Może bym gdzieś się ruszył na spacer

Ale to z domu wyjść trzeba

I buty założyć i kurtkę

Czy się opłaca?

Przecież zaraz ciemno

Zaraz trzeba będzie wracać

Ostróda, 5.09.2024

Podkowa

Pamiętam stukot kopyt końskich po bruku

Świat był wtedy jakby mniejszy

I świat był wtedy jakby piękniejszy

Problemy dorosłych mnie nie dotyczyły

Troski zdejmowali mi inni


Pamiętam też wozy na żelaznych obręczach

I woźnicę w baranim kożuchu

W wiejskim sklepie „sklepowa”

Drew dokładała do pieca

Chłopy tam piwo grzali


Zimnokrwiste zmarznięte ogiery

Zarzuciły na siebie łby

Cierpliwie woźniców czekały

Na lejców pierwsze szarpnięcie

Ciężkie wozy ciągnąć gotowe


Końskie podkowy dzwoniły

Żelazne koła stukały

Stara kuźnia zamknięta ostatni kowal umarł

Nikt już podkowy „na szczęście” nie znajdzie

Świat nie pytając pognał do przodu


Jeżeli nie pamiętasz podków dzwonienia

Ciesz się swoją młodością

Już z innymi problemami istnienia

A jeśli przypadkiem znajdziesz podkowę

Zachowaj ją gdzieś w zakamarku domu


Może szczęścia ci nie przyniesie

Ale to znak epoki minionej

A może w czasie bezsennej nocy

Kiedyś wiersz o podkowie napiszesz

Ostróda, 16.11.2024

Pogorzelisko

Ze wspomnień zasłyszanych pieśń ułożę,

nie słowa o miłości i wiośnie.

Nie o szczęściu.


Nie o bohaterstwie będzie to poemat.

Nie o chorągwi we krwi umaczanej.

Nie o barykadzie na rubieży ostatniej.

I nie o w chwale zwycięstwie.


Zawrę w poemacie o przemijaniu

słowa w chronologię ułożone.

O szarym człowieku będzie to opowieść.


Do ogniska gdzieś nad jeziorem

przysiadł się wędrowiec.

Gdy kubek z trunkiem koło zatoczył,

a myśli bardziej lotne się stały,

zaczął snuć wspomnienia.


Gdy jako pacholę młode, nieświadom jeszcze

i życia, i przemijania byłem,

gdy stalówką „Ala ma kota” nauczyłem się pisać

i po czytanych w klasie bajkach

pomiędzy szare okładki bibliotek wszedłem,

czas miniony nie okazał się światem, jaki znałem,

nie był pierwszomajowym festynem.


W książkach odkryłem cZŁOwieka.

Wojny od zawsze „w imię Boga!”.

Wojny o ZŁOto albo o wodę w studni.

O kobietę cudną albo o wizję szaleńca.


Telewizor z anteną na strychu

czarno-białą prawdę przekazywał,

„nasi” byli dobrzy, „tamci” — tylko źli.

W książeczkach „z tygrysem”

batalie tylko zwycięskie były.

Z rozszerzonymi źrenicami

zrozumieć Auschwitz nie mogłem.

Człowiekowi — cZŁOwiek?


Gdy sztormy nadciągały,

do szafy się chowałem —

trzydrzwiowej, pachnącej ciężką odzieżą.

Czekałem na DOBROtliwe ręce.

ZŁO mnie pierwsze znajdowało.


Gdy z dziecięcego wieku wyrosłem,

w świat iść czas nastał.


Jak tylko przestałem drzeć ryja w pociągu…

„…niech żyjeee naaam rezerwaaaaa….!!!”,

zrozumiałem, że życiem niedoświadczony,

mądrości uniwersalnych nie znając, świata nie zawojuję.

„Sted” smęcił o gzygzakowatym życia sznurze.

Nie kupiłem biletu w jedną stronę.


Utknąłem. W miasteczku bez perspektyw.

Utknąłem bez perspektyw. W miasteczku.

Marazm codzienności, bylejakości, szarości.


„Idź w świat, idź” — myśl dręczy.

„Idź, nim ziemia cię skryje”.

Poszedłem. Ostatnim zrywem.

Wyruszyłem poza horyzonty.

Wiele lat

z krwawiącymi dłońmi

i krwawiącym sercem.

Z wiatrem w oczy,

z piachem pod powiekami.

Szedłem.

Przyjaciół, których nie miałem,

nie miałem jeszcze bardziej.

W przyszłość próbowałem patrzeć —

jeszcze odleglejsza była.

Za mną dymiło pogorzelisko

dogorywających wspomnień.

Przede mną nic.

Lata mijały.


Aż zapału i zdrowia nie starczyło.

Europa mnie nie pożarła.

Ja odporny na pokusy świata byłem.

Czas do Miasteczka wracać.

I oto jestem.

Zmęczony.

Wędrowiec, tułacz, marzyciel.

Pochylił się, poprawił płonące patyki w ognisku. Zrozumiałem, że to koniec opowieści.


W świetle płomieni ujrzałem jego twarz. Skupioną, poważną, bez emocji. Zwykłą.


Wstał, skierował się do namiotu. Odpinając moskitierę, zwrócił się do mnie z ciemności: „Pamiętaj o tym, co jest w życiu najważniejsze”.


Wczesnym rankiem, gdy się obudziłem, już go nie było. Pozostała wygnieciona trawa w miejscu, gdzie stał jego namiot.


Przez chwilę zdawało mi się, że jeszcze gdzieś tam pośród zarośli widzę oddalający się jego oliwkowy kapelusz.

Lustro

Na siedem części się lustro rozprysło

Na siedem kawałków jak siedem lat złych

Jednocześnie w siedmiu obrazach się widzisz

Nie wiesz który prawdziwy jesteś


W siedmiu odbiciach siedem masz twarzy

Jak siedem żyć siedmiu ludzi

Siedem bytów i siedem historii

W siedmiu głębiach lustra schowane


Kiedyś jedno odbicie i jedną twarz miałeś

Przeraża cię twoja wielość

W każdym kawałku cząstka twej duszy

Cząstka ciebie w każdym odłamku


Czasem przeleci myśl przez głowę

Aby taflę szkła posklejać

Starannie składasz lustra fragmenty

Trochę krzywe zwierciadło wychodzi


Z mozołem ślęczysz nad pracą

Samotny w blasku Księżyca

I nie wiesz jeszcze o tym

Że z każdego z siedmiu nieszczęść

Siedem nowych być może

Ostróda, 19.10.2024

Żarna życia

Marzeniom nie należy stawiać poprzeczki zbyt wysoko.

Paulo Coelho, „Kronika. Ślepiec i Everest”

Marzenie marzenie marzenie

Myśli tęsknienie

Głowy rojenie


Drwiąca twarz Momusa

Spośród chmur wyciąga szyję

W naiwności o radę prosiłeś


Pinokio chętnie cię wysłuchał

Spełnienia marzeń — szepnął ci do ucha

Drewnianą rączkę podniósł myślałeś że ci macha


Usiądziesz w cieniu nad potokiem

Przelecą marzenia przez głowę

Pamiętasz fantazjowań mniej niż połowę


A tak było pięknie mieć marzenia

O jasnym dziewczyny warkoczu

Który gdzieś na szlaku przemknął


O stworzeniu siedmiu cudów swoich

Gdzie życie by się wiodło jak na błękitnej rafie

Albo w Wiszących Ogrodach Babilonu


O domu cichym i bujanym fotelu

I w telefonie szczebiot z oddali

I dzwonek do drzwi — co słychać?


Żarna życia marzenia zmieliły

Plewy wywiało na wiatr

Podpłomyki dawno się przypaliły


Teraz już wiesz na pewno

Marzenia się nie spełniają

Spełniają się tylko (czasami) plany

Ostróda, 26.06.2024

Ławka

Na ławce cień usiadł

samotny tak bardzo

jak tylko bez właściciela

cień samotny być może.


Z magii Księżyca cień chłopaka wyszedł,

dziewczyna z magii mgły się przysiadła.

Patrzeli sobie w oczy przez chwilę,

rozpłynęli się każde w inną mgły stronę.


Cienie staruszków na ławce usiadły,

czekali na coś w milczeniu.

Twarze zasmucone, ale siebie mieli.

W mgłę, trzymając się za ręce, wsiąknęli.


Cień w kapeluszu pszczelarza

spojrzał na cień przy skraju ławki.

Kiedyś mało ze sobą rozmawiali

i teraz też się nie odezwali.


I przychodziły cienie znikąd,

i przezroczyście się rozwiewały,

i rozpływały się w powietrzu.

Znikały, jakby ich tutaj nigdy nie było.


W każdym parku jest taka ławka,

gdzie nocą spotykają się cienie.

Chciałyby powiedzieć niewypowiedziane,

pragną słyszeć nieusłyszane.


I ty kiedyś cieniem będziesz,

nic już nikomu nie powiesz.

I srebrną mgłą się rozpłyniesz,

czas miniony we mgle na zawsze zaginie.

Ostróda, 30.04.2024

Myśli przy ognisku

Pod zielonym stropem

Który kolumnadowe drzewa dźwigają

Ogień rozpaliłem


Tam gdzie blask ognia z mrokiem się styka

Kalejdoskop wizerunków jak w Starym Kinie

W asynchronii dźwięk z obrazem się przenika

Stara taśma trzeszczy film za chwilę znika


Innego nie znajdując oczyszczenia

W żar ogniska wnikam

Do każdej skry w niebo lecącej myśl przypinam

Im wyżej iskra do góry leci

Tym dłużej byłeś(-aś) w mej pamięci


Pośród paprotników świetliki w bezładzie

Oczarowują mnie spektaklem

Maleńkie latarenki

Każda strażnikiem jednego marzenia

Zgasną o brzasku

Tak marzenia zmienią się w rojenia


Żar ognia przygasa

I czas namiętności w sercu wygasić

Dym nad jeziorem snuje się leniwie

Myśli trzeba wyciszyć zapomnieć

Jeszcze w górę w koronę drzew spojrzę

Oto świątynia moja

Oto miejsce moje

Oto ja

Ostróda, 4.08.2024

Sprzedawca wierszy

Stanąłem z książką przy głównej ulicy,

wiersze przechodniom chciałem recytować.

Nocą nad nimi ślęczałem.

Nie słuchali o tym, jak kładłem

na Księżycu gałązkę kwitnącej magnolii.


Na targowisku stragan otworzyłem,

wiersze rozłożyłem na kartkach.

Romantyczne, liryczne i te patriotyczne.

Wiatr powiał, słowa na kartkach fruwały,

nikt nie zbierał myśli porwanych.


Zamarzyłem, jak poeta natchniony —

z księgami zbłądzę pod strzechy.

Usiądę w izbie z dziatwą dookoła.

Przy świecy baśnie snuł będę.

Idź stąd, bajarzu, nam Internet potrzebny.


Usiadłem pośród żółtych nawłoci,

ani zbawcą, ani wieszczem nie będę.

Świat pędzi w otchłań, przed siebie.

Czy bluesa nad ranem jeszcze ktoś słucha?

Czy poezja jeszcze komuś potrzebna?

Ostróda, 19.04.2024

W faltyjańskim lesie

Pośrodku orkiestronu jestem

Muzyka zewsząd otula mnie dźwiękiem

To adagio by za chwilę vivace

Nie wiem kto kompozytorem kto dyrygentem


Po mchu niczym w przybrzeżnych falach brodzę

W zielonym runie buty zapadają się głęboko

Oderwany od świata w koronach drzew błądzę

Dziękuję ci za te chwile słońce


Drogi przede mną rozstajne

Już na rozdrożu po wielokroć byłem

Teraz w którąkolwiek pójdę stronę

Będzie dobry to kierunek


Na pniu pośrodku leśnej polany

Niczym komnaty pałacowej usiądę

Królem w tym zamku ktoś inny

Ja niewidoczny będę


Zamknę oczy

Poszumem drzew

Śpiewem ptaków się wzruszę

W stuletnim lesie jestem

Chwilo trwaj — za poetą powtórzę

Faltyjanki, 4.04.2025

Gorycz wytrawnego wina

(moje z martwych wstanie)

płynę w pozaświaty

pod powiekami obrazy

   zasłyszane

     widziane

        zmyślone

           nierealne


odchodzę niepostrzeżenie

  w niebyt

     w nieistnienie


ostatni haust powietrza

smakuje

jak kielich wytrawnego wina


jak w moje narodziny

aniołowie

na lutni nie grali

tak moje z martwych powstanie


cudem nie będzie

   boskim

      niebieskim


tam gdzie jeszcze

mój oddech

wisi w powietrzu


gdzie jeszcze

trawa ugięta

od stąpania mojego


gdzie na rozstajach

przydrożny kamień

na którym przysiadłem


wszędzie

w tych miejscach

gdy o mnie pomyślisz

tam będzie

po wielokroć

moje

z martwych wstanie

Ostróda, 3.04.2024

Codziennie mnie mniej

Mniej mnie codziennie

Codziennie trud większy i większy

I świat coraz trudniejszy

Z myśli odkrywczych i pięknych

Wiersz coraz bardziej koślawy

Wers niepotrzebny niechciany


Piękni piszą wiersze codziennie

Teksty jak diamenty szlifują

I wyważenie i barwa i czystość

Świat co rusz słowem malują

Kiepski wiersz i klejnot nie zachwycą

Dna szuflad łzy miłości ukryją


Noc sierpniowa za oknem

Młodzież w barze pobliskim

Herbata dawno wystygła

Szukam weny w hiszpańskim winie

Czas to rozmarzenie kończyć

Za chwilę dzień kolejny się zacznie


Jednego wiernego mam czytelnika

Który się wzrusza mym słowem

Przy świecy i dźwiękach skrzypiec

Sam się zanurzam w swe teksty

Widz jeden i aktor jeden

Wieczór autorski samotnym wieczorem

Ostróda, 23.08.2024

Ślepy komiwojażer

Przyjdzie do ciebie komiwojażer

Omami cię pięknymi wizjami

Krainę szczęśliwości obiecywać będzie

— Tylko pragnij!

— Musisz bardziej chcieć!

            Chcę!

Będziesz wrzeszczał

            Chcę tego!


Kiedy zauważysz że on jest ślepy

Zabij go

Zabij go brutalnie

Rozerwij jego ciało na strzępy

I wrzuć w otchłań niepamięci

Jak on nie miał skrupułów

Tak i niech ciebie sumienie nie dręczy


Podnieś swoją chorągiew wysoko

Trzymaj za rękę kogoś

Razem drogi szukajcie


Z każdego labiryntu jest wyjście

I ja znam na to metodę

Ale powiedzieć ci nie mogę

Dopóki

Nie zabijesz ślepego komiwojażera

W sobie

Ostróda, 22.04.2024

Spotkanie w kawiarni

— Pan tak coś pisze w skupieniu. Czy coś ciekawego?

— Nie, proszę pani, to tylko myśli urwane.

— Chętnie posłucham.

— Zawiedzie się pani, jest bałagan na tej kartce jak w damskiej torebce.

— Pan mnie chyba obraża lekko.

— Przepraszam, nie chciałem, ale zapewne ma pani tam ładowarkę do telefonu i kabelek. I mały pilniczek, i scyzoryczek, kosmetyki i śrubokręcik. Klucze do mieszkania w mansardzie i sto jeszcze innych rzeczy.

— Nie wie pan jeszcze, że mam tam w jednej kieszonce serce ogromne dla wszystkich. W innej przegródce mam uśmiech dla pana i szminkę mam też czerwoną, którą tak lubią mężczyźni. Mam też zdjęcie osób kochanych i słońce na dni ponure, i nieważny bilet na koncert, i pocztówkę z wakacji, którą dostałam, i kamyk zielony znaleziony nad morzem.

— Pocztówkę z wakacji? Starą?

— Za każdym razem, jak na nią spojrzę, to wiem, że o mnie ktoś, gdzieś tam, kiedyś pomyślał. Pan też ma takie wspomnienia? Czy tylko siedzi pan w kącie i skrobie, myśląc, że jest poetą?

— Rozumiem, że to mała zemsta za „bałagan w torebce”. Ładnie się pani śmieje. Nie jestem poetą, ot czasami jakieś myśli na papier przeleję.

— Ale siedzi pan w tej kawiarence nie bez powodu.

— Szukam inspiracji. I powiem pani, że mało mam w swej męskiej torebce. Portfel i klucze do auta, i słuchawki. Nie mam wspomnień jak pani i słońca.

— Słuchawki? Lubi się pan wyłączać, może nie lubi pan ludzi, ucieka.

— Nie, proszę pani. Lubię ludzi, ja ich obserwuję i opisuję, może nie dosłownie, ale z nich czerpię. Poza tym czymże jest aktor bez widowni?

— A jednak myśli pan o widowni i o podziwie?

— Wiem, to małe jest, ale takie ludzkie. Pani też o tym myśli.

— Pisząc wiersze, po cienkim lodzie pan chyba stąpa?

— Raczej to jak wyprawa małą łódką w nieznane. Wypływasz z przystani, ląd się oddala, za chwilę go nie widać. I nie wiesz: płynąć dalej czy zawracać? Płyniesz dalej. Gdy w końcu docierasz do celu, okazuje się, że tam nikt nie czeka. Ludzie zajęci swoimi sprawami nawet nie zauważyli, że przypłynąłeś.

— Chyba wszyscy tak mamy. Czekamy na wenę, która kiedyś przyjdzie niezapowiedziana i może odejść, nie żegnając się.

Odwróciłem spojrzenie na zegar na wieży ratuszowej. Pomyślałem, że się zasiedziałem. Rozejrzałem się po sali. Kawiarenka powoli się wyludniała. Przeniosłem wzrok na moją przypadkowo poznaną partnerkę do rozmowy.

Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że krzesło, na którym siedziała, nie jest zajęte, a kieliszek, z którego piła czerwone wino, jest pusty.

Ze świecy, która zgasła, unosił się jeszcze orientalny zapach wanilii.

Ostróda, 3.09.2024

Promień zachodzącego słońca

Mój i tylko mój jest ten promień

Po którym biegną do Słońca me tajemnice

Wzniosą się do słonecznej jasności

myśli moje

     życie moje

          moje wszystko

Aby unicestwić się tam na zawsze

Przeminąć jak fala na brzegu morza

Jak wyschła łza w oku na obczyźnie

Jak rzucone mimochodem dzień dobry


Wstępując na promień zabiorę ze sobą

To czego inni nie widzieli

Zdarzenia które ułożyły się w moje istnienie

w moje myśli

     w moje życie

          we wszystko moje

Rzeczy malutkie niezauważalne

Jak żołądź wpadający do jeziora

Zatrzymana kropla na zamarzniętej szybie

Biały motyl który na mnie usiadł


Wieczorem Słońce schowa się za równikiem

Zabierając mnie na południe

Nazajutrz powróci beze mnie

Na innym słonecznym promieniu

Ktoś inny znajdzie swe miejsce

Ostróda, 1.09.2024

Samotność w Queensferry

Na nadbrzeżnym głazie zatoki Firth of Forth

Wiatr samotność smaga

Wiatr targa przeszłością

Przyszłości nie przepowiada

Przy Forth Road Bridge siedzę

W ogromie mostu niezauważalny nieważny


Gdybym był poetą

Napisałbym o moście wiersz

Godny królewskiego dzieła

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 7.88
drukowana A5
za 28.32