E-book
15.75
Projekt "Odrodzenie"

Bezpłatny fragment - Projekt "Odrodzenie"


Objętość:
73 str.
ISBN:
978-83-8104-878-1

Projekt „Odrodzenie”

Książka ta jest dziełem wyobraźni. Nazwiska, postacie, miejsca i zdarzenia zostały wymyślone przez autora lub użyto ich fikcyjnie. Jakiekolwiek podobieństwa do rzeczywistych zdarzeń, miejsc, osób żywych lub nieżyjących są przypadkowe.

Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być powielana lub przekazana w żaden sposób bez pisemnej zgody autora.

Rozdział 1

Generał Hammer wpisał kod dostępu na holograficznym wyświetlaczu, po czym przyłożył dłoń, aby potwierdzić swoją tożsamość. Potężne metalowe drzwi rozsunęły się, a stojący za nimi dwaj wartownicy stanęli na baczność i zasalutowali generałowi. Spieszący się Hammer niedbale przyłożył dłoń do głowy i ruszył dalej. Stanął przed kolejnymi drzwiami, machnął kartą przed czytnikiem i wszedł do środka.

— Dobrze, że jesteś — powiedział człowiek przeglądający dane na pulpicie konsoli.

— Jaka sytuacja?

— Straciliśmy kontakt z kolejną placówką obserwacyjną. To już siódma planeta.

— Co z sondami i oddziałami zwiadowczymi?

— Gdy tylko docierają do tamtego układu, natychmiast tracą połączenie z nami, ale jednej z załóg udało się przesłać bardzo krótką wiadomość.

— Włącz.

Generał po kilku sekundach pobladł, przyłożył głowę do pulpitu i przyglądał się obrazowi, który odtwarzał się na nowo co kilkanaście sekund.

— Kiedy ta transmisja dotarła? — zapytał nerwowo.

— Jakieś dziesięć minut temu.

— Działają jeszcze szybciej niż wtedy.

— Nie wiemy, co tam się dzieje naprawdę. Z tej transmisji wynika niewiele. Może to być przecież anomalia, która blokuje łączność.

— Nie. To Oni. Jestem tego pewny.

— Nawet jeśli to wróg, to nie jesteśmy w stanie określić, kiedy dotrze. Traciliśmy kontakt z placówkami w różnych odstępach czasu. Nadal mamy za mało danych. Proponuję wstrzymać się z podejmowaniem decyzji i poczekać trochę.

Generał odpiął guzik pod szyją, przetarł twarz i zaczął głęboko oddychać.

— Na ile jest ukończony projekt „Odrodzenie”?

Człowiek wykonał szereg czynności na konsoli, po czym wyświetliły się pożądane dane.

— Sześćdziesiąt pięć procent. Brakuje kluczowego podsystemu, mianowicie uzbrojenia, oraz są znaczne problemy z utrzymaniem stałego poziomu energii zasilającej. Przewidywany czas ukończenia to jakieś siedem lat.

— Przekaż inżynierom, że mają zaledwie tydzień. Jednocześnie postaw flotę w pełnej gotowości bojowej. Mamy jakiegoś kapitana?

— Uważam, że działamy zbyt impulsywnie.

— Nie obchodzi mnie twoje zdanie! Mamy kapitana czy nie?

— Dwóch potencjalnie. Młodzi, bardzo dobre wyniki, świeżo po akademii.

— Potrzebujemy bezwzględnego, zimnokrwistego człowieka, który utrzyma ich przy życiu.

— Nie mamy nikogo takiego. Wszyscy kapitanowie, którzy służyli podczas wielkiej wojny domowej, albo nie żyją, albo są schorowani.

— Nie. Jeden przeżył i ma się całkiem dobrze. Będzie w stanie udźwignąć taki ciężar, ale przekonanie go nie będzie proste.

— Kto?

— Kapitan Isaac Sokolov.

— Nie kojarzę nikogo takiego. W bazie także go nie ma.

— Wpisz: Ciemiężyciel, dowiesz się wszystkiego. Zwołaj radę wojskową na jutro rano.

— Tak jest!


Generał wszedł do kantyny. Duszny zapach alkoholu uderzył go gwałtownie. Ludzie siedzący przy stolikach spojrzeli na niego niepewnie i kilku nawet położyło dłonie na kaburach. Hammer zdjął ciemny płaszcz. Oczom ukazały się pagony i odznaczenia, między innymi: order Imperium, medal bohatera wielkiej wojny. Wszyscy odwrócili wzrok i wrócili do swoich spraw. Generał podszedł do baru i usiadł obok wysokiego i barczystego mężczyzny o bujnej brodzie.

— Widzę, że nadal lubisz tę kantynę — powiedział Hammer.

— Tutaj poznałem Katię. Nie ma żadnego innego miejsca, do którego mógłbym chodzić.

— Nie chciałaby, abyś co dzień upijał się do nieprzytomności.

— Zamknij się! — krzyknął brodacz. — Nie masz pojęcia, czego by chciała.

— Masz rację. Przepraszam.

— Czego tym razem chcesz?

— Potrzebujemy cię, Isaac.

— Ha. Poszukujecie ludzi od czarnej roboty. Będziecie siedzieć w przytulnych gabinetach, popijać drogą kawę, odbierać medale, a my będziemy posyłać na śmierć miliony. Nigdy więcej! — Wstał, splunął mu pod nogi i wyszedł.

Isaac wciągnął chłodne, nocne powietrze i spojrzał w gwieździste niebo.

— Oni powrócili.

— Pieprzenie. Osobiście zniszczyłem ich ostatni statek. Pamiętasz to? Dwa lata trzymali mnie w hibernacji, aby moje rany się zagoiły.

— Wiem, co czujesz.

— Gówno wiesz! Znajdź sobie innego samobójcę do swojej misji. Jak chcesz się bawić w Boga, to beze mnie.

— Nie będzie ani chwały, ani zwycięstwa.

— Co?

— Nie wygramy. Piętnaście lat temu wygraliśmy dzięki świetnym kapitanom, takim jak ty, oraz ogromnemu zapleczu gospodarczemu. Teraz nie mamy ani jednego, ani drugiego. To jest koniec i wszyscy o tym wiedzą.

— To co chcesz zrobić? Ostateczny marsz na śmierć?

— Chcę ocalić ludzkość. Nie po to ginęły miliony, abyśmy teraz odeszli i zostali zapomniani.

— Wyślesz tysiące statków kolonizacyjnych i będziesz liczył, że nas nie namierzą?

— Nie. Wyślę jeden najlepszy statek, jaki dotąd zbudowaliśmy, z najwybitniejszym kapitanem, jakiego zna Imperium.

— Po co mi to mówisz? Nie pomogę ci.

— Bo wiem, że postąpisz jak trzeba. Jeśli zmienisz zdanie, to jutro o ósmej jest rada wojskowa. Natomiast gdy postanowisz tu zostać, to więcej nie będę ci zawracał głowy.


Hammer dopiął ostatni guzik od munduru, wziął głęboki oddech i wszedł do sali obrad. Wzrok wielu generałów, inżynierów i kilku dowódców cywilnych zatrzymał się na nim. Przeszedł kilka kroków, włożył dysk do komputera i wyświetlił hologram na środku okrągłego stołu.

— Sytuacja jest bardzo zła, a wręcz tragiczna. Siły nieprzyjaciela zbliżają się w zastraszającym tempie. Obawiam się, że nie będziemy w stanie ich zatrzymać. Przyspieszyłem projekt „Odrodzenie”. W ciągu pięciu dni, mam nadzieję, uda się ukończyć statek.

— Jakimi siłami dysponuje wróg? Kiedy dotrze?

— Nie wiemy. Gdy się pojawi, to będzie nasz koniec. Wszystko, co teraz musimy zrobić, to dopilnować, aby projekt „Odrodzenie” powiódł się.

— Zbieramy ludzi, sprzęt i zaopatrzenie. W ciągu tygodnia powinniśmy wszystko zgromadzić.

— Mamy pięć dni zaledwie.

— Skąd taka dokładna data, generale?

— Przeczucie.

— Na statek załadujemy pięćdziesiąt tysięcy ludzi. Wyselekcjonowanych i przygotowanych, ale co z resztą? Pozostawimy miliony na ich pastwę?

— Z orbity zrzucimy bomby atomowe. Planeta stanie się martwa w ciągu kilku godzin.

— Zrzucać bomby na cywili?

— Jeśli macie inne pomysły, to słucham.

— Może powinniśmy przygotować ludzi na to wszystko?

— To już zostawiam wam. Mój zastępca przekaże wam resztę informacji. Ja muszę doglądać projektu.

Każdy ze zgromadzonych doskonale wiedział, że Imperium nie ma szans wygrać jakiejkolwiek wojny. Wszyscy umilkli.

Hammer wyszedł w pośpiechu. Całą twarz miał czerwoną, a ręce zlane zimnym potem. Usiadł na podłodze i oparł się o ścianę. Schował twarz w dłoniach. Po kilku minutach i głębokich oddechach uspokoił się. Wstał i ruszył do swojego gabinetu.

Przy drzwiach, na krześle siedział generał Isaac i wpatrywał się w pogniecione zdjęcie ukochanej.

— Isaac! — wykrzyknął radośnie Hammer.

— Jak wielkie jest to cacko?

— Pamiętasz swoje stado pancerników, którymi dowodziłeś?

— Oczywiście.

— Przy nim wyglądają jak myśliwce.

— Pokaż mi go.


Wahadłowiec leciał już od dobrych kilku godzin. Isaac siedział wygodnie przy oknie i obserwował przestrzeń kosmiczną. Natomiast Hammer przypiął się pasami do fotela i masował skronie. Co kilkanaście minut statek poprawiał kurs lotu, co skutkowało potężnym bólem brzucha generała.

— Ciężko ukryć budowę takiego statku przed ludźmi.

— Od podstaw budowaliśmy go w kosmosie tuż za Saturnem. Niewielu zadawało pytania, toteż udało się wszystko zachować w tajemnicy.

— Ciekawe. Kiedy będzie w zasięgu wzroku?

— Lada moment.

Isaac zbliżył się bardziej do okna i po kilku minutach zaniemówił. Dziesięć baz kosmicznych połączonych ze sobą w kształcie kwadratu tworzyło zewnętrzny szkielet. Wewnątrz, już za niebieskim polem siłowym, znajdował się projekt „Odrodzenie”.

— Jest… piękny — powiedział Isaac.


Weszli przez masywne drzwi. W środku panował niewyobrażalny harmider. Tysiące ludzi biegało w różnych kierunkach. Każdy chciał jak najszybciej wykonać swoją pracę. Wielu opuszczało plac budowy po całym dniu pracy. W ich miejsca przychodzili kolejni. Na nic nie było czasu. Do generałów podszedł niewysoki łysol z przekrwionymi oczami. Całą twarz i ręce miał zlane mieszanką potu i brudu.

— Jestem głównym inżynierem. Sir, za żadne skarby nie uda nam się go skończyć.

— Nie mamy wyjścia, zostało nam zaledwie kilka dni.

— Największym problem jest utrzymanie mocy. — Inżynier wyjął z kieszeni mały ekran, kliknął kilka przycisków i wyświetlił trójwymiarowy hologram. — Pomiędzy silnikami a centrum dowodzenia dochodzi do spadków napięcia, co często powoduje całkowite pozbawienie energii na kilkadziesiąt minut. Ta odległość liczy ponad dziesięć kilometrów. Wykrycie problemu jest czasochłonne.

— Zróbcie, co się da. Jak wygląda kwestia uzbrojenia?

— Zamontowaliśmy je, lecz wiele z nich jest niepodłączonych. Potrzebujemy minimum miesiąc, aby to jako tako chodziło.

— Za trzy dni startujemy.

— Nie ręczę, że poleci.

Łysol oddalił się w pośpiechu, a Isaac zbliżył się do niebieskiej bariery i przyjrzał się statkowi.

— Dlaczego jest pionowy?

— Inżynierowie twierdza, że będzie bardziej funkcjonalny.

— Uniki będą utrudnione, lot pomiędzy asteroidami wykluczony, a do tego łatwo przewidzieć trajektorie lotu.

— Poradzisz sobie.

— Mam nadzieje, że wiecie, co robicie.

— Chodźmy do centrum dowodzenia. Poznasz najbliższą załogę.

W centrum dowodzenia panował większy spokój niż na zewnątrz. Część ludzi dyskutowała nad hologramami statku, a część siedziała na fotelach i przecierała oczy ze zmęczenia. Podeszli do głównego stołu. Przemęczony personel dopiero teraz zorientował się, że ktoś przyszedł. Wszyscy błyskawicznie stanęli na baczność i zasalutowali. Generał rozkazał spocząć i wrócić do pracy. Po kilku minutach zbliżyła się do nich kobieta.

— Generale. Melduje, że załoga, która będzie towarzyszyć kapitanowi na mostku, jest już skompletowana — oświadczyła spokojnym i ciepłym głosem.

— To jest major Megan. — Hammer wskazał dłonią na kobietę. — Będzie twoim zastępcą oraz będzie ci doradzać w wielu kwestiach.

Bujne czarne włosy, spięte z tyłu. Kryształowe oczy, delikatna twarz jak u nastolatki, zgrabna figura. Owe atuty bardziej pasowały do żony arystokraty niż majora imperialnej floty.

— A to właśnie jest wasz kapitan Isaac Sokolov.

Isaac wyciągnął rękę, a major uścisnęła mu dłoń. Kapitan poczuł delikatną skórę i przyjemny zapach perfum. Spojrzał jej w oczy i dostrzegł coś, co widzą tylko mężczyźni.

Rozdział 2

Isaac rozsiadł się na kapitańskim fotelu. Gdy podniósł wzrok do góry, ujrzał kilka połączonych monitorów, na których widniały przeróżne informacje na temat statku. Przed nim znajdowała się mapa kosmosu w formie hologramu. Na lewo od niego siedziała major i sprawdzała dane na swoim wyświetlaczu. Wokół nich załoga sprawdzała wszystkie systemy po raz ostatni przed próbnym lotem.

— Zaczynamy. — Isaac spojrzał na major. — Zwolnić blokady!

— Zwolnienie za trzy… dwa… jeden… Zwolnione!

— Wyłączyć osłony stacji i włączyć silniki.

— Osłona wyłączona, lecz silniki nie reagują!

— Na monitorach wszystko wskazuje, że są sprawne — krzyknął mężczyzna odpowiedzialny za ten system statku.

— Powtórzyć odpalenie silników!

— Zastartowały, kapitanie.

— Dwadzieścia procent mocy. Piloci, powoli ruszamy.

Cała załoga poczuła, jak masywny, metalowy kolos ruszył.

— Raport!

— Wszystko wygląda dobrze, oprócz krótkich spadków energii w kilku podsystemach.

— Niech technicy się tym zajmą po powrocie.

— Zwiększcie moc do stu procent i lećcie góra-dół. Sprawdźmy, jak się trzyma konstrukcja.

— Tak jest, kapitanie!

Po kilku godzinach testów i manewrów wszystko wskazywało, że lot testowy zakończył się sukcesem.

— Zmniejszyć moc do trzydziestu procent i zawrócić do stacji.

— Kapitanie! — Megan spojrzała zdenerwowanym wzrokiem na niego. — Flota obronna ogłosiła alarm bojowy!

— Cholera jasna!

— Radar wykrywa wiele nieznanych statków, które za kilka chwil wejdą do naszego układu planetarnego.

— Natychmiast łącz z dowództwem.

— Wszystkie łącza są przeciążone, ale odbieramy jakieś zaszyfrowane połączenie.

— Odbierz!

Na głównym monitorze wyświetliła się ponura twarz generała Hammera.

— Isaac. — Przetarł twarz chusteczką. — Pomyliłem się, udaj się do tego układu. Przesyłam ci współrzędne.

— Na pokładzie nie mamy cywili, części załogi i dużej części zaopatrzenia!

— Ich też tam wysłałem. Dokonacie załadunku na miejscu. To jest mój ostatni rozkaz. Po jego wykonaniu przestajesz przyjmować rozkazy od kogokolwiek. Lećcie już, gdyż na długo ich nie zatrzymamy. — Hammer stanął na baczność i wyciągnął prawą rękę w formie salutu rzymskiego. — Niech żyje Święte Imperium i nasz drogi wódz! — Przyłożył pistolet do skroni i wystrzelił.

Isaac zamknął łącze i zwrócił się do załogi:

— Wprowadzić współrzędne, uruchomić subatomowy generator wiru kwantowego i skaczemy.

— Tak jest, kapitanie — krzyknęła major i wydała rozkazy podwładnym.

Subatomowy generator wiru kwantowego, w skrócie „sgwk”. Największym osiągnięciem ludzkości było stworzenie urządzenia, które pozwoli pokonać ogromny dystans pomiędzy układami w krótkim czasie. Sgwk niestety może być używany tylko wtedy, gdy nawigatorzy znają dokładne współrzędne miejsca, do którego chcą się dostać. W innym przypadku istnieje ryzyko wpadnięcia w czarną dziurę bądź uderzenia w planetę.

Z wiru kwantowego wyleciały dziesiątki okrętów. Niszczyciele, pancerniki i wiele innych nieznanych rodzajów statków. Flota obronna sformowała się w kształt prostokątów i otworzyła ogień. Dziesiątki tysięcy wystrzałów co prawda zniszczyło pierwszą falę, lecz kolejne odpowiedziały ogniem, który zdziesiątkował imperialną flotę.

— Za pięć minut wejdziemy w wir kwantowy. — Major spojrzała niedowierzającym wzrokiem w pulpit. — Kapitanie, nasza flota zaczęła zrzucać bomby atomowe na planetę. Co oni robią?

— Oszczędzają męczarni naszym obywatelom.

— Zabijając ich?

— Śmierć jest tysiąckroć lepsza od tego, co Oni im zgotują.

— Kim właściwie są Oni?

— Nie teraz! Co ze skokiem?

— Za pięć… cztery… trzy… dwa… jeden… wchodzimy w wir kwantowy.

Statek wszedł w wir kwantowy wyjątkowo gładko. Załoga nie odczuła typowego wduszenia w fotel podczas skoku.

— Ile czasu zajmie nam dotarcie do podanego przez generała układu planetarnego?

— Jakąś godzinę.

— Rozumiem. Ile systemów obronnych udało się uruchomić?

— Zaledwie dziesięć procent. Niestety, to tylko wieżyczki pomocnicze.

— Czyli jesteśmy niemal bezbronni?

— Niekoniecznie. Mamy cztery szwadrony myśliwców, każdy liczący dwadzieścia pięć maszyn, lecz na pokładzie mamy tylu pilotów, aby obsadzić zaledwie jeden szwadron.

— Mam nadzieję, że w transporterach lecących do nas będzie więcej pilotów.


Po niespełna godzinie statek wyszedł z wiru kwantowego. Niestety, wyjście oznaczało przeciążenie, które odczuł każdy człowiek w statku.

Kontrolki na pulpicie kapitana najpierw zapaliły się na czerwony kolor, po czym całkowicie zgasły. Po kilku minutach większość systemów na mostku padła.

— Majorze! Raport! — wydarł się Isaac.

— Ehm… — Major zaczęła nerwowo stukać w swój pulpit. — Straciliśmy zasilanie. Prawdopodobnie zwarcie w pobliżu sgwk. Wysyłam techników, ale naprawa trochę potrwa.

— Co z generatorami awaryjnymi?

— Nie dadzą rady zasilić całego statku.

— Niech zasilą najpotrzebniejsze podsystemy, hangar, i trzeba przywrócić łączność.

— Tak jest.

— Kiedy zastartują?

— Pół minuty.

Kapitan przetarł przekrwione oczy i zaczął wpatrywać się w czarny pulpit. Gdy się włączył, natychmiast ukazał kilkanaście prób połączenia się.

— Transportowce próbują nawiązać łączność.

— Połącz natychmiast!

— Tutaj transportowiec USB Skybridge. Jesteśmy pod ciężkim ostrzałem, podobnie jak reszta transportowców. Nasza eskorta została zdziesiątkowana. Potrzebujemy pomocy.

— Tutaj dowódca statku Odrodzenie, czy nas słyszycie?

— Tak. Zmierzamy w waszym kierunku. Przygotujcie hangary i — na Boga — wyślijcie jakąś pomoc.

— Przyjąłem. — Zamknął połączenie. — Majorze, niech myśliwce startują i zapewnią im ochronę.

— Tak jest.

Mężczyzna wszedł po drabince do kokpitu myśliwca PL-12 Skylancer, zamknął kabinę i przygotował się do startu.

— Tu szkodnik jeden. Proszę o pozwolenie na start.

— Przygotuj się. Startujesz zaraz za czwórką.

— Zrozumiałem. — Uruchomił silnik.

Gdy tylko czwórka ruszyła, szkodnik podążył za nią. Po kilku minutach był już w przestrzeni kosmicznej.

PL-12 Skylancer był ostatnim myśliwcem z serii PL. Powstał na początku wojny domowej, a z powodu wybitnych wyników został wdrożony do produkcji masowej. Posiadał mobilność lekkiego myśliwca oraz siłę ognia ciężkiego myśliwca. Owe cechy sprawiły, że królował w kosmosie oraz na niebie. Pod koniec wojny inżynierowie planowali stworzyć kolejny model, lecz kiepska sytuacja gospodarcza przekreśliła wszystkie plany.

— Dowódca szwadronu, szkodnik jeden, melduje się. Wszyscy do mnie. Utworzyć formację. Pamiętajcie, mamy ich ochronić, więc żadnego pędzenia po ordery. Odbiór.

Skylancery utworzyły trójkąt i po kilku minutach dotarły do pierwszych transportowców. Gdy siły wroga, składające się z trzech krążowników, dostrzegły pojawienie się wsparcia dla transportów, natychmiast posłały kilka niszczycielskich serii w ich kierunku. Kilka maszyn oberwało, lecz formacja dalej parła do przodu. Gdy statki wroga znalazły się w zasięgu, myśliwce rozproszyły się i przystąpiły do kąsania przeciwnika.

— Tu szkodnik. Bierzemy tych łajdaków po kolei. Skupiamy ogień. Celujcie w silniki. Przede wszystkim musimy ich unieruchomić. Odbiór.

Isaac wpatrywał się w jeden z pulpitów. Po jego minie widać było, że planuje kolejne kroki. Major odbierała optymistyczne raporty techników odnośnie zasilania.

— Kapitanie. Spora część zasilania zostanie przywrócona za kilka minut.

— Co z sgwk?

— Ma już zasilanie.

— Dobrze. — Zwrócił się do nawigatorów: — Znajdźcie jakiś daleki układ, gdzie nie będą nas szukać.

— Dlaczego mieliby nas gonić?

— Jesteśmy łakomym kąskiem, praktycznie bezbronnym.

— Cztery transportowce właśnie wleciały do hangaru. — Major nie ukrywała radości.

— Ile jeszcze pozostało?

— Pięć z ludźmi i sprzętem oraz trzy z zasobami.

— Połącz się z nimi i przekaż, że zasoby mają pierwszeństwo.

— A co z ludźmi?

— Jak wystarczy czasu, to wlecą, a jak nie, to pech. Bez surowców nie przetrwamy.

— Kapitanie! — Spojrzała na niego z przerażeniem. — Z wiru kwantowego wychodzi statek.

— Wróg?

— Nie wiem, po wielkości zakładam, że to pancernik lub duży krążownik.

— Cholera, przekaż pilotom, aby się pośpieszyli.

— Szkodnik jeden. Tu baza. Odbiór.

— Melduję się, jesteśmy pod ciężkim ostrzałem, straciliśmy siedem maszyn. Kończą nam się rakiety, ale za to unieruchomiliśmy dwa krążowniki, a jeden stracił zasilanie i jest niegroźny.

— Za kilka minut na waszej lewej pojawi się statek. Nie wiemy, czy wrogi, czy nie.

— Przyjąłem. — Przełączył kanał. — Słuchajcie, albo za chwilę otrzymamy posiłki albo kolejny gwóźdź do trumny.

Z wiru kwantowego wyszedł pokiereszowany pancernik. Z daleka było widać, że zaledwie część systemów działa. Ślady na maszynie wskazywały, że niedawno stoczyła pojedynek z mocniejszym przeciwnikiem. Statek nie tracił czasu i natychmiast otworzył ogień do krążowników. Niszczycielska seria z ciężkich dział laserowych, rozniosła w pył pierwszą z wrogich maszyn. Niestety drugi krążownik odpowiedział ogniem i na nieszczęście pancernika trafił w poważnie uszkodzony kadłub, który momentalnie rozhermetyzował się, a następnie wybuchł z nieznanych powodów.

— Kapitanie! Pancernik… przestał istnieć — powiedziała Megan zmartwionym głosem. — Straciliśmy także połowę szwadronu.

— Przygotujcie sgwk. Będziemy musieli skakać szybciej, niż myślałem.

— Jeszcze kilka transportowców z ludźmi czeka. — Spojrzała na niego proszącym wzrokiem.

— Niech centrum lotu zrobi wszystko, aby pozbyć się ostatniego sprawnego krążownika.

— Tak jest.

Myśliwiec przeleciał nad zniszczonym statkiem i dołączył do pozostałych.

— Musimy go za wszelką cenę zniszczyć. Ktoś jeszcze ma rakiety?

— Ja mam jeszcze dwie.

— Robimy tak. Dwie maszyny ściągają na siebie jego uwagę, a my atakujemy rakietami. Ostatni atak. Do dzieła!

— Za Imperium! — krzyknęli wszyscy.

Lecieli według planu. Odciągające uwagę statki zbliżyły się, po czym rozleciały się w przeciwnych kierunkach. Działka krążownika skoncentrowały się na nich. Myśliwiec z rakietami wyprzedził szkodnika, wykonał szereg uników i ostatecznie wystrzelił dwie rakiety prosto w uszkodzony kadłub. Niestety jedna z rakiet wybuchła przed czasem. Druga uderzyła w cel, lecz nie zdołała go zniszczyć. Szkodnik gwałtownie przyspieszył, namierzył cel i przygotował się do wystrzelenia. Seria z dział laserowych trafiła jego lewe skrzydło oraz kokpit. Diody zawyły na czerwono. Mężczyzna wdusił kilka przycisków i zorientował się, że uszkodzony kokpit może rozhermetyzować się lada moment. Ponownie namierzył statek, nacisnął guzik, lecz rakieta nie wystartowała.

— Tu szkodnik. Blokada trzyma rakietę i nie mogę jej wystrzelić. Mam wyciek paliwa, jeden z silników nie działa i tracę prędkość.

— Tu centrum. Wycofaj się natychmiast.

— Nie. Kokpit może rozhermetyzować się w każdej chwili.

— To rozkaz!

Szkodnik rozłączył się i zaczął lecieć prosto w krążownik. Wrogie serie trafiły w niego kilkakrotnie, niszcząc wiele podsystemów, lecz on leciał nadal.

— Ku chwale Świętego Imperium! — krzyknął, po czym myśliwiec uderzył w nieprzyjacielski okręt, rozcinając go na dwie części.

— Za kilka minut z wiru kwantowego wyjdą kolejne statki! — zawołała Megan.

— Czyje?

— Obawiam się, że to przed nimi uciekał nasz pancernik.

Isaak przyłożył dłoń do pulpitu i otworzył ogólny kanał.

— Tu mówi kapitan Isaac Sokolov. Do wszystkich. Natychmiast wracać na pokład. Nie będziemy na nikogo czekać.

Ludzie na mostku spojrzeli na niego ze strachem, gdyż spodziewali się, co za chwilę się stanie.

— Rozpocząć zamykanie hangaru — rzekł chłodno i bez emocji. — Gdy tylko będzie to możliwe, wejść w wir kwantowy.

— Kapitanie. Myśliwce zdążą wrócić, ale ostatni statek z ludźmi nie da rady. Powinniśmy coś zrobić!

— Majorze! Proszę nie podważać moich kompetencji.

Kobieta zrozumiała swój błąd, opuściła głowę i zamilkła.

Z wiru kwantowego wyłoniły się liczne siły wroga. Niszczyciele, krążowniki, pancerniki, olbrzymie bombowce stworzone do bombardowania planet.

Ostatnie myśliwce wleciały do hangaru na ostatnią chwilę. Niestety, statek z ludźmi nie miał tyle szczęścia. Pozostało mu tylko czekać na rychłą śmierć z rąk wroga.

— Wejście w wir kwantowy za trzy… dwa… jeden… — odliczał pilot, po czym wprowadził statek w wir kwantowy.

— Kapitanie. Weszliśmy w wir kwantowy bez problemu.

— Dobrze, bardzo dobrze. Sporządźcie raport odnośnie do tego, co udało nam się uratować. I niech technicy za wszelką cenę uruchomią resztę uzbrojenia.

— Tak jest!

— Megan. — Usiadł na fotelu, a na jego twarzy pojawiło się zmęczenie.

— Tak? — Spojrzała na niego ze zdziwieniem.

— Pytałaś, kim są Oni.

— Jeśli to nieodpowiednia chwila…

— To wydarzyło się podczas wielkiej wojny domowej z Federacją. Dowodziłem flotą, która odniosła wiele heroicznych zwycięstw. Niestety, cena krwi, jaką musieliśmy zapłacić, była bardzo wysoka. Ofensywa na jedną z planet Federacji okazała się katastrofą. Co prawda zniszczyliśmy większość sił obronnych, lecz moja flota została zdziesiątkowana. Po tej batalii zostałem okrzyknięty przez moich ludzi Ciemiężycielem. Dowództwo wysłało nas do jednej z naszych kolonii, abyśmy się przegrupowali. Gdy lizaliśmy rany, Federacja rozpoczęła desperacką kontrofensywę. Znaleźli słaby punkt w obronie Imperium i uderzyli wszystkim, co mieli. W mgnieniu oka przedarli się i stanęli na drodze do wielu układów. Dowództwo, mimo moich protestów, rozkazało nam pozostać na miejscu i się nie ruszać. — Przetarł twarz rękami. — Gdybym wtedy wydał rozkaz i przebilibyśmy się do swoich, to wszystko potoczyłoby się inaczej.

— W żadnych raportach z czasów wojny domowej nie było ani słowa o tajemniczych obcych. — Megan zmarszczyła czoło.

— Po kilku dniach wykryliśmy grupę statków zmierzających do naszego układu. Sądziliśmy, że to wojska Federacji, lecz myliliśmy się. To byli Oni.

— Czytałam raport o tej kolonii. Pisano, że wojska Federacji spacyfikowały ją. I nikt nie przeżył.

— Kłamano. Robiliśmy wszystko, aby ocalić kolonię, lecz podjęliśmy kilka błędnych decyzji. Ostatecznie pokonaliśmy najeźdźców, ale kolonia i większość mojej floty…

Kobieta wstała, podeszła do kapitana, dotknęła jego ręki i delikatnie kiwnęła głową.

— Wielu wykazało największe poświęcenie, abyśmy mogli wygrać to starcie.

— Rozumiem.

— Gdy w końcu nasze siły zniszczyły doszczętnie wojska Federacji i przebiły się do nas, to byłem pewien, że ruszę na czele nowej floty, aby znaleźć tych, do których należały statki, które nas zaatakowały, ale zjawili się agenci kontrwywiadu i zakazali nam mówić o tym, co się tutaj stało, argumentując, że elitarne oddziały zajmą się tą sprawą.

— Najwyraźniej nie udało się im.

— Niestety atak na Ziemię dobitnie o tym świadczy. — Ponownie przetarł twarz. — Tak jak mówiłem. Przygotować pełen raport. Ja tym czasem muszę się chociaż kilka godzin przespać.

Kajuta kapitana była dosyć skromna. Duże podwójne łóżko, kilka mebli, barek, łazienka. Wielu wojskowych urzędników Imperium uważało takie warunki za spartańskie. Isaac przywykł do malutkich pokoików na pancernikach, więc ową kajutę uważał za szczyt luksusu.

Usiadł na łóżku i instynktownie otworzył barek. To, co tam zobaczył, onieśmieliło go. Na oko dwadzieścia butelek Imperialnej Whisky. Już chciał otworzyć butelkę, lecz jednak zrezygnował i odstawił ją na miejsce. Wyciągnął z kieszeni munduru metalowy pojemnik, otworzył go i wyjął niewielkie zdjęcie. Delikatnie otarł je z drobinek kurzu i wpatrzył się w nie. Na zdjęciu widniała uśmiechnięta kobieta o kryształowoniebieskich oczach i kasztanowych włosach, w jego objęciach. Kapitan pocałował zdjęcie i ostrożnie włożył je do metalowego pojemnika, po czym położył się i po kilku chwilach zasnął.

Isaac siedział i czytał szczegółowe raporty na temat statku i załogi. Wśród ludzi, którym udało się dostać na Odrodzenie, było sporo wojskowych, techników, lekarzy i wielu innych wyspecjalizowanych w konkretnych dziedzinach. Pomimo strat w transporterach na statku znalazło się też sporo ciężkiego sprzętu, takiego jak: transportery opancerzone, wozy bojowe, broń o dużej sile ogniowej, maszyny do wydobywania surowców, części zapasowe i wiele innych, mniej znaczących maszyn.

— Kapitanie, za dziesięć minut wyjdziemy z wiru kwantowego — meldował jeden z pilotów.

— Rozumiem, wszyscy na stanowiska. Dlaczego w raporcie nie uwzględniono sprawności systemów obronnych?

— Co kilka minut przychodzą aktualizacje stanu sprawności, a raport był tworzony godzinę temu i teraz byłby nieaktualny.

— W takim razie przedstaw najaktualniejszy stan. — Spojrzał na nią z lekkim politowaniem.

— Technicy uruchomili dziesięć z dwudziestu głównych baterii, pięć z dziesięciu pomocniczych oraz wszystkie działka do przejmowania myśliwców. Niestety, nie wiemy, dlaczego występują zwarcia w zasilaniu.

— A co z osłonami?

— Działają do póki mamy zasilanie, a z tym różnie może być. Osobiście uważam, że bardziej powinniśmy denerwować się niedoborem surowców dla naszych fabryk.

— A ile mamy?

— Zaledwie jedną trzecią ładowni. Nie starczy na długo. Musimy pomyśleć o uzupełnienie ich.

— Będę o tym pamiętał.

— Wychodzimy z wiru kwantowego! — zakomunikował drugi pilot.

Przed oczami załogi pojawiła się kolosalna planeta, a wokół niej znajdował się pas dużych asteroid.

— Co wiemy o tej planecie? Są tam jakieś surowce bądź żywność?

— Według naszej bazy danych na tej planecie znajdowała się kiedyś placówka badawcza. Z powodu surowego klimatu i braku roślinności badania przerwano, a ludzi ewakuowano. Planeta jest dosłownie jałowa, aczkolwiek występuje tam jakaś anomalia. Niestety nie napisano nic więcej.

— Kapitanie! — krzyknął jeden z pilotów. — Ten pas asteroid jakby się powiększał lub rozpadał.

— Niedobrze, lepiej stąd lećmy. Nawigatorzy, obrać nowy kurs.

— Nie mamy wyjścia, musimy lecieć prosto do kolejnego układu. Wprowadzamy dane.

— Kapitanie, asteroidy gwałtownie przyspieszyły! Musimy uciekać!

— Dane wprowadzone, wchodzimy w wir kwantowy.

— Nie! Mamy zwarcie! Wyłączyć sgwk!

Kilka sekund po wejściu w wir kwantowy, statek stracił zasilanie i gwałtownie zatrzymał się. Załoga z hukiem pospadała z foteli. Gdy uruchomiły się awaryjne generatory, mostek wypełnił się czerwonymi lampkami.

— Raport! — powiedział Isaac, gdy wstał z podłogi.

— Ze wstępnej diagnostyki doszło do zwarcia niedaleko sgwk. Nie wiemy, w jakim jest stanie, próbuję wywołać obsługę, lecz nikt nie odpowiada.

— Wyślij techników i zespół medyczny zawczasu. Nawigatorzy, gdzie jesteśmy? Wydostaliśmy się z tamtego układu?

— Raczej nie. — Nawigator przetarł dłonią zakrwawione czoło. — Skok był zbyt krótki.

— Czujniki wskazują na to, że jednak jesteśmy w innym miejscu — odparł drugi.

— To niemożliwe, co prawda odległość między układami jest bardzo różna, ale żadna nie jest aż tak niewielka, aby ją pokonać w kilka sekund.

— Imperium nigdy nie było w tych układach, może tutaj jest inaczej?

— Jeśli nawet… — Wyświetlił hologram galaktyki. — To równie dobrze mogliśmy przeskoczyć kolejny układ lub układy całkowicie nieświadomie.

— Potrzebujemy więcej danych, nim ponownie wykonamy skok. Następnym razem możemy nie mieć tyle szczęścia i wylądujemy w czarnej dziurze lub innym świństwie.

— Musimy mieć punkt podparcia, dane odnośnie tej części galaktyki. Bez tego kalibracja sgwk będzie pracą po omacku.

— Czyli jesteśmy w czarnej dupie — odpowiedział Isaac.

— Kapitanie, kilkadziesiąt osób doznało drobnych urazów oraz kilka podsystemów uległo uszkodzeniu. Ekipy medyczne, naprawcze są w drodze — wtrąciła Megan.

— Rozwiążcie w końcu problem z zasilaniem, niech myśliwce startują i nas ochraniają. Wyślijcie też sondy, abyśmy cokolwiek wiedzieli o tym układzie. Ruszać się!

Rozdział 3

Kapitan siedział przy metalowym stole w oficerskiej kantynie. Kelner w mgnieniu oka przyszedł z posiłkiem na tacy, ostrożnie położył na stole i oddalił się z powrotem do kuchni. Isaac chwycił łyżkę w dłoń, zaczął jeść posiłek składający się z szarego kremu w miseczce i ciemnej pachnącej kawy. Jedzenie przypominało bardziej więzienną breję, lecz smakowało całkiem dobrze. Mężczyzna wyczuł smak niedoprawionego kurczaka i niedogotowanego ryżu. Ów smak przypomniał mu młodość kapitana, który wykorzystał szansę objęcia dowództwa nad „stadem” imperialnych pancerników. Isaac mimowolnie uśmiechnął się. Zasadzki, dziesiątkowanie przeważających sił wroga, balansowanie na granicy szaleństwa i śmierci. Powracanie do ojczyzny w chwale. Otrzymywanie odznaczeń od samego Imperatora.

— To były dobrze czasy — zaśmiał się.

Kapitan poczuł napływ pozytywnej energii. Dopił gorzką kawę. Ruszył w stronę mostka. Minął szybkim krokiem kilka słabo oświetlonych korytarzy i dotarł do windy. Dwoje wartowników stanęło na baczność i zasalutowało. Isaac rozkazał im spocząć i wszedł do środka. Szybkość wznoszenia się windy była praktycznie nieodczuwalna.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.