Kamień
Zjadam Myśli
Kroczę schronieniem
Jestem kamieniem
Jak wyłupać warstwę ciemną
bez poręcza światła
Tonę w głębi
nie mogąc chwycić niczego
Modląc się głucho
Wracaj Nadziejo
Strach
Serca ganek
Wyglądam
Świta cichy chód
znienacka
Boję się kogoś
kto w ciemni czeka
Strach przed kimś
Choć świadom
że tam nikogo nie ma
Rozrywam dalej drogę
błądząc w niepewności
Jestem myślą
gryzącą chłód codzienności
Dobro
Gryzę ziemię
Smakuje chłód
Wyglądając szczypty raju
Gromie co złe
Szukając ratunku
Odkrywając
jakim mnie nie znają
Rachunek
Rozrachunek
Schludnie szukam grzechu
Nie chciana prawda
Rozdwojenie woli
Miotam cyklem
Sercem niewoli
Nie chcę grzechu
Wolnej niedoli
Jad
Ścina zieleń
Drąży duszę
Ogłusza czystość
Rdzawo grabi myśli
Łańcuch pleśni zielonej
zaślepia drogę ucieczki
Buduje drogę
tnącą nadzieje
Ratunek
w modlitwie codzienności
Tęsknota
Staram się poczuć
Chwile zrozumieć
Staram się strawić
tęsknoty żalem
Za bujnym nie ładem
świata morałem
Obojętności na zmartwienia
z klocków ułożone
Chciał bym się urodzić
kołysanki darem
Cień
Goniąc światło
ginę
Milknę cierniem przekuty
Gubię świadomość cielesną
Broniąc świtu
rzucam wyzwanie do lustra
Wnętrza
którego oczy
mgła spowija
Księga
Spisany trwale igłą
Rozrachunku tatuażem
Opętany stronicami
duszącej księgi
Jestem prochem
niszczącym glebę
Klękam grzechem
jak spowity klęską
krzew
Starając się unieść
własnej krwi pleśń
ku tchnieniu
Kora
Rozdzierane próchno
mchem zielonym
krwawi posoką
Spowite korzenie
Pieśnią liści
tchnieniem
Gruchoczą suchotom
Pragną wytchnienia
Rzeka
Wgryziona w codzienność
Jednych napaja
Innych topi w niepewność
Zalewa łzami
padół tęsknoty
Upaja myśli
miłości dosyt
Zmiennie nosi
losu klejnoty
Ogień
Ogień spowija
nieme spojrzenie
Lśniący cień
Duszy mruczenie
Ciepło współgra
z mrokiem bez chłodu
Iskrę miłości
kładąc ku Bogu
Gleba
Krzew ubolewa
nad mą suchotą
Kroczę glebą
ukrywając korzenie
W skrawkach gleby
szukając słowa
Spełnienie
Róża
Goreje łodyga
Zagryza kolcami powietrze
Goni czerwienią
zgniłe soki nieładu
Lśni blaskiem poranka
Rzecze powietrzem
Radość
moja kochanka
Dym
Rozpylona jaźni kwestia
Westchnieniem kroczy
Wzdychający stan istnienia
W suchym krzyku moczy
Goreje pod niebiosa
Pieśni schyłku niesie
W liście którego rosa
nie tknie swoim kwieciem
Mrok
Cichy krok
Zerkam przez dziuple
otchłani szukając
Szepty ćwierkają
krzywdę rozsiewając
Nie wiedzą co czynią
Zgubę serca
Nie tylko pióro
Słowo też morderca
Własny świat
Schowek
Prywatna rękojeść duszy
Zerkam
Szukając wrogiego cięcia
Głębokiej rany
Złych myśli
Oszukany samozagładą
Unikając
utykam cielesnością
Sztuka
Rdzawe myśli
kolebką natchnienia
Zebrane w księgach
słowa z kamienia
Budują zdradę
Buntują pewność
By sztuka lśniła
z grobu
w codzienność
Szkło
Szklana szrama
Przezroczystości skwar
Gdy człowiek przez mrok
naznaczony
Przesiąknięty niewiedzą
Kroki są głuche