E-book
20.58
drukowana A5
31.74
Prawdziwe oblicze

Bezpłatny fragment - Prawdziwe oblicze


4.7
Objętość:
85 str.
ISBN:
978-83-8324-920-9
E-book
za 20.58
drukowana A5
za 31.74

WSTĘP

Marzena to dziewczyna ambitna. Była szczupłą szatynką o dużych brązowych oczach.

Miała bardzo piękne hipnotyczne spojrzenie. Była zamkniętą w sobie osobą, choć w jej oczach można było czytać jak w otwartej księdze. Było w niej dużo bólu przez lata godziła się na to, niestety nikt nie wiedział dlaczego.

Ona wiedziała, że jej nikt już nie zatrzyma …

Jej historia, choć krótka jest mocno porywająca

A zaczęło się to tak…

PROLOG

Marzena wiedziała, że nie może przyjść z własnymi problemami do mamy..

Jej mama miała specyficzne zachowania, według Marzeny przejawiała cechy choroby afektywnej dwubiegunowej.

Nie chciała dzielić się z nią swoimi problemami, a już na pewno nie małżeńskimi. Od ślubu unikała z nią kontaktu.

Marek mąż Marzeny był mocno zapracowany jednak wiedział, że Marzena wzdryga się na samo wspomnienie mamy. Marek miał prosto określony cel, dążył do tego by jego wpływy mocno się rozrosły.. Nie zauważył kiedy stracił czujność, teraz musiał postawić wszystko na szali…

ROZDZIAŁ 1

Marzena wychowywała się w rodzinie wielodzietnej, miała czworo rodzeństwa. Najstarsza Morgan była przeciętnej urody, była smukłą blondynką o zielonych oczach, ambitna choć nie tak bardzo jak Marzena. Nie sprawiała problemów wychowawczych swoim rodzicom, przynosiła dobre oceny, choć nie wiadomo jak by się starała jej matka uznawała, że wciąż nie jest dość dobra by pozyskać jej miłość. Żadne z dzieci nigdy na nią nie zasłużyło.

Gabriel, bo tak miała na imię jej matka była zimną wypraną z uczuć kobietą, była drobnej budowy miała czarne włosy, kartoflasty nos ale jej najbardziej charakterystyczną cechą było to, że nie potrafiła kochać, ani dać miłości nikomu.

Czasem zastanawiały się z siostrami … Jak to jest, że Gabriel nie potrafi okazać im choć najmniejszych uczuć. Gabriel była surowo wychowywana przez własnego ojca, Marzena często wspomina jak Gabriel opowiadała historie ze swojej wczesnej młodości. Jak ojciec ją potraktował, jak dowiedział się, że jest w kolejnej ciąży, której oczywiście nie planowała. Otworzył balkon na czwartym piętrze i kazał jej skakać … Marzena nie znała zbyt dobrze swojego dziadka, Nie tak dobrze jak Morgan jej starsza siostra, ale z opowiadań matki czuła lęk na samo wspomnienie dziadka. Ojciec Marzeny, Przemek pracował w delegacjach jako pracownik ochrony. Ot mały Pan w wielkim świecie, ale widział duże miasta o których Marzena z rodzeństwem mogła tylko pomarzyć.. Katowice, Warszawa, Ruda.. Bywał na różnych galach bokserskich poznawał masę sportowców, On jeden bronił Marzeny przed jej despotyczną mamą. Nie wiedzieć dlaczego tylko ją matka traktowała z góry. Tylko Przemek potrafił zapanować nad żoną.. ale niestety Przemek bywał w domu tylko w weekend, nie uchronił Marzeny w tygodniu przed złem.. złem koniecznym, które Gabriel jej zgotowała.

Czasem Marzena zastanawiała się.. jak do tego doszło, że taki wspaniały mąż na swej drodze spotkał tak okrutną i bezwzględną kobietę, która zawładnęła jego życiem. I jak to wyszło, że spędził z nią tyle lat.

Ojciec Marzeny z wykształcenia jest murarzem, ale niestety na skutek wypadku w pracy dłużej nie mógł wykonywać swojego zawodu. Musiał znaleźć inną dobrze płatną pracę, w końcu miał pięciorga dzieci, które należało wykarmić.

Jedno z dzieci Przemka i Gabriel było nieuleczalnie chore, ale Gabriel nic sobie z tego nie robiła.Nie jeździła z córką Wiktorią na turnusy rehabilitacyjne nie próbowała w żaden sposób poprawić jej sprawności, Wiktoria bo tak miała na imię rok młodsza od Marzeny siostra była niepełnosprawną intelektualnie, wesoła dziewczynką. Ciężko się adoptowała z grupą, bała się obcych i nie wychodziła prawie z domu, chyba że pod opieką Gabriel lub Marzeny.

Marzena bardzo kochała siostrę bardzo jej współczuła, pomagała w opiece nad nią. Nawet kosztem własnego życia. Najbardziej żałowała tego że, Wiktoria dożywotnio będzie zdana na łaskę ich matki. Matki która poza krzywdami nie dała nic dla swoich dzieci…

Marzena chodziła do przeciętnego liceum, choć uczyła się dobrze nie miała swojej szansy by zabłysnąć, bo choć przynosiła dobre stopnie nie była dość dobra by zyskać miłość mamy, nawet kiedyś żartowała że jej życie nadaje się na książkę, by to co się wokół niej działo, ujrzało choć odrobinę światła dziennego.. To jak była traktowana odcisnęło piętno na jej życiu, które nigdy nie było już takie jak powinno..

W domu rodzinnym bowiem nie była wychowywana, była tresowana.. Na komendę wyręczała własną matkę w jej obowiązkach podczas gdy ta wypalała kolejnego papierosa w dużym pokoju i dyrygowała. Pewnie dlatego nie potrafiła się nigdy sprzeciwić, tak już była zaprogramowana, zawsze się na wszystko zgadzała nawet gdy nie leżało w czymś jej dobro.

Kiedy Marzena osiągnęła wiek nastoletni zaczęła się mocno buntować, a to przyszła mocno spóźniona, a to podpita.. ale wiedziała, że gdy jej tata wróci zapanuje nad matką na tyle, by ta jej nie robiła krzywdy tak jak zawsze… Matka mówiła bunt nastolatki, ale ona wiedziała, że to nie jest zwykły bunt. To ucieczka … ucieczka od problemu mieszkania z diabłem w ludzkiej postaci … ucieczką, którą być może okupi własnym życiem, ale musi spróbować uciec gdzieś gdzie jej nigdy nie znajdą, gdzieś gdzie jej przeszłość nie ma żadnego znaczenia… Gdzie będą tylko puste karty, gotowe by ułożyć życie na nowo.

Marzena wróciła ze szkoły późnym popołudniem, po drodze ze szkoły odwiedziła swoją babcię, u której każdego dnia po szkole jadła pyszny obiad i podczas którego czuła się choć trochę kochana. Babcia Bożena traktowała Marzenę bardzo dobrze … zawsze miała w szafce jakieś pyszności na jej smutki, to jej Marzena zwierzała się ze swoich rozterek i problemów dnia codziennego. Pewnego dnia opowiedziała Bożenie o wybuchu jej matki, to było tak gwałtowne, że musiała komuś powiedzieć, komuś kto jej pomoże.

Po obiedzie Bożena zrobiła kawę to było cappuccino takie jak Marzena lubiła najbardziej, z szafki wyciągnęła dwa pączki hiszpańskie kupione w cukierni pod blokiem i usiadły. Marzena długo biła się z myślami czy aby Bożena będzie dobrym powiernikiem jej tajemnic, ale nie miała wątpliwości musiała z siebie to wyrzucić … ciągle powtarzał się ten sam schemat

— Babciu chciałabym Ci coś powiedzieć..

— Co takiego, po tonie Twojego głosu czuję, że stało się coś niedobrego, Opowiedz mi o tym … — Zachęciła ją Bożena

— Babciu, wczoraj wydarzyło się coś, ciężko mi o tym mówić, ale jeśli teraz tego nie zrobię. Zostanę z tym sama.

— To mów, wyrzuć to z siebie w końcu, bo noc nas zastanie, na co czekasz?

— Sama nie wiem jak Ci to powiedzieć … mama znów wybuchła

— Co ty mówisz dziecko … jak to?

— Wyszłam wczoraj na spacer tak jak zawsze z psem..spotkałam koleżankę wiesz tą co się z nią widuje, wiesz względy bezpieczeństwa we dwie jest raźniej… no wiec wyszłyśmy, zrobiłyśmy jak zawsze rundkę wokół osiedla, nie powiem zajęło nam to około godzinę, ale nie trwało to dłużej niż zwykle. Ale gdy wróciłam mama zrobiła mocną awanturę, bo co ja sobie wyobrażam, że dziś urodziny taty… tylko że ja też je miałam.. o mnie to nikt nie pamiętał, tak więc skatowała mnie po raz kolejny, czerwona umywalka znów spłynęła moją krwią. Nie pamiętam jak długo tamowałam tą krew, ale pragnęłam wtedy umrzeć. Chciałam umrzeć bo kolejnych 3 lat, bo tyle zostało do osiemnastki, nie wytrzymam, nie pod jednym dachem z kimś kogo tak naprawdę nie znam… urwała myśl i uciekła do łazienki, choć myślała, że ukryje to przed Bożeną zawyła jak bóbr.. tego dnia płakała mocno..tak bardzo bolało ją to, że własna matka robi jej krzywdę.

Matka często biła Marzenę nic nie robiła sobie z jej siniaków...albo jak zapowiadała patrzyła czy równo puchnie i napawała się tym.

Marzena wróciła wczesnym wieczorem do domu, zamknęła się w pokoju otworzyła pamiętnik i pisała… musiała to gdzieś z siebie wyrzucić. Najlepiej na papier, był niemy.. nie mógł jej oceniać

Do Mamy… list który nigdy nie ujrzy światła.

Droga Mamo,

To ja twoja córka, ta najgorsza jaką świat widział, ta której tak bardzo nienawidzisz.

Piszę, choć pewnie nigdy tego listu Ci nie dam, i nie dlatego, że nie chcę… Boję się Ciebie zawsze się bałam, ale może przeczytają go inne mamy podobne do Ciebie.

Chcę Ci powiedzieć, że mnie złamałaś, Wychowywałaś a raczej tresowałaś mnie surowo.

Pamiętam, że nie jeden raz dostałam a raczej zostałam skatowana za przewinienia z których nie miałam szansy się wytłumaczyć.

Nie wiem, czy patrzyłaś czy równo puchnie, tak jak to zapowiadałaś.

Pamiętam umywalkę … dobrze ją pamiętam i krew cieknącą z mojego nosa, każdy jeden raz lądujący na moim ciele odbierał mi stopniowo odwagę.

Łamał mojego ducha i zwiększał strach przed Tobą.

Nie jeden raz słyszałam od Ciebie „Co wolno wojewodzie…” albo „Dzieci i ryby głosu nie mają”

Więc, że dzisiaj to ja mam głos..głos który przedrze się w najzimniejsze serce.. Twoje serce

Słowa te padały bardzo często, zwłaszcza gdy nie umiałam poradzić sobie z emocjami, gdy krzyczałam z bezsilności, płakałam z bólu.Nauczyłam się wtedy, że moje zdanie nic nie znaczy, że się nie liczy …

ani dla Ciebie, ani dla świata.

To nadwyrężyło moją asertywność i zdolność do stawiania granic, do tego stopnia, że przestałam walczyć o swoją wartość.

Stałam się nijaka

Nie umiałam stawić dość zaciętego oporu, bo przecież uczyłaś ulegać.

Nie wiesz o tym mamo, bo nigdy nikomu nie mówiłam, nie opowiedziałam całej prawdy, ale wciąż pamiętam ten dzień, tak jak by to było wczoraj … To za mną idzie ciągle nie daje o sobie zapomnieć..

To niewyobrażalny strach, który mnie paraliżuje od środka.

Sprawia, że czuję się kaleką emocjonalną. Ja się czuję winna mam wielkie poczucie wstydu i żalu, że to właśnie mnie spotkało, że to ja tego wszystkiego doświadczyłam…

Właśnie tam, gdzie mój duch został do reszty zdeptany a moja godność kajała się w ziemi.

Nie mogłam nikomu się zwierzyć, musiałam z tym żyć

Czy to przepracowałam? Tak

Czy rzutuje to na moje obecne życie? Tak

Wciąż dręczą mnie myśli samobójcze po mimo, że minęło już 11 lat od tych traumatycznych zdarzeń.

Wiem, że muszę być silna by móc stawić czoła swoim demonom.

Rodziny której nie mogłam sobie wybrać, w której byłam za karę…

Chcę żebyś wiedziała, że nie mam żalu do Ciebie ty też lekko nie miałaś …

Ale nie jesteś kimś ważnym w moim życiu, nigdy nie będziesz…

urwała pisanie … zamknęła kajet schowała go do pudła w łóżku dobrze wiedziała że matka nigdy nie sprząta a więc i tego nie znajdzie…

Wzięła kąpiel czuła jak całe zło schodzi z niej wraz z gorącą wodą. Musiała zmyć z siebie to niewyobrażalne cierpienie przez, które w nocy nie umiała zasnąć, a w dzień odbierało całą samoocenę.

Tej nocy nie mogła zasnąć targały nią silne emocje, miała koszmary. Obudziła się parę minut po godzinie 2 i już nie mogła zasnąć, była do tego stopnia sparaliżowana strachem, iż zdawało się, że jej własna kołdra chce ją udusić… O godzinie 5 wstała nie mogła już dłużej leżeć. Czekała na moment w którym będzie mogła wyjść z domu. Tego dnia w szkole nie wydarzyło się nic ciekawego, ot ktoś się pobił, ktoś sobie dokuczał.

Marzena zdawała się niewidzialna, nikt jej nie zauważał. Lekcje skończyła planowo o 13.30 jak zawsze po szkole odwiedziła Bożenę, ale nie poruszały już drażliwego tematu. Po siedziały w milczeniu i za to chyba była jej wdzięczna najbardziej, babcia potrafiła być niema tak jak ona sama. Wiedziała, że cierpi jednak nie powiedziała ani słowa. Zbliżał się maj, ona kochała ten moment zaczynały się prace sezonowe. Była bardzo pracowita, ludzie u których pracowała bardzo ją chwalili.

Ona wiedziała, że to jest jej pieniądz wiedziała, że kiedyś pieniądze pomogą jej wyjść z tych toksycznych szponów.

Marzena zaczęła jeździć do pracy sezonowej. Do oddalonego od jej domu o 5km Witkowa. Każdego dnia ciężko pracowała. Miała prosto określony cel i do niego dążyła. Pewnego dnia w drodze do domu przebiła oponę w rowerze, cóż trudno pomyślała będę musiała prowadzić rower i iść na nogach. Zatrzymał ją pewien młody chłopak zamienili kilka zdań.Chłopak chciał wiedzieć skąd jest i co się stało, że prowadzi rower. Marzena usiadła na murku niedaleko jego posesji, on się dosiadł przedstawił się i rozmawiali z dobrych kilka minut, chłopak okazał się bardzo pomocny. W podzięce za okazaną jej pomoc umówili się już następnego dnia. Tak poznała Marka, on pochodził z biednego patologicznego domu. Nie miał dobrych wzorców jego ojciec nadużywał alkoholu, a matka przez lata również stoczyła się koło niego.To była mimo wszystko poczciwa kobieta o twarzy anioła …

Marek był od Marzeny starszy, miał 23 lata i nie chodził już do szkoły.Był wysokim blondynem o pięknych habrowych oczach. W jego spojrzeniu można było utonąć, jego oczy również były przepełnione bólem. Ciężko pracował w gospodarstwie, szybko musiał dorosnąć i być głową rodziny. Nie posiadał ani dziewczyny, ani nawet narzeczonej. Żartował gdy o to pytała, że na miłość czasu nie ma, na wsi czas płynie wolniej. Miał dom oraz trochę ziemi, które przepisał mu ojciec. Więc musiał poświęcić swój czas by wszystkiego doglądać.

Mijały miesiące a oni wydawali się nierozłączni. Marzena zwierzała się mu ze swoich rozterek, sytuacji w domu. Marek w swojej wspaniałomyślności obiecał jej, że kiedyś przyjdzie taki dzień w którym zabierze ją daleko. Tam gdzie to już nie będzie miało żadnego znaczenia… Kim jest i kim była zanim poznała Marka.

Nadszedł wrzesień, była zawiedziona tym, że nie będą się już tak często widywać, szkoła ważna rzecz szczególnie jak chce się uciec daleko.. trzeba mieć wykształcenie. Każdego wieczoru spotykali się potajemnie. Marzena miała psa z którym co wieczór spacerowała tymi samymi ścieżkami. Czas mijał szybko żałowała, że musi wracać. Nie chciała wracać, chciała każdą wolną chwilę spędzać z nim. W myślach liczyła ile czasu jeszcze trzeba by mogli być tylko ze sobą. Gabriel nie lubiła Marka twierdziła, że to nie jest partia dla Marzeny. Dobre sobie, nie dobra partia. Matka przeczuwała, że ona liczy dni kiedy się wyniesie, zapaliło się w niej światełko nadziei, że z Markiem będzie to możliwe, że on ją uchroni od zła koniecznego…

Marzena codziennie starała się jeszcze bardziej, by nie podpaść czymś matce.Dobrze wiedziała, że ta ma ją w garści, była jeszcze bardziej uległa niż dotychczas. Gotowała, sprzątała, dobrze się uczyła by matka była zadowolona, by pozwoliła jej wyjść.

Marzena dobrze pamięta jak to było nim spotkała Marka, ciągły zakaz wychodzenia, choć nie wiedziała dokąd mogłaby pójść w tym wstrętnym mieście. Jednak wizja pozostania w domu wydawała się być karą nie do udźwignięcia. Tego weekendu mieli zaplanowany wyjazd do kina, bardzo cieszyła się na ten wyjazd, mieli spędzić ze sobą cały dzień, nie ważne było co będą oglądać. Dla niej to nie miało znaczenia cieszyła się, że będzie mogła zapomnieć o całym świecie. W niedzielę około godziny 10 zjawił się Marek otworzyła mu drzwi Gabriel i poprowadziła do salonu. Marzena w tym czasie zrobiła kawę i również usiadła przy dużym dębowym stole.

— No więc, jakie macie plany? — zagadnęła Gabriel

— Chciałbym zabrać Marzenę do kina, ostatnio dużo pracowałem nie miałem dla niej zbyt wiele czasu… — odpowiedział Marek

— Marzena na widok rozmawiającego z mamą Marka spięła mięśnie w całym ciele, wiedziała, że ta może pokrzyżować jej plany tylko dlatego, że jej nienawidzi. Jednak nic takiego się nie wydarzyło.

Zamienili jeszcze kilka zdań, ona jednak nie była zainteresowana rozmową, zerkała nerwowo na zegarek. Chciała już wyjść i przestać udawać, że wszystko jest w porządku. W duchu myślała sobie” aleś ty dzisiaj miła, lepiej opowiedz mu jak lubisz bić”

Nagle Marek zerwał się z krzesła oznajmił, że jeśli chcą zdążyć na film, który zaplanował muszą zaraz wyjechać. Marzena wiedziała, że zauważył w jej oczach prośbę o wyjście, do filmu mieli jeszcze z dobre 3 godziny. Wstała od stołu i poszła za nim kierując się do wyjścia. On jeszcze uścisnął dłoń jej ojca na pożegnanie i wyszli.

— Dziękuję

— Wiem jak bardzo nie lubisz przebywać w domu.

— Zresztą chciałem Cię gdzieś dzisiaj zabrać, zaplanowałem ciekawy dzień. A przebywanie blisko matki ewidentnie psuje twój nastrój.

— To prawda, co ja bym dała by czas szybciej leciał. Naprawdę mam dość udawania, że tak bardzo wszystko jest w porządku.

— Wiem, jednak czasu nie da się oszukać, jeszcze musisz wytrzymać..obiecuje, że gdy przyjdzie pora zabiorę cię. I już nigdy nikomu nie dam Cię skrzywdzić.

— W tym momencie ich usta spotkały się w pocałunku.

Wsiedli do auta i ruszyli z piskiem opon, Marek prowadził bardzo skupiony jednak wciąż błądził myślami układał w głowie plan, bardzo dokładnie i skrupulatnie. W drodze do kina nie rozmawiali długo, Marzena złożyła głowę na jego ramieniu, mogła tak przeleżeć całą drogę. Lubiła zapach jego ciała a jego dotyk sprawiał, że zapominała o wszystkim. Gdy dotarli na miejsce było za piętnaście pierwsza, co oznaczało, że mają jeszcze chwilę na szybką kawę. W kawiarni zamówili dwa latte i dwa kawałki sernika.

Marek zagadnął ją..

— Czy jeśli ci powiem, że czuję że jesteś dla mnie stworzona pójdziesz ze mną?

Oczy Marzeny rozszerzyły się..

— A jeśli powiem, że jesteś kobietą mojego życia?

Marzena nie wiedząc co Marek zaplanował tylko się zaśmiała

On wyciągnął z kieszeni marynarki czerwone aksamitne pudełko uklęknął przed nią na jedno kolano skupił myśli i …

— Marzena już wiedziała co on planuje, jednak stała jak sparaliżowana, po policzku spłynęły jej łzy. Przecież znali się tylko rok, nie możliwe by on chciał ją poślubić. Przecież ona nie nadawała się na żonę, gdzie przecież nie umie okazywać uczuć ...biła się z myślami.

— Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? Kocham Cię i pragnę byś była szczęśliwa…

Marzena spojrzała na niego, zajrzała mu głęboko w oczy i już wiedziała, że on zna odpowiedź.

Podciągnęła go z kolan, On wsunął jej na palec piękny pierścionek z wielkim kamieniem, ona przytuliła go mocno i wyszeptała mu do ucha …

— Będę bardzo szczęśliwa u twojego boku, tak chcę dzielić z Tobą wszystkie dni…

Marzena spojrzała jeszcze raz na Marka i na pierścionek miała w głowie tylko jedną myśl, jak powie matce, że postanowiła przyjąć oświadczyny… to było ponad jej siły. Bała się choćby na nią spojrzeć, a tu musiała przecież przekazać jej informację o zaręczynach.

Jeszcze tego wieczoru Marek kupił butelkę dobrego alkoholu dla Przemka i kwiaty dla Gabriel. Marzena chciała zapaść się pod ziemię, bała się tej konfrontacji, bała się panicznie.

Marek objął ją w pasie,

— Już dobrze, ja się tym zajmę, przy mnie jesteś bezpieczna, nie musisz się nikogo bać.

Wzięła głęboki wdech i przekroczyli próg domu.

Matka nie w pierwszej chwili załapała o co chodzi, patrzyła chwile na nich to na bukiet, w duchu myślała, że pewno jej kupił kwiaty ot miły gest ...jednak gdy Marek ujął bukiet róż i zbliżał się w jej kierunku zdębiała.

— Chciałbym wręczyć Pani ten bukiet, Marzena zgodziła się przyjąć moje oświadczyny.

— Przemek ty słyszysz, ona się zaręczyła..

Marek skierował się wzrokiem na siedzącego przed komputerem ojca, który wydawał się być niewzruszony całą sytuacją. Wręczył kwiaty i podszedł do ojca… podał mu butelkę

Matka krzątała się po kuchni jak by panicznie chciała znaleźć wyjście. Nie miała pojęcia, że ten dzień zakończy się w ten sposób.

ROZDZIAŁ 2

Nowe życie zbliżało się wielkimi krokami, piękna suknia wisiała w szafie, buty czekały w pudełku, Marzena odliczała dni do wielkiego dnia, dnia w którym spali za sobą wszystkie mosty.

Wiedziała, że z tej drogi już odwrotu nie ma, że to jej przepustka na którą czekała latami.

Wolność jest blisko, jeszcze tylko 2 dni — pomyślała i uśmiechnęła się na tę myśl

Tego dnia miała masę rzeczy do zrobienia i przypilnowania. Miała jechać na salę weselną i dopilnować osobiście by wszystko było tak jak sobie to zaplanowała. Wieczorem mieli się spotkać na sali przeprowadzić próbę tańca. Wciąż gubiła kroki od długich tygodni ćwiczyli swój pierwszy taniec jej nogi trochę z nią nie współpracowały, ale to nie miało znaczenia liczyło się tylko to że już zawsze będą razem.

WIELKI DZIEŃ

Tej nocy nie mogła zasnąć, prawdopodobnie z emocji ale również chyba ze strachu. Właśnie kończę pewien etap w życiu — pomyślała. To jest mój dzień! Wstała z łóżka, naciągnęła szlafrok jeszcze tylko pocałowała Marka w czoło wiedziała, że to mężczyzna jej marzeń. Zeszła na dół po krętych schodach, do kuchni przygotować kawę. Wyszła z nią na taras odpaliła papierosa, zaciągnęła się chmurą dymu, tak wiedziała już, przyszedł wielki dzień. Na godzinę 9,była umówiona do fryzjera, a była dopiero 6 rano miała sporo czasu. Zastanawiała się jak to jest, że Marek tak spokojnie śpi, jej emocje nie dały oka zmrużyć to dziś mieli sobie powiedzieć sakramentalne „TAK”, czy właśnie zaczęły nią targać wątpliwości?

Może to nie było do końca tak jak sobie to wyobrażała, ale przecież dostała swoją przepustkę do innego. Jej zdaniem lepszego życia. Dlaczego nie mogła przestać rozmyślać o przeszłości i patrzeć z nadzieją w przyszłość? Demony wróciły by znów ją dręczyć. Zerknęła na zegarek, nie miała pojęcia, że tak długo siedziała na tarasie. Zegar pokazywał za piętnaście ósmą. Weszła do domu kubek postawiła na blacie, obok paczki papierosów. Spokojnym krokiem ruszyła na górę, poszła prosto do łazienki tak jak wtedy te parę lat temu musiała zmyć z siebie złe emocje… Ubrała się na prędce w dres. Zeszła do garażu, gdzie lśnił pięknie ustrojony mercedes wsiadła odpaliła silnik i ruszyła przed siebie Iwonka pewnie już na nią czekała, po drodze zjechała na stację benzynową kupiła 2 kawy na wynos. Stwierdziła, że jeszcze musi podnieść sobie ciśnienie, bo zemdleje. W kilka minut była już na miejscu. Iwonka przywitała ją jak zwykle szczerym uśmiechem.

— Hej kochana, gotowa na swój wielki dzień?

— A coś ty, na coś takiego nie da się przygotować… nie ma żadnego poradnika jak wyjść za mąż bez stresu..

— Wiesz mi w to ja w dzień własnego ślubu również przeżywałam, nawet potknęłam się przed samym ołtarzem o własną sukienkę — zaśmiała się Iwona

— Weź mnie nie strasz, z moim szczęściem mogłabym złamać sobie nogę, albo skręcić kark!

— Nie dramatyzuj siadaj do myjki, musimy ogarnąć te twoje siano, dzisiaj masz lśnić jak nowiutki miedziak

Iwona wzięła się do mycia włosów — w głowie Marzeny trwało to wieki, ale kiedy przeszła na fotel wiedziała, że jest w najlepszych rękach w mieście. Iwona wzięła do ręki piękny diadem, który przywiozła ze sobą.

— Spójrz jaki piękny, będzie świetnie kontrastował z twoją karnacją i ciemną oprawą oczu

Marzena wzdrygnęła się na samą myśl, że ma dzisiaj grać pierwsze skrzypce ani dopiero paradować w koronie. Na co dzień chodziła w dresie albo leginsach. Suknie typu ksieżniczka i wysoki obcas gryzły się z jej stylem. Ale cóż wzięła głęboki wdech i przyglądała się jak fryzjerka upina jej piękny luźny kok z wypuszczonymi po bokach pasmami włosów. Włożyła jej na głowę piękny diadem wysadzany cyrkoniami, podpięła go na wsuwki by ten nie spadł w trakcie ceremonii.

— Wyglądasz jak prawdziwa księżniczka — skwitowała Iwona

— Widzę, i nadal nie wierzę, że to ja!

Marzena rozliczyła usługę i wyszła z zakładu fryzjerskiego musiała jeszcze pojechać na makijaż była już odrobinę spóźniona gdy zadzwonił jej telefon.

— Hej czekam na Ciebie, jesteś w drodze? Odezwała się w słuchawce Ola jej makijażystka

— Tak, przedłużyło się trochę u fryzjera, ale tak jestem w drodze. Tak w zasadzie to parkuję już i lecę. Do zobaczenia — rozłączyła się i wyszła z samochodu. Po godzinie była już gotowa, a to oznaczało, że pora na suknie ślubną. Karolina jej przyjaciółka nie mogła się już doczekać. Gdy Marzena podjeżdżała pod swój dom w Witkowie Karolina stąpała z nogi na nogę przy swoim Fordzie.

— Jesteś wreszcie, a już się bałam, że uciekłaś …

— Nie no coś ty, czekałam na ten dzień

— Pięknie wyglądasz — Karolina spoglądając na Marzenę uroniła łzę

— Gdzie Marek?

— Pewnie właśnie wkłada garnitur Irek pewnie mu pomaga, wiesz wbił sobie do głowy, że do obowiązków świadka należy ubranie Pana młodego.

— No tak ..ale ja też tu jestem

— Idziemy na górę.. sukienka gotowa?

— Sukienka tak.. ja nie?

— oh, daj już spokój Marek to wspaniały facet. Widzę jak na Ciebie patrzy, jak by miał ochronić Cię własną piersią podczas zamachu terrorystycznego.

— Wiesz, ale masz porównanie.

— Patrzy na Ciebie jak w święty obrazek, nie zepsuj tego, on Cię naprawde kocha i wiem, że ty jego też.

— Tak, kocham go jednak mam wrażenie, że ja nie nadaję się na żonę … to inna rola niż bycie narzeczoną. Kiedy mi się oświadczał nie wiedziałam, że to wszystko tak szybko się potoczy.. i tak pół roku później stoję tu przed tobą próbując się wbić w tą kretyńską sukienkę i okropnie niewygodne buty.

Mam nadzieję, że jako moja świadkowa masz dla mnie w torebce na potem trampki, bo nie ma szans, że wytrzymam w tych szpilach do oczepin!

— Jasne wszystko mam spakowane w torbie koło schodów, daj zapnę Ci sukienkę, gdzie jest do niej bolerko?

— Pewnie dalej w pokrowcu — roześmiała się Marzena

— Jeszcze tylko selfi z Panna młodą i możemy schodzić.

— Więc połamania nóg, czy jak to się mówi.

Irek z Markiem czekali już przy samochodzie część gości już przybyła obserwować perypetie bezpośrednio w domu. Wszyscy goście zadawali pytanie, dlaczego nie było błogosławieństwa? dlaczego jadą prosto do kościoła…?

Irek zasiadł w fotelu kierowcy Karolina obok niego, jak przystało na świadkową.Marzena z Markiem zasiedli z tyłu na kanapie. Marzena pomyślała, że jeszcze tylko na oko jakieś dziesięć bram sąsiadów dzieli ją od kościoła przy głównej drodze. Wciągnęła powietrze i uśmiechnęła się. Spojrzała na Marka i wiedziała, że jakoś przetrwam ten dzień.

Gdy podjeżdżali pod kościół Marek odwrócił się do niej.

— Jesteś gotowa? Jeszcze masz szansę mi uciec — roześmiał się

— Żeby spędzić z Tobą życie, zawsze — odpowiedziała składając na jego ustach pocałunek

Irek zgrabnie podjechał pod kościół wyszedł z auta i podszedł otworzyć drzwi Markowi.

— Gratulacje chłopie — uścisnął mu dłoń Irek

— Dzięki, ale wiesz mi w to chce już mieć to za sobą.

Marek objął Marzenę w pasie i poprowadził przez wielkie drzwi kościoła, gdy rozbrzmiał marsz ruszyli przed ołtarz. Marek zastanawiał się i jednocześnie dziękował Bogu, że ma przy sobie tak wspaniałą kobietę.

Ksiądz zaczął swoje przemówienie… i wszyscy zamilkli.

— Zebraliśmy się tu dziś, aby połączyć Świętym węzłem małżeńskim tych dwoje ludzi Marzenę i Marka …

w duchu liczyła czas … chciała już wyjść z kościoła robiło jej się słabo, a przecież za chwilę miała złożyć najważniejszą przysięgę w swoim życiu.

— Powtarzajcie za mną słowa przysięgi

— Ja Marzena, biorę sobie Ciebie Marku za męża. I ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci. Amen

— Ja Marek, biorę sobie Ciebie Marzeno za żonę. I ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci. Amen

Msza dobiegła końca Marek i Marzena w towarzystwie świadków opuścili kościół, goście zaczęli rzucać w ich stronę ryż i grosze…

Goście podchodzili do nich z podarkami i życzeniami.

Gdy ostatni gość się zbliżał Marek rzucił wymowne spojrzenie do Irka, a ten w towarzystwie Karoliny oddalił się w stronę auta. Wsiedli i podjechali bliżej, by młodzi mogli wejść do auta. Jak poprzednio Irek wyszedł otworzyć drzwi przed młodymi.

— Nie jesteś moim służącym tylko przyjacielem drużbą — rzucił Marek z uśmiechem

— Kiedyś to ty, będziesz mnie tak otwierał drzwi, a teraz siadaj powinniśmy być już na sali.

Ruszyli, auta jadące za nimi trąbiły sygnalizując innym mieszkańcom miasteczka o nowej Młodej Parze.

Pod salą rozłożono czerwony dywan, gdy wyszli powitano ich symbolicznie bochnem chleba i kieliszkiem wódki — Marzena nie przepadała za alkoholem, ale wiedziała, że taka jest tradycja. Wypiła zawartość kieliszka i równocześnie ze swoim mężem łupła nim o ziemię przez plecy. Tak, że kieliszki rozsypały się w drobny mak.

— To na szczęście — rzucił Marek do swojej żony całując ją.

Chwycił pod rękę i wprowadził żonę w głąb sali, gdy zaczęli grać marsz weselny…

Wieczór przy muzyce i alkoholu szybko mijał nie zauważyli kiedy zrobił się wieczór.

Marzena z przyjaciółką wymknęła się na papierosa

— Te trampki uratowały mi życie, dziękuję powiedziała Marzena zaciągając chmurę.

— Nie ma sprawy, wiadomo, że nikt w szpilkach nie chodzi godzinami i tak długo wytrzymałaś. Jak się czujesz w nowej roli Pani Kwiatkowska?

— Daj spokój, jeszcze się nie przyzwyczaiłam do nowego nazwiska… urwała Marzena

— Będziesz miała długie lata na to by się przyzwyczaić — zachichotała Karolina

— O proszę tutaj ukrywa się moja świeżo upieczona małżonka — Marek zbliżał się z oddali…

— O proszę mój świeżo upieczony mąż już się lekko wstawił — zawtórowała mu Marzena

— Kochanie, wiesz jak jest każdy chce coś wypić z Panem młodym ich jest tak dużo ja jestem jeden…

— Masz racje, na moje szczęście ze mną pić nie chcą, ale tańczyć i owszem. Już mnie nogi tak bolą, że chętnie bym poszła spać.

— No coś ty, noc jest jeszcze młoda, poza tym dzisiaj spać nie będziesz — powiedział uśmiechając się szeroko

— No w takim tempie to noc poślubną spędzisz na sali pod stołem. To będzie najśmieszniejsze przyjęcie pod słońcem — uśmiechnęła się pod nosem.

Marek usłyszawszy swój ulubiony kawałek porwał swoją małżonkę na salę…

— Do zobaczenia — rzuciła odchodząc do Karoliny.

— Skarbie proszę, mam już dość tańczenia. Naprawdę bolą mnie nogi..

— Ostatni kawałek, za chwilę wujek Henryk tak mnie upije, że nogi będą mi się plątać — zaśmiał się.

ROZDZIAŁ 3

Marzena spoglądała na męża szykującego się do pracy..leżała wciąż na ich wielkim łóżku i rozmyślała, dlaczego on nie może zostać z nią w łóżku.Lubiła zapach jego ciała, czuła się koło niego bezpiecznie. Pomału weszła w nową rolę żony. Marzyła by móc wtulić się w jego pierś … niestety miesiąc miodowy dobiegł końca a Marek musiał zająć się gospodarstwem. Marzena choć wyuczona nie pracowała, przez co cały dzień samotny w domu zdawał jej się wiecznością.

— Na co miałbyś dziś ochotę? — zapytała

Marek uśmiechając się pod nosem rzucił — Na ciebie ..ale niestety muszę już wychodzić.

— Mam na myśli obiad.. — powiedziała ironicznie

— Nie wiem, nie myślałem o tym. Wiesz, że po całym dniu zjem cokolwiek co przygotuje mi moja kochana ŻONA — za każdym razem robił to samo podkreślał słowo żona w każdym zdaniu. Marzenie to schlebiało jednak miała wrażenie, że mówi to tak jakby sam nie do końca w to wierzył. przekręciła się uroczo odsłaniając kawałek brzucha i zgrabne udo.

— Oh, nie rób mi tego, nie będę mógł się skupić na pracy wiedząc, że leżysz tu prawie naga… powiedział głośno myśląc

— Jesteś nienasycony — powiedziała Marzena

— Tobą kochanie zawsze będę nienasycony — powiedział podchodząc do niej i całując ją w policzek.

— Do widzenia kochanie, widzimy się wieczorem — powiedział Marek

— Tak, do wieczora — zawtórowała mu żona.

Marzena jeszcze z dobrą godzinę leżała zanim poszła wziąć prysznic.. nie miała siły na nic i nie dbała o to czy wstanie o ósmej czy o jedenastej. Marek miał wrócić dopiero wieczorem a więc nic nie stało na przeszkodzie by odpoczęła jeszcze chwilę.

Ze snu wyrwał ją dzwonek telefonu — zerknęła na wyświetlacz to mama dzwoniła, nie chciała z nią rozmawiać, nie dzisiaj kiedy dzień zapowiadał się tak świetnie. Wstała naciągła szlafrok na swoje nagie ciało i poszła do łazienki. Weszła pod prysznic, woda była gorąca, co świadczyło o tym, że kochany pan mąż zanim wyszedł do pracy rozpalił w piecu, by ona mogła się wykąpać.

— Nie zasługuję na takiego wspaniałego faceta — pomyślała w duchu myjąc włosy.

Chwyciła za ręcznik otuliła nim ciało stanęła przed lustrem, przyglądała się bacznie swojemu ciału. Wydawało jej się takie inne niż zwykle piersi jakby się zaokrągliły. W prawdzie przytyła ostatnio parę kilogramów, ale zganiała to na garb siedzenia w domu.

Sięgnęła po kosmetyczkę i pędzle do makijażu. Ostatnio miewała również kłopoty z cerą, przez co jej twarz nie była już taka nieskazitelna jak dotychczas.

— Dzięki Bogu za tę dobroć jaką są kosmetyki — powiedziała na głos i zaśmiała się z tego co przed sekundą powiedziała. Skończyła makijaż i ruszyła w stronę wielkiej garderoby, która oddzielała sypialnie i łazienkę. Spojrzała w szafę chwyciła czarne legginsy i top i wciągnęła na siebie. Tak lepiej — pomyślała. Zeszła na dół ustawiła ekspres do kawy podstawiła kubek i patrzyła jak trunek życia skrapla się do kubka. Chwyciła za kubek i wyszła na taras z paczką papierosów. Usiadła na ławce odpaliła papierosa i napawała się samym środkiem wakacji. Lipiec w tym roku nie był zbyt deszczowy wręcz przeciwnie był dość upalny. W najgorsze dni odnotowano nawet do 38 st celsjusza. Dla Marzeny to było zbyt gorąco gdy wskazówki zegara pokazywały godzinę dwunastą chowała się w chłodnej kuchni która była umiejscowiona od północnej strony posesji. Lubiła pić kawę wczas rano na tarasie zanim jeszcze słońce zaczęło parzyć. Jednak dzisiaj postanowiła poleżeć dłużej więc słońce było już dość wysoko. Podeszła do basenu, który był umiejscowiony na ich wielkim ogrodzie. Włożyła rękę do basenu.

— Woda jest dość ciepła, może po obiedzie popływam, czemu nie? — pomyślała

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 20.58
drukowana A5
za 31.74