E-book
55.13
drukowana A5
71.52
drukowana A5
Kolorowa
90.8
Prawdziwe Nieprawdziwe Życie-Robert Mioduszewski

Bezpłatny fragment - Prawdziwe Nieprawdziwe Życie-Robert Mioduszewski

Prawdziwe nieprawdziwe historie


3
Objętość:
159 str.
ISBN:
978-83-8245-072-9
E-book
za 55.13
drukowana A5
za 71.52
drukowana A5
Kolorowa
za 90.8

.

Moja historia tak naprawdę zaczyna się od Boga, miał swoje anioły, ale chciał więcej, stworzyć coś czego nie było. Stworzył ludzi na podobieństwo swoje, na początku Adama i Ewę, później więcej się ich zrobiło, podarował im planetę mieli wszystko. Diabeł był aniołem, pewnego razu zazdrościł, że ludzie są tak ważni dla niego, więc podpuścił Boga, żeby wystawił ich na próbę, dał im jabłoń i nie mogą zrywać z niej owoców. Bóg wiedział wszystko co chodzi po głowie diabłu, ale postanowił, że udowodni coś diabłu i ludziom, to że trzeba ufać, a nie kombinować i podpuszczać. Zrobił tak jak chciał diabeł podarował im tą jabłoń i zakazał zrywać owoców. Ludzie posłuchali Boga, ale diabeł nie darował sobie tego, że ludzie słuchają Boga. Postanowił podpuszczać Adama i Ewę na początku nie chcieli słuchać diabła, ale w końcu się złamali i posłuchali, jak ktoś w kółko powtarza coś bez ustanku to każdy miałby dość, temu ludzie się złamali i zerwali jabłko. Ewa była słabsza, więc szybciej się złamała i to wykorzystał diabeł i dzięki temu dotarł do Adama, gdy Adam i Ewa, pierwsi ludzie na tej planecie się złamali, diabeł pewny, że teraz Bóg nie będzie się interesował więcej ludźmi, poleciał do Boga z wiadomością, że ludzie nie słuchają Boga, żeby ich unicestwił, bo nie zasługują na istnienie. Bóg jednak po-stanowił zrobić coś innego, bo dobrze widział winę jednego i drugich. Diabłu podarował piekło, ludziom ziemie. Diabeł mógł nadal podpuszczać ludzi będąc w piekle, a ludzie mogli nadal żyć. Z jednej strony każdy dostał to na co zasłużył, ale i diabeł żył i ludzie, każdy ze swoim grzechem. Diabeł cierpiał w piekle, ludzie na ziemi. Ludzie, którzy umierali szli do piekła, za swoje występki, a diabeł też cierpiał, będąc w piekle, bo każdy człowiek który szedł do piekła przyprawiał o ból diabła, bolało i diabła i ludzi. Raz na dwa tysiące lat mogli się uwolnić wszyscy, mógł diabeł zrobić krok w kierunku ludzi, by nie grzeszyli i ludzie mogli zrobić krok by nie grzeszyć. Mamy rok dwa tysiące dziewiętnasty, a koniec świata przepowiadali wróżbici na rok dwa tysiące i byłby pewnie, gdyby nie jeden człowiek, który powiedział, że poświęci się, by ludzie mogli żyć nadal, w roku zerowym to był Jezus, jednak w dwutysięcznym roku Bóg powiedział, że drugiego Jezusa nie będzie, bo widział ile mąk przeszedł Jezus, a ludzie nie zrozumieli, zginął tym razem wszyscy ludzie, a zostanie tylko garstka, która zacznie wszystko na nowo. Był jednak chłopak, który widział jak taki świat będzie wyglądał, zaczęcie wszystkiego od nowa, może Bóg podaruje wszystkie technologie ludziom, ale co znaczy garstka ludzi, gdy miliony lub miliardy zginął. Widział to w pewnym momencie życia, w którym, nie ważne, ważne że widział, powiedział, że poświęci swoje najlepsze lata życia za to, że ludzie będą mogli istnieć, ale tym razem grzech pierworodny zniknie i będzie sprawiedliwość na tym świecie, a każdy będzie odpowiadał przed własnym sumieniem, gdzie chce się znaleźć, czy w niebie, czy w tych czarnych czeluściach na wieki, nie na dwa tysiące lat i tylko dobre serce Boga lub innego człowieka będzie mogło z tej czeluści wyzwolić go lub ją. Mamy rok 2019 to ostatni rok by ludzie byli wolni i diabeł, więc i diabeł i ludzie postarają się, by świat był lepszy, w innym wypadku i diabeł i ludzie zginął, a zostanie tylko garstka ludzi, którzy będą tworzyć nowe życie na tej planecie. Sprawiedliwość już wychodzi, film „Kler” który pokazał prawdziwe oblicze kościoła, który tak-że grzeszył, chłopak ten który chciał by wszyscy żyli, chciał by w kościele katolickim księża też mogli mieć żony i dzieci, bo to był powód, że księża grzeszyli, gdyby mieli własne rodziny nie było by tego, na taką skale lub w ogóle, ludzie samotni durnieją w samotności i tylko obowiązki, musi być czas na prace, ale na czas z rodziną także, w pracy czas na prace i czas na głupie-go papierosa lub posiłek, człowiek wtedy zbiera myśli i efektywniej pracuje. Wiele ludzi w roku dwa tysiące dziewiętnastym pokazuje prawdę co przeżyło i przez kogo, to rok sprawiedliwości i oczyszczenia z win, każdy powinien przeprowadzić rachunek sumienia, wybaczyć sobie i komuś innemu, a w kościele konfesjonały są dla ludzi, którzy ich potrzebują i nie można zmuszać kogoś do spowiedzi, ktoś potrzebuje psychologa idzie do psychologa, ktoś potrzebuje konfesjonału idzie do konfesjonału, można też w myślach zrobić rachunek sumienia i porozmawiać z Bogiem, Bóg jest wszędzie w nas samych także, w końcu stworzył nas na swoje podobieństwo. Jeśli ktoś potrzebuje mówić publicznie, że ktoś go skrzywdził to dobrze, jeśli ktoś potrzebuje porozmawiać z kimś na osobności też dobrze, jeśli ktoś wybaczył i nie potrzebuje nic mówić też dobrze. Po-winniśmy być sobą nie możemy zmuszać się do niczego, to zmuszanie tworzy lęki, które w końcu nas przerastają i popełniamy błędy w życiu, za które my cierpimy i inni. Tutaj zaczyna się moja historia życia. Historia zaczyna się od kolejki w niebie, a za czym stoją wszyscy, za żonami, które Bóg przydziela przed wysłaniem na ziemię. Pamiętam jak wszedłem z mamą do korytarza, stoję sobie i pytam się mamy po co tu stoimy? Mama mówi, pokaże ci twoją, przyszła żonę, bo już wie-działa kim ona będzie. A ja mówię do mamy, mamo ale ja chcę wybrać sam. Mama mówi, to Bóg wybiera, a ja na to że pogadam z Bogiem i na pewno go przekonam na swój wybór, mama mówi, że to niemożliwe, ja mówię dla mnie nie możliwe, zobaczysz mamo że mi się uda. Najpierw po-stanowiłem się rozejrzeć. Rozglądam się i widzę różne dziewczynki, mama mi pokazała jedną mówi to będzie twoja żona, spojrzałem na nią i widzę blondynkę zachmurzoną, taką widać, że będzie wredna, nie spodobała mi się od razu, mówię nigdy w życiu, już wolę być sam niż z nią.

Myślę sobie rozglądnę się bardziej i nagle wchodzi dziewczynka z blond kręconymi włoskami uśmiechnięta z fajną mamą, od razu pomyślałem, że to będzie moja żona, pokazuję palcem i mówię do mamy, mamo to będzie moja żona, a mama ona już jest zajęta widzisz tamtego chłopaka, ja mówię tego wrednego typa? Chyba żartujesz nie pozwolę by z nim była. Mówię zrobię wszystko by Bóg dał mi ją za żonę, mama mówi to niemożliwe, a ja na to, to zobaczysz. Stoję myślę co by tu zrobić, myślę nie ma co czekać trzeba działać. Nie czekając na nikogo, otworzyłem drzwi do Boga bez pukania, wchodzę i mówię, Boże chciałbym z tobą porozmawiać. Bóg mi mówi czekaj na swoją kolejkę, ja mówię nie mogę czekać, bo będzie za późno, ale Bóg się uparł, mówi wyjdź, ja mówię nie. Nagle wchodzi Jezus i Maryja, Maryja z kimś tam jeszcze rozmawiała, Jezus staną obok podszedł do Boga i coś na ucho szeptał, chyba się pytał kim jestem. Usłyszałem tylko, jak Bóg powiedział, przylazł i nie daje mi spokoju, ja nie mam czasu na niego teraz, zajmij się nim. Myślę sobie syn Boga, to pogadam z nim może on coś doradzi. Pytam się pomógłbyś przekonać Ojca bym mógł sam wybrać żonę, on do mnie mówi tu są inne zasady to Bóg wyznacza i rodzice. Ja pytam się czy nie można zmienić tych zasad, on mówi, zasady to zasady, to prawo Boże i ludzi, było uzgadniane od samego początku. Ja mówię Jezus pomóż, to ja ci pomogę, obiecuję, że więcej cię nie ukrzyżują. On mówi to niemożliwe, jeśli ludzie dużo nagrzeszą, ja muszę zejść i odkupić ich winy i właśnie czekam, kiedy to ma nastąpić, bo chyba niedługo, całe niebo się trzęsie co oni wyprawiają, mówi na ziemi jest właśnie druga wojna światowa, brat zabija brata, muszę zejść i oddać za nich życie, bo nastąpi koniec świata jak tego nie zrobię, mówi zresztą Ojciec też ma ich już dosyć, myśli nawet o tym by w końcu dać sobie z nimi spokój, bo ile razy można wysyłać syna na śmierć. Ja myślę, myślę, patrzę Maryja podchodzi do Boga i rozmawia z nim, następnie podchodzi do Jezusa i mówi musisz znów zejść na ziemię i oddać swoje życie, Jezus z pewnym grymasem twarzy, mówi znowu na krzyżu, czy coś gorszego będzie, widzę, że on też ma dosyć. Nagle ja myślę to moja jedyna szansa, mówię Jezus uszczęśliwię was wszystkich, Maryja będzie zadowolona, ty i twój Ojciec i pewnie inni ludzie, że ty nie giniesz tym razem, ale mam warunek, żonę wybiorę sobie sam i każdy człowiek na ziemi, będzie miał takie prawo niezależnie od wyznania. Jezus widać się ucieszył, Maryja zaczęła się zastanawiać i próbowała mnie przekonać, że to obowiązek Jezusa, więc długo nie czekając, podszedłem do Boga i mówię Boże ja zejdę na ziemię i albo oddam życie za Jezusa, albo przekonam, żeby więcej nie walczyli ze sobą i mówię, jeśli mi się nie uda, to zniszczysz cały świat i będziesz mieć spokój, tylko proszę o jedno, daj mi jakiś talent i chcę część życia przeżyć tak, jak sobie chcę i będę robił, co mi żywnie się podoba i będę miał tyle szczęścia, że wszystko mi się uda, a później możesz mi zrobić pod górkę nawet, a talent jaki chcę mieć, zaraz powiem. Myślę co by tu wybrać, siła, ale ilu siłaczy zginęło na polach walki, np. Goliat i Dawid, pomyślałem, że Dawid był mądrzejszy, temu wygrał, więc już wiedziałem, że chcę być mądry, ale myślę co by tu jeszcze, pewnie będę mógł więcej mieć takich talentów. Myślę inteligencja ok, ale jak ją rozbudować i wtedy przyszło mi na myśl wyobraźnia i marzenia, jak będę marzył to wymyślę sobie co zechce, a inteligencja pomoże mi to zrealizować, nie ważne jakim sposobem. Podchodzę do Boga i mówię Boże oprócz żony, chcę jeszcze mieć inteligencje i wyobraźnie z marzeniami, oraz urodzić się jak nie będzie wojny i pamiętać poród, bo z tego co wiem, żadne dziecko nie pa-mięta tego. Bóg mówi, tylko tyle, za mojego syna mogę dać, co zechcesz, ja mówię tyle mi starczy. Bóg się śmiał i mówi, mój syn czynił cuda i go ukrzyżowali, a ty tylko z czymś takim chcesz przeżyć? Ja mówię wierzę w ciebie Boże, że mi pomożesz, bo twój syn nie będzie musiał cierpieć. Bóg mówi, a po co ci marzenia, ja mówię gdy człowiek ma marzenia, to ma jakiś cel, a gdy ma cel, to próbuje go zrealizować, człowiek bez marzeń nie ma celu, więc po co się starać, po co cokolwiek robić, o czym przekonałem się będąc już na ziemi, ale o tym później. Bóg uśmiechnął się i mówi ok, ale będziesz miał na karku jeszcze szatana, ciekawe co on na to, ja mówię też go przekonam, ale mówię on pewnie gorszy jest, więc chciałbym mieć trochę czasu by z nim pomówić, dopiero jak będę na ziemi. Wychodząc byłem zadowolony z siebie i zaczynałem myśleć, jak to będzie z szatanem, ale myślę pochwalę się mamie, że przekonałem Boga i sam mogę wybrać żonę i inni też, ale ja mam pierwszeństwo. Podchodzę do tej blondynki i mówię będziesz moją żoną, widać spodobałem się jej, ale mówi do mnie, mama mi mówiła, że inny będzie moim mężem, ja mówię twoja mama się myli, ona na to, moja mama, nigdy się nie myli ja mówię tym razem się myli, bo to ja wybrałem ciebie sam. Ona zdziwiona i mówi przecież to niemożliwe, żebyś wybrał sam, ja mówię, od dziś zasady się zmieniły, ja je zmieniłem, ona uśmiechnęła się i mówi, to ja chcę takiego męża.

Mówi mamo widzisz jakiego będę miała męża, mama zdziwiona, ale widać było, że też się ucieszyła, bo tamten to był jakiś cwaniak, pewnie by ją krzywdził. Podszedłem do mamy i mówię możemy mamo już iść, załatwiliśmy co mieliśmy załatwić. Wracaliśmy i ja się strasznie cieszyłem, że będę miał taką fajną żonę, uśmiechniętą i wesołą, ale z drugiej strony bałem się tego szatana, myślę ciekawe co wymyśli. Kolejną fajną rzeczą było to, że nie będę żył jak będzie wojna, coraz więcej plusów, ale i minusów. Myślę, co będzie to będzie, z takimi talentami, nie może być źle. Na drugi dzień, miałem się urodzić na ziemi, pamiętam, że jeszcze prosiłem Boga, bym się urodził normalnie, jak każde inne dziecko, czego Bóg wysłuchał. Pamiętam, jak się rodziłem. Pamiętam ten moment. Widziałem ciemność na przemian z czerwienią, ciemną czerwienią. Czułem ciepło otaczające moje ciało. Słyszałem dudnienie, a raczej bicie mojego ser-ca lub mamy. Słyszałem głosy, choć wtedy nie wie-działem co to jest, ale było to przyjemne i dziwne na przemian, bo nie rozumiałem tego co mówią, choć wtedy nawet nie wiedziałem że to jest mowa, dla mnie były to dźwięki przyjemne bardziej i mniej. Słyszałem przelewanie się wody choć wtedy nie wiedziałem co to jest. Tak trwałem jakiś czas, czasem widziałem jaśniejszą czerwień chyba było to światło, choć wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Przyszedł dzień, że nagle zrobiło się zimno, najprawdopodobniej wody odeszły. Czułem że coś mnie ciągnie w dół bardzo się tego bałem i nie chciałem tego chciałem zostać tam gdzie byłem, ale to było silniejsze. Poczułem zimno i nagle otworzyłem lekko oczy raziło mnie światło, bardzo silne światło jasne, więc zamykałem oczy, chciałem odpocząć i potrzebowałem spokoju. Pamiętam swój krzyk i nagle wszystko znikło z mojej pamięci. Pamiętam jeszcze jak byłem w środku te jaśniejsze momenty gdy światło było bardziej czerwone było cieplej i przyjemniej. Pamiętam że otaczał mnie jakiś płyn, ale nie przeszkadzał mi w oddychaniu, był przyjemny. Jak już wyszedłem na zewnątrz to przez długi czas nic sobie nie przypominałem. Z lat młodości pamiętam jak leżałem na łóżku nogę miałem założona na nogę i trzymałem butelkę z mlekiem, pijąc mleko, nigdy nie zapomnę smaku tego mleka. W wieku 5 lat byłem chłopcem pogodnym i zwinnym, może trochę niedoświadczonym, ale z wieloma przyjaciółmi. Mieliśmy paczkę ja najmłodszy, reszta starsi ode mnie. Andrzej, Grześ, Tomek to nie wszyscy, było ich więcej, choć z nimi to pamiętam lata najmłodsze. Robiliśmy szałas z koców i stojaków. Codziennie lub co któryś dzień zbieraliśmy się i wymyślaliśmy co robimy. Zazwyczaj graliśmy w karty. Nie były to zwykłe gry, bo byli wygrani i przegrani. Przegrani dostawali lanie, wygrani bili. Oczywiście nie było to jakieś bicie, by poniżyć czy zniszczyć, ale dla zabawy. Czasem graliśmy na bicie po rękach, kto przegrał to dostawał od każdego w zależności ile wygrał tyle razów dłonią w dłoń, były też akcje bardziej ekstremalne, typu bicie kartami po tyłku lub po ręku, a jeśli komuś karty się rozsypały to role się zamieniały i ta osoba, która biła dostawała. Tak mniej więcej spędzaliśmy czas jak nie było komputerów i dzisiejszych gier. Graliśmy w kuku albo wojnę, dziś dzieci grają w wojnę na komputerze typu „call of duty” czy „battlefield” albo „cs: go”. My mieliśmy wtedy takie zabawy. Albo zbieraliśmy się z chłopakami i graliśmy w kreca. W kreca to były rożne akcje, albo po ziemi, albo po drzewach. Moje ulubione to były po drzewach. Wspinaczka i schodzenie po gałęziach, by ktoś nas nie złapał to było super, tym bardziej gdy się wspinało po wierzbach, gdzie gałęzie były miękkie i łatwo się po nich poruszało, no i tak bawiłem się w kreca do momentu, aż biegłem i zaczepiłem się o korzeń, przewróciłem i padłem na rozbite szkło po piwie. Ręka rozwalona, krew sika ja w płacz, że umrę i z bekiem do mamy by ratowała. Mama na tamte czasy długo nie myśląc, nie jeżdżąc po lekarzach domowym sposobem starała się pomóc. Wyjęła szkło siedzące w ranie, ślad mam do dzisiaj, umyła rękę przyłożyła niesoloną słoninę i zabandażowała ranę. Chodziłem tak z tydzień, może dwa, rana się szybko zagoiła. Została tylko blizna, a raczej pasek po rozcięciu. Czasem pamiętamy wczesne lata młodości, ja czasem pamiętam. Opisywałem wam już co dziecko odczuwa będąc w brzuchu i rodząc się, ale to nie wszystko. Dziecko już zaczyna myśleć w brzuchu u mamy, słucha słów i się uczy, dziecko to wyraźnie słyszy. Po narodzinach także słyszy. Uczy się i rozumie jedynie samo nie potrafi odpowiedzieć. Spytacie dlaczego dziecko po narodzinach nie mówi tylko płacze, z prostego powodu bo nie umie mówić, choć na pewno by chciało. Pamiętam moje młode lata, gdy byłem dzieckiem, dzieckiem które nie mówi. Dlaczego dzieci nie mówią, bo nie maja wykształconych mięśni twarzy, nie potrafią składać buzi, tak by mówić choć próbują, ale wychodzi im zwykle ble, glu itp.

Pamiętam jak ja próbowałem coś powiedzieć i nie wychodziło, przez to czasem płakałem i inne dzieci też temu płaczą. Próbują naśladować osoby, które kręcą się obok, ale im to nie wychodzi. Rodzice powtarzają słowa uczą dziecko i wtedy dziecko próbuje, no i oczywiście w końcu się udaje. Mówią pierwsze mama lub tata, myślicie czemu dziecko mówi mama lub tata jako pierwsze słowa, bo ciągle im to powtarzają, dziecko próbuje do momentu, aż się uda. Dziecko myśli będąc małym, ale nie potrafi robić wielu rzeczy. Pamiętam ile się męczyłem, żeby powiedzieć mama czy tata. Powtarzali mi to w kółko, ja próbowałem powiedzieć, ale nie potrafiłem. Trenowałem mięśnie żuchwy, pamiętam jak się tego nauczyłem. Dzieci robią ruchy szczęką dorośli myślą, że to grymas na twarzy dziecka, ale dziecko próbuje rozruszać mięśnie. Pamiętam jak powiedziałem pierwsze słowo ile było radości, dla mnie też, bo mi się udało, byłem z siebie dumny, tego nie zapomnę. Gdy powiedziałem pierwsze słowo próbowałem powiedzieć kolejne, nie wyszło mi to za pierwszym razem, gdy rodziców nie było sam próbowałem mówić słowa, gadałem jakieś bzdury, bo nie pamiętałem słów, ale nauczyło mnie to tego, że jak się ćwiczy, to w końcu wyjdzie. Nie wiem w jakim wieku zacząłem mówić, bo nie pytałem rodziców, ale byłem mały. Gdy dziecko jest w brzuchu rozmawiajcie z nim, będzie mądrzejsze i szybciej będzie się uczyć, wiem to po sobie. Gdy dziecko powie pierwsze słowo, uczcie go kolejnych, ale mało skomplikowanych, by szybciej rozruszało szczękę i nie zniechęcało się, dziecko widzi waszą radość i czuję gdy mu się uda powiedzieć słowo po was, cieszy je to. Dorośli maja dzieci za malutkie i takie, które nic nie rozumieją, a dzieci wiele widzą i rozumieją mimo młodego wieku. Nie lubią kłótni, wolą jak się uśmiechacie, kłótnie je straszą i przerażają. Gdy pieścicie się do dziecka ono to podłapuje, rozmawiajcie normalnie, możecie naśladować słowa dziecka, by przejść za chwilę do normalnych słów, dziecko to podłapie i odważy się spróbować i mówić. To przyśpiesza mowę dziecka, skąd to wiem po sobie, ja tak zaczynałem.

Pewnie myślicie, że wymyślam bajki, ale tak nie jest, nie wiem jakim cudem, ale pamiętam lata młodości, taka pamięć wsteczna, ale nie zawsze, tylko w niektórych momentach. Zacznę moją kolejną opowieść od wczesnej młodości. Byłem pogodnym i wesołym chłopcem, bardzo religijnym, bo tak zostałem wychowany. Zawsze potrafiłem radzić sobie w każdej sytuacji. Moja mama zaczęła nas uczyć pisać i liczyć już w wieku 4—5 lat. Ja z chęcią się uczyłem bo lubiłem dużo wiedzieć, więcej od innych. W wieku 2—3 lat przewróciłem brata ciotecznego, po czym zostałem skrzyczany strasznie przez babkę i jego rodziców, bo się rozpłakał. Wystraszyli mnie na tyle, że zacząłem się jąkać. Strasznie się jąkałem, nie potrafiłem wymówić słowa. Nawet przestałem mówić w ogóle, bo było mi wstyd, że się jąkam. Mama woziła mnie po lekarzach, ale to nie pomagało, aż jedna lekarka zaproponowała znachorkę z Orli. Pojechaliśmy tam, pomodliła się, machnęła czymś nad głową i dała chlebek. Coś trzeba było wyrzucić takie zawiniątko na rozstaju dróg i w domu przed snem pomodlić się, stanąć na progu, zjeść kawałek tego chlebka i prawą lub lewą ręką wrzucić za siebie nie pamiętam tylko co. Dziwne bo to jedyne pomogło, jąkanie zaczęło ustępować po tygodniu, po miesiącu mówiłem już normalnie do tej pory mówię. Taka dziwna sytuacja, ale ważne, że pomogło. W wieku 5 lat ciocia mojej mamy zabrała mnie do swojego syna na wakacje, pod niemiecką granicę do miasta Kostrzyń. Wystarczyło przejść most i były już Niemcy. Fajnie mieli własny dom, taką wille i miałem swój pokój, polubiłem wuj-ka od razu, ciocia chyba nie za bardzo za mną przepadała, bo wujek trochę mnie faworyzował względem ich córki, ale też była ok. Ich córka była ładna, nawet mi się podobała moja kuzyn-ka, ale strasznie wredna była. Miała koleżankę razem na mnie nadawały. Trochę to była taka miłość młodzieńcza, ale nie zdawałem sobie sprawy, że i tak ta miłość nie ma sensu, zresztą często się sprzeczaliśmy, głownie przy stole, była rozpieszczoną pannicą. Któregoś razu się posprzeczaliśmy, jakiś sąsiad starszy wyszedł i chciał mi wlać, przewrócił tylko, ale tak się wkurzyłem, że chwyciłem za kamień leżący blisko i chciałem w niego rzucić. Na szczęście wyszła ciocia mojej mamy, nazywałem ją babcią. Uspokoiła mnie i nie rzuciłem, to była dobra i religijna kobieta. miłość młodzieńcza, ale nie zdawałem sobie sprawy, że i tak ta miłość nie ma sensu, zresztą często się sprzeczaliśmy, głownie przy stole, była rozpieszczoną pannicą. Któregoś razu się posprzeczaliśmy, jakiś sąsiad starszy wyszedł i chciał mi wlać, przewrócił tylko, ale tak się wkurzyłem, że chwyciłem za kamień leżący blisko i chciałem w niego rzucić. Na szczęście wyszła ciocia mojej mamy, nazywałem ją babcią. Uspokoiła mnie i nie rzuciłem, to była dobra i religijna kobieta. Po tej akcji nie odzywałem się do córki mojego wujka, do momentu, aż z koleżanką nie zaczęły mnie podrywać. Pogadaliśmy sobie i rozeszło się po kościach. Pamiętam jak wujek poszedł z psem na spacer, poszedłem go szukać. Idę po jakiś górkach, jestem na dole i z góry widzę wujka z psem, zawołałem go, pies nagle zaczął biec w moją stronę. Nie znałem go, chyba wujek i ja się razem przestraszyliśmy. Wujek krzyczał żebym się nie ruszał, żebym nie uciekał i tak zrobiłem. Pies w moment był koło mnie, był to owczarek niemiecki większy ode mnie, stałem w bezruchu i starałem się nie bać. Gdy wujek pod-biegł złapał psa i ja już się nie bałem. Pies tylko obiegł mnie na około i obwąchał, stałem jak wryty. Wujek chyba chciał mieć syna, a miał córkę może temu tak mnie polubił. Pamiętam jak zabrał nas nad jakieś jezioro, fajne domki były tam góralskie. W dzień kąpałem się w jeziorze, nie umiałem pływać, a moja kuzynka ze skrzydełkami na rękach udawała, że potrafi i trochę mi dokuczała.

Wieczorem piekliśmy barana na ognisku na rożnie. Nie lubiłem mięsa, ale wujek mnie przekonał że jest dobre i spróbowałem. Zjadłem kawałek mimo, że strasznie wybredny byłem i jestem do mięsa. To był fajny czas, ognisko śpiewy, naokoło było słychać śpiewy także innych ludzi. Taka miła atmosfera wtedy panowała, śmiechu i zabawy. Gdy z babcią wracałem pociągiem to też było fajnie, ludzie wtedy byli inni, bardziej mili i usłużni. Już wtedy uczono mnie, że starszym trzeba ustąpić miejsca w pociągu. To była fajna przygoda, taka podróż przez całą Polskę pociągiem. Ja jako najstarszy z rodzeństwa zawsze musiałem opiekować się siostrami. Często stawałem w ich obronie, taka karma. Nauczono mnie, że kobieta jest krucha, ale dziś to się zmienia, są bardziej silne od mężczyzn. Więc w młodości opiekowałem się nie tylko siostrami, ale wszystkimi kobietami. Nie raz biłem się z powodu dziewczyn, by obronić. W pewnym momencie jednak zrezygnowałem z bójek, bo to nic nie dawało. Robiłem sobie tylko wrogów, a one i tak były jakie były. Więc zacząłem się trzymać z chłopakami. To z nimi grałem w różne gry i bawiłem się. Graliśmy w kreca na ziemi i na drzewach, w wojnę, graliśmy w karty, w późniejszym wieku grałem w koszykówkę i piłkę nożną, czasem ze starszymi od siebie, ale dobry w tym byłem. Wychodziłem z założenia, że jeśli coś robisz rób to dobrze i robiłem. Poszedłem w końcu do szkoły, miałem kawałek, najbardziej bałem się psów bo latały bezdomne, raz jeden taki wielki z czerwonymi oczami biegał strasznie się go bałem, że rzuci się na mnie, strasznie wyglądał i był większy ode mnie. Do szkoły już od małego chodziłem sam, kilka razy mama mnie zaprowadziła by pokazać gdzie jest szkoła. Poznawałem nowe osoby, było fajnie. Były ładne dziewczyny w klasie więc podkochiwałem się w niektórych, ale byłem na tyle nieśmiały by nie zaczepiać ich. W Szkole na początku zdawałem z czerwonym paskiem, dopóki nie trafili się nauczyciele, którzy zniechęcali mnie do nauki. Pamiętam historyka „Barszczewski” miał na nazwisko, taki łysy groźnie wyglądał, wszyscy się go bali. Na lekcjach bił przedmiotami lub otwartą ręką, czasem w tył głowy lub po rękach. Pamiętam jedna dziewczyna strasznie się go bała i schowała się w łazience przed nim, że niby w toalecie jest.

Poszedł przyprowadził ją na środek klasy i kazał się rozbierać, nie wiem co chciał zrobić. Ona się rozpłakała i zrezygnował, cała klasa w szoku, od tej pory każdy się go bał, ale nikt nic nie powiedział. Był łysy podobno z powodu jakiejś choroby. Ja się modliłem żeby z nim lekcji było jak najmniej, chyba temu nigdy nie lubiłem historii, pewnie z jego powodu. Teraz sam taką historię tworzę. Szkoła podstawowa miałem swoją paczkę, Artur i Wojtek trzymaliśmy się razem. Artur był zwariowany, zawsze wpędzał nas w kłopoty, przychodziły mu różne pomysły do głowy. Wojtek był naszym obrońcą w razie czego, był największy w klasie i najsilniejszy, czasami gdy stawał w naszej obronie bił się ze starszymi chłopakami ze starszych klas, kawał chłopa z niego było. Czego my nie robiliśmy razem, nieraz szło się jabłka zrywać po ludziach, a później uciekaliśmy, nawet psami nas szczuto. Artur zawsze nas wkręcił w coś.

W późniejszych latach spotykaliśmy się by pograć razem w piłkę nożną lub koszykówkę, ja mimo niskiego wzrostu świetnie sobie radziłem, miałem cela do kosza z dalekich odległości rzucałem i trafiałem, a w piłkę nożną byłem mistrzem, nie jedno sito się założyło kolegom. Czasem graliśmy po kilka godzin, wracałem do domu cały mokry i czułem że się wyszalałem, ze snem nigdy nie miałem problemu. Później era komputerów nadeszła. Pamiętam jak mama zapisała mnie i siostry do klubu. One miały tańczyć, ale niedługo po tym zrezygnowały, mnie mama zapisała na kurs krótkofalowca. Nadawałem morsem, a przynajmniej próbowałem, bardziej interesował mnie komputer w sali krótkofalowców, ale chłopacy byli starsi i nie dawali pograć. Pewnego razu zauważyłem inny kurs dla komputerowców, od razu wiedziałem, że muszę tam chodzić, potrzebowałem tylko zgody od rodziców, ale zgodzili się. Zawsze ciągnęło mnie do technologii i nowinek. Nasze zajęcia polegały na nauce programowania, a na koniec godzinka grania, co to była za radość pograć w coś, jedna z gier „Kung Fu Master” albo „Bruce Lee”, graliśmy ile tylko się dało. Chodziłem tam długo, dopóki nie zachorowałem na grypę i nie mogłem chodzić. Chodziłem tam długo, dopóki nie zachorowałem na grypę i nie mogłem chodzić. Później tato kupił nam grę takie dwa joysticki były, jeśli można je tak nazwać, po prostu suwaki. Latała piłka w kształcie kwadrata i były dwie pałeczki, którymi się ją odbijało, graliśmy godzinami, a przynajmniej ja. Pamiętam pierwszy kolorowy telewizor rosyjski, kolory blade, ale jakiś kolor był, ale jaka radocha, że można coś w kolorze obejrzeć. Pierwszy odtwarzacz video, ja wtedy nic innego bym nie robił tylko oglądał filmy. Specjalnie jeździłem na rynek, by kupić, a później wymieniać filmy. Jakie to filmy były Rambo, Rocky, Robocop filmy mojej młodości. Kupowało się kasety i przegrywało by mieć w swoich zbiorach. Później wprowadzili kodowanie w wypożyczalniach to załatwiłem sobie dekoder który rozkodowywał kasety i też mogłem nagrywać. To były czasy kombinowania, żeby mieć coś. Później namówiłem tatę by kupił inny komputer był to „Spectrum+” tam dopiero były gry, siedziałem po nocach grając w nie. Nie każdy miał komputer, a chciało się pograć. Kiedyś zaszedłem do salonu gier, był w takiej piwnicy. Wchodząc wiedziałem, że będą starsi chłopacy i mogą zabrać pieniądze, więc ukryłem w skarpecie, a jedną złotówkę na grę włożyłem do kieszeni. Zagrałem tylko raz i wychodziłem po schodach na górę, przestąpiło mi drogę trzech starszych chłopaków, chcieli pieniędzy. Byłem twardy i nie zdradziłem się, że mam pieniądze mimo, że przyłożyli mi nóż do szyi. Wyszedłem i uśmiechnąłem się do siebie, ale mało brakowało, mogło to różnie się dla mnie skończyć. Więcej już tam nie chodziłem. Poszedłem do znajomych co mieli komputer, tak się zagrałem i zasiedziałem, że musiałem wracać ostatnim autobusem po ciemku, ale warto było. Rodzice zrobili mi awanturę wtedy, bo byłem młody i nie powinienem o tej porze wracać do domu, nie wiedzieli, gdzie jestem nie dziwie się im teraz. Pewnie nie wróciłbym do domu w ogóle, ale udało im się dodzwonić do znajomych, bo odchodzili od zmysłów, chcieli policje wzywać, a ja sobie grałem w najlepsze, nie zdając sobie sprawy, która godzina.

W szkole podstawowej byłem tylko raz na dyskotece, wcale mi się nie spodobało nie było z kim tańczyć, chłopacy tylko biegali jak oszalali, a dziewczyny same nie wiedziały czego chcą. Wolałem już siedzieć w domu i czymś się zająć. Kiedyś lubiłem grać na takim małym, pianinku który dostałem lub rysować. Na pianinku grałem ze słuchu, jak coś usłyszałem to próbowałem to zagrać, chyba zostało mi to do dziś, rysunek zresztą też. Nigdy nie lubiłem śpiewać to teraz nadrabiam. Pamiętam pojechaliśmy z klasą na biwak pod namioty, były tam prysznice, a koledzy namówili by dziewczyny podglądać, to dopiero była heca. Poszliśmy szukać kąpiących się dziewczyn, a wylądowaliśmy w toalecie. Chcieliśmy numer jakiś wywinąć, koledzy wypchnęli mnie na środek toalety a tam nauczycielka wychodzi i mówi, a co ty tu robisz, uciekaliśmy stamtąd pamiętam, a ja unikałem wychowawczyni przez cały biwak. Teraz się śmieje z tego, ale wtedy nie było mi do śmiechu, że tak koledzy mnie załatwili. W ogóle biwak był z przebojami przez moich kolegów. Niektórzy koledzy wcześnie zaczęli palić papierosy, ja dużo później. Czasami chodziłem z nimi za szkołę, by dotrzymać towarzystwa i pogadać, mimo że częstowali nie paliłem, byłem z tych ułożonych i grzecznych. Pamiętam jak rodzice wysłali nas na kolonie, siostrom się chyba nie bardzo podobało, ale mi tak, mieszkałem w pokoju ze starszymi chłopakami, każdy miał obowiązki musiał sprzątać po sobie trochę jak w wojsku, raz na jakiś czas przypadała kolej sprzątania całego pokoju. Fajne miejsce nad wodą, dyskoteki które akurat tam mi się podobały. Fajna muzyka Modern Talking itp., muzyka lat osiemdziesiątych, same hity. Pamiętam jakaś starsza dziewczyna, wyższa ode mnie latała za mną na dyskotece by ze mną zatańczyć, a ja głupi uciekałem, w dodatku ładna była, ale chyba byłem zbyt nieśmiały, by się odważyć na taniec z nią, a mogła to być miłość. Czasem takie okazje przechodzą nam koło nosa z powodu nieśmiałości. Pamiętam wtedy pierwszy raz zetknąłem się z sagą „Star Wars”, nakupowałem żołnierzyków z tego filmu i bardzo chciałem go obejrzeć. Zresztą lubiłem się bawić jako dziecko żołnierzykami różnymi. W młodym wieku dostałem książkę o majsterkowaniu, wszystko chciałem zrobić z niej, ale nie zawsze miałem materiały na to.

Robiłem swoim żołnierzykom ruchome kolejki linowe, używałem pudełek po zapałkach i nitek, czego ja nie wymyślałem, prawdziwy majsterkowicz ze mnie był, ale to nie to było moim powołaniem. Do kościoła chodziłem przynajmniej raz w tygodniu albo i częściej, dlatego teraz nie chodzę, bo wysłuchałem chyba wszystkie kazania już. Pamiętam jak raz miałem iść do spowiedzi ksiądz na mnie i kolegów nakrzyczał, że przyszliśmy bez przygotowania, od tamtej pory nie lubiłem spowiedzi i bałem się jej. Teraz się nie spowiadam, bo uważam, ze to Bóg mnie rozliczy nie księża, Bóg jest wszędzie mogę z nim w każdej chwili rozmawiać bez udziału księży, nie są mi do niczego potrzebni. Moja spowiedź przed Bogiem wystarczy by Bóg mi odpuścił grzechy, człowiek tego robić nie musi, bo księża to zwykli ludzie, tacy jak każdy i też popełniają błędy. Takie moje podejście do życia. A co do księży to moim zdaniem powinni mieć legalnie żony, wtedy nie byłoby żon na lewo i nie było by całej tej patologii wśród księży. Jako najstarsze dziecko ciężko jest, za wszystko odpowiedzialny jesteś ty. Musisz dźwigać ten ciężar, jesteś zdany na siebie. Zabawy zabawami, ale musisz trzymać rękę na pulsie. Moja pierwsza odpowiedzialność, to gdy siostry zaczęły jeść żarówki na choince podłączone do prądu, na szczęście w porę wyłączyłem z zasilania, bo mogło być różnie. Siostry też udane zrobiły mi kiedyś kawał, wysłały kiedyś ogłoszenie do ”Przyjaciółki” taka gazeta w tamtym czasie, że szukam przyjaciół. Setki listów, oferty różne przychodziły. Najbardziej mnie rozśmieszył jeden list, jakaś dziewczynka napisała, że mam jej kupić pierścionek zaręczynowy, a ja miałem wtedy może z osiem lat, to było zabawne, ona pewnie też coś koło tego, patrząc na pisownie. Listonosz nie nadążał nosić li-stów, chyba był już zdenerwowany tyloma listami. Listy były różne, od wymiany znaczkami pocztowymi po zaręczyny. Ja na początku nie wiedziałem skąd tyle listów do mnie, ale później siostry się przyznały, miałem dość ich żartów. Takie zwyczajne, niezwyczajne życie.

W szkole podstawowej miałem swoją paczkę przyjaciół, zawsze coś wymyślaliśmy i trzymaliśmy się razem. Byłem raczej osobą, która dobrze się uczyła, czerwony pasek itp., choć w wyższych klasach zapał do nauki osłabł, ale nie uczyłem się źle. Podstawówkę wspominam tak sobie, taki zwykły czas, raczej nauka niż zabawy czy szkolne dyskoteki. Szkoła średnia, trudno było wybrać nie było tak jak teraz tylu kierunków. Chciałem iść na elektronikę, ale tam cudem można było się dostać, więc nawet papierów nie składałem. Postanowiłem, że pójdę na kierunek elektryczny w innej szkole, nie był to szczyt moich marzeń, ale trudno się mówi. Musiałem przejść testy psychologiczne, każdy musiał kto tam się starał. Po testach, gdy sprawdzono wyniki wyszedł jeden z egzaminatorów i powiedział moje imię i nazwisko, zdziwiłem się, dlaczego mnie szuka, myślałem, że coś nie tak, a on chciał mnie zobaczyć, dlatego że napisałem najlepiej, nie wiem może ponad normę, pogratulował mi, a ja podziękowałem. Pierwszy rok był w miarę poznawałem nowych ludzi. Jednak w pewnym momencie straciłem zapał do nauki, może temu, że byłem starszy i chciałem trochę normalnego życia jak inni, gra w piłkę, koszykówkę, siatkówkę, poznawanie dziewczyn nowych, ogniska i imprezy. Jak to mówią hormony szaleją. W sumie to nie był zły czas, dopóki nie poznałem dziewczyny, która chciała, a może zrobiła to, nasyłając na mnie kolesi, tylko temu, że z nią zerwałem, po prostu źle trafiłem, pomyślałem sobie. Przez jakiś czas wolałem być sam, żeby nie wpakować się w taką samą minę no i wolałem, jak dziewczyna mieszka trochę dalej, żeby nie patrzeć, gdy coś pójdzie nie tak. Dziewczyny pojawiały się i znikały, ale starałem się rozstawać bez kłótni, by jednak to było w przyjacielskiej atmosferze rozstanie, załatwiałem to sam, bez pośredników, bo uważam, że takie sprawy załatwia się samemu. W końcu pojawiła się dziewczyna, ale ja musiałem iść do wojska. Było to dla mnie trudne, bo nie wiedziałem czy przetrwa ten związek to, więc zaproponowałem, że na czas wojska się rozstaniemy, jeśli to miłość to przetrwa próbę czasu. Jednak nie przetrwało, więc postano-wiłem, że na czas wojska żadnych związków. Ten czas był miły dobrze go wspominam, trochę zwiedziłem miejscowości i wesoło było z kolegami z którymi służyłem. Po wojsku szukałem pracy, nie było to łatwe, ale coś znalazłem, co do dziewczyn miałem dość szukania na siłę, czasem wszystko samo się układa. Za-jąłem się pracą, zakładałem możliwość wyjazdu za granice w celu zarobku, jednak życie płata figle i nie jest tak jak zakładamy. Wizy nie dostałem, więc nie mogłem wyjechać skupiłem się na pracy w Polsce. Pomagałem ojcu w działalności, ale to też się nie udało, z powodu zmiany prezesa i nowych zarządzeń. Taka historia prawdziwa, nieprawdziwa, zwykłe życie na dziś, wszystko zależy od drobnych szczegółów, by życie nam się odmieniło, w tym wypadku nie do końca szczegóły wpływały pozytywnie. Moim zdaniem nasze życie zależy od naszych wyborów, mamy wybór wyjechać za granice lub nie, to są nasze ścieżki życia, którymi podążamy i tak kreuje się nasze życie, inni ludzie też mają wpływ na nasze życie, ci których spotyka-my codziennie lub co jakiś czas, nawet listek spadający z drzewa, ma wpływ na nasze życie, może je uratować lub zabić, swego czasu pomyślałem, że ludzie są połączeni z gwiazdami i planetami, jeśli układ planet zależy od pojedynczego człowieka, to może być tak, że śmierć danej osoby może prowadzić do zmiany układu planet. To może mieć wpływ na warunki pogodowe, na to że planeta zmienia prędkość obrotu wokół własnej osi lub przebiegunowanie.

Moje życie nie było nudne przyszedł czas na miłość. Czasem wiemy, że to właśnie miłość prawdziwa. Składa się na to i chemia i uczucia. Czym kierujemy się szukając miłości? Na pewno patrzymy na wygląd, później na charakter i co dana osoba sobą reprezentuje. Tak zaczyna się kolejna historia z mojego życia. Pracowałem w piekarni, na bułki słodkie i pączki nie mogłem patrzeć, wszędzie czułem ten zapach do przesady słodki. Odwiedziłem kolegę, a tam nowe znajome poznałem, fajne dziewczyny miłe i w ogóle, ale pomyślałem za młode dopiero 18 lat, nie będę nic kombinował. Miło nam się rozmawiało, polubiłem je i obiecałem, że następnym razem przywiozę coś słodkiego, bo ja na słodkie nie mogłem patrzeć. Następnym razem przywiozłem trochę pączków i się dogadaliśmy, że pójdziemy razem na dyskotekę. Przyjechałem wieczorem, dziewczyny nie były gotowe, więc z kolegami wybraliśmy się pierwsi, muzyka super, dobre klimaty, wzięliśmy piwo na początku z baru, by mieć lepszy humorek. Siedzimy pijemy, nagle do kolegi podchodzi jakaś dziewczyna i coś mówi na ucho, nie znam jej. Pytam się kolegi, kto to? On mówi nie poznałeś? Ja odpowiadam nie.

A to jedna z tych znajomych, po makijażu i zmianie fryzury nie po-znałem, dziwne, ale prawdziwe. Od razu spodobała mi się, ale miałem dylemat, bo wcześniej stwierdziłem, że daruję sobie znajomość z 18 latkami, mimo ze ja miałem niedużo więcej jakieś 22—23 lata. Ale hormony zaczęły szaleć i były silniejsze. Pobawiłem się z dziewczynami razem w kółeczku, ale zaczęły się wolne utwory, więc do niej podszedłem i spytałem czy zatańczy, potwierdziła. Tańczyliśmy razem całą dyskotekę. Po imprezie odprowadziłem do domu i rozmawialiśmy. Walczyłem ze sobą czy zrobić krok dalej czy nie. Zbliżaliśmy do domu, zostawało coraz mniej czasu, gdy wchodziliśmy do klatki w bloku złapałem za rękę i przysunąłem ją do ściany zbliżając się i zadając pytanie, czy chce być ze mną. Odpowiedziała twierdząco po czym ją pocałowałem, dość długo, ale nie na tyle długo by ktoś nas zaskoczył. Weszliśmy jakby nigdy nic, umówiliśmy się, że innym nic nie będziemy na razie mówić. Wychodziliśmy do kuchni niby po coś, ale tylko po to by pocałować się, dotknąć ręką. To było zarówno podniecające jak i tajemnicze. Tak rodziła się prawdziwa miłość, my tylko dla siebie nie dla innych. W tym wypadku odległość, która nas dzieliła nie była zbyt dobra, wolałbym by mieszkała blisko, bym mógł ją widzieć codziennie. Nieraz martwiłem się o nią, co robi, czy nic złego jej się nie dzieje. W pracy mówiłem o niej, że mam anioła, choć współpracownice śmiały się i mówiły, zobaczysz kiedy ten anioł rogi pokaże, ale ja ich nie słuchałem. Pewnego razu moja dziewczyna zaprowadziła nas do wróżki. Wróżka zaczęła nam wróżyć, mi powiedziała, że zdradzę ją z blondynką, w co nie chciałem wierzyć, za bardzo ja kochałem. W pewnym momencie, zaczęła się zastanawiać i nakreśliła mi znak krzyża na ręku, nie pamiętam czy patyczkiem czy ołówkiem i nie wiedziałem dlaczego. Gdy wychodziliśmy uścisnęła mi dłoń, ale mojej dziewczynie nie, nie wiem dlaczego. Gdy wyszliśmy dziewczyna mówi do mnie, że ta wróżka podobno co przepowie to się sprawdza, tak mówią ludzie, ale ja powiedziałem, że może i tak ale nie zdradzę cię. Wsiedliśmy do auta i jeszcze chwile rozmawialiśmy na temat tego co mówiła, tylko to było dziwne, bo moja dziewczyna mówiła o czymś innym niż ja. Spieraliśmy się co usłyszeliśmy, ja mówię jedno ona drugie, ale po chwili darowałem sobie. Wszystko było dobrze, dopóki moja dziewczyna nie zadzwoniła do mnie, że idzie na dyskotekę. Na początku nie miałem nic przeciwko, ale zażartowałem, że przecież mieliśmy nie chodzić sami na imprezy i wtedy ona wpadła w szał, zrobiła mi taką kłótnie przez telefon, jakby chciała zerwać, co mnie bardzo zabolało, pozwoliłbym jej, bo je-chała z rodzeństwem, ale ta kłótnia była nie potrzeb-na. Po chwili powiedziałem dobrze jedź, ale ja też sam będę chodził na imprezy. Chciałem się nawalić jak stodoła, samemu lub z kumplami. Długo nie mu-siałem czekać na imprezę, jakaś znajoma zadzwoniła i chciała się spotkać i pogadać, nie wiedziałem czemu, widzieliśmy się z raz czy dwa. Gdy się spotkaliśmy zaprosiła mnie na osiemnastkę do siostry, zgodziłem się, bo myślę napiję się w końcu. Poszedłem, napiłem się, wylądowałem w łóżku z blondynką i tak się okazało, że wróżka prawdę powiedziała, zdradziłem. Byłem z nią tydzień czasu, po czym zakończyłem znajomość mówiąc, że wróciłem do byłej bo ją kocham, tak bo przez chwile była byłą. Po imprezie spotkałem się z moją dziewczyną, powie-działa mi, że tańczyła z kolegą i ją pocałował, nasze ścieżki na kilka dni się rozeszły, po czym przepraszała przez telefon i wybaczyłem jej. Byliśmy długo jeszcze ze sobą, ale sumienie nie dawało mi spokoju, cierpiałem z każdym dniem. W końcu chyba nie wytrzymałem i powiedziałem koledze, że ją zdradziłem. Straciłem pracę, więc nie widywaliśmy się zbyt często, a rodziców nie chciałem prosić o pieniądze na bilet. Gdy się spotykaliśmy, kłótnia na dzień dobry, co mnie bardziej dobijało. W pewnym momencie zadzwoniła, że pewnie mam inna, albo że zdradzam, nie było to prawdą, jeden z telefonów w którym powiedziała, że to koniec. Spotkaliśmy się później, by porozmawiać, wyrzucała mi cały czas, że ją zdradzam, w końcu nie wytrzymałem i po-wiedziałem, że zdradziłem, ale tylko raz właśnie z tą blondynką i było to prawdą. Płakała ja ją przytuliłem, chciałem jakoś pocieszyć, powiedziałem jej jak już trochę doszła do siebie, że idę i że zasługuje na kogoś lepszego ode mnie. Czy trafiła na kogoś lepszego nie wiem, sama wie najlepiej. Nasze drogi się rozstały. Często myślałem o niej, czy wszystko w porządku, czy jest szczęśliwa, ale tak naprawdę na rozmowę czekałem osiemnaście lat, teraz już nie rozmawia-my. Tak to bywa czasem z miłością, nawet tą jedyną. Na pewno każdy z was ma swoja historię prawdziwej miłości, u każdego wygląda ona inaczej. Czasem później jesteśmy z kimś innym, ale zawsze pamiętamy ta prawdziwą miłość, czy mówimy o niej, z tym to różnie bywa.

Przeczytałeś bezpłatny fragment.
Kup książkę, aby przeczytać do końca.
E-book
za 55.13
drukowana A5
za 71.52
drukowana A5
Kolorowa
za 90.8